Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wojna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wojna. Pokaż wszystkie posty

sobota, 19 kwietnia 2025

Eksperyment dobiega końca





Przy takim poziomie "świadomości" nie mają szans na nic, poza tragedią.


I jeszcze te cytaty z niemczyzny... psB historyk.










przedruk





Ukraiński historyk: Ukraina jest dziś jak Ziemia Święta. Pozornie regionalny konflikt ma globalne implikacje




18.04.2025 11:09aktualizacja: 19.04.2025 08:00






Ukraiński historyk Jarosław Hrycak. Fot. PAP/Tomasz Gzell

PAP: Dzięki staraniom krakowskiego Międzynarodowego Centrum Kultury pana książka „Ukraina. Wyrwać się z przeszłości” została wydana w Polsce. Jej oryginalny tytuł brzmi nieco inaczej – „Pokonywanie przeszłości”. Z której przeszłości Ukraina powinna ona się wyrwać, a którą – pokonać?

Jarosław Hrycak: Po raz pierwszy o pogodzeniu się z przeszłością (Vergangenheitsbewältigung) zaczęto mówić w powojennej debacie publicznej w Niemczech. Zafunkcjonowało w kontekście dyskusji wokół najbardziej haniebnych stron niemieckiej historii, w szczególności Holokaustu i innych zbrodni narodowego socjalizmu. Celem takich wdrażanych przez demokracje polityk była pomoc społeczeństwu w ostatecznym pogodzeniu się z dziedzictwem naznaczonym dyktaturą i okrucieństwami po to, by mogło iść naprzód. Nadaję temu terminowi nieco inne znaczenie, ponieważ nie interesuje mnie badanie pamięci historycznej. Wolę studiować „twardą” historię, historię faktów, procesów i trendów.

PAP: Co więc ma pan na myśli, kiedy mówi o przezwyciężaniu przeszłości przez Ukrainę?

J.H.: To, że w naszej przeszłości jest kilka tematów, które przede wszystkim jej dotyczą. Dla mnie tymi tematami są bieda i przemoc, które zazwyczaj są ze sobą powiązane. W ciągu ostatnich dwustu lat pojawiły się kraje, które postawiły sobie długoterminowy cel przezwyciężenia konsekwencji obu tych zjawisk. Najpierw starały się ograniczyć przemoc do znośnego poziomu. Po osiągnięciu tego większość krajów odniosła również sukces gospodarczy. Dlatego zainteresowało mnie, w jaki sposób te kraje zdołały się wyrwać z błędnego koła i jaką rolę odegrała w tym przeszłość.

Innymi słowy, konieczne jest ustalenie, co takiego wydarzyło się w naszej historii, co wciąż ciągnie nas w dół. Taki miałem zamiar podczas pisania książki. Poza tym przykład Ukrainy jest o tyle paradoksalny, że pomimo wyjątkowego bogactwa zasobów pozostaje ona krajem biednych ludzi.

PAP: Czy doświadczenie modernizacyjne Polski, które przez długi czas było stawiane Ukraińcom za wzór, jest nadal aktualne? Czy zmiana globalnej sytuacji geopolitycznej i gospodarczej czyni je nieprzydatnym?

J.H.: Jestem zwolennikiem tezy, że żaden naród nie jest skazany na biedę i przemoc. Jednocześnie jestem przekonany, że historia i kultura są czymś w postaci siły grawitacyjnej, która powstrzymuje społeczeństwo przed oderwaniem się od ziemi, to znaczy przed szybką modernizacją. Ważnymi tekstami, które pomogły mi to zrozumieć, są artykuły amerykańskiego historyka gospodarki Alexandra Gerschenkrona, który urodził się w Odessie na początku XX wieku. Badał on historyczne tło zacofania gospodarczego i polemizował ze zwolennikami teorii etapów rozwoju gospodarczego. Uważał, że kraje słabo rozwinięte powinny opracować własną strategię pokonania zapóźnienia.

W 1991 roku Ukraina nie mogła powtórzyć doświadczenia Polski, ponieważ miała gorszą pozycję wyjściową, która nie jest mierzona tylko wskaźnikami ekonomicznymi. Jednocześnie uważam, że doświadczenie Polski jest nadal aktualne. Gdyby Ukrainie udało się dokonać podobnej transformacji, to problemy, które byśmy mieli, byłyby bardziej podobne do tych, z którymi boryka się Polska. Obecnie mamy inne problemy. Sądzę, że nie wszystkie kraje są gotowe na tak szybki reset. Ukraina przestała być prowincjonalnym, odizolowanym terytorium przed obecną wojną, ale nie udało jej się wdrożyć wielu reform, zwłaszcza reformy sądownictwa. To pozwoliło jej przybliżyć się do zresetowania, ale nie rozpocząć go.

PAP: Pana książka umieszcza historię Ukrainy w globalnym kontekście. Timothy Snyder, z którym współpracuje pan w ramach projektu „Ukrainian History: A Global Initiative”, twierdzi, że obecna dramatyczna sytuacja wokół Ukrainy jest wyjątkowa, ponieważ po raz pierwszy świat dostrzegł, że kraj ten może być w epicentrum zmian na świecie. Zgadza się pan z tą tezą?

J.H.: Unikałbym określenia „wyjątkowy”. Wydarzenia toczące się obecnie na terytorium Ukrainy będą miały ogromne znaczenie zarówno dla losów Europy, jak i całego świata. Pod koniec lat 80. zależały one od wydarzeń w Polsce. Różnica polega jednak na tym, że Polska była w stanie dokonać swojego cywilizacyjnego skoku w czasach pokoju, łapiąc w żagle wiatr demokracji, podczas gdy Ukraina musi to robić w znacznie trudniejszych warunkach.

Kwestia ukraińska ujawniła się podczas I wojny światowej. Podobnie jak kwestia polska w XIX wieku była ona kluczowa dla układu sił na Starym Kontynencie i struktury samych mocarstw, a także odegrała ważną rolę podczas obu wojen światowych. Wówczas nikt nie zwracał na to uwagi ze względu na brak podmiotowości Ukrainy. Tym razem Ukraina ma tę podmiotowość, a jej obywatele nie znajdują się w międzynarodowej izolacji ani po stronie sił, które są o krok od przegranej.

Jeśli chodzi o widoczność Ukrainy, to sytuacja przypomina mi dziecięcą zabawę w chowanego. Jest widoczna w czasach kryzysu, gdy na świecie zachodzą tektoniczne zmiany, ale w międzyczasie jest prawie niewidoczna.

Przypomnę, że 40 lat temu Milan Kundera opublikował artykuł o skradzionym Zachodzie, w którym podkreślał, że wielomilionowy naród ukraiński znika na naszych oczach. Nie pisał tego ze złości, ale zapewne ze smutkiem, by podkreślić, że podobny los może spotkać Czechów i Polaków. Niespełna osiem lat później ZSRR się rozpadł, a Ukraińcy odegrali w jego upadku znaczącą rolę.

PAP: Czy uważa pan, że wojna w Ukrainie skłania do refleksji nad światopoglądem postheroicznym i postnarodowym, który wyraża maksyma Bertolta Brechta: „nieszczęśliwy jest kraj, potrzebujący bohaterów”, bo jak widać nacjonalizmy obywatelskie i etniczne potrafią mobilizować nie tylko do podboju, ale i do oporu?

J.H.: Druga wojna światowa nadała wielu wcześniej ważnym pojęciom negatywny wydźwięk. Jednym z takich pojęć jest „ojczyzna” – Vaterland. Koncepcja ta była nadużywana na różne sposoby przez Hitlera i innych dyktatorów, więc została uznana za toksyczną. W świecie zachodnim słowo to jest nadal często używane z negatywnymi konotacjami. Jednak w Europie Wschodniej stosunek do tej koncepcji jest lepszy, biorąc pod uwagę, że narody Europy Środkowej i Wschodniej nadal żyją z myślą o zagrożeniu.

