Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą finansowanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą finansowanie. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 3 kwietnia 2025

Koniec OKO.press




Polska. OKO.press zamieścił następującą informacje na swojej stronie internetowej: "Żarty się skończyły. Dziś zamknięte.

Zamykamy się na jeden dzień. Nie publikujemy nowych artykułów, nie sprawdzamy faktów. Nie nagłaśniamy afer, nie obalamy fake newsów. Przez 24 godziny OKO.press nie istnieje. Ale jeśli zabraknie nam środków, ten dzień stanie się rzeczywistością – na zawsze." 


Cezary Michał Biernacki napisał: 

"W lutym agencje informacyjne opublikowały listę beneficjentów, polskich i zagranicznych, które były finansowane przez USAID. Według niej portal poświęcony mediom Oko.press w latach 2018-2023, otrzymał z USAID 1.500.000 dolarów."







Cieszymy się.





przedruk




Chcą pieniędzy od USA, a jednocześnie łamać amerykańskie zasady? Bezwstydne skargi organizacji pozarządowych

Na łamach Onetu niektóre NGO-sy i anonimowi rozmówcy ubolewają nad odcięciem finansowania z USA w ramach walki Donalda Trumpa ze zjawiskami ideologicznymi. Twierdzą, że Waszyngton rozważa ich ponowne finansowanie, po tym, jak przyjmą panujące w Waszyngtonie nowe zasady. Deklaracje określają mianem "lojalki". Przez ostatnie lata środki z USA wspierały m.in. organizacje zaangażowane w zwalczanie poprzedniego rządu w Polsce albo szkodzące wręcz interesom Ameryki.


Michał Dzierżak Niezalezna.PL



Jedną z pierwszych decyzji administracji Donalda Trumpa było wstrzymanie środków płynących z USAID - Agencji Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego. Pod koniec lutego Waszyngton informował, że wyeliminuje ponad 90 proc. kontraktów na pomoc zagraniczną USAID.


"Amerykański przemysł pomocy zagranicznej nie jest zgodny z amerykańskimi interesami, a w wielu przypadkach są sprzeczne z amerykańskimi wartościami. Służą destabilizacji pokoju na świecie poprzez promowanie idei w krajach zagranicznych, które są bezpośrednio odwrotne do harmonijnych i stabilnych relacji wewnątrz i między krajami"
- napisano w rozporządzeniu wykonawczym Białego Domu.

Kilka tygodni temu, na łamach "Gazety Polskiej" Grzegorz Wierzchołowski i Maciej Kożuszek dokonali analizy, w której wskazali, że wśród beneficjentów poprzedniej administracji amerykańskiej było wiele organizacji w Polsce, w tym takich, które aktywnie angażowały się politycznie.

"Agencja rządowa USAID, Departament Stanu i fundacja National Endowment for Democracy (NED) finansowały podmioty, które utrudniały obronę Polski przed rosyjsko-białoruską operacją graniczną i które walczyły z rządem PiS jako "niedemokratycznym" oraz "prześladującym" kobiety i homoseksualistów. 

Wspierano ludzi, którzy na łamach prasy amerykańskiej żądali ukarania "przestępcy" Kaczyńskiego, dotowano organizacje wybielające Hamas, a także projekty polskich organizacji prawniczych"

- czytamy w tekście Wierzchołowskiego i Kożuszka.


DEI: Ideologia, z której uciekają firmy

Teraz sprawą organizacji, którym administracja Trumpa zakręciła kurek z pieniędzmi, zajął się portal onet.pl. Podjął jeszcze temat walki republikańskiej administracji USA z ideologicznymi zasadami streszczonymi w akronimie DEI (Diversity, Equity and Inclusion) - różnorodność, równość, inkluzywność.


Czysto definicyjnie - portal dictioniary.com - wyjaśnia DEI jako "ramy koncepcyjne promując sprawiedliwe traktowanie i pełne uczestnictwo wszystkich ludzi, zwłaszcza w miejscu pracy, w tym grup, które historycznie były niedoreprezentowane lub narażone na dyskryminację ze względu na pochodzenie, tożsamość, niepełnosprawność itp."


W rozporządzeniu administracji Trumpa z 20 stycznia o "zakończeniu radykalnych i marnotrawiących rządowych programów DEI" czytamy:
 
"Administracja Bidena wprowadziła nielegalne i niemoralne programy dyskryminacyjne, znane pod nazwą „różnorodność, równość i integracja” (DEI), praktycznie we wszystkich aspektach rządu federalnego, w obszarach od bezpieczeństwa linii lotniczych po wojsko (…) Publiczne ujawnienie tych planów wykazało ogromne marnotrawstwo publiczne i haniebną dyskryminację. To się kończy dzisiaj. Amerykanie zasługują na rząd zobowiązany do służenia każdej osobie z równą godnością i szacunkiem oraz do wydawania cennych środków podatników wyłącznie na uczynienie Ameryki wspaniałą"

W ostatnich miesiącach przybywa firm, które wycofują się z ideologicznej formuły DEI. 
Na długiej i rosnącej liście znajdują się m.in. Caterpillar, John Deere, Ford, Molson Coors, Tractor Supply, Toyota, Nissan, Harley Davidson.



