Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą królestwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą królestwo. Pokaż wszystkie posty

piątek, 2 maja 2025

Historię studiować i wyciągać wnioski na przyszłość





przedruk





Zdrowy naród pamięta o zwycięstwach

3 dni temu




Nadwiślańskie elity polityczne uwielbiają celebrować klęski, promują w naszym narodzie kult klęski, mesjanizmu, celebracje porażek. W roku 2025 mamy do czynienia z wieloma okrągłymi rocznicami ważnymi dla naszego narodu.

Rocznice te są zarazem ważne, godne pamiętania, ale i są symbolami tryumfu naszego narodu / państwa. W tym roku obchodzimy tysiąclecie koronacji Bolesława Chrobrego, 80. rocznicę wyzwolenia zachodnich ziem naszego kraju przez Armię Czerwoną i Wojsko Polskie. W tym roku mija także 500 lat od złożenia hołdu lennego królowi Polski przez Albrechta Hohenzollerna. Krzyżacy stali się lennikami państwa polskiego.


Oligarchia i gnuśność Zygmunta Starego

Król Zygmunt Stary jest przeceniany w polskiej historiografii. Zamiast prowadzić politykę ekspansywną, eurazjatycką jak jego ojciec Kazimierz Jagiellończyk i dziadek Władysław Jagiełło, Zygmunt zaczął prowadzić politykę kunktatorską. Zamiast prowadzić politykę dynamiczną, król sprowadzał malarzy, rzeźbiarzy. Za czasów Zygmunta Starego szlachta zaczęła gnuśnieć. Zygmunt Stary zamiast wprowadzić nowoczesny, skuteczny system rządów, które były zarówno na zachodzie jak i na wschodzie, pozwolił rosnąć w siłę oligarchii magnackiej. Magnaci sprzedawali zboże na Zachód, kraje zachodnie budowały flotę, wprowadzały nowoczesne rozwiązania, a Polska była rządzona przez władców, którzy byli otoczeni przez ówczesnych odpowiedników Achmetowa, Kołomojskiego, Pinczuka, Chodorkowskiego, Berezowskiego, Abramowicza.


Hołd Pruski – sukces, ale nie do końca

Hołd Pruski należy uznać z jednej strony za zwycięstwo Polaków (zmuszenie do, jak się okazało – tymczasowej uległości, największego wroga, którego sobie sami sprowadziliśmy). Z drugiej strony przy pierwszej nadarzającej się okazji Prusacy wyzwolili się z zależności od Polski. Krzyżacy nie mieli oporu przed likwidacją Jaćwingów, Prusów. Polacy powinni postąpić podobnie i należało ówczesne Księstwo Pruskie przyłączyć do Polski, nadając pewne przywileje, jednocześnie ludzi nieprzychylnych zneutralizować. Polacy za swoją naiwność drogo zapłacili, bowiem to Prusy były największym orędownikiem rozbiorów Polski (wbrew propagandzie polskojęzycznej, caryca Katarzyna chciała Polskę przekształcić w prorosyjski protektorat, a chwiejny, niezdecydowany nasz król Stanisław August Poniatowski miał wiele okazji, by zawrzeć z Moskwą sojusz z pozycji junior partnera). To Prusacy opłacali i podburzali szlachtę przeciwko Rosji. Rosja nie miała żadnego interesu w rozbiorach Polski, bowiem lepiej dla Moskwy było mieć względną kontrolę nad całym terytorium Polski niż tylko nad jej częścią (mało kto pamięta, że Grodno i Warszawa przez pewien czas były w państwie pruskim).


Pruskie przekleństwo

To z Prus wywodziły się polakożercę prądy, które później objęły zjednoczone państwo niemieckie. Prusakiem był nie kto inny, jak wielki niemiecki mąż stanu, a zarazem polakożerca Otto von Bismarck. Zagrożenia niemieckiego wynikającego z wpływów pruskich nasz naród pozbył się na pewien czas wraz z wejściem Armii Czerwonej i Wojska Polskiego. To o wyzwoleniu Bytomia, Wrocławia, Olsztyna, Gdańska i wielu innych miast musimy pamiętać. Zamiast tego świętujemy klęski.


Zdobycze Iwana Groźnego

Iwan IV Groźny jest demonizowany w polskiej historiografii. Rację ma profesor Aleksandr Dugin, który często porównuje Iwana do Josifa Stalina. Iwan IV Groźny i Stalin byli psychopatami, zbrodniarzami a zarazem geniuszami politycznymi. Iwan podbił Chanat Kazański, Chanat Astrachański. Za czasów jego rządów państwo ze stolicą w Moskwie podporządkowało sobie także tereny Ordy Nogajskiej i Chanatu Syberyjskiego. Za czasów rządów Iwana Groźnego Moskwa podporządkowała sobie także Baszkirię. Mimo swojej brutalności, pierwszy car Rosji tolerował odrębność etniczną i religijną pobijanych i podporządkowywanych obszarów. Widzimy to do dziś. W Kazaniu według danych z 2021 roku większość względną stanowią Tatarzy. Tatarzy stanowią 48,8% ludności stolicy Tatarstanu. W Astrachaniu nadal żyją Tatarzy Astrachańscy. Według danych z 2021 roku, 5,7% populacji Astrachania stanowią Tatarzy Astrachańscy. W Tiumeniu nadal żyją Tatarzy Syberyjscy. W Ufie – stolicy Baszkortostanu Baszkirzy według danych z 2021 roku stanowią 20,4%.


Zdrowy naród pamięta o zwycięstwach

Jak widać, Iwan IV Groźny potrafił podbić inne ludy skutecznie. Wbrew bajkom nadwiślańskich prometeistów, tendencje separatystyczne w Federacji Rosyjskiej są bardzo słabe (nieco inaczej to wyglądało w epoce anarchii za czasów rządów Borysa Jelcyna). Zwłaszcza Anglosasi, ale także Hiszpanie potrafi w trakcie kolonizacji mordować całe grupy etniczne. Iwan IV Groźny i inni rosyjscy władcy przy pomocy różnych metod byli w stanie zbudować wieloetniczne, wielowyznaniowe imperium.

Gdyby na tronie Polski w 1525 roku zasiadał ktoś o mentalności Iwana Groźnego, to z całą pewnością problem krzyżacki przy pomocy kija i marchewki zostałby rozwiązany. Jednak mimo wszystko należy pamiętać o Hołdzie Pruskim (podobnie z odsieczą wiedeńską, która była zwycięstwem, jednak politycznie należało wtedy inaczej to wszystko rozegrać), bo było to polskie zwycięstwo. Pamiętajmy o polskich zwycięstwach i je świętujmy. Z klęsk należy wyciągać wnioski, a nie je bezrefleksyjnie świętować. Zdrowy naród pamięta o swoich zwycięstwach.



Kamil Waćkowski







tygodnik Myśl Polska




sobota, 5 kwietnia 2025

O koronacji








przedruk


Czym naprawdę jest koronacja? 


Odpowiada prof. Marek Kornat




Koronacja jest związana z Kościołem Rzymskim, a nie ze zgromadzeniami stworzonymi przez Marcina Lutra, Jana Kalwina czy innych im podobnych. W protestantyzmie koronacja została zachowana jako namiastka po to tylko, żeby zaspokoić ludzką wrażliwość. Ludzie chcieli bowiem to mieć, a władca też tego pragnął – mówi prof. Marek Kornat w rozmowie z Tomaszem Kolankiem.



Szanowny Panie profesorze, kilkukrotnie spotkałem się ze stwierdzeniem, że koronacja jest sakramentem. Czy to przenośnia, czy faktycznie koronacja to sakramentem?

Gdyby koronacja była sakramentem, musiałby być na to jakiś formalny akt Kościoła i to akt o randze doktrynalnej, a nie np. swobodna wypowiedź papieża w jakimś liście czy nawet kazaniu. Wtedy mielibyśmy osiem sakramentów świętych. Zapewne w opiniach ludzi średniowiecza (mówię tu o elitach państw chrześcijańskich) koronacja pretendowała do takiej roli. Wielu podchodziło do niej tak, jakby faktycznie był to dodatkowy sakrament, ale nie ma to nic wspólnego z formalnie zdefiniowaną nauką Kościoła o sakramentach. Mamy tu sytuację bez wątpienia podobną do nauki średniowiecznej o obowiązkach rycerza w obronie wiary. Uroczyste pasowanie na rycerza i pełnienie tej roli w wyobraźni średniowiecznej było pojmowane tak, jakby to był quasi-sakrament. Mamy jednak tylko siedem sakramentów. Koronacja i pasowanie na rycerza takimi nie są. Nigdy Kościół tego tak nie zdefiniował.


Jak w związku z tym definiowano koronację? Właśnie jako quasi-sakrament?


Nie, nie była tak definiowana. Koronację tłumaczyło się w najprostszy sposób, mianowicie chodziło o namaszczenie olejami świętymi osoby królewskiej, bo to jest istotą tej ceremonii. Wiąże się z tym odebranie przysięgi od monarchy-elekta, który w ten sposób uzyskiwał religijną sankcję swojej władzy. Religijna sankcja władzy królewskiej to jest nic innego tylko instytucja, która włącza monarchę-elekta w służbę Kościołowi i ludziom na wzór Chrystusa. Król to ma być alter Christus, drugi Chrystus. Jest to górnolotne określenie i oczywiście niezwykle mało monarchów dało po sobie poznać, że tak pełniło swój urząd. Tu jednak chodziło o ideę. Nie o praktykę, ale o ideę, bo każdy człowiek przecież grzeszy, a polityka jest wyjątkową zachętą do grzechu. Nie na darmo powiedział Max Weber, niemiecki socjolog, że kto chce się ćwiczyć w cnocie, nie powinien uprawiać polityki. Oczywiście mówił to jako liberał, więc jemu było łatwo rzucić takie słowa, ale chyba zgodzi się Pan Redaktor, że coś jest rzeczy. Polityka niestety sprzyja grzeszeniu. Niemniej jednak ideał chrześcijańskiego władcy jest ideą wpisującą jego służbę w naukę Chrystusa, służbę ludziom i Kościołowi na wzór Chrystusa.

