Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą klimat. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą klimat. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 7 listopada 2024

"teoria klimatu" w Hiszpanii








przedruk
tłumaczenie automatyczne




wtorek, 5 listopada 2024

W jaki sposób teoria klimatu doprowadziła do katastrofy w Hiszpanii?





Już wcześniej opublikowałem ten temat w mgnieniu oka na portalach społecznościowych, ale myślę, że zasługuje on na coś więcej niż zwykły post podsumowujący. Bez wątpienia widzieliście, jaka to była katastrofa w prowincji Walencja. Samochody zjeżdżane z górki, poruszane jak zabawki i bezbronni ludzie, którzy stracili wszystko. Przyczyna? "Zmiany klimatyczne" - mówią władze. Prawdziwa przyczyna? Imbecylizm, bez wątpienia!


Nie ma zmian klimatycznych, ponieważ klimat zmieniał się i ciągle się zmienia! To jest to, czego ci z sekty "zmiany klimatu" nie chcą uznać. Absolutnie wszystkie ich argumenty są rozmontowywane nawet przez małe dzieci, które nie miały jeszcze szansy zostać włączone do programów prania mózgu, pompatycznie nazywanych edukacją. Ale, aby nie być posądzonym o "bezsensowne słowa", zwrócę waszą uwagę na pewne wydarzenia, o których albo zapomnieliście, albo których jeszcze nie odkryliście.

Sierpień 2022 r. W Europie panuje poważna susza. W Czechach i Niemczech poziom rzek obniżył się do poziomu, jakiego ludzie nigdy wcześniej nie widzieli. "Globalne ocieplenie!" – krzyczeli pożyteczni idioci. Ale historii nie da się oszukać. Z kilku rzek wynurzyły się tzw. kamienie głodowe. "Jeśli mnie zobaczysz, płacz!" - to wiadomość jaką można wyczytać na owych kamieniach, datowanych na około 1600 rok. Cóż zobaczyć, zarówno wtedy, jak i teraz, świat od kilku lat mierzy się z kolejnymi falami suszy. Rzeki cofnęły się, a klęska głodu, która nastąpiła, skłoniła ludzi do opisania w pomysłowym stylu problemów tamtego okresu. I oto jesteśmy teraz, kiedy pomniki, które wyłoniły się z wody, walczą z największym oszustwem w historii.


Pamiętacie katastrofę w Fukushimie? Japończycy – zanim popadli w imbecylizację, którą przyniósł im amerykański reżim okupacyjny – byli narodem o silnej pamięci historycznej. Tradycją w Japonii są "kamienie tsunami", pomniki, które mają dać potomkom wskazówki na temat poziomu osiągniętego przez niektóre niszczycielskie tsunami. "Nie buduj domów poniżej tego punktu" - to kategoryczny przekaz wypisany na "Kamieniach Anecoshi". Mieszkańcy tego obszaru postąpili zgodnie ze wskazówkami i w ten sposób uniknęli katastrofy z 2011 roku. Tak się jednak nie stało w prefekturze Fukushima. Podobnych zabytków znajduje się kilka takich, wśród których wyróżnia się "Kamienie z Minamisona". Zlokalizowane nad dzielnicami mieszkalnymi, ostrzegały mieszkańców, aby nie budowali na niższych wysokościach, ponieważ będą cierpieć. Fakt ten wydarzył się w 2011 roku, kiedy miejscowość została poważnie dotknięta przez tsunami. Inne kamienie wskaźnikowe w prefekturze Fukushima znajdują się w Namie, Usuiso lub Soma, a wszystkie opowiadają podobną historię.










Jak dobrze rozumiesz, "to co się dzieje już było" i tylko niszczenie pamięci historycznej ponosi winę za oszustwa teraźniejszości, takie jak wymyślona pandemia czy oszukańcza teza o "globalnym ociepleniu".

A co z Hiszpanią? Cóż, jest w tym o wiele większa historia. Duże obszary Hiszpanii doświadczają ekstremalnych warunków klimatycznych odkąd sięgają pamięcią: albo fal powodziowych, albo okresów suszy. Turia, rzeka, która przepływała przez Walencję, okazała się prawdziwym problemem dla miasta, ponieważ liczne powodzie poważnie ją dotknęły. Tak było do czasu, gdy Franco zabrał się do pracy i zbudował tak zwany "Kanał Turia", przez który został przekierowany bieg rzeki, przechodzącej teraz przez południową część miasta. W ten sposób miasto Walencja uniknęło katastrofy na wielką skalę, o czym nie mówi się, ponieważ w swoim zwyrodnieniu Hiszpanie wynieśli do władzy tych samych komunistów, których Franco uważał za pokonanych. Aby zrozumieć, co oznacza prawidłowo wykonana praca, kanał Franco został zaprojektowany tak, aby przyjąć ponad 5000 metrów sześciennych wody, znacznie więcej niż wartość 3700 metrów sześciennych, która została zarejestrowana podczas powodzi w 1957 roku! A praca wspaniale spełniła swoje zadanie!

Również w tym rejonie Franco zbudował liczne tamy w celu regulacji przepływu wody w ekstremalnych sytuacjach. Zapory nie są nowymi konstrukcjami, jak wielu ludzi myśli. Używano ich już w starożytności! Przykładem może być Zapora Aragońska, konstrukcja z okresu rzymskiego, która uratowała mieszkańców Almoncid z Kuby, kierując powodzie na drugą stronę wzgórza, na niezamieszkałym obszarze.

Tyle tylko, że dzieła Franco były systematycznie niszczone przez gang imbecylskich zbirów Pedro Sancheza. Głupi komuniści, którzy zdusili Hiszpanię, zajęli się swoim ulubionym zajęciem: burzeniem. Tamy Franco były winne faszyzmu, więc wiedzione rewolucyjnym instynktem głupca zabrały się do ich burzenia. Choć gratulowali sobie nawzajem "odniesionego zwycięstwa", to wyburzenie zapór uzasadniali tym, że zostały one zbudowane na terenach chronionych. I zgadnijcie, kto zadecydował, które obszary chronione są!

