Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą władza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą władza. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 8 grudnia 2024

Zarządzanie miastem




I w końcu propaganda stała się rzeczywistością





Ku przemyśleniu!








przedruk



Turystyczna degradacja Torunia (II)












Tekst pt. Turystyczna degradacja Torunia (I), opublikowany w 2019 r., okazał się niestety spełnionym proroctwem. Toruń został zdegradowany i zdetronizowany z funkcji lidera turystycznego województwa kujawsko-pomorskiego. Jednym z elementów i wskaźników to dokumentujących jest niższa w Toruniu dynamika wzrostu udzielonych noclegów w hotelach w okresie 2011-2022 wg danych GUS w porównaniu z dynamiką w Bydgoszczy. Ostatecznie fakt ten doprowadził w 2018 r. do tego, że pierwszy raz w historii liczba udzielonych noclegów w hotelach w Bydgoszczy była wyższa niż w Toruniu.

W okresie 2011-2022 wzrost liczby udzielonych noclegów w hotelach w Toruniu nastąpił o 50%, podczas gdy w Bydgoszczy o 103%. Pozwoliło to Bydgoszczy przebić Toruń i osiągnąć w 2018 r. pozycję lidera z liczbą udzielonych noclegów w wysokości 402 tys. Toruń natomiast spadł wtedy na drugą pozycję z liczbą 401,6 tys. W kolejnych latach jest już tylko gorzej dla Torunia i ostatecznie w 2022 r. liczby te wynoszą: dla Torunia: 421,6 tys., dla Bydgoszczy: 440 tys.

Liczba udzielonych noclegów w hotelach jest dobrym wskaźnikiem pokazującym kondycję miasta. Kondycję całościową, bo przecież z noclegów korzystają turyści, a więc osoby przybywające tu w celach każdych poza podjęciem stałej pracy zarobkowej. Są to więc cele krajoznawcze, kulturalne, zdrowotne, biznesowe itp. W każdym z tych obszarów Toruń, owszem, rozwija się, jednak dynamika tego rozwoju jest niższa niż w miastach konkurencyjnych, co w konsekwencji prowadzi do degradacji Torunia. W bilansie nie ma więc rozwoju, jest degradacja, bo paradoksalnie mimo rozwoju coraz bardziej zostajemy w tyle za miastami konkurencyjnymi.

W badanym okresie 2011-2022 dynamika liczby udzielonych noclegów w hotelach wynosiła wg GUS:


dla Torunia: 49,7 %
dla Poznania: 64,7 %
dla Łodzi: 78,7 %
dla Warszawy: 79,7 %
dla Katowic: 85,9 %
dla Wrocławia: 89,7 %
dla Bydgoszczy: 102,9 %
dla Rzeszowa: 155,1 %
dla Lublina: 175,5 %
dla Gdańska: 201,7 %


Turystyka, biznes, kultura

- są nierozłączne i każde z tych trzech na siebie wzajemnie oddziałuje. Jeśli rozwija się w mieście biznes i kultura, to automatycznie rozwija się turystyka, bo ludzie przyjeżdżają do miasta w sprawach biznesowych, kulturalnych i automatycznie klasyfikowani są jako turyści, korzystają z tutejszych nie tylko noclegów, gastronomii, ale walorów i atrakcji turystycznych, krajoznawczych.

W 2011 r. spośród wszystkich miast wojewódzkich Toruń był na 9. pozycji pod względem liczby udzielonych noclegów w hotelach, a w 2022 r. spadł na 12. miejsce; jednak przede wszystkim stracił status odwiecznego lidera turystycznego w województwie kujawsko-pomorskim, gdzie miasto konkurencyjne rozwijało się w tym względzie dwukrotnie szybciej niż Toruń. Rozwijało się szybciej pod względem nie tylko infrastruktury i markietungu turystycznego, ale też pod względem gospodarczym, biznesowym. Stopień rozwoju gospodarczego wprost wpływa na stopień rozwoju turystycznego.

Wiele osób - w tym też wielu decydentów miejskich - niestety żyje w Toruniu stereotypem, ułudą, że Toruń jest potęgą turystyczną, miastem turystycznym o wysoko rozwiniętej gospodarce, przepełnionym, zatłoczonym turystami, bo gotyk, piernik i Kopernik to wyraziste marki, same z siebie zapewniające rzekomo sukces. W konsekwencji tego myślenia jest niby Toruń samograjem, samonakręcającym się "produktem turystycznym", silną marką, która w związku z tym nie potrzebuje ciągłej, rzetelnej, profesjonalnej i regularnej promocji, marketingu, dbałości o swój potencjał, swój wizerunek, swoją markę, swoją pozycję.

To nieprawda! Już nieprawda.

Odpowiedzialne za kształtowanie pozytywnego wizerunku oraz promocję władze miasta Torunia siadły na laurach uznając chyba, że Toruń w aspekcie turystyki ma (rzekomo) już tak silną pozycję, że nie trzeba się starać, nie trzeba systematycznej, długofalowej, spójnej, intensywnej promocji, rozwoju, bo jego ranga jest nienaruszalna i niezagrożona. Jednak nie jest.

Taka mentalność lekceważenia doprowadziła do faktu - którego zapewne wielu nie będzie chciało przyjąć do wiadomości, a wręcz będą jemu zaprzeczać i podważać - strącenia Torunia z jego pozycji lidera w województwie kujawsko-pomorskim. Wskaźnik liczby udzielonych noclegów w hotelach w Toruniu jest już niższy od wskaźnika bydgoskiego! Po raz pierwszy w historii!


Intensywna promocja Bydgoszczy oraz rozwój infrastruktury i potencjału gospodarczego, biznesowego i turystycznego w Bydgoszczy przy jednoczesnej słabej promocji Torunia i osłabianiu potencjału turystycznego Torunia, doprowadziły w ostatnich latach do znacznego wzrostu dynamiki wskaźnika (liczby udzielonych noclegów w hotelach) w Bydgoszczy i niewielkiego wzrostu w Toruniu.

Konsekwencją tego jest właśnie wspomniana tu degradacja.





Powyższy wykres, pokazujący wzrost nowoczesnych powierzchni biurowych w miastach jest kolejnym przykładem degradacji Torunia, a jednocześnie dowodem na to, że rozwój biznesu wpływa na rozwój turystyki i odzwierciedla się w jej rozwoju. Nie wspominając już o wpływie na rangę, potencjał i znaczenie miasta.


Jeszcze w 2014 r. łączna powierzchnia biurowa w Toruniu była wyższa niż w Bydgoszczy, a już w 2021 r., na skutek słabszego rozwoju branży usług wspólnych BSS/SCO w Toruniu, Bydgoszcz też w tym gospodarczym względzie prześcignęła Toruń.




Klucz do rozwoju leży m.in. w promocji, w marketingu, w propagandzie


Klucz ten wykorzystał m.in. marszałek województwa umiejscawiając biuro Kujawsko-Pomorskiej Organizacji Turystycznej (K-POT) nie w Toruniu - największym wtedy ośrodku turystycznym województwa, będącym jego najbardziej rozpoznawalną i najbogatszą w walory i atrakcje marką, udzielającą jeszcze wtedy najwięcej noclegów - ale w Bydgoszczy. 

W konsekwencji tego K-POT od początku swego istnienia (2006 r.) lansuje w swych materiałach na pierwszym miejscu Bydgoszcz, nie Toruń, jako najznaczniejszy ośrodek turystyczny, zarówno pod względem zabytków, dziedzictwa, kultury, jak i ruchu turystycznego. Turysta przeglądający publikacje wydawane przez K-POT (szereg wydawnictw drukowanych oraz stronę internetową kujawsko-pomorskie.travel) dowiaduje się, że to wcale nie Toruń jest pierwszym, największym i wiodącym ośrodkiem turystycznym skupiającym najważniejsze walory, atrakcje i największy ruch turystyczny tego regionu, że nie Toruń jest wizytówką i najbardziej rozpoznawalną marką tego województwa, ale jest nią Bydgoszcz (>>>).


I w końcu propaganda stała się rzeczywistością - w 2018 r. po raz pierwszy w Bydgoszczy rzeczywiście udzielonio więcej noclegów w hotelach niż w Toruniu. W 2020 r. Bydgoszcz otrzymała tytuł European Best Destination (Toruń nie był nominowany do tego nigdy), a ostatnio tytuły renomowanych czasopism krzyczą: „Polska Wenecja” podbija serca zagranicznych turystów. Ogromny wzrost zainteresowania - i jest to o Bydgoszczy, nie o Toruniu.


Nasze województwo jest jedynym kuriozalnym wyjątkiem, gdzie regionalna organizacja turystyczna nie funkcjonuje w głównym turystycznie mieście. Tu zapewne tkwi źródło deprecjonowania rangi Torunia i skuteczna próba lansowania nowego głównego i centralnego ośrodka turystycznego - Bydgoszczy. Wobec niedorozwoju Torunia jako regionalnego ośrodka administracyjnego, dziennikarskiego, wojskowego, komunikacyjnego, kulturalnego czy BPO/SSC okazuje się teraz, że nawet w kwestii turystycznej Toruń nie pełni już roli najważniejszego centrum...

Nie do wyobrażenia jest, aby działalność regionalnej organizacji turystycznej np. w województwie pomorskim nie odbywała się w Gdańsku, a np. w Gdyni, w województwie małopolskim nie w Krakowie, a np. w Tarnowie itp. Nie do wyobrażenia jest, aby np. małopolska regionalna organizacja turystyczna eliminowała Kraków jako główne miasto turystyczne tego regionu na rzecz np. Tarnowa, a pomorska organizacja wykluczała Gdańsk na rzecz np. Gdyni itp. W K-POT natomiast propaganda tego typu ma miejsce.

Nie tylko K-POT działa na korzyść Bydgoszczy kosztem Torunia. Robią to też władze miasta Bydgoszczy, o czym m.in. pisano w prasie: "Tak oto po bydgosku realizuje się manipulacje".



Fikcją i pułkownikami są też w większości niemało kosztujące dokumenty w serii "strategia rozwoju turystyki w Toruniu", bo w znacznej części nie są realizowane i wcielane w życie zawarte tam idee.
Strategia Rozwoju Turystyki dla Torunia z roku 2006 określała wizję Torunia jako: Toruń to jeden z trzech najbardziej znanych polskich ośrodków turystyki kulturowej, zarówno na arenie krajowej jak i w Europie.

Atrakcyjna oferta turystyczna Torunia, rozwinięta współpraca z samorządami w regionie, powiązanie oferty miasta z pozostałymi atrakcjami regionu, sprawiają że Toruń jest centrum turystycznym Regionu (serce regionu) oraz skutecznie absorbuje i zatrzymuje ruch turystyczny skierowany w północną część kraju, samodzielnie stanowiąc atrakcyjną destynację turystyczną.

Żadna z tych wizji nie została osiągnięta, a raczej oddaliliśmy się od nich.