Szczególnie daleko szła średniowieczna teologia władzy. Głosiła ona teorię „dwóch ciał króla”. Opisał ten fenomen z niezrównaną erudycją historyk liberalny Ernst Kantorowicz (wywodzący się z Poznania, ale był Niemcem, a ściślej Żydem niemieckim z asymilowanej rodziny). Mamy dwa ciała monarchy. Jedno fizyczne, drugie zaś duchowe a jest nim państwo. Państwo jest więc mistycznym ciałem króla, co imituje stosunek Chrystusa do Kościoła. Kościół jest przecież jego mistycznym ciałem, czego uczono ludzi, aż do obecnych czasów, kiedy w wyniku liberalnego przewrotu w Kościele zaczęto głosić teorię tzw. Ludu Bożego, ale to tak na marginesie. Teoria dwóch ciał króla ma oczywiście kolosalnie wielkie konsekwencje dla legitymizacji władzy jako opartej o siłę nadprzyrodzoną, tj. sankcję Boską.

Święte oleje są ważniejsze od korony?

Tak. Są ważniejsze, ponieważ dopełniają ceremonię namaszczenia ciała monarchy. To jest to, co sprawia, że przez święte oleje działa łaska Ducha Świętego. Oleje święte są narzędziem Ducha Świętego. W sprawowaniu obrzędów koronacji występuje jedna fundamentalna różnica, mianowicie: olej katechumenów i olej, który służy do święceń, do sprawowania wszystkich stopni święceń – te dwa oleje były używane we Francji. W takim kraju jak Polska używano tylko jednego oleju, który służy do święceń. Trzeci olej oczywiście nie może być użyty, bo jest to olej chorych do sakramentu ostatniego namaszczenia.

Użycie oleju katechumenów w obrzędzie koronacji monarchów francuskich (od czasów karolińskich w Reims) wywodzi się z opowieści, że Duch Święty przyniósł tzw. św. ampułkę i namaścił głowę Chlodwiga w 496 r., kiedy dokonywał się jego chrzest.

Dodam jeszcze, że przy koronacji karolińskiej olbrzymie znaczenie ma litania do wszystkich świętych z wezwaniami zmienionymi. Zamiast „ora pro nobis” mamy „tu illum adiuva”. Wyraża ona dobrze intencje Kościoła walczącego na ziemi w historycznej chwili namaszczenia nowego monarchy. Ale jeszcze dobitniej wyrażają idę władzy królewskiej. Nazywamy je „laudes regiae”.



Kto dokonuje koronacji? Mam tutaj na myśli koronację katolicką, a nie koronację protestancką czy świecką. Swego czasu profesor Jakub Polit powiedział dobitnie: „Jak doskonale wiadomo nie istnieje ktoś taki jak król świecki, bo jeżeli ktoś tytułuje się królem świeckim, jak ma to miejsce chociażby w Skandynawii, to nie jest to król tylko pajac, który najprawdopodobniej sam nie wierzy w to, że jest królem”.

Mocne słowa, ale prawdziwe. Koronacja jest związana z Kościołem Rzymskim, a nie ze zgromadzeniami stworzonymi przez Marcina Lutra, Jana Kalwina czy innych im podobnych. W protestantyzmie koronacja została zachowana jako namiastka po to tylko, żeby zaspokoić ludzką wrażliwość. Ludzie chcieli bowiem to mieć, a władca też tego pragnął. To jest ta sama bajka, jak w przypadku Lutra, który sprzeciwiał się odarciu kościołów na przykład z obrazów świętych i wyrzucaniu ich na śmietnik. Jako heretyk uważał, że wówczas ludzie się odbiją od religii, nie będą wierzyć już w nic. Należy zmienić naukę (teologię), ale zostawić ile się da ze starych upiększeń, po to, żeby ludzie się przekonywali, iż nic wielkiego się nie zmieniło.

Odpowiedź na Pańskie pytanie nie musi być dwuczęściowa. Jeżeli chodzi o koronację cesarską, która po translacji idei imperium na Karolingów, a potem na królów niemieckich, to takiej koronacji dopełnić mógł jedynie papież jako Głowa Kościoła i Patriarcha Zachodu. Natomiast jeśli chodzi o koronację królewską, dopełnić może jej jedynie arcybiskup, który musi być metropolitą na terytorium kraju tego władcy. Nie może tego dopełnić zwykły biskup.

Wymaga to w przypadku tych koronacji, których dokonuje arcybiskup metropolita i tym samym ordynariusz głównej stolicy kościelnej na terenie kraju, z którego wywodzi się władca, zgody Biskupa Rzymskiego, czyli mandatu apostolskiego. Bez zgody Stolicy Apostolskiej koronacja nie jest nieważna sama w sobie, ale podpada pod ekskomunikę ten, który udzielił sakry królewskiej, jak i ten, który przyjął sakralne namaszczenie podczas tych ceremonii. Jeden i drugi zaciąga ekskomunikę bez konieczności orzeczenia Stolicy Apostolskiej. A więc potrzebny jest mandat apostolski jako warunek sine qua non.

W przypadku Polski kolosalne znaczenie ma oczywiście ustanowienie metropolii gnieźnieńskiej, bo gdyby metropolia gnieźnieńska ustanowiona nie była w 1000 roku z woli Ottona III i gdyby nie udało się w ten sposób wywalczyć tego wywyższenia Kościoła Polskiego, jakim jest własna metropolia, koronacje byłyby niemożliwe. Kościół niemiecki chciał uzależnić polską prowincję kościelną i po to właśnie Otto I ustanowił misyjne biskupstwo w Magdeburgu (nawet wbrew swoim hierarchom), żeby ono czuwało nad polską prowincją kościelną w roli zwierzchniej. Zakładało to ideę nie dopuszczenia do tworzenia nowych metropolii na wschód od Królestwa Niemieckiego.

Tutaj pozwolę sobie dopytać: czy Otto I chciał, żeby Polska tak jak Czechy stała się lennikiem Niemiec?

Tak jest! Otto I chciał podporządkować sobie Polskę jako lenno i rządzić nią według swojego uznania, a poza tym obsadzić stanowiska wyższe klerem niemieckim, który by świadczył posługę i sakramentalną, jak i nauczycielską miejscowej ludności. To się jednak Niemcom nie powiodło. Moim zdaniem, był to jeden z największych sukcesów Polski w naszych ponad 1000-letnich dziejach. Oczywiście zawsze możemy sobie wyobrazić, że gdyby nie doszło do męczeństwa św. Wojciecha i Zjazdu Gnieźnieńskiego oraz wielkodusznych gestów Ottona III, to być może sto lat później uzyskanie metropolii by się powiodło. Ale równie dobrze może by i tak długo jeszcze nie było… Otto III nam sprzyjał. Jako cesarz miał uniwersalną wizję chrześcijańskiej Europy. W wizji tej Galia, to znaczy Francuzi, Italia oczywiście, jego własny naród, czyli Niemcy a ponadto Słowianie, czyli Polacy i Czesi – tworzyliby tę Europę. Papież Sylwester II gorąco wspierał te plany. Był Francuzem, jak wiemy.

Uzyskanie prawa do ustanowienia własnej metropolii w Polsce było zrealizowane dwoma aktami. Najpierw cesarz się zgodził, przybywszy do Gniezna, a fenomenalne zdarzenie, jakim było męczeństwo Świętego Wojciecha to ułatwiło. Cesarz by nie przyjechał do Gniezna, bo i nie byłoby okazji. Nawet gdyby go Bolesław Chrobry zaprosił, to myślę, że nie znalazłby czasu, ale pokłonić się męczennikowi Wojciechowi i jego relikwiom Otton III uważał za obowiązek władcy chrześcijańskiego. I to był pierwszy akt. Drugi akt to synod w Rzymie. (Oczywiście synod był normalny, a nie coś takiego, jak maskarada w dzisiejszym Kościele). Wówczas papież konfirmował decyzję cesarską. Musimy oczywiście pamiętać, że w XI wieku występowało uzależnienie papiestwa od królów niemieckich, aż do fenomenalnego zrywu w obronie wolności Kościoła, który dojdzie do skutku za sprawą Grzegorza VII. Wszystkich papieży zatwierdzał cesarz.

Wywołał Pan Czechy, więc pozwolę sobie powiedzieć, że Czesi szli inną drogą, ponieważ są trzy ówczesne drogi zdobycia korony w naszej części Europy. Stefan Węgierski wyjednał sobie koronę bezpośrednio od papieża. Bolesław Chrobry zdobywał ją w skutek dosyć przypadkowych powikłań, jakimi były śmierć cesarza i śmierć papieża niemal równocześnie. Wówczas to książę Polski podejmuje samowolną decyzję o koronacji. Żąda koronacji i osiąga cel. Koronacja się dopełniła, a następnie została jakoś milcząco zatwierdzona. Zresztą król rychło zmarł.

Czeski książę Wratysław dostał koronę w trzeci sposób, nie wskutek powikłań przypadkowych tak jak Bolesław w 1025 roku i nie wskutek bezpośredniej akcji Stolicy Apostolskiej jak król Stefan, tylko w wyniku opowiedzenia się w walce z papieżem Grzegorzem VII po stronie cesarza Henryka IV. Cesarz ten, niejako w nagrodę, jako najwierniejszemu swojemu wasalowi, dał mu koronę królewską. I tak Czechy stały się królestwem. Czesi szli tu po najmniejszej linii oporu, ale skutecznie.

Wyjątkowe – jak widzimy – okoliczności towarzyszyły pierwszej koronacji monarchy polskiego. Później już polscy królowie nie zdobywali korony w takich powikłaniach. Mieszko II i Bolesław Śmiały, jak wszystko na to wskazuje, na pewno dostali mandat apostolski, żeby być ukoronowanymi. Do momentu tragicznej akcji zgładzenia biskupa krakowskiego Stanisława był najwierniejszym w Europie Środkowej aliantem wielkiego papieża Grzegorza VII i papież ten, jak wszystko na to wskazuje, bardzo sobie to cenił. Z nielicznych informacji jakie zachowały się dla nas, wiemy, że wysłał dwóch legatów do Polski, aby odbyli wizytację lokalnej prowincji Kościoła. Król się zgodził na to i kiedy ci legaci odkryli jakieś nieuczciwe postępki miejscowych biskupów i dwóch z nich złożyli z urzędu, po czym wyjechali do Rzymu, król absolutnie nie sprzeciwił się temu, chociaż ich mianował.