Podobnie jest w przypadku zagrożonej Ukrainy, gdzie wybór bohaterskiej historii jest nieunikniony. Lubię ilustrować tę różnicę między Wschodem a Zachodem poprzez mój dialog ze szwedzkim politologiem. Kiedy zapytałem go, kto jest bohaterem narodowym jego kraju, po krótkiej przerwie odpowiedział: „Może ABBA”. Żadna społeczność historyczna nie może istnieć bez mitów. Są one spoiwem społeczeństwa, czymś podobnym do wierzeń religijnych w przeszłości. Dopóki Ukraina jest tylko na drodze do sukcesu, dopóty walczy z zagrożeniami, sytuacja nie zmieni się zasadniczo. Z drugiej strony na tym polega rola Ukrainy. Poprzez swój nacjonalizm obywatelski Ukraińcy przywracają światu znaczenie wartości, o które warto walczyć, choćby po to, żeby było po co żyć.

PAP: Jednak w języku niemieckim oprócz pojęcia "Vaterland" istnieje również pojęcie "Heimat", które oznacza raczej emocjonalny związek z miejscem, z którego się pochodzi. To coś podobnego do rozróżnienia na ojczyzny pisane w języku ukraińskim wielką i małą literą.

J.H.: Tak, to prawda. Sam lubię ten piękny zwrot liberalny, ale problem polega na tym, że małe ojczyzny nie mogą się bronić. Te społeczności są bezsilne wobec globalnych wyzwań, takich jak globalne ocieplenie, kryzys finansowy czy wojna.

PAP: Czy znajduje pan jakieś analogie między wydarzeniami długiego XX wieku a możliwymi rozwidleniami dróg, przed którymi stoi świat i państwo ukraińskie?

J.H.: Historycy unikają opisywania procesów, które nie zostały jeszcze zakończone. Przychodzą jednak na myśl dwie ryzykowne analogie. Ukraina jest dziś jak Ziemia Święta, gdzie na ograniczonym geograficznie terytorium toczy się zaciekły konflikt. Pomimo jego pozornie regionalnego znaczenia ma globalne implikacje.

Podobnie jak w przypadku bezprecedensowego eksperymentu historycznego z utworzeniem państwa Izrael, los innego eksperymentu historycznego będzie zależał od skutków obrony Ukrainy. Mowa o największej na świecie przestrzeni bez wojen — Unii Europejskiej. Przez wieki Europa była jednym z najbardziej skonfliktowanych kontynentów. Pomimo wszystkich wad i sceptycyzmu wobec Brukseli, to właśnie dzięki temu projektowi powstała tak duża przestrzeń współdziałania, wzrostu standardów życia, udanych reform, solidarności i wzajemnej pomocy. Ukraina musi opuścić niebezpieczną strefę, którą tworzy dla niej Rosja od wieków. Ale Europejczycy też nie powinni być bierni. To, czy będą zdolni obronić swój cywilizacyjny wybór, zadecyduje o tym, czy będą wzorem dla świata, czy zniszczą modus operandi bezkonfliktowego współistnienia.

Druga analogia opiera się na moim odczuciu, że znajdujemy się w roku 1938. Jedyna różnica polega na tym, że możemy albo zbliżyć się do katastrofy - w takim przypadku o wojnie w Ukrainie będzie się pisać jako o preludium do III wojny światowej - albo się od niej oddalić.





Jarosław Hrycak (ur. w 1960) – historyk, profesor Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie, dyrektor Instytutu Badań Historycznych na Uniwersytecie I. Franki we Lwowie. Wykładał m.in. na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie (1996-2009), Uniwersytecie Harvarda (2000, 2001) i Uniwersytecie Columbia (1994, 2004). Autor wielu publikacji poświęconych historii i współczesnej tożsamości Europy Środkowo-Wschodniej.

Książkę Jarosława Hrycaka „Ukraina. Wyrwać się z przeszłości” w tłumaczeniu Katarzyny Kotyńskiej i Joanny Majewskiej-Grabowskiej wydało MCK w Krakowie.

Rozmawiał Ihor Usatenko (PAP)








pap.pl/aktualnosci/ukrainski-historyk-ukraina-jest-dzis-jak-ziemia-swieta-pozornie-regionalny-konflikt-0






poniedziałek, 31 marca 2025

Ukraińcy nie planują wracać do kraju











przedruk



Rośnie udział uchodźców z Ukrainy, którzy nie planują wracać do kraju

Maciej Pawlak 

31/03/2025





Z wyliczeń pozarządowej ukraińskiej organizacji badawczej Centre For Economic Strategy (CES) wynika, że na koniec listopada 2024 r. za granicą z powodu wojny przebywało 5,2 mln obywateli Ukrainy.

Zdecydowana większość z nich mieszkała w krajach UE. Status ochronny w UE posiadało ponad 4,2 mln obywateli państw spoza UE, którzy uciekli z Ukrainy w wyniku rosyjskiej agresji (98,3 proc. z nich stanowili Ukraińcy). Rada Europejska podjęła decyzję o przedłużeniu ochrony do 4 marca 2026 r. - napisał Cezary Przybył w Tygodniku Gospodarczym PIE nr 12/2025.
 
W opinii eksperta krajami, w których przebywało najwięcej osób objętych ochroną były Niemcy (27,2 proc.), Polska (23,3 proc.) i Czechy (9,1 proc). W Czechach występowało najwyższe nasycenie – na 1000 mieszkańców przypadało ponad 35 obywateli Ukrainy. Oszacowania przeprowadzone przez CES wskazują, że pod koniec 2024 r. tylko 5,4 proc. wszystkich uchodźców z Ukrainy przebywało w USA. Łącznie Kanada i USA przyjęły mniej niż 10 proc. ukraińskich uchodźców.

- Plany uchodźców dotyczące przyszłości zmieniają się w czasie - pisze dalej ekspert. - Wzrasta udział osób, które nie planują wracać do kraju, a maleje tych, którzy deklarują powrót. W listopadzie 2022 r. 10,1 proc. uchodźców z Ukrainy nie planowało wracać do kraju. W grudniu 2024 r. odsetek ten wzrósł ponad trzykrotnie – do 33,4 proc. Wtedy też, po raz pierwszy, mniej niż połowa uchodźców zadeklarowała, że planuje wrócić do kraju (43 proc.). W listopadzie 2022 r. taką deklarację składało prawie 75 proc. uchodźców.

Jak dalej pisze Cezary Przybył, zamiary uchodźców są zróżnicowane w zależności od kraju zamieszkania. Ci mieszkający w Polsce są 1,9 razy bardziej skłonni planować powrót do Ukrainy niż uchodźcy z Niemiec. Przekłada się to na niższy udział uchodźców, którzy planują pozostać w Polsce.

Według eksperta, jednocześnie chęć powrotu z Czech, USA, Wielkiej Brytanii, Kanady i innych krajów nie różni się statystycznie istotnie od chęci powrotu z Niemiec. Zależność tę można wyjaśnić bliskością geograficzną Polski i Ukrainy. Ponadto, w porównaniu na przykład z Niemcami, Polska zapewnia mniej świadczeń socjalnych, dlatego uchodźcy planujący życie za granicą wybrali prawdopodobnie dogodniejsze warunki.

- Na plany dotyczące przyszłości wpływa też typ aktywności zawodowej - pisze dalej ekspert. - Osoby pracujące zdalnie dla ukraińskiej firmy 1,7 razy częściej chcą wrócić do kraju niż osoby, które nie pracują i nie szukają pracy. W przypadku Polski jest to o tyle istotne, że aż 

20 proc. pracujących uchodźców z Ukrainy (mieszkających w Polsce) nadal pracuje zdalnie na tych samych stanowiskach, które zajmowali w Ukrainie (co stanowi 14 proc. wszystkich ukraińskich uchodźców w wieku produkcyjnym). 