Aby zaistnieć w krajobrazie, cała operacja została włączona do szeroko zakrojonego programu wyburzeń zapór, koordynowanego przez komunistów z Komisji Europejskiej. Wydaje się, że trzeba zostawić rzeki takimi, jakimi były, ponieważ tamy wpływają na ... niektóre populacje ryb, które wspinały się po rzekach. To demencja! Ta nicość Ursuli i jej bandy głupców zaczęła tworzyć mapy zapór, które trzeba zburzyć, a w Hiszpanii te Franco wpadły w plan UE. A oto wynik!


Nic dziwnego, że zarówno tyriplic Pedro Sancheza, jak i król Hiszpanii zostali zaatakowani przez miejscowych kamieniami i błotem. Ale winni są też zwykli Hiszpanie. Do władzy doszli nawet kretyni z Podemos (zapomnieliście?), a socjaliści Sancheza wydają się praktycznie zasiadać na dożywotniej tronie. Zaakceptowali w Hiszpanii wszystkie postępowe głupstwa i nadal akceptują całą obłąkaną propagandę, która obiecuje im psy z preclami na ogonach. Od czasu kryzysu z 2008 r. zarówno życie przeciętnego Hiszpana, jak i otoczenie biznesowe uległy poważnemu pogorszeniu. A jednak Hiszpanie wciąż zaglądają w usta komunistów. Czy nie zasługuje na swój los?


Zgodnie z przewidywaniami, prace nad łapówkami wykonane przez obecną administrację hiszpańską runęły jak zamki z piasku. Obszar dotknięty powodziami to ten, na którym w ostatnim czasie prowadzone były prace pod szerokim skrzydłem Unii Europejskiej. Za pieniądze, które były dawane za pracę wykonaną ręcznie, Franco usystematyzowałby całą Hiszpanię. Ale nikt nie mówi o tym ani słowem. Czy widziałeś Ciorduța w okolicy? Phooey! Tam też będzie prowadził śledztwa, tak jak "badał" akta EADS lub jak "bada" Ursulę w przypadku szczepionek.










To, co dzieje się w Hiszpanii, jest zjawiskiem charakterystycznym dla społeczeństwa znajdującego się w stanie swobodnego upadku. Nie jest to jeszcze wyraźne, ale ci, którzy pamiętają atmosferę sprzed 2008 roku, dobrze wiedzą, o czym mówią. Komunistom udało się rozmontować naród, który teraz dryfuje, podobnie jak nowy ZSRR, czyli obecna Unia Europejska.

To, co powinno nas niepokoić, to fakt, że ta sama UE włączyła nas w plan rozbiórki zapór na wielu rzekach. Nasze podporządkowane władze zatwierdziły plan UE i już przygotowują się do rozpoczęcia rozbiórki pierwszych zapór. Powodem ich upadku jest, że "i tak nie produkują elektryczności". Oczywiście głupcy nie słyszeli o zaporach, które mają za zadanie usystematyzować koryto rzeki, a to może być zgubne dla miejscowości położonych wzdłuż tych koryt. Wszyscy obserwatorzy powinni wiedzieć, że Ceauşescu rozpoczął prace nad usystematyzowaniem rzek właśnie z powodu powodzi. Rozpoczęcie burzenia zapór teraz jest aktem bezgranicznej głupoty. Oczywiście, jeśli spojrzysz na to, jak głupi są ci, którzy ubiegają się o najwyższy urząd w państwie, zrozumiesz, że powoływanie się na głupotę w ich obecności jest jak mówienie o linie w domu kata.

Na zakończenie dodałbym jeszcze coś, a mianowicie odpowiedź na pytanie zawarte w tytule. W jaki sposób klimat spowodował katastrofę w Hiszpanii? Nie wiem, bo nie ma na to żadnych dowodów: klimat więc nie, ale "teoria klimatu" tak. Stwierdzam jednak, że w miarę jak narzuca się "teorię klimatu", ogromna fala głupoty infekuje ludzkie mózgi. Prawdziwa epidemia powoduje, że dochodzą do czołowych pozycji i niszczą swoje kraje. Myślę, że w ten sposób "teoria klimatu" wywołała tragedię w Hiszpanii. Uważaj, żeby nas też nie uderzyć! A może to już do nas dotarło? Băsescu, Boc, Plăvanul, Sică Mandolină, Cîțu, Ciucă, Ciolacu ... Czy ten ciąg złowrogich głupców niczego ci nie sugeruje?






















Trendy gospodarcze: W jaki sposób teoria klimatu doprowadziła do katastrofy w Hiszpanii?









niedziela, 28 lipca 2024

Obszary wiejskie wokół miast - schładzają je





przedruk
tłumaczenie automatyczne





Obszary wiejskie wokół miast schłodzą je podczas upałów. Jest analiza


2024-07-27



Szerokie pasy terenów wiejskich mogą obniżyć temperaturę w miastach nawet o 0,5 st. C. 




Kluczem do ochłodzenia "miejskich wysp ciepła" może być wieś – wynika z nowego badania przeprowadzonego przez naukowców z University of Surrey i Southeast University (Chiny).


Korzystając z danych z 20 lat, naukowcy wykazali, w jaki sposób pobliskie obszary wiejskie mogą obniżyć temperaturę w mieście. Największe efekty ochłodzenia występują tam, gdzie wiejski pierścień wokół miasta rozciąga się na co najmniej połowę średnicy miasta.

Profesor Shi-Jie Cao, główny autor i profesor wizytujący w Globalnym Centrum Badań nad Czystym Powietrzem (GCARE) Uniwersytetu w Surrey, powiedział:

"Często skupiamy się na tym, w jaki sposób tereny zielone, tereny podmokłe lub drogi wodne mogą ochłodzić miasta. Grunty miejskie są jednak cenne, a znalezienie dla tych środków miejsca może być trudne. Pokazaliśmy teraz, w jaki sposób użytkowanie gruntów poza miastem może mieć duży wpływ na temperaturę w centrum miasta.