Kto płaci, ten wymaga?

Onet cytuje Różę Rzeplińską, szefową serwisu MamPrawoWiedzieć.pl, która stwierdzi, że polskie NGOsy na decyzji Trumpa mogły "stracić" nawet 200 mln złotych.

Portal twierdzi, że organizacje otrzymały ofertę od administracji USA, że finansowanie zostanie wznowione, "za cenę wyrzeczenia się przez nich zasad DEI w swojej działalności" oraz "złożenia oświadczenia", że nie będzie realizować programów, które "naruszałyby federalne prawo antydyskryminacyjne".

Anonimowo rozmówcy Onetu twierdzą, że interpretacja pisma z Waszyngtonu "jest otwarta".

"Ostatecznie to próba wpłynięcia na suwerenność naszej organizacji. Chcą, żebyśmy podpisali coś w rodzaju lojalki"
- ubolewają źródła Onetu, które narzekają także, że "mają zgodzić się, żeby amerykański sponsor decydował, co możemy, a czego nie możemy robić w Europie".



Organizacje w Polsce wskazują, że poza bezpośrednim finansowaniem z USA, wstrzymane zostały finansowania pośrednie m.in. poprzez instytucje międzynarodowe korzystające z amerykańskich pieniędzy.

W całym środowisku zrobiła się ogromna dziura finansowa. A wsparcia ze strony polskiego rządu nie ma. Jesteśmy bezradni - mówi Joanna Talewicz z Fundacji W Stronę Dialogu i Centrum Społeczności Romskiej.

Fundacja w swojej misji pisze m.in. o "edukacji w obszarze wielokulturowości i działań antydyskryminacyjnych".



Jedni zyskują, drudzy tracą

Przez poprzednie lata wspieranie jednych oznaczało rugowanie drugich. 

Jak wyglądało prawdziwe oblicze działań podejmowanych jeszcze przez administrację Bidena? Oddajmy raz jeszcze raz głos Grzegorzowi Wierzchołowskiemu i Maciejowi Kożuszkowi.

"Wraz ze wspieraniem wybranych fundacji, organizacji i mediów zalecano zwalczanie tych, które dla lewicowo-liberalnego status quo stanowią zagrożenie. W 2021 r. miesiąc po inauguracji Joe Bidena, USAID stworzyło 97-stronicowy wewnętrzny dokument o nazwie “Disinformation Primer”
(elementarz dezinformacji). 

Elementarz “tylko do użytku wewnętrznego” ujrzał światło dzienne po kilku latach, dzięki organizacji America First Legal, która wywalczyła w sądach prawo dostępu do informacji publicznej. 

Dokument zaleca współpracę rządów, organizacji pozarządowych i mediów w walce z “informacyjnym nieporządkiem”. 

Proponuje też szereg strategii, takich jak 
- promowanie i wyciszanie treści poprzez silniki wyszukiwarek czy 
- odcinanie negatywnie ocenianych mediów od wpływów z reklam

Celem jest:

- zapobieganie “tworzenia narracji odbiegających od mainstreamowych źródeł”

Chodzi o niedopuszczenie do sytuacji, w której “jednostki same dzielą się swoimi dociekaniami w ramach szerszej dyskusji”, tworząc “populistyczną ekspertyzę, która kształtuje i wspiera ich alternatywny światopogląd”.

W ukrywanym przed opinią publiczną dokumencie wskazuje się, że niektórzy reklamodawcy "nieumyślnie finansują i wzmacniają platformy, które dezinformują". 

A przecież pozbawienie niewygodnych mediów wpływów z reklam uniemożliwiłoby im "rozpowszechnianie wiadomości". 

Dlatego też - czytamy w opracowaniu USAID - "podjęto wysiłki w celu poinformowania reklamodawców o ich ryzyku, takim jak zagrożenie dla bezpieczeństwa marki poprzez umieszczanie ich obok treści budzących zastrzeżenia". Taka operacja - odcięcie "dezinformujących" rzekomo mediów od reklamodawców - ma też według USAID inną zaletę: pozwala na "przekierowanie finansowania do domen informacyjnych o wyższej jakośc".



piątek, 14 lutego 2025

Organizacje finansowane z zagranicy






"ale twierdzą, że zaszkodzi to demokracji"


Demokracja to rządy większości, a nie "równouprawnienie",  nie równość - pomiędzy małą, a dużą grupą....





przedruk


Koniec USAID. Pomór lewicy w Polsce?



