Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą służby. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą służby. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 20 października 2025

Genomiczna Mapa Polski

 








Polskie geny trafią do chińskiego laboratorium? To budzi ogromne obawy


Biotechnologia i nauki związane z genetyką to jedno z największych osiągnięć ludzkości, ale łatwo mogą stać się także jej przekleństwem. Szczególnie jeśli nasze dane biomedyczne trafią w niepowołane ręce. A jest ku temu sposobność.

Chińczycy będą odpowiadać za badanie DNA Polaków.


Łukasz Maziewski

5 kwietnia 2021, 13:39








Genom pięciu tysięcy Polaków ma niebawem trafić do Chin. Tam zostanie poddany sekwencjonowaniu, a my za to zapłacimy. I choć szef Instytutu Chemii Bioorganicznej Polskiej Akademii Nauk zapewnia, że wszystko jest pod kontrolą, to sprawa budzi niepokój w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Skąd się wzięły Chiny nad Wartą?


Zacznijmy od początku. Pod koniec 2019 r. rozstrzygnięte zostało postępowanie przetargowe Genomiczna Mapa Polski II (GMP II). To przetarg na wykonanie 5 tys. sekwencjonowań całogenomowych mieszkańców Polski.



Sekwencjonowanie to proces technologiczny, którego istotą jest "rozplatanie" helisy, czyli podwójnej spirali DNA, i odczytywanie kolejności tworzących ją nukleotydów. Skracając i upraszczając skomplikowane procesy, sekwencjonowanie można sprowadzić do odczytania kodu genetycznego człowieka.

"Kto nam zaręczy, że w Chinach, Rosji czy USA nie ma małych FRANKENSTEINÓW?"


Projekt Genomiczna Mapa Polski II ma określić genom referencyjny Polaków. To z kolei może ułatwić lekarzom diagnostykę pacjentów i dobór odpowiedniej i indywidualnej metody terapii. Przez genom referencyjny rozumie się taką sekwencję nukleotydów, którą przyjmujemy za normalną. Wyznacza ona kolejność nukleotydów w każdym z chromosomów, dzięki czemu stanowi punkt odniesienia, na przykład do podawania lokalizacji genów.

I taki właśnie genom mają dla Polski badać Chińczycy


W rozmowie z portalem o2 prezes IChB prof. Marek Figlerowicz mówi wprost: próbki do badania będą sekwencjonowane w Chinach. Zastrzega również, że próbki będą zanonimizowane, czyli nie będzie można stwierdzić, od jakiego człowieka pochodzą.


Nawet my nie wiemy do kogo należy dana próbka - mówi o2 profesor.


I właśnie to, że dane trafią do Chin, budzi - jak słyszymy - obawy polskiego kontrwywiadu.

Wykonawcą badania, który został wybrany do sekwencjonowania, jest firma BGI. To firma, która jest potentatem na rynku badań genetycznych w skali światowej. Dlaczego jednak badania te robi na rzecz Polski firma z Chin, a nie np. Amerykanie czy kraj z Unii Europejskiej?


Zgodnie z umową, teraz sekwencjonowanie danych będzie się odbywało w Chinach. Początkowo wydawało się, że będzie to firma z USA, ale Amerykanie nie wywiązali się ze swoich zobowiązań.

Nie chcieli przekazać technologii do Polski. Powiedzieli, że zrobią w ograniczonym zakresie to, co my chcemy, ale na zasadzie usługi. Zrobią, dostarczą i będzie to tylko 60 proc. zamówienia, o które nam chodziło - mówi o2 prof. Figlerowicz.


Wspomina też, że Chińczycy współpracowali w badaniach genetycznych - przynajmniej do pewnego momentu - z Amerykanami, Brytyjczykami czy Duńczykami. "W czym więc problem?" - chciałoby się zapytać. Kolejne pytanie, które należy postawić, brzmi: dlaczego Chińczycy idą dużo dalej niż Amerykanie i deklarują gotowość instalacji urządzeń w Polsce? Czy robią to bezinteresownie?

Z ostrożnością wobec Chin

Czemu do Chin? To nie jesteśmy w stanie sami sekwencjonować genomów? Dzisiaj raczej nie jest to trudne zadanie – mówi o2 dr hab. Andrzej Ossowski z Zakładu Genetyki Sądowej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie.

Wydaje mi się, że w ogóle nie ma potrzeby robić tego w kooperacji z kimkolwiek. Sądzę, a raczej wiem, co mówię, że jesteśmy w stanie prowadzić sekwencjonowanie genomów ludzkich. W każdym mieście wojewódzkim są laboratoria genetyczne, zdolne prowadzić takie badania – mówi dalej Ossowski.


Naukowiec jest zdziwiony, że decydujemy się na wysyłanie próbek DNA poza granice kraju, skoro mamy w Polsce przygotowane do tego ośrodki. Kiedy mówimy, że chodzi o chińską firmę BGI, dodaje, że w grę może wchodzić kwestia ceny. Ale do tego trzeba doliczyć koszty zabezpieczenia i transportu do Chin.

Przypomina też, że jeśli mówimy o tym akurat partnerze, to nie można zapomnieć, że pojawiają się kontrowersje dotyczące łamania praw człowieka na przykładzie mniejszości etnicznych, np. Ujgurów. Ossowski przypomina również, że materiał genetyczny powinien być poddany szczególnej ochronie. W jego ocenie, przy pisaniu wniosku o grant z pewnością zadbano o to, bo w przeciwnym razie projekt by nie przeszedł. Z jednym zastrzeżeniem – jeśli wybór podwykonawcy zaszedł już po przyznaniu grantu.

Kieruję laboratorium. Stosuję taką politykę, że staram się mieć kontrolę nad całością procesu badań. Oczywiście my także zlecamy pewne badania na zewnątrz, ale staramy się wiedzieć, co dzieje się z próbką genomu osoby, która nam zaufała i przekazała go do badania. Bezpieczniej na pewno byłoby wykonywać te badania w Polsce – dodaje naukowiec. Przyznaje, że założeń projektu nie zna i nie chce dyskredytować firmy BGI, ale "zachowałby daleko idącą ostrożność".

Afera w Stanach Zjednoczonych


William Evanina, były szef Narodowego Centrum Kontrwywiadu i Bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, ostrzegał swój rząd przed BGI. Podkreślał, że poprzez silnie powiązaną z rządem firmą Pekin zbiera i wykorzystuje informacje o zdrowiu Amerykanów, w tym na masową skalę zbierając ich dane genomiczne, co może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa.


Firma BGI zaoferowała bowiem sześciu amerykańskim stanom pomoc w budowie i pomoc we wspólnym zarządzaniu laboratoriami, które miały służyć testowaniu w kierunku SARS-CoV-2. Oferta Chińczyków była dodatkowo osłodzona licznymi "darowiznami" dla amerykańskich partnerów publicznych. Ostrzeżenia Evaniny nie wynikały bynajmniej z troski o wyciek danych osobowych, umożliwiających identyfikacje poszczególnych obywateli USA.


Ostrzeżenia dotyczyły podejrzeń o wykorzystywanie w ten sposób gromadzonych genetycznych big dat w hojnie finansowanych przez chińską armię programach badań nad biologią mózgu, edycją genów oraz tworzeniem sztucznych genomów, które mogłyby mieć zastosowanie w broni biologicznej w przyszłości. Amerykańscy eksperci ostrzegają, że chińskie prywatne podmioty, takie jak BGI, mogą, wykorzystując technologie big data takie jak sztuczna inteligencja czy supercomputing, poszukiwać genetycznych podatności w populacji amerykańskiej, a także wykorzystywać genetykę do uzyskania przewagi przez chińskie siły zbrojne. Firma BGI zaprzeczyła tym oskarżeniom.


Amerykańskie służby podejrzewają, że chińskie władze już wykorzystały takie same metody przeciwko wewnętrznym przeciwnikom politycznym, gdzie pod pozorem bezpłatnych badań rząd zbierał DNA członków prześladowanej w Chinach mniejszości Ujgurów, które miały pozwolić na ułatwienie dotarcia do innych członków ich rodzin a także do ulepszania oprogramowania służącego do rozpoznawania twarzy (czyli łączenia ze sobą dwóch rodzajów informacji biometrycznej).


Warto także pamiętać, że zastrzeżenia do Chińczyków mają służby amerykańskie. Kilka dni temu Narodowe Centrum Kontrwywiadu i Bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych wydało obszerny raport na ten temat. Można w nim przeczytać, że Chiny postrzegają dane osobowe (w tym dane biomedyczne) jako towar strategiczny, który należy gromadzić i zabezpieczać jako cenne aktywa, służące realizacji ich priorytetów w zakresie bezpieczeństwa narodowego i gospodarczego. Bardzo inwestują też w sektor biotechnologii, próbując zostać światowym potentatem w dziedzinie biotechnologii.

Chińska Republika Ludowa doskonale rozumie, że gromadzenie i analiza dużych zbiorów danych genomicznych pochodzących z różnych populacji pomaga we wspieraniu odkryć medycznych i sposobów leczenia, które mogą mieć znaczną wartość handlową oraz przyczyniać się do rozwoju branży sztucznej inteligencji i medycyny precyzyjnej - można przeczytać w raporcie.


Czy można wyobrazić sobie stworzenie np. wirusa, który będzie uderzał tylko w określoną część populacji, mającą w swoim genomie określone geny? Badania takie nie są wcale fantastyką naukową, co podkreślał w swojej książce "Zbrodnie przyszłości" doradca Interpolu i były główny futurolog FBI.


Co ciekawe, pięć lat temu Chiny ogłosiły 15-letni program badania, sekwencjonowania i gromadzenia danych DNA. Jest wart dziewięć miliardów dolarów. Raport podkreśla również, że Chiny wykorzystują program do tego, by uzyskać dostęp do olbrzymiego zasobu danych biomedycznych obywateli USA.


Chińskie firmy uzyskały również dostęp do danych dotyczących opieki zdrowotnej w USA, współpracując ze szpitalami, uniwersytetami i innymi organizacjami badawczymi. Te amerykańskie podmioty rutynowo poszukują tanich usług sekwencjonowania genomowego dla swoich obiektów, które chińskie firmy biotechnologiczne mogą często świadczyć, dzięki chińskim subsydiom rządowym. W lutym 2020 r. BGI poinformowało, że może zsekwencjonować ludzki genom za jedyne 100 dolarów. Brzmi znajomo?

ABW nie komentuje


Wysłaliśmy do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego 10 konkretnych pytań. M.in. o to, czy największa polska specsłużba, odpowiadająca za kontrwywiad ma świadomość, że próbki DNA obywateli RP będą sekwencjonowane w Chinach, o zabezpieczenie danych, o zastrzeżenia służb specjalnych USA do firmy BGI oraz o jej powiązania ze służbami specjalnymi Chin.


Jedyny oficjalny komunikat, jaki wydała ABW - przekraczając zresztą ustawowy termin odpowiedzi - brzmiał :

"ABW nie komentuje sprawy"



[to są "służby" - MS]


To niewiele, zważywszy na rangę sprawy. Nieoficjalnie dowiadujemy się jednak, że Agencja zintensyfikowała działania w kwestii przetargu i realizacji projektu. Badany ma być nie tylko "chiński" wymiar sprawy, ale także kwestie finansowe. W grę wchodzą bowiem duże pieniądze, a do ustawowych zadań ABW należy rozpoznawanie i przeciwdziałanie przestępstw godzących w ekonomiczne podstawy państwa.

Jakie kwestie mogłyby znaleźć się w orbicie działań Agencji?