"Nasze ustalenia pozwalają nam na sformułowanie dość konkretnych zaleceń. Odkryliśmy, że przegrzewanie się miast było łagodzone w większym stopniu poprzez łączenie połaci terenów wiejskich, sadzenie większej ilości lasów rozsianych po całym mieście oraz poprzez mniejszą liczbę większych jezior zamiast wielu małych zbiorników wodnych.

Gdy ciepłe powietrze unosi się w mieście, tworzy warstwę niskiego ciśnienia blisko ziemi. To zasysa chłodniejsze powietrze z okolicznych obszarów wiejskich. Proces ten jest w dużym stopniu kształtowany przez wielkość miasta i pokrycie terenu sąsiednich obszarów wiejskich.

Aby dowiedzieć się dokładnie, jak to się dzieje, naukowcy porównali obszary wokół 30 chińskich miast w latach 2000-2020. Dane satelitarne mówiły im, jak ciepły jest grunt i jak jest on wykorzystywany.

Profesor Prashant Kumar, jeden z autorów badania, założyciel i dyrektor GCARE oraz współdyrektor Instytutu Zrównoważonego Rozwoju w Surrey, powiedział:

"Już wcześniej podejrzewaliśmy, że pasy terenów wiejskich wokół miasta mogą pomóc w ochłodzeniu centrum miasta. Teraz, dzięki naszej szczegółowej analizie, możemy powiedzieć, które formy użytkowania gruntów prowadzą do największych efektów.

"Mamy nadzieję, że planiści i rządy wykorzystają nasze ustalenia, aby pomóc społecznościom miejskim stać się bardziej odpornymi na rosnące globalne temperatury. Nasze odkrycia pokazują, że jeśli chcemy schłodzić nasze miasta, potrzebujemy wspólnego podejścia między planowaniem miejskim i wiejskim".

Proces ten w dużym stopniu zależy od wielkości miasta i powierzchni terenów wiejskich.

Ochłodzenie jest najsilniejsze, jeśli szerokość pasa takich terenów otaczających miasto jest równa co najmniej połowie średnicy samego miasta.







Obszary wiejskie wokół miast schłodzą je podczas upałów. Jest analiza (tvp.pl)

Pasy wiejskie wokół miast mogą obniżyć temperatury w miastach latem nawet o 0,5°C | Nauka Dziennik (sciencedaily.com)


piątek, 18 czerwca 2021

Klimat w dawnej Rzeczpospolitej

❄️

O klimacie i pogodzie w siedemnastowiecznej Rzeczypospolitej

Przemysław Gawron


Zdaniem Geoffrey’a Parkera, wybitnego brytyjskiego badacza, globalne ochłodzenie klimatu w siedemnastym wieku walnie przyczyniło się do kryzysu, który zagroził istnieniu cywilizacji ludzkiej, przysparzając współczesnym olbrzymich cierpień. Pogląd to dyskusyjny i spotkał się ze sprzeciwem części historyków, niemniej nie ma wątpliwości, że ówczesne zmiany klimatyczne dały się odczuć w niemal każdej dziedzinie ludzkiej aktywności i nie ominęły Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Nim jednak przyjrzymy się bliżej temperaturze, opadom atmosferycznym, wiatrom czy anomaliom pogodowym kilka słów należałoby powiedzieć na temat historii badań klimatu w Polsce – przynajmniej w minionym wieku – oraz stosowanych w nich metodach badawczych. Bardzo wiele uczynili dla tej dziedziny uczeni skupieni wokół znakomitego lwowskiego profesora Franciszka Bujaka, którzy w dwudziestoleciu międzywojennym zajęli się badaniem klęsk elementarnych w dawnej Rzeczypospolitej, w tym także zjawisk meteorologicznych, w oparciu o źródła pisane, głównie kroniki i pamiętniki. Antoni Walawender, Stanisław Hoszowski, Jan Szewczuk, a zwłaszcza Stanisława Namaczyńska, do której badań przyjdzie mi się jeszcze nieraz odwołać, położyli podwaliny pod badania nad staropolskim klimatem.

Przyjęta przez nich metoda miała pewne niedoskonałości. Stosunkowo wąska baza źródłowa – zrozumiała przy znacznym chronologicznie i przestrzennie przedmiocie badań – nie pozwalała na równomierny opis zjawisk pogodowych dla różnych regionów Rzeczypospolitej. Mówiąc inaczej, o ile dla Małopolski, Rusi Czerwonej czy Prus Królewskich znaleziono więcej informacji, to dla Podlasia czy Wielkopolski było ich znacznie mniej. Równocześnie, dzięki niektórym pamiętnikom czy diariuszom pogoda w pewnych okresach na określonych terytoriach była lepiej znana niż gdzie indziej. Tytułem przykładu, wojewoda witebski Jan Antoni Chrapowicki prowadził w latach 1656–1685 dziennik, w którym drobiazgowo notował informacje dotyczące zjawisk atmosferycznych, co pozwala współczesnym badaczom odtworzyć pogodę w miejscu przebywania autora, czyli głównie w Wielkim Księstwie Litewskim oraz na Mazowszu i Podlasiu. Rysuje się jednak od razu pytanie, na ile dane Chrapowickiego można odnieść do innych regionów polsko–litewskiego państwa.

Inny problem łączył się z próbami powiązania fluktuacji cen zbóż, warzyw i owoców ze zjawiskami klimatycznymi. O ile nie ma większych wątpliwości, że w epoce preindustrialnej nieurodzaj prowadził zazwyczaj do zwyżki cen, o tyle stwierdzenie wysokich cen nie przesądza o niekorzystnych dla rolnictwa zjawiskach klimatycznych, ponieważ wpływ na drożyznę miały także inne czynniki: działania wojenne, epidemie, podatki, daniny publiczne itp. Mówiąc inaczej, wysokie zbiory nie gwarantowały niskich cen, szczególnie gdy w pobliżu przetaczała się wojna czy towarzysząca jej często zaraza.

