Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą europa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą europa. Pokaż wszystkie posty

piątek, 29 listopada 2024

Atlas kataloński i Kolumb

 


tłumaczenie automatyczne z wikipedii







Na południu, na krańcu Indii, pojawia się "Król Kolombo" z chrześcijańską flagą (). Został zidentyfikowany jako chrześcijanin ze względu na wczesne chrześcijaństwo św. Tomasza (od co najmniej VIII wieku) i misję katolicką pod dowództwem Jordanii Katali od 1329 roku. 







W podpisie pod nim czytamy:

Tu rządzi król Kolombo, chrześcijanin.


Jordan, chrześcijański misjonarz w Kolombo od 1329 roku, który napisał "Księgę Cudów" (Mirabilia descripta, 1340), był prawdopodobnie źródłem informacji o Kolombo w Atlasie katalońskim.
Wspomina on o wcześniejszej obecności chrześcijan św. Tomasza w Indiach.




oryg tekst

To the south, at the tip of India, appears the "King of Colombo" with a Christian flag (). He was identified as Christian due to the early Saint Thomas Christianity there (since at least the 8th century), and the Catholic mission there under Jordan Catala since 1329. His caption reads:

Here rules the king of Colombo, a Christian.

Jordan, Christian missionary to Colombo from 1329, who wrote "Book of Marvels" (Mirabilia descripta, 1340), was probably the source of the information about Colombo in the Catalan Atlas.
He mentions the earlier presence of the Saint Thomas Christians in India.





i dalej - klikamy Colombo:


Kollam jako "Colombo" w atlasie katalońskim (1375)


W XIII wieku n.e. Maravarman Kulasekara Pandyan I, władca z dynastii Pandya, stoczył wojnę w Venad i zdobył miasto Kollam. 

Miasto pojawia się w atlasie katalońskim z 1375 roku n.e. jako Columbo i Colobo. Mapa zaznacza to miasto jako miasto chrześcijańskie, rządzone przez chrześcijańskiego władcę.

Nad obrazem króla widnieje napis:

Açí seny[o]reja lo rey Colobo, christià. Pruvíncia de Columbo
(Tutaj panuje Pan Król Colobo, Chrześcijański, Prowincja Columbo). 




Atlas kataloński - fragment:
Sułtan Delhi (u góry, flaga: ) i "Król Kolombo" (Kollam) u dołu (flaga: , zidentyfikowana jako chrześcijańska ze względu na wczesne chrześcijaństwo św. Tomasza w tym kraju i misję katolicką pod dowództwem Jordana od 1329 r.). Niektóre nazwy lokalizacji są dokładne. Podpis obok południowego króla głosi: Tu rządzi król Kolombo, chrześcijanin.




Miasto było często odwiedzane przez kupców genueńskich w XIII-XIV wieku n.e., a następnie przez dominikanów i franciszkanów z Europy. Kupcy genueńscy nazywali miasto Colõbo/Colombo.

Miasto zostało założone w 825 roku przez Maruvāna Sapira Iso, perskiego kupca chrześcijańskiego ze wschodniej Syrii, a także zostało wcześnie schrystianizowane przez chrześcijan św. Tomasza. W 1329 roku n.e. papież Jan XXII ustanowił Kollam / Columbo pierwszym i jedynym biskupstwem rzymskokatolickim na subkontynencie indyjskim, a Jordana z Katalonii, dominikanina, mianował pierwszym biskupem diecezji sekty łacińskiej. Papiescy łacińscy skrybowie nadali Columbo nazwę "Columbum".




Thambiran Vanakkam został wydrukowany w Kollam, stolicy Venad w 1578 roku, w czasach portugalskich. Jest to rekord pierwszej książki wydrukowanej w jakimkolwiek języku indyjskim. Został napisany w języku Lingua Malabar Tamul, który był używany w południowej Kerali (obszar Kollam-Thiruvananthapuram) w okresie średniowiecza.







Miasto było często odwiedzane przez kupców genueńskich w XIII-XIV wieku n.e., a następnie przez dominikanów i franciszkanów z Europy. Kupcy genueńscy nazywali miasto Colõbo/Colombo.

Miasto zostało założone w 825 roku przez Maruvāna Sapira Iso, perskiego kupca chrześcijańskiego ze wschodniej Syrii, a także zostało wcześnie schrystianizowane przez chrześcijan św. Tomasza. W 1329 roku n.e. papież Jan XXII ustanowił Kollam / Columbo pierwszym i jedynym biskupstwem rzymskokatolickim na subkontynencie indyjskim, a Jordana z Katalonii, dominikanina, mianował pierwszym biskupem diecezji sekty łacińskiej. Papiescy łacińscy skrybowie nadali Columbo nazwę "Columbum".

Według książki autorstwa Ilariusza Augusta, wydanej w kwietniu 2021 r. ("Krzysztof Kolumb: Pochowany głęboko w łacinie indiańskie pochodzenie wielkiego odkrywcy z Genui"), słowa Kolumb, Kolumb i Kolumb pojawiają się po raz pierwszy w akcie notarialnym (umowie dzierżawy) niejakiego Mousso w Genui w 1329 roku n.e. 


Wyrazy te występują w formie toponimu. Następnie autor pokazuje, za pomocą łacińskiego tekstu kilku innych aktów notarialnych i dokumentów dotyczących historii Kościoła, w jaki sposób Krzysztof Kolumb – również noszący ten sam toponim – był częścią rodziny Mousso, a więc linii indiańskiej (choć urodził się w Genui).






Atlas kataloński – Wikipedia, wolna encyklopedia



en.wikipedia.org/wiki/Catalan_Atlas

en.wikipedia.org/wiki/Kollam




Powiązane notki:

Prawym Okiem: Kolumb, czyli Władysław III Warneńczyk - król Polski

Prawym Okiem: Hucpa z Kolumbem!

Prawym Okiem: Herb Krzysztofa Kolumba

Prawym Okiem: Krzysztof Kolumb polskim księciem






piątek, 22 listopada 2024

Pokrewieństwa języka tocharskiego z językami słowiańskimi.













przedruk fb




PraŹródła - edukacja, badania, publikacje
 


17 listopada o 19:01 ·





Oto długo oczekiwane opracowanie Rafała Jakubowskiego dotyczące pokrewieństwa języka tocharskiego z językami słowiańskimi, które rewolucjonizuje dotychczasową wiedzę w tym temacie.

Badania prowadzone były przez rok. Opracowanie liczy czterdzieści siedem stron, ale tutaj zamieszczamy zaledwie jego fragment. Całość tekstu znajduje się na naszej stronie www. Link znajdziecie Państwo poniżej. Chętne osoby zachęcamy do wsparcia naszej pracy poprzez wpłaty na konto Stowarzyszenia Praźródła, nr 77 1600 1462 1882 7571 2000 0001


POKREWIEŃSTWO JĘZYKA TOCHARSKIEGO Z JĘZYKAMI SŁOWIAŃSKIMI. WERYFIKACJA DOTYCHCZASOWYCH BADAŃ NAD JĘZYKIEM I POCHODZENIEM TOCHARÓW.



Abstract


Niniejszy tekst traktuje o pokrewieństwie języka i w szerszym ujęciu Tocharów do ludów słowiańskich. W ramach tego oparto się na językowej analizie pokrewieństwa, głównie w zakresie morfemów i w mniejszym zakresie w odniesienie do pozostałych aspektów morfologii języka, fleksji, semantyki. Zagadnienie takie zostało podjęte, ze względu na dotychczasowe, marginalizowanie pokrewieństwa języka tocharskiego i języków słowiańskich, mimo jednoznacznych i szczególnie znaczących analogii istniejących w tym zakresie.

Tłem dla przedstawionego zagadnienia jest próba ustalenia pochodzenia Tocharów, nie tylko w nawiązaniu do językoznawstwa ale również archeogenetyki oraz historiografii. W ramach publikacji wskazano na szereg dotychczasowych błędów interpretacyjnych dotyczących języka tocharskiego i pochodzenia Tocharów. Tekst wskazuje na istotne i konieczne uwzględnianie w badaniach językoznawczych wyników badań genetycznych. Wnioski wskazują również na słuszność dotychczas kwestionowanego poglądu, iż „geny najczęściej wskazują na kulturę”, czy „geny najczęściej są powiązane z konkretnymi etnosami”.


1. Pochodzenie Tocharów

Współcześnie Tocharzy stali się tematem popularnym i wzbudzającym wiele emocji za sprawą znalezienia (w drugiej połowie XX wieku) na pustyni Tarim Basin, w Xiaohe licznych pochówków ze zmumifikowanymi szczątkami ludu, który zidentyfikowano z historycznymi Tocharami. Najstarsze mumie pochodzą z XXII-XX wieku p.n.e. [Adams, Douglas 1988]. Obok pochówków zachowało się szereg szczególnych artefaktów, w tym: pale imitujące wiosła i fallusy wbite na obszarze nekropolii, drewniane figurki/lalki, liczne naczynia ceramiczne, w tym z symbolami swastyki. Mumie do grobów złożono w bogatych strojach. W niektórych grobach męskich, na szczególną uwagę zwraca wyposażenie mumii w wysokie, filcowe kapelusze. Tym co od razu wzbudziło sensację, był fakt iż znaczna część zmumifikowanych męskich szczątków miała włosy rude lub ciemny-blond.
 
Wbrew pozorom Tocharowie nie byli ludem tajemniczym. Zachowały się o nich liczne w wzmianki zarówno w historiografii chińskiej, ale także indyjskiej czy europejskiej. Chińczycy Tocharów określali mianem Juezhi. Chińczycy z Tocharami około XX w p.n.e. czyli na przełomie istnienia dynastii mitycznej i pierwszej dynastii historycznej - starli się militarnie. W kolejnych wiekach prowadzili ożywione relacje handlowe. O prawdopodobnej konfrontacji Juezhi z Chińczykami mówią wzmianki kronikarskie Zhang Qiana. Według nich Yuezhi w XIX w pne zostali wyparci na północny zachód od pierwszej chińskiej stolicy Xian [Shah 2016]. Oznaczałoby to że, przed ich wyparciem Yuezhi znajdowali się na obszarze pierwszej chińskiej stolicy i mitycznej „boskiej” dynastii (Trzech Władców i Pięciu Cesarzy). Dopiero kolejna po niej (już historyczna) dynastia Xia, miałaby wyprzeć Yuezhi na teren, w pobliżu którego w kilka wieków później powstały pierwsze fortyfikacje Wielkiego Muru Chińskiego.

 
O Tocharach jako Tusharal lub Tukhāra wspomina Mahabharata, ale także takie teksty jak: Atharvaveda, Samaveda, Brahmany (Aitareya, Satapatha, Vamsa) czy Purany. 

W ten sposób Tcoharów umiejscawia się wśród najważniejszych rodów/ludów aryjskich m.in. obok Śaka. Kronikarskie źródła chińskie wskazują na pokrewieństwo Tocharów z ludem Śaka oraz Wusun (Wūzhī) [Adams, Douglas 1988], który najprawdopodobniej pochodził z terenu wschodniej i/lub środkowej Europy. Natomiast nie jest w pełni precyzyjne określanie ich mianem ludu typowo scytyjskiego. Idąc w ślad za tłumaczeniem źródeł indyjskich Tocharowie oznaczaliby lud księżyca/Boga księżyca [Shah 2016]. Zdaniem współczesnych badaczy sami siebie Tocharowie określali jako „ärsi” lub „ākñi”. Zdaniem D. Adams'a ākñi, oznaczało wędrowców [Mallory, Adams 2006]. Pogląd taki nie znajduje jednak potwierdzenia w źródłach, tym bardziej, że mianem wędrowców – säkā język tocharski określa lud Śaka.

 
Wzmianki o Tocharach znajdziemy w kronikach ujgurskich oraz sogdyjskich. Według Hòu Hàn Jì – chińskiej kroniki z IV w ne, Yuezhi na początku II w pne podbili post grecką Baktrię [Knechtges 2010].

Informację te potwierdza Strabon, według którego Tocharowie należeli do ludów scytyjskich. Ptolemeusz i Strabon Tocharów określali jako Tókharoi – Τόχαροι



Trago dla odmiany twierdził, że Baktrię zdobyły ludy Asiam i Saraucae [Pompeii Trogi, Fragmenta za www.polona.pl], które utożsamiał ze scytyjskimi Śaka, Issedonami/Asii/Osii określanymi przez Chińczyków jako Wusun. 

Najprawdopodobniej Tocharowie naonczas znajdowali się w przymierzu z tymi ludami. Podbicie czy zawładnięcie Daxii i Baktrii przez Tocharów i ludy z nimi sprzymierzone nastąpiło wskutek pokonania i wyparcia Tocharów z pogranicza Chin przez koczowniczych Xiongnu, które jak wynika ze wzmianek historycznych i badań genetycznych były mieszanką Ariów i ludów azjatyckich.



Na zdominowanych przez Tocharów i ich sprzymierzeńców terenach w II w p.n.e. powstaje imperium kuszańskie. Bogate imperium zaczęło być stopniowo dominowane przez sasanidzką Persję. Ostatecznym kres państwa Kuszan położyły najazdy Hunów, aczkolwiek wpływy kulturowe i religijne pozostałe po Kuszanach dostrzec można, w innych obszarach Eurazji.