Sprawa jest skomplikowana i dotyka kwestii przepływów finansowych - projekt wart jest astronomiczną kwotę ponad 100 milionów złotych. Lwia część z tego pochodzi ze środków Unii Europejskiej - oraz z komercyjnego wykorzystania efektów badań i wpływów z nich.


Czy polskie służby analizują również ryzyka związane z wyciekiem danych biometrycznych, które już zostały zdefiniowane przez służby w Stanach Zjednoczonych?

Czy polskie władze postrzegają bezpieczeństwo danych genomicznych obywateli na równi z bezpieczeństwem danych informatycznych, tak jak, wydaje się, czynią już służby państw rozwiniętych? 

Wszak polskie służby oficjalnie ograniczają dostęp niektórych zagranicznych prywatnych podmiotów zbytnio powiązanych ze swoimi rządami do przetargów w kluczowych obszarach bezpieczeństwa informatycznego kraju. 


Czy nie warto w przypadku genomicznego „big data” być mądrym przed szkodą?

Ministerstwo Zdrowia odsyła


Co ciekawe, informacji o umowie nie posiada - jak wynika z udzielonej o2 odpowiedzi - Ministerstwo Zdrowia. Resort odesłał nas do Ministerstwa Edukacji i Nauki, które projekt nadzoruje. Odpowiedzi na pytania jednak nie otrzymaliśmy.


Więcej do powiedzenia miała Kancelaria Prezesa Rady Ministrów.

Na podstawie przesłanych przez beneficjenta próbek DNA nie sposób ustalić jakichkolwiek powiązań pomiędzy sekwencjami genomów a specyficznymi cechami populacji polskiej - w tym podatności Polaków na różnego typu choroby. Dzięki stworzeniu Genomicznej Mapy Polski tego typu badania będą mogły wykonać krajowe jednostki naukowe - brzmi odpowiedź KPRM.


Kancelaria premiera podkreśla również, że "uzyskane w ramach projektu dane, pochodzące bezpośrednio z sekwencjonowania, nie będą w żaden sposób komercjalizowane. Komercjalizacji podlegać będą jedynie wytworzone narzędzia bioinformatyczne oraz bazy przetworzonych danych".


O dziwo, problem ten podniósł, w portalu osluzbach.pl, były dyrektor Delegatury Stołecznej ABW, ppłk Jarosław Korbacz.

Gdyby jednak rzeczywistość była inna, to skutki niefrasobliwości w podejściu do spraw o tak dużym kalibrze mogą przynieść tragiczne konsekwencje - pisał Korbacz.

Publiczne koszty, prywatne zyski?


Projekt GMP II realizowany jest przez konsorcjum kilku podmiotów. Składa się ono z Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN (Lider Konsorcjum), Politechniki Poznańskiej oraz Centrum Badań DNA (spółka stowarzyszona Inno-Gene) jako Partner Biznesowy. To ta prywatna spółka będzie ekonomicznym beneficjentem wpływów z komercjalizacji danych pochodzących z projektu.


Interesujące są tu dwie spółki: Inno-Gene oraz Centrum Badań DNA. Prezesem firmy jest Jacek Wojciechowicz. Przez 13 lat był on pracownikiem poznańskiego IChB. Jest także współzałożycielem Inno-Gene oraz prezesem zarządu CB DNA.


Inno-Gene jest spółką notowaną na giełdzie. W połowie lutego br. Giełda Papierów Wartościowych zawiesiła handel jej akcjami. Obawy zarządu giełdy wzbudziła wiarygodność informacji dotyczących sytuacji finansowej spółki. Firma ma 40 dni roboczych na przedstawienie wiarygodnej, autoryzowanej analizy sytuacji ekonomicznej, finansowej i majątkowej spółki. Jej problemy mogą oznaczać zagrożenie dla całego projektu. I konieczność oddania grantu, co najbardziej zaboli lidera konsorcjum, czyli Polską Akademię Nauk, choć prof. Figlerowicz przekonuje, że tak się nie stanie.


Co interesujące, Figlerowicz w przesłanych nam odpowiedziach wprost wyraża nieufność wobec zapewnień Inno-Gene, czyli partnera w przedsięwzięciu!

Z przykrością jestem zmuszony stwierdzić, że przedstawiciele firmy InnoGene mijają się z prawdą. Według mojej wiedzy niestety nie pierwszy raz. Absolutnie nie ma takich planów, aby sprzedać jakiekolwiek bazy firmom farmaceutycznym – pisze prof. Figlerowicz.


InnoGene w komunikatach giełdowych zapowiada przychody z komercjalizacji badań i sprzedaż danych m.in. firmom farmaceutycznym przez kontrolowaną przez siebie grupę spółek, a w imieniu CEGC prezes Wojciechowicz 22 grudnia ub. roku zapowiedział uruchomienie Centrum Badań Całogenowych z partnerem zagranicznym, "liderem światowych badań całogenowych, który zastrzegł sobie anonimowość". Dlaczego zastrzegł? Wszystko wskazuje na to, że to właśnie chińskie BGI, które otrzymało pieniądze z grantu europejskiego, poprzez CEGC od polskiego konsorcjum.


Intrygującym jest, że w pierwszych dniach marca do władz Inno-Gene powołano m.in. Piotra Kinickiego i Adama Wołoszyna. Pierwszy z nich to producent telewizyjny, współpracujący m.in. z TVP. Co ciekawe, do Inno-Gene trafił z... Polsko-Chińskiej Agencji Rozwoju Współpracy. Co wspólnego ma z kwestiami badań DNA?


Być może warto mieć również na uwadze, że istnieją programy badawcze, o których polskie ośrodki naukowe nie mają pojęcia, a które mogą skutkować przegraną w przyszłych zawodach, o których jeszcze nie wiemy, że się odbędą. 

Kwestia ta pozostaje otwarta.





-----


2018 rok


Materiał genetyczny Polaków jest wywożony do laboratoriów w Chinach



Agnieszka Pochrzęst-Motyczyńska

Data dodania: 10.05.2018

Najwyższa Izba Kontroli opublikowała w czwartek druzgocący raport dotyczący rynku badań genetycznych. Wynika z niego, że skontrolowane laboratoria nie gwarantowały pełnego bezpieczeństwa danych genetycznych pacjentów na każdym etapie wykonywania badania. Zdaniem NIK ponieważ nie ma kompleksowych regulacji i brakuje nadzoru nad obszarem genetyki, istnieje wysokie ryzyko pomyłek oraz błędnej interpretacji wyników, a także niewystarczającej ochrony danych genetycznych osób badanych. O wynikach raportu rozmawiamy z Ewą Światkowską, wiceprezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych.


Agnieszka Pochrzęst-Motyczyńska:  W raporcie NIK czytamy, że rynek badań diagnostycznych to „Dziki Zachód”, nie wiemy, ile jest laboratoriów, jak chronione są wrażliwe dane pacjentów. Przesadzają?

Niestety nie. Taka jest prawda, że rynek badań genetycznych w Polsce nie jest uregulowany.

Badania, w których wykorzystuje się bardzo wrażliwe dane pacjentów wykonują laboratoria medyczne zarejestrowane w Krajowym Izbie Diagnostów Laboratoryjnych. Te laboratoria podlegają uregulowaniom ustawy o diagnostyce laboratoryjnej i muszą spełniać określony standardy i wymogi. Tam są zatrudnieni diagności laboratoryjni. Kierownik musi mieć specjalizację najczęściej z diagnostyki laboratoryjnej.

Jednak badania wykonują także laboratoria, które działają jako spółki prawa handlowego. Wtedy zdarza się, że próbki pobrane od pacjentów z Polski są wywożone zagranicę np.: do laboratoriów w Chinach.

W internecie można spotkać ogłoszenia: „Zbadaj swoje geny i dostosuj styl życia”.

Pacjent kupuje usługę online, do domu dostaje plastikowy lub drewniany patyczek z wacikiem na końcu, sam pobiera wymaz, co może zafałszować wynik i później tę tzw. „wymazowkę” razem z pisemną zgodą wysyła na wskazany adres w Polsce. Nawet o tym nie wie, że jego materiał genetyczny dalej krąży po świecie.

To powinno być zakazane. Jako państwo nie powinniśmy się na to zgodzić, bo nasz materiał genetyczny jest cenną informacją dla firm farmaceutycznych. Na jego podstawie można prognozować pewne ryzyka chorób.

 

Laboratoria medyczne zarejestrowane w Krajowej Izbie Diagnostów Laboratoryjnych mogą być skontrolowane. Macie prawo przyjść z wizytacją i sprawdzić warunki i procedury związane z przeprowadzeniem badania. Kto kontroluje laboratoria działające jako spółki handlowe?

Nikt. Może sanepid, ale my nie wiemy, kto robi badania w takich ośrodkach, w jakich warunkach są one przeprowadzane, a co najgorsze pacjent otrzymuje wynik badania genetycznego bez konsultacji ze specjalistą. To, że ktoś ma geny zwiększające prawdopodobieństwo wystąpienia nowotworu, nie oznacza, że ma raka. Konieczna jest interpretacja wyniku przez lekarza.

Od lat diagności i genetycy alarmują, że potrzebne są regulacje, które uporządkują ten rynek. Dlaczego ministerstwo zdrowia się tym do tej pory nie zajęło?

Bo przepisy dotyczące działalności rynku badań genetycznych zahaczają o wrażliwe tematy takie jak: in vitro, embriony - ich przechowywanie, utylizacja.

Należałoby sobie w końcu odpowiedzieć na pytanie czy badania wykonywane na materiale w genomie to badania medyczne. Jeśli tak, musimy uznać, że wszystkie podmioty, które je wykonują powinny być rejestrowane jako podmioty lecznicze. To by ucywilizowało ten rynek i dało większe bezpieczeństwa jakości badań dla pacjentów.

Rozmawiała Agnieszka Pochrzęst-Motyczyńska





www.o2.pl/informacje/polskie-geny-w-chinskim-laboratorium-profesor-uspokaja-abw-nie-komentuje-6625766330006112a

https://www.prawo.pl/zdrowie/material-genetyczny-polakow-jest-wywozony-do-laboratoriow-w-chinach,238370.html











piątek, 10 października 2025

Władza i władza tajna







przedruk


Posiadanie własnej waluty jest potężną technologią

09.10.2025 13:06


Zauważyliście, że 90% przekazu o gospodarce, zwłaszcza ze strony partii opozycyjnych i „ekspertów” pracodawców, to straszenie Armagedonem? Miał już zbankrutować ZUS, miała być druga Grecja, grożono Polsce spowolnieniem, zastojem, hiperinflacją, utopić kraj miał dług ukryty (gdzie? pod kanapą?), ostatnio słychać o bankructwie MON.


Co musisz wiedzieć:Straszenie wielką katastrofą to powszechna praktyka ekspertów pracodawców i opozycji.
Przyczyną tych działań jest niewłaściwa edukacja, klasizm i interes polityczny.
Posiadanie własnej waluty istotnie zabezpiecza państwo przed bankructwem.


Niespełnione proroctwa "ekspertów"

Z czego to się bierze? W większości źródłem jest polityka oczywiście: opozycja musi pokazać, że kraj idzie w złym kierunku, a tu ekonomia nadaje się wyśmienicie: liczby są tak duże, że zwykłemu zjadaczowi chleba wystarczy powiedzieć, że dług to parę bilionów, a deficyt setki miliardów, i skala tych liczb powoduje, że każdy przekaz brzmi źle. Ponadto ekonomistów nie uczą mechaniki finansów państwa na operacjach monetarnych i bilansach (naprawdę!), więc sztukują oni swoją niewiedzę jedyną analogią, którą uznają za sensowną: do firmy lub gospodarstwa domowego.


