Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Hydra

Notatki z pola walki, notki istotne i małe formy nieistotne, do wnikliwej analizy i wertowania myślami...




08.02.1961, wtorek

Dzisiaj po raz drugi - po kilku miesiącach - zadałem to pytanie.
To pracujesz dla tego abewu czy nie?

Tym razem nie wykręcała się -
Dostaję "zlecenia czasowe", odpowiedziała.

Wyrażenie "przyznała się" byłoby nieadekwatne. Raczej czekała na okazję, żeby to powiedzieć. Zapewne niedługo będą chcieli przeciągać mnie na swoją stronę.


He, - "zlecenia czasowe".... chyba zlecenia "czasowe"....





16.11.1961, środa

Znowu mi się to przypomniało …
Nie myślałem o tym bardzo długo... To już 20 lat.



17.11.1961, czwartek


Wiedziałem, że oni już wiedzą. Oczywiście pomyślą, że się załamałem. I oczywiście sobie przypiszą powód – a może nawet po roku czasu zaczną świętować....a fee.
Musiałem iść do niej i wyprowadzić z błędu...

* * *

- A nie chciałbyś pracować na wyższym stanowisku?
- Twój kierownik na pewno zarabia więcej? - dodała
- No, zarabia więcej, to prawda – mruknąłem. Przez chwilę rozwodziłem się nad tematem.
- A może wolałbyś pracować w abewu? - spytała
- Phe – zaśmiałem się sztucznie, bo mnie zaskoczyła.
- A co ja bym tam robił w w tym abewu – no, na pewno tam więcej zarabiają, na twoim na przykład stanowisku... chociaż ja zasługuję na lepsze... - dywagowałem.
- Eee....chyba jednak wolałbym eskawu. Popatrzyła na mnie jak ptak na gnat.
- A co to jest eskawu?? - zapytała w perfekcyjnym zdumieniu
- No, tak...oni i tak są przenicowani przez waszych – westchnąłem – to abewu ma pełnię władzy w kraju....
Nagle zaskoczyłem.
- Chwileczkę...
- Czy ja jestem może właśnie werbowany?
- Tak – odparła zadowolona, z ledwo zarysowującym się półuśmiechem. O, to ciekawe – pomyślałem. Więc jednak uznali, że się załamałem, a przez to- wg nich - automatycznie stałem się podatny na przyjęcie ich warunków.
Ciekawe, ciekawe....

Nagle zainteresował mnie suwak na końcu mojego swetra. Zacząłem więc go skubać.
Przesuwałem go trochę do góry, trochę na dół, albo przekładałem języczek. Raz w jedną raz w drugą stronę – zupełnie jak przy ratowaniu topielca – macha się jego rękami wzdłuż ciała raz w jedną raz w drugą stronę. I znowu – raz w jedną raz w drugą. Głupie to, nie? No, więc skubałem suwak...

- Zostaw ten suwak – zagrzmiała – ręce musisz trzymać jak trzeba. Oni będą na wszystko patrzeć. Oceniać cię.
- No, ja po prostu usiłuję się zachować jak normalny ludź – wymamrotałem skruszony
- Każdy ludź tak właśnie by robił w takiej niezwykłej chwili – dodałem „tonem znawcy”
- Ty nie jesteś każdy. Ty przecież w ogóle nie jesteś człowiekiem – odpowiedziała zaczepnie
- W abewu pracują wyłącznie wyjątkowi ludzie – perorowała z zadowoleniem, zapewne myśląc o sobie. Wyjątkowo głupi – dodałem w myślach.
- A jakie będę miał stanowisko? – zapytałem
- Najwyższe – odpowiedziała po chwili zachowując twarz Mony Lizy. Patrzyła mi się prosto w oczy
- Czy to znaczy, że to będzie najwyższa szubienica w kraju? – zapytałem przezornie. Najwyraźniej humor mi dopisywał...
- Najwyższe – powtórzyła z kamienną twarzą i tak samo poważnym tonem jak przed chwilą.
Nie zrozumiałem.

Wiedziałem, że właśnie napawa się tą chwilą, oczy miała szeroko otwarte i mocno we mnie wpatrzone. Miałem wrażenie, że cała puchła z dumy... Mimo to była spokojna, jakby pewna tego momentu – tego, że nastąpił. Pewna swej przyszłości...

- Nigdy jednak nie będziesz moim przełożonym – powiedziała wciąż tym samym beznamiętnym tonem. Przypomniał mi się dowcip Smolenia o siostrze (wielokrotnie) przełożonej, ale się powstrzymałem...
- Ale zaraz zaraz...przecież ja góruję nad tobą inteligencją, a to znaczy, że muszę być nad tobą....
- Nigdy nie będziesz moim przełożonym – powtórzyła beznamiętnie i pokręciła głową
- No, tak - stwierdziłem pojednawczo – dywersja to nie mój pion....
- Wiesz, ta wasza organizacja jest.... taka...antypolska... - wzruszyłem ramionami..
A jak wiesz, ja jestem Polakiem – choć co prawda półkrwi.... Tego się nie spodziewała.

Napięcie bardzo powoli schodziło z jej twarzy. W oczach pojawiły się małe świeczki....Łzy napłynęły do nosa i zatkały go – delikatnie je podciągnęła siąpiąc nosem – wyglądała jak mała dziewczynka, dla której nie starczyło tortu i która głęboko, do wewnątrz siebie, chowa swój żal.



***

Zamek w Rzucewie – a właściwie pałacyk – jest zbudowany w stylu neogotyckim, którego nie lubię, jako kiepskiej imitacji mojego ukochanego gotyku. Jednak ta budowla jest dość udana.
Szczególnie wewnątrz robią wrażenie ceglane łuki i witrażowe okna. Prawie jak autentyczny gotyk...

