Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą świadomość. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą świadomość. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 24 września 2024

Dorastanie w transhumanistycznym świecie.






przedruk


pokolenie Alfa postrzega generatywną AI jak autorytet i wyrocznię


24.09.2024







Dzieci i młodzież najczęściej zadają AI pytania dotyczące teraźniejszości i przyszłości, uznając odpowiedzi za wyrocznię. Prowadzi to do postrzegania jej jak autorytetu i nadania AI podmiotowości – wskazuje dr Ada Florentyna Pawlak z Uniwersytetu SWPS.


Ekspertka w obszarze antropologii technologii jest członkinią zespołu w Centrum Badań nad Sztuczną Inteligencją i Cyberkomunikacją Uniwersytetu Łódzkiego i współautorką (wraz kierownikiem Centrum dr. hab. Arturem Modlińskim) badań nad zachowaniami internetowymi dzieci i młodzieży. Chcieli oni sprawdzić, jak to, o co dzieci pytają generatywną AI, wiąże się z ich dobrostanem.

Wyniki badań – przeprowadzonych na grupie ponad 400 młodych ludzi w wieku od 9 do 14 lat – wykazały, że młodzi ludzie cierpiący na zaburzenia lękowe lub ogólnie niskie samopoczucie psychiczne często szukają rozwiązań swoich problemów w internecie, wykorzystując do tego również narzędzia generatywnej sztucznej inteligencji.

"Badania wykazały, że dzieci wybierające pytania związane z potrzebami psychicznymi i bezpieczeństwem cechowały się zdecydowanie wyższym poziomem lęku i depresji niż te, które pytały o codzienne czynności i pasje. Z kolei osoby, które wybierały pytania dotyczące miłości i przynależności, miały z reguły większe problemy psychiczne niż grupa w większym stopniu zainteresowana potrzebami fizjologicznymi. Zaobserwowano również, że dzieci próbujące znaleźć u generatywnej sztucznej inteligencji odpowiedzi na pytania związane z miłością i przynależnością oraz te odnoszące się do szacunku i uznania, miały wyraźnie niższy poziom dobrostanu psychicznego niż dzieci chcące spytać o samorealizację i osobiste zainteresowania" – podali naukowcy.

Dodali, że wyniki zostaną wykorzystane do projektowania i testowania systemów konwersacyjnych dla młodych osób, które sygnalizowałyby potencjalne obniżenie ich dobrostanu.

Ponadto – jak powiedziała w rozmowie z serwisem Nauka w Polsce dr Ada Florentyna Pawlak – badanie pokazało, jak przedstawiciele pokolenia Alfa (urodzeni w latach 2010-2024) postrzegają samą sztuczną inteligencję.

"Generacja Alfa rozpoczyna edukację w dynamicznie zmieniającym się krajobrazie technokulturowym. To pokolenie dorasta w takim transhumanistycznym świecie, często wśród syntetycznych towarzyszy. Coraz częściej wchodzimy bowiem w interakcję z jakimiś agentami o nieokreślonym statusie ontologicznym. Czasem zatraca nam się granica, czy to jest prawdziwy człowiek, czy coś wygenerowanego na wzór człowieka, co zostało wytworzone, aby nas, ludzi, łudzić" – powiedziała ekspertka.

A przez to – dodała – zmienia się postrzeganie takich pojęć jak autentyczność i wiarygodność.

Dlatego też w opisywanym wcześniej badaniu naukowcy sprawdzili również inne kwestie.

"Nasze badanie pokazało też, że dzieci i młodzież z pokolenia Alfa najczęściej zadawali chatbotom pytania dotyczące teraźniejszości albo przyszłości. Pytali też generatywną sztuczną inteligencję nie tylko o fakty, lecz również o opinie dotyczące np. odżywiania, sportu, mody. Zadawali również pytania o przyszłość 'dalekiego zasięgu', np. kto zostanie mistrzem świata w piłce nożnej w kolejnych mistrzostwach albo kto wystąpi na Eurowizji w następnej edycji konkursu. A przecież są to rzeczy, który nie można jeszcze dzisiaj wiedzieć" – podsumowała badaczka.

Jej zdaniem to pokazuje, że młodzi traktują AI jako pewnego rodzaju wyrocznię, obdarzając ją autorytetem. "Pokolenia Milenialsów i starsze po pierwsze traktują sztuczną inteligencję z większą ostrożnością, zazwyczaj wiedząc, że nie jest to wiarygodne źródło informacji. Z drugiej strony, w większości pytamy o coś, co już się wydarzyło, o przeszłość, czyli traktujemy AI trochę jak taką 'Wikipedię 2.0'" – wskazała dr Ada Florentyna Pawlak.

Dodała, że poprzez postrzeganie AI jak autorytetu czy wyroczni nadaje się jej podmiotowość, a to prowadzi do następnych wyzwań.

"W naszym badaniu wśród młodych ludzi nie było różnicy między zaufaniem zbudowanym do człowieka a obdarzeniem zaufania sztucznych systemów. Musimy mieć świadomość możliwych skutków tego zjawiska, ponieważ za jakiś czas obdarzenie autorytetem przedstawicieli takich zawodów jak profesor, lekarz czy nauczyciel nie będzie większe niż zaufanie do sztucznej inteligencji" – wskazała.

Wpisują się w to również wyniki z ponownie przeprowadzonego słynnego eksperymentu Milgrama. Tym razem naukowcy z Uniwersytetu SWPS w roli autorytetu wydającego polecenia, zamiast człowieka, obsadzili robota i uzyskali bardzo wysokie poziomy posłuszeństwa – 90 proc. uczestników postępowało zgodnie z wszystkimi wydanymi im instrukcjami. (PAP)

Nauka w Polsce, Agnieszka Kliks-Pudlik






Badaczka: pokolenie Alfa postrzega generatywną AI jak autorytet i wyrocznię | Nauka w Polsce







piątek, 20 listopada 2020

O języku i o szkolnictwie w Rumunii

 


przedruk - słabe tłumaczenie przeglądarki


Poza pochodzeniem języka rumuńskiego, łacina jest środkiem orientacji życiowej dla każdego europejskiego intelektualisty i dlatego bardzo trudno mi zrozumieć, jak można zrozumieć i bronić korzeni, jeśli nie tworzy się już łaciny i historii. Chociaż niektórzy pragmatyczni rodzice oklaskują ten gest, myśląc o przeciążeniu swoich dzieci, nie widzę, jak jedna godzina łaciny w tygodniu może zakłócić równowagę w szkole. Nie chodzi o naukę tak złożonego języka w jeden rok!

Należy wyjaśnić, że nawet jeśli odłożymy na bok naszą Latinity, badanie łaciny oświetla serię ścieżek, które w przeciwnym razie pozostają niejasne. Latina wyjaśnia wiele nazw w technice, sprawia, że ​​naukowe nazwy roślin leczniczych, lekarstw i ich związków są zrozumiałe, pomaga w uzyskaniu zarzutu prawnego,

Ponad 70% słów na stronie początkowej edytora tekstu (Microsoft Office Word) ma pochodzenie łacińskie lub zostało przejęte przez języki nowożytne poprzez łacinę. Około 60% słów najbardziej rozpowszechnionego języka komunikacji na świecie (angielski) ma pochodzenie łacińskie, przejęte przez język francuski. Człowiek żyjący w trzecim tysiącleciu musi tylko zyskać, jeśli zna podstawy gramatyczne języka łacińskiego, co jest prawdziwym pomocnikiem w szybszej nauce innych języków. Nie mogę też zagłębić się w to, jak korzenie Europy są zakorzenione w klasycyzmie grecko-łacińskim. Jeśli nie ma już łaciny ani historii, jak można zrozumieć i bronić tych korzeni?

Zaczynam też wierzyć, że systematycznie pracujemy nad zatarciem namacalnych śladów naszej tożsamości. Latina została również zakazana w okresie proletariackim, w latach pięćdziesiątych XX wieku, kiedy mieliśmy być Słowianami, braćmi z wielką władzą na Wschodzie. Jeśli jest to podejście globalistów, anarchistów, neomarksistów, ruchów „postępowych” itp., To fakt staje się bardzo poważny. Jeśli jest to decyzja podjęta pod presją siły ulicy, pozbawiona perspektywy przyszłości i pragnąca promować minimalny opór, to jest smutna. Jako decydent nie mogę zapytać studenta, czego chce się uczyć. To tak, jakby zapytać malucha, czy chce białko czy czekoladę! Jednak perspektywy długoterminowe są ponure.

Religia, łacina i teatr są ważnymi składnikami edukacji człowieka, ale wynikają z niezrozumienia szkolnej filozofii. W wyniku błędnych decyzji zostaną wyeliminowani z programu nauczania. Od 1800 r. W krajach demokratycznych zawsze istniała presja, aby otrzymać program szkolny, ożywić naukę, dostosować szkołę do potrzeb życiowych. Ale nigdy nie było tak dużego nacisku ze strony nieproszonych na proces edukacyjny jak teraz. Każdy jest dobry w edukacji, każdy wie, czego trzeba się nauczyć, każdy poprawia nauczycieli, każdy chce nowych „przedmiotów”, dostosowanych do życia. Co to za życie? O larwie, o życiu przyszłych instrumentów w rękach władców, o ludziach bez perspektywy i osobowości!

Nowości życia nie są nowymi dyscyplinami edukacyjnymi! Adaptacja szkoły do ​​życia oznacza wprowadzanie nowych treści, nowych tematów do istniejących przedmiotów szkolnych. Studiowałem teatr w latach komunistycznych z kilku przedmiotów szkolnych: język i literatura rumuńska, literatura uniwersalna, język i literatura łacińska, języki i literatury obce, historia. Najpierw dowiedziałem się, czym jest gatunek dramaturgiczny w odniesieniu do gatunku epopei i lirycznej, potem dowiedziałem się o tragedii greckiej, potem o komediach Arystofanesa itd. W historii po raz pierwszy usłyszałem o commedia dell'arte, aw historii literatury uniwersalnej o teatrze absurdu, o Samuelu Becketta i Eugenie Ionesco. W 11 klasie widziałem na żywo, graną w Braszowie, pierwszą piosenkę Eugena Ionesco, a mianowicie „The Bald Singer”.


