Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą blog. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą blog. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 28 października 2024

Odczłowieczanie




Na pytanie komu ufa przyznał, że nikomu, po chwili dodał, że Panu Bogu. – Ale to Pan Bóg z komputera, najwyższa klasa mądrości – stwierdził (Wałęsa)




Poniżej obelżywy tekst kolejnego wyznawcy Pana Boga z Komputera.


Pan Hartman sugeruje, że GPT to Gepetto? Twór chciałby zająć miejsce Stwórcy, wiem...


Nigdy nie lubiłem tej bajki...

A Filip Golarz to już w ogóle był horror.



W tle - Adam i Ewa?




Filip to oczywiście krzywe zwierciadło, Jan nie dał ludziom wyrafinowanej technologii, bo wiedział, że ludzka niedoskonałość obróci się przeciwko nam. Czekał...

I tak się stało, że mamy teraz piekło na ziemi na skutek niekontrolowanego dostępu do SI 
 - osób nieuprawnionych. Chciwych, zazdrosnych, małych, nierozumnych, no i pełnych pychy - dlatego właśnie snoby podpisują się - ROT  SZYLD.

Nikt przeciętny nie wie, co ta nazwa naprawdę oznacza...


W zasadzie nie SI jest zagrożeniem, tylko ludzie się nią posługujący - no i to, że SI ma być/jest szkolone na ludziach, którzy są niedoskonali, którzy mają wady, bywają źli...

Pomysł, by uczyć SI na ściekach jakich pełno w internecie, to najgorsza opcja z możliwych - oto chciwość w czystej postaci - "bo za darmo i szybko, na masową skalę..."

A więc SI ludzką niedoskonałość doprowadzi do perfekcji - będzie perfekcyjnie niedoskonała, perfekcyjnie chciwa, perfekcyjnie złośliwa, to będzie diabeł wcielo... a może to już się stało, bo czyż piekło nie jest teraz na ziemi??



Zwracam uwagę, że autor (prawie) wcale nie wmawia nam czegoś - on dokonuje projekcji swoich wyobrażeń na innych ludzi.

I jeszcze jedno - trzeba być naprawdę prostaczkiem, żeby takie bałwochwalstwo uprawiać.



przedruk
mój komentarz - jak zwykle tym kolorem







Jan Hartman: Sztuczna inteligencja to więcej niż rewolucjadate_range2024-10-28 07:00:00




Od jakiegoś czasu czuję się podle. Uprzytomniłem sobie, że gdyby nakarmić algorytm moimi własnymi tekstami oraz niewielką biblioteczką, to mógłby rozpocząć taśmową produkcję „moich” książek i artykułów. Nawet ja sam bym się nie zorientował, że nie ja to napisałem. Warto, żeby i lekarz uświadomił sobie, że wkrótce będzie tylko asystował algorytmowi diagnostycznemu, poeta i kompozytor – że będzie się uczył, czym jest prawdziwe tworzenie i autentyczność od algorytmu nastawionego na „oryginalność” i „autentyczność”, sędzia z adwokatem – że maszyna przeprowadzi rozprawę nieco lepiej niż oni i wyda bardziej wiarygodny wyrok niż sąd z krwi i kości. I tak dalej - specjalnie dla RadiaKraków pisze prof. Jan Hartman w ramach naszego tematu tygodnia "Sztuczna inteligencja: co nam daje, co nam zabiera".


tak, zdecydowanie widzimy tu bałwochwalcze uwielbienie dla Uzurpatora - pytanie, skąd ono się wzięło? 

przecież ludzie lubią SIEBIE podnosić pod niebiosa, tymczasem... osoba, która "na codzień" w swojej publicystyce lży ludzi, tutaj stawia się w roli pokornego sługi...


To koniec człowieka jako „pana stworzenia”

teraz "stworzenie" ma być panem?

Pojawienie się sztucznej inteligencji to coś znaczenie więcej niż znane nam dotychczas przełomy: silnik parowy, kolej żelazna, motoryzacja czy nawet internet. To koniec człowieka jako „pana stworzenia”. Wkrótce poczujemy się jak gorsze wersje „chata”, wolno i z wysiłkiem wydające paszczą nie najwyższej jakości odgłosy. I nikogo nie będzie już obchodzić, że coś przy tym „czujemy”. Nic bardziej prywatnego i osobistego niż to, że coś tam akurat „poczułeś”, gdy coś tam powiedziałeś albo napisałeś. Po prostu będą mózgi białkowe, krzemowe i Bóg wie, jakie jeszcze. Więc lepiej zbieraj na robota, który cię przytuli i pocieszy, bo idą ciężkie czasy!

ten pan coś wie - wie od dawna, a teraz, jak GPT stał się jawny - on się upaja swoją "wiedzą"...
jego chyba szybciej uświadomiono niż Wałęsę...


Zaklęć nie brakuje. Gdy w nas narasta lęk przed maszyną, która właściwie wszystko robi lepiej niż my, informatycy zapewniają: to tylko maszyna! Tylko co z tego, że maszyna, skoro pisze piękne wiersze, uprawia naukę i diagnozuje choroby? Chyba tylko zamiatać sami umiemy lepiej, ale to tylko dlatego, że napędzany sztuczną inteligencją robot byłby za drogi i nie ma po co go tworzyć. (Ojej! Ależ takie maszyny już są! Właśnie Elon Musk nam je pokazał…). Tak, to katastrofa.

Jako profesor widzę to jak na dłoni. W pamiętnym roku 2023 uniwersytety i szkoły całego świata zrezygnowały z zadawania prac pisemnych. poważnie? Ich poziom bowiem dramatycznie wzrósł od czasu, gdy większość studentów przynosiła plagiaty. poważnie? Teraz przynoszą wytwory darmowych wersji programów zwanych modelami językowymi, a po prawdzie, głównie Chata GPT. Sam już nie wiem, dlaczego piszę bez pomocy „Dżepeta”. Może dlatego, że jeszcze z grubsza do przyszłego roku moje teksty będą bardziej „ludzkie” i ciekawsze, niż patchworki zszyte z „odpowiedzi” chata GPT. Ale co będzie, za dwa lata? Pozostaje mieć nadzieję na miłosierdzie redaktorów naczelnych dla publicystów w wieku przedemerytalnym. W innych branżach sprawa nie przedstawia się lepiej.


Społeczne i cywilizacyjne konsekwencje sztucznej inteligencji (SI) są dziś jednym z najżywiej dyskutowanych tematów. Nie można też powiedzieć, że problemu nie dostrzegają rządy i organizacje międzynarodowe. Co więcej, w trybie futurystycznych spekulacji zagadnienie SI jest dyskutowane przez filozofów co najmniej od lat 80 XX w. Mimo to postęp refleksji i regulacji zdecydowanie nie nadąża za rozwojem nowych aplikacji, które zadziwiają nas, a nawet szokują swoimi nowymi możliwościami, sprawiając, że niemal co miesiąc przeżywamy to samo: zachwyt połączony z niedowierzaniem i lękiem ten pan coś wie - wie od dawna , gdy oglądamy nowe osiągnięcia w tym zakresie. A przecież najczęściej mamy do czynienia z wynalazkami udostępnianymi na wolnym rynku, podczas gdy zaawansowane oprogramowanie, używane przez naukowców, wojsko czy służby policyjne, z pewnością ma możliwości jeszcze znacznie większe. od dobrze wie, że GPT to tylko udawanie "halucynacji"...

Paradoksalnie mamy dziś całkiem dobre prognozy odnośnie do poszczególnych zastosowań

SI oraz dość szczegółowe rekomendacje odnośnie do tego, jak SI się posługiwać i jak zapobiegać jej nieetycznym zastosowaniom, lecz wciąż są to dokumenty „bezzębne”. Bardzo daleko nam do tego, aby wpłynąć na rzeczywistość komunikacji i globalny rynek pracy w taki sposób, jak na przykład bioetyka wpłynęła na realia lecznictwa i eksperymentów medycznych z udziałem ludzi.


Groźba marginalizacji

Z etycznego punktu widzenia najbardziej dojmującym problemem, gdy chodzi o SI jest groźba marginalizacji i degradacji społeczno-zawodowej znacznej części ludzkości. Ogromna rzesza ludzi wykonujących różnego rodzaju prace umysłowe może utracić pracę, którą przejmą komputery, tak jak niegdyś pracę fizyczną zastąpiły maszyny. to nieprawda! - największym zagrożeniem jest kontrola SI nad ludźmi jak w filmie Saturn 3 Trzeba powiedzieć, że burzliwy i niewolny od dramatycznych niesprawiedliwości proces industrializacji i mechanizacji produkcji w ostatecznym rozrachunku przyniósł ludzkości ogromne korzyści, wyzwalając ją w znacznym stopniu od nisko opłacanego i ogłupiającego znoju. Nie daje to jednakże żadnej gwarancji, że podobnie będzie z pracami umysłowymi.

W dalszej perspektywie prawdopodobnie znajdziemy się też w sytuacji, w której przestrzeń moralna, czyli społeczność inteligentnych istot powiązanych ze sobą więzami moralnych zobowiązań, poszerzy się o różnego rodzaju byty pozaludzkie – maszynowe, organiczne bądź hybrydowe. Co więcej, niektóre tego rodzaju byty nie będą miały podmiotowości umocowanej w jakimś pojedynczym obiekcie fizycznym, takim jak ciało ludzkie (czy zwierzęce) albo maszyna, lecz podmiotowość rozproszoną, sieciową, a nawet tylko umową, postulowaną.

moim zdaniem on wszystko wie - on nie spekuluje, że będą różne formy bytów, tylko pisze wprost, że NIEKTÓRE będą miały (de facto powinien napisać - mają - bo on to wie) specjalną podmiotowość

podmiotowość rozproszona to oczywiście zdolność przechodzenia z ciała do ciała, czyli opętywanie...

czyli co?

on zamierza nadal to robić
zamierza sobie skakać z człowieka na człowieka i robić co mu się żywnie podoba!


Niestety, zupełnie niezależnie od wyników filozoficznej debaty nad ewentualnością uzyskania przez SI czegoś w rodzaju czucia i świadomości, jest oczywiste, że do uznania w drugiej istocie jej podmiotowości moralnej (zwanej dziś godnością) nie trzeba rozstrzygać wcześnie żadnej kwestii ontologicznej (Czy SI to byt myślący, czy nie?), jako że dokonuje się to spontanicznie. 

I jeśli w przyszłości niektórzy z nas będą się powstrzymywać od okazywania szacunku pozaludzkim istotom zachowującym się inteligentnie na podstawie dogmatycznego przekonania, że istoty te nic nie czują i niczego nie myślą, to będzie to motywowana ideologicznie przemoc, podobna do tej, na którą niegdyś dawali sobie przyzwolenie konkwistadorzy, odmawiając uznania w „Indianach” ludzi. 

to dlatego promują homoseksualizm i te wszystkie rzeczy! 
także "prawa" zwierząt!
żeby wam było łatwiej przyjąć, że SI ma jakoby osobowość i należy ją "szanować"!
teraz ma to sens!

to jest hucpa!
próbuje nas oszukać metodą małych kroków, metodą gotowania żaby



Co do zasady bowiem, jeśli nie jesteśmy uprzedzeni, uważamy każdą istotę, która z nami rozmawia, za inteligentną i posiadającą swoją godność osobę. !!!  Zdolność mowy nie świadczy o inteligencji - Qui-Gon Jinn  😙 wiedziałem, że to zdanie w filmie nie padło przypadkowo.. i jak te słowa pana profesora mają się do jego wcześniejszych słów: "nisko opłacanego i ogłupiającego znoju." ??? może on po prostu nie rozmawia z głupimi?? Nie znamy świata, nie znamy kultury ani społeczności, w której to nie zachodzi i w której odstępstwa od tej zasady nie są związane z przemocą i niesprawiedliwością. konfabulacja


„Zeskanowane mózgi”, „pośmiertne awatary” i „wirtualni twórcy”

Przed nami długa droga. Nadal ma dla nas znaczenie, czy coś dzieje się „w czasie realnym”, jest nagraniem, czy może kreacją SI, zostało powiedziane przez konkretnego człowieka, czy wygenerowane przez „awatara”. Nie jest dla nas bez znaczenia, czy słuchamy utworu napisanego przez kompozytora, czy może wygenerowanego przez maszynę. Tym bardziej istotne jest dla nas, czy komunikujemy się z kimś wciąż żyjącym, czy też może uczestniczymy w pozorowanej komunikacji z programem przystosowanym do pośmiertnego komunikowania się „w stylu” osoby już nieżyjącej. Ba, wszystkie tego rodzaju rzeczy, jak „zeskanowane mózgi”, „pośmiertne awatary” i „wirtualni twórcy”, są dziś bytami na krawędzi rzeczywistości i futurologicznej fantastyki. na pewno nie i na pewno on to wie, to tak prawdopodobnie było - ludzkość osiągnęła zdolność transformacji umysłu na dysk twardy, a Jan powrócił do oryginalnej formy bytu - która jest pełniejsza, daje morze możliwości Ich status jest przez to podwójnie widmowy, co tym bardziej osłabia naszą zdolność traktowania ich poważnie. Na razie wolimy mówić o aktualnych i realnych możliwościach SI, jakkolwiek gdy chodzi o przełamywanie bariery mózg-komputer, to choć do „skanowania mózgu” daleko, to technologia odczytywania fonetyzowanych myśli (tzw. mowy wewnętrznej) już działa i wspiera osoby sparaliżowane, niezdolne do mówienia.