Tymczasem państwo jest jedynym emitentem PLN w znanym nam wszechświecie, więc gospodarstwa domowego w niczym nie przypomina.

Mainstreamowi ekonomiści nigdy nie zrozumieli, jak potężną technologią jest posiadanie własnej waluty, więc mylą im się przypadki faktycznych bankructw, jak PRL, Grecja i Argentyna, które zawsze wystąpiły w długu w obcej walucie, z zagrożeniami stojącymi przed państwami, których obligacje obiecują ich własną walutę: takie państwa w pewnym sensie są winne swoim obywatelom własne autografy, więc jest to zobowiązanie trywialne. A eksperci są święcie przekonani, że od scenariusza drugiej Grecji Polskę dzieli parę programów socjalnych.


Klasizm wiecznie żywy

Inną przyczyną straszenia jest klasizm: większość ekonomistów wywodzi się z – lub dochrapało się do – klasy „posiadającej” i żeby poczuć się lepiej, żywią organiczną niechęć do wszystkich „pobieraczy socjalu” (pomijam już taką kwestię, że największym pożeraczem socjalu w Polsce jest grupa przedsiębiorców). A jak najłatwiej zniechęcić ludzi do programów socjalnych? Mówiąc im, że wywołują one bezrobocie, inflację i bankructwo państwa.

Inflacja i hiperinflacja

Wszystkie trzy zarzuty są absurdalne. Socjal zwiększył wydatki (a więc dochody firm!) w Polsce B i po jego wprowadzeniu zatrudnienie znacząco wzrosło: nic dziwnego – firmy z większymi obrotami więcej inwestują, produkują i zatrudniają! Inflacja, to nieintuicyjne, ale najczęściej powstaje z braku surowców albo z rosnących cen energii, a nie z większych wydatków, bo te często –jak wspomniałem – skłaniają firmy do rozkręcenia produkcji i nie zwiększają nierównowagi między wydatkami a ilością towarów.

Hiperinflacja to już zupełnie inne zjawisko, które najczęściej bierze się z załamania produkcji albo upadku państwa. Mówienie więc, że np. hiperinflacja w Wenezueli została spowodowana „socjalizmem”, jest zwyczajnie nieuczciwe, acz popularne. Jak wspomniałem, kraje z własną walutą bankrutują, tylko jeśli same tak postanowią. Socjal oczywiście mógłby wywołać problemy, gdyby wypłaty przewyższały możliwości produkcyjne gospodarki. Ale w Polsce było od tego bardzo, bardzo daleko.


Bankructwo ZUS i MON to też absurdalne bajki: za nimi stoi państwo – emitent PLN!
"Ukryty dług"

A co z ukrytym długiem? To była sztuczka użyta do obejścia absurdalnego i niepotrzebnego ograniczenia, narzuconego przez państwo samemu sobie: otóż ekonomiści, którzy myśleli, że państwo jest jak firma, wpisali do konstytucji limit obligacji państwa w wysokości 60% rocznego PKB. Gdy Polska zbliżyła się do tego limitu, trzeba było wydawać dalej, więc obligacje wypuszczano w ramach funduszy, których – równie arbitralnie – do limitu długu nie zaliczano. Ten trik stosowała cała Europa.


Moja rada: nie martwcie się tym, co o gospodarce mówi opozycja i syci eksperci, zwłaszcza finansowani przez firmy finansowe, miliarderów lub różne konfederacje pracodawców.



Autor: @Fiat Money



Ekonomiści wiedzą, że państwo to nie firma, a jednak taką tezę wmawiano Polakom całe lata, a dziś jak udowodnić skąd wzięła się WIEDZA POTOCZNA w tym temacie?


Na pewno z mediów.
Ale kto bezpośrednio odpowiada za wmawianie tego ludziom? Za okłamywanie ludzi przez 30 lat?

Nic nie dzieje się bez udziału służb i ten artykuł wyraźnie to pokazuje.


Inną przyczyną straszenia jest klasizm: większość ekonomistów wywodzi się z – lub dochrapało się do – klasy „posiadającej” i żeby poczuć się lepiej, żywią organiczną niechęć do wszystkich „pobieraczy socjalu”


Nie żaden "klasizm" tylko decydenci schowani za parawanem z aktorów w mediach. Dlaczego autor używa jakiegoś słowa "klasizm"?


Ważne pytanie: dlaczego teraz agentura dba o nasze samopoczucie, dlaczego pokazuje się nam normalność? Kto i dlaczego przestawił wajhę?

Może kwota 500 miliardów euro oraz CAŁKOWITY zwrot kosztów poniesionych nakładów, wypłacany w kwocie nie większej niż 25 mld euro rocznie okazały się wartością, której nie można lekceważyć? Podobno nic tak nie przemawia do wyobraźni jak pieniądze...

A może po prostu posiadanie Polski to kluczowa wartość w tym świecie? Czy to znaczy, że "stara" siedziba służb - Niemcy - zostanie zniszczona, a Polska teraz stanie się - jak to mówi Orban - "niemcami Europy"? Tak to bywało przez ostatnie kilka tysięcy lat...


Mamy własne tradycja bycia centrum Europy, sercem Świata, nie potrzebujemy wojen i nie potrzebujemy pasożytów z tajnych służb.


Autor powyższego artykułu zapewnia nas, że nic nam nie grozi, żaden kataklizm gospodarczy, zapewne ma rację, czekajmy na ciąg dalszy...


Tajne służby mają to do siebie, że są tajne - dlatego tak trudno sobie z nimi poradzić. 

Ważne, żeby budować wspólnotowość, dobrze wychowywać dzieci i młodzież, pod tym kątem ustawiać media, szkołę, uprawiać kulturę i dbać o język polski, bo to nasza pierwsza linia obrony -  i nie spuszczać z oka mediów, czujnie obserwować, wypatrywać, kiedy się ujawnią...


Ale najpierw - trzeba poradzić sobie z państwem niemieckim.






.tysol.pl/a147557-posiadanie-wlasnej-waluty-jest-potezna-technologia

Prawym Okiem: Nagroda 1 mld euro






środa, 23 lipca 2025

Agnieszka Piwar o Sakiewiczu

 

Tu chyba nie chodzi o "fałszywych przyjaciół Rosji", tylko "fałszywych przyjaciół " w ogóle....




"W trakcie ćwiczenia konferansjerki, jedna z osób decyzyjnych ełckiej imprezy powiedziała mi, że podczas otwarcia festiwalu mam uroczyście przywitać Tomasza Sakiewicza i zaprosić go na scenę. Tego samego Sakiewicza, który zniszczył arcybiskupa Stanisława Wielgusa oraz jest zagorzałym banderowcem i tym samym wrogiem Polaków. 

Sakiewicz nie kiwnął palcem przy organizacji filmowej imprezy, ale kiedy festiwal okazał się sukcesem, to postanowił go przejąć. 

A żeby przejąć coś, co współorganizowałam, to trzeba było się mnie pozbyć. Oczywistym było, że ktoś taki jak ja nigdy się nie zgodzi na to, aby zaprosić na scenę kogoś takiego jak on. 

Dlatego przyparto mnie do muru, by wymusić decyzję o odejściu z festiwalu

Co znamienne – z festiwalu, który miał wspaniały potencjał, pozostały zgliszcza."





Chodzi zapewne o "Ogólnopolski Festiwal Filmu Niezależnego OKNO", ostatni wpis na stronie fb nosi datę: grudzień 2017 roku


"Festiwal OKNO został powołany do życia w roku 2012 w ramach Kongresu Mediów Niezależnych. W 2016 r. festiwal odbył się w Warszawie, poprzednie edycje odbywały się w Ełku i Pszczynie"


"policzymy się" - to jest bardzo niebezpieczny objaw, pisałem o tym w kontekście kombinatu "Gajowy Marucha", a ostatnio coś podobnego chyba zaserwował jeden z publicystów rumuńskich, którego przedruki gościły na blogu, strona Nowy Ekran mogła być podobnym przedsięwzięciem....


Tekst pani Agnieszki pierwszy raz czytałem krótko po publikacji i wtedy opisane zachowania tłumaczyłem sobie osobistymi ambicjami tych ludzi - może jednak błędnie, bo przecież tak właśnie te rzeczy się zasłania...

 


na mnie są naciski, żebym milczał, a moją narrację zawłaszcza niezależna, jakiś czaban, bakiewicz...



przedruk




Uważajcie na fałszywych przyjaciół Rosji!


Agnieszka Piwar

2023-04-20


Inspiracją do napisania niniejszej analizy są moje osobiste doświadczenia oraz obserwacje życia publicznego w Polsce. To trudny dla mnie tekst, gdyż rozprawiam się w nim z własną przeszłością i naiwnością. Wychodzę bowiem z założenia, że skoro wytykam innym jak łatwo dają się rozgrywać i manipulować, to muszę zacząć od siebie.

Moją przygodę z dziennikarstwem rozpoczęłam kilkanaście lat temu. Pełna ideałów przyjechałam z prowincji do Warszawy, gdzie zaczęłam zdobywać pierwsze dziennikarskie szlify na praktykach i stażach w różnych redakcjach. W sposób naturalny lgnęłam do tego, co miało w nazwie przymiotnik „katolickie” i „patriotyczne”. Uważałam bowiem, że od osób publicznie deklarujących przywiązanie do katolickich i patriotycznych wartości, nie może mnie spotkać nic złego. Bardzo się pomyliłam. Minęło jednak wiele lat, zanim zdałam sobie sprawę z tego, że osoby autentycznie wierzące i kochające swoją ojczyznę nigdy nie wykorzystają instrumentalnie religii i patriotyzmu do celów bezpieczniacko-politycznych.

Zanim to odkryłam, musiałam przejść drogę pełną przykrych doświadczeń, które zafundowali mi ludzie deklarujący się jako „pobożni katolicy” i/lub „polscy patrioci”. Nie czas i miejsce, by szczegółowo to teraz opisywać (to materiał na książkę). Dziś opiszę jedynie pewną podstępną grę, w którą przed laty zostałam wciągnięta. Według mojego rozeznania była ona wzorowana na słynnej intrydze uknutej przez samego Feliksa Dzierżyńskiego.

Chodzi o operację „Trust” – największą operację w historii tajnych służb przeprowadzoną w latach 1921-1926. Modus operandi polegał na tym, aby wywabić, skompromitować, skłócić, wyłapać, przejąć i dobić wrogów komunizmu, czyli białą emigrację rosyjską, która – po przegranej wojnie domowej z czerwonymi bolszewikami – w znacznej części rozproszyła się po europejskich państwach.


W 1921 roku w Moskwie grupa carskich urzędników i oficerów założyła tajną organizację o nazwie Monarchistyczna Organizacja Centralnej Rosji (MOCR). Po jej wykryciu przez tajną policję Czeka, kierowaną przez Dzierżyńskiego, zadecydowano, aby jej nie likwidować, lecz przejąć nad nią kontrolę. Stało się to możliwe po zatrzymaniu carskiego oficera Aleksandra Jakuszewa, członka MOCR. W obawie utraty życia zgodził się on na współpracę z tajną policją. To zadecydowało, że cała organizacja MOCR została opanowana przez agentów. Wpływowych członków MOCR zastąpiono ludźmi podstawionymi przez służby. Wymyślono strukturę organizacyjną i sieć nieistniejących placówek terenowych. Tajną organizacją MOCR kierowali czekiści, którzy za pośrednictwem swoich agentów rozpuścili fałszywe informacje, że w ZSRR działa potężna organizacja opozycyjna, która dzięki pomocy z zewnątrz będzie w stanie odzyskać władzę w Rosji. Emigrację rosyjską przekonano, że władza czerwonych jest tymczasowa, a naród rosyjski jest wrogo do niej nastawiony.