Organizacje lewicowe w Polsce od kilku dni są na skraju załamania nerwowego. Trudno się dziwić: prezydent USA Donald Trump podjął decyzję o skutkach dla wielu tych organizacji po prostu druzgocących. Wstrzymał pomoc finansową udzielaną im w ramach programu USAID. Cierpią lewicowe media, cierpią grupy promigracyjne i „progejowskie”. Część z nich znalazła się w sytuacji bez wyjścia – bez pomocy z rządu USA grozi im po prostu likwidacja.

Tysiące, setki tysięcy, miliony dolarów…

/ w [...] kwota w złotówkach tj. x3,97 w zaokrągleniu i z podziałem (tak przyjąłem) na 12 miesięcy, czyli np.

 16,4 tyś. złotych co miesiąc przez okres 12 miesięcy, po szczegóły patrz lista na końcu tekstu



Lista organizacji zależnych od amerykańskiego programu pomocowego robi wrażenie. 

Stowarzyszenie na rzecz osób LGBT Tolerado (49,7 tys. dol.),  - [16,4 tyś. złotych na m-c]
Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę (48,5 tys. dol., na program LGBT Plus Me); - [16 tyś. złotych na m-c]
Federacja Znaki Równości (30 tys. dol.),  - [10 tyś. złotych na m-c]
Fundacja Herstory (39,7 tys. dol.);  - [13,2 tyś. złotych na m-c]
Fundacja Wspomagania Wsi (ok. 100 tys. dol., w tym na budowę społeczności LGBT na obszarach wiejskich)…  - [33 tyś. złotych na m-c]


UWAGA! DŁUGĄ LISTĘ ORGANIZACJI, KTÓRE OTRZYMYWAŁY WSPARCIE Z USA, ZAMIESZCZAMY NA DOLE TEKSTU


To tylko drobny element dużego lewicowego środowiska, które dostawało amerykańskie pieniądze, wybrałem grupy otwarcie progejowskie. Kwoty, ktoś powie, nie są wcale takie duże. Znany aktywista LGBT „Bart” Staszewski napisał w serwisie „X”, że robienie wokół tego afery jest niepotrzebne, bo chodzi w sumie o „drobne” pieniądze.


Czy na pewno? 

Kiedy zsumuje się wszystkie dotacje, jakie popłynęły w ostatnich latach z USAID dla tylko dla organizacji progejowskich, kwota zrobi się wcale niebagatelna: mówimy w końcu o dolarach, trzeba to wszystko jeszcze czterokrotnie zwiększyć, żeby otrzymać wynik w złotówkach… 

Tymczasem każde kilka, kilkanaście tysięcy to sfinansowanie miesięcznej pracy jakiegoś lewicowego aktywisty. Zaangażowany w krzewienie wywrotowych tęczowych idei człowiek przez miesiąc może zrobić nie mało. Proszę to teraz przełożyć na wszystkich opłacanych przez miesiące i lata aktywistów…

Jakie te pieniądze dawały rezultaty, nie da się stwierdzić jednoznacznie; ale przecież nie trafiały w próżnię. 




Wystarczy jednak eksperyment myślowy: 

ilu ludziom namieszano w głowach w polskich wsiach, wspierając budowę wiejskich społeczności LGBT? 


To konkrety: ktoś mógłby w ogóle nie przejmować się tematyką rewolucji seksualnej, ale w swojej własnej wsi „do ręki” wciśnięto mu jakieś materiały. Zainteresował się, poczytał, zaczął zmieniać myślenie… Kropla drąży skałę nie siłą, lecz częstym padaniem. 

Nierzadko nie chodziło zresztą tylko o „krople”. Przykładowo organizacja „Kampania Przeciw Homofobii” miała obiecane 350 tysięcy złotych na kampanię społeczną o związkach partnerskich. Tych już całkiem konkretnych pieniędzy jednak nie otrzyma. W efekcie nie powstanie szereg publikacji wspierających ideę związków jednopłciowych, nie pojawią się też być może jakieś billboardy i tak dalej. Gdyby Trump USAID nie zatrzymał – to wszystko by zaistniało.

Jest różnica, prawda?




Problem z wyborami



Pomoc z USA mogła też pośrednio wpływać na wynik wyborów. 


Przykładem „Latarnik Wyborczy” – znana inicjatywa, która ma podpowiadać wyborcom, na jaką partię powinni głosować w związku ze swoimi poglądami.

„Latarnik” był finansowany częściowo ze środków unijnych, częściowo właśnie z USAID (za pośrednictwem „The German Marshall Fund of the United States”. „Latarnik” jest bardzo promowany w mediach lewicowych i centrowych. Co ciekawe, nawet część dziennikarzy z tych mediów uważała, że inicjatywa jest „lewoskrętna” – takie głosy pojawiały się w „TOK FM” czy na Oko.press”. Lewoskrętność miałaby polegać na takim ustawieniu pytań, że klikanie odpowiedzi „tak” – co miałoby być w internecie typowe – promuje partie lewicowe. 

