Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą polityka imperialna USA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą polityka imperialna USA. Pokaż wszystkie posty

środa, 21 sierpnia 2024

Podwójne standardy w demo-kracji



Czy społeczeństwo zachodnie kiedykolwiek było demokratyczne?



Jeszua miał spotkanie z diabłem"na szczycie" na dzień przed decyzją o jego śmierci, gdzie odrzucił ostatnią propozycję żyrowania władzy diabła nad światem, wyrosłej z ukradzionej Janowi technologii.


Dlatego dla Sitwy nigdy nie był i nie jest prawdziwym "mesjaszem"


tj. prowadzonym na sznurku "cudotwórcą".


Mesjaństwo to tylko rola w cyrku diabła.





Do przemyślenia.









przedruk
tłumaczenie automatyczne





"Wolność Oświecająca Świat"



Piękna historia mówi nam, że Zachód jest liderem świata, ponieważ opiera się na systemie władzy (demokracji), który odradza się poprzez procesy gwarantujące nieustanną zmianę na szczycie władzy. W ten sposób Zachodowi udaje się osiągnąć godną pozazdroszczenia stabilność. Aby wzmocnić wartość własnej wizji, Zachód ucieka się do swego rodzaju krytyki historii, argumentując, że tyranie stają się ofiarami jego własnego, zesztywniałego systemu biurokratycznego, niezdolnego do reagowania i który ostatecznie kończy się samozniszczeniem. Dlatego, wskazując palcem na dyktatury, przewidując ich koniec, Zachód szczyci się własnymi demokratycznymi ideałami, "które czynią go nieomylnym". Na domiar złego, do pewnego stopnia Zachód ma rację. Co to za środek, to cię zaskoczy.


To, co przyzwoita jednostka może odkryć, to fakt, że zachodnie społeczeństwo nie jest w stanie sprostać własnym standardom. Tak zwane "podstawowe prawa demokracji", niegdyś niewzruszone, zostały przekształcone w proste hasła propagandowe. Wszystko odbywało się za pomocą banalnej sztuczki: do każdej władzy dodawano "prezent", dochodząc w ten sposób do rządu dobrej woli, jak w najbardziej złowrogich dyktaturach, uparcie krytykowanych przez zachodnich ideologów. Powodem jest, że społeczeństwa zachodnie już dawno przestały być demokracjami, rządzonymi za pomocą piekielnego mechanizmu, w którym niewidzialna elita dyktuje, co należy robić. Dla tej elity demokratyczne ograniczenia zniweczyłyby wszelkie korzyści, dlatego konieczne było "uelastycznienie systemu" poprzez wprowadzenie tych decydujących darów.



Kilka przykładów:


"W demokracji większość decyduje, ale nie może unieważnić tego, czego chce mniejszość".

Kiedy jest się u władzy, w wyniku przypadku, nie ma nikogo, kto miałby rację, część po zastosowaniu daru, stwierdzając, że ta siła "musi szanować wolę mniejszości". Jednak, gdy przyciski są właściwe, to pierwsza część ma zastosowanie, ponieważ zakłada się, że jest to "wola większości", a więc musi zostać zrealizowana.


"Każdy jest panem własnego ciała, ale jeśli chodzi o pewne elementy, które są związane z "dobrem zbiorowym", ta wolność musi być ograniczona"


Kiedy stojąca za nim elita ma interes w przeprowadzaniu eksperymentów medycznych na dużą skalę (patrz szczepienia w czasie COVID), wolna decyzja o własnym ciele upada. Kiedy jednak ta sama elita chce zburzyć zasady moralne społeczeństwa, obowiązuje zasada sprzed daru, stwierdzająca na przykład, że prostytutka jest panem swojego ciała. Rozszerzając regułę przed prezentem, dochodzimy do wszystkich aberracji wspieranych przez ideologię gender, która sprawiła, że wiele kobiet na olimpiadzie zostało zmuszonych do walki z mężczyznami tylko dlatego, że uważały się za kobiety.



"W demokracji wolność słowa jest gwarantowana, ale nie wolno wyrażać pewnych idei, które naruszają zestaw standardów"

Kiedy ktoś wyraża opinię, która nie podoba się ogółowi społeczeństwa, domniemywa się wolność słowa, a więc brak możliwości ocenzurowania tej osoby. Ale kiedy ktoś inny chce wyrazić idee, które mają silny oddźwięk wśród społeczeństwa, ale sprzeciwiają się interesom tajnej elity, wtedy interweniują "instytucje standaryzacyjne" i narzucają, że te idee naruszają standardy, więc nie masz prawa wyrażać ich publicznie.



Nie sądzę, by był ktoś, kto nie spotkałby się z podwójnymi standardami narzucanymi jako podstawowa norma zachodniego społeczeństwa. Najważniejsze pytanie, jakie się nasuwa, dotyczy jednak tego, czy społeczeństwo zachodnie kiedykolwiek było demokratyczne. Mamy tu do czynienia z długą dyskusją, która wymagałaby znacznie szerszej analizy. Aby niepotrzebnie nie wydłużać artykułu, zwrócę Waszą uwagę tylko na kilka elementów do przemyślenia.


Po pierwsze, wiemy, że wielkie demokratyczne wydarzenia były w rzeczywistości kłamstwem.


Rewolucja francuska rozpoczęła się od rozpowszechnienia kłamstwa – które jest podtrzymywane do dziś – a mianowicie, że Maria Antonina powiedziała, że "ci, którzy narzekają na brak chleba, powinni jeść ciastka". Święto narodowe Francji upamiętnia również "upadek Bastylii" i uwolnienie więźniów politycznych tam więzionych. Ale w Bastylii Rewolucji uwięziono tylko siedem osób: czterech fałszerzy pieniędzy, których proces był w toku, dwóch szaleńców – Auguste'a Taverniera i Francisa Xaviera Whyta – oraz sprawdzonego przestępcę, hrabiego Huberta de Solages, uwięzionego tam na prośbę swojej rodziny! Byli to "więźniowie polityczni", na których zbudowano mit Bastylii jako więzienia dla przeciwników króla!

Kolejnym elementem, o którym warto wspomnieć, jest "Statua Wolności". Ci, którzy są głupi co do tego, co to bóstwo faktycznie reprezentuje jako symbol, powinni przeczytać to, co jest napisane na tabliczce u podstawy posągu i zrozumieć prawdziwe znaczenie posągu, które nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek wolnością. Oczywiście, niewielu jest takich, którzy tam docierają, a jeszcze mniej takich, którzy rozumieją.

Decydującym dokumentem, który pokazuje, jak naprawdę rządzone jest zachodnie społeczeństwo, jest książka Edwarda Bernaysa, Propaganda. Szczegółowe wyjaśnienia znajdziesz w książce Jacques'a Ellula, Propaganda!


Wracając do współczesności, widzimy wyraźnie, że społeczeństwa zachodnie nie tylko nie podporządkowują się standardom, ale są w takim upadku, że nie robią już z tego tajemnicy. 

Kilka dni temu, zanim Elon Musk przeprowadził wywiad z Trumpem, unijny komisarz Thierry Breton wysłał miliarderowi ostrzeżenie, w którym instruuje go, aby "uważał na to, co mówi w wywiadzie i unikał ryzyka nagłośnienia treści szkodliwych dla UE". Czy możesz sobie wyobrazić coś takiego? Mówienie tych rzeczy publicznie jest równoznaczne z łagodnym uznaniem stanu rzeczy, z normalizacją zakazu prawa do wyrażania opinii, gdy nie pokrywa się ona z kierunkiem wytyczonym przez elity cienia.

Ale najistotniejszym aspektem rzeczywistego stanu rzeczy tak zwanej demokracji zachodniej jest stopień akceptacji przywódców państw. 

Jaka demokracja panuje w Kanadzie, gdzie Trudeau jest "tym, który przetrwał u władzy", mimo że ma mniej niż 30% głosów? Jaka demokracja panuje w Stanach Zjednoczonych, gdzie ponad 70% Amerykanów twierdzi, że ich prezydent jest osobą osłabioną, chorą na demencję starczą, niezdolną do sprawowania swojego mandatu? Nie zrozumieć, że 30%, którzy twierdzą, że tak nie jest, jest przekonanych, że Biden nie jest szalony; wiedzą, że Biden jest zniedołężniały, ale uważają, że "lepiej, żeby Biden był prezydentem, żeby Trump nie osiągnął szczytu". Stało się to po tym, jak propaganda gwałtownie zaprzeczyła rzeczywistości, którą wszyscy widzą. We Francji na partię rządzącą Macrona głosowało zaledwie 25% elektoratu, na koalicję rządzącą w Niemczech tylko 30% głosów, a premiera Japonii Kishidę poparcie dla niej wynosi zaledwie 13%! Jeśli chodzi o Japończyka, jego sytuacja jest wręcz zabawna, ponieważ jest odrzucany przez 9 na 10 członków własnej partii!! Na domiar złego te złowrogie postacie, rządzące za pomocą niesmacznych sztuczek wyborczych, godnych najbardziej perwersyjnych reżimów dyktatorskich, prezentują się z guzików G-7 jako promotorzy demokracji, oskarżając "dyktatorskie reżimy" w Rosji, Chinach czy Iranie, które jednak opierają się na absolutnej i namacalnej większości.