Manuskrypty tocharskie datowane na IV-VIII w ne, znaleziono na terenie stosunkowo nieodległym od miejsca odnalezienia pochówków tocharskich w XX w pne. Zdaniem większości badaczy zachodnich manuskrypty te zostały spisane przez ludność tocharską migrującą z rozbitego państwa kuszańskiego. Jednak pogląd taki podważa czas powstania tych manuskryptów oraz język stosowany do ich zapisania. Czas powstania najstarszych manuskryptów jest wcześniejszy niż ostateczny upadek państwa Kusz. Natomiast jeśli manuskrypty miałyby być pisane przez emigrantów kuszańskich, najprawdopodobniej były spisywane w języku baktryjskim czyli odmianie greckiego lub w sanskrycie, ponieważ takich form używano w państwie Kusz. Wśród licznych manuskryptów tocharskich nie znaleziono nawet śladów zapisków w języku Kusz. Manuskrypty zapisano w archaicznych formach języka tocharskiego, co wskazywałoby na to, że po rozbiciu państwa tocharskiego przez Hunów część ludności pozostała na pierwotnych obszarach. Taki wygląd wydaje się bliższy prawdy, tym bardziej, że wszelkie wojny i związane z tym migracje, bardzo rzadko kiedy powodują zupełne czystki etniczne i pełne przesiedlenia i migracje.


W badaniach nad Tocharami do połowy XX wieku, lud ten na podstawie wzmianek historycznych utożsamiano ze Scytami lub bliżej nieokreślonymi koczownikami. Pogląd ten zmieniły dwa odkrycia, które miały miejsce na tym samym obszarze. Na początku XX wieku na terenie oaz pustyni Tarim i Lum odnaleziono szereg manuskryptów pochodzenia tocharskiego. Drugie odkrycie dotyczyło kilkuset zmumifikowanych ciał ludności tocharskiej, znalezionych na obszarze Pustyni Tarim. Oba znaleziska w zasadniczy sposób pozwalają określić przybliżone pochodzenie etniczne Tocharów, aczkolwiek w obu przypadkach, mass media, Wikipedia, pop kultura najczęściej przedstawiają fałszywy pogląd na to zagadnienie. Niestety także część naukowców również przestawia tendencyjne interpretacje badań. Temat etnicznego pochodzenia Tocharów można skonfrontować z badaniami genetycznymi mumii tarymskich jak też innych, równie archaicznych szczątków ludzkich pochodzących z obszaru prowincji Xinjiang czyli pogranicza Tarim Basin.


 
2. Sposób przeprowadzenia badań

Jako, że analiza języka tocharskiego jest głównym tematem niniejszej publikacji, w pełni zasadnym staje się przybliżenie zakresu tego opracowania i zastosowanych przy tym metod.


Język tocharski zachował się w wersji A (Tocharski A – TA) oraz B (Tocharski B - TB). W językach tych zapisano kilka tysięcy manuskryptów. Łącznie, w słownikach charakteryzujących ten język zebrano 22 074 słów, w tym 6721 wersji języka A. Jednak wśród tej liczby wyrazów większa część to derywaty czyli wyrazy pochodzące od głównego słowa, powstałe w efekcie odmiany.

 
W opracowaniu opierano się na kilku słownikach języka tocharskiego (A i B), w tym znajdującego się na stronie Uniwersytetu Wiedeńskiego, w ramach projektu „A Comprehensive Edition of Tocharian Manuscripts” [https://cetom.univie.ac.at/?words], D. Q. Adams'a “A Dictionary of Tocharian B” (2013), “Tocharisches Elementarbuch” W. Thomas'a (1964), P. Poucha “Thesaurus Linguae Tocharicae” (1955), G. Carling, G.J. Pinault i W. Winter “A Dictionary and Thesaurus of Tocharian A” (2008) oraz jak dotąd najdokładniejszego “Materials for a Tocharian Historical and Etymological Dictionary” Jorundur Hilmarsson'a (1996).


W ramach analizy postawiono za cel ustalenie pokrewieństwa językowego, języka tocharskiego (TA i TB) z innymi językami, w tym: słowiańskim i bałtyjskim, angielskim, niemieckim, ujgurskim (i językami tureckimi), samojedzkim, sanskrytem, greką, łaciną. W przypadku języków słowiańskich odniesiono się zarówno do współczesnego brzmienia tych języków, jak również do języka staropolskiego oraz staro-cerkiewno-słowiańskiego.


Badanie pokrewieństwa językowego skupiono głównie na analizie leksykalnej, słowotwórczej czyli porównywaniu słownictwa. W mniejszym zakresie odniesiono się do pozostałych aspektów morfologii języka czyli fleksji (odmiany) czy fonetyki (sposobu wymowy). W ramach badania słowotwórstwa analizowano podobieństwa w oparciu o identyczne lub podobne morfemy i podobieństwa odnoszące się także do fonemów. Tym samym odniesiono się nie tylko do analogii brzmienia słów lecz również ich podobieństwa semantycznego (znaczeniowego). Tego rodzaju analiza utrudnia przypadkowość czy tendencyjność interpretacji.

Istotnym było sprawdzenie znaczenia słów zawartych w treści poszczególnych manuskryptów. Zabieg taki stosowano w stosunku do słów, w których dotychczasowe tłumaczenia budziły wątpliwości. Co zostanie omówione w dalszej części publikacji wiele tłumaczeń budzi zastrzeżenia. Wynika to z kilku względów. Pierwszym jest ten, że w manuskryptach liczna grupa słów występuje tylko raz. Tym samym tłumacze mają trudne zadanie, ponieważ znaczenie poszczególnych słów identyfikują tylko na podstawie wątłej wiedzy o kontekście treści zawartych w tekście. Jest to tym trudniejsze i niesie z sobą tym większe ryzyko błędnego tłumaczenia, gdyż większość tekstów zachowała się fragmentarycznie. Znaczna część manuskryptów to tłumaczenia znanych wcześniej tekstów buddyjskich. Jednak i w tym przypadku u badaczy pojawiają się liczne błędy wynikające z niezrozumienia kontekstu religioznawczego badanych tekstów, w tym przypadku z nieznajomości w rozumieniu interpretacji tekstów buddyjskich i co szczególnie istotne związanej z nimi specyficznej terminologii.
Odnosząc się do pochodzenia i ewentualnych pokrewieństw języka tocharskiego z innymi językami, bardzo istotnym jest wskazanie, że do chwili obecnej ponad połowy słownictwa nie udało się zidentyfikować. Oznacza to, że nie znamy znaczeń części słów tocharskich.



3. Pokrewieństwo z językami słowiańskimi

Jednoznacznie należy uznać, że obok sanskrytu czy szerzej języków indo-irańskich, największe pokrewieństwo języka tocharskiego znajdujemy w przypadku języków słowiańskich. Analiza dokonana w niniejszym tekście wykazuje, że podobieństwa między tocharskim a językami słowiańskimi co prawda w mniejszym zakresie dotyczą obszarów fonetycznych lecz istnieje cały szereg zbieżności morfologicznych i semantycznych. Widać je między innymi w strukturach prefiksów i sufiksów służących do negacji lub przekształcania znaczeń. Ich skala sięga ponad 24% całego słownictwa tocharskiego, co przewyższa stopień pokrewieństwa sanskrytu z językiem tocharskim, jeśli odejmiemy nazwy własne, które jak wspomniano w sanskrycie stanowią znaczną część analogii leksykalnych.
 
Ze względów pokrewieństwa genetycznego i kulturowego oczywistym są liczne analogie między językami słowiańskimi a sanskrytem. Zgoła inaczej niż w przypadku języków germańskich, w językach słowiańskich integralnych analogii z językiem tocharskim znajdujemy ok 16%. Wynika z tego, że dwie trzecie wszystkich słowiańskich analogii leksykalnych z językiem tocharskim pojawiają się wyłącznie w językach słowiańskich. Wskazuje to jednoznacznie na archaiczność związków między Tocharami a Protosłowianami. Wskazuje na to również bardzo wysoka (ok 41%) skala analogii leksykalnych z najstarszą odmianą języka tocharskiego (TA). Jest to wskaźnik porównywalny z podobieństwem do TA ze strony łaciny.


Wymienione wyżej aspekty wskazują nie tylko na w znacznej mierze europejskie korzenie języka tocharskiego i pochodzenia Tocharów, ale wskazują jednocześnie na najściślejsze powiązanie tego języka z językami słowiańskimi i łaciną. Przy czym skala analogii ze słownictwem tocharskim w przypadku języków słowiańskich jest wielokrotnie wyższa niż w przypadku łaciny.

Najliczniejsze analogie w słownictwie między obu obszarami języków występują w przypadku dwóch samogłosek: e oraz o, oraz spółgłosek takich jak: l, n, p, s, t, r, w. Tak duża reprezentacja głosek miękkich po raz kolejny podkreśla, że zakres palatalizacji twardych głosek w języku tocharskim na miękkie głoski w językach słowiańskich miał charakter marginalny. Można raczej mówić o wspólnym obszarze miękkich głosek w języku tocharskim i językach słowiańskich.
 
Poza wymienionymi analogiami występującymi w obszarze słownictwa, osobno można się odnieść do interesujących przypadków dotyczących obrzędowości. Rzucają one szersze światło na zagadnienie systemu religijnego Słowian. Na plan pierwszy wysuwa się nazewnictwo tocharskiego i wedyjskiego Bóstwa Maheśvare, czyli władcy potrójnego świata (ziemi, podziemi i niebios). W sanskrycie „maha” oznacza wielki, zaś „śvare” odnosi się w tym przypadku do funkcji i rangi tej istoty. W tocharskim A, „swār” oznaczało radość, ale także harmonię, komplementarność. Należy przy tym mieć na uwadze powiązanie słowa śvare” z sanskryckim sva – oznaczającym przejrzystość, świętość (w nawiązaniu do oznaczenia żywiołu przestrzeni w pojmowaniu sakralnym). Stąd w sanskrycie „śva” jest rdzeniem tak istotnego symbolu jakim jest svasti (swastyka) ale także imienia wspomnianego Boga. Równie rozległe i powiązane z sakralnością znaczenie rdzenia „swa”znajdziemy w językach słowiańskich. To nie tylko świę(tość), świa(tłość) ale także swa(ćba), swa(rga) czyli swastyka. To również imię Bóstwa Swa(roga)/Swa(rożyca) oraz Swa(ntewid), znany ze źródeł wczesnośredniowiecznych pod zapisami: Suantouitus, Suantouith, Suantuitho, Szuentevit, Suantevit, Zuantevith, Zvantevith.

 
Wynika z powyższego, że przedrostek odnoszący się do świętości (w ujęciu przedchrześcijańskim) w języku tocharskim, sanskrycie i słowiańskim bezpośrednio – semantycznie i leksykalnie są z sobą powiązane. W tym ujęciu powstaje zgoła odmienna od dotychczasowych interpretacja funkcji i atrybutów słowiańskiego Swaroga/Swarożyca oraz Swantowida. Za kolejne nawiązanie do słowiańskich Bogów, zawarte w języku tocharskim można uznać pojęcia: „walu”, „walunt” i „walus” (TA) odnoszące się do krainy śmierci u Słowian zwanej wela, która była domeną Boga zaświatów Wołosa/Welesa.

Dalej można wskazać na tocharskie pojęcie „warässaälñesse” (TB), które oznacza praktykę kontemplacyjną, gdzie pojęcie jest pochodnym swār (TA) – radość. W języku słowiańskim mogło dojść do doszło do zmiany znaczenia słowa swar w ramach pejoratywizacji znaczeń sakralnych, co było nagminnym mechanizmem w ramach chrystianizacji. Sva w sanskrycie oznacza zarówno „niebo oświetlone jasnością, słońcem” jak też przejrzystość (charakterystyczną dla żywiołu przestrzeni) oraz naturalny stan umysłu, charakterystyczny dla przejrzystości. W obszarze obrzędowości przejrzystość ta jest efektem głębokiej kontemplacji. Kolejne słowo tocharskie „warksäl” (TB) – oznacza siłę i moc, co można odnieść do słowiańskiego „szwarność”.


Tocharskie „aśrām” (TB) oznacza świątynię, jest bezpośrednim zapożyczeniem z sanskrytu ale również odpowiada starosłowiańskiemu słowu chram. Podobnej analogii można upatrywać w tocharskim „cetisse” (TB) oznaczającym „świątynny”, gdzie cetis = świątynia, kącina.

