przedruk
tłumaczenie automatyczne
Geniusz komputerowy, którego komuniści nie mogli znieść
Autor: Marek Kępa
W Polsce lat siedemdziesiątych inżynier Jacek Karpiński dokonał niesamowitego przełomu technologicznego. Niestety, reżim komunistyczny zablokował wejście urządzenia do produkcji, a oto dlaczego.
Ulotka reklamowa komputera K-202, fot. materiały promocyjne
Komputer K-202 zadebiutował w 1971 roku na Międzynarodowych Targach Poznańskich. Był na tyle mały, że zmieścił się w teczce i mógł wykonywać milion operacji na sekundę – o wiele więcej niż komputery, które podbiły świat dekadę później. Ponadto ten rewolucyjny polski komputer kosztował około 5 000 dolarów – wcale nie jest drogi, biorąc pod uwagę jego unikalne funkcje. Wręcz przeciwnie, był znacznie tańszy od swojego głównego polskiego konkurenta, komputera Odra – wolniejszego i znacznie większego urządzenia, podobnie jak wiele innych komputerów na całym świecie w tamtym czasie, mniej więcej wielkości szafy.
Mimo to dwa lata później genialny konstruktor K-202, polski wynalazca Jacek Karpiński, został wyprowadzony ze swojej fabryki przez strażników uzbrojonych w karabiny i wszystkie produkowane K-202 zostały wyrzucone. Na dodatek władze reżimu komunistycznego zakazały mu tworzenia jakichkolwiek innych urządzeń.
Dlaczego taki los miałby spotkać niedoszłego polskiego Billa Gatesa czy Steve'a Jobsa (jak nazywają go w dzisiejszej Polsce)? Dlaczego, u licha, jakikolwiek kraj miałby pozbawić się potencjalnego stania się liderem w ważnej i najnowocześniejszej dziedzinie technologii? W tym artykule przyjrzymy się tym właśnie pytaniom i przyjrzymy się nieco bliżej człowiekowi stojącemu za maszyną: Jackowi Karpińśkiemu.
Na dachu Europy
Miałem się urodzić na Mont Blanc, tam jest mała chatka, która nazywa się może Courmayeur. Tuż pod szczytem, to właśnie tam miałem przyjść na ten świat – kompletnie szalony pomysł.
Rodzice byli alpinistami, stąd ten "szalony pomysł", z którego ostatecznie zrezygnowali ze względu na fakt, że schronisko było nieco spartańskie. Anegdota ta ilustruje jednak sposób myślenia "sky is the-limit", który funkcjonował w rodzinie Karpińskich i z czasem stał się jedną z cech osobowości Jacka.
Jego ojciec, Adam, który zginął pod lawiną podczas trekkingu w Himalajach w 1939 roku, był konstruktorem samolotów. To on zaproponował budowę dolnopłata na wiele lat przed wprowadzeniem tego typu samolotu – niestety pomysł ten nie spotkał się z aprobatą jego szefów. Z kolei mama Jacka była profesorem, który specjalizował się w rehabilitacji. Została odznaczona jednym z najważniejszych polskich odznaczeń – Virtuti Militari za służbę jako łączniczka w czasie wojny polsko-bolszewickiej.
Sam Jacek też poszedł na wojnę. Gdy miał zaledwie 14 lat (twierdząc, że jest starszy), przyłączył się do polskiego ruchu oporu w czasie II wojny światowej. Brał udział w misjach zwiadowczych, służył u boku Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, wybitnego polskiego poety, który zginął w Powstaniu Warszawskim. Karpiński, który również walczył w Powstaniu, został postrzelony w kręgosłup, sparaliżowany i wywieziony z Warszawy – i przeżył. Na szczęście dzięki staraniom jego i matki odzyskał sprawność ruchową, choć pozostało mu trwałe utykanie. Kuli też nigdy nie wyjął, pozostała mu w plecach do końca życia.
Zostałeś zwolniony
Komputer AKAT-1, fot. Wikipedia
Po wojnie Karpiński ukończył szkołę średnią, a w 1951 roku ukończył studia na Politechnice Warszawskiej. Zastanawiał się, czy nie zostać kompozytorem, ponieważ bardzo kochał muzykę, ale ostatecznie zdecydował się zająć elektroniką. Choć może się to wydawać nie do pomyślenia, jako były bojownik o wolność miał problemy ze znalezieniem zatrudnienia po ukończeniu studiów.