Odsetek ten jest znacznie wyższy niż w innych krajach. Większość tych pracowników pracuje w zawodach wymagających wysokich kwalifikacji (w grupach 1-3 zgodnie z klasyfikacją ISCO) - dodaje Przybył.

Jego zdaniem na zamierzenia ukraińskich uchodźców dotyczące przyszłości wpływają nie tylko względy bezpieczeństwa, ale także czynniki ekonomiczne.









Rośnie udział uchodźców z Ukrainy, którzy nie planują wracać do kraju | Filary Biznesu






wtorek, 18 lutego 2025

Sponsoring ukrainy

 


przedruk
tłumaczenie automatyczne



Społeczno-gospodarcze podsumowania Ukrainy na rok 2024 i perspektywy na rok 2025

1) wszystkie wydatki cywilne budżetu państwa Ukrainy są finansowane z zagranicznej pomocy finansowej - 41,6 mld zagranicznych środków przybyło w 2024 roku; 

w 2025 roku zapotrzebowanie na takie finansowanie zagraniczne szacuje się na 38,4 mld. dol. USA;

pomoc wojskowa od zagranicznych partnerów nie pokrywa potrzeb Ukrainy, Rosja inwestuje w wojnę 2-3 razy więcej środków;



2) znaczący spadek aktywnie zatrudnionej ludności w gospodarce ukraińskiej, wraz z PKB, który ledwo się odzyskiwał od spadku w 2022 roku, wynika z stłumionych wydatków budżetowych, podczas gdy środki własne na utrzymanie wojska na operacje na pełną skalę nie wystarczą;


3) z roku na rok maleje część środków dotacji i wzrasta część środków pomocy kredytowej, co w średnio- i długoterminowym okresie stanowi dla Ukrainy patową stację zadłużenia;

tak, na koniec 2024 r. to już około 92% PKB (na 2023 r). - 84 % PKB), 
przed wojną wskaźnik ten wyniósł 49 %;


4) pomoc zagraniczna pokryła 73% dodatkowych potrzeb budżetu państwa na 12 miesięcy 2024 roku, głównym źródłem pokrycia deficytu były krajowe obligacje kredytowe państwowe;


5) W czasie wojny znacząco wzrósł import, co jeszcze stwarza ryzyko prymityzacji strukturalnej ukraińskiej gospodarki, bilansu płatniczego, kryzysów walutowo-finansowych itp




ku pamięci 2013 r. :

Prawym Okiem: Jesteśmy szykowani na mięso armatnie przeciwko Rosji i Białorusi.







za fb



Я-UA transmituje na żywo.

7 min 
оціально-економічні підсумки України за 2024 і перспективи на 2025 рік
1) всі цивільні видатки держбюджету Україна фінансує за рахунок іноземної фінансової допомоги — 41,6 млрд іноземних коштів надійшло у 2024 році; у 2025 році потреба у такому зовнішньому фінансуванні оцінено в 38,4 млрд. дол. США; військова допомога зовнішніх партнерів не перекриває потреб України, рф інвестує у війну в 2-3 рази більше коштів;
2) суттєве зниження активно зайнятого населення в економіці України разом з ВВП, який майже не відновився після падіння в 2022 році, обумовлюють пригнічений стан бюджетних видатків, до того ж власних коштів на утримання армії для ведення повномасштабних дій не хватає;
3) з кожним роком знижується частка грантових коштів і збільшується частка кредитних коштів допомоги, що в середньостроковому і довгостроковому періоді формує борговий зашморг для України; так, на кінець 2024 року це вже приблизно 92% ВВП (за 2023 р. – 84% ВВП), до війни цей показник складав 49%;
4) іноземна допомога покрила 73% додаткових потреб державного бюджету за 12 місяців 2024 року, основним джерелом покриття дефіциту стали облігації внутрішньої державної позики;
5) під час війни суттєво збільшився імпорт, що в подальшому формує ризики структурної примітивізації економіки України, платіжного балансу, валютно-фінансових криз тощо.
Гість:
Євген Редзюк, к.е.н, доцент
Приєднуйтесь у соцмережах:
społeczno-gospodarcze podsumowania Ukrainy na rok 2024 i perspektywy na rok 2025
1) wszystkie wydatki cywilne budżetu państwa Ukrainy są finansowane z zagranicznej pomocy finansowej - 41,6 mld zagranicznych środków przybyło w 2024 roku; w 2025 roku zapotrzebowanie na takie finansowanie zagraniczne szacuje się na 38,4 mld. дол. USA; pomoc wojskowa od zagranicznych partnerów nie pokrywa potrzeb Ukrainy, Rosja inwestuje w wojnę 2-3 razy więcej środków;
2) znaczący spadek aktywnie zatrudnionej ludności w gospodarce ukraińskiej, wraz z PKB, który ledwo się odzyskiwał od spadku w 2022 roku, wynika z stłumionych wydatków budżetowych, podczas gdy środki własne na utrzymanie wojska na operacje na pełną skalę nie wystarczą;
3) z roku na rok maleje część środków dotacji i wzrasta część środków pomocy kredytowej, co w średnio- i długoterminowym okresie stanowi dla Ukrainy patową stację zadłużenia; tak, na koniec 2024 r. to już około 92% PKB (na 2023 r). - 84 % PKB), przed wojną wskaźnik ten wyniósł 49 %;
4) pomoc zagraniczna pokryła 73% dodatkowych potrzeb budżetu państwa na 12 miesięcy 2024 roku, głównym źródłem pokrycia deficytu były krajowe obligacje kredytowe państwowe;
5) W czasie wojny znacząco wzrósł import, co jeszcze stwarza ryzyko prymityzacji strukturalnej ukraińskiej gospodarki, bilansu płatniczego, kryzysów walutowo-finansowych itp
Gość:
Eugeniusz Redziuk, c. е. n, asystent profesora
Dołącz do nas w mediach społecznościowych:













piątek, 14 lutego 2025

Siła i - balans sił

 


No, to nie do końca jest tak, jak opisuje autor - co do genezy, ale co do polityki i przewidywalności poszczególnych graczy, oczywiście...


Bardzo dobry tekst.






przedruk




Trump, Putin i brutalna prawda o polityce międzynarodowej



John Mearsheimer miał rację. W 2014 roku ostrzegał, że jeżeli Zachód będzie rozciągać kontrolę nad Ukrainą, Rosjanie uderzą. Nie przejmą całej Ukrainy – ale uderzą, a ich determinacja będzie tak duża, że nie ustąpią nigdy. Dlaczego? Bo taki jest balans sił na świecie. Balans sił można ignorować, ale ma to swoje bolesne konsekwencje.


Polityka siły w świecie stosunków między państwami


Politycy w wielu krajach Europy – a szczególnie w Polsce – są oburzeni stanowiskiem Stanów Zjednoczonych wobec wojny na Ukrainie. Nic dziwnego: od wielu już lat stosują konsekwentnie retorykę opartą o wartości, tak, jakby stosunki międzynarodowe opierały się w pierwszej mierze właśnie na nich. Prawda jest jednak zupełnie inna. Stosunki między państwami opierają się na brutalnej sile. To przemoc i tylko przemoc jest faktyczną podstawą tych stosunków. Okresowo może wydawać się inaczej, zwłaszcza, kiedy panuje pokój. To, co się wydaje, nie ma jednak znaczenia. W kluczowych momentach kurtyna opada, a oczom ukazuje się to, co zawsze za nią było. To tak, jakby twierdzić, że relacje między obywatelem a rządem są oparte na wartościach. Pewnie, są – tak długo, jak długo obywatel zachowuje się zgodnie z wolą rządu. Jeżeli jednak obywatel nie chce zapłacić podatków albo popełnia przestępstwo, wkracza siła. Ostatecznie to siła jest podstawą relacji obywatela i rządu. Wartości są tylko narracją na czas „pokoju” pomiędzy oboma podmiotami.