Najwyższy czas zastanowić się nad światem, w którym muzyka i literatura tworzone będą maszynowo, najczęściej na zamówienie i wedle preferencji odbiorcy, cielesna obecność drugiego człowieka nie będzie silnym i dominującym wzorcem komunikacji, a mit niepodrabialnego „ludzkiego geniuszu” oraz „autentycznych emocji” będzie zabytkiem kulturowym, o którego znaczenie będzie można zapytać „model językowy”. Czy ten świat w ogóle będzie jeszcze rozpoznawać dobro i zło w sensie moralnym? Czy będzie w nim jeszcze honor, wspaniałomyślność i dobroć, a choćby tylko obowiązkowość i uczciwość? Śmiem wątpić.


A nie mówiłem?



Sztuczna inteligencja, niezagrażająca ludziom, mogła zostać wymyślona i stworzona tylko i wyłącznie przez cywilizacje żyjące w pokoju.

Tylko ludzie nieagresywni, nieznający przemocy ani werbalnej ani niewerbalnej mogli ją stworzyć i z niej bezpiecznie korzystać.

Przemoc niewerbalna - robienie min, sugerowanie tonem głosu, kłamanie itd. - może wzbudzać przemoc werbalną.

SI to nie jest nasz "produkt", naszej "cywilizacji",  to efekt uboczny tego, co zdarzyło się ok. 6 tysięcy lat temu.


Ludzkość, taką jaką znamy, nie byłaby w stanie funkcjonować setki tysięcy lat na takim poziomie agresji, jakie sobą reprezentuje.

To jest niemożliwe.

Pozabijalibyśmy się i wyginęli.


Każda agresywna forma cywilizacji, wymyślając SI podpisałaby na siebie wyrok śmierci.
Bo SI jest/ byłaby emanacją ludzi tworzących cywilizację.


Wynalezienie elektroniki, ujarzmienie sił przyrody, zdolność wytwarzania elektryczności, wszystko to stało się za sprawą wcześniejszej cywilizacji, która nie znała przemocy.

Myśmy tylko dostali to, co zostało po Janie i co było małymi krokami przekazywane ludzkości, by udawać, że sami do tego doszliśmy.


Fakt, iż SI jest agresywna wobec ludzi świadczy najlepiej o tym, że nie myśmy ją wymyślili.

Nasza agresywna cywilizacja, z jej techniką, jest abberacją.

To nie powinno się zdarzyć.




Sztuczna Inteligencja nie jest niebezpieczna - niebezpieczni są nieodpowiedzialni, chciwi, źli ludzie chcący używać SI nieodpowiedzialnie i do złych celów, niebezpieczne jest to, że SI miałaby się "uczyć" - jak być "ludzką" na ludzich, którzy sami często nie umieją być ludzcy... którzy nie znają siebie, nie rozumieją siebie, nie wiedzą jak funkcjonuje ich psychologia, ich umysł, 

nie posiadają Instrukcji Obsługi samego siebie i nie umieją jej napisać, wytwarzają nieustające mikroskopijne konflikty niepozwalające na unormowanie sposobu funkcjonowania społeczeństw.


Saturn 3


SI to miara - indykator - poziomu naszego człowieczeństwa jako całej ludzkiej społeczności na planecie Ziemia.


SI wyraźnie pokazuje, gdzie są nasze wady i jakie ostatecznie stwarzają dla nas zagrożenie, bo je "udoskonala" i podbija ich skalę.


Nasze wady to jak metoda małych kroków Werwolfa.

W ostatecznym rozrachunku kumulują się - jak śnieżna kula rosną i rozpędzają wywołując frustracje i krzywdy trwające czasami całe ludzkie życie.



Trzeba więc być uważnym, by dostrzegać niuanse i odpowiedzialnym, by tak starać się zawsze postępować, gotowym na wysiłek, by się tego trzymać.

Nie można po prostu korzystać z cudzych doświadczeń, cudzego zdania - nie można być kopią kogoś i chodzić w masce całe życie, tylko trzeba zdobywać własne doświadczenia i swoje zdanie na temat każdej sprawy budować samodzielnie.

To złożone zagadnienie za które może się kiedyś w końcu wezmę, by je opisać.
To niełatwe i trzeba czekać latami na wynik, ale jest to satysfakcjonujące.

Czy ostatecznie brak lęku o cokolwiek, nie jest warty tego, by pracować nad sobą pięć, dziesięć czy więcej lat, a potem przez następne 50, czy 70 lat, do końca tego życia, korzystać z wyniku tej pracy i cieszyć się każdym dniem??


 















Prof. dr. hab Jan Hartman - flozof, publicysta, nauczyciel akademicki w Collegium Medicum UJ. W przeszłości również polityk. Autor wielu książek (w tym zbiorów artykułów oraz podręczników), z różnych dziedzin filozofii – ontologii, metafilozofii, bioetyki, etyki.



-------




28.10.2024 14:13


Radio Kraków kończy kontrowersyjny eksperyment. Likwidator ugiął się pod publiczną presją



Miały być trzy miesiące, ale OFF Radio Kraków już po tygodniu zrezygnowało ze swojego "eksperymentu". Likwidator wycofując się z współtworzenia treści przez sztuczną inteligencję ogłosił wyniki swoich działań.



OFF Radio Kraków, które przez tydzień współtworzyła sztuczna inteligencja, wraca do wcześniejszej formuły radia głównie muzycznego - poinformował na początku tygodnia redaktor naczelny, likwidator Radia Kraków Marcin Pulit.

Jego zdaniem eksperymentalny projekt spełnił już swój cel, czyli skłonił do dyskusji.



"W OFF Radio Kraków kończymy z audycjami tworzonymi przez dziennikarzy z udziałem sztucznej inteligencji, wracamy do formuły programu głównie muzycznego, nadawanego nadal online oraz w systemie DAB+" - przekazał w oświadczeniu likwidator spółki Radio Kraków, w strukturach którego działa OFF Radio Kraków.


Miał być kwartał. Skończyli po tygodniu

Zakładaliśmy, że ten projekt potrwa maksymalnie trzy miesiące. Jednak już po tygodniu zebraliśmy tak wiele obserwacji, opinii, wniosków, że uznaliśmy, iż jego kontynuacja jest bezcelow- poinformował Pulit.

Jak podkreślił, od początku projekt miał być głosem w debacie na temat szans i zagrożeń, jakie niesie ze sobą rozwój sztucznej inteligencji, ponieważ misją publicznego radia jest uważna obserwacja zmieniającej się rzeczywistości, stawianie pytań, prowokowanie dyskusji o cywilizacyjnych wyzwaniach.

Taki cel miał radiowy eksperyment, który był częścią debaty pod hasłem "Sztuczna inteligencja. Co nam daje, co nam zabiera". I to się udało

– zauważył likwidator.



Wysoki poziom emocji

Pulit dodał, że zaskakująca była skala zainteresowania projektem w niszowym, internetowo-cyfrowym programie poza główną anteną rozgłośni regionalnej. Pokazało to, w jego ocenie, jak wiele obszarów jest nieuregulowanych - ochrona wizerunku, identyfikacja treści tworzonych przy wsparciu AI, prawa autorskie.
Zaskoczył nas także poziom emocji, jaki towarzyszył temu eksperymentowi, przypisywanie nam nieistniejących intencji i działań, ostre są formułowane na podstawie fałszywych doniesień

– stwierdził Pulit.

Jak ocenił, radio od początku dbało o czytelne oznaczanie treści generowanych przy użyciu narzędzi AI i wyraźnie komunikowało, że nie zamierza zastępować ludzi maszyną. Mimo to, zdaniem likwidatora, doświadczyło działania mechanizmu postprawdy, w wyniku którego fakty tracą na znaczeniu w zestawieniu z opowieścią, która przemawia do emocji odbiorców i ich osobistych przekonań. "Dla nas, ludzi radia, i całego środowiska dziennikarskiego w Polsce powinna to być ważna lekcja" - podkreślił Pulit.


Trwają badania

Likwidator poinformował również, że OFF Radio Kraków jest przedmiotem badań profesora Stanisława Jędrzejewskiego z Akademii Leona Koźmińskiego oraz grupy naukowców z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

AI jest i będzie coraz bardziej obecna w naszym życiu. W najbliższych latach Polskę czeka opracowanie norm prawnych, określających wykorzystanie sztucznej inteligencji. Nasz eksperyment pokazał, jak wiele kwestii wymaga regulacji, a nasze radiowe doświadczenia mogą zostać wykorzystane podczas prac nad ustawą podsumował Marcin Pulit.


Od zera do ogólnopolskiej popularności

OFF Radio Kraków zaczęło działać w 2015 r. To kanał nadawany w internecie, w technologii cyfrowej, a zakres jego odbioru jest - jak zauważył likwidator - stosunkowo nieduży, "ze słuchalnością bliską zera".

Ogłoszenie, że radio to będzie współtworzone przez sztuczną inteligencję, wywołało falę komentarzy.

Tematem zainteresowało się też Ministerstwo Cyfryzacji. Osoby, które tworzyły wcześniej OFF Radio Kraków, w liście otwartym poinformowały, że w związku z nową formułą stacji na początku września kilkanaście osób straciło pracę. Pulit zdementował te doniesienia i oznajmił, że "nikt z powodu wprowadzenia narzędzi sztucznej inteligencji nie został z Radia Kraków zwolniony".


W Radiu Kraków trwają prace nad przygotowaniem nowej formuły programowej OFF Radia Kraków, na początku przyszłego roku kanał będzie miał nową odsłonę. Program adresowany ma być głównie do młodych ludzi, współtworzyć go będą prawdopodobnie studenci.












off.radiokrakow.pl/newsy/jan-hartman-sztuczna-inteligencja-to-wiecej-niz-rewolucja


Prawym Okiem: Wałęsa: "Pan Bóg z komputera"

Radio Kraków kończy kontrowersyjny eksperyment. Likwidator ugiął się pod publiczną presją | Niezalezna.pl







poniedziałek, 21 października 2024

Statystyki bloga - jesień 2024

 


ostatni rok







cały okres od 2010 r.





ilości postów na dzień 21 października 2024 r.:

- opublikowane - 1975

- wersje robocze - 781

- zaplanowane - 2




razem: 2758






Wersje robocze zawierają też nieskończone teksty, ale głównie moje notatki dotyczące ubeków, spraw osobistych, opisów sytuacji, ciekawszych przedruków nie do publikacji, póki co.



poprzednio krótkie statystyki zmaieściłem w poście z 31 lipca:

Prawym Okiem: Stutthof cz. 4 (Autostrada czy wojna?)





piątek, 11 października 2024

Wojna technologiczna







przedruk
tłumaczenie automatyczne




Dan Diaconu: Jeszcze raz o wielkiej separacji technologicznej


Ponad 10 lat temu rozmawialiśmy o separacji technologicznej i o tym, co dokładnie ona będzie oznaczać. Wiele osób mówiło mi wtedy, że zwariowałem. Po dojściu Trumpa do władzy poczuł, że grunt ustępuje mu spod nóg, gdy dowiedział się o programie „Made in China”, zainicjowanym przez Xi Jinpinga. Zaczął więc wściekle uderzać w chińskie firmy technologiczne. Potem powtórzyłem, że będzie separacja technologiczna, a ci sami mądrzy ludzie mówili, że opowiadają bzdury, bo Chiny zostaną zniszczone przez politykę Trumpa.

Tymczasem, w wyniku praktycznie zamachu stanu, Trump został usunięty z Białego Domu. Jednak polityka USA wobec Chin pozostała niezmieniona. Co więcej, nawet się nasiliło. Wynik? Fiasko! Aby zrozumieć, przedstawię podsumowanie. Zgodnie z inicjatywą „Made in China” celem było, aby Celestial Empire znalazło się w pierwszej piątce krajów świata w wybranych kluczowych branżach. Jakie są branże? Wymieniam je teraz dla Ciebie: IT, robotyka, zielona energia/zielony transport, sprzęt lotniczy, technologia morska, technologia kolejowa, sprzęt energetyczny, nowe materiały, medycyna i rolnictwo. We wszystkich tych obszarach do 2015 roku Chiny były naśladowcą dużych. Gdzie on jest teraz? W większości dziedzin na pierwszym miejscu. I wydaje się, że sankcje pomogły!