Po II wojnie światowej reżim komunistyczny w Polsce uważał członków ruchu oporu za zagrożenie dla swojego istnienia, przekonany, że ludzie, którzy ryzykowali życiem, aby wyzwolić Polskę od nazistowskich oprawców, mogą również działać na rzecz podważenia nowego reżimu sowieckiego. W końcu jednak, po wyrzuceniu z kilku miejsc pracy z powodu swojej wojennej przeszłości, został w końcu zatrudniony w fabryce elektroniki, gdzie skonstruował krótkofalowy nadajnik radiowy, który okazał się wystarczająco dobry, aby mógł być używany przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
Do 1955 roku Karpiński współpracował z Polską Akademią Nauk, gdzie stworzył m.in. maszynę matematyczną AAH, która zwiększyła dokładność prognoz pogody o 10%. W 1959 r. pod auspicjami Akademii skonstruował również pierwszy na świecie komputer analogowy do analizy równań różniczkowych – AKAT-1. Urządzenie oparte na tranzystorze, stylowo zaprojektowane w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, było wielkości małego biurka i pokazywało efekty swojej pracy na wbudowanym ekranie.
Budowa tego komputera skłoniła Akademię Nauk do zarejestrowania Karpińskiego w światowym konkursie talentów technologicznych organizowanym przez UNESCO w 1960 roku. Oczywiście, że wygrał. W rezultacie miał okazję wyjechać na dwa lata do Stanów Zjednoczonych i kontynuować edukację na Harvardzie i MIT.
Wysoka toksyczność
Karpiński tak opisywał swoją podróż do Ameryki w wywiadzie, którego udzielił magazynowi CRN w 2007 roku:
Byłem traktowany jak król, co przy okazji sprawiało, że czułem się dość nieswojo. Miałem dopiero trzydzieści kilka lat. Po skończeniu studiów zapytałem, czy mógłbym odwiedzić całą listę firm i szkół. UNESCO zgodziło się z tym. W Caltech zostałem przywitany przez rektora i wszystkich dziekanów, w Dallas – przez burmistrza miasta. Wszyscy chcieli, żebym dla nich pracował, od IBM po Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley.
Karpiński został nawet wpuszczony do – jak to później określił – "ściśle tajnego wojskowego i rządowego ośrodka badawczego", gdzie mógł zapoznać się z amerykańskimi pracami nad sztuczną inteligencją. To wszystko pokazuje, jak poważnie był traktowany przez Amerykanów, którzy bardzo chcieli, aby pozostał w ich kraju. Karpińśki zdecydował się jednak na powrót do ojczyzny, licząc na to, że kiedyś upadnie reżim komunistyczny, a jego wynalazki będą mogły służyć wolnej Polsce, a nie obcemu krajowi.
W 1962 r. powrócił do Polski i podjął pracę w Polskiej Akademii Nauk. Dwa lata później zaprezentował Perceptron, tranzystorową sieć neuronową podłączoną do kamery, która potrafiła identyfikować pokazane jej kształty (np. trójkąt narysowany na kartce papieru) i sama się uczyć. Było to dopiero drugie takie urządzenie na świecie (drugie w USA), ale zamiast dostać awans za swoje osiągnięcie, Karpiński musiał opuścić akademię – jego wynalazek zrodził się w zazdrości przełożonych, do tego stopnia, że postanowił znaleźć inne miejsce pracy, takie, w którym atmosfera byłaby mniej toksyczna.
Jacek Karpiński przy komputerze KAR-65, fot. domena publiczna
Karpiński trafił do Instytutu Fizyki Doświadczalnej Uniwersytetu Warszawskiego. W tym czasie instytut otrzymywał znacznie więcej danych ze słynnego laboratorium CERN, niż był w stanie przetworzyć. Aby rozwiązać ten problem, Karpiński wraz z niewielkim zespołem skonstruował komputer, który analizowałby dane dotyczące zderzeń cząstek elementarnych. Był gotowy w 1968 roku, po trzech latach pracy.
Nazwana KAR-65, oparta na tranzystorach maszyna była wielkości dwóch szafek i była sterowana za pomocą konsoli wielkości biurka. Mógł wykonywać 100 000 operacji na sekundę i służył instytutowi przez następne dwadzieścia lat. Mimo że był to jego kolejny duży sukces, Karpiński nie zamierzał iść na łatwiznę. Już podczas pracy nad KAR-65 myślał o swoim kolejnym projekcie: komputerze, który zmieściłby się w teczce. W czasach, gdy komputery mogły zajmować całe pokoje, musiało się to wydawać "całkowicie szalonym pomysłem". W przeciwieństwie jednak do pomysłu jego ojca na zbudowanie dolnopłata, ten miał zostać zrealizowany, nawet jeśli prowadząca do niego droga miała być kręta.