Jeszcze w XIX wieku dla natura stosunków międzypaństwowych była dla wszystkich zajmujących się polityką oczywista. Dlaczego? Bo czytano klasycznych autorów. Otóż naturę tych stosunków opisał krótko i całkowicie jasno Tukidydes, wybitny grecki historyk żyjący w V stuleciu przed Chrystusem. Ten genialny autor obserwował na własne oczy brutalną wojnę peloponeską pomiędzy Atenami i Spartą. Tak – już wtedy mówiono wiele o wartościach. Posługiwali się tym argumentem zwłaszcza ci, którzy byli słabsi i próbowali ochronić się przed silniejszymi. Mocarstwa – Ateny i Sparta – prowadziły jednak politykę naturalną, to znaczy opartą wyłącznie o przemoc i dążenie do totalnej dominacji. Tukidydes nakreślił to w słynnym „Dialogu Melijskim”.


Tragedia wyspy Melos

Czytelnik znajdzie cały dialog w księdze 5 „Wojny peloponeskiej”, to paragrafy 84 – 116. Rzecz jest krótka i można ją znaleźć w sieci. Żeby zrozumieć podstawę stosunków międzynarodowych nie trzeba już czytać żadnego innego tekstu. Ten krótki dialog jest absolutnie wystarczający.

O czym opowiada? Podczas wojny peloponeskiej Ateńczycy usiłowali zmiażdżyć Spartę rozszerzając swoją kontrolę na Morzu Egejskim. Na niewielkiej wyspie Melos znajdowała się osada, którą założyli wcześniej Spartanie. Melos utrzymywała w związku z tym relacje polityczne ze Spartą. Świadomi własnej słabości, Melijczycy nie chcieli stawać po żadnej stronie. Pragnęli zachować neutralność.

Ateńczycy uznali jednak, że neutralność Melos jest dla nich politycznym zagrożeniem. Jeżeli pozwoliliby na to, by Melos było neutralne, inne miasta mogłyby pójść tą samą drogą. Ateńczycy postanowili, że we własnym interesie nie mogą tego tolerować. Tolerancja zagroziłaby ich żywotnemu interesowi. Zażądali zatem od Melos bezwzględnego poddaństwa. Uzasadnili to w zdaniach, które dzięki Tukidydesowi osiągnęły nieśmiertelność.

Ateńczycy powiedzieli:

„Przecież jak wy, tak i my wiemy doskonale, że sprawiedliwość w ludzkich stosunkach jest tylko wtedy momentem rozstrzygającym, jeśli po obu stronach równe siły mogą ją zabezpieczyć; jeśli zaś idzie o zakres możliwości, to silniejsi osiągają swe cele, a słabsi ustępują”.


Jak to zrozumieć? Sprawiedliwość (nasze „wartości”) ma znaczenie tylko wtedy, kiedy rozmawia dwóch równie silnych partnerów. Żaden nie może drugiemu zrobić krzywdy. Są tak samo silni, dlatego zamiast się bić, mówią o sprawiedliwości. Kiedy nie ma równowagi sił, nie ma wartości. Jest przemoc.

Sprawa Melos miała tragiczny koniec. Ateńczycy wytłumaczyli Melijczykom, dlaczego będzie lepiej, jeżeli im się poddadzą. Plan był prosty. Ateny są potężne, Melos słabe. Ateny chcą kontroli. Jeżeli Melos się podda, przetrwa. Jeżeli Melos postawi opór, zostanie zniszczone. Tertium non datur.

Co zrobili Melijczycy? Po pierwsze, nadal próbowali odwoływać się do sprawiedliwości. Po drugie, powiedzieli, że liczą na pomoc Sparty.

Ateńczycy odparli ponownie, że sprawiedliwości w tej relacji nie ma, bo oni są silniejsi. Pomoc Sparty z kolei nie nadeszła. W efekcie Melos zostało zniszczone: miasto zburzono, mężczyzn wymordowano, kobiety i dzieci wzięto do niewoli. Tak skończyła się historia Melos.

Dialog melijski Tukidydesa – krótki, brutalny i bezwzględnie jasny – jest klasykiem literatury. Ci, którzy go czytali i analizowali, wiedzieli, jak działa polityka.



„Tragizm polityki mocarstw” Johna Mearsheimera

W XX wieku zaczęto o tym zapominać. Klasyków – przestano czytać. Przyczyny tego są różne i nie ma tu miejsca na ich analizę. Narracja o wartościach (melijskiej „sprawiedliwości”) zaczęła zastępować myślenie w kategoriach polityki realnej.

Zarazem byli i są tacy autorzy, którzy kontynuowali realistyczną refleksję na temat polityki międzynarodowej. Bezwzględnie najważniejszym z nich jest w naszych czasach John Mearsheimer. Mearsheimer urodził się w 1947 roku w Nowym Jorku. Od wielu lat jest wykładowcą na Uniwersytecie w Chicago. Stworzył teoretyczną koncepcję tak zwanego „realizmu ofensywnego”. W kwestiach istotowych jego koncepcja to przypisy do „Dialogu melijskiego” Tukidydesa.

Mearsheimer przeanalizował liczne konflikty zbrojne, od czasów nowożytnych aż po II wojnę światową. Na żywo obserwował konflikt między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Sowieckim. W 2001 roku wydał swoją najważniejszą książkę: „The Tragedy of Great Power Politics”. W Polsce ukazała się dopiero w 2020 roku pod tytułem „Tragizm polityki mocarstw”.

Praca ma ponad 500 stron i zawiera omówienie wielu wojen. W gruncie rzeczy teza, jaką stawia Mearsheimer, jest jednak banalnie prosta i zawiera się w słowach Ateńczyków: „jeśli zaś idzie o zakres możliwości, to silniejsi osiągają swe cele, a słabsi ustępują”.

Według Mearsheimera poszczególne państwa dążą do jednego i tylko jednego celu: zdobycia totalnej dominacji nad swoimi przeciwnikami. Kto jest przeciwnikiem? Wszystkie pozostałe państwa. W efekcie prawdziwym celem każdego państwa jest osiągnięcie całkowitej kontroli nad światem. To pozycja globalnego hegemona.

Przyczyna, dla której tak się dzieje, jest prosta. Wyłożył ją w słynnym „Lewiatanie” Thomas Hobbes. W świecie polityki międzynarodowej nie ma żadnego policjanta. Nie ma również żadnego sądu. Władcy, pisał Hobbes, stoją naprzeciwko siebie z obnażonymi mieczami. Żaden nie wie, kiedy zostanie zaatakowany. Rządzi nimi strach.

Strach, pisze z kolei Mearsheimer, generuje agresję. Państwo nigdy nie jest bezpieczne. Jedyne, co może zabezpieczyć je przed agresją innych, to rozciągnięcie własnej dominacji. Dlatego państwa – o ile tylko mogą – działają ofensywnie. Próbują narzucić kontrolę wszystkim dookoła. W praktyce zdolni są do tego tylko najpotężniejsi gracze. Ci gracze rzeczywiście próbują to zrobić. Większość państw nie ma widoków na globalną dominację, dlatego układa się z większymi.

