Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą służby. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą służby. Pokaż wszystkie posty

środa, 23 lipca 2025

Agnieszka Piwar o Sakiewiczu

 

Tu chyba nie chodzi o "fałszywych przyjaciół Rosji", tylko "fałszywych przyjaciół " w ogóle....




"W trakcie ćwiczenia konferansjerki, jedna z osób decyzyjnych ełckiej imprezy powiedziała mi, że podczas otwarcia festiwalu mam uroczyście przywitać Tomasza Sakiewicza i zaprosić go na scenę. Tego samego Sakiewicza, który zniszczył arcybiskupa Stanisława Wielgusa oraz jest zagorzałym banderowcem i tym samym wrogiem Polaków. 

Sakiewicz nie kiwnął palcem przy organizacji filmowej imprezy, ale kiedy festiwal okazał się sukcesem, to postanowił go przejąć. 

A żeby przejąć coś, co współorganizowałam, to trzeba było się mnie pozbyć. Oczywistym było, że ktoś taki jak ja nigdy się nie zgodzi na to, aby zaprosić na scenę kogoś takiego jak on. 

Dlatego przyparto mnie do muru, by wymusić decyzję o odejściu z festiwalu

Co znamienne – z festiwalu, który miał wspaniały potencjał, pozostały zgliszcza."





Chodzi zapewne o "Ogólnopolski Festiwal Filmu Niezależnego OKNO", ostatni wpis na stronie fb nosi datę: grudzień 2017 roku


"Festiwal OKNO został powołany do życia w roku 2012 w ramach Kongresu Mediów Niezależnych. W 2016 r. festiwal odbył się w Warszawie, poprzednie edycje odbywały się w Ełku i Pszczynie"


"policzymy się" - to jest bardzo niebezpieczny objaw, pisałem o tym w kontekście kombinatu "Gajowy Marucha", a ostatnio coś podobnego chyba zaserwował jeden z publicystów rumuńskich, którego przedruki gościły na blogu, strona Nowy Ekran mogła być podobnym przedsięwzięciem....


Tekst pani Agnieszki pierwszy raz czytałem krótko po publikacji i wtedy opisane zachowania tłumaczyłem sobie osobistymi ambicjami tych ludzi - może jednak błędnie, bo przecież tak właśnie te rzeczy się zasłania...

 


na mnie są naciski, żebym milczał, a moją narrację zawłaszcza niezależna, jakiś czaban, bakiewicz...



przedruk




Uważajcie na fałszywych przyjaciół Rosji!


Agnieszka Piwar

2023-04-20


Inspiracją do napisania niniejszej analizy są moje osobiste doświadczenia oraz obserwacje życia publicznego w Polsce. To trudny dla mnie tekst, gdyż rozprawiam się w nim z własną przeszłością i naiwnością. Wychodzę bowiem z założenia, że skoro wytykam innym jak łatwo dają się rozgrywać i manipulować, to muszę zacząć od siebie.

Moją przygodę z dziennikarstwem rozpoczęłam kilkanaście lat temu. Pełna ideałów przyjechałam z prowincji do Warszawy, gdzie zaczęłam zdobywać pierwsze dziennikarskie szlify na praktykach i stażach w różnych redakcjach. W sposób naturalny lgnęłam do tego, co miało w nazwie przymiotnik „katolickie” i „patriotyczne”. Uważałam bowiem, że od osób publicznie deklarujących przywiązanie do katolickich i patriotycznych wartości, nie może mnie spotkać nic złego. Bardzo się pomyliłam. Minęło jednak wiele lat, zanim zdałam sobie sprawę z tego, że osoby autentycznie wierzące i kochające swoją ojczyznę nigdy nie wykorzystają instrumentalnie religii i patriotyzmu do celów bezpieczniacko-politycznych.

Zanim to odkryłam, musiałam przejść drogę pełną przykrych doświadczeń, które zafundowali mi ludzie deklarujący się jako „pobożni katolicy” i/lub „polscy patrioci”. Nie czas i miejsce, by szczegółowo to teraz opisywać (to materiał na książkę). Dziś opiszę jedynie pewną podstępną grę, w którą przed laty zostałam wciągnięta. Według mojego rozeznania była ona wzorowana na słynnej intrydze uknutej przez samego Feliksa Dzierżyńskiego.

Chodzi o operację „Trust” – największą operację w historii tajnych służb przeprowadzoną w latach 1921-1926. Modus operandi polegał na tym, aby wywabić, skompromitować, skłócić, wyłapać, przejąć i dobić wrogów komunizmu, czyli białą emigrację rosyjską, która – po przegranej wojnie domowej z czerwonymi bolszewikami – w znacznej części rozproszyła się po europejskich państwach.


W 1921 roku w Moskwie grupa carskich urzędników i oficerów założyła tajną organizację o nazwie Monarchistyczna Organizacja Centralnej Rosji (MOCR). Po jej wykryciu przez tajną policję Czeka, kierowaną przez Dzierżyńskiego, zadecydowano, aby jej nie likwidować, lecz przejąć nad nią kontrolę. Stało się to możliwe po zatrzymaniu carskiego oficera Aleksandra Jakuszewa, członka MOCR. W obawie utraty życia zgodził się on na współpracę z tajną policją. To zadecydowało, że cała organizacja MOCR została opanowana przez agentów. Wpływowych członków MOCR zastąpiono ludźmi podstawionymi przez służby. Wymyślono strukturę organizacyjną i sieć nieistniejących placówek terenowych. Tajną organizacją MOCR kierowali czekiści, którzy za pośrednictwem swoich agentów rozpuścili fałszywe informacje, że w ZSRR działa potężna organizacja opozycyjna, która dzięki pomocy z zewnątrz będzie w stanie odzyskać władzę w Rosji. Emigrację rosyjską przekonano, że władza czerwonych jest tymczasowa, a naród rosyjski jest wrogo do niej nastawiony.

Za sprawą perfidnych intryg agentom udało się skłócić i skompromitować najbardziej wpływowych działaczy rosyjskiej emigracji. A tych, którzy powrócili do ojczyzny – bo nabrali się na to, że jest tam prężnie działająca opozycja – czekał jeszcze straszniejszy los. W konsekwencji biali rosyjscy patrioci zostali zneutralizowani przez komunistów. Istny majstersztyk.


Pełna kontrola wszystkiego


Operację opartą na podobnych mechanizmach zaobserwowałam kilka lat temu w Polsce, a nawet nieświadomie wzięłam w tym udział, stąd mam informacje z pierwszej ręki. Jako początkująca dziennikarka w 2009 roku wstąpiłam do Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy. W szeregach KSD usłyszałam wiele pięknych słów o tym jak powinniśmy ratować Polskę przed postkomunistami, którzy trzymają w garści nasz kraj. Był to swoisty wabik dla takich jak ja – młodych, naiwnych, antykomunistów, gotowych do poświęceń dla ojczyzny. Kierowana poczuciem misji zaangażowałam się na całego, pracując non profit. Za poświęcenie zostałam doceniona i wybrano mnie na sekretarza Zarządu Głównego KSD oraz przewodniczącą oddziału warszawskiego stowarzyszenia.

Mając konkretną pozycję w KSD zostałam oddelegowana na spotkanie, które organizował pisowski aparatczyk Krzysztof Czabański. Był 2011 rok, władzę w Polsce miała Platforma Obywatelska, która jednocześnie kontrolowała największe media, w tym publiczne. Niezależni dziennikarze, katolicy, patrioci, konserwatyści, etc. – byli przez rządzących gnojeni i spychani na margines. Z kolei Prawo i Sprawiedliwość było w opozycji, mając do dyspozycji niszowe media, w tym raczkujący wówczas portal wPolityce.pl założony przez bliźniaków Karnowskich.

Właśnie na tym portalu – deklarującym się jako patriotyczny – Czabański szumnie zaproponował, by powołać Konferencję Mediów Niezależnych. Argumentował to następująco: «Sądząc z różnych zapowiedzi – ostatnio przewodniczącego KRRiT, Jana Dworaka – szykuje się „czyszczenie rynku medialnego”. Doświadczenie poucza, że władza przy takich okazjach próbuje nałożyć mediom kaganiec. Jako dziennikarze musimy zadbać o wolność słowa, niezależność i swobodę dla przedsięwzięć medialnych. Dlatego proponuję zwołanie Konferencji Mediów Niezależnych, na której – po pierwsze – policzymy się, po drugie – ustalimy wspólne postulaty pod adresem władz państwowych: rządu, prezydenta i parlamentu. Po trzecie – umówimy się, co do działań praktycznych.»

W ten sposób znalazłam się w kawiarni na Mokotowie, obok Czabańskiego (który w czasach PRL działał w PZPR) i jego kumpli. Jednym z nich był wykreowany w III RP na czołowego antykomunistę – publicysta Jerzy Targalski, nomen omen za komuny członek: Związku Młodzieży Socjalistycznej (ZMS), Socjalistycznego Związku Studentów Polskich (SZSP) oraz PZPR. W tamtym momencie przeszłości tych panów nie znałam.

Miałam wrażenie, że byłam tam jedyną obcą dla pozostałych osobą. Tymczasem inicjator wydarzenia szybko mnie sobie upatrzył (pewnie z racji młodego wieku i płci) i zaproponował, bym została kimś w rodzaju sekretarki przedsięwzięcia (mnie też namówiono na pisanie - to dobry sposób, by dowiedzieć się, co kto naprawdę myśli... - MS)  Intuicyjnie czułam, że nie jest to towarzystwo dla mnie, jednak przed stanowczą odmową i opuszczeniem tego grona – które de facto zachowywało się wobec mnie uprzejmie – powstrzymywała mnie obawa, że wyjdę na osobę niekulturalną. Nie chciałam też zawieść KSD, które oddelegowało mnie na to spotkanie. Tak więc na propozycję Czabańskiego, która padła dla mnie z zaskoczenia, zgodziłam się… z grzeczności.

W efekcie, pracując na zasadzie wolontariatu, stworzyłam ogromną bazę mailową i założyłam biuro prasowe Konferencji Mediów Niezależnych, z którego nawiązywałam kontakty i rozsyłałam w Polskę komunikaty zachęcające do przyłączenia. Równocześnie grzano temat medialnie na portalach typu wPolityce.pl i jemu podobnych. W ten sposób do Domu Dziennikarza w Warszawie zostały zwabione tłumy dziennikarzy, blogerów, wydawców lokalnych gazetek i niszowych portali. Przybyli w całego kraju, a łączyło ich głównie to, że rządzący z Platformy nimi pogardzali.


Tymczasem pisowcy – którzy de facto wywodzą się z tego samego obozu co politycy PO, więc wszyscy grają do jednej bramki – dostali na tacy realnych ludzi i bezcenne informacje, kto gdzie w Polsce próbuje robić coś niezależnego na odcinku medialnym. I ja się do tego przyczyniłam.


Wydarzenie okazało się wielkim sukcesem i podczas inauguracyjnego spotkania powołano Federację Mediów Niezależnych. Zbiegło się to w czasie, kiedy w pobliskich Arkadach Kubickiego odbywał się pisowski kongres Polska Wielki Projekt. Inicjatywa Czabańskiego dostała tam swój panel, któremu przysłuchiwał się sam Jarosław Kaczyński.

Chwilę wcześniej, w trakcie obrad w Domu Dziennikarza przy Foksal, wybrano prezydium FMN, którego Czabański został przewodniczącym, a ja – z racji mojej pracowitości i skuteczności – znalazłam się w jego ścisłym gronie. Zebranym towarzyszyła euforia z powodu sukcesu organizacyjnego konferencji i na tej fali zaczęto snuć plany na przyszłość oraz ustalać zadania na najbliższe miesiące. Zaproponowano mi, abym współorganizowała niezależny festiwal filmowy, co wydało mi się pożyteczne i dlatego się zgodziłam.


Wykorzystać, wycisnąć, przejąć

Dość szybko – kwestia następnych dni – opuściłam jednak prezydium Federacji Mediów Niezależnych. Powód odejścia, którego nie ukrywałam przed pozostałymi, był taki, że FMN coraz jawniej robiło umizgi w stronę PiS. Powiedziałam, że przecież z założenia miało to być coś niezależnego, a tymczasem wyszło na to, że jest to upolitycznione i dlatego nie chcę brać w tym udziału.

I znowu, nie chcąc wychodzić na osobę niekulturalną, oświadczyłam jednocześnie, że skoro zobowiązałam się wcześniej do współorganizowania festiwalu, to się z tego wywiążę. Tak więc w kolejnych miesiącach, jako przedstawicielka KSD, znowu non profit pracowałam na pełnych obrotach, by przygotować filmową imprezę (firmowaną de facto przez FMN), która odbyła się w Ełku na Mazurach.

