Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historia. Pokaż wszystkie posty

piątek, 2 maja 2025

Historię studiować i wyciągać wnioski na przyszłość





przedruk





Zdrowy naród pamięta o zwycięstwach

3 dni temu




Nadwiślańskie elity polityczne uwielbiają celebrować klęski, promują w naszym narodzie kult klęski, mesjanizmu, celebracje porażek. W roku 2025 mamy do czynienia z wieloma okrągłymi rocznicami ważnymi dla naszego narodu.

Rocznice te są zarazem ważne, godne pamiętania, ale i są symbolami tryumfu naszego narodu / państwa. W tym roku obchodzimy tysiąclecie koronacji Bolesława Chrobrego, 80. rocznicę wyzwolenia zachodnich ziem naszego kraju przez Armię Czerwoną i Wojsko Polskie. W tym roku mija także 500 lat od złożenia hołdu lennego królowi Polski przez Albrechta Hohenzollerna. Krzyżacy stali się lennikami państwa polskiego.


Oligarchia i gnuśność Zygmunta Starego

Król Zygmunt Stary jest przeceniany w polskiej historiografii. Zamiast prowadzić politykę ekspansywną, eurazjatycką jak jego ojciec Kazimierz Jagiellończyk i dziadek Władysław Jagiełło, Zygmunt zaczął prowadzić politykę kunktatorską. Zamiast prowadzić politykę dynamiczną, król sprowadzał malarzy, rzeźbiarzy. Za czasów Zygmunta Starego szlachta zaczęła gnuśnieć. Zygmunt Stary zamiast wprowadzić nowoczesny, skuteczny system rządów, które były zarówno na zachodzie jak i na wschodzie, pozwolił rosnąć w siłę oligarchii magnackiej. Magnaci sprzedawali zboże na Zachód, kraje zachodnie budowały flotę, wprowadzały nowoczesne rozwiązania, a Polska była rządzona przez władców, którzy byli otoczeni przez ówczesnych odpowiedników Achmetowa, Kołomojskiego, Pinczuka, Chodorkowskiego, Berezowskiego, Abramowicza.


Hołd Pruski – sukces, ale nie do końca

Hołd Pruski należy uznać z jednej strony za zwycięstwo Polaków (zmuszenie do, jak się okazało – tymczasowej uległości, największego wroga, którego sobie sami sprowadziliśmy). Z drugiej strony przy pierwszej nadarzającej się okazji Prusacy wyzwolili się z zależności od Polski. Krzyżacy nie mieli oporu przed likwidacją Jaćwingów, Prusów. Polacy powinni postąpić podobnie i należało ówczesne Księstwo Pruskie przyłączyć do Polski, nadając pewne przywileje, jednocześnie ludzi nieprzychylnych zneutralizować. Polacy za swoją naiwność drogo zapłacili, bowiem to Prusy były największym orędownikiem rozbiorów Polski (wbrew propagandzie polskojęzycznej, caryca Katarzyna chciała Polskę przekształcić w prorosyjski protektorat, a chwiejny, niezdecydowany nasz król Stanisław August Poniatowski miał wiele okazji, by zawrzeć z Moskwą sojusz z pozycji junior partnera). To Prusacy opłacali i podburzali szlachtę przeciwko Rosji. Rosja nie miała żadnego interesu w rozbiorach Polski, bowiem lepiej dla Moskwy było mieć względną kontrolę nad całym terytorium Polski niż tylko nad jej częścią (mało kto pamięta, że Grodno i Warszawa przez pewien czas były w państwie pruskim).


Pruskie przekleństwo

To z Prus wywodziły się polakożercę prądy, które później objęły zjednoczone państwo niemieckie. Prusakiem był nie kto inny, jak wielki niemiecki mąż stanu, a zarazem polakożerca Otto von Bismarck. Zagrożenia niemieckiego wynikającego z wpływów pruskich nasz naród pozbył się na pewien czas wraz z wejściem Armii Czerwonej i Wojska Polskiego. To o wyzwoleniu Bytomia, Wrocławia, Olsztyna, Gdańska i wielu innych miast musimy pamiętać. Zamiast tego świętujemy klęski.


Zdobycze Iwana Groźnego

Iwan IV Groźny jest demonizowany w polskiej historiografii. Rację ma profesor Aleksandr Dugin, który często porównuje Iwana do Josifa Stalina. Iwan IV Groźny i Stalin byli psychopatami, zbrodniarzami a zarazem geniuszami politycznymi. Iwan podbił Chanat Kazański, Chanat Astrachański. Za czasów jego rządów państwo ze stolicą w Moskwie podporządkowało sobie także tereny Ordy Nogajskiej i Chanatu Syberyjskiego. Za czasów rządów Iwana Groźnego Moskwa podporządkowała sobie także Baszkirię. Mimo swojej brutalności, pierwszy car Rosji tolerował odrębność etniczną i religijną pobijanych i podporządkowywanych obszarów. Widzimy to do dziś. W Kazaniu według danych z 2021 roku większość względną stanowią Tatarzy. Tatarzy stanowią 48,8% ludności stolicy Tatarstanu. W Astrachaniu nadal żyją Tatarzy Astrachańscy. Według danych z 2021 roku, 5,7% populacji Astrachania stanowią Tatarzy Astrachańscy. W Tiumeniu nadal żyją Tatarzy Syberyjscy. W Ufie – stolicy Baszkortostanu Baszkirzy według danych z 2021 roku stanowią 20,4%.


Zdrowy naród pamięta o zwycięstwach

Jak widać, Iwan IV Groźny potrafił podbić inne ludy skutecznie. Wbrew bajkom nadwiślańskich prometeistów, tendencje separatystyczne w Federacji Rosyjskiej są bardzo słabe (nieco inaczej to wyglądało w epoce anarchii za czasów rządów Borysa Jelcyna). Zwłaszcza Anglosasi, ale także Hiszpanie potrafi w trakcie kolonizacji mordować całe grupy etniczne. Iwan IV Groźny i inni rosyjscy władcy przy pomocy różnych metod byli w stanie zbudować wieloetniczne, wielowyznaniowe imperium.

Gdyby na tronie Polski w 1525 roku zasiadał ktoś o mentalności Iwana Groźnego, to z całą pewnością problem krzyżacki przy pomocy kija i marchewki zostałby rozwiązany. Jednak mimo wszystko należy pamiętać o Hołdzie Pruskim (podobnie z odsieczą wiedeńską, która była zwycięstwem, jednak politycznie należało wtedy inaczej to wszystko rozegrać), bo było to polskie zwycięstwo. Pamiętajmy o polskich zwycięstwach i je świętujmy. Z klęsk należy wyciągać wnioski, a nie je bezrefleksyjnie świętować. Zdrowy naród pamięta o swoich zwycięstwach.



Kamil Waćkowski







tygodnik Myśl Polska




czwartek, 1 maja 2025

Święto wielkanocne Siudej Baby - i pieśń




przedruk


Związki frazeologiczne: Świat długi i szeroki

28 kwietnia 2025






Świat jest długi i szeroki, a ludzie na nim różni mieszkają. Toteż przeróżne nawyki i obrzędy, będące efektem zadziwiającej częstokroć kreatywności człowieczej, z czasem przeradzają się w kultywowane przez pokolenia tradycje.


Czasem obfitującym w różnorodne zwyczaje są najczęściej okolice wszelkiego rodzaju świąt. Wielkanoc, podobnie jak Boże Narodzenie czy Nowy Rok, absolutnie nie pozostają w tyle w tej materii. Takim oryginalnym świętem, obchodzonym w Lednicy Górnej i Wieliczce w Małopolsce, jest święto Siudej Baby.

W Poniedziałek Wielkanocny jeden z młodych mężczyzn przebiera się za nieco dziwną z wyglądu kobietę. Maluje ciało sadzą, zakłada naszyjnik z kasztanów, ziemniaków lub drewna. Przywdziewa kolorowe spódnice, bluzkę oraz chustkę i tak wystrojony w towarzystwie swojego orszaku chodzi od domu do domu. W każdym gospodarstwie otrzymuje różne datki i smakołyki, a kogo Siuda Baba usmaruje czernidłem, najlepiej po twarzy, ten będzie miał szczęście przez cały rok. Niezamężnym dziewczętom makijaż takowy zwiastuje szybkie zamążpójście.

Wieszanie Judasza nie brzmi przyjaźnie ani zabawnie, ale jest dość głęboko zakorzenioną tradycją symbolizującą ukaranie zdrajcy, który wydał Chrystusa na śmierć. Kukłę zrobioną ze słomy i ubraną w podarte ubrania wiesza się na wieży kościoła lub słupie. Następnie zrzuca się ją w dół, okłada kijami, by za chwilę rozpocząć pochód po całej osadzie. Na końcu «Judasz» zostaje podpalony i wrzucony do rzeki. Cała impreza rozpoczyna się w Wielki Czwartek późnym wieczorem lub nawet nocą, a kończy następnego dnia.

Warto jeszcze wspomnieć o równie ciekawym zwyczaju, obchodzonym zwłaszcza na Kujawach, o wdzięcznej nazwie «pogrzeb żuru i śledzia». Aby po okresie Wielkiego Postu pożegnać się z monotonnym, jałowym jedzeniem, generalnie pozbawionym mięsa, nabiału czy słodyczy, urządzano symboliczny pogrzeb tego, co przez ten czas jedzono.

Ponieważ żur i śledź był najczęstszym pokarmem, dlatego w Wielki Piątek lub Wielką Sobotę ogromny gar napełniony żurem zmieszanym z błotem i popiołem wrzucano do wielkiego dołu, który następnie zakopywano. Natomiast biednego śledzia, najczęściej wyciętego z papieru lub drewna, wieszano na drzewie.

Po tym obrządku można już było z czystym sumieniem zasiąść do suto zastawionego stołu i delektować się innymi, pysznymi potrawami, co dziś także z wielką ochotą czynimy.



***

Zachodzić w głowę, czyli zastanawiać się, myśleć.

Łamanie sobie nad czymś głowy – to także sposób na zastanawianie się nad jakąś sprawą, problemem.

Robić coś po próżnicy, czyli bez większego sensu.

Jałowe jedzenie to pokarm o bardzo małej kaloryczności, byle jaki.

Mieć czyste sumienie, oznacza być bez winy, grzechu.

Gabriela Woźniak-Kowalik,
nauczycielka skierowana do Łucka przez ORPEG

Na zdjęciu:
Siuda Baba, zwyczaj ludowy obchodzony w Poniedziałek Wielkanocny. 
Lednica Górna, 6 kwietnia 2015 r. Siuda Baba z Cyganem i Krakowiakami odchodzą po skończonym występie. 

Autor: Agnieszka Kwiecień, Nova, CC BY-SA 3.0 PL



---





Ludowa pieśń zapisana na Polesiu 

w połowie XIX wieku dostała nowe życie. Publikujemy nagranie

29 kwietnia 2025


W odległym 1862 r. wybitny polski etnograf i folklorysta Oskar Kolberg prowadził na Wołyniu i Polesiu etnograficzne badania terenowe, podczas których zebrał i zapisał liczne pieśni ludowe, zwyczaje, obrzędy, legendy i przysłowia.

Jego monografia pt. «Wołyń. Obrzędy, melodye, pieśni», zawierająca te materiały, ukazała się drukiem w Krakowie dopiero w 1907 r., siedemnaście lat po śmierci badacza. Do dziś to obszerne dzieło nie zostało przetłumaczone na język ukraiński ani wydane na Ukrainie.

Wśród zapisanych przez Kolberga utworów znalazła się także pieśń ludowa zapisana w poleskiej wsi Nabruska (obecnie rejon kamień-koszyrski). To właśnie zapis tej pieśni, ze słowami i nutami, zobaczyłem pięć lat temu, przeglądając w zasobach Polskiej Biblioteki Cyfrowej Polona wspomnianą monografię Kolberga.



Zapis pieśni z Nabruski dokonany przez Oskara Kolberga i opublikowany w monografii «Wołyń. Obrzędy, melodye, pieśni»


Nie jestem ani muzykiem, ani etnografem, byłem jednak niezwykle zaskoczony i poruszony faktem, że w zagranicznym archiwum cyfrowym przechowuje się cząstkę niematerialnego dziedzictwa kulturowego Polesia, którą wystarczy tylko «wskrzesić», by znów można było usłyszeć ją tak, jak słyszeli ją nasi przodkowie 160 lat temu.