Rzeczywiście, jeżeli tak podejść do „Latarnika”, choćby wersja przed wyborami do PE w 2024 roku sugerowała głosowanie na KO czy Lewicę niż na PiS albo Konfederację. Z drugiej strony gdy ja sam wykonałem ten „test” dla wyborów do PE, wynik był jednoznacznie „prawicowy”.

Lewicowy krytycy „Latarnika” wskazywali, że projekt miał być adresowany głównie do niezdecydowanych wyborców, a co za tym idzie – mógł w ich ocenie po prostu premiować centrum i lewicę, w efekcie stanowiąc formę finansowanego z zagranicy wpływu na polskie wybory. To też zupełnie namacalny konkret – a przecież ewentualna „lewoskrętność” Latarnika to tylko drobiazg. Prawdziwym problemem dla polskiej polityki są poglądy szerzone przez aktywistów i dziennikarzy zupełnie wprost agitujących za partiami lewicowymi, właśnie na podstawie zagranicznego wsparcia…



Problem z mediami

Pieniądze straciły też takie media jak „Krytyka Polityczna”, „Tygodnik Powszechny” czy „Kultura Liberalna”. Każde „kilka stów” to jakiś artykuł. 

No właśnie... ilość mediów i częstotliwość ataków propagandy lgtb skutecznie zagłusza rodzicielskie wysiłki wychowawcze... gdzie tu demokracja??


Lewicowa propaganda może albo zatruwać infosferę, albo nie – to zależy tylko od pieniędzy, które teraz przestają płynąć… 

Zamiast kopać doły pod ludźmi, niech kopią doły - na budowie...

W sieci pisze się też dużo o „Gazecie Wyborczej”, która miałaby otrzymać 20 mln zł z USAID; jednak portal „Niezależna.pl”, który podał tę informację, artykuł później usunął. Chodziłoby o nieprecyzyjne informacje dotyczące faktycznego adresata pomocy; dziennikarze śledczy pewnie wkrótce to ustalą. Wiadomo jednak na przykład, że „Gazeta Wyborca” współpracowała z podmiotami zrzeszającymi reporterów przedstawiających się jako „niezależni”, a otrzymujących wsparcie właśnie z USAID. Ta praca się teraz po prostu skończy, bo dla pieniędzy z Ameryki – nie ma alternatywy.

Pozbawieni wsparcia dziennikarze piszą o tym wprost. Na łamach „Wyborczej” już siódmego lutego ukazał się artykuł pt. „Trump tnie, bigtechy zmieniają front. Czy Unia podoła wyzwaniu”, który napisali Wojciech Cieśla i Anna Gielewska z „Fundacji Reporterów”. 

Przyznali, że kilka lat temu świadomie zdecydowali się na ubieganie się o zagraniczne granty. Teraz, bez wsparcia z USA, są w kropce: w Unii Europejskiej nie ma analogicznych programów wsparcia. Cieśla i Gielewska przytaczają przykłady swojej działalności i trudno zaprzeczyć, że część z niej mogła być wartościowa (to na przykład opisywanie potencjalnych skandali finansowych z udziałem polityków z obozu PiS). Z drugiej strony pisali też na przykład o „rosnących wpływach Ordo Iuris”, oczywiście w ujęciu alarmistycznym. Teraz z tym wszystkim koniec.

Zamrażając USAID administracja Donalda Trumpa zadała lewicowym organizacjom w Polsce naprawdę bolesny cios. W debacie, która rozpętała się po tej decyzji, często wskazuje się na całkowity szok: w przeszłości środki z Ameryki płynęły do tych grup regularnie, nie tylko za Bidena, ale również za „poprzedniego Trumpa”. Lewicowcy wprawdzie nie kwestionują prawa Waszyngtonu do tego, by wsparcie zatrzymać, ale twierdzą, że zaszkodzi to demokracji.

Takie twierdzenie trzeba zdywersyfikować. Środki z USAID płynęły w Polsce na wiele inicjatyw jednoznacznie ideologicznych i lewackich. Do tej grupy należą organizacje LGBT czy na przykład różne grupy działające na obszarze migracji, również otrzymujące środki (np. Polskie Forum Migracyjne). Odcięcie im finansowania jest jednoznacznie pozytywne. Myślę, że zgodzi się z tym nawet wielu Polaków, którzy nie są wcale przekonanymi konserwatystami. Ostatecznie mało kto uważa, że finansowanie przez obce mocarstwo określonego projektu ideologicznego jest rzeczą chwalebną – a z tym mieliśmy do czynienia.

Osobnym problemem są media czy jakieś w ogóle „ośrodki dziennikarskie”. 