Przeszliśmy koło baru, przy który nikogo nie było, na sali siedziało parę osób.
Na końcu sali były jeszcze jedne drzwi. Przekroczyłem próg. Był to mniejszy pokój, umeblowany, udekorowany jakimiś obrazami. Była tam biblioteczka z książkami i serwantka – na środku stał długi i ciężki prostokątny stół, nakryty dla dwóch osób oraz dwa wysokie rzeźbione krzesła – po przeciwnych stronach stołu.

Poczułem coś dziwnego, coś nieuchwytnego, co mówiło mi, że coś tu jest nie tak. Weszła za mną i stanęła za jednym z krzeseł. Powoli kroczyłem wzdłuż stołu, stanąłem za drugim krzesłem – kiedy znalazła się w obrębie mojego pola widzenia, zaczęła z udawaną ciekawością oglądać ściany, jakby naśladując mnie. Obserwowała mnie, lecz nie dała tego po sobie poznać. Jakby sprawdzało moje zachowanie, samopoczucie... Ruszyłem powoli wzdłuż stołu, ona także – przeciągnęła dłonią po obrusie, kiedy mijaliśmy się po jego przeciwnych krańcach. Zamieniliśmy się stronami – teraz ja stałem przy oknie za krzesłem, a ona za swoim w głębi pokoju.

Dziwne uczucie nie opuszczało mnie. Wyszedłem na zewnątrz, tj. do sali obok i poczułem się lepiej. Wyszła za mną, wybrałem stolik i usiedliśmy. Dostaliśmy karty dań, po chwili jednak wyszła do łazienki. Wróciła po dłuższej chwili. Chwilę rozmawialiśmy o niczym. Przyszedł kelner zapytać o menu. Był bardzo uprzejmy. Kiedy złożyłem zamówienie, zapisał je, potem w udawanym geście, jakby coś sobie przypomniał, zaproponował, że mała salka obok jest wolna – ta ze stołem i dwoma krzesłami i czy może tam nie będzie nam lepiej – zapytał, zaproponował

- Oczywiście, chętnie – przystałem. Wzięliśmy swoje rzeczy i przenieśliśmy się.


A'la gotycki zamek, osobna sala, długi prostokątny stół, dwa wysokie krzesła naprzeciw siebie....
- Jak się czujesz? – zapytała
- Te miejsca od początku były dla nas zamówione – spytałem, a właściwie stwierdziłem
- Oczywiście – odparła niedbale









18.11.1961, piątek


Siedzieliśmy we trójkę. Ja, Diabełek i Wodzirej Leming.
Przez chwilę żartowaliśmy. Wtedy wpadłem na pomysł. Rzuciłem na nią kontrolne spojrzenie i zacząłem.

- Panie Wodzireju – zapytałem – a czy Pan wie, że wg najnowszych badań Instytutu im. Adama Smitha, państwo odbiera panu 83 procent pańskiego dochodu?

Dotychczas była z myślami lekko gdzieś daleko, na moje słowa jednak drgnęła, przesunęła palcem pod nosem, rzuciła mi szybkie spojrzenie, lecz natychmiast utkwiła wzrok w twarzy Wodzireja - kontrolując jej wyraz i szukając potwierdzenia – czy Leming zrozumie jak istotne jest to pytanie?

- No, wie pan – kontynuowałem – państwo pobiera podatek 18% od dochodu, zaspokaja roszczenia ubezpieczeniowe. I to niby wszystko. Ale potem w sklepie spożywczym lub innym płaci pan vat, na stacji benzynowej płaci pan różne inne podatki min. akcyzę w paliwie – no nie wspominając, że tą akcyzą opodatkowany jest każdy towar.
No, bo przecież mleko, chleb i mięsiwo trzeba do sklepu dowieźć! A więc trzeba wypalić paliwo....Za to wszystko płaci pan z własnej pensji, czyli już po opodatkowaniu – pan dodatkowe podatki roznosi po sklepach, a sprzedawcy odnoszą potem pańskie pieniądze do urzędu skarbowego- właśnie jako podatek.

Leming utkwił wzrok w suficie.
- Nooo, noo. Noo taak, tak, no to jest chore.... stwierdził z mocą, a potem dodał z większą pewnością siebie – Tak. To jest chore.
- Ależ panie Wodzireju – wykrzyknąłem – to nie jest chore tylko dziwne – CO NAJMNIEJ PODEJRZANE! Odciągają z naszej pensji 80% - a dziura budżetowa coraz większa!! Gdzie jest ta kasa?!
- No tak, tak, to jest chore – powtórzył wlepiając wzrok w okno.
- Mi się najbardziej nie podoba jedno - zawołał. Zamarłem.
- Dlaczego są różne stawki podatkowe!?? To niesprawiedliwe!
Uniosłem brwi w geście zdumienia - nie zakapował??

- No – szybko przyszła mu w sukurs głosem opanowanym i bardzo profesjonalnym – dlaczego bogaci mają płacić większe podatki od tych mniej zarabiających.
- Tak, tak – mądrzył się Leming – to niesprawiedliwe. Ja bym chciał – dodał z mocą – żeby każdy płacił 20% podatek. Każdy. Rozumiałem go doskonale, choć miałem jedną wątpliwość...
- Jak to? – zapytałem – w średniowieczu ludzie płacili dziesięcinę, czyli 10% podatek i byliśmy potęgą, a pan chce 20%? Na co? Na rozkradanie??
- Tak, tak, tak właśnie bym chciał – 20%. Dla każdego.

Była już spokojna i zrelaksowana.


Leming nie zakapował....