 
Analogie można znaleźć w nazewnictwie kapłanów, mnichów:

tocharski rsāka (TB) to sanskrycki riszi czyli mędrzec, święty, a w starosłowiańskim żerca;
tocharski dhuta (TB) - w sanskrycie sa(dhu) to święty, asceta i nawiązuje do słowiańskiego pojęcia dziad, ded co oznaczałoby wędrownego ascetę. Następnie:
tocharskie vyākarit (TB) to wróżba, věštba (cze, słow);
tocharskie daksim (TA) to ofiara, datek;
a dānaśālāń (TA) tłumaczone jest jako sala do składania danin, ofiar, gdzie dāna = daniny, ofiary, a śālāń=sala


Także kolejne słowa istotne w systemie religijnym Tocharów nawiązują do świata wierzeń słowiańskich. Do słów takich można zaliczyć:

tocharskie pravacam (TB) – oznaczające prawo religijne jak i tekst obrzędowy. W językach słowiańskich nawiązuje do prawideł, prawa czyli pojęcia nawiązującego do zasad religijnych;
tocharskie prasāt (TB) – to wiara, przesąd, przy czym przesąd jest rozumiany jako wiara w tajemnicze zdarzenia, wiedza tajemna, hermetyczna – z czego wynika, że dawniej słowo „przesąd” miało znaczenie zgoła odmienne od współczesnego. Jest to kolejne z wielu pojęć, które znaczenie uległo pejoratywizacji zmianie w ramach chrystianizacji;

tocharskie pāyti (TB) to pokuta, покая́ние (ros) lub pokani (czeskie);
tocharskie posat (TB) oznacza post, przez co okazuje się, że błędna jest etymologia wymyślona przez Brucknera, według którego post w językach słowiańskich jest VIII-IX wiecznym zapożyczeniem przyjętym od misjonarzy niemieckich, z niem. fasten/fasta. Jeśli doszło do pożyczki to ewidentnie w odwrotnym kierunku.

Dość interesującym jest pokrewieństwo między tocharskim śopaiś (TB) oznaczającym przesilenie a słowiańską sobótką. Pozostając przy świętach tocharskie pākäccām (TA) i pāke (TB) oznacza dar świąteczny czyli paczkę, pakę co wyjaśnia dość archaiczną genezę paczki świątecznej jako prezentu.
 
Do słów związanych z obrzędowością należy także zaliczyć patäl (TB) czyli piekło oraz enak (TA) rozumiany jako zły znak. Kolejnymi interesującymi słowami odnoszącymi się do obrzędowości jest cała rodzina wyrazów tocharskich spokrewniona z pojęciem pälā (TA) oznaczającym oddawanie czci.

Podobne znaczenie ma pojęcie perskie „pahla” rozumiane jako pierwszy, znamienity, czcigodny. W językach słowiańskich wydaje się, że oba pojęcia (perskie i tocharskie) jest spokrewnione z pierwotnym znaczeniem słowa bałwan czyli przedmiotem czci. 

W języku słowiańskim odnoszącym się do obrzędowości przedchrześcijańskiej można znaleźć również kolejne podobnie brzmiące słowa jak:

 (święty) pal – zwany gaikiem, stosowany w świętach wiosennych i letnich. Tego rodzaju pal ze wstążkami w kolorach symbolizujących pięć żywiołów jest nawiązaniem do obrzędowej włóczni, strzały, wirguli/kija dziadowskiego, ale także axis mundi. Sądząc z pozostałości archeologicznych zachowanych na Słowiańszczyźnie od czasów rzymskich, można stwierdzić, że tego rodzaju pale sytuowano także w miejscach pochówków oraz miejscach kultu. W języku tocharskim B „pāli” oznacza również coś długiego i prostego jak pałka, kij, co również nawiązuje do znaczeń obrzędowości słowiańskiej.

 
Od wspomnianego tocharskiego pojęcia wywodzi się cała rodzina słów związanych z rytualizmem:
- palyśi (TB) to jasność, świecenie, połyskiwanie;
- pälkamo (TB) to świetlisty, palący, połyskliwy, jaśniejący;
- pälkaucäkka (TB) – to przepowiadająca przyszłość, choć dosłownie jasnowidząca, gdzie:
cäkka (TB) to inaczej widząca, wiedząca, wróżka w starosłowiańskiej obrzędowości określana mianem cioty;
- z kolei ompalsko (TB) również określane jest jako medytacja, co raczej w dosłownym tłumaczeniu brzmiałoby jako „święte, błogosławione om” czyli przebywanie w stanie kontemplacji;

palante (TB) to z kolei forma prośby o błogosławieństwo (THT 135). Zastanawiającym jest czy słowiańska obrzędowa gra w palanta była ofiarą związaną z błogosławieństwem.

Bezpośrednio do stanu medytacji nawiązuje również słowo „dhyām” (TB). Nawiązuje to słowa „dyaus” jako jaśniejący. Wynika z tego, że medytacja ma wspólny rdzeń znaczeniowy z jaśnieniem, oświeceniem, w słowiańskim dzień – od jasności, diń dinnica (starosłowiańskocerkiewny) – jutrzenka, świt, danica (chorw) – jutrzenka.

Kolejnymi słowami, które mogą kojarzyć się z obrzędowością są słowa tocharskie „ākläṣlyi”, „ākläṣye” (TA), „aklasseńca”, „aklyyate” (TB) – oba rozumiane jako nauka, nauczanie, ale interesującym jest zbieżność tocharskich słów ze słowiańskim pojęciem zaklęcia, zaklinania. Zważywszy, że większa część manuskryptów tocharskich dotyczyła aspektów religijnych, wydaje się prawdopodobnym, że używano słów dotyczących nauki działań sakralnych. W efekcie pojęcie nauczania, mogłoby mieć wspólne korzenie z zaklinaniem.


Kolejna grupa słów tocharskich wywodzi się z pojęcia „pās” (TA), które oznacza ochronę, schronienie, bycie pod protekcją. „Pāsmām” i „passalle” w języku tocharskim oznacza „bycie chronionym”, „mieć pas”, „mam pas”, „mam ochronę”. 

Można nawiązać tu do takich słowiańskich pojęć jak:

- pas, który pełnił istotne funkcje obrzędowe. W Aweście pas był symbolem ochrony (przez Bogów). Posiadać pas oznaczało także nobilitację (bycie dorosłym mężczyzną) ale także bycie chronionym.

Założenie pasa (pasowanie) oznaczało zatem formę inicjacji do dorosłości, w ujęciu obrzędowym przyjęcie do grupy osób dorosłych. Na słowiańszczyźnie pas to krajka, która utkana jest w odpowiednie symboliczne wzory, służące wsparciu i ochronie. Idąc dalej oczywistym staje się etymologia takich słowiańskich słów jak:
 
- pasterz, czyli ten który chroni;
- pastwisko rozumiane jako teren chroniony;
- pasać, pasanie (w toch. B- pāstsi) to ochranianie.


Opasanie w postaci wieńca, wianka (to co opasuje głowę) w języku tocharskim określano jako „pāssakw” (TB) i miałoby podobną funkcję obrzędową jak pas. Wieńce były symbolem czystości czyli przynależności do elity kapłańskiej. W kulturze ludowej nakładano je w czasie świąt, w powyższym ujęciu byłaby to forma ochrony i protekcji wśród sił wyższych.


Na koniec można przedstawić tocharskie pojęcie „wic” (TB) oznaczające wiedzę magiczną, umiejętności magiczne. W językach słowiańskich pojęcie to, w sposób oczywisty można skojarzyć z wiedźmą, której etymologia nawiązuje zarówno do wiedzy jak i wiedzenia. Dalekie pokrewieństwo znajdziemy także w języku niemieckim jak i angielskim. W języku angielskim wiedźma to „witch”, lecz słowo to jako „wich” pojawia się po raz pierwszy dopiero w XVI wieku. Z pewnością jest nawiązaniem do staroangielskiego wicca. W średnio dolnoniemieckim odpowiada mu pojęcie „wicken” oznaczające czarownicę i czarowanie (w sensie magicznym ) jako „wichelen”.


Po części znaczeniowo do wiedźmy nawiązują pojęcia związane z czarowaniem. Oczarowanie, zachwyt w tocharskim B określa się mianem „tsarwo” (w dosłownym tłumaczeniu fonetycznym „czarwo” lub „czarło”). Z kolei oczarowanie w sensie omamiania odnosi się do słowa „tsärtsäkwa” (TB). Natomiast klasztor, wspólnota religijna to „tsāro” (TB).


Ostatnim elementem omówienia słownictwa tocharskiego w nawiązaniu do języków słowiańskich jest przedstawienie kilku pojęć, które powinny wzbudzić zainteresowanie nie tylko językoznawców ale również historyków i antropologów kulturowych.


Pierwszym z zebranych tego rodzaju pojęć jest tocharskie słowo „kñas” (TA), które oznacza osobę posiadającą wiedzę. W sanskrycie „knasa” to świecący. Przy czym w języku słowiańskim cytowane słowo kojarzy się ze słowem kniaź, czyli osoby, która posiada władzę. Wydaje się prawdopodobne, że w pierwotnej strukturze społecznej u Słowian, podobnie jak u Ariów najwyższą władzę posiadali kapłani, czyli ci którzy dzierżyli wiedzę (znanie). Tym samym słowo kniaź swoją etymologię może czerpać z obszaru obrzędowości, osoby obeznanej, wiedzącej, pełniącej funkcje kapłańskie. Dopiero z laicyzacją władzy pojęcie kniaź, mogło przejść na osoby pełniące władzę świecką.

 
Kolejna grupa słów odnosi się do tocharskich pojęć jak:

- pyāst (TA) oznaczające wzrastanie, siła, moc;
- pyāstā (TA) znaczące bycie silnym, zdrowym;
- pyāstäs (TA) równoznaczne z wzrastaniem;
oraz pyāstlune (TA) tłumaczone jako wspieranie wzrostu – piastowanie.

 
Powyższe zestawienie wskazuje nie tylko na pewien zakres analogii językowych z językami słowiańskimi. Dodatkowo widać, że tocharskie tłumaczenie pojęć „piast”, „piasta” i „piastowanie” mogą wiele wnieść w odniesieniu do poszukiwań etnicznej genezy pierwszej polskiej dynastii.

 
Kolejnym obszarem leksykalnym odnoszącym się do zamierzchłych dziejów Polski są takie słowa tocharskie jak: „Kraki”, „Krki” (TA). Oba słowa to imiona. 

W manuskryptach tocharskich jest to odniesienie do tradycji wedyjskiej mówiącej, że za czasów Buddy Kaśyapy (żyjącego przed Buddą Sakyamunim) w kraju Kashin żył legendarny władca, kapłan oświecony król Kraki/Krki. 

Okazuje się, że podania i legendy o prahistorycznym władcy o tak znamiennym imieniu, przywodzącym na myśl znane w Polsce i Czechach legendy o królu Kraku, występowały także u Tocharów i w tradycji wedyjskiej. 

Również perskim Shahnameh znajduje się analogiczna postać, nazywana Kej Kawus. Wszystkie wspomniane podania wskazują na wspólne podłoże kulturowe i historyczne ludów aryjskich oraz słowiańskich. Znamiennym jest to, że Krki/Kraki w tradycji wedyjskiej i tocharskiej łączony jest z Buddą Kaśyapą (w języku. tocharskim nazywany „kāccāpa”). Z kolei w legendach słowiańskich obok króla Kraka nie znajduje się żadna święta postać, aczkolwiek postać Kraka mogła zostać ocenzurowana przez chrześcijaństwo. Kolejnym zasadnym pytaniem jest czy i na ile system religijny Słowian był zbieżny z tradycją wedyjską i tocharską w odniesieniu do sytuowania w niej postaci Buddów?


Mając na względzie wyniki badań genetycznych i językowych można sformułować istotne dla wniosków pytania:

Z którymi grupami językowymi i etnicznymi język tocharski wykazuje największy zakres pokrewieństwa?
Czy język tocharski był kentum?
Jaką genezę mają pokrewieństwa językowe między ludami Tocharów a ludami aryjskimi, słowiano-bałtyjskimi, germańskimi, italickimi?
W którym miejscu i czasie, na obszarze których kultur, doszło do powstania tych powiązań?
Jakim językiem posługiwała się ludność o haplogrupie R1a M198, stanowiąca najliczniejszą reprezentację genetyczną wśród mumii tarymskich?




WNIOSKI

1. Zasadniczym jest stwierdzenie, że język tocharski mimo stosunkowo późnego zapisu jest niezwykle dobrze zachowanym zabytkiem nie tylko języków PIE, ale także języków charakterystycznych dla ludności protoaryjskiej, protosłowiańskiej, protogermańskiej czy protoitalickiej.

2. Niemal połowa zasobu leksykalnego języka tocharskiego, nie znajduje pokrewieństwa z innymi znanymi nam językami. Oznacza to, że Tocharowie posługiwali się w znacznym zakresie językiem nie znanym, najprawdopodobniej charakterystycznym dla ludności z haplogrupą R1 M173 czy nie można wykluczyć, iż był to język wczesnych linii R1a jak M198. Wynika z tego, że język PIE jest niewiadomą i to w większym zakresie aniżeli się powszechnie uważa. Analizy języka tocharskiego podkreślają, że szereg założeń morfologicznych, prób rekonstrukcji języka PIE należy traktować jako hipotezy, które w wielu przypadkach nie podlegają potwierdzeniu w praktyce (jakim jest język tocharski). Trudno mówić o skutecznej rekonstrukcji języka PIE, skoro połowa słownictwa języka tocharskiego nie wykazuje pokrewieństwa z ludami PIE.

3. Do zasadniczych wątpliwości dotyczących języka tocharskiego należy zaliczyć to czy pierwotnie istotnie był to język kentum, ponieważ szereg poszlak morfologicznych wskazuje, że mógł być to język satem. Dotychczasowe twierdzenia popierające założenie że język tocharski był kentum należy uznać jako pogląd oparty na wybiórczym (lub tendencyjnym) doborze zasobów leksykalnych. Ewentualnie język tocharski może dowodzić ogólnej błędności podziału języków na kentum i satem.