Za sprawą perfidnych intryg agentom udało się skłócić i skompromitować najbardziej wpływowych działaczy rosyjskiej emigracji. A tych, którzy powrócili do ojczyzny – bo nabrali się na to, że jest tam prężnie działająca opozycja – czekał jeszcze straszniejszy los. W konsekwencji biali rosyjscy patrioci zostali zneutralizowani przez komunistów. Istny majstersztyk.


Pełna kontrola wszystkiego


Operację opartą na podobnych mechanizmach zaobserwowałam kilka lat temu w Polsce, a nawet nieświadomie wzięłam w tym udział, stąd mam informacje z pierwszej ręki. Jako początkująca dziennikarka w 2009 roku wstąpiłam do Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy. W szeregach KSD usłyszałam wiele pięknych słów o tym jak powinniśmy ratować Polskę przed postkomunistami, którzy trzymają w garści nasz kraj. Był to swoisty wabik dla takich jak ja – młodych, naiwnych, antykomunistów, gotowych do poświęceń dla ojczyzny. Kierowana poczuciem misji zaangażowałam się na całego, pracując non profit. Za poświęcenie zostałam doceniona i wybrano mnie na sekretarza Zarządu Głównego KSD oraz przewodniczącą oddziału warszawskiego stowarzyszenia.

Mając konkretną pozycję w KSD zostałam oddelegowana na spotkanie, które organizował pisowski aparatczyk Krzysztof Czabański. Był 2011 rok, władzę w Polsce miała Platforma Obywatelska, która jednocześnie kontrolowała największe media, w tym publiczne. Niezależni dziennikarze, katolicy, patrioci, konserwatyści, etc. – byli przez rządzących gnojeni i spychani na margines. Z kolei Prawo i Sprawiedliwość było w opozycji, mając do dyspozycji niszowe media, w tym raczkujący wówczas portal wPolityce.pl założony przez bliźniaków Karnowskich.

Właśnie na tym portalu – deklarującym się jako patriotyczny – Czabański szumnie zaproponował, by powołać Konferencję Mediów Niezależnych. Argumentował to następująco: «Sądząc z różnych zapowiedzi – ostatnio przewodniczącego KRRiT, Jana Dworaka – szykuje się „czyszczenie rynku medialnego”. Doświadczenie poucza, że władza przy takich okazjach próbuje nałożyć mediom kaganiec. Jako dziennikarze musimy zadbać o wolność słowa, niezależność i swobodę dla przedsięwzięć medialnych. Dlatego proponuję zwołanie Konferencji Mediów Niezależnych, na której – po pierwsze – policzymy się, po drugie – ustalimy wspólne postulaty pod adresem władz państwowych: rządu, prezydenta i parlamentu. Po trzecie – umówimy się, co do działań praktycznych.»

W ten sposób znalazłam się w kawiarni na Mokotowie, obok Czabańskiego (który w czasach PRL działał w PZPR) i jego kumpli. Jednym z nich był wykreowany w III RP na czołowego antykomunistę – publicysta Jerzy Targalski, nomen omen za komuny członek: Związku Młodzieży Socjalistycznej (ZMS), Socjalistycznego Związku Studentów Polskich (SZSP) oraz PZPR. W tamtym momencie przeszłości tych panów nie znałam.

Miałam wrażenie, że byłam tam jedyną obcą dla pozostałych osobą. Tymczasem inicjator wydarzenia szybko mnie sobie upatrzył (pewnie z racji młodego wieku i płci) i zaproponował, bym została kimś w rodzaju sekretarki przedsięwzięcia (mnie też namówiono na pisanie - to dobry sposób, by dowiedzieć się, co kto naprawdę myśli... - MS)  Intuicyjnie czułam, że nie jest to towarzystwo dla mnie, jednak przed stanowczą odmową i opuszczeniem tego grona – które de facto zachowywało się wobec mnie uprzejmie – powstrzymywała mnie obawa, że wyjdę na osobę niekulturalną. Nie chciałam też zawieść KSD, które oddelegowało mnie na to spotkanie. Tak więc na propozycję Czabańskiego, która padła dla mnie z zaskoczenia, zgodziłam się… z grzeczności.

W efekcie, pracując na zasadzie wolontariatu, stworzyłam ogromną bazę mailową i założyłam biuro prasowe Konferencji Mediów Niezależnych, z którego nawiązywałam kontakty i rozsyłałam w Polskę komunikaty zachęcające do przyłączenia. Równocześnie grzano temat medialnie na portalach typu wPolityce.pl i jemu podobnych. W ten sposób do Domu Dziennikarza w Warszawie zostały zwabione tłumy dziennikarzy, blogerów, wydawców lokalnych gazetek i niszowych portali. Przybyli w całego kraju, a łączyło ich głównie to, że rządzący z Platformy nimi pogardzali.


Tymczasem pisowcy – którzy de facto wywodzą się z tego samego obozu co politycy PO, więc wszyscy grają do jednej bramki – dostali na tacy realnych ludzi i bezcenne informacje, kto gdzie w Polsce próbuje robić coś niezależnego na odcinku medialnym. I ja się do tego przyczyniłam.


Wydarzenie okazało się wielkim sukcesem i podczas inauguracyjnego spotkania powołano Federację Mediów Niezależnych. Zbiegło się to w czasie, kiedy w pobliskich Arkadach Kubickiego odbywał się pisowski kongres Polska Wielki Projekt. Inicjatywa Czabańskiego dostała tam swój panel, któremu przysłuchiwał się sam Jarosław Kaczyński.

Chwilę wcześniej, w trakcie obrad w Domu Dziennikarza przy Foksal, wybrano prezydium FMN, którego Czabański został przewodniczącym, a ja – z racji mojej pracowitości i skuteczności – znalazłam się w jego ścisłym gronie. Zebranym towarzyszyła euforia z powodu sukcesu organizacyjnego konferencji i na tej fali zaczęto snuć plany na przyszłość oraz ustalać zadania na najbliższe miesiące. Zaproponowano mi, abym współorganizowała niezależny festiwal filmowy, co wydało mi się pożyteczne i dlatego się zgodziłam.


Wykorzystać, wycisnąć, przejąć

Dość szybko – kwestia następnych dni – opuściłam jednak prezydium Federacji Mediów Niezależnych. Powód odejścia, którego nie ukrywałam przed pozostałymi, był taki, że FMN coraz jawniej robiło umizgi w stronę PiS. Powiedziałam, że przecież z założenia miało to być coś niezależnego, a tymczasem wyszło na to, że jest to upolitycznione i dlatego nie chcę brać w tym udziału.

I znowu, nie chcąc wychodzić na osobę niekulturalną, oświadczyłam jednocześnie, że skoro zobowiązałam się wcześniej do współorganizowania festiwalu, to się z tego wywiążę. Tak więc w kolejnych miesiącach, jako przedstawicielka KSD, znowu non profit pracowałam na pełnych obrotach, by przygotować filmową imprezę (firmowaną de facto przez FMN), która odbyła się w Ełku na Mazurach.

Idea festiwalu była piękna – z założenia miał on dać szansę na wypromowanie zdolnym artystom i twórcom, którymi mainstream gardzi. Pierwsza edycja festiwalu okazała się sporym sukcesem, jak na skromne możliwości, którymi dysponowaliśmy. Grand Prix zdobył film „Pani Weronika i jej chłopcy”, w reżyserii Artura Pilarczyka. Poruszający dokument opowiada historię wyjątkowej kobiety i wielkiej patriotki. Gdy Polska była okupywana przez Sowietów i Niemców Weronika „Różyczka” Sebastianowicz była żołnierzem Armii Krajowej – oficjalnie została zaprzysiężona w wieku 13 lat. W 1951 roku została aresztowana i skazana na 25 lat pozbawienia wolności i pracę w łagrze w Workucie, wyrok skrócono do 10 lat. Próbowała powrócić do kraju, ale odmówiono jej prawa do wjazdu na teren Polski. Pani Weronika aktywnie działa w organizacjach polskich, m.in. w Stowarzyszeniu Żołnierzy AK na Białorusi, którego została prezesem.

Byłam niezwykle szczęśliwa, że współorganizując i prowadząc taki festiwal, mogłam przyczynić się do tego, że więcej osób poznało historię tej kobiety. Szybko zapadła decyzja, że w następnym roku powtarzamy imprezę. Ogłosiliśmy w mediach, żeby twórcy wysyłali swoje filmy na kolejny festiwal w Ełku. Wkrótce po tym napisał do mnie Piotr Uzarowicz, Amerykanin polskiego pochodzenia mieszkający w Los Angeles. W dorosłym życiu, po śmierci swojego ojca dowiedział się on, że jego dziadek zginął w Katyniu. Postanowił zagłębić historię, która wywarła wpływ na losy jego rodziny. W efekcie poszukiwań zrealizował film dokumentalny o odkrywaniu prawdy na temat zbrodni katyńskiej pt. „Żona oficera”. Uzarowicz wysłał mi ten film, żebym pokazała go na festiwalu w Ełku. Był to dla mnie powód do ogromnej dumy i radości.

Dzieło Uzarowicza okazało się być tak doskonałe, że w Ełku zdeklasowało konkurencję. Niestety już nie mogłam zapowiedzieć ze sceny pokazu tego wspaniałego filmu, gdyż dzień przed festiwalem zostałam z niego wyeliminowana.


W trakcie ćwiczenia konferansjerki, jedna z osób decyzyjnych ełckiej imprezy powiedziała mi, że podczas otwarcia festiwalu mam uroczyście przywitać Tomasza Sakiewicza i zaprosić go na scenę. Tego samego Sakiewicza, który zniszczył arcybiskupa Stanisława Wielgusa oraz jest zagorzałym banderowcem i tym samym wrogiem Polaków. Sakiewicz nie kiwnął palcem przy organizacji filmowej imprezy, ale kiedy festiwal okazał się sukcesem, to postanowił go przejąć. A żeby przejąć coś, co współorganizowałam, to trzeba było się mnie pozbyć. Oczywistym było, że ktoś taki jak ja nigdy się nie zgodzi na to, aby zaprosić na scenę kogoś takiego jak on. Dlatego przyparto mnie do muru, by wymusić decyzję o odejściu z festiwalu. Co znamienne – z festiwalu, który miał wspaniały potencjał, pozostały zgliszcza.


Gdybym wtedy zacisnęła zęby, dała sobie złamać kręgosłup moralny i powitała zdrajcę Sakiewicza, dziś zapewne miałabym intratną fuchę w rządzie lub państwowych mediach. Nie żałuję. Tymczasem pewien chłoptaś, który wtedy zajął moje miejsce na festiwalu i poprowadził imprezę ze sceny, obecnie piastuje funkcję w randze ministra. Z tamtych czasów zapamiętałam go jako miernotę, która nie potrafiła poprawnie się wysłowić i wślizgiwała się tam, gdzie inni mieli jakieś pomysły i coś tworzyli. Oto jakie osoby przejęły Polskę.

Wyżej opisane przeze mnie mechanizmy, to tylko fragment tego, czego doświadczyłam i co zaobserwowałam na przestrzeni kilkunastu lat mojej działalności społecznej i aktywności dziennikarskiej. Tym operacjom wzorowanym na „Trust” nie ma końca i odbywają się one na wielu odcinkach, pod różnymi płaszczykami. Ale modus operandi jest na ogół podobny. Ktoś gdzieś afiszuje się z pewnymi poglądami i/lub ogłasza jakąś z pozoru szlachetną inicjatywę, która przyciąga osoby o konkretnych przekonaniach. I te osoby często reagują jak ćmy lecące do rozżarzonej żarówki.