18.11.1961, piątek


Weszliśmy do sali. Oczywiście wcześniej zamknęła mi drzwi przed nosem, ale nie zareagowałem. Pokiwałem dziewczynom. Stanęliśmy z boku. Patrzyła na meble i myślała. Ja się tylko gapiłem głupio..
- Dlaczego się uparłeś na tę sobotę? Ja na pewno nie przyjdę w sobotę do pracy. Wybij to sobie z głowy.
- No, a Michał nie może przyjść?
- Nie, nie może, u nas nie ma nadgodzin. Co się tak uparłeś? Nie masz co robić w sobotę?
Wpadłem na pomysł. Upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu – zatarłem w myślach ręce.

- Niee, no mam – zacząłem przeciągle - Będę pisał o abewu – dokończyłem wesoło.
Odpowiedziała mi znowu moimi słowami – A po co? Warto pisać ciągle to samo? - „żartowała”, ale już zaczęła się zastanawiać.... Widać było, że niedopuszczanie mnie do mojej pisaniny było jednym z jej obowiązków.
- A wiesz... To taki samograj. Setki stron można napisać. W nieskończoność – wygłupiałem się.
Zaczęła się denerwować. Nerwowo rozglądała się i gorączkowo myślała. Podekscytowanie wpełzło jej na twarz.
- A poza tym, wiesz...- mówiłem – bez setek... podpuszczałem dalej. Zaraz się ożywiła - właśnie na to czekała. Nachyliła się w moim kierunku.
- Załatwić ci robotę??– powiedziała szybko, tonem konspiracji, ale bardzo pewnie. Obejrzała się na dziewczyny
- Mogę ci załatwić. Od ręki – jakby mówiła o ziemniakach. Znowu się obejrzała.
- Niee, ty znowu o abewu? - udałem zdziwienie.

Była już dość spięta, w jej oczach pojawiły się małe świeczki. Badała moją twarz i nerwowo ruszała nogami. Nachyliła się do mnie i zaczęła mi machać palcem przed twarzą jakby pouczała pierwszaka.
- Ale będziesz posłusznie wykonywać rozkazy – powiedziała półgłosem, ale z mocą.
- I przestaniesz opowiadać ludziom, że płacą osiemdziesięcio procentowe podatki – prawie wysyczała - bardzo z siebie zresztą zadowolona, że mogła mi to w końcu wygarnąć. To jest najprawdziwsza idealistka pomyślałem... Znowu się obejrzała, a ja o mało nie wybuchnąłem śmiechem. Nie spodziewałem się, że pierwsze pieczyste dostanę z taką łatwością... Gwałtownie odwróciłem się w stronę okien i nic nie odpowiedziałem. Badała moją twarz – jej świeczki chyba zrobiły się większe... Zrozumiała. Odprężyła się i obciągnęła sobie bluzkę. Znowu spojrzała na dziewczyny.
- Dobra – powiedziała, zadowolona, że chociaż zażegna moją domniemaną pisaninę – jutro nosicie meble.





O 15:30 z minutami przyszedł sms.
„Ty mały gadzie, zapewniłeś Michałowi gratisową sobotę”




Cholera.


To przez te klucze.




23.11.1961, środa




* * *




Święta, święta i po świętach.


A nowy rok?


Cóż za paradox...







***


To zastanawiające...



Przyszłości nie można zmienić.
Choć można zmanipulować....



* * *






691

Wielki las?



Jedź na tydzień do Egiptu, poczytaj sobie książkę, po prostu odpocznij...




***




- Jakie są oznaki słabości?

- Kiedyś w rozmowie zauważyłem, że osoba ma pochodzenie ze wsi. Natychmiast w jej oczach pojawiły się łzy – to oznaka słabości.

- A inne?

- Gest obronny – czyli założenie rąk na piersiach - rozmówca chce się jakby odgrodzić od adwersarza.
Ale może też występować wtedy, kiedy osoba w rozmowie zajmuje stanowisko nie swoje, ale narzucone – i takie stanowisko przekazuje adwersarzowi.

- Opowiedz coś jeszcze

- Nie chce mi się, choć mógłbym jeszcze wiele powiedzieć - może innym razem...




***




Hood się zmienił.
Ależ widzieliśmy się!
No właśnie.
Hood się zmienił.
A to było najciekawsze.
Kształt zaczął wyłaniać się z płaskiego obrazu.
Ale znikł.






















*** ...... jak nie uwodziciel, to kłamca - jak nie bezpośrednio - to przez znajomych, ....





II. Klechda Krakowska „ Na końcu będzie o bogini Kali „


Marek Mojsiewicz „Klechda Krakowska „

Rozdział pierwszy „ Dobre złego początki „

Rozdział drugi „ Na końcu którego będzie o bogi Kali „

Po czterdziestu minutach dojechali do domu Grażyny. Znajdował się on w najdroższej dzielnicy Krakowa , Woli Justowskiej . Miejsce to miało świetne pod każdym względem położenie . Niedaleko centrum miasta, a jednak od niego odseparowane . Cała praktycznie Wola jest położona na wzgórzu . Z jej wyższej część widać panoramę Błoń i starego Krakowa . Nic dziwnego ,że mieszkała tu elita miasta , polityczna , gospodarcza , Każdy w Krakowie , kto miał pieniądze , albo duże wpływy uznawał za swój punkt honoru tam mieszkać . Sekretarze partii sąsiadowali z bogatymi kamieniarzami , ci zaś ze słynnym kompozytorem, a obok nich swoją wille miał kierowca rajdowy . Kiedyś to były w większości wspaniałe rezydencje z dużymi parkami wokoło . Teraz to wciąż drogie, ale już spsiałe miejsce .Po upadku komuny , czy też jedynie przepoczwarzeniu się jej jak twierdzi Rymkiewicz piękne ogrody podzielono na działki , rozsprzedano , wszędzie pleniły się teraz niczym chwasty małe apartamentowce , krzykliwie pauperyzując całą okolicę Dom Grażyny stanowiła mała , stara willa , otoczona dużym ogrodem. Grażyna wysiadła z samochodu , otworzyła bramę i poprosiła kierowce , aby podjechał pod same drzwi . Przejeżdżali przez stary , piękny park . Potężne drzewa były wspaniale skomponowane z młodszymi drzewami , z krzewami i drobniejszym roślinami , takim jak wiele gatunków paproci .Widać było ,że ogród był starannie pielęgnowany . W jego głębi o, pośród zagajnika sosen widać było mały domek, który w zamierzchłych czasach świetności rezydencji był służbówką , teraz przerobioną na domek dla gości .