Niejednokrotny brak udziału Torunia na renomowanych targach turystycznych ITB w Berlinie, przy jednoczesnym udziale Bydgoszczy i Gdańska - miast, które jak podają powyższe statystyki - notują bardzo duży wzrost liczby udzielanych noclegów - jest kolejnym dowodem na indolencję i ignorancję władz toruńskich, co bezpośrednio wpływa na - będącą treścią tego tekstu - turystyczną degradację Torunia.

10 lat temu, w 2014 r. Toruń - pomimo oczywistego i obiektywnego faktu występowania tu jednych z najlepszych i najwybitniejszych architektonicznie przykładów europejskiego gotyku ceglanego - wystąpił z europejskiego stowarzyszenia Europejski Szlak Gotyku Ceglanego (ESGC)! Poprzez swoją nieobecność Toruń sam siebie wyklucza z grona, sam sobie szkodzi, sam nie dba o swoją promocję (więcej o tym tutaj).


Mało tego! Okazuje się, że dbałością o promocję Torunia bardziej zainteresowana jest dyrektor ESGC, niż władze Torunia. W wysłanym do urzędu miasta w Toruniu 26 października 2023 r. piśmie dyrektor biura dr Edith Kowalski odnosi się do podjętej przez toruńską radę miejską decyzji o wycofaniu i zachęca do ponownego dołączenia Torunia do ESGC. Czy nastąpiła jakaś reakcja na to zaproszenie?


Potencjał Torunia jest degradowany

Potencjał Torunia jest nie tylko niewykorzystany i leży odłogiem, ale wręcz jest bezpowrotnie niszczony. Wiele konkretnych przykładów na to można wskazać. Wiele z podejmowanych w Toruniu decyzji inwestycyjnych oraz ich realizacja nie uwzględnia poszanowania zasobów historycznych i kulturowych miasta, a co więcej - wiele z tych inwestycji wprost bezpowrotnie niszczy i likwiduje zasoby dziedzictwa historycznego Torunia. 


Wiele nie uwzględnia np. postulatów Nowej Karty Ateńskiej, wg której:

- "miasto zachowuje bogactwo i zróżnicowanie kulturowe wynikające z jego długiej historii i umiejętnie łączy swą terażniejszość i przyszłość z przeszłością"

- "w miastach XXI wieku dbać się będzie o zapewnienie wszystkim [...] kontaktu ze starannie utrzymywanymi elementami kulturowego i przyrodniczego dziedzictwa, takimi jak: urokliwe krajobrazy, wykopaliska archeologiczne, i inne zabytki [...]"




Czy np. rozbudowa Szosy Chełmińskiej, która doprowadziła do masowej zagłady historycznego Przedmieścia Chełmińskiego spełnia te postulaty z Nowej Karty Ateńskiej, albo czy spełnia postulaty "realizacji [inwestycji] z poszanowaniem zasobów historycznych i kulturowych miasta" zawarte w Programie rozwoju turystyki dla miasta Torunia do 2030 r.? 

Czy może spełnia je wyburzanie historycznej zabudowy pod nijakie stylistycznie blokowiska (np. na miejscu historycznej architektury zakładów mięsnych na Jakubskim Przedmieściu), albo pod stworzenie tzw. trasy staromostowej, albo pod poszerzanie ulic w centrum Torunia (Grudziądzkiej, Podgórnej i in.)? Pod tym względem jest Toruń coraz bardziej zacofany. Albo może aktualnie trwająca przebudowa nabrzeża na Wisłą spełnia ww postulaty?


Mnóstwo przykładów braku wykorzystania oraz degradowania potencjału historycznego i turystycznego Torunia można wskazać.






turystyka.torun.pl/art/2076/turystyczna-degradacja-torunia.html











sobota, 2 listopada 2024

Chciwość ludzi władzy unicestwi ludzkość.

 



Modigliani i van Gogh

i pewnie nie tylko oni


nigdy nie osiągnęli sukcesu w życiu, ponieważ ktoś chciał zarobić miliony na ich twórczości


zostali zamilczeni


nie pozwolił im osiągnąć zasłużonego rozgłosu

a nawet jeśli - nie pozwolił temu się rozwinąć


i czekał - aż umrą








czwartek, 17 października 2024

Słowa, słowa, słowa....






Niestety, dla mnie tekst pana Pereiry brzmi jak kpina z zawiedzionych nadziei Polaków, szczególnie, że tak się wyrażę - ostatnia zwrotka...

Nie nazywa faktów po imieniu, tylko operuje poetyckimi porównaniami (serduszkowej zabawy), które w ogóle nie obrazują stanu zapaści służby zdrowia, zapaści państwa.

Jeżeli publicyści będą tak lekko i z humorem pisać o poważnych zagrożeniach dla państwa, to te zagrożenia zostaną przez ludzi zignorowane, bo przecież skoro sobie żarty dziennikarze robią, to widocznie nic złego się nie dzieje....

Stronnictwo rządzące nie boi się pana prezydenta, gdyby się bali to by nie robili tego, co robią.

Od 10 miesięcy nikt realnie nie postawił tamy nielegalnym działaniom ludzi łamiących prawo.

Słowa nie zatrzymają ich działań.



A są tylko słowa.


Słowa, słowa, słowa....



To wszystko wygląda jak scenariusz.





przedruk





Samuel Pereira: Reakcja na orędzie Prezydenta pokazuje jak bardzo się boją

16.10.2024 20:47

Oj zepsuło uśmiechniętą rocznicę koalicji 13. grudnia to dzisiejsze wystąpienie prezydenta Andrzeja Dudy w Sejmie. I nie chodzi nawet o to, że merytorycznie wypunktował niespełnione obietnice, stan gospodarki po niecałym roku rządów, zablokowane, bądź zamrożone inwestycje, ale głównie o to, że konkretnymi faktami, które podał wypowiedziami, czy też cytatami jak np. przywołanymi słowami byłych ambasadorów przeciwko ochronie polskiej granicy, którzy wzywali polskich funkcjonariuszy na granicy do nieposłuszeństwa Polsce kiedy rozpoczęła się rosyjsko-białorusko operacja na polskiej granicy.


Tymi niepodważalnymi faktami właśnie przebił balon propagandowy tej całej serduszkowej zabawy naszym krajem. I nie o sam symbol chodzi, bo symbole, takie jak np. serduszko w kampanii mają prawo funkcjonować w przestrzeni publicznej, w końcu żyjemy w świecie obrazkowym, ale nie one powinny stanowić podstawowej treści polityki czy prowadzonych działań, bo później kończy się jak widać. Nie można wszystkiego sprowadzać do komunałów i emocji, a już na pewno nie wtedy, kiedy zapowiada się Polakom spełnienie konkretnych zobowiązań, które później okazują się właśnie pustą, jak te serduszka obietnicą. 


Oni się boją

To, co prezydent mówił o sferze bezpieczeństwa, gospodarki, inwestycji, ale też o sprawach zagranicznych pokazuje jak poważne są wyzwania, przed którymi stoi dziś Polska, a jak bardzo są one przez obecną władze ignorowane. Stąd ten ogromny dyskomfort, ta reakcja na dzisiejsze wystąpienie prezydenta, której symbolem była nieudolna próba polemiki ze strony premiera, mimo iż artykuł 140. polskiej konstytucji takiej debaty przy orędziu prezydenta zabrania.


To co się dzieje wokół prezydenta od roku i ta dzisiejsza reakcja na jego orędzie pokazuje jak bardzo oni się boją, jak bardzo im (znowu, jak w latach 2008-2010) prezydent przeszkadza. To odliczanie czasu do końca prezydentury - co słusznie zwrócił uwagę Andrzej Duda jest objawem wielkiej pychy - tylko potwierdza, że ten rząd cały czas marzy o jeszcze większej władzy i to całkowicie poza wymaganą w konstytucji kontrolą. Dziś prezydenta to jeden z bardzo istotnych bezpieczników blokujących autorytarne, nazwijmy rzeczy po imieniu zapędy tej władzy. To właśnie dlatego prezydent, co widzieliśmy dzisiaj jest bardzo ważnym elementem bezpieczeństwa całego naszego systemu.


Prezydent blokuje autorytarne zapędy

Szczególnie teraz, w czasach "demokracji walczącej" okazuje się jak ważną Andrzej Duda pełni funkcję w erze negowania nawet samego istnienia Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego, Krajowej Rady Sądownictwa, Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, po tym jak zostały przejęte media publiczne i prokuratura. Dlatego też od początku są negowane nawet te oczywiste konstytucyjne prerogatywy prezydenta w sprawach zagranicznych, ale i te zapisane ustawowo, jak np. przy zmianie kierownictwa Prokuratury Krajowej, co widzimy na naszych oczach.
 

Wystąpienie prezydenta mogło przyprawić wielu o entuzjazm, ale warto pamiętać, że Andrzej Duda jest teraz, ale rzeczywiście wcale nie jest pewne, że konserwatywny prezydent blokujący autorytarne zapędy liberałów będzie z nami po wyborach prezydenckich 2025 roku i dlatego jesteśmy w bardzo ważnym okresie, gdzie możemy się do nich przygotować. Tak, żeby nie okazało się, że ci, którym państwo polskie leży na sercu - obudzą się po wyborach prezydenckich w szoku i sytuacji bez wyjścia. Czego oczywiście naszemu ukochanemu krajowi nie życzę.




Autor: Samuel Pereira
Źródło: tysol.pl
Data: 16.10.2024 20:47




------------



Twórca Kanału Zero nie wytrzymał. "Absolutnie nie do zniesienia"
Dodano: wczoraj 13:01



Krzysztof Stanowski gorzko podsumował polską politykę. Opublikował wywód o przyzwoleniu na kłamstwa.





Wybory prezydenckie odbędą się wiosną 2025 r. W nowym sondażu SW Research dla rp.pl zapytano ankietowanych, kto byłby najlepszym bezpartyjnym kandydatem PiS na prezydenta? Wśród zaproponowanych nazwisk znaleźli się: Tomasz Adamek, Marek Magierowski, gen. Roman Polko, Jacek Siewiera, Krzysztof Stanowski oraz prof. Andrzej Zybertowicz. Aż 66,5 proc. uczestników badania nie potrafiło wskazać żadnego z wymienionych kandydatów, wybierając odpowiedź "nie mam zdania". Najwięcej (8,5 proc.) wskazań uzyskał założyciel Kanału Zero. Wskazało go najwięcej respondentów w wieku 18-24 (10,8 proc.) i 25-34 (15 proc.).

Sam Krzysztof Stanowski już kilka miesięcy temu zapowiedział, że weźmie udział w wyścigu o fotel prezydenta Polski, jednak nie zależy mu na wygranej, a jedynie na samej rywalizacji. Teraz dziennikarz opublikował na platformie X gorzką refleksję na temat stanu polskiej polityki.
Stanowski załamany kłamstwami polityków. "Frajerstwem jest przejmować się prawdomównością"

Krzysztof Stanowski w długim wpisie ubolewa nad przyzwoleniem na kłamstwa polityków. Jak podkreśla, dotyczy to każdej strony sceny politycznej w naszym kraju.

