Wywiad z Przemysławem Rey - kuratorem Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie
przedruk
Wywiad na Dzień Flagi.
Anita Czupryn
2 maja 2025, 6:31
Barwy narodowe mają konkretne pochodzenie heraldyczne: biały od Orła Białego, czerwony od tarczy. O tym, dlaczego symbole narodowe powinny łączyć, a nie dzielić, dlaczego flaga z godłem nie jest ozdobą balkonową oraz jakim człowiekiem był Józef Wybicki - mówi Przemysław Rey, kurator Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie.
2 maja wywieszamy flagę – ale co właściwie kryje się za barwami narodowymi, za bielą i czerwienią?
To dobre pytanie, zwłaszcza że nawet w podręcznikach szkolnych powtarzane są mity, które mocno zaciemniają prawdziwe znaczenie naszych symboli narodowych.
Skąd więc wzięła się czerwień na tarczach?
Tu musimy sięgnąć do średniowiecza. Pierwsze znaki heraldyczne były jak współczesne logotypy – chodziło o to, by były dobrze widoczne i łatwe do rozpoznania z daleka. Dlatego stosowano kolory i symbole o dużym kontraście, takie jak biel i czerwień. Ale, co ciekawe, nasza biel w heraldyce wcale nie jest bielą, podobnie jak żółć – nie jest żółcią. Obie barwy symbolizują metale: biały to srebro, żółty to złoto. Tak naprawdę nasz Orzeł Biały jest srebrny – i to też znajduje odzwierciedlenie w ustawie o symbolach narodowych. Tam barwa biała na fladze nie jest opisana jako śnieżnobiała, tylko jako srebrno-biała.
Dzień Flagi liczy niespełna 20 lat. Dlaczego potrzebowaliśmy osobnego dnia dla flagi i dlaczego tak długo na nie czekaliśmy?
Mam pewien problem z tym świętem – chodzi o to, że istnieje zasada, wedle której wszystkie symbole narodowe są równe. Nie rozumiem, dlaczego ustanowiono święto wyłącznie flagi, a nie wszystkich symboli narodowych. Zwłaszcza że tego dnia i tak prezentuje się wszystkie symbole. Moim zdaniem rozsądniej byłoby przemianować Święto Flagi na Święto Symboli Narodowych – wtedy wszystko byłoby jasne. Sama flaga jest w pewnym sensie pochodną herbu czy godła państwowego – zresztą jest między nimi pewna różnica.
Czym różni się godło od herbu?
Te słowa nie są tożsame, choć bardzo bliskie. Godło oznacza znak. Godłem państwowym jest symbol, który ustawowo został uznany za symbol państwa – w naszym przypadku to herb o nazwie Orzeł Biały. W przedwojennej ustawie o symbolach narodowych był zapis, że mamy dwa godła: herb państwowy oraz pieczęć państwową z orłem. To znaczy, że godłem mogą być różne rzeczy. Herb składa się z wielu elementów, ale są dwa główne: znak heraldyczny, czyli tzw. godło heraldyczne, oraz tarcza. Godłem heraldycznym jest sam wizerunek orła. Do tego dochodzi czerwona tarcza – razem tworzą herb Orzeł Biały, pisany wielką literą, bo to nazwa własna. Generalnie, godłem jest herb. Więc jeśli ktoś mówi, że mamy herb – ma rację. Jeśli mówi, że mamy godło – również ma rację. Ale jeśli ktoś twierdzi, że mamy godło, a nie mamy herbu – to już się myli.
Skąd się wziął Orzeł Biały na naszym herbie?