Po przejechaniu kilkudziesięciu metrów dojechali pod same drzwi . Grażyna uregulowała należność i zwróciła się do kierowcy
- Proszę pomóc mi go zanieść na górę. Sama sobie nie poradzę-
- Przy takim napiwku , jaki dała mi pani na początku to mógłbym szafę trzydrzwiową wnieść ,a co dopiero pani kolegę- zaśmiał się i razem za Grażyna wziąwszy nieprzytomnego Władka pod pachę zaczęli go taszczyć na górę. Kiedy dotarli na piętro taksówkarz zapytał .
- Gdzie teraz -
- Na lewo , do sypialni – zakomenderowała. Oboje z taksówkarzem byli zdyszani . Wniesienie zwłok , bo inaczej stanu Władka nie da się opisać wymagało jednak sporo wysiłku.
- To nie mogła sobie pani znaleźć lepszy wkład do łóżka , niż to co dźwigamy – zażartował –Piękna i pijany – zaśmiał się ucieszony ,że znalazł takie dowcipne nawiązanie do bajki Piękna i bestia .
Grażyna uśmiechnęła się do kierowcy . Spodobała się jej ta analogia z bestią , ale już mniej aluzja do łózka .Wtaszczyli Władka do sypialni Grażyny . Znajdowała się na zaadaptowanym na mieszkanie strychu willi . Było urządzona z wyszukanym , ekscentrycznym smakiem . Lokatorka tej sypialni nie była zwykła osobą , sądząc po jej wykończeniu . Grażyna swoje wyrafinowanie odciskała na wszystkim co ją otaczało
Wystrój całego strychowego mieszkania był niezwykle eklektyczny Rustykalizm tworzył kanwę dla dębu , mahoniu , granitu i mosiądzu z którego wykonane było wyposażenie . Przestrzeń ultranowoczesnej kuchni otwartej na salon łamały surowe belki dębowe przecinające cały sufit , a cedrowe pilary łączących podłogę z sufitem rozrzucone były niesymetrycznie po całym mieszkaniu Na nich były zamocowane doniczki z powojami, paprociami i jakimiś egzotycznymi kwiatami . Stare, piękne lampy stojące , kandelabry i liczne lustra tworzyły nastrój tego miejsca . Potężne okna dachowe wbudowały w architekturę apartamentu gwiazdy , deszcz ,śnieg i wiatr .Ten ostatni wyginał , zwłaszcza jesienią ,w czasie silnych porywów konary starych wysokich drzew otaczającego willę parku
Centrum sypialni stanowiło duże łóżko , które znajdowało się pod ukosem dachu , w którym było zamocowane ogromne okno . Zanim Grażyna włączyła oświetlenie łóżko było zalane światłem księżyca .Usytuowanie łózka Grażyny pozwalało leżącemu na nim patrzeć w niebo, czuć na sobie światło księżyca . Grażyna uwielbiała leżeć zimą , patrzyć przez nie , kiedy Księżyc był w pełni , a płatki śniegu opadały na okno .

Rzucili bezwładne ciało na łózko . Grażyna poprosiła jeszcze kierowcę, aby pomógł je zdjąć z Władka koszulę i odprowadziła go do drzwi
- Proszę pana – zwróciła się do kierowcy – Jak już pan wyjedzie za bramę , proszę ja przymknąć.
Wróciła na górę i weszła do sypialni . Z trudem zdjęła z Władka spodnie, z bielizną i skarpetkami było już łatwiej . Nagiego przykryła kołdrą . Zagasiła główna lampę , małą , śliczną , zrobioną z mosiądzu , której kształt był misternym zlepkiem małych powyginanych rzeźb .Grażyna pozostawiła jedynie zapalone kinkiety, dające wystarczająco dużo światła , tak aby wszystko było wyraźnie widoczne . Na chwile wyszła . Wróciła z małym bezprzewodowym zestawem kamery i mikrofony, który używała do rozmów na necie . Umieściła go na półce w rogu i zamaskowała kwiatami . Wyszła do drugiego pokoju, który służył jej za gabinet i podeszła do biurka , gdzie znajdował się komputer . Pokój pełen był regałów z książkami , chaotycznie , bez żadnej reguły poukładanymi na półkach . Włączyła komputer, sprawdziła , czy kamerka i mikrofon prawidłowo działają i włączyła nagrywanie . Na monitorze widać było wyraźnie cały pokój ,łóżko było w centrum planu .

