Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wojna informacyjna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wojna informacyjna. Pokaż wszystkie posty

sobota, 26 października 2024

Zagrożenie w Niemcach



przedruk




Prof. Paweł Skrzydlewski: Dziś Niemców trzeba się bać


22.10.2024 16:47

- Dziś moim zdaniem to ma właśnie miejsce w Niemczech i dlatego trzeba się bać Niemców. Gdyby jednak Niemcy zrobili autentyczny rachunek sumienia i wyrzekli się zła, gdyby naprawili, co jest w ich mocy z tego, co złego wyrządzili naradom Europy – z pewnością mogliby stać się autentyczną i pozytywną siłą Europy - mówi Annie Wiejak Prof. Paweł Skrzydlewski po konferencji Schuman Trimarium Forum.


W Akademii Zamojskiej zakończyła się trzydniowa konferencja Schuman Trimarium Forum. Jakie są Pana Profesora główne wnioski z dyskusji podczas paneli? Co uważa Pan za najistotniejsze?

Prof. Paweł Waldemar Skrzydlewski: Konferencja była doskonałym przykładem dyskusji rzeczowej i ukazującej niezwykle aktualne problemy Europy, problemy skoncentrowane przede wszystkim na naszej tożsamości europejskiej. We wszystkich spotkaniach podkreślano, i to wydaje się mi najważniejszą dziś konkluzją z poczynionych spotkań, że Europa ze swymi narodami i suwerennymi państwami jest przede wszystkim dziełem wychowawczej działalności Kościoła Katolickiego. Innymi słowy wykazywano, że nie istnieje ona bez tego co Kościół wniósł w Jej życie. A zatem sama jedność europejska nie polega na unifikacji struktur administracyjnych, prawnych czy też ekonomicznych, ale na tym co leży w sferze życia duchowego ludzi.

Podkreślano, że Kościół przyniósł społecznościom europejskim nie tylko personalizm, czyli najważniejszą i najbardziej trafną wizję człowieka z jego godnością, prawami i podmiotowością, ale także Kościół dał narodom określony ład prawny oraz określoną kulturę społeczną, która tworzona jest na mocy poznanej prawdy. Kultura ta jest na wskroś personalistyczna i zarazem narodowa. Jej źródła tkwią w wolnej twórczości ludzi inspirowanych miłością człowieka i Pana Boga.

To co pragnę podkreślić, to to, że zarówno Węgrów jak i Słowaków, Polaków i Czechów, także nacje krajów bałtyckich oraz Ukraińców łączy przekonanie, że należy żyć tak, aby nie zatracić swej tożsamości, nie zatracić suwerenności poszczególnych państw. Temu przekonaniu towarzyszyło również silne dążenie do jedności, ale nie tej wynikającej z biurokratycznych struktur, z apriorycznej i ideologicznej polityki UE, ale jedności braterstwa narodów, społeczności wolnych i suwerennych, złączonych bardziej dobrowolną i serdeczną przyjaźnią, niż literą jednoznacznie pojętego prawa. Pragnę także podkreślić, że konferencja miała miejsce w Akademii Zamojskiej – uczelni obchodzącej w tym roku 430 – lecie swego powstania, uczelni powołanej nie tylko do poznawania prawdy, ale także do budowania życia publicznego, obywatelskiego w Europie. Jan Zamoyski – fundator uczelni – chciał aby była ona „kuźnią” życia obywatelskiego, aby jej absolwenci nie tylko byli dobrymi i mądrymi ludźmi, ale także pożytecznymi obywatelami, umiejącymi współtworzyć życie narodowe i państwowe.

Nadzieja w Trójmorzu, zagrożenie w Niemcach

Jakie są szanse na to, że Trójmorze - na wzór Roberta Schumana, drogą gospodarczych i politycznych posunięć - doprowadzi do odrodzenia europejskiej wspólnoty i jej powrotu do chrześcijańskich korzeni? Czy w ogóle posiada ono taki potencjał?

Sługa Boży Robert Schuman pragnął z całą pewnością w pierwszej kolejności dla całej Europy pokoju - pokoju, który nie tyle jest stanem braku wojny, ale przede wszystkim efektem dobrego życia, w ładzie moralnym, religijnym i ekonomicznym.

Schuman doskonale zdawał sobie sprawę, że ten ład i pokój może być tam osiągnięty, gdzie jest sprawiedliwość, czyli oddanie tego, co się słusznie należy ludziom, ale i Panu Bogu, także narodom. Wiedział, że bez sprawiedliwości, jak i bez przemiany serc ludzkich uszlachetnionych Łaską Boga - tego pokoju nie będzie. W związku z tym, jeśli w Europie ma być pokój, ten prawdziwy pokój, który daje nam sprawiedliwość - życie w przyjaźni z Panem Bogiem – to narody Europy muszą żyć sprawiedliwie i być otwarte na dary Pana Boga.

Dziś widzimy, i to podkreślano w dyskusjach, że w Europie nie ma sprawiedliwości, nie ma też otwartości na Boga, a nawet jest pochwała „międzynarodowego łotrostwa, kunktatorstwa” i bezbożnictwa, widocznego chociażby w ateizacji, aborcji czy praktykach eutanazyjnych. Jest dziś także u wielu prominentnych polityków UE tendencja do budowy swoistego „raju na ziemi” – oczywiście bez Pana Boga i jego praw, bez poszanowania sprawiedliwości, bez liczenia się z prawami narodów.

Dla nas Polaków ten brak sprawiedliwości widoczny jest szczególnie na przykładzie działań państwa niemieckiego, które w żaden sposób nie chce zrekompensować tych potężnych zbrodni, gwałtów, krzywd, jakich dokonały Niemcy na Polakach, ale przecież nie tylko na nich, bo i na Grekach, Czechach, Ukraińcach, Żydach i Rosjanach, wielu innych narodach. Przecież w samych obozach koncentracyjnych zbudowanych przez państwo niemieckie wymordowano w bestialski sposób 6 milionów ludzi. Jak mocno też zrujnowano naszą gospodarkę, ile ukradziono naszych dóbr? Na Zamojszczyźnie szczególnie bolesne są te wszystkie sprawy, bo i tu była przecież wielka zbrodnia - Aktion Zamość.

Czy zatem można budować jedność tylko na gospodarce, bez sprawiedliwości i poszanowania praw? Jestem przekonany, że nie jest to możliwe. Jako filozof wiem, że dobra materialne – raczej różnią i dzielą ludzi niż jednoczą i łączą. Przecież jeśli ktoś np. ma i używa jakiś kawałek ziemi, czy też samochód – to nie używa, i nie ma go, w tej samej chwili inny człowiek. Jedność – prawdziwa unia, jest tylko tam, gdzie jest wolność i prawa wola u ludzi, gdzie jest ów chrześcijański duch braterstwa.


Jak duże zagrożenie stanowi dla Trójmorza rozwijający się w Europie neokomunizm, który stara się przekształcić wspólnotę w zdominowane przez Niemcy superpaństwo?



Niemcy i to od kilku wieków są podzielone cywilizacyjnie, kulturowo, są duchowo pęknięte i duchowo chore. Pęknięcie to jest bardzo poważne i w XX wieku ujawniło się w postaci nie tylko „Hitlera”, imperializmu niemieckiego i pogardy w stosunku do nie-aryjczyków, których w sposób „przemysłowy” mordowano w obozach śmierci.

W zbrodniach bezpośrednio i pośrednio, uczestniczył praktycznie cały naród niemiecki – od sprzątaczek i listonoszy, przez urzędników państwowych i profesorów uniwersyteckich. Mordowali nie tylko „naziści” z SS ale także studenci i robotnicy, chłopi, sklepikarze. Dopóki Hitler odnosił militarne sukcesy - na zbrodnie przyzwalała cała społeczność niemiecka.

Po II Wojnie Światowej bardzo niewielu zbrodniarzy ze społeczności liczącej osiemdziesiąt milionów poniosło karę – (zalewie kilkuset), a same zbrodnie zostały przemilczane, zamiecione pod dywan. Szkoły i uniwersytety niemieckie fałszowały pamięć historyczną, mówiąc, że sami Niemcy stali się ofiarami nazizmu.

Tak oczywiście też było, bo przecież tuż przed 1939 rokiem lekarze i pielęgniarki niemieckie zlikwidowali w ramach polityki eugenicznej około 200 tys. niemieckich obywateli, chorych, zamkniętych w zakładach leczniczych. Ale przecież w czasie wojny ginęły całe miliony Słowian i Żydów – całe narody, które w myśl niemieckiego obłędu rasistowskiego zostały przeznaczone do likwidacji.

Problem współczesny, jaki odnajdujemy w Niemczech, to nie tylko neokomunizm, ale przede wszystkim to niemieckie samouwielbienie, to ta pycha, która nakazuje bardzo wielu Niemcom „kochać siebie z wzajemnością”, to ta niemoralność, która zaślepia i prowadzi wprost do jakiegoś demonicznego samouwielbienia siebie, ponad wszystko, ponad cały świat.

Czy pamiętamy dziś słowa niemieckiego hymnu państwowego - Deutschland, Deutschland über alles, über alles in der Welt? To niemieckie samouwielbienie prowokuje Niemców do takiego spoglądania na innych, by widzieć w nich tylko niewolników, zasoby, które należy wykorzystać. Niemcy, którzy moralnie nie godzą się na tę germańską butę, na to neopogańskie samouwielbienie, nie mogąc znaleźć dogodnego gruntu życia duchowego, jakie daje chrześcijaństwo, ogólnie kultura klasyczna, popadają często w nihilizm i różne ideologie, które tylko deklaratywnie różnią się od tego „niemieckiego pruskiego ducha”. Neokomunizm, tak jak i wojujący ekologizm w Niemczech (i nie tylko tam), łatwo przeradzają się w budowę utopijnych projektów społecznych.

Dziś moim zdaniem to ma właśnie miejsce w Niemczech i dlatego trzeba się bać Niemców. Gdyby jednak Niemcy zrobili autentyczny rachunek sumienia i wyrzekli się zła, gdyby naprawili, co jest w ich mocy z tego, co złego wyrządzili naradom Europy – z pewnością mogliby stać się autentyczną i pozytywną siłą Europy.

Dziś jednak nie ma w nich ani skruchy, ani znajomości prawdy o nich samych; dziś nie chcą słuchać ani Świętego Jana Pawła II, ani też swego rodaka Benedykta XVI, nie chcą też słuchać swego wielkiego rodaka -Niemca F. W. Förstera, który pisał, że „Naród niemiecki nie może się jednak pojednać z pozostałym światem dopóty, dopóki nie pojedna się z prawdą”.


"Niemcy przekupują i zastraszają elity państw Trójmorza"


W jaki sposób nowo lewicowa ideologia wpływa na bezpieczeństwo państw Trójmorza? Czy jako obywatele mamy powody do obaw?