Idea festiwalu była piękna – z założenia miał on dać szansę na wypromowanie zdolnym artystom i twórcom, którymi mainstream gardzi. Pierwsza edycja festiwalu okazała się sporym sukcesem, jak na skromne możliwości, którymi dysponowaliśmy. Grand Prix zdobył film „Pani Weronika i jej chłopcy”, w reżyserii Artura Pilarczyka. Poruszający dokument opowiada historię wyjątkowej kobiety i wielkiej patriotki. Gdy Polska była okupywana przez Sowietów i Niemców Weronika „Różyczka” Sebastianowicz była żołnierzem Armii Krajowej – oficjalnie została zaprzysiężona w wieku 13 lat. W 1951 roku została aresztowana i skazana na 25 lat pozbawienia wolności i pracę w łagrze w Workucie, wyrok skrócono do 10 lat. Próbowała powrócić do kraju, ale odmówiono jej prawa do wjazdu na teren Polski. Pani Weronika aktywnie działa w organizacjach polskich, m.in. w Stowarzyszeniu Żołnierzy AK na Białorusi, którego została prezesem.

Byłam niezwykle szczęśliwa, że współorganizując i prowadząc taki festiwal, mogłam przyczynić się do tego, że więcej osób poznało historię tej kobiety. Szybko zapadła decyzja, że w następnym roku powtarzamy imprezę. Ogłosiliśmy w mediach, żeby twórcy wysyłali swoje filmy na kolejny festiwal w Ełku. Wkrótce po tym napisał do mnie Piotr Uzarowicz, Amerykanin polskiego pochodzenia mieszkający w Los Angeles. W dorosłym życiu, po śmierci swojego ojca dowiedział się on, że jego dziadek zginął w Katyniu. Postanowił zagłębić historię, która wywarła wpływ na losy jego rodziny. W efekcie poszukiwań zrealizował film dokumentalny o odkrywaniu prawdy na temat zbrodni katyńskiej pt. „Żona oficera”. Uzarowicz wysłał mi ten film, żebym pokazała go na festiwalu w Ełku. Był to dla mnie powód do ogromnej dumy i radości.

Dzieło Uzarowicza okazało się być tak doskonałe, że w Ełku zdeklasowało konkurencję. Niestety już nie mogłam zapowiedzieć ze sceny pokazu tego wspaniałego filmu, gdyż dzień przed festiwalem zostałam z niego wyeliminowana.


W trakcie ćwiczenia konferansjerki, jedna z osób decyzyjnych ełckiej imprezy powiedziała mi, że podczas otwarcia festiwalu mam uroczyście przywitać Tomasza Sakiewicza i zaprosić go na scenę. Tego samego Sakiewicza, który zniszczył arcybiskupa Stanisława Wielgusa oraz jest zagorzałym banderowcem i tym samym wrogiem Polaków. Sakiewicz nie kiwnął palcem przy organizacji filmowej imprezy, ale kiedy festiwal okazał się sukcesem, to postanowił go przejąć. A żeby przejąć coś, co współorganizowałam, to trzeba było się mnie pozbyć. Oczywistym było, że ktoś taki jak ja nigdy się nie zgodzi na to, aby zaprosić na scenę kogoś takiego jak on. Dlatego przyparto mnie do muru, by wymusić decyzję o odejściu z festiwalu. Co znamienne – z festiwalu, który miał wspaniały potencjał, pozostały zgliszcza.


Gdybym wtedy zacisnęła zęby, dała sobie złamać kręgosłup moralny i powitała zdrajcę Sakiewicza, dziś zapewne miałabym intratną fuchę w rządzie lub państwowych mediach. Nie żałuję. Tymczasem pewien chłoptaś, który wtedy zajął moje miejsce na festiwalu i poprowadził imprezę ze sceny, obecnie piastuje funkcję w randze ministra. Z tamtych czasów zapamiętałam go jako miernotę, która nie potrafiła poprawnie się wysłowić i wślizgiwała się tam, gdzie inni mieli jakieś pomysły i coś tworzyli. Oto jakie osoby przejęły Polskę.

Wyżej opisane przeze mnie mechanizmy, to tylko fragment tego, czego doświadczyłam i co zaobserwowałam na przestrzeni kilkunastu lat mojej działalności społecznej i aktywności dziennikarskiej. Tym operacjom wzorowanym na „Trust” nie ma końca i odbywają się one na wielu odcinkach, pod różnymi płaszczykami. Ale modus operandi jest na ogół podobny. Ktoś gdzieś afiszuje się z pewnymi poglądami i/lub ogłasza jakąś z pozoru szlachetną inicjatywę, która przyciąga osoby o konkretnych przekonaniach. I te osoby często reagują jak ćmy lecące do rozżarzonej żarówki.

Dotyczy to także tych nieszczęśników, którzy zrażeni demoliberalnym Zachodem pokładają nadzieję we współczesnej Rosji, którą mylnie postrzegają jako ostoję konserwatyzmu. Oni nie rozumieją (i ja też do pewnego momentu nie byłam tego świadoma), że od czasów rewolucji bolszewickiej i uruchomienia operacji „Trust”, to wszystko jest kontynuowane na szeroką skalę i dotyka nie tylko Rosji, ale także naszego państwa, gdzie tzw. prorosyjskie środowiska również są koncesjonowane (może MP - MS)

Dać złudne poczucie wyboru

Na blogu „Dziennik gajowego Maruchy” został niedawno przedrukowany mój artykuł pt. „Tanie show Trybunału w Hadze ścigającego Putina”. Zaintrygował mnie zamieszczony pod tekstem komentarz Czytelnika podpisującego się jako Voodoosch.

Napisał on: «Nie cieszyłbym się na rosyjsko-chińskie NWO. Tak jak nie cieszyłbym się na anglosaskie NWO. Wydaje mi się, że gubimy „większy obraz”, bo jest naprawdę ogromny. Powiedziałbym że globalny. Rok temu zrodził się nowy pomysł (a raczej został wprowadzony). Tak jak w większości „rozwiniętych” krajów istnieją dwie partie polityczne, które niby się spierają i niby walczą że sobą, to wtedy kiedy idzie rozkaz z góry, są spójne. Przykład srowid. Ten niby podział na liberalny zachód i tradycyjny wschód to tylko i wyłącznie teatr wielkiego resetu/globalnego NWO/ i ogólnie wspólnie działających elit. Otwórzcie oczy i zobaczcie, że to jest wciąż ta sama gra tylko na nieco wyższych obrotach. Chiny, Rosja, Stany, UK i ich poplecznicy grają w tą samą, jedną grę, a wy myślicie, że tu się jakiś podział prawdziwy zrobił i Putin z Ksi wygra i będzie pięknie na wschodzie. Za dwa lata będą sobie łapki podawać Jankesy z Ruskimi (dokładnie - po zaprzysiężeniu Trumpa - nie tylko ja to zauważyłem? - MS) i dalej robić z nas niewolników. KAŻDY RZĄD JEST TWOIM OPRAWCĄ. Obudź się gajówkowiczu!»

Z kolei na portalu nacjonalista.pl opublikowano niedawno przedruk wywiadu z abp. Viganò pt. „Globalistyczna elita chce zniszczyć narody i Kościół”. Wstęp do tego wywiadu redakcja opatrzyła wymownym komentarzem: «Arcybiskup Carlo Maria Viganò ma rację broniąc Tradycji Katolickiej oraz występując przeciwko modernizmowi i globalizmowi. Za to zasługuje na nasz szacunek. Jednak również on, podobnie jak wielu ludzi na Zachodzie, padł ofiarą złudzeń na temat putinowskiej Federacji Rosyjskiej, dostrzegając w niej jakiś bastion oporu przeciwko Nowemu Porządkowi Świata. Przypomnijmy, że restrykcje covidowe i całe to szaleństwo obecne były również w kraju „zbawcy”. To tam wciąż stoją, a nawet powstają nowe, pomniki Lenina, Stalina czy Dzierżyńskiego, a więc katów wielu narodów (także milionów Rosjan) i satanistycznych wrogów wyznawców Chrystusa. Czy to ma być nadzieja dla niszczonych przez liberalizm Europy i Ameryki? W naszej opinii nie i będziemy o tym konsekwentnie przypominać.»

(jaka jest prawda być może przekonamy się: po wojnie - MS)

Kilka miesięcy temu napisałam artykuł pt. „100 lat temu powstał ZSRS – wróg Rosji”. W publikacji ujęłam się za pomordowanymi Rosjanami i wykazałam, że Rosja poniosła największe straty w wyniku rewolucji bolszewickiej zainicjowanej i odpalonej przez Żydów. W efekcie, w polskojęzycznym internecie spadła na mnie lawina hejtu i szyderstw w wykonaniu rzekomych przyjaciół Rosji. Do nagonki przyłączyły się też niektóre sowieckie osoby, legitymujące się rosyjskim paszportem. Jednak gniew mieszkańców byłego Związku Sowieckiego (lub jak kto woli Związku Radzieckiego) jestem w stanie zrozumieć, gdyż zostali oni wychowani w sowieckim kulcie i nie potrafią wydostać się z tej bańki.

Bardziej martwi mnie środowisko fałszywych przyjaciół Rosjan działające w Polsce. Ich złe intencje można poznać po różnych czynnikach. Niektórzy z nich czczą Lenina i oddają pokłon rewolucji bolszewickiej. De facto cieszą się więc z tego, że zniszczono carską Rosją – która była chrześcijańskim krajem z pobożnym ludem – i wymordowano miliony jej niewinnych obywateli. Inni fałszywi przyjaciele Rosjan, zbrodnie Lenina komentują w stylu: „ale po co do tego wracać, przecież Lenina już dawno nie ma”.

Fałszywi przyjaciele Rosjan doceniają Stalina i podkreślają jego siłę – no bo przecież pokonał Hitlera, zbudował potęgę Związku Radzieckiego i tym samym przeciwwagę dla Zachodu, zaś Polakom załatwił w Jałcie ziemie odzyskanie, czyli w sumie był spoko. A że przy okazji zafundował Rosjanom terror, strach i łagry, a Ukraińcom wielki głód, no to cóż, taki był wtedy klimat.

Fałszywi przyjaciele Rosjan opowiadają, jaka to putinowska Rosja jest konserwatywna, bo walczy z ideologią gender i blokuje zboczeńców LGBT. Jednak słowem się nie wspominają, że rosyjski naród od pokoleń wyniszcza plaga aborcji, skutecznie hamująca demografię w tym kraju. I to ma być konserwatyzm? Tymczasem odpowiedzialni za zabijanie rosyjskich dzieci w łonach matek, są wrogami Rosjan i należy głośno o tym mówić.

Fałszywi przyjaciele Rosjan zbywają milczeniem fakt, że władze tego kraju gnębiły swoich obywateli podobnymi restrykcjami jakie zafundowano na Zachodzie podczas fałszywej pandemii. Ci sami obłudnicy cieszą się teraz z faktu, że Rosja dogaduje się z Chinami – państwem, które w gnębieniu swoich obywateli covidowymi restrykcjami jest jeszcze okrutniejsze od wszystkich pozostałych.

Jeden z czołowych w Polsce fałszywych przyjaciół Rosjan (wykreowany w mediach na prawdziwego przyjaciela Rosjan), kreujący się także na przyjaciela Chin, w czasach apogeum pandemicznego szaleństwa odbył ze mną prywatną rozmowę, która wiele mi uświadomiła. Kiedy zeszło na temat covidowych obostrzeń wprowadzonych na całym świecie, powiedział mi ze stoickim spokojem: „To już z nami zostanie na lata i będziemy musieli do tego przywyknąć”. Nie było w nim ani krzty buntu. Natychmiast zrozumiałam, że mam do czynienia z niewolnikiem.

Komunistyczna operacja „Trust” była wymierzona przede wszystkim przeciwko Rosjanom. Dlatego mam podstawy przypuszczać, że zainstalowanie w Polsce fałszywych przyjaciół Rosjan (popierających lub umniejszających zbrodnie komunizmu), to niejako kontynuacja perfidnej intrygi Dzierżyńskiego. Tymczasem naiwni Polacy nie są tego świadomi, bo jawnych wrogów Rosjan widzą jedynie w obozie władzy i opozycji (oraz mediach im usłużnych), którzy nie kryją się ze swoją nienawiścią do Rosji.

Jak się w tym połapać i rozpoznać fałszywych przyjaciół Rosjan? Wystarczy być świadomym, że ten kto naprawdę życzy Rosjanom dobrze, pragnie aby zrozumieli oni, że Sowiecja to wróg Rosji. Ratunkiem dla Rosjan jest odzyskanie ich własnej tożsamości, która tkwi w chrześcijańskich korzeniach Świętej Rusi. Kiedy to nastąpi, także Polska będzie bezpieczniejsza.