"W polityce się kłamie. OK, nie jesteśmy dziećmi, więc o tym wiemy. Ale stężenie kłamstw jest aktualnie absolutnie nie do zniesienia. Wszyscy, bez względu na stronę sporu, kłamią. Kłamstwo przestało być wstydliwe, osoba złapana na kłamstwie nie musi się tłumaczyć, po prostu następnym razem postara się skłamać lepiej – tak, żeby nikt się nie zorientował. A zresztą – jeśli się zorientują znowu, to co z tego? Kłamstwo nie psuje reputacji, nawet nałogowe kłamanie już nie odbiera wiarygodności. Jeśli permanentnie kłamiesz, nie jesteś skompromitowany, tylko waleczny, zawzięty i konsekwentny. Kto kłamie non-stop, ten wzbudza podziw swoją niezłomnością" – pisze twórca Kanału Zero.

"Kiedyś problemem było, jeśli mówiłeś co innego niż rok wcześniej. Dzisiaj nie jest problemem, jeśli mówisz co innego niż dzień wcześniej. Możesz mieć inne zdanie na ten sam temat zależnie od tego, kto cię pyta – i nikogo to nie dziwi i nie rusza. Doszliśmy do momentu, że jednak frajerstwem jest przejmować się prawdomównością, bo ona ogranicza, a kłamstwo nie ogranicza. A stawka jest wyższa niż jakaś tam prawdomówność, więc fani, wyznawcy, wielbiciele wybaczą, mało tego: oni kibicują, aby dobrze, dobitnie okłamać, żeby tamtym w pięty poszło" – zaznacza dziennikarz.

"Nic już nie kompromituje "swojego" polityka, wszystko kompromituje "obcego". Nie ma grzeszków i grzechów, których nie zignorujemy, gdy ktoś walczy po tej samej stronie, jak i nie ma grzeszków i grzechów, które wybaczymy, jeśli ktoś walczy po drugiej. I absolutnie każdy jest w stanie sobie to wszystko zracjonalizować, że "tak trzeba", zawsze istnieje "wyższy cel" – dodaje.






tysol.pl/a129368-samuel-pereira-reakcja-na-oredzie-prezydenta-pokazuje-jak-bardzo-sie-boja

rozrywka.dorzeczy.pl/show-biznes/645373/stanowski-nie-wytrzymal-rozprawia-o-klamstwach-w-polityce.html





środa, 16 października 2024

Być, albo nie być - dlaczego nie działają?






09.10.2024 22:17

To, kto zostanie kolejnym prezydentem Polski, to jej być, albo nie być. 

Szydło punktuje, dlaczego

- Ciągle trwają analizy w Prawie i Sprawiedliwości, jeśli chodzi o wybór kandydata na prezydenta. 

- Te wybory są historycznie ważne, a w ostatnich kilku wyborach prezydenckich - najważniejsze. Te wybory zadecydują o tym, czy Polska będzie krajem suwerennym, krajem, który może sam decydować o sobie, w którym obywatele będą szanowani i będą realizowane ich interesy, czy też staniemy się, jak to bardzo często mówi prezes Jarosław Kaczyński, kondominium niemieckim. Jeśli wygra kandydat, który będzie podpisywał wszystko, czego oczekuje Tusk, a Tusk realizuje pewien plan napisany w Brukseli, to Polska upadnie

- mówiła na antenie Telewizji Republika była premier Beata Szydło.



Podobnie mówi poseł Czarnek.




16.10.2024 09:20

Czarnek w TV Republika: Musimy mieć różne plany na rozwalenie koalicji 13 grudnia

Plany mają to do siebie, że muszą być wariantowe. Nie wiemy, co będzie się działo w maju przyszłego roku. Jeśli wygra kandydat Prawa i Sprawiedliwości, będziemy rozważać, jak najszybciej zakończyć te rządy - przyznał w Telewizji Republika Przemysław Czarnek.

Gościem Michała Rachonia w programie „Jedziemy” był poseł Prawa i Sprawiedliwości, były minister edukacji narodowej Przemysław Czarnek. Polityk mówił o przygotowanych planach, których realizacja zależy od rozstrzygnięcia przyszłorocznych wyborów.

- Wygrana kandydata prawicy w wyborach prezydenckich to warunek sine qua non (warunek konieczny) suwerenności narodu polskiego. Patrząc na to, co dzieje się od 13 grudnia 2023 roku i poziom niezadowolenia społeczeństwa, to jestem przekonany, że zwycięstwo kandydata prawicy spowoduje rozpad koalicji 13 grudnia - przekazał.


Czy wyjdą z tego przedterminowe wybory? Czy wyjdzie z tego rząd techniczny? Czy wyjdzie z tego nowa koalicja Prawa i Sprawiedliwości z innymi siłami prawicowymi? - stawiał pytania, wskazując na rozmaite powyborcze scenariusze.

I dalej:
„jestem również przekonany, że wśród posłów i Polskiego Stronnictwa Ludowego, i Polski 2050 i nawet Platformy Obywatelskiej są tacy, którzy nie mogą dalej patrzeć na to, co dzieje się z państwem polskim. Po wyborach prezydenckich na pewno ostaną się jacyś posłowie z tych ugrupowań, którzy byliby skłonni przejść do innej koalicji, która skończy z rządami Donalda Tuska i koalicji 13 grudnia”.

Dopytywany, czy to rozrysowana ścieżka odzyskania władzy, odparł:
„jedna z kilku. Plany mają to do siebie, że muszą być wariantowe. Nie wiemy, co będzie się działo w maju przyszłego roku. Jeśli wygra kandydat Prawa i Sprawiedliwości, będziemy rozważać, jak najszybciej zakończyć te rządy”.

Czarnek podkreślił, że w maju przyszłego roku będzie dążenie do zakończenia tych rządów. - I wtedy musimy mieć różne plany na rozwalenie koalicji 13 grudnia, różne warianty odsunięcia Tuska od władzy, różne warianty ratowania Polski. Takie plany są - potwierdził.

Zarzucił, że „na naszych oczach i na oczach całej Europy, która patrzy na Polskę, Tusk buduje coś, czego w Europie nie było od dawna - buduje autorytaryzm liberalny”. 

- Patrzą, czy mu się to uda. To kluczowe miesiące dla wolnej Polski i wolnej Europy - ostrzegł.

--------------------





Podsumowując w skróconej formie:



To, kto zostanie kolejnym prezydentem Polski, to jej być, albo nie być. 

- Te wybory są historycznie ważne, a w ostatnich kilku wyborach prezydenckich - najważniejsze.

Te wybory zadecydują o tym, czy Polska będzie krajem suwerennym,  czy też staniemy się,  kondominium niemieckim. 

Jeśli wygra kandydat, który będzie podpisywał wszystko, czego oczekuje Tusk,  to Polska upadnie

- Wygrana kandydata prawicy w wyborach prezydenckich to warunek konieczny suwerenności narodu polskiego. 




Ja tu czegoś nie rozumiem.

Wydaje mi sie, że wszyscy w Polsce, którzy się temu przyglądają, chcą, aby PiS COŚ ZROBIŁ z tym złym rzadem Tuska, tymczasem posłowie PiS tylko gadają, że rząd i poszczególne osoby ze sfery rządzącej łamią prawo, a jednocześnie nic z tym nie robią, a przynajmniej nic nie słychać, żeby robili coś konkretnego, by ich powstrzymać.


Jak ktoś złamie prawo i ukradnie batonik w sklepie, to mu zaraz ręce do tyły wykręcają, zakuwają w kandaty i jak skazańca prowadzą - a tutaj nic takiego się nie dzieje, chociaż od miesięcy PiS i nie tylko, twierdzą, że rząd jawnie łamie prawo.

To znaczy co? Nie ma takiego prawa, które mogło by zatrzymać ten rząd?

Jeżeli nie ma, to czemu nazywa się to łamaniem prawa?


Osoby jak wyżej, i nie tylko twierdzą, że ostatnie wybory zdecydują, czy Polska będzie istnieć - i wobec takiego zagrożenia nadal nic nie robią??

O co tu chodzi, niech wytłumaczą - czemu nic nie robią.



Co więcej, pada zdanie:

Jeśli wygra kandydat Prawa i Sprawiedliwości, będziemy rozważać, jak najszybciej zakończyć te rządy.



Ale panie pośle - po co wam "wasz" prezydent w maju przyszłego roku, żeby zakończyć rządy KO, 



skoro wy TERAZ macie "waszego" prezydenta??





Macie "waszego" prezydenta, czemu nie zakończycie TERAZ złe rządy KO???






środa, 4 września 2024

O liderach (przedruki)







Redaktor naczelny „Tygodnika Solidarność”: 

Czy związkowcy mogą być uznani za nowoczesnych liderów? Jak najbardziej



03.09.2024 12:00


W najnowszym numerze „TS” piszemy o tym, jak ważna jest edukacja. Dobra edukacja, która opiera się na solidnych fundamentach i pozwala młodym ludziom wejść w dorosłe życie z odpowiednim przygotowaniem.


Edukacja, która pozwala poznać nasze korzenie. „Człowiek bez historii jest po prostu bardziej plastyczny, można bez większych konsekwencji zaburzyć jego system wartości” – powiedział mi dr Karol Nawrocki w wywiadzie, który przeczytają Państwo w „TS”. Ale piszemy także o edukacji, która powinna przygotowywać młodych do bycia liderami – w swoich lokalnych społecznościach, w samorządach, w przedsiębiorstwach.



Głos takich osób powinni usłyszeć przedstawiciele innych sektorów rynku

Czy związkowcy mogą być uznani za nowoczesnych liderów? Jak najbardziej. Oni, jak mało kto, znają współczesny rynek pracy i mechanizmy nim rządzące. Głos takich osób powinni usłyszeć przedstawiciele innych sektorów rynku.

I na takich liderów stawia Solidarność. Na ludzi, którzy rozumieją nowoczesny rynek pracy i potrafią w nim funkcjonować. Na liderów, którzy cechują się nie tylko dużą wiedzą i szerokimi kompetencjami, ale również wrażliwością społeczną. To oni muszą mieć podstawy, by być dobrymi przywódcami pracowników. To oni muszą przeciwstawiać się pracodawcy, który zawsze stoi na bardziej uprzywilejowanej pozycji. To oni są głosem członków związku zawodowego, który reprezentują.

Jeśli chcemy rozmawiać o tym, w jakim świecie i w jakim kraju będziemy w przyszłości żyli, nie można pominąć osób najbardziej zainteresowanych, czyli pracowników. To ich dotyczą kwestie związane z bezpieczeństwem kraju, także bezpieczeństwem żywnościowym, interesują ich kierunki rozwoju przedsiębiorstw, to oni mogą skorzystać lub stracić na rozwiązaniach dotyczących polityki. Tylko silni liderzy są w stanie przebić się ze swoim punktem widzenia i przekonać innych do swojej wizji świata. Jeśli pracownicy będą takich mieli, ich głos będzie bardziej słyszalny.

