Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polacy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polacy. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 24 grudnia 2024

Prawo (Polanie)


11 listopada 2024
13 grudnia 2024 


Fragment mojego tekstu "Celtowie" z 26 października 2020



„Wg zapisów rzymskich Celtowie uprawiali rytualne królobójstwo.”

A może po prostu karali tak królów zdrajców, hę??


Historia z rytuałami, świętym bagnem i rytualnym królobójstwem ma zasłonić fakt, że nie każdy chciał przystać do Rzymian i zdrajców – a szczególnie królów - karano śmiercią: „Chciałeś złota?? Żryj śliwki dziadu!!”

A Rzymianie nie uprawiali czasami rytualnego królobójstwa??

Kto wie, czy tak Celtowie nie pisali w swoich kronikach, zanim je siepacze rzymscy nie spalili...


„A rzymskie plemnię to są straszliwi zbóje i mąciciele. Bogów oni mają wielu i królów swoich w okrutny sposób mordują na chwałe owych bożków. 

Kaligusa niejakiego w świątyni zwanej   T E A T R U M   zabili. Gajusa Cezarusa – u stóp bałwana   P O M P E I U S A,   Tyberiusa rytualnie udusili. Klaudiusowi osobiście truciznę podała żona jego, szalona dewota Agrypinnnda, Neronus zaś sam przebił swą szyją rytualnym kindżałem... 

Ci trzej tylko króle ubici byli ku czci wielkiego bożka rzymskiego zwanego   D E M O K R A C Y A ...”


No i co? Kto tu jest królobójcą, hę??








przedruk







10 listopada 2024

Polska przedchrześcijańska nie istniała! Dla oświecenia pogan – pasjonatów




W ateizującej się Polsce rośnie moda na publikacje odkrywające niechrześcijańskie tradycje narodowe, szczególnie słowiańskie i pogańskie. Wiele mówi ona o uwiądzie nie tylko duchowym, ale i intelektualnym kraju. Nawet maturzysta z lekcji historii powinien wiedzieć, że czegoś takiego jak Polska przedchrześcijańska nie było. Literatura na temat Słowian ma charakter fantastyki naukowej i nie odkrywa ich wierzeń, tylko je wymyśla. O religii Słowian nie wiadomo właściwie nic. Nawet tego czy w ogóle istniała.

Dysponujemy dość obszerną wiedzą na temat religii Greków i Rzymian, którzy zbudowali cywilizację na setki lat przed przyjęciem chrześcijaństwa i zostawili źródła pisane. Z racji podboju przez imperium rzymskie ludów celtyckich oraz jego sąsiedztwa z Germanami zachowały się też informacje o ich wierzeniach i obyczajach. Niepiśmienne ludy słowiańskie ani nie zostawiły własnych zapisków, ani nie zostały zauważone przez pisarzy starożytnych. Jednoznaczne informacje o ich istnieniu pochodzą dopiero z VI w., kiedy wtargnęły w bałkańskie prowincje Cesarstwa Bizantyjskiego.

Polski nie dotyczy nawet to. 

Aż do połowy X w. brak jest w zasadzie wzmianek o ludności naszych ziem. Szczątkowe źródła z czasów pogańskich nie wspominają nawet o istnieniu plemienia Polan, z którego miała narodzić się Polska. Na arenie dziejów państwo Polan pojawia się nagle w 965-6 r. ślubem księcia Mieszka I z księżniczką czeską Dobrawą i przyjęciem przez niego Chrztu św. O czasach Mieszka i następnym stuleciu historia zna zaledwie garść faktów. Jeszcze z XII wieku zachowało się zaledwie około 30 dokumentów pochodzących z Polski.[1]

Pierwsza kronika dziejów Polski została napisana dopiero między 1111 r. a 1116 r. przez cudzoziemskiego mnicha zwanego Gallem Anonimem. W jej wstępie Gall zawarł niewielkie wzmianki o czasach pogańskich aż do legendarnego Piasta. Zanotował z nich tylko historię o gościnie wędrowców u Piasta Oracza na postrzyżynach jego syna (nie wyjaśniając nawet znaczenia tego obyczaju) oraz o obaleniu księcia Popiela. Wymienił, bez dalszych informacji, imiona trzech potomków Piasta, którzy objęli tron: Siemowita, Leszka i Siemomysła, oraz podał, że syn Siemomysła Mieszko urodził się niewidomy, ale po 7 latach odzyskał wzrok, a gdy objął władzę odprawił pogańskie żony, przyjął chrześcijaństwo i poślubił księżniczkę Dobrawę.

Druga po Gallu kronika bp. Wincentego Kadłubka pochodzi już z 1190-1208 r. Znana jest z tego, że jej autor w pierwszym rozdziale wymyślił bajeczne przedpiastowskie dzieje Polski, w których Lechici toczą epickie boje z Aleksandrem Wielkim, czy Juliuszem Cezarem. A jednak, mimo że Kadłubek chciał nadać Polakom wielkie zamierzchłe dzieje a sam jako Polak powinien mieć większą od Galla wiedzę o rodzimej przeszłości, nie podał o czasach pogańskich pierwszych Piastów niczego poza zdawki z kroniki Galla. W XIII-XIV w. pojawia się kilka kolejnych kronik i spora liczba zachowanych dokumentów. Dzięki temu dalsze dzieje polityczne Polski są o wiele lepiej oświetlone. Nie dotyczy to jednak spraw społecznych, czy kulturowych (z częściowym wyjątkiem spraw kościelnych). O pogańskich bogach wspomina w swojej monumentalnej kronice Jan Długosz. Tyle, że pisał on 500 lat po chrzcie Mieszka I. Trudno podejrzewać, by jego uwagi były czymś więcej niż tylko jego domysłami.



