Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polacy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polacy. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 21 października 2024

Podług słońca i gwiazd

13 lipca 2024


przedruk fb



Rafał Włodzimierz Jaworski

Stare polskie książki




Dwie stare książki.... a trzecia ciut nowsza 

Otóż właśnie kilka księgarń, także internetowych czeka na dostawę druku reprintu dwóch książek, które może nazwać biały krukami to za dużo, ale z racji tego, że w naprawdę niewielu bibliotekach i muzeach możemy się z nimi zapoznać, na pewno można je nazwać rarytasami.
 
Ale najpierw autor.... 

Władysław Wagner, to pierwszy Polak, który opłynął świat dookoła, na trzech jachtach, bo pierwsze dwa mu zatonęły. Ten harcerz, zaraz po skończeniu szkoły w 1932 roku, wyruszył z Gdyni na żeglarską wyprawę dookoła świata. Początkowo nie powiadomił nikogo o swoich planach opłynięcia kuli ziemskiej nie będąc pewny realizacji swego zamiaru. Nie miał żadnego sponsora ani kontaktu z mediami. Pętlę okrążającą ziemię zamknął na Atlantyku, zakończył rejs w Anglii, 7 lat po wypłynięciu w 1939, gdy Niemcy napadły na Polskę, konsul mu odradził powrót do kraju.

Napisał nigdy nie wznawiane 2 książki po polsku: "Podług słońca i gwiazd" - 1934 i "Pokusa horyzontu" - 1937, jedną książkę w języku angielskim, w której opisał całą wyprawę: "By Sun and the Stars" USA, 1987 r. 

Wnuczka ze znajomymi przetłumaczyła ją na język polski w 2002 i tak po latach ukazała się pełna opowieść o wyprawie dookoła świata kpt Wagnera znowu pod tytułem "Podług słońca i gwiazd", Niestety w moje ręce trafiła tylko ta trzecia i to tylko w wersji cyfrowej, ale ze zdjęciami. I choć to pełna opowieść, jako były harcerz i żeglarz, czekam na reprinty poprzednich rarytasów z niecierpliwością.






Jeszcze trochę info z netu:

"Jest 1932 rok, a więc ludzkość cofnięta w rozwoju o 90 lat. I tenże młody człowiek postanawia opłynąć świat pod żaglami. Wtedy to było proste. Wziął jacht, kumpla na pokład. Obaj zabrali kompas harcerski, szkolną mapę Europy i jako jedyne dokumenty, legitymacje szkolne. Plus smalec ze skwarkami i cebulką, powidła babcine i wodę w beczkach po piwie. No i popłynęli. Nie będę opowiadał dalej bo i tak nikt z postępowej obecnej cywilizacji nie uwierzy że nie mieli sponsora i zespołu brzegowego. Dodam tylko że po drodze nasz bohater zbudował dwa jachty, bo poprzednie mu zatonęły. Żebyście nie musieli szukać w googlach to nie miał złotej karty kredytowej ani nie skończył politechniki w kierunku budowa jachtów. Świat opłynął a obecna cywilizacja przez 83 lata od czasu gdy ukończył rejs kombinowała jak nie wydać jego książki w której to opisuje. No bo przecież jak tu młodym postępowym wcisnąć kit, że bez uprawnień, sponsora i elektroniki można wypłynąć na jeziora mazurskie a co dopiero mówić o rejsie dookoła świata. I to z legitymacją szkolną w kieszeni."


W wielu portach świata dzięki niemu po raz pierwszy zobaczono polską banderę. Wagner był świadomy swojej patriotycznej misji i dzięki jego licznym kontaktom przyczynił się do popularyzacji Polski prawdopodobnie bardziej niż wszystkie ówczesne placówki konsularne i ambasady polskie. Świadczą o tym liczne artykuły prasowe, opisujące młodego Polaka i jego jacht z portem macierzystym - Gdynia.


"Wyprawa Wagnera była wyjątkowo trudna ze względu na brak podstaw finansowych, nieodpowiedni jacht /Zjawa I/ i niedostateczne wyposażenie, a także ze względu na brak umiejętności i doświadczenia wymaganego od kapitana w żegludze pełnomorskiej. Wagner wyrusza na jachcie zbudowanym na kadłubie motorówki bez falszkila z balastem, a na wyposażeniu nie miał aktualnych map i kompasu jachtowego, posługując się początkowo jedynie busolą harcerską. W trakcie wyprawy uzupełniał najpotrzebniejszy sprzęt, zdobywał doświadczenie, jednakże awarie uniemożliwiające dalszą podróż, musiał usuwać niemalże w każdym porcie. 

Kontynuacja wyprawy pomimo utraty dwóch jachtów i doprowadzenie jej do końca było możliwie dzięki wyjątkowym cechom charakteru i umysłu Wagnera. Miał zdolność przewidywania i nieprzepartą wolę dalszego prowadzenia rozpoczętego dzieła, pomimo trudności i przeszkód, zdawało się niemożliwych do pokonania. Wagner wierzył w swoją dobrą gwiazdę i miał optymizm dziecka. Cechy te sam krytycznie ocenił w jednym z wywiadów prasowych pod koniec podróży:

 "Ale tak naprawdę to nie podjąłbym się ponownie wyprawy dookoła świata w tych samych warunkach. Musiałbym mieć większy jacht i więcej pieniędzy. Przedsięwzięcie takiej wyprawy jak ta dobiegająca końca, wymaga dużo optymizmu i nawet trochę głupoty" /cytat za A. Rybczyńską str. 139/.


Oprócz talentu szkutnika, świetnie władał piórem i w krytycznej sytuacji pozbawiany jachtu i środków finansowych, potrafił napisać i opublikować swoją pierwszą książkę. Do tego trzeba dodać zdolności do wytężonej, wielomiesięcznej pracy w skrajnie trudnych warunkach i niezłomne przekonanie o swojej misji, co w sumie pozwoliło na zwodowanie "Zjawy II" i dalszą realizację wyprawy. 

Niezawiniona i niespodziewana utrata tego jachtu, który mógłby służyć do końca wyprawy, załamałaby nawet bardzo silnych ludzi. On jednak nie zrezygnował, uzyskał konieczne poparcie, własnoręcznie i według własnych planów wybudował nowy jacht, Zjawę III, na której dokończył rejs. 

Wagner był wyjątkowy i to nie tylko dla tego, że był zdolny podnieść się z każdej klęski, ale ze względu na swoją prawość i stosunek do ludzi. Gdy udało mu się sprzedać po niewiarygodnie wysokiej cenie 150 dolarów "Zjawę I", jako wrak nienadający się do dalszej eksploatacji, podzielił się fifty/fifty ze swoim załogantem, wiedząc, że ten nie może dalej z nim zostać i w niczym pomoc. Umiejętność współżycia i układanie stosunków z ludźmi była ważną częścią sukcesu i powodzenia jego żeglarskiej i patriotycznej misji. 

Wędrując po morzach i oceanach odwiedzając dziesiątki portów zostawiał za sobą przyjaciół przekonanych do Polski i Polaków. Ostatni rok rejsu odbył w towarzystwie dwóch Australijczyków, którzy w udzielanych wywiadach do prasy po zakończeniu rejsu zawsze podkreślali wyjątkowe cechy swego kapitana i pragnęli poznać Polskę, ojczyznę Wagnera."


Podług słońca i gwiazd (1934)

Pokusa horyzontu (1937)

By the Sun and Stars (1987)










Nieznany lub mało znany. Dlaczego?



Po pierwsze po zakończeniu II wojny światowej pozostał na emigracji i sukcesy żeglarskie osiągał już jako mieszkaniec Wysp czy Stanów Zjednoczonych.

Po drugie, Władysław Wagner urodził się w Krzyżowej Woli, a ta długo nie była zbyt dokładnie lokalizowana i wciąż wielu starachowiczanom może nic lub niewiele mówić. Po przyłączeniu jej do Starachowic stała się częścią miasta, warto więc, by zadomowiła się w świadomości mieszkańców na dobre.

Ale wróćmy do samego Władysława Wagnera.

Siedem lat rejsu, pięćdziesiąt tysięcy mil morskich, Polska na ustach świata, pierwsza trzydziestka najważniejszych dokonań światowego żeglarstwa - oto i on - człowiek legenda ze Starachowic.

- Do dzisiaj nie mogę sobie wyobrazić przyjemniejszego i bardziej interesującego miejsca do życia niż Lubianka - pisał Władysław Wagner w swojej książce "Podług słońca i gwiazd".

Właśnie tam, pola i łąki Lubianki, jej krzewy i drzewa były świadkami pierwszych marzeń późniejszego mistrza mórz i oceanów. Mały Władek przychodzi na świat w Krzyżowej Woli, w 1912 roku, na Lubiance mieszkają jego dziadkowie od strony mamy - państwo Bielińscy. Drudzy (od strony ojca) mieszkają pod lasem, tam, gdzie dziś harcerze mają swoją przystań.

Lubianka, tam cisza od wieków przemyca spokój i ukojenie, dzika plaża wabi tajemnicą. Teren to był piaszczysty, pochyły, nawet jakby wydmowy, z pobliskich łąk dolatywał tu zapach macierzanki, czasem piołunu, przywodząc Władkowi na myśl dalekie kraje... Lubi też słuchać historii o rodowej ziemi, młynie nad stawem i kamienicach - mimo, że wszystko zniknęło w dziejowej zawierusze.

Władysław wraz z rodzicami zamieszkuje w Wierzbniku, ich dom stoi podówczas przy ulicy Starachowickiej 57, dziś nie ma po nim śladu, zlokalizować go można w miejscu, w którym stoi sklep spożywczy, na rogu ulic Wiklinowej i Sadowej. Stąd do Kamiennej mały Władek ma krok. No może dwa. Wartki nurt rzeki był świadkiem pierwszych żeglarskich prób Władzia Wagnera, pierwsze drewniane łódeczki były jednak zupełnie nieszczelne.

Czym by jednak były marzenia, gdyby zrażać się niepowodzeniami? Niczym ważnym i potrzebnym. I Władysław Wagner się nie poddaje, po szkole (chodzi do Szkoły Powszechnej im. Konarskiego - przy Spółdzielczej) konstruuje łodzie doskonalsze.

- Nie poddawałem się. Budowałem następne i myślałem - że lepsze - mimo to bez sukcesu - powie wiele lat później.

Ma 15 lat, gdy decyzja rodziców przerwie nić wiążącą Władka z Wierzbnikiem i Starachowicami - szykuje się bowiem wyjazd do Gdyni.

Z jednej strony żal zostawiać mu ukochany świat dzieciństwa: rozlewiska Kamiennej, która wypchnie go później na najgłębsze i najdalsze wody Świata i wierzbnicki kościół pod wezwaniem Świętej Trójcy (tu przystępował do komunii świętej). Co ciekawe, rodzina Wagnerów dobrze znała się z ówczesnym proboszczem z Wierzbnika, księdzem Dominikiem Ściskałą. Walerian uczestniczył w budowie drewnianego kościoła p.w. Wszystkich Świętych w Starachowicach (której inicjatorem był ks. Ściskała), a jedna z sióstr Waleriana – Maria – była zakonnicą, druga – Janina – prowadziła przy parafii Świętej Trójcy szkółkę dla dziewcząt.

Władysławowi Wagnerowi jest żal, wie jednak, że Gdynia z dostępem do morza jest dla niego szansą.

Tak rozpoczyna się historia żeglarza wszech czasów, który od Kamiennej rozpoczął podróż dookoła świata.

Będzie pod wrażeniem Joshuy Slocuma (żeglarz, który jako pierwszy odbył samotny rejs dookoła świata) i książki "Sam jeden żaglowcem dookoła świata", nie będzie mógł uwierzyć, że żaden Polak się na to nie odważył. Kiedy w 1931 r. znajdzie porzucony wrak szalupy motorowo - żaglowej uzna to za znak. Z wzrokiem utkwionym w przyszłej "Zjawie" powie, że nadeszła pora przekroczyć linię horyzontu. Za 5 dolarów jego ojciec wykupuje wrak i Władek bierze się za remont i woduje "Zjawę" na wodach Bałtyku.

Rejs dookoła świata rozpocznie 8 lipca 1932 r., w ciągu 7 lat dwukrotnie straci jacht. I znów...

Czym by jednak były marzenia, gdyby zrażać się niepowodzeniami?

Wierzy w siebie i wie, że to czego chce dokonać jest realne, zbuduje zatem kolejno dwa następne ("Zjawa II" i "Zjawa III") i kontynuuje podróż.