Obawy są i to bardzo poważne, bo Niemcy w przeważającej większości, ale nie wszyscy – nie chcą się „pojednać z prawdą”.

Bez tego pojednania z prawdą o nich samych - nie będzie także ich właściwego odniesienia do narodów Europy. Widzimy dziś, że politycy niemieccy czynią wszystko aby usunąć z terenów Niemiec wojska amerykańskie, aby osłabić wpływ na siebie Ameryki i jednocześnie czynią prawie wszystko, aby związać się gospodarczo z surowcami z Rosji. Próbują także kolaborować z Chinami.

Przy tym czynią wiele, aby interes gospodarczy Niemiec zawsze dominował i kierował polityką UE. W ramach tego Niemcy wpływają na elity polityczne krajów Trójmorza, zastraszają je lub przekupują, tak aby uczynić ich powolnymi dla polityki niemieckiej. Ta ma cały czas charakter imperialny, szowinistyczny i niemoralny.

Elementem tej polityki jest też antagonizacja narodów i państw Trójmorza, uzależnienie na wielu polach państw i narodów, od tego co jest w Niemczech, bo przecież wszyscy powinni rozumieć to, że Deutschland, Deutschland über alles, über alles in der Welt.

Jestem przekonany, a to przekonanie podzielał także Robert Schuman, że dopóki Niemcy nie wkroczą na drogę „ducha Ewangelii” i nie zaczną Tym Duchem żyć – nie mogą być źródłem większego dobra dla krajów Europy i świata. Jestem również przekonany, że istnieje dziś poważne niebezpieczeństwo przeszczepienia tego złego niemieckiego ducha prusacyzmu i samouwielbienia na inne narody. Gdyby się tak stało, to Europie groziłaby znowu jakaś nowa hekatomba.

Schuman Trimarium Forum dało przestrzeń do prawdziwej debaty uniwersyteckiej - było tam miejsce na różne punkty widzenia i dyskusję w oparciu o argumenty. Czy nie odnosi Pan wrażenia, że współcześnie za mało posługujemy się logiką i argumentami, a zbyt wiele miejsca pozostawiamy dla emocji? Jakie to ma konsekwencje?

Mówiąc o debatach, dyskusjach i dialogu – należy pamiętać o tym, co stanowi o wartościowości debat, dyskusji i dialogu. Nie zależą one tylko od logiki, siły retorycznej i poprawności, racjonalności argumentów.

Najważniejsza jest tu wola poznania prawdy i wola wierności prawdzie. Oczywiście ma tu także znaczenie cała gama naszych emocji, które w czasie dyskusji się pojawiają.

To co jednak jest dla dyskusji najbardziej niebezpieczne to wola zamknięcia się u dyskutantów na prawdę, na jej poznanie i to poznanie w całym bogactwie. O rzetelnym dyskutowaniu i o wartościowym dialogu uczyło wielu, ale dziś najbardziej cenne są nauki Niemca – Papieża Benedykta XVI, który podkreślał, że celem dyskusji ma być nie tyle perswazja, ugoda, konsensus – ale poznanie i uszanowanie prawdy. Wraz z tym, fundamentalnie ważny jest szacunek dla osoby, która stara się w dyskusji pokazać nam prawdę.

W czasie konferencji odczuwałem cały czas tę miłość prawdy, ten szacunek dla niej, tę wolę jej uszanowania, podzielenia się nią. To jest dla mnie najcenniejszy owoc tego spotkania i jak sądzę tego typu spotkania w ramach upowszechniania nauki Roberta Schumana będą miały miejsce wiele razy w Akademii Zamojskiej. Przecież jest to dziś druga historycznie uczelnia wyższa w Polsce, to zobowiązuje.

Współpraca w ramach Trójmorza

Podczas Schuman Trimarium Forum po raz kolejny podkreślano potrzebę współpracy pomiędzy uczelniami Trójmorza. Dlaczego ta współpraca jest tak istotna dla tego regionu?

Pamiętajmy o tym, czym są w ogóle uczelnie – wszystkie akademie. To wspólnoty ludzi miłujących prawdę i pragnący tę poznaną prawdę w miłości przekazywać całemu światu, wszystkim, którzy chcą słuchać. Akademia jest obok świątyni – kościoła najpiękniejszym miejscem w cywilizacji Zachodu.

Gdyby zabrakło akademii i realizacji misji akademii w krajach europejskich – musi czekać nas bardzo trudny czas, może nawet upadek cywilizacji Zachodu.

Kulturę bowiem musimy tworzyć w oparciu o poznaną prawdę, i to prawdę o wszystkim, prawdę dostępną dla nas, prawdę ostateczną i w miarę pełną. Prawdy takiej nie dadzą nam dziś media, fora, na których spotykają się politycy i wizjonerzy. Tu potrzebny jest trud i spokój, odpowiedzialność, kompetencja i doświadczenie. Tego wszystkiego wymagamy od profesorów, od uczonych, którzy mają powinność poznawać prawdę i ją przekazywać innym, także jej bronić, jak uczył tego w dziele Contra gentiles św. Tomasz z Akwinu. Pamiętajmy również, że akademie są miejscami krzewienia edukacji czyli wielu różnorodnych aktów miłosierdzia w dziedzinie życia intelektualnego. Edukacja jak uczył tego św. Tomasz z Akwinu jest procesem uwalniania człowieka od zła niewiedzy, niezrozumienia, nieumiejętności. Ten akt miłosierdzia wymaga nie tylko znajomości samej prawdy i sztuki jej przekazywania, obrony, analizy – ale przede wszystkim także miłości człowieka, to jest tego, kto nie umie, nie rozumie, nie potrafi. Czasami ten brak – to zło, prowokuje profesorów, nauczycieli do jakiegoś lekceważenia, czy też wyszydzania nierozumnych, nie znających się na rzeczy studentów. Taka jednak postawa jest czymś co zabija edukację i samą akademię, jest czymś co hańbi profesorów, bo ukazuje w nich ich pychę a nadto brak miłości bliźniego. Konferencja w Zamościu była pięknym przykładem dyskusji akademickiej, w której szanowano prawdę, jak także i tych, którzy ją dopiero poznawali.

W jaki sposób Pana uczelnia wpisuje się w trójmorską współpracę? Jakie działania podjęliście Państwo dotychczas i jakie są dalsze plany?

Akademia Zamojska jest uczelnią, która może się pochwalić historią aż pięciu wieków. Była i jest po to by kształcić przede wszystkim polską młodzież, ale także młodzież ze wschodu Europy, Ukrainy, Mołdawii. To jest nasze kulturowe promieniowanie ku Wschodowi, ale chcemy, aby temu promieniowaniu towarzyszyła przede wszystkim wola poznania prawdy oraz dobre przygotowanie do życia społecznego w wymiarze praktycznym.

Dlatego edukację klasyczną łączymy z praktyczną nauką z obszaru zdrowia czy też spraw publicznych.
Po latach dominacji w obszarze Trójmorza państwowości rosyjskiej, głęboko antyludzkiej i antychrześcijańskiej, bardzo ubogiej i niebezpiecznej, takiej edukacji klasycznej, ale także dającej szansę na pracę, na utrzymanie się i godziwe życie – bardzo dziś potrzebujemy.

Jestem przekonany, że ów logos i etos Akademii Zamojskiej został już zauważony w Polsce, a dzięki takim konferencjom jak ta, ma szansę promieniować na wiele krajów Trójmorza. To wszystko dziś się już zresztą dzieje, bo jest żywa i owocna współpraca z Ukrainą, także innymi krajami Europy środkowej choćby przez nasze spotkania polonijne, których było już kilka. Zamość nieprzypadkowo i nie bez podstawy był przez lata nazywany Padwą Północy, miastem doskonałym. Wiem że nasza uczelnia i nasze miasto ogromie spodobało się wielu uczestnikom, sami deklarują powrót do nas, powrót do Akademii Zamojskiej. Z pewnością będzie okazja do powtórzenia tych wszystkich naszych doświadczeń, jakie dała nam konferencja.

Ze swej strony deklaruję, że chcę, aby spotkania takie odbywały się cyklicznie, zostały stałym elementem naszego życia akademickiego.



Rozmawiała Anna Wiejak

[Artykuł ukazał się w październikowym numerze Schuman Optics Magazine]




Autor: Anna Wiejak






Prof. Paweł Skrzydlewski: Dziś Niemców trzeba się bać







piątek, 27 września 2024

Doktryna Gierasimowa, czyli wojna kognitywna

 


Tak zwana doktryna Gierasimowa, czy też wojna hybrydowa, wojna informacyjna albo ostatni termin - wojna kognitywna, to jest wszystko to samo - i to jest to, co ja opisuję od lat na blogu i w opracowaniu Werwolf.



To, co opracowują/ studiują wojskowi specjaliści i służby specjalne, to ja to sam zauważyłem i samodzielnie opisałem.

Napisałem to wszystko na podstawie obserwacji i ogólnodostępnych źródeł.



Co oznacza, że KAŻDY ma dostęp do tych informacji i KAŻDY mógłby to opisać.


Dlaczego więc ja - zebrałem tak obszerne kompedium na ten temat, a inni nie?


Ponieważ najwyraźniej inni nie dość interesują się sprawami państwa, nie dość interesują się swoim krajem.

Nie są nauczeni tego robić, nie mają zwyczaju, za to mają zwyczaj iść na łatwiznę i zamiast samemu analizować sprawy  - sięgają po gotowe cudze formuły - często fałszywe i specjalnie kolportowane celem dezinformacji.


I to trzeba zmienić.


Potrzebne jest wychowanie patriotyczne i zaangażowanie obywateli, głównie mężczyzn, w budowanie permanentnej odporności państwa na atak hybrydowy, na wojnę kognitywną, na wojnę w ogóle.


Treść artykułu potwierdza to co zapisałem na blogu - wojna kognitywna właśnie teraz trwa.


Trwa zresztą od 1944 roku, a więc od 80 lat - czas się obudzić i wziąść za to!


Wojna tradycyjna nie odeszła do lamusa, ale wojna jako taka zmieniła się i tradycyjne postrzeganie wojny nie ma już zastosowania.


Teraz polityka jest kontynuacją wojny - ale też mass media, 5 kolumna, a środkiem wojny staje się szeroko rozumiana "potoczność" przekonań.



opis wojny jako "kontynuacji polityki, ale innymi środkami" nie ma już zastosowania w "doktrynie Gierasimowa", ponieważ nie traktuje wojny jako kontynuacji polityki, ale politykę jako kontynuację wojny, podkreślając, że skuteczne prowadzenie polityki może obejmować szerszy arsenał środków i metod niemilitarnych


Chciałem jeszcze zauważyć, że Gierasimow opublikował swój artykuł w marcu 2013 roku, czyli niemal dwa lata po mnie, bo tekst Werwolf opublikowałem 28 sierpnia 2011 roku.