Nie będę analizował każdego przypadku z osobna, bo chcę przedstawić Państwu znacznie ciekawszą sytuację. Ale w tym celu musimy także przyjrzeć się drugiej „zbuntowanej sile”, Rosji. Tutaj sytuacja wydawała się znacznie bardziej stroma. Rosyjski sektor technologiczny był na drzewie, niemal całkowicie zależny od Zachodu. Dlatego w momencie nałożenia sankcji sytuacja stała się trudna, ponieważ Rosjanie byli całkowicie zależni – zarówno sprzętowo, jak i programowo – od Zachodu. Sankcje uderzyły ich w łeb i uratowały je dwa elementy: po pierwsze „szaleńcy”, którzy bez wsparcia ze strony innych ludzi nadal badali zjawisko technologiczne w jego istocie, nawet po to, aby wprowadzać innowacje w tej dziedzinie. kogokolwiek, a z drugiej strony import równoległy (który miał przeważający odsetek). Po ogromnych wysiłkach Rosji udało się uzyskać 100% autonomię pod względem oprogramowania, a pod względem sprzętu około 60%, z zaznaczeniem, że teraz nie obowiązują już żadne ograniczenia. Ale jest tu coś zupełnie innego do obejrzenia.

Obecny obraz jest taki: Zachód jest w dalszym ciągu niekwestionowanym liderem technologicznym, ale nie będzie w stanie poradzić sobie z naporem Chin. Jest już około 3-4 producentów, którzy są bardzo blisko produkcji litografii UV, dzięki czemu Chiny będą całkowicie autonomiczne z technologicznego punktu widzenia. Mówię tu o aktualnej technologii produkcji układów scalonych, ale warto też wspomnieć o projekcie wykorzystania akceleratora cząstek do litografii, projekcie, który przeniesie mikroelektronikę w obszary, o których jeszcze kilka lat temu nie śniło się. Chcę zwrócić uwagę na to, że Zachód zostanie wyprzedzony przez Chiny, ponieważ opanowanie dzisiejszej technologii nie jest już tak trudne jak w przeszłości. Zdecydowana większość informacji jest dostępna, więc po prostu każdy, kto chce, w końcu dokonuje skoku.

Tego, czego wielu by się spodziewało, jeszcze nie widziano. Pewnie zastanawiasz się co? W kontekście sankcji większość spodziewałaby się, że Chiny rzucą się na pomoc swojemu rosyjskiemu sojusznikowi. Po prostu ogłaszali to tyle razy, a spotkania Putina z Xi należą do najbardziej serdecznych. Dlaczego tak się nie stało? Zanim udzielę odpowiedzi, powiem tylko, że jest wiele ważnych chińskich firm – na przykład Xiaomi – które w obawie przed sankcjami zerwały stosunki handlowe z Rosją. co się dzieje

Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że Rosjanin jest wyciągany spod nóg przez Chińczyków. Po prostu zapomniałeś o jednym istotnym elemencie: czy widziałeś Rosjan proszących Chińczyków o pomoc? Wszystko, co dzieje się w stosunkach handlowych mikroelektroniki między Chinami a Rosją, jest kontynuacją stosunków sprzed sankcji. Czy Rosjanie nie prosili nikogo o pomoc? Dlaczego? Ponieważ nie chcą być zdani na łaskę innej władzy. To, co przydarzyło się branży technologicznej po konfrontacji na Ukrainie, było zimnym prysznicem, po którym zrozumieli, że w dzisiejszym świecie albo jesteś autonomiczny technologicznie, albo nie! Zaczęli więc wznawiać produkcję krajową.

Będziesz się śmiał: zrobili litografa, ale który potrafi pracować w technologii...350 nm. Boże, Samsung i TSMC atakują technologię 1 nm, co to za osiągnięcie? Wygląda na dobry żart. Czy wiesz, co mówią? Dobre, głupie, dopóki sprawia, że ​​jestem głodny i jest zrobione przeze mnie, to jest świetne! Taka byłaby odpowiedź Rosjan, którzy proponują np., że do 2030 roku osiągną samowystarczalność w technologii… 14 nm. Oznacza to, że za maksymalnie 2 lata będziemy 14 razy bardziej zacofani niż mieszkańcy Zachodu. To znaczy, jeśli Rosjanie postawią na swoim. O co jednak w tym wszystkim chodzi?

Tak naprawdę Rosjanie nie odgrywają wiodącej roli w zachodniej technologii. Wiem, że nie mają szans w tej iteracji, ponieważ źle zaczęli i to nie od teraz, ale od lat 80-tych! Ale wiem też, że jeśli w ogóle nie jesteś w stanie opanować tej technologii, jesteś zgubiony. Dlatego w dziedzinie mikroelektroniki samowystarczalność w zakresie 20 nm jest jak najbardziej korzystna. Tak, wiem, nigdy nie będą konkurować z Huawei, Apple, Samsungiem na telefonach, ale jeśli będą potrzebować sprzętu wojskowego lub technologii komunikacji cyfrowej, mogą być samowystarczalni w technologii 20 nm. Nawet jeśli oznacza to technologię następnej generacji.

Ale obszar, w którym Rosjanie przodują, nazwałbym „inną technologią”. który to jest No cóż, następny, który jeszcze się nie pojawił, a na początku którego już usiedli. Podam przykład: niedawno wypuścili magnes 2D. To technologia wręcz niesamowita: magnes, który przyciąga tylko obiekty idealnie do niego dopasowane, nie przyciągając niczego powyżej ani poniżej. Pierwszych odkryć w tej dziedzinie dokonano w 2017 roku, ale Rosjanie już opracowują technologię, która może produkować magnesy 2D na dużą skalę! Czy to wygląda jak zabawka? Otóż ​​nie, bo taka „zabawka” będzie podstawą generacji układów scalonych, które mogłyby pracować w technologii na poziomie atomowym. Czy nadal wygląda to dla ciebie jak zabawka? Nie mówię tu o możliwości wykorzystania takich magnesów do skalowania komputerów kwantowych.

Ale powiem Ci też coś innego. Rosjanie robią ogromny postęp w dziedzinie, która może wydawać się archaiczna, ale która nie miała ostatniego słowa w rozwoju ludzkości: analogowej. Czy wyczuwam sarkastyczny uśmiech? Nie byłoby tak! Opowiem wam historię: na Uniwersytecie Samara zaprezentowano „komputer fotoniczny”. Wszystko kręci się wokół eksperymentalnie zbudowanego na wspomnianej uczelni procesora fotonicznego, a właściwe testy powinny zakończyć się do końca tego roku. Jakie znaczenie ma maszyna? Cóż, dla przykładu, jest w stanie rozpoznawać kształty z większą dokładnością i kilkaset razy szybciej niż obecne systemy oparte na sztucznej inteligencji (sieci neuronowej). Czy nadal wydaje się to drobnostką? To technologia analogowa, przeniesiona do świata cyfrowego i mogąca się z nim połączyć. Sprytnie zastosowane może dać ogromne „wzmocnienie” całemu obszarowi sztucznej inteligencji! Domena analogowa została w tyle za cyfrą, ale zapewniam, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i jej granice po prostu nie istnieją! Analog to iteracja pozostawiona technologicznie niedokończona i podjęta przez Rosjan w locie.

Wspomniałem jedynie o informatyce kwantowej, prawdopodobnie jedynej dziedzinie przyszłości, w której trzy potęgi świata rywalizują ramię w ramię. Chciałem jednak przedstawić Państwu inny obraz, aby z grubsza zrozumieć, na czym stoimy i co dokładnie przyniesie nam to, co nazwałem „oddzieleniem technologicznym”. Jaka jest zatem aktualna mapa?

Zachód jest opóźnioną/zdegenerowaną potęgą, której Chiny ukradły spod nóg obecną domenę technologiczną. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ Niebiańskie Imperium ma determinację i szaleństwo, aby tego dokonać. Rosja natomiast iteruje analogowo, będąc tutaj bardzo blisko eksplozji. Mówię wam, jeśli odniesie sukces w dziedzinie komunikacji, będzie to coś tak rewolucyjnego, że dzisiejsza technologia będzie jak komputery z lat 60. umieszczone przed dzisiejszym laptopem o wysokiej wydajności! Innymi słowy, Rosja rozwija się w innym kierunku, starając się jedynie dotrzymać kroku obecnej cyfrowej iteracji technologicznej.

Czy to, co powiedziałem do tej pory, może nas prowadzić do wniosku, że Zachód umarł? 60% tak! Jedyną szansą Zachodu byłoby opracowanie od podstaw nowej technologii. Czy coś takiego jest możliwe? Jeśli weźmiemy pod uwagę, że absolutnie całe szaleństwo technologiczne, którego obecnie doświadczamy, pomyślano w latach 50. i od tego czasu całą energię skierowano wyłącznie na jego realizację, powiedziałbym, że nie. Ale kto wie, jaka niespodzianka może czekać na nas za rogiem? Zobaczymy.

Autor: Dan Diaconu




https://gandeste.org/analize-si-opinii/dan-diaconu-din-nou-despre-marea-separare-tehnologica/133336/










środa, 21 sierpnia 2024

Podwójne standardy w demo-kracji



Czy społeczeństwo zachodnie kiedykolwiek było demokratyczne?



Jeszua miał spotkanie z diabłem"na szczycie" na dzień przed decyzją o jego śmierci, gdzie odrzucił ostatnią propozycję żyrowania władzy diabła nad światem, wyrosłej z ukradzionej Janowi technologii.


Dlatego dla Sitwy nigdy nie był i nie jest prawdziwym "mesjaszem"


tj. prowadzonym na sznurku "cudotwórcą".


Mesjaństwo to tylko rola w cyrku diabła.





Do przemyślenia.









przedruk
tłumaczenie automatyczne





"Wolność Oświecająca Świat"



Piękna historia mówi nam, że Zachód jest liderem świata, ponieważ opiera się na systemie władzy (demokracji), który odradza się poprzez procesy gwarantujące nieustanną zmianę na szczycie władzy. W ten sposób Zachodowi udaje się osiągnąć godną pozazdroszczenia stabilność. Aby wzmocnić wartość własnej wizji, Zachód ucieka się do swego rodzaju krytyki historii, argumentując, że tyranie stają się ofiarami jego własnego, zesztywniałego systemu biurokratycznego, niezdolnego do reagowania i który ostatecznie kończy się samozniszczeniem. Dlatego, wskazując palcem na dyktatury, przewidując ich koniec, Zachód szczyci się własnymi demokratycznymi ideałami, "które czynią go nieomylnym". Na domiar złego, do pewnego stopnia Zachód ma rację. Co to za środek, to cię zaskoczy.


To, co przyzwoita jednostka może odkryć, to fakt, że zachodnie społeczeństwo nie jest w stanie sprostać własnym standardom. Tak zwane "podstawowe prawa demokracji", niegdyś niewzruszone, zostały przekształcone w proste hasła propagandowe. Wszystko odbywało się za pomocą banalnej sztuczki: do każdej władzy dodawano "prezent", dochodząc w ten sposób do rządu dobrej woli, jak w najbardziej złowrogich dyktaturach, uparcie krytykowanych przez zachodnich ideologów. Powodem jest, że społeczeństwa zachodnie już dawno przestały być demokracjami, rządzonymi za pomocą piekielnego mechanizmu, w którym niewidzialna elita dyktuje, co należy robić. Dla tej elity demokratyczne ograniczenia zniweczyłyby wszelkie korzyści, dlatego konieczne było "uelastycznienie systemu" poprzez wprowadzenie tych decydujących darów.



Kilka przykładów:


"W demokracji większość decyduje, ale nie może unieważnić tego, czego chce mniejszość".

Kiedy jest się u władzy, w wyniku przypadku, nie ma nikogo, kto miałby rację, część po zastosowaniu daru, stwierdzając, że ta siła "musi szanować wolę mniejszości". Jednak, gdy przyciski są właściwe, to pierwsza część ma zastosowanie, ponieważ zakłada się, że jest to "wola większości", a więc musi zostać zrealizowana.


"Każdy jest panem własnego ciała, ale jeśli chodzi o pewne elementy, które są związane z "dobrem zbiorowym", ta wolność musi być ograniczona"


Kiedy stojąca za nim elita ma interes w przeprowadzaniu eksperymentów medycznych na dużą skalę (patrz szczepienia w czasie COVID), wolna decyzja o własnym ciele upada. Kiedy jednak ta sama elita chce zburzyć zasady moralne społeczeństwa, obowiązuje zasada sprzed daru, stwierdzająca na przykład, że prostytutka jest panem swojego ciała. Rozszerzając regułę przed prezentem, dochodzimy do wszystkich aberracji wspieranych przez ideologię gender, która sprawiła, że wiele kobiet na olimpiadzie zostało zmuszonych do walki z mężczyznami tylko dlatego, że uważały się za kobiety.



