Bożena Chrząstowska
Seweryn Wysłouch
Wydawnictwa Szkole i Pedagogiczne, Warszawa 1987
Wspomnienia z oślej ławki
4 maja 2025
Stanisławowo w XIX w.
W ówczesnej Austrii wyższe uczelnie można było wyliczyć na palcach – uważano je za wcale nie prestiżowe, nieosiągalne i niezbyt potrzebne. Aby otrzymać państwową posadę, wystarczyło ukończyć gimnazjum. Nie trzeba je tu porównywać z obecnymi szkołami – wykształcenie w gimnazjum stało o wiele wyżej niż nawet w dzisiejszym kolegium. Aby dostać się do gimnazjum dzieci musiały ukończyć czteroletnią szkołę średnią. Zaznaczę, że w stanisławowskim gimnazjum studiowali tylko chłopcy, zaś dziewczęta o średnim wykształceniu mogły sobie jedynie pomarzyć.
Swą historię tutejsze gimnazjum wywodzi od 1784 r., gdy 1 listopada dawna szkoła jezuicka przeszła pod zarząd państwowy. Początkowo nauka trwała tam pięć lat. Przy czym każda klasa miała swoją nazwę:
Po reformie oświaty w 1850 r. utworzono 7 i 8 klasy gimnazjalne – logiki i fizyki. Teraz nauka w gimnazjum trwała 8 lat.
Początkowo językiem wykładowym był niemiecki, matematykę wykładano po łacinie. W 1849 r. obowiązkowym przedmiotem stał się język ruski (ukraiński), a od 1854 r. uczeń miał prawo wyboru języka: polskiego czy ukraińskiego. Zaczynając od 1867 r. po autonomizacji imperium Habsburgów wykłady w gimnazjum prowadzono wyłącznie po polsku.
Czego nauczano? W różnych latach – różnie. Jeśli początkowo kładziono akcent na łacinę, to później do programu włączono tradycyjne dla nas dyscypliny. Oto porównywalna tablica tygodniowego rozkładu lekcji dla klasy szóstej w różnych latach:
Język i ilość godzin
Lata | Geografia i historia | Matematyka | Historia naturalna | Godzin ogółem | ||||||
Religia | Łacina | Greka | Język polski | Język niemiecki | Język ruski (ukraiński) | |||||
1847 | 2 | 10 | 2 | – | – | – | 2 | 2 | 18 | |
1852 | 2 | 6 | 4 | – | 3 | 2 | 3 | 3 | 3 | 26 |
1877 | 2 | 6 | 5 | 3 | 5 | – | 3 | 3 | 2 | 29 |
Gmach, który napawał strachem
Pomimo, iż większość ludności starego Stanisławowa stanowili Żydzi, w gimnazjum przeważała młodzież chrześcijańska. W 1855 r. uczyło się tam 314 dzieci: 168 Ukraińców, 108 Polaków, 20 Niemców i 18 Żydów. Na początku XX w. liczba uczniów przekroczyła 600 osób, z których ponad 60% stanowili Polacy.
Na starych pocztówkach z widokiem placu Franciszka (ob. Szeptyckiego) widzimy długi dwupiętrowy budynek, który dziś zajmuje wydział morfologiczny Akademii Medycznej. Został zbudowany w 1744 r. jako kolegium jezuitów i przypominał prawdziwą „rękawiczkę”. Oprócz gimnazjum mieściło się tam starostwo okręgowe, urząd skarbowy, urząd kadastrowy, szkoła początkowa, mieszkania służbowe dyrektorów gimnazjum i szkoły oraz starosty.
Ciekawostką jest, że z 47 pomieszczeń, gimnazjum zajmowało jedynie 19. Natomiast apartamenty starosty – 11 pokoi. Nauczyciele uskarżali się na ciasnotę w klasach, brak stołów i krzeseł. Dochodziło do tego, że uczniowie podczas wykładów stali, lub leżeli na podłodze, zapisując zadania.