Panie profesorze, czy był jeden ceremoniał koronacyjny, czy może każdy kraj miał swój ceremoniał?

Ceremoniał koronacyjny był inny w Bizancjum, a inny był na Zachodzie. Na Wschodzie był on podporządkowany doktrynie teokracji bizantyjskiej, a na Zachodzie nie było teokracji, bo żaden z królów ani żaden z cesarzy nie ogłosił się kapłanem najwyższym. Nikomu nie przyszło nawet do głowy, żeby to zrobić. Natomiast teologia definiowała władzę królewską jako udział w kapłańskiej władzy Chrystusa Pana. Udział, a tożsamość – to nie jest jednak to samo.

Ceremoniał karoliński musiał być bardzo skromny i jeszcze nie tak rozwinięty jak później. Koronacja w Boże Narodzenie Karola Wielkiego w roku 800 w Rzymie w starej Bazylice Konstantyna na Watykanie przez papieża Leona III musiała się odbyć w sposób prosty. Tam nie mogło być większych, bardziej rozwiniętych ceremonii, dlatego że źródła wspominają o zaskoczeniu króla Franków, który wkroczył do tego kościoła, aby wysłuchać pasterki. I tam włożył mu papież na głowę koronę. Natomiast w czasach Ottonów, po przelaniu władzy cesarskiej na królów niemieckich uległo to rozwinięciu jako ceremonia religijna. Notabene koronacje królów niemieckich nie odbywały się poprzez „automat”. Każdy z nich musiał odbyć specjalną wyprawę do Rzymu, gdzie trzeba było odprawić synod, który zwoływał papież. Na tym synodzie postanawiano o koronacji i odprawiano Mszę Świętą koronacyjną, koniecznie w święto.

Podczas koronacji Ottona I, potem Ottona II, Ottona III itd. tworzono już ceremoniał i ten ceremoniał polegał na takich elementach jak procesja wprowadzająca elekta, następnie czytanie mandatu apostolskiego w obecności papieża. Jeden z biskupów czytał ten tekst stwierdzający, że Najwyższy Kapłan zgadza się ustanowić cesarzem króla niemieckiego. Potem odbywał się tzw. egzamin z wiary. Polegał on na tym, że koronator, czyli papież, zadawał trzy pytania, a tak naprawdę cztery, bo trzecie było podwójne. Pytał, czy cesarz che służyć wierze katolickiej, czy chce umacniać Kościół Święty, wreszcie, czy chce rządzić sprawiedliwie i czy chce troszczyć się o pokój i bezpieczeństwo państwa. Na te pytania koronowany po łacinie odpowiadał trzykrotnie „Volo, volo, volo”, czyli „Chcę, chcę, chcę”. Następowało namaszczenie olejem świętym (głowy, piersi i rąk), a po namaszczeniu dalej toczyła się Msza Święta.

Kiedy wraz z królem koronowana była królowa, nie egzaminował jej konsekrator z wiary, ale odbywało się namaszczenie i włożenie na jej głowę korony. Osobna koronacja królowej była podobna, a odprawiano ją wówczas, gdy np. król ożenił się jakiś czas po wstąpieniu na tron jako kawaler czy wdowiec.

Należy z naciskiem podkreślić, że ubiór koronowanego monarchy w wybitny sposób imituje ubiór biskupa do mszy. Królowi zakładano albę. Płaszcz koronacyjny był po prostu kapą – identyczną jak taka, którą zakłada biskup do uroczystych czynności liturgicznych. Kapa była biała. Kolor złoty należy rozumieć jako wariant bieli. Król nie miał oczywiście na sobie ornatu, bo nie szedł do ołtarza składać ofiary. Nie miał infuły na głowie, bo nie był kapłanem. To w zasadzie jedyne różnice.

Ceremonia koronacyjna wyróżniała się przywilejem królewskiego spożywania komunii świętej. Monarcha nie podchodził do ołtarza. Tronował i do tronu zanoszono mu Ciało Pańskie. Król oczywiście przyjmował komunię na klęcząco. Trzymano się tu form karolińskich. Obrzęd ten zachowano i w papieskiej mszy koronacyjnej. Papieżowi komunię do tronu zanosili kardynałowie, chociaż sam konsekrował.

Koronacja wymagała mszy. W czasie Mszy główny akt był usytuowany między lekcją, a Ewangelią. Przed Ewangelią król-elekt był namaszczany. Po odprawieniu wszystkich części stałych Mszy, dopiero na sam koniec następowało włożenie korony. Potem śpiewano Te Deum laudamus, które kończy całą ceremonię. Konsekrator intonuje ten ambrozjański hymn.

Ten ceremoniał został potem przeniesiony na koronacje narodowe, takie jak u nas w Polsce, z tym, że u nas, to jest tak, że mamy b. skąpe wiadomości o formie koronacji piastowskich (chodzi mi o tzw. ordo coronationis). Wiadomo, że kiedy doszedł do władzy i tak mocno zaznaczył swoją obecność w naszej historii, jeden z największych mężów stanów Polski, czyli kardynał Zbigniew Oleśnicki – to przyczynił się do opracowania nowego polskiego ordo. Po śmierci Władysława Jagiełły (1432), przy koronacji Władysława, którego potem nazwano Warneńczykiem, zaznaczyły się jego wysiłki na rzecz swoistego skodyfikowania tych obrzędów, których potem już nie zmieniano głębiej aż do tragedii rozbiorów. Polskie ordo coronationis, czyli porządek koronacji, Zbigniew Oleśnicki poprawił, ale nie naruszył jego fundamentalnej struktury, czyli nie przeniósł, na przykład koronacji przed Mszę, nie wyprowadził jej poza Mszę. Na pewno korzystał ze znanego mu ordo coronationis królów czeskich. (Naonczas monarchia Karola Luksemburskiego na pewno była dla Europy Środkowej wzorem świetności). Wiedział bowiem, że koniecznie musi być Msza i koniecznie musi być święto przynajmniej drugiej klasy jak niedziela, ale może to być jak najbardziej święto pierwszej klasy, Boże Narodzenie na przykład. Notabene Boże Narodzenie ze względu na liturgię i królewską godność Chrystusa było szczególnie uczęszczane w przypadku takiej ceremonii jako moment bardzo dobry.



Koronacja Mieszka II odbyła w Boże Narodzenie, prawda?

Tak przynajmniej należy przypuszczać, bo to nie jest do końca jasne. Jeżeli przyjmiemy, że Bolesław Chrobry zmarł w czerwcu, to za nim nastąpił niezbędny obieg informacji, czyli wiadomość o śmierci króla musiała dotrzeć do Lateranu, a następnie stamtąd musieli posłańcy przywieźli list z mandatem apostolskim – nie jest możliwe, żeby to nie wymagało około pół roku przy ówczesnych warunkach. Więc tak by należało sądzić. Ale na przykład Władysław Łokietek był koronowany 20 stycznia (1320). To była wielka koronacja, wspaniała, bo Polska się odradzała przez nią jako zjednoczone państwo po tej tragedii rozbicia dzielnicowego. Ale to nie była w Kościele uroczystość większa niż „zwykła” niedziela (jedna z niedziel po Objawieniu Pańskim według mszału).

W wielkim Poście nie koronowano co do zasady, bo trzeba by założyć kolor fioletowy. To nie bardzo pasuje. To samo dotyczy adwentu. Poza tym wszystkie niedziele nadają się dobrze.

Podczas koronacji król miał chwytać za miecz i dokonać cięć na cztery strony świata, co oznaczało, że będzie bronił poddanych…

Poddanych i świętej wiary katolickiej.

A co jeśli nie bronili wiary? Czy mogły spaść na niego jakieś sankcje z ekskomuniką włącznie?

Historia średniowiecza zna – jak najbardziej – przypadki sankcji karnych Stolicy Apostolskiej (aż do ekskomunikacji włącznie) wobec władców chrześcijańskich ociągających się przed wyruszeniem na wyprawę krzyżową (Dotyczy to np. Fryderyka II jako cesarza w XIII w.). To zresztą nie jest nic odkrywczego.

Napoleon Bonaparte sam nałożył sobie na głowę koronę. Jak interpretowano ten gest? Czy łamiąc obowiązujący ceremoniał słusznie nazywa się go cesarzem?

Podkreślił w ten sposób, że nie bierze korony z rąk papieża (Piusa VII), ale ją sam sobie wkłada na głowę. Papież jedynie asystował tej koronacji w katedrze paryskiej Notre Dame 2 grudnia 1804 r. To był gest – jak myślę – mający pogodzić zasadę monarchizmu z rewolucją. Całe pierwsze i drugie cesarstwo Francuzów były takim usiłowaniem kompromisu między tymi koncepcjami. Proszę zwrócić uwagę, że Napoleon I proklamował się cesarzem Francuzów a nie Francji. Chciał podkreślić, że jest z woli narodu, a nie z łaski Bożej. Był człowiekiem wybitnym, ale człowiekiem rewolucji. Podobnie postępował Napoleon III.

Czy we współczesnym świecie istnieje jeszcze jakaś monarchia katolicka? Do niedawna uważałem, że taką jest Watykan, ale teraz mam co do tego poważne wątpliwości…

Po zafundowaniu sobie rewolucji – w skutek reform Soboru Watykańskiego II – Stolica Apostolska, ustami papieży i najwyższych hierarchów odżegnuje się od teorii monarchicznej władzy Biskupa Rzymskiego. Porzucenie tiary, sprzedanej przez Pawła VI – wyraża to najdobitniej. Co gorsza, o posłudze Biskupa Rzymskiego mówi się tak, jakby to była służba jedynie nauczycielska i mediacyjna w Kościele, a nie wyrażająca się w sprawowaniu najwyższej władzy, oczywiście in persona Christi.