4. Można stwierdzić, że zdecydowanie największe pokrewieństwo język tocharski wykazuje z sanskrytem czy szerzej językami indo-irańskimi oraz słowiańsko-bałtyjską grupą językową. O pokrewieństwie z językami protogermańskimi, protoitalickimi czy greką można mówić w znacznie mniejszym zakresie. Za marginalny należy uznać zakres pokrewieństwa języka tocharskiego z językami: celtyckimi, tureckimi, samojedzkimi, chińskim i tybetańskimi.
 
5. Udział pokrewieństwa między sanskrytem, językami słowiańskimi, italickimi, germańskimi a językiem tocharskim odpowiada udziałowi poszczególnych genomów charakterystycznych dla poszczególnych wymienionych ludów w ogólnej puli genowej przypisywanej Tocharom. Biorąc pod uwagę haplogrupy zidentyfikowane w mumiach tarymskich, zdecydowanie przeważają w nich genomy charakterystyczne dla ludności słowiańskiej i aryjskiej. Genomy charakterystyczne dla ludów germańskich, italickich czy celtyckich występują równie marginalnie jak zakres pokrewieństwa leksykalnego między językami tych etnosów. 

Biorąc z kolei pod uwagę szerszą reprezentację próbek genetycznych (badania V. Kumara z 2022r.), wynika że skala ilości próbek genetycznych dla ludów aryjskich jest podobna do skali pokrewieństwa między językiem tocharskim a językami indo-irańskimi. W nawiązaniu do badań Kumar'a można stwierdzić, że skala genomów charakterystycznych dla ludności germańskiej, celtyckiej i italickiej jest znacznie wyższa niż skala pokrewieństwa językowego języka tocharskiego z językami wymienionych ludów. Z kolei skala pokrewieństwa między językami grupy słowiano-bałtyjskiej jest znacznie wyższa niż reprezentacja genowa. Skrajnie niski brak reprezentacji pokrewieństwa leksykalnego między językiem tocharskim a językami ludów azjatyckich (chińskim, tybetańskim, mongolskim) jest z kolei nieadekwatny w stosunku do wysokiej reprezentacji genomów charakterystycznych dla tych ludów, występującej w omawianym badaniu. 

Wynika z tego, że badania genetyczne z obszarów wokół Tarim Basin nie są w pełni reprezentatywne dla ludności tocharskiej. Bardziej adekwatne są w tym ujęciu badania genetyczny samych mumii. Ilość genomów protosłowiańskich odzwierciedla skalę analogii językowych. Również znacznie mniejszy udział genomów charakterystycznych dla ludności protoceltyckiej, protogermańskiej i protoitalickiej pokrywa się z udziałem językowym tych ludów w języku tocharskim. Przyjęcie takiego założenia wskazywałoby na to, że kontakt Tocharów w ludami indo-irańskimi mógł nastąpić w późniejszym czasie po migracji tego ludu z Europy. Inną ewentualnością jest przyjęcie założenia, że ludność tocharska mogła mieć charakter wieloetniczny (czego nie potwierdzają wzmianki historyczne), lecz język i kultura była najprawdopodobniej pod wpływem grup pochodzących z obszaru europejskiego, głównie związanego z ludnością aryjską i słowiano-bałtyjską.

6. Na podstawie badań genetycznych i językowych, można stwierdzić, że Tocharowie są wyrazistym przykładem, że poszczególne genomy są przyporządkowane określonym etnosom, kulturze, językom. Wyniki te można uznać za precedens w skali dotychczasowych badań z zakresu językoznawstwa i archeogenetyki.
Na podstawie dotychczasowych rozważań i rozstrzygnięć zasadnym jest odniesienie się do pochodzenia (etnogenezy) Tocharów.
 
7. W przypadku genezy pokrewieństwa językowego i genetycznego między Tocharami a ludami aryjskimi, słowiano-bałtyjskimi, germańskimi, italickimi można sformułować dwie możliwości powstania takiej relacji. Do pierwszej skłania się zdecydowana większość badaczy. Zakłada ona, że Tocharowie to ludy, które pojawiły się na terenie Azji w III tysiącleciu pne, a przyszły z obszaru europejskiego. Przyjmując taki pogląd za najbardziej prawdopodobny można przyjąć, że migracja ta nastąpiła najprawdopodobniej z obszaru Europy Środkowej i Wschodniej. 

Migracje taką można byłoby powiązać z obszarem kultury ceramiki sznurowej, która funkcjonowała na terenie centralnej Rosji (kultura fatianowska) po obszar obecnych Niemiec, Polski, Czech, Słowacji, Litwy, Łotwy częściowo południowej Skandynawii i Austrii. Na takie pokrewieństwo wskazują przede wszystkim podobieństwa genetyczne. Wśród reprezentantów kultury ceramiki sznurowej i fatianowskiej znajdujemy haplogrupy analogiczne z tym stwierdzonymi u mumii tarymskich i ludów funkcjonujących w na obszarze pobliskim z Tarim Basin. Chodzi tu przede wszystkim o haplogrupy takie jak: R1a M198, R1a Z282, Z280 ale także aryjską R1a Z93. 

W kulturze ceramiki sznurowej marginalnie znajdowały się również genomy charakterystyczne dla późniejszych ludów celtyckich, germańskich i italskich (R1b M343, R1b M269). Tak złożona genetycznie populacja odpowiadałaby w pełni pokrewieństwom językowym występującym w języku tocharskim. 

Za błędny należy uznać, że na ludy tocharskie wpływ miała kultura Yamnaya. Pogląd taki jest niezgodny z aktualnym stanem wiedzy genetycznej, ponieważ subklada R1b występujące w kulturze Yamnaya są w zdecydowanej większości odmienne od tych występujących w KCS, w kulturze Afanasjewo (w której nawiasem mówiąc dominują R1a) jak też wśród ludów kwalifikowanych jako tocharskie. Genomy występujące w kulturze Yamnaya mają raczej związek z późniejszymi ludami tureckimi (R1bL23/Z2103). W efekcie nie można mówić o wpływie kultury Yamnaya na kształtowanie się genomów charakterystycznych dla Tocharów a tym bardziej ludów protosłowiańskich czy protoaryjskich.


Można natomiast przyjąć, że protosłowiańskie i protoaryjskie grupy pochodzące z KCS w drodze do Azji przemieszały się z reprezentantami kultury Afanasjewo w której odnotowano genomy protogermańskie, italickie i celtyckie.


Druga mniej prawdopodobna teoria zakłada, że Tocharowie byli ludem o proweniencji eurazjatyckiej, typowej dla ludności R1a M198 i R1 M173. Dopiero w efekcie migracji europejskiej (z kultury ceramiki sznurowej i ewentualnie kultury Afanasjewo) doszło do powstania jednolitej grupy etnicznej i językowej. Opisana ewentualność mógłaby tłumaczyć tak znaczącą skalę występowania w języku tocharskim słownictwa dotąd niezidentyfikowanego, które mogło być pierwotnym językiem charakterystycznym dla R1 M173 lub być może R1a M198. Duży udział genetyczny i językowy pochodzenia słowiańskiego wśród Tocharów można dodatkowo tłumaczyć napływem ludu Śaka i Khumboja Śaka, który powiązał się z Tocharami a jak wykazują badania genetyczne w znacznej mierze posiadał genomy bałtosłowiańskie i aryjskie.

 
Omawiane zagadnienia dotyczące etnogenezy tocharskiej kwestionują liczne interpretacje umieszczające język tocharski na drzewie języków PIE jako odrębny, nie powiązany z innymi ludami PIE lub jako powiązany z ludami germańskimi lub italickimi. W to miejsce można przyjąć, że ludy tocharskie wśród PIE były gałęzią odrębną złożoną z R1a M198, R 1b M343 oraz R1 M173). Ludy te zetknęły się z etnosami aryjskimi i słowian-bałtyjskimi z nieznaczną domieszką ludów italickich, germańskich.

8. Ostatni z wniosków dotyczy etnogenezy Słowian. Udział typowych dla Słowian genomów (co dotyczy zarówno współczesnych Słowian jak i próbek występujących na terenach słowiańskich co najmniej od wczesnej epoki brązu) wśród ludności tocharskiej, podobnie jak bardzo wyraźny udział segmentu języka słowiańskiego dowodzi, że ludy słowiańskie czy protosłowiańskie, na terenie Europy jako takie istniały już bądź w czasach kultury ceramiki sznurowej, a nieco wcześniejsze próbki tych genów odnajdujemy na terenie starożytnego Xinjiang czyli obszaru funkcjonowania Tocharów. 

W przypadku etnogenezy słowiańskiej można także przyjąć hipotezę, że zalążki protosłowiańskie istniały już jako element ludu z haplogrupą R1a M198. Takie podejście początki ludów słowiańskich przesuwa w jeszcze bardziej archaiczne czasy. Tym samym badania nad językiem tocharskim po raz kolejny dowodzą nienaukowości i fałszywości uwarunkowanej doktrynalnym zapotrzebowaniem teorii mówiącej o tym, że Słowianie na terenie Europy Środkowej pojawili się dopiero w V w ne.



Rafał Jakubowski

 
CAŁOŚĆ BADAŃ NA STRONIE



Praca nad ww artykułem trwała około roku. Nie jesteśmy wspierani dofinansowaniami ani grantami. Zyskujemy dzięki temu pełną niezależność ale borykamy się z brakiem środków na badania. Jeśli chcesz wesprzeć nasze badania wpłać na konto Praźródeł dowolną kwotę.


Stowarzyszenie Praźródła

nr konta 77 1600 1462 1882 7571 2000 0001








fb











wtorek, 1 października 2024

Niszczenie narodów - deschooling



"ekonomizm, pragmatyzm i utylitaryzm" zdecydowanie odcisnęły swoje piętno na obecnym systemie edukacji, czego konsekwencją jest formacja młodych ludzi indywidualistów, pragmatycznych i egoistycznych, zainteresowanych jedynie materialnym spełnieniem."

"Zdaniem autora zjawiskiem, które powinno nas niepokoić, jest "systematyczna imbecylizacja młodzieży, wrzucanej, z wąskim horyzontem wiedzy i z oschłą duszą, w nieludzkie społeczeństwo, w którym liczą się tylko wyniki".


"Organizacje prasowe są doskonale dostosowane do tego programu."


Wiemy to!

Facet opisuje to, co ja znam od lat z codziennego oglądu sytuacji.

Za tym wszystkim, za mediami, gazetami, redaktorami i portalami, za działaniami instytucji, posłów i różnych organizacji, osób fizycznych itd itd...  stoją służby specjalne, które to wszystko koordynują i potężne siły, które to opłacają, 

jest to potężna machina, która nieustannie - dzień i noc, po malutku, w niemal niezauważalny sposób, mieli ludzkie umysły i niszczy ludzi - niszczy państwo.



To jest wojna kognitywna.







przedruk
tłumaczenie automatyczne





"Deschooling w Rumunii doprowadził do niepewnej przyszłości naszego kraju"




Znany historyk, pisarz i profesor Mircea Platon, 

redaktor naczelny czasopisma "Literary Conversations", doktorat z historii na Uniwersytecie Stanowym Ohio w Columbus w USA, autor kilku książek, m.in. "Kto pisze naszą historię?" (2007), "Świadomość narodowa i państwo przedstawicielskie" (2011), "Co pozostaje do obrony?" (2016), "Naród, modernizacja i rumuńskie elity" (2019), "Deschooling Romania" (2020), 
udzielił nam wywiadu na temat sytuacji rumuńskiej edukacji. 

Mówił nam dokładniej o drastycznym upadku szkolnictwa w Rumunii w ciągu ostatnich 30 lat, o korzeniach tego bezprecedensowego regresu, przyspieszonego dziś przez cyfryzację narzuconą bez żadnych podstaw naukowych, jak pokazuje pan Platon w swoich badaniach i sygnałach alarmowych uruchomionych w ostatnich latach.




– W 2020 roku wydałeś książkę "Deschooling Romania. Cele, krety i architekci rumuńskiej reformy edukacji". Chcielibyśmy uzyskać szczegółowe informacje na temat tego, jak przebiegał ten proces porzucania szkoły i jakie miało to konsekwencje dla społeczeństwa oraz dla dzieci i młodzieży.


– Deschooling w Rumunii był procesem, w którym uczniowie zostali pozbawieni wiedzy i charakteru. Proces ten został przeprowadzony zgodnie z metodami wypracowanymi na Zachodzie przez zespoły ekspertów, a następnie wdrożonymi przez duże instytucje międzynarodowe, które funkcjonują jako instytucjonalne banki pamięci reformy.

Nie pracowali przypadkowo, ale metodycznie. Świadczy o tym fakt, że w Rumunii podjęto dokładnie takie same kroki w kierunku deschoolingu, jak np. w USA czy we Francji. W USA zaczęło się to w latach 50., we Francji w latach 70. W naszym kraju, w latach 90. 

Slogany, 
manipulacja medialna, 
zaangażowanie organizacji pozarządowych, 
deprofesjonalizacja nauczycieli, 
nowa scholastyka psychopedagogiczna

wszystkie, by zacytować Creangę, straszliwe głupie rzemiosło reformy edukacyjnej było identyczne i krążyło między Ameryką w latach 50. i 60., Francją w latach 70., Ameryką Południową w latach 80., Europą Wschodnią w latach 90., Azją Środkową i krajami arabskimi w latach 2000. 