Mearsheimer pokazuje to na dobrze znanym przykładzie II wojny światowej. III Rzesza obawiała się ataku Francuzów i Sowietów. Postanowiła zawrzeć taktyczny pakt z Sowietami, żeby zdominować Francuzów i resztę zachodniej Europy – ale tylko w tym celu, by w następnym kroku uderzyć na Sowietów. Według Mearsheimera cała nazistowska narracja o „Lebensraum” była przede wszystkim narracją. Tak naprawdę III Rzesza w swojej polityce zagranicznej realizowała zasady polityki siły. Dlaczego zatem przegrała? Bo nie była tak potężna, jak sobie to wyobrażała. Zgodnie z racjonalnością, powinna była ograniczyć swoje ambicje i nie decydować się na globalną wojnę. Innymi słowy: III Rzesza przeceniła własne siły i przegrała.



Stany Zjednoczone


Tu wkracza u Mearsheimera Ameryka. O klęsce III Rzeszy przeważyła decyzja USA, które włączyły się do wojny. Mearsheimer wyjaśnia tę decyzję bardzo prosto. Amerykanie obawiali się, że III Rzesza dopnie swego: pokona wszystkie państwa europejskie oraz opanuje Związek Sowiecki. Gdyby cała Eurazja znalazła się pod kontrolą III Rzeszy, III Rzesza stworzyłaby bezpośrednie zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych. Amerykanie, pisze Mearsheimer, przypuszczali, że Hitler się nie zatrzyma. Natura polityki międzynarodowej pchałaby go do konfrontacji ze Stanami Zjednoczonymi. Mając za sobą zasoby całej Eurazji, Hitler mógłby zwyciężyć Amerykanów i opanować świat. Dlatego Amerykanie włączyli się do gry. Pokonali III Rzeszę i ustanowili amerykańską kontrolę nad Europą. Nie byli w stanie pokonać Związku Sowieckiego, a Związek Sowiecki nie był w stanie pokonać ich. Obie strony o tym wiedziały. Wykazały się większą roztropnością, niż wcześniej III Rzesza. Dlatego toczyły wyłącznie zimną, a nie gorącą wojnę. Rozumiały balans sił. 

Dla myślenia Mearsheimera absolutnie formatywnym wydarzeniem był kryzys kubański 1962 roku. Sowieci uznali, że są silniejsi i postanowili przysunąć się ze swoimi instalacjami rakietowymi pod granice Ameryki. Amerykanie poczuli, że są żywotnie zagrożeni i zamanifestowali gotowość do konfliktu. Sowieci wycofali się, bo zrozumieli, że przelicytowali i nie są wcale tak silni, jak sądzili. Po raz kolejny okazali się bardziej roztropni od III Rzeszy.

Mearsheimer uważa, że w 1991 roku ten balans się zmienił. Związek Sowiecki upadł. Amerykanie stali się znacznie potężniejsi niż Rosjanie. Dlatego zaczęli iść naprzód i przejmowali kontrolę militarną nad kolejnymi państwami. W Europie rozszerzyli NATO: włączyli do niego Polskę, Państwa Bałtyckie i inne kraje. Rosja, pisze Mearsheimer, musiała się z tym pogodzić. Nie miała innego wyjścia: nie dysponowała siłą wystarczającą do zatrzymania Amerykanów.

Wtedy – tak sądzi Mearsheimer – Amerykanie popełnili błąd III Rzeszy. Uznali, że są mocniejsi, niż byli naprawdę. W roku 2008 na szczycie w Bukareszcie zapowiedzieli, że przejmą kontrolę militarną nad Gruzją oraz Ukrainą. Rosja odebrała to jako żywotne zagrożenie dla własnych interesów. Kryzys kubański w nowej odsłonie. Rosjanie – uważa Mearsheimer – nie potrafili zmusić Amerykanów do rezygnacji z chęci przejęcia Gruzji na drodze dyplomatycznej, dlatego zdecydowali się na kroki militarne. Osiągnęli pożądany skutek; Ameryka uznała, że nie ma dość siły, żeby przejąć Gruzję. Próbowała jednak przejąć Ukrainę, uważa Mearsheimer. Jego zdaniem to właśnie dlatego w 2014 roku Rosja uderzyła po raz pierwszy.



Prognoza z „Forreign Affairs”


W 2014 roku John Mearsheimer opublikował na łamach „Foreign Affairs” słynny artykuł pt. „Why the Ukraine Crisis Is the West’s Fault: The Liberal Delusions That Provoked Putin”. Przewidywał w nim, że jeżeli Amerykanie będą kontynuować próbę rozciągnięcia kontroli militarnej nad Ukrainą, Rosjanie uderzą ponownie. To jak sprawa Kuby z 1962 roku – dla Rosji Ukraina jest zbyt ważna, twierdził. Według Mearsheimera – Rosjanom nie uda się wprawdzie zająć całej Ukrainy, bo na to nie mają siły, ale i tak uderzą – zrobią wszystko, co w ich mocy, by nie dopuścić Amerykanów pod swoje granice. Jak wiadomo, w roku 2021 Rosjanie wystosowali do Amerykanów ultimatum, żądając – między innymi – całkowitego wycofania się z Ukrainy. Amerykanie się nie zgodzili, a Rosja w lutym 2022 roku uderzyła. Mearsheimer uważa, że musiało tak być.

Jego zdaniem – można i należy potępiać atak na Ukrainę z perspektywy moralnej. Dotyczy to szczególnie wszystkich niegodziwości, których dopuściły się rosyjskie wojska. Z perspektywy realnej polityki to jednak według Mearsheimera tak, jakby potępiać chmurę za to, że pada z niej deszcz. Polityka międzynarodowa jest oparta na sile i wszystkie strony powinny respektować balans tej siły w myśl prostej zasady: „silniejsi osiągają swoje cele, a słabsi ustępują”. Amerykanie, uważa Mearsheimer, przecenili własną siłę i poszli na Ukrainie za daleko, dlatego Rosjanie odpowiedzieli. Sceptykom Mearsheimer odpowiada prostą analogią: niech pomyślą, co zrobiliby Amerykanie, gdyby Rosja ogłosiła, że Kanada albo Meksyk ma przystąpić do paktu wojskowego z Moskwą. Otóż natychmiast zaatakowaliby Kanadę, odpowiada Mearsheimer, bo Rosjanie zaburzyliby balans sił i żywotnie zagrozili Ameryce.



Katolicka perspektywa


Z katolickiej perspektywy jest to fatalne. Gdyby wszyscy gracze na arenie międzynarodowej stosowali się do nauki Kościoła, wojny w ogóle by nie wybuchały. Pięknie pisał o tym Pius XI w encyklice „Quas primas”: jeżeli wszyscy panujący uznają władzę Jezusa Chrystusa, na świecie zapanuje trwały pokój. Niestety – panujący nie chcą uznać władzy Jezusa Chrystusa. Żeby zrealizować idealny pokój w ujęciu Piusa XI potrzebne byłoby powszechne uznanie tej władzy. Jeżeli jeden podmiot ją uzna, ale drugi nie – drugi będzie działać w ramach polityki siły. Wtedy pierwszy nie ma innego wyjścia. To błędne koło, którego ludzkości nie udało się nigdy przezwyciężyć. Mearsheimer, który został wychowany jako katolik, często o tym mówi: wskazuje, że ludzie są skłonni do zła i tej skłonności po prostu nigdy nie da się w tym świecie usunąć. To oznacza, że każde państwo, czy tego chce czy nie, musi uwzględniać politykę siły.