"Doktryna Gierasimowa" to tylko termin umowny i na wyrost, mowa jest o artykule, w którym rosyjski generał nakreślił pewne problemy współczesnej wojny.



poniżej fragmenty z angielskiej wikipedii
tłumaczenie automatyczne




Doktryna Gierasimowa, nazwana tak na cześć szefa Sztabu Generalnego Sił Zbrojych FR generała Walerija Gierasimowa, jest pseudomilitarną doktryną stworzoną przez zachodnie media i niektórych rosyjskich analityków. 

Opiera się na poglądach Gierasimowa na temat współczesnej wojny USA, stawiając konflikty międzypaństwowe i działania wojenne na równi z działaniami politycznymi, gospodarczymi, informacyjnymi, humanitarnymi i innymi działaniami niemilitarnymi.

Stało się o nim głośno po tym, jak Mark Galeotti ukuł ten termin na swoim blogu "In Moscow Shadows" oraz po inwazji i aneksji Krymu przez Rosję w 2014 r. Niektórzy zachodni analitycy byli przekonani, że działania Rosji odzwierciedlają "doktrynę Gierasimowa", przyczyniając się do rozpowszechnienia tego terminu i czyniąc go modnym hasłem.

Idea istnienia "doktryny Gierasimowa" jest kwestionowana przez wielu badaczy i specjalistów od rosyjskiej myśli i doktryny wojskowej. Według nich kluczowe elementy doktryny Gierasimowa leżą u podstaw koncepcji Wojny Nowej Generacji. Wielu twierdzi również, że Gierasimow nigdy nie chciał przedstawiać doktryny, a raczej prosił naukowców z Rosyjskiej Akademii Nauk Wojskowych o przeprowadzenie badań, które pomogłyby mu zrozumieć nowe sposoby prowadzenia wojny na Zachodzie.


Artykuł Gierasimowa był transkrypcją jego dorocznego przemówienia i prezentacji w Rosyjskiej Akademii Nauk Wojskowych w marcu 2013 roku, kiedy próbował wyjaśnić sposób, w jaki Zachód angażuje się w działania wojenne i rosnące znaczenie instrumentów pozawojskowych dla osiągania celów wojskowych. 

Innymi słowy, były to poglądy Gierasimowa na temat współczesnych amerykańskich metod prowadzenia wojny.  Artykuł ten został przedrukowany w anglojęzycznym czasopiśmie Military Review, a następnie wielokrotnie cytowany w prasie zachodniej.




Poglądy Gierasimowa na temat przyszłych działań wojennych


Doktryna zakłada stosunek działań niewojskowych do wojskowych w stosunku 4:1. 

Gierasimow podkreśla "znaczenie kontrolowania przestrzeni informacyjnej i koordynacji w czasie rzeczywistym wszystkich aspektów kampanii, a także stosowania ukierunkowanych uderzeń głęboko na terytorium wroga i niszczenia krytycznej infrastruktury cywilnej i wojskowej". 

Proponuje również maskowanie regularnych jednostek wojskowych "w przebraniu sił pokojowych lub sił zarządzania kryzysowego". 


Działania zbrojne


Wojskowe środki odstraszania strategicznego
Strategiczne wdrożenie
Warfare (działania wojenne)
Operacje pokojowe
Etapy i procesy wojny hybrydowej



Działania niemilitarne

Tworzenie koalicji i sojuszy
Naciski polityczne i dyplomatyczne
Sankcje gospodarcze
Blokada gospodarcza
Zerwanie stosunków dyplomatycznych
Formowanie się opozycji politycznej
Działania sił opozycyjnych
Konwersja gospodarki kraju konfrontującego się z Rosją na tory wojskowe[potrzebne wyjaśnienie]
Znalezienie sposobów rozwiązania konfliktu
Zmiana przywództwa politycznego kraju wobec Rosji
Wdrożenie zestawu działań mających na celu zmniejszenie napięć w relacjach po zmianie przywództwa politycznego

szczególnie ta dwa ostatnie punkty są istotne odnośnie wojny na Ukrainie - MS


Ponadto doktryna zakłada "konfrontację informacyjną", nie precyzując, czy działania te mają charakter militarny, czy niemilitarny.






wikipedia dla Polaków



Wykład i publikacja


9 listopada 2012 r. Gierasimow został mianowany szefem Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. 25 stycznia 2013 r. zaproszono go jako prelegenta na konferencję Akademii Nauk Wojskowych w Moskwie, podczas której wygłosił wykład o wojnach przyszłości i zreferował koncepcję wojny nowej generacji.

Kluczowe tezy z wykładu Gierasimow zawarł w artykule „Wartość nauki w przewidywaniu. Nowe wyzwania wymagają ponownego przemyślenia form i metod prowadzenia wojny”. Tekst został opublikowany 27 lutego 2013 r. w gazecie „Kurier Wojskowo-Przemysłowy” (ros. „Военно-промышленный курьер”), następnie w serwisie internetowym gazety (vpk-news.ru)



Streszczenie artykułu


Główne tezy Gierasimowa:

Wydarzenia Arabskiej wiosny pokazują, że prawidłowo funkcjonujące państwo może w krótkim czasie, nawet kilku dni, pogrążyć się w chaosie, stać areną walki, obcej interwencji, wojny domowej i katastrofy humanitarnej [prawie moje słowa! - MS]


Wojna nowej generacji różni się od tradycyjnych konfliktów zbrojnych.

Metody pozamilitarne (ekonomiczne, polityczne, informacyjne) mogą być równie dobre, a być może nawet skuteczniejsze od tradycyjnego ataku. 

Można wykorzystać również potencjał protestującej ludności, walkę informacyjną, działania służb specjalnych, a sił wojskowych używać pod pozorem utrzymania pokoju i opanowania kryzysu w zdestabilizowanym regionie.

[kryzys związany z aktywnością Werwolfa [demokracja walcząca?] mógłby być wykorzystany np. przez USA, które obecne jest teraz w Polsce - pamiętamy przestrogi Machiavelliego - MS]

Przewagę przeciwnika można zniwelować dzięki wewnętrznej opozycji, sterowanej przez służby specjalne, która utworzy przyjazny front na terenie wrogiego państwa.

Jedną z form wykorzystania sił zbrojnych za granicą może być operacja pozornie pokojowa, a faktycznie militarna (prowadzona jako: humanitarna, ratunkowa, kordon sanitarny, ewakuacja itp.).


Gierasimow przywołał radzieckiego stratega Aleksandra Swieczina, który stał na stanowisku, że każda wojna wymaga indywidualnej analizy oraz osobnej metodologii i zgodził się z jego opinią. 

Ponadto przytoczył książkę „Nowe formy walki” autorstwa radzieckiego teoretyka wojskowości, naczelnika sztabu 7 Armii i wykładowcę Akademii Wojennej Sztabu Generalnego pułkownika Gieorgija Samojłowicza Issiersona, która została wydana w 1940 roku.

Gierasimow chwalił autora za spostrzeżenia dotyczące nowego sposobu prowadzenia wojen bez ich wypowiedzenia, które nie spotkały się z aprobatą ówczesnych dowódców. Nazwał Issiersona „prorokiem”, niezrozumianym w swojej ojczyźnie.



Koncepcja wojny nowej generacji

Podstawowa różnica między tradycyjną wojną i wojną nowej generacji, opisaną przez Gierasimowa, polega na uwzględnieniu ważnej roli, jaką w konflikcie zajmują działania takie jak: dezinformacja, chaos, destabilizacja regionu. Określił je mianem strategii działań pośrednich i użyciem środków pozamilitarnych, dosłownie „niewojskowych”.







Nazwa doktryny sugeruje, że Gierasimow jest autorem i pomysłodawcą wszystkich rozwiązań. Faktycznie wymienione przez niego pozamilitarne sposoby wspierania lub wywoływania wojen są znane i stosowane od czasów starożytnych. 

Gierasimow podczas wykładu w Akademii Nauk Wojskowych powołał się na Sztukę wojenną Sun Zi, spisaną w VI wieku p.n.e. i zawartą w niej koncepcję wygrywania wojny bez działań bojowych. 

Z kolei w artykule przywołał książkę Issiersona z 1940 r. w kontekście prowadzenia wojny bez jej wypowiedzenia, co również nie było nowym zjawiskiem z perspektywy Issiersona, gdyż w taki sposób III Rzesza Niemiecka oraz Związek Radziecki zaatakował Polskę rok przed wydaniem jego publikacji.

[to by trzeba sprawdzić, czy to się zgadza z treścią książki - MS]


W XX wieku rosyjscy wojskowi opisali koncepcję „małej wojny” (badania nad nią prowadził Boris Smysłowski) oraz „wojny buntowniczej” (opisaną przez Jewgienija Messnera).

Analizowano również zagadnienie „asymetrycznych odpowiedzi” wojennych. Powyższe koncepcje zawierają wiele elementów wspólnych z wojną nowej generacji opisaną przez Gierasimowa, np.: brak formalnego wypowiedzenia wojny, chaos w formacjach zbrojnych, niemożność przypisania formacji do konkretnego państwa, chaos na linii frontu lub jej zupełny brak, działania militarne prowadzone wewnątrz państwa lub z dala od granic, zatarcie różnic między okresem wojny i pokoju.

W maju 2013 r., jeszcze przed opublikowaniem artykułu Gierasimowa, podobną wizję przedstawił Igor Girkin, który stał na stanowisku, że: „Podstawą sukcesu w wojnach nowego typu są prewencyjne operacje specjalne, a nie operacje wojskowe na dużą skalę”.

[w maju, w marcu ? - wydaje się, że autor wpisu ma problemy z kalendarzem - MS]


Płk Mirosław Banasik zakładał, że Gierasimow nie jest autorem koncepcji, ponieważ przedstawił ją po zaledwie trzech miesiącach pełnienia stanowiska i nie zajmował się wcześniej analizą taktyki wojennej, zaś faktycznym pomysłodawcą mógł być Nikołaj Makarow, poprzedni szef Sztabu Generalnego.

Michael Kofman (Wilson Center, dyrektor Studiów Rosyjskich w NCA) stał na stanowisku, że Gierasimow specjalizuje się w wojnie pancernej, a opracowanie taktyki wojskowej wymaga skoordynowanej pracy sztabu ludzi. Dlatego zakładał, że Gierasimow zreferował dyskutowane w kręgach wojskowych, powszechnie znane założenia, przywołując myśli różnych analityków i autorów, przy czym część postulatów ma charakter tak ogólny, że można je zastosować praktycznie do każdego konfliktu.





Temat obszerny, polecam uwadze i własnym studiom.