Aby jednak wykształcić dobrych liderów związkowych, ale także po prostu świadomych pracowników, potrzebna jest dobra edukacja, która zawiera elementy nauki o rynku pracy z perspektywy zwykłego pracownika.

Wiedzę o prawach pracowniczych trzeba budować od najmłodszych lat

„Tygodnik Solidarność” w swoich publikacjach porusza problemy osób słabszych, wykluczonych. To często pokrzywdzeni przez pracodawców ludzie pracy. Nieraz alarmowaliśmy, że nikt nigdy nie nauczył ich, jak mogą ze swojej pozycji przeciwstawić się pracodawcy. Solidarność zaś przekonuje, że wiedzę o prawach pracowniczych trzeba budować w dzieciach i młodzieży od najmłodszych lat. Wtedy wchodząc na rynek pracy, będą mocniejsi. Ale jest to możliwe dzięki odpowiedniej edukacji.

Autor: Michał Ossowski




Jacek Siewiera zabiera głos ws. kandydowania w wyborach prezydenckich


03.09.2024 22:00



We wtorek w programie Krzysztofa Stanowskiego szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera pytany był o kandydowanie na urząd prezydenta w wyborach w 2025 r. W tym kontekście przytoczono niedawną wypowiedź prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który określił, że kandydat na prezydenta tego ugrupowania musi być "młody, wysoki, okazały, przystojny", znający języki i obyty międzynarodowo.

Siewiera odpowiada na plotki ws. kandydowania w wyborach

"Mam wrażenie, że od początku lipca głównym tematem, jeśli nie jest odebranie finansowania głównej partii opozycyjnej i działanie, które ją paraliżuje w pewien sposób, to jest temat, czy po jednej stronie będzie decydował błysk na zębie, a po prawej nadmiar brylantyny i okazałości. Jeśli 12 miesięcy, które mam przed sobą, mam stracić na taką dyskusję, to nie wiem czy ma to sens" - podkreślił Siewiera.

Zapytany, "czy jest okazały" Siewiera powiedział: "Szczerze wątpię. Myślę, że nie spełniam wielu kryteriów".

Pytany, czy jest realne, by kandydował na prezydenta, ponieważ jest obecny w gronie osób, które się wymienia na to stanowisko, szef BBN podkreślił:

"to nie ja jestem obecny, tu nie chodzi o jakiegoś Siewierę. Obecny w dyskusji jest człowiek, który będzie miał zdolność zagwarantowania odpowiedzialności za społeczeństwo, za ludzi wobec których się zobowiązuje do pełnienia służby".


Według szefa BBN, jeżeli z badań wynika, że potrzebny jest kandydat, który jest młody, wykształcony, "jest w stanie mówić w sposób względnie kompetentny o bezpieczeństwie", to "nie wychodzi Siewiera, a pewien profil kandydata".


Strategii bezpieczeństwa narodowego priorytetem

Siewiera powiedział, że w momencie, w którym BBN przedstawiło rekomendację do strategii bezpieczeństwa narodowego ministrowi obrony narodowej Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi, jest procedowana ustawa reformująca kształt sił zbrojnych i podejmowany jest "wysiłek mobilizacji i katalizowania przemysłu obronnego", to

  "wystawianie gościa, który odpowiada za to, żeby to po prostu dowieźć, na dyskusję o tym, czy będzie kandydował, sprawia, że mogą się pojawiać głosy krytyki, forma oporu, niechęci, które nie służą tej sprawie".

"Kiedyś w wywiadzie powiedziałem, że jeśli moja deklaracja o niekandydowaniu miałaby służyć temu, że przejdzie reforma systemu kierowania i dowodzenia obroną państwa, to ja taką deklarację złożę bez wahania. I to podtrzymuję" - podkreślił Siewiera.

"Mam kłopot z obozami politycznymi i to chyba widać od początku. Za czasów rządu PiS pierwszą decyzją było zwołanie posiedzenia wszystkich byłych szefów BBN, aż do teraz, kiedy również w wielu wypadkach widzę niekompatybilność z linią polityczną" - ocenił






Umiejętność czekania to ćwiczenie cierpliwości.

fragmenty



„Człowiek, który opanuje cierpliwość, opanuje wszystko inne”.

George Savile



Umiejętność czekania i chaos natychmiastowości

Byung-Chul Han, filozof, kulturoznawca i profesor Uniwersytetu Sztuk Pięknych w Berlinie, napisał książkę The Burnout Society. Stwierdza w nim, że społeczeństwo XXI wieku nie jest już społeczeństwem dyscyplinarnym. Zamiast tego koncentruje się na wydajności i mocy do produkcji.

Dzisiaj ludzie chcą zrobić więcej w krótszym czasie. W świecie nadmiernych bodźców każdy spieszy się i jest pod presją. To świat, który bardziej interesuje się wynikami niż cieszy się procesem. Problem polega na tym, że gdy ignorujesz kroki, które podejmujesz i sposób, w jaki się dostałeś do celu, kończysz z wyczerpaniem fizycznym, umysłowym i zawodowym.

Dodatkowo stymulacja wpływa na percepcję. Wykonujesz wiele zadań jednocześnie i robisz wszystko, ale tak naprawdę nic. Według Byung-Chul Han, wielozadaniowość nie oznacza, że robisz postępy. To regresja, ponieważ nie masz wystarczająco dużo czasu na kontemplację i skupienie uwagi na swoich zadaniach. Żyjesz ponad tym, chodząc na palcach bez zanurzania się w swoich doświadczeniach.


Bezpośredniość

W dzisiejszych czasach ludzie nie lubią czekać. Trudno jest być cierpliwym, ponieważ chcesz wszystkiego natychmiast i zachowujesz się dość impulsywnie. Większość ludzi rzadko zatrzymuje się, aby przeanalizować konsekwencje i są przytłoczeni stresem, lękiem, depresją i nudą. Nie lubią robić sobie przerw. Większość ludzi czuje się niekomfortowo, gdy nie mają nic do zrobienia, ponieważ w takich sytuacjach muszą skonfrontować się ze sobą. Niestety niewielu z nas jest na to przygotowanych.

To prawie tak, jakby nuda była wrogiem. Ludzie śpieszą się, aby znaleźć coś do zrobienia i wypełnić swój czas. Pośród tego hałasu możesz zapomnieć, że czysta ekscytacja nie tworzy niczego nowego. W ten sposób z kolei traci się dar słuchania, jak twierdził filozof Walter Benjamin. Jest coś jeszcze – zatracasz się w spirali nadpobudliwości, stresu i niepokoju.

Cierpliwość to sztuka, której musisz się nauczyć w oparciu o trening i tolerancję na ignorancję i niepewność. Ponieważ większość ludzi boi się czekać, sytuacja, w której nie wiesz, co się stanie i nad czym stracisz kontrolę, może być nie do zniesienia. Czasami jednak nie da się tego uniknąć. Nie zapominaj więc, że cierpliwość jest związana z byciem, a niecierpliwość z gromadzeniem.


Czekanie to wyzwanie. Jednak większość ludzi uważa cierpliwość za słabość. Jest tak, ponieważ przez większość czasu mylą to z rezygnacją lub apatią. Cierpliwość nie ma jednak nic wspólnego ze świadomością, ale z odwagą, nadzieją i perspektywą długoterminową. Cierpliwość polega na buncie przeciwko trudnościom na różne sposoby.


Uwagi końcowe

Umiejętność czekania polega na zabezpieczeniu się przed ewentualnością natychmiastowości i możliwości doświadczania niekorzystnych sytuacji bez załamania się. Osoba cierpliwa zna pułapki impulsywności i wynikające z niej konsekwencje. Tego typu ludzie oswoili swoje nieustanne dążenie do przyjemności i natychmiastowej gratyfikacji.

Czekanie może Cię nauczyć, że kontrolowanie wszystkiego jest niemożliwe i niebezpieczne. Refleksja, aby zrozumieć i ustalić priorytety, jest ważną postawą, podobnie jak szukanie czasu tylko dla siebie. Czas zastanowić się, czego chcesz i dokąd zmierzasz, aby uzyskać pewną perspektywę na swojej ścieżce. Oczywiście jest to możliwe tylko wtedy, gdy ćwiczysz cierpliwość. Głównie ze względu na umiejętność dokładnej oceny, gdy jesteś spokojny i nie przyćmiony hałasem potrzeby i natychmiastowej przyjemności.

Bycie cierpliwym to uczenie się, jak nie dać się ponieść okolicznościom i umiejętność podjęcia działań we właściwym czasie. Podpowiada Ci co wybierać i kiedy się poddać, gdy jesteś spokojny. To nauka rytmu życia.




Jakich liderów potrzebuje Polska?



Zespół wGospodarce


Aktualizacja: 3 września 2024, 19:44


Sprawczość, jasno zdefiniowany system wartości, inicjatywa w działaniu - zdaniem uczestników dyskusji w Karpaczu - m.in. takie cechy powinien posiadać współczesny lider. Politycy i biznesmeni zastanawiali się też, w jakim kierunku powinni podążać przywódcy, aby wyprowadzić kraj na ścieżkę rozwoju.

Uczestnicy dyskusji zorganizowanej podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu zastanawiali się nad definicją lidera. 

Prezydent Lubina Robert Raczyński podkreślił, że przywództwo nie ma nic wspólnego z dyktaturą czy zamordyzmem. 
Były marszałek województwa dolnośląskiego Cezary Przybylski zwrócił uwagę, że rolą lidera jest nadawanie tonu zmianom i sprawczość. 
Lider Konfederacji Sławomir Mentzen wskazał, że przywódca powinien mieć jasno zdefiniowany cel i zestaw wartości. 
Prezes Fakro Paweł Dziekoński ocenił, że lider wie dokąd zmierzamy, umie to zakomunikować i dyktuje tempo.

Prowadzący debatę Czesław Bielecki zapytał, co najbardziej politycznie, kulturowo, mentalnie, psuje w Polsce przywództwo. Robert Raczyński wskazał m.in. na model polityczny po 1989 roku nie preferujący zmian politycznych czy brak społeczeństwa obywatelskiego.


Mamy w sobie złe cechy związane z tym, że nie mieliśmy szans stać się społeczeństwem w rzeczywistości obywatelskim. Czyli aktywnym na różnych polach - i gospodarczym, biznesowym, politycznym i społecznym i charytatywnym
- ocenił Raczyński.


Byle nie najlepszy

Zdaniem Dziekońskiego problemem jest też fakt, że w Polsce atakowane są autorytety.

Bardzo łatwo zrzucamy z piedestału. Taka forma konkurencji, w której sami siebie wykańczamy, zamiast się szanować
- zauważył Dziekoński.

Przybylski zwrócił uwagę na problem przywództwa w samorządach. Obecny radny wojewódzki, w latach 2014-2024 pełnił funkcję marszałka województwa dolnośląskiego. Jego zdaniem problemem jest zbytnie upolitycznienie i niestabilność prawa.