To, co tym razem przewidział Karpiński, miało znacznie większy rozmach niż jego wcześniejsze wynalazki technologiczne. Chciał stworzyć wszechstronny mikrokomputer (termin używany wówczas do opisania komputerów porównywalnych wielkością do dzisiejszych komputerów osobistych) nie ograniczający się do konkretnego zastosowania naukowego. W tamtym czasie takie urządzenie byłoby w czołówce międzynarodowego rozwoju technologicznego. Instytut Fizyki Doświadczalnej nie był w stanie wygospodarować funduszy potrzebnych do wsparcia tak ambitnego projektu, więc Karpiński postanowił pójść ze swoim pomysłem do wojska. Mimo początkowego zainteresowania jego mikrokomputerem, ostateczna decyzja była nie do podjęcia. Wniosek oparto na ustaleniach specjalnej komisji powołanej do rozpatrzenia pomysłu Karpińskiego, która argumentowała, że projekt jest niemożliwy do zrealizowania, ponieważ... gdyby to było możliwe, Amerykanie już by to zrobili.
Zdjęcie na ulotce reklamowej rozdawanej w 1972 roku na Międzynarodowych Targach Poznańskich
Karpiński nie zamierzał jednak tak łatwo rezygnować ze swojego projektu. Dzięki pomocy dobrze ustosunkowanego brytyjskiego przyjaciela udało mu się przedstawić swój pomysł specjaliście komputerowemu w Anglii. W przeciwieństwie do komitetu w Polsce, byli nim oczarowani, uznając go za to, czym był – genialnym projektem. Karpiński mógł założyć sklep na Wyspach, bo Brytyjczycy byli chętni do produkcji jego wyrobu, ale zdecydował się wrócić do Polski. Kierując się tymi samymi zasadami, które skłoniły go do powrotu z podróży edukacyjnej do USA, chciał podjąć jeszcze jedną próbę przekonania władz komunistycznych, by dały zielone światło jego projektowi.
W końcu, dzięki aprobacie brytyjskich specjalistów i pomocy innego przyjaciela, dziennikarza Stefana Bratkowskiego, który otworzył mu kilka ważnych drzwi, Karpińśki dostał zielone światło. W ten sposób w 1970 roku powstała Fabryka Mikrokomputerów. Zlokalizowana w Warszawie firma zatrudniała polskich pracowników, ale korzystała z brytyjskich komponentów i finansowania – potrzebne części nie były dostępne w Polsce, a komuniści wcale nie byli skorzy do rzucania pieniędzy na projekt.
Jacek Karpiński, twórca minikomputera K-202, na Międzynarodowych Targach Poznańskich, fot. Aleksander Jalosiński / Forum
W ciągu roku Karpiński zrealizował swój pomysł. Wraz z zespołem inżynierów, w skład którego wchodzili Zbysław Szwaj, Elżbieta Jezierska i Krzysztof Jarosławski, pracowali dzień i noc, przekonani, że robią coś niezwykłego – entuzjazm Karpińskiego okazał się zaraźliwy. Efektem ich starań był słynny komputer K-202, który w momencie powstania był absolutnie wyjątkowym sprzętem.
K-202 mógł wykonywać milion operacji na sekundę – znacznie więcej niż komputery, które stały się popularne dekadę później. Został zaprojektowany jako modułowy, co oznaczało, że można było łączyć lub odłączać różne jego komponenty: bloki pamięci, porty itp. Dziś może się to wydawać oczywiste, ale wtedy było to rewolucyjne rozwiązanie. Maszyna 16-bitowa korzystała również z przywoływania, które według Collins English Dictionary jest "przenoszeniem stron danych między pamięcią główną komputera a jego pamięcią pomocniczą". Dzięki umiejętnemu zaimplementowaniu przez Karpińki tej metody zwiększania pamięci, K-202 mógł mieć do 8 MB, podczas gdy inne mikrokomputery w tym czasie nie miały więcej niż 64 KB.
Uważa się, że Karpiński utorował drogę do powszechnego dziś stosowania stronicowania w komputerowych systemach pamięci. Na dodatek K-202, działający na autorskim systemie operacyjnym Karpińskiego, mógł mieć podłączone różne urządzenia peryferyjne: kamerę, drukarkę, a nawet radar. Komputer był urządzeniem wielofunkcyjnym – mógł być używany w biurze lub do prac inżynieryjnych. Był też bardzo przystępny cenowo, ale co najważniejsze, jego jednostka systemowa, czyli etui z wnętrznościami systemu, podłączone do zewnętrznego monitora i klawiatury, mogło zmieścić się w teczce, tak jak obiecywał Karpiński.
Można by się spodziewać, że za takie osiągnięcie w tak ważnej dziedzinie informatyki Karpiński otrzyma jakieś uznanie, a przynajmniej premię... Wszak to dzięki niemu Polska pod rządami PRL miała szansę stać się światowym liderem w dziedzinie techniki. Niestety, wtedy to nie działało w ten sposób. W grę wchodziły potężne siły, które próbowały zniweczyć sukces Karpińskiego.