Dotyczy to także tych nieszczęśników, którzy zrażeni demoliberalnym Zachodem pokładają nadzieję we współczesnej Rosji, którą mylnie postrzegają jako ostoję konserwatyzmu. Oni nie rozumieją (i ja też do pewnego momentu nie byłam tego świadoma), że od czasów rewolucji bolszewickiej i uruchomienia operacji „Trust”, to wszystko jest kontynuowane na szeroką skalę i dotyka nie tylko Rosji, ale także naszego państwa, gdzie tzw. prorosyjskie środowiska również są koncesjonowane (może MP - MS)

Dać złudne poczucie wyboru

Na blogu „Dziennik gajowego Maruchy” został niedawno przedrukowany mój artykuł pt. „Tanie show Trybunału w Hadze ścigającego Putina”. Zaintrygował mnie zamieszczony pod tekstem komentarz Czytelnika podpisującego się jako Voodoosch.

Napisał on: «Nie cieszyłbym się na rosyjsko-chińskie NWO. Tak jak nie cieszyłbym się na anglosaskie NWO. Wydaje mi się, że gubimy „większy obraz”, bo jest naprawdę ogromny. Powiedziałbym że globalny. Rok temu zrodził się nowy pomysł (a raczej został wprowadzony). Tak jak w większości „rozwiniętych” krajów istnieją dwie partie polityczne, które niby się spierają i niby walczą że sobą, to wtedy kiedy idzie rozkaz z góry, są spójne. Przykład srowid. Ten niby podział na liberalny zachód i tradycyjny wschód to tylko i wyłącznie teatr wielkiego resetu/globalnego NWO/ i ogólnie wspólnie działających elit. Otwórzcie oczy i zobaczcie, że to jest wciąż ta sama gra tylko na nieco wyższych obrotach. Chiny, Rosja, Stany, UK i ich poplecznicy grają w tą samą, jedną grę, a wy myślicie, że tu się jakiś podział prawdziwy zrobił i Putin z Ksi wygra i będzie pięknie na wschodzie. Za dwa lata będą sobie łapki podawać Jankesy z Ruskimi (dokładnie - po zaprzysiężeniu Trumpa - nie tylko ja to zauważyłem? - MS) i dalej robić z nas niewolników. KAŻDY RZĄD JEST TWOIM OPRAWCĄ. Obudź się gajówkowiczu!»

Z kolei na portalu nacjonalista.pl opublikowano niedawno przedruk wywiadu z abp. Viganò pt. „Globalistyczna elita chce zniszczyć narody i Kościół”. Wstęp do tego wywiadu redakcja opatrzyła wymownym komentarzem: «Arcybiskup Carlo Maria Viganò ma rację broniąc Tradycji Katolickiej oraz występując przeciwko modernizmowi i globalizmowi. Za to zasługuje na nasz szacunek. Jednak również on, podobnie jak wielu ludzi na Zachodzie, padł ofiarą złudzeń na temat putinowskiej Federacji Rosyjskiej, dostrzegając w niej jakiś bastion oporu przeciwko Nowemu Porządkowi Świata. Przypomnijmy, że restrykcje covidowe i całe to szaleństwo obecne były również w kraju „zbawcy”. To tam wciąż stoją, a nawet powstają nowe, pomniki Lenina, Stalina czy Dzierżyńskiego, a więc katów wielu narodów (także milionów Rosjan) i satanistycznych wrogów wyznawców Chrystusa. Czy to ma być nadzieja dla niszczonych przez liberalizm Europy i Ameryki? W naszej opinii nie i będziemy o tym konsekwentnie przypominać.»

(jaka jest prawda być może przekonamy się: po wojnie - MS)

Kilka miesięcy temu napisałam artykuł pt. „100 lat temu powstał ZSRS – wróg Rosji”. W publikacji ujęłam się za pomordowanymi Rosjanami i wykazałam, że Rosja poniosła największe straty w wyniku rewolucji bolszewickiej zainicjowanej i odpalonej przez Żydów. W efekcie, w polskojęzycznym internecie spadła na mnie lawina hejtu i szyderstw w wykonaniu rzekomych przyjaciół Rosji. Do nagonki przyłączyły się też niektóre sowieckie osoby, legitymujące się rosyjskim paszportem. Jednak gniew mieszkańców byłego Związku Sowieckiego (lub jak kto woli Związku Radzieckiego) jestem w stanie zrozumieć, gdyż zostali oni wychowani w sowieckim kulcie i nie potrafią wydostać się z tej bańki.

Bardziej martwi mnie środowisko fałszywych przyjaciół Rosjan działające w Polsce. Ich złe intencje można poznać po różnych czynnikach. Niektórzy z nich czczą Lenina i oddają pokłon rewolucji bolszewickiej. De facto cieszą się więc z tego, że zniszczono carską Rosją – która była chrześcijańskim krajem z pobożnym ludem – i wymordowano miliony jej niewinnych obywateli. Inni fałszywi przyjaciele Rosjan, zbrodnie Lenina komentują w stylu: „ale po co do tego wracać, przecież Lenina już dawno nie ma”.

Fałszywi przyjaciele Rosjan doceniają Stalina i podkreślają jego siłę – no bo przecież pokonał Hitlera, zbudował potęgę Związku Radzieckiego i tym samym przeciwwagę dla Zachodu, zaś Polakom załatwił w Jałcie ziemie odzyskanie, czyli w sumie był spoko. A że przy okazji zafundował Rosjanom terror, strach i łagry, a Ukraińcom wielki głód, no to cóż, taki był wtedy klimat.

Fałszywi przyjaciele Rosjan opowiadają, jaka to putinowska Rosja jest konserwatywna, bo walczy z ideologią gender i blokuje zboczeńców LGBT. Jednak słowem się nie wspominają, że rosyjski naród od pokoleń wyniszcza plaga aborcji, skutecznie hamująca demografię w tym kraju. I to ma być konserwatyzm? Tymczasem odpowiedzialni za zabijanie rosyjskich dzieci w łonach matek, są wrogami Rosjan i należy głośno o tym mówić.

Fałszywi przyjaciele Rosjan zbywają milczeniem fakt, że władze tego kraju gnębiły swoich obywateli podobnymi restrykcjami jakie zafundowano na Zachodzie podczas fałszywej pandemii. Ci sami obłudnicy cieszą się teraz z faktu, że Rosja dogaduje się z Chinami – państwem, które w gnębieniu swoich obywateli covidowymi restrykcjami jest jeszcze okrutniejsze od wszystkich pozostałych.

Jeden z czołowych w Polsce fałszywych przyjaciół Rosjan (wykreowany w mediach na prawdziwego przyjaciela Rosjan), kreujący się także na przyjaciela Chin, w czasach apogeum pandemicznego szaleństwa odbył ze mną prywatną rozmowę, która wiele mi uświadomiła. Kiedy zeszło na temat covidowych obostrzeń wprowadzonych na całym świecie, powiedział mi ze stoickim spokojem: „To już z nami zostanie na lata i będziemy musieli do tego przywyknąć”. Nie było w nim ani krzty buntu. Natychmiast zrozumiałam, że mam do czynienia z niewolnikiem.

Komunistyczna operacja „Trust” była wymierzona przede wszystkim przeciwko Rosjanom. Dlatego mam podstawy przypuszczać, że zainstalowanie w Polsce fałszywych przyjaciół Rosjan (popierających lub umniejszających zbrodnie komunizmu), to niejako kontynuacja perfidnej intrygi Dzierżyńskiego. Tymczasem naiwni Polacy nie są tego świadomi, bo jawnych wrogów Rosjan widzą jedynie w obozie władzy i opozycji (oraz mediach im usłużnych), którzy nie kryją się ze swoją nienawiścią do Rosji.

Jak się w tym połapać i rozpoznać fałszywych przyjaciół Rosjan? Wystarczy być świadomym, że ten kto naprawdę życzy Rosjanom dobrze, pragnie aby zrozumieli oni, że Sowiecja to wróg Rosji. Ratunkiem dla Rosjan jest odzyskanie ich własnej tożsamości, która tkwi w chrześcijańskich korzeniach Świętej Rusi. Kiedy to nastąpi, także Polska będzie bezpieczniejsza.

Niedawno na Facebooku zamieściłam link do wstrząsającego rosyjskiego filmu „Czekista” (1992 r.) w reż. Aleksandra Rogożkina. Do opisu dołączyłam ostrzeżenie, by uważać na fałszywych przyjaciół Rosji. Tym wpisem wywołałam dyskusję w komentarzach.


Łukasz De napisał: «Bardzo dobry film. Odzierający prawdę z bredni. Rewolucja to zainicjowane, zaplanowane i sfinansowane i kierowane przez żydów zniszczenie Rosji rękami na początku ich, a potem innych narodowości. Powodami zniszczenia było to, że Rosja była państwem na wskroś chrześcijańskim, opartym o wiarę w Chrystusa, o cześć dla Jego Matki. Była monarchią rządzoną przez chrześcijańskiego cesarza. Była rosnącą konkurencją gospodarczą zarówno dla nowego żydowskiego golema – USA, jak i dla „firm prywatnych”. Była pełna bogactwa gromadzonego w spokoju przez kilkaset lat, które trzeba było zrabować, zwłaszcza w kilkunastu tysiącach cerkwi i klasztorach. Była też pełna ludzi poczciwych, przyzwoitych, zwyczajnie dobrych oraz dawała możliwość wzrostu świętym. Trzeba to było jednocześnie zniszczyć, zagarnąć oraz skalać. Tak jak to ma miejsce w przypadku zbrodni zgwałcenia. Wracając w tym miejscu do filmu „Czekista”, pod tym właśnie kątem patrzę na wątek głównego bohatera, który bierze czynny udział w rewolucji i tym gwałcie na Rosji i jednocześnie będąc żonaty pozostawia swoją żonę dziewicą.»

Autor powyższego wpisu należy do prawdziwych przyjaciół Rosjan. Właśnie po takich komentarzach można ich odróżnić od tych fałszywych.

Na Wschodzie byłam wiele razy i spotkałam tam szlachetnych ludzi, którzy mimo strasznych doświadczeń potrafili zachować człowieczeństwo. Uważam, że naród rosyjski jest naturalnym sojusznikiem dla Polaków, którym duchowo bliżej jest do Wschodu, niż – jak się nam wmawia – Zachodu. Niestety naród polski od setek lat daje się głupio rozgrywać przeciwko Rosjanom. To nasz wielki błąd i tragedia, że ulegamy podżegaczom.

Tak, jestem zdecydowanie zdania, że Rosja może być alternatywą dla zgniłego Zachodu. Ale Rosja prawdziwa, która wróci do swoich korzeni, a nie postowiecki twór, którego przedstawiciele bywali w Davos na tych samych zasadach co pozostali pupile globalistów.

Wybór jest. Ale nie taki jakim globalni gracze karmią naiwnych ludzi. Amerykanów wyborem między demokratami i republikanami. Polaków wyborem między PO i PiS (z przystawkami). Nas wszystkich wyborem między NWO Atlantystów z Zachodu i NWO Rosja-Chiny ze Wschodu.

W naszym przypadku – a więc słowiańskich narodów sprowadzonych przez globalistów do roli pariasów Europy – tym wyborem może być jedynie zwrócenie się do Boga oraz powrót do chrześcijaństwa.






Agnieszka Piwar

Pierwodruk: www.bibula.com







Wyborem jest jedynie: świadome, aktywne, zgodne ze sobą społeczeństwo, uodpornione na kłamstwa i fikcję jak z roku 1989....