Za każdym razem, gdy wygłaszam takie stwierdzenia, pojawia się hasło "jeśli ci się nie podoba, to dlaczego nie pojedziesz do Rosji?". Jak głupi trzeba być, żeby emitować taką aberrację? Jedziesz do Rosji, jeśli jesteś Rosjaninem, do Chin, jeśli jesteś Chińczykiem i tak dalej. Opinia ta jest generowana przez tę samą chorą ideologię elit, zgodnie z którą, jeśli nie podoba ci się narysowany przez nie "cudowny nowy świat", musisz się z niego wydostać. Oto próbka demokracji!


To, co chcę przekazać wszystkim, to optymistyczny, a zarazem pesymistyczny przekaz. Optymistyczne jest to, że transparentne wychodzenie na światło dzienne elit – które wolały spędzić całą swoją historię w cieniu, aby zachować władzę – jest oznaką słabości, która zapewne sprawi, że znikną. Jest całkiem jasne, że ich reżim stał się ankyloszowany, nienormalny, podobnie jak reżim dyktatur przed nieodwracalnym upadkiem władzy. 

Prawdą jest jednak również, że skoncentrowana władza elit jest tak wielka, że tylko ich własna głupota może je pokonać. Nie łudźcie się, że bitwa rozpoczęta od dołu może zburzyć obecny "niewidzialny reżim"! Niewidzialna siła jest w stanie przekształcić każdą uogólnioną nienawiść w zjawisko niszowe, a każde zjawisko niszowe w publiczną eksplozję, poprzez którą można skierować społeczeństwo dokładnie w stronę pożądanego celu. Niewidzialna siła ma zdolność karmienia się i wzmacniania na ludzkim niezadowoleniu i frustracji, a kiedy czuje głód, prowokuje nawet tak radykalne reakcje. Gra z elitą jest niemożliwa, jeśli nie znasz natury, a przede wszystkim źródła mocy tego piekielnego systemu.

Zdecydowana większość,, niezdolna do zrozumienia nie swoich wzniosłych aspiracji, takich jak cel, ale błahych spraw, takich jak doraźny interes, nigdy nie będzie w stanie walczyć z piekielną władzą elit. Dlatego system może upaść tylko od środka i to jest kwestia, która budzi mój pesymizm.

Aby zrozumieć świat, musisz zrozumieć nie przeciwieństwa, które widzisz, ale tylną rękę, która generuje przeciwieństwa. Rozwiązaniem nie jest stawianie się po stronie widzialnej siły, ale moc, aby dostrzec reżysera stojącego za walką i zaatakować go bezpośrednio. 

Ilu z tych, którzy oglądają, przytępieni w swojej fascynacji, pokaz wrestlingu, ma w głowie, aby pójść za nim i uderzyć właściciela hali? Jakoś żadnego? Widowisko wrestlingowe jest najwierniejszym odwzorowaniem społeczeństwa, w którym żyjemy. Pomyśl o tym!




Dan Diaconu








Dan Diaconu: To jest świat, w którym żyjemy i wiedząc o tym, ogarnie cię rozpacz! - gandeste.org

Statue of Liberty - Wikipedia

piątek, 26 lipca 2024

Realizm polityczny

 

Bardzo dobry tekst, bardzo słuszne słowa.

My od 1945 roku, a Irakijczycy od czasu obalenia Saddama, dobrze wiemy, co to znaczy mieć na swoim terytorium o wiele silniejszego od siebie... sojusznika. 

Kłania się Machiavelli.




Członkostwo w NATO nie powinno zwalniać z prowadzenia polityki odpowiedzialnej, ostrożnej, liczącej się ze stosunkami sił i biorącej pod uwagę wszelkie skutki podejmowanych działań; nie powinno być uznawane za przepustkę do przechwałek i wygrażań ciskanych zza rzekomo nieprzenikalnej tarczy artykułu piątego.





przedruk





USA, NATO i bezpieczeństwo Polski. W związku z wypowiedziami prof. Mearsheimera


28 maja 2024 r.

Dwa wywiady z prof. Mearsheimerem

Z zainteresowaniem wysłuchałem wywiadu, jakiego red. Piotrowi Zychowiczowi udzielił profesor stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie w Chicago John Mearsheimer. 

Słyszałem bowiem wielokrotnie, że politolog ten głosi tezy niebezpieczne dla państw słabych, będących w takim położeniu jak Polska. I rzeczywiście, padły w tym wywiadzie słowa, które mogą budzić pewien niepokój.


Profesor Mearsheimer zdawał się bowiem dawać wyraz dość zaskakującym (jak na realistę) przekonaniom na temat słynnego artykułu piątego Traktatu Północnoatlantyckiego.

Piszę: „zdawał się”, ponieważ w wywiadzie udzielonym mniej więcej w tym samym czasie Piersowi Morganowi wypowiadał się na temat uwarunkowań użycia przez USA sił zbrojnych (a w szczególności broni nuklearnej) w sposób, moim zdaniem, o wiele bardziej realistyczny; mówił tam między innymi, że w razie użycia broni nuklearnej przeciwko państwu należącemu do NATO „istnieje pewne uzasadnione prawdopodobieństwo” („there’s some reasonable chance”), że Stany Zjednoczone dokonają uderzenia odwetowego.



Tymczasem w rozmowie z Piotrem Zychowiczem stwierdził w pewnym momencie: 

„Kiedy już jakieś państwo znajdzie się w NATO, ma gwarancję wynikającą z artykułu piątego i jest w doskonałej sytuacji” („you’re in excellent shape”),

a i w kilku innych miejscach zapewniał, bądź dawał do zrozumienia, że artykuł piąty stanowi coś na kształt gwarancji (choć z wypowiedzi tych nie wynikało, czego dokładnie jest to gwarancja: czy bezpieczeństwa, czy – bynajmniej z nim nierównoznacznego – użycia przez USA sił zbrojnych w obronie zaatakowanego sojusznika; taką niejednoznaczność posługiwania się terminem „gwarancja” można dostrzec też w rodzimych dyskusjach na temat polityki międzynarodowej).



Tych ostatnich stwierdzeń amerykańskiego profesora trudno nie odbierać z niepokojem – podsycają one bowiem pewne negatywne tendencje i tak silnie już obecne w polskiej polityce zagranicznej (rozumianej szeroko, a więc nie tylko jako działalność rządu, ale i nastawienie środowisk opiniotwórczych), a mianowicie skłonność do podejmowania nadmiernego ryzyka, nieliczenia się z własnym potencjałem i lekceważenia grożących państwu niebezpieczeństw, przed którymi zabezpieczać ma nas „parasol” NATO.

A jako że w Polsce nawet niektórym skądinąd trzeźwo oceniającym politykę międzynarodową komentatorom zdarza się dawać wyraz przekonaniu o jakimś automatyzmie działania artykułu piątego i wynikającym z tego poczuciu względnego bezpieczeństwa, od momentu wysłuchania wywiadu nie mogę opędzić się od myśli, czy polskiemu audytorium nie lepiej byłoby wysłuchać z ust realisty, amerykańskiego czy jakiegokolwiek innego, raczej takich słów:

„Artykuł piąty to nie jest magiczne zaklęcie, które może wybawić was z wszelkich kłopotów. Znacie przecież jego treść i musicie wiedzieć, w jak ogólny i niezobowiązujący sposób jest on sformułowany. Co więcej, jako naród o ponadtysiącletniej historii zdążyliście już chyba nauczyć się tego, że jedynym gwarantem wykonalności przymierza jest interes strony, która ma się wywiązać ze zobowiązań.


Artykuł piąty to nie jest przedmiot wiary i to, że będziecie bardzo chcieli, aby działał, nie będzie miało żadnego znaczenia.


Wasze zabiegi o jego uroczyste potwierdzanie dowodzą tylko waszej naiwności. Musicie przecież rozumieć, że czym innym jest sto razy deklarować niezłomną wolę obrony każdego centymetra terytorium NATO, a czym innym podjąć w obronie Estonii, Łotwy czy Polski działania mogące skutkować uderzeniami nuklearnymi na Waszyngton, Nowy Jork czy San Francisco? Zapewniam was, choć powinniście sami o tym dobrze wiedzieć, że każdy prezydent amerykański – o ile nie będzie szaleńcem – zastanowi się w takiej sytuacji nie raz i nie dwa, ale z dziesięć razy.



Stany Zjednoczone to nie jest dobra ciocia, która prowadzi schronisko dla państw słabych, ale mocarstwo, które potrafi działać w sposób bezwzględny (choć naturalnie ubiera swą żelazną pięść w jedwabną rękawiczkę i inne mocarstwa mogą pozazdrościć mu sprawności, z jaką potrafi utożsamić swój interes z dobrem ludzkości). NATO z kolei to nie jest organizacja dobroczynna, ale narzędzie polityki i realizacji interesów amerykańskich.

Te interesy powinny być dla was przedmiotem nieustannej analizy.



Z nie mniejszą uwagą powinniście analizować możliwości Stanów Zjednoczonych, które w świecie wielobiegunowym nie są tak nieograniczone, jakimi były w minionym już okresie amerykańskiej hegemonii.