Stan pomieszczeń też nie był najlepszy – w 1830 r. zawalił się sufit w czwartej klasie. I to przy tym, że gimnazjum często odwiedzali wysocy goście. W Stanisławowie była tradycja, że gdy miasto odwiedzał członek rodziny panującej, gubernator lub ktoś z rządu obowiązkowo odwiedzał gimnazjum i wybiórczo odpytywał uczniów. Wysocy goście byli przeważnie zadowoleni z odpowiedzi uczniów. Mamy tu dwa wyjaśnienia: albo faktycznie tak dobrze nauczano, albo tych gorszych uczniów gościom nie przedstawiano.
Dyrekcja uczelni powoli usuwała innych „lokatorów” i po tym, jak w 1881 r. starostwo się wyniosło, gmach całkowicie przekazano gimnazjum.
Dawni absolwenci gimnazjum pozostawili jaskrawe opisy swej alma mater.
Wtóruje mu inny absolwent roku 1889, Jewhen Barwiński:
„Już sam wygląd gimnazjum napawał małego chłopca strachem. Straszna ponura budowla z potwornymi grubymi murami, małymi oknami i ciemnymi schodami napełniała duszę dziecka przerażeniem… Wspominam te lata jak straszny koszmar, niby spędzone w więzieniu”.
Nauka byłą płatna, a jej wartość stale rosła: jeżeli w 1855 r. czesne wynosiło około 10 koron rocznie, to na początek XX w. – już 60 koron. Uczniom z biedniejszych rodzin nadawano znaczne zniżki, a prymusi otrzymywali stypendium, za które kupowali podręczniki. Istniał bardzo oryginalny system „lokacji”, zgodnie z którym uczniów sadzano według ich wiedzy. Przednie ławki zajmowali „premianci”, czyli prymusi, natomiast dla najgorszych uczniowie były ostatnie, „ośle” ławki.
Na czym sparzył się dyrektor
Nauczyciel, który zdał egzamin kwalifikacyjny, nazywany był profesorem. Wcześniej miał przez kilka lat obejmować posadę suplenta, czyli zastępcy nauczyciela. Roczne uposażenie pedagoga było wcale niezłe – 700–800 zł. reńskich w młodszych klasach i 900–1000 zł. w starszych (dane z roku 1856). Prócz tego były dodatki za staż i możliwość dorobienia sobie korepetycjami
Znany nam już Jan Wierzbowski interesująco opisuje swych belfrów:
„Nauczyciele nie mieli określonych instrukcji co do zachowania poza szkołą. Członkowie grona pedagogicznego pasjonowali się grą w karty, nie przychodzili na lekcje, pożyczali pieniądze od uczniów i brali łapówki. Za apteką Macurowej była kawiarnia Winklerowej, gdzie nauczyciele zbierali się co dnia i grali w gry hazardowe. W przedpokoju siedziały zagadkowe osoby, które od czasu do czasu zaglądały do wnętrza. Gdy gracza zawodziło szczęście, wychodził on do przedpokoju i wracał już z gotówką. Gdy szczęście było mu przychylne – osoba otrzymywała dług z procentami.
Prawdopodobnie takie stosunki w gimnazjum nie spodobały się namiestnikowi Galicji Gołuchowskiemu, bo w 1871 r. zwolnił dyrektora gimnazjum Kruszyńskiego oraz profesorów Rzepeckiego, Kachnikiewicza, Zosla i kilku innych”.
Jednak niewiele to pomogło. Jewhen Barwiński, który studiował w kolejnym dziesięcioleciu, wspomina:
„Dziwnym zbiegiem okoliczności zebrała się tam harmoniczna grupa profesorów-dziwaków, mizantropów, nieprzystępnych, prymitywnych i brutalnych. Wiem, że najwyższa dyrekcja gimnazjum zapełniała zakład różnego rodzaju osobami ukaranymi, które uważały go za swego rodzaju kolonię poprawczą, bo dyrektor miał opinię „żelaznej ręki”.
W jego czasach w gimnazjum panowała oficjalnie chłodna atmosfera, ale on ze swą misją sprawdził się – absolwenci mieli dostateczne przygotowanie do wstąpienia na uniwersytet. Wybór wydziałów wówczas też nie był za duży.
Iwan Bondarew
Tekst ukazał się w nr 8 (468), 29 kwietnia – 15 maja 2025
Całość tutaj:
Wspomnienia z oślej ławki – Nowy Kurier Galicyjski
Powiązane notki:
Prawym Okiem: Wypowiedź literacka, czyli wikipedia