Na pozór wydaje się, że krytycy Donalda Trumpa mają rację: dobre dziennikarstwo trudno utrzymać na gruncie czysto komercyjnym. Ludzie nie chcą płacić za rzetelne treści, woląc klikać w darmowy kontent niskiej jakości. Na przestrzeni ostatnich lat widać zresztą dramatyczny upadek internetowej „prasy”. W tej perspektywie tylko „demokratyczna pomoc” z USA czy innych krajów mogłaby ratować rzetelne dziennikarstwo. 

Tak jednak nie jest. 

Nikt nie kwestionuje, że trzeba patrzeć rządowi na ręce i ujawniać afery finansowe. Tym między innymi zajmowali się na przykład wzmiankowani wyżej dziennikarze z „Fundacji Reporterów”. Jednak już po przejęciu władzy przez Donalda Tuska pisali o… Marcinie Romanowskim czy Danielu Obajtku. Komu patrzy się na tu na ręce? Jasne, te sprawy też należy wyjaśniać, ale z perspektywy interesu publicznego o wiele ważniejsze jest przyglądanie się temu, co robią ministrowie rządu Tuska, a nie ludzie związani z dawnym obozem władzy. Wsparcie od liberalnej administracji Bidena najwyraźniej wiązało się jednak z innym kierunkiem zainteresowania. W ten sposób dziennikarstwo zależne od zagranicznych grantów pozwalało się nierzadko sprowadzić do bycia narzędziem w sporze politycznym, po jednej stronie.

Z oczywistych względów dyskutujemy w ostatnich dniach o finansowaniu organizacji i mediów przez rząd Stanów Zjednoczonych. Trzeba jednak pamiętać, że USAID to przecież tylko jeden z elementów całej układanki. W grze są jeszcze pieniądze z wielu innych krajów, od Niemiec po Norwegię. Do tego dochodzą duże pieniądze przekazywane polskim podmiotom przez ośrodki prywatne ze sztandarową Open Society Sorosa na czele.


Zależność – tylko od czytelników

Cała ta afera, sądzę, powinna prowadzić do jednego wniosku: warto postawić na inny model. Na przykład taki, w jakim funkcjonuje PCh24.pl. 

Nasz portal jest wydawany przez Stowarzyszenie ks. Piotra Skargi. To polska organizacja – wspierana wyłącznie przez polskich darczyńców. Żadnych dotacji od rządu w Warszawie, żadnych od rządu w Waszyngtonie – ani grosza od jakichkolwiek zorganizowanych podmiotów. 

PCh24.pl działa dlatego, że chcą tego czytelnicy portalu i widzowie kanału PCh24 TV oraz wszyscy ci, którzy wspierają dzieła Stowarzyszenia ks. Skargi. Wydaje się, że tego rodzaju model funkcjonowania jest autentyczną gwarancją niezależności: jedyną naszą zależnością jest podleganie wierze Kościoła katolickiego i sympatii tych, którzy chcą z naszych dzieł korzystać. Pewnie, nasza działalność może się wielu ludziom nie podobać: zbyt konserwatywna, za mało ekumeniczna, niesynodalna… Piszemy i mówimy to, w co wierzymy i co uważamy za obiektywnie prawdziwe – a nie to, do czego „zachęca” finansowa sugestia zagranicznych ośrodków.

Można mieć tylko nadzieję, że w ten sposób będzie chciało funkcjonować coraz więcej organizacji i mediów, stawiając na Polaków i własnych czytelników, a nie na obce granty.

To, uważam, po prostu kwestia elementarnej uczciwości.

Paweł Chmielewski










LISTA ORGANIZACJI

Listę – bynajmniej niepełną – opublikował portal „Money.pl”. Jak podali autorzy, nazwy projektów zostały zaczerpnięte bezpośrednio z bazy USAspending.gov. 

Prezentujemy tutaj te elementy listy, które mają wydźwięk wyraźnie ideologiczny.

Fundacja Kulawa Warszawa (75 tys. dol.). Autorski projekt teatralny – warsztaty i spektakl finałowy z polską młodzieżą z niepełnosprawnościami. Wrzesień 2023-luty 2025;

Stowarzyszenie na rzecz osób LGBT Tolerado (49,7 tys. dol.) M.in. organizacja VI Kongresu Miast Maszerujących. Wrzesień 2023-listopad 2024;

Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę (48,5 tys. dol.). LGBT Plus Me: wzmacnianie polskiej młodzieży jako sojuszników LGBT+. Wrzesień 2023 – listopad 2024;

Federacja Znaki Równości (30 tys. dol.). Wzmocnienie pozycji członków społeczności LGBTQI+ wchodzących na rynek pracy. Promowanie certyfikatu DEI. Wrzesień 2023-2024;

