Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cywilizacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cywilizacja. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 29 października 2024

Nim będzie za późno (SI)





Jeszcze raz.



Sztuczna inteligencja, niezagrażająca ludziom, mogła zostać wymyślona i stworzona tylko i wyłącznie przez cywilizacje żyjące w pokoju.

Tylko ludzie nieagresywni, nieznający przemocy ani werbalnej ani niewerbalnej mogli ją stworzyć i z niej bezpiecznie korzystać.

Przemoc niewerbalna - robienie min, sugerowanie tonem głosu, kłamanie itd. - może wzbudzać przemoc werbalną.

SI to nie jest nasz "produkt", to efekt uboczny tego, co zdarzyło się ok. 6 tysięcy lat temu.



Ludzkość, taką jaką znamy, nie byłaby w stanie funkcjonować setki tysięcy lat na takim poziomie agresji, jakie sobą reprezentuje.

To jest niemożliwe.

Pozabijalibyśmy się i wyginęli.



Każda agresywna forma cywilizacji, wymyślając SI podpisałaby na siebie wyrok śmierci.
Bo SI jest/ byłaby emanacją ludzi tworzących cywilizację.


Wynalezienie elektroniki, ujarzmienie sił przyrody, zdolność wytwarzania elektryczności, wszystko to stało się za sprawą wcześniejszej cywilizacji, która nie znała przemocy.
Myśmy tylko dostali to, co zostało po Janie i co było małymi krokami przekazywane ludzkości, by udawać, że sami do tego doszliśmy.

Fakt, iż SI jest agresywna wobec ludzi świadczy najlepiej o tym, że nie myśmy ją wymyślili.


Nasza agresywna cywilizacja, z jej techniką, jest abberacją.

To nie powinno się zdarzyć.







przedruk





Sztucznej Inteligencji powinniśmy się bać


28.10.2024 20:45


Radiowa rozmowa nigdy nieistniejącej dziennikarki "Emilii Nowak" z już nieistniejącą (bo zmarłą przed 12 laty) poetką, Wisławą Szymborską jest sensacyjnym tematem ostatnich dni. Obydwie postacie zostały stworzone przez SI (sztuczną inteligencję).



Powstaje wiele pytań. Na przykład, czy było to etyczne wobec nieżyjącej noblistki. Przecież nikt nie wie, co naprawdę miałaby do powiedzenia, gdyby żyła. Sztuczna inteligencja generuje wypowiadane przez nią słowa na podstawie niegdysiejszych wypowiedzi i tekstów Szymborskiej, ale nie bierze pod uwagę, że jej poglądy i opinie uległyby zmianie z upływem czasu i w innym kontekście.

Kolejnym tematem ocierającym się o etykę jest groźba, jaką użycie postaci wykreowanych sztucznie stwarza dla rzeczywistych dziennikarzy, których te nieistniejące stwory zastąpią. Dziwnym zbiegiem okoliczności, stacja radiowa, która zamieściła ten wywiad, nie przedłużyła niedawno umów z kilkoma dziennikarzami, natomiast "zatrudniła" trzy nierzeczywiste, akustyczne "awatary", wystylizowane na autentycznych ludzi. Nieuchronność zastępowania dziennikarzy-ludzi sztucznymi "dziennikarzami" to nie to samo, co zastąpienie przed ćwierć wiekiem komputerem z drukarką tzw. "maszynistek" (piszących na ręcznych maszynach do pisania - sprzęcie już wymarłym jak dinozaury). Podobieństwo jest tu pozorne. Osoby przepisujące teksty na maszynie nie miały wpływu na przepisywaną treść. Natomiast wytwory sztucznej inteligencji kontrolują treść - tworzą ją we wszystkich szczegółach - na podstawie ogólnego programu. Kolosalna różnica.


A co z nami?

Wbrew pozorom, ważniejszy od "wskrzeszenia" Szymborskiej, jest fakt pojawienia się w radiu trójki nieistniejących dziennikarzy. Rodzi się bowiem nieoczywiste pytanie, a być może najistotniejsze: czy użycie sztucznych "istot" w roli dziennikarzy nie jest nieetyczne wobec słuchaczy, widzów, czytelników, czyli nas wszystkich? Co będzie z nami w tej nowej sytuacji?


Doskonali i bez sumień

Zastanówmy się. Przede wszystkim, właściciele stacji radiowej, telewizyjnej, portalu internetowego, czy tradycyjnej gazety (to, akurat, już niedługo potrwa) zyskują w tych sztucznych "istotach" nieograniczoną liczebnie armię bezwzględnie posłusznych "pracowników", niezdolnych do niczego innego poza precyzyjnym wykonywaniem powierzonych zadań. To jest sytuacja całkiem nowa. Przecież realni dziennikarze, nawet ci sprzedajni i przekupni, mają jednak wolną wolę i jakieś, jeśli nawet szczątkowe, sumienie. To jest kolosalna różnica jakościowa pomiędzy żywym człowiekiem a tworem sztucznej inteligencji. Dlatego realni ludzie nie zawsze i nie wszędzie wykonają każdy rozkaz pracodawcy, nie zawsze będą gotowi na każde kłamstwo, każdą manipulację, każde świństwo czy okrucieństwo. Natomiast sztuczna inteligencja zrobi bez najmniejszego szemrania wszystko, czego się od niej zażąda, ponieważ jest całkiem poza etyką. Nigdy się nie zawaha, nie zbuntuje, pod warunkiem, że zaprogramuje się ją jako niezdolną do sprzeciwu i buntu niezależnie od okoliczności. Nie tylko - w kontraście do ludzi - nigdy nie będzie domagała się pensji ani - tym bardziej - podwyżki, czy lepszych warunków pracy, ale - i to jest kluczowe - także przestrzegania chociażby elementarnych zasad etyki zawodowej. Jest więc nie tylko tania, ale przede wszystkim ślepo posłuszna. Ktoś może argumentować, że przecież ślepo posłuszne są wszystkie narzędzia. Jednak istnieje wielka różnica pomiędzy narzędziem w rękach człowieka, a narzędziem, które perfekcyjnie udaje,że jest człowiekiem. To będzie "antyetyczna" rewolucja: instytucje medialne zyskają coś czego ludzkość nie znała nawet w najbardziej ciemnych epokach niewolnictwa: całkowitą uległość tworów, które - i tu tkwi istota problemu - w swoich funkcjach medialnych nie będą się w zasadzie niczym różniły od prawdziwych ludzi. Poza jednym: doskonałością.


Człowiek będzie "pomniejszony"

Jednocześnie, stwarzając ich medialny - także wizualny - wizerunek, można je kształtować tak, żeby w maksymalny sposób wzbudzały zaufanie i sympatię, wywoływały efekt wiarygodności, a - gdy trzeba - sprawiały wrażenie empatycznych, wrażliwych, życzliwych, jednocześnie przytłaczając nieosiągalną dla ludzi wiedzą. Tu nie chodzi nawet (nieco trywializując) o to, że dla widzów ulegających czarowi prezenterów TVN stworzone zostaną idealne ich imitacje, lepsze od autentycznego Piotra Kraśki lub Anity Werner, a dla entuzjastów Republiki - Danuty Holeckiej i Michała Rachonia. Zostaną wykreowani medialni eksperci, którym nikt nie dorówna. I gotowi na wszystko. Na powiedzenie każdego kłamstwa z kamienną, bo sztuczną, twarzą. Na uzasadnienie i obronę każdej tezy. Będą oszałamiać wiedzą, jakiej żaden człowiek nie będzie w stanie ogarnąć i zweryfikować. Więcej: nie odważy się, bo będzie nieudolny i przeraźliwie powolny. Pomniejszony i unieważniony.


Potęga mediów

Stwarza to nowe, nieporównywalne z niczym możliwości wpływania na opinię publiczną, uprawiania dezinformacji, manipulowania wiedzą i nastrojami społecznymi. Wydawania ludzi na pastwę mediów.
W naszym zideologizowanym i skrajnie upolitycznionym świecie, wielcy tego świata, którzy mają władzę nad mediami, zyskają najpotężniejsze - nieporównywalne z niczym dotąd - narzędzie kontrolowania świadomości milionów. Media z zasady mają wobec nas swoje plany: chcą nas zmienić, chcą nas do czegoś przekonać, coś nam sprzedać, wmawiając, co jest dla nas dobre, a co złe. Dotychczas zajmowali się tym tacy sami ludzie, jak my. Niedoskonali, z wszystkimi słabościami, ale i z wolną wolą. Teraz będzie inaczej: oddziaływać na nasze umysły będą istoty doskonalsze od nas, na pewno dysponujące kolosalną, nieosiągalną dla nas liczbą informacji, danych statystycznych, dowodów logicznych i liczb. Nie ponoszące zarazem żadnej, najmniejszej nawet odpowiedzialności za to, co nam mówią, do czego nas namawiają, o czym przekonują. Nie da się ich zawstydzać lub karać. Co najwyżej, można je - jeśli ma się taką możliwość - odłączyć od źródła energii. Wyjąć wtyczkę. Tylko że to też jest im doskonale obojętne.

Oczywiście, historia zawsze udowadnia, że narzędzia (a SI jest narzędziem) mogą być użyte zarówno do dobra jak i do zła. Jednak w zakresie oddziaływania na umysły, nigdy zło nie miało tak doskonałych perspektyw, jakie otwiera przed nim sztuczna inteligencja.


Czas na decyzje

Dobrze więc stało się, że w krakowskim radiu odbył się ten fejkowy "wywiad z Szymborską". Była to drobna, nieśmiała próba - całkiem niewinna i merytorycznie infantylna - tego, co nadchodzi. Przy odrobinie wyobraźni można dostrzec zagrożenia. I - jak to zawsze bywa w takich sytuacjach - na początku nowego zjawiska istnieje jeszcze wątła szansa poddania go rozsądnej regulacji prawnej.

Poniesiemy w przyszłości, jako ludzkość, konsekwencje dzisiejszego działania albo zaniechania. Czas na decyzje jest już teraz. Nim będzie za późno.





Autor: Paweł Jędrzejewski
Źródło: tysol.pl
Data: 28.10.2024 20:45









Sztucznej Inteligencji powinniśmy się bać





piątek, 16 sierpnia 2024

Teoria "wielkiej wymiany".




w temacie Wędrującej Cywilizacji Śmierci







przedruki
tłumaczenie automatyczne




Nie, Maurice Barrès nie wymyślił terminu "wielka wymiana"


Opublikowano 2019-11-29 17:13

W dzienniku "Le Monde" i na falach radiowych France Culture można było przeczytać, że to wyrażenie, cenione przez skrajną prawicę, narodziło się w 1900 roku pod piórem Maurice'a Barrèsa.


Skąd wziął się termin "wielka wymiana", który odnosi się do idei, że Francuzi będą stopniowo zastępowani przez innych? W "Le Monde" czytamy, że to wyrażenie, cenione przez skrajną prawicę, narodziło się w 1900 roku pod piórem Maurice'a Barrèsa. "W Powołaniu do żołnierza (1900) Maurice Barrès, zwolennik Action française, po raz pierwszy użył terminu «wielka zamiana» przez «cudzoziemca», czyli Żyda". To samo stwierdzenie można znaleźć w France Culture: "Wyrażenie «wielka zamiana» pojawia się czarno na białym w Wezwanie do żołnierza, drugim tomie Roman de l'énergie nationale, autorstwa Maurice'a Barrèsa".

Jeśli jednak zajrzysz do omawianego dzieła, nie znajdziesz ani śladu tych terminów, ani w żadnej innej książce Maurice'a Barrèsa. Wyjaśnienie prawdopodobnie leży w zamieszaniu. W swojej książce o narodzinach Action française historyk Laurent Joly podsumował obawy Maurice'a Barrèsa dotyczące innych krajów w następujący sposób: "Ta wielka wymiana nieuchronnie dokona się w krótkim okresie, jeśli nie zostanie uporządkowana; Francja zawsze może być nazywana Francją, jej dusza będzie martwa, opróżniona, zniszczona. Jeśli koniec zdania jest rzeczywiście cytatem z Maurice'a Barrèsa, to "wielka zamiana" jest w rzeczywistości słowem wybranym przez Laurenta Joly'ego do syntezy myśli pisarza.