Jak Pan myśli – dlaczego świat tak bardzo zachwyca się monarchią brytyjską i tylko brytyjską, a nie na przykład belgijską, hiszpańską, czy norweską?

Monarchia brytyjska zachowała obrzęd koronacji. W tym obrzędzie jest sporo tradycji. To bardzo cenne. Hiszpania czy Belgia nie odprawiają jej celowo, z rozmysłem. Zamiast koronacji urządza się przysięgę króla przed połączonymi izbami parlamentu. Chodzi o to, aby odciąć się od Kościoła i podkreślić laicki charakter państwa. To bardzo zła idea. Obydwa te państwa były katolickie. Belgia w ogóle powstała po to tylko, aby oderwać się od Holandii, w której przeważał protestantyzm. Taki był sens rewolucji wywołanej w r. 1830, która przyniosła nowe państwo na mapie Europy, a jego zaistnienie konfirmowało pięć ówczesnych mocarstw (tzw. pentarchia) siedem lat później.

Kto był ostatnim królem Polski? Tutaj głosy są mocno podzielone. Jedni powiedzą, że Stanisław August Poniatowski, inni że Franciszek Józef, kolejni że Aleksander I, a znam również takich, którzy wskażą Ferdynanda Augusta Wettina.


Cóż, ten ostatni był jedynie księciem warszawskim. Oczywiście, gdyby w roku 1812 Rosja została pokonana i powstało duże państwo polskie, mógł być kandydatem do tronu polskiego, chociaż jak wskazują poszlakowo źródła, Napoleon I raczej planował wstawić na ten tron swego brata Hieronima.

Aleksander I istotnie ogłosił się królem Polski. Było to istotne dopełnienie uchwał Kongresu Wiedeńskiego o utworzeniu państewka polskiego (tzw. Królestwa Polskiego), które miało być związane wieczystą, personalną, unią dynastyczną z Rosją. Tak naprawdę było to przypieczętowanie rozbiorów, bo ów gest przekonywał Europę, że w sumie to jakaś Polska powstaje, że odstępuje się od usiłowania wymazania jej imieniu z historii. Ale dla Polaków był to „ogryzek” dawnej Rzeczypospolitej, jak mówiono o Królestwie Kongresowym. Oczywiście sytuacja realnie by się zmieniła, gdyby Aleksander I przyłączył terytoria wschodnie, czyli Ziemie Zabrane (jak mówili Polacy) do Królestwa, czego jednoznacznie nie wyjawił. Występuje jednak przekaz źródeł, że rozważał to zrobić i na tę okazję rezerwował sobie odprawienie w Warszawie ceremonii koronacyjnej. Ostry sprzeciw rosyjskich elit państwowych podziałał na cara odstręczająco. Wyrażał go manifest historyka Nikołaja Karamzina. Do koronacji Aleksandra – człowieka osobiście życzliwego Polakom – nie doszło nigdy.

Koronacja Mikołaja I była koronacją napoleońską. Car wyjął koronę z rąk abp Jana Pawła Woronicza i włożył ją sobie sam na głowę. Zapewne nie chciał jej na głowie włożonej rękami katolickiego hierarchy. Woronicz odśpiewał modlitwę za panujących – według Pontyfikału rzymskiego. Nastąpiło zaintonowane przez arcybiskupa Te Deum. O żadnym namaszczeniu prawosławnego cara-króla mowy być nie mogło. To wszystko.

Franciszek Józef albo jego następca Karol I (notabene beatyfikowany przez papieża Jana Pawła II) mogli dopełnić koronacji na króla Polski, ale musiałoby nastąpić połączenie jakiegoś państwa czy państewka polskiego (wydartego Rosji) z Austro-Węgrami w czasie I wojny światowej. Tę ideę wyrażał program tzw. trializmu, czy przekształcenia monarchii habsburskiej w trójczłonową. Projekt nie był od początku realistyczny, chociaż popierali go polscy konserwatyści. Nie był realistyczny z trzech powodów. Przeciwne były mu Niemcy. Niechętnie odnosili się Węgrzy, bo chcieli zachować uprzywilejowaną pozycję w państwie dualistycznym. Last but not least, nadeszło osłabienie i rozkład wewnętrzny Austro-Węgier, któremu Karol I nie zdołał zaradzić.

Teza, iż carowie (Aleksander i Mikołaj) byli królami polskimi, jest dlatego nie dobra, bo sugeruje, że godzimy się z rozbiorami. W każdym razie afirmujemy porządek jaki one wytworzyły. To nie może być popierane. Jestem przeciwko tej koncepcji.

Widzimy wyraźnie, że system demokratyczny się wypala. Ludzie poszukują silnego lidera na trudne czasy, a te niewątpliwie nadchodzą. Może w związku z tym czas pomyśleć o przywróceniu monarchii katolickiej? Czy taki pomysł jest w ogóle możliwy do zrealizowania i urzeczywistnienia?

Władza bez sankcji nadprzyrodzonej sprowadza się do rządów na podstawie umowy społecznej w rozumieniu Rousseau (nie Hobbesa). To bardzo krucha władza. Jej uzasadnieniem jest liberalizm. W naszych czasach liberalizm stworzył jednak tzw. społeczeństwo wielokulturowe. Kościół zaś zafundował sobie rewolucję wewnętrzną i nie głosi już nauki i państwie katolickim. Tak powstała sytuacja bez wyjścia. Władza biorąca tytuł do rządzenia z teorii suwerenności ludu, a w praktyce czerpiąca swe uzasadnienie z głosowania – musi prowadzić politykę „koncertu życzeń”, czyli spełniania wszystkich możliwych postulatów, jakie wychodzą od ludu, czy też jego przedstawicieli dysponujących mediami, czy pieniędzmi, bo oni krzyczą najgłośniej. Często realizuje się nawet bardzo wątpliwe, czy też perwersyjne żądania. Nierzadko odsuwa się od rządzenia tych, którzy akurat mają jakiś pomysł na to rządzenie. W Polsce na przykład, jesienią 2023 r. ludność w głosowaniu powszechnym odrzuciła umiarkowanie konserwatywny rząd Prawa i Sprawiedliwości, fundując sobie to, co mamy, czyli panowanie szalejącego liberalizmu, pod znakami wściekłości i odwetu, walki z Kościołem, a przede wszystkim rezygnacji z niemal wszystkich ambitniejszych projektów państwowych.












Program konferencji
9.30 – 10.30
Rejestracja uczestników

10:30
Otwarcie konferencji przez p. Krzysztofa Bosaka, Wicemarszałka Sejmu RP

11.00 – 11.45
Wykład: prof. Grzegorza Kucharczyka
Świętość i suwerenność.
Jak i dlaczego powstało tysiąc lat temu Królestwo Polskie?

11:45 – 12:30
Wykład: prof. Jacek Bartyzel
Teologia polityczna Królestwa Polskiego.

12:30 – 13:00
Przerwa kawowa

13:00 – 13:45
Wykład red. Piotra Doerre
Monarcha – zwieńczenie państwa i narodu.

13:45 – 15:00
Przerwa obiadowa

15:00 – 16:30
Panel dyskusyjny pt.
Król nie umiera nigdy – dlaczego koronacja sprzed 1000 lat ma znaczenie dla Polaków żyjących w XXI wieku?

Udział biorą:
prof. Anna Łabno; red. Sławomir Skiba; prof. G. Kucharczyk;
prof. Jacek Janowski.
Moderator: red. Arkadiusz Stelmach

Prowadzenie konferencji: red. Paweł Chmielewski

Szczegóły i REJESTRACJA – kliknij TUTAJ

***

A już 12 kwietnia 2025 roku w Krakowie odbędą się wyjątkowe obchody Jubileuszu 1000-Lecia Koronacji Bolesława Chrobrego.

Gościem specjalnym konferencji będzie ks. prof. Tadeusz Guz. Oprócz kapłana swoje prelekcje wygłoszą: Sławomir Skiba; Piotr Doerre; Marcin Śrama; Sergiusz Muszyński; Tomasz Goździk; Aleksander Kowaliński; Krzysztof Kaniewski oraz Mateusz Kofin.

Mszę Świętą odprawi ks. Grzegorz Śniadoch.

Kliknij TUTAJ i pomóż nam w organizacji krakowskiego wydarzenia

12 kwietnia 2025 – Kraków
PROGRAM:

10:00 – Msza Święta
Kościół Niepokalanego Poczęcia NMP, ul. Kopernika 19

12:00 – Marsz Tysiąclecia
Rozpoczęcie na placu Matejki, zakończenie: plac Wielkiej Armii Napoleona

13:00 – Piknik rodzinny
plac Wielkiej Armii Napoleona

16:00 – Konferencja historyczna
Hotel Golden Tulip, ul. Krakowska 28

Kliknij TUTAJ i pomóż nam w organizacji krakowskiego wydarzenia










Czym naprawdę jest koronacja? Odpowiada prof. Marek Kornat - PCH24.pl




wtorek, 15 października 2024

Herb Krzysztofa Kolumba






przedruk
tłumaczenie automatyczne





Dokument, w którym Królowie Katoliccy przyznają Kolumbowi jego herb, trafia do prywatnej sprzedaży

Galeria sztuki Ansorena (Madryt) wystawiła na aukcji oryginalny dokument, w którym Królowie Katoliccy przyznają odkrywcy Ameryki, Krzysztofowi Kolumbowi, herb, ponieważ nie osiągnął on kwoty, o którą prosiła rodzina, dokument trafił na sprzedaż prywatną.


ondacero.es

Madryt

18.12.2018 06:00
(Opublikowano 14.12.2018 11:13)




Dokument, w którym Królowie Katoliccy przekazują herb Krzysztofowi Kolumbowi | Carlota Colón de Carvajal



Liczący 525 lat dokument trafił do prywatnej sprzedaży z szacunkową ceną 1 250 000 i 1 550 000 euro. Przedstawiał zamek, lwa, kilka wysp, kilka kotwic, a także stary herb jego rodziny, tarczę, która kilkadziesiąt lat później została ozdobiona mottem lub legendą: "A Castilla y a León Nuevo Mundo dio Colón" lub "Por Castilla y por León Nuevo Mundo encontró Colón".