Pokazałem nawet, że rumuńscy eksperci, którzy przeprowadzili reformę w naszym kraju, zostali następnie przeniesieni do przeprowadzenia reformy edukacji w Afganistanie, według tych samych receptur i z tymi samymi wynikami, mimo że między Rumunią a Afganistanem jest tak wiele różnic kulturowych. 

Zasadniczo, rumuńska deschoolizacja doprowadziła do niepewnej przyszłości Rumunii, do zniszczenia szkoły jako siły napędowej awansu społecznego opartego na pracy i zasługach, jak to ujął Eminescu, oraz do pewności przyszłości zdominowanej albo przez niedojrzałych dorosłych Rumunów, słabo przygotowanych i niezdolnych do opanowania swojego kraju, to znaczy do życia, zarządzania i przekazywania w spadku swoim dzieciom, krajowi lub imigrantom. [wojna kognitywna ! i u nas promuje się pajdokrację - MS] Zasadniczo, deschooling w decydujący sposób przyczynił się do zapobieżenia przekazywaniu Rumunii jako dziedzictwa materialnego i kulturowego od przodków do potomków.



– Dlaczego uważa Pan/Pani, że mimo znacznej liczby badań (i książek przetłumaczonych m.in. w Rumunii), opublikowanych w ostatniej dekadzie, na temat szkodliwości wprowadzania komputerów i technologii cyfrowych w edukacji – badań, w wyniku których ważne kraje, takie jak Szwecja czy Holandia, początkowo zorientowane na cyfryzację, w ostatnim czasie zdecydowały się na rezygnację z urządzeń cyfrowych i powrót do tradycyjnych podręczników -, Czy jednak Rumunia za wszelką cenę nalega na narzucenie cyfryzacji, a nawet wprowadzenie narzędzi opartych na sztucznej inteligencji w kształceniu przeduniwersyteckim, o czym wspomniano w projekcie Narodowej Strategii na rzecz Sztucznej Inteligencji na lata 2023-2027? Chociaż, jak wykazał Pan/Pani w swoich badaniach, nie przedstawiono żadnego solidnego argumentu naukowego dotyczącego dydaktycznej przydatności agendy digitalizacji w Rumunii.



– To są ogromne interesy finansowe, które sprawiają, że nawet skandaliczne konflikty interesów są pomijane. Lobby IT finansuje własne artykuły, które twierdzą o korzystnej roli cyfryzacji. I te "studia" stają się następnie materiałami, na które powołuje się Ministerstwo Edukacji Narodowej w procesie cyfryzacji edukacji. To tak, jakbyśmy brali każdą ulotkę reklamową za pewnik i używali jej jako źródła polityki publicznej. Istnieją ogromne korporacje z ogromnymi interesami w branży IT, a władze rumuńskie i unijne zachowują się tak, jakby były organizacjami charytatywnymi zainteresowanymi dobrobytem publicznym. Prowadzą nas ludzie o mentalności tych, którzy na początku lat 90. otrzymali i ukradli przeterminowaną "pomoc".



– Twoja książka i sygnał alarmowy, który uruchomiłeś w 2021 r. poprzez obszerną i rygorystycznie udokumentowaną analizę "Krucjata dzieci: cyfrowa deschooling", zwróciły uwagę na poważne problemy dotyczące stanu rumuńskiej edukacji i destrukcyjnego kierunku, w którym jest ona popychana poprzez dostosowanie się do neoliberalno-globalistycznej agendy i digitalizację jej za wszelką cenę. Czy ten sygnał alarmowy miał wpływ na nauczycieli, rodziców lub młodzież, czy też na wyższym szczeblu na decydentów w Ministerstwie Edukacji? Jakie były reakcje?


–Nie. Bo do moich książek nie dołączają się fundusze. Deschooling i digital deschooling odbywały się za dobre pieniądze. Dzięki reformie wiele zyskano. Odbywały się wakacje, kupowano domy, zabierano ogromne pensje, uruchamiano biznesy. Istnieje cały establishment psychopedagogiczny, który narodził się w wyniku tych przedsiębiorstw państwowych i spółdzielczych. Moje książki są dostarczane tylko z argumentami i odniesieniami do źródeł, a nie z funduszami. Oddźwięk wśród opinii publicznej, w tym rodziców i nauczycieli, był dość silny, ale raczej nie zmienił w żaden sposób biegu rzeczy. Ci, którzy stoją u steru Rumunii, pojmują swoje strategiczne interesy w sposób, który obejmuje deedukację Rumunii i upowszechnienie analfabetyzmu. Organizacje prasowe są doskonale dostosowane do tego programu. [dokładnie! szczególnie w tym roku opisywałem jak media imbycylizują młodzież - MS]


– W jaki sposób należy zachęcać zdolnych młodych ludzi do pozostania w kraju po zakończeniu studiów? Rumunia traci wielu utalentowanych i najlepiej wyszkolonych młodych ludzi, którzy mogliby tworzyć elitę kraju, pracując w służbie swojego narodu, ale zdecydowali się opuścić swój kraj. Co należy dla nich zrobić?

– Należy stosować zasadę "Właściwy człowiek na właściwym miejscu". Mamy odpowiednią formę i ludzi i dla nich też byłoby dla nas miejsce. Teraz system jest pełen miernych pochlebców, niekompetentnych, plagiatorów. Wyjeżdżają nie tylko błyskotliwi młodzi ludzie, ale także normalni ludzie, ale z charakterem, zwykli ludzie w kraju.


– W Strategii Cyfryzacji Edukacji w Rumunii Ministerstwo Edukacji przejmuje szereg rekomendacji sformułowanych przez DIGITALEUROPE, które pokazał Pan/Pani, że jest głównym narzędziem, za pomocą którego lobby Big Tech narzuca swoją agendę cyfryzacji w Europie i Rumunii. Jednym z głównych zaleceń jest "rozwój publiczno-prywatnych partnerstw instytucjonalnych w zakresie tworzenia modułów programowych kształcenia na odległość". Jak Pan/Pani komentuje ten cel?


– Tak, jest to szkoła typu penitencjarnego, powszechnie stosowana w praktyce w niektórych krajach afrykańskich, a wyjątkowo w innych częściach świata z okazji tego, co WHO określa mianem "pandemii". To szkoła z Wielkim Bratem. Niczego się nie uczysz, ale trzymasz się miejsca i wszystko kontrolujesz.



– W książce z 2014 r. austriacki filolog i psycholog Bernhard Heinzlmaier, prezes wiedeńskiego Instytutu Badań nad Kulturą Młodzieży, ostrzegał, że "ekonomizm, pragmatyzm i utylitaryzm" zdecydowanie odcisnęły swoje piętno na obecnym systemie edukacji, czego konsekwencją jest formacja młodych ludzi indywidualistów, pragmatycznych i egoistycznych, zainteresowanych jedynie materialnym spełnieniem. 

Zdaniem autora zjawiskiem, które powinno nas niepokoić, jest "systematyczna imbecylizacja młodzieży, wrzucanej, z wąskim horyzontem wiedzy i z oschłą duszą, w nieludzkie społeczeństwo, w którym liczą się tylko wyniki". Jest to tendencja powtórzona również w Rumunii, gdzie w zaproponowanych na początku 2016 r. planach reformy edukacji położono nacisk na wartości utylitarne, na integrację z rynkiem światowym (pisanie CV, listów intencyjnych itp.), ze szkodą dla czytelnictwa i kształtowania się solidnej kultury ogólnej, a także kultury narodowej (która obejmowałaby znajomość własnej historii i rumuńskich realiów). [te same procesy co u nas - MS] Na te plany reform zareagował Pan wówczas swoją analizą "Taktyka spalonego systemu edukacji". Biorąc pod uwagę, że ustawa o oświacie wspomina również o potrzebie kształtowania "infrastruktury mentalnej społeczeństwa rumuńskiego" w sensie sprawnego funkcjonowania "w kontekście globalizacji", co może nam Pan powiedzieć o tych zmianach? [chodzi o "potoczność" ??- MS]

– Szkoła nie ma na celu uczenia się, ale kształcenie. Ale wychowują, nie zajmując się charakterem. Innymi słowy, format. Infrastruktura mentalna jest naszym oprogramowaniem, w wizji tych inżynierów społecznych, którzy nas prowadzą. Społeczeństwo nie jest nieludzkie, ponieważ liczą się tylko wyniki, społeczeństwo jest nieludzkie, ponieważ liczy się tylko to, co elity administracyjno-korporacyjne zdecydują, że powinno mieć znaczenie: wczorajsze wyniki, dziś różnorodność i integracja. Ataki na performans są atakami na stary neoliberalizm wywodzący się z nowej lewicy, rzekomo zaabsorbowanej człowiekiem. W rzeczywistości programowe horyzonty Zielonego Resetu są złowrogie i antyludzkie. 

Transhumanizm jest rzeczywistością rozwijaną przez politykę, przez masową imigrację, przez wszystko, co jest związane z agendą DEI (różnorodność, równość, integracja, przyp. red.). Człowiek jest atakowany i wypierany przez masową imigrację, sztuczną inteligencję oraz politykę gospodarczą, finansową i energetyczną narzuconą przez Zielony Reset.

A te rzeczy nie mają nic wspólnego z efektywnością czy wydajnością – bo są masowo subsydiowane z budżetu państwa, z pieniędzy podatników – ani z humanizmem czy empatią, bo miażdżą człowieka, jego życie rodzinne, utopijnymi imperatywami wyłożonymi na asfalcie technokratycznego żargonu.



– Co, Pana zdaniem, jest powodem, dla którego wielu nauczycieli i rodziców nie zajmuje zdecydowanego stanowiska wobec tych zmian, które mają szkodliwy wpływ na edukację i rozwój naszych dzieci i młodzieży? Wręcz przeciwnie, wielu nawet je przyjmuje i uważa za korzystne.


– Jedni zyskują na reformach (nauczyciele), inni myślą, że wygrywają (rodzice), jeszcze inni nie do końca rozumieją, co się dzieje. Niektórzy każdego dnia ciężko walczą, aby położyć bochenek chleba na dziecięcym stole i nadążyć za ciągłą ofensywą prowadzoną przez krajowe i międzynarodowe instytucje przeciwko zwykłemu człowiekowi. Nie mają już czasu myśleć o takich rzeczach.

Świat już nie czyta, nie ma już kontaktu z logosem, z logiką, z argumentacją, z rozumem. Idziemy na emocje i wrażenia. 

Potrzeba by kilku miesięcy intensywnej kampanii w telewizji i zobaczenia, jak bardzo wszyscy byliby zaangażowani.





ziarulumina.ro

Autor: Irina Bazon







piątek, 5 lipca 2024

Kto przeciwny Polsce?


przedruk



tysol.pl

Miażdżąca większość Polaków nie chce Zielonego Ładu i likwidacji państwa polskiego [Nasz sondaż]


03.06.2024 12:56



W tej chwili wyniki badania „Polacy o Zielonym Ładzie” – być może najważniejszego w historii obecności Polski w Unii Europejskiej – są opracowywane i na ich podstawie przygotowywany jest raport. Raport, jak zapewnia współautorka dr Katarzyna Obłąkowska, będzie opublikowany i zostanie przedstawiony rządowi oraz parlamentarzystom. Z czasem znajdzie się również w brukselskich urzędach. Z jednej strony po to, żeby zwrócić uwagę eurokratom, że ich polityka powolnej zmiany ustroju z demokracji, która była początkiem zjednoczonej Europy, na autokratyzm, który może stać się jednym z elementów wprowadzanego sukcesywnie – tak jak przewidywały to założenia komunistycznego Manifestu z Ventotene – superpaństwa ze stolicą w Brukseli, federacji regionów, a nie państw – nie jest niezauważana przez europejskie narody, a z pewnością nie przez Polaków. Z drugiej po to, aby natchnąć europejskich naukowców do przeprowadzenia podobnych badań w innych krajach Unii Europejskiej. Badań, które mogą przerwać spiralę milczenia narzucaną niemal każdemu zachodnioeuropejskiemu społeczeństwu.

Badanie „Polacy o Zielonym Ładzie” pokazuje dwie rzeczy – bez względu na piękne słowa europejskich, ale również wielu polskich polityków o konieczności wprowadzenia zrównoważonego ekorozwoju Polacy nie zgadzają się z jego założeniami.

Choć – to kolejna konkluzja – nie wszystkie te założenia znamy. O kilkudziesięciu aktach prawnych, które głosowano i które zaczynają lub niedługo zaczną obowiązywać i mają się stać podstawą Zielonego Ładu, nasi przedstawiciele w Brukseli dotychczas nam nie wspominali lub wspominali niechętnie. I to bez względu na to, czy mówimy o europarlamentarzystach, czy rządzie i nadwiślańskiej administracji publicznej. Czy wynikało to z ich niewiedzy, czy może niechęci tłumaczenia wszystkiego suwerenowi, który – to trend obserwowany od kilku lat nie tylko w Polsce – powoli zamienia się w klasę poddanych, podobnie jak unijna demokracja zamienia się w autokrację.