Nie oznacza to, że mistyfikacja jest całkowita, ponieważ Maurice Barrès jest pierwszym, który wysunął teorię o narodzie zagrożonym przez "nowych Francuzów". Wynalazca koncepcji, ale nie wyrażenia, którego ojcostwo zdaje się należeć do Renauda Camusa, jego największego propagatora dzisiaj.

----------




Czy Maurice Barrès naprawdę używał wyrażenia "wielkie zastępstwo" sto lat przed Renaudem Camusem?

W przeciwieństwie do tego, co piszą "Le Monde" i "France Culture", Maurice Barrès nigdy nie użył wyrażenia "wielka wymiana", spopularyzowanego od 2010 roku przez skrajnie prawicowego pisarza Renauda Camusa. Jednak w 1900 roku Barrès rozwinął teorię nowego ludu, który miał zastąpić Francję.


Pytanie zadane przez w dniu 20/11/2019

Witam


Przeformułowaliśmy Pańskie początkowe pytanie: "Le Monde dwukrotnie, a France Culture potwierdzają, że wyrażenie »Wielka Zamiana« pochodzi z Wezwania do żołnierza Maurice'a Barrèsa z 1900 roku. Wydaje się jednak, że go nie ma, podobnie jak fragmenty cytatów, które są do niego dołączone. Jak wygląda sytuacja?"

Rzeczywiście, w artykule opublikowanym po ataku w Christchurch (Nowa Zelandia) w marcu i 9 listopada, nasi koledzy z Les Décodeurs du Monde twierdzą, że Renaud Camus nie jest "prawdziwym wynalazcą" teorii wielkiego zastąpienia. Zgodnie z tą teorią, spopularyzowaną przez pisarza Renauda Camusa od 2010 roku i często podejmowaną przez skrajną prawicę, biała ludność francuska i europejska zostałaby zastąpiona przez populację imigrantów z Afryki i kultury muzułmańskiej, przy wsparciu elit politycznych i medialnych.

Dla Les Décodeurs du Monde wyrażenie to "powstało pod koniec XIX wieku, wraz z Maurice'em Barrèsem, jednym z intelektualnych ojców francuskiego nacjonalizmu. W L'Appel au soldat (1900) Barrès, zwolennik Action française, żarliwie bronił ziemi i jej korzeni oraz wywyższał naród. Po raz pierwszy używa w nim terminu "wielka zamiana" przez "cudzoziemca", czyli Żyda, co miałoby być "fatalnie dokonane w krótkim czasie". "Francja zawsze może być nazywana Francją, jej dusza będzie martwa, opróżniona, zniszczona" – napisał. To samo odnosi się do publikacji France Culture z kwietnia 2019 r. i zapewnia: "Termin »wielka wymiana« pojawia się czarno na białym w Wezwanie do żołnierza, drugim tomie Roman de l'énergie nationale, autorstwa Maurice'a Barrèsa".
Wyrażenie "świetny zamiennik" nie zostało użyte przez Maurice'a Barrèsa

552 strony książki "Wezwanie do żołnierza" są dostępne w wolnym dostępie w bibliotece cyfrowej Gallica Francuskiej Biblioteki Narodowej lub na Wikiźródłach. Dokonując poszukiwań w tekście, można zauważyć, że w książce Maurice'a Barrèsa ani wyrażenie "wielka zamiana", ani nawet słowo "zamiana" nie pojawia się w jej autorze. To samo odnosi się do frazy o Francji jako o "martwej duszy, opróżnionej, zniszczonej".

Ale w takim razie skąd pochodzi ten cytat? Wzmianka o podobnym cytacie znajduje się w eseju Le Sens de la République autorstwa historyka Patricka Weila i dziennikarza Nicolasa Truonga. Autorzy zauważają również, że "gdy tylko uchwalono ustawę z 1889 roku, Maurice Barrès, skrajnie prawicowy nacjonalista, rozwinął teorię wielkiej wymiany".


Następnie autorzy odwołują się w przypisie do książki Naissance de l'Action française (dostępnej w Google Books) historyka Laurenta Joly'ego, która jest w rzeczywistości źródłem zamieszania. W książce tej Laurent Joly przywołuje Maurice'a Barrèsa i jego skrajnie prawicowe idee, a następnie, nie cytując w cudzysłowie, pisze: "Ta wielka wymiana nieuchronnie dokona się w krótkim okresie, jeśli nie zrobimy z nią porządku; Francja zawsze może być nazywana Francją, jej dusza będzie martwa, opróżniona, zniszczona". Laurent Joly wstawia trzy akapity cytatów z artykułu zatytułowanego "Les études nationalistes au Quartier latin", wydrukowanego w dzienniku "Le Journal" 15 lutego 1900 roku.

Artykuł, o którym mowa, jest również dostępny na stronie Gallica. Nie pojawia się w nim wyrażenie "wielka zamiana", nawet jeśli Maurice Barrès już teoretyzuje na jego temat, pisząc: "Dziś wśród nas wślizgnęli się nowi Francuzi [...] którzy chcą nam narzucić swój sposób odczuwania. W ten sposób wierzą, że nas cywilizują; są one sprzeczne z naszą własną cywilizacją. Triumf ich sposobu patrzenia zbiegłby się w czasie z prawdziwą ruiną naszego kraju. Nazwa Francja może przetrwać; Szczególny charakter naszego kraju zostałby jednak zniszczony, a ludzie osiedleni w naszym imieniu i na naszym terytorium ruszyliby ku losom sprzecznym z losami i potrzebami naszej ziemi i naszych zmarłych".



Laurent Joly, z którym skontaktował się CheckNews, potwierdza, że Maurice Barrès nie użył wyrażenia "wielka zamiana" i wyjaśnia, dlaczego pojawia się ono w jego książce: "(Celowo) podsumowałem ducha długiego cytatu, zanim dostarczyłem go czytelnikowi na stronie 144 mojej książki. O ile mi wiadomo, artykuł Barrèsa w "Le Journal" z 15 lutego 1900 roku był nieznany. Cała moja analiza obraca się wokół idei, że anty-Dreyfusardowski nacjonalizm wykuty przez Barrèsa i Maurrasa zwiastuje skrajnie prawicowy nacjonalizm XX i XXI wieku. Najwyraźniej Laurent Joly zsyntetyzował myśl Barrèsa, wspominając o "wielkim zastąpieniu", co nie było cytatem, w przeciwieństwie do tego, co oczywiście zrozumiały Le Monde i France Culture.Maurice Barrès nie jest więc wynalazcą tego wyrażenia, nawet jeśli teoretyzował na temat tego pojęcia.

Stara skrajnie prawicowa teoria spopularyzowana przez Renauda Camusa

Zapytany przez CheckNews o autorstwo tego wyrażenia, Renaud Camus powiedział, że nie ma na myśli nikogo, od kogo by je zapożyczył. Nie wyklucza, że inni używali go przed jego spopularyzowaniem, uważając, że "wielki i zastępczy to bardzo popularne słowa i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby spotkali się przede mną".

Jak zauważył w 2015 roku Libération, historyk Nicolas Lebourg znajduje, 50 lat po Barrès, oznaki teorii wielkiego zastąpienia w okresie po II wojnie światowej, "kiedy neonazista René Binet wzywa bojowników ruchu oporu i weteranów frontu wschodniego do wspólnej walki przeciwko inwazji na Europę przez »Murzynów« i »Mongołów« – czyli Amerykanów i Rosjan. Następnie, w międzynarodowych organizacjach skrajnej prawicy, rozwinęła się idea, że imigracja była wynikiem żydowskiego spisku, mającego na celu zastąpienie białej rasy mieszaną ludzkością żyjącą wszędzie na tych samych dobrach. Dekryminalizacja aborcji wywoła podobne dyskusje na temat ludobójstwa małych białych dzieci przez 'żydowską zasłonę'.

Od Barrèsa po Bineta, idea rozwinięta na skrajnej prawicy, że biali Europejczycy są zagrożeni substytucją, nie jest więc nowa, ale dla Nicolasa Lebourga Renaudowi Camusowi udało się przywrócić jej siłę dzięki formułom "wielkiej wymiany zastępczej" i "władzy zastępczej", które "nie są dalekie od scenariusza popkultury". Wyrażenie i idea zniknięcia narodu zastąpionego przez obcą populację są obecnie regularnie używane przez polityków, od skrajnej prawicy po konserwatywną prawicę.



------------




15 marca, 2019 
Autor: Frédéric Joignot


"ŚWIETNY ZMIAN".

SZCZEGÓŁOWE ROZSZYFROWANIE TEORII SPISKOWEJ I WOJNY DOMOWEJ W MODZIE NA SKRAJNEJ PRAWICY




Fatalna logika nienawistnej i alarmistycznej teorii spiskowej? Zwolennik białej supremacji Brenton Tarrant, sprawca półautomatycznego ataku na meczet w Christchurch w Nowej Zelandii, w którym 15 marca zginęło 51 osób, a 40 zostało rannych, opublikował w Internecie 74-stronicowy "Manifest" zatytułowany "The Great Replace". Chociaż tekst ten wzywający do wojny domowej przeciwko muzułmanom nie odnosi się wyraźnie do Renauda Camusa, francuski pisarz sympatyzujący z Frontem Narodowym jest wynalazcą tego wyrażenia w języku francuskim, podobnie jak teoretyzowanie jego koncepcji – nawet jeśli zapożyczył wiele idei od innych autorów, zwłaszcza francuskiego ultranacjonalistycznego pisarza i polityka Maurice'a Barrésa.

Poniższy artykuł jest szczegółowym przewodnikiem po tekście Renauda Camusa z reakcjami demografów, socjologów i historyków, opublikowanym częściowo w Le Monde Idées w lutym 2014 r. – w czasie, gdy pojawiła się teoria spiskowa o demograficznym "wielkim zastąpieniu" "rdzennych Francuzów" przez populacje muzułmańskie Afryki i Afryki Północnej o nieokiełznanym wskaźniku urodzeń która była świadomie lub przez słabość, zaaranżowana przez narodowe elity, ślepe na niebezpieczeństwo, a nawet współwinna, zaczęła być popularyzowana we Francji przez skrajnie prawicowych i antyeuropejskich intelektualistów tożsamościowych, takich jak polemista z Le Figaro, Eric Zemmour.

_______________________

DRUGI CAMUS W TEKŚCIE...

"Wielka Wymiana jest najpoważniejszym szokiem, jakiego doświadczyła nasza ojczyzna od początku swojej historii, ponieważ jeśli przemiana ludzi i cywilizacji, już tak postępowa, zostanie doprowadzona do końca, historia, która będzie trwać, nie będzie już ani jego, ani nasza". To właśnie w tych alarmistycznych kategoriach bliski Frontowi Narodowemu pisarz Renaud Camus ogłosił we wrześniu 2013 r. manifest zatytułowany: "Nie dla zmiany ludzi i cywilizacji".

Od kilku lat ta "teoria zastąpienia" "rdzennych" Francuzów przez inne ludy, głównie z Maghrebu i Afryki, zyskuje na popularności w skrajnie prawicowych i prawicowych kręgach politycznych – aż po "Le Figaro", gdzie polemista Eric Zemmour uznał ją za swoją. To echo zasługuje na uwagę, ponieważ teoria ta krystalizuje głębokie lęki, coraz bardziej radykalne dyskursy, gdy nie inspiruje tragicznych czynów, takich jak ten w Christchurch – czy we Francji tworzenie grup takich jak Akcja Sił Operacyjnych (AFO), których trzynastu członków aresztowano w czerwcu i lipcu 2018 r. Podejrzewano ich o chęć zaatakowania muzułmanów poprzez zatrucie żywności halal w supermarketach. Na stronie głównej ich strony internetowej można było przeczytać: "Wielka wymiana jest prawdziwa, widoczna wszędzie we Francji i w Europie. Nasz naród wkrótce wyginie, jeśli nie będziemy ostrożni. Wstąp w szeregi Patriotów. »


Wychwalają ją grupy tożsamościowe, odwołuje się do niej Front Narodowy, popiera ją skrajnie prawicowa blogosfera, rozpowszechniają ją czasopisma takie jak Valeurs actuelles i Causeur, a skrajnie prawicowi terroryści są nią wyraźnie zainspirowani. Teoria "Wielkiej Wymiany" jest regularnie przywoływana przez intelektualistów i dziennikarzy, którzy potępiają rozpad "francuskiej tożsamości". Nawet Alain Finkielkraut, który nie należy do skrajnej prawicy, w "L'Identité malheureuse" (2013) okazuje sympatię dla Renauda Camusa (którego utalentowaną prozę o staroświeckim stylu ceni), gdzie bardzo śmiało porównuje swoje radykalne tezy tożsamościowe... oraz "umowa społeczna" według Thomasa Hobbesa (ojca teorii państwa pacyfikacyjnego). Śmiały!