Niedawno na Facebooku zamieściłam link do wstrząsającego rosyjskiego filmu „Czekista” (1992 r.) w reż. Aleksandra Rogożkina. Do opisu dołączyłam ostrzeżenie, by uważać na fałszywych przyjaciół Rosji. Tym wpisem wywołałam dyskusję w komentarzach.


Łukasz De napisał: «Bardzo dobry film. Odzierający prawdę z bredni. Rewolucja to zainicjowane, zaplanowane i sfinansowane i kierowane przez żydów zniszczenie Rosji rękami na początku ich, a potem innych narodowości. Powodami zniszczenia było to, że Rosja była państwem na wskroś chrześcijańskim, opartym o wiarę w Chrystusa, o cześć dla Jego Matki. Była monarchią rządzoną przez chrześcijańskiego cesarza. Była rosnącą konkurencją gospodarczą zarówno dla nowego żydowskiego golema – USA, jak i dla „firm prywatnych”. Była pełna bogactwa gromadzonego w spokoju przez kilkaset lat, które trzeba było zrabować, zwłaszcza w kilkunastu tysiącach cerkwi i klasztorach. Była też pełna ludzi poczciwych, przyzwoitych, zwyczajnie dobrych oraz dawała możliwość wzrostu świętym. Trzeba to było jednocześnie zniszczyć, zagarnąć oraz skalać. Tak jak to ma miejsce w przypadku zbrodni zgwałcenia. Wracając w tym miejscu do filmu „Czekista”, pod tym właśnie kątem patrzę na wątek głównego bohatera, który bierze czynny udział w rewolucji i tym gwałcie na Rosji i jednocześnie będąc żonaty pozostawia swoją żonę dziewicą.»

Autor powyższego wpisu należy do prawdziwych przyjaciół Rosjan. Właśnie po takich komentarzach można ich odróżnić od tych fałszywych.

Na Wschodzie byłam wiele razy i spotkałam tam szlachetnych ludzi, którzy mimo strasznych doświadczeń potrafili zachować człowieczeństwo. Uważam, że naród rosyjski jest naturalnym sojusznikiem dla Polaków, którym duchowo bliżej jest do Wschodu, niż – jak się nam wmawia – Zachodu. Niestety naród polski od setek lat daje się głupio rozgrywać przeciwko Rosjanom. To nasz wielki błąd i tragedia, że ulegamy podżegaczom.

Tak, jestem zdecydowanie zdania, że Rosja może być alternatywą dla zgniłego Zachodu. Ale Rosja prawdziwa, która wróci do swoich korzeni, a nie postowiecki twór, którego przedstawiciele bywali w Davos na tych samych zasadach co pozostali pupile globalistów.

Wybór jest. Ale nie taki jakim globalni gracze karmią naiwnych ludzi. Amerykanów wyborem między demokratami i republikanami. Polaków wyborem między PO i PiS (z przystawkami). Nas wszystkich wyborem między NWO Atlantystów z Zachodu i NWO Rosja-Chiny ze Wschodu.

W naszym przypadku – a więc słowiańskich narodów sprowadzonych przez globalistów do roli pariasów Europy – tym wyborem może być jedynie zwrócenie się do Boga oraz powrót do chrześcijaństwa.






Agnieszka Piwar

Pierwodruk: www.bibula.com







Wyborem jest jedynie: świadome, aktywne, zgodne ze sobą społeczeństwo, uodpornione na kłamstwa i fikcję jak z roku 1989....


Najlepszym antidotum na agenturę i różne 5 kolumny, jest:

- dobrze i patriotycznie wychować dzieci

bo kiedy ty będziesz już za stary, za słaby, by zareagować na atak, tylko twoje dzieci mogą ci pomóc


ale żeby to odniosło właściwy skutek, potrzeba spełnić jeszcze inne warunki:

i są to warunki konieczne

bezpieczeństwo ma swoją słodką cenę: przeciwnika trzeba przytłoczyć demograficznie, czyli trzeba się decydować na 3-4-5 dzieci - na każde młode małżeństwo

- ścisła kontrola obywateli nad mediami tj. niezgoda na emisję treści niszczących rodzinę (cenzura obyczajowa), wychowanie, kulturę polską, siejące przemoc, pornografię itd.

- pobudzenie i zbudowanie wspólnotowości, którą dzieci będą kontynuować

- pewien socjalizm gospodarczy, ponieważ wspólnotowość wymaga bezwzględnego: "nie zostawiamy nikogo bez pomocy" w tym wsparcie kobiet, rodzin


Ludzie muszą przyjąć, że posiadanie dzieci to inwestycja w ich bezpieczeństwo w przyszłości, jako zabezpieczenie przez agresywnymi imigrantami, podstępnymi 5 kolumnami, zbrodniczymi tajnymi służbami.


Dopóki moja praca nie zostanie publicznie wskazana i doceniona
nie będziecie mieli prawa myśleć, że to wszystko co się dzieje, jest prawdziwe i na zawsze.




U mnie nie działają linki na fb, a u was?








/piwar.info/uwazajcie-na-falszywych-przyjaciol-rosji/




środa, 7 maja 2025

Dyskrecja ubecka

 



5 maja wrzuciłem post "Prawo żywnościowe i jasnowidze z WHO"

z dwoma filmami, wczoraj, 6ego,  jakoś rano, wyświetliłem tę strone, która była otwarta w przeglądarce od 5ego, i widzę, że w temacie żywności wyświetla się filmik z posta

"Święto wielkanocne Siudej Baby - i pieśń"


Wchodzę do blogera, żeby to sprawdzić, czy ktoś podmienił filmy i widzę, że jest właściwy filmik.

Wracam do tamtej strony, odświeżam i pokazuje mi się właściwy filmik.



Teraz kliknąłem na fb artykuł 


na stronie RM - i widzę, że mam na ich stronie wyłączony DarkReader i pomniejszony tekst.


Tekst mówi o niszczeniu niezależnych reporterów.


– Organizacje takie, jak Reporterzy bez Granic, chwalą naszych rządzących za coś, co w mojej ocenie wymaga interwencji, wymaga protestu, bo wręcz niszczy się wolne i niezależne media. To, co robi rząd Donalda Tuska w stosunku do mediów konserwatywnych czy prawicowych, to rodzaj ich zwalczania, niszczenia i ingerowania w ich sytuację organizacyjną i finansową. (…) Takiego czegoś w wolnym demokratycznym kraju nie powinno być – oceniła rozmówczyni Radia Maryja.


Rządzący dążą też do postawienia przed Trybunałem Stanu szefa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Macieja Świrskiego, w związku z jego działaniami sprzeciwiającymi się polityce koalicji władzy w sferze mediów. W tym tygodniu planowane jest przyjęcie przez sejmową Komisję Odpowiedzialności Konstytucyjnej sprawozdania w tej sprawie.


– Pan Maciej Świrski, czyli obecny przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, pełni bardzo ważną rolę. Pamiętajmy, że Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji to organ konstytucyjny, który stoi na straży ładu medialnego w Polsce i bardzo nie podoba się obecnie rządzącym, czyli rządowi Donalda Tuska i wspierającym ten rząd posłom (…). Oni tak naprawdę od wielu miesięcy atakują pana przewodniczącego Świrskiego, ponieważ on wytyka – razem z całym zespołem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (…) – bezprawie i błędy popełniane przez rządzących – mówiła prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.


Rozumiem, że to taki rebus o niszczeniu mnie i że nie podobają się te dwa teksty co je od miesięcy piszę: o lgtb i stowarzyszeniu śląskim.


A może i wszystkie ostatnie teksty?


W zasadzie od zeszłego roku zauważam "naciski", jakby ktoś sobie o mnie nagle przypomniał,  a dotyczą one głównie dość rozbudowanych analiz tekstów Gazety o edukacji.

Teksty nadal nieskończone min. o "płatkach śniegu".








Dr J. Hajdasz: Reporterzy bez Granic chwalą naszych rządzących za coś, co w mojej ocenie wymaga interwencji, wymaga protestu – RadioMaryja.pl




poniedziałek, 5 maja 2025

Kultywowanie narodowej tożsamości



„kto nie broni narodu przed wypłukiwaniem z niego polskości, choć może to uczynić w mediach, winien jest niszczenia narodu, tak samo jak ten, kto to robi mieczem”




przedruk




Prof. J. Kawecki dla „Naszego Dziennika”: Zarzuty wobec Muzeum „Pamięć i Tożsamość” są nie tylko bezpodstawne, ale często wręcz absurdalne

4 maja 2025 20:27
Radio Maryja




Nasz Dziennik: Zespół Wspierania Radia Maryja opublikował raport w obronie Muzeum „Pamięć i Tożsamość” im. św. Jana Pawła II w Toruniu. Dlaczego było potrzebne przygotowanie takiego dokumentu?

Prof. Janusz Kawecki: To nie jest kolejny głos emocji czy publicystyczny komentarz. To solidna, naukowa analiza, licząca razem z załącznikami aż 50 stron, pełna konkretnych przykładów, odniesień do prawa – w tym do Konstytucji – i rzetelnych wniosków. Pracowaliśmy nad nią długo, bo uznaliśmy, że trzeba wreszcie nazwać rzeczy po imieniu. 

Mamy do czynienia z falą manipulacji i kłamstw, które od miesięcy wylewają się z mediów, internetu i niektórych środowisk politycznych. Zarzuty wobec Muzeum „Pamięć i Tożsamość” są nie tylko bezpodstawne, ale często wręcz absurdalne. I właśnie dlatego nie mogliśmy milczeć. Już w styczniu, lutym i marcu publikowaliśmy komunikaty, w których punktowaliśmy te przekłamania, ale nadszedł moment, kiedy uznaliśmy, że trzeba to wszystko zebrać, uporządkować, pogłębić i przedstawić w formie, która da przeciwnikom manipulacji mocny oręż. Bo atakuje się nie tylko samą instytucję, jej ideę i patrona – św. Jana Pawła II – ale też jej twórcę, o. dr. Tadeusza Rydzyka CSsR. 

A przecież, jak mówił św. Ambroży z Mediolanu, „kto nie broni bliźniego przed krzywdą, choć może to uczynić, winien jest tej krzywdy tak samo jak ten, kto ją wyrządza”. Ten raport to właśnie taka obrona – konkretna, rzeczowa, nie do zignorowania. I co ważne, nieprzypadkowo ujrzał światło dzienne właśnie teraz. Uznaliśmy, że 3 maja, w dniu urodzin Ojca Dyrektora, to doskonała okazja, by ten dokument potraktować także jako symboliczny dar od naszego Zespołu. Wyraz wdzięczności za wieloletnią, często heroiczną służbę – Bogu, Kościołowi i Polsce.


Skoro mówimy o raporcie, to co on obejmuje i na czym oparta jest jego argumentacja?

– Zaczęliśmy od rzeczy fundamentalnej – pokazania, że Muzeum „Pamięć i Tożsamość” nie tylko ma rację bytu, ale wręcz jest niezbędne w budowaniu narodowej tożsamości. Udokumentowaliśmy to w sposób rzetelny, wskazując, że brak tej instytucji byłby poważnym deficytem w przestrzeni kultury i pamięci historycznej. 

Następnie rozłożyliśmy na czynniki pierwsze zasadniczy błąd metodologiczny, który leży u podstaw stawianych zarzutów. I powiem wprost: to nie jest pomyłka z niewiedzy – to celowe działanie.

Trudno bowiem zakładać, że osoby formułujące oskarżenia nie są świadome, że ich logika się nie klei.

A już szczególnie zawodzi tu część mediów. Dziennikarze, zamiast weryfikować i tropić nieścisłości, powielają cudze opinie. Bez sprawdzenia, bez krytycznej analizy – a przecież źródła są dostępne. 

Wystarczyło sięgnąć do ustaw: o muzeach, o działalności kulturalnej, o partnerstwie publiczno-prywatnym. Tam wyraźnie są opisane zasady współpracy i obowiązki obu stron. Cała burza medialna wybuchła wokół jednego muzeum – właśnie „Pamięć i Tożsamość” – a przecież dokładnie ten sam model organizacyjny zastosowano w kilku innych instytucjach w Polsce. I co? Tam nikt nie protestował. Przeciwnie – jedno z tych muzeów, które przecierało szlak, zostało wzorem do naśladowania. Skorzystano z tych samych procedur, identycznych mechanizmów finansowania, zbliżonych rozwiązań organizacyjnych. Ale tylko tu podniesiono larum. I to nie przypadek – to zorganizowana próba zdyskredytowania inicjatywy, która z punktu widzenia polskiej tożsamości ma ogromne znaczenie.