Ośrodki decyzyjne niejednokrotnie są poza samorządem. Często bywa też tak, że w jednej partii tych ośrodków decyzyjnych jest kilka. Tak naprawdę nie wiadomo, od kogo te decyzje płyną - powiedział Przybylski.


Brak rozliczeń z obietnic

Sławomir Mentzen zwrócił uwagę na stan państwa. Ocenił, że głównym problemem, który psuje przywództwo w polskiej polityce, jest brak rozliczeń z braku sprawczości.


Politycy nie są rozliczani ze swojego braku działań. Nie wyobrażam sobie prezesa jakiejkolwiek dużej spółki, któremu by pozwolono przez osiem lat nic zrobić, nie dowieźć żadnego dużego projektu, nie zrealizować żadnej obietnicy. Ten problem jest w Polsce systemowy
- powiedział poseł Konfederacji.




piątek, 14 czerwca 2024

Większość kobiet chce mieć dzieci

 

Autor ujawnia manipulacje mediów odnośnie tego, czy polskie kobiety chcą mieć dzieci.

Warto pamiętać o tym, kto i jakie medium manipuluje uwagą Polaków, warto dociekać po co to robią.


Nie potrzebujemy takich gazet ani stacji radiowych telewizyjnych. 





przedruk




„Są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki” 

– brzmi popularne powiedzenie przypisywane oryginalnie Markowi Twainowi, i chociaż nie przepadam za tego typu „mądrościami”,  to zdarzają się sytuacje, gdy idealnie pasują one do sytuacji.


Takim przypadkiem jest z pewnością debata medialna na temat wyników badań CBOS dotyczących zamierzeń prokreacyjnych kobiet opublikowanych w styczniu 2023 roku[2].

Medialna kariera tego raportu zaczęła się od wpisu na profilu @RadioZet_News na portalu Twitter (obecnie X). Znalazło się w nim stwierdzenie: „Dwie trzecie Polek nie chce mieć dzieci”.






Tweet ten uzyskał bardzo duże zasięgi, a komunikat w nim zamieszczony rozszedł się szeroko w wielu mediach i szybko zaczął żyć własnym życiem, czego przykładem może być nagłówek na portalu bezprawnik.pl, którzy brzmi: „Doszliśmy do momentu, w którym jedynie co trzecia ankietowana Polka chce mieć dzieci”. Do dzisiaj w wielu rozmowach, publikacjach, a nawet konferencjach spotykam się osobami, które powielają to stwierdzenie.


Dlatego warto przyjrzeć się źródłowemu badaniu i temu, jakie naprawdę wnioski z niego wynikają. Pytanie, na które powołują się powyższe publikacje, brzmiało:


„Czy planuje Pani w przyszłości potomstwo?” 


i zadawane było kobietom w wieku 18-45 lat, a możliwe odpowiedzi były następujące:

– tak, planuję potomstwo w ciągu najbliższych 3-4 lat
– tak, planuję w dalszej perspektywie
– nie wiem
– nie planuję.


17% badanych kobiet odpowiedziało, że planuje dzieci w perspektywie 3-4 lat,
15% odpowiedziało, że planuje, ale w dalszej perspektywie, a
68% wybrało odpowiedź „nie planuję” lub „nie wiem”








I tutaj mamy pierwszą manipulację:

otóż z niewiadomych względów połączono odpowiedzi: „nie planuję” i „nie wiem”, chociaż opisują one zupełnie inne sytuacje.


Przykładowo 30-latka, która bardzo chciałaby zostać matką, ale nie jest w trwałym związku, może odpowiedzieć „nie wiem”, ponieważ jej plany zależą od bardzo wielu czynników, na które ma ona wpływ jedynie częściowo, na przykład czy uda jej się znaleźć mężczyznę, z którym chciałaby założyć rodzinę – dobrego kandydata na ojca. Nie opublikowano nigdzie informacji, jaka część tych 68% badanych wybrała odpowiedź „nie planuję”, a jaka „nie wiem”.


Po drugie odpowiedź „nie planuję” nie oznacza „nie chcę mieć dzieci”. Osoba mająca już tyle dzieci, ile chciałaby mieć, na powyższe pytanie z pewnością odpowie „nie planuję”, ale nie oznacza to, że nie chce ona mieć dzieci.


Po trzecie część kobiet chciałaby mieć dzieci, ale ze względu na wiek lub problemy zdrowotne wie, że ich nie będzie miała. Dotyczy to zwłaszcza kobiet powyżej 40 roku życia, których ze względu na rozkład wyżów i niżów demograficznych w Polsce w grupie 18-45 jest w Polsce z każdym rokiem coraz więcej.

Po czwarte interpretacja odpowiedzi „nie planuję” wśród najmłodszych respondentek (np. 18-letnich) jako deklaracji, że nie chcą mieć dzieci, jest zdecydowanie nadinterpretacją.

Jeśli 18-latka (uczennica 3 klasy szkoły średniej) mówi, że nie planuje dziecka, oznaczać to może, że jeszcze nie myśli o tym, bo jest to bardzo odległa perspektywa. Za kilka lat jej odpowiedź może być zupełnie inna.

Po piąte część kobiet nie może mieć dzieci z powodów zdrowotnych. To, że odpowiadają negatywnie na pytanie o plany prokreacyjne, oczywiście nie oznacza, że nie chcą one mieć dzieci.

Po szóste wreszcie co z kobietami, które już są w ciąży lub planują dziecko w perspektywie krótszej niż 3 lata. Kobieta spodziewająca się dziecka mogła zinterpretować, że jest pytana o to, czy planuje KOLEJNE dziecko. Tego również nie wiemy.
 

Potwierdzenie powyższych hipotez znajdziemy w samym komunikacie CBOS kilka stron dalej, analizując wykres z rozkładami odpowiedzi w zależności od sytuacji respondentki.








Okazuje się, że owszem w całej populacji mamy 68% odpowiedzi „nie planuję” lub „nie wiem”, ale odpowiedzi te różnią się bardzo mocno w poszczególnych podgrupach.


Najwięcej odpowiedzi negatywnych jest wśród kobiet mających dwoje lub więcej dzieci, w grupie wiekowej 35-45 lat.

Czy o czterdziestopięciolatce mającej trójkę dzieci, która odpowiada, że nie planuje więcej, można powiedzieć, że nie chce mieć dzieci? Oczywiście jest to pytanie retoryczne.



Warto przypomnieć, że w grupie wiekowej 30-45 lat ponad 50% to kobiety mające 39 lub więcej lat.


Z kolei wśród kobiet bezdzietnych w grupie wiekowej 18-29 aż 67% (ponad 2/3) badanych deklaruje, że planuje mieć dzieci. Nie wiemy, ile z pozostałych 33% to kobiety, które odpowiedziały „nie wiem” albo nie mogą mieć dzieci z powodów zdrowotnych.

Warto zwrócić uwagę, że odsetek planujących mieć dzieci spada wraz z wiekiem i liczbą posiadanych dzieci. Kobiety młodsze niemające dzieci w większości planują je mieć. 

Nie jest zatem prawdą, że z cytowanego komunikatu CBOS wynika, że 2/3 Polek nie chce mieć dzieci.

Wynika z niego coś zupełnie przeciwnego. Zdecydowana większość kobiet chce mieć dzieci lub już je ma, a spośród pozostałych spora część jeszcze się waha.


Na koniec warto zacytować inne badanie CBOS, również z 2023 roku, chociaż nieco późniejsze[3]



W badaniu tym, przeprowadzonym w lipcu 2023 roku, zadano inne pytanie, dużo lepiej odzwierciedlające chęć posiadania dzieci lub jej brak. 

Brzmiało ono: 

"Niezależnie od tego, jaki jest Pana(i) stan cywilny, w jakim jest Pan(i) wieku, a także czy ma Pan(i) dzieci czy też nie, proszę powiedzieć – ile dzieci chciał(a)by Pan(i) mieć w swoim życiu?"

Przy tak zadanym pytaniu

jedynie 10% kobiet w wieku 18-40 odpowiedziało, że w ogóle nie chciałoby mieć dzieci (co ciekawe wśród mężczyzn odsetek ten był niższy – 6%),

a ponad 1/4 badanych kobiet (26%) deklaruje, że chciałaby mieć 3 albo więcej dzieci lub tyle, ile się zdarzy.

Średnia wskazań oscyluje wokół dwójki dzieci.






W sytuacji spadającej z roku na rok liczby urodzeń oraz notujących rekordowo niskie poziomy wskaźników dzietności bardzo łatwo uwierzyć, że Polki nie chcą mieć dzieci. Jednak rzeczywistość jest zdecydowanie bardziej skomplikowana. 

Polki chcą zostawać mamami, ale z różnych powodów nie udaje im się to albo nie mają (lub uważają, że nie mają) do tego odpowiednich warunków. Jakie są przyczyny tak wysokich rozbieżności pomiędzy deklaracjami a rzeczywistością (luka dzietności)? 


To temat bardzo złożony, na osobną publikację.







Michał Kot

Socjolog, ekspert ds. demografii i polityki społecznej, były dyrektor Instytutu POKOLENIA, prywatnie mąż i ojciec 5 dzieci.




[1] Zdanie to znajduje się Autobiografii Marka Twaina, ale jest ono tam cytowane za brytyjskim premierem Benjaminem Disraeli.

[2] CBOS, komunikat z badań 3/2023, „Postawy prokreacyjne kobiet”

[3] CBOS, Komunikat 87/2023, „Bariery zamierzeń prokreacyjnych”








nlad.pl/czy-polacy-chca-miec-dzieci/






Media w Słowenii



przedruk




Prof. Boštjan M. Turk: Nalot policji na słoweńskie media publiczne. Jak w Polsce


13.06.2024 22:37


Słowenia przez długi czas była postrzegana jako kraj odnoszący największe sukcesy w Unii Europejskiej spośród byłych członków bloku socjalistycznego lub państw wschodnich. Jako pierwsza przystąpiła do strefy euro i strefy Schengen.


Sukces ten ma jednak głównie charakter zewnętrzny. Słowenia różni się od innych państw byłego sojuszu komunistycznego tym, że nie zerwała ze swoją totalitarną przeszłością. W rezultacie nigdy nie poddała się lustracji, tj. nie oczyściła swojej administracji ze śladów totalitarnej władzy. W mojej najnowszej książce, "Enchaînés par la liberté", która dotyczy nieudanych transformacji w niektórych krajach byłej Europy Wschodniej, cytuję Milovana Đilasa, wybitnego dysydenta. Pomimo spędzenia ponad dziesięciu lat w więzieniach Jugosławii Tito, Đilas stał się jednym z najzacieklejszych krytyków globalnego komunizmu. Jego dogłębna znajomość tej ideologii doprowadziła go do następującego spostrzeżenia: „Władza jest alfą i omegą współczesnego komunizmu, nawet jeśli próbuje on udawać, że jest inaczej. Idee, zasady filozoficzne, ograniczenia moralne, naród, ludzie, ich historia, a nawet częściowo ich własność - wszystko można zmienić i poświęcić. Tylko władza jest nietykalna, ponieważ rezygnacja z niej oznaczałaby porzucenie istoty komunizmu. Mogą to zrobić jednostki, ale nie klasa, partia czy oligarchia, ponieważ władza jest celem i sensem ich istnienia” (Milovan Đilas, The New Ruling Class). Co ciekawe, chociaż słowa te zostały napisane w 1957 roku, pozostają aktualne dla współczesnej Słowenii, a ich znaczenie rozciąga się również na kraje takie jak Chiny czy Rosja, gdzie elementy gospodarki rynkowej mieszają się ze sztywną ideologią, mutatis mutandis, ponieważ Słowenia znajduje się w centrum sojuszy euroatlantyckich.