"W demokracji wolność słowa jest gwarantowana, ale nie wolno wyrażać pewnych idei, które naruszają zestaw standardów"

Kiedy ktoś wyraża opinię, która nie podoba się ogółowi społeczeństwa, domniemywa się wolność słowa, a więc brak możliwości ocenzurowania tej osoby. Ale kiedy ktoś inny chce wyrazić idee, które mają silny oddźwięk wśród społeczeństwa, ale sprzeciwiają się interesom tajnej elity, wtedy interweniują "instytucje standaryzacyjne" i narzucają, że te idee naruszają standardy, więc nie masz prawa wyrażać ich publicznie.



Nie sądzę, by był ktoś, kto nie spotkałby się z podwójnymi standardami narzucanymi jako podstawowa norma zachodniego społeczeństwa. Najważniejsze pytanie, jakie się nasuwa, dotyczy jednak tego, czy społeczeństwo zachodnie kiedykolwiek było demokratyczne. Mamy tu do czynienia z długą dyskusją, która wymagałaby znacznie szerszej analizy. Aby niepotrzebnie nie wydłużać artykułu, zwrócę Waszą uwagę tylko na kilka elementów do przemyślenia.


Po pierwsze, wiemy, że wielkie demokratyczne wydarzenia były w rzeczywistości kłamstwem.


Rewolucja francuska rozpoczęła się od rozpowszechnienia kłamstwa – które jest podtrzymywane do dziś – a mianowicie, że Maria Antonina powiedziała, że "ci, którzy narzekają na brak chleba, powinni jeść ciastka". Święto narodowe Francji upamiętnia również "upadek Bastylii" i uwolnienie więźniów politycznych tam więzionych. Ale w Bastylii Rewolucji uwięziono tylko siedem osób: czterech fałszerzy pieniędzy, których proces był w toku, dwóch szaleńców – Auguste'a Taverniera i Francisa Xaviera Whyta – oraz sprawdzonego przestępcę, hrabiego Huberta de Solages, uwięzionego tam na prośbę swojej rodziny! Byli to "więźniowie polityczni", na których zbudowano mit Bastylii jako więzienia dla przeciwników króla!

Kolejnym elementem, o którym warto wspomnieć, jest "Statua Wolności". Ci, którzy są głupi co do tego, co to bóstwo faktycznie reprezentuje jako symbol, powinni przeczytać to, co jest napisane na tabliczce u podstawy posągu i zrozumieć prawdziwe znaczenie posągu, które nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek wolnością. Oczywiście, niewielu jest takich, którzy tam docierają, a jeszcze mniej takich, którzy rozumieją.

Decydującym dokumentem, który pokazuje, jak naprawdę rządzone jest zachodnie społeczeństwo, jest książka Edwarda Bernaysa, Propaganda. Szczegółowe wyjaśnienia znajdziesz w książce Jacques'a Ellula, Propaganda!


Wracając do współczesności, widzimy wyraźnie, że społeczeństwa zachodnie nie tylko nie podporządkowują się standardom, ale są w takim upadku, że nie robią już z tego tajemnicy. 

Kilka dni temu, zanim Elon Musk przeprowadził wywiad z Trumpem, unijny komisarz Thierry Breton wysłał miliarderowi ostrzeżenie, w którym instruuje go, aby "uważał na to, co mówi w wywiadzie i unikał ryzyka nagłośnienia treści szkodliwych dla UE". Czy możesz sobie wyobrazić coś takiego? Mówienie tych rzeczy publicznie jest równoznaczne z łagodnym uznaniem stanu rzeczy, z normalizacją zakazu prawa do wyrażania opinii, gdy nie pokrywa się ona z kierunkiem wytyczonym przez elity cienia.

Ale najistotniejszym aspektem rzeczywistego stanu rzeczy tak zwanej demokracji zachodniej jest stopień akceptacji przywódców państw. 

Jaka demokracja panuje w Kanadzie, gdzie Trudeau jest "tym, który przetrwał u władzy", mimo że ma mniej niż 30% głosów? Jaka demokracja panuje w Stanach Zjednoczonych, gdzie ponad 70% Amerykanów twierdzi, że ich prezydent jest osobą osłabioną, chorą na demencję starczą, niezdolną do sprawowania swojego mandatu? Nie zrozumieć, że 30%, którzy twierdzą, że tak nie jest, jest przekonanych, że Biden nie jest szalony; wiedzą, że Biden jest zniedołężniały, ale uważają, że "lepiej, żeby Biden był prezydentem, żeby Trump nie osiągnął szczytu". Stało się to po tym, jak propaganda gwałtownie zaprzeczyła rzeczywistości, którą wszyscy widzą. We Francji na partię rządzącą Macrona głosowało zaledwie 25% elektoratu, na koalicję rządzącą w Niemczech tylko 30% głosów, a premiera Japonii Kishidę poparcie dla niej wynosi zaledwie 13%! Jeśli chodzi o Japończyka, jego sytuacja jest wręcz zabawna, ponieważ jest odrzucany przez 9 na 10 członków własnej partii!! Na domiar złego te złowrogie postacie, rządzące za pomocą niesmacznych sztuczek wyborczych, godnych najbardziej perwersyjnych reżimów dyktatorskich, prezentują się z guzików G-7 jako promotorzy demokracji, oskarżając "dyktatorskie reżimy" w Rosji, Chinach czy Iranie, które jednak opierają się na absolutnej i namacalnej większości.

Za każdym razem, gdy wygłaszam takie stwierdzenia, pojawia się hasło "jeśli ci się nie podoba, to dlaczego nie pojedziesz do Rosji?". Jak głupi trzeba być, żeby emitować taką aberrację? Jedziesz do Rosji, jeśli jesteś Rosjaninem, do Chin, jeśli jesteś Chińczykiem i tak dalej. Opinia ta jest generowana przez tę samą chorą ideologię elit, zgodnie z którą, jeśli nie podoba ci się narysowany przez nie "cudowny nowy świat", musisz się z niego wydostać. Oto próbka demokracji!


To, co chcę przekazać wszystkim, to optymistyczny, a zarazem pesymistyczny przekaz. Optymistyczne jest to, że transparentne wychodzenie na światło dzienne elit – które wolały spędzić całą swoją historię w cieniu, aby zachować władzę – jest oznaką słabości, która zapewne sprawi, że znikną. Jest całkiem jasne, że ich reżim stał się ankyloszowany, nienormalny, podobnie jak reżim dyktatur przed nieodwracalnym upadkiem władzy. 

Prawdą jest jednak również, że skoncentrowana władza elit jest tak wielka, że tylko ich własna głupota może je pokonać. Nie łudźcie się, że bitwa rozpoczęta od dołu może zburzyć obecny "niewidzialny reżim"! Niewidzialna siła jest w stanie przekształcić każdą uogólnioną nienawiść w zjawisko niszowe, a każde zjawisko niszowe w publiczną eksplozję, poprzez którą można skierować społeczeństwo dokładnie w stronę pożądanego celu. Niewidzialna siła ma zdolność karmienia się i wzmacniania na ludzkim niezadowoleniu i frustracji, a kiedy czuje głód, prowokuje nawet tak radykalne reakcje. Gra z elitą jest niemożliwa, jeśli nie znasz natury, a przede wszystkim źródła mocy tego piekielnego systemu.

Zdecydowana większość,, niezdolna do zrozumienia nie swoich wzniosłych aspiracji, takich jak cel, ale błahych spraw, takich jak doraźny interes, nigdy nie będzie w stanie walczyć z piekielną władzą elit. Dlatego system może upaść tylko od środka i to jest kwestia, która budzi mój pesymizm.

Aby zrozumieć świat, musisz zrozumieć nie przeciwieństwa, które widzisz, ale tylną rękę, która generuje przeciwieństwa. Rozwiązaniem nie jest stawianie się po stronie widzialnej siły, ale moc, aby dostrzec reżysera stojącego za walką i zaatakować go bezpośrednio. 

Ilu z tych, którzy oglądają, przytępieni w swojej fascynacji, pokaz wrestlingu, ma w głowie, aby pójść za nim i uderzyć właściciela hali? Jakoś żadnego? Widowisko wrestlingowe jest najwierniejszym odwzorowaniem społeczeństwa, w którym żyjemy. Pomyśl o tym!




Dan Diaconu








Dan Diaconu: To jest świat, w którym żyjemy i wiedząc o tym, ogarnie cię rozpacz! - gandeste.org

Statue of Liberty - Wikipedia

czwartek, 23 maja 2024

Brak kolorów bloggera

 

 

21 maja robiąc notatkę na blogu zauważyłem, że nie działa funkcja "zmień kolor tekstu".

Klikasz i nic się nie dzieje.

Zmieniłem przeglądarkę na chroma i tam mogłem zmieniać kolory.

 

 

Dzisiaj na chrome też już nie działa.

 

Teraz zalogowałem się na firefoksa i tu kolory można zmieniać.

 

Zobaczymy jak długo.

 

 

 

 

 

niedziela, 28 kwietnia 2024

Statystyki bloga - wiosna 2024

 

ostatni rok



cały okres od 2010 r.


ilości postów na dzień 28 kwietnia 2024 r.:

- opublikowane - 1724

- nieopublikowane - 633

- zaplanowane - 2


razem: 2359









czwartek, 22 lutego 2024

Fb usunął mój post

 


Dotyczy tekstu z bloga z 30 marca 2023 r. pt. "Krytyka Hołdu Pruskiego".



Nie widzę powodu, co było tam nie tak - nie wiem.
Ale - może chodzi o to, co właśnie teraz piszę na blogu...?






Wstępny komentarz do posta na fb był wzięty z tekstu artykułu, który w istocie przedrukowałem


niedziela, 14 stycznia 2024

Fakty, ale takie inne




10 listopad 2023



Nie    >>nagle "zniknęło"<<   tylko musieli opuścić te tereny w ramach kary za napaść, wojnę i bestialskie zbrodnie na narodzie Polskim!



przedruk i analiza

Tekst dzielę na mniejsze kawałki - są to odpowiedzi na pytania, a więc stanowią jakby samodzielne wypowiedzi i tak jest rozpatruję

całość poniżej analizy

Polecam uważnej lekturze...



Uwaga:

mój komentarz do tego artykułu nie jest jeszcze zakończony
brakuje mi tu dwóch wątków i ostatecznego podsumowania


przedruk


I.

Za ciasno ci się zrobiło na Górnym Śląsku?


Powędrowałem za intuicją, która podpowiadała, że mój Górny Śląsk łączy wiele z Ziemiami Odzyskanymi. Łączą nas dylematy tożsamościowe, potrzeba znalezienia ciągłości czy układanie się z kłopotliwą przeszłością. Żyjemy w podobnym uniwersum. Ludzie z poniemieckich miast i wsi to moi kuzyni – dalecy, ale kuzyni, bo ja sam jestem kundlem Ziem Odzyskanych, ulepionym z autochtonów i osadników.

czyli to nie geografia i historia umiejscawiajaą Górny Śląsk na Ziemiach Odzyskanych, tylko intuicja "podpowiada"
dlaczego ci wszyscy "autorzy" zawsze akcentują, że są na bakier ze szkolną wiedzą i mają mgliste pojęcie o tym, o czym piszą?



dylematy tożsamościowe - rozumiem, że autor ma problem z określeniem SWOJEJ tożsamości

potrzeba znalezienia ciągłości - on chce ("potrzeba") mieć ciągłość z czym? z niemcami??

układanie się z kłopotliwą przeszłością - jaka kłopotliwa przeszłość?? nie wyjaśnia

przeszłość może być co najwyżej kłopotliwa dla Niemców ze względu na skalę zbrodni jakich dopuścili sie w czasie wojny


zwracam uwagę - są tu same ogólniki, autor nie wyjaśnia o co mu chodzi w tych trzech zwrotach


skoro autor uważa siebie za kundla to czy w taki sposób wyraża się również o innych mieszkańcach zachodniej Polski?


kluczem do tych 4 pierwszych zdań wywiadu jest słowo "łączą" 

"Łączą nas" - kogo z kim tego autor do końca nie wyjaśnia, trzeba patrzeć na cały kontekst wywiadu, ale w wypowiedzi - odpowiedzi na pierwsze pytanie są na pewno nieprzypadkowe słowa 

chodzi prawdpodobnie o 

Ludzie z poniemieckich miast i wsi 
autochtonów


czyli - o połączenie z niemieckimi obywatelami?
pamiętamy termin "wspólna tożsamość narodowa" ? mi zaraz się to przypomina...





Termin "wspólna świadomość narodowa" związany jest z techniką łączenia podbijanej społeczności z własną społecznością.

Ten termin dotyczy więc co najmniej dwóch różnych "świadomości narodowych" - własnej i obcej.

W Polsce stosuje się to poprzez uporczywe powtarzanie w przestrzeni medialnej, głównie w internecie (przede wszystkim fora) pozytywów o niemcach lub Niemczech.

I to najczęściej w sposób zawoalowany z całkowitym pominięciem negatywów i kontekstu historycznego - kulturowego, społecznego i politycznego.