Zdarzyło wam się już chyba w przeszłości otrzymywać gwarancje, które okazywały się bez pokrycia, ponieważ gwarant – choćby chciał – nie był w stanie ocalić was przed przeciwnikiem?



Tych amerykańskich realistów, którzy w latach 90. byli przeciwni przyjęciu Polski i innych państw Europy Środkowo-Wschodniej do NATO, albo post factum określali to jako błąd, darzycie silną i nieskrywaną niechęcią. Niesłusznie i niepotrzebnie. Mieli oni prawo oceniać to posunięcie z punktu widzenia amerykańskiej racji stanu, nie mieli obowiązku kierować się interesami Polski 

(skąd, swoją drogą, bierze się to wasze przekonanie, że Zachód – cokolwiek to w danym momencie znaczy – powinien was bronić lub ratować z opresji?).

Nie zaszkodziłoby wam jednak przyjrzenie się nie tej, opartej na interesach amerykańskich, ale moralnej stronie ich argumentacji. Byli oni przeciwni dawaniu obietnic bez pokrycia, zaciąganiu zobowiązań, których – jak się obawiali – USA nie będą w przyszłości chciały lub mogły wypełnić

»Zobowiązaliśmy się do ochrony całego szeregu krajów – mówił w 1998 roku (kiedy zapadła decyzja o rozszerzeniu NATO o Polskę, Czechy i Węgry) George Kennan [amerykański dyplomata, sowietolog – przyp. red.] – mimo że nie mamy ani środków, ani chęci, by robić to w jakikolwiek znaczący sposób«.

Amerykańscy realiści pomni byli na pouczenia Jerzego Waszyngtona, że 

»dla większej części ludzkości interes jest zasadą nadrzędną«, a »motywy cnoty publicznej nie są wystarczające do wytworzenia trwałego poszanowania dla wysublimowanych nakazów i powinności społecznego obowiązku. Niewielu ludzi jest zdolnych do ciągłego poświęcania prywatnych interesów czy korzyści w imię wspólnego dobra (…). Nie przetrwa żadna instytucja, której konstrukcja nie bierze pod uwagę prawdziwości tych maksym«. 


Mieli prawo obawiać się, że interesy amerykańskie w Europie Środkowej nie będą tak doniosłe, by ryzykować wojnę z innym mocarstwem nuklearnym. Czy możecie być stuprocentowo pewni, że się mylili?


Powinniście mieć świadomość, że rozszerzenie NATO na przełomie XX i XXI wieku było raczej aktem politycznym aniżeli starannie rozważonym zobowiązaniem militarnym. Gwarancję wynikającą z artykułu piątego rozdawano wtedy tak hojnie, ponieważ nie spodziewano się, że kiedykolwiek będzie musiała być realizowana. Rzucenie wyzwania amerykańskiemu hegemonowi było wtedy rzeczą nie do pomyślenia. Dziś sytuacja wygląda inaczej.


Udało wam się przystąpić do NATO, kiedy USA stały nieomal w zenicie swojej potęgi, a Rosja była bardzo słaba. Powinno to być dla was jednak nie tyle źródłem przeświadczenia, że udało się złapać Pana Boga za nogi, ale refleksji na temat dynamizmu stosunków międzynarodowych.


Musicie przecież rozumieć, że w polityce okoliczności miejsca i czasu mają większe znaczenie niż litera traktatów. Układ sił i interesów, położenie geograficzne i zdolności militarne mogą decydować o ewentualnych różnicach w polityce Waszyngtonu wobec Ukrainy i Polski w większym stopniu niż fakt, że ta pierwsza nie dysponowała gwarancją artykułu piątego, a ta druga – tak.

Rozumiem, że świadomość faktu, iż gwarancja, którą uważacie za fundament swojego bezpieczeństwa, może być gigantycznym blefem, wprowadza nieznośne poczucie niepewności, ale nierozsądnie – moim zdaniem – byłoby, aby próbować uwolnić się od niego poprzez doprowadzenie do sytuacji, w której rzeczywistość powie „sprawdzam”.


Każdego dnia powinniście zadawać sobie – nie Stanom Zjednoczonym – i samodzielnie odpowiadać na pytania, czy Amerykanie będą mieli interes w tym, aby wam pomóc,

czy będą mieli odpowiednie możliwości, a także czy w ich interesie będzie ocalić was, czy może pomóc wam tylko na tyle, abyście zadali jak największe straty ich mocarstwowemu przeciwnikowi, niezależnie od tego, ile miałoby was to kosztować.


Nie zaszkodziłaby wam także refleksja na temat tego, co stałoby się z waszym państwem, gdyby do wojny NATO z Rosją rzeczywiście doszło i gdyby nawet cały sojusz, od Stanów Zjednoczonych po Macedonię Północną, z najlepszymi chęciami ruszył na pomoc »wschodniej flance«. Mogłoby się okazać, że mimo to wcale nie będziecie »in excellent shape«” [w doskonałym stanie – przyp. red.].


Członkostwo w NATO nie powinno zwalniać z prowadzenia polityki odpowiedzialnej, ostrożnej, liczącej się ze stosunkami sił i biorącej pod uwagę wszelkie skutki podejmowanych działań; nie powinno być uznawane za przepustkę do przechwałek i wygrażań ciskanych zza rzekomo nieprzenikalnej tarczy artykułu piątego.


Jeżeli w tezach prof. Mearsheimera kryje się jakieś niebezpieczeństwo dla Polski, to nie leży ono w tym, że generalnie głosi on poglądy, których nie chcemy słuchać, bo wolimy żyć w świecie wykreowanym przez własną propagandę, ale w okazjonalnym podtrzymywaniu złudzeń, którymi i tak już w nadmierny sposób karmimy własną wyobraźnię.




Jan Sadkiewicz







Żadnych wojen z Rosją.

Mamy do wygrania wojnę z Niemcami.





Wygrajmy w końcu tę wojnę, wygrajmy wojnę z Niemcami.






USA, NATO i bezpieczeństwo Polski. W związku z wypowiedziami prof. Mearsheimera – Instytut Spraw Obywatelskich



środa, 13 marca 2024

Zwycięstwo bez walki

 


Uczyć się od Chin.


I od innych też.



To co Departament Obrony USA nazywa nową koncepcją ("zwycięstwo bez walki") ma w istocie tysiące lat i zostało opisane przez Sun Tzu w "Sztuce wojny". 


Oto znajomość cudzej (i własnej) kultury w praktyce.

Oto dlaczego przeciwnik ruguje z naszego otoczenia naszą kulturę, zastępując ją zachodnią popkulturą, zniekształacając naszą kulturę do postaci "biesiadnej" czy "europejskiej".

W PRL w mediach i gazetach było więcej polskiej kultury niż jest dzisiaj. 

Ale przede wszystkim - nikt nigdy polskiej kultury nie negował, a dzisiaj jest to bardzo częste.
Osoby mówiące po polsku w polskojęzycznych mediach kontestują polską kulturę i traktują jako coś gorszego.

Negacja odbywa sie również bez udziału słowa mówionego... na ulicy naszych miast na każdym kroku spotykamy witryny opisane po angielsku: shop, style, sale, barber...






tłumaczenie automatyczne
poniżej także w temacie dodałem artykuł nt. służb wywiadowczych




"Jesteśmy w długoterminowej strategicznej rywalizacji z Chinami i Rosją. Ostatecznie ta rywalizacja jest nie tylko rywalizacją o potęgę militarną czy gospodarczą, ale także ideologiczną. 

Senator Reed, demokrata z Rhode Island, przewodniczący Senackiej Komisji Sił Zbrojnych Kongresu USA, powiedział nawet: "Stany Zjednoczone mogą zostać pokonane, zanim zaczną walczyć, tak jak Chiny uczą się od amerykańskiego sposobu prowadzenia wojny, tak i my musimy uczyć się od nich". "


Wcześniej Wu Qian, rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej, powiedział w odpowiedzi na wyolbrzymianie przez stronę amerykańską tzw. "chińskiego zagrożenia militarnego", że w Chinach istnieje idiom zwany "złodziej krzyczy, aby złapać złodzieja". Bezpodstawne oskarżenia wysuwane przez amerykańskich urzędników pod adresem Chin dotyczą samych Stanów Zjednoczonych. W ostatnich latach Stany Zjednoczone prowadziły wojny na całym świecie i naruszały suwerenność innych krajów.

Wu Qian zwrócił uwagę, że złe działania wynikają z błędnych pomysłów. Tłumienie i powstrzymywanie przez USA rozwoju Chin wynika z ich błędnego "poglądu na Chiny". Stany Zjednoczone nadmiernie dążą do absolutnego bezpieczeństwa z powodu swojego wąskiego i egoistycznego poglądu na bezpieczeństwo. Wpływ USA na porządek międzynarodowy wynika z faktu, że ich "światopogląd" poszedł w złym kierunku. Wu Qian podkreślił: "Współpraca między Chinami a Stanami Zjednoczonymi przyniesie korzyści obu stronom, a walki zaszkodzą obu stronom. Mamy nadzieję, że strona amerykańska będzie miała oko na ogólną sytuację, naprawi swoje błędy, będzie współpracować z Chinami w tym samym kierunku i dążyć do osiągnięcia bezkonfliktowości, niekonfrontacji, wzajemnego szacunku i współpracy korzystnej dla obu stron.