Najlepszym antidotum na agenturę i różne 5 kolumny, jest:

- dobrze i patriotycznie wychować dzieci

bo kiedy ty będziesz już za stary, za słaby, by zareagować na atak, tylko twoje dzieci mogą ci pomóc


ale żeby to odniosło właściwy skutek, potrzeba spełnić jeszcze inne warunki:

i są to warunki konieczne

bezpieczeństwo ma swoją słodką cenę: przeciwnika trzeba przytłoczyć demograficznie, czyli trzeba się decydować na 3-4-5 dzieci - na każde młode małżeństwo

- ścisła kontrola obywateli nad mediami tj. niezgoda na emisję treści niszczących rodzinę (cenzura obyczajowa), wychowanie, kulturę polską, siejące przemoc, pornografię itd.

- pobudzenie i zbudowanie wspólnotowości, którą dzieci będą kontynuować

- pewien socjalizm gospodarczy, ponieważ wspólnotowość wymaga bezwzględnego: "nie zostawiamy nikogo bez pomocy" w tym wsparcie kobiet, rodzin


Ludzie muszą przyjąć, że posiadanie dzieci to inwestycja w ich bezpieczeństwo w przyszłości, jako zabezpieczenie przez agresywnymi imigrantami, podstępnymi 5 kolumnami, zbrodniczymi tajnymi służbami.


Dopóki moja praca nie zostanie publicznie wskazana i doceniona
nie będziecie mieli prawa myśleć, że to wszystko co się dzieje, jest prawdziwe i na zawsze.




U mnie nie działają linki na fb, a u was?








/piwar.info/uwazajcie-na-falszywych-przyjaciol-rosji/




środa, 7 maja 2025

Dyskrecja ubecka

 



5 maja wrzuciłem post "Prawo żywnościowe i jasnowidze z WHO"

z dwoma filmami, wczoraj, 6ego,  jakoś rano, wyświetliłem tę strone, która była otwarta w przeglądarce od 5ego, i widzę, że w temacie żywności wyświetla się filmik z posta

"Święto wielkanocne Siudej Baby - i pieśń"


Wchodzę do blogera, żeby to sprawdzić, czy ktoś podmienił filmy i widzę, że jest właściwy filmik.

Wracam do tamtej strony, odświeżam i pokazuje mi się właściwy filmik.



Teraz kliknąłem na fb artykuł 


na stronie RM - i widzę, że mam na ich stronie wyłączony DarkReader i pomniejszony tekst.


Tekst mówi o niszczeniu niezależnych reporterów.


– Organizacje takie, jak Reporterzy bez Granic, chwalą naszych rządzących za coś, co w mojej ocenie wymaga interwencji, wymaga protestu, bo wręcz niszczy się wolne i niezależne media. To, co robi rząd Donalda Tuska w stosunku do mediów konserwatywnych czy prawicowych, to rodzaj ich zwalczania, niszczenia i ingerowania w ich sytuację organizacyjną i finansową. (…) Takiego czegoś w wolnym demokratycznym kraju nie powinno być – oceniła rozmówczyni Radia Maryja.


Rządzący dążą też do postawienia przed Trybunałem Stanu szefa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Macieja Świrskiego, w związku z jego działaniami sprzeciwiającymi się polityce koalicji władzy w sferze mediów. W tym tygodniu planowane jest przyjęcie przez sejmową Komisję Odpowiedzialności Konstytucyjnej sprawozdania w tej sprawie.


– Pan Maciej Świrski, czyli obecny przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, pełni bardzo ważną rolę. Pamiętajmy, że Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji to organ konstytucyjny, który stoi na straży ładu medialnego w Polsce i bardzo nie podoba się obecnie rządzącym, czyli rządowi Donalda Tuska i wspierającym ten rząd posłom (…). Oni tak naprawdę od wielu miesięcy atakują pana przewodniczącego Świrskiego, ponieważ on wytyka – razem z całym zespołem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (…) – bezprawie i błędy popełniane przez rządzących – mówiła prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.


Rozumiem, że to taki rebus o niszczeniu mnie i że nie podobają się te dwa teksty co je od miesięcy piszę: o lgtb i stowarzyszeniu śląskim.


A może i wszystkie ostatnie teksty?


W zasadzie od zeszłego roku zauważam "naciski", jakby ktoś sobie o mnie nagle przypomniał,  a dotyczą one głównie dość rozbudowanych analiz tekstów Gazety o edukacji.

Teksty nadal nieskończone min. o "płatkach śniegu".








Dr J. Hajdasz: Reporterzy bez Granic chwalą naszych rządzących za coś, co w mojej ocenie wymaga interwencji, wymaga protestu – RadioMaryja.pl




poniedziałek, 5 maja 2025

Kultywowanie narodowej tożsamości



„kto nie broni narodu przed wypłukiwaniem z niego polskości, choć może to uczynić w mediach, winien jest niszczenia narodu, tak samo jak ten, kto to robi mieczem”




przedruk




Prof. J. Kawecki dla „Naszego Dziennika”: Zarzuty wobec Muzeum „Pamięć i Tożsamość” są nie tylko bezpodstawne, ale często wręcz absurdalne

4 maja 2025 20:27
Radio Maryja




Nasz Dziennik: Zespół Wspierania Radia Maryja opublikował raport w obronie Muzeum „Pamięć i Tożsamość” im. św. Jana Pawła II w Toruniu. Dlaczego było potrzebne przygotowanie takiego dokumentu?

Prof. Janusz Kawecki: To nie jest kolejny głos emocji czy publicystyczny komentarz. To solidna, naukowa analiza, licząca razem z załącznikami aż 50 stron, pełna konkretnych przykładów, odniesień do prawa – w tym do Konstytucji – i rzetelnych wniosków. Pracowaliśmy nad nią długo, bo uznaliśmy, że trzeba wreszcie nazwać rzeczy po imieniu. 

Mamy do czynienia z falą manipulacji i kłamstw, które od miesięcy wylewają się z mediów, internetu i niektórych środowisk politycznych. Zarzuty wobec Muzeum „Pamięć i Tożsamość” są nie tylko bezpodstawne, ale często wręcz absurdalne. I właśnie dlatego nie mogliśmy milczeć. Już w styczniu, lutym i marcu publikowaliśmy komunikaty, w których punktowaliśmy te przekłamania, ale nadszedł moment, kiedy uznaliśmy, że trzeba to wszystko zebrać, uporządkować, pogłębić i przedstawić w formie, która da przeciwnikom manipulacji mocny oręż. Bo atakuje się nie tylko samą instytucję, jej ideę i patrona – św. Jana Pawła II – ale też jej twórcę, o. dr. Tadeusza Rydzyka CSsR. 

A przecież, jak mówił św. Ambroży z Mediolanu, „kto nie broni bliźniego przed krzywdą, choć może to uczynić, winien jest tej krzywdy tak samo jak ten, kto ją wyrządza”. Ten raport to właśnie taka obrona – konkretna, rzeczowa, nie do zignorowania. I co ważne, nieprzypadkowo ujrzał światło dzienne właśnie teraz. Uznaliśmy, że 3 maja, w dniu urodzin Ojca Dyrektora, to doskonała okazja, by ten dokument potraktować także jako symboliczny dar od naszego Zespołu. Wyraz wdzięczności za wieloletnią, często heroiczną służbę – Bogu, Kościołowi i Polsce.


Skoro mówimy o raporcie, to co on obejmuje i na czym oparta jest jego argumentacja?

– Zaczęliśmy od rzeczy fundamentalnej – pokazania, że Muzeum „Pamięć i Tożsamość” nie tylko ma rację bytu, ale wręcz jest niezbędne w budowaniu narodowej tożsamości. Udokumentowaliśmy to w sposób rzetelny, wskazując, że brak tej instytucji byłby poważnym deficytem w przestrzeni kultury i pamięci historycznej. 

Następnie rozłożyliśmy na czynniki pierwsze zasadniczy błąd metodologiczny, który leży u podstaw stawianych zarzutów. I powiem wprost: to nie jest pomyłka z niewiedzy – to celowe działanie.

Trudno bowiem zakładać, że osoby formułujące oskarżenia nie są świadome, że ich logika się nie klei.

A już szczególnie zawodzi tu część mediów. Dziennikarze, zamiast weryfikować i tropić nieścisłości, powielają cudze opinie. Bez sprawdzenia, bez krytycznej analizy – a przecież źródła są dostępne. 

Wystarczyło sięgnąć do ustaw: o muzeach, o działalności kulturalnej, o partnerstwie publiczno-prywatnym. Tam wyraźnie są opisane zasady współpracy i obowiązki obu stron. Cała burza medialna wybuchła wokół jednego muzeum – właśnie „Pamięć i Tożsamość” – a przecież dokładnie ten sam model organizacyjny zastosowano w kilku innych instytucjach w Polsce. I co? Tam nikt nie protestował. Przeciwnie – jedno z tych muzeów, które przecierało szlak, zostało wzorem do naśladowania. Skorzystano z tych samych procedur, identycznych mechanizmów finansowania, zbliżonych rozwiązań organizacyjnych. Ale tylko tu podniesiono larum. I to nie przypadek – to zorganizowana próba zdyskredytowania inicjatywy, która z punktu widzenia polskiej tożsamości ma ogromne znaczenie.

Jak Polacy reagują na metodyczne niszczenie Muzeum „Pamięć i Tożsamość” oraz podważanie autorytetu o. dr. Tadeusza Rydzyka?


– Reakcja, o której mówimy, to zarówno emocje, jak i działanie obywatelskie. W naszym raporcie nie mogliśmy pominąć tego głosu sprzeciwu, który płynął od samych ludzi – od wiernych, od słuchaczy Radia Maryja, od tych, którzy rozumieją, czym to Muzeum jest i komu służy. W rozmowach z nami nieustannie wracał jeden wątek: musimy mówić jednym głosem. 
I to właśnie się dzieje. Protest obywatelski Polaków, który zainicjowaliśmy, to nie tylko list do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. To sygnał, że społeczeństwo nie godzi się na likwidację instytucji, która odgrywa kluczową rolę w pielęgnowaniu narodowej pamięci i tożsamości. Zebraliśmy to wszystko i zamknęliśmy w spójnym dokumencie. I kiedy już się wydawało, że nic więcej nie trzeba dodawać, że całość jest domknięta, pojawiła się nowa sprawa. Świeża, z ostatniego tygodnia – i nie mogę zdradzić jej treści, bo zależy nam, by każdy sam sięgnął po ten dokument i przeczytał, co się wydarzyło. 

Ale jedno jest pewne: ta sytuacja to kolejny dowód na to, że nasze wspólne działanie jest absolutnie niezbędne. Dlatego do raportu dołączyliśmy również wzór protestu obywatelskiego – narzędzie, z którego każdy może skorzystać. Znajdują się tam również trzy komunikaty opublikowane na łamach „Naszego Dziennika” – ze stycznia, z lutego i marca – które dokumentują, jak narastała ta kampania dezinformacji i ataku. Raport kończymy nie podsumowaniem, lecz apelem. To nie jest tekst do odłożenia na półkę, ale to jest broń – intelektualna, prawna, moralna – w walce o prawdę. 

Przekazujemy go nie tylko Ojcu Dyrektorowi, który zna tę sprawę od podszewki, ale wszystkim członkom Rodziny Radia Maryja i każdemu, komu nie jest obojętna ta inicjatywa. Ten dokument to narzędzie, które ma pomóc ludziom stawać w prawdzie i mówić: „Patrz, to są fakty. Tak wygląda rzeczywistość. Wesprzyj nas w tej walce”. Bo chodzi nie tylko o Muzeum. Chodzi o prawdę, tożsamość, wolność głosu, który dziś próbuje się uciszyć.