Wyszła z sypialni , zastanowiła się krótko ile będzie spał , nastawiła budzik w telefonie po czym położyła się na kanapie w salonie . Przykryła się krótkim kocem . Nie mogła spać . Nad ranem z krótkiego , przerywanego snu wyrwał ją budzik telefonu . Przeszła do sypialni , sprawdziła , czy Władek śpi rozebrała się do naga i przykryła kołdra jak najdalej od niego . Po godzinie poczuła że się obudził . Katem oka zobaczyła,że spojrzał na nią. Odwróciła się do niego .
- Co jaj tutaj robię – zapytał się Grażyny – Był całkowicie zaskoczony i zdezorientowany
- Wczoraj sam zaproponowałeś, abyśmy do mnie przyjechali – Mówiąc to odwróciła się od niego i tak osunęła kołdrę,aby było widać jej gołe plecy i górną część pośladków . Musiał zobaczyć że była całkowicie naga , co nie pozostawiało mu złudzeń co do tego , co wczoraj razem robili. Władek pomimo strasznego kaca i ostrego bólu głowy był wstrząśnięty patrzą na prawie całkowicie odkryta Grażynę. Próbował usilnie sobie przypomnieć wczorajszy wieczór i sekwencje swoich działań ,ale bezskutecznie . Szamotał się teraz z wyrosłą nagle z alkoholowej mgły rzeczywistością w której widok nagiej leżącej obok niego dziewczyny huśtał boleśnie w górę i w dół jego depresję
- Nic nie pamiętam – wyjąkał Władek – czyja, czy my – nie mógł dalej nic wykrztusić .
- Tak . Pieprzyliśmy się wczoraj . Jeśli o to ci chodzi – skłamała Grażyna. Nie używała na co dzień takich wulgaryzmów, ale nie chciała użyć zwrotu „ kochaliśmy się” . Seks z pijaczkiem gdzieś tam pilnujący nocą paru cegieł na budowie w odczuciu Grażyny miałby w sobie coś szczególnie wulgarnego
Popatrzyła się w kierunku kamerę . Nienawidziła go tak bardzo za to co jej wczoraj zrobił , że jedynie co pragnęła to poniżyć go , upokorzyć przed całym światem , odebrać mu tę jego dumę abnegackiego alkoholika . Pokazać że jest zwykłym , obrzydliwym facetem , śliniącym się na widok byle dziewczyny ,że jest nikim , najzwyczajniej w świecie nikim . Takim nie mającym skrupułów małą podła gnidą . Obrzydliwym padlinożerca. . Nie wiedzieć dlaczego pijaną dziewczynę wyobraziła sobie jako padlinę, na pojawienie się której czatują tacy jak on beznadziejni , czający się w mroku , w cieniu prawdziwego świata

Przez prawie całą nieprzespaną noc zastanawiała się jak taki jak on facet z dolnej półki zareaguje na fakt ,że przespał się z tej klasy dziewczyną jak Grażyna . Duma samca odbierze mu rozum . Zacznie się ślinić, wypytywać ją czy było jej dobrze , zacznie szperać po jej ciele tym swoim oślizłym wzrokiem , w końcu będzie próbował ją obmacywać i proponować powtórkę seksu z wczoraj . Był atak pewna tego ,że już widziała jak wrzuca w sieć film z jego żałosnymi karesami .A potem., a potem , tak bardzo cieszyła się na samą myśl o tym , widok Włodka tak poniżonego ,że uciekającego na jej widok na druga stronę ulicy .Dobrze że nie widział jej twarzy. Żądza zemsty , taką naprawdę szczera chęć zemsty zmieniła jej twarz . Była piękna ,ale było to zimne , lodowate piękno wykute , wyrzeźbione prawdziwą ,pierwotną nienawiścią . Poczuła ,że Władek kołdra przykrywa jej pośladki i wspaniałe , klasyczne , teraz gołe plecy , z których była tak dumna i które tak bardzo lubiła odkrywać w swoich kreacjach
- Nie wiem jak to się mogło stać – usłyszała głos Włodka – Bardzo, ale to bardzo cię przepraszam .To się nie powinno zdarzyć. Nie wiem jak mogłem ciebie tak skrzywdzić . -
Grażyna odwróciła się .To nie tak miało być. Popatrzyła na jej twarz . To nie byłą twarz cwaniaka Widać było na niej przerażenie i jakąś taką bezradność .

- Masz takiego fajnego , sympatycznego chłopaka .Skrzywdziłem go .
- Byłego chłopaka – przewała mu Grażyna. - Byłam trochę wypita i odebrałam w czasie kiedy uprawialiśmy seks . Wszystko słyszał . Nie wykazał zrozumienia dla naszych zapałów .- Kłamała i drwiła jednocześnie .
.Do kurwy nędzy – zaklął – jak mogłem tak spierdolić wam życie – w tym jak klął słychać było silne tragające nim emocje
- – Oż kurwa , oż kurwa – jak do tego mogło dojść- klął miotając się bezradnie -. Zawsze gardziłem gnojami , którzy z cudzych żon , czy dziewczyn robią kurwy . Teraz okazało się ze jestem jednym z nich. To ciekawe- krzywo się uśmiechnął - Teraz mogę pogardzać samym sobą . Będę musiał w związku z tym powyrzucać kilka rzeczy z domu , tych parę luster, żebym nie musiał co chwila patrzyć w oczy jakiemuś śmieciowi .
Grażynę ostanie zdania zatkały . Zdumiała ją forma psychicznego samookaleczenia jakiego dokonywał na swoje psychice w jej obecności . Miała mętlik myśli . Jego wyjątkowa ekspiacja przykuła jej uwagę .Nie wiedziała też co robić dalej .
Władek odwrócił się i pośpiesznie pod kołdra włożył bieliznę i spodnie, tak , aby nie epatować dziewczyny swoja golizną . Wstał , podniósł z podłogi swoja starą ,wyszczępioną a teraz dodatkowo poplamioną koszulę i założył ją na plecy . Zrobił to tak niezdarnie , że kołnierz zawinął się do środka .
- Idę . Na pewno źle się czujesz w obecności takiego gnojka jak ja – Włoży skarpetki i buty,był już prawie w drzwiach sypialni ,kiedy coś sobie przypomniał , a przypomniał sobie że Grażyna była wczoraj w pełni swoje kobiecości , pomiędzy dwoma wylewami Nilu jak mówili Egipcjanie i że ta noc ma duże szanse skończyć się jej ciążą .Odwrócił się do niej – Gdybyś zaszła w ciąże – zrobił pauzę , widać było ,że nie wie jak wyrazić swoją myśl – To dziecko sam wychowam .Przynajmniej tyle mogę zrobić, aby do końca nie spieprzyć ci życia .