Jednak w Słowenii publiczny kult komunizmu jest wyjątkowy w Unii Europejskiej. Czerwona Gwiazda pozostaje obowiązkowym symbolem na uroczystościach państwowych, a Internationale jest nadal hymnem wielu organizacji publicznych, takich jak związki zawodowe. Są to jednak tylko widoczne przykłady. Głównym narzędziem starej niedemokratycznej nomenklatury, obecnie dostosowanej do nowoczesnej Europy, jest ścisła kontrola hierarchii władzy. Kluczowe stanowiska w policji, Sądzie Najwyższym i Trybunale Konstytucyjnym zajmują szczególnie lojalne kadry. Słowenia cierpi również na brak wolności prasy, a wszystkie gazety podlegają surowej cenzurze ze względów ideologicznych.

Sytuacja pogorszyła się wraz z dojściem do władzy partii kierowanej przez obecnego premiera, Roberta Goloba. Partia ta przejęła stery rządów tuż po wielkiej pandemii, w kwietniu 2022 roku, obiecując „wyzwolenie” obywateli i znaczną poprawę jakości ich życia. Jednak wkrótce stało się jasne, że tak zwane „wyzwolenie” było głównie przykrywką do zastąpienia zasiedziałych urzędników, którzy byli politycznie neutralni lub nieokreśleni. W rezultacie rząd rozpoczął systematyczne czystki w sektorze publicznym, przygotowując coś, co nazwał „listami likwidacyjnymi”, terminem, którego nie wahał się używać publicznie. Podczas tych wydarzeń Robert Golob używał retoryki przypominającej stalinowskie czystki, mówiąc o „czyszczeniu, usuwaniu” personelu.

Szczególną uwagę zwrócono na najważniejszy organ rozpowszechniania informacji w kraju: krajową telewizję publiczną. Konieczne było „wyczyszczenie” tych pracowników, którzy nie byli całkowicie lojalni wobec nowego reżimu. Przepisy wprowadzone przez obecny rząd w celu szybkiego przejęcia tego głównego kanału informacyjnego były w rzeczywistości niezgodne z konstytucją. W rezultacie zostało ono zaskarżone do Trybunału Konstytucyjnego Republiki Słowenii, który miał orzec o jego zawieszeniu.


Stało się jednak coś nieoczekiwanego. Podczas gdy Trybunał Konstytucyjny rozpatrywał kontrowersyjną ustawę, wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Vera Jourova złożyła mu wizytę. Ta interwencja, mająca miejsce dokładnie w trakcie obrad, stanowiła wyraźną ingerencję najwyższego szczebla europejskiej władzy wykonawczej w sprawy sądownicze kraju trzeciego, wywierając bezpośrednią presję na gałąź rządu, która powinna pozostać niezależna. Należy zauważyć, że wizyta ta nie była przypadkowa, ponieważ Vera Jurova została wyraźnie zaproszona do Słowenii. Profesor Bostjan M. Zupancic, były sędzia Trybunału Konstytucyjnego i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, zauważył: „Kiedy byłem sędzią Trybunału Konstytucyjnego, w latach 1993-1998, nigdy nie zapraszaliśmy polityków. Problem nie leży więc po stronie Very Jurovej, ale obecnego prezesa Trybunału, pana Accetto, który ją przyjął. A on doskonale wie, kim ona jest. Należy również zauważyć, że Matej Accetto jest jedynym prezesem Trybunału Konstytucyjnego UE, który został publicznie przyłapany na kłamstwie.

Stanowi to godną uwagi kolizję, zderzenie dwóch wysoce dyskusyjnych interesów. Na tym jednak kontrowersje się nie kończą. Zgodnie z dostępnymi informacjami, pani Jourova odwiedziła tylko dwa sądy konstytucyjne UE w ciągu ostatnich czterech lat, z wyjątkiem sądu jej własnego kraju w Brnie: jeden w Rumunii, a drugi w Słowenii. Jej dwie wizyty w Słowenii są wyjątkowe w Europie; ten kraj, jeden z najmniejszych na kontynencie, nie stawia żadnych większych wyzwań prawnych. Co by się stało, gdyby wzięła udział w posiedzeniu niemieckiego lub francuskiego Trybunału Konstytucyjnego w trakcie debaty nad kluczową ustawą? Bez wątpienia europejska prasa po raz kolejny byłaby oburzona jej działaniem. Prawdopodobnie pojawiłoby się wezwanie do jej dymisji. Epilog tej sprawy był do przewidzenia, biorąc pod uwagę poprzednie wydarzenia: Trybunał Konstytucyjny zatwierdził kontrowersyjną ustawę, a cenzura informacji została wprowadzona w głównym serwisie informacyjnym kraju, telewizji państwowej. Taka sytuacja jest bezprecedensowa w Europie.
Tylko w ten sposób można wyjaśnić zjawisko, o którym będziemy mówić. W krajach byłego realnego socjalizmu emeryci są klasą szczególnie wrażliwą. W Słowenii są oni zjednoczeni w partii 1 października, której przewodzi Pavel Rupar. Jest on postacią charyzmatyczną. Co miesiąc gromadzi dziesiątki tysięcy emerytów przed budynkami parlamentu i walczy o ich prawa. Nigdy wcześniej w historii Słowenii pojedynczej osobie nie udało się zgromadzić tak wielu ludzi każdego miesiąca, regularnie. Biorąc pod uwagę, że Słowenia ma dwa miliony mieszkańców, jest to bardzo duża liczba. Wyobraźmy sobie, że ktoś w Polsce lub we Francji jest w stanie zgromadzić kilkaset tysięcy ludzi każdego miesiąca. Mimo to telewizja krajowa całkowicie ignoruje te demonstracje, mimo że wyrażają one głębokie zainteresowanie Słoweńców.


Jak w Polsce

Historia ta znajduje analogię w Polsce, gdzie pod rządami Donalda Tuska policja przejęła telewizję publiczną i zamknęła agencję prasową, za co Vera Jurova (i inni) położyła kres śledztwu w sprawie naruszenia praworządności, nagradzając w ten sposób te działania. Neomarksistowski wokalizm tak przeniknął do brukselskich instytucji, że obecnie jesteśmy świadkami fundamentalnej erozji demokracji w Europie. Ludzie nie mogą już uważać mediów za autentycznych rzeczników ich interesów.

Wracając do Słowenii, wciąż istnieje kilka niezależnych, prywatnych kanałów telewizyjnych, choć ich wpływ nie jest na taką skalę, jak w przypadku telewizji państwowej. Wśród nich wyróżnia się Nova 24tv, należąca do kilkuset drobnych udziałowców. Kanał ten został jednak zaatakowany przez policję 29 maja, a dom jego dyrektora i redaktora naczelnego, Borisa Tomasica, został przeszukany bez nakazu, co było wyraźnie zastraszającym posunięciem. Opozycja parlamentarna natychmiast potępiła to wyraźne nadużycie prawa. Po raz pierwszy przywódcy instytucji europejskich zareagowali konstruktywnie. Manfred Weber, przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej, powiedział: „Żaden rząd UE nie powinien nigdy karać mediów za wyrażanie odmiennych opinii. Europejska Partia Ludowa nie będzie tolerować politycznego wykorzystywania wymiaru sprawiedliwości. Wzywamy Komisję Europejską do pilnego zbadania tej sprawy oraz do obrony wolności mediów i praworządności w Słowenii”. Musimy jednak zachować zimną krew. Wpływ jego słów i administracji europejskiej podkreśla niedawne wydarzenie: policja po raz kolejny złożyła wizytę w domu dyrektora Nova 24tv, twierdząc, że ma zły adres, po czym odjechała. Miało to miejsce 4 czerwca. Tak rażącego zastraszania nie można ignorować. Przywódcy instytucji europejskich wydają się więc raczej bezzębnym tygrysem, którego nikt nie traktuje poważnie. Rzeczywiście, musimy umieścić w kontekście niedawne przyznanie przez pana Webera, że Komisja Europejska była zbyt polityczna podczas jego kadencji. Innymi słowy, pośrednio zachęcała do ataków na wszystkie tematy, które nie były poprawne politycznie. Wystarczy pomyśleć o Polsce i Węgrzech.
Co to oznacza w świetle wyborów europejskich? To mówi samo za siebie. Klasa polityczna w Brukseli, która nie wie, czym jest prawdziwa demokracja, musi zostać wyrzucona. Jeśli nie, to oni wyrzucą nas.




Autor: prof. Boštjan M. Turk
Źródło: tysol.pl
Data: 13.06.2024 22:37




tysol.pl/a123269-prof-bo-tjan-m-turk-nalot-policji-na-slowenskie-media-publiczne-jak-w-polsce









niedziela, 5 maja 2024

Znowu plaga alkoholu



No właśnie, od kilku lat zauważam, że znowu gdzieś przy ławeczkach publicznie ktoś biesiaduje, co było częste w PRL, po 90 roku ten "zwyczaj" zaniknął...


Z artykułu wynika, że powodem tego jest PRZYZWOLENIE decydentów.



Szczegóły poniżej.






przedruk


Pijemy alkohol jak w najgorszych czasach PRL.


aktualizacja 2024-05-04, 13:05




Raport "Polska zalana piwem" przedstawia szokujące dane dotyczące liczby spożywanego alkoholu przez Polaków. Wynika z niego m.in., że podczas majówkowych zakupów, połowę naszych wydatków przeznaczamy na alkohol. W tym okresie króluje piwo. Problem ten jednak nie ogranicza się tylko do długiego weekendu majowego.

Koszty spożycia alkoholu

Dr Artur Bartoszewicz, który jest współautorem tego raportu podkreślił w Programie 3 Polskiego Radia, że analizy dotyczące kosztów spożycia alkoholu prowadzone są już od kilku lat. 

- Od 2015 byłem proszony o analizy ekonomicznych kosztów spożywania alkoholu. Są to wszystkie koszty, nie tylko te związane z samym jego zakupem, ale również dotyczące konsekwencji spożywania. Chodzi o m.in. choroby, zmiany społeczne, rozpad rodzin, samobójstwa czy działanie służb - wyjaśnił.