Władysław Wagner łącznie przepłynął ponad 50 tysięcy mil morskich, odwiedził wszystkie kontynenty za wyjątkiem Antarktydy. W wielu portach świata dzięki niemu po raz pierwszy zobaczono polską banderę, w wielu był pierwszym i być może jedynym starachowiczaninem. To wzrusza i cieszy. Można stawiać śmiałą tezę, że wykonał tytaniczną pracę na polu popularyzacji Polski, pisały o nim gazety, Władysława Wagnera poznał świat.

Po siedmiu latach walki z wodnym żywiołem i jachtami - 4 lipca 1939 r. - Władysław Wagner spełnia wreszcie swe marzenia. Zamyka wokół ziemską pętlę. Ziemia okrążona! Dokona tego na "Zjawie III.

Wyczyn Wagnera zalicza się do 30 najważniejszych osiągnięć światowego żeglarstwa. Swoją podróż opisał w książkach "Podług słońca i gwiazd" (1934 r.) i "Pokusa horyzontu" (1937 r.) oraz anglojęzycznej "By Sun and the Stars" (USA, 1987 r.).

W jednym z angielskich portów dowie się o napaści Niemiec na Polskę i w czasie II wojny światowej będzie służył w polskiej Marynarce Handlowej. Najpierw na statku handlowym s/s "Zbaraż", jako marynarz, potem, w niebezpiecznych oceanicznych konwojach na statku s/s "Zagłoba".

Po wojnie Wagner pozostanie na emigracji, gdzie doczeka pięknego wieku. Był rybakiem, prowadził w Portoryko własną stocznię. Potem zamieszkał w USA na Florydzie. Do Ojczyzny nie było mu już dane wrócić za życia. Dopiero po śmierci, w 1992 r. znów trafi do Gdyni, jego prochy spoczywają dziś w rodzinnym grobowcu na cmentarzu Witomino.


Zainteresowanych odsyłam do publikacji (z któej korzystałam) Zbigniewa Porajowskiego - Władysław Wagner - Starachowiczanin wszech mórz i oceanów. Książeczka dostępna w siedzibie Towarzystwa Przyjaciół Starachowic (UM). O Władysławie Wagnerze pisał również Adam Brzeziński w książcce "Na kartach historii - starachowiczanie XX wieku".


---------





Jednym z ostatnich etapów podróży Wagnera na "Zjawie III" był akwen Morza Śródziemnego i miejsca wokół niego. Pomruki wojny, coraz bardziej słyszalne, zaczynały docierać do Władka, on sam to i owo mógł zaobserwować. Dotyczyło to szczególnie Malty i Gibraltaru, miejsc strategicznych pod względem militarnym. Klimat wojny to jedno, ale Władka zdenerwowała sugestia z Warszawy według której miał zmienić trasę rejsu. Doradzano mu żeglugę przez Morze Czarne, Rumunię oraz pozostawienie "Zjawy III" w Konstancy i powrót do Polski pociągiem. Ta oferta była dla Wagnera nie do przyjęcia, zniweczyłaby wysiłek kilku lat i jego marzenia o opłynięciu świata. A przecież finał był tuż, na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło dopłynąć do wybrzeża Portugalii w okolicach miasta Faro, do czego wkrótce doszło.

Nieco wcześniej "Zjawa III", po minięciu Krety, wzięła kurs na Maltę. Do stolicy - La Valetta - portu z fortyfikacjami, weszła 30 maja 1939 roku. Przybycie "Zjawy III" nie było zaskoczeniem. prasa maltańska pisała o Wagnerze z olbrzymią przychylnością, szczegółowo relacjonowała także przebieg rejsu. W maltańskim porcie doszło do spotkania załogi z polskim konsulem, żeglarzami serdecznie zaopiekowali się Naczelnik Maltańskiego Skautingu Komandor Price oraz sekretarz Kapitan Mead. Dużo sympatii i oznak przyjaźni okazał Wagnerowi Naczelnik Okręgowego Skautingu markiz Barbara de st. George.

duże wrażenie na Władku zrobił unikatowy charakter La Valetty, czuł się niczym przeniesiony w wieki średnie podróżnik... Jednocześnie całkiem wyraźnie czuł atmosferę wojny. Przygotowania militarne, ćwiczenia ciężkiej artylerii i dział przeciwlotniczych nie napawały optymizmem. Pobyt na Malcie, choć miły i niezwykły, musiał jednak dobiec końca. Wagner obiera kurs na Algierię.

W stolicy Algierii pojawili się 16 czerwca, cumując "Zjawę III" na przystani jachtowej. Prasa algierska natychmiast odnotowała ten fakt.

Piękna podróż Władysława Wagnera, polskiego skauta, żeglarza, rywala Alaina Gerbaulta.

Jacht "Zjawa III" wpłynął wczoraj rano na spokojne wody przystani Rowing Club. na wysokim maszcie powiewała polska flaga. Trzy dziarskie zuchy uwijały się na pokładzie, jeden z nich - mniejszy niż jego koledzy, ale atletycznie zbudowany - to Władysław Wagner. Jest polskim harcerzem - żeglarzem, zwłaszcza żeglarzem. Morze jest jego domeną, morze jest jego pasją, morze stało się okazją do wzruszającej podróży dookoła świata.

Postój w Algierze był krótki. Zwiedzanie miasta było spacerem w labiryncie wąskich i krętych uliczek, a następny dzień upłynął na żeglarskiej wycieczce dla nowo poznanych polonijnych przyjaciół oraz konsula z małżonką.

A potem wsiadają na pokład i ruszają dalej. Europa stoi otworem - Dla dwóch australijskich przyjaciół Władka jest to pierwsze zetknięcie z kontynentem - mają wrażenie dotknięcia egzotyki. pokryty śniegiem łańcuch górski Sierra Nevada przyprawia ich o morze wzruszeń i podniecenia.

1 lipca 1939 roku przybywają do Gibraltaru. Tu, podobnie jak na Malcie, wszyscy ich oczekują. Władka szczególnie ucieszy spotkanie z kapitanem Pratleyem poznanym wcześniej w Adenie. Gibraltar z uwagi na swoje strategiczne położenie był w ciągłym przygotowaniu się do wojny - labirynty tuneli w skałach wypełnione były ciężkimi działami, wykonywano również schrony dla samolotów bojowych.

Na powitanie Wagnera i jego załogi zorganizowano specjalną wycieczkę. Władysław szczególnie był zainteresowany był starym fortem obronnym, zbudowanym jeszcze w czasach walk z Arabami. Duże zdziwienie i zaciekawienie wywołał widok gromady małp żyjących zupełnie swobodnie i idealnie wpisujących się w miejscowy krajobraz. Małpy do dziś znane są z psikusów robionych turystom. Legenda mówi, że Wielka Brytania tak długo utrzyma skałę, dopóki są na niej małpy.

Dla Władka i żeglarzy przygotowano niezwykle bogaty program, niemal bez chwili wytchnienia. Wystawne przyjęcie w hotelu "Victoria" z wyśmienitym towarzystwem, wizyta w Windmill Hill - pod latarnią morską - skąd można było zaobserwować brzeg Afryki, odwiedziny nowej siedziby skautów, wizyta w studiu radiowym - gdzie relacjonowano przebieg morskiej wyprawy - t naprawdę sporo jak na kilka dni.

Miłym akcentem była wizyta w domu państwa Pratley, gdzie kapitan poziewał załodze "Zjawy" i zapewnił, że dzień spotkania z nimi był dla niego wyjątkowy i szczęśliwy. Na zakończenie pobytu Wagner i spółka trafiają do Urzędu Pocztowego, gdzie otrzymują kilka map morskich, potem wizyta w stacji meteo i... wzruszające pożegnanie.

"Zjawa III" w towarzystwie trzech parowców okrąża przylądek Carnero, wchodzi w Cieśninę... Skała Gibraltar niknie we mgle...


Zbigniew Porajoski



----------



W Australii zabierając na pokład "Zjawy III" dwóch skautów (Dawida Walscha i Bernarda Plowrighta) Władek Wagner bierze na siebie dodatkową odpowiedzialność. Zdaje sobie sprawę, że od tej chwili, oprócz głównego celu jakim jest opłynięcie świata, równie ważnym zadaniem jest dotarcie w odpowiednim czasie na III Światowy Zlot Skautów w Szkocji. Dlatego z głęboką ulgą odetchnął, gdy 21 lipca 1939 roku "Zjawa III" po rocznym rejsie wpływa bezpiecznie do portu Southampton w Anglii. Tu podróżników wita współtwórca skautingu i przyjaciel generała Powella, pułkownik Turner - Clark. Tego samego dnia przybywają przedstawiciele Kwatery Głównej Brytyjskiego Skautingu, przynoszą informację, że na naszych bohaterów czeka cała skautowska brać.

W Londynie Władka Wagnera i jego przyjaciół wita Komendant światowego Skautingu sir Percy Everett.

- Pragnę pogratulować całej trójce wspaniałej podróży z Australii. Nie sądzę, aby ktoś w ostatnich latach odbył podobną podróż, tak pełną emocji i niebezpieczeństw. Ruch skautowski jest dumny z doprowadzenia do pomyślnego zakończenia tej bohaterskiej wyprawy przez członków naszej skautowskiej rodziny. Jestem przekonany, że spotka ich entuzjastyczne przyjęcie ze strony skautów z całego świata - powiedział na zakończenie wyprawy.

Londyńskie popołudnie upłynęło naszych chłopakom pod znakiem wizyty w radio BBC, gdzie w specjalnym programie zrelacjonowali szczegóły wyprawy. Co ciekawe, wieczorem uczestniczyli w programie telewizyjnym w Alexander Palace, pierwszej telewizji na świecie. Prowadzący odszedł od zaplanowanego programu i zapowiedział wydanie specjalne - wtedy to zrobiło ogromne wrażenie.

Oto Władysław Wagner, polski harcerz morski, pełniący funkcję kapitana i nawigatora. Jego podróż rozpoczęła się w 1932 roku, kiedy wypłynął z Polski z jednym towarzyszem, by nieść w świat polską banderę" - tak zapowiedział gości dziennikarz o nazwisku Reynolds.

Władysław Wagner i jego towarzysze przeszli tym samym do historii światowej telewizji - tego bowiem dnia (22 lipca 1939 roku) miała miejsce pierwsza transmisja telewizyjna. Po wywiadzie nasi żeglarze obejrzeli studio, a potem umknęli na londyński dworzec King's Cross i wsiedli do najszybszego pociągu w Wielkiej Brytanii "Latający Szkot" i ruszyli do Szkocji na Światowy Zlot Skautów.

impreza odbywała się w majątku ziemskim Maitlanda Mc Gilla - Crichtona, nieopodal malowniczego zamku Monzie, gdzie na bohaterów mórz i oceanów czekać iście królewskie powitanie. Arystokrata powitał ich słowami:

- Oczy całego świata zwrócone są na tę imprezę właśnie dzięki Wam, dzięki Waszej tu obecności.

Kulminacyjnym punktem programu był przemarsz wszystkich uczestników, w pochodzie wzięło udział cztery tysiące skautów reprezentujących 42 kraje. Oglądało ich 25 tysięcy widzów z różnych stron Szkocji.

Władysław Wagner jechał na specjalnie przygotowanym samochodzie z platformą o nazwie "Sir Lancelot". On w środku, po bokach przyjaciele z Australii - stali się główną atrakcją zlotu, samochód, którym jechali (z 1909 roku) zyskał obozową sławę. Przed autem szła szkocka orkiestra złożona z dudziarzy, bębniarzy, wokół auta szkoccy skauci z wyciągniętymi rapierami uformowali się wokół "Sir Lancelota". Wszyscy ubrani w narodowe stroje.

Na trybunie zasiadał komitet powitalny, w jego składzie znaleźli się między innymi książę Gustaw VI Adolf - późniejszy król Szwecji oraz książę Liechtensteinu Emmanuel.

Na cześć Władysława Wagnera i jego dzielnych przyjaciół z czterech tysięcy gardeł zgromadzonych skautów wydobyły się wiwaty, oklaskiwali ich wszyscy zgromadzeni.

Na zlocie było tylko 12 polskich harcerzy, nie przypłynął zapowiadany szkuner szkoleniowy "Zawisza Czarny" - Władysław Wagner nie wiedział jeszcze, że wszystkie plany pokrzyżowała wojna. Gdy impreza trwała, gdy rozdawał autografy, gdy był na lunchu z Naczelnikiem Związku Szkockiego Skautingu i z Prezydentem Szkockiej Rady, to duchem już przygotowywał "Zjawę III" do rejsu d Gdyni. Jeszcze nie wiedział, że tam nie dotrze.