I tu bardzo ładnie nawiązujemy do obchodzonej w tym roku rocznicy Tysiąclecia koronacji Chrobrego. Według Długosza, podczas zjazdu gnieźnieńskiego – oprócz tego, o czym uczymy się w szkołach, czyli wymiany darów i podatków – Otton III nałożył koronę na głowę Chrobrego, przekazał mu włócznię świętego Maurycego, a także, zgodnie z relacją Długosza, herb Chrobrego został uhonorowany prawem do posługiwania się symbolem srebrnego orła. Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego nawiązywało do tradycji starożytnego cesarstwa rzymskiego. Złotego orła używał cesarz rzymski, natomiast srebrny był symbolem rzymskiego patrycjatu. Według Długosza, nadanie Chrobremu tego znaku było uznaniem jego wyjątkowej pozycji w obrębie Cesarstwa – bo patrycjusze również byli elitą władzy. Było to więc wyniesienie Chrobrego do rangi władcy europejskiego – nie tylko przez przekazanie diademu cesarskiego, ale także przez przyznanie prawa do srebrnego orła.
W okresie PRL orzeł nie miał korony.
Owszem. Uznano, że korona symbolizuje społeczeństwo klasowe i nie przystaje do tradycji socjalistycznej. Ciekawostką jest natomiast, że czasach królów elekcyjnych na piersi orła pojawiała się tarcza sercowa z herbem rodu, z którego pochodził dany monarcha. Ponieważ nie było wówczas dynastycznej ciągłości, rodziny królewskie nie używały Orła Białego jako swojego herbu w pełni – dlatego należało wskazać, kto aktualnie sprawuje władzę, ale jednocześnie nie odbierać państwowego herbu na stałe. To właśnie po tarczy sercowej umieszczonej na piersi orła można rozpoznać okres królów elekcyjnych. Herb się zmieniał, ale w sposób zrozumiały dla ówczesnych mieszkańców Polski. Wokół korony toczy się zresztą do dziś sporo dyskusji – niektórzy twierdzą, że zamknięta korona symbolizuje państwo niepodległe, a otwarta – nie. To nieprawda. Zamknięcie korony wynikało raczej z praktyki – każdy kolejny władca starał się ją przyozdobić, więc trzeba było ją usztywnić. To był po prostu zabieg techniczny, bez ideologicznego znaczenia.
Co Orzeł Biały ma wspólnego z bielikiem – który, jak wiemy, orłem właściwie nie jest?
W herbie Orzeł Biały przedstawia pierwotnie bielika, czyli największego ptaka drapieżnego północnej Europy. Fascynował on właśnie ze względu na swoją potęgę. Zresztą fascynacja ptakami drapieżnymi sięga starożytności – uważano, że są one posłańcami bogów. W Rzymie orzeł stał się symbolem Cesarstwa, a kraje chcące nawiązywać do tej tradycji – jak Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego – przejęły ten znak. Poprzez Chrobrego symbol ten trafił do Polski. Bielik – jako największy drapieżnik kontynentu (większy jest tylko orłosęp, ale z racji swojego wyglądu, mniej „reprezentacyjny”) – potocznie nazywany jest orłem, ale według ornitologów to orłan, prawdopodobnie z rodziny jastrzębiowatych.
Robią też wrażenie majestatem.
Tak, ale do heraldyki został przeniesiony w sposób bardzo uproszczony. W wersji herbu, którą mamy obecnie, bielik ma na przykład złote pazury, choć w rzeczywistości ptaki te mają nieopierzone skoki– te części powinny być w herbie złote. To widać choćby w wersji orła stosowanej przez ministerstwa – tam nogi są całe złote. Jest wiele takich drobnych rozbieżności, które pokazują, że z jednej strony to rzeczywiście bielik, a z drugiej – że narysowany niekoniecznie zgodnie z realiami. Toczą się dyskusje o kształcie orła, o tym, czy korona powinna być otwarta czy zamknięta. Niektórzy chcieliby powrotu do orła z 1919 roku – tego, który został przyjęty w trybie awaryjnym tuż po odzyskaniu niepodległości.
Od ponad dwóch wieków towarzyszy Polakom Mazurek Dąbrowskiego. Dlaczego akurat ta pieśń, napisana zresztą daleko od Polski, została hymnem?