Pod koniec XX wieku zarysował się nowy trend w badaniach nad klimatem, związany z sojuszem klimatologów i historyków. Wcześniej obie grupy badaczy niezbyt chętnie ze sobą współpracowały, a kwestie zjawisk pogodowych rzadko znajdowały w głównym nurcie badań historycznych. Połączenie metod właściwych dla przyrodoznawstwa ze starymi – co nie znaczy archaicznymi – sposobami badania przeszłości stosowanymi przez adeptów Klio pozwoliło znacznie precyzyjniej oznaczyć temperaturę powietrza czy poziom opadów w drugim tysiącleciu, w tym także w odniesieniu do interesującego nas siedemnastego stulecia. 

Wspomniany sojusz jest tym ważniejszy, że badania klimatologów, geofizyków czy geografów pozwalały określić warunki atmosferyczne bardziej dokładnie niż to wcześniej czyniono, ale ludzki wymiar obcowania z klimatem, sposób odczuwania anomalii pogodowych można poznać głównie za sprawą dociekań stricte historycznych. Warto w tym miejscu przywołać nazwiska takich badaczy jak Rajmund Przybylak, Kazimierz Marciniak, Piotr Oliński, Waldemar Chorążyczewski, Wiesław Nowosad, Krzysztof Syta, czy Jacek Majorowicz, bez których wiedza na temat klimatu siedemnastowiecznej Rzeczypospolitej byłaby znacznie uboższa.

Czytelnikowi należy się w tym miejscu kilka słów na temat źródeł poznania dawnych zjawisk pogodowych. Podzielić je można – w ślad za G. Parkerem – na dwa archiwa: naturalne oraz ludzkie. W pierwszym przypadku informacje na temat zjawisk klimatycznych można znaleźć badając lodowce czy pokrywę lodową ziemi, w których zachowały się ślady erupcji wulkanicznych, zanieczyszczeń powietrza, wskazówek dotyczących temperatury. Pokłady pyłków oraz zarodników, przechowywane w jeziorach, bagnach oraz ujściach rzek pozwalają określić lokalne warunki wegetacji roślin w czasie powstania złoża, podobnie jak badania pierścieni drzew mogą służyć do odtworzenia warunków klimatycznych, panujących w czasie wzrostu różnych ich gatunków. Badacze bacznie przyglądają się także osadom mineralnym w jaskiniach oraz wodom.

Wzmianki dotyczące klimatu znajdują się zaś w ludzkim archiwum – źródłach narracyjnych, tak pisanych, jak i należących do tradycji ustnej (kroniki, listy, dzienniki, diariusze, akta sądowe i administracyjne czy dzienniki okrętowe). Ważną rolę odgrywają wszelkiego rodzaju dane statystyczne, w tym informacje dotyczące czasu rozpoczęcia żniw, fluktuacji cen zboża itp. Historycy przyglądają się także dorobkowi dawnych astronomów, w tym obserwacjom plam na słońcu oraz rejestrom danych dotyczących pogody, kierunku wiatru i temperatury, zbieranych przez niektórych obserwatorów od początku epoki nowożytnej. Nie można zapominać o źródłach ikonograficznych, np. obrazach, rysunkach, szkicach, rycinach itp., przedstawiających zjawiska klimatyczne, jak również danych epigraficznych i archeologicznych, choćby pozostałościach osiedli ludzkich, porzuconych w wyniku zmian klimatycznych.

Koncept Małej Epoki Lodowcowej (The Little Ice Age) – której apogeum przypada m.in. na wiek siedemnasty – zawdzięczamy przede brytyjskiemu klimatologowi Hubertowi Horace’owi Lambowi, twórcy schematu przemian klimatu w ciągu minionego tysiąclecia. Idea Lamba wciąż budzi dyskusje, dotyczące m.in. chronologii oraz zakresu zmian klimatycznych, niemniej w zasadniczym zrębie pozostaje paradygmatem w badaniach nad historią klimatu. Wedle Lamba około roku 1200 rozpoczyna się koniec Średniowiecznego Optimum Klimatycznego (zwanego także Medieval Warm Period). Niektórzy badacze, jak znakomity szwajcarski klimatolog Christian Pfister, skłonni są jednak przesunąć ten moment na połowę czternastego stulecia. W XIII stuleciu doszło do licznych erupcji wulkanicznych oraz stopniowej zmiany orbity ziemi, co spowodowało zmniejszenie ilości energii słonecznej docierającej do północnej półkuli Ziemi. Zmiany w cyrkulacji prądów morskich oraz zwiększenie pokrywy lodowej Arktyki doprowadziły w następnym stuleciu do serii występujących naprzemiennie ulewnych deszczy oraz ostrych susz, a to z kolei wpłynęło na obniżenie temperatury. Wydaje się, że dla części globu najzimniejszy okres nastąpił pomiędzy 1450 a 1530 rokiem (niektórzy badacze skłonni są wydłużać ten czas do 1570 roku). Zwie się go Minimum Spörera, na pamiątkę dziewiętnastowiecznego astronoma i badacza aktywności słonecznej, Gustawa Spörera.

Mniej więcej od 1560 roku zaczyna się faza zwana Fluktuacją Grindewaldu, która miała się skończyć około 1630 roku. Nazwę swą zawdzięcza szwajcarskiemu kantonowi, w którym odnotowano w tym czasie znaczną ekspansję lodowca. Większe znaczenie od aktywności słonecznej – która nie odbiegała od normy z czasów Minimum Spörera – miały podówczas czynniki działające bezpośrednio na Ziemi, wśród których ważną rolę odegrały prądy morskie oraz dwie wielkie erupcje wulkaniczne na terenie Ameryki Południowej: Nevado del Ruiz w 1595 roku oraz Huaynaputina pięć lat później. Oba wybuchy należały do największych zjawisk tego rodzaju w ciągu ostatnich 2500 lat. 