Od poniedziałku „Nasz Dziennik” będzie publikował w odcinkach treść raportu. Gdzie jeszcze można się z nim zapoznać?

– Raport już teraz jest dostępny na stronie internetowej Radia Maryja, więc każdy, kto chce, może go przeczytać – od ręki, bez czekania. Ale oczywiście wiem, że dla wielu ludzi papier wciąż znaczy więcej niż ekran. Dlatego planujemy również wersję drukowaną – broszurę, którą będzie można przeczytać i przekazać dalej: sąsiadowi, rodzinie, komuś w parafii. I właśnie do takiego dzielenia się gorąco zachęcam. Cieszę się, że udało się ten dokument ukończyć jeszcze przed pierwszą z tegorocznych pielgrzymek na Jasną Górę – przed 26. Pielgrzymką Młodych z Radiem Maryja. To spotkanie odbywa się pod hasłem „Jesteśmy nadzieją!” – i nie ma w tym żadnego przypadku. Jeśli młodzi dostaną ten raport do ręki, jeśli przeczytają, jak bardzo próbuje się zagłuszyć prawdę przez liberalno-lewicowe media, ile dezinformacji i kłamstwa się z nich sączy, zrozumieją, że muszą się włączyć w tę walkę – nie dla idei, ale dla siebie, swoich rodzin, przyszłości Narodu.


Dziękuję za rozmowę.

Rafał Stefaniuk/Nasz Dziennik





Cały raport jest dostępny na portalu Radia Maryja:

poniedziałek, 14 kwietnia 2025

Nadzwyczajna mobilizacja (wybory i Rumunia 7.0 ?)


"Rumunia 7.0" ?

(post aktualizowany wraz z rozwojem sytuacji)


- niepokorni Rumuni ukarani zakazem startu w wyborach Calina Georgescu - wybory 4 maja 2025 r. 
15 maja 2024 r. niepokorny Premier Słowacji Robet Fico postrzelony w zamachu
- 13 lipca 2024 r. strzelano do Prezydenta USA Donalda Trumpa
- w Serbii kolejne próby kolorowej rewolucji, zablokowane min. przez rolników na traktorach
- 11 stycznia br. Były unijny komisarz z Francji Thierry Breton straszył, że w Niemczech może zostać zastosowany ten sam precedens co w Rumunii i może dojść do unieważnienia zbliżających się wyborów parlamentarnych z uwagi na „zaangażowanie Elona Muska” - 
"Zrobiliśmy to w Rumunii i oczywiście będziemy musieli to zrobić, jeśli zajdzie taka potrzeba, w Niemczech" — powiedział Thierry Breton
- 26 lutego br. bośniaccy prokuratorzy wydali nakazy aresztowania prezydenta Republiki Serbskiej Milorada Dodika oraz premiera Radovana Viškovicia i przewodniczącego Zgromadzenia Narodowego Nenada Stevandicia
- 7 marca br. - pryszczyca na Węgrzech
- 25 marca br. Słowacja ogłasza stan nadzwyczajny z powodu pryszczycy

- 25 marca br. niepokorna Jewhenia Gucul, baszkan Gagauzji, aresztowana na 20 dni - zarzuca się jej nielegalne finans. kampanii wyborczej na stanowisko szefa Gagauzji w 2023 r.,
- 31 marca br. liderka skrajnej prawicy we Francji - Marie Le Pen - oskarżona o defraudację środków publicznych - dostaje od sądu zakaz startu w wyborach w 2027 roku
- 9 kwietnia br. - sąd uchylił koncesję dla TV Republika...
- 10 kwietnia br. - niepokorne Węgry - rząd sprawdza, czy pryszczyca została wywołana sztucznie...
- 15 kwietnia br. - ataki w kilku francuskich więzieniach - w Toulon, Aix-en-Provence, Marsylii, Valence, Nîmes, Luynes, Villepinte i Nanterre - władze francuskie nie wykluczają udziału zagranicznych stron...


Wybory w Polsce 18 maja 2025 - walka trwa, w kraju nadzwyczajna mobilizacja.






Pryszczyca na Węgrzech. Rząd twierdzi, że została wywołana sztucznie

10.04.2025, 16:25 Świat




Wirus pryszczycy od dłuższego czasu dziesiątkuje węgierskie bydło i trzodę chlewną. Rząd w Budapeszcie podejrzewa, że epidemia mogła zostać wywołana sztucznie. Eksperci mają wyjaśnić pochodzenie wirusa. Pryszczyca to choroba niegroźna dla ludzi, ale bardzo zaraźliwa i groźna dla zwierząt. Szybko się rozprzestrzenia, powodując straty w rolnictwie i gospodarce.


W czasie czwartkowej konferencji prasowej szef kancelarii premiera Węgier Gergely Gulyas poinformował, że rozpoczęto dochodzenie w sprawie tego, w jaki sposób wirus wywołujący pryszczycę przedostał się na teren węgierskich hodowli.


W jego ocenie nie można wykluczyć, że patogen nie ma pochodzenia naturalnego, lecz został stworzony sztucznie. Dodał, że władze zwróciły się do ekspertów, laboratoriów oraz służb o zbadanie sprawy i dostarczenie informacji dotyczących pochodzenia wirusa.



W czasie konferencji prasowej Gulyas przyznał jednak, że na chwilę obecną władze nie mają żadnego dowodu, który mógłby potwierdzić, że rzeczywiście doszło do ataku epidemiologicznego. Czy tak właśnie było - to mają wyjaśnić śledczy i epidemiolodzy. Szef kancelarii premiera przypomniał również, że w ostatnich dniach nie odnotowano żadnych nowych przypadków zakażenia tą chorobą.


W wyniku wybuchu epidemii pryszczycy od marca konieczne było zabicie blisko 5 tys. sztuk zwierząt. Władze Węgier pozostają w stałym kontakcie z władzami Słowacji, gdzie również wykryto liczne ogniska choroby. W związku z zagrożeniem Austria zamknęła 23 przejścia graniczne z Węgrami i Słowacją, a na tych, które pozostały otwarte, prowadzone są szczegółowe kontrole oraz dezynfekcja wjeżdżających do tego kraju pojazdów.



Aktualne informacje na temat zagrożeń związanych z pryszczycą w Polsce przedstawił na początku kwietnia szef Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi Czesław Siekierski. Podkreślił on, że wprowadzone zostały rygorystyczne kontrole weterynaryjne na południowej granicy kraju. Dodał, że mimo iż pryszczycy w Polsce nie ma, to służby są w nadzwyczajny sposób zmobilizowane.


Ostatni przypadek pryszczycy w Polsce odnotowano w 1971 r.






aktualizacje posta:

15 kwienia 2025






wpolityce.pl/swiat/718262-breton-straszy-uniewaznieniem-wyborow-w-niemczech





czwartek, 3 kwietnia 2025

Partenogeneza

 

pogaduchy z trolami i nie tylko



to było 24-25 marca br. na stronie "Dziewuchy dziewuchom"

brak pierwszego prscrina na którym był tekst do jakiego odnosiłem się w postach, wygląda na to, że ktoś usunął mi go z dysku, 

tak samo nie mogę znaleźć posta na grupie czy fnpage fb, bo pewnie dostałem bana, sprawdziłem również Dziennik aktywności fb - nic nie ma ... więc wszystko usunięte...






najpierw zrobiłem prscrin posta obrazkowego i pierwotnie tylko do tego chciałem się ograniczyć - na obrazku był tekst o aborcji i min. było tam zdanie:

"Twoje ciało należy do ciebie zawsze, również gdy jesteś w ciąży"

co oczywiście jest prawdą i co oczywiście z aborcją nie ma nic wspólnego (stąd moje zdanie o zegarze),


potem jednak skomentowałem tekst jak widać na foto poniżej, no i dwa dni zasypywany byłem spamem jak widać dalej na obrazkach..

w końcu odechciało im się

brakuje również scrina, gdzie piszę, po co zaglądam na tę stronę - żeby się przekonać, że stosują tu metody werwolfowe, tj. brak logicznych odpowiedzi, brak argumentów, tylko ciągłe powtarzanie


cała ta strona polega na nieustannym lawinowym powtarzaniu określonych tez - znamy to z innych przykładów, co już wyraźnie świadczy kto i w jakim celu prowadzi tę stronę oraz całą propagandę w innych mediach


aborcjoniści usiłują zawęzić temat do fałszywej tezy: "mój brzuch moja sprawa" albo "dziecko jest jak nerka, więc mogę co chcę.." 

co oczywiście nie jest prawdą, bo nie chodzi o brzuch, tylko o dziecko w brzuchu, i -

bo dziecko nie bierze się z nikąd, tylko dziecko ma ojca - 


ale skoro aborcjoniści SUGERUJĄ inaczej, starają się zepchnąć temat ojca na dalszy plan i "zasypać" bełkotem, by nie musieć odpowiadać na argument o ojcostwie, 

to ja POMIJAM ich ataki i prowadzę rozmowę do pytania, czy w takim razie u człowieka dochodzi do partenogenezy - skoro dziecko jest jakoby jak nerka...

niech więc udowodnią, że u ludzi zachodzi dzieworództwo i dziecko samo z siebie pojawia się w organiźmie kobiety

to ma zmusić ich do potwierdzenia i ZGODZENIA SIĘ ze mną, że dziecko ma ojca

wobec czego dyskusji nie można ograniczać do kwesti: to jest decyzja kobiety, 

bo dziecko przecież nie należy wyłącznie do kobiety...


i tu ma zastosowanie inna fraza użyta przez "dziewuchy", czyli:

"To ty ponosisz konsekwencje swoich wyborów" 

- masz dziecko z KIMŚ, kto może chcieć, żebyś to dziecko urodziła - wiesz przecież, że na skutek seksu możesz zajść w ciążę, jesteś dorosła, dokonujesz wyboru, a potem ponosisz konsekwencje



Aborcja a prawa ojca. 
Tę grupę pomijamy? Jak ojciec może wpłynąć na decyzję?
dr Monika Brzozowska-Pasieka
15 września 2022, 2:32


W jednym z ciekawszych orzeczeń Sąd Apelacyjny w Warszawie stwierdził, że na gruncie art. 18 Konstytucji prawo do więzi rodzinnej, posiadania żony, matki, dziecka jest prawem osobistym każdego człowieka, a rodzina pozostaje pod konstytucyjną ochroną Państw. Należy więc zauważyć, że relacja matka - dziecko winna być połączona również z relacją dziecko - ojciec.

Dokładnie!


Co jednak zrobić z przypadkiem, gdy kobieta dokonała aborcji, nie mając ku temu żadnych prawnych podstaw, zaś ojciec na to nie wyraził zgody, a wręcz był temu przeciwny? Powstanie również inne pytanie, czy ojciec może w jakikolwiek sposób skutecznie się takim planom przeciwstawić i czy może je skutecznie „zablokować”, np. sądownie?


Wydaje się, że odpowiedzią na to może być ochrona przewidziana w ramach tzw. dóbr osobistych - prawa do nawiązania więzi z dzieckiem. 

Po pierwsze oczywistym jest, że zarówno matka, jak i ojciec dziecka w jednakowy sposób przyczyniają się do powstania płodu/nienarodzonego dziecka. Dziecko otrzymuje materiał genetyczny od obojga rodziców i zakładając, że nie doszło do czynu zabronionego, obie strony w sposób dobrowolny co najmniej godzą się (dopuszczają myśl), że w wyniku współżycia może dojść do zapłodnienia.