Pieprzony świr .Pomyślała o nim Grażyna . Przecież jakby nawet ze sobą się przespali to co .” One night stand „ jak mówią w Ameryce , przygodny seks jak mówią w Polsce. Grażyna nigdy czegoś takiego nie zrobiła , ale cale mnóstwo jej koleżanek , mężatek i tych w stałych związkach z chłopakami , kiedy tylko nadarzyła się okazja , a miały ochotę to ściągały majtki i szły , czasem z byle kim . A potem wracały jakby nic do swoich mężów , chłopaków . Jako opowiadały jej potem , czasem ich przygodny seks tak ja podkręcał ,że zgadzały się największe wyuzdanie , przychodziły czasem całe obolałe , jak powiedział homoseksualny lider jej środowiska 'Jak pupa boli , to znaczy że był dobrze” . Grażyna aż wzdrygnęła się z obrzydzenia na sama myśl ,że ktoś to z nią by robił. Co do ciąży to najwyżej by usunęła. Też problem .

Nasz biedy stróż nocny zamyślił się , zawiesił na chwilę , wpatrując się nieobecnym wzrokiem w podłogę gdzieś tam pod ścianą .Po chwili jego oczy oderwały się od podłogi , wróciło w nie życie

- Może to i dobrze ,że twój chłopak wie co się tutaj wczoraj wydarzyło. To może być jedyna dobra rzecz jaka się tobie przytrafiła –
Grażyna słysząc to usta otworzyła ze zdziwienia . Co mogłoby być w tym dobrego że chłopak przyłapał ją na w końcu nic nie znaczącej zdradzie , na drobnym skoku w bok .A jeszcze ten żałosny błazen twierdzi ,że to ona jest na tym najbardziej wygrana . Już miała coś powiedzieć, powstrzymała się ostatniej chwili

- Pomyśl tylko – kontynuował – Jakby nigdy nic w wracasz do swojego ukochanego chłopaka , traktujesz to jako błąd , nic nie znaczącą pomyłkę . Okazuje się że jesteś w ciąży . Planujecie w związku z tym szybki ślub . Jesteś prawie pewna że on jest ojcem . Ale tylko prawie . Zaczynasz się bać . Najpierw tego ,że pochwale się zdobyczą , że opowiem ze zmyślonymi szczegółami komu tylko będę mógł o tym jak ciebie obracałem i jak strasznie byłaś na mnie napalona . A o twoim wyuzdaniu zaczną w tym gronie krążyć legendy .Będziesz bała się ,ze do tego dodam jakieś jakieś twoje wyznania o tym że twój chłopak jest do niczego ,że smak prawdziwego seksu poznałaś dopiero ze mną . Będziesz się bała ,że ktoś z życzliwych w końcu się tymi plotami podzieli z dopiero co poślubiony mężem . Strach , uczucie , które od teraz już zawsze będzie ci towarzyszyć . Całe twoje życie będzie narracją odmierzaną strachem, niepewnością i lękiem .Będziesz z niepokojem czekała rozwiązanie bojąc się że grupa krwi dziecka nie będzie zgodna z grupa krwi twojego męża , potem będziesz przeglądała ciało dziecka, czy nie ma żadnych znaków szczególnych , czy jest podobne . Przerażenie będzie ci ogarniać przy jakichkolwiek pytaniach lekarzy o choroby i skłonności dziedziczne,. Nie zmrużysz oczu przez całą noc , kiedy dziecko powie ci że w szkole , czy na uczelni robią z socjologii badania i on zgodziło się przejść badania genetyczne . Ale to nie wszystko . Droga do Piekła ma ma na imię strach . Każda, każdy krok będzie cię do niego przybliżał . Strach to chwast , który zagłuszy wszystko co dobre w waszym małżeństwie .Miłość , zaufanie , szczerość , serdeczność . A na tym ugorze wkrótce wyrośnie nienawiść. Zaczniesz nienawidzić swojego męża . Za to co mu zrobiłaś , za to że się boisz że któregoś dnia się dowie .