Kronikarska pustka

Z rodzimych źródeł nic więc się nie dowiemy o pogańskim świecie polskich przodków. Już w średniowieczu przepadł on w mrokach niepamięci. Badacze próbują wypełniać tę zupełną pustkę informacjami z kronik cudzoziemskich o religii innych ludów słowiańskich. Opierają się na niesprawdzalnym założeniu, że wszystkie one wyznawały mniej więcej tę samą religię. Jest to naukowo wielce ryzykowne, biorąc pod uwagę, że od VI w. rozproszyły się od Wołgi po Łabę i Grecję, zaś o starożytnym pogaństwie wiadomo tyle, że często w każdym sąsiednim państwie-mieście czczono innego bożka, a kulty te się ze sobą mieszały, zmieniały i nie miały stałej doktryny.

Problem w tym, że pierwsze kroniki naszych słowiańskich sąsiadów – czeska kronika ks. Kosmasa oraz rusińska „Powieść minionych lat” mnicha Nestora powstały dokładnie w tych samych latach co kronika Galla Anonima i zawartością są niewiele „bogatsze” od polskich. Upłynęło już wówczas 250 lat od przyjęcia chrztu przez Czechów i 130 lat od chrystianizacji Rusi.

Kosmas sięgał pamięcią o przodkach Czechów znacznie dalej niż Gall Anonim i Wincenty Kadłubek o Lechitach – być może nawet do VIII w., sądząc z długości jego listy legendarnych władców. Jednakże i on prawie nic nie wiedział o pogańskiej religii przodków. Wspomniał wprawdzie, że były pośród nich czarownice i wróżki, których przepowiedniom i obrzędom zabobonnie się oddawali oraz napomknął, że do jego czasów liczni wieśniacy, jak poganie czcili źródła, ognie, gaje, albo kamienne posążki. Gdy jednak odnosił się do czasów pogańskich, nadawał bogom imiona bogów rzymskich. Być może nie znał już nawet imion bóstw słowiańskich.

Uważana za cenne źródło „Powieść minionych lat” zawiera tylko kilka zdawkowych konkretów – wyrywek o pogrzebowym obyczaju palenia przez Słowian zwłok i składaniu prochów do urn.

Wymienia bogów rusińskich, na których książę Oleg zaprzysięgał traktat pokojowy (Peruna i Wołosa), którym książę Włodzimierz Wielki stawiał drewniane posągi w Kijowie i którym składał ofiary z dzieci (Peruna, Chorsa, Dadźboga, Strzyboga, Simargła i Mokosza), a które zniszczył po chrzcie świętym (Peruna). Ponadto w niejasnym fragmencie nazywa egipskiego boga Teosta (Hefajstosa) Swarogiem, a jego syna Słońce Dadźbogiem. Imiona wspomnianych bożków pojawiają się jeszcze w poemacie rusińskim „Słowo o wyprawie Igora”, ale jest to źródło o niepewnej autentyczności, odkryte w kopii dopiero w XVIII w.

MAPA 1: siedziby Słowian w okresie VII-IX w.



Revilo1803, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons



Strzępki z kronik germańskich

Z kronik niesłowiańskich pozostała z VI w. półstronicowa wzmianka historyka bizantyjskiego Prokopiusza z Cezarei o tym, że naddunajscy Słowianie czczą niewymienionego boga piorunów, jako jedynego boga (jednego z bogów?), a oprócz niego rzeki i nimfy oraz oddają się wróżbom. 

Z XI i XII w. zachowało się kilka fragmentów z kronik niemieckich, dotyczących obyczajów Słowian Zachodnich – Wieletów i Obodrzyców, którzy żyli na terenie dzisiejszej Brandenburgii i Meklemburgii, trwając jako ostatni w pogaństwie do połowy XII w., zanim nie zostali podbici przez Niemców i Duńczyków. 

Kronika biskupa Merseburga Thietmara z lat 1012-18 podaje o nich krótkie wzmianki, że czcili źródło wodne i mnóstwo bożków. Wspomina, że w czasie wojny nosili wizerunki bożków a w czasie wyprawy przeciw Mieszkowi I ok. 990 r. złożyli im w ofierze wziętego do niewoli dowódcę grodu. O pogańskich czasach Polan nadmienia o paleniu zwłok zmarłych i zabijaniu z nimi ich żon. Opisuje krótko znaczącą świątynię bogów wieleckich w Radogoszczy, w tym głównego Swarożyca, i tamtejsze wróżby. Imię Swarożyca jako jednego z bogów Wieletów pojawia się też w liście św. Brunona z Kwerfurtu, krytykującym sojusz z nimi cesarza Henryka II przeciw Polsce.

Najobszerniejsze (o ile to adekwatne słowo) są wzmianki z pisanej w latach 70-tych XI w. kroniki ks. Adama z Bremy i kontynuującej ją kroniki ks. Helmolda z lat 60-tych XII w., a więc z czasu ostatecznego podboju i zaniku Słowian Połabskich. 