Po chwilowym ociepleniu w latach trzydziestych siedemnastego stulecia, kolejna fala zimna przyszła wraz z Minimum Maundera –  zwanym tak na cześć Edwarda Maundera, dziewiętnastowiecznego astronoma, obserwatora plam słonecznych, który dostrzegł znaczny spadek ich liczby w tej epoce. Po krótkim okresie ocieplenia połączenie mniejszej dawki energii słonecznej, erupcji wulkanicznych oraz cyrkulacji prądów morskich doprowadziło około 1645 roku do następnej fali zimna. Tym razem trwała ona około 75 lat, czyli mniej więcej do 1720 roku. Około 1760 roku, po następnym ociepleniu, przyszedł czas na trzecie minimum, tym razem nazwane na cześć Johna Daltona, kolejnego badacza plam na słońcu. Chłody trwały do 1850 roku, kiedy zaczęła się trwająca po dziś dzień epoka zwana Ostatnim Globalnym Ociepleniem (Recent Global Warming).

Współcześni skłonni byli wyjaśniać pogodowe anomalie i zmianę klimatu w latach 1560–1720 gniewem bożym, który spadł na ludzkość z powodu jej grzechów, co z kolei prowadziło do poszukiwania winnych, np. wśród czarownic czy aktorów teatralnych. Ówczesna nauka dopatrywała się przyczyn ochłodzenia w zmniejszonej aktywności słonecznej oraz takich zjawiskach naturalnych jak trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów oraz tsunami. Astrologowie szukali odpowiedzi w kosmosie, dostrzegając ją zwykle w postaci złowrogich komet czy koniunkcji planet. W badaniach prowadzonych w ostatnich dekadach zwraca się uwagę na niską aktywność słoneczną. Lata 1617–1618, 1625–1626 oraz 1637–1639 przyniosły niemal całkowity zanik plam na słońcu, zaś w okresie pomiędzy 1645 a 1715 rokiem odnotowano około 100 plam w ciągu 8000 dni. Problemy z energią słoneczną, a właściwie jej niedoborem, potwierdzają także badania pni drzew oraz zanik zórz polarnych i korony słonecznej w czasie całkowitego zaćmienia słońca.

Zwrócono także uwagę na zwiększoną aktywność wulkaniczną, której skutkiem była emisja gazów oraz pyłów do atmosfery i w konsekwencji obniżenie temperatury na wszystkich obszarach, nad którymi zawisła wulkaniczna chmura. Niskie temperatury powodowały zjawisko klimatyczne znane jako El Niňo, kiedy niska temperatura powoduje odwrócenie zwykłego kierunku wiatrów, wiejących zwykle z Azji do Ameryki. Kiedy wiatry zaczęły wiać w drugą stronę, doszło do wzmożonych opadów deszczu w Ameryce i osłabienia monsunów w Azji. El Niňo występowało w połowie siedemnastego wieku trzy razy częściej niż współcześnie. Możliwe, że mamy tutaj do czynienia z błędnym kołem: El Niňo powodowało wzrost ilości wody w pobliżu wybrzeży Ameryki, a to powodowało zwiększenie aktywności wulkanicznej na tych terenach, co z kolei wiązało się z dalszym obniżeniem temperatury i zwiększało częstotliwość występowania El Niňo.

Spadek temperatury pomiędzy średniowiecznym maksimum a minimum w okresie małej epoki lodowcowej wyniósł około 3°C, przy czym na półkuli północnej zmiana była zwykle większa niż w strefie równikowej, ponieważ pokrywa śnieżna i lód odbijały część promieni słonecznych do atmosfery. Spadek temperatury wiązał się z powodziami, gwałtownymi burzami, suszami i długimi okresami zimna i mrozu. Skróceniu uległ okres wegetacyjny roślin, wskutek czego zmniejszeniu ulegały plony. Europejczycy dopiero w latach pięćdziesiątych XVIII wieku zaczęli zbierać plony zbóż w tej samej ilości, co przed 1570 rokiem. Trzeba także pamiętać, że deszcz i zimno powodowały występowanie plagi myszy, zaś suszy towarzyszyło często pojawienie się szarańczy. Głód coraz częściej zaglądał w oczy Europejczykom.

Częściej niż dotychczas występowały surowe zimy, jak w 1607/1608 roku, kiedy Tamiza zamarzła do tego stopnia, że ustawiono na niej w ramach Frost Fair drewniane pawilony, w których mieściły się stragany, tawerny, a nawet domy publiczne. W Niderlandach lód skuł rzeki i kanały, wino w beczkach zamarzało, a we Francji szron pokrył nawet brodę Henryka IV. Ponad sześćdziesiąt lat później, na przełomie 1669 i 1670 roku, Ren i Łaba zamarzły już w grudniu. W następnym miesiącu w ich ślady poszły Sekwana oraz weneckie kanały, lód skuł także Bałtyk – Sund był zamarznięty jeszcze 17 marca – oraz Morze Czarne w pobliżu Półwyspu Krymskiego. Wedle współczesnej relacji, zamarzały nawet ptaki.

Mroźne i śnieżne zimy powodowały liczne powodzie, które doprowadzały do śmierci rolników i mieszczan, niszczyły pola uprawne oraz infrastrukturę wiejską i miejską. Zimno bywało także latem. W 1628 roku – roku bez lata, jako wówczas określano – w Alpach padał śnieg, w lipcu odnotowano w Hesji 21 dni deszczowych, a sierpień był tylko niewiele mniej mokry. W Stuttgarcie trzeba było ocieplać domy, a winogrona nie osiągnęły pełnej dojrzałości. Wiosną 1649 roku wzburzone wody Sekwany zalały Paryż. Zapiski prowadzone w Fuldzie pokazują, że opady deszczu lub śniegu miały w tym roku miejsce przez 226 dni (dla porównania: w XX w. występowały przeciętnie przez 180 dni), a po nich nastąpiła „sześciomiesięczna zima”. Zdarzały się jednak zgoła odmienne zimy, jak ta w 1606/1607 roku, określanym jako rok bez zimy. W czasie dwóch pierwszych miesięcy roku nie było mrozu ani śniegu, świeciło słońce, a ludzie nosili letnie ubrania.