Fundacja Herstory (20 + 19,7 tys. dol.). Budowanie potencjału aktywistów i usługodawców pracujących ze społecznością LGBTQI+ w Polsce poprzez programy edukacyjne, warsztaty, sesje mentorskie dla terapeutów, personelu medycznego edukatorów. Dodatkowo projekt edukacyjny Rainbow Empowerment;

My, rodzice – Stowarzyszenie matek i ojców sojuszników osób LGBTQIA (16,5 tys. dol.). Projekt dot. różnorodności w rodzinie. Wrzesień 2021-lipiec 2022;

Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego (17,8 tys. dol.). Wsparcie projektu prawa osób LGBTI w praktyce – szkolenia dla prawników. Wrzesień 2021-grudzień 2022;

Kampania Przeciw Homofobii (14,9 tys. dol.). Warsztaty korporacyjne sojuszników LGBTQIA. Lipiec 2022-październik 2023;

Fundacja Wspomagania Wsi (84,1 tys. + 18,9 tys. dol.). Organizacja warsztatów liderskich i mentoringu dla 24 uczestników oraz budowanie wspierających społeczności dla osób LGBT+ na obszarach wiejskich;

Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego we Wrocławiu (80 tys.). Prowadzenie szkoleń i wspierania rozwoju treści przez polskich dziennikarzy w celu poprawy jakości relacjonowania kwestii związanych z sytuacją Ukraińców, w tym powrotu uchodźców i odbudowy ich kraju (trwa do maja 2025). Wrzesień 2024-grudzień 2025;

Fundacja im. Kazimierza Pułaskiego (74,8 tys. dol.). Budowanie potencjału i zdolności kształtowania polityki międzynarodowego centrum zwycięstwa Ukrainy oraz wspieranie ukraińskich działaczy społeczeństwa obywatelskiego z siedzibą w Polsce. Czerwiec 2022–czerwiec 2023;

Stowarzyszenie Demagog (40 tys. dol.). Pokrycie kosztów organizacji całorocznego programu dotyczącego umiejętności korzystania z mediów/sprawdzania faktów. Wrzesień 2024-czerwiec 2025;

Europejska Fundacja Kosmiczna (40 tys. dol.). Częściowe koszty projektu Artemis Day, który jest częścią European Rover Challenge 2023 Inspiration Zone. Kwiecień 2023-grudzień 2025;

Fundacja New Space (39,8 tys. dol.). Organizacja programu Splot Artemis Generation. Celem projektu jest zaangażowanie młodych entuzjastów eksploracji kosmosu. Sierpień 2024-sierpień 2025;

Fundacja Pro Futuro (20 tys. dol.). Program edukacyjny dla ukraińskich uchodźców: pracuj w swojej dziedzinie. Wrzesień 2023-styczeń 2024;

Fundacja Owiro (20 tys. dol.). Pokrycie kosztów projektu: Pomoc psychologiczna dla społeczności niesłyszących w Polsce. Sierpień 2023-grudzień 2024;

BoMiasto (17 tys. dol.). Częściowe koszty związane z projektem: Śląsk – region węglowy w transformacji – integracyjny dialog na rzecz przejścia na czyste źródła energii. Sierpień 2021-sierpień 2022;

Fundacja Galicia Jewish Heritage Institute (150 tys. dol.). Na wsparcie trzyletniego projektu edukacyjnego: Edukacja, pamięć, działanie. Budowanie sieci nauczycieli i edukatorów w całej Polsce. Wrzesień 2024-czerwiec 2027;

Muzeum Historii Żydów Polskich Polin (60,3 tys. dol.). Rekrutacja i podróż 12 nauczycieli uczestniczących w programie szkoleniowym dla nauczycieli holokaustu w USA w latach 2020-2021. Program przedłużany. Marzec 2020 – grudzień 2026;

Fundacja Zapomniane (20 tys. dol.). Projekt: Przyszłość naszej przeszłości. Przywrócenie zapomnianego dziedzictwa polskich Żydów. Wrzesień 2023-maj 2024;

Fundacja Szkoła z Klasą (137,5 tys. dol.). Młodzież projektuje dla społeczeństwa („Impuls. Szkolny Warsztat Zmian”). Wrzesień 2024-maj 2027;

Fundacja Centrum Edukacji Obywatelskiej (ok. 177 tys. dol.) na pokrycie kosztów organizacji 9-dniowej akademii obywatelskiej 2023 dla uczniów szkół średnich (marzec 2023-luty 2025) oraz na pokrycie kosztów programu Szkoła Demokracji dla przedstawicieli samorządów uczniowskich w polskich szkołach (sierpień 2024-czerwiec 2025);

Kraków miastem startupów (18,1 tys. dol.). Organizacja dwóch hackatonów. Wrzesień 2024-styczeń 2025;

Stowarzyszenie Nowe Horyzonty (35 tys. dol.). Wsparcie American Film Festival. Sierpień 2023 – styczeń 2026;

Fundacja „Tygodnika Powszechnego” (10 tys. dol.). Częściowe koszty organizacji „Lekcji czytania” w projekcie literatura amerykańska. Czerwiec 2022-marzec 2023;

Helsińska Fundacja Praw Człowieka (9,2 tys. dol.). Dokumenty Stanów: pokaz amerykańskich filmów dokumentalnych o prawach człowieka na 24. MFF Watch Docs. Sierpien-grudzień 2024;

Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu (3 tys. dol.). Programy i warsztaty dotyczące kultury, społeczeństwa i nauki amerykańskiej oraz zakup książek i płyt DVD w programie America@Your Library. Wrzesień 2024-grudzień 2025).