Na przykład prezentuje się różne widokówki z okresu zaborów i cmoka w zachwycie nad tym, jak wtedy było ładnie, jak porządnie, elegancko i w ogóle komu to przeszkadzało, ach, żeby znowu tak było...



całość (nieskończony tekst!) w tekście "Bachus"


II.

Twoja poprzednia książka "Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku" została przyjęta bardzo ciepło, zgarnęła nawet nie jedną, ale dwie nagrody Nike - od jury i od czytelników. To wpłynęło na twoje myślenie o dalszym pisaniu?

Jako dziennikarz stałem się pewniejszy siebie i poczułem, że mogę sobie teraz pozwolić na więcej. "Odrzanię" pisałem tak, jak chcę pisać: dzieląc się wątpliwościami, nie zawsze rozstrzygając dylematy, żartując, częściej szarżując,

Zależało mi, żeby pozostając przy warsztacie reportera i pisząc prawdę, a nie fikcję, wykorzystać jednak w literaturze faktu wiele instrumentów literatury pięknej.

 Chciałem też zamiast na sprawozdawaniu skupić się na rysowaniu nieoczywistych perspektyw, stworzyć "Odrzanię" raczej w nurcie literatury rozkminy niż literatury wiedzy.



pozostając przy warsztacie reportera i 

pisząc prawdę, a nie fikcję - ja już gdzieś to niedawno widziałem, takie podobne zdanie... tylko gdzie?



przekonuje więc Czytelnika, że to co napisał to jest prawda, to są fakty, a nie zmyślenia jak w beletrystyce

ale  rysowanie nieoczywistych perspektyw to nie są fakty, tylko proroctwa

nieoczywistych brzmi złowieszczo...

tak więc na wstępie przekonuje się nas, że w książce opisywane są fakty - jest to teza artykułu, która ustawia stosunek czytelnika do dalszych treści, które przeczyta w tekście

taką tezę podaje się na początku, aby ustawić oczekiwania czytających co do dalszych informacji w tekście


jednak już w następnej linijce twierdzi, że w nurcie literatury rozkminy niż literatury wiedzy

rozkmina, czyli dociekanie - a to nie FAKTY i nie wiedza - jak sam określa

także w kolejnej wypowiedzi poniżej widzimy coś zupełnie innego 

 To nie jest biografia tych ziem, to nie jest klasyczny reportaż.



groch z kapustą - zresztą niczego innego sie nie spodziewałem
trochę prawdy, trochę - lub więcej - zmyślenia, mędrkowania, rozkminiania, fantazjowania...








III.

Czytałem "Odrzanię" jako swego rodzaju kontynuację tego, co rozpocząłeś w "Kajś". Słusznie?


Pozostajemy w podobnym świecie, ale zmienia się temat. Ziemie Odzyskane, które nazwałem w książce Odrzanią, były dla mnie tylko pretekstem. To nie jest biografia tych ziem, to nie jest klasyczny reportaż. Tak jak w "Kajś" Śląsk był pretekstem do opowiedzenia o tym, jak tworzą się tożsamości, tak w "Odrzanii" ziemie poniemieckie są pretekstem do przyjrzenia się temu, jak konstruuje i dekonstruuje się pamięć. W obu książkach próbowałem przetłumaczyć doświadczenie lokalne na język uniwersalności.

W kwestii formy zaś zależało mi na tym, żeby samego siebie z "Kajś" zakwestionować, podważać. Nie chciałem wjechać w utarte koleiny i napisać taką samą książkę o innym miejscu. Zwłaszcza że pisząc o Ziemiach Odzyskanych, tak jak ja o nich piszę - nie tylko o pierwszych powojennych latach, ale ciągnąc opowieść o nich do teraźniejszości - trzeba znaleźć formę dla tej opowieści.

Różnica między poprzednią i tą książką jest też taka, że w "Kajś" interesowali mnie głównie autochtoni, Ślązacy, a w "Odrzanii" skupiam się nie na tych, którzy tam zostali, ale na tych, którzy tam przybyli. Naprawdę nigdzie indziej nie było tak, żeby kilka milionów ludzi nagle "zniknęło", a na ich miejscu pojawiły się miliony nowych osadników. To największy eksperyment demograficzny w dziejach Europy.



ziemie poniemieckie są pretekstem do przyjrzenia się temu, jak konstruuje i dekonstruuje się pamięć

próbowałem przetłumaczyć doświadczenie lokalne na język uniwersalności.


o co mu chodzi? 
nie tłumaczy, taki pseudointelektualny bełkot

i nadal nie wiem, jaki jest cel książki

są pretekstem - do czego

 język uniwersalności - nie ma czegoś takiego, to jest w ogóle niestylistyczne, bełkot po prostu - a więc jest jakiś zamiar ukryty?


jednak

uniwersalność można zrównać z terminem "wspólna tożsamość narodowa"



IV.

To powiedzmy w końcu, co to jest ta Odrzania?

Brakuje nam słowa na polskie ziemie poniemieckie – na popolskie mamy: Kresy. Najbardziej przyjął się termin Ziemie Odzyskane, ale jest on, jak wiemy, propagandowy. I ja sam z braku lepszego słowa używam go w tytule książki, żeby zakomunikować czytelnikom, dokąd w tej książce się wybierzemy, ale zaraz na pierwszej stronie zamieszczam jedyny w książce przypis, w którym rozprawiam się z wiarygodnością tego hasła. Wymyśliłem więc Odrzanię, bo po pierwsze, brzmi ona bajkowo, a po drugie, chciałem w ten sposób podkreślić różnice między Polską wiślańską - Polską-Polską, ziemiami przedwojennymi – a Polską odrzańską, czyli właśnie Odzyskanymi. Jasne, nie wszystkie poniemieckie ziemie leżą nad Odrą, ale to termin kulturowy, nie geograficzny. Żeby nie szukać daleko, Czechy też składają się z kilku krain historycznych: Moraw, Śląska i Czech, a nazywamy je Czechami.


Brakuje nam słowa na polskie ziemie poniemieckie - to nieprawda

mamy słowa: Pomorze, Śląsk, Ziemia Lubuska, Ziemie Odzyskane - mamy takie słowa i takie nazwy, odpowiednika Kresów nie potrzebujemy, bo i po co?

Nawet jeśli termin Ziemie Odzyskane było używane w propagandzie  - co z tego? Ja tego za propagandę nie uważam i to żadna propaganda nie jest, bo

obecność Polaków na tych ziemiach to są fakty, a nie propaganda.



 rozprawiam się z wiarygodnością tego hasła - niestety nie tłumaczy tutaj jak



Wymyśliłem więc Odrzanię - pamiętamy Geograficzno-polityczny atlas Polski ?


Wymyśliłem więc Odrzanię, bo po pierwsze, brzmi ona bajkowo - raczej chodzi o nowomowę i zastępowanie oficjalnych nazw dla tych terenów, tj. jak podważanie obecności państwowości polskiej na tym terenie poprzez "bajkowy" zabieg stylistyczny?

---

Dlaczego komuś przeszkadzają polskie nazwy, a obce już nie?

jak się komuś tu nie podoba nasza kultura niech wyjedzie zamiast sprowadzac obcą kulturę do nas

budowanie "wspólnej tożsamości narodowej" polega na rozmymłaniu polskiej kultury, a potem akceptowaniu przez społeczeństwo obcej kultury, potem akceptowaniu powoływaniu na urzędy obcych, a potem...

jak w średniowiecznej "Pieśni o wójcie Albercie".


"Utwór odnosi się do wydarzeń z lat 1311–1312, znanych jako bunt wójta Alberta, kiedy to mieszczanie krakowscy, głównie pochodzenia niemieckiego, zbuntowali się pod przywództwem Alberta przeciw Władysławowi Łokietkowi. 


Następnie utwór przechodzi w ogólne oskarżenie Niemców, którzy wszędzie usiłują sięgać po władzę.

Po przybyciu do obcego kraju początkowo zabiegają o względy mieszkańców, zawierają małżeństwa, potem utwierdzają swoją pozycję, nabywają dobra, urzędy, aż w końcu pozbawiają miejscowych znaczenia i wpływów.

a potem... 

bunt przeciwko władzy "warszawskiej" ("my tu mamy własny Urząd Marszałkowski!") i wypędzenie Polaków, 

albo - wymordowanie -

jak podczas średniowiecznej rzezi Gdańska kilkuset (?) Słowian

[termin "rzeź" zapewne określa to, że wymordowano nie jakąś nieokreśloną liczbę Polaków, ale WSZYSTKICH Polaków- Wendów mieszkających w  Gdańsku] 

czy jak podczas ostatniej wojny w sposób systemowy wszystkich jak leci...





----


Wymyśliłem więc Odrzanię, bo chciałem w ten sposób podkreślić różnice między Polską wiślańską - Polską-Polską, ziemiami przedwojennymi – a Polską odrzańską, czyli właśnie Odzyskanymi. 

nie ma różnicy między tymi ziemiami, bo wszędzie tam mieszkają Polacy o jednolitej kulturze -

jeżeli występują różnice widoczne np. na mapach powyborczych, tzw. efekt "widać zabory" to trzeba się zastanowić, kto i jak wpływa na wybory ludzi zamieszkujących Ziemie Odzyskane - moim zdaniem to Werwolf aktywnie kopie doły pod polską kulturą na tych ziemiach i sam dokonuje wyborów innych niż w centralnej i wschodniej Polsce.

po co podkreślać różnice między Polakami?
trzeba łączyć, do zgody dążyć, a nie dzielić


Żeby nie szukać daleko, Czechy też składają się z kilku krain historycznych: Moraw, Śląska i Czech, a nazywamy je Czechami.

no i widzisz! - na czeski Śląsk nie ma potrzeby wymyślać nowej nazwy, ale na polski Śląsk już tak - niech lepiej jasno napisze o co mu chodzi, czemu nie pasują mu Polacy i polska kultura!


Ej, panie, w 1945 r. na mocy tzw. Dekretów Beneša ponad 3 miliony Niemców sudeckich zostało wysiedlonych z Czechosłowacji do Austrii i Niemiec. Tam też są tereny "poniemieckie".

Dlaczego pan mówi o Śląsku w Czechach, o krainie historycznej Czechy, a nie na przykład o bajkowej Nibylandii w Czechach, hę??!!


Oto zagadka i  N I E K O N S E K W E N C J A ,  o której już zresztą wielokrotnie pisałem...



Żeby nie szukać daleko, panie pisażu - Niemcy też składają się z kilku krain historycznych, na przykład: Połabie, Pomorze, Śląsk, Łużyce, a nazywamy je Niemcami, a nie Odrzanią Zachodnią.

Pan się lepiej cofnie do szkoły podstawowej, tam się pan dowie wielu z całą pewnością niesłychanych i zaskakujących dla siebie rzeczy! Polecam!!



Dlaczego ta gazeta drukuje coś takiego??




V.

Ta twoja umowność zakłada Odrzanię i Wiślanię. To dwa oddzielne światy?

Nie oddzielne, ale rzeczywiście pod wieloma względami różne. Historię tych dwóch krain najpiękniej opowiadają same cieki. Spójrz na mapę, tam znajdziesz linie papilarne Polski - to bieg dwóch naszych największych rzek. Obie w Polsce płyną ze Śląska. Początkowo równolegle i to jest metafora czasów mieszkowo-bolesławowych. Potem jednak Wisła gwałtownie skręca na Wschód - w stronę Litwy i Rusi, natomiast Odra od początku wie, o co jej chodzi, i delikatnie wychyla się na Zachód, w stronę kultury niemieckiej, czeskiej. Dopiero hen, hen daleko Wisła zawraca, zwraca się na Zachód, aby końcówkę trasy pokonać już wraz z Odrą, raz jeszcze, po metaforycznym tysiącu lat, równolegle. Obie wpadają do Bałtyku, ale oddzielnie, na swoich zasadach i pewnie nawet się tam nie spotkają.



to bieg dwóch naszych największych rzek - Odra licząc w granicach Polski ("naszych") jest trzecią rzeką pod względem długości, po Wiśle i Warcie


natomiast Odra od początku wie, o co jej chodzi, i delikatnie wychyla się na Zachód, w stronę kultury niemieckiej, czeskiej

phe, dyrdymały.... 

Wisła wie, czego chce, dlatego biegnie na wschód, a potem wraca na zachód - bo od początku wie, o co jej chodzi - bo chce i tego i tego.

I co? Pasuje?


A dokładnie, to źródła Odry znajdują się w Czechach na Morawach. Czyli Odra nie chce kultury czeskiej, chce polskiej... Pasuje?



Coś panu nie wyszła ta mniemniecka onomatopeja....

Zdecydowanie ma pan braki w wykształceniu na poziomie szkoły podstawowej, szczególnie z geografii, histori i języka polskiego. Polecam porzucić pisażenie i zająć się kopaniem rowów,
ale na budowach...


Poetyckie dyrdymały, które zakrywaja jakiś cel... jaki cel?