Georgii Samoilovich Isserson (1898–1976) był płodnym pisarzem zajmującym się taktyką i operacjami wojskowymi. Do jego najważniejszych prac na temat sztuki operacyjnej należały: The Evolution of Operational Art (1932 i 1937) oraz Fundamentals of the Deep Operation (1933). Ta ostatnia praca pozostaje utajniona do dziś. [16]

Isserson skoncentrował się na głębi i roli, jaką odgrywała ona w operacjach i strategii. Jego zdaniem, strategia odeszła od czasów napoleońskich i strategii jednego punktu (decydującej bitwy) oraz od epoki Moltkego strategii linearnej. Ciągły front, który rozwinął się podczas I wojny światowej, nie pozwolił na ruchy oskrzydlające w okresie przed 1914 rokiem. Isserson argumentował, że front stał się pozbawiony otwartych flanek, a sztuka wojskowa stanęła przed wyzwaniem opracowania nowych metod przełamywania głęboko rozwiniętej obrony. W tym celu pisał, że "stoimy u progu nowej epoki w sztuce wojennej i musimy przejść od strategii linearnej do strategii głębokiej". 


Po wojnie domowej ukończył Akademię Wojskową Armii Czerwonej (w 1924 r.) i pracował jako szef wydziału wywiadowczego sztabu frontu zachodniego, szef wydziału operacyjnego sztabu Leningradzkiego Okręgu Wojskowego i 1. wydziału Zarządu Operacyjnego Dowództwa Armii Czerwonej. W 1926 r. przebywał w podróży służbowej do Niemiec. W latach 1927-1930 był szefem sztabu 10 Korpusu Strzeleckiego. W latach 1930-1931 był adiunktem Akademii Wojskowej im. M.V. Frunzego. Od czerwca 1931 r. był nauczycielem, a w latach 1932-1933 kierownikiem wydziału operacyjnego tejże uczelni. W grudniu 1933 r. został mianowany dowódcą i komisarzem 4 Dywizji Strzelców. Od lutego 1936 r. pracował jako zastępca szefa I Oddziału Sztabu Generalnego Armii Czerwonej. W maju 1936 r. został mianowany szefem Wydziału Operacji Wojskowych nowo utworzonej Akademii Sztabu Generalnego. Pośrednio dotknęły go represje wobec elity Armii Czerwonej – od września 1937 r. był do dyspozycji Zarządu Sztabu Dowódczego. Od maja 1938 r. pracował jako kierownik Wydziału Sztuki Operacyjnej Akademii Sztabu Generalnego. W 1939 roku, na początku wojny między ZSRR a Finlandią, został wysłany na front wraz z grupą nauczycieli Akademii, gdzie wkrótce został mianowany szefem sztabu 7 Armii. Po zdymisjonowaniu ze stanowiska i obniżeniu stopnia wojskowego, G.S. Isserson został mianowany dowódcą pułku kadrowego na froncie. Po zakończeniu działań wojennych Gieorgij Samojłowicz złożył petycję o przywrócenie go do pracy dydaktycznej w akademii.

Dowódca dywizji (1939), zdegradowany do stopnia pułkownika (1940).


Poniżej fragment opracowania Issersona.
Trudno ocenić ile w tym propagandy, a ile rzetelnej analizy.

Ale - czy wojskowy, oficer, strateg  i nauczyciel może pozwalać sobie na emocjonalność w swoich pismach? Ten emocjonalny język może świadczyć o tym, że Isserson wiedział o agenturze w polskim dowództwie, o zdradzie. Tym pogardliwym językiem stara się wzmocnić wersję o nieudolności polskiej generalicji - a było inaczej...

Pamiętajmy uwagi Seweryna Osińskiego z książki "5 kolumna na Pomorzu Gdańskim" o tym, że najwyższe władze (Józef Beck - min. na stronie 187) bagatelizowały alarmujące donosy z Pomorza, co może potwierdzać te domysły, że w dowództwie znajdowała się niemiecka agentura, albo po prostu - opętańcy.

A jak jest dzisiaj?


Słowa Issersona zdają się potwierdzać istnienie wpływów... a w 2009 pokazała się taka informacja: 

Służba Wywiadu Zagranicznego (SWR) Rosji uznała ministra spraw zagranicznych przedwojennej Polski Józefa Becka za agenta niemieckiego wywiadu.


Z całej książki Osińskiego wynika, że:

wojna była pewna





Seweryn Osiński - "5 kolumna na Pomorzu Gdańskim" strona 266







Isserson:

Nie podjęto też żadnej poważnej próby wzniesienia fortyfikacji polowych w dniach poprzedzających wybuch działań wojennych. Polski Sztab Generalny beztrosko oświadczył, że nie ma takiej potrzeby: wojna będzie prowadzona jako wojna mobilna.

W ten sposób wojsko polskie maszerowało w kierunku huraganu, który przygotowywał się do zmamienia go z powierzchni ziemi.
 



w jaki sposób udało się skoncentrować prawie półtoramilionową armię potajemnie i niepostrzeżenie na polskim pograniczu i rozmieścić ją do inwazji na całym froncie.

W rzeczywistości nie było w tym nic szczególnie ukrytego. Koncentracja sił niemieckich zwiększała się z miesiąca na miesiąc, z tygodnia na tydzień. Aby ustalić datę jej rozpoczęcia, musimy cofnąć się do 1938 roku, do okresu po przyłączeniu Czech i Moraw do Niemiec. Gdy siły kumulują się tak stopniowo, najpierw w jednej, potem w drugiej, a potem w trzeciej, proces koncentracji nie otrzymuje żadnego niezależnego wyrazu w czasie i zostaje wchłonięty przez szereg innych zdarzeń, które mu towarzyszą. [metoda małych kroków - MS]

Zanurzając palec na przemian w naczyniu z zimną, a następnie gorącą wodą, możesz natychmiast określić różnicę temperatur. Ale jeśli zanurzysz palec w naczyniu z wodą stopniowo podgrzewaną na małym ogniu, bardzo trudno jest ustalić stopniową zmianę temperatury.

W ten sam sposób koncentracja, skompresowana w krótkim czasie i tworząca wyjątkowe napięcie w pracy transportu, staje się zjawiskiem dominującym w danym okresie i może być łatwo wykryta.

Jednak koncentracja, która odbywa się stopniowo i konsekwentnie oraz wydłuża się w czasie, jest bardzo trudna do policzenia, a raczej rozprasza i przytępia obserwację. I taki charakter miała koncentracja wojsk niemieckich.

Koncentracja ta nie była już jedną, pojedynczą w czasie akcją, która zaczynała się i kończyła o określonych, z góry określonych godzinach, a czas trwania mógł być z grubsza obliczony przez wroga.

Koncentracja nabrała głębokiego charakteru. Nikt nie jest w stanie w ogóle zapisać jego początków. Jej kontynuacja zawsze pozostawia wątpliwość, czy szykuje się do prawdziwego zbrojnego powstania, czy też jest ono jedynie wzmocnieniem zagrożenia dyplomatycznego. Jej koniec ujawnia jedynie sam fakt działania zbrojnego.

Tak więc współczesna wojna zaczyna się przed walką zbrojną.



Wojna polsko-niemiecka

3. Błędy polskiego dowództwa

Polskie dowództwo popełniło również strategiczne błędy i błędne kalkulacje, które nie mogą być bezpośrednio zależne wyłącznie od wewnętrznej zgnilizny politycznej byłego państwa polskiego. Są one zakorzenione w uderzającym braku zrozumienia nowych warunków, w których może nastąpić przystąpienie do nowoczesnej wojny.

Pod tym względem wojnę przegrał przede wszystkim polski Sztab Generalny. co było przykładem potwornego niezrozumienia sytuacji strategicznej i jej fundamentalnie błędnej oceny. Ogromny błąd w ocenie sytuacji strategicznej popełnił francuski Sztab Generalny, przystępując do wojny 1870 roku. Polscy stratedzy znacznie przewyższyli jednak smutne lekcje historii, które okazali ich nauczyciele. Pomyłki polskiego dowództwa można sprowadzić do trzech głównych.

1. Po stronie polskiej uważano, że główne siły Niemiec zostaną związane na zachodzie przez działania Francji i Anglii i nie będą w stanie skoncentrować się na wschodzie. Zakładano, że około 20 dywizji zostanie pozostawionych przeciwko Polsce, a wszystkie inne siły zostaną rzucone na zachód przeciwko inwazji angielsko-francuskiej. Tak wielka była wiara w siłę i szybkość ofensywy aliantów. Tak więc plan strategicznego rozmieszczenia Niemiec na wypadek wojny na dwa fronty był całkowicie błędny. Oceniano również możliwości Niemiec w powietrzu. Wreszcie mocno liczyli na bezpośrednią i skuteczną pomoc Anglii ze strony sił powietrznych i morskich. Bez śladu przeszły lekcje historyczne z przeszłości, które wielokrotnie pokazały prawdziwą cenę obiecanej pomocy dla Anglii, która zawsze potrafiła walczyć tylko z obcymi żołnierzami.

Z tych wszystkich fałszywych wyliczeń wyciąga się jeszcze więcej fałszywych wniosków. Uważają, że można sobie poradzić z prawie jedną armią w czasie pokoju. Dlatego nie spieszą się z mobilizacją dywizji drugiej linii. Jest to jednak szeroko ogłaszane, zapowiadające mobilizację dwumilionowej armii. Uważano, że taka dezinformacja ma przestraszyć wroga. Efekt był jednak zupełnie odwrotny, gdyż w odpowiedzi dowództwo niemieckie skoncentrowało przeciwko Polsce jeszcze większe siły. [ok. 1,8 mln - MS]

2. Po stronie polskiej uważano, że jeśli chodzi o aktywne działania ze strony Niemiec, to może chodzić tylko o Gdańsk, a nie nawet o cały Korytarz Gdański i Poznań, oderwany od Niemiec na mocy traktatu wersalskiego. Tym samym w ogóle nie rozumieli prawdziwych celów i intencji wroga, sprowadzając całą kwestię dawno spóźnionego konfliktu wyłącznie do Gdańska.

W związku z tym bardzo mało uwagi poświęcono kierunkowi śląskiemu, skąd faktycznie pochodziło główne uderzenie wojsk niemieckich.

3. Po stronie polskiej uważano, że Niemcy nie będą w stanie od razu przerzucić wszystkich sił przeznaczonych przeciwko Polsce, gdyż wymagałoby to ich mobilizacji i koncentracji. Tak więc przed nami jeszcze początkowy okres, który umożliwi Zerom zajęcie Gdańska, a w międzyczasie nawet Prus Wschodnich.

Tym samym gotowość mobilizacyjna Niemiec i ich przystąpienie do wojny wszystkimi przeznaczonymi do tego w tym celu siłami pozostają jednocześnie nieświadome polskiego Sztabu Generalnego.

Polacy nie rozumieli sytuacji strategicznej, a to już była przegrana przynajmniej pierwszego etapu wojny, jeśli nie całej wojny.

Pod tym względem wojna była dla Polski przegrana jeszcze przed jej rozpoczęciem.






Niemieckie plany budowy dróg z 1935 roku.