- Łączna wartość kosztów społeczno-ekonomicznych wynikająca ze spożycia alkoholu w Polsce wynosi 93 mld zł. Biorąc pod uwagę inflację, ta wartość osiąga dziś około 120-130 mld zł - dodał.

Akcyza za alkohol nie pokrywa kosztów

Gość Polskiego Radia podkreślił, że mitem jest to iż akcyza pokrywa koszty spożywania alkoholu. 

- Różnica między przychodami budżetowymi z akcyzy a kosztami społeczno-ekonomicznymi, to prawie 80 mld zł. Stanowi to 3,45 proc. PKB. To roczna skala kosztów, które generujemy. Twierdzenie, że ci którzy piją ponoszą koszty przez akcyzę, jest nieprawdą. Wszyscy jesteśmy pijani i wszyscy ponosimy koszty spożywania alkoholu - zaznaczył.

Dr Katarzyna Obłąkowska, która także współtworzy raportu dot. spożywania alkoholu wprost mówi o powrocie do czasów PRL. 

- Obecna sytuacja jest dramatyczna. Ilość wypijanego przez Polaków alkoholu jest taka sama, jaka była w najgorszych czasach PRL. Wtedy mówiono, że władza rozpija naród po to, żeby łatwiej nim rządzić - powiedziała.



Pijemy jak w PRL

W komunistycznej Polsce zdecydowano się jednak na walkę z plagą alkoholizmu i nadmiernego spożycia. W analogicznej sytuacji jaką mamy dzisiaj, przyniosła ona efekt.

 - Obecnie mamy taką samą ilość spożywanego alkoholu jak w roku 1980-1981, gdy ówczesna władza zaczęła przeciwdziałać piciu alkoholu przez Polaków. Wprowadzono ustawę, która obowiązuje do dzisiaj - dotycząca wychowania w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi – powiedziała.


- Wprowadzono wtedy surowe prawo i ono bardzo dobrze zadziałało. Od 1981 do 2001 roku spożywaliśmy coraz mniej alkoholu. W 1981 to było ok. 12 litrów na osobę. W 2001 osiągnęliśmy najniższy wskaźnik spożycia alkoholu w ciągu ostatnich 50 lat i było to ok. 7 litrów alkoholu na osobę - zrelacjonowała. 

Warto dodać, że dane dotyczącą spożycia czystego alkoholu etylowego, gdzie jedno piwo zawiera go raptem 20 gram.


Przerwana walka z alkoholem

Sytuacja w 2001 roku była bardzo dobra. 
- Osiągnęliśmy wtedy poziom Norwegii, która prowadzi bardzo ułożoną politykę alkoholową od ponad stu lat i ciągle utrzymują ten poziom - powiedziała dr Obłąkowska.

Wszystko zmieniło się jednak z uwagi na decyzje polityczne. Posłowie zdecydowali się na zmianę prawa, obniżyli akcyzę i pozwolili na reklamę alkoholu. Od tego momentu Polacy ponownie zaczęli pić coraz więcej. 

- Trzeba zadać sobie pytanie dlaczego w Sejmie posłowie zdecydowali się to robić. Różne komisje śledcze powstają. Moglibyśmy odważnie postawić taką komisję śledczą i zobaczyć jakie podjęto działania wobec posłów, aby zdecydowali się uruchomić mechanizm trucia narodu - podkreślił dr Baroszewicz.







Pijemy alkohol jak w najgorszych czasach PRL. "Wszyscy jesteśmy pijani i ponosimy tego koszty" (polskieradio.pl)











piątek, 26 kwietnia 2024

Ważkość władzy - A nie mówiłem? (25)

 

The press united - prasa hinduska



przedruk



Ustawa mobilizacyjna jest "punktem bez powrotu" dla Zełenskiego – ukraiński poseł



13 kwietnia 2024 r





Nowo uchwalona ustawa postawi Kijów przeciwko jego narodowi, powiedział Aleksandr Dubinsky

Nowa ustawa o poborze do wojska wbije klin między urzędników w Kijowie a zwykłych Ukraińców – powiedział deputowany Aleksandr Dubinsky. Określił ustawę jako punkt bez odwrotu dla prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i jego rządu.

W czwartek ukraiński parlament uchwalił długo dyskutowaną ustawę, która upraszcza procedury poboru i zmusza wszystkich mężczyzn w wieku od 18 do 60 lat – w tym mieszkających za granicą – do zarejestrowania się we władzach wojskowych. Na początku tego miesiąca, po kilku tygodniach obrad, Zełenski podpisał ustawę obniżającą wiek poboru dla mężczyzn z 27 do 25 lat.

Nowy projekt przepisów został przyjęty bez klauzuli demobilizacyjnej, która pozwoliłaby żołnierzom wrócić do domu po trzech latach spędzonych na linii frontu. W obecnej sytuacji każdy, kto zostanie powołany do wojska, będzie musiał służyć do końca konfliktu z Rosją.

Ukraińscy żołnierze czują się zdradzeni przez nowe zasady, poinformowały zachodnie media na początku tego tygodnia, powołując się na żołnierzy, którzy twierdzą, że czują się "oszukani i wykorzystani" i są wykorzystywani jako "niewolnicy".

Ustawa mobilizacyjna "będzie punktem zwrotnym, po którym nie będzie już odwrotu" – napisał w czwartek Dubinsky na Telegramie. Porównał politykę Kijowa do "Opriczniny" – masowej kampanii represji rozpoczętej przez rosyjskiego cara Iwana Groźnego w XVI wieku i realizowanej przez oddziały specjalne zwane "opricznikami", które cieszyły się zaufaniem monarchy i uniknęły jego gniewu.

[Opricznik - ochroniarz, gwardia osobista - MS]


"Administracja prezydencka i jej opriczniki, w tym prawodawcy - deputowani, urzędnicy, policja i służby bezpieczeństwa są po jednej stronie, podczas gdy wszyscy inni są po drugiej" – powiedział Dubinsky.


Według deputowanego celem tej polityki jest pomoc Zełenskiemu w utrzymaniu się przy władzy poprzez "zmuszenie wszystkich do wstąpienia do wojska."

"To bardzo zła podstawa dla konsensusu społecznego" - dodał deputowany. 

W innym poście zauważył, że parlamentarzyści, policjanci, niektórzy urzędnicy państwowi i władze lokalne są zwolnieni z mobilizacji zgodnie z nowym projektem przepisów i "w żadnym wypadku nie przygotowują się do wojny".

Dubinsky przebywa obecnie w areszcie na Ukrainie. W 2021 r. został wyrzucony z partii "Sługa Narodu" Zełenskiego. W listopadzie 2023 r. postawiono mu zarzuty zdrady stanu po tym, jak ukraińska służba bezpieczeństwa wewnętrznego (SBU) oskarżyła go o pracę na rzecz Rosji. Dubinsky odrzucił oskarżenia jako motywowane politycznie i stwierdził, że był prześladowany za krytykę Zełenskiego.









"Administracja prezydencka i jej opriczniki, w tym prawodawcy - deputowani, urzędnicy, policja i służby bezpieczeństwa są po jednej stronie, podczas gdy wszyscy inni są po drugiej"





Czyż nie brzmi to znajomo?
Skąd my to znamy?






Trzeba budować wspólnotę.
Zasypywać podziały.
Być ostrożnym.
Mieć baczenie na wszystko.
Ograniczyć telewizję.
Dowiadywać się wszystkiego - czytać różne media.
Analizować.
Myśleć.
Uświadamiać siebie i innych.



Brać udział w życiu społecznym, chodzić chociażby na spotkania osiedlowe, biblioteczne, w domu kultury, zdobywać takie doświadczenia, by oswajać się z tematami i z czasem pogłębiać swoje zaangażowanie, angażować do tego swoje dzieci. Starać się tam dawać coś pozytywnego od siebie.

Tworzyć wspólnoty jak koła zainteresowań, koła strzeleckie, osiedlowe, polityczne, samorządowe grupy działania i inne zorganizowane społecznie formy spędzania czasu. 

Wychowywać dzieci także z myślą o służbie publicznej w policji, administracji państwowej, w samorządzie, zainteresować je tym, dając własny przykład, tak 



by świadmość społeczna i ważkość tych spraw były dla nich czymś oczywistym i normalnym, by postrzegały państwo i jego administrację, jako naturalną przestrzeń ich zainteresowań.




Potrzebne są rozbudowane systemowe rozwiązania jak SZKOLENIA wojskowe, strzeleckie, ale też  KONTRWYWIADOWCZE z zakresu wykrywania wojny informacyjnej, wojny kognitywnej.

Wtedy przeciwdziałanie będzie skuteczne. 


Ale najpierw trzeba wiedzieć.



Dopiero po zdefiniowaniu:
  • kto za tym stoi
  • dlaczego to robi
  • i jak to robi

będziemy mogli dać im skuteczny odpór.





5 kolumna to nie jest po prostu zbiorowisko ludzi - oni podlegają szkoleniu i są potajemnie kierowani.

I my też musimy się szkolić,  dowiadywać - jeśli nie robi tego państwo, to we własnym zakresie, ale wszystko zgodnie z prawem.





Niezamierzamy i nie pójdziemy umierać "za ukrainę" na wojnie z Rosją.

My mamy do wygrania wojnę z Niemcami, oni od 1945 roku do dzisiaj nie chcą podpisać z nami Traktatów Pokojowych.


Wygrajmy TĘ wojnę,


po 85 latach wygrajmy w końcu wojnę z Niemcami.




















niedziela, 21 stycznia 2024

Washington Post podważa demokrację

 

Tekst jest pełen nowomowy i zwrotów, które nic nie znaczą.

Jest to klasyczny bełkot wymieszany z kłamstwami.



Ponadto, redaktor Washington Post nie rozumie jak działa demokracja.






Na tym polega demokracja, że wygrana partia "przemontowuje system"  i obsadza "swoimi" zaufanymi ludźmi.

Robi to zgodnie z wcześniej ustalonymi demokratycznymi zasadami.

Rzecz w tym, że Tusk robi to łamiąc te zasady.


PO łamie zasady demokracji i łamie prawo.




Pan redaktor tego nie wie.



Może nie ma demokracji w USA??