Po drugie: w ostatnim czasie ugruntowało się już w polskim systemie pojęcie dobra osobistego w postaci prawa do więzi rodzinnych pomiędzy najbliższymi członkami rodziny. Jest to dobro osobiste, które podlega ochronie wskazanej w artykułach 23 i 24 kodeksu cywilnego. W wyrokach sądowych pojawia się więc teza, że otwarty katalog dóbr osobistych obejmuje również dobro w postaci szczególnej więzi uczuciowej i emocjonalnej między rodzicami, dziećmi i rodzeństwem, prawo do życia w pełnej rodzinie i do kultywowania więzi rodzinnych.


Po trzecie: dobro osobiste może się wyrażać w związku rodzica z nasciturusem (dzieckiem nienarodzonym). Odnosząc się do sytuacji śmierci dziecka poczętego szczególnie mocno akcentuje to wyrok Sądu Najwyższego z dnia 9 marca 2012 r. w uzasadnieniu którego Sąd wskazał, że nie ulega wątpliwości, iż od chwili poczęcia dziecko nienarodzone może być traktowane przez rodziców za ich dziecko, które już mają, co z kolei powoduje wywiązanie się określonych więzi emocjonalnych i uczuć do nienarodzonego dziecka. Na dokonanie takiej oceny wpływa nie tylko okres życia dziecka w organizmie matki, lecz również subiektywne zapatrywanie rodziców na oczekiwanie potomka oraz sposób przygotowywania się do narodzin dziecka. Istotny jest zatem stosunek każdego z rodziców do nienarodzonego dziecka, czy było ono oczekiwane, chciane oraz jakie wiązali z nim nadzieje.

Ustalenie tych okoliczności pozwala na ocenę, jak głęboka była więź między rodzicami a dzieckiem. Podobnie przedstawił to zagadnienie Sąd Najwyższy w uzasadnieniu innego wyroku z dnia 13 maja 2015 r. stwierdzając, że już samo poczęcie dziecka (…) powoduje wytworzenie więzi emocjonalnych z dzieckiem, nasilających się w miarę jego dojrzewania. Nieuzasadnione jest twierdzenie, że więzi takie mogą się wytworzyć tylko z dzieckiem żywo urodzonym.


Po czwarte: w orzecznictwie przyznaje się często zadośćuczynienie dla rodziców - na podstawie art. 448 kodeksu cywilnego - w przypadku naruszenia lub zerwania owej więzi rodzinnej i emocjonalnej.

Po piąte: artykuł 24 kodeksu cywilnego wskazuje, że ten, czyje dobro osobiste zostaje zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania, chyba że nie jest ono bezprawne. Co to oznacza w praktyce? Jeśli matka dziecka w sposób bezprawny zamierza godzić w dobro osobiste ojca (czyli w prawo do więzi rodzinnej z nienarodzonym dzieckiem) ojciec może żądać sądowego zakazu takiego działania. Dlaczego? Dlatego, że spowodowanie śmierci nasciturusa powoduje naruszenie dóbr osobistych ojca.



Należy jednak jeszcze raz podkreślić, że mówimy tu o sytuacji, gdy działania kobiety są bezprawne. W przypadku bowiem, gdy aborcja jest dokonywana w oparciu przesłanki określonej w art. 4a ust. 1 ustawy o planowaniu rodziny (ciąża jest wynikiem gwałtu lub zagraża życiu matki), trudno jest mówić o bezprawności działania matki. Jeśli jednak matka dziecka narusza prawo, to przeprowadzenie takiego zabiegu stanowiłoby również naruszenie dóbr osobistych ojca. Gdyby więc kobieta dokonała nielegalnej aborcji, to poza sprawą karną ojciec dziecka mógłby, co do zasady - dochodzić roszczeń majątkowych w postaci np. zadośćuczynienia.

Decyzja o aborcji nie jest tylko decyzją kobiety, nie jest to kwestia czyjegoś "brzucha" czy "nerki".















i znowu ponowienie o odchodzeniu z ciała




"nigdzie się nie wybieram":






P.S. 29 maja 2025


Gazeta Wyborcza w 2019 roku - rubryka: ROZWÓJ

nie regres...

Taka jest fizjologia i takie jest życie człowieka.






ROZWÓJ

Naukowcy dowodzą, że macierzyństwo zmienia mózg kobiety

Aleksandra Strójwąs
24.05.2019




Wejście w macierzyństwo jest ważnym wydarzeniem dla mózgu. Podczas ciąży, porodu i karmienia piersią kobiety doświadczają zalewu hormonów, które pobudzają mózg do zmian. Powstaje mózg matki. Pomaga on matce zaspokajać potrzeby dziecka, wczuwać się w emocje niemowlęcia, reagować na pozytywne bodźce (takie jak gruchanie czy gaworzenie) oraz szybko identyfikować zagrożenia. Niektóre efekty tych zmian z czasem ulegają osłabieniu, ale są też takie, które utrzymują się przez wiele lat.

Mózg kobiety zmienia się po urodzeniu dziecka



Naukowcy z Uniwersytetu Autonomicznego w Barcelonie postanowili sprawdzić, jakie zmiany w mózgu powoduje macierzyństwo. W tym celu skanowali mózgi kobiet, które planowały zajście w ciążę. Kontynuowali zdjęcia wkrótce po porodzie i ponownie dwa lata później. Dla porównania skanowali też mózgi kobiet, które nigdy nie były w ciąży. Skany wykazały, że po porodzie objętość istoty szarej w mózgach matek zmieniła się diametralnie, szczególnie w regionach zaangażowanych w procesy społeczne i zdolność do rozpoznawania emocji i stanów psychicznych u innych. Stopień zmian był na tyle znaczny, że naukowcy mogli łatwo rozpoznawać na podstawie samych skanów mózgu, które kobiety są matkami, a które nie. Wynik zaskoczył wiodącą autorkę badania Elseline Hoekzemę, która na co dzień zajmuje się badaniami nad wpływem ciąży na mózg kobiet na Uniwersytecie w Lejdzie w Holandii:

 „W pewnym sensie nie jest to niespodzianką, biorąc pod uwagę bardzo ekstremalny charakter powodzi hormonalnej, której doświadczają kobiety w okresie ciąży i po porodzie, ale mimo to nie spodziewałam się tak wyraźnego zróżnicowania”.


Zmiany w mózgu dotyczą nie tylko matek

[...]. Co więcej, naukowcy podejrzewają, że podobny efekt może występować u innych osób odgrywających dużą rolę w wychowaniu dzieci. Istnieją jednak zmiany, które są charakterystyczne tylko dla matek.

Macierzyństwo jak stan zakochania


Zmiany, które zachodzą w mózgu kobiety, mają na celu przede wszystkim umożliwienie przetrwania gatunku. Matka uwrażliwia się na potrzeby dziecka, jest więc w stanie lepiej o nie zadbać. Sama okupuje to np. podwyższonym poziomem lęku lub nadmierną czujnością, które odczuwa wiele świeżo upieczonych mam. Zazwyczaj jednak te zmiany są najsilniejsze w pierwszym miesiącu po porodzie, a następnie się zmniejszają. Naukowcy odkryli również, że reakcje mózgu matki na własne dziecko mogą być bardzo intensywne i wiązać się z nadmierną emocjonalnością (oceniali to na podstawie skanów robionych podczas pokazywania matkom zdjęć ich dzieci). Tim Bartles i Semir Zeki, badacze z Kolegium Uniwersyteckiego w Londynie, porównali zmiany zachodzące w mózgu matek do reakcji charakterystycznych dla doświadczania romantycznej miłości. Ich badania wykazały, że w mózgach matek aktywują się obszary charakterystyczne dla stanu zakochania, w tym ośrodek przyjemności, i dezaktywują się regiony związane z negatywnymi emocjami i osądem społecznym.


Macierzyństwo osłabia pamięć negatywną

Wiele matek spytanych po kilku latach od urodzenia dziecka o to, jak sobie radziły w pierwszych tygodniach z wymagającą opieką nad niemowlakiem, nie potrafi podać jednoznacznej odpowiedzi. Zdaniem naukowców jest to całkiem naturalne, że zapominamy o części trudnych wspomnień związanych też np. z bólami porodowymi. Dzieje się tak za sprawą oksytocyny, hormonu obecnego u matek podczas porodu, ciąży i karmienia, który odgrywa rolę w osłabianiu negatywnych wspomnień o tym doświadczeniu.

Innymi słowy: matkom z czasem zacierają się negatywne wspomnienia o trudach ciąży i porodu oraz pierwszych wyczerpujących miesiącach opieki nad niemowlętami, a wyostrzają się wspomnienia pozytywne. 

I znów jest to jeden z mechanizmów, w które wyposaża nas natura, żeby zapewnić przetrwanie gatunku – dzięki takiej częściowej amnezji jest większa szansa na to, że kobieta ponownie zdecyduje się na zajście w ciążę.


 
DNA dziecka we krwi matki

Macierzyństwo zmienia kobiety także na innym poziomie – w trakcie ciąży we krwi kobiety obecne jest pozakomórkowe DNA płodu. I może ono stanowić nawet 20 proc. całego wolnego DNA obecnego we krwi matki. Odkrycie to miało duże znaczenie dla rozwoju badań prenatalnych – dziś można już pobrać materiał genetyczny dziecka znajdującego się w łonie matki całkowicie dla niego bezinwazyjnie – wystarczy próbka krwi matki pobierana w taki sam sposób jak przy standardowym badaniu krwi.



----


niezależna.pl:

Podstawowym zaleceniem, budzącym bardzo duże kontrowersje jest to, że do przeprowadzenia aborcji może wystarczyć tylko jedno zaświadczenie od lekarza-specjalisty, który stwierdzi, że ciąża stanowi zagrożenie dla zdrowia kobiety, także zdrowia psychicznego. Przesłanka zdrowotna ma również pozwalać na dokonanie aborcji nawet do 9. miesiąca ciąży.





Co się dzieje z kobietami, których mózg podczas ciąży został przez naturę dostosowany do faktu posiadania dziecka, a one na skutek aborcji tego dziecka nie posiadają?

Odczuwają pustkę, wymagają pomocy psychologicznej?



Gdyby ciąża miała niszczyć ludzi, to ludzkości nigdy by nie powstała...



Prawym Okiem: Notatka październik 2024

Prawym Okiem: Impas

Prawym Okiem: Listy do M.


wysokieobcasy.pl/Instytut/7,163393,24822143,z-okazji-dnia-matki-naukowcy-dowodza-ze-macierzynstwo-zmienia.html?disableRedirects=true

Publicysta: W Wielkiej Brytanii aborcja ″ze względu na zdrowie psychiczne″ to 200 tys. śmierci rocznie | Niezalezna.pl







 









to był 2012 rok

rok, w którym mieli przystąpić do zniszczenia nas, dwa lata po Smoleńsku

tak?


ta maszyna, ten młyn, cały czas pracuje, bardzo powoli, subtelnie, niemal niezauważenie, ale nieustannie pracuje - obraca się przez całą dobę siedem dni w tygodniu - już ponad 80 lat - i miażdży wasz opór - milimetr za milimetrem.... wywiera wpływ na nowe pokolenia i zmienia to, co wydawało się niezmienne



dopóki się z nimi ostatecznie nie rozprawimy, codziennie będziemy musieli z nimi walczyć



wygrajmy tę wojnę

wygrajmy wojnę z Niemcami
















p.s.


krótko po publikacji posta dostałem od fb ostrzeżenie za jakiś zabawny post o zamknięciu USAID jaki kliknąłem parę dni wcześniej...