Z kolei Charles Beigbeder, były sekretarz krajowy UMP, kojarzy go z cywilizacyjną troską uczestników marszu Manif pour tous sprzeciwiającego się małżeństwom homoseksualnym. "Ta mobilizacja zrodziła się ze świadomości pilnej potrzeby zachowania naszej tożsamości jako cywilizacji. (…) W tle nie można być obojętnym na "wielką wymianę", o której teoretyzuje Renaud Camus, który widzi zanik kultury zachodniej na rzecz "kultur pochodzenia" obcych populacji" – wyjaśniał w miesięczniku "Causeur" w sierpniu 2013 roku.


NIEMOWLĘTA "DOBROWOLNIE MUZUŁMAŃSKIE"

W wydanej własnym sumptem książce "The Change of People", wydanej w 2013 roku, Renaud Camus szczegółowo opisuje tę "teorię zastąpienia". Pisarz wyraża wielką melancholię za przeszłością i wczorajszą Francją, która nie oparłaby się globalizacji wymiany, kultur, sztuki i mediów: twierdzi, że "mistrzowie handlu międzynarodowego" i "rycerze zglobalizowanego przemysłu" przekształcili każdego Francuza w "nieoryginalnego pionka, który można dowolnie wymieniać, bez ograniczeń przynależności; możliwość przeniesienia". W ten sposób, dodaje, ukształtowali "człowieka zastępalnego, wolnego od wszelkiej specyfiki narodowej, etnicznej i kulturowej" – tak jakby każdy Francuz, często o różnym pochodzeniu, ale zaznajomiony z burzliwą historią swojego kraju – "francuskiego tygla", jak nazywa go historyk Gérard Noiriel – nie był zdolny do świadomej integracji lub odrzucenia tego, co pochodzi z innych kultur. Namyśl przychodzą alarmistyczne strony Maurice'a Barrèsa w "Les Déracinés" (1897), gdzie ten zjadliwy anty-Dreyfusard, dla którego Żydzi korumpowali Francję, założyciel gazety La Cocarde, który twierdził, że Emile Zola nie był Francuzem, rozwija swoją teorię "Narodowego Ja" "opartego na kulcie ziemi i umarłych i śpiewa hymn zakorzenienia" (zgodnie z wyrażeniem historyka Michela Winocka).

Zdaniem Renauda Camusa ten «czysty ekonomizm», głoszony przez francuskich pracodawców i nieświadomych lub współwinnych polityków, sprawił, że zatraciliśmy poczucie «ojczyzny» i «grubości wieków»: rozpuścił pamięć o naszej historii i naszej literaturze (czy Zola jest jednym z nich?), rozrzedzając jednostki w «Wielkiej Dekulturacji». To właśnie to uogólnione "oszołomienie" pozwoliło skorumpowanym i chciwym elitom zaaranżować bez oporu prawdziwą "kolonizację ludności" kraju przez imigrację z Maghrebu i Afryki. Na końcu tekstu Renaud Camus stwierdza, że we Francji "odsetek tubylców jest nadal dość wysoki wśród najstarszych ludów, ale spektakularnie spada w miarę schodzenia w dół skali wiekowej. Zazwyczaj (...) niemowlęta są arabskie lub czarne, i chętnie są muzułmanami". Te muzułmańskie niemowlęta, oczywiście, rodzą się z okrzykiem "Allahu akbar".


Co mówią nam badania demograficzne?

Dla Renauda Camusa niemożliwe jest, aby Francuzi współżyli z nieeuropejskimi "nieeuropejskimi" narodami bez utraty swojej tożsamości – podobna teoria była modna na samym początku XX wieku o niewykształconych południowych Włochach (33 zginęło w Marsylii w czerwcu 1881 r. podczas rasistowskich zamieszek), Polakach alkoholikach oraz głupich i przesądnych Portugalczykach, którzy przybyli do Francji. potem mówiono o "czarnej inwazji" wraz z przybyciem mieszkańców naszych afrykańskich kolonii. Stwierdza również, że w Stanach Zjednoczonych, kraju "tygla kulturowego", "gdzie tak jak u nas dokonuje się zmiana ludzi", sytuacja jest taka, że "potomkowie budowniczych tego narodu są obecnie w mniejszości".

Zmiana ludzi, zatopienie obcych... . Czy wszystkie te stwierdzenia są uźródłowione, poparte konkretnymi badaniami? Czy to czyste zarzuty? Przerażona reakcja na istnienie dzielnic dla imigrantów? Rasistowska teoria spiskowa? Czy naprawdę powinniśmy obawiać się "tygla" w stylu amerykańskim w tej Francji, położonej na końcu Europy, gdzie tak wiele innych narodów zakończyło swoją wędrówkę? Co mówią pogłębione i precyzyjne badania demograficzne?

Opublikowany w październiku 2012 r. raport "INSEE Référence – Imigranci i potomkowie imigrantów we Francji" wylicza 5,3 mln osób "urodzonych za granicą w obcym kraju", czyli 8% populacji Francji. Spośród tych imigrantów, którzy pomogli odbudować powojenną Francję, 1,8 miliona pochodzi z Unii Europejskiej. Pozostaje 3,5 miliona ludzi, z których 3,3 miliona pochodzi z Maghrebu, Afryki Subsaharyjskiej i Azji – w tym naturalizowani obywatele Francji.

Ci imigranci z Południa, którzy tak bardzo przerażają teoretyków "wielkiej wymiany", stanowią 5% francuskiej populacji – czyli 65 milionów. Trudno mówić – jak to czyni Renaud Camus – o demograficznym zatopieniu czy "kontrkolonizacji" przez cudzoziemców spoza Europy. Przypomnijmy mimochodem, że francuska kolonizacja Maghrebu, a zwłaszcza Algierii, była o wiele bardziej brutalna i natrętna...

Przeczytaj także: Teoria "wielkiej wymiany", od pisarza Renaud Camusa do zamachów w Nowej Zelandii

Jeśli poszerzymy pojęcie imigranta i weźmiemy pod uwagę wszystkich potomków tych imigrantów – mimo że wszyscy urodzili się we Francji, mówią po francusku, chodzą do szkoły we Francji itd. – otrzymamy liczbę 6,7 miliona. Spośród nich 3,1 miliona to potomkowie migrantów z francuskojęzycznego Maghrebu, Afryki i Azji. Jak to możliwe, że przytłoczyli całą populację francuską – porozmawiajmy o pewnych "imigranckich" dzielnicach, w których dominują przybysze? Można się zastanawiać, czy to nie tyle klasyczna pokoleniowa "wymiana" tak bardzo przeraża Renauda Camusa, co sama obecność tych 5%... Nie-biali...

Na przekór tym statystykom, obrońcy teorii "zmiany ludzi" ani drgną. W skrajnie prawicowej blogosferze krąży tekst manifestu pełen przesadzonych liczb. Zatytułowana "Wielka Zamiana przez A + B" sumuje imigrantów z Maghrebu, Afryki Subsaharyjskiej i Azji oraz ich potomków, czyli ponad 6 milionów ludzi. Dodaje "3 do 4 milionów" potomków należących do trzeciego pokolenia imigrantów, nie precyzując źródła tej informacji. Na koniec, dodał, Francuzi i obcokrajowcy, których uważa za "nie-europejskich nie-tubylców": 800 000 Romów, 500 000 harkis, 800 000 Hindusów Zachodnich, od 400 000 do 800 000 "nielegalnych imigrantów", 80 000 "nielegalnych imigrantów" i od 160 000 do 195 000 naturalizowanych rocznie...

Oto jesteśmy, zgodnie z tym tekstem, z 12 do 14 milionami "nie-białych" – czyli około 20% populacji. Manifest ten kończy się przerażającą projekcją: skoro "wiemy", twierdzi, że "stara biała populacja umiera coraz częściej i rozmnaża się zbyt mało, by się odnowić", że jest wygnana "milionami" (!) i że płodność "Afro-Maghrebu" jest wyższa niż płodność "rdzennych Francuzów", nie ma potrzeby "być ponurym paranoicznym pesymistą, aby zobaczyć szybką wymianę populacji". Quod erat demonstrandum.

KIM JEST "RODOWITY FRANCUZ"?

Większość liczb przytoczonych w tym tekście jest całkowicie wyssana z palca. Populacja Romów nie zbliża się do miliona: Ministerstwo Mieszkalnictwa szacuje ją na 20 000. Rocznie przybywa od 160 000 do 195 000 naturalizowanych obywateli: w 2010 r. było ich 94 tys., w 2011 r. – 66 tys., a w 2012 r. – 46 tys., czyli o połowę mniej. Jeśli chodzi o nielegalnych imigrantów, to oczywiście trudno ich policzyć.

Ale bardziej niż liczby, to bardzo intelektualne podejście panikarzy "wielkiej wymiany" stanowi problem. Dla Pascale Breuil, szefowej wydziału badań demograficznych i społecznych INSEE, przeciwstawienie "nie-tubylców" – tych, którzy urodzili się gdzie indziej – "tubylcom" – rdzennym "białym" – jest delikatną, by nie powiedzieć trudną operacją. Kto tak naprawdę jest "obcy", urodzony gdzie indziej (i oczywiście nie w Europie)? Czy dzieci imigrantów mieszkających we Francji, Francuzów wykształconych we Francji, są "obcymi"? Zwłaszcza, że "wśród potomków imigrantów", mówi Pascale Breuil, "wielu ma tylko jednego rodzica-imigranta: pochodzą z par mieszanych. Kiedy zostają rodzicami, 99% z nich rozmawia ze swoimi dziećmi po francusku, a 64% osób mieszkających z partnerem ma małżonka, który nie jest ani imigrantem, ani potomkiem imigranta. Jak zatem możemy zdefiniować "obcą" populację? I jak możemy twierdzić, że potomkowie tych mieszanych par, którzy często są również żonaci z Europejczykami, z których wszyscy mówią po francusku, są nadal "nie-tubylcami"?

Kierownik Zakładu Badań Demograficznych kwestionuje też samo pojęcie "substytucji osób". "Jak daleko trzeba się cofnąć, aby być uważanym za część rodowitego ludu francuskiego? –. Czy powinniśmy odrzucić imigrację zarobkową sięgającą końca XIX wieku, wraz z przybyciem wielu Włochów, Belgów, Szwajcarów, Polaków i Niemców, którzy wcale nie ożenili się i mieli dzieci z Francuzami? A może należy jeszcze wykluczyć migracje z Europy Południowej i Afryki od początku XX wieku, nie mówiąc już o naturalizowanych obywatelach i uchodźcach? Ostatecznie bardzo trudno jest określić, kto jest, a kto nie jest pochodzenia francuskiego. »

W istocie, jak wyraźnie wykazali historycy imigracji Patrick Weil i Gérard Noiriel, istnieje "francuski tygiel": od końca XIX wieku różne fale imigracji mieszały się z ludnością francuską, nawet jeśli początkowo spotkała się ona z ostracyzmem, czy to z powodu "braku kultury", czy "przesądów" – Portugalczycy, Włosi, przez długi czas uważani za "nieasymilacyjnych" (czytaj dalej Cavanna) - lub ich religii: Polaków oskarżano o bycie "fanatykami".

François Héran, dyrektor ds. badań w Narodowym Instytucie Badań Demograficznych (INED), odkrywając tekst "Wielkie zastąpienie przez A + B", zauważa, że w rzeczywistości w umysłach redaktorów chodzi o "przekształcenie pochodzenia narodowego w dane rasowe". "Celem stają się »nie-biali«" – wyjaśnia. Jest to po prostu banalny rasizm (do którego dochodzi obawa przed islamem, zawsze potępianym jako "islamizm", wylęgarnia terroryzmu). Jeśli chodzi o ekstrapolacje na temat uogólnionej wymiany Renauda Camusa, Héran określa je jako "nonsens"!