Odnalezionym zapisem pieśni o bardzo poetyckim tekście postanowiłem podzielić się ze znaną wołyńską piosenkarką i kompozytorką Tetianą Cichocką – autorką i reżyserką znanych i popularnych projektów artystycznych, takich jak «Kolęda z Tetianą Cichocką», «Wołyńska Wielkanoc» czy «Na Urodziny do Łesi».


«Moje zamiłowanie do pieśni ludowej to pasja całego życia, która oczywiście nie zaczęła się od tego utworu. Wykonałam i przesłuchałam ogrom materiału folklorystycznego, ale z tą pieśnią nigdy nie spotkałam się wcześniej – ani z melodią, ani z tekstem. Uświadomienie sobie, że śpiewano ją 160 lat temu, wywołuje emocje trudne do opisania. Wydawało mi się, że melodie ludowe z tamtego okresu powinny być bardziej nieskomplikowane, a tu mamy do czynienia z utworem całkiem niebanalnym. Można ją śmiało zaliczyć do klasycznej muzyki europejskiej. Oprócz pieśni odkryciem dla mnie była również postać samego Oskara Kolberga. Jego zasługi w ocaleniu tej melodii są niezaprzeczalne. Jak wiadomo, tekstów zgromadzono bardzo dużo, ale muzyki z tamtego okresu jest bardzo mało. Sprzętu nagrywającego wtedy nie było, więc wszystko zależało od tych, którzy mieli wykształcenie muzyczne i spore doświadczenie. Kolberg, mimo że nie był Ukraińcem, pozostawił nam ogromne dziedzictwo, które nie wiedzieć czemu do dziś nie zainteresowało żadnego z ukraińskich wykonawców» 

– podkreśliła Tetiana Cichocka.

«W ostatnich latach od czasu do czasu nagrywam pieśni ludowe a cappella. Właśnie te, zapomniane, których nikt już nie wykonuje. Mam nadzieję je spopularyzować, bo dla mnie są to nasze narodowe skarby. Dlatego ta pieśń stała się kolejną perełką w mojej kolekcji. Dziedzictwo Kolberga okazało się dla mnie prawdziwym odkryciem i zamierzam dalej pracować nad jego dorobkiem» 

– dodała piosenkarka.







Odnalezioną poleską pieśń odsłuchano już także w Maniewiczach.

«Odtworzyłam ją już wiele razy. Wśród pieśni, które zdarzyło mi się słyszeć nawet w Nabrusce, na taką nie trafiłam. Najbardziej ujął mnie piękny ukraiński język, który ponad 160 lat temu usłyszał i zapisał polski badacz. Pieśń jest wspaniała!» – podzieliła się swoimi wrażeniami Ludmyła Piddubna, organizatorka wycieczek w Muzeum Krajoznawczym w Maniewiczach i członkini zespołów artystycznych w miejscowym Centrum Kultury i Rekreacji.

Bardzo możliwe, że mamy teraz okazję do zapoznania się z pieśnią, której nikt nie słyszał przez całe stulecie.

Pieśni z Nabruski w wykonaniu Tetiany Cichockiej można posłuchać na jej kanale na YouTube.





sobota, 19 kwietnia 2025

Wodzenie Judosza - tradycja Skoczowa













Tradycyjne Wodzenie Judosza w Skoczowie. Mimo zakazu księdza, odpędzają zło. Słomiana kukła znów zapłonęła


Jacek Drost
19 kwietnia 2025, 15:12






Mimo, że prawie dwie dekady temu ksiądz zakazał skoczowianom wodzenia Judosza w Wielki Piątek i Wielską Sobotę, to mający kilkusetletnią tradycję zwyczaj przetrwał. Pod Kaplicówką znowu - jak co roku - rozległo się głośne i charakterystyczne: „Kle, kle, kle, kle, kle, kle", a słomiana kukła w towarzystwie halabardników przemaszerowała ulicami miasta, a następnie została spalona, by wypędzić z miejscowości zło.


Bardzo stara tradycja


Pochód Judosza w Skoczowie to bardzo stara tradycja. Pierwsze wzmianki o tym zwyczaju pochodzą z przełomu XVI-XVII wieku z dziennika skoczowskiego burgrabiego Jana Tilgnera.

Jedna z teorii mówi, że zwyczaj ten przywiózł ze sobą morawski kupiec, inna że morawski ksiądz. W czasie II wojny światowej niemieccy okupanci zakazali wodzenia Judosza.

Na stałe zwyczaj jest praktykowany od początku XX wieku, z małą przerwą od lat 60. do 80. XX wieku. Przywrócili go strażacy z OSP, później w organizację wydarzenia włączyło się Towarzystwo Miłośników Skoczowa.


Wodzenie Judosza budziło emocje


Nie obyło się bez kontrowersji - przypomnijmy, że w 2008 r. ówczesny proboszcz parafii św. Piotra i Pawła, a zarazem dziekan dekanatu skoczowskiego, śp. ks. Alojzy Zuber potępił wodzenie Judosza w specjalnym liście do wiernych jako obrzęd pogański.

W odpowiedzi na zaistniałą sytuację odbyło się walne zgromadzenie Towarzystwa Miłośników Skoczowa, na którym jednogłośnie podjęto decyzję o kontynuowaniu zwyczaju w 2008 r.

Konsekwencją listu ks. Zubera była zmiana trasy procesji z Judoszem. Kukła przestała być wodzona przed kościołem parafialnym w Skoczowie. Pokłon probostwu Judosz składa z większej odległości, a nie przed samym budynkiem. Natomiast jeśli chodzi o władzę świecką, to kukła robi pokłon przed Ratuszem.


Dzisiaj Judosz został spalony

Od tego czasu z przerwą spowodowaną pandemią w każdy Wielki Piątek i Wielką Sobotę kukła Judosza ozdobiona kolorowymi wstążkami i naszyjnikiem z 30 srebrnikami, prowadzona przez halabardników, wędruje ulicami miejscowości.

Wczoraj i dzisiaj Judosz również wyruszył sprzed skoczowskiej remizy OSP, skierował się na rynek, gdzie pokłonił się władzy świeckiej, następnie z pewnej z odległości - duchowej, a później skoczowskimi uliczkami wrócił do siedziby strażaków. Judoszowi towarzyszyli skoczowianie, dzieci i dorośli, którzy idąc za nim skandowali: „Kle, kle, kle".

W Wielki Piątek Judosz pokłonił się mieszkańcom i uniknął kary, ale dzisiaj, w Wielką Sobotę, po pochodzie uliczkami miasta został spalony. W ten sposób wypędzono z miejscowości zło.



Wielkanoc 2025. Czas nadziei i radości










Tradycyjne Wodzenie Judosza w Skoczowie. Mimo zakazu księdza, odpędzają zło. Słomiana kukła znów zapłonęła | Dziennik Zachodni





Eksperyment dobiega końca





Przy takim poziomie "świadomości" nie mają szans na nic, poza tragedią.


I jeszcze te cytaty z niemczyzny... psB historyk.










przedruk





Ukraiński historyk: Ukraina jest dziś jak Ziemia Święta. Pozornie regionalny konflikt ma globalne implikacje




18.04.2025 11:09aktualizacja: 19.04.2025 08:00






Ukraiński historyk Jarosław Hrycak. Fot. PAP/Tomasz Gzell

PAP: Dzięki staraniom krakowskiego Międzynarodowego Centrum Kultury pana książka „Ukraina. Wyrwać się z przeszłości” została wydana w Polsce. Jej oryginalny tytuł brzmi nieco inaczej – „Pokonywanie przeszłości”. Z której przeszłości Ukraina powinna ona się wyrwać, a którą – pokonać?

Jarosław Hrycak: Po raz pierwszy o pogodzeniu się z przeszłością (Vergangenheitsbewältigung) zaczęto mówić w powojennej debacie publicznej w Niemczech. Zafunkcjonowało w kontekście dyskusji wokół najbardziej haniebnych stron niemieckiej historii, w szczególności Holokaustu i innych zbrodni narodowego socjalizmu. Celem takich wdrażanych przez demokracje polityk była pomoc społeczeństwu w ostatecznym pogodzeniu się z dziedzictwem naznaczonym dyktaturą i okrucieństwami po to, by mogło iść naprzód. Nadaję temu terminowi nieco inne znaczenie, ponieważ nie interesuje mnie badanie pamięci historycznej. Wolę studiować „twardą” historię, historię faktów, procesów i trendów.

PAP: Co więc ma pan na myśli, kiedy mówi o przezwyciężaniu przeszłości przez Ukrainę?

J.H.: To, że w naszej przeszłości jest kilka tematów, które przede wszystkim jej dotyczą. Dla mnie tymi tematami są bieda i przemoc, które zazwyczaj są ze sobą powiązane. W ciągu ostatnich dwustu lat pojawiły się kraje, które postawiły sobie długoterminowy cel przezwyciężenia konsekwencji obu tych zjawisk. Najpierw starały się ograniczyć przemoc do znośnego poziomu. Po osiągnięciu tego większość krajów odniosła również sukces gospodarczy. Dlatego zainteresowało mnie, w jaki sposób te kraje zdołały się wyrwać z błędnego koła i jaką rolę odegrała w tym przeszłość.

Innymi słowy, konieczne jest ustalenie, co takiego wydarzyło się w naszej historii, co wciąż ciągnie nas w dół. Taki miałem zamiar podczas pisania książki. Poza tym przykład Ukrainy jest o tyle paradoksalny, że pomimo wyjątkowego bogactwa zasobów pozostaje ona krajem biednych ludzi.

PAP: Czy doświadczenie modernizacyjne Polski, które przez długi czas było stawiane Ukraińcom za wzór, jest nadal aktualne? Czy zmiana globalnej sytuacji geopolitycznej i gospodarczej czyni je nieprzydatnym?

J.H.: Jestem zwolennikiem tezy, że żaden naród nie jest skazany na biedę i przemoc. Jednocześnie jestem przekonany, że historia i kultura są czymś w postaci siły grawitacyjnej, która powstrzymuje społeczeństwo przed oderwaniem się od ziemi, to znaczy przed szybką modernizacją. Ważnymi tekstami, które pomogły mi to zrozumieć, są artykuły amerykańskiego historyka gospodarki Alexandra Gerschenkrona, który urodził się w Odessie na początku XX wieku. Badał on historyczne tło zacofania gospodarczego i polemizował ze zwolennikami teorii etapów rozwoju gospodarczego. Uważał, że kraje słabo rozwinięte powinny opracować własną strategię pokonania zapóźnienia.

W 1991 roku Ukraina nie mogła powtórzyć doświadczenia Polski, ponieważ miała gorszą pozycję wyjściową, która nie jest mierzona tylko wskaźnikami ekonomicznymi. Jednocześnie uważam, że doświadczenie Polski jest nadal aktualne. Gdyby Ukrainie udało się dokonać podobnej transformacji, to problemy, które byśmy mieli, byłyby bardziej podobne do tych, z którymi boryka się Polska. Obecnie mamy inne problemy. Sądzę, że nie wszystkie kraje są gotowe na tak szybki reset. Ukraina przestała być prowincjonalnym, odizolowanym terytorium przed obecną wojną, ale nie udało jej się wdrożyć wielu reform, zwłaszcza reformy sądownictwa. To pozwoliło jej przybliżyć się do zresetowania, ale nie rozpocząć go.

PAP: Pana książka umieszcza historię Ukrainy w globalnym kontekście. Timothy Snyder, z którym współpracuje pan w ramach projektu „Ukrainian History: A Global Initiative”, twierdzi, że obecna dramatyczna sytuacja wokół Ukrainy jest wyjątkowa, ponieważ po raz pierwszy świat dostrzegł, że kraj ten może być w epicentrum zmian na świecie. Zgadza się pan z tą tezą?