Wspominają one o dominującej między Łabą a Odrą świątyni Radogosta w mieście Retra i znajdującym się tam pozłacanym posągu, a także nadmieniają o nieznanych z innych źródeł bożkach Prowe – bogu ziemi starogardzkiej (dziś Szlezwik-Holstein) Siwa – bogini Połabia, Czarnobogu, nie wyjaśniając rangi i roli tych bogów (z wyjątkiem złego Czarnoboga). Potwierdzają ogólne informacje o czczeniu przez Słowian gajów, źródeł, duchów domowych oraz ich wróżbiarstwie i składaniu ofiar ze zwierząt i ludzi. Helmold wspomina też o drugiej po Retrze najważniejszej świątyni Świętowita w Arkonie na Rugii, zdobytej i zniszczonej w 1168 r. przez Duńczyków, co położyło kres ostatniemu pogańskiemu kultowi Słowian. 

Upadek Arkony został jeszcze uwieczniony w islandzkiej Knytlinga saga oraz dość obszernej relacji z duńskiej kroniki Saxo Grammaticusa. Zawiera ona jedyny bliższy 2-stronnicowy opis drewnianej zdobionej świątyni Świętowita i jego czterogłowego posągu. Ostatnie wzmianki o kulcie pogańskim pochodzą z trzech XII-wiecznych żywotów św. Ottona z Bambergu, który od 1124 r. chrystianizował pomorze, świeżo podbite dla Polski przez księcia Bolesława Krzywoustego. Żywoty te relacjonują usuwanie przez św. Ottona kultu Trzygłowa ze Szczecina i Wolina. Jest to jedyna nazwa bóstwa, którego kult odnotowany był na terenach, obecnie należących do Polski. Oprócz tego pojawiła się kolejna nazwa bóstwa z Połabia – Jarowita. Kilka czerpiących ze wspólnego zaginionego źródła urywków z kronik arabskich dodaje do tego obrazu informację o rodzaju biesiady przy prochach zmarłego w rocznice jego śmierci.

Nie wiadomo w zasadzie nic

Na tym w zasadzie wyczerpują się wszelkie źródła pisane na temat religii i obrzędów Słowian. Gerard Labuda zestawił je w większości na zaledwie kilkunastu stronach książki.[2] 

Nie zawierają one żadnych informacji o kosmologii, czy teologii Słowian. Nie wymieniają żadnego ich święta religijnego, a krótko opisują jedno i wzmiankują cztery. 

Podają ledwie cztery ich obyczaje: postrzyżyn chłopców u Polan, palenia zwłok zmarłych i zabijania ich żon oraz biesiadowania przy prochach. 

Zawierają jeden dłuższy i dwa krótkie opisy świątyń, jeden opis świętego dębu. Nie ma w nich praktycznie nic na temat rangi, roli, wzajemnych powiązań i zasięgu kultu różnych bóstw. 

Prawie wszystkie te relacje dotyczą jednego małego obszaru zamieszkanego przez Słowian Połabskich i tylko z końcowego okresu ich istnienia w XI i XII w. 

Nie sposób ustalić, na ile stałe w czasie były różne kulty, a na ile zmieniały się przez pokolenia i adaptowały cudze bóstwa i obrzędy, co mogło być powszechną praktyką znaną z pogańskich religii starożytności (szczególnie, że np. Rusowie – założyciele Rusi Kijowskiej, byli skandynawskimi najeźdźcami, którzy podbili Słowian Wschodnich, a z kolei Helmond twierdził, że kult Świętowita był zafałszowanym kultem św. Wita, którego kaplica miała istnieć na Rugii w IX w.).

Nawet imiona różnych słowiańskich bóstw wymieniane w każdym ze szczątkowych źródeł są inne i prawie nie mają ze sobą punktów stycznych. Z 8 imion podawanych w „Powieści lat minionych” dotyczących kultu Rusinów z Kijowa żadne nie pojawia się w kronikach niemieckich traktujących o wymarłych Słowianach Połabskich. Te z kolei podają rozbieżne imiona bożków pogańskich nawet na niewielkim obszarze Połabia, zaś żywoty św. Ottona jeszcze inne dla sąsiedniego Szczecina i Wolina.

Nawet samych tych imion nie możemy być pewni. Są one zafałszowane i to potrójnie (!), chociaż składają się z zaledwie kilku liter. Zapisane są głównie w średniowiecznym alfabecie łacińskim, którego litery nie oddają wszystkich dźwięków języków słowiańskich, przez autorów germańskich, którzy jako cudzoziemcy zniekształcali mowę Słowian. Na dodatek w różnych rękopisach różnią się zapisem literowym. Polskie brzmienia tych imion są tylko rekonstrukcją dopasowującą rozbieżne i nieścisłe zapisy łacińskie do naszego języka.

Naszą wiedzę w małym stopniu uzupełniają badania archeologiczne, odkrywające szczątki miejsc kultu, narzędzi, ubrań. Nie powiedzą one prawie nic o treści wierzeń i rytuałów. Nawet na polu archeologii odkrycia na temat kultu Słowian są znikome. Spośród dwóch opisanych w kronikach świątyń połabskich Radogoszcz w ogóle nie została zlokalizowana.