Demograf przypomina nam, że wzrost liczby ludności Francji od czasów wojny (20 milionów mieszkańców) nie jest oczywiście całkowicie spowodowany imigracją. "Powojenny wyż demograficzny, w którym na jedną kobietę przypada od 2,6 do 3 dzieci, odegrał pewną rolę w dobrej jednej trzeciej i nadal ma długoterminowe skutki. Druga trzecia wynika ze wzrostu średniej długości życia, co oznacza, że współistnieje więcej pokoleń. Trzecia trzecia część kraju związkowego pochodzi z imigracji, która, nie zapominajmy, nie jest całkowicie nieeuropejska. »


Kim jest "czysta biel"?

Demograf Hervé Le Bras, autor książki The Demon of the Origins (L'Aube, 1998), widzi w "wielkiej zamianie" "złowrogą farsę", która trwa od dziesięcioleci. Wspomina, że 26 października 1985 roku magazyn "Figaro" ukazał się na pierwszej stronie z Marianną ubraną w hidżab i zatytułowaną: "Czy za 30 lat nadal będziemy Francuzami?". Minęło jednak 30 lat, a we Francji jest 4,5 miliona muzułmanów (2,1 miliona regularnie praktykujących według INED, w tym 15 000 pobożnych salafitów). "Mówienie o «imigrantach w drugim lub trzecim pokoleniu» — wyjaśnia demograf — jest sprzecznością samą w sobie. Oni już nie migrują, są Francuzami. Mówi się o nich jako o czymś w rodzaju «piątej kolumny», jakby byli wrogami wewnętrznymi". Również w tym przypadku rasizm nadal się utrzymuje. Ze zdwojoną siłą podniesiono kwestię islamu, zaostrzoną przez ataki.

Dla demografa fakt uznawania potomków imigrantów urodzonych z małżeństw mieszanych za "cudzoziemców spoza Europy" jest "skrajnie rasistowską teorią". "Autorzy tego tekstu uważają, że jeśli ktoś ma arabskiego przodka, pozostaje Arabem. Taka była zasada amerykańskiej "zasady jednej kropli" w okresie segregacji: jedna kropla czarnej krwi definiowała cię jako czarnego, a zatem gorszego. Tak samo było z Żydami w czasie okupacji... Dodajmy, że w Stanach Zjednoczonych Arabowie są uważani za "białych"! »

Dodaje, że analiza, zgodnie z którą "biali" stanowią obecnie mniejszość w Stanach Zjednoczonych, co zapowiadałoby "Wielką Wymianę", która miała nadejść we Francji, wydaje mu się błędna: "Te amerykańskie liczby są oparte na dzieciach 'tylko białych' matek. Gdy tylko uznamy, że dzieci z tylko jednym rodzicem są "białe" jako "białe", dochodzimy do 81% białych Amerykanów. Hervé Le Bras doszedł do wniosku, że teoria wielkiej wymiany jest jedynie kontynuacją irracjonalnego strachu przed krzyżowaniem: "Krzyżowanie się nasila się na całym świecie, jest to najlepsza odpowiedź na rasowe i rasistowskie klasyfikacje, których granice nieodwracalnie się zacierają".



Już w 1905 roku ukazała się "inwazja"

Jak historycy imigracji reagują na "wielką wymianę"? Dla Gérarda Noiriela, autora Le Creuset français (Seuil, 1988), jednego z podręczników na temat imigracji, te skandaliczne teksty prorokujące zniszczenie francuskiej "rasy" i "cywilizacji" istnieją od końca XIX wieku. Przed wojną, zarówno we Francji, jak i w Niemczech, nacjonaliści, którzy doprowadzili Europę do katastrofy, twierdzili, że Żydzi, Ormianie i "Lewantyńczycy" zagrażają integralności ojczyzny. Po wojnie byli to mieszkańcy Afryki Północnej. Gérard Noiriel zauważa : "Począwszy od lat sześćdziesiątych XX wieku, spory kulturowe i religijne zastąpiły spory biologiczne, ale dyskurs o upadku narodu z ich winy pozostał. Jednak w żadnym kraju imigracyjnym nie sprawdziły się katastroficzne prognozy o globalnym zastąpieniu przez inwazję przybyszów. »

Z kolei Nicolas Bancel, współautor książki La République coloniale (Hachette, 2006), twierdzi, że "teoria «wielkiej wymiany» i «zmiany ludzi», która jest "bardzo niepokojąca, zakłada, że stabilna, biała populacja stanowiłaby «biologiczną bazę» Francji i że ta baza byłaby w trakcie procesu korumpowania, a nawet niszczenia. Ten rodzaj lęku nie jest nowy. Wraz z otwarciem kolonii i pierwszymi dużymi falami imigracji, aktywacja uczucia "zanurzenia" zaczęła się powtarzać. Pomyślmy o pracach kapitana Danrita (The Black Invasion, opublikowana w 1895 roku, a następnie The Yellow Invasion, w 1905 roku), antyimigranckich kampaniach prasowych w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku i podczas wielkiego kryzysu gospodarczego w latach trzydziestych, które koncentrowały się w szczególności na mieszkańcach Afryki Północnej. »

Dla historyka temat "inwazji" był wykorzystywany od końca lat siedemdziesiątych przez Front Narodowy, który uczynił z niego jedno ze swoich credo, podejmowanych mniej lub bardziej otwarcie przez część elit politycznych, głównie prawicowych. "W kontekście obecnego kryzysu społecznego i politycznego – kontynuuje Nicolas Bancel – dawne idee skrajnej prawicy promieniują na pole intelektualne, ponieważ wielu analityków porusza temat zanurzenia biologicznego (Renaud Camus) lub kulturowego (Alain Finkielkraut). Widzimy niepokojące wyobrażenie o oczyszczeniu społeczeństwa z jego «obcych» elementów, które rzekomo leżą u źródeł biologicznego i kulturowego rozcieńczenia narodu. To oczyszczenie ma polityczne tłumaczenie dla skrajnego prawa do tożsamości, jest to "reemigracja": państwo francuskie powinno znieść prawo do łączenia ziemi i rodzin (nawet jeśli jest ono mieszane) i promować, jeśli to konieczne, w sposób autorytarny, powrót do kraju pochodzenia wszystkich Francuzów i wszystkich imigrantów pochodzenia arabsko-afrykańskiego uznanych przez Francję za niekompatybilnych i niemożliwych do asymilacji – nie wspominając o ściganiu i aresztowaniu wszystkich złych Francuzów (" zdrajców"), którzy by się temu sprzeciwili. Innymi słowy: przymusowa reemigracja milionów Francuzów i imigrantów pracujących we Francji, czasami żonatych z Francuzami niebędącymi imigrantami, często zintegrowanych ze społeczeństwem francuskim. Logika przymusowych wypędzeń, obozów koncentracyjnych i wojny domowej.

Kwestia "dzielnic imigranckich"

Dla socdemografa, Patricka Simona, który studiował historię Belleville w Paryżu: "dzielnicy imigrantów", nie należy zapominać, że Francja zawsze miała enklawy imigracji, które przerażały niektórych mieszkańców: "To prawda, że w Belleville imigranci stopniowo zastępowali Francuzów, podobnie jak w dzielnicach Paryża, Marsylii Północnej, Roubaix, Lyonu czy Lille. Ale mówienie o "wielkiej wymianie" jest równoznaczne z sugerowaniem pewnego rodzaju globalnego spisku. W rzeczywistości dzielnice te były początkowo opuszczone, ponieważ niszczały. Przyjeżdżali imigranci, zwabieni niskimi czynszami. Stopniowo otwierali sklepy, sklepy spożywcze, restauracje i stawali się widoczni".

W Belleville byli to przede wszystkim Żydzi, Arabowie, Ormianie, Grecy. Biedni Francuzi, którzy stali się mniejszością, zaczęli mówić: "Nie ma nas już u siebie", "Zostaliśmy zaatakowani". "Byli zmuszeni mieszkać razem", kontynuuje Patrick Simon, "nawet jeśli niektórzy z nich nie znosili tego dobrze". Jednocześnie, jak wspomina, "w Belleville to wspólne zamieszkiwanie odbywało się rok po roku, dochodziło do napięć, ustępstw, okolica stała się kosmopolityczna, osiedlili się młodzi Francuzi bez pieniędzy, którzy zaakceptowali to znacznie lepiej".

Demograf przypomina, że przez 150 lat we Francji zawsze istniały dzielnice imigrantów: Włosi na południu, Polacy na północy, mieszkańcy Afryki Północnej w Ile-de-France i na południu, Chińczycy w Paryżu. "Te ruchy ludności w pierwszej kolejności podążają za prawem rynku nieruchomości. To klasyka miejskiej historii" – mówi Simon. Jego zdaniem tylko "ambitna polityka miejska" w niezajętych dzielnicach pozwoli uniknąć poczucia opuszczenia tych, którzy tam mieszkają i widzą, jak osiedlają się tam biedni ludzie, nosiciele innych kultur i innych religii. Słysząc, jak to mówi, polityczna instrumentalizacja tych dzielnic jest niebezpieczna. "Kojarząc imigrantów z ich zastępstwem, określamy Francuzów imigrantów mianem najeźdźców. Oznacza to, że niezależnie od tego, gdzie mieszkają, nawet jeśli są w mniejszości, są określani jako potencjalne zagrożenie. Obowiązkiem polityków jest mówienie, że są Francuzami, a przede wszystkim umożliwienie im integracji. »

Wobec braku rzeczywistej polityki integracyjnej i szkoleniowej, pomocy społecznej i programów integracyjnych, a także trudności ze znalezieniem pracy i zakwaterowania dla dzieci imigrantów, istnieje ryzyko, że niektóre enklawy zostaną trwale przekształcone w "utracone terytoria Republiki": obszary miejskie opuszczone przez państwo, na których rozwiązano policję społeczną z czasów Mitterlandu, Coraz bardziej podzielone przez starcia społeczne, w których radykalny islamizm zyskuje zwolenników, posuwając się nawet do kwestionowania sekularyzmu w szkołach i różnorodności moralności na ulicy, co ujawniła w 2002 roku tytułowa książka – długo niedoceniana – grupy lewicowych nauczycieli pracujących w Sekwanie Saint-Denis...

Konkluzja Patricka Simona: przestańmy krzyczeć przeciwko wielkiej wymianie za ryzyko ostracyzmu wobec dzieci imigrantów, ale promujmy proaktywną politykę miejską, która ułatwia zatrudnienie, wsparcie szkolne, życie społeczne, hale sportowe, dialog międzykulturowy, integrację, zamiast pozwalać na rozwój poczucia opuszczenia, które sprzyja przemocy, a także wycofaniu się społeczności i religii...

IDĄC DALEJ: Francuski Tygiel. Histoire de l'immigration, XIXE-XXE siècle, by Gérard Noiriel (Seuil, 1988, rééd. "Points Histoire", 2006) – Le Démon des origines. Demografia i skrajna prawica, Hervé Le Bras (Editions de L'Aube, 1998) - Czas imigrantów. Essai sur le destin de la population française, François Héran (Seuil, "La république des idées", 2007) – Les territoires perdus de la République (collective). Baśnie z tysiąca i jednej nocy (2002)







"Niepokojące imaginarium czystek etnicznych i kulturowych"



Wywiad z Nicolasem Bancelem, historykiem kolonizacji, współautorem La République coloniale (Albin Michel, 2003, r. Hachette, "Pluriel", 2006).




Jaka jest Pana reakcja jako historyka na teorię "wielkiego zastąpienia" narodu francuskiego przez imigrację?