J.H.: Unikałbym określenia „wyjątkowy”. Wydarzenia toczące się obecnie na terytorium Ukrainy będą miały ogromne znaczenie zarówno dla losów Europy, jak i całego świata. Pod koniec lat 80. zależały one od wydarzeń w Polsce. Różnica polega jednak na tym, że Polska była w stanie dokonać swojego cywilizacyjnego skoku w czasach pokoju, łapiąc w żagle wiatr demokracji, podczas gdy Ukraina musi to robić w znacznie trudniejszych warunkach.

Kwestia ukraińska ujawniła się podczas I wojny światowej. Podobnie jak kwestia polska w XIX wieku była ona kluczowa dla układu sił na Starym Kontynencie i struktury samych mocarstw, a także odegrała ważną rolę podczas obu wojen światowych. Wówczas nikt nie zwracał na to uwagi ze względu na brak podmiotowości Ukrainy. Tym razem Ukraina ma tę podmiotowość, a jej obywatele nie znajdują się w międzynarodowej izolacji ani po stronie sił, które są o krok od przegranej.

Jeśli chodzi o widoczność Ukrainy, to sytuacja przypomina mi dziecięcą zabawę w chowanego. Jest widoczna w czasach kryzysu, gdy na świecie zachodzą tektoniczne zmiany, ale w międzyczasie jest prawie niewidoczna.

Przypomnę, że 40 lat temu Milan Kundera opublikował artykuł o skradzionym Zachodzie, w którym podkreślał, że wielomilionowy naród ukraiński znika na naszych oczach. Nie pisał tego ze złości, ale zapewne ze smutkiem, by podkreślić, że podobny los może spotkać Czechów i Polaków. Niespełna osiem lat później ZSRR się rozpadł, a Ukraińcy odegrali w jego upadku znaczącą rolę.

PAP: Czy uważa pan, że wojna w Ukrainie skłania do refleksji nad światopoglądem postheroicznym i postnarodowym, który wyraża maksyma Bertolta Brechta: „nieszczęśliwy jest kraj, potrzebujący bohaterów”, bo jak widać nacjonalizmy obywatelskie i etniczne potrafią mobilizować nie tylko do podboju, ale i do oporu?

J.H.: Druga wojna światowa nadała wielu wcześniej ważnym pojęciom negatywny wydźwięk. Jednym z takich pojęć jest „ojczyzna” – Vaterland. Koncepcja ta była nadużywana na różne sposoby przez Hitlera i innych dyktatorów, więc została uznana za toksyczną. W świecie zachodnim słowo to jest nadal często używane z negatywnymi konotacjami. Jednak w Europie Wschodniej stosunek do tej koncepcji jest lepszy, biorąc pod uwagę, że narody Europy Środkowej i Wschodniej nadal żyją z myślą o zagrożeniu.

Podobnie jest w przypadku zagrożonej Ukrainy, gdzie wybór bohaterskiej historii jest nieunikniony. Lubię ilustrować tę różnicę między Wschodem a Zachodem poprzez mój dialog ze szwedzkim politologiem. Kiedy zapytałem go, kto jest bohaterem narodowym jego kraju, po krótkiej przerwie odpowiedział: „Może ABBA”. Żadna społeczność historyczna nie może istnieć bez mitów. Są one spoiwem społeczeństwa, czymś podobnym do wierzeń religijnych w przeszłości. Dopóki Ukraina jest tylko na drodze do sukcesu, dopóty walczy z zagrożeniami, sytuacja nie zmieni się zasadniczo. Z drugiej strony na tym polega rola Ukrainy. Poprzez swój nacjonalizm obywatelski Ukraińcy przywracają światu znaczenie wartości, o które warto walczyć, choćby po to, żeby było po co żyć.

PAP: Jednak w języku niemieckim oprócz pojęcia "Vaterland" istnieje również pojęcie "Heimat", które oznacza raczej emocjonalny związek z miejscem, z którego się pochodzi. To coś podobnego do rozróżnienia na ojczyzny pisane w języku ukraińskim wielką i małą literą.

J.H.: Tak, to prawda. Sam lubię ten piękny zwrot liberalny, ale problem polega na tym, że małe ojczyzny nie mogą się bronić. Te społeczności są bezsilne wobec globalnych wyzwań, takich jak globalne ocieplenie, kryzys finansowy czy wojna.

PAP: Czy znajduje pan jakieś analogie między wydarzeniami długiego XX wieku a możliwymi rozwidleniami dróg, przed którymi stoi świat i państwo ukraińskie?

J.H.: Historycy unikają opisywania procesów, które nie zostały jeszcze zakończone. Przychodzą jednak na myśl dwie ryzykowne analogie. Ukraina jest dziś jak Ziemia Święta, gdzie na ograniczonym geograficznie terytorium toczy się zaciekły konflikt. Pomimo jego pozornie regionalnego znaczenia ma globalne implikacje.

Podobnie jak w przypadku bezprecedensowego eksperymentu historycznego z utworzeniem państwa Izrael, los innego eksperymentu historycznego będzie zależał od skutków obrony Ukrainy. Mowa o największej na świecie przestrzeni bez wojen — Unii Europejskiej. Przez wieki Europa była jednym z najbardziej skonfliktowanych kontynentów. Pomimo wszystkich wad i sceptycyzmu wobec Brukseli, to właśnie dzięki temu projektowi powstała tak duża przestrzeń współdziałania, wzrostu standardów życia, udanych reform, solidarności i wzajemnej pomocy. Ukraina musi opuścić niebezpieczną strefę, którą tworzy dla niej Rosja od wieków. Ale Europejczycy też nie powinni być bierni. To, czy będą zdolni obronić swój cywilizacyjny wybór, zadecyduje o tym, czy będą wzorem dla świata, czy zniszczą modus operandi bezkonfliktowego współistnienia.

Druga analogia opiera się na moim odczuciu, że znajdujemy się w roku 1938. Jedyna różnica polega na tym, że możemy albo zbliżyć się do katastrofy - w takim przypadku o wojnie w Ukrainie będzie się pisać jako o preludium do III wojny światowej - albo się od niej oddalić.





Jarosław Hrycak (ur. w 1960) – historyk, profesor Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie, dyrektor Instytutu Badań Historycznych na Uniwersytecie I. Franki we Lwowie. Wykładał m.in. na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie (1996-2009), Uniwersytecie Harvarda (2000, 2001) i Uniwersytecie Columbia (1994, 2004). Autor wielu publikacji poświęconych historii i współczesnej tożsamości Europy Środkowo-Wschodniej.

Książkę Jarosława Hrycaka „Ukraina. Wyrwać się z przeszłości” w tłumaczeniu Katarzyny Kotyńskiej i Joanny Majewskiej-Grabowskiej wydało MCK w Krakowie.

Rozmawiał Ihor Usatenko (PAP)








pap.pl/aktualnosci/ukrainski-historyk-ukraina-jest-dzis-jak-ziemia-swieta-pozornie-regionalny-konflikt-0






czwartek, 3 kwietnia 2025

Jan z KOŁOmyi







przedruki
tłumaczenie automatyczne


Polscy pionierzy w Ameryce


1 października 1608 roku z pokładu statku “Mary and Margaret” na ląd zeszło pięciu emigrantów z Polski: Zbigniew Stefański z Włocławka, Jan Bogdan z Kołomyi, Jur Mata z Krakowa i Stanisław Sadowski z Radomia. Piątym Polakiem był szlachcic i kupiec Michał Łowicki, urodzony w Londynie. To on z pomocą swojego kuzyna zwerbował w Gdańsku i Elblągu czwórkę swoich rodaków do wyjazdu za ocean.

Polacy, którzy dotarli do Jamestown okazali się bardzo użyteczni dla kolonii. Potrafili wyrabiać szkło, smołę i mydło, znali się na szkutnictwie i ciesielstwie. Ich wyroby można było wywozić i sprzedawać w Europie, a oni sami też wymieniali je z Indianami na żywność, której w Jamestown brakowało.

Gubernator Wirginii John Smith prawdopodobnie znał wcześniej jednego z Polaków – Jana Bogdana. Doceniał też ich wkład w rozwój kolonii. Było za co, bo to właśnie oni otworzyli w Jamestown hutę szkła – pierwszy zakład przemysłowy w Nowym Świecie!

Ostatecznie do Europy wrócił tylko Zbigniew Stefański, który osiadł w Holandii, gdzie napisał pamiętnik “Memmorialium Commercatoris”.







Początki: Z Kołomyi do Jamestown



Ludzie ze wschodnich ziem Rzeczypospolitej byli obecni w Ameryce Północnej od samego początku istnienia Stanów Zjednoczonych, które początkowo były angielskimi koloniami. Pierwsza stała osada angielska w Ameryce Północnej powstała w Jamestown w stanie Wirginia w 1607 roku. 

John Smith (1580-1631), angielski żołnierz, odkrywca, gubernator kolonialny i admirał Nowej Anglii odegrał kluczową rolę w rozwoju kolonii. Od tego czasu Smith wielokrotnie pojawiał się w amerykańskiej kulturze, w tym w literaturze, sztuce i kinematografii. 

Przed przybyciem do Ameryki służył jako najemnik na ziemiach dzisiejszej Rumunii. Podobno w pojedynkach Smith ściął głowy trzem turecko-osmańskim wojownikom, za co został pasowany na rycerza i otrzymał herb z trzema głowami Turków. 

Jednak później został ranny w potyczce z Tatarami krymskimi, schwytany i sprzedany jako niewolnik. Udało mu się uciec z Krymu do Rzeczypospolitej Obojga Narodów. 

Smith opisał swoje przeżycia na wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej w swoich pamiętnikach, w których pisał w trzeciej osobie:

 „stamtąd z równą grzecznością został przewieziony przez [..] Ostróg na Wołyniu, Zasław i Olesko na Podolu, Halicz i Kołomyję w Polsce i tak aż do Sybina w Siedmiogrodzie. W całym swym życiu rzadko kiedy doświadczał większej czci, radości i zabawy, i każdy wojewoda, do którego przyszedł, nie tylko użyczył mu gościny, ale i dal mu coś w darze; albowiem sami widzą się narażeni na podobne nieszczęście (niewoli)”



Pocahontas, Źródło: Wikipedia i Shutterstock



Smith docenił wysokie kwalifikacje mieszkańców wschodnich ziem Rzeczypospolitej jako drwali, a przede wszystkim smolarzy. W tych czasach smoły używano do pokrywania dachów i uszczelniania budynków. 

Nie przypadkiem jednym z pierwszych Polaków czy Rusinów w Ameryce był Iwan/Jan/John Bogdan z Kołomyi (Ukraina). 

Był producentem smoły, który również zajmował się budownictwem okrętowym. Bogdan podobno poznał kapitana Johna Smitha podczas jego podróży przez wschodnie ziemie Rzeczpospolitej. Polacy wyróżnili się w walce z rdzennymi Amerykanami. Legenda głosi, że Bogdan i jego towarzysze uratowali życie Smithowi, który wpadł w zasadzkę zastawioną przez Indian. Mimo to Smith nie tylko walczył z rdzennymi Amerykanami, ale także zaprzyjaźnił się z niektórymi z nich. W tym z Pocahontas (około 1596-1617), córką Powatana, naczelnego wodza plemion Wirginii. 

Przyczyniła się ona do przetrwania Jamestown oraz według relacji samego Smitha ocaliła jego życie. Pocahontas poślubiła plantatora tytoniu Johna Rolfe. Wiele miejsc w USA upamiętnia jej osobę. Jej biografia nabrała z czasem romantycznego uroku, z kilkoma prawdopodobnie fikcyjnymi dodatkami. W efekcie Pocahontas stała się bohaterką sztuki, literatury i filmu amerykańskiego. 

Wiele wybitnych Amerykanów pochodzi od Pocahontas, w tym Pierwsza Dama Edith Wilson (1872–1961). Była ona żoną prezydenta Woodrowa Wilsona. Po udarze, którego doznał w 1919 roku Edith odgrywała kluczową rolę w administracji męża. Kierowała kancelarią i decydowała, jakie sprawy są na tyle ważne, aby Woodrow miał się nimi zająć.


------------

wikipedia dla Polaków



Longinus Podbipięta herbu Zerwikaptur (ur. ok. 1603, zm. 1649) – bohater Ogniem i mieczem Henryka Sienkiewicza. Pochodził ze wsi Myszykiszki.