Polacy boją się Zielonego Ładu

W zdecydowanej większości – to niemal 80 proc. ankietowanych reprezentantów wszystkich grup zawodowych i klas społecznych w Polsce – nie zgadzamy się na wprowadzenie Zielonego Ładu nad Wisłą w obecnym kształcie. 34,9 proc. Polaków uważa, że ta unijna polityka powinna zostać odrzucona w całości. 42,9 proc. z nas jest zdania, że powinny zostać w niej wprowadzone istotne zmiany, w innym wypadku nie ma zgody na jej przyjęcie. Nawet ci, którym z politykami Brukseli najbardziej jest po drodze, w dużej części (19 proc.) są przekonani, że w Zielonym Ładzie powinny znaleźć się niewielkie zmiany. I tylko 3,3 proc. badanych Polaków przepisy i reguły Zielonego Ładu popiera w pełni i bezkrytycznie.


– Z naszych badań wynika, że Polacy w znakomitej większości Zielonego Ładu po prostu się boją

– komentuje dr Katarzyna Obłąkowska.

– Przy czym najbardziej obawiają się jej rolnicy i właściciele firm. Najmniej zaś mieszkańcy największych polskich aglomeracji i, co bardzo mnie zaskoczyło, emeryci. Być może dzieje się tak dlatego, że słyszą oni zapewnienia o wsparciu państwowym dla osób o najniższych dochodach w ramach całej UE. Rolnicy, których strajk obserwujemy obecnie w Polsce, a także właściciele prywatnych firm nie są w stanie policzyć kosztów swojej działalności gospodarczej po wprowadzeniu przepisów Zielonego Ładu. Wielu przedsiębiorców, a wiemy to nie tylko z badań, ale również trwającej publicznej dyskusji na ten temat, obawia się, czy ich firmy będą w stanie przetrwać wprowadzenie tych przepisów.

Nie dziwi więc wyjątkowo silne społeczne poparcie dla strajku rolników. Zdecydowanie strajk popiera 41,3 proc. Polaków, 23,1 proc. zaś „raczej go popiera”.


Referendum jest konieczne

Polacy zdecydowanie domagają się również przeprowadzenia ogólnokrajowego i wiążącego rządzących referendum w sprawie wprowadzania Zielonego Ładu. 

Na pytanie: „Czy w Polsce powinno odbyć się referendum dotyczące zobowiązania Rządu, Parlamentu i Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej do podjęcia działań w celu całkowitego odrzucenia polityki Unii Europejskiej o nazwie Zielony Ład?”, ponad połowa ankietowanych („zdecydowanie tak” – 33,1 proc., „raczej tak” – 23,4 proc.) odpowiedziała, że oczekuje takiego referendum.
 

– Z wyników naszych badań wynika, że tylko 26,4 proc. społeczeństwa jest przeciwna takiemu referendum. I znów najwyższe poparcie dla niego obserwujemy wśród rolników (71 proc.), którzy są przekonani, że referendum powinno odbyć się właśnie z takim pytaniem, czyli de facto domagających się zobowiązania władz publicznych do całkowitego odrzucenia Zielonego Ładu – wyjaśnia dr Obłąkowska. – Bardzo duże poparcie dla referendum jest wśród osób pracujących w przemyśle – to prawie 66 proc., w budownictwie – prawie 68 proc., ale 62 proc. również wśród pracowników biurowych.


To oznacza, że Polacy nie chcą być przedmiotem tej ani żadnej innej unijnej polityki. Chcemy być podmiotem, co wyraźnie było widać po odpowiedziach również na inne pytania naszego badania.


Polacy nie chcą unijnego superpaństwa

Na pytanie: „Czy jest Pan/i za likwidacją państwa Rzeczpospolita Polska poprzez włączenie jego terytorium i ludności do Federalnej Unii Europejskiej ze stolicą w Brukseli?”, 
„zdecydowanie nie” odpowiedziało 69 proc. ankietowanych. 
14 proc. zaznaczyło odpowiedź „raczej nie”, co łącznie daje 83 proc. 

Za rezygnacją z polskiej państwowości („zdecydowanie tak” i „raczej tak”) było jedynie 3 proc. badanych.


14%  tj. ok.  4,2 mln osób - trudno powiedzieć??


KO - w wyborach 2023 r. zdobyła 6 629 145 głosów


3% z 30 milionów dorosłych daje 900 000 obywateli



Ciekawe, kto jest na nie...












Oznacza to, że Polacy nie chcą i nie będą sprzyjać tworzeniu unijnego superpaństwa. Jako kraj przystępowaliśmy do wspólnoty ojczyzn i utrzymania tego statusu oczekujemy od Unii.

Większość, bo 62,2 proc. Polaków, zdecydowanie popiera właśnie taki przyszły model Unii Europejskiej. Jeżeli status ten miałby się zmienić, eurokraci muszą liczyć się ze wzrastającą niechęcią Polaków do Wspólnoty. Już dzisiaj suma głosów zdecydowanie i raczej popierających opuszczenie przez Polskę Unii Europejskiej to 22,4 proc. ankietowanych, czyli… ponad jedna piąta. Podobne wyniki pokazywały badania prowadzone przez Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa przed rozpoczęciem (udanej dla UKIP, ale nieudanej dla brytyjskiej gospodarki) procedury brexitu, czyli rozwodu z Brukselą.

Warto jednak zauważyć, że ponad 60 proc. z nas chce („zdecydowanie” – 42,5 proc., „raczej” – 20,5 proc.) pozostania we Wspólnocie Europejskiej.

– Jednak chodzi o wspólnotę równych podmiotów, Europę Ojczyzn – wyjaśnia dr Katarzyna Obłąkowska. – Polska jest państwem zachodniego chrześcijaństwa i zachodniej cywilizacji. Polska chce być w UE, z całą pewnością daleko nam do cywilizacji wschodnioeuropejskiej, charakteryzującej się autokratycznymi rządami. My chcemy być w świecie demokratycznym, unii równorzędnych narodów, bez ksenofobii, narodów, które szanują się nawzajem i gdzie żaden nie chce zdominować innego. Nie popieramy natomiast Unii Europejskiej unitarnej, nie zgadzamy się na federalizację wspólnoty. Chcemy funkcjonować jako równorzędny dla wszystkich partner w Europie Ojczyzn opartej na patriotyzmie każdego narodu.

Badanie „Polacy o Zielonym Ładzie” zostało przeprowadzone na przełomie kwietnia i maja tego roku na próbie 1213 osób przy maksymalnym błędzie 3,7 proc. Technikę realizacji wywiadów oparto na metodzie triangulacji – połączono wywiad telefoniczny, wywiad przez internet i wywiad osobisty. Próba odpowiadała strukturze płci, wieku, wykształcenia, wielkości i województwa zamieszkania, aktywności zawodowej i sektorowi zatrudnienia Polaków.


Polacy mówią "nie" Zielonemu Ładowi

Paweł Pietkun: – Co Państwa badania mówią o nas, Polakach, w kontekście unijnych polityk?

Dr Katarzyna Obłąkowska: – Większość społeczeństwa jest albo za zmianami, albo za całkowitym porzuceniem Zielonego Ładu. Ponad połowa z nas chce referendum w tej sprawie. A to świadczy o tym, że chcemy być podmiotami polityki krajowej, ale również europejskiej. Najbardziej referendum chcą młodzi dorośli, czyli osoby w wieku 30–44 lata, a najmniej seniorzy. 


Polscy obywatele obserwują, że unijna polityka jest narzucona w trybie z góry na dół, bez pytania ich o zgodę czy opinię, w trybie zupełnie autokratycznym, gdzie obywatele są przedmiotami polityki, podmiotami zaś elity polityczne i być może jakieś grupy interesów. Nie odpowiada nam ta sytuacja, szczególnie dorosłym w okresie sprawczości. To jest najlepszym dowodem na to, że jesteśmy narodem nie gorszym od innych narodów europejskich, który domaga się od swoich elit politycznych uznania tego, kto jest w naszym państwie faktycznym suwerenem.

Nasze badanie zrealizowaliśmy w momencie, gdy jeszcze możemy wyrażać opinię o polityce UE, ale być może przeoczyliśmy moment, w którym mogliśmy jeszcze na nią realnie wpływać, choć mam nadzieję, że tak nie jest. Rodzi się pytanie, czy nadal w europejskiej polityce jesteśmy podmiotami. Zastanawiam się, czy byliśmy odpowiednio informowani jako społeczeństwo przez swoich przedstawicieli w Brukseli, co tak naprawdę dzieje się w Unii Europejskiej. Zielony Ład to cały szereg aktów prawnych, nad którymi pracowano już od dawna. Tymczasem pochylamy się nad nim dopiero teraz i nie z inicjatywy naszych przedstawicieli, ale oddolnie.

– Jak wypadamy na tle innych narodów europejskich?

– Nie wiem, jaka jest opinia na temat Zielonego Ładu innych europejskich społeczeństw, ponieważ innych społeczeństw nie badałam. Mam nadzieję, że podobne badania są prowadzone również w innych europejskich krajach, choć jak na razie nie słyszałam o żadnych podobnych.

My swój raport – jego redaktorem będzie dr Artur Bartoszewicz – na pewno przedstawimy rządowi i polskim parlamentarzystom, z pewnością zaprezentujemy go na specjalnej konferencji prasowej. Myślę, że przekażemy raport także Komisji Europejskiej i europarlamentarzystom, szczególnie że będzie to nowy Parlament Europejski – liczę, że wrażliwy na podmiotowość obywateli państw członkowskich. Chciałabym, żeby podobne badania zostały przeprowadzone również w innych krajach, bo nasze badania mogą się okazać zbyt słabym głosem w unijnej polityce. Proszę pamiętać, że Zielony Ład pokazuje nam nie tylko otwartość europejskich społeczeństw na przykład na zmiany, ale przede wszystkim kondycję europejskiej demokracji. Właściwie Komisja Europejska powinna sama przeprowadzić podobne badania we wszystkich krajach, gdyby była nastawiona na demokrację.


Jeżeli urzędnicy unijni nie będą chcieli zapytać społeczeństw europejskich o Zielony Ład, a zamiast tego narzucić go odgórnie, to widać wyraźnie, że Unia jest nakierowana na inne niż demokracja wartości. Że chce coraz bardziej zamieniać obywateli z suwerena w poddanych. Z pewnością zrobimy wszystko, żeby zainteresować opinię publiczną innych europejskich państw naszymi badaniami. Są tego warte.


Metodologia

Próba:

próba reprezentatywna dla populacji obywateli Polski 18+ losowo-kwotowa oparta na schemacie wielostopniowym. 

W próbie obywatele reprezentujący zgodnie z rozkładem tych cech w populacji: każde województwo Polski, sześć klas wielkości miejscowości (od wsi do największych miast), każdą grupę wiekową, każde wykształcenie, kobiety i mężczyzn, pracujących i niepracujących (m.in. studenci, emeryci, bezrobotni). W próbie osoby pracujące w różnych sektorach gospodarki (publiczny (w tym: administracja, edukacja, zdrowie, opieka, kultura, sprawiedliwość, bezpieczeństwo), przemysł, rolnictwo, budownictwo, transport, handel i usługi), a także na różnych stanowiskach pracy (właściciele, kadra zarządzająca, specjaliści, pracownicy biurowi i fizyczni).

Wielkość próby: 1213 osób
Metoda badawcza: wywiad kwestionariuszowy
Technika realizacji wywiadów: 200 osobiste (CAPI), 402 telefoniczne (CATI), 611 internetowe (CAWI).
Termin realizacji badania w terenie: 22.04-06.05.2024 r.

Realizator badania w terenie, doboru próby i statystyk: PBS Sp. z o.o. – polska agencja badawcza, jedna z wiodących na rynku polskim, prowadzi badania od 34 lata (od 1990 r.), jako jedyna firma badawcza w Polsce posiada certyfikaty PKJPA (Polskie Standardy Jakości Realizacji Badań Rynku i Opinii Społecznej) przyznawane przez OFBOR (Organizacja Firm Badania Opinii i Rynku) we wszystkich 8 kategoriach badań, ma doświadczenie w realizacji projektów wielomodułowych, unijnych, wysokobudżetowych i długoterminowych.



Opracowanie kwestionariusza: dr Katarzyna Agnieszka Obłąkowska i dr Artur Bartoszewicz
Kierownik badania: dr Katarzyna Agnieszka Obłąkowska





całość wraz z wykresami tutaj:


tysol.pl/a122675-miazdzaca-wiekszosc-polakow-nie-chce-zielonego-ladu-i-likwidacji-panstwa-polskiego-nasz-sondaz









.rp.pl/wybory/art39279101-wybory-2023-ile-glosow-stracil-pis-w-porownaniu-do-wyborow-sprzed-czterech-lat



niedziela, 23 czerwca 2024

Czas wybudzić się ze snu...





przedruk




22.06.2024 08:26

„Czas wybudzić się ze snu...”. 
Mateusz Morawiecki bije na alarm w sprawie przyszłości Europy!



"Czas wybudzić się ze snu. Rzeczywistość napiera. Pauza strategiczna dobiera końca, a nasz kontynent mierzy się z wieloma wyzwaniami. (...) Możesz się nie interesować polityką, możesz się nie interesować wojną. Ale wojna i polityka zainteresują się Tobą. Tak nie odzyskamy naszej przyszłości. Musimy być raczej jak żeglarze, którzy kilkaset lat temu opuszczali kontynent - i poczuć ich ekscytację, jaka im towarzyszyła, gdy dobijali do nieznanych sobie lądów..." - brzmi fragment artykułu, jaki były premier Mateusz Morawiecki napisał w artykule dla "Politico".