O złożoności operacji wojsk polskich przeciwko Niemcom decydował również fakt, że dawna Polska przez cały okres swego godnego ubolewania istnienia przygotowywała się do wojny nie na Zachodzie, lecz na wschodzie, przeciwko Związkowi Radzieckiemu.

Jej zachodni pas graniczny nie był traktowany jako baza operacyjna. Była to raczej baza tylna, zupełnie nie przeznaczona do roli teatru działań wojennych. Nie posiadał on żadnych fortyfikacji, ale był obficie nasycony tylnymi bazami i magazynami. Ponadto [33] na zachodzie dawnej Polski znajdowały się wszystkie obiekty wojskowo-gospodarcze oraz centrum polskiego przemysłu. Na Górnym Śląsku znajdowały się: 95% polskiego górnictwa węglowego, 10 zakładów i ołowiu, dostarczających 100% i ołowiu (108 tys. ton rocznie) oraz zakłady azotowe, zapewniające 50% całej polskiej produkcji azotu. W ogóle cała baza gospodarcza dawnej Polski znajdowała się na zachodzie. Wszystkie szlaki komunikacyjne i handlowe z Europą Zachodnią przechodziły przez regiony zachodnie.

W ten sposób, rozmieszczając się na zachód przeciwko Niemcom, Polacy zaakceptowali wojnę swoimi tyłami, a nie frontem.



Polska miała około 3 mln wyszkolonych żołnierzy, z których ponad połowa została przeszkolona po 1920 roku. Jednak ogromna część tego wyszkolonego stado była całkowicie nieużywana. W efekcie we wrześniu 1939 r. nawet 50% zdolnych do służby wojskowej pozostawało poza wojskiem.




Stutthof cz. 4 (Autostrada czy wojna?):



W Święto Pracy 1 maja 1935 r. opublikowano mapę z siecią podstawową rządu Rzeszy o długości 6900 km z maja 1934 r. oraz nawierzchnią dróg, która miała zostać ukończona w 1935 r. [7][8] 

Odcinki Berlin–Szczecin i Elbing–Königsberg oznaczono jako w budowie, z czego odcinek Bernau–Angermünde i odcinek pod Królewcem miały być przejezdne w 1935 roku. Przez Pomorze zarejestrowano stosunkowo schematyczną i prostą trasę przez Labes, Polzin, Bublitz i Bütow, a za wyrwą w korytarzu w rejonie Gdańska do Elbląga.

To wszystko pokazuje, że wojna była pewna na 100% i na pewno była planowana już od 1920 roku, a okupacja Polski była uwzględniona w planach z 1926 r.

A czy władze polskie szykowały się do wojny? 
Polecam książkę Seweryna Osińskiego - V kolumna na Pomorzu Gdańskim - link na końcu artykułu.

Rewizjonistyczna polityka Republiki Weimarskiej z lat 20. XX wieku dążyła do aneksji Pomorza polskiego w trybie arbitrażu międzynarodowego. Rząd niemiecki proponował też nieoficjalnie Polsce dostęp do morza kosztem Litwy (przez port w Połądze).

Ultymatywne żądanie Adolfa Hitlera z października 1938 co do wyrażenia przez Polskę zgody na aneksję Gdańska przez III Rzeszę, mimo iż Gdańsk nie był w ówczesnych granicach Polski i na eksterytorialną autostradę oraz linię kolejową, przechodzące w poprzek Pomorza polskiego, w zamian Polska miała otrzymać przedłużenie paktu o nieagresji na 25 lat. 

w zamian Polska miała otrzymać przedłużenie paktu o nieagresji na 25 lat - ich celem była i jest eksterminacja Polaków



Dla Niemiec bez podporządkowania sobie Polski - nie ma przyszłości.

Agresja Niemiec jest nieunikniona




co zresztą opisuję na tym blogu już 14 lat





Wygrajmy w końcu tę wojnę, wygrajmy wojnę z Niemcami.

















------------




29 stycznia 2020

Józef Beck agentem niemieckim






Moje zdanie o agenturalności Becka wynika min. z lektury książki S. Osińskiego "5 kolumna na Pomorzu Gdańskim" (brak reakcji Becka na doniesienia z regionu), ponadto przemyślenia ogólne o polityce piłsudczyków, dochodzi do tego moje ostatnie doświadczenia z wypchnięciem, czyli być może nie było już Becka, była tylko jego zewnętrzna skorupa... a teraz tutaj: 



"A Józef Beck, polski minister spraw zagranicznych, został kupiony przez Goeringa. Opublikowaliśmy o tym dokumenty. Co więcej, wynika to z protokołu przesłuchania generała porucznika Alfreda Gerstenberga, wojskowego attaché w Bukareszcie. 

Był wcześniej w Warszawie, a następnie w Bukareszcie. Nie zadawano mu pytań, po prostu powiedział, że Goering podczas polowania spotkał się z Józefem Beckiem i zaprosił go, by tak rzec, do pracy dla Niemiec.

Zapłata była czekiem na 300 tysięcy marek Rzeszy. Nawiasem mówiąc, potwierdzają to dokumenty z zagranicznego wywiadu, które kilka lat temu napisała również, że Józef Beck w rzeczywistości postawił Polskę pod niemieckim toporem. "


" А Юзеф Бек, министр иностранных дел Польши, был куплен Герингом. Мы об этом публиковали документы. Причём это из протокола допроса генерал-лейтенанта Альфреда Герстенберга, военного атташе в Бухаресте. Он был до этого в Варшаве, а потом в Бухаресте. Ему не задавали вопросы, он просто рассказывал, что Геринг во время своей охоты встретился с Юзефом Беком и предложил ему, так сказать, работать на Германию.
Платой был чек на 300 тысяч рейхсмарок. И это подтверждается, кстати, и документами службы внешней разведки, она несколько лет назад тоже писала о том, что и Юзеф Бек, по сути дела, положил Польшу под германский топор. "

2009 rok:






en.wikipedia.org/wiki/Deep_operation

ru.openlist.wiki/Иссерсон_Георгий_Самойлович

https://archive.ph/20120802040038/http://www.innenministerium.bayern.de/bauen/strassenbau/baukultur/08090/






chomikuj.pl/fotopomnik/Dokumenty/Skany





piątek, 14 czerwca 2024

Doktryna Gierasimowa

 

Ciekawe jak sformułowane są teorie Gierasimowa, czy on opisuje dywersję Zachodu wobec Zachodu, co de facto ma miejsce, czy....



przedruk




13.06.2024 23:58


Litość jako broń psychologiczna do zniszczenia Zachodu.
Tak rosyjski generał opisał użycie imigrantów




Wschodnia granica Unii Europejskiej musi być bezwzględnie broniona. Użycie przez Rosję cywilów z państw trzecich jest elementem wojny hybrydowej, która toczy się od trzech lat przeciwko Polsce i Zachodowi. Nie możemy być bezbronni wobec zagrożenia.

Choć część ekspertów powołuje się na Walerego Gierasimowa jako autora nowoczesnej rosyjskiej doktryny wojskowej, wykorzystanie migrantów do destabilizacji wroga opisał szczegółowo gen. Aleksandr Władimirow w monografii „Podstawy ogólnej teorii wojny” wydanej w 2012 r. Sam Gierasimow dopiero rok później wygłosił serię teorii dotyczących koncepcji wojny nowej generacji. Zgodnie z nimi metody pozamilitarne są równie skuteczne do destabilizacji wrogich państw jak przeprowadzane tradycyjne działania wojenne. Dlatego Rosja tak chętnie używa nacisków ekonomicznych, szantażu politycznego, korupcji czy dezinformacji.

 
Doktryna Władimirowa

Gierasimow twierdzi, że agresję rozpoczyna się w trakcie pokoju, nie wypowiadając wojny, natomiast agresywne działania maskuje się pod pretekstem misji pokojowych, humanitarnych i ewakuacyjnych.

Główny cel ataku kieruje się na infrastrukturę krytyczną, natomiast działania prowadzone są zarówno przez cywilów, jak i służby specjalne. Zastosowanie tej strategii widzimy od dekady na Ukrainie. Władimirow szczegółowo opisał wykorzystanie migracji do uderzenia w stabilność systemów społecznych i gospodarczych. Wojskowy zauważył, że polityka muliti-kulti zawiodła na Zachodzie, bowiem przybysze nie chcą się integrować, ponadto generują poważne problemy społeczne, głównie związane z przestępczością. Migranci, głównie ekonomiczni, powodują coraz więcej społecznych napięć. Natomiast skuteczna manipulacja opinią publiczną może jeszcze je zaognić. W ten sposób przeprowadzane są dezintegracja poszczególnych państw, niszczenie ich tkanki społecznej i wprowadzenie chaosu. Dlatego skutecznym narzędziem walki jest inżynieria przymusowej migracji, którą Rosjanie i Białorusini wdrożyli na użytek operacji „Śluza” prowadzonej przeciwko Polsce, Litwie i Łotwie od 2021 r.

W ten sposób stworzono komercyjny sposób przerzucania migrantów z Bliskiego Wschodu, Afryki i Azji na przyczółek białoruski. Tam szkoli się ich i uposaża, tak aby sami współtworzyli proces dyslokacji. Wśród części migrantów umieszcza się groźnych terrorystów czy byłych wojskowych, aby dokonywali aktów przemocy wobec mundurowych strzegących granic. Jako główne instrumenty psychologiczne tego rodzaju wojny asymetrycznej Władimirow określił wzbudzanie postaw odwołujących się do „człowieczeństwa”, „litości wobec słabszych” czy niechęci wobec użycia siły. Postawę tę można określić jako humanitarną, natomiast jej wspieranie jest elementem geopolitycznej wojny informacyjnej. Warto też podkreślić, że nie jest to pierwszy raz, gdy Rosjanie stosują migrację jako broń. Najbardziej znany przypadek to kontrolowany exodus Kubańczyków na wybrzeża Miami w latach 80. ubiegłego stulecia.
Migrodywersanci

Bardzo ciekawy termin, podczas jednej z ostatniej debat poświęconych bezpieczeństwu narodowemu w Polsacie, zaproponował Zbigniew Parafianowicz, dziennikarz i ekspert ds. wojskowości. Zauważył on, że szturmujący naszą granicę z Białorusią nie są żadnymi uchodźcami – co jeszcze niedawno próbowali Polakom wmawiać politycy Koalicji Obywatelskiej i Trzeciej Drogi – uciekającymi przed przemocą czy wojną, ale są migrantami ekonomicznymi lub wprost osobami wykonującymi określone zadania dywersyjne. Świadczą o tym celowe ataki na naszych strażników granicznych, a w szczególności zamordowanie jednego z nich.