Koniec USAID. Pomór lewicy w Polsce? - PCH24.pl







poniedziałek, 30 stycznia 2017

Polscy profesorowie na niemieckim wikcie!


  • Napisane przez  Dr Leszek Pietrzak


Najbardziej wpływowi polscy prawnicy są opłacani i honorowani przez Niemców. Dzięki temu nasi zachodni sąsiedzi mają wpływ na kształt nie tylko naszego prawa, ale i naszej demokracji.

19 grudnia zakończyła się ostatecznie epoka kierowania Trybunałem Konstytucyjnym przez prof. Andrzeja Rzeplińskiego. Na pewno przejdzie ona do historii polskiego konstytucjonalizmu, zapisując w niej swój własny rozdział, tyle tylko, że nie będzie on chlubny. Głównie dlatego, że były szef TK, zamiast stać na straży polskiej Konstytucji, tak naprawdę stanął ponad nią. Stronnicy Rzeplińskiego w Trybunale do ostatnich chwil zapewniali go, że „jest wieczny”, jak zrobił to sędzia Stanisława Biernat. Jednak zapewnienia te mogły co najwyżej utwierdzić Rzeplińskiego w przeświadczeniu, że jest osobą wyjątkową. Rzepliński musiał odejść i wreszcie odszedł. Jego miejsce zajęła sędzia Maria Przyłębska, która teraz pokieruje Trybunałem i być może uda jej się wreszcie wyciszyć atmosferę wokół TK i przywrócić mu właściwe miejsce. Tego na pewno oczekuje zdecydowana większość Polaków, zmęczona „trybunalskimi” wyczynami Rzeplińskiego. W każdym razie możemy sobie tego życzyć. Rzepliński na pewno nie pozostanie w cieniu naszego życia publicznego. Jego osobiste ambicje sięgają daleko, co zresztą wiele razy wydawał się sugerować jeszcze jako prezes TK. Czas pokaże, czy znajdą one rzeczywiście swoje spełnienie i Rzepliński dopisze nowy rozdział do swojej biografii, jeszcze ważniejszy od poprzednich. Biografia byłego prezesa TK zasługuje na uwagę z wielu powodów. Ale jeden z nich zawsze gdzieś umykał tym, którzy się jej przyglądali.


Honorowany przez Niemców
To pochwały i wyróżnienia, jakie spotkały go ze strony naszych zachodnich sąsiadów – Niemców. Tak naprawdę opinia publiczna po raz pierwszy szerzej dowiedziała się o tym dopiero w czerwcu ub.r., gdy Wydział Prawa Uniwersytetu w Osnabrücku nadał mu tytuł doktora honoris causa za, jak podkreślono, „niezłomne występowanie w obronie rządów prawa”. To była czysto polityczna decyzja strony niemieckiej, która przede wszystkim miała uderzyć w polski rząd. Stał za nią guru niemieckiego prawa, jakim jest dzisiaj prof. Christian von Bar, specjalista w zakresie prawa cywilnego, międzynarodowego oraz porównawczego, od lat związany z uniwersytetem w niemieckim Osnabrücku. Von Bar to także postać wpływowa nie tylko w Niemczech, ale i w całej UE. W latach 2010–2014 był m.in. doradcą unijnej komisarz ds. sprawiedliwości Viviane Reding, która pełniła także funkcję 
wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej José Barroso. Von Bar zna i pozostaje w bliskich relacjach ze wszystkimi unijnymi politykami. Tak naprawdę, żadna unijna rezolucja w sprawie przestrzegania prawa i jakości demokracji w krajach członkowskich nie może nie przejść przez jego ręce, pomimo że oficjalnie nie pełni on już żadnych funkcji w unijnych instytucjach. Von Bar jest po prostu takim unijnym „autorytetem” w dziedzinie prawa i może naprawdę wiele. To właśnie on postanowił uhonorować Rzeplińskiego tytułem doktora honoris causa i wskazać go unijnym przywódcom jako autorytet z Polski, na który warto postawić. Zresztą polscy profesorowie prawa, zwłaszcza konstytucjonaliści, traktują von Bara niczym swojego europejskiego zwierzchnika i podejmują wiele zabiegów, aby go uhonorować. Von Bar otrzymał już tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego (UWM), Uniwersytetu Śląskiego (UŚ), a w kolejce do niego czekają już następne polskie uczelnie.