Nieprawidłowe jest wprowadzanie do programów nauczania nowych dyscyplin, z ocenami i środowiskami, ponieważ muszą one zastąpić inne dyscypliny, tak że pojawia się nieuczciwa, szkodliwa i niebezpieczna rywalizacja o przyszłość naszych dzieci. Szkoła przystosowuje się do życia, ale nie mechanicznie. Społeczeństwo stało się dziś bardzo dynamiczne, dlatego ciągłe dostosowywanie szkoły po tych szybkich zmianach przynosi efekt przeciwny do zamierzonego. Aż do gimnazjum włącznie, uczeń potrzebuje kształtowania swojej ogólnej kultury, zdobywania intelektualnego posagu zgromadzonego przez ludzkość, a nie zdobywania praktycznych umiejętności w określonych zawodach, zawodach, konkretnych sytuacjach.

Najwyższe wartości narodu i ludzkości są dziś również kwestionowane - przez niektórych wezwanych, ale także przez nieproszonych - ale nie do tego stopnia, że ​​pozostają pewne stałe, potwierdzone ich trwałością. Szkoła musi przypominać młode umysły, oprócz wiedzy, wartości, cnót i zaufania. Jeśli zastąpimy tę stabilną zasadę ideą przygodnego, bezpośredniego namacalnego lub codziennego życia, w końcu zastąpimy matematykę, fizykę, biologię, chemię, język i literaturę, historię, geografię itp. z edukacją bankową, z higieną, z edukacją seksualną, ze zdrowym odżywianiem, z edukacją w zakresie przedsiębiorczości itp., ponieważ nie można zrobić wszystkiego w jednym miejscu i jedno na drugim. Praktyczne umiejętności życiowe są celem edukacyjnym, ale nie są wyłączne ani nawet priorytetowe. Albo my, Co my robimy? Eksperymentujemy od około trzech dekad i nie osiągamy obiecujących wyników. Nie stworzyliśmy efektywnego programu nauczania dostosowanego do rzeczywistości, którą będziemy stosować przez dziesięć lat - powiedzmy - a potem analizować jego wyniki. W tych warunkach nie mamy powodów do optymizmu. Brak wystarczających inwestycji w edukację oznacza poważne zagrożenie dla przyszłości każdego narodu.

Szkoła to - na szczęście na szczęście - dużo dla społeczeństwa i zmieniła się pod wieloma względami na lepsze. Nie możemy już sobie wyobrazić szkół, w których można się nauczyć tylko pisania i czytania, a następnie kilku podstaw podstawowych przedmiotów. Obecnie język elektroniczny podbił planetę, a szybkie, natychmiastowe środki komunikacji są wszechobecne. Ale insynuuje się bardzo niebezpieczny pomysł, a mianowicie, że można odnieść sukces w życiu bez szkoły, bez treningu w kulturze ogólnej, bez wiedzy, że wystarczy pewien spryt i rodzaj trąby powietrznej bliskiej oszustwu, by być „kimś”.

Słyszę głosy odrzucające całe rozdziały matematyki ze szkolnych programów, zastanawiające się, dlaczego uczeń musi znać budowę atomu, minimalizując twórczość literacką, całkowicie eliminując gramatykę językową, usuwając wiedzę o wcześniejszych doświadczeniach. Oczywistym niebezpieczeństwem jest to, że wszyscy stajemy się troglodytami, zmarginalizowanymi, ignorantami, czyli łatwymi do manipulowania.

Ponieważ szkoła nie jest już uważana za podstawową ścieżkę edukacji i sukcesu życiowego, wzrasta skłonność wielu współczesnych do astrologii, do fantastycznych „teorii”, do potępienia racjonalnej wiedzy itp. Coraz więcej Rumunów „wie”, że piramidy w Egipcie zostały stworzone przez kosmitów, że język rumuński jest uniwersalną matrycą języków i że Rzymianie nauczyli się łaciny od Daków, że tunele w Bucegi prowadzą do delty Nilu itd.

Wszystko to jest wynikiem upadku szkoły, a następnie wzrostu ignorancji, podwojonej odwagą, ideą, że każdy może być specjalistą w czymkolwiek, pogardą dla profesjonalizmu i kompetencji.

Akademia Rumuńska z racji swojego istnienia ma misję służenia narodowi rumuńskiemu, to znaczy czuwa nad językiem, literaturą, historią, etnografią, naukami podstawowymi i, oczywiście, edukacją Rumunów. Na Akademię odbiło się również działanie celowej degradacji instytucji państwowych, gorliwie zarządzanych w ostatnich latach przez niektóre siły. Niektórzy decydenci, zdenerwowani, że nie mogą wejść do Akademii, ciężko pracują, aby skompromitować instytucję, zniesławić ją, osłabić. Z drugiej strony Akademia Rumuńska - jak każda ludzka instytucja - nie jest nieomylna. Znajdował się u progu całkowitego zniszczenia między 1974 a 1989 rokiem, kiedy reżim komunistyczny brutalnie ingerował w jego działalność i tworzył równoległe instytucje mające zająć jego miejsce w społeczeństwie.

Akademia Rumuńska wyrażała swój rozsądny punkt widzenia, ilekroć próbowała reformować szkołę, zachowując równowagę, próbując połączyć tradycję z innowacjami, rumuńskie doświadczenie w tej dziedzinie z udanymi europejskimi wysiłkami. Kierownictwo Akademii utrzymuje stały kontakt z Ministerstwem Edukacji, aby móc decydować o podjęciu autoryzowanych i sprawdzonych działań, ale problem polega na tym, że na polu edukacji są głosy różnego rodzaju, wiele bez związku ze szkołą, bez doświadczenia edukacyjnego. chętni do obrony za wszelką cenę. Akademia walczy również o narzucenie autoryzowanej wiedzy fachowej również w tej dziedzinie, o odpowiedzialność decydentów w celu kultywowania wartości, cnót i zaufania do szkoły w przyszłości.

W Europie zaobserwowano również, że częste i radykalne eksperymenty, przerywane jakimkolwiek związkiem z tradycją, stają się szkodliwe i ryzykowne. Modernizacja nie może oznaczać permanentnej zmiany ani porzucenia pewnych sprawdzonych od wieków zasad pedagogicznych. Jest oczywiste, że studenci są przeładowani materiałem, że uciążliwe programy, oparte wyłącznie na gromadzeniu wiedzy, nie prowadzą do pożądanego rezultatu. Ale stąd do zahamowania zdolności pamięci dzieci jest długa droga.

Od początku świata uczniowie poznali prawa, twierdzenia, reguły, wersety, zapamiętane imiona osób, prądy kulturowe itp., Co zwiększyło ich zdolność zapamiętywania. Pamięć jest podstawowym składnikiem inteligencji. Wyobraź sobie inteligentnego człowieka, który nie jest w stanie odtworzyć definicji lub który nie pamięta, że ​​Oświecenie poprzedza romantyzm! Pamięć jest zatem absolutnie niezbędna do zachowania istoty ludzkiej, co oznacza, że ​​pamięć musi być pielęgnowana. Jeśli inteligencja to między innymi umiejętność podejmowania właściwych decyzji we właściwym czasie, to podstawą tych decyzji pozostaje bogaty bagaż wiedzy przechowywanej w umyśle.

Prin rememorarea și compararea acestor date, se poate lua decizia corectă. S-ar putea să vină o vreme când roboții și computerele supra-performante vor lua decizii în locul oamenilor, dar atunci esența umană va fi alta decât aceea de-acum. Noi, deocamdată, operăm cu oameni-demiurgi, care vor să-și construiască soarta lor și a omenirii, pe baza unor caracteristici imuabile, iar faptul că Franța se întoarce, în parte, la principiile unui învățământ din trecut, care a dat roade ușor de verificat, este o marcă de înțelepciune.

Przy wszystkich konfliktach między pokoleniami (teraz wyolbrzymionych) nie możemy oderwać teraźniejszości od przeszłości ani przyszłości. Nie możemy oczywiście wrócić do metod papieża Olobanu, uwiecznionego przez Iona Creangę, ani do „nauczyciela” Gogi, który pisał listy do matek z synami „zabranymi na urząd cesarski”, ale dobrze jest się nie spieszyć. Nadal istnieją trwałe wartości, które przez wieki dowiodły swojej skuteczności i które warto nadal kultywować. Z tego punktu widzenia Akademia pełni także rolę konserwatystów w sensie zachowania tych ogólnoludzkich wartości.

Autor: Acad. Ioan Aurel Pop



https://gandeste.org/analize/acad-ioan-aurel-pop-incep-sa-cred-ca-se-lucreaza-sistematic-la-eradicarea-urmelor-palpabile-ale-identitatii-noastre/117860/







niedziela, 4 października 2020

Chwyt babiloński

 

Opowieść o wieży Babel pojawia się w Biblii w Księdze Rodzaju:

1Mieszkańcy całej ziemi mieli jedną mowę, czyli jednakowe słowa. 2A gdy wędrowali ze wschodu, napotkali równinę w kraju Szinear i tam zamieszkali. 3I mówili jeden do drugiego: „Chodźcie, wyrabiajmy cegłę i wypalmy ją w ogniu”. A gdy już mieli cegłę zamiast kamieni i smołę zamiast zaprawy murarskiej, 4rzekli: „Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba, i w ten sposób uczynimy sobie znak, abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi”. 5A Pan zstąpił z nieba, by zobaczyć to miasto i wieżę, które budowali ludzie, 6i rzekł: „Są oni jednym ludem i wszyscy mają jedną mowę, i to jest przyczyną, że zaczęli budować. A zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. 7Zejdźmy więc i pomieszajmy tam ich język, aby jeden nie rozumiał drugiego!” 8W ten sposób Pan rozproszył ich stamtąd po całej powierzchni ziemi, i tak nie dokończyli budowy tego miasta. 9Dlatego to nazwano je Babel, tam bowiem Pan pomieszał mowę mieszkańców całej ziemi. Stamtąd też Pan rozproszył ich po całej powierzchni ziemi[3] (Biblia Tysiąclecia, Księga Rodzaju 11,1-9)



Inne tradycje

  • Także u różnych ludów Ameryki Środkowej znajdowały się podobne podania.

    • Od Indian Cholula, w których mieście znajdowała się piramida schodkowa zajmująca powierzchnię trzykrotnie większą od piramidy Cheopsa pochodzi historia spisana przez dominikanina Diego Durana (1537–1588) w jego dziele „Historia Antiqua de la Nueva Espana”. Według legendy, którą miał przekazać autorowi stuletni kapłan z Choluli tuż po podboju Meksyku: na początku pojawili się olbrzymi, którzy zawładnęli ziemią i zafascynowani słońcem po nieudanych próbach odnalezienia jego wschodu i zachodu postanowili zbudować bardzo wysoką wieżę, która dosięgałaby nieba. Prace były prowadzone przez olbrzyma Xelhua, jednego z siedmiu, którzy uratowali się z potopu. Za surowiec posłużyła im bardzo lepka glina oraz bitum. Bogowie zniszczyli ją ogniem i pomieszali języki budowniczych.