Aneta Marciniak



-----------




Władysław Wagner nie wyobrażał sobie, że nie dotrze do ojczyzny, dlatego też zwrócił się do polskiego konsulatu w Anglii o przygotowanie jego przejazdu do Polski przez kraje wojennie neutralne. Był gotowy do walki z niemieckim okupantem.

- Dookoła świata. Bohaterskie trio przybywa do Gorleston. Młody Polak chce wracać do ojczyzny i walczyć - pisze reporter "Mercurego". - Pragnie wstąpić do dzielnej armii tak walecznie stawiającej opór przytłaczającej sile niemieckich najeźdźców. Ten opalony na brąz 26 - letni Polak to Władysław Wagner z Gdyni, portu "polskiego korytarza".

Powrót do kraju okazał się jednak niemożliwy, a "Zjawa III" została zarekwirowana przez wojsko na czas wojny, była wykorzystywana do przewożenia balonów zaporowych, stosowanych w celu utrudnienia działań lotnictwa niemieckiego.

Władek namawiany jest przez konsula dr. Poznańskiego jak również dr. Michała Grażyńskiego do napisania książki o dziejach "Zjawy". Dr. Michał Grażyński, przedwojenny wojewoda, śląski i naczelnik Związku Harcerstwa Polskiego przebywał wówczas w Paryżu.

- Na małym jachcie opłynąłeś - Druhu Wagnerze - całą kulę ziemską. Zawijałeś pod polską banderą do portów i małych przystani, patrzyłeś szeroko otwartymi oczami na ludzi wszystkich ras, wchłaniając w siebie niewysłowione piękno przyrody, rozeznając się w duszach ludzkich. W rozważaniach próbowałeś uchwycić istotny wątek i sens bytu. Przeżyłeś - żeglarzu dalekich mórz i oceanów - wiele szczęśliwych i pięknych chwil, to znowu niebezpiecznych i groźnych. Wiejący nocą wiatr od lądu niósł Ci miły, namiętnością przesycony zapach, a tonące w poświacie księżycowej wody koralowych atolów lub szalejące bujną roślinnością i gwarem ludzkim wyspy wód południowych olśniewały Cię pięknem, bogactwem form i zmiennością barw życia i przyrody. Czytamy o tym wszystkim w Twojej pięknej opowieści, która jest nowym wartościowym dorobkiem literatury podróżniczej - pisał Grażyński w liście do Władka.

Sprawa pisania książki stała się nieaktualna, gdy Władek decyduje się wstąpić do Polskich Sił Zbrojnych tworzących się we Francji.

- Wyjechałem z Polski zaraz po opuszczeniu szkoły. Przez całą podróż spotykałem przyjaznych, życzliwych ludzi różnego pokroju, ale teraz zdałem sobie sprawę, że nadszedł dla mnie czas, aby stawić czoła rzeczywistemu światu i nauczyć się jak żyć z ludźmi. Cały nowy ocean do przebycia - nachodziły go refleksje.

Po przybyciu do Londynu skierowany do Centrum Szkolenia Rekrutów w Camden Town. W ośrodku tym przebywa wielu polskich lotników, wśród nich znakomity pilot Kazimierz Rosiewicz, z którym Władek się zaprzyjaźnia. Niestety, Rosiewicz zginie podczas walk powietrznych nad Anglią. Kiedy nadszedł czas wyjazdu do Francji Niemcy rozpoczęli kolejny etap wojny zajmując te tereny. Rozpoczęła się ewakuacja wojsk alianckich z Francji do Anglii. Wobec zaistniałej sytuacji Władek Wagner, podejmuje pracę tłumacza w polskim konsulacie. Trwa to krótko, gdyż wkrótce zostaje zwerbowany na czas wojny do konwojów w służbie Polskiej Marynarki Handlowej pod brytyjską admiralicją.

Władek nie waha się ani chwili, bo morze jest jego powołaniem. Dostaje się do portu nad Morzem Północnym, gdzie zostaje zaokrętowany się na "Zbaraż". Statek przewoził węgiel, ładunek bardzo potrzebny londyńczykom. Po dwóch tygodniach, kiedy statek wychodził z Londynu, dojdzie do ataku. Statek zostanie zatopiony przez niemiecki samolot. Wagner uratował się, po czym zaokrętował na "Zagłobę".

Statki pływające w konwojach. ochraniane były przez okręty wojenne. Ich zadaniem było zaopatrywanie Anglii w sprzęt wojskowy, ale również w artykuły cywilne. Narażone były one na ciągłe ataki niemieckiego lotnictwa i okrętów podwodnych. Ludzie morza za prawdziwych bohaterów uważali marynarzy z konwojów murmańskich, które ponosiły olbrzymie straty. Konwoje na trasie pływały zygzakiem, aby utrudnić trafienie torpedą przez okręty podwodne. Powodowało to wydłużenie czasu przypływu oraz możliwość wypchnięciu z szyku w czasie sztormu.

O ile okręty wojenne mogły się bronić przed bombowcami mając działa przeciwlotnicze, to statki handlowe były bezradne. W tej sytuacji kapitanowie polskich statków handlowych na własną rękę uzbrajali je w działka przeciwlotnicze. Wagner na "Zagłobie" pływał przez kilka miesięcy na trasach do Stanów i Kanady, nie podobał mu się jednak kapitan, pod którego podlegał. Miał on tendencje do opuszczania konwoju w czasie rejsu, co narażało załogę jak i statek na dodatkowe niebezpieczeństwo ze strony U- bootów. W listopadzie 1940 roku gdy wypłynęli do USA i Kanady zostali zaatakowani przez niemieckie lotnictwo i okręty podwodne, z 52 statków załadowanych towarem, do Anglii dotarło 29. Kapitan "Zagłoby" odłączył się od szyku i wtedy zaatakował go bombowiec "Junkers". Na szczęście dla załogi, kilkukrotne próby zatopienia statku nie powiodły się. Bomby spadające blisko statku spowodowały jedynie rozbryzgi wody, oblewając marynarzy.

Po dopłynięciu do portu, Władek Wagner wyokrętował się ze statku i zamustrował na statek "Narocz", gdzie pełnił służbę w randze oficera. Pływał zawsze w atlantyckich konwojach - USA, Kanada, Islandia, Portugalia, Gibraltar, Wyspy Owcze. Jemu się udało, natomiast załoga "Zagłoby" już w następnym rejsie nie miała tyle szczęścia. Po wyjściu z Nowego Jorku, na Atlantyku, statek został zaatakowany przez okręt podwodny i zatopiony wraz z całą załogą.

Władysław Wagner za zasługi w czasie wojny został odznaczony przez rząd polski na uchodźstwie, jak również przez władze Anglii. Według kpt. Karola Olgierda Borchardta, pisarza marynisty i jednocześnie uczestnika bitew atlantyckich, statek "Zagłoba" miał zaliczone strącenie dwóch samolotów niemieckich, natomiast "Narocz" - jednego.

Wiosną 1944 roku brytyjska administracja zwróciła "Zjawę III" kapitanowi Wagnerowi, który jednocześnie kończy służbę w marynarce. "Zjawę III" przerobi na kuter rybacki i razem z kapitanami Ardenem i Mikeską weźmie się za rybołówstwo. Potem założy szkołę rybołówstwa morskiego dla młodych Polaków, którzy przybywali do Anglii z różnych stron świata. Anglicy przyjmą Polaków z pełną życzliwością, to będzie niezwykły czas przyjaźni i integracji. Zdawać by się mogło, że to złote czasy spokoju dla Władka Wagnera, nic jednak bardziej mylnego.

Polska wciąż będzie poza jego zasięgiem. Gdy do władzy dojdą ludzie komuny, a w Londynie powstanie morska komisja PRL i zaproponuje Wagnerowi zrzeczenie się starego paszportu na rzecz nowego dokumentu Polski Ludowej, ten człowiek morza wyczuje podstęp. Zbyt mocno jest przywiązany do wolności, by ulec - to zaś sprawi, że władze komunistyczne będą od tego momentu umniejszać osiągnięcia naszego bohatera. Cenzura zrobi wszystko, by Polska o nim zapomniała

Wagner opuści Anglię, pozna Mabel Olpin, kupi jacht "Rubikon" i ruszy układać sobie życie.



Aneta Marciniak


----------




Pod koniec wojny Władysław Wagner zakończył służbę w marynarce i odzyskał od Brytyjskiej Admiralicji Zjawę III. Już wtedy ma pewien pomysł. Czy kończyła się jego przygoda? Zdecydowanie nie.

Życie Wagnera to mieszanina niewyspania, marnego jedzenia i osób spotkanych na drodze, to gorączka podróży i działania, która mu towarzyszy od dawna i z której w ogóle nie zamierza się leczyć.

A zatem... Opłynięcie ziemi ma za sobą, bierze się więc za rybołówstwo. Sprowadza Zjawę III do Szkocji (do Buckie) i tam (razem z kapitanem Leonem Arsenem i kapitanem Edwardem Mikeską) Wagner zakłada spółkę rybacką, a Zjawa III zostaje przerobiona na kuter rybacki. Co ciekawe, żaden z nim nie ma bladego pojęcia o łowieniu ryb.

Szaleńcy?

Tak, bo Władysław Wagner (nie wiedząc co z czym z tymi rybami) zamierza zacząć od razu na tzw. pełnej petardzie i kupuje jeszcze dwie łodzie, które zresztą wymagają przebudowy. Biznes startuje, Wagner nie ma pieniędzy - zwraca się więc o pożyczkę Polskiego Departamentu Morskiego.

Początki wcale nie są łatwe, i nie tylko z powodu braku doświadczenia, ale także niebezpieczeństw czyhających na śmiałków i kryjących się na Morzu Północnym. Pełno tam dryfujących min, na które wpadają nieważne kutry, często spektakularnie wylatują w powietrze. Jedna z takich min stanęła na drodze naszych przyjaciół, obrośnięta wodorostami mogła zostać przeoczona, na szczęście bystre oko kapitana Arenta ustrzegło ich od wystrzałowego spotkania.

Pewne kłopoty sprawia także stara "Zjawa III", a właściwie to jej silnik. który odmawia posłuszeństwa.

I zdarzyło się pewnego razu, że wracając z połowu silnik się znów buntuje. "Zjawa" jest 10 mil od lądu, na domiar złego rozdarł się, szarpany wiatrem, żagiel. Sytuacja nie do pozazdroszczenia, bo "Zjawa III" dryfuje na skały. Będący członkiem załogi duński rybak, oceniając sytuację, rzekł, żeby pójdzie się zdrzemnąć i żeby go obudzić, jak będą na skałach. I tak nie był w stanie nic sensownego zdziałać. Na szczęście morskie bóstwa pilnie strzegą polskiego bohatera. Wszechświat mu sprzyja. Silnik zaskoczył.

Dobili do brzegu.

Port. klimatyczne tawerny, z których niosą się echa rozbawionych głosów, uliczki toną w ciepłym, wieczorny świetle. Na Wagnera czekają jego koledzy od łajb, starzy morscy wyjadacze, których głosy przypominają krzyki mew. Wieczorne gawędy przy piwie trwają nierzadko do rana. Wagner uważnie ich słucha, bo ci potomkowie wikingów mają wiele historii do opowiedzenia, morze jej na ich zawołanie.

Ale rybackim opowieściom przysłuchuje się ktoś jeszcze. Dwie stałe bywalczynie portowej knajpy - kolorowe papugi, które lubią to i owo wtrącić, nie całkiem (podobno) cenzuralnie.

O tak, łatwo to sobie wyobrazić.

Gdy sytuacja w kwestii połowu ryb się nieco ustabilizowała Wagner wpada na pomysł stworzenia szkółki rybackiej. Miała ona służyć polskim chłopcom przybywającym do Anglii z różnych stron świata. Ustalono, że szkółka powstanie w Buckie i będzie dotowana przez rząd, a nadzorowana przez Władka Wagnera. On swoje łodzie oddaje uczniom do odbywania praktyk, a sam zajmuje się programem nauczania. Oto jednoroczny kurs przysposobienia rybackiego, którego założeniem było zapoznanie młodych rybaków z nowoczesną techniką połowów. Na drodze powstania szkółki rybackiej staje fakt, że Rząd Polski w Londynie straci polityczne poparcie, a sam Wagner znajdzie się w trudnej sytuacji. Sprawa szkolenia młodzieży zostaje zaniechana, a sam Władek przenosi się do Aberdeen. Dalsze utrzymywanie bazy w Buckie staje się zbędne.