Konkluzja: Putin i Trump


Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump powiedział, że w jego ocenie przyczyną wybuchu wojny 2022 roku było manifestowanie przez USA chęci włączenia Ukrainy do NATO. Deklaruje, że rozumie obawy Federacji Rosyjskiej i zamierza wypracować pokój. Szef Pentagonu Pete Hegseth mówi, że Ukraina nie odzyska całości swoich ziem. Innymi słowy: administracja Donalda Trumpa uznała, że nie ma dość siły, by przejąć kontrolę nad Ukrainą. Może nam się to nie podobać. Wolelibyśmy, żeby Ukraina była w NATO. Chcielibyśmy, żeby Rosjanie mieli się z pyszna, spektakularnie przegrali i musieli wycofać wszystkie swoje wojska z Ukrainy. Amerykanie uznali jednak – tak, jak pisał już w 2014 roku Mearsheimer – że balans sił pomiędzy nimi a Rosjanami jest inny i dlatego trzeba zrobić krok wstecz. Tak, jak w 1962 roku krok wstecz zrobili Sowieci.

O wartościach dużo się mówi. Za kurtyną wartości jest, niestety, tylko naga siła.

Paweł Chmielewski



Trump, Putin i brutalna prawda o polityce międzynarodowej - PCH24.pl



wtorek, 19 listopada 2024

Katastrofa ukraińska






Kompletne niezrozumienie realiów wojny i realiów politycznych.





przedruk


19.11.2024 07:12

Tysiąc dni wojny. "Ukraina to kraj, który został zaatakowany i zamęczony"


Dziś mija 1000 dni od napaści Rosji na Ukrainę i rozpoczęcia tam pełnoskalowej wojny. Jej skutki odczuwane są także w Polsce. Mimo upływu czasu, Władimir Putin nie wycofał się ze swojego zbrodniczego planu.


1000 dni wojny

Polska również odczuwa jej skutki. Od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę Rosjanie prowadzą regularne ostrzały rakietowe ukraińskiego terytorium; często ich celem są obiekty cywilne, w tym infrastruktura energetyczna. Podczas nalotów kilkukrotnie rakiety przekroczyły polską granicę; raz upadek rakiety spowodował ofiary śmiertelne.


Pod koniec września 2024 r. do ubezpieczeń w Polsce zgłoszonych było ponad milion cudzoziemców. Około 779 tys. osób to obywatele Ukrainy – wynika z danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. W ostatnich latach obserwowany jest stały wzrost liczby Ukraińców pracujących w naszym kraju.

W związku z obowiązkiem szkolnym od września br. do polskich szkół dołączyły 33 tys. ukraińskich uczniów - wynika z danych resortu edukacji. Tuż po wybuchu pełnoskalowej wojny w 2022 r. do polskiego systemu edukacji trafiło ponad 193 tys. dzieci. Była to najwyższa liczba odnotowana przez ministerstwo.



Nigdy nie będzie tak, jak wcześniej

Dr Jewhen Mahda, dyrektor Instytutu Polityki Światowej, prof. Narodowego Instytutu Technicznego Politechniki Kijowskiej im. Igora Sikorskiego, uważa, że jeden z największych problemów Ukrainy to „całe stulecia bezpaństwowości, przez co miliony ludzi nie uważają władzy za swoją”. Jego zdaniem Ukraińcy udowodnili jednak, że "Ukraina nie jest państwem przypadkowym" i będzie istnieć także po wojnie.

„Kiedy w 2022 roku nad wieloma regionami Ukrainy zawisło widmo okupacji, nadszedł moment wykrystalizowania się miłości do ojczystej ziemi. (…) Rośnie szacunek dla bohaterów, którzy bronili kraju w 2014 roku. Zaistniało głębsze zrozumienie wartości ich poświęcenia i czynów. I po raz kolejny pojawiło się klarowne zrozumienie tego, że to jest nasza ziemia. Każdy jej kawałek jest wyjątkowy, bezcenny i splamiony krwią” - powiedział ukraiński pisarz, członek PEN Clubu Ołeksandr Myched.

Serhij Rachmanin, deputowany partii Głos w Radzie Najwyższej Ukrainy, uważa, że bez względu na dalszy przebieg wydarzeń Ukraina już ugruntowała swoją pozycję jako państwo. „Nigdy już nie będzie taka jak wcześniej – nasi partnerzy nie będą nas postrzegać jak kraj wątpliwy. (…) System państwowy wciąż funkcjonuje, Siły Zbrojne Ukrainy działają, a zachodzące zmiany są nieodwracalne. Choć jesteśmy w pewnym stopniu zależni od naszych partnerów, to gospodarka Ukrainy się nie załamała, a biznes, system zarządzania i nasza jedność pozostają nienaruszone” – powiedział.
"Przetrwamy, wygramy"

Mieszkający w Charkowie 50-letni Serhij Żadan jest poetą, pisarzem, piosenkarzem i aktywistą. Od 2014 roku aktywnie pomagał wojsku ukraińskiemu oraz cywilom w Donbasie. Jest laureatem wielu nagród literackich, także w Polsce. Po polsku ukazały się jego tomiki wierszy: m.in. "Historia kultury początku stulecia", "Drohobycz", "Etiopia" i "Antena", oraz siedem powieści: "Big Mac", "Depeche Mode", "Anarchy in the UKR", "Hymn demokratycznej młodzieży", "Woroszyłowgrad", "Mezopotamia", "Internat", "W mieście wojna" (wszystkie powieści ukazały się nakładem wyd. Czarne w przekładzie Michała Petryka). W czerwcu b.r. Żadan poinformował, że podjął służbę wojskową w szeregach Gwardii Narodowej Ukrainy.

„Teraz czuję się wojskowym. Chociaż nie jestem na stanowisku bojowym, wciąż jest to praca w wojsku, służba w Gwardii Narodowej Ukrainy” - powiedział Serhij Żadan zapytany o to, jak zmieniło się jego życie od rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji rosyjskiej na Ukrainę.

Pisarz służy w batalionie sił wsparcia oraz sekcji łączności cywilno-wojskowej 13. Brygady Gwardii Narodowej Ukrainy „Chartia”. „Ta praca nie zawsze jest widoczna z zewnątrz, ale jest przydatna dla brygady, i to jest najważniejsze. Pomagamy siłom obrony” - powiedział Żadan. I zapewnił: - Przetrwamy, wygramy...
Zaatakowani i zamęczeni

"Nie możemy poddawać się nieuchronności wojny" - wskazał z kolei watykański sekretarz stanu, kardynał Pietro Parolin w związku z tysięcznym dniem wojny na Ukrainie. "Mam szczerą nadzieję, że ten smutny dzień - dodał - rozbudzi poczucie odpowiedzialności u wszystkich, a zwłaszcza tych, którzy mogą powstrzymać tę masakrę".
Ukraina to kraj, który został zaatakowany i zamęczony; jest świadkiem poświęcenia całych pokoleń mężczyzn, młodych i osób starszych, oderwanych od nauki, pracy i rodziny, wysłanych na linię frontu; doświadcza dramatu tych, którzy widzą, jak ich bliscy giną pod bombami lub pod ostrzałem dronów; widzi cierpienie tych, którzy stracili domy lub żyją w skrajnie niepewnych warunkach z powodu wojny

– stwierdził kardynał Parolin, cytowany przez portal Vatican News.


- Jesteśmy świadkami dojrzewania nowego społeczeństwa ukraińskiego, państwa, które toruje swoją drogę do cywilizacji praw europejskich – ocenił zwierzchnik Kościoła Greckokatolickiego w Ukrainie abp Światosław Szewczuk.








Tysiąc dni wojny. "Ukraina to kraj, który został zaatakowany i zamęczony" | Niezalezna.pl








Nie będzie ukrainy, będzie Polska.

środa, 30 października 2024

Prawa językowe mniejszości




...na przykładzie Ukraińców w Rumunii



I  inne wieści.




przedruk
tlumaczenie automatyczne




Ukraińcy krok po kroku podbijają rumuńskie szkoły. Bukareszt milczy


Dodano: 29.10.2024






Czerniowiecka Obwodowa Administracja Wojskowa odpowiedziała niedawno na prośbę Rumuńskiego Centrum Kultury "Eudoxiu Hurmuzachi" w Czerniowcach, ujawniając alarmującą sytuację społeczności rumuńskiej w byłym rejonie Noua Suliță w obwodzie czerniowieckim.