    • Inna historia przypisywana przez historyka Don Ferdynanda d’Alva Ixtilxochitl (1565–1648) Toltekom podaje, że po tym jak ludzie rozmnożyli się w następstwie wielkiego potopu wznieśli oni wysoką zacuali, czy też wieżę w celu uratowania się na wypadek drugiego potopu. Jednakże ich języki uległy pomieszaniu i rozeszli się w różne części Ziemi.

  • W Ameryce Północnej podobną historię przypisuje się Indianom Tohono O’odham. Według tej legendy Montezuma uciekł wielkiej powodzi. Potem stał się zły i zajął się budową domu sięgającego Nieba, ale Wielki Duch zniszczył tę budowlę błyskawicami.(Bancroft, vol. 3, p. 76; oraz History of Arizona)

  • Ślady podania odznaczającego się pewnym stopniem podobieństwa do historii wieży Babel zostały odnotowane u plemienia Taru zamieszkującego Nepal oraz północne Indie. (Raport ze spisu ludności Bengalu, 1872, p. 160)

  • W Afryce według dr Davida Livingstone’a ludzie zamieszkujący okolice jeziora Ngami, których odwiedził w 1879, mieli podobną tradycję. W ich wersji budowniczy „rozbili sobie głowy podczas upadku rusztowania” (Missionary Travels, rdz. 26)

  • W Estonii występuje mit o „Gotowaniu Języków” (Kohl, Reisen in die 'Ostseeprovinzen, ii. 251-255), który także jest rozpatrywany w związku z historią wieży Babel.



Jak już pisałem wcześniej, wędrująca Cywilizacja Śmierci dokonywała zmian w świadomości i życiu ludzi poprzez bardzo powolną - opartą w dużej mierze o zastępowalność pokoleń - podmianę znaczeń.


Zmieniano znaczenie słów, zmieniano same słowa i mowę, tworząc nowe języki i kulturę, coraz bardziej zaciemniając pamięć o przeszłości.


Celem ułatwienia, metodę tą będę nazywał:

 metodą lub chwytem babilońskim (babelońskim).






https://pl.wikipedia.org/wiki/Wie%C5%BCa_Babel


czwartek, 27 lutego 2020

„przełącznik” do aktywacji i dezaktywacji świadomości - rus



Naukowcy odkryli „przełącznik” do aktywacji i dezaktywacji świadomości

02/14/2020 22:07






Zespół naukowców odkrył „zmianę świadomości” w mózgu, która powoduje przebudzenie, gdy jest naładowany elektrycznością, a zdaniem zespołu może nawet wyprowadzić ludzi ze śpiączki.

Obszar ten, zwany centralnym wzgórzem bocznym, leży głęboko w mózgu i, gdy jest wyzwalany przez elektryczność, odkrywa, że ​​kontroluje świadomość. Zostało to przetestowane na małpach, ale ten sam obszar występuje u ludzi. Naukowcy mieli nadzieję, że tę technologię można dostosować, aby wyciągnąć ludzi ze śpiączki.
Podczas eksperymentu znieczuloną małpę wprowadzono do mózgu, który, gdy został zaciśnięty przez prąd elektryczny, skierował ich umysł i obudził. Po wyłączeniu naczelne wróciły do ​​snu. Naukowcy uspokoili małpy i ocenili ich aktywność mózgu podczas snu.

Jurij Saalmann, adiunkt na University of Wisconsin w Madison, powiedział:
„Nasze elektrody mają zupełnie inną konstrukcję. Są znacznie bardziej dostosowane do formy mózgu, którą chcemy stymulować. Dokładniej naśladują one aktywność elektryczną obserwowaną w zdrowym, normalnym systemie. ”
Badacze zawęzili potencjalne cele tak zwanej zmiany świadomości, badając mózgi przebudzonych, śpiących i znieczulonych zwierząt. Techniki obrazowania koncentrowały się na wzgórzu centralnym bocznym jako najbardziej prawdopodobnym miejscu kontrolowania świadomości. Wzgórze wystawiono na działanie prądu o częstotliwości 50 Hz.
„Odkryliśmy, że stymulując ten niewielki obszar mózgu, możemy obudzić zwierzęta i przywrócić całą aktywność neuronalną, którą zwykle obserwujesz w korze mózgowej podczas czuwania”, mówi dr Saalmann.
A gdy tylko prąd przestał płynąć, małpy natychmiast zasnęły.
Ich czujność podczas tego indukowanego okresu świadomości została przetestowana, aby zobaczyć, jak zareagowali. Sekwencja sygnałów dźwiękowych została odtworzona przez głośniki z dodatkiem innych losowych dźwięków. Zwierzęta zareagowały w taki sam sposób, jak zwierzęta na jawie, pisze DailyMail.
„Główną motywacją tego badania jest pomoc osobom z zaburzeniami świadomości w lepszym życiu”, powiedział Michel Redinbo, pierwszy autor artykułu, absolwent Wydziału Psychologii Uniwersytetu Wisconsin w Madison. „Musimy zacząć od zrozumienia minimalnego mechanizmu, który jest niezbędny lub wystarczający, aby świadomość kierowała klinicznie właściwą częścią mózgu”.
„Istnieje wiele ekscytujących implikacji dla tej pracy” - dodaje. „Możliwe jest, że możemy użyć tego rodzaju elektrod stymulujących mózg, aby wyciągnąć ludzi ze śpiączki. „Nasze wyniki mogą być również przydatne w opracowywaniu nowych sposobów monitorowania pacjentów w znieczuleniu klinicznym, aby upewnić się, że są nieprzytomni”.




http://kapital-rus.ru/news/376101-uchenye_obnarujili_perekluchatel_dlya_aktivacii_i_deaktivacii_soznan/?utm_referrer=https%3A%2F%2Fzen.yandex.com



sobota, 18 lutego 2017

Wilno po roku 1920



Trudno jest patrzeć na to jak bardzo daliśmy się poniżyć. Niektórzy Polacy postanowili świętować rocznicę powstania I Republiki Litewskiej – państwa z którym nasi przodkowie na Wileńszczyźnie walczyli i państwa, które prześladowało i zniszczyło Polaków w Kownie i Laudzie.

To, że ugodowcy z "Polskiego" Klubu Dyskusyjnego urządzili piwną imprezę na część I Republiki Litewskiej to nie dziwi. Gromadzi on ludzi, którzy zawsze są gotowi we wszystkim ustąpić Litwinom, zatem nic dziwnego, że w kwestii historii też ustępują. Jednak marsz w Niemenczynie, w naszym arcypolskim Niemenczynie, marsz w którym uczestniczyli przedstawiciele samorządu jest już niesmaczny. A czy zaskakuje? Nie do końca. Wpisuje się w pewien sposób w postawę starostwa, które nie uznało za potrzebne umieścić na pomniku przypominającym o powstaniu miasta, napisu w języku polskim. Wstydzą się polskości? Co na to władze rządzącej rejonem AWPL-ZChR?

To i śmieszne, i bardzo smutne, że powstanie I Republiki Litewskiej świętują prawnukowie tych, którzy z tą Republiką walczyli o wolność narodową Wileńszczyzny. To właśnie z tym panstwem walczyli żołnierze pod dowództwem generała Żeligowskiego, który ostatecznie wyzwolił Wileńszczyznę w październiku 1920 roku. Dziś ich potomkowie świętują powstanie I Republiki Litewskiej, mimo, że Wileńszczyzna nie była jej częścią, a jej mieszkańcy nie chcieli być jej obywatelami. Polacy Wileńszczyzny mieli to szczęście, że obronili się przed państwem Basanavičiusa, Smetony i Voldemarasa. Nasi rodacy z Kowna, Kiejdan czy Wiłkomierza już w 1918 r. dostali się jednak pod władze I Republiki Litewskiej. Jaki były tego skutki?

Polacy pod władzą I Republiki

Niewielu już może pamiętać I Republikę Litewską – jak przyjęło się nazywać tamtejszą państwowość – chociaż w historii 99 lat to bardzo niewiele. Gabinet ministrów zdawał sobie sprawę, iż nie ma środków, aby przeciwstawić się sile Polaków. Gdyby w tym czasie Polacy tylko chcieli, to mogliby gołymi rękami wziąć cały dotychczasowy rząd litewski. Nie byłoby komu stawiać oporu, gdyż posiedzeń gabinetu strzegli zaledwie jeden lub dwaj żołnierze – ochotnicy, którzy dopiero uczyli obchodzić się z bronią. W tych warunkach gabinet ministrów podjął uchwałę o wyjeździe wczesnym rankiem 2 stycznia 1919 r. ostatnim niemieckim pociągiem odchodzącym z Wilna do Kowna – wspominał ówczesny premier Republiki Litewskiej Mykolas Sleževičius czasy burzliwego przełomu lat 1918/1919. Niepodległa Litwa trwała już rok, wciąż jednak była uzależniona od swoich niemieckich protektorów. Jej „niepodległość” była więc iluzoryczna, oparta na obcych bagnetach.

Dwa tygodnie wcześniej Niemcy zgodzili się przeprowadzić w Kownie wybory samorządowe. Przeprowadzony przez Niemców spis powszechny z 1916 faworyzujący Litwinów wykazał, że 34,5% ludności Kowna stanowili Polacy. Nie może więc dziwić, że właśnie Polacy wygrali wspomniane wybory samorządowe z grudnia 1918. Tymczasem, przejmujący z wolna władzę z rąk Niemców Litwini nie czekali i już wtedy zaczęli prześladować Polaków na ziemi kowieńskiej. 





Układ narodowości na terenie współczesnej Litwy w 1921 r.



Jednak Polacy pokazali, że potrafią się organizować w imię solidaryzmu narodowego i stawiać opór. W biało-czerwonych flagach tonęła Wędziagoła, w Boptach z kolei nie uznano władzy litewskiej Taryby, nastąpił wysyp „polskich republik” na Kowieńszczyźnie, ale układy międzynarodowe zdecydowały o ich przynależności do Litwy.

Nie wszyscy jednak pogodzili się z późniejszymi rozstrzygnięciami międzynarodowymi. W znajdującym się w pobliżu dzisiejszego styku granic Polski, Litwy i Białorusi zaścianku Warwiszki zorganizowano powstanie tamtejszych Polaków, których nowa granica ulokowała po stronie Litwy Kowieńskiej. Jednak miejscowi nie zamierzali tego stanu uznawać i długo stawiali zbrojny opór, wydawano nawet własne znaczki i banknoty jako symboliczną demonstrację suwerenności, choć same walki z wojskami litewskimi wcale nie były symboliczne. Warwiszki ostatecznie musiały złożyć broń i poddać się.