- Pieprzysz - wyrwało się Grażynie .
- Opowiem ci bajkę – oczy miał zmrużone , wargi wykrzywione w gorzki wyraz - O Knypsie z Czubkiem . Tak właśnie się ta bajka nazywa . Napisał ją jakiś Holender., a może Duńczyk , już nie pamiętam . Za lasami, za górami, dawno temu , tak że tylko najstarsi ludzie to pamiętają ,istniały dwa królestwa . Toczyły między ciągłe wojny ,a ta która miała teraz nastąpić miała być tą najstraszniejszą , tą w której wszystkie rzeki miały płynąć samą krwią . Wiedźma o imieniu Jaga nie mogła już patrzyć jak nawzajem się mordują i wezwała do siebie obu królów. Kiedy ci przybyli na jej zamek ugościła ich mięsiwem i trunkami wszelakimi .Kiedy już dobrze pojedli i wypili przedstawiła im pomysł na trwały pokój . - Ty królu masz masz bardzo mądrego i bywałego na znamienitych uniwersytetach Knypsa a ty wasza wysokość masz córkę , urodziwą nad wyraz . Dlaczego ich nie pożenić i nie połączyć na zawsze oba królestwa. Pokój i dobrobyt by wszędzie zagościł . - Myśleliśmy o tym - odrzekli władcy . Mój Knyps nawet nie chce o niej słyszeć – odezwał się ojciec księcia , mówi że z białogłową tak prostego umysłu on żyć nie będzie .-A co na to Kunegunda zapytała Jaga .
- Kiedy powiedziałem jej że chciałbym Knypsa za zięcia to śmiała się przez kilka dni . Powiedziała że za tego niskiego kuternogę , a książę Knyps rzeczywiście kulał , z włosami , które zawsze układają się w cudaczny czub nigdy nie wyjdzie .-Nie przystoi mi pokazywać się z kimś kto ma wygląd parobka . Wolę raczej do rzeki z murów się rzucić- Tak mi zagroziła rozżalił się król .
- Nie ma rady – musimy szykować się na straszną wojnę – rzekli smutno monarchowie .
- Czy pozwolicie mi uczynić zaklęcie i rzucić go na wasze dzieci – zapytała się wiedźma - to zakończy wojnę
Królowie porozumieli się wzrokiem ,pokiwali do siebie głowami i jeden z nich odpowiedział
- Nie mamy wyjścia. Zrób co uważasz za słuszne , bylebyś je w jakie zwierza nie pozamieniała
- Za tydzień wyprawcie wspólny bal na który musi przybyć Knyps i Kunegunda – powiedziała Jaga i odprawiła ruchem ręki gości . Po czym udałą się do tajemnej komnaty w której zaczęła odczyniać uroki . Zaczęła mamrotając rzucać czary . Piana szła jej z ust . Wzrok jej stał się oszalały . W końcu straszliwie wyczerpana ,resztką sił rzuciła silne i straszne zaklęcie na księcia i księżniczkę .
Królowie zgodnie z wolą jagi urządzili bal na który przyszedł Knyps i Kinegunda .Władcy zadbali przy tym , aby ich dzieci zasiadły razem przy jednym stole . Po jakiej pół godziny młody książę gwałtownie wstaje od stołu i biegnie do ojca .Ten czeka przestraszony gwałtowną reakcja syna
-Ojcze – wyrzucił z siebie Knyps – tylko ją chcę poślubić .Jest taka piękna i dobra. Tak pięknie opowiada o kwiatach , ludziach , ja tego nigdy wcześniej nie dostrzegałem . A w tym knującym wężowisku żmij jaką tworzą dworzanie widzi samych dobrych ludzi. To wręcz niewiarygodne. Tylko z nią, mój ojcze, będę szczęśliwy .
W tym czasie księżniczka Kunegunda podbiegła do swojego rodzica
- Ojcze . Chcę , abyś już dzisiaj ogłosił moje zrękowiny z Knypsem . Chcę jak najszybciej zostać jego żona. Jest tak inteligentny . Tak dużo wie , kiedy mówi o zamorskich krainach zamieniam się cała w słuch . I nie jest wcale taki niski . Jak założę mu buty na obcasach to będzie prawie tak wysoki jak ja . I zobaczy jaki ma lok na głowie. Dodaje mu dzikości . A jak dystyngowanie wygląda
kiedy tak idzie podpierając się swoją laseczką .Nie żal ci go - dysząc lekko wyrzucała z siebie kolejne słowa- , popatrz jak on utyka . Jak już będziemy małżeństwem , kiedy będziemy gdziekolwiek szli wezmę go pod ramię , on oprze się na mnie i chodzenie będzie dla niego rzeczą łatwą . Widzisz sam tatusiu , jak ten biedaczek beze mnie cierpi .
Widząc to wszystko Jaga skinieniem ręki przywołała do siebie obu królów. Ci ze szczęścia padli je do nóg
- Co żeś uczyniła wielmożna Jago- zapytali się wieźmy - że się tak zmienili . Jakie zaklęcie na nich rzuciłaś .
Wiedźma popatrzyła się swoimi mądrymi oczyma na klęczących u jej stóp władców i na jej ustach wykwitł ciepły uśmiech .
- Zaklęcie miłości
Grażyna słuchała z zaciekawieniem , co ja samą zaskoczyło.
- Dlaczego opowiadasz mi tą historyjkę – zapytała
- Bo to jest historia o tobie i twoim chłopaku. - odparł Władek – Wiedźma ani księcia nie uczyniła przystojniejszym , ani księżniczki mądrzejsza .To miłość sprawia ,że tych których kochamy widzimy lepszymi niż są w rzeczywistości ,widzimy wyraźnie ich zalety , a na wady patrzymy z wyrozumiałością , tak że stają się dzięki temu się tak niewidoczne ,że aż umykają naszej uwadze , nawet nałogi stają się tylko przywarami . Wzajemna życzliwość powoduje ,że oboje chcą być lepsi dal siebie. Ale tam gdzie pożywia się strach tam miłość umiera . A wtedy dzieje się rzecz straszna. W swoim ukochanym zobaczysz same wady , które urosną w twoich oczach do monstrualnych rozmiarów , jego zalety własnymi butami wciśniesz w błoto . Zobaczysz w nim potwora , który zniszczył twoje życie. Tak naprawę twój mąż stanie się lustrem ,w którym będzie odbijał się twój umysł , lustrem w którym będzie się przeglądał twój Strach .

Władek przerwał . Cisz się przedłużała . Na coś czekał . Grażyna popatrzyła na niego . Jego oczy były zwężone, górne powieki oparły się dopiero na źrenicach . Tak samo jak wtedy wczoraj , kiedy tak upokorzył ją przy wszystkich . Bestia siedząca w jego umyśle obudziła się ,pczuła krew . Grażyna przymknęła oczy . Zaczął z nią grę, tak jak ze Starskim . Znowu zobaczyła jak mówiąc do niej , opowiadając całą tą historię porozrzucał myśli , które zaczęły zakrzywiać jej punkt widzenia , oplatać ja niczym sieć rybę w wodzie. Za chwilę wyciągnie ja na brzeg , a tam będzie już tylko walczyć o każdy łyk powietrza .