Jak Polacy reagują na metodyczne niszczenie Muzeum „Pamięć i Tożsamość” oraz podważanie autorytetu o. dr. Tadeusza Rydzyka?


– Reakcja, o której mówimy, to zarówno emocje, jak i działanie obywatelskie. W naszym raporcie nie mogliśmy pominąć tego głosu sprzeciwu, który płynął od samych ludzi – od wiernych, od słuchaczy Radia Maryja, od tych, którzy rozumieją, czym to Muzeum jest i komu służy. W rozmowach z nami nieustannie wracał jeden wątek: musimy mówić jednym głosem. 
I to właśnie się dzieje. Protest obywatelski Polaków, który zainicjowaliśmy, to nie tylko list do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. To sygnał, że społeczeństwo nie godzi się na likwidację instytucji, która odgrywa kluczową rolę w pielęgnowaniu narodowej pamięci i tożsamości. Zebraliśmy to wszystko i zamknęliśmy w spójnym dokumencie. I kiedy już się wydawało, że nic więcej nie trzeba dodawać, że całość jest domknięta, pojawiła się nowa sprawa. Świeża, z ostatniego tygodnia – i nie mogę zdradzić jej treści, bo zależy nam, by każdy sam sięgnął po ten dokument i przeczytał, co się wydarzyło. 

Ale jedno jest pewne: ta sytuacja to kolejny dowód na to, że nasze wspólne działanie jest absolutnie niezbędne. Dlatego do raportu dołączyliśmy również wzór protestu obywatelskiego – narzędzie, z którego każdy może skorzystać. Znajdują się tam również trzy komunikaty opublikowane na łamach „Naszego Dziennika” – ze stycznia, z lutego i marca – które dokumentują, jak narastała ta kampania dezinformacji i ataku. Raport kończymy nie podsumowaniem, lecz apelem. To nie jest tekst do odłożenia na półkę, ale to jest broń – intelektualna, prawna, moralna – w walce o prawdę. 

Przekazujemy go nie tylko Ojcu Dyrektorowi, który zna tę sprawę od podszewki, ale wszystkim członkom Rodziny Radia Maryja i każdemu, komu nie jest obojętna ta inicjatywa. Ten dokument to narzędzie, które ma pomóc ludziom stawać w prawdzie i mówić: „Patrz, to są fakty. Tak wygląda rzeczywistość. Wesprzyj nas w tej walce”. Bo chodzi nie tylko o Muzeum. Chodzi o prawdę, tożsamość, wolność głosu, który dziś próbuje się uciszyć.

Od poniedziałku „Nasz Dziennik” będzie publikował w odcinkach treść raportu. Gdzie jeszcze można się z nim zapoznać?

– Raport już teraz jest dostępny na stronie internetowej Radia Maryja, więc każdy, kto chce, może go przeczytać – od ręki, bez czekania. Ale oczywiście wiem, że dla wielu ludzi papier wciąż znaczy więcej niż ekran. Dlatego planujemy również wersję drukowaną – broszurę, którą będzie można przeczytać i przekazać dalej: sąsiadowi, rodzinie, komuś w parafii. I właśnie do takiego dzielenia się gorąco zachęcam. Cieszę się, że udało się ten dokument ukończyć jeszcze przed pierwszą z tegorocznych pielgrzymek na Jasną Górę – przed 26. Pielgrzymką Młodych z Radiem Maryja. To spotkanie odbywa się pod hasłem „Jesteśmy nadzieją!” – i nie ma w tym żadnego przypadku. Jeśli młodzi dostaną ten raport do ręki, jeśli przeczytają, jak bardzo próbuje się zagłuszyć prawdę przez liberalno-lewicowe media, ile dezinformacji i kłamstwa się z nich sączy, zrozumieją, że muszą się włączyć w tę walkę – nie dla idei, ale dla siebie, swoich rodzin, przyszłości Narodu.


Dziękuję za rozmowę.

Rafał Stefaniuk/Nasz Dziennik





Cały raport jest dostępny na portalu Radia Maryja:

poniedziałek, 14 kwietnia 2025

Nadzwyczajna mobilizacja (wybory i Rumunia 7.0 ?)


"Rumunia 7.0" ?

(post aktualizowany wraz z rozwojem sytuacji)


- niepokorni Rumuni ukarani zakazem startu w wyborach Calina Georgescu - wybory 4 maja 2025 r. 
15 maja 2024 r. niepokorny Premier Słowacji Robet Fico postrzelony w zamachu
- 13 lipca 2024 r. strzelano do Prezydenta USA Donalda Trumpa
- w Serbii kolejne próby kolorowej rewolucji, zablokowane min. przez rolników na traktorach
- 11 stycznia br. Były unijny komisarz z Francji Thierry Breton straszył, że w Niemczech może zostać zastosowany ten sam precedens co w Rumunii i może dojść do unieważnienia zbliżających się wyborów parlamentarnych z uwagi na „zaangażowanie Elona Muska” - 
"Zrobiliśmy to w Rumunii i oczywiście będziemy musieli to zrobić, jeśli zajdzie taka potrzeba, w Niemczech" — powiedział Thierry Breton
- 26 lutego br. bośniaccy prokuratorzy wydali nakazy aresztowania prezydenta Republiki Serbskiej Milorada Dodika oraz premiera Radovana Viškovicia i przewodniczącego Zgromadzenia Narodowego Nenada Stevandicia
- 7 marca br. - pryszczyca na Węgrzech
- 25 marca br. Słowacja ogłasza stan nadzwyczajny z powodu pryszczycy

- 25 marca br. niepokorna Jewhenia Gucul, baszkan Gagauzji, aresztowana na 20 dni - zarzuca się jej nielegalne finans. kampanii wyborczej na stanowisko szefa Gagauzji w 2023 r.,
- 31 marca br. liderka skrajnej prawicy we Francji - Marie Le Pen - oskarżona o defraudację środków publicznych - dostaje od sądu zakaz startu w wyborach w 2027 roku
- 9 kwietnia br. - sąd uchylił koncesję dla TV Republika...
- 10 kwietnia br. - niepokorne Węgry - rząd sprawdza, czy pryszczyca została wywołana sztucznie...
- 15 kwietnia br. - ataki w kilku francuskich więzieniach - w Toulon, Aix-en-Provence, Marsylii, Valence, Nîmes, Luynes, Villepinte i Nanterre - władze francuskie nie wykluczają udziału zagranicznych stron...


Wybory w Polsce 18 maja 2025 - walka trwa, w kraju nadzwyczajna mobilizacja.






Pryszczyca na Węgrzech. Rząd twierdzi, że została wywołana sztucznie

10.04.2025, 16:25 Świat




Wirus pryszczycy od dłuższego czasu dziesiątkuje węgierskie bydło i trzodę chlewną. Rząd w Budapeszcie podejrzewa, że epidemia mogła zostać wywołana sztucznie. Eksperci mają wyjaśnić pochodzenie wirusa. Pryszczyca to choroba niegroźna dla ludzi, ale bardzo zaraźliwa i groźna dla zwierząt. Szybko się rozprzestrzenia, powodując straty w rolnictwie i gospodarce.


W czasie czwartkowej konferencji prasowej szef kancelarii premiera Węgier Gergely Gulyas poinformował, że rozpoczęto dochodzenie w sprawie tego, w jaki sposób wirus wywołujący pryszczycę przedostał się na teren węgierskich hodowli.


W jego ocenie nie można wykluczyć, że patogen nie ma pochodzenia naturalnego, lecz został stworzony sztucznie. Dodał, że władze zwróciły się do ekspertów, laboratoriów oraz służb o zbadanie sprawy i dostarczenie informacji dotyczących pochodzenia wirusa.



W czasie konferencji prasowej Gulyas przyznał jednak, że na chwilę obecną władze nie mają żadnego dowodu, który mógłby potwierdzić, że rzeczywiście doszło do ataku epidemiologicznego. Czy tak właśnie było - to mają wyjaśnić śledczy i epidemiolodzy. Szef kancelarii premiera przypomniał również, że w ostatnich dniach nie odnotowano żadnych nowych przypadków zakażenia tą chorobą.


W wyniku wybuchu epidemii pryszczycy od marca konieczne było zabicie blisko 5 tys. sztuk zwierząt. Władze Węgier pozostają w stałym kontakcie z władzami Słowacji, gdzie również wykryto liczne ogniska choroby. W związku z zagrożeniem Austria zamknęła 23 przejścia graniczne z Węgrami i Słowacją, a na tych, które pozostały otwarte, prowadzone są szczegółowe kontrole oraz dezynfekcja wjeżdżających do tego kraju pojazdów.



Aktualne informacje na temat zagrożeń związanych z pryszczycą w Polsce przedstawił na początku kwietnia szef Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi Czesław Siekierski. Podkreślił on, że wprowadzone zostały rygorystyczne kontrole weterynaryjne na południowej granicy kraju. Dodał, że mimo iż pryszczycy w Polsce nie ma, to służby są w nadzwyczajny sposób zmobilizowane.


Ostatni przypadek pryszczycy w Polsce odnotowano w 1971 r.






aktualizacje posta:

15 kwienia 2025






wpolityce.pl/swiat/718262-breton-straszy-uniewaznieniem-wyborow-w-niemczech





czwartek, 3 kwietnia 2025

Partenogeneza

 

pogaduchy z trolami i nie tylko



to było 24-25 marca br. na stronie "Dziewuchy dziewuchom"

brak pierwszego prscrina na którym był tekst do jakiego odnosiłem się w postach, wygląda na to, że ktoś usunął mi go z dysku, 

tak samo nie mogę znaleźć posta na grupie czy fnpage fb, bo pewnie dostałem bana, sprawdziłem również Dziennik aktywności fb - nic nie ma ... więc wszystko usunięte...






najpierw zrobiłem prscrin posta obrazkowego i pierwotnie tylko do tego chciałem się ograniczyć - na obrazku był tekst o aborcji i min. było tam zdanie:

"Twoje ciało należy do ciebie zawsze, również gdy jesteś w ciąży"

co oczywiście jest prawdą i co oczywiście z aborcją nie ma nic wspólnego (stąd moje zdanie o zegarze),


potem jednak skomentowałem tekst jak widać na foto poniżej, no i dwa dni zasypywany byłem spamem jak widać dalej na obrazkach..

w końcu odechciało im się

brakuje również scrina, gdzie piszę, po co zaglądam na tę stronę - żeby się przekonać, że stosują tu metody werwolfowe, tj. brak logicznych odpowiedzi, brak argumentów, tylko ciągłe powtarzanie


cała ta strona polega na nieustannym lawinowym powtarzaniu określonych tez - znamy to z innych przykładów, co już wyraźnie świadczy kto i w jakim celu prowadzi tę stronę oraz całą propagandę w innych mediach


aborcjoniści usiłują zawęzić temat do fałszywej tezy: "mój brzuch moja sprawa" albo "dziecko jest jak nerka, więc mogę co chcę.." 

co oczywiście nie jest prawdą, bo nie chodzi o brzuch, tylko o dziecko w brzuchu, i -

bo dziecko nie bierze się z nikąd, tylko dziecko ma ojca - 


ale skoro aborcjoniści SUGERUJĄ inaczej, starają się zepchnąć temat ojca na dalszy plan i "zasypać" bełkotem, by nie musieć odpowiadać na argument o ojcostwie, 

to ja POMIJAM ich ataki i prowadzę rozmowę do pytania, czy w takim razie u człowieka dochodzi do partenogenezy - skoro dziecko jest jakoby jak nerka...

niech więc udowodnią, że u ludzi zachodzi dzieworództwo i dziecko samo z siebie pojawia się w organiźmie kobiety

to ma zmusić ich do potwierdzenia i ZGODZENIA SIĘ ze mną, że dziecko ma ojca

wobec czego dyskusji nie można ograniczać do kwesti: to jest decyzja kobiety, 

bo dziecko przecież nie należy wyłącznie do kobiety...


i tu ma zastosowanie inna fraza użyta przez "dziewuchy", czyli:

"To ty ponosisz konsekwencje swoich wyborów" 

- masz dziecko z KIMŚ, kto może chcieć, żebyś to dziecko urodziła - wiesz przecież, że na skutek seksu możesz zajść w ciążę, jesteś dorosła, dokonujesz wyboru, a potem ponosisz konsekwencje



Aborcja a prawa ojca. 
Tę grupę pomijamy? Jak ojciec może wpłynąć na decyzję?
dr Monika Brzozowska-Pasieka
15 września 2022, 2:32


W jednym z ciekawszych orzeczeń Sąd Apelacyjny w Warszawie stwierdził, że na gruncie art. 18 Konstytucji prawo do więzi rodzinnej, posiadania żony, matki, dziecka jest prawem osobistym każdego człowieka, a rodzina pozostaje pod konstytucyjną ochroną Państw. Należy więc zauważyć, że relacja matka - dziecko winna być połączona również z relacją dziecko - ojciec.