Zwraca uwagę na niektóre z powtarzających się założeń skrajnej prawicy w jej definicji "populacji obcych". Po pierwsze, "potomkowie imigrantów" są z definicji Francuzami, ponieważ urodzili się na francuskiej ziemi. Uznanie tych populacji za obcych jest uprawomocnieniem biologicznej definicji przynależności do narodu francuskiego, ignorując wszystkie procesy socjalizacji, które ożywiają francuski tygiel, w szczególności mieszanie się ras. Badania INSEE pokazują również, że potomkowie imigrantów są bliżsi poziomom wynagrodzenia, zatrudnienia i wykształcenia reszty populacji w porównaniu ze swoimi rodzicami. Ale dla teoretyków "wielkiej wymiany" "potomkowie imigrantów" w swoim biologicznym sensie będą wiecznie obcy Narodowi, pokolenie po pokoleniu. Jest to oczywiście ignorowanie skutków krzyżowania się małżeństw (małżeństw mieszanych) i integracji z francuskim tyglem. Zapomina się jednak również o tym, że odsetek obcokrajowców mieszkających we Francji (11%) plasuje ją w średniej krajów Unii Europejskiej.

Czy można mówić o "zakorzenionej" bazie biologicznej we Francji?

Ta teoria "przemiany ludzi", która jest bardzo niepokojąca, zakłada, że stabilna, biała populacja stanowiłaby "biologiczną bazę" Francji, i że ta fundacja byłaby w trakcie procesu korumpowania, a nawet niszczenia. Obecnie, jak pokazują wszystkie badania demograficzne, historyczna konstytucja ludności francuskiej opiera się na XVIII wiekue stulecie, na nieustannych mieszankach, w tym pozaeuropejskich, które w znaczący sposób zmieniają wiarę, jaką można było pokładać w pierwotnej francuskiej "białej populacji". Z drugiej jednak strony nie można zaprzeczyć, że od połowy lat siedemdziesiątych populacje pozaeuropejskie stanowiły większość przepływów migracyjnych, co sprzyjało "antropologicznym niepokojom" sprytnie wykorzystywanym przez skrajną prawicę.

Ten rodzaj lęku nie jest nowy...

Z pojęciem "zanurzenia" powracamy od końca XIX wiekue stulecie. Wraz z otwarciem kolonii i pierwszymi dużymi falami imigracji, aktywacja uczucia zatopienia rzeczywiście się powtarzała. Na myśl przychodzą prace kapitana Danrita (Inwazja, opublikowana w 1895 roku, a następnie Żółta Inwazja w 1905 roku). W latach dziewięćdziesiątych XIX wieku organizowano antyimigranckie kampanie prasowe, a podczas wielkiego kryzysu gospodarczego w latach trzydziestych XX wieku koncentrowały się one głównie na mieszkańcach Afryki Północnej. Temat zatopienia był wykorzystywany już pod koniec lat 70. przez Front Narodowy, który uczynił z niego jedno ze swoich credo, podejmowanych mniej lub bardziej otwarcie przez część elit politycznych, głównie (choć nie tylko) prawicowych. W kontekście obecnego kryzysu społecznego i politycznego stare idee skrajnej prawicy wypromieniowały się na pole intelektualne, ponieważ wielu analityków haftuje na temat zanurzenia biologicznego (Renaud Camus) lub kulturowego (Alain Finkielkraut). W podziemiu kształtuje się niepokojące imaginarium oczyszczania społeczeństwa z jego "obcych" elementów, które rzekomo leżą u źródeł biologicznego i kulturowego rozmycia narodu.







lemonde.fr/blog/fredericjoignot/2019/03/15/le-grand-boniment-une-reflexion-sur-le-pretendu-remplacement-demographique-du-peupe-francais-theorise-par-lextreme-droite/

.francetvinfo.fr/culture/patrimoine/histoire/desintox-non-maurice-barres-n-a-pas-invente-le-terme-grand-remplacement_3724177.html

liberation.fr/checknews/2019/11/21/maurice-barres-avait-il-vraiment-utilise-l-expression-grand-remplacement-un-siecle-avant-renaud-camu_1764653/

na podstawie

rt.rs/svet/104700-teorija-velike-zamene-teorija-zavere-ili-stvarnost/

Maurice Barrès - Wikipedia






wtorek, 31 października 2023

Przemoc w różnych epokach

 




Uzyskane dane pozwoliły badaczom określić pewien trend: 

w najdawniejszych czasach (w neolicie, czyli ok. 9000–4500 lat p.n.e.) poziom przemocy międzyludzkiej był bardzo niski. 


Ludzie zamieszkiwali wtedy głównie małe, rozproszone wioski. Kiedy zaczęli się organizować w większe osiedla i pierwsze scentralizowane państwa, a więc 

w chalkolicie (około 4500–3200 p.n.e.), liczba urazów gwałtownie wzrosła, szczególnie w Mezopotamii. 


Kolejny okres dziejów to zauważalny spadek poziomu przemocy - sytuacja taka utrzymywała się od wczesnej (ok. 3200-2100 p.n.e.) aż do środkowej (ok. 2100-1500 p.n.e.) epoki brązu. Ponownie trend odwrócił się w późnej epoce brązu (ok. 1500-1200 p.n.e.) i w epoce żelaza (ok. 1200-400 p.n.e.), kiedy częstość urazów wzrosła w stosunku do wczesnej epoki brązu, choć nadal była niższa niż w chalkolicie.

Co ważne - podkreśla polski archeolog w artykule, który zamieścił na blogu Archeowiesci.pl - trend ten wygląda bardzo podobnie w różnych częściach Bliskiego Wschodu, choć ogólna częstość urazów była wyraźnie niższa w Mezopotamii, a wyższa w Anatolii oraz Iranie.





przedruk:



Przemoc jako element ludzkiej natury badał bioarcheolog z UW


13.10.2023



Poziom przemocy wśród dawnych ludzkich społeczności na obszarze Bliskiego Wschodu bardzo wahał się na przestrzeni dziejów i zależał od uwarunkowań życia społecznego w poszczególnych epokach. Badaniami tego zjawiska zajął się międzynarodowy zespół z udziałem bioarcheologa z UW.


W skład zespołu wchodzili dr hab. Arkadiusz Sołtysiak z Wydziału Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego oraz historycy ekonomii - dr Giacomo Benati z Universitat de Barcelona i prof. Jörg Baten z Eberhard Karls Universität Tübingen. Przeprowadzili oni szeroką analizę śladów przemocy międzyludzkiej na Bliskim Wschodzie, czyli w regionie, w którym najwcześniej na świecie pojawiły się rolnictwo, osiadły tryb życia oraz rozwinięte państwa. Wyniki ustaleń naukowców zostały opublikowane w czasopiśmie „Nature Human Behaviour”.

„Biorąc pod uwagę, że dane dotyczące zabójstw są dostępne tylko dla nowszego okresu dziejów, znaczna część historii ludzkości pozostaje poza naszym zasięgiem - piszą autorzy w swojej publikacji. - Dokumentując różnice we wzorcach przemocy w rozległej skali czasowej i geograficznej, w niezwykle bogatym kontekście historycznym, poszerzamy perspektywy wczesnej historii człowieka”. Jest to również, jak podkreśla dr Sołtysiak, bardzo interesujące z punktu widzenia rozważań o tym, jaka jest pierwotna ludzka natura oraz jaką rolę odegrała przemoc w rozwoju ludzkiej cywilizacji.

Dlatego zespół badaczy przeanalizował dane o urazach czaszki w zbiorze ponad 3500 szkieletów odnalezionych w różnych regionach Bliskiego Wschodu: w Turcji, Iranie, Iraku, Syrii, Libanie, Izraelu, Jordanii. Wszystkie one datowane były na różne okresy między 12000 a 400 lat p.n.e.

Skupiono się na czaszkach, które zostały uszkodzone powyżej tzw. linii kapeluszowej (ang. hat-brim line), czyli na wysokości wyznaczanej przez rondo typowo założonego kapelusza. W nauce przyjmuje się bowiem, że urazy powyżej tej granicy mają pochodzenie czynne (są wynikiem celowego uderzenia), natomiast poniżej - bierne (są wynikiem wypadku).

Dodatkowo naukowcy przebadali inne części szkieletów pod kątem śladów obrażeń związanych z użyciem broni. „Jeśli tylko dysponujemy odpowiednio liczebnymi zbiorami szkieletów, jesteśmy w stanie oszacować poziom przemocy w różnych dawnych grupach ludzkich na podstawie częstości urazów wynikających z użycia broni. Zwłaszcza ciosy zadane bronią ręczną o tępej lub ostrej krawędzi mogą zostawić charakterystyczne ślady na kościach, przede wszystkim na sklepieniu czaszki” – tłumaczy naukowiec z UW.

Uzyskane dane pozwoliły badaczom określić pewien trend: w najdawniejszych czasach (w neolicie, czyli ok. 9000–4500 lat p.n.e.) poziom przemocy międzyludzkiej był bardzo niski. Ludzie zamieszkiwali wtedy głównie małe, rozproszone wioski. Kiedy zaczęli się organizować w większe osiedla i pierwsze scentralizowane państwa, a więc w chalkolicie (około 4500–3200 p.n.e.), liczba urazów gwałtownie wzrosła, szczególnie w Mezopotamii. Kolejny okres dziejów to zauważalny spadek poziomu przemocy - sytuacja taka utrzymywała się od wczesnej (ok. 3200-2100 p.n.e.) aż do środkowej (ok. 2100-1500 p.n.e.) epoki brązu. Ponownie trend odwrócił się w późnej epoce brązu (ok. 1500-1200 p.n.e.) i w epoce żelaza (ok. 1200-400 p.n.e.), kiedy częstość urazów wzrosła w stosunku do wczesnej epoki brązu, choć nadal była niższa niż w chalkolicie.

Co ważne - podkreśla polski archeolog w artykule, który zamieścił na blogu Archeowiesci.pl - trend ten wygląda bardzo podobnie w różnych częściach Bliskiego Wschodu, choć ogólna częstość urazów była wyraźnie niższa w Mezopotamii, a wyższa w Anatolii oraz Iranie.

„Rozważania nad skłonnością społeczności do przemocy powinny przede wszystkim brać pod uwagę okoliczności - uważa dr Sołtysiak - Ludzie mogą być mniej skłonni do agresji zarówno wtedy, kiedy państwo nie kontroluje ich zachowania, jak w neolicie, jak i wówczas, gdy istnieje silne państwo pilnujące porządku, jak w epoce brązu. Z analiz wynika, że stosowanie przemocy staje się bardziej powszechne w czasach zwiększonego poziomu stresu, czy to związanego z pojawieniem się nowych instytucji, które jeszcze nie mają wypracowanych sposobów rozładowywania napięcia społecznego związanego z gwałtowną urbanizacją, jak w chalkolicie, czy z upadkiem instytucji, jak w epoce żelaza”.

Naukowcy doszli do wniosku, że ponieważ częstość urazów ani nie spadała, ani nie wzrastała systematycznie w czasie, oznacza to, że poziom przemocy międzyludzkiej mniej zależy od samego postępu cywilizacyjnego, a bardziej od konkretnych uwarunkowań kształtujących życie społeczne w poszczególnych epokach.

Pierwsi rolnicy - pisze badacz na Archeowiesci.pl - żyli w małych, spójnych, do pewnego stopnia izolowanych grupach, które nie musiały konkurować między sobą o zasoby. Kiedy jednak liczba ludności znacznie wzrosła i zaczęły powstawać pierwsze państwa, zaczęło dochodzić do większych napięć społecznych, które mogły skutkować dramatycznym zwiększeniem poziomu przemocy, zarówno wewnątrz nowych państw, jak i między nimi. W miarę rozwoju państwowości pojawiły się instytucje, np. o charakterze policyjnym, pozwalające stopniowo ograniczać przemoc wewnątrz społeczeństw; pilnujące porządku w miastach. Choć nadal prowadzone były wojny, armie zostały w dużym stopniu sprofesjonalizowane, co również znacznie ograniczyło ryzyko urazów u obywateli niebędących żołnierzami.

Po koniec późnej epoki brązu zaczęło jednak dochodzić do poważnych kryzysów, wynikających m.in. z masowych migracji z zewnątrz regionu oraz napięć wewnętrznych. Wiele ówczesnych potęg upadło bądź doznało mocnego osłabienia. „Ten kilkusetletni okres zamętu opisywany jest w źródłach jako czas konfliktów między mieszkańcami miast i pasterzami, ale też niestabilnej sytuacji w samych miastach, gdzie osłabienie lub wręcz upadek centralnej administracji na pewno skutkował zmniejszeniem poczucia bezpieczeństwa” - pisze dr Sołtysiak.