To jest także ten czas, gdy powołana w Londynie Morska Komisja PRL zaproponuje Władkowi zrzeczenie się posiadanego paszportu na rzecz paszportu Polski Ludowej i powrotu do kraju. Trafiła jednak kosa na kamień. Władek Wagner, który podczas siedmioletniej morskiej włóczęgi poznał smak wolności, swobody, kategorycznie odmawia. To zaś sprawia, że władze komunistyczne obejmują jego postać cenzurą, szkalują jego osobę i umniejszają dokonania. Kraj ojczysty zapomina o Wagnerze, ale do czasu. Są tu przecież ludzie, którzy zrobią wszystko, by jego wyczyn przetrwał w pamięci i zatoczył coraz szersze kręgi. To środowiska morskie, żeglarskie, ale także my w Starachowicach.

Czy to się udało? Ocenią czytelnicy.

W Aberdeen Władek pozna swoją piękną żonę - Mabel Olpin - córkę oficera nawigacji Brytyjskiego Departamentu Morskiego. On – niczym Sindbad Żeglarz - snuje barwną opowieść o swoich przygodach, ona zaś słucha i między pięknymi słowami znajduje coś o wiele większego… To się musi skończyć ślubem...

Ale do tego, zdaje się, jeszcze wrócimy.


Aneta Marciniak









poniedziałek, 26 sierpnia 2024

Machina-kachina

 



dlatego krzyżacy urządzili "rzeź Gdańska", czyli wymordowali wszystkich Słowian

dlatego niemcy usilnie starają się utrzymać kontrolę nad Gdańskiem

dlatego na siłę sprowadzali "kolonistów" na pomorskie piaski, by mieć podstawy do utrzymania kontroli nad Pomorzem

dlatego powstało Wolne Miasto Gdańsk - byle nie oddać go Polakom

dlatego zorganizowali podmianę ludzi w Gdańsku w czasie ostatniej wojny

by kontrolować sytuację na terenie miasta i mieć demograficzne podstawy do jego odzyskania



Gdańsk jest bardzo ważny w związku z tym


Ale co nie jest?


Wszystko jest ważne....







piątek, 5 lipca 2024

Kto przeciwny Polsce?


przedruk



tysol.pl

Miażdżąca większość Polaków nie chce Zielonego Ładu i likwidacji państwa polskiego [Nasz sondaż]


03.06.2024 12:56



W tej chwili wyniki badania „Polacy o Zielonym Ładzie” – być może najważniejszego w historii obecności Polski w Unii Europejskiej – są opracowywane i na ich podstawie przygotowywany jest raport. Raport, jak zapewnia współautorka dr Katarzyna Obłąkowska, będzie opublikowany i zostanie przedstawiony rządowi oraz parlamentarzystom. Z czasem znajdzie się również w brukselskich urzędach. Z jednej strony po to, żeby zwrócić uwagę eurokratom, że ich polityka powolnej zmiany ustroju z demokracji, która była początkiem zjednoczonej Europy, na autokratyzm, który może stać się jednym z elementów wprowadzanego sukcesywnie – tak jak przewidywały to założenia komunistycznego Manifestu z Ventotene – superpaństwa ze stolicą w Brukseli, federacji regionów, a nie państw – nie jest niezauważana przez europejskie narody, a z pewnością nie przez Polaków. Z drugiej po to, aby natchnąć europejskich naukowców do przeprowadzenia podobnych badań w innych krajach Unii Europejskiej. Badań, które mogą przerwać spiralę milczenia narzucaną niemal każdemu zachodnioeuropejskiemu społeczeństwu.

Badanie „Polacy o Zielonym Ładzie” pokazuje dwie rzeczy – bez względu na piękne słowa europejskich, ale również wielu polskich polityków o konieczności wprowadzenia zrównoważonego ekorozwoju Polacy nie zgadzają się z jego założeniami.

Choć – to kolejna konkluzja – nie wszystkie te założenia znamy. O kilkudziesięciu aktach prawnych, które głosowano i które zaczynają lub niedługo zaczną obowiązywać i mają się stać podstawą Zielonego Ładu, nasi przedstawiciele w Brukseli dotychczas nam nie wspominali lub wspominali niechętnie. I to bez względu na to, czy mówimy o europarlamentarzystach, czy rządzie i nadwiślańskiej administracji publicznej. Czy wynikało to z ich niewiedzy, czy może niechęci tłumaczenia wszystkiego suwerenowi, który – to trend obserwowany od kilku lat nie tylko w Polsce – powoli zamienia się w klasę poddanych, podobnie jak unijna demokracja zamienia się w autokrację.



Polacy boją się Zielonego Ładu

W zdecydowanej większości – to niemal 80 proc. ankietowanych reprezentantów wszystkich grup zawodowych i klas społecznych w Polsce – nie zgadzamy się na wprowadzenie Zielonego Ładu nad Wisłą w obecnym kształcie. 34,9 proc. Polaków uważa, że ta unijna polityka powinna zostać odrzucona w całości. 42,9 proc. z nas jest zdania, że powinny zostać w niej wprowadzone istotne zmiany, w innym wypadku nie ma zgody na jej przyjęcie. Nawet ci, którym z politykami Brukseli najbardziej jest po drodze, w dużej części (19 proc.) są przekonani, że w Zielonym Ładzie powinny znaleźć się niewielkie zmiany. I tylko 3,3 proc. badanych Polaków przepisy i reguły Zielonego Ładu popiera w pełni i bezkrytycznie.


– Z naszych badań wynika, że Polacy w znakomitej większości Zielonego Ładu po prostu się boją

– komentuje dr Katarzyna Obłąkowska.

– Przy czym najbardziej obawiają się jej rolnicy i właściciele firm. Najmniej zaś mieszkańcy największych polskich aglomeracji i, co bardzo mnie zaskoczyło, emeryci. Być może dzieje się tak dlatego, że słyszą oni zapewnienia o wsparciu państwowym dla osób o najniższych dochodach w ramach całej UE. Rolnicy, których strajk obserwujemy obecnie w Polsce, a także właściciele prywatnych firm nie są w stanie policzyć kosztów swojej działalności gospodarczej po wprowadzeniu przepisów Zielonego Ładu. Wielu przedsiębiorców, a wiemy to nie tylko z badań, ale również trwającej publicznej dyskusji na ten temat, obawia się, czy ich firmy będą w stanie przetrwać wprowadzenie tych przepisów.

Nie dziwi więc wyjątkowo silne społeczne poparcie dla strajku rolników. Zdecydowanie strajk popiera 41,3 proc. Polaków, 23,1 proc. zaś „raczej go popiera”.


Referendum jest konieczne

Polacy zdecydowanie domagają się również przeprowadzenia ogólnokrajowego i wiążącego rządzących referendum w sprawie wprowadzania Zielonego Ładu. 

Na pytanie: „Czy w Polsce powinno odbyć się referendum dotyczące zobowiązania Rządu, Parlamentu i Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej do podjęcia działań w celu całkowitego odrzucenia polityki Unii Europejskiej o nazwie Zielony Ład?”, ponad połowa ankietowanych („zdecydowanie tak” – 33,1 proc., „raczej tak” – 23,4 proc.) odpowiedziała, że oczekuje takiego referendum.
 

– Z wyników naszych badań wynika, że tylko 26,4 proc. społeczeństwa jest przeciwna takiemu referendum. I znów najwyższe poparcie dla niego obserwujemy wśród rolników (71 proc.), którzy są przekonani, że referendum powinno odbyć się właśnie z takim pytaniem, czyli de facto domagających się zobowiązania władz publicznych do całkowitego odrzucenia Zielonego Ładu – wyjaśnia dr Obłąkowska. – Bardzo duże poparcie dla referendum jest wśród osób pracujących w przemyśle – to prawie 66 proc., w budownictwie – prawie 68 proc., ale 62 proc. również wśród pracowników biurowych.


To oznacza, że Polacy nie chcą być przedmiotem tej ani żadnej innej unijnej polityki. Chcemy być podmiotem, co wyraźnie było widać po odpowiedziach również na inne pytania naszego badania.


Polacy nie chcą unijnego superpaństwa

Na pytanie: „Czy jest Pan/i za likwidacją państwa Rzeczpospolita Polska poprzez włączenie jego terytorium i ludności do Federalnej Unii Europejskiej ze stolicą w Brukseli?”, 
„zdecydowanie nie” odpowiedziało 69 proc. ankietowanych. 
14 proc. zaznaczyło odpowiedź „raczej nie”, co łącznie daje 83 proc. 

Za rezygnacją z polskiej państwowości („zdecydowanie tak” i „raczej tak”) było jedynie 3 proc. badanych.


14%  tj. ok.  4,2 mln osób - trudno powiedzieć??


KO - w wyborach 2023 r. zdobyła 6 629 145 głosów


3% z 30 milionów dorosłych daje 900 000 obywateli



Ciekawe, kto jest na nie...












Oznacza to, że Polacy nie chcą i nie będą sprzyjać tworzeniu unijnego superpaństwa. Jako kraj przystępowaliśmy do wspólnoty ojczyzn i utrzymania tego statusu oczekujemy od Unii.

Większość, bo 62,2 proc. Polaków, zdecydowanie popiera właśnie taki przyszły model Unii Europejskiej. Jeżeli status ten miałby się zmienić, eurokraci muszą liczyć się ze wzrastającą niechęcią Polaków do Wspólnoty. Już dzisiaj suma głosów zdecydowanie i raczej popierających opuszczenie przez Polskę Unii Europejskiej to 22,4 proc. ankietowanych, czyli… ponad jedna piąta. Podobne wyniki pokazywały badania prowadzone przez Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa przed rozpoczęciem (udanej dla UKIP, ale nieudanej dla brytyjskiej gospodarki) procedury brexitu, czyli rozwodu z Brukselą.

Warto jednak zauważyć, że ponad 60 proc. z nas chce („zdecydowanie” – 42,5 proc., „raczej” – 20,5 proc.) pozostania we Wspólnocie Europejskiej.

– Jednak chodzi o wspólnotę równych podmiotów, Europę Ojczyzn – wyjaśnia dr Katarzyna Obłąkowska. – Polska jest państwem zachodniego chrześcijaństwa i zachodniej cywilizacji. Polska chce być w UE, z całą pewnością daleko nam do cywilizacji wschodnioeuropejskiej, charakteryzującej się autokratycznymi rządami. My chcemy być w świecie demokratycznym, unii równorzędnych narodów, bez ksenofobii, narodów, które szanują się nawzajem i gdzie żaden nie chce zdominować innego. Nie popieramy natomiast Unii Europejskiej unitarnej, nie zgadzamy się na federalizację wspólnoty. Chcemy funkcjonować jako równorzędny dla wszystkich partner w Europie Ojczyzn opartej na patriotyzmie każdego narodu.

Badanie „Polacy o Zielonym Ładzie” zostało przeprowadzone na przełomie kwietnia i maja tego roku na próbie 1213 osób przy maksymalnym błędzie 3,7 proc. Technikę realizacji wywiadów oparto na metodzie triangulacji – połączono wywiad telefoniczny, wywiad przez internet i wywiad osobisty. Próba odpowiadała strukturze płci, wieku, wykształcenia, wielkości i województwa zamieszkania, aktywności zawodowej i sektorowi zatrudnienia Polaków.


Polacy mówią "nie" Zielonemu Ładowi

Paweł Pietkun: – Co Państwa badania mówią o nas, Polakach, w kontekście unijnych polityk?

Dr Katarzyna Obłąkowska: – Większość społeczeństwa jest albo za zmianami, albo za całkowitym porzuceniem Zielonego Ładu. Ponad połowa z nas chce referendum w tej sprawie. A to świadczy o tym, że chcemy być podmiotami polityki krajowej, ale również europejskiej. Najbardziej referendum chcą młodzi dorośli, czyli osoby w wieku 30–44 lata, a najmniej seniorzy. 


Polscy obywatele obserwują, że unijna polityka jest narzucona w trybie z góry na dół, bez pytania ich o zgodę czy opinię, w trybie zupełnie autokratycznym, gdzie obywatele są przedmiotami polityki, podmiotami zaś elity polityczne i być może jakieś grupy interesów. Nie odpowiada nam ta sytuacja, szczególnie dorosłym w okresie sprawczości. To jest najlepszym dowodem na to, że jesteśmy narodem nie gorszym od innych narodów europejskich, który domaga się od swoich elit politycznych uznania tego, kto jest w naszym państwie faktycznym suwerenem.