Ważnym skutkiem ochłodzenia stały się – paradoksalnie – ostre susze. Wielki pożar Londynu we wrześniu 1666 roku, który pozbawił dachu nad głową 80 tysięcy ludzi i spowodował szkody wyceniane na 8 milionów funtów, był wynikiem niezwykle gorącego i suchego lata, w czasie którego przeciętna temperatura była wyższa o 1°C od dwudziestowiecznej i brakowało deszczu. 18 lat wcześniej podobny pożar – do którego doszło po kilku bezdeszczowych miesiącach – zniszczył sporą część Moskwy. W grudniu 1669 roku obserwatorzy odnotowali, że poziom Renu w Zjednoczonych Prowincjach Niderlandów był tak niski, że odsłonił pozostałości zalanych niegdyś budynków, zaś trzy lata później rzeka wyschła do tego stopnia, że ułatwiła przeprawę francuskim wojskom inwazyjnym.

Anomalie pogodowe pojawiały się także na morzach i oceanach. W listopadzie i grudniu 1675 roku potężne sztormy uderzyły w wybrzeże Holandii, powodując zniszczenie wałów przeciwpowodziowych oraz grobli. Słona woda zalała pola uprawne pomiędzy Amsterdamem, Hoornem, Haarlemem, Lejdą i Utrechtem. Wielki sztorm, który 6 stycznia 1654 roku uderzył w statki wracające z Bałtyku koło przylądka Texel spowodował zatonięcie dwudziestu z nich. Podobny przypadek powtórzył się w latach 1659, 1670 oraz 1695, kiedy gwałtowne sztormy uniemożliwiały żeglugę. W tym ostatnim roku surowa zima oraz sztormy wpłynęły na zmniejszenie się liczby holenderskich statków, które przepłynęły Sund.

Podsumowując – w ślad za Christianem Pfisterem – można powiedzieć, że w latach 1560–1720 marzec był najczęściej zimny, z wyjątkiem dwóch pierwszych dekad siedemnastego stulecia. Szczególnie dotkliwe zimno panowało w tym miesiącu w latach czterdziestych oraz dziewięćdziesiątych XVII w. Podobnie, o ile przez większość stulecia maj należał do ciepłych miesięcy, o tyle wyraźne ochłodzenie stało się odczuwalne w ostatnim dziesięcioleciu. Czerwiec bywał zwykle zimny i deszczowy. Nieco inaczej przedstawiała się sprawa z lipcem, wilgotnym i zimnym pomiędzy 1560 a 1630 rokiem, a w następnych czterech dekadach wyraźnie cieplejszym niż czerwiec. Także później temperatura oraz opady w tym miesiącu były zbliżone do odnotowanych w pierwszej połowie dwudziestego wieku. Podobnie było z sierpniem, w którym pogoda nie odbiegała od tej, którą dobrze znali nasi dziadkowie.

Jak na tym tle przedstawiał  się klimat siedemnastowiecznej Rzeczypospolitej? Zdaniem klimatologów oraz historyków, najwięcej surowych zim zdarzyło się w dekadach: 1590–1600 (sześć) oraz 1641–1650 (pięć). Najmniej ostrych zim wystąpiło pomiędzy 1621 a 1640 rokiem, choć badania źródeł pisanych, prowadzone przez Stanisława Hoszowskiego, odnotowują nieurodzaj oraz drożyznę właśnie w latach 1621–1625 oraz 1628–1631. W dziesięcioleciach 1591–1600, 1641–1650, 1651–1660 temperatura była przeciętnie o 2,5°C niższa niż w pierwszej połowie XX wieku, choć najzimniejszy okres przypada na dekadę pomiędzy 1741 a 1750 rokiem (spadek o 3,6°C). Letnie temperatury w czasach nowożytnych były zbliżone do dwudziestowiecznych, z wyjątkiem pierwszej połowy XVIII wieku, kiedy pora letnia była chłodniejsza. Bardzo deszczowe lata przeplatały się z ekstremalnie suchymi  w dekadach 1591–1600, 1651–1660 oraz 1681–1690, ponadto do bardziej suchych należały lata 1621–1630. Zimowe temperatury były w tym okresie niższe przeciętnie o 1,5 do 3°C w porównaniu z wiekiem XX, zaś lata cieplejsze o około 0,5°.

Analizując pogodowe zapiski Chrapowickiego dostrzegamy, że w latach 1656–1685 najzimniejszy był rok 1666, najcieplej zaś było wojewodzie witebskiemu cztery lata wcześniej. Bardzo zimno było także w 1667, 1671, 1672 oraz 1679 roku, natomiast względnie ciepło w latach 1663, 1668, 1680 oraz 1681. Ogólnie rzecz biorąc, zimy, wiosny oraz pory jesienne były chłodniejsze niż w XX wieku, podczas gdy lata nieco cieplejsze. Liczba dni, dla których odnotowano opady atmosferyczne wahała się od 112 w 1676 roku (o którym Chrapowicki pisał, że miała w nim miejsce wielka susza) do 206 w 1679 roku. Ulewy zdarzały się od kwietnia do listopada. 

Mieszkańcy Rzeczypospolitej – a przynajmniej jej litewskiej części – spotykali się ze śniegiem najczęściej pomiędzy grudniem a marcem, choć w 1661 roku odnotowano opady śniegu 7 lipca. Nie widać większych rozbieżności pomiędzy danymi Chrapowickiego, a tymi z połowy XX wieku, choć warto zauważyć, że w tym drugim przypadku opady śniegu zdarzały się we wrześniu. Odnotowano natomiast, że w czasach Chrapowickiego deszcz występował w skali roku o 6–11 dni częściej niż w dzisiejszej północno–wschodniej Polsce oraz o 8–19 dni częściej w przypadku ziem obecnej Białorusi.