Dokładnie!


Co jednak zrobić z przypadkiem, gdy kobieta dokonała aborcji, nie mając ku temu żadnych prawnych podstaw, zaś ojciec na to nie wyraził zgody, a wręcz był temu przeciwny? Powstanie również inne pytanie, czy ojciec może w jakikolwiek sposób skutecznie się takim planom przeciwstawić i czy może je skutecznie „zablokować”, np. sądownie?


Wydaje się, że odpowiedzią na to może być ochrona przewidziana w ramach tzw. dóbr osobistych - prawa do nawiązania więzi z dzieckiem. 

Po pierwsze oczywistym jest, że zarówno matka, jak i ojciec dziecka w jednakowy sposób przyczyniają się do powstania płodu/nienarodzonego dziecka. Dziecko otrzymuje materiał genetyczny od obojga rodziców i zakładając, że nie doszło do czynu zabronionego, obie strony w sposób dobrowolny co najmniej godzą się (dopuszczają myśl), że w wyniku współżycia może dojść do zapłodnienia.


Po drugie: w ostatnim czasie ugruntowało się już w polskim systemie pojęcie dobra osobistego w postaci prawa do więzi rodzinnych pomiędzy najbliższymi członkami rodziny. Jest to dobro osobiste, które podlega ochronie wskazanej w artykułach 23 i 24 kodeksu cywilnego. W wyrokach sądowych pojawia się więc teza, że otwarty katalog dóbr osobistych obejmuje również dobro w postaci szczególnej więzi uczuciowej i emocjonalnej między rodzicami, dziećmi i rodzeństwem, prawo do życia w pełnej rodzinie i do kultywowania więzi rodzinnych.


Po trzecie: dobro osobiste może się wyrażać w związku rodzica z nasciturusem (dzieckiem nienarodzonym). Odnosząc się do sytuacji śmierci dziecka poczętego szczególnie mocno akcentuje to wyrok Sądu Najwyższego z dnia 9 marca 2012 r. w uzasadnieniu którego Sąd wskazał, że nie ulega wątpliwości, iż od chwili poczęcia dziecko nienarodzone może być traktowane przez rodziców za ich dziecko, które już mają, co z kolei powoduje wywiązanie się określonych więzi emocjonalnych i uczuć do nienarodzonego dziecka. Na dokonanie takiej oceny wpływa nie tylko okres życia dziecka w organizmie matki, lecz również subiektywne zapatrywanie rodziców na oczekiwanie potomka oraz sposób przygotowywania się do narodzin dziecka. Istotny jest zatem stosunek każdego z rodziców do nienarodzonego dziecka, czy było ono oczekiwane, chciane oraz jakie wiązali z nim nadzieje.

Ustalenie tych okoliczności pozwala na ocenę, jak głęboka była więź między rodzicami a dzieckiem. Podobnie przedstawił to zagadnienie Sąd Najwyższy w uzasadnieniu innego wyroku z dnia 13 maja 2015 r. stwierdzając, że już samo poczęcie dziecka (…) powoduje wytworzenie więzi emocjonalnych z dzieckiem, nasilających się w miarę jego dojrzewania. Nieuzasadnione jest twierdzenie, że więzi takie mogą się wytworzyć tylko z dzieckiem żywo urodzonym.


Po czwarte: w orzecznictwie przyznaje się często zadośćuczynienie dla rodziców - na podstawie art. 448 kodeksu cywilnego - w przypadku naruszenia lub zerwania owej więzi rodzinnej i emocjonalnej.

Po piąte: artykuł 24 kodeksu cywilnego wskazuje, że ten, czyje dobro osobiste zostaje zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania, chyba że nie jest ono bezprawne. Co to oznacza w praktyce? Jeśli matka dziecka w sposób bezprawny zamierza godzić w dobro osobiste ojca (czyli w prawo do więzi rodzinnej z nienarodzonym dzieckiem) ojciec może żądać sądowego zakazu takiego działania. Dlaczego? Dlatego, że spowodowanie śmierci nasciturusa powoduje naruszenie dóbr osobistych ojca.



Należy jednak jeszcze raz podkreślić, że mówimy tu o sytuacji, gdy działania kobiety są bezprawne. W przypadku bowiem, gdy aborcja jest dokonywana w oparciu przesłanki określonej w art. 4a ust. 1 ustawy o planowaniu rodziny (ciąża jest wynikiem gwałtu lub zagraża życiu matki), trudno jest mówić o bezprawności działania matki. Jeśli jednak matka dziecka narusza prawo, to przeprowadzenie takiego zabiegu stanowiłoby również naruszenie dóbr osobistych ojca. Gdyby więc kobieta dokonała nielegalnej aborcji, to poza sprawą karną ojciec dziecka mógłby, co do zasady - dochodzić roszczeń majątkowych w postaci np. zadośćuczynienia.

Decyzja o aborcji nie jest tylko decyzją kobiety, nie jest to kwestia czyjegoś "brzucha" czy "nerki".















i znowu ponowienie o odchodzeniu z ciała




"nigdzie się nie wybieram":






P.S. 29 maja 2025


Gazeta Wyborcza w 2019 roku - rubryka: ROZWÓJ

nie regres...

Taka jest fizjologia i takie jest życie człowieka.






ROZWÓJ

Naukowcy dowodzą, że macierzyństwo zmienia mózg kobiety

Aleksandra Strójwąs
24.05.2019




Wejście w macierzyństwo jest ważnym wydarzeniem dla mózgu. Podczas ciąży, porodu i karmienia piersią kobiety doświadczają zalewu hormonów, które pobudzają mózg do zmian. Powstaje mózg matki. Pomaga on matce zaspokajać potrzeby dziecka, wczuwać się w emocje niemowlęcia, reagować na pozytywne bodźce (takie jak gruchanie czy gaworzenie) oraz szybko identyfikować zagrożenia. Niektóre efekty tych zmian z czasem ulegają osłabieniu, ale są też takie, które utrzymują się przez wiele lat.

Mózg kobiety zmienia się po urodzeniu dziecka



Naukowcy z Uniwersytetu Autonomicznego w Barcelonie postanowili sprawdzić, jakie zmiany w mózgu powoduje macierzyństwo. W tym celu skanowali mózgi kobiet, które planowały zajście w ciążę. Kontynuowali zdjęcia wkrótce po porodzie i ponownie dwa lata później. Dla porównania skanowali też mózgi kobiet, które nigdy nie były w ciąży. Skany wykazały, że po porodzie objętość istoty szarej w mózgach matek zmieniła się diametralnie, szczególnie w regionach zaangażowanych w procesy społeczne i zdolność do rozpoznawania emocji i stanów psychicznych u innych. Stopień zmian był na tyle znaczny, że naukowcy mogli łatwo rozpoznawać na podstawie samych skanów mózgu, które kobiety są matkami, a które nie. Wynik zaskoczył wiodącą autorkę badania Elseline Hoekzemę, która na co dzień zajmuje się badaniami nad wpływem ciąży na mózg kobiet na Uniwersytecie w Lejdzie w Holandii:

 „W pewnym sensie nie jest to niespodzianką, biorąc pod uwagę bardzo ekstremalny charakter powodzi hormonalnej, której doświadczają kobiety w okresie ciąży i po porodzie, ale mimo to nie spodziewałam się tak wyraźnego zróżnicowania”.


Zmiany w mózgu dotyczą nie tylko matek

[...]. Co więcej, naukowcy podejrzewają, że podobny efekt może występować u innych osób odgrywających dużą rolę w wychowaniu dzieci. Istnieją jednak zmiany, które są charakterystyczne tylko dla matek.

Macierzyństwo jak stan zakochania


Zmiany, które zachodzą w mózgu kobiety, mają na celu przede wszystkim umożliwienie przetrwania gatunku. Matka uwrażliwia się na potrzeby dziecka, jest więc w stanie lepiej o nie zadbać. Sama okupuje to np. podwyższonym poziomem lęku lub nadmierną czujnością, które odczuwa wiele świeżo upieczonych mam. Zazwyczaj jednak te zmiany są najsilniejsze w pierwszym miesiącu po porodzie, a następnie się zmniejszają. Naukowcy odkryli również, że reakcje mózgu matki na własne dziecko mogą być bardzo intensywne i wiązać się z nadmierną emocjonalnością (oceniali to na podstawie skanów robionych podczas pokazywania matkom zdjęć ich dzieci). Tim Bartles i Semir Zeki, badacze z Kolegium Uniwersyteckiego w Londynie, porównali zmiany zachodzące w mózgu matek do reakcji charakterystycznych dla doświadczania romantycznej miłości. Ich badania wykazały, że w mózgach matek aktywują się obszary charakterystyczne dla stanu zakochania, w tym ośrodek przyjemności, i dezaktywują się regiony związane z negatywnymi emocjami i osądem społecznym.


Macierzyństwo osłabia pamięć negatywną

Wiele matek spytanych po kilku latach od urodzenia dziecka o to, jak sobie radziły w pierwszych tygodniach z wymagającą opieką nad niemowlakiem, nie potrafi podać jednoznacznej odpowiedzi. Zdaniem naukowców jest to całkiem naturalne, że zapominamy o części trudnych wspomnień związanych też np. z bólami porodowymi. Dzieje się tak za sprawą oksytocyny, hormonu obecnego u matek podczas porodu, ciąży i karmienia, który odgrywa rolę w osłabianiu negatywnych wspomnień o tym doświadczeniu.

Innymi słowy: matkom z czasem zacierają się negatywne wspomnienia o trudach ciąży i porodu oraz pierwszych wyczerpujących miesiącach opieki nad niemowlętami, a wyostrzają się wspomnienia pozytywne. 

I znów jest to jeden z mechanizmów, w które wyposaża nas natura, żeby zapewnić przetrwanie gatunku – dzięki takiej częściowej amnezji jest większa szansa na to, że kobieta ponownie zdecyduje się na zajście w ciążę.


 
DNA dziecka we krwi matki

Macierzyństwo zmienia kobiety także na innym poziomie – w trakcie ciąży we krwi kobiety obecne jest pozakomórkowe DNA płodu. I może ono stanowić nawet 20 proc. całego wolnego DNA obecnego we krwi matki. Odkrycie to miało duże znaczenie dla rozwoju badań prenatalnych – dziś można już pobrać materiał genetyczny dziecka znajdującego się w łonie matki całkowicie dla niego bezinwazyjnie – wystarczy próbka krwi matki pobierana w taki sam sposób jak przy standardowym badaniu krwi.



----


niezależna.pl:

Podstawowym zaleceniem, budzącym bardzo duże kontrowersje jest to, że do przeprowadzenia aborcji może wystarczyć tylko jedno zaświadczenie od lekarza-specjalisty, który stwierdzi, że ciąża stanowi zagrożenie dla zdrowia kobiety, także zdrowia psychicznego. Przesłanka zdrowotna ma również pozwalać na dokonanie aborcji nawet do 9. miesiąca ciąży.





Co się dzieje z kobietami, których mózg podczas ciąży został przez naturę dostosowany do faktu posiadania dziecka, a one na skutek aborcji tego dziecka nie posiadają?

Odczuwają pustkę, wymagają pomocy psychologicznej?



Gdyby ciąża miała niszczyć ludzi, to ludzkości nigdy by nie powstała...



Prawym Okiem: Notatka październik 2024

Prawym Okiem: Impas

Prawym Okiem: Listy do M.


wysokieobcasy.pl/Instytut/7,163393,24822143,z-okazji-dnia-matki-naukowcy-dowodza-ze-macierzynstwo-zmienia.html?disableRedirects=true

Publicysta: W Wielkiej Brytanii aborcja ″ze względu na zdrowie psychiczne″ to 200 tys. śmierci rocznie | Niezalezna.pl







 









to był 2012 rok

rok, w którym mieli przystąpić do zniszczenia nas, dwa lata po Smoleńsku

tak?


ta maszyna, ten młyn, cały czas pracuje, bardzo powoli, subtelnie, niemal niezauważenie, ale nieustannie pracuje - obraca się przez całą dobę siedem dni w tygodniu - już ponad 80 lat - i miażdży wasz opór - milimetr za milimetrem.... wywiera wpływ na nowe pokolenia i zmienia to, co wydawało się niezmienne



dopóki się z nimi ostatecznie nie rozprawimy, codziennie będziemy musieli z nimi walczyć



wygrajmy tę wojnę

wygrajmy wojnę z Niemcami
















p.s.


krótko po publikacji posta dostałem od fb ostrzeżenie za jakiś zabawny post o zamknięciu USAID jaki kliknąłem parę dni wcześniej...


