Złamanie oporu Warwiszek zbiegło się niemal w czasie z kolejnymi antypolskimi posunięciami Litwy Kowieńskiej. W 1923 roku widoczne oznaki obecności Polaków – napisy i szyldy na sklepach – miały zniknąć. W tym samym roku przeprowadzono też spis ludności, w którym aż trzykrotnie zaniżono liczbę Polaków. Ówczesna organizcja Polaków na Litwie szacował liczebność populacji polskiej na 9,9% ogółu, zaś rząd litewski – na 3,2%.

Policyjne państwo dyskryminacji

Uderzono też w filary polskiego życia narodowego – w szkolnictwo i kościelne nabożeństwa w języku polskim. W roku szkolnym 1922/23 w całej Litwie, po polsku uczyło się tylko 1210 dzieci. W 1937/38 roku już tylko 273 dzieci i to tylko w szkołach podstawowych, bo ostatnie polskie Gimnazjum Litwini zlikwidowali w 1931 roku. 

Polityka władz współgrała z napadami band litewskich szowinistów terroryzujących Polaków, nie oszczędzano nawet procesji kościelnych, zarazem kler litewski – zamiast służyć wiernym bez względu na ich narodowość i język – przyłączał się do nagonki. Prześladowanie Polaków od pierwszych lat istnienia Republiki Litewskiej było dziełem rządu i duchowieństwa litewskiego – pisał Zygmunt Szczęsny-Brzozowski. Znany jest chociażby napad z 26 września 1926 roku kiedy to pobito Polaków uczestników procesji religijnej przy pomocy noży i pałek. Rannych zostało 50 osób. Litewscy szowiniści zniszczyli też wyposażenie Kościoła Świętej Trójcy gdzie odprawiano nabożeństwa w języku polskim. 30 maja 1930 r. doszło do innego wielkiego pogromu Polaków w Kownie kiedy to zniszczono siedziby polskich organizacji społecznych. Od 1932 r. najścia na polskie organizacje wykonywała już litewska policja. Kolejne zamieszki antypolskie w 1937 władze Republiki uznały za uzasadnienie dla zakazania nabożeństw w języku polskim w ostatnim kościele, w którym jeszcze one występowały, czyli właśnie w Kościele Świętej Trójcy. W roku 1938 do masowych pobić Polaków doszło w Kownie, Wiłkomierzu, Olicie, Rosieniach i Poniewieżu.

Cóż jednak pisać o wiernych w kościołach, jeśli bito nawet polskich posłów w litewskim parlamencie - jak stało się to w sierpniu 1921 roku, kiedy pobito trzech polskich posłów Bronisława Lausa, Adolfa Grajewskiego i Józefa Śnielewskiego. Gdy 12 listopada 1925 roku Polak Kazimierz Janczewski został wybrany na przewodniczącego rady miejskiej Kowna, Litwini po prostu go aresztowali i nie wypuszczali, aż nie zrezygnował ze stanowiska. Podobnie było w 1922 roku - gdy w wyborach, jakie odbyły się 10-11 października, Centralny Polski Komitet Wyborczy otrzymał 6 mandatów. Po ogłoszeniu wyników Litwini zmienili metodę przeliczania głosów i polskiemu komitetowi przypadły tylko 2 miejsca w parlamencie. W 1924 roku aktywnego polskiego działacza i publicystę Władysława Wielhorskiego po prostu wyrzucono z państwa.

Zadbano też o to, by Polaków pozbawić materialnej podstawy funkcjonowania. Reforma rolna miała na celu nie tylko upowszechnienie własności ziemi wśród chłopów, ale i uderzenie w polskich ziemian, których opisał Henryk Sienkiewicz w „Potopie”. 2 tysiące polskich rodzin straciło na rzecz litewskich chłopów 80% wartości swoich majątków.

Litewski rząd uderzał też w polską prasę. Cenzura prewencyjna zmuszała Polaków, by z własnych środków opłacali antypolską propagandę, to znaczy publikowali przygotowane przez rząd artykuły we własnych gazetach. Litwinom przeszkadzały nawet polskie przymiotniki i słowo „Kowieński” nakazywali zamieniać na dziwacznie brzmiący „Kaunaski”, co z kolei zmuszało Polaków do zmiany całego tytułu gazety, aby ominąć kuriozalne nakazy władz. 

Presja asymilacyjna, cenzura, popierane przez władze napady ze strony szowinistycznych bojówek, a nawet i policyjny terror – tym właśnie była dla Polaków I Republika Litewska. Dzisiaj niektórzy na Wileńszczyźnie twierdzą, że rocznica jej powstania to też nasze święto, kultywując status ofiary. Zupełnie tak, jakby nie wiedzieli, że dziś bycie Polakami zawdzięczają wyłącznie temu, że Wileńszczyźnie oszczędzono losu Kowna, Wiłkomierza czy Wędziagoły. Z liczby 60-200 tys. Polaków na terytorium I Republiki Litewskiej w 1923 roku, pozostało na nim około 14 tys. w 1959 r.

Syndrom sztokholmski

Tym, którzy znają historię, data 16 lutego kojarzy się z początkiem państwowego ucisku, przemocy i prześladowań wobec Polaków, wynarodowienia. Cóż można napisać o Polakach, którzy zdecydowali się ją świętować, tylko dlatego, że tak każe oficjalny kalendarz. Takie zachowanie nazywa się naukowo „syndromem sztokholmskim” – czyli utożsamieniem się ofiary ze swoim prześladowcą. A może po prostu "myśmy wszystko zapomnieli", jak z goryczą pisał Stanisław Wyspiański.


http://polskamlodziezwilna.blogspot.com/2017/02/nie-nasze-panstwo-nie-nasze-swieto.html
 

sobota, 3 grudnia 2016

gusty opinie poglądy kształtowane są




"Jesteśmy rządzeni, a nasze opinie, gusty i poglądy kształtowane są w znacznym stopniu przez ludzi, o których nigdy nie słyszeliśmy. Wydarzenia interesujące dla mediów, z udziałem ludzi zwykle nie dzieją się przez przypadek. Są planowane świadomie by osiągnąć cel, by wpłynąć na nasze idee i działania."


 Tekst amerykańsko-austriackiego specjalisty od propagandy, Edwarda Bernaysa, siostrzeńca Freuda, który jest uznawany za "ojca public relations" i który był doradcą międzynarodowych korporacji w obalaniu niewygodnych dla nich demokratycznie wybranych rządów.


poniedziałek, 24 października 2016

Jak Amerykanie i Niemcy stworzyli ZSRR?



Czwartek, 20 października (11:52)

Z dokumentów znalezionych w tajnych archiwach zachodnich mocarstw wynika, że to kapitalistyczne kraje sfinansowały komunistyczną rewolucję w 1917 roku. Dlaczego USA oraz Cesarstwo Niemieckie pomogły zbudować najbardziej zbrodniczy system totalitarny w dziejach?


Według Czarnej Księgi Komunizmu liczba ofiar w samym ZSRR sięga 20 milionów. System, który rozlał się po Europie i objął kraje poza nią, pochłonął łącznie blisko 100 milionów istnień. Masowe egzekucje i stosowanie odpowiedzialności zbiorowej, zniszczenie poczucia ludzkiej godności, klęski głodu oraz rzeź narodów to bilans pierwszych lat rządów bolszewików.

Podczas II wojny światowej Związek Radziecki znalazł się w obozie alianckim, ale szybko okazało się, że po jej zakończeniu stanie się największym wrogiem Stanów Zjednoczonych. Europę podzieliła żelazna kurtyna, a USA i ZSRR rozpoczęły wyścig zbrojeń. Szpiegowskie siatki potężnych mocarstw oplotły cały glob. Niejednokrotnie nad światem wisiało widmo kolejnego, tym razem atomowego konfliktu.

Od lat propaganda radziecka, a potem rosyjska, utrzymywały, że rewolucję październikową zainicjowały uciskane masy robotników, żołnierzy i chłopów. Ta oficjalna wersja wydarzeń nie jest jednak zgodna z prawdą.
Odtajnione niedawno materiały ukazują zdumiewającą historię początków państwa sowieckiego. Umęczony lud jedynie wykonał „czarną robotę”, a bohaterowie bolszewickiej rewolty – Włodzimierz Lenin, Lew Trocki i Aleksandr Parvus – okazali się... marionetkami. Za sznurki pociągali mocodawcy z Niemiec i USA, wtórowali im zaś sojusznicy z Wielkiej Brytanii oraz Szwecji.

Jak wyeliminować Rosję?

Od 1914 roku Europa była pogrążona w wojnie, która szybko przerodziła się w konflikt światowy. Państwa ententy, czyli Anglia, Francja i Rosja, stanęły przeciw Cesarstwu Niemieckiemu i Austro-Węgrom. Niebawem do „gry” przystąpiły Stany Zjednoczone. Armia niemiecka znalazła się w potrzasku, zmuszona stawić czoła wrogom nacierającym jednocześnie z dwóch stron.
Politycy w Berlinie za wszelką cenę chcieli znaleźć odpowiedź na pytanie: jak zlikwidować wschodni front i przerzucić siły na zachód? Odpowiedź nasuwała się sama: wykluczyć z rozgrywki cara i – wykorzystując niestabilną sytuację wewnętrzną państwa – sprawić, że jego kraj pogrąży się w chaosie.
Także Stany Zjednoczone obawiały się rosyjskiej potęgi. Po pokonaniu Niemiec to właśnie wschodnie mocarstwo byłoby najbardziej liczącym się graczem na Starym Kontynencie. A przecież wojskowe rządy na wzór napoleoński to ostatnia rzecz, jakiej Europie potrzeba! Jednak nie chodzi tylko o to, że Amerykanie bali się militarnej siły Rosji. Stawką były również – jak zawsze – pieniądze.
Bogate zasoby naturalne, olbrzymie ilości złota, wspaniałe dzieła sztuki: to wszystko wydawało się w zasięgu ręki ­nowojorskiej finansjery.
Druga Rzesza i USA były w stanie zrobić naprawdę wiele, aby wprowadzić w życie swoje plany. Do ich realizacji wykorzystały zaciętych ideologów: Lenina oraz Trockiego. Tego pierwszego postanowiły użyć niemieckie władze; drugi wybrał się w daleką podróż do Ameryki. W ten sposób zachodni przywódcy „stworzyli” kluczowych rewolucjonistów, mających zmienić oblicze Rosji.
Nie spodziewali się przy tym jednego: że wywołany chaos zwróci się przeciwko nim i da początek krwawemu imperium, które stanie się ich zaciekłym wrogiem.