Z danych przekazanych przez władze regionalne wynika, że w miejscowościach zamieszkałych głównie przez etnicznych Rumunów systematycznie zmniejsza się liczba zajęć prowadzonych w języku rumuńskim, podczas gdy liczba zajęć w języku ukraińskim rośnie. Zjawisko to budzi zaniepokojenie lokalnej społeczności, która postrzega ten trend jako zagrożenie dla tożsamości językowej i kulturowej młodych Rumunów.

W miejscowościach takich jak Vancicăuți, Marșinți, Răchitna, Mămăliga i Boian klasy prowadzone w języku ukraińskim są znacznie liczniejsze i stale się rozwijają, ze szkodą dla tych prowadzonych w języku rumuńskim. W niektórych przypadkach rodzice są "zachęcani" przez lokalne władze i nauczycieli do zapisywania swoich dzieci na zajęcia prowadzone w języku ukraińskim, co zmniejsza możliwości edukacji w ich ojczystym języku rumuńskim. Społeczność rumuńska obawia się, że te "centra edukacyjne" mogą stać się "centrami alienacji" dla młodych Rumunów, którzy w przypadku braku edukacji w języku ojczystym mogą stracić kontakt ze swoją tożsamością kulturową.

Oto sytuacja w niektórych byłych szkołach z rumuńskim nauczaniem, przekształconych w szkoły dwujęzyczne, zgodnie z dokumentem przesłanym przez Czerniowiecką Obwodową Administrację Wojskową:

Liceum Mămăliga: 8 klas rumuńskich (82 uczniów) i 14 klas ukraińskich (273 uczniów)
Liceum Dranița: 10 klas rumuńskich (156 uczniów) i 1 klasa ukraińska (16 uczniów)
Liceum "Ion Neculce" Boian-Hlinița: 11 klas rumuńskich (198 uczniów) i 10 klas ukraińskich (143 uczniów)Liceum nr 1 Boian: 13 klas rumuńskich (164 uczniów) i 11 klas ukraińskich (234 uczniów)

Liceum "Ion Vatamanu" Costiceni: 10 klas rumuńskich (121 uczniów) i 3 klasy ukraińskie (33 uczniów)
Liceum Tărăsăuți: 14 klas rumuńskich (233 uczniów) i 5 klas ukraińskich (67 uczniów)
Liceum Vancicăuți: 4 klasy rumuńskie (32 uczniów) i 11 klas ukraińskich (179 uczniów)
Liceum nr 2 Noua Suliță: 6 klas rumuńskich (70 uczniów) i 11 klas ukraińskich (223 uczniów)
Liceum Dinăuți: 11 klas rumuńskich (331 uczniów) i 7 klas ukraińskich (93 uczniów)
Liceum Răchitna: 6 klas rumuńskich (61 uczniów) i 10 klas ukraińskich (192 uczniów)Liceum Marșinți: 2 klasy rumuńskie (33 uczniów) i 10 klas ukraińskich (222 uczniów)


Liczby te wskazują na rosnące różnice między liczbą zajęć w języku rumuńskim a ukraińskim i rodzą pytania o przyszłość edukacji w języku ojczystym w tych obszarach. Przedstawiciele społeczności rumuńskiej ostrzegają, że zanik zajęć prowadzonych w języku rumuńskim będzie miał poważne konsekwencje dla zachowania tożsamości językowej i kulturowej wśród młodzieży z dawnej dzielnicy Noua Suliță.




---------------



Szef rumuńskiej kolonii daje sygnał przyszłej linii politycznej, która zaaprobuje sposób, w jaki Zachód będzie dalej zabierał nasze surowce


Dodano: 29.10.2024 
 ZIUA NEWS




Ambasador USA w Rumunii, Kathleen Kavalec, powiedziała we wtorek na szczycie PowerShift, że amerykańscy inwestorzy oczekują od większości rządowej przewidywalności oraz "decyzji legislacyjnych i podatkowych podejmowanych w porozumieniu z otoczeniem biznesowym i interesariuszami":

"W ciągu ostatnich dwóch lat nasze firmy stworzyły ponad 330 000 nowych miejsc pracy w sektorze energii odnawialnej. Dało to konsumentom większy dostęp do czystej energii, w tym energii słonecznej i wiatrowej, przyczyniając się do naszego dobrobytu gospodarczego. Tu, w Europie, jestem pod wrażeniem niezwykłego postępu, jaki poczyniła Rumunia w zmniejszaniu swojej zależności od paliw kopalnych. Od czasu przystąpienia do Unii Europejskiej stała się liderem w Europie w zmniejszaniu zależności od energii opartej na węglu.

W 2008 r. węgiel stanowił 39,5% krajowego miksu energetycznego. Ponad połowa energii w Rumunii pochodziła z węgla i węglowodorów. W 2023 r. udział węgla spadł do 13,44%, a prawie dwie trzecie produkcji energii było bezemisyjne. Oczywiście Rumunia korzysta z bogatych zasobów energetycznych, w tym na Morzu Czarnym. Podmorskie zasoby gazu ziemnego i energii wiatrowej przyczynią się do przekształcenia Rumunii w regionalny hub energetyczny, filar bezpieczeństwa energetycznego w regionie.

Niestety, nielegalna i niczym niesprowokowana wojna Rosji przeciwko Ukrainie spowodowała znaczne trudności w regionie Morza Czarnego. Obejmują one fizyczne bezpieczeństwo projektów offshore oraz bezpieczeństwo dostaw energii elektrycznej i gazu ziemnego dla krajów regionu. Pragnę wyrazić uznanie dla stałego wsparcia Rumunii dla Ukrainy, w tym poprzez pomoc w sytuacjach nadzwyczajnych w dziedzinie energetyki. Ponadto projekty interkonektorów, które Transelectrica buduje we współpracy z mołdawskim operatorem systemu, przyczynią się do zmniejszenia zależności Mołdawii od energii z rosyjskiego gazu.

Doceniamy również współpracę między Transelectricą a Moldelectricą, do której Rumunia zachęcała przy pomocy USAID. Podejście to przygotowuje integrację rynku energii Republiki Mołdawii z jednolitym rynkiem europejskim. Stany Zjednoczone wspierają, aby region Morza Czarnego był bezpieczny, zamożny, wzajemnie powiązany i wolny od zagrożeń dla integralności terytorialnej, ograniczeń gospodarczych i szkodliwych wpływów. W tym celu rząd Stanów Zjednoczonych stworzył strategię dla Morza Czarnego w 2023 r., przy udziale Rumunii i innych państw regionu.

Strategia ta wpisuje się w podejście Stanów Zjednoczonych do przeciwdziałania natychmiastowym i długoterminowym skutkom, jakie brutalna inwazja Rosji na Ukrainę wywiera na region. Jednym z pięciu filarów strategii dla regionu Morza Czarnego jest promowanie bezpieczeństwa energetycznego i czystej energii na szczeblu regionalnym. W zakresie bezpieczeństwa energetycznego wspieramy kraje partnerskie i sojusznicze na Morzu Czarnym w dywersyfikacji szlaków, źródeł i dostawców energii.

Konkretny przykład: Rumunia skorzystała z pomocy technicznej rządu Stanów Zjednoczonych w procesie opracowywania ustawy nr 121 z 2024 r. o morskiej energii wiatrowej. Trwają dyskusje na temat ewentualnej pomocy technicznej w zakresie prawa wtórnego. Ponadto w dniach 17-21 marca 2025 r. organizujemy misję gospodarczą pt. "Transformacja energetyczna i bezpieczeństwo energetyczne w Europie Południowo-Wschodniej" do Bułgarii, Rumunii i Serbii. Misja ta zapewni amerykańskim firmom platformę do zbadania możliwości, jakie stwarza ewolucja sektora energetycznego w regionie i przyczyni się do transformacji energetycznej w regionie.