Nosił pod pachą olbrzymi miecz krzyżacki, nazywany Zerwikapturem, który otrzymał po przodku Stowejce. W bitwie pod Grunwaldem przodek ten miał ściąć za jednym zamachem głowy trzech rycerzy noszących na tarczach kozie łby. W nagrodę owe łby dano mu do jego herbu, który nazwano Zerwikapturem (w rzeczywistości herb ten istniał już przed bitwą grunwaldzką; Bartosz Paprocki w swych Herbach rycerstwa polskiego wspomina Drogosława herbu Zerwikaptur, założyciela wsi Koziegłowy w 1106).


Nie może się ... ożenić, ponieważ ślubował zachować czystość, dopóki nie zetnie trzech głów za jednym zamachem. Bierze udział w bitwie pod Konstantynowem, w oblężeniach Zamościa i Zbaraża. W ostatnim z wymienionych oblężeń ścina trzy głowy. Jako pierwszy ofiarowuje przekraść się ze Zbaraża do króla Jana Kazimierza Wazy. Ginie jednak podczas tego przedsięwzięcia. Zostaje pochowany w Zbarażu.

Według jednej z teorii pierwowzorem Podbipięty miał być słynący z nadzwyczajnej siły szlachcic kresowy Spirydion Ostaszewski.





------------





Spirydon (Spirydion) Ostaszewski herbu Ostoja (ur. 1798, zm. 1875) – polski hipolog, zbieracz podań i legend ludowych, uczestnik powstania listopadowego, prototyp sienkiewiczowskiego Podbipięty z powieści Ogniem i mieczem.




Urodził się w 1798 roku w miejscowości Tiutki koło Winnicy, w guberni podolskiej w szlacheckiej rodzinie Ostaszewskich herbu Ostoja, jako syn Michała Ostaszewskiego, chorążego wojsk koronnych, i Wiktorii z Czarnowskich herbu Grabie. Na chrzcie otrzymał imiona Spirydon Feliks. Jego rodzice posiadali majątek Myszarówka w pow. hajsyńskim na Podolu. Ukończył szkoły w Winnicy i Liceum Krzemienieckie. Następnie został wybrany sędzią ziemskim hajsyńskim.

Po wybuchu powstania listopadowego wybrał ze swej stadniny w Myszarówce 50 koni, uzbroił 50 jeźdźców i udał się do Królestwa, by wziąć udział w powstaniu. Wraz z bratem, Eustachym, służył w drugim pułku ułanów. Jako podporucznik, był dowódcą plutonu w szwadronie jazdy korpusu gen. Dwernickiego. Odznaczył się w bitwach pod Poryckiem i Boremlem.

Był to „tęgi ułan w korpusie Dwernickiego, sławny z nadzwyczajnej siły i waleczności; gdzie się zjawił na swym dzielnym koniu pękały szable, lance, spadały głowy nieprzyjacielskie; ślady swego pochodu okrywał trupami.”


W październiku 1831 r., po kapitulacji twierdzy zamojskiej, w obronie której wziął udział, dostał się do niewoli rosyjskiej. Był więziony w Żytomierzu i Kamieńcu Podolskim. Ukazem carskim z 21 grudnia 1831 dobra Ostaszewskiego w powiecie hajsyńskim na Podolu zostały w karę za udział w "polskim buncie" skonfiskowane.



Prototyp Podbipięty

Współczesny mu pamiętnikarz Franciszek Kowalski napisał, że był znany z nadzwyczajnej siły i “szatańskiej odwagi.” Średniego wzrostu, o szerokich barkach i plecach, atletycznej budowy ciała, włosy miał jasne, czoło szerokie, oczy błękitne, twarz białą rumianą, wąs zawiesisty, “wejrzenie łagodne, w którym malowała się jednak pewność siebie, głos tak potężny, że go w największym hałasie można było wyraźnie usłyszeć”.

„Należał do rzędu dawnych szlechecko-rycerskich typów, do rzędu niezwyczajnych postaci, jakie tylko Polska wydawać mogła”, pisała o nim w 1875 „Gazeta Narodowa”'.

„Olbrzymiej budowy […] ze strasznem wejrzeniem prawdziwego rycerza, który nie zna niebezpieczeństwa i gardzi śmiercią, postrachem był nieprzyjaciół. Gdzie się zjawił na dzielnym koniu, pusto się robiło dokoła. Rąbał na prawo, na lewo. Pękały lance, szable nieprzyjacielskie, spadały głowy…”.

Znawca twórczości Henryka Sienkiewicza, Kazimierz Ciałowicz, dowodził w artykule opublikowanym w 1936 r., że sylwetka Spirydona Ostaszewskiego posłużyła Sienkiewiczowi za zasadniczy wzór Longinusa Podbipięty i „prawie nic nie przemawia za tem, by nieznany bliżej Jerzy Podbipięta był prototypem bohatera Sienkiewicza o tem samem nazwisku”.



„Namiętny lubownik koni” (według Encyklopedii Orgelbranda), był Ostaszewski właścicielem jednej z największych na Ukrainie stadnin koni i zaliczał się do wysokiej klasy znawców hodowli tych zwierząt. Wypowiadał się na tematy związane z hodowlą na łamach „Tygodnika Petersburskiego”. Ogłosił dwutomową pracę Miłośnik koni (Kijów 1852) oraz Wiadomość o stadach Wołynia, Ukrainy, Pobereża i Podola. Pozostawił też kilka obszernych prac w rękopisie: Lekarz koni przez obywatela Ukrainy, Uwagi nad rozprawą Eberharda o koniach i stadach Ukrainy, Podola i Wołynia, oraz podręcznik dla hodowców O koniu.


Jego pasją było zbieranie ludowych bajek, pieśni, podań i legend. Poświęcił się badaniom języka i zwyczajów ludności wiejskiej Podola i Ukrainy. Gdy sam opowiadał podania i legendy, była to „deklamacya, w której nie tylko głos, lecz cała jego postawa, twarz, oczy, brwi, a nawet zawiesiste wąsy są w ruchu; cała dusza odbija się w jego fizyognomii.”

Ogłosił drukiem w języku ukraińskim, łacińską czcionką, opowiadania Piv kopy kazok napysaw dlja vesoloho myra… (Wilno 1850) i „Piv sotni kazok” (Kijów 1851), w których odmalował ludowe tradycje. Zebrane przekazy ludowe publikował od 1848 r. na łamach wileńskiego Atheneum. 

Przekładał na język ukraiński wiersze poetów polskich. Był autorem dwutomowej pracy o charakterze etyczno-pedagogicznym Ojciec córkom (Kijów 1851–1852) i Nauczyciel swoich córek, a także prac historycznych (m.in. Uwagi nad rządami i ludami, oraz Słowo dziejów polskich, które opowiedział Walerian Wróblewski pod nazwiskiem przebranym Koronowicz, jak również Wspomnienia starych żołnierzy, opublikowane w periodyku „Tydzień”, Lwów 1878). 

Pisywał także utwory beletrystyczne, w tym powieści Garbata Teresia i Dwa Wesela. Był również autorem obszernego Pamiętnika, w którym dał wyraz swym konserwatywnym na ogół poglądom (fragmenty ogłosił Eustachy Iwanowski w tomie Pamiętniki polskie z różnych czasów, Kraków 1882, t. II, s. 592–671). Zajmował się także tłumaczeniami i krytyką.



Po utracie Myszarówki zamieszkał w 1854 r. w Awratynie, wsi należącej poprzednio do Prota Potockiego, położonej 7 km. na pd.-wsch. do Lubaru.

Podejrzany o udział w powstaniu styczniowym 1863 r., został zesłany do Tobolska. Po powrocie z zesłania w roku 1869 zajął się zbieraniem składek na fundusz umożliwiąjący nabywanie dóbr ziemskich powracającym z zesłania sybirakom. Pod koniec życia napisał jeszcze Naukę dla młodzieży opartą na przykładach z Pisma Św., którą rozesłał do gimnazjów guberni wołyńskiej, podolskiej i kijowskiej.

Zmarł w Awratynie dnia 25 kwietnia 1875.

Z małżeństwa z Różą Jadwigą Marią Bujalską, córką Mikołaja Bujalskiego i N. Józefowicz-Hlebickiej, pozostawił córkę Marię Ostaszewską (zmarłą w 1905 r. w Awratynie), filantropkę, która poświęciła się wychowywaniu sierot i pomocy ubogim.







Początki: Z Kołomyi do Jamestown | Melting pot of cultures, sciences and arts

zeglarski.info/artykuly/slyszeliscie-o-polskich-pionierach-w-ameryce/


pl.wikipedia.org/wiki/Spirydion_Ostaszewski

pl.wikipedia.org/wiki/Longinus_Podbipięta




wtorek, 1 kwietnia 2025

Franciszek Salezy Potocki

 









Franciszek Salezy Potocki
herbu Pilawa (ur. w 1700 w Krystynopolu, zm. 22 października 1772 roku tamże)


wojewoda kijowski w 1756 roku, wojewoda wołyński w 1755 roku, krajczy wielki koronny w latach 1736–1755, marszałek Trybunału Skarbowego Koronnego w Radomiu w 1749 roku, marszałek Trybunału Głównego Koronnego w 1726 roku, starosta bełski w latach 1720–1767, sokalski, jabłonowski i hrubieszowski, mecenas sztuki.







Życiorys

Właściciel ogromnych dóbr na Ukrainie naddnieprzańskiej, stąd zwany „królikiem Rusi”. W 1771 roku posiadał 11 królewszczyzn przynoszących ponad 200 000 zł rocznie. W jego dobrach znajdowało się siedemdziesiąt miast i kilkaset wsi.

Syn Józefa Felicjana, strażnika wielkiego koronnego, ojciec Stanisława Szczęsnego Potockiego.


Poseł województwa bełskiego na sejm 1724 roku. Był posłem na sejm 1726 roku, poseł województwa bracławskiego na sejm 1729 roku. Poseł województwa czernihowskiego na sejm 1730 roku. 

Poseł województwa bełskiego na sejm konwokacyjny 1733 roku. Był członkiem konfederacji generalnej zawiązanej 27 kwietnia 1733 roku na tym sejmie. 

Wraz z całą rodziną popierał Stanisława Leszczyńskiego, którego był elektorem w 1733 roku, marszałek województwa bełskiego w konfederacji dzikowskiej w 1734 roku, w imieniu której posłował do Turcji.


Po klęsce konfederacji przez pewien czas na emigracji, w 1736 roku powrócił do kraju i pojednał się z Augustem III. Poseł na sejm nadzwyczajny pacyfikacyjny 1736 roku z województwa bracławskiego.

Był posłem na sejm 1738 roku z województwa bełskiego, poseł województwa wołyńskiego na sejm 1740 roku. Nadal jednak był przeciwnikiem Sasa i jednym z przywódców stronnictwa republikanckiego, a po śmierci Józefa i Michała głową rodu Potockich. Dopiero pod koniec panowania Augusta III zbliżył się do dworu.


W 1742 był komisarzem z województwa bełskiego Trybunału Skarbowego Koronnego.

W czasie ostatniego bezkrólewia w sojuszu z partią hetmańską zwalczał Familię i usiłował udaremnić wybór Stanisława Augusta Poniatowskiego na króla. 

7 maja 1764 roku podpisał manifest, uznający odbywający się w obecności wojsk rosyjskich sejm konwokacyjny za nielegalny

W 1764 roku był elektorem Stanisława Augusta Poniatowskiego z województwa kijowskiego
W 1766 roku został wyznaczony senatorem rezydentem
W 1767 był jednym z głównych przywódców konfederacji radomskiej, jednak ostatecznie zrezygnował z otwartej walki z nowym królem. 

23 października 1767 wszedł w skład delegacji Sejmu, wyłonionej pod naciskiem posła rosyjskiego Nikołaja Repnina, powołanej w celu określenia ustroju Rzeczypospolitej. 

Podczas koliszczyzny właściciel Humania, którego mieszkańcy zostali wymordowani przez Kozaków i miejscowe chłopstwo (czerń) podczas tzw. rzezi humańskiej.


Był fundatorem kościoła Św. Michała Archanioła w Tartakowie, drewnianego kościoła dominikanów w Humaniu, wzniósł kompleks klasztorny dla trynitarzy w Brahiłowie (1767–1778). 