Amerykański sen Trockiego

Samolot z Lwem Trockim na pokładzie wylądował w USA w styczniu 1917 roku. Rosjanin miał już doświadczenie rewolucyjne, wcześniej brał bowiem udział w wywoływaniu wstrząsów, które ogarnęły wschodnie mocarstwo na początku XX wieku. Wtedy na działalność dywersyjną w tym kraju obce imperia przeznaczyły 10 milionów dolarów (w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze byłoby to ponad ćwierć miliarda „zielonych”!).
Profesor Antony Sutton, który przez wiele lat badał sprawę sponsorowania bolszewickiej rewolty przez Wall Street, twierdzi, że te ogromne sumy pochodziły od zwolennika zniszczenia rosyjskiej potęgi Jacoba Schiffa, szefa jednego z domów maklerskich w Nowym Jorku.
Plan Trockiego już w 1905 roku – podczas pierwszej próby przewrotu – był jasny: oderwać robotników od maszyn, wyprowadzić ich na ulice, podgrzewać atmosferę populistycznymi hasłami, tworzyć bojówki i w końcu zamienić Petersburg (ówczesną stolicę Rosji) w gniazdo rewolucji. Aby wprowadzić ten zamiar w życie, Trocki wraz z Aleksandrem Parvusem (który jeszcze pojawi się w tej niezwykłej historii) przejęli dwie gazety. Sprzedawali je za symboliczną cenę, dzięki czemu szybko rozeszło się ponad pół miliona egzemplarzy.
Obaj komuniści doskonale potrafili manipulować społeczną świadomością. W swoich artykułach kreślili katastrofalną sytuację kraju. Ludzie masowo wycofywali oszczędności z banków, niemal doprowadzając do bankructwa systemu finansowego. Mimo to przewrót się nie udał, a Trocki został zmuszony do ucieczki za granicę.
W 1917 roku pojawiła się kolejna szansa na zdobycie władzy i rozbicie imperium. Na takim obrocie spraw zależało również Amerykanom. Jeden z doradców przekonywał prezydenta Wilsona, że USA powinny włączyć się do wojny, ale dopiero po obaleniu cara. – Cały świat będzie żył spokojniej, jeśli zamiast jednej Rosji będą cztery – tłumaczył. Ale do realizacji tego planu potrzebny był Trocki.
Pierwszą klasą przyleciał on do Stanów Zjednoczonych ze swoją trzyosobową rodziną. W Nowym Jorku miał do dyspozycji limuzynę z szoferem i okazały apartament o podwyższonym standardzie. W środku znajdowała się nawet lodówka, co w owych czasach było ewenementem.
Niedługo potem rewolucjonista wsiadł na statek, by udać się do rosyjskiego Piotrogrodu (jak nazywał się wówczas Petersburg). Anglicy, którzy zatrzymali go po drodze, szybko pozwolili mu na kontynuowanie podróży.
Z archiwalnych brytyjskich dokumentów wynika, że wyruszając, miał przy sobie 10 tysięcy dolarów w złocie (dziś byłoby to ok. 200 tysięcy). „W Nowym Jorku nie mógł zarobić więcej niż 600 dolarów. Nie ulega wątpliwości, że był przez kogoś finansowany” – przekonywał profesor Sutton.

Pociąg do komunizmu

Lenin przywitał rok 1917 w Szwajcarii, do której trafił po wybuchu wojny. W bibliotekach z bogatymi zbiorami studiował myśl marksistowską, a później w skromnym mieszkaniu tworzył ideologiczne pisma.
Tymczasem Aleksandr Parvus, nienawidzący caratu działacz socjalistyczny, kreślił już diabelski plan odsunięcia Rosji od wojny. Swoją koncepcję przedstawił najwyższym władzom w Berlinie. W aktach niemieckiego ministerstwa spraw zagranicznych udało się znaleźć dokładny opis proponowanych przez niego działań: od strajków, poprzez sparaliżowanie armii, po całkowite zniszczenie świadomości obywatelskiej i narodowej.
Parvus został konsultantem ds. Rosji i wkrótce przydzielono mu pierwszą transzę pieniędzy na przeprowadzenie rewolucji: milion marek w złocie. Niedługo potem do jego kieszeni zaczęły spływać bajońskie sumy. Przelewy szły przez banki szwedzkie z adnotacją „na propagowanie pokoju na wschodzie”.
W efekcie Piotrogród i południową część kraju znów ogarnęły strajki. Opłacana prasa podsycała obraz niepotrzebnej wojny i podburzała lud przeciw monarchii. W końcu car został zmuszony do abdykacji. Władza spoczęła w nowych rękach, lecz w państwie zapanował chaos.
Był to idealny moment dla Parvusa i jego mocodawców. Ten pierwszy dysponował olbrzymim zapleczem finansowym, ale potrzebował kogoś, za kim stałaby partia i kogo ludzie gotowi byli słuchać.
Człowiekiem tym okazał się Włodzimierz Lenin – razem z wiernymi towarzyszami wsiadł on do sławnego pociągu, którym ze Szwajcarii przez Niemcy przemierzył skąpaną we krwi Europę, by dotrzeć na wyspę Rugię. Stamtąd przedostał się promem do Szwecji i w końcu przez Finlandię zajechał do Piotrogrodu.
Niektórzy świadkowie opowiadali, że w Berlinie skład został skierowany na bocznicę i stał tam przez 24 godziny. W tym czasie miało dojść do spotkania Lenina z najwyższymi władzami cesarskich Niemiec. Podobno złożono wtedy obietnicę zawarcia pokoju po zwycięstwie bolszewików.
– Lenin przyjechał do Rosji jak bakcyl dżumy – powie po latach Winston Churchill. W 1917 roku niewiele osób kojarzyło bohatera rewolty sprzed ponad dekady, lecz Parvus zorganizował przyszłemu radzieckiemu przywódcy gorące powitanie wśród kwiatów i okrzyków radości.
– Po powrocie Lenina do Piotrogrodu niemieckie pieniądze spłynęły strumieniami do komunistycznej kasy – twierdzi Elisabeth Heresch, badająca związki finansowe między Drugą Rzeszą a bolszewikami. Propagandowe gazety socjalistów otrzymały najlepszy sprzęt drukarski i osiągnęły jeszcze większe nakłady.

Terror mniejszości

Po dotarciu do Rosji obaj rewolucjoniści – Lenin i Trocki – musieli połączyć siły, choć, delikatnie mówiąc, nie przepadali za sobą. „Polityczna prostytutka” – to jedna z najłagodniejszych inwektyw, jakimi się wzajemnie obrzucali. Na ironię zakrawa fakt, że opłacały ich dwa zwalczające się mocarstwa. Bez wsparcia z Zachodu przewrót październikowy nie doszedłby do skutku.
Wbrew swojej nazwie, pochodzącej od słowa „większość”, bolszewicy nie cieszyli się bowiem dostatecznie dużym poparciem. Przeciwnie, radykalizm ich poglądów budził niechęć i strach. To dzięki zachodniemu wsparciu, choć nie bez przeszkód, udało się przeprowadzić rewoltę. Niemieckie banki słały przelewy do Szwecji, skąd pieniądze trafiały do rąk wywrotowców. Te środki pozwalały coraz bardziej podburzać społeczeństwo i destabilizować gospodarkę.




Świadkowie zeznawali, że za dzień strajkowania bolszewicy płacili więcej niż za dniówkę w pracy. Za udział w demonstracjach i wykrzykiwanie haseł wynagradzali kwotą od 10 do 70 rubli, strzelanie na ulicy wycenili na 120–140 rubli. Tymczasem przeciętny miesięczny zarobek robotnika był zdecydowanie mniejszy!
Latem 1917 roku spisek zawisł jednak na włosku. Tajne służby przechwyciły szyfrowane dokumenty i oskarżyły komunistów o szpiegostwo. Nie było chwili do stracenia. Nielegalne przejęcie władzy nastąpiło w nocy z 24 na 25 października kalendarza wschodniego. Rewolucja stała się faktem, a Trocki i Lenin zostali jej wodzami.
W ciągu kilku dni zgotowali swoim przeciwnikom krwawą łaźnię. Rozstrzeliwali politycznych oponentów; wkrótce rozpoczęli też dzieło niszczenia rosyjskiej dyplomacji. Już tydzień przed przewrotem Trocki mówił: – Po zakończeniu tej wojny Europa będzie ukształtowana nie przez dyplomatów, lecz przez proletariat jako Stany Zjednoczone Europy. Na kontynuowanie swoich śmiałych zamierzeń bolszewicy nadal potrzebowali funduszy.
W niemieckich archiwach znajduje się dokument, w którym czytamy: „Ministerstwo spraw zagranicznych prosi resort skarbu o wyasygnowanie 10 milionów marek na prowadzenie propagandy politycznej w Rosji”. Kwotę tę następnie skreślono i w jej miejsce wpisano 15 milionów. Taką cenę był gotów zapłacić cesarz za wewnętrzną destabilizację wschodniego imperium i wyeliminowania go z wielkiej wojny.