Grażyna czuła że stała się jego zabawka. On sobie nawet z tego nie zdawał sprawy , po prostu jego umysł postanowił się rozerwać , bestia wymknęła się na polowanie. A teraz bawi się z nią jak kot z myszką. W każdej chwili może zabić , ale będzie wolał dręczyć ofiarę .
- On tylko czek abym coś powiedziała – pomyślała do siebie - , cokolwiek , aby mógł bawić się nią w swojej grze . Demolować jej świadomość , kruszyć jej monument jaki sobie tam zbudowała . Bała się go , potrafił ranić , nawet ta bajka temu służyła . Nawet jeśli mu powie że jest najgorszym menelem, zwyzywa go od skurwysynów , to nic nie da , on tylko to wykorzysta do wiwisekcji jej psychiki . Czułą się bezbronna . Nienawiść do niego dotarła w tym momencie do wszystkich zakamarków umysłu jej umysłu . Spuściła nisko głowę i milczała .Tylko to może go powstrzymać .

Po dłuższej chwili oczy Władka przestały błyszczeć i na powrót stał się tym pełnym poczucia winy tak gruncie rzeczy nieprzystosowanym do życia okularnikiem .

- Nie będziesz musiał na nie płacić alimentów – odezwał się –Co prawda dziecko potrzebuje matki , normalnej rodziny,ale w tych okolicznościach ..-nie dokończył .Jakaś myśl przykula jego uwagę Będę musiał całkowicie odrzucić alkohol – ciągnął – Tylko co będzie z moim życiem Jak ja w takich warunkach będę żył ? Świat bez wódy nie będzie już taki sam .

Grażyna o mało nie wybuchnęła śmiechem . „” Świat bez wódy nie będzie już taki sam „ Zamiast tego rozpłakała się . Płacz był tak gwałtowny ,że aż podrywało jej ramiona. Ten drań tak strasznie upokorzył wczoraj , zrobił z niej pośmiewisko na całej uczelni , bo plotki o tym zachowała się prawie jak dziwka z szybkością błyskawicy od wczoraj już się rozchodzą , doprowadził , nieświadomie , ale jednak do rozstania się z jej chłopakiem , odbrązowił , a raczej sponiewierał wizerunek Starskiego jako intelektualnego guru , wyrzucił jej pracę doktorską do kosza . A teraz to. Tak bardzo chciała go upokorzyć , zniszczyć , wrzucić do rynsztok, Chciała zobaczyć jak się wije po tym jakby wszyscy oglądnęli film w internecie z nim , jakże żałosnym , obleśnym i podłym cwaniaczkiem . Rozpłakała się bo cały plan legł w gruzach . Gdyby wpuściła do internetu to co tutaj się nagadał , to wszyscy by się z niego śmiali , ale zamiast pogardy każdy by mu współczuł, stałby się symbolem naiwniaka, takiego prostaczka ze wsi zupełnie nie przystosowanego do realiów współczesnego miasta . A ona znowu by się ośmieszyła . Rozbieranki, podchody , prostacka intryga. I do tego niechcący , ale szczery wyznał ,że ona idąc kimś przygodnym, czyli nim do łóżka jest zwykłą .... Nie dokończyła myśli . Ręce zacisnęła tak mocno w pieści ,że jej długie paznokcie wbiły się ciało aż do krwi

- Za żadna cenę nie może stąd wyjść - huczało jej w głowie .Jej wzrok spoczął na ciężkiej rzeźbie , stojącej na pięknej , zrobionej z mahoniu i czerwonego granitu toaletce . Stojąca na niej figura wykonana z niebieskiego marmuru przedstawiała hinduską boginie Kali , Panią czasu i śmierci , ośmioręczną demoniczna formę pierwiastka żeńskiego . Na jej szyi wisiał naszyjnik z ludzkich czaszek , a wijące się wokół jej sylwetki węże potęgowały diaboliczną aurę . Bogini błogosławiła tym , którzy składali jej ofiary z ludzi , jest nienasycona ich krwi .A co byłoby lepsza ofiarą dla kobiety demona niż uderzenie figurą w ludzką głowę i zbryzganie jej idola jego mózgiem . Kali przykuła do siebie wzrok Grażyny ,usta bogini rozchyliły się ,a jej ohydny język wił się po wystających potężnych kłach , zlizując skapującą z nich czerwoną posokę .

Koniec rozdziału drugiego

Drugi fragment skończony . Przepraszam za niedoróbki ,ale niestety nie mogę tej opowieści poświęcić tyle czasu ile bym chciał . Pianie bloga i praca nie pozostawia mi za wiele wolnego czasu Zacząłem pisać trzeci rozdział , ale nie wiem kiedy go skończę . Aby tym z państwa , których ta historia zainteresowała ułatwić życie utworzyłem stronę na Facebooku , dzięki polubieniu której otrzymacie drodzy czytelnicy natychmiastowe powiadomienie o zakończeniu i publikacji trzeciego rozdziału , który roboczo zatytułowałem „ Przychodzi koza do woza „
Subskrypcja Facebook „ Klechda Krakowska „

Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy przez dwa pierwsze rozdziały się przedarli

Marek Mojsiewicz
http://naszeblogi.pl/46083-ii-klechda-krakowska-na-koncu-bedzie-o-bogini-kali

Patrz, niektórzy są już niepotrzebni. Po fałszywym królu z Krakowa kolejny imitator z otwartą przyłbicą.

A może raczej... jego sobowtór?