Nadanie tego przywileju nastąpiło po powrocie odkrywcy z jego pierwszej podróży do Ameryki, w Barcelonie pod koniec wiosny 1493 roku. Dokument został napisany na pergaminie o wymiarach 275 x 435 mm i przedstawia w jego centralnej części polichromowaną tarczę, co w tamtych czasach było bardzo niezwykłe. Do tej pory rękopis był przechowywany przez rodzinę, jak napisał Kolumb w swoim testamencie z 1497 roku, a więc był częścią archiwum książąt Veragua, tytułu nadanego przez Karola I Hiszpańskiego i V Niemieckiego Luisowi Colónowi de Toledo, wnukowi admirała, w 1537 roku


Jak wyjaśnia historyk i potomek odkrywcy, Anunciada Colón de Carvajal Gorosábel, dokument ten jest częścią tajemnic biografii Krzysztofa Kolumba. Obecnie tajemnica dotycząca jego rodziny jest utrzymywana przy życiu: jakie było jego pochodzenie? Skąd wziął się herb rodowy, na który powołują się Królowie Katoliccy w tym przywileju? Czy możesz udzielić jakichś wskazówek co do jego prawdziwego pochodzenia?

Obecnie dyskusja na ten temat jest nadal otwarta. Nie ma zatem zgody co do jego narodowości ani co do środowiska społecznego jego rodziny. Czy był synem zgrzeblarzy wełny? Czy pochodził z rodziny nawigatorów, a nawet miał przodków admirałów? Ta ostatnia informacja pochodzi od samego Kolumba, co powtórzył jego drugi syn, Hernando Colón, w biografii, którą napisał o swoim ojcu. Mimo wszystko bibliografia na ten temat wciąż się powiększa i nie wydaje się, aby kryteria były jednomyślne: narodowości przypisywane Kolumbowi są wielorakie, z różnych miast obecnie włoskich (Genua, Cucaro, Saona, ...), hiszpańskich (z Ibizy, Majorki, Barcelony, Pontevedry, Guadalajary, ...), portugalskich, greckich, korsykańskich, a nawet amerykańskich.

Możemy Państwa zapewnić, że mamy do czynienia z bardzo cennym nabytkiem dla samego Krzysztofa Kolumba. Między 1492 a 1506 rokiem, w którym zmarł zmarł, upłynęło 14 lat, podczas których poświęcił jak najwięcej na eksplorację nowych ziem (należy pominąć okresy chorób, które w sumie sumują się do kilku lat); nie nabywał majątku, zajmował się jedynie konserwacją swoich dokumentów i książek, głównej spuścizny, którą chciał przekazać swoim synom: Diego i Hernando.

Z tego powodu, a także ze względu na niepewność związaną z zabraniem ich ze sobą, zdecydował się powierzyć ich opiekę wielkiemu przyjacielowi, bratu Gasparowi Gorricio, mnichowi z klasztoru jaskiń w Sewilli, który od 1500 roku trzymał je we własnej celi. Była to niewątpliwie mądra decyzja, ponieważ w tamtych latach nie było bezpieczniejszego miejsca, tak jak dziś byłby to sejf banku. To zamiłowanie do papierów i nauk faworyzowanych przez książki miało wielki wpływ na jego syna Hernando Colóna, który poświęcił większość swojego życia na gromadzenie najważniejszej prywatnej biblioteki w Europie, której część zbiorów jest zachowana, tworząc Bibliotekę Colombina w Sewilli.

Najnowsze kontrowersje: oskarżenia Kolumba o ludobójstwo

W XXI wieku na różnych szerokościach geograficznych Ameryki pojawiły się teorie, w których Krzysztof Kolumb jest odpowiedzialny za spadek populacji tubylczej, który nastąpił dziesięciolecia, a nawet wieki po jego śmierci. Pamiętną datą był 12 października 1492 roku, kiedy to 90 ludzi na pokładzie trzech statków dotarło do Nowego Kontynentu po trzech miesiącach żeglugi.

Czytając opowieści i kroniki z tamtych lat, łatwo zauważyć, że mentalność i zwyczaje były bardzo różne. W ciągu ponad 500 lat, które nas dzielą, świat ewoluował społecznie i politycznie, tak że nie można oceniać człowieczeństwa w tych dwóch momentach według tych samych kryteriów. Mimo wszystko polityczna refleksja, która dokonała się na Dworze Królów Katolickich w odniesieniu do osobowości prawnej i traktowania, na jakie zasługiwali osadnicy amerykańscy, była jak na tamte czasy bardzo zaawansowana, do tego stopnia, że niektóre z jej postulatów zostały wzięte pod uwagę przy opracowywaniu Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka z 1948 roku.


Krzysztof Kolumb był zdobywcą, który jako ultrareligijny ubiegał się o prawa Kastylii wpojone przez królową Izabelę Katolicką wszystkim jej wiernym, na mocy których tubylcy nie byli niewolnikami, ale poddanymi Korony i tak też byli traktowani. Ponadto kolonizacja hiszpańska sprowadziła do Ameryki pierwszy uniwersytet, zlokalizowany w Santo Domingo w 1551 roku. Wnosząc w ten sposób kulturę do rozwoju rdzennej ludności i nowych ludów Korony.



Współczesna wersja herbu Kolumba.






Opis pierwszej wersji herbu ze strony: canalpatrimonio.com



Jest to oryginalny dokument, jedyne przedstawienie pierwszego herbu Krzysztofa Kolumba, dokumentu o dużej wartości historycznej, który był strzeżony przez rodzinę admirała, jak napisał odkrywca w swoim testamencie z 1497 roku. 

Dokument jest oryginalnym rękopisem, który został wydany na pergaminie owczym o wymiarach 275 x 435 milimetrów z łodygą o szerokości 43 milimetrów, z której środkowej części zwisają brązowo-zielone wstążki, na których znajdowała się brakująca ołowiana pieczęć walidacji. 

W centralnej części tekstu zarezerwowana jest główna przestrzeń, w której wykonany jest herb w technice polichromii, podzielony na pięć części. 



Herb Krzysztofa Kolumba z oryginalnego nadania królów hiszpańskich| CCC | ondacero.es

W prawej górnej części znajduje się zamek w kolorze złotym (dla królestwa Kastylii), na białym brzegu, a w lewej górnej części biały szalejący lew (dla królestwa León).

U dołu po prawej stronie znajduje się ikonografia wysp i masy lądowej reprezentującej wyspy i kontynent Nowego Świata, w złocie na falach morskich. 

A dolna lewa część jest podzielona na dwie części, w jednej górnej części znajduje się pięć kotwic w kolorze złotym przez Admiralicję, a poniżej ramiona przedstawione w kolorze czerwonym na złotym tle z niebieską opaską.


Na dokumencie widoczne są starożytne fałdy, które odpowiadają drewnianej skrzyni, w której był pierwotnie przechowywany. Tekst otaczający herb można uznać za niepublikowany, zdaniem Lópeza Serrano, ponieważ historycy nie mieli dostępu do tego dokumentu, który pozostał ze spadkobiercami przez 500 lat. 

"Królewski Oryginał Zaopatrzenia dwukrotnie wyjechał poza Hiszpanię na wystawy; jeden z nich w 1893 r. w Chicago, a drugi w 1976 r. w Waszyngtonie. Ale historycy i badacze nie mieli bezpośredniego dostępu do oryginalnego dokumentu, a jedynie do tekstu, o którym mowa w rejestrze przywilejów w Księdze Cédulasa, autorstwa Fernándeza Álvareza de Toledo" – przekonuje specjalista. Rodzaj zapisu, który był przechowywany na temat praw i przywilejów przyznanych przez Królów Katolickich, który znajduje się w Archiwum Indii.

Pismo manuskryptu jest pismem przywilejów z XV wieku, o wielkiej doskonałości i regularności, małymi literami, z poprawnym użyciem wielkich liter, kilkoma linkami i skrótami. Dokument nadający herb Krzysztofowi Kolumbowi znalazł się w Archiwum Książąt Veragua, a obecnie należy do ich potomków. Obecnie, do czasu aukcji, przechowywany jest w sejfie w Domu Aukcyjnym.



ZDJĘCIA: Jedyne przedstawienie pierwszego herbu Krzysztofa Kolumba, niepublikowanego do tej pory dokumentu na pergaminie welinowym, zostanie wystawione na aukcji 17 grudnia o wartości od 1,25 miliona do 1,5 miliona.




za cristobal-colon.com:


w tekście oryginalnym - czynne linki do podstron



O NIEPUBLIKOWANYM HERBIE HERBU KRZYSZTOFA KOLUMB.

W niepublikowanym rękopisie, znalezionym w bibliotece madryckiej w 1950 roku, którego właścicielem, Kolekcja Herbów i Herbów Indii [chodzi oczywiście o Indie Zachodnie, czyli Karaiby i Amerykę - MS] i którego autorem, Fernando Martínez de Huete (urzędnik Rady Indii w połowie i pod koniec XVIII wieku, autor cenionych dzieł historycznych i geograficznych.), ukazuje się nam niepublikowany fragment herbu Krzysztofa Kolumba, odmienny od tego, który znaliśmy do dzisiaj. Ale najpierw zróbmy małe wprowadzenie na temat herbu Krzysztofa Kolumba.









Jeśli chodzi o część odnoszącą się do herbu Kolumba,





mamy jednego z badaczy tezy o kolonializmie galicyjskim, Manuela Dovala, w jednym ze swoich artykułów, w którym stwierdza, że Krzysztof Kolumb i Pedro Álvarez de Sotomayor używali tego samego herbu.




MODYFIKACJA HERBU KRZYSZTOFA KOLUMBA


Wcześniej niż można się było spodziewać, herb nadany przez królów został zmodyfikowany przez ich potomków, Diego i Hernando Colónów. 