Bolszewicy spłacają długi wobec kapitalistów

Po zdobyciu władzy przez komunistów mocarstwa sponsorujące rewolucję upomniały się o zapłatę. W marcu 1918 roku bolszewicy dotrzymali słowa i podpisali z Niemcami traktat pokojowy w Brześciu Litewskim. Wschodnie imperium wycofało się z walki i zerwało sojusz z ententą.
Dzięki temu Druga Rzesza mogła przerzucić 44 dywizje na front zachodni – choć na niewiele się to zdało: wydarzenia, które nastąpiły później, zmusiły cesarza do abdykacji i wprowadziły w kraju nowy ustrój.
Tymczasem głównymi graczami na politycznej scenie stały się Stany Zjednoczone oraz Anglia. Według profesora Suttona już pierwsza misja Czerwonego Krzyża w bolszewickiej Rosji była w istocie przede wszystkim wyprawą... amerykańskich prawników i bankierów. Milion dolarów wpłynął wkrótce do Piotrogrodu dzięki finansiście i inżynierowi górnictwa Williamowi Boyce’owi Thompsonowi.
Na Departament Stanu USA zaczęto wywierać naciski – wywrotowcy potrzebowali broni, której mieli im dostarczyć Amerykanie. W telegramie Trocki prosił o pomoc w szkoleniu powstającej właśnie Armii Czerwonej. Dlaczego? Rosja pogrążyła się bowiem w wojnie domowej. Przeciw rewolucjonistom, zwanym „czerwonymi”, stanęli zwolennicy starego porządku, czyli „biali”. Bolszewicy nie cieszyli się popularnością m.in. wśród wielu grup etnicznych mocarstwa.
W konflikcie wciąż brała udział Japonia, która dążyła do opanowania Kolei Transsyberyjskiej. Aby do tego nie dopuścić, tę newralgiczną linię transportową okupowała U.S. Army. „Celem wojsk amerykańskich było utrzymanie Kolei Transsyberyjskiej do czasu, aż komuniści będą gotowi ją przejąć” – twierdził profesor Sutton.
Nic dziwnego, że nagłówek „The New York Timesa” w 1919 roku krzyczał: „Nareszcie bolszewicy zdobyli Władywostok, gdzie lokalny komisarz skierował do amerykańskiej armii podziękowania za pomoc w przeprowadzeniu rewolucji”. W kraju żniwo zbierał wielki głód. Pozamykano fabryki. Elektrownie przestały działać. I to nie w wyniku zniszczeń wojennych – ofiarą rewolucji padli specjaliści, którzy potrafili nimi kierować!
Sytuacja była tak dramatyczna, że Lenin obawiał się najgorszego. A jednak udało mu się kontynuować dzieło dzięki pieniądzom kapitalistycznych krajów. Już od pewnego czasu tzw. Amerykańska Administracja Pomocy przelewała do Europy znaczne kwoty – do Rosji w latach wielkiego głodu spłynęło z tego źródła 20 milionów dolarów. Środki, które dzięki temu zaoszczędził rząd bolszewicki, zostały wykorzystane na zbrojenia.
Ale jak zwykle istniała druga strona medalu – wsparcie Stanów Zjednoczonych nigdy nie było bezinteresowne.
Członkowie misji, która wyruszyła do Rosji, otrzymali ponad 200 koncesji dla firm z USA na działalność w tym kraju. Dzięki temu mocarstwo zza Atlantyku przejęło m.in. fabryki ołówków i azbestu. Wkrótce zdobyło prawa do wydobycia surowców, w tym ropy naftowej.



Eksperci zwracają uwagę, że wbrew obiegowym opiniom przed wojną przemysł w imperium Romanowów stał na wysokim poziomie. Sutton podkreślał, iż to bolszewicy zniszczyli infrastrukturę, by następnie w czasie pierwszej pięciolatki... odbudowywać ją z pomocą zachodnich firm pochodzących nie tylko ze Stanów Zjednoczonych, lecz także z Francji, Anglii, a nawet Niemiec.
Wspierając działania komunistów, Amerykanie nie spodziewali się jednak, że anty­kapitalistyczna rewolta okrzepnie na długie lata. Liczono, iż rządy Lenina będą przejściowe, własność prywatna nie zostanie zniesiona, a bolszewizm okaże się tylko krótkim etapem w dziejach Rosji. Wszyscy gracze tej szatańskiej ruletki bardzo się mylili.
Socjalistyczny przewrót usunął z tronu niemieckiego cesarza, a kraj szybko padł ofiarą kryzysu. Stanom Zjednoczonym wyrósł zaś wkrótce wróg numer jeden. Rywalizacja między dwoma mocarstwami, USA i ZSRR, kształtowała sytuację na świecie przez dziesięciolecia, powodując lokalne konflikty i śmierć milionów ludzi.


Dr Klaudia Kościelska



http://nowahistoria.interia.pl/historia-powszechna/news-jak-amerykanie-i-niemcy-stworzyli-zsrr,nId,2293712



sobota, 11 października 2014

Jeszcze o hunie


Rzeczywiście, można ją nazwać encyklopedią agentury.

Wszystkie sposoby komunikacji wewnętrznej człowieka z samym sobą - i z innymi ludźmi, są wykorzystywane przez ośrodek władzy zwany OJCEM KŁAMSTWA do powolnego niszczenia ludzi.

Huna - wiedza, system filozoficzny, sposób życia? Wiedza i sposób postępowania z nią?


"W ramach Huny istnieje rodzaj systemu opisowej psychologii człowieka, który przypomina psychoanalizę. Zgodnie z jego założeniami człowiek składa się z ku (serce, ciało, podświadomość), lono (umysł lub świadomość) i kane (duch lub Nadświadomość), a Huna uczy człowieka jak zachować harmonię między nimi."


Agentura wykorzystuje metody opisane przez kahunów.
Agresję kieruje głównie do podświadomości i nadświadomości.

""Huna" w języku hawajskim znaczy "tajemnica". Zgodnie z opinią niektórych antropologów, specjalistów od kultury hawajskiej słowo to nie było przez samych etnicznych Hawajczyków używane jako nazwa ich religii. Wywodzi się ono prawdopodobnie od słowa "kahuna", którym Hawajczycy określali osoby posiadające znajomość jakiejś ważnej "tajemnicy". Słowo kahuna oznaczało strażnika tajemnicy ("ka" – strażnik, "huna" – tajemnica)"

 Tajemnica, ponieważ można hunę wykorzystać do niszczenia ludzi, całych społeczeństw, państw.




Siedem zasad Huny

1. Świat jest taki, jaki myślisz, że jest.

Pierwsza zasada mówi nam o wielkiej subiektywności świata. Wyobraź sobie, że świat dla każdego jest całkiem inny. Możemy patrzeć na to samo, a dostrzegać dwie zupełnie różne rzeczy. Możemy być w tym samym miejscu, a odczucia mogą być zupełnie inne. Żyjemy w innych światach zbudowanych na subiektywnych wyobrażeniach. Budujemy swój obraz świata na własnej iluzji (mayi).


Nasze światy mogą być podobne, a to dlatego, że nasze wyobrażenia są podobne. To podobieństwo bierze się z podobnych procesów wychowawczych. Ludzie z tej samej kultury mają podobną mentalność, ich świat wygląda podobnie. Ludzie z innej kultury mogą mieć zupełnie inne światy. Dociekliwi mogą się dopatrzyć w tym przyczyn różnic miedzy krajami.

Nic nie jest stałe. Wszystko zależy od tego, jak myślisz o danej rzeczy.

Ktoś powie: No jak to, przecież matematyka jest stała. Prawda. Tylko, że matematyka jest pewnym schematem opisu rzeczywistości wymyślonym przez człowieka. Nie jest to rzeczywistość. Człowiek stworzył coś, co względnie pasuje do oglądanej rzeczywistości materialnej, ale nią nie jest. Matematyka staje się również nieużyteczna, gdzie do akcji wkracza czynnik świadomej wolnej woli.

Wszystko na świecie przypomina iluzję. Rzeczywistość przejawiona, jest jakby snem, który trwa w naszym umyśle. Śniąc bardzo realistyczny sen, wydaje się on rzeczywistością. I tak naprawdę jest. To jest rzeczywistość, tylko na subtelniejszym poziomie. Budząc się myślimy „jak to dobrze/ szkoda, że to tylko sen”. Sen, czyli iluzja. Teraz spójrzmy z inne strony-> świat materialny jest również iluzją, tylko na innym poziomie. Sen ten zależy od naszego poglądu, czyli tylko od nas.

Cały nasz świat jest zależny od naszych myśli.

Na podstawie tego, można stwierdzić, że to właśnie my jesteśmy kreatorami. I to jest prawda. Tak jak i tworzymy naszą rzeczywistość w śnie, tak i tworzymy rzeczywistość w materii. Jedyna różnica to taka, że materia jest gęstsza. Zmieńmy swoje myśli, a zmieni się nasz świat. Wystarczy się przebudzić i to dostrzec.

Wychodząc ponad myśli, można przekroczyć sen o świecie.

2. Nie ma żadnych ograniczeń

Wszechświat sam w sobie jest polem o nieograniczonych możliwościach. Naprawdę, żyjemy w nieograniczonym wszechświecie. Ktoś stwierdzi, że fizyka ogranicza wszechświat. Tylko prawa fizyki jakoś dziwnie się naginają, jeśli dochodzimy do rzeczy tak abstrakcyjnych jak np. czarne dziury, czy materia przy prędkości światła. Poza tym fizyka, podobnie jak matematyka, opisuje nasz system wyobrażeń o wszechświecie.

Wszechświat jest nieograniczony. Więc dlaczego My, będąc cząstką wszechświata jesteśmy ograniczeni? I czym jesteśmy ograniczeni?

Po pierwsze, aby doświadczyć czegoś w nieskończoności, trzeba to ograniczyć. Aby zaistniało doświadczenie, potrzeba granic. W tym wypadku są to granice naszej percepcji, czyli postrzegania. Dzięki nim możemy doświadczać, a co za tym idzie rozwijać się. Dzięki nim możemy właściwie istnieć. Mając ograniczone pole postrzegania, mamy również ograniczoną w pewien sposób świadomość. W miarę poszerzania świadomości, czyli rozwoju, granice się zacierają. Staje się jasne, że nie ma granic, nie ma oddzielenia, nie ma końca. Wszystko jest nieskończonym przejawem boskiego procesy, w którym my również mamy udział. Jesteśmy jego częścią.

Ograniczenia wynikają tylko z naszych ograniczonych poglądów. Jeśli nie wierzymy w cuda, one nie pojawią się w naszym życiu. To jest jasne, ponieważ sami ograniczamy naszą rzeczywistość. Sami swoimi myślami ograniczamy wszechświat. Zupełnie niepotrzebnie.

Wszystko jest możliwe dla tego, kto wierzy w taką możliwość.

Tu ocieramy się o mistykę. W niektórych kręgach cudowne uzdrawianie jest na porządku dziennym. Niektórzy są świadkami niesamowitych materializacji, czy nawet teleportacji. Z kolei inni traktują to jako wielkie bajki i oszustwa. I właśnie ci tego nigdy nie doświadczą, nigdy nie znajdą się w pobliżu takiego cudu, ponieważ ich umysł nie dopuszcza takiej możliwości. W ich rzeczywistości nie ma na to miejsca.

Teraz sobie pomyśl, co by się stało, gdybyś uwierzył w coś cudownego. Wtedy prędzej czy później pojawiłoby się to w Twoim życiu. Zaczęłyby się dziać realne cuda, ponieważ wszechświat nie ma ograniczeń, a Ty z tej cechy możesz dowolnie korzystać. Nie wiem czy wiesz, ale żyjesz naprawdę w magicznej i wspaniałej rzeczywistości.
Jeśli uświadomisz sobie sen o rzeczywistości, wyjdziesz ponad jej ograniczenia.


3. Energia podąża za uwagą

Świat jest zbudowany z energii. Wszystko jest energią, a różni się „gęstością”, czy też jakością (wibracjami). Jednak to ta sama energia pod innymi postaciami. Bardzo ważną cechą energii jest to, że potrafi się skupiać i organizować. Człowiek jest skupiskiem najróżniejszych energii, dlatego przejawia się na bardzo szerokim paśmie rzeczywistości.