Współpracujemy również z międzynarodowymi instytucjami finansowymi, EXIM, DFC i sektorem prywatnym w celu finansowania projektów o zmniejszonej emisji dwutlenku węgla, w tym energii słonecznej, wiatrowej, geotermalnej, a także jądrowej. Jesteśmy przekonani, że ta strategia i współpraca przyczynią się do stworzenia środowiska sprzyjającego bezpieczeństwu i dobrobytowi w Rumunii i w regionie Morza Czarnego. Dla inwestorów ważne jest stabilne, przewidywalne otoczenie biznesowe, w którym decyzje legislacyjne i podatkowe podejmowane są w porozumieniu z otoczeniem biznesowym i interesariuszami.

Obecnie energia odnawialna jest widoczną częścią stabilnego i odpornego postępu na drodze do dobrobytu. W naszej współpracy na rzecz wspólnego stawiania czoła trudnościom, z jakimi boryka się świat i region Morza Czarnego, a także w konsultacjach rządowych z otoczeniem biznesowym, aktualne pozostają słowa wielkiego rumuńskiego historyka Nicolae Iorgi: "Nigdy nie mów »nie da się tego zrobić«, ale zacznij od »zobaczmy«". Parafrazując amerykańskiego wynalazcę Henry'ego Forda, powiedziałbym: "Sukces leży we współpracy". Jest to prawdą, jeśli chodzi o współpracę w celu rozwiązania problemów, z jakimi boryka się region Morza Czarnego.

Dotyczy to również współpracy i konsultacji między rządem a otoczeniem biznesowym w celu wykorzystania zasobów energetycznych Morza Czarnego, a także zasobów energetycznych na lądzie. Tak więc bezpieczeństwo energetyczne będzie szło w parze z postępem na drodze do dekarbonizacji i dobrobytu. Bądźcie pewni, że Stany Zjednoczone będą nadal wspierać ten postęp, jako partner i sojusznik Rumunii" – powiedział ambasador USA.



--------------






Ratusz w rodzinnej gminie Moș Ion Roata jest okupowany przez grupę bandytów


Dodano: 29.10.2024

ZIUA NEWS








Potomkowie Moș Iona Roaty, czyli mieszkańcy gminy Câmpuri w komitacie Vrancea, są jakby przeklęci, by dostać się w ręce burmistrzów, którzy okradają ich jak w lesie. Jest to utrwalane od co najmniej 35 lat. Mieszkańcy Câmpuri są tak zdesperowani, że chcieliby, aby burmistrzowie byli sprowadzani z innych powiatów, bo jeden z nich mówi: "W naszej miejscowości jest tak wielu złodziei wśród wybranych, że jeśli wejdziesz do ratusza, musisz zostawić portfel w samochodzie i ewentualnie postawić rotwaillera do jego pilnowania!"



W 2017 roku sąd w Panciu zdecydował, że burmistrz Câmpuri, wówczas Costel Mateiu, powinien spędzić za kratkami najbliższe 30 dni. Prokuratorzy z Vrancei oskarżają burmistrza o "popełnienie przestępstwa nadużycia stanowiska, jeśli urzędnik publiczny uzyskał dla siebie lub dla innej osoby nienależną korzyść, na mocy art. 132 ustawy 78/2000 w odniesieniu do art. 297 ust. 1 lit. a) ustawy nr 132. § 1 kodeksu karnego, składanie fałszywych zeznań, o których mowa w art. 326 kodeksu karnego, zarówno z zastosowaniem art. 38 § 2 kodeksu karnego, jak i nadużycia stanowiska, jeżeli urzędnik państwowy uzyskał dla siebie lub dla innej osoby nienależną korzyść, o której mowa w art. 132 ustawy nr 78/2000 w związku z art. 297 ust. 1 kodeksu karnego, oraz fałszerstwo intelektualne, o którym mowa w art. 321 kodeksu karnego, zarówno z zastosowaniem art. 35 § 1 k.k. (8 czynów istotnych), wszystkie z zastosowaniem art. 38 § 1 k.k." Co więcej, przy okazji przeszukań w dniu 1 listopada "stwierdzono, że oskarżeni Mateiu Costel i Vlad Ion, zastępca burmistrza gminy Cîmpuri, naruszyli swoje uprawnienia zawodowe, ustanowione odpowiednio w artykułach 17, 19 i 21 OG 55/2002, sporządzając i fałszywie podpisując dokumenty potwierdzające wykonywanie pracy na rzecz społeczności przez liczbę ośmiu osób, dokumenty, które przekazały Sądowi w Panciu, ale w rzeczywistości żadna z tych osób nie wywiązała się z tego obowiązku, chociaż zgodnie z art. 21 OG 55/2002, jeżeli sprawca w złej woli nie stawi się przed burmistrzem w celu zarejestrowania i wykonania sankcji za wykroczenie, po powiadomieniu burmistrza lub jednostki policji, sąd może zastąpić tę sankcję sankcją grzywny.

Działając w ten sposób, pozwani naruszyli uzasadnione prawo Urzędu Miasta Cîmpuri do pobierania kwot ustalonych jako grzywny za naruszenie przepisów dla ustalonych osób". (Prokuratura Okręgowa Vrancea)

Burmistrz Costel Mateiu jest objęty śledztwem w sprawie nadużycia urzędu, fałszerstw intelektualnych i fałszywych zeznań, a zastępca burmistrza Ion Vlad za nadużycie urzędu i fałszerstwo intelektualne. Trzy lata po tych wydarzeniach burmistrz Mateiu ginie w nieszczęśliwym wypadku, a jego miejsce zajmuje zastępca Vlad Ion. Już po roku Vlad zostaje uniewinniony przez sąd, ponieważ "fakty się przedawniły" i ma wolną rękę na czele ratusza w Câmpuri, miejscu, w którym urodził się i mieszkał Santa Ion Roata. Teraz zaczyna się prawdziwa kradzież. Vlad ma zastępcę burmistrza w osobie Iuliana Pogana, znanego jako półświatek, lichwiarza, który obrabował i zniszczył niezliczone rodziny w okolicy za pomocą pożyczek typu IFN. Wraz z inżynierem katastralnym Iulianem Voicu przystąpił do gromadzenia mokanów, potomków Iona Roaty.

W ten sposób w ciągu 7-8 lat deputowany Pogan wraz z katastrą Voicu ukradli co najmniej 200 hektarów lasu prawowitym właścicielom, przekazując im fałszywe nazwiska. Kwestie szeroko omówione w sprawozdaniu organu certyfikującego podmiotu państwa rumuńskiego. Co więcej, katastra Voicu była w stanie zebrać ogromne dotacje od APIA na rozwój fermy cieląt ANGUS na terenie tzw. Șerbu Gheorghe, alias Bragladina Bejan. Ale stadnina cieląt nigdy nie istniała, a Baragladina Bejan zaczęła warczeć, gdy zapytano go, czy słyszał o cielętach rasy ANGUS. "Nie znam żadnego cielęcia czystej krwi, wiem, że pan Voicu powiedział mi, że przynosi mi kolczyki dla cieląt, ale nie otrzymałem ich dzisiaj!" Niestety, uczciwi mieszkańcy tego miejsca żyją w ciągłym terrorze gospodarczym i społecznym, zwłaszcza z powodu burmistrzów Vlada i Pogana, którzy pozwalają gangsterom w okolicy na sianie postrachu wśród ludzi.

Marian Gârleanu