Polsko-niemiecka „przyjaźń”

Von Bar decyduje również o tym, który z polskich prawników może wypłynąć na szerokie „europejskie wody”. Od lat promuje byłego szefa TK prof. Andrzeja Zolla, który wielokrotnie gościł w Osnabrücku. Ten, jak pamiętamy, wydatnie wspierał Rzeplińskiego w jego walce z PiS-em. Zoll może zawsze liczyć na zaproszenie strony niemieckiej, suty grant, a także publikację w prestiżowych niemieckich wydawnictwach prawniczych. Obecnie w Osnabrücku wykłada jego syn Fryderyk, także profesor prawa. Młody Zoll to członek wielu europejskich korporacji prawniczych i wschodząca gwiazda europejskiego prawa, wypromowana przez Niemców, nie pierwsza zresztą. W 2009 r. z inicjatywy von Bara uniwersytet w Osnabrücku uhonorował tytułem doktora honoris causa także prof. Irenę Lipowicz, która w 2010 r. (po śmierci Janusza Kochanowskiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej) objęła stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich. Lipowicz w 2006 r. miała być z rekomendacji PO sędzią TK, ale jej kandydatura nie uzyskała wówczas wystarczającej większości. Gdy w 2007 r. PO doszła do władzy, Lipowicz została dyrektorem Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, oczywiście za przyzwoleniem strony niemieckiej. Ona również nie ma najmniejszych problemów z tym, aby zostać wykładowcą niemieckich uczelni czy uzyskać finansowe wsparcie ze strony którejś z potężnych niemieckich fundacji. Na pieniądze i zaszczyty od Niemców mogą liczyć także inni koledzy Rzeplińskiego z prawniczej branży. Przez lata otrzymywał je jego stary „kumpel” – prof. Witold Kulesza, z którym Rzepliński wspólnie stworzył w 1998 r. koślawą ustawę o IPN-ie, uzależniając jego funkcjonowanie od polskich służb (UOP, WSI), albowiem to one w praktyce decydowały o tym, jakie akta i komu mogą zostać udostępnione. Zanim Kulesza został szefem pionu śledczego IPN-u i zastępcą jego pierwszego prezesa – prof. Leona Kieresa, odbył w Niemczech wiele staży naukowych, będąc m.in. stypendystą Fundacji im. Alexandra von Humboldta. W 2004 r. wyszło na jaw, że w IPN-ie brakuje tysięcy dokumentów archiwalnych z prowadzonych kiedyś przez Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich (poprzedniczkę IPN) śledztw w sprawach dotyczących zbrodni popełnionych w Polsce przez niemiecki Wermacht. Okazało się, że zostały one przekazane Niemieckiej Centrali Ścigania Zbrodni w Ludwigsburgu. Sprawę ujawnił wówczas tygodnik „Wprost”, wskazując jasno, że odpowiedzialnym za to jest właśnie prof. Witold Kulesza. Można było wówczas zadawać pytanie, czy przypadkiem ten „archiwalny dar” dowodzący niemieckich zbrodni w naszym kraju, których IPN nie mógł zbadać, nie był przypadkiem zapłatą za stypendia i granty, jakie Kulesza otrzymywał od Niemców. Na zaproszenia z Niemiec i publikacje w niemieckich wydawnictwach może również liczyć inny kolega Rzeplińskiego, wspomniany już przez nas prof. Leon Kieres, dzisiaj urzędujący sędzia TK.

Odniemczyć polskie prawo
Profesorów prawa, którzy są opłacani i nagradzani przez Niemców, jest dzisiaj w Polsce znacznie więcej. Dotyczy to w szczególności tych, których w III RP mianowano prawniczymi autorytetami. Skutek tego jest jednak taki, że nie tylko reprezentują oni niemiecką filozofię prawniczą, ale i są emanacją niemieckich interesów w naszym kraju. O tym, że tak jest, mogliśmy się w ostatnich latach przekonać wiele razy. Wystarczy wspomnieć, że niedawne obchody 30. rocznicy utworzenia TK zostały sfinansowane przez niemiecką Fundację Adenauera i było na nich wielu gości z Niemiec. To były prawdziwie niemieckie obchody rzekomo polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Dowodów świadczących o zniemczeniu naszego prawa, zwłaszcza konstytucyjnego, możemy znaleźć znacznie więcej. Najwyższy czas, aby zmienić tę sytuację i uruchomić proces „odniemczania”.
Tekst ukazał się w tygodniku Warszawska Gazeta! Nowy numer już w kioskach!


http://warszawskagazeta.pl/kraj/item/4524-tylko-w-warszawskiej-gazecie-polscy-profesorowie-na-niemieckim-wikcie