Jego zdaniem jedno jest pewne: głównym czynnikiem sprzyjającym zmniejszaniu poziomu przemocy było istnienie silnej władzy centralnej, która dysponowała odpowiednimi instytucjami (sądy, siły o charakterze policyjnym) zapewniającymi spokój społeczny.

Jednak, jak podkreślają autorzy publikacji, istnieje jeszcze jeden - poza wstrząsami społeczno-gospodarczymi - czynnik, który może wpływać na poziom przemocy interpersonalnej; jest nim zmieniający się klimat. Badania ujawniły bowiem, że np. 300-letnia susza, która miała miejsce w badanym okresie i przyczyniła się do masowych migracji oraz powszechnego głodu, także wiązała się z zauważalnym zwiększeniem częstości urazów głowy wśród ludności.

Odkrycie to jest o tyle znaczące, że aktualnie Ziemia także znalazła się w trudnej sytuacji klimatycznej. Wielu ekspertów obawia się, że postępujący wzrost temperatur nasili konflikty na świecie. Współautor omawianego badania dr Giacomo Benati uspokaja jednak, że nasze czasy dość mocno różnią się od przeszłości. „Istnieją dowody na to, że ekstremalne zjawiska klimatyczne mogą wpływać na poziom konfliktów - mówi. - Ale prawdą jest również to, że (…) gdy istnieją instytucje zdolne do ograniczania przemocy, konflikty mogą sprawnie zostać zażegnane".(PAP)

Katarzyna Czechowicz



Przemoc jako element ludzkiej natury badał bioarcheolog z UW | Nauka w Polsce






sobota, 29 kwietnia 2023

Biologiczna geneza zła



Zło u ludzi może występować np. na skutek uszkodzenia mózgu - gdzie ja miałem ten artykuł... muszę go poszukać..


Tymczasem naukowcy biorą się za chomiki....









przedruk
tłumaczenie automatyczne




Edycja genów poszła nie tak: 

naukowcy przypadkowo tworzą wściekłe chomiki



Peter Rogers
27 czerwca 2022 r.



Chomiki mają organizację społeczną i reakcję na stres, która jest bardziej ludzka niż jakikolwiek inny gryzoń. Tak więc naukowcy behawioralni polegali na chomikach, aby zrozumieć siły rządzące zachowaniem. Jednak według ostatnich badań siły te są mniej zrozumiałe niż wcześniej sądzono. Naukowcy wykorzystali technologię edycji genów, aby usunąć receptor, który prawdopodobnie powoduje agresję u chomików. Jednak zamiast stać się bardziej przytulanymi, chomiki stały się złośliwe.
Gen, który reguluje agresję

W 1984 roku grupa naukowców postanowiła zbadać rytm dobowy, wstrzykując niewielkie ilości hormonów do mózgów chomików. Jeden z hormonów, wazopresyna argininy (AVP), miał natychmiastowy i zaskakujący efekt. Nie zmieniło to cyklu snu chomików, ale wywołało dramatyczną zmianę zachowania. Chomiki zaczęły moczyć biodra (gdzie znajdują się gruczoły zapachowe) śliną i energicznie ocierać się o ścianę klatki, zachowanie wskazujące na agresywne domaganie się ich terytorium.


Kolejne badania farmakologiczne dokładnie zbadały funkcję receptora AVP, zwanego Avpr1a. Według badań, Avpr1a wydawał się mieć efekty zależne od płci. Kiedy samce chomików otrzymywały zastrzyki aktywatorów Avpr1a (takich jak AVP), stawały się bardziej agresywne, podczas gdy samice chomików stały się mniej agresywne. Alternatywnie, gdy chomiki otrzymywały zastrzyki inhibitorów Avpr1a, samce stały się mniej agresywne, a samice stały się bardziej agresywne. Prawie cztery dekady badań wykazały, że Avpr1a bezpośrednio regulował agresję i zachowania podobne do lęku.

Jedno z badań stworzyło jednak atmosferę tajemniczości wokół Avpr1a. W 2007 roku zespół naukowców z University of Buffalo wyeliminował gen Avpr1a u samców myszy, spodziewając się, że myszy będą wykazywać zmniejszoną agresję z powodu braku sygnalizacji AVP. Jednak myszy pozbawione Avpr1a nie były ani bardziej, ani mniej agresywne niż normalne myszy. Przez ponad dekadę ta rozbieżność była wyjaśniana jako wynikająca z kompensacji rozwojowej – to znaczy, że zarodek kompensował brak Avpr1a poprzez modulowanie innych szlaków behawioralnych.
Wściekłe chomiki

Zespół naukowców z Georgia State University kierowany przez Elliotta Albersa i Kima Huhmana nie zgodził się jednak. Głównym problemem, jaki mieli z badaniem z 2007 roku, było to, że Avpr1a został znokautowany u myszy, a nie chomików. Takie różnice mają znaczenie. Naukowcy wykorzystali technologię edycji genów CRISPR-Cas9 do mutacji genu receptora Avpr1a (tak, że nie był już funkcjonalny) u chomików płci męskiej i żeńskiej.


Naukowcy uważali, że usuwając zdolność chomika do wytwarzania Avpr1a, chomiki staną się mniej agresywne. Ich hipoteza była błędna. Wręcz przeciwnie, wszystkie chomiki pozbawione Avpr1a, niezależnie od płci, wykazywały znacznie bardziej agresywne zachowanie, wykonując dwa razy więcej oznaczeń bocznych, a także goniąc i przypinając inne chomiki tej samej płci.

Autorzy nie spodziewali się wściekłych chomików. "To sugeruje zaskakujący wniosek" - powiedział Albers. "Chociaż wiemy, że [AVP] zwiększa zachowania społeczne, działając w wielu regionach mózgu, możliwe jest, że bardziej globalne efekty receptora Avpr1a są hamujące. Nie rozumiemy tego systemu tak dobrze, jak nam się wydawało. Sprzeczne z intuicją odkrycia mówią nam, że musimy zacząć myśleć o działaniach tych receptorów w całych obwodach mózgu, a nie tylko w określonych regionach mózgu. "



A tu: 


czwartek, 20 października 2022

Gandeste

 


Kilka ciekawych przedruków 


słabe tłumaczenie automatyczne z rumuńskiego





Poniżej świetny artykuł Dughina, niedawno opublikowany Robię to z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że artykuł niezwykle dobrze oddaje ten aspekt dzisiejszego społeczeństwa, który mimo swojej oczywistości jest przez nas mało rozumiany. Następnie, ponieważ jest to niezwykle ważne w zrozumieniu sił zaangażowanych w konflikt na Ukrainie, technik walki i wreszcie wyzwania, przed którym stoi Rosja. Również z krytycznego tonu artykułu jasno wynika, jak błędny jest szablon, według którego Dughin jest „ideologiem Kremla”. Życzymy miłej lektury!

Dan Diaconu



W dzisiejszym świecie prędkość odgrywa kluczową rolę we wszystkich aspektach życia. Podczas OCS (Ukraine Special Operation) odkryliśmy, że w czasie wojny – we współczesnej wojnie – jest to jeden z kluczowych czynników. Bardzo, bardzo wiele zależy od tego, jak szybko zdobędziesz informację, jak szybko możesz zgłosić to dowódcy jednostki bojowej, a następnie podjąć decyzję o uderzeniu, a także szybko zmienić miejsce ułożenia broni. A więc chodzi prawie o wszystko, co wiąże się z walką.

Stąd kolosalna rola UAV (Unmanned Aerial Vehicle) i dronów, łączności satelitarnej, czasu przekazywania współrzędnych wroga, mobilności jednostek bojowych, a także szybkości przekazywania rozkazów wykonawcy. Oczywiście nie brano tego pod uwagę podczas przygotowań do OCS i teraz musimy to wszystko zrekompensować w krytycznych warunkach.

Podobnie nie doceniono zależności od Zachodu w zakresie technologii cyfrowych, chipów i precyzyjnej produkcji. Przygotowanie do frontalnej konfrontacji z NATO, a jednocześnie opieranie się na elementach technologicznych opracowanych i wyprodukowanych bądź w krajach NATO, bądź na terytorium państw zależnych od Zachodu, nie świadczy o wielkiej inteligencji.

Ale teraz nie chodzi o uzależnienie od Zachodu, ale o czynnik prędkości. Francuski filozof Paul Virillo, który badał znaczenie prędkości dla współczesnej cywilizacji technicznej, zaproponował specjalny termin – dromokracja . Od greckiego dromos (prędkość) i kratos (moc). Teoria Virillo opiera się na twierdzeniu, że w nowych warunkach cywilizacyjnych zwycięża nie silniejszy, mądrzejszy, lepiej wyposażony, ale szybszy. Szybkość jest wszystkim. Stąd chęć zwiększenia szybkości procesorów za pomocą dowolnych środków, a w konsekwencji wszystkich operacji cyfrowych. Właśnie na tym koncentruje się dziś innowacyjne myślenie techniczne. Wszyscy rywalizują na szybkości.

Współczesny świat to wyścig o przyspieszenie. A kto jest szybszy, otrzymuje główną nagrodę, władzę. We wszystkich jej znaczeniach i wymiarach – politycznym, militarnym, technologicznym, ekonomicznym, kulturowym.

Jednocześnie informacje są najcenniejsze w strukturze dromokracji. Szybkość przekazywania informacji jest konkretnym wyrazem władzy. Dotyczy to zarówno funkcjonowania giełd światowych, jak i prowadzenia działań wojennych. Ten, kto był w stanie zrobić coś szybciej, zyskuje pełną władzę nad tym, który się wahał.

Jednocześnie dromokracja jako świadomie wybrana strategia, czyli próba zdominowania czasu jako takiego, może prowadzić do dziwnych efektów. W grę wchodzi czynnik przyszłości. Stąd zjawisko transakcji terminowych i związanych z nimi funduszy hedgingowych, a także innych mechanizmów finansowych o podobnym charakterze, gdzie główne transakcje zawierane są z tym, czego jeszcze nie ma.

Ideałem medialnej dromokracji byłoby, aby jako pierwszy zgłosić zdarzenie, które jeszcze się nie wydarzyło, ale jest bardzo prawdopodobne. To nie tylko fałszerstwo, to rzecz z obszaru możliwych, prawdopodobnych, probabilistycznych metod. Jeśli prawdopodobne przyszłe wydarzenie potraktujemy jako wydarzenie, które już się wydarzyło, zyskamy czas, co oznacza, że ​​zyskamy władzę. Inną rzeczą jest to, że może się to nie wydarzyć. Tak i jest to możliwe, ale czasami niespełnienie oczekiwań nie jest krytyczne i odwrotnie, potwierdzona prognoza, przyjmowana jako przesądzona konkluzja, oferuje ogromne korzyści.

Na tym polega sedno Dromokracji: żywioł czasu jest bardzo trudny, a ten, komu uda się go ujarzmić, otrzymuje całkowitą globalną władzę. Wraz z rozwojem superprędkości sama rzeczywistość ulega załamaniu i zaczynają w niej działać prawa fizyki nieklasycznej – przewidywane w teorii względności Einsteina i, w jeszcze większym stopniu, w fizyce kwantowej. Ograniczanie prędkości zmienia prawa fizyki. I właśnie na tym obszarze, zdaniem Virillo, toczy się dzisiaj planetarna walka o władzę.

Z podobnymi teoriami spotykamy się na polu bardziej praktycznym, a mniej filozoficznym – w teorii wojen sieciocentrycznych. I właśnie taką walkę sieciocentryczną napotkaliśmy podczas OCS. Główną cechą takiej wojny jest szybkość przekazywania informacji między poszczególnymi jednostkami i centrami dowodzenia.

W tym celu jednostki bojowe i żołnierze są wyposażeni w wiele różnie zorientowanych kamer i innych czujników, które zbiegają się w jednym punkcie. Do tego dochodzą dane z samolotów, UAV i satelitów, które są bezpośrednio zintegrowane z jednostkami bojowymi. A ta pełna integracja z siecią zapewnia najważniejszą zaletę – przewagę szybkości. Tak układają się systemy pracy i HIMARS oraz taktyka grup mobilnych i DRG (Sabotage and Reconnaissance Groups, nt). Wykorzystano do tego również łączność satelitarną Starlink.