Kiedy w 1971 roku Karpiński pokazał K-202 na Międzynarodowych Targach Poznańskich, cieszył się on znacznie większym zainteresowaniem władz niż jego główny polski konkurent, powolna i masywna Odra. Prasa była zachwycona, a oto co napisał o tym tygodnik "Perspektywy":
Powstał mikrokomputer oparty na podzespołach elektronicznych czwartej generacji, jest to najbardziej uniwersalna maszyna tego typu na świecie. Liczy się z prędkością miliona operacji na sekundę, co jest wynikiem, któremu dorównać mogą dorównać tylko amerykański minikomputer Super Nova i angielski Modular One.
Fabrykant Odry, firma Elwro, był jednak lepiej związany z reżimem niż Karpiński. Zamiast udoskonalać swój produkt, aby dogonić konkurencję, Elwro zaczęło podważać pozycję Karpińskiego w każdy możliwy sposób, nie stroniąc od oszczerstw. Co więcej, Sowieci chcieli wprowadzić jeden komputer do całego bloku wschodniego, co było prymitywnym podróbką przestarzałej już maszyny IBM. Urządzenie o nazwie RIAD skonstruowane przez Nikołaja Ławronowa było przeciwnikiem K-202. Jego konstruktor miał nawet okazję zobaczyć rewolucyjny polski mikrokomputer podczas podróży do Polski. Oto, jak Karpiński opisywał ten moment w "Pulsie Biznesu" w 2008 roku:
Ławronow nie mógł przestać się zastanawiać, jak mogę zmieścić w teczce to, na co on potrzebował całej ściany przestrzeni. Kiedy wylałem trochę herbaty na K-202, a następnie zrzuciłem go ze stołu, jego oczy rozszerzyły się. Komputer nadal działał.
Komputer Karpińskiego mógł być tak mały i wytrzymały, ponieważ korzystał z zachodnich podzespołów. Mimo że były one niezbędne dla funkcjonowania K-202, mogły wzbudzić podejrzenia władz bloku wschodniego, gdyż były elementami sprowadzonymi zza żelaznej kurtyny i wykorzystywanymi we wrażliwej dziedzinie przetwarzania informacji. Nie pomogło też to, że podczas wizyty komunistycznych dygnitarzy w jego fabryce Karpiński nazwał jeden z nich "nadającym się tylko do budowy nocników".
Komputer KAR-65 w Muzeum Techniki i Przemysłu w Warszawie, fot. Wikipedia
To wszystko doprowadziło do zamknięcia zakładu Karpińskiego w 1973 roku. Został wyprowadzony z fabryki przez mężczyzn uzbrojonych w karabiny, którzy upewnili się, że nie zrobi tego i nie będzie mógł odzyskać żadnych poufnych informacji ani komponentów z jego miejsca pracy. Wszystkie K-202 będące w produkcji (około dwustu) zostały wyrzucone. Do tego czasu wyprodukowano zaledwie trzydzieści takich komputerów. Jakby tego było mało, komuniści zakazali mu też robienia jakichkolwiek innych komputerów i nie wydali mu paszportu. W efekcie protestu Karpiński i jego żona Ewa przenieśli się na wieś, gdzie hodowali świnie i kury. Kiedyś powiedział dziennikarzowi, który odwiedził go w nowym miejscu zamieszkania, że "woli prawdziwe świnie".
Ostatecznie w 1981 roku otrzymał paszport i wyjechał z Polski, miejsca, w którym w tamtym czasie nie mógł realizować swojego powołania – tworzenia urządzeń elektronicznych. Karpiński przeniósł się do Szwajcarii, gdzie zaprojektował m.in. Pen Reader, ręczny skaner, który skanował tekst z papieru na komputer. Wkrótce po upadku komunizmu, w 1990 roku, powrócił do Polski z zamiarem wyprodukowania tego urządzenia, które wyprzedziło o ponad rok pierwszy japoński skaner tego typu. Niestety, z powodu problemów kredytowych Karpiński nie zdążył tego zrobić, a nawet stracił dom w Warszawie, w którym mieszkał po powrocie. Ostatecznie przeniósł się do Wrocławia, gdzie zarabiał na życie projektując strony internetowe.
Jacek Karpiński, Warszawa, 1993, fot. Grzegorz Rogiński / Forum
Jacek Karpiński zmarł 21 dniaSt Luty 2010 r. Za odwagę, jaką wykazał się w Powstaniu Warszawskim, został odznaczony trzema medalami Krzyża Walecznych.
Z pewnością był geniuszem, geniuszem, który miał jasną wizję tego, co robił i był przez to całkowicie pochłonięty.
Tak Diana Wierzbicka, która pracowała z nim przy budowie KAR-65, wspomina Karpińskiego w filmie o jego życiu. Urządzenie to, podobnie jak AKAT-1 i K-202 znajduje się w zbiorach Muzeum Techniki i Przemysłu w Warszawie. Ostatecznie więc wyszło tak, jak chciał Karpiński: reżim komunistyczny przeminął, ale jego technologia wyprodukowana pod jego rządami istnieje w wolnej Polsce.
Autor: Marek Kępa, czerwiec 2017
Geniusz komputerowy, którego komuniści nie mogli znieść
Autor: Marek Kępa
W Polsce lat siedemdziesiątych inżynier Jacek Karpiński dokonał niesamowitego przełomu technologicznego. Niestety, reżim komunistyczny zablokował wejście urządzenia do produkcji, a oto dlaczego.

Komputer K-202 zadebiutował w 1971 roku na Międzynarodowych Targach Poznańskich. Był na tyle mały, że zmieścił się w teczce i mógł wykonywać milion operacji na sekundę – o wiele więcej niż komputery, które podbiły świat dekadę później. Ponadto ten rewolucyjny polski komputer kosztował około 5 000 dolarów – wcale nie jest drogi, biorąc pod uwagę jego unikalne funkcje. Wręcz przeciwnie, był znacznie tańszy od swojego głównego polskiego konkurenta, komputera Odra – wolniejszego i znacznie większego urządzenia, podobnie jak wiele innych komputerów na całym świecie w tamtym czasie, mniej więcej wielkości szafy.
Mimo to dwa lata później genialny konstruktor K-202, polski wynalazca Jacek Karpiński, został wyprowadzony ze swojej fabryki przez strażników uzbrojonych w karabiny i wszystkie produkowane K-202 zostały wyrzucone. Na dodatek władze reżimu komunistycznego zakazały mu tworzenia jakichkolwiek innych urządzeń.
Dlaczego taki los miałby spotkać niedoszłego polskiego Billa Gatesa czy Steve'a Jobsa (jak nazywają go w dzisiejszej Polsce)? Dlaczego, u licha, jakikolwiek kraj miałby pozbawić się potencjalnego stania się liderem w ważnej i najnowocześniejszej dziedzinie technologii? W tym artykule przyjrzymy się tym właśnie pytaniom i przyjrzymy się nieco bliżej człowiekowi stojącemu za maszyną: Jackowi Karpińśkiemu.
Na dachu Europy
Jacek Karpiński miał się urodzić na dachu Europy, tak przynajmniej zaplanowali dla niego rodzice. W filmie o nim z 2009 roku, zrealizowanym pod koniec jego życia przez Telewizję Polską, mówi:
Miałem się urodzić na Mont Blanc, tam jest mała chatka, która nazywa się może Courmayeur. Tuż pod szczytem, to właśnie tam miałem przyjść na ten świat – kompletnie szalony pomysł.
Rodzice byli alpinistami, stąd ten "szalony pomysł", z którego ostatecznie zrezygnowali ze względu na fakt, że schronisko było nieco spartańskie. Anegdota ta ilustruje jednak sposób myślenia "sky is the-limit", który funkcjonował w rodzinie Karpińskich i z czasem stał się jedną z cech osobowości Jacka.
Jego ojciec, Adam, który zginął pod lawiną podczas trekkingu w Himalajach w 1939 roku, był konstruktorem samolotów. To on zaproponował budowę dolnopłata na wiele lat przed wprowadzeniem tego typu samolotu – niestety pomysł ten nie spotkał się z aprobatą jego szefów. Z kolei mama Jacka była profesorem, który specjalizował się w rehabilitacji. Została odznaczona jednym z najważniejszych polskich odznaczeń – Virtuti Militari za służbę jako łączniczka w czasie wojny polsko-bolszewickiej.
Sam Jacek też poszedł na wojnę. Gdy miał zaledwie 14 lat (twierdząc, że jest starszy), przyłączył się do polskiego ruchu oporu w czasie II wojny światowej. Brał udział w misjach zwiadowczych, służył u boku Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, wybitnego polskiego poety, który zginął w Powstaniu Warszawskim. Karpiński, który również walczył w Powstaniu, został postrzelony w kręgosłup, sparaliżowany i wywieziony z Warszawy – i przeżył. Na szczęście dzięki staraniom jego i matki odzyskał sprawność ruchową, choć pozostało mu trwałe utykanie. Kuli też nigdy nie wyjął, pozostała mu w plecach do końca życia.
Zostałeś zwolniony

Po wojnie Karpiński ukończył szkołę średnią, a w 1951 roku ukończył studia na Politechnice Warszawskiej. Zastanawiał się, czy nie zostać kompozytorem, ponieważ bardzo kochał muzykę, ale ostatecznie zdecydował się zająć elektroniką. Choć może się to wydawać nie do pomyślenia, jako były bojownik o wolność miał problemy ze znalezieniem zatrudnienia po ukończeniu studiów.
Po II wojnie światowej reżim komunistyczny w Polsce uważał członków ruchu oporu za zagrożenie dla swojego istnienia, przekonany, że ludzie, którzy ryzykowali życiem, aby wyzwolić Polskę od nazistowskich oprawców, mogą również działać na rzecz podważenia nowego reżimu sowieckiego. W końcu jednak, po wyrzuceniu z kilku miejsc pracy z powodu swojej wojennej przeszłości, został w końcu zatrudniony w fabryce elektroniki, gdzie skonstruował krótkofalowy nadajnik radiowy, który okazał się wystarczająco dobry, aby mógł być używany przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
Do 1955 roku Karpiński współpracował z Polską Akademią Nauk, gdzie stworzył m.in. maszynę matematyczną AAH, która zwiększyła dokładność prognoz pogody o 10%. W 1959 r. pod auspicjami Akademii skonstruował również pierwszy na świecie komputer analogowy do analizy równań różniczkowych – AKAT-1. Urządzenie oparte na tranzystorze, stylowo zaprojektowane w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, było wielkości małego biurka i pokazywało efekty swojej pracy na wbudowanym ekranie.
Budowa tego komputera skłoniła Akademię Nauk do zarejestrowania Karpińskiego w światowym konkursie talentów technologicznych organizowanym przez UNESCO w 1960 roku. Oczywiście, że wygrał. W rezultacie miał okazję wyjechać na dwa lata do Stanów Zjednoczonych i kontynuować edukację na Harvardzie i MIT.
Wysoka toksyczność
Karpiński tak opisywał swoją podróż do Ameryki w wywiadzie, którego udzielił magazynowi CRN w 2007 roku:
Byłem traktowany jak król, co przy okazji sprawiało, że czułem się dość nieswojo. Miałem dopiero trzydzieści kilka lat. Po skończeniu studiów zapytałem, czy mógłbym odwiedzić całą listę firm i szkół. UNESCO zgodziło się z tym. W Caltech zostałem przywitany przez rektora i wszystkich dziekanów, w Dallas – przez burmistrza miasta. Wszyscy chcieli, żebym dla nich pracował, od IBM po Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley.
Karpiński został nawet wpuszczony do – jak to później określił – "ściśle tajnego wojskowego i rządowego ośrodka badawczego", gdzie mógł zapoznać się z amerykańskimi pracami nad sztuczną inteligencją. To wszystko pokazuje, jak poważnie był traktowany przez Amerykanów, którzy bardzo chcieli, aby pozostał w ich kraju. Karpińśki zdecydował się jednak na powrót do ojczyzny, licząc na to, że kiedyś upadnie reżim komunistyczny, a jego wynalazki będą mogły służyć wolnej Polsce, a nie obcemu krajowi.
W 1962 r. powrócił do Polski i podjął pracę w Polskiej Akademii Nauk. Dwa lata później zaprezentował Perceptron, tranzystorową sieć neuronową podłączoną do kamery, która potrafiła identyfikować pokazane jej kształty (np. trójkąt narysowany na kartce papieru) i sama się uczyć. Było to dopiero drugie takie urządzenie na świecie (drugie w USA), ale zamiast dostać awans za swoje osiągnięcie, Karpiński musiał opuścić akademię – jego wynalazek zrodził się w zazdrości przełożonych, do tego stopnia, że postanowił znaleźć inne miejsce pracy, takie, w którym atmosfera byłaby mniej toksyczna.

Karpiński trafił do Instytutu Fizyki Doświadczalnej Uniwersytetu Warszawskiego. W tym czasie instytut otrzymywał znacznie więcej danych ze słynnego laboratorium CERN, niż był w stanie przetworzyć. Aby rozwiązać ten problem, Karpiński wraz z niewielkim zespołem skonstruował komputer, który analizowałby dane dotyczące zderzeń cząstek elementarnych. Był gotowy w 1968 roku, po trzech latach pracy.
Nazwana KAR-65, oparta na tranzystorach maszyna była wielkości dwóch szafek i była sterowana za pomocą konsoli wielkości biurka. Mógł wykonywać 100 000 operacji na sekundę i służył instytutowi przez następne dwadzieścia lat. Mimo że był to jego kolejny duży sukces, Karpiński nie zamierzał iść na łatwiznę. Już podczas pracy nad KAR-65 myślał o swoim kolejnym projekcie: komputerze, który zmieściłby się w teczce. W czasach, gdy komputery mogły zajmować całe pokoje, musiało się to wydawać "całkowicie szalonym pomysłem". W przeciwieństwie jednak do pomysłu jego ojca na zbudowanie dolnopłata, ten miał zostać zrealizowany, nawet jeśli prowadząca do niego droga miała być kręta.
To, co tym razem przewidział Karpiński, miało znacznie większy rozmach niż jego wcześniejsze wynalazki technologiczne. Chciał stworzyć wszechstronny mikrokomputer (termin używany wówczas do opisania komputerów porównywalnych wielkością do dzisiejszych komputerów osobistych) nie ograniczający się do konkretnego zastosowania naukowego. W tamtym czasie takie urządzenie byłoby w czołówce międzynarodowego rozwoju technologicznego. Instytut Fizyki Doświadczalnej nie był w stanie wygospodarować funduszy potrzebnych do wsparcia tak ambitnego projektu, więc Karpiński postanowił pójść ze swoim pomysłem do wojska. Mimo początkowego zainteresowania jego mikrokomputerem, ostateczna decyzja była nie do podjęcia. Wniosek oparto na ustaleniach specjalnej komisji powołanej do rozpatrzenia pomysłu Karpińskiego, która argumentowała, że projekt jest niemożliwy do zrealizowania, ponieważ... gdyby to było możliwe, Amerykanie już by to zrobili.

Karpiński nie zamierzał jednak tak łatwo rezygnować ze swojego projektu. Dzięki pomocy dobrze ustosunkowanego brytyjskiego przyjaciela udało mu się przedstawić swój pomysł specjaliście komputerowemu w Anglii. W przeciwieństwie do komitetu w Polsce, byli nim oczarowani, uznając go za to, czym był – genialnym projektem. Karpiński mógł założyć sklep na Wyspach, bo Brytyjczycy byli chętni do produkcji jego wyrobu, ale zdecydował się wrócić do Polski. Kierując się tymi samymi zasadami, które skłoniły go do powrotu z podróży edukacyjnej do USA, chciał podjąć jeszcze jedną próbę przekonania władz komunistycznych, by dały zielone światło jego projektowi.
W końcu, dzięki aprobacie brytyjskich specjalistów i pomocy innego przyjaciela, dziennikarza Stefana Bratkowskiego, który otworzył mu kilka ważnych drzwi, Karpińśki dostał zielone światło. W ten sposób w 1970 roku powstała Fabryka Mikrokomputerów. Zlokalizowana w Warszawie firma zatrudniała polskich pracowników, ale korzystała z brytyjskich komponentów i finansowania – potrzebne części nie były dostępne w Polsce, a komuniści wcale nie byli skorzy do rzucania pieniędzy na projekt.

W ciągu roku Karpiński zrealizował swój pomysł. Wraz z zespołem inżynierów, w skład którego wchodzili Zbysław Szwaj, Elżbieta Jezierska i Krzysztof Jarosławski, pracowali dzień i noc, przekonani, że robią coś niezwykłego – entuzjazm Karpińskiego okazał się zaraźliwy. Efektem ich starań był słynny komputer K-202, który w momencie powstania był absolutnie wyjątkowym sprzętem.
K-202 mógł wykonywać milion operacji na sekundę – znacznie więcej niż komputery, które stały się popularne dekadę później. Został zaprojektowany jako modułowy, co oznaczało, że można było łączyć lub odłączać różne jego komponenty: bloki pamięci, porty itp. Dziś może się to wydawać oczywiste, ale wtedy było to rewolucyjne rozwiązanie. Maszyna 16-bitowa korzystała również z przywoływania, które według Collins English Dictionary jest "przenoszeniem stron danych między pamięcią główną komputera a jego pamięcią pomocniczą". Dzięki umiejętnemu zaimplementowaniu przez Karpińki tej metody zwiększania pamięci, K-202 mógł mieć do 8 MB, podczas gdy inne mikrokomputery w tym czasie nie miały więcej niż 64 KB.
Uważa się, że Karpiński utorował drogę do powszechnego dziś stosowania stronicowania w komputerowych systemach pamięci. Na dodatek K-202, działający na autorskim systemie operacyjnym Karpińskiego, mógł mieć podłączone różne urządzenia peryferyjne: kamerę, drukarkę, a nawet radar. Komputer był urządzeniem wielofunkcyjnym – mógł być używany w biurze lub do prac inżynieryjnych. Był też bardzo przystępny cenowo, ale co najważniejsze, jego jednostka systemowa, czyli etui z wnętrznościami systemu, podłączone do zewnętrznego monitora i klawiatury, mogło zmieścić się w teczce, tak jak obiecywał Karpiński.
Można by się spodziewać, że za takie osiągnięcie w tak ważnej dziedzinie informatyki Karpiński otrzyma jakieś uznanie, a przynajmniej premię... Wszak to dzięki niemu Polska pod rządami PRL miała szansę stać się światowym liderem w dziedzinie techniki. Niestety, wtedy to nie działało w ten sposób. W grę wchodziły potężne siły, które próbowały zniweczyć sukces Karpińskiego.
Kiedy w 1971 roku Karpiński pokazał K-202 na Międzynarodowych Targach Poznańskich, cieszył się on znacznie większym zainteresowaniem władz niż jego główny polski konkurent, powolna i masywna Odra. Prasa była zachwycona, a oto co napisał o tym tygodnik "Perspektywy":
Powstał mikrokomputer oparty na podzespołach elektronicznych czwartej generacji, jest to najbardziej uniwersalna maszyna tego typu na świecie. Liczy się z prędkością miliona operacji na sekundę, co jest wynikiem, któremu dorównać mogą dorównać tylko amerykański minikomputer Super Nova i angielski Modular One.
Fabrykant Odry, firma Elwro, był jednak lepiej związany z reżimem niż Karpiński. Zamiast udoskonalać swój produkt, aby dogonić konkurencję, Elwro zaczęło podważać pozycję Karpińskiego w każdy możliwy sposób, nie stroniąc od oszczerstw. Co więcej, Sowieci chcieli wprowadzić jeden komputer do całego bloku wschodniego, co było prymitywnym podróbką przestarzałej już maszyny IBM. Urządzenie o nazwie RIAD skonstruowane przez Nikołaja Ławronowa było przeciwnikiem K-202. Jego konstruktor miał nawet okazję zobaczyć rewolucyjny polski mikrokomputer podczas podróży do Polski. Oto, jak Karpiński opisywał ten moment w "Pulsie Biznesu" w 2008 roku:
Ławronow nie mógł przestać się zastanawiać, jak mogę zmieścić w teczce to, na co on potrzebował całej ściany przestrzeni. Kiedy wylałem trochę herbaty na K-202, a następnie zrzuciłem go ze stołu, jego oczy rozszerzyły się. Komputer nadal działał.
Komputer Karpińskiego mógł być tak mały i wytrzymały, ponieważ korzystał z zachodnich podzespołów. Mimo że były one niezbędne dla funkcjonowania K-202, mogły wzbudzić podejrzenia władz bloku wschodniego, gdyż były elementami sprowadzonymi zza żelaznej kurtyny i wykorzystywanymi we wrażliwej dziedzinie przetwarzania informacji. Nie pomogło też to, że podczas wizyty komunistycznych dygnitarzy w jego fabryce Karpiński nazwał jeden z nich "nadającym się tylko do budowy nocników".

To wszystko doprowadziło do zamknięcia zakładu Karpińskiego w 1973 roku. Został wyprowadzony z fabryki przez mężczyzn uzbrojonych w karabiny, którzy upewnili się, że nie zrobi tego i nie będzie mógł odzyskać żadnych poufnych informacji ani komponentów z jego miejsca pracy. Wszystkie K-202 będące w produkcji (około dwustu) zostały wyrzucone. Do tego czasu wyprodukowano zaledwie trzydzieści takich komputerów. Jakby tego było mało, komuniści zakazali mu też robienia jakichkolwiek innych komputerów i nie wydali mu paszportu. W efekcie protestu Karpiński i jego żona Ewa przenieśli się na wieś, gdzie hodowali świnie i kury. Kiedyś powiedział dziennikarzowi, który odwiedził go w nowym miejscu zamieszkania, że "woli prawdziwe świnie".
Ostatecznie w 1981 roku otrzymał paszport i wyjechał z Polski, miejsca, w którym w tamtym czasie nie mógł realizować swojego powołania – tworzenia urządzeń elektronicznych. Karpiński przeniósł się do Szwajcarii, gdzie zaprojektował m.in. Pen Reader, ręczny skaner, który skanował tekst z papieru na komputer. Wkrótce po upadku komunizmu, w 1990 roku, powrócił do Polski z zamiarem wyprodukowania tego urządzenia, które wyprzedziło o ponad rok pierwszy japoński skaner tego typu. Niestety, z powodu problemów kredytowych Karpiński nie zdążył tego zrobić, a nawet stracił dom w Warszawie, w którym mieszkał po powrocie. Ostatecznie przeniósł się do Wrocławia, gdzie zarabiał na życie projektując strony internetowe.

Jacek Karpiński zmarł 21 dniaSt Luty 2010 r. Za odwagę, jaką wykazał się w Powstaniu Warszawskim, został odznaczony trzema medalami Krzyża Walecznych.
Z pewnością był geniuszem, geniuszem, który miał jasną wizję tego, co robił i był przez to całkowicie pochłonięty.
Tak Diana Wierzbicka, która pracowała z nim przy budowie KAR-65, wspomina Karpińskiego w filmie o jego życiu. Urządzenie to, podobnie jak AKAT-1 i K-202 znajduje się w zbiorach Muzeum Techniki i Przemysłu w Warszawie. Ostatecznie więc wyszło tak, jak chciał Karpiński: reżim komunistyczny przeminął, ale jego technologia wyprodukowana pod jego rządami istnieje w wolnej Polsce.
Autor: Marek Kępa, czerwiec 2017
The Computer Genius the Communists Couldn’t Stand | Article | Culture.pl