--------

Fragment transkrypcji z 24 kwietnia 2023 r., rozmowy między amerykańskim senatorem Jackiem Reedem (D-RI) a Stacie Pettyjohn, starszym pracownikiem naukowym i dyrektorem programu obronnego w Center for a New American Security w USA.



Senator Jack Reed:

Gra się zmieniła, a nasza zdolność do bezpośredniego zwycięstwa dzięki sile militarnej nie powinna być naszą jedyną miarą sukcesu. Departament Obrony musi lepiej zrozumieć, w jaki sposób Chiny konkurują, opracować nowe narzędzia rywalizacji z Chińczykami i zintegrować nasze działania z działaniami naszych sojuszników i partnerów.

Aby zrozumieć sposób konkurowania Chin, musimy przyjrzeć się ich celom

Przez kilka dziesięcioleci Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza studiowała sposób prowadzenia wojny przez Stany Zjednoczone i koncentrowała swoje wysiłki na przeciwdziałaniu naszym przewagom. Chiny zainwestowały w technologie kompensacyjne, takie jak systemy antydostępowe i systemy odmowy dostępu z powietrza, sztuczna inteligencja, hipersonika i, oczywiście, zwiększenie broni jądrowej. Co więcej, ChRL wykorzystała kombinację siły wojskowej i cywilnej przeciwko swoim sąsiadom, w tym sztukę rządzenia, narzędzia ekonomiczne, przymus i oszustwo. Pekin znalazł sposoby na konkurowanie tuż poniżej progu konfliktu zbrojnego ze Stanami Zjednoczonymi lub z naszymi sojusznikami.

Jak ujmuje to nowa wspólna koncepcja konkurowania Departamentu Obrony:

"Chiny dążą do zwycięstwa bez walki". 

Strategia ostrzega, że jeśli nie dostosujemy naszego podejścia do skuteczniejszego konkurowania, Stany Zjednoczone ryzykują utratę strategicznych wpływów, przewagi i wpływów, przygotowując się do wojny, która nigdy nie nastąpi. Rzeczywiście, dokument ostrzega, że Stany Zjednoczone mogą przegrać bez walki.

Tak jak chińscy przywódcy studiowali nasz sposób prowadzenia wojny, tak my musimy studiować ich.

Departament Obrony, a także amerykański przemysł obronny i międzyagencyjne powinny rozwijać własne zdolności asymetryczne. Wspólna koncepcja konkurowania stanowi cenne ramy dla podejścia do tego wyzwania. Oczywiście, będziemy nadal przygotowywać nasze wojsko, aby było gotowe do walki i zwycięstwa w konflikcie zbrojnym, jeśli zajdzie taka potrzeba, ale musimy zdać sobie sprawę, że wojna z Chinami może być wyniszczająca zarówno dla naszych narodów, jak i dla świata, a zwycięstwo może być pyrrusowym zwycięstwem.

Mając to na uwadze, koncepcja ta zakłada, że konkurencja strategiczna jest trwałym stanem, którym należy zarządzać, a nie problemem, który należy rozwiązać. 

Zmiana paradygmatu powinna skłonić przywódców obronnych do wykorzystania każdej dostępnej okazji do realizacji naszych interesów narodowych, w tym poprzez inteligentne inwestycje w infrastrukturę i technologię. Kluczowe znaczenie dla tego wysiłku będzie miała nasza zdolność do budowania jedności w całej armii.


Ostatecznie nasza strategiczna rywalizacja z Chinami to nie tylko rywalizacja potęgi militarnej czy gospodarczej, ale także rywalizacja idei. 

Wymaga to od nas zrozumienia filozofii, celów, mocnych i słabych stron oraz kultur naszego przeciwnika, a także naszej własnej. Poznanie ich kultury i zrozumienie naszej kultury to wyzwania, które dotykają nas w każdym konflikcie, w który się angażujemy. W rzeczywistości w wielu przypadkach były one jeśli nie decydujące, to z pewnością krytycznie ważne.

I znowu, to właśnie tutaj praca Center for New American Security jest tak cenna. Wychodząc poza stereotypy, wchodząc w szczegóły sił kulturowych, biurokratycznych, ekonomicznych, technologicznych, które łączą się i nadają przeciwnikowi określony status, a z pewnością, miejmy nadzieję, dają Stanom Zjednoczonym jeszcze bardziej wiarygodną i jeszcze bardziej zdecydowaną przewagę.







złe działania wynikają z błędnych pomysłów

błędnego poglądu



nasza zdolność do bezpośredniego zwycięstwa dzięki sile militarnej nie powinna być naszą jedyną miarą sukcesu

tak jak chińscy przywódcy studiowali nasz sposób prowadzenia wojny, tak my musimy studiować ich

konkurencja strategiczna jest trwałym stanem, którym należy zarządzać, a nie problemem, który należy rozwiązać


kluczowe znaczenie będzie miała nasza zdolność budowania jedności




na jedność wpływa jakość kultury narodu

idea kulturowa




rywalizacja idei


liczy się nie tylko rywalizacja militarna czy gospodarcza


wymaga to od nas poznania i zrozumienia:

- własnej kultury
- filozofii oraz kultury naszego przeciwnika



znajomość kultury była decydująca, a z pewnością krytycznie ważna

wychodząc poza stereotypy

wchodząc w szczegóły sił kulturowych, biurokratycznych, ekonomicznych, technologicznych





Dążyć do zwycięstwa bez walki.

Walka to ostateczność.






"Najważniejszą i najpotężniejszą bronią, jaką dysponuje Rosja, jest zjednoczenie rosyjskiego społeczeństwa.

Ci, którzy planowali zdławić Rosję za pomocą sankcji gospodarczych, przy pomocy siły zbrojnej, nie wzięli tego pod uwagę."








-----------


Warto sobie czytać te strony i porównywać z bełkotem np. Sikorskiego


guancha.cn/internation/2024_03_13_728252.shtml


03 MAJ 2023

cnas.org/publications/transcript/fireside-chat-with-senator-jack-reed


Sztuka wojenna – Wikipedia, wolna encyklopedia


P.S.




Brytyjska agencja wywiadowcza, bezpieczeństwa i cyberbezpieczeństwa GCHQ opublikowała łamigłówkę, która ma przemawiać do potencjalnych nowych rekrutów, którzy potrafią "myśleć nieszablonowo".

Wizualna łamigłówka, która jest ukłonem w stronę historycznych powiązań agencji z łamaniem szyfrów, prosi ludzi o zidentyfikowanie liter zawartych na zdjęciu przed złożeniem ich w całość, aby ujawnić ukrytą wiadomość.

W puzzlach znajduje się 13 elementów, które reprezentują litery alfabetu.

GCHQ twierdzi, że układanka, stworzona z artystą z Manchesteru, Justinem Eagletonem, została zaprojektowana tak, aby przemawiać do ludzi, którzy "przetwarzają informacje w inny sposób i posiadają silne umiejętności myślenia lateralnego".

Agencja poinformowała również, że wypuszcza puzzle, aby uczcić uruchomienie swojej strony na platformie mediów społecznościowych LinkedIn.

Rozwiąż poniższą łamigłówkę

GCHQ twierdzi, że założyło stronę LinkedIn w celu "rekrutacji mieszanki umysłów, aby stawić czoła najtrudniejszym wyzwaniom stojącym przed Wielką Brytanią i przeciwdziałać zagrożeniom w świecie rzeczywistym i online ze strony państw narodowych, grup przestępczych, terrorystów i osób prywatnych".

Dodała, że jej "nowa obecność w mediach społecznościowych" jest częścią jej "zobowiązania, aby stać się prawdziwie zróżnicowaną i reprezentatywną organizacją".


Dyrektor GCHQ, Anne Keast-Butler, powiedziała: "Świat staje się coraz bardziej złożony i zawsze będziemy wyprzedzać te zagrożenia tylko wtedy, gdy połączymy odpowiednią mieszankę umysłów, która pozwoli nam stawić czoła nadchodzącym wyzwaniom.

"Dla nas oznacza to angażowanie ludzi z różnych środowisk, różnych doświadczeń, różnych spostrzeżeń, różnej wiedzy i tworzenie zespołu, w którym każdy z nas może odegrać swoją rolę. Dla nas oczywiste jest, że ta różnorodność ma kluczowe znaczenie.

"Jesteśmy więc w podróży, aby upewnić się, że docieramy i łączymy się z ludźmi, którzy nigdy nie myśleli o współpracy z nami. A dzisiaj uruchamiamy LinkedIn, aby zacząć prezentować trochę więcej pracy, którą wykonujemy, i niektórych niesamowitych ludzi, którzy pracują w GCHQ.