Próżny, dumny i dwulicowy, splamił się w 1771 słynną zbrodnią na Gertrudzie Komorowskiej, poślubionej przez Stanisława Szczęsnego Potockiego wbrew jego woli. Z niechęci do Stanisława Augusta popierał konfederację barską, do której jednak oficjalnie nie przystąpił.


Umieszczony przez Jana Matejkę na obrazie „Rejtan. Upadek Polski”. Jest to starzec w centrum obrazu, który nie chcąc podpisać traktatu rozbiorowego, opuszcza salę, przy czym delią przewraca krzesło i rozsypuje stos monet.



Jego córka Antonina Adela była pierwszą żoną ks. Ksawerego Lubomirskiego.

















Franciszek Salezy Potocki – Wikipedia, wolna encyklopedia






środa, 26 marca 2025

Dlaczego Turcja nie uznała rozbiorów?

 





Dlaczego Turcja nie uznała rozbiorów Rzeczypospolitej? Czyli lekcja geopolityki




Autor: Jakub Wojas

Dodany: 16.09.2024 22:38:00



„Czy przybył już poseł z Lechistanu?” – te słowa miały rzekomo padać przez cały okres zaborów zawsze, gdy na sułtańskim dworze dochodziło do oficjalnej prezentacji dyplomatów. Tym prostym gestem Imperium Osmańskie, jakby wbrew niezaprzeczalnym faktom, dawało społeczności międzynarodowej do zrozumienia, że nie przyjmuje do wiadomości, że Rzeczpospolita nie istnieje.


Proszę nie mieć złudzeń. Turcja pod koniec XVIII w. wcale nie litowała się nad losem Polski albo przynajmniej nie to było zasadniczym motywem jej działania, które z naszej perspektywy często wydaje się bardzo korzystne. Cała rzecz dotyczyła polityki, a raczej geopolityki.

W XVII w. Rzeczypospolita i Imperium Osmańskie znalazły się na kursie kolizyjnym. Interesy obydwu państw ścierały się w państwach naddunajskich oraz na Ukrainie. Wojska polsko-litewsko-kozackie okazywały się jedynymi, które potrafią na lądzie pokonać Turków. Tak było chociażby dwukrotnie pod Chocimiem, później pod Wiedniem i Parkanami. Z kolei pod turecką stolicę podchodzili Kozacy. Z drugiej strony Turcy zdobyli najpotężniejszą twierdzę Rzeczpospolitej w Kamieńcu Podolskim, a ziemie ruskie regularnie najeżdżali Tatarzy.

Rywalizacja z Rzeczpospolitą była dla Stambułu jednak o wiele znośniejsza, niż gdyby przeciwko sobie miała dużo potężniejszego przeciwnika, dysponującego znacznie większym od Polski i Litwy potencjałem. Z tego też względu nawet w „wojennym” XVII w. był okres, gdy Turcja przychylniejszym okiem patrzyła na państwo polsko-litewskie, a był to czas… gdy miała ona największe kłopoty. W momencie, gdy naraz musieliśmy walczyć z Szwedami, Moskalami, Węgrami i zbuntowanymi Kozakami pomocną dłoń wyciągnął do nas chan krymski. I znowu nie z dobrego serca, lecz dlatego, że upadek Rzeczpospolitej powodował zachwianie geopolitycznej równowagi w regionie i śmiertelne zagrożenie dla Krymu, a w dalszej konsekwencji dla całego Imperium Osmańskiego.

Turcja pod tym względem prowadziła konsekwentną politykę. W jej interesie było utrzymywanie u swoich granic kilku słabszych, najlepiej skłóconych ze sobą przeciwników niż jednego potężnego. Dlatego od lat z niepokojem na dworze sułtańskim patrzono na jakiekolwiek wzmocnienie kosztem Polski Austrii, a w szczególności Rosji, która poszerzona o ziemie ukraińskie mogła poważnie zagrozić tureckim posiadłościom nad Morzem Czarnym. Stambułowi zatem zależało, aby terytorium Rzeczpospolitej było wolne od rosyjskiego wojska i rosyjskich wpływów.

Dlatego też od XVIII w. obserwujemy turecką politykę wspierania niezależności Rzeczpospolitej, a nawet w miarę jej silnej pozycji na arenie międzynarodowej, tak aby mogła ona szafować Rosję w regionie. Dobitnym tego przykładem jest najważniejszy, acz dziś zapomniany, traktat prucki z 12 lipca 1711 r. Armia rosyjska została wówczas otoczona przez Turków i zmuszona do przyjęcia trudnych warunków pokoju, w których m.in. zobowiązała się do wyprowadzenia z ziem Rzeczpospolitej swoich wojsk i nie wtrącania się w wewnętrzne sprawy tego państwa. W kolejnych latach Stambuł nieustannie zabiegał o dotrzymanie przez Rosję tych postanowień. W 1768 r. wobec nieomal oficjalnego przekształcenia Rzeczpospolitej w rosyjski protektorat Turcja zdecydowała się rozpocząć nawet wojnę z państwem carów, która przeszła do historii jako „wojna polska”.

Walka o poprawienie swojej geopolitycznej pozycji doprowadziła do wykreowania legendy niezwykle propolskiego państwa. Przychylność Stambułu starali się wykorzystywać polscy działacze niepodległościowi. To właśnie na tureckiej ziemi zawiązywano antyzaborcze spiski, organizacje zbrojne, próbowano tworzyć legiony. Znakiem tego jest istniejąca do dziś miejscowość Adampol, założona w połowie XIX w. przez polskich uchodźców.

Polityka turecka względem nieuznanawania, skądinąd bezprawnych, traktatów rozbiorowych była słuszna, aczkolwiek nieskuteczna. Swoistym paradoksem jest, że Rzeczypospolita walnie przyczyniła się do poważnego zachwiania potęgi Imperium Osmańskiego, a przez to ta nie mogła efektywnie przeciwstawić się jej rozbiorom. Gdyby Stambuł miał pozycję silniejszą, to Rosji trudniej byłoby ujarzmić państwo polsko-litewskie.






/kurierhistoryczny.pl/t,148,dlaczego-turcja-nie-uznala-rozbiorow-rzeczypospolitej-czyli-lekcja-geopolityki.html




poniedziałek, 17 marca 2025

Wodzenie niedźwiedzia, ścinanie śmierci i zapustne kozy





przedruk







Wodzenie niedźwiedzia






W ostatnich dniach karnawału, przed Wielkim Postem grupa mieszkańców wioski przebiera się i wędruje przez wioskę ze śpiewem i muzyką prowadząc niedźwiedzia, który zbiera wszystkie złe czyny i zdarzenia. Przebierańcy figlują, żartują, proszą o datki pieniężne lub poczęstunek. Cała impreza ma charakter widowiskowy, a przebierańcy utożsamiają się z postaciami: 

strój + rekwizyty:

– niedźwiedź – ubrany w skórę niedźwiedzia
– leśniczy – „feszter” – ubrany w mundur leśniczego ze strzelbą prowadzi na uwięzi niedźwiedzia
– policjant – „szandara” – mundur policjanta, kieruje ruchem drogowym na ulicy – może wypisać mandat
– kominiarz – w stroju kominiarza – sprawdza stan techniczny kominów
i pieców w domostwie – brudzi wszystkich sadzami
– strażak – sprawdza sprzęt gaśniczy w domu i porządek na podwórku – może wypisać mandat
– diabeł – ubrany na czarno z rogami i długim ogonem z widłami – grozi i straszy niegrzeczne dzieci
– śmierć – przyodziana w białą płachtę, z kosą w ręku
– lekarz – biały fartuch, duży termometr, słuchawki – wszystkim mierzy temperaturę
i rozdaje tabletki „wszystkim według potrzeb”
– cyganka – wróży i przepowiada przyszłość, niepostrzeżenie zabiera jedzenie z lodówek i spiżarni
– muzykanci – muzycy z akordeonem, bębnem i klarnetem


Grupa przebierańców odwiedza kolejno wszystkie gospodarstwa domowe
w wiosce, gdzie śpiewa, tańczy i zabawia domowników. Według obyczaju każda gospodyni musi zatańczyć z niedźwiedziem- wróży to pomyślność w nadchodzącym roku. Po odwiedzeniu wszystkich zagród- trwa to przez piątkowy wieczór i całą sobotę, cały korowód otoczony dziećmi, młodzieżą i dorosłymi, wchodzi na salę i tam odbywa się główna część ceremonii- zabicie niedźwiedzia i narodzenie młodego niedźwiadka.


Grupa przebierańców pyta wszystkich obecnych:

„, Kto jest winien, np. temu, że była brzydka pogoda w czasie żniw?
Wszyscy odpowiadają:
Niedźwiedź
,„Kto jest temu winien, że nasze karlusy żenić się nie chcą”
Wszyscy odpowiadają:
Niedźwiedź


Podobnych pytań jest jeszcze wiele.

Na koniec przebierańcy mówią:
„Trudno, wyrok zapadł- koniec z niedźwiedziem.”


Leśniczy ładuje korkowiec i strzela do niedźwiedzia, ten ryczy i przewraca się.
Lekarz bada niedźwiedzia i stwierdza jego zgon. Przywołuje strażaka, kominiarza, leśniczego
i każe zabrać na drabinie (od kominiarza) niedźwiedzia.


Okazuje się, że nadszedł czas na narodziny małego młodego niedźwiadka. Lekarz uczestniczy przy narodzinach- rozcina brzuch i wyciąga małego pluszowego misia.

Młody niedźwiadek będzie opiekował się wioską w nadchodzącym roku.

W wiosce Spórok tradycja” Wodzenia Niedźwiedzia” sięga bardzo dawnych lat. Opiekę nad tym obrzędem sprawowali strażacy z OSP. Jednak przez dłuższy okres czasu zaniechano kultywowania tej tradycji.


Obecnie od ośmiu lat zwyczaj ten wrócił do wioski dzięki Grupie Odnowy Wsi .

Członkowie tej organizacji przygotowali stroje i na nowo zainicjowali tę tradycję. Obecnie korowód przebierańców idzie przez wioskę w piątek i sobotę w przedostatnim tygodniu karnawału. Główna część ceremonii odbywa się w Domu Aktywności Wiejskiej, gdzie są zapraszane dzieci i młodzież
do uczestnictwa w obrzędach. Potem odbywa się zabawa- dyskoteka z małym niedźwiadkiem.

W ostatnią sobotę karnawału organizowana jest zabawa taneczna z Niedźwiedziem dla dorosłych. O godz.23 na salę wchodzą przebierańcy z Niedźwiedziem i bawią się ze wszystkimi uczestnikami zabawy.

Około godz. 24 odbywa się ceremonia zabicia starego niedźwiedzia i narodziny nowego.

Kiedyś, jak podają przekazy ludowe, korowód, który chodził po wiosce, wchodził na salę, gdzie trwała zabawa taneczna. Wszystko odbywało się w jednym dniu.

Obecnie jest ta cała impreza podzielona na kilka dni , gdyż przebierańcy chcą również uczestniczyć w zabawie tanecznej, a uczestnictwo w korowodzie wymaga znacznego wysiłku fizycznego.







W Łojewie pod Inowrocławiem harcowały aż 4 zapustne kozy, czyli orszaki przebierańców. 




Dominik Fijałkowski

23 lutego 2025, 22:00











Takiej imprezy jeszcze nie było. Władze gminy Inowrocław zorganizowały na terenie rekreacyjnym w Łojewie przegląd kóz zapustnych, czyli barwnych orszaków przebierańców, które co roku na ulicach Inowrocławia i okolicznych miejscowości żegnają karnawał.


W Łojewie swój program zaprezentowały kozy: mątewska, szymborska, kłopocka i jaksicka.



Nigdy dotąd w rejonie Inowrocławia nie było możliwości zobaczyć aż czterech orszaków z kozami w jednym miejscu.


Impreza w Łojewie, na którą przybyła duża grupa widzów z szerokiego regionu, okazała się strzałem w dziesiątkę. Była okazją do obejrzenia kujawskiego zwyczaju w kilku różnych odsłonach. A ponieważ dopisała słoneczna pogoda, impreza była też rodzinnym piknikiem, podczas którego serwowano darmowe kiełbaski z grilla oraz gorąca herbatę i kawę.