Warto przyjrzeć się – na podstawie materiału zebranego przez S. Namaczyńską – anomaliom pogodowym, które dały się we znaki mieszkańcom Rzeczypospolitej w drugiej połowie siedemnastego wieku. Zima na przełomie 1650 oraz 1651 była bardzo długa i śnieżna, jeszcze 23 kwietnia poruszano się w niektórych miejscach saniami. Wilki były na tyle głodne, że wpadały do miast, strasząc mieszkańców. Wiosną topiący się śnieg i lód, wraz z utrzymującą się krą, skutkowały powodziami, powodującymi liczne zniszczenia w Małopolsce i Prusach Królewskich oraz na Mazowszu.

Kwiecień i pierwsza połowa maja w Małopolsce były zimne i deszczowe, podobnie jak lato, deszcz padał nieustannie przez tydzień począwszy od 25 sierpnia. W lipcu Kraków padł ofiarą powodzi, poziom wody na ulicach sięgał łokcia (ok. 60 cm). Całkowicie zalane zostały okoliczne wsie, m. in. Płaszów i Zabłocie. W czasie żniw pojawiły się burze i ulewne deszcze, odnotowano także obecność szarańczy. Jesień w tym regionie była zimna, mglista i deszczowa. Co ciekawe, w Prusach Królewskich lato należało do ciepłych i suchych. Drastyczny wzrost cen żywności, po części spowodowany zniszczeniami wojennymi powstałym w toku walk z powstańcami kozackimi Bohdana Chmielnickiego doprowadził do klęski głodu, a na Wołyniu dojść miało do przypadków kanibalizmu. 

Sześć lat później, w 1657/1658 roku, zima również miała niezwykły przebieg. Od listopada do połowy stycznia było mgliście i deszczowo, ale później nastały ostre mrozy i gwałtowne śnieżyce. Zamarzły m. in. Wisła oraz Dniepr. W lutym nadeszła odwilż, przynosząc ze sobą powodzie, dotkliwe zwłaszcza dla mieszkańców Żuław i Gdańska. Nie był to jednak koniec anomalii, ponieważ w marcu wróciła zima, odnotowano ataki mrozu i śniegu. Luty dobrze zapamiętali też Szwedzi i Duńczycy, ponieważ dzięki zamarznięciu Małego Bełtu armia króla szwedzkiego Karola X Gustawa mogła przeprawić się z Jutlandii na Fionię i Lolland, a po opanowaniu wysp sforsować skuty lodem Wielki Bełt i zająć Zelandię, o mały włos nie zdobywając Kopenhagi i zmuszając Duńczyków do zawarcia pokoju na wielce korzystnych dla Szwedów warunkach.

Zmienny charakter miała pogoda w 1662 roku. Po łagodnej zimie i wczesnej wiośnie 17–18 maja pojawiły się silny mróz oraz obfite opady śniegu, który zalegał na polach przez tydzień, co doprowadziło do wymarznięcia zbóż. Letnie powodzie nie oszczędziły Małopolski. Wisła wylała w tym roku trzykrotnie: w czerwcu, lipcu oraz sierpniu. 10 sierpnia woda zalała Kraków, komunikacja w mieście odbywała się przy pomocy szkut. Fale sięgnęły ołtarza w kościele Norbertanek na Zwierzyńcu oraz zalały kościół świętego Wawrzyńca. Wylał także Dunajec, niszcząc 45 miejscowości w okolicy Krościenka i Sącza. W pobliżu Jarosławia doszło do największego wylewu od czterdziestu lat. Nad Żywcem i Kamienicą przeszło natomiast oberwanie chmury. 

Ponad trzydzieści lat później, w 1694 roku mrozy zaczęły się już w październiku i potrwały do końca marca następnego roku, przy czym największe nasilenie zimna przypadło na okres od grudnia do marca, a śnieg spadł na Rusi jeszcze w czerwcu. Wraz z wiosną pojawiły się powodzie i plaga owadów. Z powodu zimnego i mokrego lata żniwa rozpoczęły się dopiero w sierpniu, kilka tygodni później niż zwykle. Ulewne deszcze były też odpowiedzialne za powódź, która nawiedziła Małopolskę w lipcu.

Łagodna zima nie oznaczała jednak braku problemów. Mieszkańcy Rzeczypospolitej przekonali się o tym w latach 1679/1680 oraz 1681/1682. W pierwszym przypadku w styczniu było na tyle ciepło, że rozpoczęły się prace polowe. Wiosna przyniosła ze sobą ciepłe deszcze, a nawet burze. 28 kwietnia 1680 roku jedna z nich przeszła nad Warszawą, burząc domy i dzwonnice oraz wyrywając drzewa z korzeniami. Później nad Rzeczpospolitą zapanowała latem i jesienią susza, której towarzyszyło pojawienie się szarańczy. Następnej zimy również nie odnotowano mrozu ani śniegu. Rośliny zakwitły znacznie wcześniej niż zwykle, rolnicy przystąpili do prac polowych. 

Marzec był suchy i ciepły, za to w kwietniu nastąpiły mrozy i śniegi. Pod koniec czerwca huragan nawiedził Lwów, zrywając dachy wielu domów i uszkadzając dzwonnicę kościoła Dominikanów. Podobny schemat powtórzył się cztery lata później. Warunki pogodowe były na tyle dobre, że w lutym rozpoczęto prace polowe oraz wypasano bydło. Niespodziewanie śnieg spadł 9 maja, ale nie wyrządził poważniejszych szkód, w przeciwieństwie do huraganu, który spustoszył okolice Gdańska. Lato było suche i ciepłe, w sąsiedniej Mołdawii doszło nawet do suszy, która dała się we znaki żołnierzom Jana III, prowadzącego podówczas na tych terenach niezbyt udaną kampanię przeciwko Turkom i Tatarom.