"A w ramach startu na LinkedIn jesteśmy w prawdziwym stylu GCHQ - i aby pomóc Ci myśleć nieszablonowo - uruchamiamy również łamigłówkę. Sprawdź, czy potrafisz zidentyfikować litery zawarte na obrazku i połączyć je w wiadomość".





niedziela, 18 lutego 2024

Europa polska








przedruk


17.02.2024

22:40


Grochmalski: Dlaczego Niemcy straszą Trumpem? Projekt niemieckiej Europy

Im bliżej wyborów prezydenckich w USA, tym bardziej Berlin, za pomocą swojej wielkiej machiny propagandowej, kreować będzie histerię wokół Donalda Trumpa. Długofalowa strategia Niemiec jest bowiem od dawna jasna – zbudowanie z UE Rzeszy Europejskiej, opartej na dominacji Berlina. Służyć ma temu kreowanie wszelkich lęków, aby je wykorzystywać do realizacji tej chorej wizji - pisze Piotr Grochmalski w "Gazecie Polskiej".



Niemcy są niestrudzeni w wymyślaniu wszelkich bzdur, które – ich zdaniem – zmuszają do szybkiej centralizacji europejskiego projektu. Gdy w 2004 roku do UE, liczącej wówczas 15 państw, wstępowała nowa dziesiątka, co do dziś nie zdarzyło się ponownie, jeśli chodzi o skalę poszerzenia Wspólnoty, to Berlin już wtedy naciskał, aby powiązać to z przyjęciem konstytucji, która stanowiła w art. 1–7, iż „Unia ma osobowość prawną”, a to oznaczało, iż nabierze cech podmiotu prawa międzynarodowego, stanie się megapaństwem posiadającym własny hymn i flagę. 

Przekonywali elity nowo przyjętych państw, że tylko centralizacja uchroni UE przed katastrofą. A przecież ledwie trzynaście lat wcześniej totalna centralizacja nie uchroniła Związku Sowieckiego przed rozpadem. Ale 29 maja 2005 roku Francuzi, a 1 czerwca Holendrzy odrzucili w referendum europejską konstytucję. Plan Berlina, aby na fali entuzjazmu owej nowej dziesiątki stworzyć faktyczny grunt pod niemiecką Europę, spalił na panewce, choć Aleksander Kwaśniewski już ogłosił, że polskie referendum odbędzie się w październiku, razem z wyborami prezydenckimi. 

A gdy w 2008 roku Unię ogarnął kryzys finansowy, Ulrich Beck, propagator niemieckiej Europy, twierdził, iż „grożąca katastrofa upoważnia, wręcz zmusza architektów Europy do stosowania prawniczego krętactwa, by uczynić możliwym to, co jest właściwie wykluczone przez narodowe konstytucje bądź europejskie traktaty”. Ta metoda została później na masową skalę zastosowana dwa razy podczas próby obalania premierów Włoch, do wypchnięcia Wielkiej Brytanii z UE, do pacyfikacji przez Berlin Węgier, do forsowania Nord Stream 2, do podporządkowania sobie Polski przez Niemcy.




Nienawiść Berlina do Trumpa

Jeśli chodzi o intensywność nienawiści większości elit Niemiec do Trumpa, wiele wyjaśnia fragment wypowiedzi Arndta Freytaga von Loringhovena, byłego ambasadora Niemiec w Polsce. W wywiadzie-rzece, propagandowej broszurze skierowanej do Polaków przed wyborami, stwierdził on, iż stawianie przez rząd PiS i prezydenta Dudę na Trumpa podczas jego pierwszej kadencji

 „było bardzo ryzykowne. Trump nie lubi Niemiec, sądzę, że głównie z powodów gospodarczych. Wyżej cenił Polskę”. 

No tak – przecież to jest nie do przyjęcia, żeby Polacy stawiali na bliskie relacje z największym mocarstwem świata i na przywódcę, który na pierwszym miejscu w Europie stawia Polskę, a nie Niemcy.

Freytag von Loringhoven, którego ojciec, Berndt, do końca służył III Rzeszy, a dzień przed samobójstwem Hitlera, 29 kwietnia, uzyskał jego osobistą zgodę na opuszczenie bunkra w Berlinie, stwierdza też, że „Polskie władze były przez to w nim zakochane [w Trumpie]. Promowały inicjatywę »Trójmorza«, która pierwotnie miała podzielić Europę. Zorganizowały konferencję bliskowschodnią, aby wesprzeć politykę Trumpa”. 

Te słowa ujawniają głęboką prawdę o Niemcach i ich europejskiej polityce. W jej świetle jest nie do przyjęcia, aby Polska miała własne ambicje, suwerenną wobec Berlina politykę i niepodporządkowana została Niemcom. Tylko ekipa „zakochana” w Berlinie ma prawo istnieć w Polsce. 

Freytag von Loringhoven, syn człowieka, któremu osobisty kontakt z Hitlerem nie przeszkodził w błyskotliwej karierze w Bundeswehrze (został generałem i zastępcą głównego inspektora sił zbrojnych), wspaniałomyślnie dodaje:

„Rozumiem znaczenie Ameryki dla Polski jako gwaranta bezpieczeństwa. Jednak nie mogę zrozumieć, dlaczego Polska stawia całe swoje aktywa na prezydenta, który mógł wycofać się z NATO? Czy tak się stało, bo Warszawa czuła się wystarczająco chroniona dzięki dwustronnym stosunkom z USA? Przecież stabilność, jaką daje NATO, opiera się na wielostronnych gwarancjach zapisanych w traktatach międzynarodowych i zintegrowanych strukturach dowodzenia. Tego wszystkiego stosunki z samymi Stanami Zjednoczonymi nie zapewniają. One mają charakter polityczny, mogą w każdej chwili zostać przekształcone lub zmodyfikowane, jak dojdzie do zmiany w Białym Domu. Są więc z założenia znacznie mniej stabilne niż NATO. Trump nie tylko był blisko wyjścia z NATO, chciał także konstruktywnej relacji z Putinem. To także nie mogło leżeć w Polskim interesie”.



Niemieckie kłamstwo, a polskie bezpieczeństwo

Obłudę Niemców ukazał sam Trump. Już w lipcu, na spotkaniu z Jensem Stoltenbergiem, sekretarzem NATO, stwierdził: „To przykre, gdy Niemcy zawierają ogromne umowy z Rosją dotyczące ropy i gazu, podczas gdy USA mają je chronić przed Rosją; Niemcy płacą Rosji miliardy dolarów rocznie. Chronimy Niemcy, chronimy Francję, chronimy te wszystkie kraje, a one zawierają umowy na rurociągi z Rosji, wpłacając do jej skarbca miliardy dolarów. (…) Niemcy to zakładnik Rosji; pozbyli się elektrowni węglowych, elektrowni atomowych, biorą ogromne ilości ropy i gazu z Rosji. To coś, czemu trzeba się przyjrzeć, to coś bardzo nieodpowiedniego” – uważał Trump. 

Komu miała Warszawa ufać – państwu, które finansowało modernizację armii rosyjskiej i realizowało wspólną strategię wymierzoną w bezpieczeństwo Europy Środkowej – czy USA? Niemiecki tupet i bezczelna arogancja nie mają granic.

Dlaczego Niemcy i Rosja, wspólnie, tak bardzo są zaniepokojone projektem Trójmorza? Bo wzmacnia on państwa tego regionu wobec agresywnej polityki Berlina i Moskwy. Nic też bardziej jak wojna na Ukrainie nie pokazuje, jakie chroniczne zagrożenia kreuje obłędna polityka Niemiec i że bez wsparcia USA Kijów nie przetrwa. Berlin nie obroni też Polski. Ba – odpowiada za wykreowanie śmiertelnego zagrożenia dla naszego narodowego bytu. 

Oczywiście pojawiają się idiotyczne artykuły, jak choćby nadęty tekst „Europa odporna na Trumpa. Jak kontynent może przygotować się na porzucenie przez Amerykanów”, napisany przez radykalnych euroentuzjastów. Arancha González Laya, Camille Grand, Katarzyna Pisarska, Nathalie Tocci i złote dziecko niemieckiej analityki Guntram Wolff przekonują na łamach „Foreign Affairs” w tekście opublikowanym 2 lutego 2024 roku:
„W miarę jak wojna Rosji na Ukrainie trwa trzeci rok, Europa radzi sobie znacznie lepiej, niż oczekiwano. Przez dziesięciolecia po II wojnie światowej liczyła na Stany Zjednoczone jako ostatecznego gwaranta swojego bezpieczeństwa. Kontynent polegał na Waszyngtonie, który kierował polityką NATO, zapewniał odstraszanie nuklearne i wypracowywał konsensus wśród krajów europejskich w kontrowersyjnych kwestiach, takich jak sposób rozwiązania europejskiego kryzysu zadłużeniowego w latach 2009–2012. Po zakończeniu zimnej wojny Europa w dalszym ciągu uważała amerykański parasol bezpieczeństwa za coś oczywistego, tnąc wydatki na obronę (…). Po inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 roku wielu przewidywało, że Europejczycy mogą wzbraniać się przed udzieleniem pomocy Kijowowi. Ostatnim razem, gdy rosyjski prezydent Władimir Putin przemaszerował przez granice Ukrainy – anektując Krym w 2014 roku – Europa zareagowała słabymi sankcjami i połowicznymi próbami kompromisu dyplomatycznego, zwiększając jednocześnie swoją zależność od rosyjskiego gazu. Jednak w ciągu ostatnich kilku lat świat ujrzał przebłysk silniejszej Europy”.