Nasze badanie zrealizowaliśmy w momencie, gdy jeszcze możemy wyrażać opinię o polityce UE, ale być może przeoczyliśmy moment, w którym mogliśmy jeszcze na nią realnie wpływać, choć mam nadzieję, że tak nie jest. Rodzi się pytanie, czy nadal w europejskiej polityce jesteśmy podmiotami. Zastanawiam się, czy byliśmy odpowiednio informowani jako społeczeństwo przez swoich przedstawicieli w Brukseli, co tak naprawdę dzieje się w Unii Europejskiej. Zielony Ład to cały szereg aktów prawnych, nad którymi pracowano już od dawna. Tymczasem pochylamy się nad nim dopiero teraz i nie z inicjatywy naszych przedstawicieli, ale oddolnie.

– Jak wypadamy na tle innych narodów europejskich?

– Nie wiem, jaka jest opinia na temat Zielonego Ładu innych europejskich społeczeństw, ponieważ innych społeczeństw nie badałam. Mam nadzieję, że podobne badania są prowadzone również w innych europejskich krajach, choć jak na razie nie słyszałam o żadnych podobnych.

My swój raport – jego redaktorem będzie dr Artur Bartoszewicz – na pewno przedstawimy rządowi i polskim parlamentarzystom, z pewnością zaprezentujemy go na specjalnej konferencji prasowej. Myślę, że przekażemy raport także Komisji Europejskiej i europarlamentarzystom, szczególnie że będzie to nowy Parlament Europejski – liczę, że wrażliwy na podmiotowość obywateli państw członkowskich. Chciałabym, żeby podobne badania zostały przeprowadzone również w innych krajach, bo nasze badania mogą się okazać zbyt słabym głosem w unijnej polityce. Proszę pamiętać, że Zielony Ład pokazuje nam nie tylko otwartość europejskich społeczeństw na przykład na zmiany, ale przede wszystkim kondycję europejskiej demokracji. Właściwie Komisja Europejska powinna sama przeprowadzić podobne badania we wszystkich krajach, gdyby była nastawiona na demokrację.


Jeżeli urzędnicy unijni nie będą chcieli zapytać społeczeństw europejskich o Zielony Ład, a zamiast tego narzucić go odgórnie, to widać wyraźnie, że Unia jest nakierowana na inne niż demokracja wartości. Że chce coraz bardziej zamieniać obywateli z suwerena w poddanych. Z pewnością zrobimy wszystko, żeby zainteresować opinię publiczną innych europejskich państw naszymi badaniami. Są tego warte.


Metodologia

Próba:

próba reprezentatywna dla populacji obywateli Polski 18+ losowo-kwotowa oparta na schemacie wielostopniowym. 

W próbie obywatele reprezentujący zgodnie z rozkładem tych cech w populacji: każde województwo Polski, sześć klas wielkości miejscowości (od wsi do największych miast), każdą grupę wiekową, każde wykształcenie, kobiety i mężczyzn, pracujących i niepracujących (m.in. studenci, emeryci, bezrobotni). W próbie osoby pracujące w różnych sektorach gospodarki (publiczny (w tym: administracja, edukacja, zdrowie, opieka, kultura, sprawiedliwość, bezpieczeństwo), przemysł, rolnictwo, budownictwo, transport, handel i usługi), a także na różnych stanowiskach pracy (właściciele, kadra zarządzająca, specjaliści, pracownicy biurowi i fizyczni).

Wielkość próby: 1213 osób
Metoda badawcza: wywiad kwestionariuszowy
Technika realizacji wywiadów: 200 osobiste (CAPI), 402 telefoniczne (CATI), 611 internetowe (CAWI).
Termin realizacji badania w terenie: 22.04-06.05.2024 r.

Realizator badania w terenie, doboru próby i statystyk: PBS Sp. z o.o. – polska agencja badawcza, jedna z wiodących na rynku polskim, prowadzi badania od 34 lata (od 1990 r.), jako jedyna firma badawcza w Polsce posiada certyfikaty PKJPA (Polskie Standardy Jakości Realizacji Badań Rynku i Opinii Społecznej) przyznawane przez OFBOR (Organizacja Firm Badania Opinii i Rynku) we wszystkich 8 kategoriach badań, ma doświadczenie w realizacji projektów wielomodułowych, unijnych, wysokobudżetowych i długoterminowych.



Opracowanie kwestionariusza: dr Katarzyna Agnieszka Obłąkowska i dr Artur Bartoszewicz
Kierownik badania: dr Katarzyna Agnieszka Obłąkowska





całość wraz z wykresami tutaj:


tysol.pl/a122675-miazdzaca-wiekszosc-polakow-nie-chce-zielonego-ladu-i-likwidacji-panstwa-polskiego-nasz-sondaz









.rp.pl/wybory/art39279101-wybory-2023-ile-glosow-stracil-pis-w-porownaniu-do-wyborow-sprzed-czterech-lat



piątek, 28 czerwca 2024

Rymkiewicz



Za fb:



Nowy Ład




"Pamiętam wiersz pana Rymkiewicza o Smoleńsku, zastanowiłabym się bardzo poważnie, czy naprawdę takie upolitycznienie szkoły jest polskiej szkole potrzebne" - mówi Barbara Nowacka

Twórczości Jarosław Marek Rymkiewicz poświęciliśmy do tej pory dwa teksty:


Rymkiewicz nauczył nas myśleć o Polsce. Zaprosił nas do poznawania naszej polskiej nieśmiertelności, objawiającej się w wieszczym obliczu.

Ażebyśmy mogli zorientować się w tej zawiłej historii, w bardzo odległej, niepodobnej do dzisiejszej rzeczywistości i żebyśmy mieli umożliwione „porozumiewanie się z duchami”, nasz poeta korzystał z każdej możliwej dziedziny – aby lepiej wiedzieć, jak wyglądało ustawienie szubienic w 1794 roku w Warszawie, rozrysowuje nam szczegółowo kartografię miasta, uliczki, które już nie istnieją, składy wódczane, których już nie ma. Żeby móc zadumać się nad losem zdrajców i zrozumieć warszawski lud, nasz poeta rozpościera przed nami scenę, w której Ankwicz rzuca w tłum swój kapelusz.

Niby niepozorne, do niczego nie potrzebne szczegóły, ale tak bardzo pozwalające nam, współczesnym nudziarzom, którzy czytają tabelki o zyskach i stratach, wejść w ten tłum, wyciągnąć ręce styrane jakimś rzemiosłem XIX-wiecznym i spróbować złapać ten kapelusz, zobaczyć Krakowskie Przedmieście, kamienice, w których mieszkali patrioci i zdrajcy, olejowe latarnie w bramach, szlafroki wieszanych, gnojne wieże i smród zdrady.

Z takich skrawków, mówi Rymkiewicz, złożona jest historia, albo samemu można sobie ową historię w ten sposób – z łatek, mignięć i przebłysków – ułożyć. Jednocześnie nie jest to proza umoralniająca, autor (jak sam wyznaje) chciał przedstawić po prostu tamto „życie” w dniu, w którym wieszano w Warszawie zdrajców.

 I takie było podejście Rymkiewicza do naszej kultury – dialogiczne, twórcze, przedstawiające historię taką, jaka była, albo raczej taką, jaką może ją jeszcze raz odtworzyć poeta, literat, współczesny szkicownik, posiadający mnóstwo bardziej lub mniej przydatnych informacji. To bardzo ważne, bo niektórzy mogliby zarzucić Rymkiewiczowi celową manipulację faktami, koloryzowanie, może pod tezę, może nawet pod usprawiedliwienie swoich własnych poglądów. 

Nic bardziej mylnego, autor Wielkiego Księcia, ciągnie nas za rękę w stronę Belwederu, Chmielnej, do dzielnicy Beyoglu w Stambule i Rue de Ponthieu w Paryżu, abyśmy mogli zobaczyć, jak bardzo Wielkie Duchy były do nas podobne i na czym polega łączność kulturowa ówczesnych Polaków z dzisiejszymi. Niesamowita więź, która tworzy się między czytelnikiem a postaciami przywołanymi przez pisarza, pozwala razem z nim zadawać pytania, nie kończyć opowieści, generować postprodukcję.


poniedziałek, 22 kwietnia 2024

Poukrywani partyzanci i obrońcy drzew

 



przedruk






22.04.2024 08:58



Kto wymyślił narrację o masowych wycinkach drzew?


Ekoaktywiści działali na zlecenie Tuska

W przyszłym tygodniu ma się odbyć pierwsza odsłona debaty o lasach. Aktywiści już się do niej przygotowują, a za zamkniętymi drzwiami trwają prace ministerialnego zespołu, który ma przygotować kolejne wyłączenia 20 proc. lasów z gospodarki leśnej. Tymczasem aktywiści przyznali, kto wymyślił narrację o masowych wycinkach drzew w Polsce. Okazało się, że całą narrację, którą organizacje teoretycznie pozarządowe powtarzają od lat, wymyślili… politycy anty-PiS, w tym… Donald Tusk.



Fundacja Dziedzictwa Przyrodniczego to jedna z najbardziej aktywnych organizacji ekologicznych. Słynie ona z działań w tzw. Puszczy Karpackiej i z systematycznych ataków na Lasy Państwowe. Na te pozyskuje fundusze w Polsce i za granicami. To właśnie FDP pozyskała blisko milion złotych ze środków europejskich na tworzenie grup aktywistów, którzy wchodzili w konflikty z leśnikami.

„Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze w partnerstwie z Fundacją Las Naturalny rozpoczęła projekt finansowany przez Islandię, Lichtenstein i Norwegię z Funduszy EOG w ramach programu Aktywni Obywatele pod nazwą »Centrum wsparcia dla lokalnych leśnych grup strażniczych«”

– czytamy w sprawozdaniu merytorycznym fundacji.

Do zadań tych lokalnych grup należało m.in. kwestionowanie i wchodzenie w konflikt związany z planami urządzania lasu. Przewodniczącym rady fundacji i jednocześnie jedną z głównych twarzy jest były krakowski przedsiębiorca Antoni Kostka. W ostatnich latach był on etatowym komentatorem obecnie prorządowych mediów, które jeszcze niedawno walczyły z rządem Prawa i Sprawiedliwości.

Jest też aktywnym uczestnikiem mediów społecznościowych, gdzie prawie wyłącznie atakuje Lasy Państwowe. 

Najczęściej z pozycji ideologicznych. Tak np. komentował udział leśników w konferencjach naukowych organizowanych przez środowisko Radia Maryja.

„Konferencja u Rydzyka w Toruniu, rok 2021, środek Europy, kilkudziesięciu wykształconych ludzi w mundurach z orzełkami na guzikach płaszczy się w jakimś akcie zbiorowej intelektualnej prostytucji przed obleśnym niedouczonym klechą” – pisał jeszcze przed wyborami. 

Był też twórcą manifestu leśnego organizacji pozarządowych, w którym pisał na temat wyłączenia 20 proc. lasów z gospodarki leśnej.

„Aż trzech na czterech ankietowanych uważa, że w polskich lasach należy zmniejszyć obszar wycinek. Tymczasem na terenach zarządzanych przez Lasy Państwowe, czyli na jednej czwartej terytorium kraju, prowadzona jest coraz bardziej intensywna gospodarka leśna. (…) Masowe usuwanie drzew ograniczyło wkład lasów w powstrzymywanie zmiany klimatu. W 2020 r. polskie lasy pochłaniały o połowę mniej CO2 niż siedem lat wcześniej” – czytamy w manifeście. 

Postulaty później znalazły się w programie KO, co miało być wynikiem wsłuchiwania się w postulaty.

Tymczasem po wyborach Antoni Kostka postulat 20 proc. widzi inaczej. – Dlaczego 20 proc.? To jest pytanie, które pada na każdym takim spotkaniu. Kto to wyliczył? Kto na ten pomysł wpadł? Dlaczego nie 15 czy 25 proc.? Tu niektórzy z kilku konferencji byli na tych spotkaniach, które pod koniec 2022 r. partie opozycyjne wówczas organizowały. Tam ta myśl się pojawiała w taki sposób. Powiedział to dosłownie nam obecny premier, mówiąc, że takie hasła zapisuje się w prosty sposób: „Jeżeli państwo uważacie, że 17,56 proc., to ja z takim postulatem nie pójdę do wyborów. To musi być równa liczba”.
I musicie zrozumieć, że hasła polityczne w taki sposób się konstruuje, że one wyznaczają ogólny kierunek. W wyniku tego procesu możemy dojść do 17 proc., a możemy do 21 proc.