Chociaż modyfikacje te zostały dokonane "motu proprio", w 1502 roku w publikacji "Księgi przywilejów" (księgi, która została wydana w celu obrony praw admirała jako odkrywcy nowych lądów) na okładce wydrukowano nowy herb. 

Przedstawia to następujące różnice w stosunku do oficjalnego herbu:

- herb pierwszej i drugiej ćwiartki został zmodyfikowany tak, aby reprezentował herb Kastylii i Leónu, - wyspy trzeciej ćwiartki zostały zmodyfikowane poprzez towarzyszenie im spiczastym "lądem stałym", w celu dodania nowych ziem kontynentalnych już odkrytych, a 
- w czwartej ćwiartce umieszczono pięć kotwic, aby podkreślić jego godność jako admirała. ale nie w prawo, ale leżąc po prawej;

Prymitywne uzbrojenie, to, które "zwykli mieć" zgodnie z dekretem królewskim, przeniesiono do niższego "wejścia". [chodzi o pierwszy herb - wciśnięto go w klin na samym spodzie - MS]










Jeśli chodzi o 5 kotwic,









możemy zinterpretować, gdy Krzysztof Kolumb relacjonuje:


«... Nie jestem pierwszym admirałem", 


co jest odzwierciedleniem faktu, że jego przodkowie byli admirałami, a sam Kolumb był piątym admirałem. [to niewłaściwa interpretacja - MS]


Podobnie mamy interpretację innego badacza galicyjskiej tezy kolonialnej, Alfonsa Philippota, gdzie eksponuje on przodków rodziny Pedro Álvareza de Sotomayora (licząc samego Pedro), identyfikując również pięciu admirałów.

Inny badacz tej samej tezy , Antonio Pedro de Sottomayor, również przedstawia argumenty na temat przodków admirała Pedro Álvareza de Sotomayora, w artykułach: Nie jestem pierwszym admirałem 1- 4

HERB MIASTA SOTOMAYOR

Cristóbal de Sotomayor, jeden z synów Pedro Álvareza de Sotomayor, o którym wiemy, że służył Katolickim Monarchom (niektórzy z jego braci również służyli na dworze), był jednym z tych, którzy przybyli do Indii z Diego Kolumbem i który, wielu uważa, że był tym, który miał najwięcej "przywilejów" i "mocy" w Indiach. wraz z wicekrólem Diego Colónem, gdzie założył pierwsze miasto w Sitio de la Aguada, o nazwie Villa de Sotomayor.Uważa się, że gdzieś w tym rejonie wylądował Kolumb w 1493 roku podczas swojej drugiej wyprawy do Nowego Świata.

Willa de Sotomayor istniała tylko jeden rok, gdyż w 1511 roku została zaatakowana i spalona, a wszyscy jej mieszkańcy zostali zabici przez Indian z tego regionu, z wyjątkiem ciężko rannego tłumacza Juana Gonzálesa. Mimo to miasteczko Sotomayor powstało z popiołów, w tym samym miejscu, nie raz, ale wiele razy.


W tym samym roku 1511 król Ferdynand nakazał wybudowanie klasztoru na wyspie San Juan Bautista, który dał początek Ermitażowi Espinar. Następnie nazwa Villa de Sotomayor została zmieniona na San Francisco de Asís de la Aguada, ponieważ zakonnicy, którzy przybyli, aby ufundować klasztor, byli franciszkanami. Prace ukończono w 1516 roku. Trzynaście lat później, w 1529 roku, Indianie zabili zakonników i spalili pustelnię, a ich krew była pierwszą męczeńską krwią Portoryko, a być może całego Nowego Świata. Trzy lata przed wydarzeniem, o którym mowa w poprzednim akapicie, w 1526 roku, król Karol I założył dekretem królewskim stałe miasto Aguada.

W herbie miasta Sotomayor obserwujemy, również w odniesieniu do morza, statki i/lub karawele, których liczba jest taka sama, jak w przypadku pięciu kotwic herbu Krzysztofa Kolumba:



Kolejnym miastem założonym przez Cristobala de Sotomayora, było "miasto Guanica", którego herb reprezentowany był następująco:







Pierwsza ćwiartka przedstawia nam żółtego bohío lub caney ze złotą koroną na niebieskim tle. Symbole te reprezentują rdzenną władzę wyspy Portoryko. Główny kacyk Borinquén, Agueybaná, miał swoje Yucayeke, czyli miasto w regionie Guánica. Ten warunek sprawił, że region ten stał się rdzenną stolicą wyspy.

W drugiej ćwiartce pojawia się herb gałęzi Ponce de León w Portoryko, purpurowy szalejący lew na srebrnym tle, aby utrwalić pamięć o Don Juanie Ponce de León, pierwszym kolonizatorze i gubernatorze. W sierpniu 1508 roku zszedł na ląd w zatoce Guánica, gdzie znajdowała się rdzenna wioska Agueybaná.

Trzecia ćwiartka pokazuje nam herb szlacheckiej i bardzo starej rodziny Sotomayor. Srebrne pole z trzema paskami w kratkę gules i złoto (czerwone i żółte), z których każdy ładowany był sobolowym pasem. Don Cristóbal de Sotomayor zamieszkał w regionie Guánica i założył prymitywne miasto Guánica w 1510 roku, które nazwał Villa Tavera lub Tábora na cześć swojej matki, hrabiny Camiña. Akt ten był pierwszym hołdem złożonym matce w Portoryko. Tu spotkał go fatalny skutek, który kosztował go życie, indyjska Guanina i jej towarzysze z rąk Indian.

Czwarta ćwiartka przedstawia nam wielką zatokę Guánica, niebieskie i złote fale reprezentujące fale morskie i piaski plaż.

Na dole znajdują się dwie zielone rasy trzciny cukrowej, symbol przemysłu cukrowniczego.

Wieńcząca herb mamy ścienną koronę trzech wież, będące insygniami miejskimi miasta. Ma złoty kolor, pokazuje nam siedem okien pomalowanych na niebiesko, reprezentujących dzielnice w momencie jego powstania. W przeszłości główne miasta były chronione murami, które reprezentowały unię między ich mieszkańcami i ich wspólną obronę.

TAJNE ARCHIWUM

Jeśli chodzi o temat, który nas dotyczy, to na niepublikowanej części herbu Krzysztofa Kolumba, innej niż ta, która została nam oficjalnie pokazana do dnia dzisiejszego, mamy, jak powiedzieliśmy wcześniej, to, co Fernando Martinez de Huete (XVIII wiek) przeprowadził, dla utworzenia Archiwum Indii;Ferdynand gromadzi archiwalia, rękopisy itd. z poprzednich wieków, które były częścią m.in. tajnego archiwum.

Instytucja równie ważna jak Rada Indii, gdzie od 1636 r. na mocy rozporządzeń królewskich utworzono tajne archiwum, w którym przechowywano nie tylko dokumenty wydawane i otrzymywane dla rządu i administracji za granicą, ale także wszystkie te rękopisy i druki, które zostały spisane Albo też pisano je w przyszłości na temat spraw Indii, aby jak najprędzej znaleźć wszelkie żądane informacje na temat tak ważnych terytoriów.

Ale jakie było prawdziwe pochodzenie tego archiwum, jak doszło do tego, że nabrało tak osobliwej fizjonomii, jaką wartość nadawali mu współcześni, jakie było jego efektywne wykorzystanie i powiększanie jego zbiorów.

Pierwsze wiadomości o istnieniu tajnego archiwum, w którym przechowywano dokumenty sporządzone i otrzymane przez Radę Indii w ramach wykonywania jej funkcji, pochodzą z roku 1571 i z wydanych w tym dniu rozporządzeń dotyczących rządu i funkcjonowania tak ważnej instytucji.

Na nowe rozporządzenia musimy poczekać do 1636 roku, które rozszerzyły normalizację działania i celu tajnego archiwum.

Główne świadectwo, jakie posiadamy w tym względzie, pochodzi od Baltasara de Tobar, agenta fiskalnego Rady w 1683 r., odpowiedzialnego za zlokalizowanie i usystematyzowanie w zestawieniu bulli wydanych dla Indii zachowanych w tej instytucji. Efektem jego pracy było słynne Compendium Bulario Indico, ukończone w 1694 r., a obecnie redagowane przez M. Gutierresa de Arce, wraz z innymi dokumentami dotyczącymi jego osoby. Dzięki nim wiemy, że Baltasar de Tobar organizował i konsultował się w celu opracowania swojej komisji nie tylko tajnego archiwum Rady Indii, ale także innych zachowanych tam zbiorów dokumentów, które niewątpliwie powstały w Sekretariatach Peru i Nowej Hiszpanii wraz z przetworzonymi przez nie dokumentami.

Co się tyczy tajnego archiwum, to kilkakrotnie proponowano różne osoby do objęcia stanowiska archiwisty-bibliotekarza, o którym mowa w rozporządzeniach z 1636 r., jednak uchwała w żadnym momencie nie była przychylna. Istnienie archiwów w Sekretariatach i niedostatek zbiorów dokumentacyjnych o znaczeniu w tajemnicy uniemożliwiły uregulowanie archiwum, które w połowie stulecia, jak dowodzi inwentaryzacja jego zbiorów dokonana w 1766 r., stała się ważną biblioteką amerykańską, składającą się z ponad trzystu dzieł drukowanych i rękopiśmiennych.

Niewielka wartość, jaką współcześni przywiązywali do tak cennych zbiorów, jest wyraźnie widoczna w powtarzających się raportach, które sekretarze, prokuratorzy, a nawet archiwiści Rady wydawali za każdym razem, gdy proponowano ich uporządkowanie i ostateczne ukonstytuowanie.

Stało się tak na przykład, gdy w 1785 roku Fernando Martínez de Huete, ówczesny urzędnik Sekretariatu Peru, zaproponował mu stanowisko archiwisty-bibliotekarza tajemnicy ze względu na swoje zasługi.