W obszernym tekście pt. "Wielka sprzeczność Europy", były szef polskiego rządu wskazuje na wiele zagrożeń, ale i wyzwań, które stoją przed naszym kontynentem. Ostrzega także, że my, jako obywatele - nie możemy stać z boku i tylko się przyglądać. Bo jak zaznacza - "unijni decydenci chcą w teorii zabezpieczyć wszystko, wszędzie i naraz, ale nie przyjmują do wiadomości, że plany, którymi się posługują, zdążyły przez trzy lata pożółknąć i nie odwzorowują już realnie istniejącego świata".
Każą oszczędzać, a wzywają do wydatków

Pisze również, że "w wielkim skrócie: Europa realizuje wewnętrznie sprzeczną strategię. Narzuca najbardziej restrykcyjne normy środowisko i jednocześnie pragnie konkurować z tymi, którzy normy środowiskowe mają za nic".
 
"Hołduje idei wolnego handlu, gdy wszyscy liczący się gracze stosują - bardziej lub mniej subtelnie - strategie protekcjonistyczne i eksportowe. Unia narzuca państwom członkowskim wymogi redukcji zadłużenia, a zarazem wzywa do realizacji coraz bardziej ambitnych zobowiązań. Słyszymy, że trzeba obniżać dług i zbijać inflację, ale również podnosić nakłady na zbrojenia, odchodzić od węgla i inwestować w nisko- i zero-emisyjne technologie"

– brzmi dalszy fragment artykułu.

I w to zasadzie sprawdziło się, bo Polska obecnie została włączona do grupy, których deficyt budżetowy przekroczył 3 procent PKB. Co za tym idzie - kraj nasz został objęty tzw. procedurą nadmiernego deficytu. W efekcie - koniecznym będzie wprowadzenie cięć w wydatkach państwa.


"Prawda jest jednak taka, że dzisiejsze realia – przede wszystkim finansowe, ale też geopolityczne i społeczne – nie pozwalają w krótkim czasie spełnić tych trzech wielkich celów jednocześnie"

- przyznał.



"Nie stać nas"

Za największe wyzwanie, które stoi przed Europą, Morawiecki wskazuje politykę bezpieczeństwa. Nie bez powodu. Wymaga ona przecież olbrzymich nakładów finansów. Zdaniem byłego premiera, nasz kontynent przeznacza globalnie - o wiele (około 500 mld euro) za mało środków na to, aby zabezpieczyć się przed potencjalnymi zagrożeniami. A te płyną w głównej mierze ze wschodu... Zwrócił uwagę na to, o czym często mówi prezydent RP Andrzej Duda - konieczności przeznaczania przez kraje NATO od 4 do 5 proc. PKB na obronność.


"Jedno chcę jednak podkreślić: nie chodzi o zmianę zapisów księgowych. Chodzi o zmianę mentalności, o przebudzenie na nowo europejskiej wyobraźni strategicznej. Świat Zachodu lekceważył te głębokie, strukturalne zagrożenia blisko 35 lat. Nie stać nas na ani jeden rok więcej"

- bije na alarm wiceprezes PiS.

To jednak nie wszystko... Bo jak podkreśla Morawiecki - przed Starym Kontynentem stoją konkretne możliwości, z których koniecznym będzie wybranie jak najodpowiedniejszej drogi. W jego opinii - jeśli zdecydujemy się na priorytetowe traktowanie polityki bezpieczeństwa i ochrony klimatu, to musi się to wiązać z koniecznością ostrego zwrotu w polityce społecznej, a ten - z pewnością będzie dotkliwy dla europejskich społeczeństw, przyzwyczajonych do modelu państwa dobrobytu.


"Zbyt niskie wydatki na innowacyjność (społeczną, technologiczną itd.) będą z kolei skazywały Europę na coraz bardziej podrzędną rolę"

- wskazał.

I zaalarmował, że "jeśli Europa postawi na politykę społeczną i klimatyczną, to ucierpi na tym obronność, co z kolei sprawi, że kontynent będzie musiał drżeć ze strachu przed coraz bardziej agresywną Rosją, ale także innych cywilizacji".
Koniec rajów podatkowych

Były premier podkreślił, jest przekonany, iż "ze wszystkich dostępnych opcji trzeba realizować strategię wspierania polityki państwa dobrobytu i bezpieczeństwa". Dodał, że przy tym, iż mieszanka skupienia na welfare state i klimacie mogłaby być domeną bezpiecznych, bogatych społeczeństw, co przy obecnych kryzysach geopolitycznych nie jest realnym scenariuszem. Tu najważniejsze jest bezpieczeństwo. Bez niego, ciężko mówić o prawidłowym i sukcesywnym rozwoju gospodarki czy nowoczesnej technologii. A nawet o zero-emisyjnej polityce klimatycznej.

"W najbliższych latach Europa musi przejść głęboką, szeroko zakrojoną reindustrializację – obejmującą przemysł obronny. Ale też musi zaangażować się w zasadniczą przebudowę finansów publicznych. Najwyższa pora skończyć z rajami podatkowymi. To w nich, jak przyznaje sama Komisja Europejska, tonie ponad 150 mld euro rocznie"

- dodał.

W tekście znalazł się także bardzo ważny apel o przebudzenie europejskich społeczeństw, które uśpione narracją o klimacie i bezpieczeństwie coraz bardziej pozostają w tyle za innymi, rozwijającymi się społeczeństwami.

Myślą przewodnią artykułu - jak podkreśla Morawiecki - jest rozpoczęcie debaty na temat najpoważniejszych kwestii rozwojowych.


"Nadszedł czas decyzji. Czas rozwiązania wielkiego dylematu, czas wykroczenia poza the impossible trinity 2.0. Los jest w naszych rękach. A stawka – najwyższa z możliwych. Albo Europa będzie wielka i stanie się kontynentem przyszłości, albo nie będzie jej wcale"

- brzmi podsumowanie.







niezalezna.pl/polityka/czas-wybudzic-sie-ze-snu-mateusz-morawiecki-bije-na-alarm-ws-przyszlosci-europy/520702


czwartek, 16 maja 2024

Złoto Rumunii

 


No wiecie co!!!


"Od czasu zamachu stanu w grudniu 1989 roku Rumunia straciła znacznie więcej niż straciła w dwóch wojnach światowych, katastrofalnych powodziach w 1970 i 1975 roku oraz trzęsieniu ziemi w 1977 roku razem wziętych. 


W tym czasie nie zbudowano i nie osiągnięto tak wiele rozwoju jak w latach dyktatury, tych, które zostaną splądrowane po 1989 roku. A potem pytam retorycznie: co jeszcze reprezentuje wartość rumuńskiego skarbu w Moskwie? Prawie nic."



przedruk

nieco słabe tłumaczenie automatyczne




Prof. dr Corvin Lupu:
Co dziś symbolizuje skarb Rumunii w Moskwie?



W marcu 2024 r. sześć odrębnych grup w Parlamencie Europejskim złożyło rezolucje w sprawie konieczności zwrotu przez Federację Rosyjską rumuńskiego skarbu zdeponowanego w Moskwie w grudniu 1916 r. i czerwcu 1917 r. 

W efekcie 14 marca 2024 r. wydano ostateczną rezolucję potwierdzającą prawo Rumunii do tego ważnego skarbu wartości oraz konieczność wprowadzenia tej kwestii do agendy rumuńsko-rosyjskich rozmów dwustronnych, gdy tylko kontekst międzynarodowy będzie sprzyjał takim dialogom dyplomatycznym. Rezolucja nie odnosi się do części skarbu zwróconego Rumunii przez Związek Radziecki w 1936 i 1956 roku.

Z drugiej strony, rezolucja Parlamentu Europejskiego jest również doceniana jako włączenie Rumunii do stołu powierniczego, na wypadek, gdyby sumy pieniędzy Federacji Rosyjskiej zablokowane w różnych bankach świata zachodniego zostały wykorzystane do wypłaty odszkodowań różnym stronom, które zgłaszają roszczenia w wyniku naruszenia ich interesów przez Federację Rosyjską. Trudno przewidzieć, że państwa zachodnie podejmą taką decyzję, co w dłuższej perspektywie oznaczałoby całkowite zerwanie z Rosją, co wiąże się również z poważnymi zagrożeniami dla bezpieczeństwa i blokadami dyplomatycznymi, które z czasem dotkną je w znacznie większym stopniu niż wartość kwot, które mogłyby przywłaszczyć sobie od Rosji. A za co mają brać pieniądze Rosjan? Dać ją nam, Ukraińcom, Polakom, innym sługom Zachodu?

W 2022 r., po wybuchu konfliktu między Rosją a Zachodem, Rumunia zwróciła się do Federacji Rosyjskiej o wypłacenie jej czterech mld euro, na rachunek równowartości Skarbu Państwa. W marcu 2024 r. w Rumunii wartość Skarbu Państwa wyceniono na trzy mld euro. Czy liderzy w Bukareszcie nie wzięli udziału w cenie?

W styczniu 1918 r., po zerwaniu przez Rosję Sowiecką stosunków dyplomatycznych z Rumunią i kiedy Włodzimierz Lenin ogłosił, że przejmuje skarb Rumunii, aby w przyszłości zwrócić go tylko w rękach narodu rumuńskiego, jego wartość była wówczas dla Rumunii ogromna.

Rumunia była krajem zacofanym, w którym ponad 85% ludności pracowało w rolnictwie przy użyciu narzędzi i metod sięgających średniowiecza, czyli 400-500 lat. Kraj walczył o wyjście ze średniowiecza i powstanie na nowo. Wtedy rzeczywiście rumuńska klasa polityczna miałaby powody do wyrzutów sumienia, że odrzuciła ofertę złożoną w listopadzie 1917 r. przez Lenina, że w zamian za uznanie przez Rumunię nowego reżimu sowieckiego w Rosji i zawarcie traktatu o nieagresji uzyska uznanie członkostwa Besarabii w Rumunii i Skarbu Państwa. 

Rumuńska klasa polityczna i historycy unikają pisania o tych sprawach. Po poważnym pogorszeniu stosunków Rumunii z ZSRR Sowieci nie chcieli wspominać o ofercie Lenina, zmieniając strategię i twierdząc, że Besarabia należy się im słusznie. W takim razie tak, skarb Rumunii reprezentował wiele.

Zastanówmy się jednak, jaka jest wartość rumuńskiego skarbu zdeponowanego w Moskwie podczas I wojny światowej? Przede wszystkim jego wartość sentymentalna jest bardzo wysoka, której nie można zaprzeczyć, co wpływa na wrażliwość narodową Rumunów, którzy jeszcze się nie wynarodowili.

Ale pod względem finansowym, czym innym jest Skarb Państwa Moskwy?

W marcu 2024 r. dług Rumunii wobec żydowskiego międzynarodowego systemu bankowego wynosił ponad 170 mld euro, plus gwarancje państwa rumuńskiego na duże sumy pieniędzy pożyczone przez niektóre duże firmy zagraniczne na terytorium Rumunii, za które to pożyczki odpowiada państwo rumuńskie, które je poręczyło. W styczniu 2024 roku Rumunia zapłaciła odsetki o wartości 10 mld euro! Narodowy Instytut Statystyczny poinformował, że w styczniu 2024 r. zadłużenie zagraniczne Rumunii wzrosło o kolejne 4,1 mld euro.

Pod koniec ubiegłego roku Rumunię odwiedzili i kontrolowali jej szefowie finansowi, czyli MFW. Delegacja Międzynarodowego Funduszu Walutowego zaleciła rządowi rumuńskiemu ostrożniejsze opodatkowanie podstaw systemu, czyli małych i średnich przedsiębiorstw, oraz złagodzenie opodatkowania dużych przedsiębiorstw, oczywiście w większości (prawie wszystkie), zagranicznych. 

Argumentem delegatów MFW było to, że duże zagraniczne firmy zatrudniają wielu pracowników i jeśli zostaną opodatkowane, istnieje niebezpieczeństwo likwidacji wielu miejsc pracy. Żydzi z MFW nie mogli już dłużej litować się nad Rumunami i obawiali się, że Rumuni zostaną bez pracy. Niech więc ANAF uderzy w małe rumuńskie firmy, wyciśnie je z rynku, a wielkich właścicieli zagranicznych firm zostawi w spokoju! To tylko firmy naszych mistrzów! Mam na myśli ich! Firmy te, wraz z zagranicznymi bankami i towarzystwami ubezpieczeniowymi (98% wszystkich firm ubezpieczeniowych to firmy zagraniczne) nielegalnie eksportują szacowany zysk na poziomie ok. 150 mld EUR rocznie. 

Cóż, jak mogą nie dać nam 10-15 miliardów euro z funduszy europejskich, pieniędzy, które sprawiają, że nieuważni Rumuni myślą, że Unia Europejska nas przetrzymuje! Że bez Unii Europejskiej Rumunia zginie na miejscu. Ale Unia Europejska przyszła do Rumunii po to, żeby brać, a nie dawać!