Zgromadzeni w studiu na tej interesującej debacie byli w zasadzie zgodni, że Polska powinna odejść natychmiast od biernej, uległej postawy, którą wyartykułował marszałek Sejmu Szymon Hołownia: żołnierze nie używają broni, aby przypadkowo nie zranić odpowiedników białoruskich, co mogłoby wywołać eskalację. Zachowawczą postawę naszego kraju potwierdził też wiceszef MON Paweł Zalewski, według którego poluzowanie zasad użycia broni palnej spowodowałoby, że migranci zabijani byliby po naszej stronie granicy i dochodziłoby do częstych wymian ognia z białoruskimi KGB-istami. Nic bardziej mylnego! Na tę chwilę konieczne jest podejmowanie działań ofensywnych. Co to oznacza? Gen. Leon Komornicki w omawianej debacie zwrócił uwagę, że problem trzeba zdusić w zarodku. Zarówno używając nacisków wewnątrz NATO, np. na Turcję, z której przylatują migrodywersanci, jak i wysyłając na miejsce swoich agentów, którzy nakłoniliby migrantów do działań na tyłach wroga.

Jedna kwestia nie pozostawia żadnych wątpliwości. Polska jest w stanie hybrydowej wojny z Rosją i Białorusią. Z tym że Rosja i Białoruś atakują, a my jesteśmy w zasadzie bierni, rozzuchwalając wroga. Agresor rozumie tylko język siły. Bierność uznaje za słabość. Dlatego będzie eskalował, ponieważ mu się na to pozwala. Zupełnie inną postawę zaprezentowała Hiszpania, gdy w 2022 r. agresywny tłum Afrykańczyków szturmował granicę między Marokiem a hiszpańską enklawą w Melilli – wówczas siły bezpieczeństwa i żołnierze otworzyli ogień. Zginęło blisko 30 napastników – początkowo sądzono, że byli tam także funkcjonariusze służb marokańskich. 140 Hiszpanów zostało rannych, wielu również po stronie szturmujących. Agresorzy używali noży, pałek, żrących substancji. Forsując ogrodzenie, spadali z dużej wysokości i tracili życie.
Błędy rządzących

Niestety kwestia naszego bezpieczeństwa na ten moment wygląda fatalnie. Za poprzedniej władzy zbudowaliśmy mur i sprawnie odparliśmy pierwszą falę ataków, łącznie z zaangażowaniem Grupy Wagnera. Słabo wyglądała jednak nasza obrona przeciwlotnicza. Obecnie jest coraz gorzej. Brakuje rozwiązań na poziomach strategicznym, taktycznym i prawnym. Funkcjonariusze służący na granicy czują się opuszczeni i zaszczuwani przez dowódców. W sieci można znaleźć zdjęcia prowizorycznych baraków przypominających slumsy, skleconych z byle czego, które mają chronić żołnierzy przed zimnem i chłodem. W porównaniu z profesjonalną infrastrukturą budowaną na froncie na Ukrainie jest to żenujące.

Nie brakuje także relacji żołnierzy, którzy wysyłani są z gołymi rękami na migradywersantów. Brakuje im broni i środków komunikacji. W dodatku nadzorujące ich służby tylko czekają na pretekst, aby im dopiec. W efekcie jest coraz mniej chętnych do takiej służby. W Straży Granicznej jest ponad 2 tys. wakatów. W Wojsku Polskim wielokrotnie więcej. Zresztą wysyłanie armii na granicę jest nieporozumieniem. Wiąże to wojskowych na granicy i ogranicza konieczne szkolenia w armii do celów prowadzenia wojny.

Pojawiły się także głosy, aby uformować Korpus Ochrony Pogranicza, formację, która chroniła nasze Kresy po wojnie z bolszewikami. KOP chronił terytorium II RP przed przerzucaniem agentów, terrorystów i dywersantów przez granicę. Jego zakres działań obejmował tereny od granicy z Rumunią po województwo wileńskie. Jednak współcześnie nie ma potrzeby formowania dodatkowej formacji. Wydaje się, że tego typu rozeznanie lokalnych terenów i społeczności jest w gestii istniejących już Wojsk Obrony Terytorialnej, które mogłyby wspomagać Straż Graniczną w ochronie pasa nadgranicznego. Angażowanie w te zadania wojska i policji jest marnotrawieniem zasobów.

Żołnierze jak tlenu potrzebują teraz odrodzenia morale i wsparcia dowódców. Miejmy nadzieję, że generałowie zdobędą się na odwagę i staną murem za polskim mundurem. Tego oczekiwałoby się od głównodowodzących, w których rękach jest kierowanie bezpieczeństwem narodowym.








niezalezna.pl/media/gazeta-polska-codziennie/litosc-jako-bron-psychologiczna-do-zniszczenia-zachodu-tak-rosyjski-general-opisal-uzycie-imigrantow/520093




























środa, 27 marca 2024

Wspólnota - Ale co możemy zrobić?


Nieskończony tekst z 17 marca 2024 roku, temat oczywiście obszerny i zaledwie wypunktowałem tematy do rozwinięcia....

Tekst inspirowany na gorąco artykułami jak poniżej.



👀




przedruk
tłumaczenie automatyczne


Dlaczego naród rdzennych Amerykanów rzuca wyzwanie Stanom Zjednoczonym? 

Traktat z 1794 r.

Grace Ashford
piątek, 15 marca 2024 r




Cztery czy pięć lat temu młody syn Sidneya Hilla przyszedł do niego z pytaniem, na które Hill nie wiedział, jak odpowiedzieć.

Chłopiec dowiedział się tego dnia o milionach akrów ziemi, które jego lud, Onondaga, nazywał kiedyś domem, i o tym, w jaki sposób ich ojczyzna była przejmowana działka po działce przez stan Nowy Jork, aż pozostało tylko jedenaście mil kwadratowych na południe od Syrakuz.

"Straciliśmy całą tę ziemię" – Hill przypomniał sobie słowa swojego syna. — Jak to możliwe?



Pod wieloma względami Hill był najlepszą osobą, która mogła odpowiedzieć na to pytanie. Jako Tadodaho, duchowy przywódca narodu Onondaga, był odpowiedzialny za ochronę jego dziedzictwa i prowadzenie go w przyszłość. Był jednym z niewielu starszych, którzy przez dziesięciolecia pracowali nad prawną i dyplomatyczną strategią walki z historycznymi krzywdami, które jego syn starał się teraz zrozumieć.

Mimo to wytrąciło go to z równowagi.

Powiedział, że młodsze pokolenie musi wiedzieć. – Ale to nie ma dla nich większego sensu.

Hill próbował uspokoić syna, że cała ta niesprawiedliwość należy do przeszłości.


Wiedział jednak, jak trudno jest zaakceptować dawne krzywdy, zwłaszcza gdy ich konsekwencje tak wpłynęły na teraźniejszość. To dlatego tak długo naciskał – najpierw na starszyznę z plemienia Onondaga, potem na amerykański wymiar sprawiedliwości, a w końcu na międzynarodową komisję praw człowieka – na sprostowanie tej historii.

Onondaga twierdzą, że Stany Zjednoczone naruszyły traktat z 1794 roku, podpisany przez Jerzego Waszyngtona, który gwarantował im 2,5 miliona akrów w centrum Nowego Jorku. Sprawa, wniesiona w 2014 r., jest drugą wniesioną przez naród Indian amerykańskich przeciwko Stanom Zjednoczonym w międzynarodowym organie praw człowieka; Orzeczenie spodziewane jest już w tym roku.

Nawet jeśli Onondaga odniosą sukces, wynik będzie w większości symboliczny. Podmiot ten, Międzyamerykańska Komisja Praw Człowieka, nie ma uprawnień do egzekwowania ustaleń lub ugody, a Stany Zjednoczone oświadczyły, że nie uważają zaleceń komisji za wiążące.

"Możemy z nimi wygrać, ale to nie znaczy, że muszą się czegokolwiek przestrzegać" – powiedział Hill w wywiadzie.

2,5 miliona akrów zostało już dawno przekształconych przez autostrady i linie energetyczne, centra handlowe, uniwersytety, lotniska i tory wrotkarskie.

Terytorium obejmuje miasta Binghamton i Syrakuzy, a także ponad 30 lasów państwowych, dziesiątki jezior oraz niezliczone strumienie i dopływy. Jest również domem dla 24 lokalizacji Superfund, środowiskowego pozostałości potężnej gospodarki, która pomogła centralnemu Nowemu Jorkowi rozkwitnąć na początku i w połowie XX wieku.

Najbardziej znanym z nich jest jezioro Onondaga, które kiedyś nosiło wątpliwy tytuł najbardziej zanieczyszczonego jeziora Ameryki.

Odpady przemysłowe odcisnęły swoje piętno na terytorium Onondaga, uniemożliwiając krajowi łowienie ryb ze strumieni i rzek. Historia degradacji środowiska jest częścią tego, co motywuje Onondaga, którzy uważają za swój święty obowiązek ochronę swojej ziemi.

Jednym z głównych celów przy składaniu petycji jest miejsce przy stole w sprawie decyzji środowiskowych na całym pierwotnym terytorium. Drugim jest przyznanie, że Nowy Jork, nawet jeśli tylko w zasadzie, jest im winien 2,5 miliona akrów.

W całym kraju urzędnicy państwowi zmagają się z pojęciem reparacji, aby zaradzić historycznym niesprawiedliwościom. W 2022 roku urzędnicy w Evanston w stanie Illinois rozpoczęli dystrybucję 25 000 dolarów dla czarnoskórych potomków zniewolonych ludzi jako odszkodowania za dyskryminację mieszkaniową.

W Nowym Jorku ludzie, którzy kiedyś byli więzieni za przestępstwa związane z marihuaną, mieli pierwszeństwo w uzyskaniu licencji na sprzedaż marihuany; Gubernator Kathy Hochul w zeszłym roku utworzyła również ogólnostanową grupę zadaniową, która ma zbadać, czy można dokonać reparacji w celu zajęcia się dziedzictwem niesprawiedliwości rasowej.

Niektóre rdzenne narody były skłonne zrezygnować z roszczeń do ziemi w zamian za licencje na prowadzenie kasyn. Ale Onondaga mówią, że nie są zainteresowani gotówką. Nie są też zainteresowani licencjami na sprzedaż marihuany lub prowadzenie kasyna – co uważają za społecznie nieodpowiedzialne i zagrażające ich suwerenności plemiennej.

Jest tylko jedna rzecz, o której Hill mówi, że byłaby akceptowalną formą zapłaty: ziemia.

Onondaga upierają się, że nie chcą nikogo wysiedlić. Zamiast tego mają nadzieję, że państwo przekaże narodowi obszar dziewiczej ziemi, na który będzie mógł polować, łowić ryby, chronić lub rozwijać się według własnego uznania. Jedna z takich prób repatriacji jest w toku: zwrot 1000 akrów w ramach ugody federalnej z Honeywell International za skażenie jeziora Onondaga.

Stany Zjednoczone nie zakwestionowały relacji Onondagi o tym, jak naród stracił swoją ziemię. Rzeczywiście, prawnicy reprezentujący Stany Zjednoczone w sprawie Onondaga skoncentrowali swoją argumentację na precedensie prawnym, zauważając, że sądy na każdym szczeblu – w tym Sąd Najwyższy USA – odrzuciły roszczenia Onondaga jako zbyt stare, a większość środków zaradczych zbyt uciążliwych dla obecnych mieszkańców regionu.