Pięć lat później, w 1789 roku, różne raporty odrzuciły jego propozycję. Jego stanowisko, już w tym czasie jako archiwisty Sekretariatu, uniemożliwiało mu wykonywanie innej pracy w administracji, oprócz zasadniczo bibliograficznej zawartości tajnego archiwum, zredukowanej, zgodnie ze sprawozdaniem ministra-archiwisty Juana Antonio de la Cerda, do dużej szafy, w której wiele drukowanych książek, medali, druków, monet jest konserwowanych bez użycia metod. Bez indeksu czy przewodnika do jego zarządzania, czyniło to, jego zdaniem, zbędne było mianowanie osoby związanej z tym ośrodkiem.

FERNANDO MARTÍNEZ DE HUETE

Fernando Martínez de Huete, wstąpił jako dwunasty urzędnik Sekretariatu Peru w 1778 roku, po tym jak został powołany przez Radę do różnych komisji, takich jak układanie dokumentów i tworzenie inwentarza notariusza Izby, który sporządził około 1770 roku.

Był człowiekiem ściśle związanym z indyjskimi archiwami i dokumentacją.

Wiemy, że w 1761 r. uporządkował archiwum klasztoru San Ildefonso de las Trinitarias Descalzas del Rincón de Soto, ponieważ w 1778 r., jako urzędnik Głównego Urzędu Rachunkowego Ogólnych Dochodów Królestwa, otrzymał zlecenie udania się do Sewilli w celu rozpoznania zachowanych w tym mieście dokumentów Indii. Później, w 1781 r., nie porzucając kariery biurokratycznej, książę Villahermosa mianował go archiwistą swojego domu i stanów, a w 1786 r. osiągnął stanowisko archiwisty w Sekretariacie Peru.

NIEPUBLIKOWANY HERB TARCZA KRZYSZTOFA KOLUMBA

W jednym z rękopisów zdobytych przez Fernando Martíneza de Huete, Kolekcji Herbów i Herbów, co ciekawe, w odniesieniu do herbu Krzysztofa Kolumba, znajdujemy, co następuje:






Jeśli skupimy się na części herbowej Krzysztofa Kolumba,







Co ciekawe, herb herbu domu Sotomayor zawiera również trzy pasma:








KONKLUZJA

Gdyby Krzysztof Kolumb był naprawdę Pedro Álvarez de Sotomayor, to czy ten herb mógłby być jednym z tych zaproponowanych przez samego Krzysztofa Kolumba, czy też potomków, którzy wycofają się z tego, że, słowami jego syna Ferdynanda Kolumba, z:

"... TYM BARDZIEJ CHCIAŁ, ABY JEGO OJCZYZNA I POCHODZENIE BYŁY MNIEJ PEWNE I ZNANE."?



BIBLIOGRAFIA: 


patrz linki




Teoria Kolumb-Madruga


Pod koniec XIX wieku hiszpański pisarz García de la Riega wysunął teorię, że Krzysztof Kolumb był pochodzenia galicyjskiego. Chociaż teoria ta była przez krótki czas popularna, pod koniec XX wieku popadła w niełaskę. Jednak w ostatnich latach zaproponowano, że Pedro Madruga i Krzysztof Kolumb to ta sama osoba. 

Zgodnie z tą teorią, Madruga nie zmarł w 1486 roku, ale zmienił tożsamość, aby ukryć pakt między jego dawnymi wrogami, monarchami katolickimi, a nim samym. 

Teza ta opiera się na kilku liniach dowodowych: takich jak

Kolumb nazywający cechy wybrzeża Indii Zachodnich nazwami ponad 100 miejscowości ujścia rzeki Pontevedra (w pobliżu Soutomaior w Galicji); oraz 

podobieństwo pisma Kolumba i Pedro Madruga. 

Jednym z argumentów przeciwko jest testament sporządzony w 1491 roku przez Alvaro de Sotomayora, najstarszego syna Pedro Madrugi. 

W dokumencie tym Álvaro stwierdza, że "kości moich rodziców [...] Został pochowany w kaplicy S. Obispo D. Juana w kościele katedralnym Tuy", chociaż dokument ten sugeruje, że Pedro Madruga zmarł w 1491 roku, a nie w 1486 roku. 






Tekst należy łączyć z innymi tekstami na blogu, które napisałem na temat Krzysztofa Kolumba:











.ondacero.es/noticias/sociedad/subastan-documento-que-reyes-catolicos-otorgan-colon-escudo-armas_201812145c1382410cf22c1749c1cd00.html


Blazonowanie – Wikipedia, wolna encyklopedia

Kolumb (rodzina) – Wikipedia, wolna encyklopedia

canalpatrimonio.com/sale-subasta-el-documento-original-con-el-escudo-de-armas-de-colon/

cristobal-colon.com/sobre-armas-ineditas-del-escudo-de-cristobal-colon/





czwartek, 15 sierpnia 2024

Cierpliwością łamię

 




Wybrane fragmenty z książki


 "Zygmunt August" 


autorstwa Stanisława Cynarskiego

wydana przez: Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1997








1.
o cierpliwości...















2.
tymczasem fatalny przypadek - a może jednak intryga?

ja obstawiam, że to jedna z metod - zgodna zresztą z ubecką zasadą, że

jak się kogoś traktuje jak głupka, to on się da oszukać jak głupek - mam bardzo silne wrażenie co do tego, że ludzie po prostu widząc imbecyla, który próbuje ich oszukać, tak bardzo odczuwają smutek i litość dla tego indywiduum, że po prostu nie reagują jak należy i zamiast obić głupka kijem - ignorują lub wręcz pozwalają mu myśleć, że osiągnął sukces.

Stąd zapewne - plus różne techniki - faktyczny nieustający marsz imbecyli na ludzkość.

Tutaj ewidentnie intryga, manipulacja - na pewno nie przypadek

w polityce nie ma przypadków













3.

z wizytą u Albrechta w Królewcu

wygląda jak próba zamachu, albo zastraszenia (?) - ale nie wiem, czy było im to opłacalne













4.

metody

"synowie dzielą państwo, a córki je pomnażają"


Habsburgowie z metryką od Trojan?

To na pewno źle świadczy o Tro.... nie nie nie.... to po prostu kłamstwa - nie ma sensu dywagować o historycznych postaciach i mieszkańcach Troi w oparciu o bajki Homera.


Postać Eneasza to mix prawdy i Zła... skoro więc Habsburgowie twierdzą, że pochodzą od niego... ja im wierzę. Bez wątpienia są pochodną Wędrującej Cywilizacji Śmierci.

A więc kolejny potwierdzony, osobiście przez nich samych, trop.


Chodzi o metodę podboju opartą o wżenianie się w struktury podbijanego państwa, przytaczane też na tym blogu.
W Italii w społeczności Etrusków i Sabinów wżeniali się ponoć ci co uciekli z Troi - potem wykorzystali Etrusków do zbudowania państwa, a następnie ich wytępili.

"Polska będzie Niemcami Europy" - ponoć tak powiedział premier Węgier Orban  - i ja wskazuję od lat na taki scenariusz, z tym, że to nie Polacy by rządzili wtedy w Polsce...
















osobną jakby sprawą jest to, że Werwolf stosuje tę metodę

niby to się wie, ale...


dopisać




5.

dziwne te śmierci, ale może w tamtych czasach całkiem zwykłe??

nierozstrzygnięte jest dla mnie, czy opłacało się im utrzymać Zygmunta bezdzietnym
czy lepiej byłoby dla nich, gdyby Habsburżanka urodziła mu dzieci 






Po śmierci Katarzyny ożenił się z jej siostrą, która również miała problemy z epilepsją...



dłonie











czyżby celowo coś nie tak było z tym pożyciem?





6.

Autor dywaguje, że śmierć Bony to zemsta Austriaków. 

Habsburgowie mogli to zrobić także jako część światowej sitwy...  nie tylko z powodów osobistych.


Rebus wskazujący na starożytną sitwę jest bardzo jednoznaczny - przy innej okazji będę o tym pisał.

Niewykluczone jednak, że sytuacja w kaplicy wcale tak nie wyglądała, zaś poniższa opowieść jest tylko dorobiona by móc wskazać na siebie - w celu zawoalowanego "poinformowania" swoich i obcych, kto wydał polecenie...


 





Podobny motyw w "Sekrecie milionera" na końcu doczytałem.




7.

nie ująłem tu chyba tego, ale w książce przewija się wątek, jak władcom zachodnim zależy na Pomorzu.











Król bardziej ufał Turkom niż Niemcom











8.

wypadki w Prusach - Królewiec i Gdańsk














9.


podsumowania















ciekawa strona


www.facebook.com/KrolowaBonaSforza




13 maja 2022 r.







sobota, 12 listopada 2016

Cesarz niemiecki oraz cesarz Austrii ogłosili powstanie Królestwa Polskiego




Grzegorz Kucharczyk

Stulecie Królestwa Polskiego

Data publikacji: 2016-11-05 05:00
Data aktualizacji: 2016-11-08 07:48:00
Stulecie Królestwa Polskiego


Czy zapomniany dziś akt z 5 listopada 1916 roku – a więc zapowiedź utworzenia państwa polskiego – był istotnym faktem politycznym, czy dowodem na całkowicie instrumentalne potraktowanie Polaków przez Rzeszę?

Sto lat temu, 5 listopada 1916 roku cesarz niemiecki Wilhelm II oraz cesarz Austrii i król Węgier Franciszek Józef I ogłosili powstanie Królestwa Polskiego. Jego przyszłe granice nie zostały nawet w przybliżeniu zakreślone. Nie wiadomo było również kto miałby zostać władcą restytuowanego państwa polskiego. Wiadomo było natomiast, że przyszłe państwo polskie miało pozostawać w „ścisłym sojuszu” z mocarstwami centralnymi. W tym przypadku „sojusz” należy rozumieć jako podporządkowanie. Akt Dwóch Cesarzy wspominał o czymś jeszcze. Berlin i Wiedeń zapowiadały utworzenie „polskiej siły zbrojnej” (polnische Wehrmacht), która rzecz jasna miała również działać w ramach „ścisłego sojuszu” z armiami państw centralnych.