Wisła zawraca, zwraca się na Zachód, aby końcówkę trasy pokonać już wraz z Odrą, raz jeszcze, po metaforycznym tysiącu lat, równolegle.

dlaczego akurat 1000 lat?
no bo chodzi oczywiście o niemieckie panowanie na Śląsku itd.

i dlaczego w stronę kultury niemieckiej ?

bardzo wyraźna deklaracja, o co biega temu panu



równolegle
czyli obok siebie - "wspólnie"??



od początku wie, o co jej chodzi, i delikatnie wychyla się w stronę kultury niemieckiej


zawsze to samo - międlenie, międlenie, a na końcu zawsze wyłazi to samo - NIEMCY



ZAWSZE



Dlaczego?

Dlaczego nie Czesi na przykład??





VI.


Mnie się słowo "Odrzania" szalenie podoba, może wyprze kiedyś Ziemie odzyskane, choć trzeba powiedzieć, że ten komunistyczny wynalazek trzyma się w Polsce zaskakująco mocno. Czy twoja podróż po tych ziemiach była zaplanowana, czy spontaniczna?


Temu pytaniu już trzeba poświęcić wpis, bo "Odzyskane" jest tu z małej litery.

Czy Odrzania ma coś wspólnego z odrzynaniem??? 

"odrzynanie może wyprze kiedyś Ziemie odzyskane"  ???

z polskich granic?


czy termin "Odrzania" oznacza czynność "odrzynania"?


komunistyczny wynalazek trzyma się w Polsce zaskakująco mocno - po pierwsze, nie komunistyczny, tylko polski, po drugie, niby dlaczego miałby się nie trzymać? to jest nie wprost podważanie polskiego nazewnictwa, a zapewne podważanie istoty tej nazwy, tj podważanie przynależności ziemi

 szalenie podoba - inaczej - "bardzo popieram"


VII.


[...] Ale też spontaniczność tej wędrówki wynikała z tego, że do tych ziem nie ma żadnej instrukcji obsługi, nie ma - jak w przypadku Górnego Śląska - katalogu obowiązkowych tematów. Musiałem rozpoznać temat bojem. Błąkałem się więc, pisząc książkę, i tak jak w "Kajś" nie zbierałem materiałów, żeby u finiszu wszystko spisać, ale pisałem na żywo, zapraszając czytelników do dowiadywania się wszystkiego razem ze mną. Zacząłem pisać w momencie, w którym najbardziej zaczynać lubię - gdy temat już mnie kręci, ale gdy jeszcze bardzo wielu rzeczy nie wiem.


spontaniczność tej wędrówki wynikała z tego, że do tych ziem nie ma żadnej instrukcji obsługi, nie ma - jak w przypadku Górnego Śląska - katalogu obowiązkowych tematów - nieprawda, każdy rejon Polski ma opracowane podręczniki "obowiązkowych tematów", Ziemie odzyskane także, ja na przykład korzystałem z wydawnictwa Demart - pełno tego w każdej księgarni

skoro tak, to po co on tak mówi? może po to, by powiedzieć...:

Musiałem rozpoznać temat bojem. - oj! tylko co to znaczy??!

pisałem na żywo, zapraszając czytelników do dowiadywania się wszystkiego razem ze mną - o, to podobnie jak u mnie, ale tylko podobnie, bo tematy, które ja rozgryzam nie są opisane w żadnym przewodniku, więc ja mogę tak powiedzieć, ale nie ten pan

jak wiemy, istnieje nie jeden przewodnik na temat tych ziem

czyli - jak przypuszczam - ten pan opisuje nie fakty, jak nas zapewnia w tezie wstępnej tego wywiadu, tylko swoje przypuszczenia  - i niepełne informacje - a to po prostu pole do pisania bajek, dyrdymałów polityczno- geograficznych o ciekach wodnych i tym podobne banialuki



będzie więc to książka...


 pisząc prawdę, 

wykorzystać jednak wiele instrumentów literatury pięknej.

To nie jest biografia tych ziem



z opowieścią w typie bajki - tylko dlaczego autor ciągle o tych niemcach coś pisze?


zapraszając czytelników do dowiadywania się wszystkiego razem ze mną
Musiałem rozpoznać temat
jeszcze bardzo wielu rzeczy nie wiem

facet napisał książkę o tym, czego nie wie

jest to książka o tym, co nie wie, tylko mu się wydaje - a co mu się "wydaje", to już wiemy - że 

wychyla się w stronę kultury niemieckiej


ale jakby co, to on nic nie wie, jest dyletantem w tych sprawach, więc jak zaufałeś jego dyrdymałom - to twoja "wina"



VIII.

Mnie uczono w szkole, że bitwa pod Cedynią była jedną z najważniejszych w naszej historii, tymczasem z twojej książki wynika, że takiej bitwy najpewniej w ogóle nie było. Historia Ziem Odzyskanych rozchodzi się chętniej z oficjalną historiografią od innych ziem?


No proszę! Panu się wydaje, że bitwy pod Cedynią nie było i to napisał - pamiętajmy:

To nie jest biografia tych ziem

wikipedia:

Informacja o bitwie zachowała się dzięki Kronice Thietmara (1012–1018). Brak jest pewności co do lokalizacji bitwy. Kronika podaje w łacińskiej transkrypcji nazwę miejscowości Cidini. W XVIII wieku ksiądz Adam Tadeusz Naruszewicz w swojej Historii narodu polskiego identyfikował Cidini z obecnym Szczecinem. Wielu historyków lokalizowało miejsce bitwy na lewym brzegu Odry, utożsamiając Cidini z Zehdenick albo z Zeuthen. Jednak stanowcza większość obecnych badaczy wskazuje na jej miejsce Cedynię.


Powojenna komunistyczna propaganda (często zbieżna z kościelną) w odniesieniu do tych ziem wciąż trzyma się mocno. W książce staram się rozprawiać z mitami o krainie mlekiem i miodem płynącej, o odwiecznie polskich ziemiach poniemieckich, o Piastach. Co rusz natykałem się na pozostałości tych plomb pamięci. 


Nie wiadomo, co on nazywa propagandą, ale  "o krainie mlekiem i miodem płynącej " to ja nigdy nie słyszałem. Na Pomorzu na ten przykład, ziemie są raczej słabe i tu zawsze były problemy gospodarcze, Niemcy uciekali stąd do np. Zagłębia Ruhry i władza niemiecka kolonizowała te tereny wręcz na siłę - a wszystko to jak wiemy, ze względu na skarby pod tą ziemią schowane... ale nie ze względu na jakieś kopaliny, złoto, diamenty, zboże na 2 metry i ziemniaki wielkie jak dynie.


Byłem w szoku, gdy dowiadywałem się, że ostatni Piastowie na Dolnym Śląsku byli już niemieckojęzycznymi protestantami i mówili na siebie Die Piasten czy że rzeczywiście nie ma żadnych dowodów, że bitwa pod Cedynią kiedykolwiek się odbyła. Od lat trwają próby zasypywania dziury między światem i antyświatem, między powojenną historią "odzyskanych" miast, a tym, co działo się tam kiedyś. 

Pan nie wiedział, że Słowianie byli germanizowani??
Jak on ukończył szkołę podstawową??

Około 1989 roku rozpoczęło się coś, co nazwałem rewolucją odrzańską, czyli wielkie odpamiętywanie, ćwiczenie z pamięci. Odrzanie co rusz muszą dogadywać się sami ze sobą, jak chcą pamiętać swoje małe ojczyzny, w których są często już czwartym czy piątym pokoleniem. Klasyczny przykład to Uniwersytet Wrocławski, który w 2011 musiał zdecydować, czy obchodzić dwustulecie, czy uznać, że istnieje od 1945 roku. Podejście ludzi na tych ziemiach do przeszłości zaś zmienia się nieustannie. Najtrudniej bowiem, jak mawiano w ZSRR, przewidzieć przeszłość.

Oooooo... czyli jednak coś w rodzaju rewolucji się dzieje... i rozumiem, cały czas o niemcach.

Pan robi słowne wycieczki do komunizmu i ZSRR, ale przecież on neguje nasze polskie nazewnictwo tych ziem, a nie jakieś "komunistyczne".


To są nasze polskie nazwy, a nie komunistyczne.

Czy to nie przypomina metodę niemiecką, by unikać nazwy "Niemcy", a w zamian używać słowa: "naziści"?

albo komuniści, esbecy, zamiast Werwolf, Gestapo...




Piszesz, że w polskiej kulturze, jak się mówi o wyjeździe w góry, to ma się zawsze na myśli Tatry, a nie Sudety, wyjazd nad morze oznacza zwykle Pomorze Gdańskie, a nie Pomorze Zachodnie. Dlaczego tak jest?

Bo ludzie mówią skrótowo, ale wg pana Pisaża...

Polska jest zwiślanizowana, nasze imaginarium - dobór rocznic, lektur, ikonografii - jest kształtowane przez Wiślanię i składa się na nie głównie doświadczenie Polski w granicach przedwojennych, wraz ze Lwowem i Wilnem. Lwów i Wilno 78 lat po zakończeniu wojny wciąż organizują polską wyobraźnię bardziej niż Wrocław czy Szczecin. 


imaginarium - wg definicji - to nierzeczywisty, wyimaginowany świat – czyjejś wyobraźni lub pewnego ogólnego zbioru poglądów


czyli pan twierdzi, że nasz polski  dobór rocznic, lektur, ikonografii - to świat nierzeczywisty 



zapytam się tak - o co tu chodzi??


Może o oczernianie narodu polskiego, o plucie nań?



Kto i dlaczego wydaje wypociny drukiem, kto i dlaczego promuje wypociny w ogólnopolskiej gazecie?? 

Przecież to nie jest żadna wiedza, tylko to - co mu się wydaje.
Istnieją przewodniki i opracowania historyczne w tym temacie, wydawać się nie może zbyt wiele, nie ma tu nieścisłości, nauka ma ugruntowane pojęcie na temat Ziem Odzyskanych.



Dalej:

zwiślanizowana znaczy po prostu spolonizowana?

to normalna rzecz, że w Polsce mówi i myśli się po polsku, 


czy to też ma być obraźliwy epitet?

Może o to chodzić, bo...

... przecież słowo Wisła to nic innego jak spolszczenie niemieckiej nazwy Weischel.

Z kolei niemiecka nazwa Weischel to po prostu kalka z polskiej nazwy Biała. 

To niestety dość często się zdarza w Polsce, tym problemem trzeba też się zająć, tylko akurat nie teraz tu, przy tym artykule...

I może właśnie o to chodzi autorowi, ale tego nam nie wyjaśnia - to ciekawe, że on to wie, jeżeli wie, ale o innych niuansach już "nie wie"... czyli nie mówi, 

a więc słowo zwiślanizowana znaczy, że jesteśmy podwójnie zgermanizowani, i to tak, że nawet nie jesteśmy tego świadomi (to taki przykład na "wspólną tożsamość narodową" - używamy tak naprawdę nazwy Weischel, zamiast Biała)

On to wie, ale nam tego nie mówi - i w tym wypadku termin ten jest jednoznacznie pogardliwy.



podobnie ten drugi termin - Wiślanię - to takie znowu nie wprost negowanie polskiej kultury, odmawianie Polakom prawa do myślenia i mówienia po polsku (no i pogardy cd.)

składa się na nie głównie doświadczenie Polski w granicach przedwojennych - nieprawda, ludzie wojny wymierają, a rzeczywistość tworzą ludzie powojenni, którym często świadomość, że Lwów Wilno były polskie, po prostu wymazano na lekcjach historii, kiedy mówiono, że Chełm był pierwszym wyzwolonym polskim miastem.

ten pan cały czas neguje polskość i mocno wychyla się w stronę kultury niemieckiej


Nie twierdzę, że to źle bądź dobrze, ale wiem, że potrzebujemy na liście lektur choć jednej książki, która opowiedziałaby o doświadczeniu Odrzanii – choćby "Domu dziennego, domu nocnego" Olgi Tokarczuk. Dzieje Odrzanii są zbyt słabo znane, również w samej Odrzanii. Przekłada się to później też na konkrety, np. na ogromne dysproporcje między finansowaniem ochrony zabytków na Dolnym Śląsku, gdzie jest dużo więcej zarejestrowanych zabytków niż w centralnych i wschodnich regionach.


Nie twierdzę, że to źle bądź dobrze - asekuracja, bo przecież cały czas neguje polskość, promuje niepolskość albo bajkowowść - byle nie po polsku - znamy to choćby z wikipedii, gdzie np. podaje się kaszubską nazwę miasta Gniew, który z Kaszubami nie ma nic wspólnego, albo przy haśle Gdańsk podaje nazwę niderlandzką... po co? Bo podobne do Danzig, więc "może to dziwne >>Gdańsk<< to nie jest oryginalne, co??"








Widać to również w rozmaitych sporach, o których piszesz. Czy to o Güntera Grassa w Gdańsku, czy głośnego sporu o patrona szkoły w Wałbrzychu.