„Washington Post”: sytuacja w Polsce testem na odradzanie zniszczonej demokracji | Polska Agencja Prasowa SA (pap.pl)






środa, 12 kwietnia 2023

Przywództwo






przedruk
trochę słabe tłumaczenie automatyczne




Dan Diaconu: Dwie bardzo jasne kwestie


Nie lubię streszczać historii, ale będę. Nie lubię być kategoryczny, jeśli chodzi o drażliwe kwestie historii, ale znowu, zrobię to. I natychmiast zrozumiesz dlaczego. Gdybym tego nie zrobił, czułbym się winny, gdybym podjął ogromne ryzyko. ale chcę podjąć ryzyko. Zaczynamy!
Ponieważ Rumunia istnieje jako podmiot prawa międzynarodowego, ma tylko jeden kraj, który pielęgnował dla nas szczerą przyjaźń. Co to był za kraj? Czy to była Francja, tylko w szkole powiedziano nam, że "zjednoczyli nasze księstwa"? W dziwny sposób Francja realizowała tylko swój własny interes. Gdybyśmy wzięli za palantów, których uważaliśmy za "naszych gwarantów", zostalibyśmy zniszczeni. Czy byli to wtedy Anglo-Amerykanie? Z pewnością tak, ci, którzy podstępnie bombardowali nas podczas wojny? Nigdy nas nie kochali, nie kochają nas nawet teraz. Więc kto został? To tak, jakbym słyszał od ciebie: "Nie mów nam, że Rosja!". Oczywiście, że ci tego nie mówię! Jak do być przyjacielem imperium dla małego sąsiada? Oczywiście Rosjanie nie mogli być naszymi przyjaciółmi! Wtedy?

Proszę zanotować, albo jeszcze lepiej, zapisać coś, abyś od teraz nie zapomniał. Rumunia miała tylko jednego przyjaciela, który udowodnił, że jest naszym przyjacielem, dokładnie wtedy, gdy potrzebowaliśmy kogoś, kto by nas wesprzeł. Tylko jeden kraj okazał nam szczerą przyjaźń, a ten kraj nazywa się Chiny. Absolutnie żaden kraj na tym świecie nigdy nas nie kochał. Chiny traktowały nas takimi, jakimi jesteśmy i zawsze traktowały nas z sympatią i szacunkiem. Nie zapominaj o tym! I nie zapominajcie, że my, jeśli chodzi o Chiny, zachowaliśmy się jak ghiolbany. Pamiętacie "kolczaste" interwencje sekurystycznego Basescu? Pamiętasz, jak nieważność Plăvan nagle i bez wyjaśnienia zakończyła memoranda z Chinami? To była nasza wdzięczność za jedyny kraj na świecie, który pomógł nam, nie raz, ale dwa razy, w absolutnie krytycznych momentach. I kto chciałby nam pomóc więcej niż jeden raz, gdyby nie to, że woleliśmy odwrócić się od niego, aby wziąć ciemne światło od Amerykanów. A Amerykanie trzymają nas teraz tylko jako walutę, wyciskając nas z ostatnich zasobów, tak jak wyciskasz cytrynę, kiedy robią ci lemoniadę! (Zapisz również część "wymiana walut", ponieważ napisałem ją, aby mieć dowód w najbliższej przyszłości.) Idźmy dalej!

Po rewolucji 1848 roku Rumunia miała tylko jednego prawdziwego przywódcę. To nie był Alexandru Ioan Cuza. Owszem, był patriotą, ale realizował tylko swoje małostkowe interesy. O tym zwiedzionym przeciętniku, który go zastąpił, nie ma sensu dyskutować: o zatłoczonym Niemcu, który przybył z pustynią w dupie i dotarł tutaj. To rzecz przejść z poziomu nikogo do poziomu króla kraju. Tylko w Rumunii mogło się to zdarzyć.

Czy to był Ferdynand? "On właśnie stworzył Wielką Unię", tak wiemy z historii. Phooey! Kto mógłby myśleć o tej bezsilności? Bezużyteczny człowiek, który wyróżniał się jedną rzeczą, której żaden mężczyzna by nie chciał: od tego czasu udało mu się poślubić największą dziwkę na świecie. Modlę się, on też nie był drzwiami kościoła, sfrustrowanym człowiekiem schodzącym do najbardziej zaraźliwych obszarów społeczeństwa, aby zaspokoić swoje perwersyjne przyjemności. Jedyne, co udało się Ferdynandowi (gdyby to był on!), to przyczynienie się do pojawienia się wielkich pramatii, które miała Rumunia.

Tak, chodzi o Karola II, tego dewianta, któremu udało się odkurzyć Rumunię w wyniku swojej pasji do dziwki jeszcze większej niż jego ja. A ponieważ czuję wstręt do mówienia o tym, przejdę przez to. Czy to będzie Mihăiţă? O mój Boże, jakie kopie ten kraj mógłby usiąść na czele! Pozwolę sobie wybaczyć tę uwagę, ale w życiu jego ojca Mihai wyróżniała się tylko ogromną kwotą wydaną z budżetu na własne odbóstwienie. A biedny człowiek był tak głupi, że szczerze zakochał się w młodej prostytutce, którą wepchnięto do jego łóżka. Coś jeszcze do zapamiętania od niego? Że odwrócił broń w trakcie negocjacji kapitulacyjnych Antonescu? A może powinniśmy zrównoważyć jego medal od Stalina?

Daj spokój, nie mamy już wielu. Z pewnością pominiemy Gheorghiu Deja, tylko on jest winny całego szaleństwa po wojnie, wszystkich bzdur i dojścia do władzy obywateli emanujących przez czołgi. Próbował zmyć swoje grzechy pod koniec życia, ale na próżno.

Żebyście nie dali wam nadziei, wrzucę wszystkich idiotów, których miałem po rewolucji, do tego samego wiadra bezużytecznych głupców. Wszyscy nas zniszczyli, wprowadzając nas do drewnianego jastrychu. Trudno więc kogoś znaleźć. Pozostał tylko Nicolae Ceausescu. Czy powinien zasłużyć na miano "jedynego prawdziwego przywódcy Rumunów"?

TAK, mówię, że wciśnięty! Nicolae Ceausescu był jedynym prawdziwym przywódcą w ciągu ostatnich 200 lat, przez co rozumiał tego, który wzniósł się ponad swoje czasy. "To był po prostu słodko-gorzki szewc!" – powiedzą jego krytycy. Zgadza się, nie wahał się powiedzieć sobie, od jakiej pracy zaczął. Po prostu ten szewc był mądrzejszy niż wszystko, co ten kraj wspiął się na głowę w ciągu ostatnich 200 lat! Bez wątpienia! Pod względem wydajności chłop Ceausescu był panem oprócz tych wszystkich gołych łokci, które mamy teraz. Z punktu widzenia stosunków międzynarodowych uważam, że dyskusja nie powinna być dłużej otwierana. Także pod względem strategii gospodarczej. Ceausescu podniósł Rumunię od średniowiecza i przeniósł ją do epoki przemysłowej. Jeśli mi nie wierzysz, spójrz na statystyki, a zrozumiesz.

Bez wątpienia był wizjonerem, który czuł, dokąd wszystko zmierza. W latach 80-tych Ceausescu udało się opracować koncepcje, które są teraz ledwo zarysowane. Obecnie mówi się o "gospodarce o obiegu zamkniętym". Ceausescu udało się go dobrze wdrożyć! Ci, którzy wtedy żyli, wiedzą, co było z "trzema R" (odzyskiwanie, ponowne użycie, regeneracja); Jako dziecko dostawałem poważne kieszonkowe z butelkami i słoikami. W tym czasie w Rumunii prowadzono poważne badania w dziedzinie pojazdów elektrycznych, akumulatorów i tak dalej. Rumunia wprowadziła po raz pierwszy publiczny transport gazu ("bomby" te w autobusach), były badania i moduły do produkcji biogazu, program, który gdyby był kontynuowany, doprowadziłby do lepszej gospodarki odpadami. Mieliśmy dynamicznie rozwijający się przemysł elektroniczny, sami produkowaliśmy wiele układów scalonych, chcieliśmy stać się niezależni energetycznie i mieliśmy poważną bazę strategiczną. Również z informatycznego punktu widzenia Rumunia była doskonale zintegrowana z klimatem. Sami produkowaliśmy komputery kompatybilne z zachodnimi, zaczęliśmy komputeryzację, a ci, którzy żyli, dobrze wiedzieli, na jakim poziomie jesteśmy. Istnieje wiele pozytywnych aspektów polityki gospodarczej Ceausescu, podobnie jak jest wiele aspektów jego błyskotliwej polityki zagranicznej, elementów, które doprowadziły Rumunię do miejsca, którego już nigdy nie zajmie.

Oczywiście istnieje również wiele negatywnych aspektów przywództwa Nicolae Ceausescu, z których najbardziej widocznym jest dziesięcioletni głód, który ustanowił, aby spłacić zagraniczne długi. Patrząc teraz oczami, rozumiem jego spadkobiercę, ale jego oczami trudno cokolwiek zrozumieć. Oczywiście możemy balansować na negatywnej stronie i ustalonej dyktaturze lub jej obłąkanym kulcie jednostki. Jest ich wiele, ale cokolwiek porównamy z tym, co jest teraz, Ceausescu wychodzi na wierzch. Tylko jeśli odniesiemy się do kultu jednostki, powiem wam tylko, że ten, który teraz znacznie przewyższa ten z tamtych czasów. Jak inaczej wizerunek Iohannisa – tego, niepotrafiącego związać dwóch słów – jeśli nie przez ogromny kult jednostki – był podtrzymywany pozytywnie? To samo stało się z Băsescu. Porównajmy: w czasach Ceauşescu istniały dwie stacje telewizyjne nadające tylko kilka godzin dziennie i które w rzeczywistości około 50% -60% czasu uprawiały kult jednostki (nie, to nie było w 100%, ponieważ były też filmy, kreskówki, były inne programy, takie jak Iosif Sava itp.). Teraz ogromna liczba stacji telewizyjnych nadających przez całą dobę nie robi nic poza propagandą w różnych formach. Spójrz na Digi lub Antena 3, a zrozumiesz różnicę. Ówczesny kult systemu kontra to, co dzieje się teraz, staje się nieistotny.

Zatrzymuję się tutaj mówiąc, że jest to element, który oczyszcza Ceausescu z absolutnie wszystkich jego grzechów, a mianowicie z jego patriotyzmu. W porównaniu do wszystkiego, co Rumunia miała przed nim i po nim, Ceausescu był przywódcą w 100% oddanym swojemu krajowi. Dlatego błędy, które popełnił, stają się wybaczalne.

Na koniec powtarzam: w ciągu 200 lat mieliśmy tylko jednego męża stanu i tylko jeden przyjazny kraj. Ceausescu poszedł i nie mógł wrócić. Natomiast Chiny nie tylko istnieją, ale ewoluowały w kierunku, w którym Ceausescu planował pójść z Chińczykami. Dlatego teraz Chiny są prawdopodobnie jedyną istotną potęgą ludzkości, która stoi na solidnych fundamentach i która ma plan na następne co najmniej 100 lat. Powiem wam jeszcze jedno: powrót Rumunii do Chin będzie podobny do powrotu syna marnotrawnego. Bez wątpienia Chiny mają pamięć historyczną, na tym opiera się cała ich tysiącletnia polityka. Dlatego Chiny nigdy nie zapomną Rumunii i nigdy jej nie upokarzą. Jestem o tym przekonany. Ale "syn marnotrawny" musi również chcieć zwrócić twarz do prawdziwych przyjaciół po tym, jak został pozostawiony w łachmanach przez przyjaciół koniunktury.


Autor: Dan Diaconu