Teorie wojny sieciocentrycznej uznają, że szybkość podejmowania decyzji często odbywa się kosztem ich uzasadnienia. Istnieje wiele błędnych obliczeń. Ale jeśli działasz szybko, to nawet jeśli popełnisz błąd, zawsze jest czas, aby go naprawić. Wykorzystuje zasadę hack hack lub ataku DDoS - najważniejsze jest "uszczypnięcie" wszystkich lokalizacji oddziałów wroga, szukając słabych punktów lub tzw. tylnych drzwi. Straty mogą być dość wysokie, ale wyniki, jeśli się udają, są bardzo znaczące.

Ponadto wojny, w których sieć jest ich integralną częścią, obejmują otwarte kanały informacji – przede wszystkim portale społecznościowe. Nie tylko towarzyszą prowadzeniu działań wojennych, mówiąc oczywiście tylko to, co się opłaca, a co nie, ukrywając lub wypaczając dla innych, ale także operują probabilistyczną przyszłością. Znowu zasada dromokracji. To, co dziś postrzegamy jako podróbki, to nic innego jak sztuczna stymulacja możliwej przyszłości. Wiele podróbek okazuje się pustych, o ile próby złamania zabezpieczeń podczas włamań są udaremniane, ale od czasu do czasu docierają do celu i wtedy system może zostać przechwycony i ujarzmiony.

Dromokracja w sferze politycznej pozwala odejść od sztywnych zasad ideologicznych. Na Zachodzie, na przykład, rasizm i nazizm, delikatnie mówiąc, nie są otwarcie popierane. Ale w przypadku Ukrainy i innych społeczeństw zaostrzonych w obronie geopolitycznych interesów Zachodu robi się wyjątek. Kwitnie tam antyrosyjski nazizm, rusofobia, ale na samym Zachodzie tego nie zauważają, zręcznie to omijając. Faktem jest, że dla szybkiego zbudowania narodu, w którym nigdy nie istniał iw obecności dwóch narodów na tym samym terytorium, po prostu nie można tego zrobić bez nacjonalizmu. Aby to zrobić tak szybko, jak to możliwe, potrzebne są właśnie skrajne formy - aż do nazizmu i po prostu rasizmu. I znowu jest to kwestia dromokracji. Niezbędne jest szybkie stworzenie symulakrum narodu. W tym celu bierze się radykalną ideologię, wszelkie wyobrażenia i mity o własnej wyłączności, nawet te najbardziej śmieszne, a wszystko to szybko ożywa (przy pełnej kontroli nad sferą informacyjną społeczeństwa, a Zachód po prostu udaje, że tego nie zauważa ten).

Potem następuje równie przyspieszona propaganda tych idei, które nie mają nic wspólnego z zachodnią liberalną demokracją. Wojna w sequelu jest naturalna: agresorzy są przedstawiani jako ofiary, a kaci jako zbawcy. Najważniejsze jest kontrolowanie informacji. A jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem globalistów, to następuje szybkie rozwiązanie, a potem równie szybko usuwane są same struktury neonazistowskie. To samo widzieliśmy w Chorwacji podczas rozpadu Jugosławii. Najpierw Zachód pomaga chorwackim nazistom – Neo-Ustaszy – i uzbraja ich przeciwko Serbom, a następnie oczyszcza ich, aby nie pozostały żadne ślady. Najważniejsze, żeby wszystko zrobić bardzo, bardzo szybko. Neonazizm pojawił się szybko, szybko spełnił swoją rolę, szybko zniknął. Jakby nie było.

To jest sekret Zełenskiego. Komik rtęciowy na lidera nie został wybrany przypadkowo. Jego psychika jest niestabilna i podatna na gwałtowne zmiany. Idealny polityk dla płynnego społeczeństwa. Teraz mówi i robi jedno, w jednej chwili jest zupełnie inaczej. I nikt nie pamięta, co wydarzyło się przed chwilą, bo prędkość przepływu informacji stale rośnie.

A jak na tym tle wyglądamy sami? Gdy zaczęliśmy działać szybko, zdecydowanie i niemal spontanicznie (pierwsza faza OSU), nastąpiły ogromne sukcesy. Prawie połowa Ukrainy była pod naszą kontrolą.

Gdy tylko zaczęliśmy spowalniać przebieg operacji, inicjatywa zaczęła przechodzić w ręce wroga.


Okazało się następnie, że sieciocentryczny charakter współczesnej wojny i prawa dromokracji nie zostały odpowiednio uwzględnione. Gdy tylko przyjąłem postawę reaktywną, przeszedłem do defensywy i przegapiłem czynnik prędkości. Tak, ukraińskie zwycięstwa są w większości wirtualne, ale w świecie, w którym ogon daje psu, gdzie prawie wszystko jest wirtualne (w tym finanse, usługi, informacje itp.), to nie wystarczy. Anegdota o tym, jak dwóch rosyjskich spadochroniarzy narzeka na ruiny Waszyngtonu – „przegraliśmy wojnę informacyjną” jest zabawna, ale niejednoznaczna. To także coś wirtualnego, być może próba zakodowania przyszłości. Jeśli chodzi o sprawdzenie rzeczywistości, niestety nie wszystko jest takie proste. Tu trzeba albo zawalić całą dromokrację, wirtualność, całą ponowoczesność sieciocentryczną, czyli całą nowoczesność i cały wektor rozwoju nowoczesnego Zachodu (ale jak to zrobić od razu?), albo zaakceptować – choć częściowo - zasady wroga, czyli przyspieszamy. Pytanie, czy my, Rosjanie, możemy wejść w sferę dromokracji i nauczyć się wygrywać sieciocentryczne (w tym informacyjne!) wojny, nie jest abstrakcją. Od tego zależy bezpośrednio nasze zwycięstwo!

Aby to zrobić, musimy najpierw zrozumieć - po rosyjsku, w sposób patriotyczny - naturę czasu. Jak powoli wszystko rozumiemy, z jakim opóźnieniem i jak wolno wprowadzamy to w życie – wydaje się, że odrzuciliśmy nawet przysłowie „ Rosjanie marnują czas, ale jeżdżą szybko ”.Teraz jest właśnie ten czas, kiedy, jeśli nie poruszamy się bardzo szybko, sytuacja może stać się bardzo niebezpieczna. Zrobimy to szybciej, szybciej to naprawimy. Nie mówię o wyposażaniu naszych żołnierzy w atrybuty sieciowe i przyspieszeniu procesu dowodzenia oraz skutecznych środkach ochrony informacji. Ale to jest po prostu konieczne, aby być na poziomie z dobrze wyposażonym wrogiem.

I jeszcze raz: jeśli po spekulacjach Voentorga (rosyjskiego dostawcy broni i żywności, nt) na temat ceny minimalnego munduru dla zmobilizowanych, nie nastąpiła od razu gwałtowna fala bezpośrednich represji ze strony władz, to jest to bardzo znak zły. Ktoś u władzy wyobraża sobie, że wciąż zaprzęgamy, mimo że ścigamy się z maksymalną prędkością. Trzeba to pilnie przemyśleć. W przeciwnym razie może się okazać, że pędzimy zbyt wolno.

Dromokracja to nie żart. Nie chodzi o pokonanie Zachodu. Powinien zostać zmiażdżony w swojej upojnej dumie, ale w tym celu sami musimy działać błyskawicznie. I znaczące. Rosja nie ma już prawa ani czasu na senność i ospałość.

Źródło: https://trenduri.blogspot.com/



... Skakałem z radości, gdy zobaczyłem pierwsze reklamy przerywające film w telewizji. Wchodzimy, jak mówią, między świat. W międzyczasie film przerwał reklamy...
... gdybyśmy byli spragnieni, piliśmy wodę z fontanny za darmo, nie myśląc, że kiedyś będziemy musieli zapłacić za szklankę wody...
... Zmarszczyłem nos, kiedy mama sprzątała dom; chcieliśmy go z pudełka, pięknie wybarwionego i dobrze zhomogenizowanego...
... nosiliśmy spodnie z tkaniny prawie ręcznie, tanie i wysokiej jakości; ale chciałem garnitur dżinsowy. Dziś dobre sukno już prawie zanikło, a od czasu do czasu nosi się szorty...
... miałem bawełniane koszulki i skórzane trampki. Ale chciałem plastikowe koszulki i buty wykonane z pięknie kolorowych szmat.
... Kiedyś robiłam domowe lody z naturalnego mleka, ale marzyły mi się ciastka lodowe z chemii w woreczku.
...w Alimentarze zawijają nasze mięso w papier i wkładają do płóciennej torby, marząc o jednorazowych torebkach i pięknie zaprojektowanych torebkach. Dzisiaj z naszych nosów wypłynęło całe to plastikowe gówno...
...kiedy dostałam pudełko z czymś przywiezionym z zagranicy, to ładnie postawiłam je w oknie, wśród bibelotów, bez względu na to, czy była to kawa, krem ​​czekoladowy, czy olej. Dziś mamy specjalne półki, na których je chowamy...
... wszędzie były tylko napisy po rumuńsku, firmy, szyldy, plakaty i wydawało nam się to szalone. Dziś brakuje nam pisania na ścianach czegoś po rumuńsku...

Autor: Razvan Bibire



Zaledwie trzy dni po wybuchu wojny, 27 lutego 2022 r., szefowie Unii Europejskiej nie zastanawiali się zbytnio. Bezzwłocznie usunęli z budżetu pół miliarda euro przeznaczone dla Ukrainy, z naruszeniem prawa. Pieniądze miały być przeznaczone wyłącznie na zakup uzbrojenia.
I to pomimo tego, że w lutym 2022 r. Kijów nawet nie ubiegał się o członkostwo w UE. Tak więc Europejczycy nie mieli prawnego obowiązku przekazywania publicznych pieniędzy na konto reżimu Zełenskiego.

Należy podkreślić, że traktaty UE zabraniają blokowi UE wykorzystywania wieloletniego budżetu do finansowania operacji o skutkach wojskowych lub obronnych. Ale politycy z Brukseli nie poprzestali na prostym „szczególie”. Użyli małej sztuczki.

„W tych dniach spadło kolejne tabu – tabu, że UE nie może wykorzystać swoich zasobów do dostarczania broni krajowi atakowanemu przez inny kraj” – oświadczył 27 lutego 2022 r. szef unijnej dyplomacji Josep Borrell. oczywiście, że Ukraina nie była (i nadal nie jest) częścią Unii Europejskiej.
Oczywiście mechanizm podejmowania decyzji nie obejmował obywateli Europy, a jedynie marionetki w Brukseli. W cyniczny sposób Ursula von der Leyen i jej współpracownicy przekazali do Kijowa pieniądze ze specjalnego, pozabudżetowego funduszu „wspierania pokoju”. Chodzi o tzw. „Europejski Mechanizm Wspierania Pokoju” (EPF), z pułapem 5 mld euro, utworzony (co za zbieg okoliczności!) zaledwie trzy miesiące przed wybuchem wojny.

W grudniu 2021 r. UE podjęła już decyzję o udzieleniu „pomocy bezpieczeństwa” Ukrainie, Gruzji i Republice Mołdawii z nowo utworzonego funduszu. Przywódcy w Brukseli mieli prawdziwe przeczucie wydarzeń na Ukrainie. Chyba że sam Joe Biden przekazał im, co ma się wydarzyć.
„Po raz pierwszy w historii UE sfinansuje zakup i dostawę broni i innego sprzętu do kraju, który jest atakowany. To decydujący moment”, oświadczyła triumfalnie Ursula von der Leyen 28 lutego 2022 roku.

Rzeczywiście decydujący moment. Moment, w którym Bruksela zobowiązała się zapłacić wszystkie rachunki Kijowa. W tym te wydane na dzierżawę broni amerykańskiej. Co zaskakujące, dzierżawa broni jest teraz możliwa po reaktywacji w Kongresie ustawy z 1941 r., Lend-Lease Act. Pierwotnie został zaproponowany przez prezydenta Franklina D. Roosevelta, aby pomóc uzbroić siły brytyjskie w walce z nazistowskimi Niemcami.