Wójt gm. Inowrocław, Grzegorz Piątek zdradził, że w planach jest, aby impreza stała się cykliczną, a co najważniejsze, by pojawiało się na niej coraz więcej kozich orszaków, bo przecież tych na Kujawach nie brakuje



-----------





Koza zapustna - pielęgnujemy kujawską tradycję

25-02-2022


Znaną wszystkim inowrocławianom „kozę” spotkamy w tym roku na ulicach miasta 1 marca. W ostatni dzień karnawału, Koza Mątewska i Koza Szymborska, od lat pielęgnują tę kujawską tradycję w Inowrocławiu. W orszaku idą mężczyźni przebrani m.in. za: kozę, koziarka, niedźwiedzia, kominiarza, babę i dziada, wędrownych grajków, parę młodą.


Ponad 200 lat temu, kawalerowie z Szymborza, postanowili chodzić po domach i zapraszać „stare panny” na potańcówkę zwaną „podkoziołkiem”. Wcześniej przebierali się tak, aby nie można było ich rozpoznać. Zwyczaj spodobał się mieszkańcom, którzy licznie wychodzili z domów w ostatni dzień karnawału, by powitać kawalerów. Co roku przebranych postaci przybywało. Śpiewając i bawiąc się, do granej przez akordeonistę muzyki, żegnano karnawał – tak narodził się zwyczaj „chodzenia z kozą” – wspomina Bartłomiej Kopeć, organizator orszaku Kozy Szymborskiej.

Pomimo pandemii, organizatorzy orszaków podtrzymują tradycję. Co roku przemarsze „kozy” rozpoczynają ostatni dzień karnawału od wizyty u władz miasta w Ratuszu, aby stamtąd wyruszyć i bawić się z mieszkańcami.

Warto zauważyć, że każda z postaci idąca w wesołym korowodzie, jest pewnego rodzaju symbolem:

koza to dobrobyt i dostatek; 
para młoda symbolizuje szczęśliwe pożycie małżeńskie i miłość, 
baba i dziad – długowieczność w zdrowiu, 
kominiarz – szczęście, a 
niedźwiadki, które budzą się po zimie – to znak, że nadchodzi wiosna 

– mówi Piotr Sobierajski, organizator orszaku Kozy Mątewskiej. 

– Od 100 lat kontynuujemy tradycję kozy, przeniesioną z pobliskiego Szymborza. Na tę okoliczność przygotowaliśmy film, który pokazuje historię naszego orszaku. Można go zobaczyć w internecie – dodaje Piotr Sobierajski.

Miasto Inowrocław co roku wpiera organizatorów i kultywowanie tradycji. Obrzęd zauważany i doceniany jest także w kraju. Turyści chętnie dopytują o kujawskie tradycje, a ta wzbudza duże zainteresowanie. W ubiegłym roku zwyczaj ten został wpisany na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego.



-----------------





Ścięcie śmierci na zakończenie karnawału...


Republika/zk

04-03-2025 13:30


Od dawna w przeddzień Środy Popielcowej mieszkańcy Jedlińska (mazowieckie) od rana żegnają karnawał. Na ulice wychodzą przebierańcy - tzw. kusaki. Po południu na rynku odbywa się Ścięcie Śmierci – jedyne tego rodzaju widowisko obrzędowe w Polsce.


Wójt oddaje władzę.

W tzw. kusy wtorek Jedlińsk ożywa i bawi się cały dzień. Najpierw wójt gminy symbolicznie przekazuje władzę dawnym włodarzom tej miejscowości. W barwnym korowodzie podążają na rynek przebrani mieszkańcy. Prowadzi ich Rak z herbu Jedlińska. Tuż za nimi idą Burmistrz, Wójt, Kat, a następnie prosty lud: para młodych, wiejskie kobiety, cyganki, niedźwiedź i diablęta z kołatkami.

Spektakl oglądają tłumy.

W godzinach popołudniowych na rynek przychodzą tłumy, by jak co roku obejrzeć kultywowany w Jedlińsku od lat obrzęd ludowy o nazwie Ścięcie Śmierci. 

Widowisko oparte jest na wierszowanym XIX-wiecznym opisie, którego autorem był ks. Jan Kloczkowski, proboszcz Jedlińska. "To dla nas wieloletnia tradycja i znak rozpoznawczy Jedlińska" – podkreśla burmistrz gminy Kamil Dziewierz.

W spektaklu grają miejscowi mężczyźni. Wielu z nich od lat wciela się w te same role. Czasem przechodzą one z pokolenia na pokolenie.

Widowisko zaczyna się od pojmania śmierci, która „upiła się w kusaki i kosę zgubiła”. Bezbronna i skrępowana sznurami kostucha staje przed sądem.


"Oddamy cię pod miecz, pójdziesz ze świata precz"

- recytują aktorzy.


"Za te wszystkie krzywdy, które ludziom czyni, ta rodu ludzkiego straszna zabójczyni!"

- wykrzykują mieszczanie.


"Za te zbrodnie liczne, za te rozbójstwa rozliczne. My, sąd, wyrok wydajemy, w imię Boga, Ojca, Syna na śmierć ją skazujemy"

- pada wyrok, a zaraz po nim, ku uciesze tłumu, wkracza na scenę ubrany w purpurowy strój kat i wykonuje egzekucję.



Dzieje Jedlińska sięgają I połowy XVI wieku. 

W 1530 roku Mikołaj Jedliński, dziedzic obszernych włości tworzących dziś parafię Jedlińsk, uzyskał od króla Zygmunta Starego pozwolenie na założenie miasta na prawie magdeburskim. Miasto uzyskało tzw. prawo miecza, na mocy którego ścinano przestępców podczas publicznych egzekucji. 

Pamiątką po nim jest prawdopodobnie zwyczaj obrzędowego ścinania śmierci.















sporok.pl/tradycje-i-obyczaje/wodzenie-niedzwiedzia/


INOWROCŁAW | Zapustne kozy zwiastują dziś koniec karnawału - ki24.info

inowroclaw.pl/aktualnosc-4922-koza_zapustna_pielegnujemy_kujawska.html

inowroclaw.naszemiasto.pl/w-lojewie-pod-inowroclawiem-harcowaly-az-4-zapustne-kozy-czyli-orszaki-przebierancow-zdjecia/ar/c1p2-27298287


tvrepublika.pl/Kultura/Ciekawa-tradycjasciecie-smierci-na-zakonczenie-karnawalu/183694






niedziela, 9 marca 2025

Europejczycy ciemnoskórzy, aż do czasów rzymskich






przedruk
tłumaczenie automatyczne




Europejczycy byli w większości ciemnoskórzy, aż do czasów rzymskich, sugeruje starożytne DNA
Jedzenie ryb mogło pomóc nam zachować ciemniejszą skórę na dłużej.



Benjamin Taub
Niezależny pisarz

Edytowane przez Maddy Chapman





"Człowiek Cheddar", który żył w Anglii 10 000 lat temu, miał ciemną skórę i niebieskie oczy.




Jeszcze do niedawna połączenie jasnej skóry, niebieskich oczu i blond włosów było rzadkością wśród Europejczyków. Według nowych badań, ciemne cechy mogły być normą aż do epoki żelaza, czyli znacznie później niż wcześniej sądzono.

Pochodzący z Afryki ludzie zaczynali od ciemnej skóry, włosów i oczu, zanim rozwinęli jaśniejsze odcienie, gdy rozprzestrzenili się na chłodniejsze północne krańce Eurazji. Teoria głosi, że jaśniejsza skóra pochłania więcej promieniowania ultrafioletowego słońca, które jest potrzebne do produkcji witaminy D, a zatem zapewnia ewolucyjną przewagę w regionach o mniejszym nasłonecznieniu.

"Wiedzieliśmy z wcześniejszych danych, że pierwsze wystąpienia jasnej skóry miały miejsce około 15 000 lat temu w regionie Kaukazu" - powiedział autor badania, profesor Guido Barbujani. W rozmowie z IFLScience wyjaśnił, że najwcześniejszymi osobami o jasnej karnacji byli anatolijscy rolnicy, którzy rozprzestrzenili się w Europie w okresie neolitu i zastąpili istniejące populacje łowiecko-zbierackie.

"Pomysł [do tej pory] był taki, że było to zjawisko jak smarowanie masłem kawałka chleba. Wiesz, jest fala masła, która zajmuje cały plasterek" – powiedział. Jednak nowe badanie – które nie zostało jeszcze zrecenzowane – pokazuje, że "tak nie było. Przypominał raczej skórę lamparta, z okazjonalnymi występami jasnej i ciemnej skóry tu i ówdzie.

Analizując DNA 348 starożytnych ludzi, którzy żyli w wielu miejscach w całej Eurazji, autorzy badania prześledzili fluktuacje pigmentacji skóry, włosów i oczu w ciągu ostatnich 45 000 lat. "Przejście w kierunku jaśniejszych pigmentacji okazało się być prawie liniowe w czasie i miejscu oraz wolniejsze niż oczekiwano, a połowa osób wykazywała ciemne lub pośrednie kolory skóry w epoce miedzi i żelaza" – piszą.

"Mieliśmy już pewne dowody na to, że ciemna skóra pozostawała w Europie dłużej niż oczekiwano" – powiedział Barbujani. Na przykład słynny Człowiek Cheddar, który żył w mezolitycznej Anglii około 10 000 lat temu, znany jest z tego, że miał ciemną skórę i niebieskie oczy. "Nie wiedzieliśmy jednak, że ciemne skóry pozostały w naszej epoce aż do epoki żelaza".

"Epoka żelaza oznacza mityczne założenie Rzymu. To oznacza wojnę trojańską" – kontynuował Barbujani.

W swojej analizie naukowcy odkryli, że ciemne cechy były prawie wszechobecne w paleolicie, który trwał od około 45 000 do 13 000 lat temu. Późniejszy okres mezolitu przyniósł jednak szczyt niebieskookości w Europie Północnej, Francji i Serbii.

Również w tej epoce wykryto pierwsze znane wystąpienie jasnej skóry, blond włosów i niebieskich oczu w genomie liczącego 12 000 lat łowcy-zbieracza ze Szwecji.

W okresie neolitu – który trwał od około 10 000 do 4 000 lat temu – naukowcy znaleźli wyłącznie ciemną skórę w dużej części Eurazji, chociaż niewielka liczba osób o jasnej karnacji została zidentyfikowana w północnej Europie. Dopiero w epoce brązu autorzy badania stwierdzili "wzrost współwystępowania szacowanego niebieskiego oczu, blond włosów i jasnej skóry", przy czym cztery osoby z Anglii, Węgier, Estonii i Czech wykazywały tę kombinację.

Na koniec wyjaśniają, że genomy datowane na okres od 3000 do 1700 lat temu w epoce żelaza wykazały mieszankę ciemnej, pośredniej i jasnej skóry w różnych obszarach Europy i zachodniej Azji.

"Znaleźliśmy pierwszy przypadek jasnego koloru skóry w szwedzkim mezolicie, ale pochodzi on tylko z jednej próbki na [ponad 50]" – piszą autorzy badania. 


"Później wszystko się zmieniło, ale bardzo powoli, tak że dopiero w epoce żelaza częstotliwość występowania jasnych skór zrównała się z częstotliwością występowania ciemnych skór; przez większą część prehistorii większość Europejczyków była ciemnoskóra" – stwierdzają.

Oferując wyjaśnienie nieoczekiwanej wytrzymałości ciemnej skóry, Barbujani powiedział, że "jasna skóra jest korzystna w środowisku, w którym potrzebujesz promieniowania UV do produkcji witaminy D, ale jeśli twoja dieta opiera się na przykład na rybach, nie potrzebujesz tak dużo światła. Witaminę D znajdziesz w swoim pożywieniu".

"Tak więc ludzie, którzy mieli ciemną skórę, jeśli mieli odpowiednią dietę, mogli żyć całkiem dobrze, nawet w europejskim klimacie" – powiedział.

Preprint badania jest dostępny na stronie bioRxiv.







.iflscience.com/europeans-were-mostly-dark-skinned-until-roman-times-ancient-dna-suggests-78333



czwartek, 6 lutego 2025

Działania "piątej kolumny" na Śląsku ?





przedruk






Śląsk pod polskim zaborem? 