Ta ostatnia kwestia była zresztą czynnikiem, który w decydujący sposób wpłynął na sfery rządowe nad Sprewą i nad Dunajem, by podjąć sprawę polską W momencie, w którym publikowano Akt Dwóch Cesarzy dominująca pozycja Niemiec w sojuszu mocarstw centralnych nie pozostawiała żadnych złudzeń, co do tego, kto będzie wyznaczał ramy i egzekwował „ścisły sojusz”, o którym wspominano w dokumencie sygnowanym przez Wilhelma II i Franciszka Józefa. Ale tak naprawdę właściwymi sygnatariuszami byli feldmarszałek Hindenburg i generał Ludendorff, stojący na czele niemieckiego naczelnego dowództwa armii (OHL). „Straszliwi Dioskurowie” od dłuższego czasu naciskali na polityków w Berlinie, by znaleźli rozwiązania, które umożliwiłyby uzupełnienie strat ludzkich ponoszonych przez armię niemiecką w morderczych bitwach na froncie zachodnim. W 1916 roku, krótko przed publikacją Aktu Dwóch Cesarzy zakończyła się wyniszczająca „bitwa materiałowa” pod Verdun. Potrzeba nowego mięsa armatniego była więc tym pilniejsza. Lukę w szeregach armii Kaisera miał wypełnić polski Wehrmacht będący w „ścisłym sojuszu”.

Niemieckie plany „organizowania” Wschodu

Należy zauważyć, że Niemcy przystępując w sierpniu 1914 roku do Wielkiej Wojny nie miały żadnej wizji polityki wobec ziem polskich i Polaków. W odniesieniu do ziem zaboru pruskiego obowiązywał twardy kurs wyznaczany kolejnymi prawami wyjątkowymi uchwalanymi nad Sprewą w ostatnich latach pokoju (na czele z ustawą o przymusowym wywłaszczaniu polskiej własności z 1908 roku). Militarne zwycięstwa na froncie wschodnim, zwłaszcza zaś sukces ofensywy wiosenno-letniej z 1915 roku, która przesunęła front nad Dźwinę i Wołyń, oznaczał, że pod panowaniem mocarstw centralnych znalazła się znakomita większość ziem dawnej Rzeczypospolitej. Gdy armia niemiecka weszła w sierpniu 1915 roku do opuszczonej przez Rosjan Warszawy jasnym się stało, że Berlin już nie mógł dłużej milczeć w sprawie polskiej.

Obserwacja procesu decyzyjnego niemieckich elit politycznych w latach 1914-1916 w odniesieniu do kwestii polskiej nasuwa myśl o chaosie. Krzyżują się bowiem koncepcje, wedle których zajęta przez wojska niemieckie Kongresówka powinna być po odpowiednich „korektach terytorialnych” na korzyść Rzeszy potraktowana jako punkt przetargowy w rokowaniach z Rosją o separatystyczny pokój. Pojawiają się również pomysły stworzenia „pasa granicznego”, czyli anektowania przez Niemcy zachodnich oraz północnych obszarów Kongresówki przy jednoczesnym masowym wysiedleniu Polaków ze wschodnich krańców zaboru pruskiego i zasiedlania tych obszarów kolonistami niemieckimi (pomysł forsowany, także po 5 listopada 1916 roku przez Ludendorffa).

Najbardziej kompleksowy plan podejścia do kwestii polskiej przedstawił w 1915 roku niemiecki polityk (i pastor) oraz pisarz polityczny Friedrich Naumann w swojej głośnej książce „Mitteleuropa”. Na jej kartach kreślił on wizję dalszego zacieśnienia sojuszu Niemiec i Austro-Węgier we wszystkich dziedzinach (także gospodarczej), co w praktyce oznaczało plan stworzenia niemieckiej dominacji w Europie Środkowej (Mitteleuropie), której granice wyznaczały baseny Adriatyku, Morza Czarnego i Bałtyku. Po zajęciu przez Niemcy Warszawy w sierpniu 1915 roku Naumann rozszerzył tą koncepcję o postulat utworzenia polskiego państwa buforowego (Pufferstaat), które nie tylko miało być politycznie i wojskowo zdominowane przez Berlin, ale również na jego obszarze miał dominować „niemiecki typ gospodarczy”.

Naumann, który po 1915 roku odwiedzał okupowane przez państwa centralne ziemie zaboru rosyjskiego, domagał się od rządu niemieckiego zaprzestania prowadzenia wobec Polaków w zaborze pruskim polityki germanizacyjnej jako zupełnie nieskutecznej i zamykającej perspektywę jakiegokolwiek porozumienia z Polakami. Plan „Mitteleuropy” nie polegał bowiem na wynaradawianiu tylko na dominacji. Polacy mieli mieć swobodę posługiwania się własnym językiem, ba, mieli mieć nawet własne państwo. Jednak dominować miał niemiecki typ – polityczny, wojskowy i gospodarczy.

Gorącym orędownikiem takiej polityki był urzędujący od sierpnia 1915 roku w Warszawie generalny gubernator Hans Hartwig von Beseler. Jako szef niemieckiej administracji okupacyjnej nad Wisłą (Austriacy mieli własnego generała – gubernatora w Lublinie) dbał przede wszystkim o zabezpieczenie interesów niemieckich, czuwając na przykład nad systemem rabunkowej gospodarki w zakresie aprowizacji. Z drugiej strony wykonywał wobec Polaków życzliwe gesty. Jedne, tak jak decyzja o ponownym otwarciu polskiego uniwersytetu w Warszawie (1915), miały bardzo realne znaczenie, drugie, jak zezwolenie w 1916 roku na wielką manifestację w stolicy z okazji 125-lecia uchwalenia konstytucji 3 Maja, były natury symbolicznej. No, ale u nas symbole niekiedy mają większe znaczenie niż bardziej realne zdobycze.

Ile wart był Akt Dwóch Cesarzy?

Dwa lata, które minęły od ogłoszenia Aktu Dwóch Cesarzy do upadku państw centralnych jesienią 1918 roku, przyniosły aż nadto dowodów na to, że w sojuszu Berlina i Wiednia to ten pierwszy jest stroną coraz bardziej dominującą oraz na to, że sprawa ogłoszonego 5 listopada 1916 roku królestwa polskiego jest przez Rzeszę traktowana całkowicie instrumentalnie. Jak pokazał pokój brzeski z Ukrainą w lutym 1918 roku, Niemcy oraz coraz słabsze Austro-Węgry, gdy trzeba było, nie wahały się handlować polskimi ziemiami na rzecz stworzonej przez siebie, marionetkowej Ukrainy (sprawa Chełmszczyzny).

Z drugiej strony należy pamiętać o tym, że akt z 5 listopada 1916 roku był pierwszą deklaracją mocarstw biorących udział w pierwszej wojnie światowej, w której padła zapowiedź utworzenia państwa polskiego. To był istotny fakt polityczny, który doceniali również przeciwnicy jakiejkolwiek współpracy z państwami centralnymi. Taką ocenę Aktu Dwóch Cesarzy prezentował Roman Dmowski, stojący na czele Komitetu Narodowego Polskiego, który choć oficjalnie protestował przeciw decyzji Niemiec i Austro-Węgier traktując ją jako niedopuszczalną przez międzynarodowe konwencje próbę wybierania rekruta na obszarach okupowanych, to w gronie swoich najbliższych współpracowników wyrażał nadzieję, że decyzja Berlina i Wiednia zdopinguje do jaśniejszych deklaracji w sprawie polskiej również mocarstwa Ententy.

Nie sposób wreszcie nie zauważyć, że powoływane pod auspicjami Niemiec i Austro-Węgier instytucje przyszłego Królestwa Polskiego – Tymczasowa Rada Stanu i Rada Regencyjna – miały swoją konkretną i bardzo pozytywną rolę w budowaniu zrębów polskiej administracji w Kongresówce, bez której nie byłoby możliwe tak sprawne budowanie państwowości polskiej od jesieni 1918 roku.

„Ostatni monarcha starej szkoły”

Kilkanaście dni po ogłoszeniu Królestwa Polskiego, 21 listopada 1916 roku, po 68 latach panowania, zmarł cesarz Austrii i król Węgier Franciszek Józef. Słusznie wskazuje się, że jego pogrzeb, który odbył się w Wiedniu 30 listopada 1916 roku był również rekwiem dla ck monarchii, a nawet monarchii (katolickiej) w ogóle. W krypcie kapucynów składano wówczas doczesne szczątki władcy, który był niejako ucieleśnieniem losów Austrii w „długim” dziewiętnastym wieku. Franciszek Józef obejmował rządy, gdy trwała jeszcze Wiosna Ludów, panował w Wiedniu, gdy monarchia Habsburgów utraciła swoje posiadłości we Włoszech (wojna z Piemontem i Francją w 1859 roku), a na rzecz Hohenzollernów definitywnie utraciła dominującą pozycję w Niemczech (wojna z Prusami w 1866 roku). A jednak mimo tych klęsk przetrwała. Niemała w tym zasługa Franciszka Józefa, który sumiennie i z godnością wykonywał swoje cesarskie i królewskie metier. Opatrzność nie szczędziła mu w ciągu jego długiego życia osobistych dramatów. Stary cesarz przeżył swoją żonę, cesarzową Sissy zamordowaną przez włoskiego anarchistę, swojego brata, cesarza Meksyku Maksymiliana rozstrzelanego przez rewolucjonistów oraz swojego jedynego syna, arcyksięcia Rudolfa, który zginął samobójczą śmiercią w dość tajemniczych okolicznościach. Na wieść o zamachu w Sarajewie z 28 czerwca 1914 roku, w którym zginął kolejny jego następca tronu (arcyksiążę Franciszek Ferdynand) stary cesarz z goryczą zauważył: „Nic mi nie zostało oszczędzone”.

A jednak. Opatrzność pozwoliła mu nie doczekać końca cesarsko-królewskiej monarchii, która upadła niespełna dwa lata po śmierci „ostatniego monarchy ze starej szkoły”.


Grzegorz Kucharczyk

Read more: http://www.pch24.pl/stulecie-krolestwa-polskiego,47104,i.html#ixzz4PnpicKau