To nie ma znaczenia. Nikt nas z tego nie będzie rozliczał po pięciu latach. Wyznaczamy kierunek, w którym idziemy. Tak samo pamiętam doskonale rozmowę z niektórymi politykami, którym tłumaczyliśmy, że nie można napisać, że wyłączymy coś z wycinek. 

Co to oznacza? To jest zupełnie niefachowe hasło, takiego pojęcia nie ma. Co to ma oznaczać? Wycinki to wylesianie, a w Polsce wylesianie nie następuje. Patrzyli na nas i mówią: „Nie. To musi być jedno słowo”. No to my powiedzieliśmy ok. To będzie jedno słowo. I tak zostały te „wycinki” – usłyszeliśmy na konferencji na SGGW, w której brały udział tłumy leśników.
 

Antoni Kostka jest zwolennikiem wyrzucenia z pracy wszystkich leśników, którzy nie zgadzają się z linią Tuska. 

– W lasach poukrywani są partyzanci, którzy czekają na lepsze czasy. Magazynując tę broń. Chciałem im powiedzieć, żeby ją oddali. Będzie ten model wprowadzany, chyba że nastąpią zmiany polityczne. (…) Jak to kiedyś powiedział car Aleksander do polskich wielmożów: „żadnych złudzeń, panowie” – mówił Antoni Kostka.






"W lasach poukrywani są partyzanci, którzy czekają na lepsze czasy. Magazynując tę broń"












W lasach poukrywani są partyzanci, którzy czekają na lepsze czasy. Magazynując tę broń.




W lasach poukrywani są partyzanci, którzy czekają na lepsze czasy. Magazynując tę broń.




W lasach poukrywani są partyzanci, którzy czekają na lepsze czasy. Magazynując tę broń.




W lasach poukrywani są partyzanci... czekają na lepsze czasy... magazynując tę broń...




poukrywani są partyzanci... czekają na lepsze czasy... magazynując tę broń...




poukrywani są partyzanci... czekają na lepsze czasy... magazynując tę broń...








żadnych złudzeń, panowie








a to zdaje się, było za rządów Kopacz:

























facebook.com/groups/591005185106763/permalink/1512676979606241

facebook.com/photo/?fbid=1171244520597136&set=a.688419082213018
facebook.com/photo?fbid=434817710015225&set=a.241050109391987

web.archive.org/web/20110927153141/http://dziedzictwo.polska.pl/katalog/index,Kolekcje,cid,282.htm?tree=ok


piątek, 12 stycznia 2024

statystyki

 


A po co my się mamy liczyć?


Na co komu takie informacje ile nas jest?


Czy Polacy są mniejszością we własnym kraju i muszą się liczyć?








Morawiecki dla Niezależna.pl: „Policzmy się i uwierzmy, że zmiana jest możliwa” | Niezalezna.pl

czwartek, 11 stycznia 2024

Moderacja, nie dziennikarstwo

 

Film z wypowiedzią profesora Piotra Jaroszyńskiego - i to z 2011 roku!


Bardzo dobra analiza!


mówiąc oględnie:

WSZYSTKIEMU JEST WINNA TELEWIZJA i tzw. radio, które udają polskie media.


Jest to robione tak subtelnie, tak delikatnie, że większość ludzi nie wychwytuje tego i nie zdaje sobie z tego sprawę, że są codziennie warunkowani.

Część pracowników mediów nie jest wprowadzona w spisek, z nimi jednak postąpiono na zasadzie "kiedy wejdziesz między wrony, kraczesz jak i  ony" zdając się na ich nawykowe odruchy, słusznie sądząc, że oni sami nie będą chcieli wychodzić poza znane im "standardy" ustanowiene u zarania "dziennikarstwa".

Oni sami nie zdają sobie sprawy, że naśladując kolegów, udają swoją polskość.

Ta polskość jest rozwodniona. I ta rozwodniona polskość rozwadnia polskość widzów - stąd - coraz mnie Polski w Polsce... Polska bez Polski... Polska bez Polaków!

To jest ich cel!


Zauważcie - o czym baja pan L w poprzednim poście - on traktuje 3 miliony Polaków na Śląsku jakby byli bez tożsamości. To całkowicie koresponduje z tym, co "oferują" wam media od 30 lat.


"To może dowodzić braku jakiejkolwiek tożsamości regionalnej."

zemsta już się dokonujeChoć nieoczywista, to odczuwalna."




Choć nieoczywista, to odczuwalna."

Choć nieoczywista, to odczuwalna."


Choć nieoczywista, to odczuwalna."


Choć nieoczywista, to odczuwalna."


Choć nieoczywista, to odczuwalna."



W większości przypadków nie ma redaktorów ani dziennikarzy - są moderatorzy.




Oni moderują wasze myślenie, wasz zasób informacji, waszą przyszłość, całe wasze życie...

Robią to całkowicie świadomie.



I kryją się z tym, bo to jest wojna.


I prawdopodobnie właśnie dlatego zlikwidowano niby "pisowskie" media - po to, by zatrzeć ślady.
Bo ja coś o "tym" pisałem, chyba na fb gdzieś....









12 236 wyświetleń 12 lut 2011



Źródło - ju tube




www.youtube.com/watch?v=clF5z2_CTO4&ab_channel=prof.PiotrJaroszyński

Prawym Okiem: Separatyzm ? (maciejsynak.blogspot.com)






czwartek, 29 września 2022

Kurpie - nazwa

 

przedruk


O Kurpiach, co na Kurpiach żyją i w kurpiach chadzają…

Zazwyczaj formy liczby mnogiej są tworzone od form liczby pojedynczej, ale czasem bywa odwrotnie: najpierw jest tworzona i używana forma pluralna, a dopiero od niej powstaje forma singularna. Tak było również z KURPIAMI.
 
Najpierw były kurpie – małą literą, bo to rzeczownik pospolity; kurpie były to łapcie, postoły, chodaki, plecione z łyka, zazwyczaj lipowego (miękkiego i elastycznego, a przy tym łatwego do pozyskania) lub wierzbowego (twardszego, ale powszechniejszego, łatwiejszego do zdobycia – wierzby były i są częściej spotykane niż lipy). 

W różnych regionach różnie nazywano takie ręcznie robione, tanie i niezbyt trwałe buty, noszone przez ubogą ludność, zwłaszcza wiejską. Na północnym Mazowszu, w Puszczy Białej i w Puszczy Zielonej takie obuwie nazywano KURPIAMI. 

Najpierw były więc kurpie ‘buty’, a później kurp ‘but’. Od tych właśnie kurpiów pochodzi nazwa ludu – grupy etnicznej i kulturowej – Kurpiów. Jako że mieszkańcy Puszczy Białej i Puszczy Zielonej, którzy sami mówili o sobie: Puszczaki, byli ludem wyróżniającym się pod względem kulturowym, a chadzali przeważnie w kurpiach z lipowego łyka, zaczęli być przezywani Kurpiami. 
W tym wypadku również najpierw powstała forma liczby mnogiej: ci Kurpie, a dopiero później forma liczby pojedynczej: ten Kurp. Nazwa ludu dała podstawę nazwie regionu przezeń zamieszkiwanego: Kurpie, która pozostała w postaci pluralnej. 

Mamy więc w polszczyźnie kurpie ‘buty’ (używane już tylko w gwarach lub jako archaizm), Kurpie ‘ludzie’ i Kurpie ‘region’.

 
O kurpiach ‘chodakach’ i o Kurpiach ‘regionie’ opowiemy Wam w następnych ciekawostkach.

[NSPP; WSPP; SO PWN; SJP PWN; SJP Dor; ESJP, I, 858-859]




KURPIK, czyli łapciuś

KURP – z niegdyś miękkim [p’] na końcu, wywodzącym się z formy liczby mnogiej: kurpie i w gwarze kurpiowskiej wymawianym [pś], czyli kurp [kurpś] – to but, chodak, łapeć wypleciony z łyka.
Kurpiowskie kurpie ‘buty’ miały swoje odpowiedniki, będące wersjami tego słowa, również w innych gwarach i dialektach: karpie, kurpiki, kurpiele. W językach bałtyckich do dziś używa się wyrazowych krewniaków kurpi (lub Kurpiów): w litewskim ‘but’ to kurpė, a w łotewskim – kurpe. 
Możliwe, że kurpiowskie KURPIE ‘łapcie, chodaki’ zostały zapożyczone właśnie z tych języków (jeśli tak, to jeszcze przed XV wiekiem), ewentualnie ze staropruskiego. Możliwe jednak również, że KURPIE to wcale nie zapożyczenie, tylko jedna z najstarszych, reliktowych nazw obuwia, zachowana w regionalnej odmianie polszczyzny i wywodząca się z prasłowiańszczyzny (wspólnym przodkiem kurpiowskich KURPI oraz litewskich i łotewskich kurpes byłaby potencjalna forma *kŗpja oznaczająca albo ogólnie obuwie, albo jakiś konkretny rodzaj butów).

[SJP PWN; SJP Dor; ESJP, I, 858-859]


















środa, 3 listopada 2021

Wiki - kolejne porównanie wersji



Procesy peryglacjalne w polskiej i angielskiej wikipedii


Bym nie kliknął wersji angielskiej, to bym nie wiedział...


















https://pl.wikipedia.org/wiki/Procesy_peryglacjalne

https://en.wikipedia.org/wiki/Periglaciation



wtorek, 10 sierpnia 2021

Etymologia nazwy Słowianie

 

Jeżeli chodzi o Słowian istnieje kilka nazw jakimi nas określano w historii.

Najpierw podam ogólnodostępne dane, a na końcu zaprezentują moje ustalenia w tym temacie.

 


Jak podaje wiki:


Nazwa jest bardzo stara i wywodzi się z języka prasłowiańskiego. We wszystkich językach słowiańskich nazwa własna etnosu jest podobna i zawiera rdzeń slav- / slov-.

Został on powielony do pozostałych języków europejskich i w dostosowanych formach występuje jako jedyna nazwa etnosu słowiańskiego. Tylko w języku niemieckim w średniowieczu Słowian określano również nazwą (die) Wenden, zwłaszcza w stosunkach lokalnych z Serbami łużyckimi oraz Słoweńcami mieszkającymi na terenie Łużyc oraz Karyntii (niemiecko-połabskich, niemiecko-słoweńskich; por. liczne nazwy miejscowe z członem Windisch / Wendisch).

W źródłach pisanych nazwa Słowian pojawia się w VI wieku n.e. Prokopiusz z Cezarei w Historii wojen używa nazw Σκλάβοι – Sklaboi, Σκλαβηνοί – Sklabēnoi, Σκλαυηνοί – Sklauenoi, Σθλαβηνοί – Sthlabenoi i Σκλαβῖνοι – Sklabinoi. Jordanes w Getyce użył nazwy Sclaveni.



Źródłosłów nazwy „Słowianie” nie jest jednoznacznie ustalony. Istnieje na ten temat kilka hipotez min.:


Roman Jakobson i wielu innych językoznawców nawiązuje do prasłowiańskiego rdzenia slovo (słowo), dopełniacz slovese, i powiązanego slava (sława), oraz sluxъ (słuch, czyli „sława, która się niesie”, porównaj „chodzą słuchy”), które pochodzą z praindoeuropejskiego *k’leu̯-os (być znanym, sława), pokrewnym starogreckiemu przyrostkowi -κλῆς (kles, słynny), który składa się na imię Peryklesa, łacińskiemu clueo (być nazwanym, słynnym), angielskiemu loud (głośny), awestyjskiemu sravah- („sława”), oraz sanskryckiemu श्रवस् – śrávas-.


Według m.in. Zbigniewa Gołąba nazwa „Słowianie” (podobnie jak gr. ἒθνος – ethnos „etniczność”) wywodzi się od praindoeuropejskiego *su̯edhnos (z u niesylabicznym), a to od starszego przymiotnika *su̯edho / *su̯ebho „własny (pierwotnie „czyjś powinowaty”)”; stąd Svoběne → Sloběne „Słowianie” i Suēbi „Swebowie”, „Szwabowie”.

Oba przymiotniki zostały utworzone z tego samego podstawowego rdzennie praindoeuropejskiego morfemu *s(u̯)e- „poza, obok”. 