Ciało człowieka jest zbudowane z atomów, a te z kolei nie są niczym innym jak energią, tyle że niskowibracyjną. Subtelniejszym ciałem człowieka jest ciało eteryczne, przewodzące subtelniejszą energię niezbędną do życia. Jeszcze subtelniejszym ciałem energetycznym jest ciało astralne. To w nim mieści się energia uczuć. Jeszcze wyżej jest ciało mentalne, wypełnione delikatną energią myśli. Najsubtelniejszym ciałem otaczającym człowieka, jest ciało przyczynowe. Na tym poziomie wszyscy jesteśmy jednością. Na tym poziomie, wszyscy „nachodzimy” na siebie i tworzymy jedną całość.

Człowiek jest po prostu pewnym skupiskiem (zagęszczeniem energii), jednak najsubtelniejsze przenikają się wzajemnie. Dlatego nie ma oddzielenia. Nie jesteśmy oddzieleni od Boga, od wszechświata, od samych siebie. Wszyscy jesteśmy tym światem. Takie podejście potrafi wzbudzić nieograniczoną miłość do istnienia. Warto nad tym pomedytować.

Energia podąża za uwagą. Mamy wolną wolę i tą wolą potrafimy kierować energią. Możemy ja posłać gdziekolwiek chcemy i zrobić z nią cokolwiek chcemy. Jest to podobne do przemieszczania się świadomości. Ogniskując świadomość na jakiejś rzeczy powodujemy ruch energii, a ruch powoduje wzrost (doenergetyzowanie), lub utratę energii.

Czyli to na czym się skupiamy, to w nas się rozwija. Z kolei to czym się nie zajmujemy, zanika.
Tworząc myślokształt, dajemy mu energię.

 Taka myśl trwa przy nas i oddziałuje na nasze ciała wyższe. Jest tak silna jak energia, z której powstała. Możemy tą myśl wzmacniać, posyłając jej więcej energii, czyli świadomie o niej myśleć. Wtedy uwaga skupiona jest na myśli i energia tam podąża. Można też osłabić dany myślokształt. Aby to zrobić warto sobie uświadomić jego nieprzydatność i absurdalność. Wtedy podświadomość przestaje kierować do niego energię. Można go także zastąpić jakąś inną myślą, na której trzeba się skupić, aby stała się mocniejsza od starej.

Tak właśnie działają afirmacje.

 Dostarczamy tyle energii nowej myśli, aby zastąpić starą. Im więcej energii ma stara myśl, tym więcej należy dostarczyć nowej myśli, aby nastąpiło całkowite wyparcie. Dlatego niektóre tematy tak trudno się afirmuje i jest to czasochłonne. Ponieważ stare myślokształty są ugruntowane i posiadają spory potencjał energetyczny.

To czym się zajmujemy rozwija się w poszczególnych ciałach energetycznych. Dlatego warto dbać o czystość własnych energii. Nie tylko czystość ciała, ale także czystość pożywienia, czystość uczuć i myśli.

Własną świadomością możemy kierować energią. To zjawisko wykorzystuje się w rozwoju duchowym. To na czym się skupia umysł staje się rzeczywistością. Nie ma od tej zasady wyjątków. Nie bez powodu człowiek jest nazwany wielkim kreatorem. Nie bez powodu jesteśmy boskimi dziećmi. Mamy wolną wolę i moc kreacji, dlatego możemy bawić się w nieograniczonym wszechświecie.

W miarę rozwoju, dochodzi się do punktu, kiedy kreacja staje się niepotrzebna. Wyraźnie widać, że wszystkie rzeczy zależą od umysłu i od poglądu na rzeczywistość. Wtedy przychodzi czas wyjścia ponad tą zabawę z materią, do świadomości boskiej.


4. Moment mocy jest teraz

Wielkie zdziwienie wywołuje czasem stwierdzenie typu: „Czas nie istnieje”. Dla nas, jako ludzi nauki, czas jest podstawowym kryterium działania. Wszystko opiera się na czasie. Cały świat jest zsynchronizowany godzinami. Wszystko odbywa się w jakimś czasie. Dlatego taki popłoch sieje stwierdzenie o braku czasu. Ludzie nie chcą nawet słyszeć, że tak naprawdę czas nie istnieje.

Tu trzeba zauważyć, że czas jest tylko miarą ruchu. To co nazywamy dniem, jest spowodowane ruchem naszej planety względem słońca. Można nad tym pomedytować i zauważyć iż faktycznie czas nie istnieje. Czas jest tylko mentalnym tworem, który nas ogranicza (umiejscawia w punkcie).

Łącząc to z pierwszą zasadą traktującą o względności postrzegania, można stwierdzić, że czas płynie inaczej dla każdej istoty. Jeśli ktoś się śpieszy, ma mało czasu. Jeśli ktoś jest spokojny i wie, że zdąży, ma faktycznie wystarczająco dużo czasu. Kto chce „mieć czas” ten go ma. Ta różnica wynika tylko z wyobrażenia o czasie.

Czasem zdarzają się chwile, gdy się wydaje, że czas zatrzymał się w miejscu. Np. w medytacji lub w śnie można takiego uczucia doznać. Właściwie wtedy czas faktycznie zatrzymuje się w miejscu, dla doświadczającego. Dla obserwatorów z zewnątrz, mogło minąć 15 minut. Tym samym dla medytującego (czy śniącego) mogło minąć w jego ocenie pół dnia. Lub odwrotnie. Wszystko jest względne.

Kolejną rzeczą, która wynika z fenomenu braku czasu, jest brak przeszłości i przyszłości. Przeszłość nie istnieje. Jedyne co istnieje, to nasze wyobrażenie o niej. To co pamiętamy, to poprzednie stany świadomości, które wpływają na nasze aktualne życie, czyli na teraźniejszość. Wszystkie poprzednie doświadczenia zbudowały to, co zwiemy teraźniejszością. Dokładniej zbudowały pogląd na rzeczywistość.
Wszystkie karmiczne obciążenia czy zasługi, przejawiają się w teraźniejszości dzięki aktualnym stanom energii człowieka.
 Jeśli przez cały czas gromadziliśmy negatywną karmę, czyli rozwijaliśmy negatywne tendencje i cechy, to nasze pole jest pełne niekorzystnych energii. Otacza nas niekorzystna rzeczywistość. Jeśli natomiast rozwijaliśmy pozytywne cechy, zbieraliśmy zasługę karmiczną, wtedy nasz umysł pełen pozytywów, kreuje cudowną rzeczywistość. Jesteśmy otoczeni wysokowibracyjną energią.

Na uwagę zasługuje fakt, że karma się ciągle zmienia. Ponieważ jesteśmy w stanie zmieniać swoje myśli, przyzwyczajenia, dlatego potrafimy zmieniać naszą teraźniejszość. To naprawdę jest bardzo proste. Poprzez rozwijanie pozytywnych cech, szczęścia, miłości i harmonii, zmieniamy negatywną karmę na pozytywną. Zmieniamy nasze życie.

Uwalniając się całkowicie od programów i wyobrażeń, ogniskujemy świadomość na chwili teraźniejszej. Tylko w teraźniejszości jest istnienie. Nic nie istnieje poza teraźniejszością.

 Dlatego moment mocy jest teraz.

 Błądząc myślami poza teraźniejszość jesteśmy rozproszeni i słabi energetycznie. Każda praktyka duchowa koncentruje się na teraźniejszości. Tak samo dla kahuny ważny jest tylko teraźniejszy moment, w którym może działać.

5. Miłość jest po to, by przynosiła szczęście

Aloha znaczy po hawajsku miłość. Ale nie miłość w sensie seksu, nie miłość w sensie pożądania, nie miłość do czynności… W naszej społeczności wiele mówi się o miłości w takim czy innym znaczeniu, często zatracając w tym samo to uczucie.

W hawajskim tłumaczeniu Aloha oznacza: „Być z kimś tu i teraz i być szczęśliwym”. To bardzo proste, a zarazem piękne. Być tu i teraz i być szczęśliwym. To jest esencja miłości. Czuć po prostu szczęście z możliwości bycia tu i teraz z kimś lub czymś. Nie ma tu żadnego bólu, strachu, niespełnienia, żalu… jest po prostu miłość.

Wszystkie negatywne wyobrażenia ograniczają miłość. 

 Wszystkie awersje sprawiają, że nie czujemy szczęścia z przebywania z jakąś osobą, bądź rzeczą. W naszych umysłach kryją się różnego rodzaju fałszywe i nieczyste poglądy dotyczące ludzi. Oceny umysłu i iluzje ograniczają czysty pogląd rzeczywistości. Umysł ocenia ludzi jako złych, brzydkich itp.. taki pogląd może nas tylko odciąć od szczęścia, czyli miłości.

Wyobraź sobie, że nie oceniasz i niczego nie oczekujesz od drugiego człowieka. Siedzicie naprzeciwko siebie i niczego od siebie nie oczekujecie. Akceptujesz w pełni jego wolność, a on akceptuje Twoją. Nic was nie łączy oprócz siedzenia razem. Nie ma żadnego lęku, czy pożądania. Jest całkowita czystość i przyjemność. Co się wtedy stanie? Ogarnie Was całkowite uczucie szczęścia i radości. W waszych sercach będzie wibrowała delikatnie miłość. Będziecie otoczeni błogością i pięknem. Łagodny uśmiech zagości na waszych twarzach. Będzie miłość do drugiego człowieka i do siebie. Będziecie z tą osobą przeżywali „Tu i teraz”, tak po prostu. To wzbudza prawdziwą miłość istnienia. Miłość tylko dlatego, że jesteście.

Idąc dalej, miłość może płynąć nawet kiedy siedzi się w samotności. Miłość istnienia. Jest to naturalny stan istoty ludzkiej.
To wszystko jest dla ciebie możliwe. Wystarczy pozbyć się awersji i lęku. Zauważyć, że ponad umysłem wszyscy stanowimy jedność. Wtedy lęk i nienawiść same opadają, ponieważ nie ma nikogo, kto by zagrażał. Kiedy nic nie przeszkadza miłości, zaczyna ona płynąć sama. Natura człowieka jest pierwotnie dobra. Człowiek jest istotą miłości, z miłości i dla miłości. Człowiek jest boskim stworzeniem.