Niewątpliwie, klimat nie ułatwiał życia siedemnastowiecznym mieszkańcom Rzeczypospolitej. Długie, mroźne i śnieżne zimy występowały częściej niż współcześnie, a ich konsekwencją nierzadko były powodzie. Woda wylewała także latem, tym razem wskutek długotrwałych opadów deszczu. Z drugiej strony, w cieplejszych latach zdarzały się nagłe ataki zimy (nawet w lipcu), które, obok gradobicia, huraganów czy szarańczy, spędzały sen z powiek mieszkańców wsi, niezależnie od stanu społecznego. Susze również nie zwykły omijać ziem Rzeczypospolitej, mocno dając się we znaki. Można zatem powiedzieć, że pogoda z całą pewnością nie rozpieszczała naszych przodków.





https://www.wilanow-palac.pl/mroz_wielki_snieg_w_nocy_troche_padal_o_klimacie_i_pogodzie_w_siedemnastowiecznej_rzeczypospolitej.html?fbclid=IwAR1qhgV42ytywc2n2ugq7Pe8QWCKY8mrE5lEZ5kfx8n5yGgPwZipstOYjAg








piątek, 11 października 2013

USA posiada technologie wpływające na klimat Rosji




Rosjanie potwierdzają istnienie HAARP


Zapewnienia Amerykanów, że projekt HAARP ma na celu badanie zorzy polarnej, nie zgadzają się z rzeczywistością. Taką opinię wyraził prezes Akademii Problemów Geopolitycznych, generał-pułkownik rezerwy Leonid Iwaszow.

„Wiem na pewno, że Amerykanie stworzyli najpotężniejszy system i wywierają wpływ na klimat. Osiągnęli wiele, przeprowadzali doświadczenia. Mieliśmy pododdziały, które śledziły to wszystko, ale później zostały zlikwidowane” – powiedział.

Ponadto Iwaszow dodał, że HAARP nie może być pokojowym projektem.


http://polish.ruvr.ru/2013_09_25/Ekspert-USA-posiada-technologie-wplywajace-na-klimat-Rosji/


Ciekawe jaka pogoda będzie w Soczi...


KOMENTARZE

  • To prawda
    od około2-3 tygodni tak kombinowali, aby woda zalała Europę środkowo-wschodnią i kraje nadbałtyckie. Wystarczyło codziennie zaglądać do;
    http://sat24.com/pl/pl?ir=true aby widzieć co się zapowiada.
    Na szczęście chmury kręciły się jak zwariowane i wielkich ulew nie było. Za to Bozia ich ukarała powodzią w Colorado. Szkoda tylko mieszkających tam zwykłych ludzi.
  • @renka 21:19:33
    Lider rosyjskiej partii LDPR (ЛДПР), Władimir Żyrinowski oskarżył USA o wywoływanie powodzi na Dalekim Wschodzie. Według niego Amerykanie mają technologię umożliwiającą wpływanie na zjawiska naturalne.



    Polityk zdradził przy okazji, że Rosja tez ma taką broń, ale stosuje ją defensywnie a Amerykanie według niego atakują skrytobójczo, co jak twierdzi pokazano ostatnio w Soczi. Miasto to zostało dosłownie zalane ulewnymi opadami. Wiadomo, że jest to arena Zimowych Igrzysk, więc powódź z pewnością utrudni przygotowania.



    Żyrinowski twierdzi, że Rosjanie zainwestowali wiele pieniędzy, aby Amerykanie nie byli w stanie zakłócić przebiegu Olimpiady. Lider Partii Liberalno Demokratycznej podkreślił, że Rosja ma wszelkie możliwości do reagowania na klimatyczną agresję. Jak dodał, Rosja też jest w stanie wywołać trzęsienie ziemi i tsunami.



    Według Żyrinowskiego wpływ na klimat Rosji odbywa się poprzez projekt HAARP, oficjalnie instalacja na Alasce jest wykorzystywana do badań jonosfery, ale nieoficjalnie to centrum broni klimatycznej USA.



    Pamiętajmy:
    Żyrinowski służy do wypuszczanie balonów próbnych - i informacji niejawnych, zrozumiałych dla przeciwnika..


    Więc bym się tak nie naśmiewał.
  • @
    Z bronią geofizyczną może być podobnie jak z atomem. Pracowano nad tym od dawna, nawet od czasów IIwś kiedy to naziści byli tak naprawdę prekursorami w wielu dziedzinach zarówno na polu teoretycznym jak i praktycznym. W Stanach po przejęciu nieokreślonej liczby naukowców w słynnym programie "paper clip" i emigracji pozostałych "chętnych" nie szczędzono środków, a potencjalna agentura wykradała dane i przekazywała do ZSRR a potem Rosji by kraj ten również takie możliwości miał w razie ataku tego rodzaju. Po prostu nowa zimna wojna i wzajemne trzymanie się w szachu. Co jakiś czas zapewne dochodzi do punktowych wzajemnych konfrontacji na tym polu, niszczenia zasobów i wygląda to dla większości jako działanie pogody... Co roku zarówno w Stanach jak i w Rosji mamy albo potężne punktowe katastrofy naturalne albo jakieś gigantyczne anomalie pogodowe na niespotykaną dotychczas skalę. Szczególnie w okresie ostatnich kilku lat, może dłużej.

    Najśmieszniejsze jest to, że pisze się o tym w Polsce od przeszło 10 lat ale dopiero dzisiaj ludzie zaczynają mozolnie rozumieć jak bardzo technologia poczyniła postępy doganiając właściwie science-fiction. W Polsce jest to szczególnie trudne do zrozumienia i choćby ogarnięcia tematu. Ludziom się to nie mieści w głowie, że można choćby sterować chmurami.

    Mnie ciekawi na ile geofizyczne kontrolowanie Ziemi, może mieć wspólnego z osobą Nikoli Tesli.
  • ...
    Taki sam system jak Amerykanie posiadają Rosjanie, jest nim SURA.

    Nie wiem tylko, czy prace nad rozwojem tego systemu są tak samo zaawansowane, jak w przypadku amerykańskiego systemu HAARP.

    Ten systemy mają wiele zastosowań.