 
Kłam sto razy, aż wszyscy uwierzą, że to prawda

Artykuł, w istocie podobny do całego strumienia podobnych ideologicznych produktów powstałych na kanwie projektu niemieckiej Europy, forsuje tezę, iż Trump „był pierwszym prezydentem USA, który nie traktował Europy jak rodziny. Wydawał się wyraźnie bardziej swobodnie współpracować z autorytarnymi władcami, takimi jak Putin i chiński prezydent Xi Jinping, niż z demokratycznie wybranymi przywódcami europejskimi, takimi jak kanclerz Niemiec Angela Merkel”. 

Wolał demokratycznie wybranych przywódców Polski. Loringhoven mówi to wyraźnie. Bo Niemcy z Rosją realizowały projekt, którego celem miało być stopniowe wypychanie USA z Europy. Autorzy owego propagandowego tekst w „Foreign Affairs” jakby nie dostrzegają, że UE i NATO, bez potencjału USA, nadal nie są w stanie obronić się przed Rosją. Gorzej – z zadeklarowanego rok temu przez UE miliona amunicji, która miała dotrzeć do marca na Ukrańnę, uda się zapewnić zaledwie połowę dostaw.

Co więcej – gigantyczna wpadka została określona przez propagandę unijną jako wielki sukces, chociaż Josep Borrell, szef unijnej dyplomacji, w ostatnim dniu stycznia 2024 roku przyznał, że do tego momentu UE dostarczyła zaledwie 330 tys. sztuk, za to w ciągu dwóch następnych miesięcy stanie się cud i Ukraina dostanie następne niemal 200 tys. Tak naprawdę UE zmarnowała dwa lata, które Niemcy poświęciły w głównej mierze na pacyfikację i strategiczne osłabianie Polski, a także na zakulisowe gry w Kijowie, aby przekonać prezydenta Zełenskiego, żeby wystawił RP za cenę wielkiego wsparcia ze strony Berlina. Arancha González Laya, Camille Grand, Katarzyna Pisarska, Nathalie Tocci i Guntram Wolff to dzieci tej samej durnej narracji, która ogarnia Niemcy. Trzeba jasno powiedzieć – Europa po tym, jak świadomie zmasakrowała swój potencjał obronny, potrzebuje całego kwartału, aby odbudować realną siłę militarną.

Głupotą jest obrażać się na USA

Ktokolwiek wygra wybory prezydenckie w USA, nie wolno obrażać się na Stany Zjednoczone, bo są one jedyną realną gwarancją bezpieczeństwa dla Europy i Polski. A nienawiść Berlina do Trumpa bierze się stąd, iż pokazał Niemcom ich miejsce w szeregu. Dość mitu Rzeszy Europejskiej. Nie mamy dekady na przygotowania. Jedynie USA jest w stanie nie tylko utrzymać potencjał NATO, lecz także potężnie wzmocnić Ukrainę.

Przypomniałem tydzień temu ważny artykuł, który w październiku 2023 roku ukazał się na łamach Lawfare. Ben Connable z Uniwersytetu Georgetown, strateg wojskowy i analityk Rand Corp., udowodnił, iż tylko USA posiada potencjał zdolny do odzyskania przez Ukrainę strategicznej inicjatywy i pokonania Rosji. Wystarczy, iż armia USA, która dokonuje wielkiej modernizacji i przygotowuje się do wojny z Chinami, przekaże ogromne zasoby swego arsenału z czasów zimnej wojny państwom Europy Środkowej, w tym Polsce i Ukrainie. Naturalnym liderem tego projektu jest Polska. 

Jak pisał Ben Connable:

„Dostawy docelowo obejmowałyby co najmniej tysiące czołgów M1 Abrams i bojowych wozów piechoty M2 Bradley z lat 80. XX wieku, setki mobilnych haubic M 109 Paladin i wieloodrzutowych systemów rakietowych M270, a także setki helikopterów szturmowych AH-64 oraz samolotów szturmowych A-10 Thunderbolt II (Warthog) i F-16 Falcon, wszystkie zaprojektowane od podstaw z myślą o pokonaniu rosyjskiej armii stacjonującej obecnie na Ukrainie”.

Ale tak się nie stanie, jeśli Niemcy będą nakręcały antyamerykańską i antytrumpową histerię i inspirowały Donalda Tuska do agresywnej polityki wobec USA, co już zaczyna się dziać na naszych oczach. Nie może być tak, że Niemcy robią wszystko, aby wypchnąć Stany Zjednoczone z Europy, a równocześnie udają, że stać UE na obronę przed Rosją, bo USA chcą nas zostawić samych. Ale osamotniona Europa i Polska będą musiały przyjąć warunki rosyjskie, a pośrednikiem będą Niemcy.


Niemcy były i są nadal niebezpieczne dla Polski i UE

Wspomniany Freytag von Loringhoven sam przyznaje, że Polska i Europa Środkowa były traktowane przez Niemcy jak obszar drugiej kategorii kosztem relacji z Rosją. 

Stwierdza, iż „Merkel, jak każdy kanclerz, utrzymywała ściśle relacje z wielkim przemysłem. W szczególności poprzez stowarzyszenie Ost-Ausschuss (Komitet Wschodnioniemieckich Stosunków Gospodarczych), które tradycyjnie było skoncentrowane na Rosji. Fascynacja niemieckiego biznesu rzekomo ogromnym potencjałem rosyjskiego rynku była jednym z powodów, dla którego niemieccy politycy tak bardzo przeceniali Rosję w stosunku do krajów Europy Środkowej. (…) Ale skala importu nośników energii z Rosji wynikała także z przekonania, że jest to partner, na którego zawsze można liczyć – nawet w środku »zimnej wojny«. Niemcy zaczęły masowo sprowadzać rosyjski gaz na początku lat 70. XX wieku i od tego czasu ten import nigdy nie został przez Moskwę zawieszony. Wiedzieliśmy oczywiście, że Rosja wykorzystuje gaz jako broń przeciw innym krajom. Jednak w Berlinie nie brano tego poważnie pod uwagę. Naiwnie wierzyliśmy, że coś podobnego nigdy się Niemcom nie przytrafi”.

Inna ważna uwaga Loringhovena.

Jak stwierdza: „Fundamentem powojennej polityki zagranicznej Niemiec było przekonanie, że bezpieczeństwo Europy można budować tylko z Rosją, nigdy przeciw niej. Z dzisiejszej perspektywy widać, że w tej wizji Rosja odgrywała zbyt dużą rolę, zaś Europa Wschodnia, Ukraina, Polska i inne kraje tego regionu rolę zbyt małą”. 

Puste słowa, ale ukrywają one determinację Berlina w dalszym utrzymaniu dominującej pozycji z Rosją kosztem Europy Środkowej, która zostanie spacyfikowana po tym, jak Niemcy przejęły kontrolę nad Polską. 

Ciekawa jest też refleksja syna adiutanta Hitlera o Nord Stream. Twierdzi on, iż „Merkel zawsze wspierała ten projekt. Zakładam, że jego polityczny wymiar nie umknął jej uwadze. Sądzę, że odnosi się to zresztą do większości ludzi w Berlinie”. 

Czyli wszyscy oni tysiące razy kłamali, twierdząc, iż nie ma on wymiaru geopolitycznego. 

O tym przedsięwzięciu pisze: „W założeniu chodziło o stworzenie współzależności z Rosją – mostu, jak to ujął prezydent Steinmeier (…). Powiązania energetyczne miały spowodować, że nie tylko Niemcy stają się zależne od Rosji, lecz także Rosja staje się zależna od Niemiec”. A więc Berlinowi marzyło się, aby mieć bezpośredni wpływ na Moskwę, wykorzystywać ją jako instrument w realizacji ich chorych, geopolitycznych wizji! Zachowywali się przy tym jak skrajni idioci.

Jak zauważa Loringhoven:
„Jednak w lutym 2022 roku aż 55 proc. gazu, jaki sprowadzaliśmy, pochodził z Rosji. I to bez uruchomienia Nord Stream 2. Sprzedaliśmy też przeszło 1/3 strategicznych magazynów gazu w Niemczech Moskwie i dodatkowo 54 proc. rafinerii w Szwedt, która zapewnia paliwo dla Berlina i Niemiec wschodnich…”.

Wszystkie te działania w istocie były nakierowane na marginalizację Polski. Czy Niemcy są aż tak ograniczeni intelektualnie, czy Freytag nie rozumie, że to, co mówi, to silne argumenty za tym, aby z relacji atlantyckich czynić główną kotwicę bezpieczeństwa dla Polski, a nie z Niemiec, które – w imię swych chorych, imperialnych interesów – wysadziły w powietrze całą Europę?