Dla Onondagi logika wymagana do zmierzenia się z tymi twierdzeniami wydaje się niesprawiedliwa. Dlaczego Stany Zjednoczone miałyby mieć prawo kraść ich ziemię i nie być zobowiązane do oddawania jej w zamian?

Joe Heath, prawnik reprezentujący Onondaga, powiedział, że odmowa uznania przeszłości stoi na drodze do uzdrowienia przyszłości.

"Jeśli nie przyznamy, że te rzeczy się wydarzyły, to jak możemy iść naprzód razem?" – powiedział. Heath rozumiał jednak, że takie przyznanie się do winy miałoby poważne konsekwencje prawne i praktyczne.

"Problem polega na tym, że cała ziemia w Nowym Jorku, w Stanach Zjednoczonych, jest skradzioną ziemią indiańską" – powiedział. "Co to oznacza w kontekście amerykańskiego prawa własności?"

"Cały nasz kraj za drobiazgi"

Był czas, kiedy Stany Zjednoczone współpracowały z Haudenosaunee, konfederacją, która obejmowała narody Onondaga, Cayuga, Oneida, Tuscarora, Mohawk i Seneca, gdy raczkujący rząd starał się załagodzić konflikty po wojnie o niepodległość.

Rząd federalny zawarł trzy traktaty, które potwierdziły suwerenność i własność konfederacji nad większością północnej części stanu Nowy Jork. Co najważniejsze, traktaty te gwarantowały, że nikt poza rządem federalnym nie będzie miał uprawnień do zajmowania się Haudenosaunee.

Ale już w 1788 roku stan Nowy Jork zaczął ograniczać ziemię i suwerenność Haudenosaunee. W ciągu następnych 34 lat państwo przejęło kontrolę nad prawie całą ziemią Onondaga – a także większością ziemi należącej do innych narodów Haudenosaunee – z powodu serii transakcji, które według Onondaga były nielegalne.

"Mieszkańcy Nowego Jorku wzięli prawie cały nasz kraj i to za bardzo drobne rzeczy, za drobiazgi" – powiedzieli wodzowie plemienia Onondaga urzędnikom federalnym w 1794 roku, zgodnie z dokumentami amerykańskiego komisarza ds. Indian Timothy'ego Pickeringa.

Przez następne dwa stulecia Onondaga bezowocnie forsowali swoje racje podczas licznych spotkań twarzą w twarz z prezydentami, członkami Kongresu i gubernatorami Nowego Jorku.

Możliwości prawne były ograniczone: na przykład w Nowym Jorku rdzenni mieszkańcy nie mieli legitymacji procesowej do pozywania we własnym imieniu aż do 1987 roku.

Kiedy narody indyjskie weszły na salę sądową, wiele roszczeń zostało odrzuconych.

Decyzja Onondagi o pójściu do sądu była przygotowywana przez dziesięciolecia, a pierwsze rozmowy rozpoczęły się ponad 40 lat temu. Przez następne 20 lat rada obradowała w długim domu – długiej, niskiej konstrukcji zbudowanej z całych bali, używanej do uroczystych wydarzeń i zgromadzeń Haudenosaunee.

Hill jest jednym z 14 wodzów w tej radzie, z których każdy reprezentuje inny klan. W tradycji Onondaga ci wodzowie są płci męskiej, ale są mianowani przez matki klanów.

Wodzowie początkowo nie przyjęli pomysłu pozwu, widząc w nim kolejne miejsce na złamane obietnice.

"Nasi starsi zawsze bali się iść do sądu" – powiedział Hill. Wielu obawiało się, że przegrana w sądzie może doprowadzić ich do utraty resztek ziemi, która im pozostała.

"W końcu powiedzieliśmy: musimy coś zrobić" – powiedział Hill.

W 2005 roku Onondaga złożyła w Sądzie Okręgowym w Północnym Dystrykcie Nowego Jorku wersję swojego obecnego pozwu, wskazując jako pozwanych stan Nowy Jork, jego gubernatora, hrabstwo Onondaga, miasto Syrakuzy i kilka firm odpowiedzialnych za degradację środowiska w ciągu ostatnich stuleci. Podobna sprawa wniesiona przez Oneida Nation toczyła się w tym czasie przed Sądem Najwyższym.

Jednak zaledwie 18 dni po tym, jak Onondaga złożyli petycję, Sąd Najwyższy odrzucił pozew Oneidów.

Decyzja odnosiła się do teorii prawnej z epoki kolonialnej, znanej jako Doktryna Odkryć, która utrzymuje, że roszczenia rdzennych mieszkańców zostały unieważnione przez "odkrycie" tej ziemi przez chrześcijan.

"Długi upływ czasu" i "towarzyszące mu dramatyczne zmiany w charakterze" wykluczyły naród Oneida z "destrukcyjnego remedium", którego szukali, napisała sędzia Ruth Bader Ginsburg w decyzji większości.

[The “long lapse of time” and “the attendant dramatic changes in the character” precluded the Oneida nation from the “disruptive remedy” it sought, Justice Ruth Bader Ginsburg wrote in the majority decision.]

remedy - lekarstwo, naprawa, remedium


Orzeczenie to zdawało się przekreślać szanse jakiegokolwiek rdzennego narodu na dochodzenie odszkodowania na drodze sądowej. Historia wydawała się przesądzona.

– Dla kogo destrukcyjne?

Spośród ponad 1600 słów w orzeczeniu Sądu Najwyższego, jedno zwróciło uwagę Hilla: "destrukcyjny".

"Kiedy to usłyszałem, powiedziałem: 'No dobrze, przeszkadza komu?'" – wspomina. "To już było destrukcyjne dla nas, jako rdzennych mieszkańców".

Niektórzy mogliby na tym poprzestać: przyznanie, że rdzenni mieszkańcy nigdy nie zostaną uzdrowieni za wyrządzone im głębokie krzywdy.

Zamiast tego prawnicy Onondaga wykorzystali odrzucenie jako przesłankę do nowego argumentu. Twierdzili, że odmowa amerykańskiego systemu sądowego rozstrzygnięcia sprawy na ich korzyść dowodzi, że nie mogą znaleźć sprawiedliwości w Stanach Zjednoczonych.

Petycja złożona przed międzynarodową komisją jest najbardziej bezpośrednim wyzwaniem dla traktowania rdzennej ludności przez Stany Zjednoczone w kategoriach praw człowieka – i pierwszą, która zastosowała soczewkę kolonializmu.

"To, co robi teraz spór sądowy w sprawie Onondaga, to wymuszenie dialogu politycznego z kolonialnym okupantem" – powiedział Andrew Reid, prawnik reprezentujący Onondaga, dodając, że korzystne rozstrzygnięcie może wywołać polityczną dyskusję na temat traktowania rdzennych mieszkańców przez Stany Zjednoczone na arenie międzynarodowej.

Przedstawiciele Departamentu Stanu odmówili udzielenia wywiadu i nie odpowiedzieli na prośby o komentarz. Jednak w dokumentach prawnych Stany Zjednoczone twierdziły, że główne roszczenia Onondaga zostały odrzucone we wcześniejszych sprawach; że mieli "obfitą sposobność" do rozpatrzenia ich sprawy; i że są po prostu niezadowoleni z wyniku. Twierdził również, że komisja nie ma jurysdykcji, biorąc pod uwagę, że większość strat narodu miała miejsce dwa wieki przed jej utworzeniem.

"Proces sądowy funkcjonował w tej sprawie tak, jak powinien" – napisały Stany Zjednoczone w dokumentach prawnych.

Decyzja komisji może zapaść w każdej chwili, ale Hill stara się na niej nie skupiać.

Przez większość dni cieszy się, że spróbował.

"Nie jesteśmy pewni, jak to się potoczy" – mówi. "Ale przynajmniej nie będzie tam wisiał dla następnego pokolenia".

c.2024 

New York Times











Maków (ukr. Маків) – wieś, dawniej małe miasteczko na Ukrainie w rejonie dunajowieckim obwodu chmielnickiego. 

W 2020 roku liczba mieszkańców wynosi 3186 osób.

Z czasów koncentracji wojsk dla celów wojny rosyjsko-tureckiej roku 1829-30 pochodzi przysłowie Po Szatawie jak po Warszawie, po Makowie, jak po Krakowie.

Dwór, pałac stary piętrowy dwór, budynek główny kryty dachem dwuspadowym, od frontu parterowy ganek, po bokach skrzydła kryte dachem czterospadowym ustawione prostokątnie do budynku głównego, obok spichlerz z wnęką od frontu (skierowanego do prawego boku dworu) z dwiema kolumnami po bokach. Front zwieńczony tympanonem

dwukondygnacyjny pałac, oficyna oraz inne obiekty wybudowane w XIX w. w stylu klasycystycznym przez Raciborowskich na miejscu starego dworu. Od frontu portyk z kolumnami przedzielonymi na piętrze balkonem. Pałac znany m.in. z rysunków Napoleona Ordy, obok park, kuźnia wybudowana w stylu neogotyckim, karczma Cap. Pałac spalony 30.11.1917 r.


ukr wiki

We wsi szeroko rozpowszechniony jest dialekt Podola Zachodniego i dialekt Podola Południowego, które należą do dialektu poddolskiego, który należy do dialektu południowo-zachodniego.

Rozmieszczenie ludności według języka ojczystego według spisu powszechnego z 2001 r.:

JęzykProcent
Ukraiński98,22 %
Rosyjski1,42 %
mołdawski0,09 %
Białoruski0,06 %








Ludzie są łapani jak psy na ulicy


Siobhán O' Grady i Anastacia Galouchka
Dziennik "Washington Post",

16 marca 2024 14:02



MAKIW, Ukraina – W tej wiosce w południowo-zachodniej Ukrainie pozostało niewielu mężczyzn w wieku poborowym, a ci, którzy pozostali, obawiają się, że w każdej chwili zostaną powołani do wojska.

Ich sąsiedzi są już setki mil na wschód w okopach na linii frontu. Niektórzy zostali zabici lub ranni. Kilku z nich zaginęło. Inni z tego wiejskiego obszaru, około 45 mil od granic Rumunii i Mołdawii, uciekli za granicę lub znaleźli sposoby na uniknięcie wojny, czy to z uzasadnionymi wyjątkami, czy też ukrywając się.

"To po prostu fakt" – powiedziała Larysa Bodna, zastępca dyrektora miejscowej szkoły, która prowadzi bazę danych uczniów, których rodzice są oddelegowani. – Większość z nich zniknęła.