W szkole w Wałbrzychu chciano wybrać nowego patrona, a dyrekcja zrobiła coś, co robi się rzadko - spytała o zdanie uczniów, rodziców i pracowników. Można było wybrać między Janem Pawłem II z Galicji, św. Faustyną Kowalską z Kongresówki i księżną Daisy - angielską arystokratką wżenioną w niemiecką rodzinę Hochbergów, panią na Zamku Książ, zasłużoną dla miasta. Przytłaczającą większością głosów wygrała Daisy, co wielu w mieście się nie spodobało. 


Rzecz w tym, że młodzi ludzie nie są rozsądni, ani przewidujący, ani odpowiedzialni - dlatego nikt ich nie zatrudnia po szkole podstawowej i nie powierza im odpowiedzialnych stanowisk. Nie dlatego, że młodzież jest zła, tylko dlatego, że takie są przyrodzone cechy młodych ludzi i to na całym świecie i niestety, nie można tego "przeskoczyć".

Pytanie się młodzieży szkolnej o cokolwiek co leży w gestii dorosłych, to oddawanie w nieodpowiedzialne ręce swojego życia. To niebezpieczne i złe.

Zwracam uwagę, że autor książki jest nadal młodym człowiekiem, podobnie jak dzienikarz prowadzący rozmowę 

Mike Urbaniak
- Jest dziennikarzem kulturalnym weekendowego magazynu Gazeta.pl, Wysokich Obcasów i polskiej edycji Vogue, gdzie prowadzi także swój queerowy podcast Open Mike.

queerowy znaczy o LGTB

osoby młode, a szczególnie mężczyźni,  nie lubią gdy wspomina sie o braku doświadczenia u młodzieży, ponieważ to może podważać ich wiarygodność jako osób jeszcze niedawno (lub nadal) do młodzieży zaliczanych 



co wielu w mieście się nie spodobało. - i słusznie


Był to ciekawy kazus, bo zarysowało się napięcie między pamięcią ogólnonarodową, "wiślańską", a miejscową, "odrzańską". 


to jest kwestia jak opisałem powyżej, braku świadomości u młodzierzy, wybór mógł być też podyktowany przekorą, bo tak młodzież właśnie postępuje, przekornie, albo - 

że ich świadomość jest nasycona mocno proniemieckimi względnie antypolskimi treściami z internetu - i to jest też bardzo prawdopodobne

i bardzo niebezpieczne


I jak widać, ludzie nie uznali Daisy za Angielkę lub Niemkę, ale za wałbrzyszankę, przebili symboliczny mur 1945 roku. To też dobry przykład tego, że spory w Odrzanii są uniwersalne, powtarzają się w wielu innych regionach. Opowieść o Odrzanii jest opowieścią o problemach z pamięcią.

pana to cieszy



Inny problem z tą pamięcią to nieraz jej powierzchowność.

Oczywiście są tacy, którzy wiedzę o Odrzanii pogłębili, i tacy, którzy się zatrzymali na przedwojennych pocztówkach, które po 1989 roku zrobiły zawrotną karierę. Większość ludzi zobaczyła wtedy po raz pierwszy, jak przed przybyciem ich dziadków i pradziadków wyglądały miejscowe ulice, parki i place. Z pocztówkami jest jedynie taki problem, że pokazują tamte światy z lepszego profilu, nie widać na nich pogromów Żydów czy nierówności społecznych.

Ha! 

Nie widać także, że Polacy w tamtych czasach byli szykanowani, wyzyskiwani gospodarczo, jawnie okradani i niszczeni za swą polskość, ale o tym już nie napisał. Dlaczego?


Piękne obrazki zakłamywały ten "utracony świat" i sprawiały, że do dziś często przeceniamy przedwojenne niemieckie miasteczka. Po dekadach odreagowywania przez dopolszczanie później często odreagowywano, doniemczając.

Jedno się za to nie zmienia - jak Odrzanie głosują. Różnica między Odrzanią i Wiślanią jest widoczna gołym okiem.

a jaki jest wpływ Werwolfa i niemieckiej 5 kolumny ?


Paru znajomych napisało mi nawet podczas ostatniego wieczoru wyborczego, że Odrzania pokonała Wiślanię, ale specjaliści, którzy badają preferencje wyborcze na poziomie niższym - gmin i powiatów - zwracają uwagę, że obraz się nieco bardziej komplikuje. Ja partyjną polityką się nie zajmuję, ale piszę w książce trochę żartobliwie, że największy spór polityczny w Polsce jest między dwoma politykami uosabiającymi Odrzanię i Wiślanię. Z jednej strony mamy Donalda Tuska, gdańskiego autochtona i Kaszubę, a z drugiej Jarosława Kaczyńskiego, warszawiaka, w którego rodzinnej biografii zapisały się powstanie warszawskie czy Armia Krajowa.



Czy poczucie tymczasowości miało fundamentalny wpływ na kształtowanie się Odrzanii?

Początkowo tak, utrudniało zakorzenienie się. Ale na podstawie rozmów i wspomnień widzę, że poczucie tymczasowości na masową skalę skończyło się szybciej, niż chcemy to pamiętać – gdzieś w połowie lat 70. XX wieku. Oczywiście jeszcze po 1989 roku byli tacy, którzy bali się powrotu Niemców, ale byli i polscy Ślązacy czy Niemcy, którzy wręcz na to czekali. Nawiasem mówiąc, ten strach przed niemieckim rewizjonizmem inaczej był odczuwany wśród Kresowian, którzy nie mieli dokąd wracać, a którzy stanowili na "odzyskanych" zdecydowaną mniejszość, a inaczej wśród osadników z innych regionów, których była większość – z Wielkopolski, Podkarpacia czy Lubelszczyzny.


Inna dominująca narracja jest taka, że Wrocław został zasiedlony przez lwowiaków. Ten mit do dzisiaj trzyma się bardzo mocno.


Lwowiacy stanowili zaledwie kilka procent nowych mieszkańców Wrocławia, a ogromna część z nich była i tak mieszkańcami lwowskich przedmieść, a nie mieszczaństwem czy inteligencją. Wrocław był ludnym miastem przed wojną, potrzeba było wielu osadników - Lwów i Wilno łącznie miały mniej mieszkańców niż sam Wrocław. Mit o lwowskim Wrocławiu wziął się stąd, że lwowska inteligencja i specjaliści mieli znaczący udział w rozruchu Wrocławia, byli nadreprezentowani wśród studentów, inżynierów czy tramwajarzy.



Nazywasz miasta Odrzanii najpiękniejszymi w Polsce. Zachwycasz się "polskimi blokowiskami lokowanymi na prawie niemieckim" i "dopolszczaniem architektury". Skąd to zauroczenie?

Wiem, że Odrzania nie jest Monicą Bellucci wśród przestrzeni świata, nie jest to piękno oczywiste, ale nieustannie mnie zachwyca. Odrzańska przestrzeń jest intrygująca, drażniąca, bodźcująca. Jak mogą nie robić wrażenia blokowiska w sąsiedztwie renesansowych zamków, XIX-wieczne kamienice barwy wściekłej krwi zderzone z pawilonami i placami, które powstały w wyniku bombardowań czy podpaleń, a chcą podszywać się pod plany urbanistów. Nie znam innego miejsca, w którego przestrzeni tak wyraźnie zapisałaby się jego historia.

lekceważenie innych
lekceważenie  zdania i uwag innych ludzi


mój komentarz do tego artykułu nie jest jeszcze zakończony
brakuje mi tu dwóch wątków i ostatecznego podsumowania




Zbigniew Rokita. Reporter, redaktor, specjalizuje się w problematyce Europy Wschodniej i Górnego Śląska. Autor książek reporterskich "Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku" (wyróżnionej podwójną Nagrodą Literacką Nike: jury oraz czytelników) i "Królowie strzelców. Piłka w cieniu imperium". Autor sztuk teatralnych "Nikaj" (Teatr Zagłębia w Sosnowcu) i "Weltmajstry" (Teatr Korez w Katowicach). Stały współpracownik "Tygodnika Powszechnego". Pochodzi z Gliwic, mieszka w Katowicach.

Mike Urbaniak. Jest dziennikarzem kulturalnym weekendowego magazynu Gazeta.pl, Wysokich Obcasów i polskiej edycji Vogue, gdzie prowadzi także swój queerowy podcast Open Mike. Mieszka w Poznaniu.


--------------------


14 stycznia 2024



poniżej jeszcze opinia z czasopisma "Sudety"

bardzo zresztą podobna do wynurzeń autora, momentami wręcz bardzo wtórna do jego opinii

znam to czasopismo z.... powiedzmy - "dawnych" lat, czyli gdzieś czytywałem je w latach ok. 2012 roku, nie kojarzę, żebym tam widział takie rzeczy jak np. w czasopiśmie "Odkrywca", tak więc w sumie chyba nie mam negatywnych uwag co do zawartości czasopisma "Sudety".




polecam uwadze:


zaczynam odkrywać Dolny Śląsk, próbując go zlepić z moim kąskiem Górnego Śląska. Dotąd nie potrafiłem.
Niektóre wątki śląskości łączyły mi się szybko, inne mimo usilnego naciągania rzeczywistości za chiny nie dało się zlepić.
Aż trafiłem do „Odrzanii” i choć nie wszystko, to wiele spraw stało się zrozumiałych. Wiele potwierdziło to, co czułem gdzieś podskórnie



tu zaś bardzo ciekawe spostrzeżenia:


Bo wiecie, ten świat – Wrocław, Sudety, Dolny Śląsk – przez większość mojego życia był dla mnie niedostępny, bo nieobecny w mojej komunikacyjnej, edukacyjnej, czy medialnej bańce. Nie było go w podręcznikach, nie było go w ofercie szkolnych wycieczek, nie było go w piosenkach, które wyliśmy w górach (nie Sudetach) do świtu, nie było go w pierwszych reklamach, ani nawet w dzienniku telewizyjnym. Nie istniał. Jakby ktoś nałożył barierę informacyjną i bardzo rygorystycznie jej przestrzegał.
Na przykład pełno było wokół mnie informacji o inwestycjach turystycznych w Beskidach, Tatrach, nawet Bieszczady chciały mieć wielki kurort narciarski, a o Sudetach cisza.



















cały tekst nie pocięty komentarzem:


Za ciasno ci się zrobiło na Górnym Śląsku?

Powędrowałem za intuicją, która podpowiadała, że mój Górny Śląsk łączy wiele z Ziemiami Odzyskanymi. Łączą nas dylematy tożsamościowe, potrzeba znalezienia ciągłości czy układanie się z kłopotliwą przeszłością. Żyjemy w podobnym uniwersum. Ludzie z poniemieckich miast i wsi to moi kuzyni – dalecy, ale kuzyni, bo ja sam jestem kundlem Ziem Odzyskanych, ulepionym z autochtonów i osadników.

Twoja poprzednia książka "Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku" została przyjęta bardzo ciepło, zgarnęła nawet nie jedną, ale dwie nagrody Nike - od jury i od czytelników. To wpłynęło na twoje myślenie o dalszym pisaniu?

Jako dziennikarz stałem się pewniejszy siebie i poczułem, że mogę sobie teraz pozwolić na więcej. "Odrzanię" pisałem tak, jak chcę pisać: dzieląc się wątpliwościami, nie zawsze rozstrzygając dylematy, żartując, częściej szarżując, chociaż mój redaktor Artur Wiśniewski lubił mi przypominać, że nie każda szarża musi być zwycięska. Zależało mi, żeby pozostając przy warsztacie reportera i pisząc prawdę, a nie fikcję, wykorzystać jednak w literaturze faktu wiele instrumentów literatury pięknej. Chciałem też zamiast na sprawozdawaniu skupić się na rysowaniu nieoczywistych perspektyw, stworzyć "Odrzanię" raczej w nurcie literatury rozkminy niż literatury wiedzy.









Czytałem "Odrzanię" jako swego rodzaju kontynuację tego, co rozpocząłeś w "Kajś". Słusznie?

Pozostajemy w podobnym świecie, ale zmienia się temat. Ziemie Odzyskane, które nazwałem w książce Odrzanią, były dla mnie tylko pretekstem. To nie jest biografia tych ziem, to nie jest klasyczny reportaż. Tak jak w "Kajś" Śląsk był pretekstem do opowiedzenia o tym, jak tworzą się tożsamości, tak w "Odrzanii" ziemie poniemieckie są pretekstem do przyjrzenia się temu, jak konstruuje i dekonstruuje się pamięć. W obu książkach próbowałem przetłumaczyć doświadczenie lokalne na język uniwersalności.

W kwestii formy zaś zależało mi na tym, żeby samego siebie z "Kajś" zakwestionować, podważać. Nie chciałem wjechać w utarte koleiny i napisać taką samą książkę o innym miejscu. Zwłaszcza że pisząc o Ziemiach Odzyskanych, tak jak ja o nich piszę - nie tylko o pierwszych powojennych latach, ale ciągnąc opowieść o nich do teraźniejszości - trzeba znaleźć formę dla tej opowieści.