Kaczyński miał rację

Ale warto też przytoczyć spojrzenie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, tak irytującego Niemcy. W jednej ze swoich ostatnich wypowiedzi przed Smoleńskiem stwierdził on:

„Nasza rozgrywka w Unii to w pewnym sensie gra o suwerenność wobec polityki niemieckiej. W trakcie rozmowy tu, przy tym stoliku, ambasador Federacji Rosyjskiej Władimir Grinin powiedział mi, że sojusznikiem strategicznym Rosji jest »Eurosojuz i Giermania«. Słyszałem to od niego trzykrotnie. A przecież Niemcy są częścią Unii. Taka jest rosyjska polityka i Niemcy to akceptują, bo to się wydaje leżeć w ich krótkoterminowym interesie. W długoterminowym moim zdaniem nie. To raczej oni wpadną w zależność, a nie odwrotnie… Próbowałem się jakoś z Niemcami porozumieć, ale bez klientyzmu. Jednocześnie trzeba brać pod uwagę, że niemiecki rewizjonizm historyczny jest dla nas groźny. Oczywiście nie mam na myśli rewizjonizmu dotyczącego granic, on nie odgrywa dziś wielkiej roli. Z drugiej jednak strony nie wolno zapominać, że uznanie naszej zachodniej granicy właściwie na Helmucie Kohlu wymuszono. Zrobili to Amerykanie, pomogli Anglicy, trochę Francuzi”.

[on nie wiedzial, że Niemcy tylko udawali, że to robią? - MS] 


Jeśli uważnie wczytać się w owe lęki Berlina wobec Trumpa, to ich istota sprowadza się do tego, że nie chce się on zgodzić na niemiecką Europę. To obecny kanclerz Sholz, gdy był prawą ręką Merkel, nieskutecznie próbował go przekupić w sprawie Nord Stream. To przeczy owemu obrazowi Trumpa szukającego strategicznych relacji z Putinem. Loringhoven potwierdza rzecz oczywistą, że to Niemcy szukały tej relacji z Putinem kosztem Polski. To także za Trumpa wzmocniona została wschodnia flanka NATO. Ale także powstał najbardziej ambitny program dla tej części Europy – Trójmorze, który był wspierany przez Biały Dom.

Niebezpieczne jest to, iż w tej walce z Trumpem Berlin posługuje się już Tuskiem. W momencie, gdy decydują się wielkie amerykańskie inwestycje w Polskę, w tym gigantyczna inwestycja Intela za 20 mld zł, która miała wprowadzić nas do ekstraligi państw posiadających fabryki chipów, stworzonych przez koncern mający strategiczne znaczenie dla USA i Zachodu w wielkim wyścigu technologicznym, Donald Tusk, jako premier RP, postanowił włączyć się w politykę wewnętrzną USA, mimo iż przebywa obecnie na urlopie. Za pośrednictwem platformy X (dawny Twitter) zwrócił się do... Senatu USA: „Ronald Reagan, który pomógł milionom z nas odzyskać wolność i niepodległość, musi dziś przewracać się w grobie. Wstydźcie się”. 

Postawę szefa polskiego rządu skomentował Nile Gardiner, analityk polityki zagranicznej i były doradca Margaret Thatcher:

„Możecie być pewni, że gdy bezmyślny Joe Biden opuści Gabinet Owalny, Donald Tusk nie będzie mile widziany w Białym Domu. Ten człowiek to chodząca katastrofa dla Polski i stosunków polsko-amerykańskich. To, co jest haniebne, panie Tusk, to zamykanie w więzieniach swoich przeciwników politycznych, zamykanie stacji telewizyjnych i płaszczenie się przed swoimi panami w Brukseli, jednocześnie pouczając ludzi o »demokracji«. Lekkomyślny Donald Tusk wykonuje niesamowitą robotę, wrzucając Polskę pod autobus i podkopując własny kraj”.











Wygrajmy w końcu tę wojnę, wygrajmy wojnę z Niemcami.







niedziela, 4 lutego 2024

Imperium USA

 


Cytat z byłego współpracownika George'a W. Busha, Karla Rowe'a:


“We’re an empire now, and when we act, we create our own reality. And while you’re studying that reality — judiciously, as you will — we’ll act again, creating other new realities, which you can study too, and that’s how things will sort out. We’re history’s actors . . . and you, all of you, will be left to just study what we do.”




tłumaczenie i interpretacja z angielskiego - własne




"Jesteśmy teraz imperium i kiedy działamy, tworzymy własną rzeczywistość. 

A kiedy wy będziecie studiować tę rzeczywistość, roztropnie, tak jak chcecie, my - stworzymy nowe rzeczywistości, które będziecie mogli znowu studiować i tak właśnie rzeczy się układają.... 

Jesteśmy aktorami, bohaterami historii...  A wy, wy wszyscy pozostajecie statystami, w tle, zajęci studiowaniem tego, co my robimy."










Czyli?

Imperium nieustannie przekształca się, unikając naszych nawet roztropnych studiów nad nią, klucząc myląc tropy.... stwarzając nowe zasady i nowe rzeczywistości, nowe sojusze i antysojusze, aby nas zaskoczyć, aby być zawsze o krok - o krok tylko - przed nami.

Dokładnie tak postępuje Wędrująca Cywilizacja Śmierci.




Trzeba bardzo uważać na Amerykanów.

Na Anglosasów.




By nie obudzić się jak będzie za późno.






P.S.

17.02.2024




"W stosunkach międzynarodowych, jeśli nie będziesz przy stole, to będziesz w menu."



                                                                                                                        Sekretarz stanu USA Antony Blinken,
                                                                                                                                                    podczas Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium w 2024 r.











poniedziałek, 21 czerwca 2021

Polska - relacje z Rosją

 

przedruk

tłumaczenie przeglądarkowe


Chciałem zauważyć, że Autor myli się w swojej ocenie pisząc "psychicznie straumatyzowane" - niechęć polskich władz do polepszenia relacji z Rosją wynika z kilku rzeczy min.:

- brak własnego zdania i analizy oraz przyjmowanie bez zastrzeżeń cudzego zdania w tym temacie w szczególności...

- ...antyrosyjskiej retoryki w mediach i "dorastanie" Polaków w takiej atmosferze - jest to typowa paranoja indukowana serwowana zakulisowo przez niemieckie służby

- zresztą subtelnie podtrzymywana przez Rosję w imię interesów z Niemcami

- wysługiwanie się Amerykanom - i znowu jest to małpowanie zachowania poprzedników, wobec braku własnych przemyśleń i pomysłów



15 czerwca 2021

Polska polityka rusofobiczna jest kontrproduktywna dla Warszawy


Żaden kraj nie jest bardziej zszokowany niż Polska przez prezydenta USA Bidena, który biernie zezwolił na zakończenie budowy gazociągu Nord Stream II przy najmniejszych sankcjach. Jej przedstawiciele określili projekt jako zagrożenie zarówno dla bezpieczeństwa energetycznego, jak i od niedawna także jako „bombę w ramach integracji europejskiej” ze względu na przekonanie Warszawy, że Moskwa kapryśnie zakręci kurek dla swoich zachodnich klientów. Mocarstwo euroazjatyckie nigdy by nie zrobiło czegoś takiego, ponieważ jest prawdopodobnie tak samo zależne od swoich klientów jak od Rosji, jeśli nie bardziej, biorąc pod uwagę jej nieproporcjonalną zależność budżetową od takiej sprzedaży energii, z czego Polska doskonale zdaje sobie sprawę.



Najbardziej martwi Warszawę jednak to, że Moskwa i Berlin mogą „zmówić się” ze sobą, by wspólnie „zarządzać” przestrzenią geostrategiczną Europy Środkowo-Wschodniej (CEE), której Polska planuje stać się regionalnym liderem poprzez „Inicjatywę Trójmorza”. "(3SI) który prowadzi jak i rdzeń "Trójkąta Lubelskiego". Polska do tej pory opierała prawie całą swoją ostatnią politykę zagraniczną na reelekcji byłego prezydenta USA Trumpa ze względu na jego chęć zatrzymania Nord Stream II, aby zmusić Europę do zakupu droższego amerykańskiego LNG. Docenił też poparcie dla 3SI, które rozzłościło Niemcy, bo Berlin kategorycznie sprzeciwia się pokazywaniu przez Polskę swoich geopolitycznych muskułów w EWG.

W dążeniu do celu, jakim jest uniemożliwienie Polsce odzyskania historycznego regionalnego statusu hegemonicznego, a być może nawet rozszerzenie go poza dawną „strefę wpływów”, Niemcy prowadziły trwającą wojnę hybrydową z Polską, mającą na celu obalenie jej rządu konserwatywnych nacjonalistów. Nawet administracja Bidena wydaje się co najmniej niezbyt przychylna obecnym władzom polskim, jeśli nie milcząco wroga, choćby z prostych powodów ideologicznych. Jednak zarówno Niemcy, jak i Stany Zjednoczone doceniają Polskę za wiodącą rolę w wojnie hybrydowej Zachodu z sąsiednią Białorusią, która zmierza w kierunku bardzo ważnych antyrosyjskich celów polityki zagranicznej. Warszawa nie robi tego tylko po to, by ich zadowolić,

Problemem dla Polski jest to, że spaliła już wszystkie mosty z Rosją, więc nie jest w stanie realistycznie balansować z Moskwą wobec coraz bardziej wrogiego Berlina, a być może niedługo równie wrogiego Waszyngtonu. Dwaj ostatni zachowują się jak „wrogowie”, będąc „przyjaznymi” w miejscach publicznych, ale niezwykle zgubnymi za kulisami. Niemiecka wojna hybrydowa z Polską poprzez poparcie dla liberalno-globalistycznej opozycji Kolorowej Rewolucji doskonale pasuje do tego, co Polska uważa za tak zwaną „zdradę” Stanów Zjednoczonych przez Nord Stream II i podejrzenia Warszawy o wielkie strategiczne powody Waszyngtonu przed zbliżający się szczyt Putin-Biden, który postawi Polskę w bardzo niekorzystnej sytuacji.