[na blogu - Radogoszcz odnaleziona? ]

Klif, na którym stała świątynia w Arkonie, został zaś pochłonięty przez morze bałtyckie. Na górze Ślęża pod Wrocławiem, o której Thietmar w dwóch zdaniach podał, że była miejscem pogańskich obrzędów, prace archeologiczne niewiele odkryły. Na Łysej Górze w górach świętokrzyskich, która w Polsce uchodzi (bez żadnych źródeł) za drugie miejsce dawnych kultów słowiańskich, nie znaleziono żadnych ich jasnych śladów. Archeologia dysponuje zaledwie dwoma dużymi nadniszczonymi drewnianymi posągami słowiańskich bożków połabskich oraz jednym kamiennym posągiem zbruckim z Ukrainy, którego autentyczność i pochodzenie są sporne.[3] [4]

[wg mnie autentyczny zabytek i to dość "powszechny"... - Od Zbrucza do Włoch ]

Wyrób wiedzo-podobny

Jakim więc cudem powstają publikacje traktujące o mitologii, obrzędach, świętach, demonologii Słowian – o rzekomej pradawnej rodzimej tradycji? Badania religii Słowian wynalazły wypełniacz źródłowej pustki w postaci metody językowo-porównawczej oraz etnografii.

Pierwsza z nich opiera się na założeniu, że wszystkie ludy indoeuropejskie rozproszone od Atlantyku po Indie, łączyła w czasach prehistorycznych na stepach Azji wspólnota nie tylko językowa, ale i religijna i że wierzenia Słowian można odtworzyć, porównując słownictwo odnoszące się do ich religii i obrzędów z innymi językami i religiami indoeuropejskimi. Szkopuł, w tym, że o samych Pra-indoeuropejczykach też nic nie wiadomo, a religie Celtów, Germanów, Rzymian i Greków, Persji oraz Indii nie są ze sobą zgodne, tak jak ich mitologie. Materiał do porównania stanowi zaś głównie kilkanaście pozbawionych treści imion słowiańskich bożków – prawie w całości jednoźródłowych, niepewnych co do autentyczności i zniekształconych w brzmieniu.

W zależności od fantazji i zamiłowań mitologicznych badacza, można sobie swobodnie dopasowywać strzępki danych o Słowianach do dowolnej z różnych religii starożytności. Miłośnik Greków i Rzymian może dopatrzyć się w imieniu Peruna – władcy piorunów słowiańskiego odpowiednika Zeusa – króla bogów, a pasjonat skandynawskich opowiadań albo komiksów o Avengersach równie dobrze widzieć w nim Thora syna Odyna, zaś religię Słowian jako analogiczną do sąsiednich Germanów. 

Zły Czarnobóg z kroniki Helmolda może wraz z domniemanym przeciwnym mu „Białobogiem” tworzyć słowiański manichejski dualizm dobra i zła, zbliżony do wierzeń perskich. A wzmianka Prokopiusza z Cezarei o kulcie wśród Słowian tylko jednego naczelnego boga piorunów służyć za dowód, że byli pół-monoteistami. Za niejasną wypowiedzią Nestora można dojść do wniosku, że egipski bóg słońca Helios to Dadźbog, a za podobieństwem imienia Chorsa do perskiego słowa xores – słońce, że to on był Heliosem. 


Może pod świętym dębem Wieleci sprawowali sądy w imieniu boga Prowe, 

a może Helmold w kronice źle zapisał i chodziło o sądy w imieniu prawa i żadnego boga Prowe nie było. 

[pisałem o bożku DEMOKRACYA, ale, że Prowe to prawo.... na to nie wpadłem...nie byłem na bierząco z tematem Prowe - MS] 

Może z kilku różnych zapisów imienia bogini połabia najbliższy właściwemu brzmieniu jest Siwe (może to odpowiednik hinduskiego Sziwy?), a może Synna (prawie jak islamska sunna).

Równie twórcza jest druga metoda – etnograficzna. Wychodzi ona z założenia, że religia Słowian przetrwała w wierzeniach, bajkach i obrzędach prostego ludu i można ją odtworzyć, zgłębiając kulturę słowiańskich wsi. Problem w tym, że kronikarze nie interesowali się życiem chłopów aż do oświecenia i mało notowali na jego temat. Etnografia jako nauka rozwinęła się dopiero w XIX w. Pamięć o słowiańskich bożkach zatarła się u wykształconych i oczytanych kronikarzy już w średniowieczu. Jakim cudem miałaby przetrwać u niepiśmiennych chłopów prawie tysiąc lat. [tu da się działać - MS] Skąd przekonanie, że kultura ludowa to pozostałość religii Słowian a nie ukształtowana po chrystianizacji zwyczajna obrzędowość rolna, rozbudowująca chrześcijańskie święta o świeckie tradycje. Aby to naukowo ocenić, trzeba by ją porównać z wcześniejszą religią Słowian.

A ta właśnie jest zupełnie nieznana. Nawet nie wiadomo czy w ogóle istniała, czy tylko każdy gród i szczep wyznawał na swój sposób własnych bożków. Metoda etnograficznego poznania religii Słowian przypomina wyciąganie się samemu z bagna za własne włosy. Nie ma punktu podparcia dla założenia, na którym się w całości buduje. Odkrywa przedchrześcijańskie korzenie obyczajowości ludowej, nie dlatego że one są przedchrześcijańskie tylko dlatego, że z góry je za takie uznaje.

Wymyślanie pogańskiego pochodzenia chrześcijańskim świętom

Nie jest to jednak tylko nieszkodliwa daremna próba poznania. To etnograficzne odkrywanie dawnego pogaństwa ma toksyczny wpływ na powszechną świadomość Polaków. Od dłuższego czasu rozpowszechnia jako rzekomo naukową wiedzę fałszywe przekonanie, że chrześcijańskie święta, to schrystianizowane przez Kościół pradawne pogańskie święta Słowian. Co prawda trzeba reprezentować poziom umysłowy neo-pogańskiego posła PO M. Józefaciuka, żeby twierdzić, że Boże Narodzenie (obchodzone w Kościele 25 grudnia od co najmniej IV w.), zostało zapożyczone od Słowian, których istnienie chrześcijańscy kronikarze zauważyli dopiero w VI w.