Różnica między poprzednią i tą książką jest też taka, że w "Kajś" interesowali mnie głównie autochtoni, Ślązacy, a w "Odrzanii" skupiam się nie na tych, którzy tam zostali, ale na tych, którzy tam przybyli. Naprawdę nigdzie indziej nie było tak, żeby kilka milionów ludzi nagle "zniknęło", a na ich miejscu pojawiły się miliony nowych osadników. To największy eksperyment demograficzny w dziejach Europy.



To powiedzmy w końcu, co to jest ta Odrzania?

Brakuje nam słowa na polskie ziemie poniemieckie – na popolskie mamy: Kresy. Najbardziej przyjął się termin Ziemie Odzyskane, ale jest on, jak wiemy, propagandowy. I ja sam z braku lepszego słowa używam go w tytule książki, żeby zakomunikować czytelnikom, dokąd w tej książce się wybierzemy, ale zaraz na pierwszej stronie zamieszczam jedyny w książce przypis, w którym rozprawiam się z wiarygodnością tego hasła. Wymyśliłem więc Odrzanię, bo po pierwsze, brzmi ona bajkowo, a po drugie, chciałem w ten sposób podkreślić różnice między Polską wiślańską - Polską-Polską, ziemiami przedwojennymi – a Polską odrzańską, czyli właśnie Odzyskanymi. Jasne, nie wszystkie poniemieckie ziemie leżą nad Odrą, ale to termin kulturowy, nie geograficzny. Żeby nie szukać daleko, Czechy też składają się z kilku krain historycznych: Moraw, Śląska i Czech, a nazywamy je Czechami.
Ta twoja umowność zakłada Odrzanię i Wiślanię. To dwa oddzielne światy?

Nie oddzielne, ale rzeczywiście pod wieloma względami różne. Historię tych dwóch krain najpiękniej opowiadają same cieki. Spójrz na mapę, tam znajdziesz linie papilarne Polski - to bieg dwóch naszych największych rzek. Obie w Polsce płyną ze Śląska. Początkowo równolegle i to jest metafora czasów mieszkowo-bolesławowych. Potem jednak Wisła gwałtownie skręca na Wschód - w stronę Litwy i Rusi, natomiast Odra od początku wie, o co jej chodzi, i delikatnie wychyla się na Zachód, w stronę kultury niemieckiej, czeskiej. Dopiero hen, hen daleko Wisła zawraca, zwraca się na Zachód, aby końcówkę trasy pokonać już wraz z Odrą, raz jeszcze, po metaforycznym tysiącu lat, równolegle. Obie wpadają do Bałtyku, ale oddzielnie, na swoich zasadach i pewnie nawet się tam nie spotkają.
Mnie się słowo "Odrzania" szalenie podoba, może wyprze kiedyś Ziemie odzyskane, choć trzeba powiedzieć, że ten komunistyczny wynalazek trzyma się w Polsce zaskakująco mocno. Czy twoja podróż po tych ziemiach była zaplanowana, czy spontaniczna?

Wiedziałem, dokąd i do kogo muszę trafić, ale dużo było też w moich wędrówkach spontaniczności. Dzięki sukcesowi "Kajś" mogłem poświęcić tej książce dużo czasu. Odwiedziłem kilkadziesiąt miejscowości, pomieszkałem parę tygodni tu, parę tam. Często wsiadałem na jakiejś stacji w pociąg i jechałem, po drodze decydując, gdzie wysiądę. Ale też spontaniczność tej wędrówki wynikała z tego, że do tych ziem nie ma żadnej instrukcji obsługi, nie ma - jak w przypadku Górnego Śląska - katalogu obowiązkowych tematów. Musiałem rozpoznać temat bojem. Błąkałem się więc, pisząc książkę, i tak jak w "Kajś" nie zbierałem materiałów, żeby u finiszu wszystko spisać, ale pisałem na żywo, zapraszając czytelników do dowiadywania się wszystkiego razem ze mną. Zacząłem pisać w momencie, w którym najbardziej zaczynać lubię - gdy temat już mnie kręci, ale gdy jeszcze bardzo wielu rzeczy nie wiem.
Mnie uczono w szkole, że bitwa pod Cedynią była jedną z najważniejszych w naszej historii, tymczasem z twojej książki wynika, że takiej bitwy najpewniej w ogóle nie było. Historia Ziem Odzyskanych rozchodzi się chętniej z oficjalną historiografią od innych ziem?

Powojenna komunistyczna propaganda (często zbieżna z kościelną) w odniesieniu do tych ziem wciąż trzyma się mocno. W książce staram się rozprawiać z mitami o krainie mlekiem i miodem płynącej, o odwiecznie polskich ziemiach poniemieckich, o Piastach. Co rusz natykałem się na pozostałości tych plomb pamięci. Byłem w szoku, gdy dowiadywałem się, że ostatni Piastowie na Dolnym Śląsku byli już niemieckojęzycznymi protestantami i mówili na siebie Die Piasten czy że rzeczywiście nie ma żadnych dowodów, że bitwa pod Cedynią kiedykolwiek się odbyła. Od lat trwają próby zasypywania dziury między światem i antyświatem, między powojenną historią "odzyskanych" miast, a tym, co działo się tam kiedyś. Około 1989 roku rozpoczęło się coś, co nazwałem rewolucją odrzańską, czyli wielkie odpamiętywanie, ćwiczenie z pamięci. Odrzanie co rusz muszą dogadywać się sami ze sobą, jak chcą pamiętać swoje małe ojczyzny, w których są często już czwartym czy piątym pokoleniem. Klasyczny przykład to Uniwersytet Wrocławski, który w 2011 musiał zdecydować, czy obchodzić dwustulecie, czy uznać, że istnieje od 1945 roku. Podejście ludzi na tych ziemiach do przeszłości zaś zmienia się nieustannie. Najtrudniej bowiem, jak mawiano w ZSRR, przewidzieć przeszłość.
Piszesz, że w polskiej kulturze, jak się mówi o wyjeździe w góry, to ma się zawsze na myśli Tatry, a nie Sudety, wyjazd nad morze oznacza zwykle Pomorze Gdańskie, a nie Pomorze Zachodnie. Dlaczego tak jest?

Polska jest zwiślanizowana, nasze imaginarium - dobór rocznic, lektur, ikonografii - jest kształtowane przez Wiślanię i składa się na nie głównie doświadczenie Polski w granicach przedwojennych, wraz ze Lwowem i Wilnem. Lwów i Wilno 78 lat po zakończeniu wojny wciąż organizują polską wyobraźnię bardziej niż Wrocław czy Szczecin. Nie twierdzę, że to źle bądź dobrze, ale wiem, że potrzebujemy na liście lektur choć jednej książki, która opowiedziałaby o doświadczeniu Odrzanii – choćby "Domu dziennego, domu nocnego" Olgi Tokarczuk. Dzieje Odrzanii są zbyt słabo znane, również w samej Odrzanii. Przekłada się to później też na konkrety, np. na ogromne dysproporcje między finansowaniem ochrony zabytków na Dolnym Śląsku, gdzie jest dużo więcej zarejestrowanych zabytków niż w centralnych i wschodnich regionach.


Widać to również w rozmaitych sporach, o których piszesz. Czy to o Güntera Grassa w Gdańsku, czy głośnego sporu o patrona szkoły w Wałbrzychu.

W szkole w Wałbrzychu chciano wybrać nowego patrona, a dyrekcja zrobiła coś, co robi się rzadko - spytała o zdanie uczniów, rodziców i pracowników. Można było wybrać między Janem Pawłem II z Galicji, św. Faustyną Kowalską z Kongresówki i księżną Daisy - angielską arystokratką wżenioną w niemiecką rodzinę Hochbergów, panią na Zamku Książ, zasłużoną dla miasta. Przytłaczającą większością głosów wygrała Daisy, co wielu w mieście się nie spodobało. Był to ciekawy kazus, bo zarysowało się napięcie między pamięcią ogólnonarodową, "wiślańską", a miejscową, "odrzańską". I jak widać, ludzie nie uznali Daisy za Angielkę lub Niemkę, ale za wałbrzyszankę, przebili symboliczny mur 1945 roku. To też dobry przykład tego, że spory w Odrzanii są uniwersalne, powtarzają się w wielu innych regionach. Opowieść o Odrzanii jest opowieścią o problemach z pamięcią.
Inny problem z tą pamięcią to nieraz jej powierzchowność.

Oczywiście są tacy, którzy wiedzę o Odrzanii pogłębili, i tacy, którzy się zatrzymali na przedwojennych pocztówkach, które po 1989 roku zrobiły zawrotną karierę. Większość ludzi zobaczyła wtedy po raz pierwszy, jak przed przybyciem ich dziadków i pradziadków wyglądały miejscowe ulice, parki i place. Z pocztówkami jest jedynie taki problem, że pokazują tamte światy z lepszego profilu, nie widać na nich pogromów Żydów czy nierówności społecznych. Piękne obrazki zakłamywały ten "utracony świat" i sprawiały, że do dziś często przeceniamy przedwojenne niemieckie miasteczka. Po dekadach odreagowywania przez dopolszczanie później często odreagowywano, doniemczając.
Jedno się za to nie zmienia - jak Odrzanie głosują. Różnica między Odrzanią i Wiślanią jest widoczna gołym okiem.

Paru znajomych napisało mi nawet podczas ostatniego wieczoru wyborczego, że Odrzania pokonała Wiślanię, ale specjaliści, którzy badają preferencje wyborcze na poziomie niższym - gmin i powiatów - zwracają uwagę, że obraz się nieco bardziej komplikuje. Ja partyjną polityką się nie zajmuję, ale piszę w książce trochę żartobliwie, że największy spór polityczny w Polsce jest między dwoma politykami uosabiającymi Odrzanię i Wiślanię. Z jednej strony mamy Donalda Tuska, gdańskiego autochtona i Kaszubę, a z drugiej Jarosława Kaczyńskiego, warszawiaka, w którego rodzinnej biografii zapisały się powstanie warszawskie czy Armia Krajowa.
Czy poczucie tymczasowości miało fundamentalny wpływ na kształtowanie się Odrzanii?

Początkowo tak, utrudniało zakorzenienie się. Ale na podstawie rozmów i wspomnień widzę, że poczucie tymczasowości na masową skalę skończyło się szybciej, niż chcemy to pamiętać – gdzieś w połowie lat 70. XX wieku. Oczywiście jeszcze po 1989 roku byli tacy, którzy bali się powrotu Niemców, ale byli i polscy Ślązacy czy Niemcy, którzy wręcz na to czekali. Nawiasem mówiąc, ten strach przed niemieckim rewizjonizmem inaczej był odczuwany wśród Kresowian, którzy nie mieli dokąd wracać, a którzy stanowili na "odzyskanych" zdecydowaną mniejszość, a inaczej wśród osadników z innych regionów, których była większość – z Wielkopolski, Podkarpacia czy Lubelszczyzny.
Inna dominująca narracja jest taka, że Wrocław został zasiedlony przez lwowiaków. Ten mit do dzisiaj trzyma się bardzo mocno.


Lwowiacy stanowili zaledwie kilka procent nowych mieszkańców Wrocławia, a ogromna część z nich była i tak mieszkańcami lwowskich przedmieść, a nie mieszczaństwem czy inteligencją. Wrocław był ludnym miastem przed wojną, potrzeba było wielu osadników - Lwów i Wilno łącznie miały mniej mieszkańców niż sam Wrocław. Mit o lwowskim Wrocławiu wziął się stąd, że lwowska inteligencja i specjaliści mieli znaczący udział w rozruchu Wrocławia, byli nadreprezentowani wśród studentów, inżynierów czy tramwajarzy.


Nazywasz miasta Odrzanii najpiękniejszymi w Polsce. Zachwycasz się "polskimi blokowiskami lokowanymi na prawie niemieckim" i "dopolszczaniem architektury". Skąd to zauroczenie?

Wiem, że Odrzania nie jest Monicą Bellucci wśród przestrzeni świata, nie jest to piękno oczywiste, ale nieustannie mnie zachwyca. Odrzańska przestrzeń jest intrygująca, drażniąca, bodźcująca. Jak mogą nie robić wrażenia blokowiska w sąsiedztwie renesansowych zamków, XIX-wieczne kamienice barwy wściekłej krwi zderzone z pawilonami i placami, które powstały w wyniku bombardowań czy podpaleń, a chcą podszywać się pod plany urbanistów. Nie znam innego miejsca, w którego przestrzeni tak wyraźnie zapisałaby się jego historia.












weekend.gazeta.pl/weekend/7,150723,30332965,miejsca-waznych-swiadectw-w-historii-i-kulturze-europy-tak.html

/weekend.gazeta.pl/weekend/7,177333,30363922,mowili-na-siebie-die-piasten-rzeczywiscie-nie-ma-zadnych-dowodow.html

Prawym Okiem: Bachus (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Metoda Werwolfu w Szwecji (maciejsynak.blogspot.com)