Wersja mityczna mówi, że była najwspanialszą pieśnią i wszyscy ją kochali – dlatego została hymnem. Ale to nie do końca prawda. Żeby odpowiedzieć na pytanie, dlaczego „Jeszcze Polska nie zginęła” została hymnem, trzeba zrobić małą powtórkę z historii. W maju 1926 roku Piłsudski dokonał zamachu stanu. Społeczeństwo było wtedy w Polsce jeszcze bardziej podzielone niż dziś. Te podziały były naprawdę głębokie. Gdy zapadła decyzja, by ustanowić hymn państwowy, rozpoczęła się dyskusja. Pojawiło się wiele propozycji, za którymi stały konkretne siły polityczne. Oczywiście Piłsudski chciał, żeby hymnem została „Pierwsza Brygada”, pieśń jego legionów. Ale wiedział, że jeśli tak się stanie, cała opozycja tego nie zaakceptuje, a połowa kraju nie uzna jej za hymn. Tymczasem hymn powinien łączyć, a nie dzielić. Z drugiej strony, endecja forsowała „Rotę” Konopnickiej. Piłsudski nie mógł jednak oddać symbolu narodowego przeciwnikom politycznym – nie mogło być tak, że hymn śpiewa tylko jedna strona.
Śpiewano ją również w kolejnych powstaniach, w najtrudniejszych momentach. Podczas bitwy o Olszynkę Grochowską oddziały ruszały do walki na bagnety właśnie z tą pieśnią. Jej przekaz był prosty, zrozumiały, niosący nadzieję, ale też wzywający do działania. Zakazana przez zaborców, stawała się jeszcze bardziej wartościowa – bo to, co zakazane, od razu wydaje się lepsze. Najważniejsze jednak było to, że pieśń nawiązywała do wydarzeń sprzed ponad 100 lat, więc nie wiązała się z aktualną polityką. Nie można było przypisać jej żadnej ze stron; nikt nie mógł powiedzieć: „To nasza pieśń”. Dzięki temu była najmniej kontrowersyjna, najbardziej łącząca – a to najważniejsze cechy hymnu. Miała też dobrą melodię. I dlatego właśnie została ustanowiona hymnem.
Jakim człowiekiem był autor hymnu – Józef Wybicki?
Był postacią niesamowitą. Dziś zapewne zdiagnozowano by u niego ADHD. Od samego początku, gdy tylko zaczął działać politycznie, angażował się we wszystko, co możliwe – najpierw w naprawę Rzeczypospolitej, później w walkę o jej odzyskanie. To właśnie on, jako pierwszy i jedyny, odważył się zabrać głos w czasie Sejmu repninowskiego – nazywanego tak od nazwiska ambasadora rosyjskiego, który zwołał Sejm i porwał czterech przywódców opozycji, by zastraszyć posłów i wymusić głosowania zgodne z wolą Moskwy. Dwudziestoletni wówczas Wybicki wygłosił protestację, otwarcie mówiąc o przemocy moskiewskiej. I choć miał zaledwie dwadzieścia lat, jego słowa były mocne i do dziś brzmią aktualnie. Nikt inny nie miał odwagi tego zrobić. Można powiedzieć, że był młody i narwany, nie przewidywał konsekwencji – ale dwa dni później zawiązano konfederację barską, która uznała protestację Wybickiego za swoje pierwsze działanie. Zresztą sam Wybicki do niej dołączył. Starał się pozyskiwać przychylność dworów zagranicznych.
To nie była pieśń wzruszenia?
Nie. To była bardzo jasna instrukcja dla legionistów, kogo mają słuchać. Wówczas w polskiej emigracji panował głęboki podział. Dąbrowski pisał do Wybickiego, że więcej czasu traci na odpisywanie na donosy Polaków do Francuzów, niż na organizację wojska. Trzeba było więc wzmocnić jego pozycję, wskazać żołnierzom drogę, pokazać, na kim mają się wzorować, przypomnieć, że w domu czekają na nich żony i dziewczyny. Wszystko to można było zawrzeć w odezwie, ale część żołnierzy była niepiśmienna. Dlatego łatwiej było stworzyć pieśń. Wybicki zastosował zabieg, który do dziś stosują sieci handlowe – do znanej melodii dołożył tekst. To działa. Dziś też wystarczy usłyszeć melodię, by wiedzieć, do którego iść sklepu. Wybicki zrobił to już 200 lat temu. Człowiek niesamowicie ciekawy. I choć pieśń, którą napisał, zrobiła oszałamiającą karierę, to przykryła całą jego inną działalność. A przecież on nie napisał hymnu – napisał pieśń, która dopiero po wielu latach została hymnem.