Niemniej niektórzy wraz z Magdaleną Środą są przekonani, że dzień św. Jana, to schrystianizowana pogańska noc kupały. Wprawdzie żadne źródła nie mówią nic o istnieniu jakiegokolwiek Kupały, ani w ogóle nie zapisały żadnego pogańskiego święta Słowian.

[czyżby więc wiedza o słowianskich obyczajach to wiedza potoczna, która przetrwała tysiąclecia? prawdopodobnie - MS]

Nawet badacze religii Słowian podają, że bożek Kupała to wymysł XVII-wiecznych pisarzy, którzy przeinaczyli ludowy obrzęd kupałów[5], czyli kąpieli w czas św. Jana Chrzciciela. Zarazem jednak nie wiadomo w oparciu o co twierdzą, że te kąpiele mają prawdopodobnie przedchrześcijańskie pochodzenie, chociaż prędzej należałoby podejrzewać, że to po prostu ludowa zabawa nawiązująca do chrztów, jakich udzielał Jan Chrzciciel w Jordanie.

[no i tu raczej na odwrót - podobnie jak ze ścianiem kani - i wiele innych... - MS]

Już natomiast mnóstwo chrześcijan zaczęło wierzyć, że Dzień Wszystkich Świętych, to zastąpiony przez Kościół słowiański kult zmarłych, czyli uwiecznione przez A. Mickiewicza białoruskie dziady.

Tymczasem kult świętych męczenników rozwijał się jeszcze wśród pierwszych chrześcijan. Święto Wszystkich Świętych zostało w kalendarzu liturgicznym wyznaczone na 1 listopada we wczesnym średniowieczu, kiedy w Rzymie zapewne nawet nie wiedziano o istnieniu jakiejś Rusi. [wiedziano, bo przecież kłamstwa tworzyli w jakimś celu, to wynika z wielu rzeczy i wymaga pracy, by opisać - MS]

Skądinąd po co Kościół Rzymski miałby wprowadzać powszechne święto, żeby chrystianizować obrzędy jakichś odległych pogańskich [w szkole mówili co innego... - MS] Rusinów, skoro przyjęli oni dopiero w X wieku chrześcijaństwo w obrządku greckim, a nie rzymskim. Tymczasem akurat u prawosławnych nie ma 1 listopada Dnia Wszystkich Świętych. 

Thietmar w kronice pisanej do 1018 r. ze wstrętem wzmiankował o pogańskich kultach sąsiednich Słowian. Do głowy by mu nie przyszło, że kilka razy wspomniany przez niego Dzień Wszystkich Świętych, który obchodził 1 listopada, to tylko słowiańskie Dziady, zapożyczone z Rusi, o której trochę słyszał, że leży na wschód od państwa Polan. Niestety Thietmar, jako prosty katolicki biskup, nie czerpał wiedzy od współczesnych etnografów, więc nie znał naukowych faktów.

[Thietmar to kłamca, jak i inni "kronikarze" - przecież powyżej autor sam zwraca uwagę, że Prowe to "prawo" - czyż nie? - MS]



Neopogańska pseudotradycja

Źródłowe strzępki może nie dają szans na naukowe poznanie Prasłowian. Wystarczą jednak do tworzenia dla potrzeb zblazowanego wykorzenionego post-polaka publikacji z pogranicza fantastyki naukowej albo zgoła komiksów. Pozwalają wychowanemu na hollywoodzkich produkcjach poczuć, że poznaje rodzimą wersję filmowego Herkulesa albo Thora, zamiast słuchać nudnego wstecznego polskiego Kościoła.

Jak się taki historyczny ignorant bardziej zapasjonuje „pradawną rodzimą tradycją”, to może za radą Magdaleny Środy w ramach „przeżycia duchowego” wyjedzie w wolny weekend z grupką korpoludków poza wielkomiejski beton do lasu. 

Tam w „noc kupały”, skacząc przez ognisko i pływając w rzeczce jako odrodzony Słowianin, złoży za pośrednictwem feministycznej kapłanki czarownicy w ofierze Swarożycowi albo Perunowi sałatkę wegańską, zamiast preferowanej dawniej przez „bogów” krwi cieląt lub dzieci. A nawet napaliwszy trawki wywróży sobie z oparów jakąś strzygę albo wywoła z lasu rusałkę.

Jedyne polskie dziedzictwo to chrześcijaństwo

W świecie faktów innej Polski niż chrześcijańska natomiast nie znajdzie. Nie ma jej nie tylko dlatego, że wierzeń Słowian nie da się już odtworzyć a na kartach historii Polska pojawia się ślubem Mieszka I z Dobrawą i jego chrztem. Przede wszystkim Polska fizycznie ukształtowała się dopiero po tym chrzcie. 

W 966 r. państwo Mieszka obejmowało tylko tereny dzisiejszej Wielkopolski i zachodniego Mazowsza. Nawet nazwa Polska pojawiła się w źródłach dopiero w czasach Bolesława Chrobrego. 