Ukraina desperacko potrzebuje więcej żołnierzy, a jej siły są uszczuplone przez ofiary śmiertelne, rany i wyczerpanie. Pomimo ogromnych strat poniesionych przez Rosję, najeźdźcy nadal znacznie przewyższają liczebnie ukraińskich obrońców, co pomaga Moskwie posuwać się naprzód na polu bitwy. Ukraiński parlament debatuje nad ustawą o rozszerzeniu puli poborowych, częściowo poprzez obniżenie wieku uprawniającego do głosowania z 27 do 25 lat, ale w Kijowie zapada niewiele decyzji, które szybko odpowiedzą na pilne potrzeby armii.

Tutejsi cywile mówią, że oznacza to, że rekruterzy wojskowi łapią każdego, kogo mogą. Na zachodzie mobilizacja stale siała panikę i niechęć w małych rolniczych miasteczkach i wioskach, w tym w Makiwie, gdzie mieszkańcy mówili, że żołnierze pracujący w biurach poborowych wędrują po prawie pustych ulicach w poszukiwaniu pozostałych mężczyzn. Taka taktyka doprowadziła niektórych do przekonania, że ich ludzie są celem ataków w nieproporcjonalnie większym stopniu niż w innych regionach lub większych miastach, w tym w Kijowie, gdzie łatwiej jest się ukryć.

Miejscowi używają kanałów Telegram, aby ostrzegać przed obserwacjami żołnierzy i udostępniać filmy, na których żołnierze zmuszają mężczyzn do wejścia do swoich pojazdów – podsycając pogłoski o porwaniach. Niektórzy mężczyźni odsiadują teraz wyroki w więzieniu za odmowę zapisania się do wojska.

"Ludzie są łapani jak psy na ulicy" – powiedziała 35-letnia Olha Kametyuk, której mąż, 36-letni Walentin, został powołany do wojska w czerwcu przez żołnierzy, którzy podeszli do niego i poprosili o dokumenty po tym, jak zatrzymał się na kawę na głównej drodze pod Makiwem. Pomimo zdiagnozowania osteochondrozy, choroby stawów, zdał egzamin lekarski w ciągu 10 minut i został wysłany na front, gdzie został ranny.

"W ten sposób zabrano całą wioskę" – powiedziała matka Walentyna, 61-letnia Natalia Koshparenko.

"Prawie wszyscy nasi mężczyźni zostali zeskrobani" – powiedział 47-letni Serhij, żołnierz piechoty z Makowski, który został powołany do wojska w marcu 2022 r. i służy w ukraińskiej 115. brygadzie.

Serhij, który w tym miesiącu po raz pierwszy od roku wrócił do domu na krótką przerwę, powiedział, że został już zatrzymany i przesłuchany. Podobnie jak jego syn, który ma dopiero 22 lata i nie kwalifikuje się jeszcze do powołania do wojska. "Washington Post" identyfikuje Serhija tylko po imieniu ze względu na ryzyko reperkusji.

Kiedy żołnierze zdali sobie sprawę, że już służy, zapytali, co myśli o ludziach, "którzy nie widzieli ani jednego dnia wojny" – co, jak powiedział, uważał za wymuszony, pusty pokaz koleżeństwa. Serhij powiedział, że odpowiedział, że to ich, a nie jego współwieśniaków, najbardziej oburza się.

"Ty jesteś wojskowym, a ja cywilem, ale ja walczę, a ty nie" – powiedział. Rozmowa, jak zauważył, "zakończyła się natychmiast".

30-letni Ołeksij naprawiał swój samochód w zeszłym roku, kiedy podeszli do niego żołnierze i wręczyli mu rozkaz poboru. Były Walentynki i wiadomość o tym rozeszła jego dziewczyna, Elvira, która pracuje w małym sklepiku w Makiowie i przez kilka tygodni prawie nic nie jadła. Ołeksij pogodził się ze swoim losem, ale jego doświadczenie posłużyło jako ostrzeżenie dla innych przed realiami na froncie.

Po trzech wstrząśnieniach mózgu i ranach odłamkowych Ołeksij niedawno wrócił do domu. Przeglądając telefon, pokazał swoje zdjęcie z kilkunastoma kolegami z oddziału. Tylko dwie osoby wciąż żyją.


W tym miesiącu mieszkańcy wsi w Makiowie pochowali kolejnego swojego - Ihora Dozorca, żołnierza kontraktowego, który został ranny tak ciężko, że jego syn, również żołnierz, rozpoznał go tylko po bliźnie na dłoni. "Chciał wrócić do domu" – powiedziała przez łzy siostra Ithora, 43-letnia Inna Melnyk. "Był tym wszystkim zmęczony. Ale co możemy zrobić?"

70-letni Wasyl Hrebeniuk powiedział, że nawet w jego wieku - 10 lat powyżej limitu poboru - żołnierze regularnie zatrzymywali go i przesłuchiwali w Makiwie.

Sześć tygodni temu obserwował, jak żołnierze dobijają się do drzwi sąsiada, skarżąc się, że mężczyzna, który tam mieszkał, poprosił o pożegnanie się z żoną i matką, a potem zniknął. Jeden z żołnierzy powiedział, że "powinni go natychmiast zabrać, wsadzić do autobusu i odjechać" – wspomina Hrebeniuk.

Takie scenariusze sprawiły, że 16-letnia Polina jest zaniepokojona tym, jak długo jeszcze będzie mogła spędzić czas z ojcem - jednym z niewielu mężczyzn kwalifikujących się do poboru do wojska, którzy pozostali w wiosce.

Zeszłego lata Polina i jej przyjaciółka Olha odpoczywały przy stoliku przed wiejskim sklepem, kiedy zadzwonił tata Olhy i poprosił ją, aby kupiła mu coś tam. Odrzuciła jego prośbę, mówiąc, że jest zajęta przyjaciółmi. Zamiast tego sam poszedł do sklepu, a nastolatki patrzyły z przerażeniem, jak żołnierze otaczają go i wręczają mu wezwanie po drodze.

Od tamtej pory służy - a jego córka obwinia siebie. – Olha myślała, że to jej wina – powiedziała Polina.




W chłodne popołudnie w tym miesiącu 4-letnia Eleanora Voropanova pedałowała na swoim trójkołowym rowerze w tę i z powrotem po cichej drodze przed swoim domem. Zapytana, czy rodzice są w domu, zamilkła. – Mama jest w domu – odpowiedziała. – Tata jest na wojnie.

Jej matka, 42-letnia Tanya, otworzyła bramę. W środku jej siostrzeniec, 25-letni Bohdan i jego przyjaciel Artem, również 25-letni, przedzierali się przez podwórze, rąbiąc drewno na opał.

Minęło 16 miesięcy, odkąd Tanya po raz ostatni słyszała od swojego męża, Serhija, który wstąpił do armii w marcu 2022 roku i zniknął podczas walk w listopadzie. Zadzwonił wtedy kolega żołnierz i powiedział, że ma dwie aktualizacje. "Po pierwsze, nie ma go wśród umarłych" – przypomniała sobie, jak mówił. — Po drugie, nie ma go wśród żywych.

Od tamtej pory żyje w tym zawieszeniu - samotnie wychowuje dwie córki, obecnie 4 i 8 lat.










Społeczeństwo musi stanowić wspólnotę, której poszczególne części - administracja, siły policyjne, siły zbrojne, obrona cywilina i ludność cywilna - dbają wzajemnie o jej dobrobyt i stoją na straży bezpieczeństwa.

Nie może być tak, że policja rzuca brukiem w ludzi, by sprowokować do zamieszek.


Trzeba tu przynajmniej po części wrócić do źródeł.
Jak to było przy zasiedlaniu ziemi, gdy ludzkość wychodziła z Raju, z Koleby, możemy przynajmniej zrobić pewne założenia, jak to wtedy wyglądało, relacje pomiędzy ludźmi...




Rozpoznać tych, którzy określają siebie jako - wrogowie Polaków, odesparować ich, 

naprawiać państwo, w dalszym etapie najważniejsza będzie zapewnienie wieloletniej stabilności państwa, jego przewidywalność i przewidywalność prawa (które też powinno być nieskomplikowane)

posyłać własne dzieci na służbę - do wojska, w opcji - służbę odbywać w policji, ale raczej

rozdzielić obecną policję na wąską specjalistyczną policję i milicję




rozumianą jako milicję, nie tę PRLowską, tylko milicję prawdziwą, prawdziwie obywatelską, podobną do Ochotniczej Straży Pożarnej lub przedwojennych Sokołów albo - harcerstwa.

rozwinąć temat

jak to jest u Szwajcarów?
Szwajcaria nie ma armii, Szwajcaria jest armią.


harcerstwo jako obowiązek dla mężczyzn - jako wstęp do dlaszej służby


w szkole:
- zajęcia z PO
- harcerstwo, potem

do wyboru:

- OSP --- WOT --- Milicja   (w istocie WOT to milicja)

- Siły Zbrojne

- policja



szczególnie na wsi, wszyscy się znają

łatwiej więc tam powinno byc o wspólnotowość

poszczególne dzielnice miasta potraktować jak społeczeństwa wsi

niech spotykaja się i działają w swoim rejonie
łatwiej będzie im zrozumieć polityke charakterystyke sluzby obecnej policji


po pierwsze - koniecznym będzie zastosowanie 4 dniowego tygodnia pracy
aby 1 dzień tygodniowo każdy mężczyzna mógł poświęcić na działalność wspólnotową

milicja/ WOT

opieka nad osobami niepelnosprawnymi, jako forma temperowania agresji - spotkania 3 razy w roku np. org transportu, ewakacji osób
ewakuacja dóbr kultury ćwiczenia
organizacja przepisów ruchu drogowego i bezpieczenstwa na drodze - egzekwowanie
organizacja i ochranianie imprez masowych 
organizowanie np. strajków przejazdów rolników na ich "zamówienie"
reprezentacja do policji, jako organ sprawdzający (?)
ćwiczenia ze strzelectwa
w ramach WOT - ćwiczenia na wypadekw
wnioskowanie do policji sprawdzania podejrzeń
niedopuszczanie do samowoli w policji
minowanie, rozminowywanie - ćwiczenia
budowa okopów, barykad, schronów
działalność społeczna jak:
sadzenie lasu, zakładanie parków i ogrodów
opieka nad pomnikami i cmentarzami


podręcznik PO




policja
to co wymaga wyspecjalizowanych umiejętności
sprawy kryminalne 
podsłuchy




teraz wypunktować wady i zalety - zagrożenia takiego systemu, 



armia
powodzie, klęski żywiołowe




bostonglobe.com/2024/03/16/world/this-ukrainian-village-almost-no-men-are-left/


washingtonpost.com/world/2024/03/15/ukraine-village-mobilized-men-war/



Maków (Ukraina) – Wikipedia, wolna encyklopedia

Maki – Wikipedia, wolna encyklopedia

gwara podolska – Wikipedia, wolna encyklopedia

Szwajcaria nie ma armii, Szwajcaria jest armią | Bellum.com.pl - blog o wojskowości