Językoznawca, profesor Wiesław Boryś z Instytutu Slawistyki PAN wywodzi prasłowiańskie i ogólnosłowiańskie *svoboda / *sloboda (słń. slobost, czakawskie dialektalne slobo/slobost, scs. svobьstvo, biał. свабода [svaboda], bułg. свобода [svoboda], cz. svoboda, mac. слобода [sloboda], ros. свобода [svoboda], serb.-chorw. sloboda / слобода, słc. sloboda, ukr. свобода [svoboda], głuż. swoboda, pol. swoboda, staropol. słoboda, świeboda[10]) od prasłowiańskiego svobъ (← *su̯o-bho ← *su̯os „własny”) w znaczeniu „należący do swego plemienia, mieszkający na własnej ziemi, będący u siebie”. Pierwotne *svoba → *sloba (z dysymilacją spółgłosek wargowych v – b > l – b, podobnie svoboda → sloboda; dysymilacja musiała zajść dość wcześnie, gdyż jej warunkiem była bilabialna wymowa v). Według W.Borysia *svoba można uznać za prastary derywat odprzymiotnikowy, abstractum[b] z sufiksem -ā, pod względem budowy zbliżonym do „wiara” (prasłow. *věra). *Svoba oznaczało „stan znajdującego się w swoim plemieniu, na swojej ziemi, wśród swoich, bycie swobodnym”, stąd znaczenie „swoboda (robienia czegoś), wolność”.



Badacze Johann Peisker i Henryk Łowmiański wywodzili nazwę „Słowianie” od slova – „błoto” i wyjaśniali ją upodobaniem naszych przodków do wilgotnych terenów. Z tą teorią wiąże się podobna, za którą optowali m.in. Jan Michał Rozwadowski i Milan Budimir, że etnonim ten pochodził od konkretnego hydronimu o tej nazwie: Sława / Słowa, pochodzącego od prasłow. rdzenia *slov- / *slav- od praindoeur. *kʼleu- / *kʼlou- / *kʼlōu- „płynąć, skrapiać (czyścić)” (znanego m.in. z gr. κλύμενος – klimenos, κλυτόπωλος – klitopoulos, κλύζω – klizo, łac. cluěre „czyścić”, cloāca, lit. šlúoju, šlaviaũ, šlavinéti „zamiatać”). Zachowały się hydronimy z tym rdzeniem, na przykład Sława, dziś Wełnianka, lewy dopływ Wełny itd.



Oprócz określeń Wenetowie, Antowie, Sclaveni, Wendowie, jest także Sporoi.


Sporoi ( gr . Σπόροι ) lub Spori to według uczonego wschodniorzymskiego Prokopiusza (500-560) stara nazwa Antów i Sklawenów , dwóch wczesnosłowiańskich gałęzi. 

Prokopiusz stwierdził, że Sclaveni i Antowie mówili tym samym językiem , ale nie wywodził ich wspólnego pochodzenia z Veneti (jak na Jordanesa), ale z ludem, którego nazywał „Sporoi”. Zaczerpnął nazwę z greckiego σπείρω ("rozrzucam ziarno"), ponieważ "zaludniali ziemię rozproszonymi osadami". 


Pojawia się również porównanie do:


Zeriuani – nazwa określająca nieznane bliżej plemię słowiańskie, wymienione przez Geografa Bawarskiego. Od Zeriuani miały wywodzić swój rodowód wszystkie inne plemiona słowiańskie.

Plemię to identyfikowane było w nauce z Siewierzanami, Słowińcami, Serbami lub Serbołużyczanami. Informacja Geografa Bawarskiego traktowana jest jako potwierdzenie tradycji wspólnego pochodzenia plemion słowiańskich.


A connection has also been made with the Zeriuani mentioned by the 9th-century Bavarian Geographer. It states that the Zeriuani "which is so great a realm that from it, as their tradition relates, all the tribes of the Slavs are sprung and trace their origin" (Zeriuani tantum est regnum, ut ex eo cunctae gentes Sclavorum exortae sint, et originem, sicut affirmant, ducant).


Zeriuani lub Zeruiani było nieznane plemię słowiańskie wymienione przez Geografa  Bawarskiego . Stwierdza, że kraj ​​Zeruiani „który jest tak wielkim królestwem, że z niego, jak mówi ich tradycja, powstały wszystkie plemiona Słowian i z niego wywodzą swoje pochodzenie”.



Plemię i jego terytorium nie zostały jeszcze zidentyfikowane i zlokalizowane.

Podczas gdy wcześniejsi uczeni zakładali, że byli związani z wczesnymi Serbami (choć są już wymienieni w tym samym źródle co Surbi ), czeski antropolog Lubor Niederle i polski historyk Kazimierz Tymieniecki również uważał to za korupcję Sarmatów lub Sewerów . 

Współcześni uczeni polscy, jak Henryk Łowmiański argumentował, że jest to zepsuta forma imienia Sewerów. Twierdzi się, że związki z Serbami są niemożliwe, ponieważ Serbowie Północni mieszkali w innej części Europy, która również nie pasuje do listy, a serbski etnonim nigdy nie był zapisywany ze słowiańskim przyrostkiem -jane ( -eani ), podczas gdy plemienne imię Sewerów zostało zapisane zarówno w zbiorowej formie Sever, jak i w liczbie mnogiej Severjane , co etymologicznie sugeruje plemiona Sewerów . 

Gerard Labuda uważał, że plemiona te przybyły z Małopolski i zachodniej Ukrainy, a Ryszard Kiersnowski uważał, że Zeriuani byli reliktem dużej grupy zamieszkującej wzdłuż Odry, ale ponieważ w tych stronach nie było spisanego plemienia o takiej nazwie, oznacza to również Sewerów ruskich i bałkańskich.  Bardziej prawdopodobną etymologiczną derywację obu Zeriuani i Zuierani , choć ich wzajemny związek jest wątpliwy , proponuje Tadeusz Lehr-Spławiński i wielu innych, odnosząc je do miast Czerwieni i hydronimu *Czerwia . Jednak w oparciu o położenie innych plemion i względy fenomenologiczne, możliwe jest również zniekształcenie nazwy Drevlians.



Ponadto istnieje jeszcze określenie:


Saqaliba, Sakaliba (arab. ‏صقالبة‎, lp. Siqlab) – zbiorcza nazwa słowiańskich najemników i niewolników w średniowiecznym świecie arabskim. Wyraz ten najpewniej jest kalką językową z greckiego wyrazu określającego Słowian – Sklabonei. Saqalibowie należeli do najcenniejszych dóbr eksportowych Słowiańszczyzny, a handel nimi angażowało się wiele królestw i ludów.

Pierwsze pojedyncze wzmianki o ludziach sa-Saqaliba pochodzą od pisarzy arabskich z drugiej połowy VII wieku, w roku 691 Ghiyath ibn Ghawth al-Taghlibi al-Akhtal, poeta tworzący na dworze Umajjadów wspomina o tłumie jasnowłosych Saqaliba, pisze też o grupie, która po odbyciu służby wojskowej osiedliła się w pobliżu miasta Apamea.


Pierwszym geografem który określił położenie kraju ard as-Saqaliba był Muhammad ibn Musa al-Chuwarizmi, autor Księgi obrazu ziemi (Kitab surat al-ard) ok. 850 rok, w dziele tym perski geograf jednoznacznie stwierdza, że kraj Germania, jest identyczny z ziemią Saqaliba" . Natomiast Ibrahim ibn Jakub lokował centrum Saqaliba na zachód od Bułgarii Nadwołżańskiej.

Perski kronikarz Ibn al-Faqih pisał, że istniały dwie grupy Saqaliba – śniadoskórzy i ciemnowłosi z brzegów morza oraz bladolicy i jasnowłosi z głębi lądu. Abu Zayd al-Balkhi pisał o trzech głównych miejscach pochodzenia owych – Kuyaba (zdaniem Grekowa jest to Kijów), Slavia (w średniowieczu tak określano m.in. zamieszkane przez Słowian połabskich – Łużyce, Brandenburgię, Meklemburgię i Pomorze Zachodnie, a także Artania (najpewniej okolice Jarosławia, gdzie odnaleziono skarb z arabskimi monetami).



English wiki:



Mamy więc tu uwagę, że Słowianie i Germanie pochodzą z jednego kraju, przypominam też, że jak piszą internety, wg cesarza Porfirogenety „Germanie mówią językiem słowiańskim” - a więc może Germanie to jakaś lokalna grupa Słowian, która w „kronikach” zachodu została wykorzystana do zaciemnienia informacji o Słowianach.



Także:

Zgodnie z relacją Tacyta, autora dzieła „Germania”, Wenedowie mieli styczność z Sarmatami, ale sami należeli do innej grupy etnicznej i reprezentowali inną kulturę:

Wenetowie przejęli wiele z obyczajów Sarmatów. Przebiegają bowiem w celach łupieskich wszystkie lasy i góry znajdujące się między Peucynami a Fennami. Jednak powinni być raczej zaliczani do Germanów, ponieważ budują domy, noszą tarcze i lubią szybkie, piesze marsze. Odróżnia ich to od Sarmatów żyjących na wozie i na koniu” – pisał w I wieku naszej ery.



A więc wg Tacyta, różnica pomiędzy Germanami, a Słowianami polegała na tym, że jedni wędrują, a drudzy lubią piesze marsze. Jedni lubią ziemniaki z ogniska, a drudzy brukiew.

Rozróżnienie oczywiście bezsensu.

Być może chodzi tu tylko o podział – tryb nomadów i tryb osiadły, zapewne jednak widzimy tu akt fałszerstwa, gdzie Tacyt wymyśla cokolwiek, byleby wykazywać, że są to różne ludy. Nie mówi, czy mówią tym samym językiem, ani czy mają wspólne korzenie czy inne obyczaje, do dzisiaj niemcy, gdy kłamią, to z reguły – nie kłamią, tylko unikają mówienia rzeczy, które im są niewygodne, czy nie pasują do tego, co chcą komuś „sprzedać”.


Więc Germanie - raczej była to grupa, która została jako pierwsza na tym terenie podbita metodą na 5 kolumnę (porównaj też: „porwanie Sabinek”) i stała się wrogiem dla swoich dotychczasowych braci – patrz, podobnie zrobili z Prusami – nastali tam wrogowie Prusów - Prusacy, którzy przyjęli niemal identyczne miano, Ukraina stworzona przez niemców, odcięta Białoruś, Litwa, a obecnie Polska, której czynniki oficjalne atakują Białoruś.


Jak to podobno powiedział Orban – i ja zresztą też, z tym, że nie wiem, co miał na myśli węgierski premier - Polska będzie Niemcami Europy.


Prawda, że wszystko się zgadza?


Wracając do tematu.

Mamy więc następujące określenia:



Sklaboi, Sklabēnoi, Sklauenoi, Sthlabenoi,  Sklabinoi, Sclaveni

Wenetowie, Antowie, Wendowie, Sporoi

Zeriuani lub Zeruiani 

Saqaliba, Sakaliba 




Moje uwagi:


Sporoi


from Greek σπείρω ("I scatter grain"), because "they populated the land with scattered settlements"

z greckiego: „rozrzucam ziarno” ponieważ "zaludniali ziemię rozproszonymi, rozrzuconymi osadami"


Uważam, że każdy człowiek fizycznie pochodzi od Stwórcy (lub Odtwórcy) i każdy lud na ziemi w swej genezie – wyszedł z tzw. Raju. Prawdopodobnie można to udowodnić, a w każdym razie istnieją na to pewne poszlaki. To że tzw. Raj istniał to jest pewnik, który można udowodnić.


Po rozejściu się ludów po ziemi, Stwórca nadal ingerował w rozwój ludzkości (czyli uprawiał sex?) w różnych miejscach na świecie w różnym czasie – stąd np. bliskie podobieństwa genetyczne pomiędzy niektórymi ludami w Azji i Europie, które teoretycznie nie stykały się ze sobą.


Jednak na skutek wtrącenia się – SI, albo po prostu Złego, który obalił pierwszy Raj w Azji – doszło do powstania tzw. Cywilizacji Śmierci, tj. ludzie się poróżnili i zaczęli ze sobą walczyć.


Być może dlatego, Stwórca postanowił zalać świat ludźmi, których wpierw odseparował na północy odległego zachodniego krańca Azji, który dzisiaj nazywamy Europą, by nie ulegli przemocy, potem zaś posłał ich celem zaludnienia ziemi, zdobycia przewagi liczebnej i zdominowania Cywilizacji Śmierci.


Szczególnym problemem jest wyraz „ojciec”, który różni Słowian od wszystkich pozostałych Indoeuropejczyków włączając w to najbliżej z nimi skądinąd spokrewnionych Bałtów; po litewsku bowiem ojciec znaczy tevas, a więc również inaczej niż we wszystkich pozostałych językach indoeuropejskich. 