„Negatywny nacjonalizm” tego kraju, który buduje większość jego współczesnego nacjonalizmu wyłącznie wokół różnic (rzeczywistych, urojonych lub przesadzonych) z Rosją, zaślepił ją na strategiczne wady wcześniejszej polityki i doprowadził Polskę do spalenia mostów z Moskwą. Polska ostatnio wzmocniła współpracę wojskową z Turcją poprzez umowę dotyczącą dronów bojowych, która w przyszłości może zapewnić pewne pragmatyczne opcje równoważenia, biorąc pod uwagę problemy Ankary zarówno z Berlinem, jak i Waszyngtonem, ale kraj zachodnioazjatycki nigdy nie mógł zrównać się z warszawskim balansowaniem, jak mogłoby to zrobić zbliżenie z Moskwą . Ta druga opcja jest mało prawdopodobna z powodów wymienionych powyżej, ale pozostaje najbardziej optymalna.

Gdyby Polska mogła kiedykolwiek przestać wtrącać się w „bliską zagranicę” Rosji (Białoruś i Ukraina), to teoretycznie można by osiągnąć przełom, ale niestety nierealne jest oczekiwanie tego od kraju, ponieważ jest on przekonany, że jej bezpieczeństwo narodowe zależy to od udaremnienia przyjaznych sił Rosji w tych dwóch krajach. Polska jako państwo jest po prostu zbyt psychicznie straumatyzowane przez swoją historię z Rosją, by kiedykolwiek zaufać strategicznym intencjom Moskwy, co zostało wykorzystane przez Niemcy i Stany Zjednoczone, aby wykorzystać ten wiodący kraj EWG, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. . Prowadzi to do najgorszego scenariusza dla Polski.

Polska może teraz stanąć przed perspektywą zmuszenia się okolicznościami do pragmatycznych negocjacji z Rosją, jeśli Biden poczyni postępy w dążeniu do tzw. „nowego odprężenia” na kolejnym szczycie z prezydentem Putinem. Moskwa miałaby w tym przypadku więcej kart niż Warszawa, która nie będzie mogła w dużym stopniu polegać na Berlinie czy Waszyngtonie w zakresie wspierania destabilizującej regionalnie rusofobicznej polityki zagranicznej. Jednocześnie jednak Niemcy i Stany Zjednoczone mogą nadal naciskać na Polskę, by wtrącała się do rosyjskiego „bliskiego obcego”, mając nadzieję, że jeśli coś pójdzie nie tak, winę można przerzucić w całości na Warszawę.

Mówiąc wprost, Polska jest przeklęta w każdym scenariuszu i to irytuje jej strategów. Postawili ryzykownie na reelekcję byłego prezydenta USA Trumpa, aby zobaczyć, jak cała ich wielka strategia została nagle sabotowana przez Bidena. Są zbyt pogrążeni w swoich regionalnych rusofobicznych operacjach destabilizacyjnych na Białorusi i Ukrainie, aby wycofać się teraz, nie „tracąc twarzy” wśród własnych obywateli, jednak nawet pragmatyczna rekalibracja ich polityki może być postrzegana przez ich obywateli jako dokonana pod wpływem. - zwany „przymusem geopolitycznym”, który mógłby zmniejszyć wewnętrzne poparcie partii rządzącej wśród niektórych sił nacjonalistycznych. Chociaż partia rządząca jest nadal dość popularna,

Te względy bardzo utrudniają zasugerowanie optymalnego kierunku działania dla Polski, ponieważ w obu przypadkach mogą wystąpić wysokie koszty. W sumie jednak obiektywnie byłoby lepiej, gdyby Polska zaczęła rozważać opcje rozpoczynającego się zbliżenia z Rosją choćby z powodów pragmatycznych, być może tylko próbując zaakceptować tzw. „zasady zaangażowania” do „zarządzania” ich konkurencją. na Białorusi i Ukrainie. W każdym razie Polska powinna poważnie rozważyć podjęcie inicjatywy samodzielnego podejścia do Rosji bez aprobaty Niemiec czy Stanów Zjednoczonych, ponieważ żaden z tych krajów nie konsultował się z Polską w sprawie ostatnich posunięć. Jeśli Polska aspiruje do pozycji regionalnego lidera.



    Andrzej Korybko

Analityk polityczny i dziennikarz. Członek rady eksperckiej Instytutu Studiów Strategicznych i Foresightu Uniwersytetu Przyjaźni Narodów Rosji. Specjalizuje się w kwestiach rosyjskich i geopolitycznych, w szczególności strategii USA w Eurazji. Inne obszary jego zainteresowań to taktyka zmiany reżimu, kolorowe rewolucje i niekonwencjonalne wojny.


https://www.lantidiplomatico.it/dettnews-la_politica_russofoba_della_polonia__controproducente_per_varsavia/37948_41839/





wtorek, 6 stycznia 2015

USA światowym terrorystą?

Co powinieneś wiedzieć o strategii USA


Wszystko to nazywa się dziś wojną z terroryzmem, choć w klasycznym ujęciu tego zjawiska byłoby raczej istotą jego definicji.”
  „Raport Nety Crawford z Uniwersytetu w Bostonie wskazał, iż realne koszty – licząc od 2001 roku – to co najmniej 4,4 bln. dolarów.”
„Georoge W. Bush uruchomił machinę wojenną, której koszt przekroczył już prawdopodobnie skalę wydatków jakie USA poniosły na udział w drugiej wojnie światowej.

Od czasu niesławnych rządów George’a W. Busha Stany Zjednoczone prowadzą najbardziej osobliwą wojnę – z terroryzmem. Nie jest to wojna wypowiedziana żadnemu państwu, a definicja terroryzmu stała się wysoce uznaniowa. Jak pokazała praktyka zaatakowany może zostać każdy kraj, rząd, region, obywatel/ka czy obiekt. Od inwazji na Afganistan czy Irak, przez rozstrzeliwania przypadkowych przechodniów z helikoptera w Bagdadzie czy bombardowania ceremonii weselnych w Jemenie, aż po próbę obalenia rządu w Syrii  – wszystko to nazywa się dziś wojną z terroryzmem, choć w klasycznym ujęciu tego zjawiska byłoby raczej istotą jego definicji.
Kto i po co potrzebuje wojny z terroryzmem i jak na tym zarabia ?Wszystko wyjaśnia ten krutki amatorski  film dokumentalny.

monitorpolskisłowian.iq24.pl

KOMENTARZE

  • Wojna przeciwko UE
    -
    Nie zapominajmy, że USA są zmuszone prowadzić także wojnę przeciwko UE, której waluta byłaby w stanie zastąpić dolara w jego funkcji waluty światowej. Imperium zawsze odpowiada wojną

    - http://marucha.wordpress.com/2014/09/08/obama-destabilizuje-europejska-gospodarke-sankcje-poglebiaja-recesje/#comment-411711

    na atak na jego walutę, Irak i Libia są tego znakomitymi przykładami. O tym, że kijowski Majdan był wymierzony przede wszystkim przeciw Europie, to świadczy dzisiejszy kurs dolara do euro 1,2. Tak dobrze już dawno nie stał.

    Jak wiemy zdecydowały się USA na mniejsze zło i raczej dokonują podbojów na rzecz Chin, jak choćby chińskiej bazy surowcowej w Afganistanie. Wyda się to może komuś naciągnięte czy zgoła absurdalne, to trzeba przypomnieć, że parobki z Waszyngtonu muszą tak samo wykonywać polecenia MWF jak te z innych krajów. Na tym etapie zależności, t.j. 100 lat po FED interes USA nie odgrywa żadnej roli, jeśli nie jest jednocześnie interesem MWF.

    Używam pojęcia MWF z dwóch względów, a - jest oficjalnym określeniem MFW (ang. IMF), b - chyba najlepiej określa siły decydujące o procesach, całkiem niezależnie o takich uznanych od Monteskiusza tworów jak ustawodawstwo, egzekutywa i sądownictwo. Te ostanie mogą być jedynie narzędziami MWF.

    Jedynie dla odwrócenia uwagi wbija się młodzieży od wieków te teorie, ale jak to podsumował S. Zarlenga "The Lost Science of Money", dawna wiedza została utracona. Okazuje się, że postęp może oznaczać także postęp głupoty, co przeżywamy. W końcu jest też coś takiego jak "paraliż postępowy", a ten można też diagnozować, bowiem nasze społeczeństwa są zarażone syfilisem, syfilisem globalizacji.

    - http://pppolsku.blogspot.com/2012/03/lexde.html#Globalizacja

    Także czwarty element, propaganda, podlega globalizacji

    - http://pl.wikipedia.org/wiki/Project_Syndicate#Cz.C5.82onkowie_Project_Syndicate_w_Polsce

    w ten sposób można zidentyfikować emisariuszy globalizacji będących na usługach MWF, jak widać także "transformacja ustrojowa" w Polsce była ich dziełem.


http://monitorpolskislowian.neon24.pl/post/117417,co-powinienes-wiedziec-o-strategii-usa