Jak to jest z symbolami narodowymi – flagą, hymnem, godłem? Czy one dziś łączą Polaków, czy raczej dzielą?
I tak, i nie. Na pewno łączą – Polacy bardzo kochają swoje symbole. Ale jednocześnie wiedzą o nich bardzo mało. To dość częste u nas: potrafimy głośno krzyczeć, ale nie zadajemy sobie trudu, żeby zrozumieć, skąd coś się wzięło. Z drugiej strony, pojawiają się tendencje do dzielenia – na zasadzie: kto ma prawo używać danego symbolu, a kto nie. Są próby zawłaszczania, a to bardzo groźne. Bo fundamentem symbolu narodowego jest to, że symbolizuje cały naród – i każdy ma do niego takie samo prawo. Nie można tworzyć sytuacji, w której jedna osoba może korzystać z symbolu, a inna już nie. To często wynika z nieznajomości zasad.
Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie to pierwsze takie miejsce na świecie...
…i przez długi czas było jedynym w całej galaktyce! Później powstało na krótko Muzeum Marsylianki, ale zostało zamknięte i od lat jest nieczynne. Tak że spokojnie możemy mówić, że jesteśmy jedynym muzeum hymnu w galaktyce.
Kto odwiedza muzeum? Czy zdarza się Panu widzieć wzruszenie u odwiedzających? Które eksponaty budzą największe emocje?
Odwiedzają nas przede wszystkim grupy szkolne. Wychodzimy z założenia, że jeśli ktoś młody usłyszy i zrozumie, skąd się biorą symbole narodowe, to zapamięta to na całe życie – na przykład, że biel i czerwień to nie krew i czystość, tylko barwy tarczy herbowej. Staramy się walczyć ze stereotypem, że muzeum hymnu to coś nudnego, gdzie trzeba będzie ziewać na baczność. Nie chcemy nadmiernego patosu – bo patriotyzm nie musi być XIX-wieczny, ciężki, jak u Kaczmarskiego: „Taką stoi Polska racją/ Na pohybel innym nacjom!”. Można być dumnym z osiągnięć i dążyć do kolejnych – dlatego nasza oferta jest skierowana przede wszystkim do młodzieży, ale nie tylko. Około 80 procent naszych odwiedzających to uczniowie, ale przyjeżdżają też seniorzy, osoby indywidualne, ludzie w każdym wieku. Jedyna grupa, której się nie spodziewaliśmy, to obcokrajowcy. Uznaliśmy, że nasze symbole są na tyle hermetyczne, że nie ma sensu wprowadzać opisów dwujęzycznych.
Dzień Flagi to dobry moment, żeby zapytać, czym dziś jest patriotyzm?
To nie jest łatwe pytanie, bo nie ma jednej odpowiedzi. Patriotyzm może przyjmować bardzo różne formy – od tych drobnych, codziennych, jak dbanie o własne otoczenie, po te najbardziej wymagające, jak służba w armii i gotowość do poświęcenia życia. To przede wszystkim postawa – w każdej dziedzinie życia. I niekoniecznie polegająca na tym, że mamy uważać się za najlepszych. Raczej chodzi o rozumienie własnej historii – także tej trudnej. Ważne jest, byśmy wiedzieli, jakie błędy popełniliśmy, dlaczego je popełniliśmy, do czego doprowadziły – i byśmy potrafili ich unikać w przyszłości. To właśnie powinna nam dawać historia – nie poczucie wyższości, nie wygrażanie innym, ale świadomość i przygotowanie. Bo jeśli przyjdzie moment, gdy trzeba będzie zareagować – trzeba to zrobić rozsądnie i skutecznie. Nie chodzi o samozadowolenie, ale o codzienne, racjonalne działanie. Tak to widzę. Choć pewnie opinii na temat współczesnego patriotyzmu jest tyle, ilu Polaków – i mam tego pełną świadomość.