środa, 26 marca 2025

Zagrożenia cyfryzacją - A nie mówiłem? (33)







przedruk


R. Brzoska: Możemy wykorzystać mObywatela do skrócenia kolejek do lekarzy specjalistów

25 marca 2025 15:07


Radio Maryja


Cyfryzacja procesu umawiania wizyt przy wykorzystaniu aplikacji mObywatel zmniejszyłaby liczbę niezrealizowanych wizyt i skróciła kolejki do lekarzy specjalistów – przekonywał podczas spotkania z dziennikarzami inicjator powołania zespołu ds. deregulacji i inicjatywy „SprawdzaMY”, Rafał Brzoska.


„Mamy pomysł, który rozwiąże problem dostępu do specjalistów wyłącznie poprzez uproszczenie procedur i ich racjonalizację” – poinformował we wtorek szef InPostu.

Można to osiągnąć – w jego ocenie – przez wprowadzenie nowych funkcjonalności w aplikacji mObywatel, zmniejszających liczbę umówionych wizyt u lekarzy specjalistów, które jednak nie doszły do skutku z powodu niepojawienia się na nich pacjentów.

Rafał Brzoska zauważył, że w ubiegłym roku nie zostało z tego powodu zrealizowanych 1,5 miliona umówionych wizyt.


„Oznacza to wzrost o 200 tys. w stosunku do 2023 roku. Czyli problem narasta. Dlaczego zatem nie pójść wzorem sprawdzonych rozwiązań typu last minute. Ktoś rezygnuje z wizyty, pierwsza osoba w kolejce wskazuje na jej miejsce. To wszystko może być w mObywatelu” – zaznaczył prezes InPostu.

Jak wskazali autorzy pomysłu z inicjatywy „SprawadzaMY”, placówki medyczne świadczące usługi refundowane przez NFZ nie są obecnie zobowiązane do działania w ramach wspólnego systemu e-rejestracji.


„Każda z placówek medycznych prowadzi własną i autonomiczną rejestrację pacjentów, czego konsekwencją jest to, że jedynym (a jednocześnie zawodnym) narzędziem do ustalenia tego, jakie są terminy oczekiwania na wizytę >>na NFZ<<, na poszczególne porady czy zabiegi medyczne, jest serwis NFZ >>Terminy leczenia<<, który podaje często nieaktualne i nieprecyzyjne dane” – zaznaczyli pomysłodawcy.

W efekcie, aby uzyskać wiarygodną informację trzeba – jak wskazali – trzeba dodzwonić się do różnych placówek i w ten sposób dowiedzieć się, w której termin wizyty będzie najbliższy.

Dodatkowym problemem są nieodwoływane przez pacjentów wizyty. Przy tym z powodu braku centralnego systemu rejestracji część pacjentów zapisuje się od razu na kilka wizyt, a później nie zgłasza rezygnacji z tych „nadmiarowych”.

Jak zauważył Brzoska, niektóre funkcjonalności są już dziś dostępne, ale prawie nikt z nich nie korzysta. Można np. sprawdzić, jak długo czeka się na wizytę na danym oddziale SOR.


„Na stronie pacjent.gov.pl w ukrytej zakładce jest taka możliwość. Można więc wybrać ten SOR, na którym się czeka najkrócej. Postulujemy, aby tę informację wyciągnąć >>na wierzch<< do mObywatela. To są proste rzeczy, na które nikt niestety nie wpadł” – zauważył.

W ocenie ekspertów zespołu brak centralnego systemu rejestracji i potwierdzania wizyt powoduje „puste przebiegi” placówek medycznych i marnotrawstwo czasu personelu.


„Nawet jeśli ktoś chciałby wykazać się obywatelską postawą i odwołać umówioną wizytę, może natrafić na poważną przeszkodę w postaci braku możliwości odwołania w inny sposób, niż osobista wizyta lub kilkudziesięciominutowe oczekiwanie telefoniczne. Mamy w rezultacie do czynienia z sytuacją, w której brak centralnej rejestracji w połączeniu z brakiem odwoływania wizyt implikuje to, że kolejki do lekarzy są coraz dłuższe” – wskazała inicjatywa „SprawdzaMY”.

Autorzy proponują wprowadzenie od stycznia 2028 roku obowiązku prowadzenia rejestracji wizyt w systemie centralnym przez wszystkie placówki mających kontrakt z NFZ na świadczenie usług podstawowej opieki zdrowotnej, ambulatoryjnej opieki specjalistycznej, leczenia szpitalnego, rehabilitacji, leczenia stomatologicznego, leczenia uzdrowiskowego oraz prowadzenia programów profilaktycznych. W systemie miałyby być dostępne informacje o wszystkich wizytach realizowanych przez placówkę oraz dostępnych w niej terminach. Od 1 stycznia 2026 r. miałby też obowiązywać mechanizm zachęt dla placówek, by wdrożyły system przed 2028 rokiem.

Z kolei narzędziem dyscyplinującym placówki medyczne, które nie wdrożyły od 2028 roku nowych funkcjonalności miałby być system „korekt finansowych” w kontrakcie z NFZ. Ich wysokość byłaby uzależniona od wyceny konkretnego świadczenia, przy czym co kwartał by wzrastała.

Wprowadzony miałby zostać automatyczny system powiadomień o nadchodzących wizytach wraz z możliwością ich odwoływania za pomocą SMS, e-maila lub asystenta głosowego.


„Wprowadzenie Pakietu Kolejkowego pozwoli lepiej wykorzystać zasoby w ochronie zdrowia, a co za tym idzie – zrealizować więcej za te same pieniądze. Ponadto przejrzysta informacja o dostępnych terminach pozwoli pacjentom dokonywać świadomego wyboru i np. skorzystać z poradni bardziej oddalonej od miejsca zamieszkania, ale oferującej np. szybszy termin realizacji” – zaznaczyli pomysłodawcy.





2023 r. - Prawo.pl:

Cyfryzacja w ochronie zdrowia jest mitem

Pacjenci lub ich bliscy, tak jak kilkadziesiąt lat temu, muszą stawiać się w szpitalach lub poradniach, aby zarejestrować skierowanie. W niektórych placówkach, w tym w renomowanych klinikach, nie działa nawet rejestracja e-mailem. Fikcją jest możliwość pobrania dokumentacji medycznej z Internetowego Konta Pacjenta na potrzeby orzeczenia o niepełnosprawności. Pacjent musi, tak jak przed laty, wydobywać ją po kolei ze wszystkich miejsc, w których się leczył.








O co tu chodzi człowieku??



Wywiad z panem Brzoską potwierdza moje wnioski, które artykułuję od kilku lat.

Na co komu cyfryzacja służby zdrowia, która nie zawiera podstawowych prostych funkcjonalności, jak "zamówienie" stałych leków przez internet??



Kto to wprowadza i po co to jest?
Do czego to służy?

 



Chcesz się dowiedzieć ile kosztowała cyfryzacja Służby  Zdrowia?

Wpisz w szukajkę:

"ile kosztowała cyfryzacja służby zdrowia" albo
"przetarg na cyfryzacja służby zdrowia"


nic się nie dowiesz.



Polecam poprzednie posty w tym temacie.


Prawym Okiem: Cyber cyber

Prawym Okiem: Cyfryzacja - wielkie zagrożenie

Prawym Okiem: Wielki Eksperyment...

Prawym Okiem: U lekarza cz.6






https://www.prawo.pl/zdrowie/cyfryzacja-w-ochronie-zdrowia-jest-mitem,523460.html

money.pl/gospodarka/cyfryzacja-w-ochronie-zdrowia-to-szansa-na-lepsze-leczenie-6711422953179872a.html




wtorek, 4 marca 2025

Kto jest kim?


No i to jest właśnie główny problem.



Tajne służby mają przewagę nad nami tym, że były i są tajne.

Mają przewagę w tym, że są zorganizowane w konkretne struktury.

Mają kontakty, podsłuchy, szpiegów, starają się być przewidujące i tak manipulują społeczeństwem, by ono pozostawało niedoinformowane i by nie utracić nad nim władzy.

Więc nie wiadomo, czy ten i ów działacz, nieważne czy starej daty czy nowej, nie działa w interesie służb złodziejskich i stricte wrogich społeczeństwu.


Piszę tu ogólnie, nie tylko w kwestii Rumunii.


Jedynym dość pewnym rozwiązaniem jest: dobrze, patriotycznie wychować dzieci i młodzież.


I czekać na efekty uważnie się WSZYSTKIEMU przyglądając...


tak jak zauważył to polski Prezydent Andrzej Duda:

















przedruk
tłumaczenie automatyczne


Poniższy artykuł nie wyraża mojej opinii o sytuacji w Rumunii - nadal tylko obserwuję. Wydaje mi się jednak, że sugerowanie wpływów Moskwy lub Chin jest opinią przesadzoną.

Zwracam uwagę na ilość wykrzykników, znamionujących emocje - tekst należy traktować z ostrożnością.






Bo nie wiemy - KTO JEST KIM?









Marius Oprea, historyk: "Stara Securitate postanowiła sama przejąć władzę, bezpośrednio. Bo Georgescu to ich człowiek! Do struktur wojskowych w rezerwie i na emeryturze, z których większość dojrzała w latach narodowego komunizmu, dołączył Calin Georgescu. Możemy mówić o armii Georgescu"



"Nie dysponujemy jeszcze wystarczającymi danymi, które wskazywałyby na to, że ten dżentelmen wchodził w skład struktur dawnego Securitate"




Matei Udrea 




Byli członkowie Securitate zgrupowani w stowarzyszeniach rezerwistów byłych pracowników służb wywiadowczych, wraz z rezerwistami z szeregów kadr MApN, zorganizowali się w niemal paramilitarne struktury propagandowe, które wspierają Calina Georgescu – mówi historyk Marius Oprea w wywiadzie dla aktual24.ro. Jesteśmy praktycznie świadkami ostatniej próby byłego Securyta, aby ponownie przejąć przywództwo w państwie rumuńskim, które kontrolowała nawet po 1989 roku, z ukrycia, a Calin Georgescu jest propagatorem tej okultystycznej siły i jej szpicą.

Podkreślając, że nie ma jeszcze żadnych namacalnych dowodów, Marius Oprea (61 lat) mówi, że "jego język, w tym mowa ciała, jeśli można tak powiedzieć, jest językiem oficera z byłego Securitate. To tak, jakbym zobaczył mojego byłego śledczego w osobie Calina Georgescu!".

Fuzja ze starym Securitate była w każdym razie naturalna, ponieważ kandydat ten promuje wartości narodowego komunizmu, nawet jeśli unika otwartego przyznania się do tego.

W łonie służb specjalnych toczy się obecnie walka między obozem reakcyjnym, wychowanym przez dawne Securitate w mentalności komunistycznej sprzed 1989 roku, a innym obozem o nowoczesnych, euroatlantyckich poglądach. Ten drugi obóz wydaje się jednak być w mniejszości, jak zaznacza Marius Oprea.

Historyk specjalizuje się w badaniach nad dawnym Securitate, które doskonale zna.

Napisał nawet pracę doktorską na temat "Rola i ewolucja Securitate (1948-1964)". Ale napisał też "Banalność zła. A History of the Securitate in Documents, 1949-1989" i koordynowała prace tomu "Sekuryści partii. Służba kadrowa PCR jako policja polityczna".

"Pedałowali na neolegionaryzmie w fałszywy sposób. Był to fałszywy cel rzucony na rynek dezinformacji przez same służby, w celu odwrócenia uwagi od realnego zagrożenia, jakie stanowią żołnierze wychowani w duchu narodowo-komunistycznym, którzy, choć są w rezerwie i na emeryturze, próbują teraz przejąć władzę. W awangardzie tej armii znajdują się struktury dawnej Securitate"









Matei Udrea: Panie Marius Oprea, dziękuję za uprzejmość, dzięki której udzielił mi Pan tego wywiadu. Uderzył mnie tekst opublikowany przez Pana/Panią 11 lutego na swoim osobistym koncie na Facebooku, w którym stwierdza Pan/Pani, że ten niezależny kandydat, Calin Georgescu, już wygrał, a wojsko poddało się Putinowi. Co miałeś na myśli?