6. Cała moc pochodzi z naszego wnętrza

Jedynym źródłem mocy dla nas samych, jesteśmy my sami. Czasem zdarza się, że ludzie szukają mocy poza sobą. Właściwie taka jest najczęstsza koncepcja Najwyższej mocy – czyli Boga. Większość ludzi szuka Boga na zewnątrz. Szukają miłości poza sobą. Szukają mocy, pomocy, pocieszenia, siły, wsparcia… poza sobą. Czasem nawet znajdują i to działa. Jest to tylko iluzja, ponieważ wszystko czego się doświadcza, doświadcza się w swoim polu. Swoje pole można zmienić tylko samemu. Każda zmiana pochodzi z wnętrza.

Największa moc jaką możemy użyć, jest w nas samych. Jest to jedyna moc, jedyna energia nad jaką mamy świadomą kontrolę. Źródło jest w naszym wnętrzu. Można to przyrównać do generatora mocy. Takim generatorem mocy jest ludzka istota. Czy prądnica szuka prądu w drzewach czy w ziemi? Nie szuka.

Człowiek szuka mocy w talizmanach i w innych ludziach. Jakby zupełnie nie wiedział, że sam jest źródłem największej dla siebie energii.

Warto zauważyć, że energia powstaje w nas sama. Jest to boski proces, który utrzymuje nas przy życiu. Jest to moc „podarowana” nam przez rzeczywistość. Możemy z nią robić co chcemy i wykorzystywać do każdego celu, jaki zdołamy wymyślić. Można też po prostu nieskończenie radować się z samego faktu istnienia, „darmowego życia”. Taki pogląd może całkowicie zmienić stosunek do życia w tej rzeczywistości.
Najważniejszym przejawem mocy człowieka, jest jego wola. Czasem mówi się, że ktoś ma silną wolę, tym samym posiada wielką moc. To jest prawda. Człowiek mający skoncentrowany umysł na teraźniejszości potrafi kierować własną energią. Potrafi nawet dzięki swojej woli wpływać na inne osoby (tylko na podatnych ludzi, czyli chcących podlegać „silniejszemu”). Często podziwiamy takich ludzi, zapominając, że jesteśmy tak samo boskimi istotami. Także mamy dostęp do źródła mocy, które jest w nas.

Właściwie wszystko we wszechświecie ma moc. Wszystko jest pewnym rodzajem energii. Człowiek potrafi się dostrajać do różnych poziomów energetycznych i tym samym generować odpowiednią energię. Jeśli wdychamy czyste powietrze stajemy się generatorami czystej energii. Tak samo ma się sprawa, kiedy wizualizujemy czystość i świetlistość energetyczną.

Z kolei oglądając dramat, ludzie utożsamiają się z aktorami i przeżywają silne emocje. To nic innego jak dostrajanie się do pewnych wibracji. W tym wypadku do wibracji niekorzystnych. Tworzymy z boskiej energii życia energie dramatu i cierpienia. Często to, czym karmią nas media ma niekorzystny wpływ na człowieka. Warto być świadomym, do czego się dostrajamy i jakie energie nosimy w sobie.

Jak wiadomo, nikt inny nie tworzy naszego świata. Dzięki wewnętrznej mocy pole ciała zmienia się, rzeczywistość się zmienia. Dysponujemy naprawdę wielką mocą kreacji. Nasze myśli i słowa mają moc. Jeśli wypowiadamy coś świadomie, korzystamy z naturalnego prawa kreacji. Świadome i pełne przekonania słowa wpływają na rzeczywistość organizując nasze pole. Skupiony umysł i silna wola potrafią doskonale kierować energią. Ta moc nie pochodzi z zewnątrz, pochodzi z naszego wnętrza.

7. Skuteczność jest miarą prawdy
Dla kahunów ważne było to, co działało. Jeśli coś działa, to znaczy, że skuteczne i warto to robić. Jeśli dana czynność nie działa (nie przynosi zamierzonych efektów), to nie ma sensu się tym bawić. To jest bardzo zdrowe i praktyczne podejście.

Jeśli chcemy osiągnąć jakiś cel trzeba używać środków prowadzących do tego celu. Jeśli chcemy coś narysować, nie będziemy walić głową w kartkę. Przez takie działanie nic nie narysujemy, a jeszcze rozboli głowa.:) Wydaje się logiczne. Więc dlaczego wielu ludzi cierpi w teraźniejszości mając nadzieję na raj po śmierci? Przykładów „skutecznych” działań jest wiele.

Skuteczność jest miarą prawdy. Patrząc na to z innej strony, wszystko jest skuteczne. Tylko kwestia, do czego się dąży. Jeśli dążymy do upadku, praktykujmy rzeczy negatywne. Jeśli dążymy do szczęścia, róbmy rzeczy pozytywne. Każde działanie przyniesie skutek, warto być świadomym skutków swoich działań. Kahuni doskonale wiedzieli, czego chcą i doskonale wiedzieli jak to osiągnąć. Byli, więc bardzo praktyczni.
Jeśli coś nie wychodzi tak jak powinno, znaczy to, że użyliśmy niewłaściwych środków. Lub nie korzystaliśmy z tych środków właściwie. Ponieważ rzeczywistość jest prosta, „co posiejesz to i zbierać będziesz”. Tu nie ma niedomówień. To nie cel uświęca środki, tylko środki prowadzą (albo nie prowadzą) do celu. Tak działa rzeczywistość.
Korzystne działania prowadzą do korzystnych skutków i odwrotnie. To z jakimi wibracjami działasz określa jakie wibracje będzie miał skutek. Jakie nasiona, takie owoce.


 Podsumowanie siedmiu zasad huny:
1. IKE – świat jest taki, jaki myślisz, że jest.
2. KALA – nie ma żadnych ograniczeń
3. MAKIA – Energia podąża za uwagą
4. MANAWA – moment mocy jest teraz
5. ALOHA – miłość jest po to, by przynosiła szczęście
6. MANA – cała moc pochodzi z naszego wnętrza
7. PONO – Skuteczność jest miarą prawdy.

Tekst autorstwa AnandaNa pochodzi ze strony :
  http://www.rozwojduchowy.net/artykuly/48_huna_10_siedem_zasad_huny.html


http://pl.wikipedia.org/wiki/Huna

http://kobieta.onet.pl/dziecko/ciaza-i-porod/rosnie-liczba-cesarskich-ciec-co-to-oznacza-dla-dziecka/lp0l3





sobota, 11 stycznia 2014

Balonik dla każdego posła.





Zapraszam do lajkowania strony


Balonik dla każdego posła.
Niebezpieczeństwo na drogach sprawia, że każdy obywatel powinien wozić ze sobą alkomat - to go na pewno uchroni...
Wypadki na drogach dotyczą rocznie 5 tyś. osób.

Złe prawo - dotyka 38 milionów ludzi.


Dlatego każdy poseł, który chce wejść na salę obrad powinien wcześniej obowiązkowo zostać sprawdzony alkomatem na obecność alkoholu we krwi!




Pośle - zawsze przed pracą upewnij się, że jesteś trzeźwy!!

Dmuchaj balonik!!


 Pomysł jest taki - zebrać poparcie i wystosować petycję o obowiązkowe badanie posłów alkomatem przed każdorazowym wejściem na salę obrad.

Niech się zastanowią.




 Proszę też o propozycje ws. grafiki.
A może ktoś stworzy jakąś grafikę specjalnie dla strony??

  Proszę admina o lepsze potraktowanie postu i chociaż małe zapromowanie...



KOMENTARZE

  • @Autor
    Bardzo cenna inicjatywa.

    Pozdrawiam.

    Ps.

    Szkoda, że link jest nie aktywny.
  • @AdNovum 07:21:20
    Poprawiłem, dzięki za zwrócenie uwagi
  • @Maciej Piotr Synak 09:59:29
    Proszę wziąć pod uwagę, że od 01.01.2008 r. w Polsce za sprawa Pana Waldemara Pawlaka alkomaty nie podlegają prawnej kontroli metrologicznej, w tym nie podlegają zatwierdzeniu typu, co jest sprawą najważniejszą. Wprowadzono obowiązek wzorcowania alkomatów, który otworzył drogę do wzorcowania każdego alkomatu, w tym gadżetów lub zabawek, które można kupić już za kilkanaście, kilkadziesiąt lub kilkaset złotych. Na szczęście Policja używa profesjonalnych alkomatów, które kosztują 5 - 8 tysięcy złotych. Wzorcowanie zabawek będzie większym błędem niż brak legalizacji, który powoduje także to, że pomiary wykonane alkomatem wzorcowanym są fałszywe. Fałszywe dlatego, że NIKT nie interpretuje wyników pomiarów. NIKT nie uwzględnia błędów analizatora wydechu oraz niepewności ich wyznaczenia, które są podane w świadectwie wzorcowania - wydanym za 400 zł raz na pół roku (obowiązek). Rozporządzenie Pana ministra Pawlaka wygenerowało metrologiczne kłamstwo założycielskie w obszarze badania trzeźwości. Dotyczy ono wszystkich pomiarów, ale największe znaczenie ma dla wartości granicznych 0,2 promila i 0,5 promila, bo zmienia kwalifikację czynu. W zależności od wartości błędu trzeźwy może stać się pijanym i odwrotnie. A do tego jeszcze niepewność (parametr metrologiczny ze świadectwa wzorcowania), która powoduje że wartość pomiaru powinna być przedstawiona w postaci przedziału wartości, w którym może znajdować się też wartość graniczna. Oznacza to wówczas z jednakowym prawdopodobieństwem, że np. kierowca jest trzeźwy lub nietrzeźwy. Krótko mówiąc wzorcowane przyrządy pomiarowe nadają się do laboratorium, a nie na drogę. Dlatego niezbędne jest przywrócenie prawnej kontroli metrologicznej alkomatów. Reasumując, wzorcowane zabawki dadzą kierowcy pewność, że może jechać, a podczas kontroli lub wypadku ta pewność zostanie mu odebrana przez fałszywy pomiar wykonany wzorcowanym, ale profesjonalnym urządzeniem. Ciekawe kto będzie winien, zabawka, przepis prawa, czy profesjonalny alkomat? No bo chyba nie kierowca? Ps. Proponuję obowiązek wyposażenia samochodu w 0.5l wódki. Nie psuje się pod wpływem zmian temperatury (co najwyżej może nie smakować na ciepło), zawsze ma ten sam skład. Procedura powinna być następująca: kierowca, który nie jest pewien, czy może jechać wypija 100-kę i po konsumpcji jest pewien, że jest "pod wpływem". Zamyka samochód, oddaje kluczyki pierwszemu napotkanemu przechodniowi i udaje się w dalszą podróż pieszo.
  • Pił i jedzie...
  • Kiedy zlikwiduja alkohol w sejmowej restauracji ? wszak w sejmie sa w pracy ! ! !.