Senator lewicy się NIE przejęzyczył

"Śląsk nigdy nie był pod zaborami. Chyba że zaborem polskim" - napisał na platformie X senator Lewicy Maciej Kopiec. Użytkownicy sieci szybko mu wyjaśnili nieznajomość historii, chociaż część twierdzi, że swoim wpisem prezentuje działania piątej kolumny.


st | Niezalezna.PL





Zdaniem senatora z Lewicy Śląsk był pod zaborem...polskim
Filip Blazejowski - oraz Kancelaria Senatu




"W losach pojedynczych ludzi odbija się śląska historia, wielkie wydarzenia, które przetoczyły się przez ten region. Zabór, plebiscyt, powstanie. Potem wybucha II wojna światowa i znowu wszystko się zmieniło " 

- czytamy w opisie sztuki na stronie telewizji publicznej w likwidacji. Teatr Telewizji wyemitował sztukę "Mianujom mie Hanka" po śląsku z polskimi napisami.



Do tego opisu swoje poprawki postanowił zaproponować senator Lewicy z Górnego Śląska.




Maciej Kopiec napisał, że "Śląsk nigdy nie był pod zaborami" i dodał: "chyba że zaborem polskim".

Kontynuował nawołując także, by pisząc o plebiscycie "nazwać wydarzenia, które nastąpiły tuż po plebiscycie (przez Polskę przegranym) po imieniu-wojną".


Na lewo od historii Polski

Po tych słowach wylała się fala komentarzy. Większość odnosiła się do kwestii historycznych, których - zdaniem internautów - Niemcy nie powstydziliby się jedynie wypowiadać we własnym gronie przy piwie.

"Korfanty przewraca się w grobie na te pana wypociny" - napisała historyk dr Anna Szczepańska. Tomasz Woźniak wyjaśnił, że

 "to wydarzenie po plebiscycie zostało nazwane III Powstaniem Śląskim, a nie żadną wojną".




Dziennikarz Rafał Dudkiewicz ocenił, że takie wypowiedzi można zakwalifikować jako działania "piątej kolumny".



Inni użytkownicy platformy X pytali, czy jest to oficjalne stanowisko senackiego klubu Lewicy, którego wiceprzewodniczącym jest polityk.

Kolejni oczekując jasnej deklaracji ze strony ugrupowania pytali, czy Magdalena Biejat wybiera się w ciągu swojej kampanii prezydenckiej na Śląsk.


Człowiek Kohuta

Senator Maciej Kopiec swoją karierę polityczną rozpoczął od współpracy z ugrupowaniami Janusza Palikota mając 20 lat. Stał na czele lokalnych struktur Ruchu Palikota, a następne Twojego Ruchu. Potem dołączył do Wiosny Biedronia. Następnie stał na czele sztabu wyborczego Łukasza Kohuta, gdy ten startował w 2019 roku do europarlamentu z list Lewicy. Prowadził także jego biuro.

Kohut znany jest z haniebnych wypowiedzi na temat Tragedii Górnośląskiej, którą określił jako "rzeź Ślązaków i naszych Niemców ze Śląska", która "wydarzyła się przy wsparciu polskich "patriotów", którzy chcieli Śląsk tylko dla siebie, nie rzadko mordując sąsiadów z zimną krwią".


Jeszcze w 2019 tym samym roku Kopiec dostał się do Sejmu z list Lewicy (Kohut w międzyczasie zmienił barwy partyjne na KO), a w kolejnej kadencji do Senatu, stając się najmłodszym parlamentarzystą zasiadającym w izbie zadumy.









Śląsk pod polskim zaborem? Senator lewicy się nie przejęzyczył | Niezalezna.pl





poniedziałek, 27 stycznia 2025

Biały krzyż - czarny krzyż

 



przedruk


Operacja "biały trójkąt" - w taki sposób część ukraińskich mediów określa ofensywę Sił Zbrojnych Ukrainy w obwodzie kurskim. Co oznacza tajemniczy symbol, który pojawił się na pojazdach wojskowych wjeżdżających w głąb Federacji Rosyjskiej? Jego obecność nie jest przypadkowa. Jak podkreślają analitycy, operacja w obszarze przygranicznym to "wiele ważnych lekcji" na przyszłość.



Ukraiński pojazd wojskowy w rejonie granicy rosyjsko-ukraińskiej
Ukraiński pojazd wojskowy w rejonie granicy rosyjsko-ukraińskiej /ROMAN PILIPEY/AFP



Już na pierwszych materiałach wideo i zdjęciach, które pojawiły się w mediach społecznościowych po ataku ukraińskiej armii na obwód kurski, na pojazdach widoczny był symbol trójkąta.


Tego typu element umieszczany na sprzęcie wojskowym to oznaczenie służące do szybkiej identyfikacji "swój-obcy". W związku z tym, że ukraińska i rosyjska armia używają bardzo podobnego, a czasem nawet identycznego sprzętu, minimalizuje się w ten sposób ryzyko ostrzału własnych oddziałów. 


Atak Ukrainy na Rosję. "Tajemnicze" symbole na pojazdach

Jak podkreślają analitycy wojny w Ukrainie biały trójką to znak używany przez ukraińskie oddziały od czerwca 2024 roku. Malowany był na maszynach należących do jednostek stacjonujących w pobliżu granicy z Białorusią. To właśnie tamtejsze oddziały były użyte do działań ofensywnych w obwodzie kurskim.

Innym symbolem, który zobaczyć można było na sprzęcie należącym do Sił Zbrojnych Ukrainy były np. białe krzyże równoboczne. 


Symbol malowany był na pojazdach, które brały udział w ofensywie charkowskiej we wrześniu 2022 roku. Wówczas, jak wyjaśniali ukraińscy wojskowi, było to związane z elementami, które pojawiały się na sztandarach bojowych Kozaków m.in. na fladze hetmana Bohdana Chmielnickiego, a także na pieczęciach kozackich.




-------------

przedruk


Przez Łukasz Męczykowski
6 lutego 2023




Pojawiające się w mediach społecznościowych fotografie ukraińskich pojazdów oznaczonych „krzyżami belkowymi” wywołały falę oskarżeń o kultywowanie ideologii neonazistowskiej w szeregach ZSU. Mało kto jednak zadał sobie trud, by zbadać historię tego symbolu. A jest w czym grzebać.


Komentujący rzucili się w wir dyskusji, nie tracąc czasu na zadanie jednego zasadniczego pytania: dlaczego Ukraińcy zaczęli malować krzyże na swych pojazdach?

Mam nadzieję, że poniższy materiał rzuci trochę światła na tę – wcale nie taką prostą – sprawę.



Małe wprowadzenie do tematu

Jednym z określeń najczęściej wykorzystywanych przez rosyjską propagandę są „ukronaziści”, skupieni rzekomo w jednostce „Azow”, ale występujący także w innych miejscach i instytucjach państwa ukraińskiego. Dzięki temu Kreml nawiązuje do tzw. wielkiej wojny ojczyźnianej, czyniąc z putinowskiej Rosji „tych dobrych”, a z Ukraińców „tych złych”. Kiedy w sieci pojawiły się pierwsze zdjęcia ukraińskich pojazdów oznaczonych tzw. krzyżami belkowymi, rosyjska propaganda natychmiast powiązała ten fakt z malowaniem podobnych symboli na niemieckich pojazdach podczas II wojny światowej.

Narrację tę rozpowszechniła po sieci masa botów, trolli i pożytecznych idiotów. Dzięki przeciwdziałaniu internautów i internautek sympatyzujących z Ukrainą udało się zepchnąć ich do defensywy, niemniej sam problem pozostał, a zdjęcia nadal pojawiają się w różnych częściach Internetu.

[...]


Krzyże i Kozacy – związek dłuższy, niż się wydaje

Krzyż – w różnej formie i postaci – związany jest immanentnie z historią Ukrainy. Początki wykorzystania tego symbolu mają sięgać czasów Dymitra Wiśniowieckiego, XVI-wiecznego kniazia o dosyć barwnym życiorysie, postrzeganego jako twórca Siczy Zaporoskiej. Wiśniowiecki używał herbu Korybut, na którym widnieją trzy krzyże, skąd miały one przeniknąć do kozackiej symboliki.


T-84U z 3. „Żelaznej” Brygady Pancernej ZSU (fot. Mil.gov.ua, CC BY 4.0)


Jakkolwiek podchodzić do tej opowieści, różnobarwne krzyże równoramienne możemy bezsprzecznie zauważyć na oryginalnych sztandarach kozackich zachowanych w zbiorach szwedzkiego Muzeum Armii. Pierwotnie zdobyte w 1651 roku przez Janusza Radziwiłła, trafiły następnie do Szwecji, co zapewne uchroniło je przed zniszczeniem. Jest to więc bezsprzeczny dowód na wykorzystywanie tego symbolu na terenie dzisiejszej Ukrainy już w XVII wieku. Dla utrzymania właściwej perspektywy warto zauważyć, że polskie biało-czerwone barwy zostały oficjalnie przyjęte jako narodowe dopiero w 1831 roku.


Późniejsze losy ziem ukraińskich nie sprzyjały wykształceniu własnej państwowości i związanej z nią otoczki różnorakich symboli. Trzeba jednak odnotować pojawienie się w 1917 roku Ukraińskiej Republiki Ludowej i jej jedynego odznaczenia bojowego – Żelaznego Krzyża przyznawanego uczestnikom tak zwanego pierwszego pochodu zimowego. Jego nazwa jest jasnym nawiązaniem do ustanowionego w 1813 roku pruskiego „Eisernes Kreuz”, jednak ukraińskie odznaczenie miało nieco inną formę. Prusacy wykorzystali wzór krzyża kawalerskiego, Ukraińcy zaś sięgnęli po znany im bardzo dobrze krzyż grecki, decydując się jednak na jego modyfikację poprzez dodanie czterech złotych obwódek. W ten sposób na krzyżu greckim znalazła się dodatkowo gammadia.


Czy Ukraińcy, projektując swój medal, nawiązywali do „balkenkreuz”, krzyża belkowego? Niemieckie siły powietrzne, Luftstreitkräfte, przyjęły do użytku podobny symbol na przełomie marca i kwietnia 1918 roku jako standardowy sposób oznaczania swych samolotów. Czy mamy tu do czynienia z zapożyczeniem, czy też ze zbieżnością formy? Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Niezależnie jednak od tego, taka forma weszła na stałe do grona symboli wykorzystywanych przez ukraińskie siły zbrojne, obecnie zaś jest symbolem 28 Brygady Zmechanizowanej.


Ukraiński żołnierz nanoszący krzyże na zdobyczny czołg (fot. Kostiantyn Pestushko, Mil.gov.ua, CC BY 4.0)




Przejdźmy więc do 2022/2023 roku

I tak, wyczerpawszy już prawie cały limit znaków hojnie przydzielany autorom przez Hrabiego Tytusa, możemy w końcu poruszyć zasadniczy problem będący powodem powstania niniejszego artykułu.

Białe krzyże, w różnej formie, zaobserwowano po raz pierwszy na ukraińskich pojazdach mniej więcej w momencie rozpoczęcia udanej kontrofensywy na kierunku charkowskim. Jeśli symbol ten jest tak związany z ukraińską kulturą, to czemu wcześniej nie oznaczano nim masowo pojazdów należących do Sił Zbrojnych Ukrainy?

Odpowiedź na to pytanie jest banalnie prosta, jeśli tylko ma się cierpliwość i chęć uświadomienia sobie, czym posługują się obie walczące strony. Na początku tej fazy wojny (trwającej od 2014), ukraińskie i rosyjskie pojazdy można było dosyć łatwo rozróżniać, patrząc choćby na ich kamuflaż czy pewne ich cechy charakterystyczne. Kiedy jednak armia rosyjska poniosła pierwsze poważne klęski, w ręce Ukraińców trafiły poważne ilości sprzętu. Posiłkując się tu słynną stroną Oryxa, można powiedzieć, że do chwili obecnej Ukraińcy zdobyli przynajmniej 546 czołgów, nie licząc innych pojazdów opancerzonych i nieopancerzonych.