[nazwa Polska - Polanie ma genezę co najmniej 10 tysięcy lat - co najmniej, ale może znacznie starszą... mówią o tym dane naukowe, trzeba to tylko opisać - MS]


Do niedawna dedukowano z listy czterech legendarnych przodków Mieszka, że państwo Piastów powstało w II połowie IX w. Jednakże nowatorskie badania dendrologiczne wskazały, że wielka akcja budowy grodów piastowskich nastąpiła nagle dopiero około 940 r. 

Starsze grody zlokalizowano na niewielkim obszarze w promieniu 40 km od Gniezna. Możliwe, że jeszcze w czasie narodzin Mieszka istniał tylko zalążek zalążka państwa na obszarze 2 % dzisiejszej Polski. Mieszko I zjednoczył tereny, które stanowiły Polskę piastowską dopiero po 966 r., kiedy zdobył Pomorze i pod koniec życia około 990 r. odebrał Śląsk i Małopolskę Czechom.



MAPA 2: formowanie się Państwa Polan za Mieszka I



Pedros.lol, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons

Kolorem niebieskim zaznaczony przypuszczalny obszar państwa Polan około 940 r.
Kolorem pomarańczowym zaznaczony przybliżony obszar państwa Mieszka I w 966 r.




Duszę tego państwa ukształtowało dopiero chrześcijaństwo. Nie tylko poprzez to, że przekazało mu prawdziwą Wiarę w miejsce zabobonnego wróżbiarskiego czczenia drzew, kamieni, żywiołów i składania ofiar ze zwierząt i ludzi. [no nie! to autor jednak daje wiarę tietmarom???! - MS]

Nie ma śladów, by wcześniejsze pogańskie wierzenia stanowiły element jednoczący setki miejscowości i szczepów, wyznających różne bożki[no nie!! ZNOWU ???! - MS]

To przyjęcie chrześcijaństwa i ustanowienie odrębnego misyjnego biskupstwa poznańskiego w 968 r. ukształtowało wewnętrzną wspólnotę duchową (początkowo tylko elity państwa, z czasem również warstw niższych). Zarazem dało jej poczucie odrębności od innych narodów chrześcijańskich poprzez to, że polska hierarchia kościelna nie podlegała innym państwom, a bezpośrednio papieżowi, któremu Mieszko I w słynnym dokumencie Dagome Iudex przed śmiercią oddał państwo pod opiekę.

To biskup Wincenty Kadłubek w najgłębszym średniowieczu w swoich bajecznych dziejach Polski sformułował pierwszą ideę polityczną Polaków, jako wspólnoty cnoty i wolności przed tyranią.

W czasach XIII-wiecznego rozbicia dzielnicowego, kiedy nie tylko okrajane przez sąsiadów państwo Piastów, ale i sam naród polski o mało nie zanikł na skutek masowej imigracji gospodarczej osadników niemieckich w ramach lokacji miast i wsi, to kult św. Stanisława zaczął pierwszy szerzyć ideę ponownego zjednoczenia Polski, a polscy biskupi pod przywództwem abp Jakuba Świnki zgromadzeni na synodzie łęczyckim w 1285 r. pierwsi przed książętami piastowskimi podjęli się oporu przed germanizacją kraju.

To chrześcijaństwo pozwoliło się uformować narodowi polskiemu, wykształcić jego odrębną kulturę i przetrwać do dziś, w przeciwieństwie do już dawno wymarłych i zapomnianych pogańskich Obodrzyców i Wieletów. Wbrew temu, co uczy się w szkołach, Mieszko I nie przyjął chrześcijaństwa pod groźbą niemieckiego podboju, ale ze swobodnego wyboru. Pozostał przy nim nawet, gdy Wieleci i Obodrzyce w 983 r. zrzucili niemieckie jarzmo i powrócili na 150 lat do pogaństwa.

Nic dziwnego, że współcześni zateizowani post-polacy, pasjonujący się pogaństwem, zarazem wrogo odnoszą się do polskiej kultury i tradycji a najchętniej rozpuściliby Polskę w jakimś ponadnarodowym kosmopolitycznym tworze. Wyczuwają, że prawdziwej polskości nie da się oddzielić od nienawistnej im religii chrześcijańskiej, więc by pozbyć się tej drugiej, gotowi są zlikwidować i tę pierwszą.

Jacek Laskowski



TABELE














PRAWO


Msza św. za władców z dynastii Piastów.

Abp Gądecki: Wyraz troski o ich życie wieczne
Dodano: dzisiaj 12:09


Metropolita poznański przewodniczył w niedzielę uroczystej Mszy św. za władców Polski z dynastii Piastów, pochowanych w poznańskiej katedrze.



Mszę św. poprzedziło wprowadzenie pocztów sztandarowych w asyście Wojska Polskiego. Do katedry przybyli przedstawiciele władz państwowych i samorządowych, parlamentarzyści, przedstawiciele korpusu dyplomatycznego, Wojska Polskiego, Policji, Państwowej Straży Pożarnej i harcerze oraz delegacje poznańskich szkół.

W homilii metropolita poznański podjął refleksję nad naturą władzy, a także przypomniał dzieje Bolesława Chrobrego. W przyszłym roku minie 1000 lat od jego koronacji.

– Jest sprawą oczywistą, że każda ludzka społeczność w sposób konieczny potrzebuje władzy. Ponieważ Bóg stworzył ludzi jako istoty ze swej natury społeczne, żadna społeczność nie może istnieć, jeśli w niej ktoś jeden nie posiada władzy zwierzchniej i nie nakłania skutecznie jednostek do działania na rzecz wspólnego celu, dlatego polityczna społeczność ludzka musi mieć władzę, która sprawuje w niej rządy – przekonywał abp Stanisław Gądecki.