Mariusz Oprea: Do tego, że ten kandydat jest wyraźnie promoskiewski, promując nasze wyjście ze struktur NATO i UE. Co więcej, oprócz jeszcze nie sprawdzonego jeszcze wystarczająco sprawdzonego wsparcia zewnętrznego, korzysta on przede wszystkim ze wsparcia wewnętrznego. Mam tu na myśli struktury wojska rezerwy i wojska w stanie spoczynku, zwłaszcza tych ze służb specjalnych, przede wszystkim tych z rumuńskiej służby wywiadowczej oraz struktur wojskowych z MApN w rezerwie. Wszyscy ci rezerwiści, z nielicznymi wyjątkami, dołączyli do Calina Georgescu, ponieważ jego propaganda budzi się wśród tych żołnierzy, z których większość dojrzewała w latach narodowego komunizmu, silna nostalgia za czasami minionymi. Czerpiąc z tych nostalgii, Georgescu dość łatwo ich przyciągnął, co świadczy o braku odpowiedniej edukacji na temat europejskich i euroatlantyckich wartości wśród wojskowych. Nie dziwię się nawet, jeśli mówię o rumuńskich służbach wywiadowczych. Na przykład w Akademii Wywiadowczej, dawnym Instytucie Wywiadu w latach 90., uczę obecnych oficerów ze struktur wywiadowczych w Rumunii byłych oficerów Securitate ze starymi stanami komunistycznej policji politycznej. Zarówno charakter, jak i treść, by tak rzec, w cudzysłowie, tych kursów były bardzo bliskie wartościom narodowo-komunistycznym. Pomijając marksistowską, komunistyczną stronę ideologiczną, nacjonalizm, powiedziałbym, że rozpętany, pozostał kultywowany, z akcentami protochronicznymi. Podobnie w strukturach Ministerstwa Obrony Narodowej. 

Albo, że tak powiem, wyprodukowało to na taśmie zwolenników nacjonalizmu w rumuńskich strukturach siłowych, zwolenników, którzy, raz umieszczeni w rezerwie i uwolnieni od przymusu nieuprawiania polityki, dołączyli do Calina Georgescu. To zapewnia temu kandydatowi niemal zmilitaryzowaną strukturę propagandową na terytorium. A efekty widać gołym okiem. Są znacznie silniejsi niż PSD, która ma podobną, powiedziałbym, że niemal zmilitaryzowaną strukturę organizacyjną na tym terytorium, jeśli chodzi o kampanie wyborcze. Ale Georgescu znacznie przewyższył tę partię pod względem niemal wojskowej organizacji kampanii wyborczej.



Matei Udrea: Panie Oprea, kiedy pana słuchałem, przyszło mi do głowy pytanie. Czy Calin Georgescu jest wytworem tych struktur rezerwistów, czy też sojusz rezerwistów z Calin Georgescu jest produktem jego kampanii? Innymi słowy, czy to on stworzył tę grupę wsparcia, czy to grupa rezerwistów stworzyła jego?

Mariusz Oprea: Prawda leży gdzieś pośrodku. Nie dysponujemy jeszcze wystarczającymi danymi, które wskazywałyby na to, że ten dżentelmen wchodził w skład struktur dawnego Securitate. Powiedziałbym jednak, że jego język, w tym mowa ciała, jest językiem oficera z dawnej Securitate. Wydaje mi się, że widzę mojego byłego śledczego w osobie Calina Georgescu! To jest wrażenie! To wrażenie, ale jeśli przyjrzymy się bardzo uważnie jego przemówieniu, to praktycznie promuje on wartości narodowego komunizmu, odsuwając na bok i nie pedałując na ideologii komunistycznej. Ale tutaj znajdujemy wszystkie inne elementy: nacjonalistyczny protochronizm, populistyczny język. Otóż Złoty Wiek zastąpił tym samym hasłem o komunistycznym rodowodzie, powiedziałbym, w którym stwierdził, że "oddajmy władzę ludowi", dość niejasnymi elementami, które przypominają również fragmenty programu PCR dla wykucia wielostronnie rozwiniętego społeczeństwa socjalistycznego.

"Jesteśmy również świadkami wojny międzypokoleniowej, między starymi oficerami Securitate, którzy przeszli do rezerwy, którzy obecnie są na emeryturze, którzy przez długi czas rządzili rumuńskim życiem politycznym z ukrycia, a nieco nowszymi oficerami Securitate, czyli ludźmi w służbach, którzy są wykształceni w duchu bliższym wartościom europejskim i euroatlantyckim. Ci drudzy wydają się jednak być w mniejszości"



Matei Udrea: Powiedziałbym, że nawet do Lenina. Są pewne elementy, w tym ten slogan z jedzeniem, wodą, energią.

Mariusz Oprea: Tak, tak, tak, oczywiście! Jest wiele elementów wykorzystanych przez Calina Georgescu i zaczerpniętych ze starej ideologii komunistycznej. Oczywiście, nie nazwany tak w programie, powiedzmy, komunistyczny. Miało to jednak wpływ na rozbudzenie nostalgii. Ktokolwiek zapyta w Rumunii, powie, że wcześniej było lepiej. Powiedziałbym, że to ogólny ludzki odruch, bo oczywiście wcześniej było lepiej, że przede wszystkim byliśmy młodsi. Ale jeśli mamy uczciwie przeanalizować, jak żyliśmy w czasach przed 1989 rokiem i jak żyjemy teraz, niezależnie od podwyżek cen, których ostatnio bezradnie jesteśmy świadkami, nie możemy mieć terminu porównania! Przede wszystkim mamy istotny komponent, mamy wolność! Wolność, która, jak widać, jest nawet zagrożona przez tego kandydata, którego nie waham się uważać za, jeśli nie samego siebie, to członka Securitate, w każdym razie bardzo zbliżonego mentalnie do dawnego Securitate. 

Moim zdaniem jesteśmy również świadkami wojny międzypokoleniowej, między starymi oficerami Securitate, którzy przeszli do rezerwy, którzy obecnie są na emeryturze, którzy przez długi czas dowodzili, kierowali rumuńskim życiem politycznym z cienia, a nieco nowszymi oficerami Securitate, czyli ludźmi w służbach, którzy są wykształceni w duchu bliższym wartościom europejskim i euroatlantyckim. Ci ostatni wydają się jednak być w mniejszości, jeśli mam sądzić po braku reakcji rumuńskich organów ścigania na kampanię niejakiego Calina Georgescu. 

Mniejszość i, niestety, nieco niefunkcjonalna, jeśli weźmiemy pod uwagę również fakt, że jednym z niewypowiedzianych kryteriów, które sprawdziło się przy doborze personelu do służb wywiadowczych w Rumunii, było członkostwo w wielkiej rodzinie Securitate. Ogólnie rzecz biorąc, trudno było zawiesić się w aktach, niezależnie od tego, czy było się synem, czy wnukiem byłego oficera wywiadu w związku z przyjęciem do tych struktur wywiadowczych Rumunii. To jest to, co mówię Wam na pewno, bo przykładów mam mnóstwo! Z tego powodu znajdujemy wszelkiego rodzaju krewnych, że tak powiem, między byłymi oficerami służb bezpieczeństwa a oficerami służb wywiadowczych w Rumunii. Albo wnuki i dzieci nie mogą potępiać swoich rodziców za ich polityczne wybory! A ci rodzice, którzy są obecnie w rezerwie, w strukturach wojskowych w rezerwie w służbach, są niezwykle aktywni pro-Georgescu! 

Na tym polega brak działań struktur siłowych przeciwko tej cichej armii Georgescu. Jest to mentalność, która z jednej strony została utrwalona, a z drugiej strony jest to zasadniczy fakt: stara Securitate postanowiła sama przejąć władzę, bezpośrednio! O to w tym wszystkim chodzi! Bo Georgescu to ich człowiek! I co sobie mówili? "Patrz, człowieku, tracimy lejce, tracimy wpływ, jaki mieliśmy na partie polityczne, poprzez które rządziliśmy z cienia losami Rumunii. Jesteśmy prowadzeni bezpośrednio, przez naszego człowieka!" Myślę, że o to w tym wszystkim chodzi! A spadkobiercy Securitate zabrali się teraz do pracy, że tak powiem, do bezpośredniego narzucenia swojej władzy politycznej w Rumunii.


Matei Udrea: Znakomicie przewidziałeś następujące dwa pytania, które miałem: dlaczego państwo nie reaguje na oczywiste operacje manipulowania opinią publiczną i jak ustawiają się ci, którzy są w czynnej służbie tajnych służb, po tym, jak opowiedziałeś mi o rezerwistach. Więc wszystko, co muszę zrobić, to...

Mariusz Oprea: Widzi pan, chciałbym wam powiedzieć jedną rzecz. Tak długo, jak stowarzyszenia rezerwistów i emerytowanych pracowników są pod patronatem służb, a w tych stowarzyszeniach zdarzają się takie rzeczy jak ten zapomniany gest, aby wznieść trojkę na cześć bohaterów oddziału Pitesti tego Stowarzyszenia Rezerwistów i Emerytowanych Kadr z SRI... Byłemu pułkownikowi SRI Dumitru Sovie nic się nie stało, troita jest na nogach i jest miejsce, jeśli można tak powiedzieć, dla gruzinów ze struktur emerytów ze struktur siłowych. Chciałabym powiedzieć państwu jeszcze jedną rzecz, która powinna dać nam do myślenia. 

Po krótkim sprawdzeniu stwierdziliśmy, że z jednej strony większość struktur wojskowych w rezerwie i na emeryturze jest kierowana przez ludzi, którzy wywodzą się z dawnego Securitate. Z nielicznymi wyjątkami! Co więcej, w przypadku rumuńskich służb wywiadowczych stwierdziliśmy, że około połowa szefów tych oddziałów została udowodniona przez CNSAS jako autorzy aktów policji politycznej w czasie, gdy działały one w Securitate! 

Albo tu pojawia się duży problem dotyczący legalności funkcjonowania rumuńskiej służby wywiadowczej przez tak długi czas. Ponieważ w ustawie o organizacji i funkcjonowaniu SRI jest wyraźnie powiedziane, że osoby, które były policjantami politycznymi, nie mogą należeć do SRI! W jaki sposób zostały sprawdzone? Kto je sprawdzał? Kto jest odpowiedzialny za to, że tak wielu oficerów rumuńskich struktur wywiadowczych było w rzeczywistości oficerami Sadea Securitate?

Zabezpiecz oficerów, którzy teraz nie wahają się dołączyć do swojego kandydata Calina Georgescu! I nie tylko oni! Pomyśl o strukturach informacyjnych, którymi kierowali i koordynowali przez tak długi czas! Jeśli pomnożymy, powiedzmy, 10 000 żołnierzy i oficerów wywiadu przez tych, którymi dowodzili w czasie, możemy mówić o armii Georgescu!

"Nie ma wątpliwości, że Moskwa próbowała tankować różnymi kanałami i wspierać to, co się dzieje. Ale jest tu jeszcze jeden operator, o którym widzę, że nikt o nim nie pomyślał. To, co wydarzyło się w ostatnim tygodniu przed wyborami, wykracza nawet poza możliwości operacyjne służb Moskwy. Myślę, że w ostatniej chwili Georgescu otrzymał niespodziewany wiatr w rufę od Chin"


Matei Udrea: To bardzo wymowny fresk, który robisz na temat tego, co dzieje się w Rumunii. Z moich obserwacji wynika, że tak jak Pan to opisało, jest to organizacja bardzo bliska lub bardzo podobna do tej, którą mamy w Rosji.

Mariusz Oprea: Powiedziałbym, że jest to organizacja niemal paramilitarna, do której dochodzą oczywiście te elementy malowniczości dotyczące armii Potry i tak dalej. Pedałowali na neolegionaryzm w fałszywy sposób. Moim zdaniem był to fałszywy cel, rzucony na rynek dezinformacji przez same serwisy. Bo w Rumunii nie ma realnej siły tych grup neolegionowych. Są raczej nostalgiczni, ilu ich jeszcze żyje, albo są potomkami nostalgików, byłych wówczas legionistów. To prawda, że istnieje kult Zelea Codreanu, są ludzie, którzy starają się go cenić, ale tylko z historycznego punktu widzenia. Jeśli mówimy o akcji politycznej, to cóż, ona tak naprawdę nie istnieje! Moim zdaniem jest to fałszywy cel, mający na celu odwrócenie uwagi od realnego zagrożenia, jakie stanowią żołnierze wychowani w duchu narodowo-komunistycznym, którzy, choć w rezerwie i na emeryturze, teraz próbują przejąć władzę, a w awangardzie tej armii znajdują się struktury dawnego Securitate. Ale tym razem uścisnęli sobie dłonie również z samymi wojskowymi! Dawna wrogość między Dinamo a Steauą już nie istnieje. Wszyscy są w armii Georgescu!