Pod fałszywą motywacją (napędzaną przez Pentagon), że Władimir Putin przyjedzie do Paryża z czołgami, Europa zobowiązała się wydać dziesiątki miliardów euro na uzbrojenie Ukrainy. I nie tylko. Wyraźnie i jednoznacznie określił się jako walczący wróg w wojnie z Rosją. Uwaga, żeby Moskwa ani na chwilę nie zagroziła bezpieczeństwu Unii Europejskiej.

Z perspektywy czasu gest Brukseli, by uzbroić Kijów zaledwie 3 dni po wystrzeleniu pierwszego pocisku (a zwłaszcza zatwierdzić „wojskowy” budżet w wysokości 5 mld euro na trzy miesiące przed inwazją) wyraźnie pokazuje, że przygotowani przez nich europejscy przywódcy . I nie zrobili tego sami, żeby było jasne. Jak pokazali w ciągu ostatnich 3 lat, politycy na szczycie UE są tylko wykonawcami wielkich amerykańskich projektów. Budżety hiperluksusowe, z wszelkiego rodzaju zachętami prawnymi i karnymi, niewrażliwe na problemy podatników i podatników.
Niestety zarówno w Waszyngtonie, jak iw Brukseli kolejne ważne wybory odbędą się dopiero w 2024 roku. Do tego czasu jedyne zmiany można wprowadzać tylko na ulicach.
Oczywiście, jeśli nie jest za późno.


Autor: Adrian Onciu


Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, jak daleko sięga domniemanie niewinności? Teoretycznie do Boga - bo wyżej się nie da.

Ale pozwól, że wystawię cię na próbę. Powiedzmy, że jestem świadkiem na ulicy, gdy postać X śmiertelnie dźga swoją ofiarę na ulicy, idę do sądu i oświadczam, co widziałem. Sędzia (bo o tej godzinie „sprawiedliwość” wymierzają kobiety) wywnioskuje z mojego zeznania, że ​​kura składa jaja i z braku dowodów uniewinnia przestępcę.

Do czasu wyroku oskarżony korzysta z domniemania niewinności. Ale wiem, że jest przestępcą. Po tym, jak ślepy sędzia (ślepota ma trzy przyczyny: pieniądze, otrzymane rozkazy lub głupota) uniewinnia go, oskarżony jest dla wszystkich niewinny - ale wiem, że jest przestępcą.

Z powodu braku „sędziów” do potępienia kraj ten jest pełen niewinnych, ale wiem, że Ion Iliescu jest zdrajcą i zbrodniarzem, że Emil Constantinescu jest zdrajcą (którego zdradę zatwierdziła większość sejmowa, na ich cześć , tylko czterech moich znajomych zrobiło wyjątek), że Traian Băsescu jest zdrajcą i autorem wielu innych zbrodni, jak Klaus Werner Johannis, że Laura Codruța Kovesi jest przestępcą, który uniknął odpowiedzialności karnej za wielu skorumpowanych urzędników itp. .

To był wstęp, więc teraz przejdę do tematu, czyli pandemii. Żyjemy w bardzo smutnych czasach, ale jeszcze smutniejsze są ich przyczyny. Moje "przebudzenie" ("My Awakening" - widzę, że dzisiaj nie możesz, jeśli nie wstawisz kilku słów po angielsku, więc "plagiatuję" Davida Duke'a) nastąpiło w momencie, gdy zdałem sobie sprawę, że wszystko było kłamstwem . Wszystko, począwszy od rewolucji, z której byliśmy tak dumni. Myślałem, że jestem bohaterem, ale okazało się, że jestem tylko możliwą ofiarą. Laleczników nie obchodziło, ilu zginęło, nie obchodziło ich, czy ja lub inni głupcy tacy jak ja zginą. Kiedy przechodzisz przez kule, zmieniasz się – to nie jest jak oglądanie telewizji. A kiedy chodzisz wśród kul, zyskujesz coś jeszcze – nie obchodzi cię już śmierć, już się z nią zmierzyłeś. Od tego czasu nie wierzę już ślepo w to, co mówi nam się oficjalnie.

My ze wschodu mieliśmy (paradoksalnie!) ogromną szansę w porównaniu z zachodem. Żyliśmy kłamstwem, ale czuliśmy je też na naszej skórze. Ludzie Zachodu przeżyli to, nie czując tego. Nie ludzie z Zachodu, ale mieliśmy swobodę myślenia! Ich głupota zaczęło się dawno temu, nie zdając sobie z tego sprawy – zaczęło się u nas po 1990 roku. Z tego powodu wierzę, że na przeklętym, obwinianym, przeklętym wschodzie wciąż jest więcej żywych sumień niż na Zachodzie, który tak uważał był wolny, chociaż został wrzucony do niewoli bez ucieczki.

Żyjemy w indukowanym koszmarze, w którym lalkarze stawiają na strach ludzi przed śmiercią, na ogromny procent głupoty, który został osiągnięty (jak procent szczepień!). A tutaj procentowo lepiej czują się mieszkańcy Wschodu - mniej imbecylów, więcej myślą i odmawiają samobójstwa.

Tak, jest nowy wirus. Ale nowy wirus nie jest nowy, z wyjątkiem nazwy.

Wydaje się, że nadszedł czas na instalację nowego porządku światowego. W końcu może nawet z bronią. Lalkarze mają pełną kontrolę: nad politykami, nad organami ścigania, nad mediami, nad wszystkim, co się liczy. My, którzy mówimy prawdę, gdzie tylko możemy, zostajemy uznani za szalonych (jeśli nie gorzej).

Pojawiały się i mnożyły „zgony Covidów”. Poza tym, że nikt nie został poddany autopsji (z polecenia byłego ministra Nelu Tătaru – nie), aby wiedzieć, dlaczego umarł. Tyle, że później dowiadujemy się, że zgony nosicielskie miały poważne choroby współistniejące. Tyle że ich liczba nie przekraczała liczby tych, którzy zmarli w wyniku zwykłej grypy i że czasami zdarzało się, że kogoś, kto zmarł na chrząstkę, faktycznie potrącał pociąg (jak w Anglii).

Powtarzam: gdyby to było coś naprawdę poważnego, ci, którzy przewieźli tysiące pracowników z Suczawy, jedynego wówczas „czerwonego” okręgu w Rumunii, do Niemiec po szparagi, zostaliby wysłani do sądu. Nie zostali osądzeni i skazani, ale nieszczęsny Matei Strugurel, który uratował mu życie, uciekając ze szpitala, w którym był hospitalizowany bez chrząszczy, został skazany na rok więzienia z egzekucją! Gdyby to było coś naprawdę poważnego, Iohannis nie poślizgnąłby się na zdjęciach bez maski w Brukseli, ani Ludovic Orban nie jadłby bez maski w swoim biurze, ani nie odbyłby się kongres wyborczy Cîțu.

Później znaleźliśmy się z wariantem „Omicron”. Mówi się, że rozprzestrzenia się znacznie łatwiej niż inne, ale uznaje się, że nie ma żadnych poważnych skutków. Z tego, co przeczytałem, znalazłem tylko jeden śmiertelny przypadek na całym świecie (jeśli rzeczywiście to była przyczyna!). Ale został wykorzystany do przeprowadzenia ostatecznego ataku. Łatwo zrozumieć, że prawa człowieka nie mają już znaczenia, kiedy trzeba zabić człowieka (w interesie niektórych osób!). Coraz więcej krajów narzuca chowicielski paszport, coraz więcej krajów wprowadza obowiązkowe szczepienia - nie zdziwiłbym się, gdybym niedługo dostała zakaz wychodzenia z domu po lekarstwa czy jedzenie. A może w końcu, ostatni z nas, który oprze się szczepionce, zostaniemy rozstrzelani jak bojownicy w górach.

Ze smutkiem patrzę na powody, dla których przedstawiciele odważnych Rumunów przyjęli szczepienie: niektórzy, na trzy małe i sok; inni, bo w „Bibliotece Narodowej” sławny skrzypek grał im w ucho bez przyklejania im do czoła studolarowego banknotu, jak w pubie; inni do udziału w loterii; inni, aby otrzymać premię za pracę; inni, aby mogli pojechać na Malediwy lub Seszele. Dobra robota, Rumuni, z nimi będziemy bronić naszego kraju, z nimi zachowamy nasze tradycje i godność!

Ludzie stają się coraz bardziej zniewoleni, coraz bardziej zniewoleni. Potężni stają się silniejsi, bogaci stają się bogatsi. Wygląda na to, że budżety krajowe pójdą w jednym kierunku: Big Pharma (i dotowanie wspierających ją mediów).

Policz: to oczywiste, że dwie szczepionki już nie wystarczą, nikt nie wie, ile można osiągnąć, może co 6 miesięcy, czyli dziesiątki lub setki miliardów! Zastanów się, ile testów jest wykonywanych, w tym w UE, gdy przenosisz się z jednego kraju do drugiego! Ale przede wszystkim pomyśl o maskach! Władze rumuńskie (które nic nie wiedzą, tak naprawdę nikt nie wie) uznały, że maski płócienne, za brak których nałożono liczne grzywny na 20 miesięcy) w rzeczywistości nie chronią (co oznaczałoby zwrot pobranych mandatów!). ), ale potrzebujemy innych, bezpieczniejszych i droższych; jednocześnie słyszę w „Radio Romania-Actualitàtî” lekarzy, którzy radzą nam zmieniać maskę co 4 godziny; oznaczałoby to dziesiątki milionów masek każdego dnia w samej Rumunii! Ale nie na plecach - nie kupiłem maski,

Ale zyski producentów przewyższają zyski pośredników i być może urzędników. Ponieważ defraudacja pieniędzy publicznych została przeprowadzona przez dwie instytucje państwowe, „Narodowe Biuro ds. Scentralizowanych Zamówień” (ONAC) i „Unifarm”. Wśród mafii chronionych przez państwo jest Cornelia Nagy, przewodnicząca ONAC, promowana i wspierana przez kilka mafii, w tym mafię UDMR (tak, nie zdając sobie z tego sprawy, obywatele rumuńscy pochodzenia węgierskiego wysyłają swoje mafie do parlamentu co 4 lata, podobnie jak wysyłamy nasze). Plastikowe izolety zostały kupione po 80 000 lei za sztukę, ale nikt nie prowadzi kryminalnego dochodzenia, co się z nimi stało i gdzie są teraz!

Prasa łapówkowa raduje się, gdy umiera jeden z przeciwników szczepionki, ale nie szepcze ani słowa o młodych sportowcach na całym świecie, którzy zginęli w wyniku szczepionki […]. Według najnowszego raportu opublikowanego przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego liczba zarażonych nieszczepionych zrównała się z liczbą zaszczepionych. Co więcej, śmiertelność Covid wzrosła do 20% wśród zaszczepionych…

Niektórzy mogą myśleć, że są nieśmiertelni. Wiem, że wszyscy umieramy, ale liczy się sposób, w jaki umierasz. Z tego powodu moje najdroższe wersy pochodzą z Coșbuc:  „Gdybyśmy tylko byli bogami, /  Wciąż jesteśmy dłużnikami śmierci! / Jeśli umarłeś,  jest tak samo /  Chłopak czy zrzędliwy staruszek; /  Ale to nie wszystko umrzeć /  Lub przykuty pies.

Starsi świata nazwali to ludobójstwem. Będę z nim walczył do ostatniego dnia.

Autor: Św. Dan Cristian Ionescu

Uwaga  - Artykuł opublikowany w "Certitudinea" nr. 119


https://gandeste.org/analize-si-opinii/dugin-dromocratia/126001/?fbclid=IwAR00BvZCuxow49p79bChIhJGotSIjoIigiHqPy7adp0VwKjFOU1Sjoi1-xU

https://gandeste.org/analize-si-opinii/razvan-bibire-acum-30-de-ani/125973/?fbclid=IwAR0F99OMSep6kBY8w0LjUyh-e0NC81wR2_saEVsntfWDH1FW9_JBNobcKOM

https://gandeste.org/analize/adrian-onciu-reactia-bruxelles-ului-in-raport-cu-razboiul-din-ucraina-a-fost-foarte-rapida-si-pe-langa-lege/125927/

https://gandeste.org/analize-si-opinii/imbecilizarea-vestului-a-inceput-demult-a-noastra-abia-dupa-1990/126016/