W rezultacie wprowadzenia do służby dużej ilości zdobycznego sprzętu Ukraińcy stanęli przed poważnym problemem. Skoro i my i oni używamy takich samych pojazdów, to jak rozpoznać, kto jest kim? Prawidłowe rozpoznanie przeciwnika to kwestia życia i śmierci na polu bitwy. Potrzebny był więc jasny i czytelny symbol, łatwy do naniesienia w warunkach polowych.





"Dosyć egzotycznie oznaczony T-84:" chodzi o krzyże na wieży - podobne stosowali Niemcy w czasie II Wojny Światowej


Sięgnięto po krzyże greckie, zarówno w ich klasycznej formie, jak i tej znanej ze wspomnianego orderu. Prosty „+” jest nie do pomylenia z literą „Z”, obecnie najczęściej wykorzystywaną przez Rosjan do oznaczania swoich pojazdów biorących udział w „specjalnej operacji wojskowej”, czyli rosyjskiej inwazji. Używając krzyża, rozwiązano bardzo istotny problem wojskowy, jednocześnie sięgając do ukraińskich tradycji narodowych.



Dlaczego jednak czasem stosuje się formę „klasyczną”, a w innym wypadku gammadię? Na to pytanie nie znajduję odpowiedzi, tak samo, jak nie potrafię wyjaśnić jedynego (na razie) udokumentowanego wypadku oznaczenia ukraińskiego czołgu aż 3 wariantami krzyży. Tylko twórcy tych oznaczeń potrafią wyjaśnić motywy stojące za dokonaniem takiego czy innego wyboru. Warto jednak przy tym zauważyć, że w znaczącej większości wypadków na pojazdach ukraińskich widzimy „pełny” krzyż grecki. Zdjęcia dostępne w mediach społecznościowych wskazują także na to, że symbol ten stał się standardowym sposobem oznaczania pojazdów wykorzystywanych przez armię ukraińską, i jest nanoszony m.in. na pojazdy dostarczone z zachodu.



Podsumowanie

Patrząc na całą sprawę z pewnego dystansu, łatwo dostrzec perfidię rosyjskiej propagandy. Symbol występujący w historii świata od stuleci usiłowali nazwać „nazistowskim”, odmawiając równocześnie Ukraińcom prawa do czerpania z własnej bogatej kultury. Obecnie Rosjanie walczą nie z jakimiś „ukronazistami”, tylko z obywatelami i obywatelkami Ukrainy, bijącymi się o wolność swojego państwa bestialsko napadniętego przez silniejszego sąsiada. Wystarczy zresztą przypomnieć, w jaki sposób działają Rosjanie, by bez pudła wskazać, która z walczących stron zasłużyła na zestawienie jej razem z nazistami.




-------------












Cmentarz wojskowy w Gdańsku,
przy ul. Generała Henryka Dąbrowskiego 2:


groby polskiego ruchu oporu









to naprawdę fatalnie, że krzyże zastosowane na grobach wojskowych w Gdańsku przypominają herb niemieckiego zakonu krzyżackiego

to wygląda jak takie oznaczenie:

"tego to my załatwiliśmy.."
"tego też my załatwiliśmy"
"tego też my..."
"tego też..."



foto z mojego posta: Strach (Malbork)






Różne cmentarze wojskowe i groby żołnierskie:


Stary Cmentarz w Wejherowie:





Powstańcy Warszawscy:





Mełno:





Powązki i inne:











































Wszędzie jest tarcza na krzyżu, tylko w Gdańsku jest krzyż na tarczy.


Logo, a może logo?


Specyficzne opracowanie graficzne danego tematu.

Specyficzne graficzne opracowanie danego tematu.






Białe krzyże w herbie wielkim Gdańska:




Logo gdańskiego ZDiZ w 2012 roku z niedomówionymi, "pustymi" w środku krzyżami





- logo obecnie jest zmienione, podobnie jak nazwa: z ZDiZ na GZDiZ

wydaje mi się, że tu krzyże niezachowują proporcji względem tarczy, wyglądają jak znaki plus... są bardzo małe podobnie jak i korona 






















a co to??
Wolne Forum Gdańsk nie działa????
ostatni raz zaglądałem tam w lipcu 2024...








herb Oliwy







"W latach 1999-2017 Gdański Zarząd Dróg i Zieleni funkcjonował pod nazwą Zarząd Dróg i Zieleni w Gdańsku"





ZKM gdański teraz nazywa się ZTM i logo na stronie jest bliźniacze do loga GZDiZ

nie działa również strona ZKM:    http://www.zkm.pl/patroni 

teraz patroni tramwajów są tu:            www.gdansk.pl/patroni


honorowi obywatele Gdańska razem z Hitlerem i Forsterem - tu: 

gdansk.pl/rada-miasta-gdanska/honorowi-obywatele-gdanska,a,538

trzeba kliknąć odpowiedni odnośnik...





Mój tekst z 2012 roku:







Historyczny tramwaj gdański w barwach Wolnego Miasta Gdańska z niemieckimi napisami w 2013 roku:




za: gdańsk.pl

DWF Tw245 „Bergmann” z 1927 roku

Tramwaj wyprodukowany został przez Gdańską Fabrykę Wagonów (obecnie teren Stoczni Remontowej) w 1927 roku. Łącznie zamówione zostały wówczas 24 takie tramwaje, o numerach 245-268.

Ta seria tramwajów zgodnie z ówczesnymi gdańskimi standardami posiadała oznaczenie Tw245, jako połączenie słowa „Triebwagen (Tw)” (wagon silnikowy) oraz numeru pierwszego wagonu z serii.Tramwaje Bergmann pracowały do 1973 roku


Tramwaje Bergmann, jako seria dość liczna, przetrwały II wojnę światową i służyły w ruchu liniowym do 1973 roku, przechodząc w międzyczasie wiele modernizacji z użyciem elementów z nowszych wagonów generacji N.

Jedyny zachowany egzemplarz typu Tw245, o numerze 266, kilkanaście lat po wycofaniu z ruchu doczekał się odświeżenia pod koniec lat 80. XX w. kiedy to przywrócono mu wygląd zbliżony do historycznego. Od tego czasu zasila historyczną flotę pojazdów Gdańskich Autobusów i Tramwajów.

- Nasz Bergmann nigdy wcześniej nie przeszedł gruntownego remontu. Wszelkie prowadzone dotąd naprawy miały charakter bieżący i charakteryzowały się niewielkim zakresem prac. Wiele elementów wyposażenia pochodziło z tramwajów generacji N, jako efekt unowocześnień jeszcze z czasów jego eksploatacji liniowej - mówi prezes GAiT, Maciej Lisicki. - Remont kapitalny był niezbędny, by ten blisko stuletni unikatowy pojazd mógł cieszyć gdańszczan swoją obecnością przez kolejne dekady.

Niezmiernie pracochłonnym i skomplikowanym procesem było opracowanie wytycznych i dokumentacji niezbędnej do podjęcia remontu. 

Głównymi osobami odpowiedzialnymi za opracowanie dokumentacji historycznej byli śp. Mariusz Uziębło - niekwestionowany znawca historii gdańskiej komunikacji tramwajowej oraz Cezary Kamiński motorniczy GAiT i prezes, zaangażowanego w projekt, Stowarzyszenia Grupa Tramwajowo-Autobusowa WPK GG.

- Informacji źródłowych szukaliśmy w wydawnictwach tematycznych sprzed lat, w zbiorach fotografii, w rozmaitych fotogaleriach internetowych, czy porównując tramwaje z podobnej epoki w innych miastach. Niezbędne było przygotowanie nowych rysunków technicznych, spisanie wszystkiego w punktach, a potem nadzór nad realizowanymi pracami. Ten skomplikowany i wyjątkowy w swojej skali projekt wymagał nieustannych konsultacji także na etapie realizacji - mówi Cezary Kamiński.




2020 rok - kolejne gdańskie tramwaje w barwach WMG:









2025 r.





Lwy z herbu WMG na tym tramwaju z daleka wyglądają jak dwa rogate diabły, które właśnie wynoszą (kradną) gdański herb...... czyż nie?

Już zupełnie tak na marginesie warto zauważyć, że obecnie miasta przechodzą z historycznych herbów na proste, nijakie i często nieładne "loga" - jak np. w Poznaniu (udało się zablokować) i w Gdańsku, ale nie tylko,

tutaj jednak widzimy, że historyczne herby i historyczność w ogóle są "w cenie"... 

ale logo GZDiZ też nie jest "historyczne".... bo to logo dla WSPÓŁCZESNEGO Gdańska??



Bardzo duża uwaga poświęcona została także detalom, które mają ogromne znaczenie dla wartości historycznej zabytku. Odtworzone od zera zostały takie elementy wyposażenia, jak m.in. kinkiety lamp, kierunkowskazy, wycieraczki, tabliczki znamionowe i opisowe, oświetlenie ekspozytorów liniowych, gniazda prądu do wagonu doczepnego, czy odbierak prądu, na podobieństwo tych oryginalnych.

- Zakres prac był bardzo szeroki. Ponadto musimy zdawać sobie sprawę, że tramwaj ten to blisko stuletni pojazd historyczny. Nie ma już na rynku części zamiennych do takich tramwajów – zaznacza Maciej Lisicki. - Prace przy nim, w tym tworzenie poszczególnych części wyposażenia miały charakter rękodzieła i rzemiosła. Wszystkie detale dorabiane były ręcznie.







O taką Polskę walczyliśmy?
































-----------

wydarzenia.interia.pl/ukraina-rosja/news-tajemniczy-znak-na-ukrainskich-pojazdach-to-nie-przypadek,nId,7756602#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome

hrabiatytus.pl/2023/02/06/krzyz-propaganda-i-ukrainskie-czolgi/

credo.pro/pl/2022/09/329315

grób inki i zagończyka - Szukaj w Google

groby wojskowe na cmentarzu - Szukaj w Google



Argo ✅ Przełożyłem kartę w kalendarzu... ⭐ NEon24

Prawym Okiem: Przykrywka dla WMG

Prawym Okiem: von Winter tramwaje gdańskie

Prawym Okiem: Antypolak patronem szkoły?

Prawym Okiem: Czy Wolne Miasto Gdańsk istnieje?

Prawym Okiem: To było do przewidzenia... niemcy porównują Gdańsk do Krymu

gdansk.pl/wiadomosci/Historyczne-piekno-na-torach-Tramwaj-Bergmann-po-remoncie,a,279205

phototrans.pl/14,630940,0,Bergmann_266.html

trojmiasto.pl/wiadomosci/Poznaj-historyczne-tramwaje-w-Gdansku-n129360.html

commons.wikimedia.org/wiki/File:Insignia_Germany_Order_Teutonic.svg





polecam otagowanie: Gdańsk


Prawym Okiem: Strach (Malbork)

Prawym Okiem: Niemcy w 2019 r

Prawym Okiem: Logo Poznania - małe kroki

Prawym Okiem: Plaga cmentarna

Prawym Okiem: Gdańsk - to separatyzm?

Prawym Okiem: Zamiast Wolnego Miasta Gdańska żądamy używania rozumu

Prawym Okiem

Prawym Okiem: Czy Gdańsk oderwie się od Polski? „To projekt antypaństwowy”

Prawym Okiem: Oktoberfest w Polsce? Od kiedy?

Prawym Okiem: Czym są Prusy Zachodnie?

Prawym Okiem: Germanizacja tylnymi drzwiami - atak na Pałac Młodzieży w Gdańsku

Prawym Okiem: Nasz "Danzing"ich Gdańsk?

Prawym Okiem: Słup z granicy RP i WMG stoi już przy szkole w Gdańsku Kokoszkach

Prawym Okiem: Zygzaki - czerwone z białym

Prawym Okiem: Kto i po co odtwarza stare słupki graniczne?

Prawym Okiem: Słup z granicy RP i WMG stoi już przy szkole w Gdańsku Kokoszkach

Prawym Okiem: Logo, a może logo?

Prawym Okiem: Wyniki wyszukiwania: gdańsk





- ktoś usunął zdjęcia z postów

Prawym Okiem: A więc wojna. Zdublowanie administracji. 

Prawym Okiem: Burmistrz Działdowa uhonorował niemieckich zbrodniarzy

Prawym Okiem: Czy ktoś mi może wyjaśnić...