Natomiast określenia matki, brata, siostry, syna i córki są u Słowian praindoeuropejskie, co wskazuje na ich - i Bałtów - przynależność do tej wspólnoty w okresie matriarchatu, przed ustanowieniem patriarchatu. Później związek Bałtów i Słowian z pozostałymi Indoeuropeczykami musiał się na dłuższy czas zerwać.

[albo świadczy to o tym, że Stwórca najdłużej przebywał wśród Słowian, słowo "ojciec" wiązałbym z nim personalnie, w innych językach istnienie jego osoby zostało szczególnie zamazane poprzez zbabilozowanie pojęcia ojciec  - otwiera się pole do domysłów - MS]

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/06/o-waznosci-jezyka.html


porównaj także:

Menander Protector mentions a Daurentius (circa 577–579) who slew an Avar envoy of Khagan Bayan I for asking the Slavs to accept the suzerainty of the Avars; Daurentius declined and is reported as saying:

"Others do not conquer our land, we conquer theirs – so it shall always be for us".

https://en.wikipedia.org/wiki/Slavs



Moim zdaniem w nazwie Sporoi może chodzić o wskazanie, że są oni celowo posyłani w świat przez Stwórcę – jest to dwuznaczne, bowiem nazywani są „nasieniem”, co może oznaczać, że jest ich dużo, ale też, że pochodzą bezpośrednio od niego, bezpośrednio z jego nasienia tj. pomiędzy nami, a Stwórcą, było mniej pokoleń, niż pomiędzy innymi jego potomkami.


A poza tym – Sporoi brzmi zupełnie jak:

 „sporo ich” :)

The origin and migration of Slavs in Europe between the 5th and 10th centuries AD  - ang. wiki





Zeriuani lub Zeruiani


Na terenie dzisiejszej Polski znajdowała się tzw. Hyperborea.


To inna nazwa na Raj.


Nazwa Zeriuani może oznaczać „z Erydanu” (w skrócie Eden?), czyli od terenów przez które płynie rzeka Erydan „wpadająca do morza północnego” – to rzeka z terenów Hyperborei, więc na naszych terenach.



Sklaboi, Sklabēnoi, Sklauenoi, Sthlabenoi,  Sklabinoi, Sclaveni


To są określenia, które znaczą tyle co, jak byśmy dzisiaj powiedzieli - „z Kujaw”


[A pamiętacie "Bydgoszczu"? Wiedzieliście, że ubecja siedzi nieustannie w moim kompie?]


i tu pewne kuriozum:

ale BARDZO WAŻNE!


Kuyaba ( arabski : كويابة Kuyaba  ) był jednym z trzech centrów Rusi  lub saqaliba ( wcześnie Słowianie Wschodni ) opisane w książce utraconego przez Abu al-Balkhi Zayd (pochodzącym z około 920 ) i wspominany w pracach niektórych swoich zwolenników ( Ibn Hawqal , Al-Istakhri , Hudud ul-'alam ). 

Dwa pozostałe ośrodki są Slawiya ( polskie : صلاوية s (a) lāwiya )  (próbnie identyfikowane z ziemiąIlmen Słowianie , zobacz Ruski kaganat ) i Arthaniya ( po arabsku : ارثانية Arṯāniya ) (nie prawidłowo wyjaśnione). 

Sowieccy historycy, tacy jak Borys Grekow i Borys Rybakow, wysunęli hipotezę, że „Kujaba” jest błędną wymową słowa „ Kijów ”. Teoretyzowali, że Kujaba była związkiem plemion słowiańskich w środkowym biegu Dniepru, skupionym wokół Kijowa (obecnie na Ukrainie ). Kuyaba, Slawiya i Artaniya później połączyły się, tworząc państwo Rusi Kijowskiej , obejmujące współczesną Białoruś, Rosję i Ukrainę. Wyjaśnienie to zostało przyjęte przez współczesną historiografię ukraińską.


Kuyaba (Arabic: كويابة‎ Kūyāba) was one of the three centers of the Rus or Saqaliba (early East Slavs) described in a lost book by Abu Zayd al-Balkhi (dating from ca. 920) and mentioned in works by some of his followers (Ibn Hawqal, Al-Istakhri, Hudud ul-'alam). The two other centers were Slawiya (Arabic: صلاوية‎ Ṣ(a)lāwiya) (tentatively identified with the land of Ilmen Slavs, see Rus' Khaganate) and Arthaniya (Arabic: ارثانية‎ ’Arṯāniya) (not properly explained).

  

Kuyaba to przecież wprost "Kujawia", gdzie nazwa została zapisana przez ruskie "b", a potem źle odczytana - "b" zamiast "w". 

Albo - to my źle odczytujemy nazwę Kujaba...



I wreszcie




Saqaliba, Sakaliba 


Moim zdaniem nazwa Saqaliba jest odpowiedzią na pytanie:



A wy ludzie kto?”

My z Koliby”

"Skoliby? Aha... wy jesteście Skoliby..."



„z Koliby” zostało zniekształcone na Saqaliba.

A co to jest Koliba??


Koliba to kolebka – kolebka ludzi, z której oni wyszli w świat, patrząc na informacje odnośnie Kuyaba jak wyżej - nazwa Kujawy to zniekształcona Koliba – występuje tu zamiana znaku „b” i „w” jak w:  Wawel – Babel.


Zwracam uwagę, że pisarz Czesław Białczyński używa tego terminu w swojej twórczości – nie od niego jednak wziąłem tę nazwę i mogę to udowodnić.



Do takiego wytłumaczenia nazwy doszedłem w 2013 roku.


Zwracam uwagę, że jest to dość „popularne” tłumaczenie genezy nazw.


Ze dwa lata temu czytałem artykuł na temat angielskiego słowa „spruce” czytanego jako

sprus?, a oznaczającego „świerk”.


Wg artykułu Anglicy w pewnym okresie masowo importowali świerk z Prus i dlatego określenie „spruce” znaczy dosłownie – drewno „z Prus”.


Polskie wyrażenie z Prus ("od Prusy", region dzisiejszej Polski) brzmi jak dla angielskich uszu świerk. 

Świerk, spruse (1412) i Sprws (1378) wydają się być określeniami rodzajowymi dla towarów przywiezionych do Anglii przez Hanzeatycki kupców (zwłaszcza piwa, desek, drewnianych skrzyń i skóry), a zatem drzewo uważano za charakterystyczne dla Prus, które przez pewien czas były figuratywne w Anglii jako kraina luksusów. Można argumentować, że słowo to faktycznie pochodzi od Starofrancuski semestr Pruce, czyli dosłownie Prusy.



Ponadto.


Na Pomorzu znajduje się urokliwe miasteczko Skarszewy.


O pochodzeniu nazwy tej miejscowości możemy przeczytać min. w opracowaniu:

„Nazwy miast Pomorza Gdańskiego” pod redakcją czołowych językoznawców Edwarda Brezy i Jerzego Tredera (wcześniejsze wydanie pod redakcją H. Górnowicza i Z. Brockiego).


Wg Autorów nazwa Skarszewy pochodzi od imienia Karsz.



Jak pisze Breza:


„Początkowe s- w nazwie jest dawnym przyimkiem – mówiono np. „s Karszewa” (= z Karszewa) który się z czasem zrósł w całość z pierwotną nazwą miejscowości.


Procesy takie obserwujemy bardzo często, np. dzisiejsze Skarżysko to dawne Karszycko, nazwy kilku wsi w Kościerskiem zapisywane były w źródłach jako Skalsk: z Kal(i)sk (obecnie Kaliska), Sternekow: z Ciernikow (dziś Czerniki), Strzebunya: z Trzebunia (dziś Trzebuń), Skarszewy w Świeckiem mają z XIII w. zapisy Karsowo, gdzie dzisiejsze nagłosowe s- też jest z pochodzenia przyimkiem.

W r. 1608 (II księga sądowa kościerska, k. 41) notowany jest: Faltyn Hassa S Karszew.”


Tyle (i aż tyle!) Edward Breza.


Moim zdaniem to wyczerpuje temat i moja teza, że Saqaliba oznacza „z Koliby” jest całkowicie poprawna.


Słowianie pochodzą z Kujaw.



Podobnie, Hyperborea to nazwa tożsama z Raj, a także Lach i pochodne Lechia - Lechici i to, że leży ona w dzisiejszej Polsce.


Lach tożsame z terminem Raj – potrafię to udowodnić.


Lachy to "ci, co mieszkali w Raju" lub – "pochodzący z Raju" (Koleby - kolebki) - o czym piszę tutaj: Etymologia nazwy Polacy.


Nazwa Polacy oznacza tyle co „Polachy” czyli „ci co nastali po Lachach” - po obaleniu Raju.


Polachy – Polaki - Polacy

„ch” jest wymienne z „k” jak np. Christina – Krystyna.

podobnie "c" i "k" - np. w angielskim słowie "car" czytanym jako "kar"


Polaki - Polachy analogia jak - poranek – pora dnia następująca „po rano”.




Od słowa Lachy pochodzi też prawdopodobnie pojęcie szlachta, czyli „s Lachów” = „z Lachów”.



Lachy to my, Polacy – tak do dzisiaj mówią na nas min. Ukraińcy.


Polachy to Polacy – tak mówią na nas Kaszubi i tak min. zapisał to Bernard Sychta w swoim Słowniku Gwar Kaszubskich.



To wszystko my.






Na powyższe tezy posiadam zarówno argumenty i dowody. 

Część tez - celowo nie wskażę teraz które - potwierdzają badania naukowe.


Tak to bywa, że naukowcy dowodzą czegoś, nie wiedząc, że jednocześnie dowiedli czegoś innego...




Tekst powyższy wraz z tekstami Bachus oraz Morfeusz, albo antropomorfizacja stanowią integralną część opracowania Paranoja indukowana.

Pierwszy szkic powstał w maju 2019 roku i opracowanie - jak widać - powstaje mozolnie i etapami...




W tekście wyraźnie wskazałem, które tezy, idee, informacje pochodzą od innych autorów, a które ode mnie.

Tekst mojego autorstwa podkreśliłem - wyszczególniłem kolorem.

Potwierdzam, że treści tu podane - tezy, idee, pomysły, informacje - odnośnie etymologii terminów:

 Sporoi, Zeriuani lub Zeruiani, Sklaboi, Sklabēnoi, Sklauenoi, Sthlabenoi,  Sklabinoi, Sclaveni, Saqaliba, Sakaliba   prezentowane w tekście po słowach: "Moje uwagi" są mojego autorstwa. 

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Rozpowszechnianie tekstu dozwolone pod warunkiem każdorazowego wyraźnego wskazania, że autorem podanych etymologii jest Maciej Piotr Synak wraz z podaniem czynnego złącza do powyższego artykułu oraz nie czerpania z tego tytułu korzyści materialnych.


Poniżej zdjęcia własne.
















POLECAM:

https://maciejsynak.blogspot.com/2018/08/tajemnica-koscioa-w-skarszewach.html

https://maciejsynak.blogspot.com/p/lista-postow.html




Linki:

https://en.wikipedia.org/wiki/Slavs

https://en.wikipedia.org/wiki/Sporoi

https://pl.wikinew.wiki/wiki/Early_Slavs

https://en.wikipedia.org/wiki/Zeriuani

https://pl.wikipedia.org/wiki/Zeriuani

https://en.wikipedia.org/wiki/Saqaliba

https://pl.wikipedia.org/wiki/Saqaliba

https://en.wikipedia.org/wiki/Eridanos_(river_of_Hades)

https://pl.wikipedia.org/wiki/S%C5%82owianie#Etymologia_nazwy

https://pl.wikinew.wiki/wiki/Spruce

https://ciekawostkihistoryczne.pl/2021/04/07/kim-byli-starozytni-wenedowie-ktorzy-zyli-nad-wisla-czy-chodzi-o-slowian/

https://en.wikipedia.org/wiki/Kuyaba

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/06/o-waznosci-jezyka.html

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/04/kalasz-lud-z-pakistanu-cz1.html

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/04/kalasz-lud-z-pakistanu-cz2.html

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/04/kalasz-polska-grecja.html



Bernard Sychta - "Słownik Gwar Kaszubskich" tom 4

E. Breza, J. Treder, H. Górnowicz - „Nazwy miast Pomorza Gdańskiego” 



przedruki z angielskich stron w tłumaczeniu przeglądarki