Matei Udrea: Z tego, co mówisz, rozumiem, że operacja, która miała miejsce w listopadzie, niekoniecznie była operacją obcego państwa, a mianowicie Rosji, ale operacją przeprowadzoną przez te struktury.

Mariusz Oprea: Wiązało się to oczywiście także ze wsparciem zagranicznym, bo to, co dzieje się w Rumunii, jest na rękę Moskwie. Nie ulega wątpliwości, że Moskwa stara się różnymi kanałami podsycać to, co się dzieje. Ale jest tu jeszcze jeden operator, o którym widzę, że nikt o nim nie pomyślał. Myślę, że to, co wydarzyło się w ostatnim tygodniu przed wyborami, wykracza nawet poza możliwości operacyjne moskiewskich służb. Myślę, że w ostatniej chwili do Georgescu trafił niespodziewany wiatr w rufę od Chin. Ponieważ wszystkie te armie trolli, które były uśpione przez 4-5 lat w różnych sieciach i gniazdach trolli, nagle reaktywowane, mogą należeć tylko do administratora sieci, którym w rzeczywistości są komunistyczne Chiny! 

Myślę, że taki kandydat na prezydenta Rumunii spodobałby się nie tylko Moskwie, ale także Chinom. Albo ten operator cienia, który dał, że tak powiem, ostatni impuls w kierunku wyprzedzenia Calina Georgescu, mogą być Chinami.

"Nie jestem szczególnie zaniepokojony ewentualnością dojścia do władzy Calina Georgescu. Kiedy Rumuni zobaczą, że nie poprawiają sytuacji tylko poprzez chodzenie nogami w trawie, oddychanie świeżym powietrzem i picie źródlanej wody, wtedy kariera polityczna Georgescu również się skończy! Nie sądzę, aby Georgescu był w stanie dokończyć pełną kadencję jako prezydent".


Matei Udrea: Mówił pan o niemal paramilitarnym wsparciu, jakie Calin Georgescu otrzymuje od stowarzyszeń rezerwistów ze starej Securitate i od służb. Stąd jego bezczelność w gróźb w programach, do których jest zapraszany, i wsparcie, jakie otrzymuje od niektórych stacji telewizyjnych?

Mariusz Oprea: Tak, tak! Mówimy tu również o fanatycznym entuzjazmie, który co jakiś czas wybucha wśród Rumunów, jeśli przypomnimy sobie armię gospodyń domowych, które biły im brawo jak górnicy w dniach 13-15 czerwca 1990 r. i tak dalej. W najnowszej historii Rumunii jest wiele takich epizodów, w których widzimy, że entuzjazm łatwo może przerodzić się w fanatyzm. Jednak gdy tylko ów fanatyzm podnosi człowieka, jak szybko może go zniszczyć, może obrócić się przeciwko niemu. Nie martwię się zbytnio o ewentualność dojścia do władzy Calina Georgescu! Ponieważ, będąc praktycznie pozbawionym rozwiązań, które doprowadziłyby do spełnienia przynajmniej jednej dziesiątej jego obietnic, jego kult szybko zostanie wysadzony w powietrze właśnie przez wielkość złożonych obietnic! Kiedy Rumuni zobaczą, że nie poprawiają sytuacji tylko poprzez chodzenie nogami w trawie, oddychanie świeżym powietrzem i picie źródlanej wody, wtedy kariera polityczna Georgescu również się skończy!

Matei Udrea: Czy nie może być za późno?

Mariusz Oprea: Nie wydaje mi się. Nie sądzę, aby Georgescu był w stanie dokończyć pełną kadencję jako prezydent.

Matei Udrea: Ale widzisz, że jest w stanie wygrać.

Mariusz Oprea: Tak, zdolny do wygranej, tak! Ale pomyślcie, że on nie ma większości w parlamencie, pomyślcie, że nie ma żadnych narzędzi, aby spełnić główną obietnicę, którą złożył, a która brzmi tak: "Oddajmy władzę ludziom!".

Matei Udrea: Cóż, obiecał wiele... Że rozwiąże partie, że od pierwszego dnia zlikwiduje tych, którzy są z Sorosem, że znacjonalizuje fabryki, że wyrzuci korporacje z kraju, że zamknie hipermarkety, że prowadzi przemysł konopny i że eksportuje wodę. Obiecał wiele.

Mariusz Oprea: Nie ma mowy! Nie może tego zrobić, bo nie ma rządu! Tylko wtedy, gdy wymusi przedterminowe wybory, co znowu jest bardzo trudne, ale nawet w tych przedterminowych wyborach nie ma pewności, że będzie w stanie kontrolować rząd. A rząd, który zdecyduje się na takie środki, uważa, że szybko doprowadzi to do deprecjacji rumuńskiej gospodarki. Według moich szacunków, tylko prosty wybór Calina Georgescu na prezydenta Rumunii doprowadzi w ciągu kilku miesięcy do niemal podwojenia stosunku lego do euro i dolara. Albo w sposób wyraźny i bezpośredni doprowadzi to do wpływu na gospodarkę Rumunii i na standard życia. Tylko jego wybór na prezydenta! Strukturalnie gospodarka nie będzie w stanie zmienić się z dnia na dzień. A tym bardziej obietnica oddania władzy ludziom.

"Myślę, że trumpizm, tak oklaskiwany przez kręgi konserwatywne, dość szybko się wygasł i nadal słabnie, przynajmniej w Europie. Coraz więcej konserwatywnych środowisk stara się zdystansować od tego Trumpa, którego odkrywają z lekkim zdumieniem. Teraz Europa przygotowuje swoją broń do kontrataku w obliczu tej ofensywy trumpizmu w Europie, trumpizmu, który dla nas wygląda bardzo podobnie do putinizmu!


Matei Udrea: Mam jeszcze dwa pytania. Pierwszym z nich jest to, jak widzi Pan/Pani w tym kontekście, który mi pan opisała, pozorną ingerencję administracji Trumpa w wybory w Rumunii, pojawienie się wpływowych osób blisko kręgu władzy Trumpa, oświadczenia Elona Muska i tak dalej. Wiemy, że nie jest to zwyczaj dyplomatyczny na całym świecie. Nawet jeśli są niezadowolenia, są kanały dyplomatyczne, jest to transmitowane na różne sposoby, różne postacie wydają się nie krzyczeć, pisać na portalach społecznościowych...

Mariusz Oprea: Myślę, że trumpizm, tak oklaskiwany przez kręgi konserwatywne, dość szybko osłabł i nadal słabnie, przynajmniej w Europie. Coraz więcej konserwatywnych środowisk stara się zdystansować od tego Trumpa, którego odkrywają z lekkim zdumieniem. Nie zapominajmy, że te prądy – woke, poprawność polityczna i inne – przyszły do nas ze Stanów Zjednoczonych do Europy! Teraz widzimy, jak Trump obwinia za to Europę. Soros nie mieszka w Europie! Posunięcie Trumpa w sprawie Europy jest nieuzasadnione. Kultywowanie stylu podobnego do jego i kultywowanie autorytarnych przywódców w krajach europejskich nie sądzę, by w ogóle odniosło sukces. Bo takich przywódców, może z wyjątkiem Viktora Orbána – który potrafił prowadzić politykę, moim zdaniem, niezwykle korzystną dla Węgier w stosunku do Brukseli i w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi – nie ma. Nie ma klonów Victora Orbána, których Trump mógłby wesprzeć w dojściu do władzy w krajach europejskich. Lider niemieckiej AfD czy rumuński Calin Georgescu dalecy są od postaci Orbána. A wszystkie próby administracji Trumpa, by odegrać jakąś rolę na europejskiej scenie politycznej, zostały, że tak powiem, wysadzone w powietrze przez przemówienie wiceprezydenta Vance'a w Monachium, które było swego rodzaju odsłonięciem planów. Albo teraz Europa przygotowuje swoją broń do kontrataku w obliczu tej ofensywy trumpizmu w Europie, trumpizmu, który dla nas jest bardzo podobny do putinizmu!

Matei Udrea: Panie Oprea, ostatnie pytanie. Widziałem, że w swoich postach jest Pan krytyczny wobec Unii Europejskiej. Jak myślisz, jakie są szanse na to, że w przyszłości, powiedzmy w połowie lub za dekadę lub dwie, zostanie zrealizowana formuła Stanów Zjednoczonych Europy? By obecna Unia Europejska ewoluowała w kierunku struktury federalnej, takiej jak Stany Zjednoczone Ameryki.

Mariusz Oprea: Oznaczałoby to jeszcze większą rezygnację z suwerenności, co nie sądzę, aby było możliwe w bliższej lub średniej przyszłości. Ale co się dzieje i co się stanie, ponieważ, jak mówiłem, zawsze widzę pełną stronę szkła, Unia Europejska przestanie być czymś w rodzaju nowego ZSRR, jak to określił mój nieżyjący już przyjaciel Władimir Bukowski. Mam na myśli całą tę lawinę nadnorm pochodzących z Brukseli i głupoty jak mąka z karaluchami czy ogłuszenie świni i tak dalej. Wszelkiego rodzaju tego rodzaju aberracje, które nie uwzględniają specyfiki każdego kraju, gdy myśli o nich armada bardzo dobrze opłacanych i niezwykle licznych biurokratów w Brukseli, myślę, że takie dyrektywy wkrótce przejdą do historii. Ponieważ, jeśli się nie zreformują, Unia Europejska i biurokraci w Brukseli – mogą być na różne sposoby, ale nie są głupi – zdają sobie sprawę z tego, że pod tym rosnącym wpływem suwerenności w Europie nastąpi cała seria wyjść z Unii Europejskiej. Albo nie mogę ryzykować czegoś takiego! 

To, co widzę, to złagodzenie, że tak powiem, norm europejskich, a w szczególności traktowania mniej potężnych gospodarczo krajów w Europie. W tym, co dzieje się obecnie na szczeblu europejskim, widzę większą szansę dla Rumunii. Wiele lat temu, powiedzmy rok przed pandemią, nawet w trakcie pandemii, czy można sobie wyobrazić rumuńskiego premiera, który spokojnie udaje się do Brukseli, aby negocjować PNRR i kamienie milowe w PNRR, którym zawsze jesteśmy dłużni i nie możemy ich spełnić i otrzymać prawie wszystkiego, o co prosił?

"Myślę, że potrzebujemy takiej lekcji jak Calin Georgescu, aby ostatnia pozostałość komunizmu wyszła z naszych kości. Gdybyśmy nie mieli lustracji, mamy Georgescu! A po Georgescu wszystko będzie toczyło się normalnie, moim zdaniem. A więc całe zło na dobre!"


Matei Udrea: Tak, z tego punktu widzenia jest to zmiana nastawienia.

Mariusz Oprea: Jest to większe rozluźnienie, wyrzeczenie się całego szeregu obyczajów i nonsensów, które zostały ujęte w samych obowiązujących przepisach Brukseli. Od zajmowania się formułami, które nie zawierają już mamy i taty i tak dalej. Wszelkiego rodzaju rzeczy związane z progresywizmem, powiedzmy, niemal okrutnym, importowane przez Brukselę z wielkich ośrodków wywiadowczych w Stanach Zjednoczonych, z wielkich amerykańskich uniwersytetów. Gdzie i tam ta epoka się skończyła, gdy progresywizm ustąpił miejsca antysemityzmowi.

Matei Udrea: Tak, pamiętamy. Po 7 października 2023 r.

Mariusz Oprea: Z okazji wybuchu konfliktu w Strefie Gazy. A więc to już koniec! Ponieważ żydowscy finansiści tych postępowych prądów zrobili krok wstecz.

Matei Udrea: Byli trochę przestraszeni, zgadza się.

Mariusz Oprea: W takim kontekście, z Georgescu czy bez niego, Rumunia nie ucierpi zbytnio, moim zdaniem. Myślę, że taka lekcja w stylu Calina Georgescu też jest nam potrzebna, żeby z naszych kości wyszła ostatnia pozostałość komunizmu. Gdybyśmy nie mieli lustracji, mamy Georgescu! A po Georgescu wszystko będzie toczyło się normalnie, moim zdaniem. A więc całe zło na dobre!

Matei Udrea: Dziękuję za ten zastrzyk optymizmu na samym końcu dyskusji.

Mariusz Oprea: Tylko dobrze!









aktual24.ro/interviu-marius-oprea-istoric-vechii-securisti-au-decis-sa-preia-ei-insisi-in-mod-direct-puterea-pentru-ca-georgescu-e-omul-lor-structurile-militarilor-in-rezerva-si-retragere-majorita/


Prawym Okiem: Wzywam moich rodaków by przejrzeli na oczy i zrozumieli o co toczy się ta gra.