W ten sposób opodatkowania ANAF pobiera mniej niż 30% całkowitych wpływów należnych państwu rumuńskiemu. No właśnie, gdzie w kraju powinny być pieniądze? To dlatego państwo rumuńskie pożycza w jednym, ku radości żydowskich bankierów, którzy starannie pobierają odsetki, że stali się lichwiarzami! Nie zapominamy, że Rumunia zaciągała pożyczki na najwyższe stopy procentowe stosowane w zachodnim systemie bankowym.

Na początku 2000 roku rumuński bank centralny, kierowany przez 34 lata przez oficera bezpieczeństwa Mugura Isarescu, niewłaściwie nazwał Narodowym Bankiem Rumunii, ponieważ nie należy on do Rumunii, ale do żydowskich bankierów z MFW, Banku Światowego, systemu Rezerwy Federalnej, ogłosił, że nie kupuje już złota. 

Rumunia nie potrzebuje już złota! 

Wszystkie kopalnie złota wysyłały rudę do fabryki w Copsa Mică, gdzie złoto doprowadzano do czystości ok. 65%, a stamtąd został wysłany do fabryki w Baia Mare, która podniosła go do bardzo wysokiej czystości, a stamtąd trafił do Banku Narodowego, pomnażając bogactwo kraju.

Ale nasi żydowscy panowie nie chcą już bogatej Rumunii, ale taką, która została przez nich splądrowana, a Mugur Isarescu, prawdziwy Iser (!), gra na rękę szabrownikom.


W rezultacie, jedna po drugiej, wszystkie kopalnie i obie razem wzięte zostały zamknięte.

Beneficjent zniknął, fundusze zniknęły i po 2000 lat świetności nadeszła katastrofa w wydobyciu złota. Ile złota zebrano by w ciągu ostatnich 23 lat, gdyby nadal je wydobywano. Ale zdrajcy stojący na czele Rumunii chcieli oddać wydobycie złota zagranicznym i chciwym Żydom, za symboliczne tantiemy i te wypłacane państwu rumuńskiemu, zgodnie z własnymi deklaracjami zagranicznych firm żydowskich co do ilości wydobytej rudy.

Następnie, tylnymi drzwiami, Isarescu wysłał za granicę, głównie do Londynu, ok. 65 ton rumuńskiego złota (są też wypowiedzi, które mówią, że jest to około 80 ton!), odziedziczonego po byłym państwowym reżimie socjalistycznym, tym, który zarządzał pracą Rumunów. 

W 2019 r. ówczesny szef partii rządzącej, Liviu Dragnea, uciekinier z nikczemnego systemu i przechodzący do obozu suwerenistów, zażądał zwrotu rumuńskiego złota, ale BNR się temu sprzeciwiła! Dragnea zażądał również, aby opłaty licencyjne płacone przez obcokrajowców za eksploatację złota i wszystkich innych zasobów naturalnych zostały uchwalone na poziomie 50%. Nic więcej nie zrobiono, gdyż Liviu Dragnea został uwięziony i przetrzymywany w więzieniu przez trzy lata. Na Zachodzie nikt nie mówi o tym rumuńskim skarbie. Czy ktokolwiek jeszcze myśli, że kiedykolwiek wróci do Rumunii?

Więc nie potrzebujemy już złota! Dlaczego więc wciąż prosimy Moskwę o złoto?

W 2004 r. rumuński premier Calin Popescu Tariceanu i minister spraw zagranicznych Mihai Razvan Ungureanu przekazali Węgrom całe dziedzictwo Fundacji "Emanoil Gojdu", na które składają się sumy pieniędzy, złoża złota, imponujące budynki, obrazy o wysokiej wartości zdeponowane w bankach itp. 

W 2008 r., kiedy powołano komisję śledczą do zbadania legalności tej alienacji, śledztwo, które nigdy nie zostało zakończone, ustalono, że wartość majątku Fundacji "Emanoil Gojdu" wynosi 3 mld euro. Nikt już nie rości sobie pretensji do tego wielkiego dziedzictwa, ci, którzy je sobie wyalienowali, są wolni i zamożni, ale mamy do czynienia tylko z niezwróconą częścią moskiewskiego skarbca.

W tych okolicznościach wracam do tematu tych słów i ponownie zadaję pytanie: co dziś oznacza skarb Rumunii w Moskwie?

23 grudnia 1991 roku były Związek Radziecki rozpadł się, a telewizja na całym świecie nadawała na żywo moment, w którym Michaił Gorbaczow podpisał akt rozwiązania ZSRR. Powstało 15 nowych państw, z których wyzwolona spod sowieckiej dominacji Federacja Rosyjska była i jest najważniejsza, największa i najpotężniejsza. 

W styczniu 1992 roku, zgodnie ze zwyczajem, prezydent Rumunii Ion Ilici Iliescu udał się na Kreml, aby powitać nowego cara Borysa Jelcyna, a Federacja Rosyjska stała się spadkobiercą prawa międzynarodowego byłego ZSRR. Ion Iliescu wciąż liczył na dobre relacje z Rosją. Spotkanie rozpoczęło się jednak chłodno, a w trakcie rozmów stało się jeszcze bardziej napięte. Borys Jelcyn miał pretensje do Iona Iliescu, który podczas puczu moskiewskiego w sierpniu 1991 r. stanął po stronie bolszewickich konserwatystów stalinowsko-breżniowskich, przeciwników Borysa Jelcyna. Borys Jelcyn powiedział Ionowi Iliescu, że dla niego drzwi Kremla będą w przyszłości zamknięte. Ion Iliescu próbował przeciwdziałać i dyskutować o problemach rumuńskich terytoriów okupowanych przez były ZSRR oraz o problemie rumuńskiego skarbu w Moskwie. Borys Jelcyn się zdenerwował. Dziś wiemy, że Borys Jelcyn był alkoholikiem, który zaczynał dzień pracy od alkoholu. Mógł też być pijany. Ion Iliescu nie powiedział o tym swoim bliskim współpracownikom po powrocie. Ale in vino veritas, aber in Votka ist auch etwas: po powrocie do Bukaresztu Ion Iliescu relacjonował, że Borys Jelcyn zapytał go, jaki skarb chce, bo nie chciał mu żadnego skarbu. Jelcyn powiedział mu, że skarb jest zapłatą Rumunii za ochronę, jaką Rosja zapewniła Rumunii przez dziesięciolecia swobodnego rozwoju, chroniona przed chciwością Zachodu, bez niczyjej deklaracji. 

Jelcyn powiedział: "Zachód przyjdzie i zabierze wam wszystko!"

[w Polsce ostrzegał Rakowski - MS]

Jakże dobrze wiedział o tym Borys Jelcyn! Cóż za wielka prawda, którą powiedział Iliescu! A Ion Ilici Iliescu, ostrzeżony przez Borysa Jelcyna, nie podjął żadnych działań ochronnych, a służby bezpieczeństwa, które powinny być bezpieczeństwem narodowym Rumunii, czyli służby specjalne, w tym wojskowe, nie zrobiły nic, aby chronić Rumunię przed grabieżą Zachodu! Wręcz przeciwnie, oni również należeli do szabrowników, razem z cudzoziemcami!


Od czasu zamachu stanu w grudniu 1989 roku Rumunia straciła znacznie więcej niż straciła w dwóch wojnach światowych, katastrofalnych powodziach w 1970 i 1975 roku oraz trzęsieniu ziemi w 1977 roku razem wziętych. W tym czasie nie zbudowano i nie osiągnięto tak wiele, jak w latach dyktatury rozwoju, tych, które zostaną splądrowane po 1989 roku. A potem pytam retorycznie: co jeszcze reprezentuje wartość rumuńskiego skarbu w Moskwie? Prawie nic.


Rumuński skarb w Moskwie może natomiast stanowić czynnik pogarszający i tak już napięte stosunki rumuńsko-rosyjskie. Mam na myśli fakt, że przed przystąpieniem Rumunii do NATO Federacja Rosyjska złożyła Rumunii szereg ofert. Rosja poprosiła Rumunię, by nie wstępowała do NATO, bo Moskwie nie podoba się bliskość wrogich armii do czoła Rosji. 

Rosja zaoferowała Rumunii gwarancje bezpieczeństwa i bardzo nowoczesne uzbrojenie (systemy SS 400 i inne), które postawiłyby sąsiadów Rumunii, naszych historycznych przeciwników, w całkowitej niższości militarnej. Oprócz gwarancji bezpieczeństwa Rosja obiecała pełny zwrot rumuńskiego skarbu z Moskwy! 

Następnie, pomimo wstąpienia Rumunii do NATO, ambasador Rumunii w Moskwie, generał kosmonauta Dumitru Prunariu, przebywający na misji w latach 2004-2005, został wezwany do rosyjskiego MSZ i polecono mu wysłać do Bukaresztu komisję do współpracy w identyfikacji niezwróconych jeszcze skarbów. Kiedy ambasador Dumitru Prunariu przekazał to prezydentowi Traianowi Băsescu, odwołał go ze stanowiska! Nie wysłano żadnej prowizji po Skarb Państwa. Powód był tylko jeden: aby nie wzrosła popularność Federacji Rosyjskiej i prezydenta Władimira Putina wśród Rumunów. Ambasador wie więcej o ofertach Federacji Rosyjskiej, ale rozporządzenie nie pozwala mu mówić, a z drugiej strony jego syn jest dyrektorem Instytutu Lotnictwa.

Kolejny ważny moment nastąpił w 2008 roku, kiedy to z okazji szczytu NATO na szczeblu głów państw w Bukareszcie przyjechał prezydent Władimir Putin, wówczas jeszcze funkcjonujące porozumienie NATO-Rosja. Przy zorganizowanym z tej okazji stole protokolarnym prezydent Władimir Putin zaproponował Traianowi Băsescu, że Rosja sprzeda Rumunii po najlepszej cenie cały gaz, który eksportuje na Ukrainę, a Rumunia odsprzeda go Ukrainie z marżą handlową, której chce. 

Ukraina była dużym krajem, jeszcze nie wyludnionym, z 40 milionami mieszkańców w tym czasie i dużą i energochłonną gospodarką, zbudowaną w czasach Związku Radzieckiego, kiedy nie było oszczędności energii, zwłaszcza gazu, kraj miał ogromne zasoby. Rosja, która stała się prawosławnym krajem nacjonalistycznym, wyciągnęła rękę do Rumunii, próbując ustanowić inny sposób promowania stosunków z Rumunią niż sowiecki okres proletariackiego internacjonalizmu. Tylko dzięki tej transakcji Rumunia mogła odzyskać wartość wielu skarbów. Pod naciskiem Amerykanów Rumunia odrzuciła ofertę.

Tak więc, po tym, jak zaoferowano nam Skarb Państwa i inne możliwości o wartości historycznej, a my odrzuciliśmy je wszystkie, przywódcy judeo-euroatlantyckiej Rumunii przybyli teraz i z wielką pompą proszą o Skarb Państwa za pośrednictwem Parlamentu Europejskiego. Czym to jest w oczach wielkich Kremla? Czy nie jest to jakaś bezczelność kraju, który stał się bardzo mały, zubożały, okupowany militarnie przez cudzoziemców i zawdzięczany supermocarstwu światowemu? Czy bezczelność nie opłaca się w historii? A kiedy tej bezczelności towarzyszą liczne prowokacyjne działania nieodpowiedzialnych przywódców w Bukareszcie przeciwko Federacji Rosyjskiej, to czy nie są to czynniki ryzyka dla bezpieczeństwa narodowego Rumunii?

Jako historyk wiem jedno: Rosja jest światowym mocarstwem, które w ciągu ostatnich dwóch stuleci wywarło największy wpływ na losy Rumunii. Wiem też, że Kreml operuje licznikami, które z wielką precyzją rejestrują wszystkie relacje Rosji z sąsiadami. Z sąsiadami trzeba mieć lepiej niż z braćmi, mówi stare i mądre rumuńskie przysłowie. 

Władcy Rumunii po 1989 r., będący owocem zdrady, która doprowadziła do zamachu stanu i utraty suwerenności narodowej, nie respektowali wspomnianej siły aksjomatu. Wiem też, że Rosja zawsze płaciła rachunki, które rejestrowały te liczniki. Rosja nie zostaje oczywiście pozostawiona z niesankcjonowanymi przestępstwami, we właściwym czasie. Wiem też dokładnie, że w ramach przyszłych umów międzynarodowych, które będą dotyczyły również Rumunii, Rosja zasiądzie przy stole decydentów, a Rumunia będzie na zewnątrz, na korytarzu, stojąc, drżąc w oczekiwaniu na decyzje.

Mój wniosek jest taki, że w tym historycznym momencie i w tym kontekście politycznym, w którym Rumunia doprowadziła do zerwania stosunków z Federacją Rosyjską, skarb Rumunii w Moskwie nie zostanie odzyskany. Z drugiej strony, w porównaniu z ogromnymi stratami zadanymi Rumunii przez "nikczemny" (Traian Basescu) judeo-euroatlantycki reżim polityczny promowany przez "upadłe" państwo (Klaus Johannis), wartość rumuńskiego skarbu w Moskwie jest prawie zerowa.

Skarb Rumunii w Moskwie pozostaje tylko chwilą, sekwencją w burzliwej historii współczesnej Rumunii.







Źródło: