Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą UB. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą UB. Pokaż wszystkie posty

sobota, 19 kwietnia 2025

Potomkowie nazistów, UB, Werwolf...

 


Pytania o genezę polityków dzisiejszej doby w Polsce i Europy - przykłady 




przedruk

tłumaczeni automatyczne



Czy ojciec Guya Verhofstadta był po złej stronie historii?

Września 6, 2019

Lubię to 3706 wyświetlenia

Thierry'ego Debelsa


Według flamandzkiego czasopisma 't Pallieterke , Marcel Verhofstadt był aktywnie poszukiwany po II wojnie światowej. Marcel Verhofstadt jest ojcem Guya Verhofstadta według 't Pallieterke. Marcel Verhofstadt został przeszukany, ponieważ był obecny na "spotkaniu fuzji" Rexa, Verdinaso i VNV.

Partie te w mniejszym lub większym stopniu kolaborowały z hitlerowskimi nazistami. Według 't Pallieterke, ojciec Guya Verhofstadta mógł później pracować jako prawnik w związku zawodowym.




---------------


przedruk

za fb:
Sławomir Malinowski




KIM NAPRAWDĘ JEST URSULA VON DER LEYEN ?



Urodziła się w 1958 roku jako Ursula Albrecht, w rodzinie arystokratów niemieckich. Jej ojciec, Ernst Albrecht, był premierem Dolnej Saksonii (CDU) i byłym wysokim urzędnikiem europejskim.

Dzięki niemu: elitarne szkoły, brukselskie koneksje, kariera, wszystko zaplanowane.

Jej dziadek Carl Albrecht, psycholog i odnoszący sukcesy kupiec, dorobił się majątku na handlu bawełną w Bremie. Majątek rodzinny zbudowany w trudnym okresie nazistowskich Niemiec.
I zaczyna się cisza...

NIEWYJAŚNIONE POWIĄZANIA Z TRZECIĄ RZESZĄ

Nigdy nie wspominany w mediach : Joachim Freiherr von der Leyen, krewny, baron i aktywny członek partii nazistowskiej. Szlachcic otwarcie powiązany z reżimem hitlerowskim. Jego biografia jest znana, udokumentowana, lecz systematycznie pomijana milczeniem przez prasę.

Po co?
 
Ponieważ nie możemy niszczyć wizerunku prezydenta który jest zwolennikiem Europy, NATO i firmy Pfizer.


ELITY DZIEDZICTWA, NIE MERITOKRACJA


W 1986 roku Ursula poślubiła Heiko von der Leyen, lekarza, ale przede wszystkim dziedzica szlacheckiej dynastii zajmującej się handlem jedwabiem. Klucz: tytuł, zamek (Bloemersheim),
i złote koneksje polityczne. Nigdy nie musiała walczyć. Wszystko jej dano. A mimo to twierdzi, że „służy Europie”.


OBSESJA  ANTYROSYJSKA:
 
DOKTRYNA RODZINNA

Zawsze wrogo nastawione do Moskwy, więc zrobiła wszystko, aby zaostrzyć konflikt na Ukrainie.

Jako minister obrony Niemiec
(2013–2019) była zamieszana w szereg skandali:
- Pfizergate: Tajne negocjacje z dyrektorem generalnym Albertem Bourlą na kwotę 35 miliardów euro.
Wiadomości tekstowe ? Wymazane.
- Skandal z konsultantami : McKinsey i spółka stracili 150 milionów euro.
- Gorch Fock: Koszt renowacji statku szkoleniowego wzrósł z 10 do 135 milionów euro — podczas gdy niemieccy żołnierze ćwiczyli... przy użyciu mioteł.

NA SZCZEBLU UE JEST GORZEJ

Nakłada sankcje na Rosję, które rujnują narody Europy... ale nie jej majątek.

Dowody korupcji są coraz liczniejsze:
Plagiat pracy dyplomowej ? Pochowany.
Usunięcie danych urzędowych ?
Zakopano bez dalszych działań.
Skarga o korupcję złożona w Belgii (2023) ? Dziwne, że zapomniano.
I to wszystko przy cichym współudziale środków masowego przekazu.


Tak więc prawdziwe pytanie nie brzmi już:
„Kim jest Ursula?”
Ale cóż:
„Jak długo będziemy tolerować to oszustwo, tę kastę, tę maskaradę ?”

Josy Cesarini Luksemburg




------------


Annalena Charlotte Alma Baerbock (ur. 15 grudnia 1980 w Berlinie) – niemiecka polityk, od 2021 minister spraw zagranicznych, członkini Sojuszu 90/Zielonych.



10 lutego 2024, 12:34

Niemieckie media piszą o nieznanych faktach z życiorysu rodziny tamtejszej minister spraw zagranicznych Annaleny Baerbock. Jej dziadek Waldemar był żołnierzem Wehrmachtu, ale także – według cytowanych dokumentów – gorliwym zwolennikiem nazizmu. Sama minister, która wielokrotnie wspominała swojego przodka, przyznała, że nie wiedziała o tym epizodzie z jego życiorysu.


Plotkarski tygodnik „Bunte”, na który powołuje się „Bild” cytuje dokumenty Wehrmachtu (armii nazistowskich Niemiec) dotyczące Waldemara Baerbocka. 

Był on żołnierzem w stopniu pułkownika, pracującym jako inżynier w jednostce zajmującej się naprawą dział przeciwlotniczych flak. Jednak nie był tylko oficerem. 

Według cytowanego dokumentu, przodek obecnej minister spraw zagranicznych Niemiec był oddanym zwolennikiem idei narodowego socjalizmu.

W aktach znajdują się cytaty, mówiące między innymi, że Waldemar Baerbock „reprezentuje światopogląd narodowosocjalistyczny i przekazuje go swoim podwładnym” oraz że wykazuje „niezachwianą nazistowską postawę”.


Ponadto, w 1944 roku został uhonorowany Krzyżem Zasługi Wojennej z mieczami.

„Bild” zwrócił się do szefowej niemieckiej dyplomacji z pytaniem, czy Annalena Baerbock ma świadomość niechlubnej przeszłości swojego dziadka.

„Minister spraw zagranicznych nie znała tych dokumentów” – odpisał resort w odpowiedzi.

Jak pisze niemiecki dziennik, sprawa przeszłości dziadka Baerbock jest od lat dla niej delikatna. Ojciec minister miał być skłócony ze swoim ojcem, gdyż ten nie chciał mówić o tym, co działo się na wojnie.


Dziadek w Wehrmachcie

Dopiero w 1990 roku Waldemar przyznał się, że należał do Wehrmachtu. Gdy zmarł w 2016 roku (dożył wieku 103 lat) zostawił rodzinie książkę, którą zadedykował: „Jak bardzo jesteście szczęśliwi, że nie musicie doświadczać wojny”.

wiki:

W styczniu 2023 roku Baerbock odbyła swoją trzecią wizytę na Ukrainie, zwiedzając Charków, po podróżach do Buczy w maju i Kijowa we wrześniu poprzedniego roku. W przemówieniu programowym wygłoszonym 24 stycznia przed Zgromadzeniem Parlamentarnym Rady Europy powiedziała po angielsku: "Walczymy w wojnie przeciwko Rosji, a nie przeciwko sobie nawzajem", co zostało krytycznie przedstawione w popularnym tabloidzie "Bild" pod tytułem "Jesteśmy w stanie wojny z Rosją". 

Jej sformułowanie spotkało się z krytyką ze strony konserwatywnych i prawicowych polityków w Niemczech jako demonstracja braku profesjonalizmu oraz krytyką ze strony Rosji. Rzecznik niemieckiego MSZ powiedział, że Niemcy nie są stroną w konflikcie, a przemówienie wpisuje się w kontekst ustalenia jednolitego stanowiska wobec wojny napastniczej. 



Dziwne, że "Dopiero w 1990 roku Waldemar przyznał się, że należał do Wehrmachtu", to powinny być rzeczy powszechnie wiadome, chyba nie??

Był oficerem wysokiego stopnia - pułkownikiem, to już nie jest kapral... przekazywał idee nazistowskie swoim podwładnym, to swoim dzieciom też nazizm wpoił "jak należy", rozumiem... 


pytanie:         czy .. ma świadomość niechlubnej przeszłości swojego dziadka 

odpowiedź:    nie znała tych dokumentów

przecież nikt nie pytał o dokumenty ! 

odpowiedź wymijająca, nie na temat, wniosek, że o przeszłości dziadka na pewno wiedziała



2025-03-19 19:02

Ustępująca szefowa MSZ Niemiec Annalena Baerbock według niepotwierdzonych dotąd doniesień po odejściu ze stanowiska ma zostać przewodniczącą Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Skrytykowała to Rosja, a także były szef Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa - pisze w środę "Sueddeutsche Zeitung".

podczas gdy inne tytułu piszą o ewentualności, Bankier.pl pisze w trybie dokonanym: 

ma zostać
ma zostać zgodnie z wolą
potwierdziła gazeta 
Wybór... ma nastąpić na początku czerwca


ma zostać przewodniczącą ZO ONZ zgodnie z wolą odchodzącego rządu Olafa Scholza - potwierdziła gazeta we wtorek w źródłach rządowych.

Wybór Baerbock na to stanowisko ma nastąpić na początku czerwca, ale głosowanie w tej sprawie "jest raczej formalnością, ponieważ Niemcy już zapewniły sobie roczne stanowisko" - podkreśla "SZ". Pierwotnie miała je objąć czołowa dyplomatka niemiecka Helga Schmid.

"Byłoby dziwne 80 lat po zwycięstwie (w II wojnie światowej) zobaczyć wnuczkę nazisty dumną z +bohaterskich czynów+ swojego dziadka na stanowisku przewodniczącej Zgromadzenia Ogólnego" - powiedziała rzeczniczka MSZ w Moskwie Maria Zacharowa


ciekawe, że słowa "bohaterskich czynów" zawarte są w krzyżykach + +, a nie w cudzysłowiu " ", czy nawet w tzw. niemieckim cudzysłowiu >> << ... krzyżyki stawia się często jako symbol śmierci w życiorysach ludzi, oznaczeniach dat itp.

"ma zostać przewodniczącą ZO ONZ zgodnie z wolą odchodzącego rządu Olafa Scholza", a nie zgodnie z wolą głosujących... prawda?

semantyka
















---------





KURDE - Ministerstwo Cyfryzacji zmieni nazwę usługi


19.04.2025 11:57

Jak poinformowała "Rzeczpospolita", skrót nazwy usługi Kwalifikowanej Usługi Rejestrowanego Doręczenia Elektronicznego tak oburzyła jednego z obywateli, że postanowił złożyć w Sejmie petycję w tej sprawie.


Po pierwsze, my w ogóle tego akronimu nie używamy. To, że skrót układa się w takie niezbyt szczęśliwe słowo, to rzeczywiście jest jakieś niedopatrzenie. Natomiast Poczta Polska promuje tę usługę jako Q-Doręczenia. Myślę, że jest to o wiele bardziej odpowiednia nazwa

- czytamy na portalu RMF FM wypowiedź wiceministra cyfryzacji Michał Gramatyka.


Polityk podkreśla, że petycja oburzonego obywatela mogła dotyczyć też innej usługi.

Myślę, że ta petycja pojawiła się na fali usługi PURDE, czyli Powszechnej Usługi Rejestrowanego Doręczenia Elektronicznego. Rzeczywiście takim skrótem się posługiwaliśmy. To PURDE zapewne zainspirowało autora petycji, aby zapytać o "kwalifikowaną usługę". Tam ten akronim jest o wiele mniej parlamentarny

- wyjaśnia Gramatyka.

Jednocześnie resort zauważ, że nazwa pojawiła się w ustawie z 2020 roku.

Wina informatyków

Tak to jest, jak informatycy się za coś biorą. Czasem wychodzą z tego nieprzewidziane okoliczności. Tym bardziej że samo to słowo "KURDE" najpiękniejsze nie jest, ale do brzydkich również nie należy. Trzeba jednak zwracać uwagę na takie rzeczy

- podkreśla w swojej wypowiedzi dla RMF FM wiceminister Gramatyka.



Autor: Justyna Foksowicz
Źródło: Rmf24, do rzeczy
Data: 19.04.2025 11:57


--------





I my musimy planować przyszłość - zaprojektować bezpieczne, stabilne państwo - planując przyszłość naszych dzieci. 

Tak, planując przyszłość naszych dzieci, kierując je w stronę mediów jak to robili kacykowie, prokuratorzy, ubecy w latach 90tych... by w każdym medium absolutnie dominowali porządni, patriotycznie wychowani, odpowiedzialni ludzie.


Tak, planując przyszłość naszych dzieci, wychowując patriotycznie i kierując je do służby w wojsku, policji, administracji samorządowej czy państwowej.


Kierując je - a czy one takiego wyboru dokonają, na to już wpływu nie mamy. Postąpią, jak będą chciały.

Ale kierując je tam, prowokujemy możliwość, że dobrze, patriotycznie wychowani ludzie, obejmą stery na wsi, w powiecie, w służbach specjalnych, w rządzie...

Że tak się wyrażę, trzymanie patriotycznej - ale prawdziwie patriotycznej - łapy na policji, na strukturach siłowych, na władzy jest naszym priorytetem.

Sami widzicie, dzisiaj "zwyczajni" ludzie muszą jeździć na granicę i pilnować, by nam niemcy nielegałów nie wpychali. 

Gdzie jest młodzież i ich pikiety przeciwko push-backom??
Poszukajcie ekologów, dajcie im klej - może zechcą się tam przykleić??
Gdzie są ich mocodawcy, inspiratorzy?
Czemu teraz nie inspirują??


Od tego są ludzie w administracji rządowej i policji, by chronić nas - a skoro tak się mimo to dzieje, jak dzieje, to znaczy, że prawo jest złe, że ludzie są słabi i państwo jest w dryfie, życie kraju toczy się siłą rozpędu - rzucone w jakimś kierunku przez kogoś 10-30-50-80 lat temu...



Nie może być tak, że o elementach państwa decydują przypadkowi ludzie i się na to pozwala, to się ignoruje, dopóki ktoś nie zgłosi "górze", że Ministerstwem Cyfryzacji rządzą szeregowi informatycy...









tps://www.slideshare.net/slideshow/was-the-father-of-guy-verhofstadt-on-the-wrong-side-of-history/169515010

bankier.pl/wiadomosc/Z-MSZ-do-ONZ-Baerbock-zostanie-nowa-przewodniczaca-Zgromadzenia-Ogolnego-ONZ-8910598.html

KURDE - Ministerstwo Cyfryzacji zmieni nazwę usługi

Annalena Baerbock – Wikipedia, wolna encyklopedia

Dziadek minister spraw zagranicznych Niemiec był w Wehrmachcie jako zadeklarowany nazista. Ujawniono dokumenty o przodku Annaleny Baerbock | Portal i.pl

interaffairs.ru/news/show/51025



piątek, 28 lutego 2025

Edward Gierek

 




W latach 60tych ktoś zamordowal bratanicę Edwarda Gierka i jeszcze 15 innych kobiet, milicja schwytała "wampira" i innych "winnych".

Kilka lat temu czytałem o tych schodach, nie przypominam sobie, żeby tam było coś napisane, że był jakoby pijany. 
Tekst poniższy pochodzi z wikipedii.


Marchwicki i jeden z jego braci zostali straceni, drugi brat wyszedł z więzienia w 1992 roku.
W czasie pobytu w zakładzie karnym rozpoczął walkę o oczyszczenie siebie i braci z zarzutów, kontynuował ją również po wyjściu na wolność (zakład karny opuścił w listopadzie 1992). 
W 1998 zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Jako oficjalną przyczynę jego śmierci podano upadek ze schodów:

 „Henryk spadł ze schodów i złamał kręgosłup. Wstał, wszedł z powrotem na pierwsze piętro, położył się do łóżka i umarł. Sekcja zwłok wykazała, że był pijany”. Śledztwo w tej sprawie zostało umorzone.



To zapewne SB.

Był to pokaz możliwości: milicja, służby, adwokatura, prokuratura, sędziowie, wojsko. Wszyscy brali w tym udział.

Więc trzeba by zastanowić się, czy Gierek poddał się presji, czy nie.

Artykuł z Myśli Polskiej daje poszlaki, że się poddał.




Czy nie było łatwiej go opętać?

Może wtedy w tamtych latach było to trudniejsze?

Nie wiem.








przedruk







Kto i jak rozmontował PRL?


Historia upadku PRL nadal budzi kontrowersje i znaki zapytania. Ciągle panują na ten temat poglądy nie mające pokrycia w faktach.

Z jednej strony spotykamy się z wizją PRL jako państwa w ruinie, a nawet obcej okupacji, pod którą panował nieustanny i wszechogarniający terror, a na półkach był tylko ocet, z drugiej PRL niejako na złość przedstawia się niczym krainę mlekiem i miodem płynąca, którą zniszczyły strajki Solidarności, knowania imperialistów zza oceanu, dolary, jakimi złowroga CIA opłacała solidarnościową opozycję, a ta na spółkę z Kościołem otumaniła nieświadomych własnego interesu robotników, popychając ich do zburzenia najlepszego z możliwych ustroju.

Co ciekawe, obie pozornie krańcowe interpretacje łączy przekonanie o radykalnym i rewolucyjnym przełomie jaki nastąpił czy to w roku 1980 czy 1989 oraz o sprawczości solidarnościowej opozycji, która „obaliła komunizm”. Paradoksalnie jest o tym przekonany zarówno Lech Wałęsa jak i część osób odczuwających tęsknotę za starymi, dobrymi czasami. Tymczasem rzeczywistość jak zwykle jest o wiele bardziej złożona i prozaiczna zarazem. Bez wątpienia najlepszy i udokumentowany ogromnym materiałem źródłowym obraz procesu rozmontowywania realnego socjalizmu przedstawił przedwcześnie zmarły prof. Jacek Tittenbrun. W tym artykule posłużymy się ważnym oraz rzetelnie udokumentowanym materiałem jaki zgromadził i zanalizował w dziele pod tytułem: „Upadek socjalizmu realnego w Polsce”. Dzieła profesora Tittenbruna są interesujące także z tego względu, że pisał je z pozycji uczciwego marksizmu, któremu pozostał wierny pomimo zmieniającej się koniunktury na świecie, w Polsce i w polskim światku akademickim.

I choć praca szczegółowo obejmuje okres od objęcia władzy przez Edwarda Gierka w roku 1970 do roku 1989, to jednak w części zatytułowanej „Trochę historiozofii na zakończenie” autor wyraźnie stwierdził, że „ekonomiczno – polityczny system, jaki ukształtował się w pełni za czasów Stalina, a z pewnymi modyfikacjami przetrwał do naszych dni (1992 – przyp. O.S.), zakładał dominującą rolę klas kierowniczych w bloku ze stanami funkcjonariuszy aparatu partyjnego i państwowego (…) Ów panujący blok – w innych ujęciach teoretycznych lub quasi – teoretycznych zwany biurokracją, nomenklaturą, „nową klasą” itp. – reprodukował i utrwalał swoją pozycję oraz przywileje, prowadząc często do faktycznego zburżuazyjnienia. (…) Pod szyldem „państwa robotniczego”, „demokracji ludowej” prowadzono nierobotniczą, a nawet antyrobotniczą politykę.” Inaczej mówiąc nie chodzi o to, że w PRL jak twierdzą jego obrońcy nie było złego, totalitarnego komunizmu, a tylko łagodny mniej lub bardziej realny socjalizm, ale że od początku był to ustrój zupełnie inny od formalnie deklarowanego.

Warto na wstępie przypomnieć dwa inne mity funkcjonujące na temat PRL w porównaniu z będącą w takich opowieściach synonimem czarnego luda Polską międzywojenną. Do najpopularniejszych należy likwidacja analfabetyzmu. Nie pozostawiające wątpliwości liczby pokazują, że pomimo o wiele trudniejszych początków, w znacznie większym stopniu zlikwidowała analfabetyzm już II RP. I tak pierwszy spis powszechny z 1921 r. odnotował 34,6 % analfabetów, drugi w 1931 r. 22,6%, przy czym zjawisko dotyczyło już głównie starszych osób mieszkających na wsi. Kolejny spis miał się odbyć w 1941 r. i nie ma podstaw, by twierdzić, że proces likwidacji tego problemu nie doprowadził do spadku poniżej 10% już przed wybuchem wojny. W Polsce Ludowej potrzeba było kolejnych 7 lat żeby go dokończyć. Podobnie wygląda sprawa reformy rolnej, w ramach której w Polsce międzywojennej rozparcelowano więcej ziemi tzw. obszarniczej niż w PRL, tyle tylko, że czyniono to w sposób cywilizowany, nie niszcząc kulturotwórczej i w zasadzie jedynej rodzimej wyższej klasy średniej jakiej się w dziejach dorobiliśmy. Zaspokojenie głodu ziemi było także możliwe dzięki temu, że Ziemie Odzyskane opuściło znacznie więcej Niemców niż do nowej Polski przybyło ekspatriantów ze wschodu.

Podobnie ahistorycznie brzmią zachwyty związane z elektryfikacją, wędrówką ze wsi do miast i uprzemysłowieniem. Wszystkie one były częścią powszechnych procesów cywilizacyjnych, takich samych jak upowszechnienie higieny, czy wynalazek telewizora. O wiele więcej o rzeczywistych osiągnięciach PRL mówi ich porównanie w analogicznym czasie z innymi państwami czy to regionu czy południa Europy. I tak na początku lat 1980 prawie 25% ludności miejskiej PRL pozbawione było kanalizacji, a produkcja energii elektrycznej na głowę była znacząco mniejsza od sąsiednich krajów socjalistycznych i co ważne, dystans ten się zwiększał, o czym pisał z kolei Aleksander Bocheński. A pamiętać trzeba, że ziemie poniemieckie pod względem infrastruktury stały o wiele wyżej niż np. Polesie.

Statystyka mówi prawdę

Pierwszym odejściem od zasad socjalizmu było wycofanie się z kolektywizacji wsi i zgoda na powstanie klasy „kułaków”, dzięki której w czasach rządów Władysława Gomułki mogliśmy łatwo zaopatrzyć się w dobrej jakości artykuły spożywcze. Jednak gwałtowne przyspieszenie procesów zburżuazyjnienia „nowej klasy” i zwiększania różnić w poziomie życia pomiędzy rządzonymi a rządzącymi rozpoczęło się w następnej dekadzie. Jacek Tittenbrun przytacza na dowód tych tendencji wiele konkretnych liczb. Najbardziej znaczące wydają się następujące: w latach 1961-1965 udział inwestycji nieprodukcyjnych w gospodarce uspołecznionej (tzn. nakładów na oświatę, budownictwo mieszkaniowe, ochronę zdrowia, opiekę społeczną, kulturę fizyczną itp.) wynosił przeciętnie 28,6%, natomiast w latach 1971-1975 19,3%. Inwestycje w służbie zdrowia w 1965 r. w PRL wynosiły 1,1%, podczas gdy w CSRS i NRD w tym samym roku 5%. W tym samym czasie upowszechniła się praktyka udostępniania szpitalnych łóżek przez prywatnych lekarzy, oczywiście po uiszczeniu odpowiedniej opłaty. Systematycznie spadały nakłady na oświatę i to nawet w liczbach bezwzględnych. W rezultacie w 1970 r. na 100 miejsc w przedszkolach przypadało 109 dzieci, których oboje rodzice pracowali, a w 1979 r. 123, malała liczba miejsc w ośrodkach wypoczynkowych FWP z 56 tyś. w 1970 do 46,5 w 1978 r. Jednocześnie rosła liczba ośrodków zakładowych, z których w uprzywilejowany sposób korzystała kadra partyjna, kierownicza, administracja. Rozwijały się także prywatne pensjonaty oraz dacze, a „posiadacz takiego domku wchodził często w stosunek przywłaszczenia cudzej pracy: w formie nieodpłatnego lub symbolicznie opłacanego korzystania z pracy siły roboczej, maszyn budowlanych, środków transportu przedsiębiorstw gospodarki uspołecznionej zatrudnionych przy budowie tego typu obiektów.”

W 1974 r. zniesiono także ustawowy obowiązek posiadania przez prywatnego inwestora legalnego nabycia materiałów budowlanych zużytych do budowy. Równolegle do wzrostu ilości nierzadko luksusowych dacz członków partyjnej nomenklatury rósł deficyt mieszkań możliwych do nabycia dla ogółu ludności i w 1970 r. wynosił 1 295 tys. a w 1978 r. już 1 622 tys. W latach 1976 – 1980 na 800 tys. mieszkań spółdzielczych tylko 300 tys. otrzymali spółdzielcy, czekający w zwykłej kolejce na realizację należnych im nominalnie praw. W Warszawie np. w latach 1970 sprowadzano rok rocznie z innych rejonów kraju ok. 1000 osób na stanowiska kierownicze. Każdy nowo przywieziony dyrektor w ciągu 2-3 lat zagospodarowywał 4 mieszkania (dla siebie, swojej sekretarki i kierowcy oraz krewnych). To samo dotyczyło mieszkań zakładowych. „Według danych dotyczących Gdańska, w 1979 r. aż 70% mieszkań przydzielonych przez zakłady pracy – otrzymały osoby „nie odpowiadające kryterium przydziału.” Po reformie administracyjnej zwiększającej liczbę województw „Nowe stolice administracyjne musiały uwolnić mieszkania dla nowo instalowanych ekip kierowniczych”. Jednak „wojewódzka władza nie kwapiła się do bloków i standardowych mieszkań. Zaczęły się przekwaterowania robotniczych rodzin z wolno stojących domów do przydzielonych wojewódzkiej kadrze nowych bloków – nie zawsze za aprobatą przekwaterowywanych.

Opróżnione domy nowa władza sporym nakładem społecznego grosza, angażując deficytowe moce przerobowe przedsiębiorstw budowlanych, pośpiesznie przerabiała na wille dla swoich nieocenionych przedstawicieli, a nierzadko – również dla ich protegowanych i powinowatych.”. W efekcie takich procesów: „Według badań przeprowadzonych wśród wielkiego miasta Łodzi, w drugiej połowie lat 70-tych przeciętny metraż na osobę w rodzinach robotników zmniejszył się, podczas gdy wśród tak zwanej inteligencji zwiększył się. W mieszkaniach przeludnionych (tj. powyżej 1,5 osoby na izbę) mieszkało w 1980 r. 38,3% robotników niewykwalifikowanych w porównaniu z 3,4% inteligencji. Przeciętna wielkość mieszkania przedstawicieli aparatu kierowniczego wynosiła w 1980 r. 3,8 izby, wskaźnik zaludnienia 0,79 osoby na izbę, 91% tych rodzin mieszkało w warunkach „niedoludnienia” czyli w mieszkaniach, w jakich na izbę przypada mniej niż 1 osoba”.

Nasilały się „klasowe nierówności” w dostępie i korzystaniu z kultury. „Według ogólnopolskich badań przeprowadzonych w 1973 – 1974 r. wśród robotników wielkoprzemysłowych – po książkę sięga względnie regularnie tylko 10% robotników.” Co więcej, rozpiętość w tej dziedzinie pomiędzy robotnikami a inteligencją rosła. Od roku 1970 malała liczba wydawanych książek w przeliczeniu na 1 mieszkańca. W 1950 roku wynosiła 4,8 szt., w 1980 4,2 szt. Drastycznie spadała liczba bibliotek z 52,4 tyś. w 1970 do 37 tyś. w 1979 r. W epoce Edwarda Gierka rozpoczął się regres w dziedzinie transportu publicznego, co doprowadziło do sytuacji, że ilość pasażerów na jeden pojazd była kilkukrotnie większa niż w innych krajach. W praktyce oznaczało to np. walkę o miejsca siedzące w pociągach ze Śląska nad morze na bocznicy lub wchodzenie przez okno. W tym samym czasie „środki jakie mogłyby być przeznaczone na komunikację zbiorową pochłaniał rozwój motoryzacji indywidualnej w tym – produkcji takiego samochodu jak Polonez, trafnie określony jako przysłowiowy kwiatek do kożucha, bardzo ładna, ale niezwykle kosztowna blacha”.

Jednak najbardziej tragicznym przejawem pogarszających się warunków życia do jakich doprowadził socjalizm epoki Gierka była sytuacja w dziedzinie tzw. „reprodukcji siły roboczej”, czyli stanu zdrowia i długości życia. I tak: „liczba chorób zawodowych na 100 tys. zatrudnionych wzrosła z 51, 7 w 1971 r. do 66,8 w 1980 r. W okresie 1970-1980 liczba wypadków przy pracy wzrosła o ponad 29% w tym śmiertelnych o 14%, w warunkach szkodliwych dla zdrowia pracowało w 1976 r. 2,8 mln osób i 3 mln w 1978 r. ze stałą tendencją wzrostową. Kierownictwa zakładów pracy np. w kopalniach karały za absencję z powodu choroby utratą 13 i 14 pensji. Pod koniec epoki Gierka nie tylko nie zatrzymano wzrostu różnicy w średniej długości życia w porównaniu do państw kapitalistycznych, ale doszło po raz pierwszy po wojnie do jej bezwzględnego skrócenia. Jedną z przyczyn było katastrofalne zatrucie środowiska.

Pogarszająca się sytuacja klasy robotniczej i rosnące zróżnicowanie jakości życia pomiędzy robotnikami, a nomenklaturą współgrało z gwałtownym przyrostem liczby członków partii z nazwy robotniczej. Jednak robotnicy stanowili w niej coraz mniejszy procent. Z jednej strony było to efektem rozczarowania, z drugiej zapisanie się do partii ułatwiało tzw. awans społeczny i przestanie bycia robotnikiem.

Prywaciarze

Równolegle do opisanych wyżej procesów, w latach 1970 rozpoczął się proces rozwoju quasi prywatnej przedsiębiorczości, w której władza widziała lub udawała, że widzi receptę na pogłębiające się trudności w zaopatrzeniu i usługach. Przykładem tego było rozpowszechnienie się tzw. handlu ajencyjnego, który do roku 1980 objął około 1/3 wszystkich placówek uspołecznionej sprzedaży detalicznej, co warto przypomnieć mieliśmy ich wtedy 148 tys. Jednak jak zauważa Tittenbrun celem tej działalności nie był wysoki obrót, ale znalezienie nisz dających szybkie i łatwe zyski. Stąd ”mieliśmy na rynku znakomite zaopatrzenie w kwiaty, przy stale utrzymujących się kłopotach w zaopatrzeniu w warzywa. Także rozkwit prywatnej produkcji następował w takich, przynoszących wysokie zyski branżach jak luksusowe meblarstwo, wyroby z tworzyw sztucznych, artykuły motoryzacyjne”.

Ten rozkwit następował także dzięki zmianom w systemie opodatkowania, na skutek których sektor prywatny przy coraz większych obrotach płacił coraz mniejsze podatki. Z drugiej strony: „Praktyka zaopatrywania się tych producentów w tak zwane odpady produkcyjne i materiały niepełnowartościowe w przedsiębiorstwach uspołecznionych sprzyjała rozkwitowi łapownictwa i innych form korupcji.” (…) „Sukcesy ekonomiczne i finansowe ajentów, jak i innych przedstawicieli sektora prywatnego, były więc w wielu wypadkach produktem metod typowych dla kapitalizmu łupiesko-spekulacyjnego.” Wraz z nieudolną polityką w dziedzinie handlu i produkcji pogłębiały się problemy rolnictwa i rozwarstwienie dochodowe na wsi. Próby zwiększenia produkcji poprzez biurokratyczne reformy kończyły się jedynie wzrostem biurokracji i łapownictwa czemu sprzyjał chroniczny brak środków produkcji, a jego symbolem był coroczny problem ze sznurkiem do snopowiązałek. Sytuację dobrze opisuje następujący fragment pracy Tittenbruna: „rasowy kierownik punktu skupu czy wagowy, nie mówiąc już o inspektorze, który miał pod opieką parę placów – zaliczał każdą kampanię, z której nie zajeżdżał fiatem 125p do nieudanych”.

Tak więc rozwarstwieniu klasowemu, towarzyszył też coraz szybszy rozwój kapitalizmu pasożytującego na socjalistycznej z założenia gospodarce. Na to wszystko nakładała się błędna, o ile nie obłędna, polityka zaciągania kredytów na rozwój socjalizmu w kapitalistycznych bankach i u zachodnich rządów. W makroskali cała socjalistyczna gospodarka pracowała na wartość dodaną zachodnich bankierów, ale powodem nadchodzącego kryzysu w co najmniej równym stopniu było niesprawiedliwe rozłożenie kosztów jakie ponosił kraj i gospodarka jako całość. Polska wbrew popularnemu wtedy hasłu nie „rosła w siłę”, tylko wpadała w zależność od swoich wrogów, a „dostatniej” żyło się jedynie lawinowo rosnącej nomenklaturze i rodzinom członków aparatu władzy, podczas gdy poziom życia klasy robotniczej i większości społeczeństwa gwałtownie się obniżał. Czy coś nam to przypomina?

Profesor Paweł Bożyk współautor tamtej polityki usprawiedliwia zadłużanie przypominając, że do końca lat 1970 koszt kredytu był niski, (wzrósł nie jak się powszechnie sądzi po kryzysie naftowym, ale dopiero po dojściu do władzy R. Reagana) zaznaczając, że w stosunku do produktu krajowego rósł udział inwestycji, a spadała konsumpcja, więc kredytów nie przejadaliśmy, co w ujęciu całościowym jest prawdą. Zapomina jednak dodać, że ten ogólny spadek konsumpcji przekładał się na jej duży spadek u jednych przy wyraźnym wzroście u drugich.

Główna przyczyna kryzysu

Według Tittenbruna to właśnie ten drugi czynnik, a nie budowa będących do dzisiaj powodem słusznej dumy ponad 500 nowoczesnych fabryk, czy takich ikonicznych obiektów jak dworzec centralny w Warszawie i wiele innych była powodem buntu robotników w sierpniu 1980 r.: „Z jednej strony były one żywiołowym protestem przeciwko polityce lat 70- tych, praktyczną krytyką państwa i partii. Ale robotnicy zarówno w lipcu czy sierpniu, jak i później – protestowali swymi hasłami i swoimi działaniami także przeciwko zjawiskom stanowiącym klasowe, socjologiczne źródła owego antyrobotniczego charakteru polityki. Żądania likwidacji „kominów płacowych”, zniesienia różnego rodzaju przywilejów, jawności dochodów.” I dalej: „Teoria walki klas pozwala zrozumieć, że robotnicy występowali nie tylko przeciwko partii czy państwu jako takim, co przeciwko ich kapitalistycznym elementom, nie przeciwko samemu „skostnieniu aparatu władzy” lecz przeciwko jego burżuazyjnym tendencjom. Walcząc przeciwko, walczyli oni dlatego także o przywrócenie władzy zwącej się władzą ludową – charakteru autentycznej reprezentacji i rzeczniczki ludu pracującego. Hasłami i czynami żądali, aby państwo było naprawdę ich państwem, aby było państwem robotniczym”.

Mówiąc inaczej, bunt robotników był buntem przeciwko niesprawiedliwości i zakłamaniu. Nie na darmo obok ukarania korupcji i złodziei państwowego mienia jednym z najczęściej powtarzających się postulatów było wprowadzenie kartek, tak aby zwykli ludzie mogli otrzymywać takie same możliwości zakupu podstawowych towarów jak członkowie klasy rządzącej. Natomiast symbolika „klerykalno – nacjonalistyczna”, jak zauważa Tittenbrun, wynikała po pierwsze z faktu, że symbolika lewicowa została skompromitowana przez władzę, po drugie była swego rodzaju tarczą bezpieczeństwa, której potrzeba wynikała z pamięci grudnia 1970.

Prawdziwą klęską czasów Gierka była o czym się rzadziej mówi klęska moralna. Omawiałem już na łamach MP (nr 7-8 z 11-18 lutego 2024 „Głębokie państwo wychodzi z cienia”) upadek polskiej nauki opisany przez ówczesnego Prezesa PAN Janusza Groszkowskiego. Jego artystycznym wyrazem był film „Barwy ochronne” w reżyserii Krzysztofa Zanussiego – aby go obejrzeć musiałem z Gliwic jechać do Mikołowa, bo ograniczano jego seanse w większych miastach. Jednak najbardziej trafny obraz stanu moralnego jaki zostawiła po sobie epoka Gierka został uwieczniony w niezrównanym dziele Stanisława Barei „Miś”. Wtedy w klimacie ideowego cynizmu i cwaniactwa tworzyła się w PRL warstwa ludzi, którzy odcisnęli decydujące piętno na kolejnych dekadach zarówno PRL jak i III RP.

Nasuwają się jednak w tym kontekście inne, bardziej zasadnicze pytania np. o to dlaczego w ćwierć wieku po zakończeniu wojny PRL nie była w stanie samodzielnie wyprodukować samochodu osobowego przyzwoitej jakości, czy nawet ruchomych schodów na Dworcu Centralnym? John Perkins w książce „Hitman, Wyznania ekonomisty od brudnej roboty” opisał proceder wpędzania w pułapkę zadłużenia krajów trzeciego świata. Dokonywało się ono na drodze korupcji, zastraszania, a nawet przewrotów i morderstw. Ekipa Gierka wpadła w tę pułapkę dobrowolnie. Był to z jej strony polityczny błąd, ale była i przyczyna głębsza, czyli zapatrzenie bogacących się elit w zachodni styl życia i system wartości. Rozwój na kredyt i puszenie się willą czy nowym samochodem zastąpiły autarkię i siermiężną skromność, których symbolem była polityka i osobista postawa Władysława Gomułki. Wpisywało się to w tradycyjne wzorce kulturowe polskiej wsi, a więc matecznika ogromnej większości ówczesnej elity, która jednocześnie miała głęboki kompleks takiego pochodzenia. Przepustką do miejskiej kariery było wyrzeczenie się tradycyjnego systemu wartości, a w rezultacie gdy zawalił się mit socjalizmu zabrakło jakiegokolwiek trwałego fundamentu moralno kulturowego.

Przeciwnicy potępiania w czambuł niekwestionowanych osiągnięć PRL, słusznie zauważają, że III RP wywodzi się właśnie z tamtego państwa. Mają rację punktując niekonsekwencję, ale twierdzenie to w mojej opinii jest także jednym z najpoważniejszych zarzutów jakie ciążą na PRL, a które tragicznie odbijają się na kondycji moralno-intelektualnej Polaków aż po dzień dzisiejszy. Dlaczego więc wspominamy tamte czasy z nostalgią? Gierek był pierwszym przywódcą PRL, który nie splamił się krwią, mówił ładną francuszczyzną, zaczynaliśmy podróżować po świecie demoludów, a nawet Zachodu, w tle był romantyzm wielkich budów i za sprawą osobowości samego Gierka oraz przeżywającej autentyczny rozkwit telewizji panował klimat optymizmu, w którym utrapienia socjalizmu odbieraliśmy raczej jako śmieszne niż straszne. Na świecie nastąpiło odprężenie i groźba atomowej zagłady odeszła w cień. Do PRL zaczynało też docierać rozprzężenie obyczajowe, a wraz z nim rosła liczba rozwodów, spadała dzietność, a miłe bywają złego początki. Przede wszystkim jednak potem było już tylko gorzej i to nie dlatego, że nigdy więcej już nie byliśmy tak piękni i młodzi, ale dlatego, że gwałtownie zaczął się starzeć i szpetnieć świat do którego z taką nadzieją aspirowaliśmy. O kolejnych etapach rozmontowywania dawnego ustroju napiszę w następnej części.



Olaf Swolkień

Myśl Polska, nr 7-8 (16-23.02.2025)












wtorek, 25 lutego 2025

Niemiecka agentura w UB






przedruk - 2016 rok



"Gazeta Polska" UJAWNIA: ​Safjan w hitlerowskim mundurze


Podczas Nadzwyczajnego Kongresu Sędziów Polskich sędzia Marek Safjan jako „smutne” określił dezawuowanie wiarygodności dwójki sędziów poprzez opisywanie przeszłości ich rodziców.



​Maciej Marosz 
Niezalezna.PL






Filip Blazejowski/Gazeta Polska



Podczas Nadzwyczajnego Kongresu Sędziów Polskich sędzia Marek Safjan jako „smutne” określił dezawuowanie wiarygodności dwójki sędziów poprzez opisywanie przeszłości ich rodziców. Tymczasem „Gazeta Polska” dotarła do nowych dokumentów dotyczących przeszłości ojca sędziego Safjana. Był on nie tylko współpracownikiem komunistycznej Informacji Wojskowej, lecz także funkcjonariuszem hitlerowskiego Grenzschutzu, walczącego z Armią Krajową.

Część opisywanych tu faktów została już wcześniej ujawniona w publikacjach prof. Andrzeja Nowaka, Macieja Replewicza czy Joanny Siedleckiej. „Gazeta Polska” dotarła jednak do odnalezionych w Centralnym Archiwum Wojskowym dokumentów, w tym teczki personalnej Safjana z okresu jego powojennej służby w Głównym Zarządzie Politycznym LWP.

W Grenzschutzu na ochotnika

Jak wynika z dokumentów, w latach 1943–1944 Zbigniew Safjan służył w mundurze hitlerowskiej policji Grenzschutz, zwanej też „Zoll”. Zgłosił się do niej na ochotnika. Mieszkał wówczas w miejscowości Różana. Niemcy urządzili w tej osadzie województwa brzeskiego getto żydowskie. W 1942 r. przystąpili do jego likwidacji. Deportowali jego mieszkańców do obozu w Wołkowysku, skąd wkrótce wywieziono ich do komór gazowych Treblinki. Na terenie Różany doszło do licznych egzekucji – zamordowano ponad 120 osób. Wielu zabito podczas marszu do Wołkowyska.

Różana i okolice były regionem zapalnym przy granicy III Rzeszy z Białorusią. Safjan był świadkiem tych dramatycznych wydarzeń. Nosił hitlerowski mundur i broń. Zachowało się jego zdjęcie w uniformie policji nazistowskiego państwa. Jej oddziały brały aktywny udział w walkach z partyzantkami antyhitlerowskimi.

Według informacji, jaką otrzymała w 1950 r. peerelowska prokuratura wojskowa,

 „Safjan pewnego razu w potyczce z partyzantami specjalnie się wyróżnił, od wojskowych władz niemieckich otrzymał pochwałę i był stawiany jako wzór dobrego żołnierza”.



Rozstrzelany przez donos Safjana

Z formacją Safjana – policją Grenzschutz – ścierały się m.in. oddziały AK. Właśnie z rąk tych funkcjonariuszy zginął w akcji w Sieczychach komendant Tadeusz Zawadzki „Zośka”. Safjan uciekł z niemieckim wojskiem w 1944 r., gdy front armii sowieckiej przesunął się na zachód. W niewyjaśnionych – także przez komunistyczną bezpiekę – okolicznościach Safjan przedostał się następnie przez linię frontu i wstąpił do Armii Czerwonej. Z niej trafił do szeregów II Armii WP.

Po wojnie zaczął robić szybką karierę i wkrótce został szefem wydziału propagandy Głównego Zarządu Politycznego. Odpowiadał za polityczne szkolenia żołnierzy i wtłaczanie im propagandy marksistowsko-leninowskiej.

W 1945 r. Safjan złożył po rosyjsku donos do Informacji Wojskowej na swojego kolegę z wojska. 21-letni żołnierz AK Jan Nessler wcielony został do armii dowodzonej przez gen. Karola Świerczewskiego. Zwierzył się Safjanowi, że nie wie, czy złożyć przysięgę na wierność tworowi, na którego czele stoi Bolesław Bierut, czy uciekać do partyzantki niepodległościowej.

Nessler został w istocie skazany przez sąd wojskowy za przynależność do AK. Zarzucono mu, że chciał wciągnąć do współpracy Safjana, by utrzymywać kontakt AK z ludnością cywilną. Wyrok – karę śmierci – wykonano poprzez rozstrzelanie.

„Politycznie zupełnie pewny”

W wojsku Safjan szybko zasłużył sobie na pochlebne opinie przełożonych. Jego dowódcy stwierdzali, że „jest oficerem szczerze oddanym sprawie Polski Demokratycznej”. Przy okazji wniosku o awans na porucznika, w 1946 r. napisano zaś, że „pracuje politycznie chętnie, doskonale pojmuje sytuację polityczną kraju, politycznie zupełnie pewny, poglądów demokratycznych”.

Safjan był wyróżniany przez kierownictwo GZP (Główny Zarząd Polityczny Wojska Polskiego) za polityczne uświadamianie kadr i walkę z „prawicowo-nacjonalistycznymi odchyleniami”. W związku z 32. rocznicą Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej majorowi Safjanowi przyznano premię pieniężną 6000 zł. Po roku również otrzymał takie wyróżnienie. Ówczesny szef wyszkolenia politycznego żołnierzy występował też o karty wczasowe dla żony i dziecka w wojskowym ośrodku wczasowym w Juracie.

Stawka większa niż życie

Współpracę z niemieckim okupantem Safjan ukrył przed komunistyczną władzą. Jednak gdy cała prawda wyszła na jaw podczas przesłuchania przed zwerbowaniem go przez Informację Wojskową, Safjan przyznał się, że kłamał w życiorysie, ukrywając fakt służby w hitlerowskiej formacji. 

W śledztwie dotyczącym jego współpracy z niemieckim okupantem wskazał nazwiska innych osób robiących po wojnie karierę w MBP ( Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego ), którzy służyli w Grenzschutzu.



Chociaż po ujawnieniu współpracy Safjana z nazistami został on usunięty z wojska, zdegradowany do szeregowca i wykluczony z partii, nie spowodowało to jego publicznej śmierci. Przeciwnie, wówczas otworzył się nowy etap jego wielkiej kariery jako wpływowej postaci PRL, a później III RP. W cywilu dalej mógł pracować jako propagandysta i kontynuować rozpoczętą już w wojsku pracę dziennikarską. Prowadził też działalność literacką, stał się autorem bestsellerów takich jak „Potem nastąpi cisza”, „Do krwi ostatniej” czy sztandarowej „Stawki większej niż życie”, w której to wykreował na „bohatera” PRL agenta NKWD Hansa Klossa.



W 1951 r. Safjan został zwerbowany jako TW przez Informację Wojskową, obierając sobie ps. „Żerań”. W zobowiązaniu do współpracy stwierdził, że jest świadom odpowiedzialności karnej za popełnione przestępstwa zatajenia przed władzami wojskowymi faktu przynależności w okresie okupacji do organizacji „Zoll”, jak i współpracy z Niemcami.

„Zobowiązuję się współpracować z organami Informacji MON w ujawnianiu szpiegów, dywersantów i innych wrogów Demokratycznej Polski i Wojska Polskiego” –poświadczał Safjan.

Po latach przerwy, od 1967 r. ponownie działał w PZPR, będąc m.in. działaczem Komitetu Warszawskiego partii. W stanie wojennym trafił do Tymczasowej Rady Krajowej Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego. Był też we władzach krajowych Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej.

Marek Safjan: ojciec opuścił naszą rodzinę

Syn scenarzysty Marek Safjan, były szef Trybunału Konstytucyjnego, stanął w pierwszym szeregu rokoszu sędziowskiego wobec państwa rządów PiS. 

– Sytuacja jest graniczna. Bardzo niebezpieczna – mówił o konflikcie wokół TK przed rozpoczęciem Nadzwyczajnego Kongresu Sędziów Polskich w Warszawie.
– Istnieje bardzo poważne zagrożenie dla demokracji – stwierdzał w wypowiedzi dla Niezależnej.pl Marek Safjan.

Pytany o swój rodzinny rodowód, stwierdził: 
– A cóż ja mam wspólnego z moim ojcem? Opuścił naszą rodzinę, gdy miałem trzy lata. Sprzeciwiałem się jego poglądom. Łączenie mojego życiorysu z jego biografią jest prymitywizowaniem dyskusji o państwie – stwierdził.


Czy na pewno Marek Safjan nie miał nic wspólnego z ojcem? 

Już jako szef Trybunału Konstytucyjnego publikował w piśmie „Słowo Żydowskie”, które od 2006 r. prowadził jego ojciec. Wówczas to w tekście „Refleksje z Krety” podpisał się pod całością wywodu Jana Tomasza Grossa z książki „Strach” o antysemityzmie Polaków. Do publikacji Grossa odnosił się apologetycznie, nie dostrzegając fałszerstw i wyciągania nieuprawnionych, oszczerczych dla Polski wniosków.






Współscenarzysta "Stawki większej niż życie" Zbigniew Safjan to tajny współpracownik komunistycznej bezpieki o pseudonimie "Żerań". Gorliwy komunista, do końca służył systemowi. ojciec sędziego Marka Safjana.







"Dziadek z wehrmachtu":


>> Był niegdyś serial - Stawka większa niż życie - i tam w pierwszym odcinku widzimy prawdziwie oddanego Rzeszy Niemca  - Hansa Klossa, który współtowarzyszom niedoli zwierza się, że ciągle go przesłuchują, pytają o to samo, o rodzinę, o znajomych... ciągle te same pytania i on nie rozumie - po co.

Kto oglądał film ten wie, "po co" - by po mistrzowsku podszywać się pod Klossa, szpiegować plany niemieckie i dokonywać dywersji.

W tych scenach pierwszego odcinka, jak w krzywym zwierciadle odbija się cel obozu Stutthof:

segregacja, 
pozyskanie wszystkich możliwych danych, 
podmiana... 
eksterminacja świadków




.............     <<



12. Werwolf (?) w mediach





Serial „Stawka większa niż życie” 1968-1969



Film ukazuje Niemców - jako ludzi kulturalnych, dobrze ubranych, porządnych i miłych - bo raczących się winem, cygarem...
Polacy t łachmaniarze, zaniedbani, niecywilizowani, żyjący w prymitywnych warunkach.

Odcinek 8 – „Wielka wsypa” -

Występuje agent o nazwisku Zając i pseudo: „Wolf” (wilk - aluzja do werwolfu), co niezmiernie śmieszy gestapowca Brunnera (porównanie: zając, a wilk; Polak, a Werwolf)


Odcinek 18 – „Poszukiwany Gruppenführer Wolf”



Fot. 22: Kadr z filmu: od lewej Wernitz, Lubow, Ohlers, pośrodku DOWÓDCA  Fahrenwirst


W.O.L.F. – to grupa czterech wysokich oficerów niemieckich ukrywających się pod fikcyjną postacią wymyślonego Wolf’a.... Celem tej mistyfikacji było zmylenie Polaków co do prawdziwych decydentów odpowiedzialnych za mordy na jeńcach wojennych.

Ciekawe jest nazwisko „ostatniego w kolejce” oficera, które brzmi:
Fahrenwirst, co gogle tłumacz przekłada jako: Czy Kontynuuj

Przesłanie dla szefa Gehlena, czy ogólnie – dla rodaków w heimat?



Fot. 23: WOLF w komplecie i po kolei od lewej 
                                            Wernitz - Zakrzeński,
                                            Ohlers - Kęstowicz,
                                            Lubow – Dariusz,
                                            Fahrenwirst - Żórawski


(DOWÓDCA oznaczony czapką)







--------







TOW „Gryf Pomorski”



Pewną ilość informacji na temat powiązań UB, SB z Gestapo podaje nam książka autorstwa  Stefana Dargacza, członka TOW „Gryf Pomorski”, pt.:

Zbrodnie polskojęzycznej grupy Gestapo przemianowanej po 1945 roku na UB w okresie okupacji niemieckiej i sowieckiej w Polsce”. 


Podobnym świadectwem jest artykuł

 „Siedziałem z gauleiterem” 


na stronie: Aspekt Polski (aspektpolski.pl), z marca 2012 roku.


Panowie Stanisław Uciński i Mieczysław Filipczak relacjonują, jak traktowano w PRL niemieckiego bandytę – Alberta Forstera – swego czasu, z ramienia Hitlera, namiestnika ziemi gdańskiej. 

 
Według tej relacji Bolesław Bierut był nie tylko pułkownikiem NKWD, ale przede wszystkim – agentem Gestapo. 


Mowa jest również o Polskojęzycznej Grupie Gestapo stworzonej przez Forstera na terenie Pomorza:

Wyrok śmierci na młodej sanitariuszce był nie tylko sądową zbrodnią komunistyczną, ale i nazistowską, ponieważ w składzie sędziów, którzy 3 sierpnia 1946 r. skazali "Inkę" na śmierć, był pracujący w czasie wojny w Kriminalpolizei (Kripo) niemiecki oficer Kazimierz Nizio-Narski, członek Polskojęzycznej Grupy Gestapo powołanej przez Alberta Forstera w celu całkowitej germanizacji Pomorza




Po wojnie Polskojęzyczna Grupa Gestapo została przemianowana na UB i wniknęła również do "polskiego sądownictwa" wojskowego."



Od lat badamy genezę tego paktu narodzonego w Wolnym Mieście Gdańsku w Oliwie w domu przy obecnej ulicy Piastowskiej nr 20. Dom należał wtedy do rodziny Modrowów (z Bolesławowa koło Skarszew – nazwa tej miejscowości powstała na cześć B. Bieruta – przyp. M.P.S.


Pakt zawiązany konspiracyjnie na przełomie 1935 i 1936 r. (nazwę Ribbentrop-Mołotow otrzymał dopiero w 1939 r.) Doszło już do formalnego spotkania wysokiej rangi wysłanników Hitlera i Stalina. 


Hitlera reprezentował Waldemar Nicolai - płk SS, doradca Hessa (zastępcy Hitlera) oraz Albert Forster - gauleiter tzw. Prowincji Gdańsk Prusy Zachodnie; 
Stalina natomiast - najbliższy swego czasu współpracownik Lenina - Karol Radek (prawdziwe nazwisko: Sobelson, polski Żyd z Tarnowa) oraz płk NKWD, a zarazem agent Gestapo Bolesław Bierut. „



Warto zaznajomić się z tym krótkim tekstem.




de.wikipedia.org/wiki/Grenzschutz



Grenzschutz - jeśli chodzi o II wojnę światową - internet milczy...











niezalezna.pl/polska/85803-gazeta-polska-ujawnia-safjan-w-hitlerowskim-mundurze/85803

Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego – Wikipedia, wolna encyklopedia

Werwolf: 12. Werwolf (?) w mediach

Werwolf: 4. Inne świadectwa

Werwolf


youtube.com/watch?v=OWc8wgrYIW4

de.wikipedia.org/wiki/Grenzschutz_Ost


piątek, 27 listopada 2020

Kto na służbie

 

Wywiezieni na Syberię z Kresów.


>>"Polskich panów" resocjalizować mieli radzieccy kryminaliści, gotowi znęcać się nad nami za byle co. Byli gorsi od NKWD, a nawet od komendanta chodzącego zawsze z bronią i wilczurem. Omijaliśmy ich szerokim łukiem.


O tym, jak ci wolnonajemcy są okrutni, było nam dane przekonać się pewnego mroźnego poranka, gdy nasz sąsiad - pan Wilczyński - zmożony chorobą, nie był w stanie podnieść się z pryczy i stawić na apelu. Obozowy lekarz orzekł zdolność do pracy, więc ci wywlekli go na zewnątrz i zatłukli kolbami na oczach żony i trojga dzieci. Do końca życia będę pamiętał krzyk sześcioletniej Krysi: "Tatusiu, tatusiu, kocham cię!". Ta scena śni mi się do dziś.<<


To są też właśnie elementy z jakich składają się tak zwane służby specjalne w Polsce.





Więcej: https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,25978570,polskich-panow-resocjalizowac-mieli-radzieccy-kryminalisci.html



czwartek, 1 września 2016

Plan Hitlera dla Polski wciąż aktualny


Przypominam, że za metodą podboju, którą nazywamy - 5 kolumna - idzie filozofia cichego  sterylizowania zajętego terytorium - z patriotów - poprzez np. ciche porwania i morderstwa, "samobójstwa" itp.


Marcin Austyn

Szokujące dokumenty! Plan Hitlera dla Polski wciąż aktualny

Data publikacji: 2016-09-01 07:00
Data aktualizacji: 2016-09-01 13:00:00
 
Już w okresie drugiej wojny światowej Niemcy opracowali dokładny plan podporządkowania sobie terenów położonych za ich wschodnią granicą. Brutalna, masowa eksterminacja Polaków, Ukraińców czy Rosjan nie wchodziła w grę. Trzeba było poszukać „miękkich” rozwiązań, skutecznie wspomagających pomniejszenie niechcianych populacji. Postawiono zatem na promocję aborcji, rozdzielanie rodzin wskutek emigracji ekonomicznej, stłoczenie ludzi w miastach i „cichą sterylizację”. Tak osłabiane, niechciane narody miały się degradować do czasu, gdy pleniący się Niemcy będą mogli zastąpić „słabe” populacje.

Politykę Niemiec wobec ludności na okupowanych ziemiach polskich najlepiej opisują dokumenty wytworzone w czasie drugiej wojny światowej przez wysokich niemieckich funkcjonariuszy. Nie do przecenienia jest w tej kwestii memoriał Traktowanie ludności byłych obszarów Polski z punktu widzenia polityki rasowej autorstwa doktora Erharda Wetzela i Günthera Hechta opublikowany na łamach „Zeszytów Oświęcimskich”.

Niemcy zakładali, że Polska – zamieszkana przez Polaków i Żydów – będzie w przyszłości pod dominującym wpływem Niemiec. Przy czym nie było wątpliwości, że są to nacje rodzajowo obcenienadające się do zasymilowania. Stąd też uznano, że niemieckie państwo nie ma żadnego interesu w narodowym i kulturalnym podniesieniu i wychowaniu ani polskiej, ani żydowskiej ludności pozostałego polskiego obszaru.

Zaproponowano dwa schematy działań, bazujące na tym samym założeniu: utrzymaniu Polaków i Żydów w jednakowy sposób na niskim poziomie życiowym i pozbawieniu ich wszelkich praw zarówno pod względem politycznym, jak narodowym i kulturalnym.

Niemców nie interesował standard życia podbijanych nacji – byleby tylko był on na odpowiednio niskim poziomie, a ewentualne choroby nie przenosiły się na teren Rzeszy. Nie znaczy to, że Niemcy nie byli zainteresowani stroną medyczną. Ich plan zakładał szeroki dostęp i promocję wszelkich środków ograniczających rozrodczość.

Spędzenie płodu musi być na pozostałym obszarze Polski niekaralne. Środki służące do spędzania płodu i środki zapobiegawcze mogą być w każdej formie publicznie oferowane, przy czym nie może to pociągać za sobą jakichkolwiek policyjnych konsekwencji. Homoseksualizm należy uznać za niekaralny. Przeciwko instytucjom i osobom, które trudnią się zawodowo spędzaniem płodu, nie powinny być wszczynane policyjne dochodzenia. Rasowo‑higienicznych zarządzeń w żadnym razie nie należy popierać. Podobna polityka miała dotyczyć Żydów.

Niemcy pracowali też nad metodami cichej sterylizacji. Doświadczenia w zakresie wykorzystania do tego celu promieni rentgenowskich prowadzone były w obozach koncentracyjnych. Metoda ta miała być skrycie wykorzystywana na masową skalę, ale wyniki eksperymentów uznano za mało satysfakcjonujące, szczególnie z uwagi na liczne skutki uboczne spowodowane przyjęciem nadmiernych dawek promieniowania. Jak w marcu 1942 roku pisał odpowiedzialny za wszelakie niemieckie programy masowej zagłady Victor Brack, te niedoskonałości eksperymentowanej metody narażały ją na dekonspirację.

Jako, że plany te nie były możliwe do przeprowadzenia w praktyce, Himmler – jak zeznał Rudolf Höss, komendant niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz‑Birkenau w czasie swojego procesu, godził się z tym, że Polacy i Czesi pozostaną w ramach niemieckiej przestrzeni życiowej, zorganizowani w formie zależnych od Rzeszy krajów wasalnych.

Kolejne ciekawe zapiski dotyczące polityki wschodniej Niemiec pochodzą z 2 października 1940 roku i zostały zawarte w tajnej notatce sygnowanej przez Martina Bormanna, przybocznego Führera. Sygnalizował on, iż Adolf Hitler zainteresowany jest pozyskiwaniem dla Rzeszy własności ziemskich. Chodziło o zapewnienie wyżywienia wielkim miastom. Prócz ziemi potrzebna była tania – i co ważne, sezonowa – siła robocza. Oczywiście robotnicy ściągani byliby z Polski, a po zakończeniu zbiorów – odsyłani z powrotem. Bezwarunkowo należy baczyć, aby nie było żadnych polskich panów. Tam, gdzie istnieją, powinni – jakkolwiek może to brzmieć twardo – zostać wytępieni – pisał Bormann. Jak określił, Generalna Gubernia jest polskim rezerwatem, wielkim polskim obozem pracy. Polacy mają z tego korzyść, ponieważ utrzymujemy ich w zdrowiu, dbamy o to, ażeby nie wyginęli z głodu itd. Nigdy jednak nie wolno nam podnieść ich na wyższy poziom, gdyż wówczas staliby się anarchistami i komunistami – ostrzegał.

Wizja Polaka – jako najemnego, słabo opłacanego robotnika – znakomicie łączyła się z polityką osłabiania polskiej populacji. Jej tezy w piśmie z 12 grudnia 1941 roku do Centrali Przesiedleńczej w Łodzi wyłożył Ernst Damzog, rezydujący w Poznaniu inspektor niemieckiej policji bezpieczeństwa, który zasłynął z masowych wysiedleń Polaków z Wielkopolski do Generalnego Gubernatorstwa. Damzog wskazywał, iż celem polityki państwa jest niszczenie odrębności życiowej obcych narodowości za pomocą odpowiednich środków stosownych do panującego ducha czasów. Rozwiązania były zasadniczo dwa: asymilacja lub eliminacja. Ludy pierwotne stosowały najczęściej tę ostatnią metodę. Jest to wprawdzie metoda twarda i brutalna, jednakże w ostatecznej konsekwencji prowadzi do naturalnego wyniku, polegającego na tym, że biologicznie silniejszy wchodzi w posiadanie większej przestrzeni życiowej – pisał Ernst Damzog.

Wróćmy jednak do bardziej „cywilizowanych” metod. To na przykład planowe wysyłanie na roboty do Rzeszy w pierwszej kolejności żonatych Polaków i zamężnych Polek. Przez to bowiem rozrywa się rodziny, co spowoduje, przy dłuższym tam zatrudnieniu, wydatne zmniejszenie liczby urodzeń. Kolejną metodą była sterylizacja polskich warstw prymitywnych. Choć jak wskazano, postulatu tego oraz jego rezultatów nie można w żadnym wypadku porównywać ze skutkami metod eugeniki. Jak bowiem zauważono, ucisk gospodarczy, stosowany wobec prymitywnych warstw, nie przeszkodzi im w produkowaniu licznego potomstwa. Można więc położyć temu kres jedynie przez środki wypleniające. Ponieważ zaś warstwa ta najczęściej nie przedstawia w procesie pracy zbyt wielkiej wartości, można by, również z gospodarczego punktu widzenia patrząc, przyjąć odpowiedzialność za tę metodę. Oczywiście należałoby, stosując ją, zrobić szeroki użytek z pojęcia „chory dziedzicznie” względnie „społecznie niepotrzebny”. Rozchodzi się tutaj nie o negatywną metodę eugeniczną, lecz po prostu o sposób wyplenienia narodu.

Zakładano, że warstwy wyższe, społecznie wartościowe można znacznie osłabić już w przeciągu kilku pokoleń, gdyż na skutek zarządzeń godzących w rodzinę i jej sytuację gospodarczą, warstwy te zawierałyby małżeństwa dopiero bardzo późno, a i potem zmuszone by były świadomie ograniczyć liczbę potomstwa.
Osobą odpowiedzialną za realizację zagadnień rasowych i narodowościowo-biologicznych miał być lekarz urzędowy. Jak podkreślano, walka narodowościowa nie jest politycznym, lecz biologicznym zmaganiem, z którego zawsze wychodzi zwycięsko naród biologicznie silniejszy i życiowo dzielniejszy. Walka narodowościowa oznacza w swojej ostatecznej konsekwencji alternatywę: ty albo ja, a tym razem chcemy być tymi, którzy walkę poprowadzili lepiej.

Niemcy oczywiście nie skupiali się tylko na sprawie polskiej, bo plan wschodni był znacznie szerszy. Pisał o nim doktor Wetzel w piśmie z 27 kwietnia 1942 roku. Polacypostrzegani byli jednak jako najbardziej wrogo usposobieni w stosunku do Niemców, liczebnie najsilniejsi, a wskutek tego najniebezpieczniejsi ze wszystkich obcoplemieńców, których wysiedlenie plan przewiduje – diagnozował Wetzel. Jego zdaniem, Polacy są też narodem, który najbardziej skłania się do konspiracji. Niemniej Wetzel odżegnywał się od rozwiązania kwestii polskiej w sposób ostateczny, czyli poprzez masową eliminację. Tego rodzaju rozwiązanie kwestii polskiej obciążyłoby naród niemiecki na daleką przyszłość i odebrałoby nam wszędzie sympatię, zwłaszcza, że inne sąsiednie narody musiałyby się liczyć z możliwością, iż w odpowiednim czasie potraktowane zostaną podobnie. Moim zdaniem, musi zostać znaleziony taki sposób rozwiązania kwestii polskiej, ażeby wyżej wskazane polityczne niebezpieczeństwa zostały sprowadzone do możliwie najmniejszych rozmiarów – postulował.

Wetzel pisał też o rozwiązaniu problemu Rosjan i Ukraińców poprzez stosowanie metod zmniejszających i osłabiających populację oraz sprowadzenie liczby urodzin do poziomu leżącego poniżej liczby niemieckiej. Niemcy chcieli utrzymywać w lepszej kondycji społeczeństwo ukraińskie, które miało być przeciwwagą dla Rosjan. Tu Wetzel postulował jednak ostrożność, aby nie doprowadzić do sytuacji, w której to Ukraińcy zajmą miejsce Rosjan. Chodziło o „znośny” poziom rozmnażania. Aby ten cel osiągnąć, Wetzel postulował zaniechanie na terenach wschodnich wszelkich zachęt (stosowanych w Rzeszy) mających na celu zwiększenie liczby narodzin.

Zniechęcać też miały koszty, jakie powoduje posiadanie dzieci. Rozwijane miały być bowiem postawy konsumpcyjne, w myśl: ile więcej mogę mieć dla siebie, nie mając dzieci. Kobiety od ciąż miała odstraszać propaganda groźnych dla zdrowia porodów, która przy okazji napędzałaby zapotrzebowanie na środki zapobiegawcze. Przemysł produkujący tego rodzaju środki musi zostać specjalnie stworzony. Nie może być karalne zachwalanie i rozpowszechnianie środków zapobiegawczych ani też spędzenie płodu. Należy też w pełni popierać powstawanie zakładów dla spędzania płodu.

Postulowano też kształcenie akuszerek i felczerek specjalizujących się w przeprowadzaniu sztucznych poronień. Ich wysoka fachowość miała wzbudzać zaufanie. Rozumie się samo przez się, że i lekarz musi być upoważniony do robienia tych zabiegów, przy czym nie może tu wchodzić w rachubę uchybienie zawodowej lekarskiej godności – wskazywano. Stawiano też na propagowanie dobrowolnej sterylizacji, niezapobieganie śmiertelności niemowląt – ba, wręcz postulowano, aby nie edukować matek w zakresie pielęgnacji niemowląt.

Niemcy chcieli utrzymywać taką politykę do czasu, w którym oni sami byliby w stanie zasiedlić tereny wschodnie. Całkowite biologiczne wyniszczenie Rosjan nie może tak długo leżeć w naszym interesie, jak długo nie jesteśmy sami w stanie zapełnić tego terenu naszymi ludźmi. W przeciwnym bowiem razie inne narody objęłyby ten obszar, co również nie leżałoby w naszym interesie. Naszym celem przy wprowadzeniu tych środków jest tylko to, ażeby Rosjan o tyle osłabić, ażeby nie mogli nas przytłaczać masą swoich ludzi.
Niemcy dążyli bowiem do niezagrożonego przewodnictwa na kontynencie europejskim.


Marcin Austyn

Wykorzystane archiwalne fragmenty dokumentów pochodzą z opracowania zawartego w „Zeszytach Oświęcimskich” nr 2 (1958), s. 43–50, publikowanych przez Wydawnictwo Państwowego Muzeum w Oświęcimiu.


Pełny tekst ukazał się w 52 numerze magazynu „Polonia Christiana”, który tym razem pomaga w zrozumieniu polityki Niemiec i postrzeganiu przez ten naród swojej roli w świecie.





http://www.pch24.pl/szokujace-dokumenty--plan-hitlera-dla-polski-wciaz-aktualny-kr,45601,i.html#ixzz4J0skr8p4