Podkreślił, że "to nie konkretny władca pochodzi od Boga, lecz od Boga pochodzi sama konieczność władzy. Konieczność rządzenia jest chciana przez Boga".



Prawo ludzkie i prawo wieczne

Abp Gądecki zwrócił uwagę, że władcę obowiązuje to samo prawo Boże, któremu podlegają wszyscy obywatele.

 – Prawo ludzkie ma o tyle istotne znamiona prawa, o ile jest zgodne z prawym rozumem. Wówczas jest jasne, że pochodzi od prawa wiecznego. O ile zaś nie jest zgodne z rozumem, nazywa się prawem niegodziwym. W takim bowiem przypadku nie ma istotnych przymiotów prawa, ale jest raczej jakąś formą przemocy [mandaty za przekraczanie "dozwolonej" prędkości!!!!  - MS] tłumaczył metropolita poznański.

Przywołując słowa św. Augustyna na temat władców szczęśliwych, czyli takich, którzy rządzą sprawiedliwie, wskazał na ich cechy. To tacy, którzy m.in. "swoją władzę czynią służebnicą Bożego majestatu, zwłaszcza aby rozszerzać kult Boży; Boga się boją, kochają Go i czczą; ociągają się z karą i łatwo zapominają winy; wymierzają karę, dlatego że wymaga tego rządzenie i zachowanie państwa, a nie dla zaspokojenia swoich nienawiści; okazują łaskawość w nadziei na poprawę, a nie żeby niegodziwość pozostawić bezkarną; często zmuszeni do decyzji przykrych, wyrównują to łagodnością miłosierdzia i hojnością w świadczeniu dobrodziejstw".



Bolesław Chrobry – pierwszy koronowany władca

Abp Gądecki przypomniał także postać i dzieje Bolesława Chrobrego.

Metropolita poznański zwrócił uwagę, że Bolesław Chrobry od początku wspierał chrystianizację Polski oraz wyprawy misyjne Wojciecha Sławnikowica, biskupa praskiego, oraz Brunona z Kwerfurtu. Podkreślił, że męczeńska śmierć św. Wojciecha w 997 r. i jego szybka kanonizacja stały się powodem zorganizowania zjazdu gnieźnieńskiego w roku 1000, podczas którego utworzono metropolię kościelną w Gnieźnie oraz biskupstwa w Krakowie, Wrocławiu i Kołobrzegu.

– Najważniejszym aktem dokonanym podczas zjazdu gnieźnieńskiego była symboliczna koronacja Bolesława Chrobrego na króla, dokonana poprzez nałożenie na jego skronie diademu cesarskiego – mówił ks. arcybiskup.

Bolesław Chrobry tuż przed śmiercią (w 1024/1025 roku), koronował się na pierwszego króla Polski. 

– Trwa spór co do daty koronacji. W świetle tekstu z epitafium władcy symboliczny akt włożenia diademu cesarskiego na głowę polskiego władcy przez Ottona III w roku 1000 nie był przez współczesnych uznawany za prawdziwą koronację – stwierdził metropolita poznański. Podkreślił, że źródła proweniencji niemieckiej jednoznacznie potwierdzają, że Bolesław, korzystając z krótkiego bezkrólewia w Niemczech po śmierci Henryka II, kazał się koronować w 1025 roku.

Poznańska katedra jest najstarszą nekropolią pierwszych królów i książąt polskich. W jej podziemiach pochowani są: Mieszko I, Bolesław Chrobry, Przemysł II, Mieszko II, Kazimierz Odnowiciel, Władysław Odonic, Bolesław Pobożny i Przemysł I, a także księżna Dobrawa.






I pozwolę sobie jeszcze wtrącić...





angielska wiki
tłumaczenie automatyczne


Polanie (starorus. Полѧне, Polęnie) – plemię wschodniosłowiańskie zamieszkujące od VI do X wieku oba brzegi środkowego Dniepru.

Profesor Paul Bushkovitch z Uniwersytetu Yale sugeruje pierwotną nazwę poli, bez przyrostka -anie, *pole → poli → Polanie (w angielskim oryginale Poliane), podobnie jak *derevo → derevli → Derewlanie (w oryginale derevliane), czy sever → severe (u Łowmiańskiego Siewiera) → Siewierzanie (severiane)


Początkowo, do IX wieku, ziemie te podlegały władztwu Chazarów i zamieszkująca je ludność zobowiązana była płacić daninę. Z tego okresu wywodzi się wiele kurhanów polańskich. W latach 60. IX wieku Waregowie przeprowadzili z terytorium Polan zwycięskie kampanie przeciwko Bizancjum, Połowcom i Pieczyngom. 

Około 880 roku Polanie zostali podbici przez księcia nowogrodzkiego Olega Mądrego, a ich ziemie stały się centrum nowego państwa: Rusi Kijowskiej. Największymi miastami polańskimi były Kijów i Perejasław. 

W wieku X nazwa Polanie zanikła; ostatni raz wymienia ją latopis Powieść minionych lat w 944 roku.







Polanie w Powieści minionych lat

Autor latopisu – prawdopodobnie Nestor – napisał, że Polanie zamieszkiwali wydzielone terytorium na wzgórzach nad Dnieprem, wywodzili się od Słowian i żyli w zgodzie z plemionami Drewlan, Siewierzan, Radymiczów (pochodzących od Lachów), Wiatyczów (pochodzących również od Lachów) oraz Chorwatów. 

Podkreślił ich szacunek dla starszych oraz przestrzeganie obyczajów małżeńskich z formalnymi obrzędami, w przeciwieństwie do Radymiczów, Wiatyczów oraz Siewierzan, którzy ponoć żyli i mieli zwyczaje jak zwierzęta.

W innym miejscu Nestor cofnął się do czasów, gdy nad Dunajem żyli Słowianie, i stwierdził, że od tych Słowian wywodzą się Morawianie, Czesi i Lachowie, a także Polanie nazywani Rusią.



Polanie nad Wisłą i Dnieprem

Nestor wspomina, że od Słowian naddunajskich wywodzą się Lachowie, którzy osiedli nad Wisłą i od których wywodzą się Polanie, Pomorzanie, Mazowszanie i Lutycy. Pisze dalej, że wywodzą się od nich także osiadli nad Dnieprem Polanie. Z tekstu wynika, że Polanie znad Wisły mają coś wspólnego z tymi znad Dniepru.




Polanie lub Polacy (ukr. Поляни, zromanizowane: Poliany; rosyjski: Поляне, zromanizowany: Polyane; polski: Polanie; Starosłowiański: Полѧне, zromanizowany: Poljane),

znany również jako Polanowie, Polaniacy i Polanie Wschodni, byli plemieniem wschodniosłowiańskim między VI a IX wiekiem, które zamieszkiwało oba brzegi Dniepru od Liubech do Rodnia, a także w dół dolnych biegów rzek Ros', Sula, Stuhna, Teteriów, Irpień, Desna i Prypeć.

Wyraźni zachodni Polanie we wczesnym średniowieczu byli plemieniem zachodniosłowiańskim, przodkami Polaków.



Fibuła wschodnich Polan (II - III wiek). Słowiańska osada w pobliżu wsi Tajmanawa w rejonie mohylewskim na Białorusi.


Historia

Nazwa wywodzi się od starosłowiańskiego słowa поле, które oznacza "pole", ponieważ według Kroniki Pierwotnej mieszkali na polach (занеже в поле седяху). 

W pewnym momencie Polanie zostali podbici przez Chazarów.

Ziemia Polan znajdowała się na skrzyżowaniu ważnych szlaków handlowych i terytoriów zamieszkałych przez różne plemiona wschodniosłowiańskie (m.in. Drevlian, Radimichów, Drehovianie i Sewerowie) i łączyła je wszystkie arteriami wodnymi. 

Ważny szlak handlowy, Droga od Waregów do Greków, przebiegała wzdłuż Dniepru przez ziemie Polan i łączyła Europę Północną z Morzem Czarnym i Cesarstwem Bizantyjskim. Położenie geograficzne Polan pozwoliło im odegrać organizacyjną rolę w konsolidacji plemion wschodniosłowiańskich. 

W IX i X wieku Polanie prowadzili dobrze rozwiniętą uprawę ziemi ornej, hodowlę bydła, łowiectwo, rybołówstwo, pszczelarstwo ulowe oraz różne rzemiosła, takie jak kowalstwo, odlewnictwo, garncarstwo, złotnictwo itp. Tysiące kurhanów (pre-polańskich), znalezionych przez archeologów w regionie Polan, wskazują, że ziemie te mogły utrzymywać stosunkowo dużą gęstość zaludnienia.

Polanie mieszkali w małych rodzinach w półziemiankach ("domach ziemnych"), nosili samodziałowe ubrania i skromną biżuterię. Przed nawróceniem się na chrześcijaństwo mieszkańcy palili swoich zmarłych i wznosili nad nimi wały przypominające kurhany.

W latach sześćdziesiątych XIX wieku przybyli Waregowie (Wikingowie) i zorganizowali kilka udanych kampanii wojskowych przeciwko Cesarstwu Bizantyjskiemu, które ostatecznie pokonało ich i zawarło pokój z nimi, Pieczyngami i Połoczanie

Od IX wieku Polacy zaczęli być znani jako Rusini[4], a region, który zamieszkiwali, jako ziemia Ruś[5], którą to nazwę prawdopodobnie przejęli od Waregów.

Kroniki wielokrotnie odnotowują, że stosunki społeczno-gospodarcze w społecznościach Polan były bardzo rozwinięte w porównaniu z sąsiednimi plemionami. Według Kroniki Pierwotnej, na czele plemienia Polan stanęli trzej bracia - Kij, Szczek i Chorow, którzy położyli podwaliny pod Kijów, który stanie się centrum plemiennym.

Za pierwszych władców Kijowa uważa się dwóch Waregów, Askolda i Dira. W latach osiemdziesiątych XX wieku Oleg Mądry podbił ziemie Polan, od tego momentu zamieszkiwane przez nich terytorium stało się politycznym, kulturalnym i gospodarczym centrum Rusi Kijowskiej.

Według kronikarskich legend największymi miastami wschodnich Polan były Kijów, Perejasław, Rodnia, Wyszhorod, Biłogród Kijowski (obecnie wieś Biłohródka nad rzeką Irpieniem) i Kanów. 

W X wieku termin "Polanie" wyszedł praktycznie z użycia, zastąpiony nazwą "Ruś", a wschodni Polanie jako plemię są ostatnio wymienieni w kronice z 944 roku.




Polanie wschodni i zachodni to ta sama "nacja", jak wszystko zresztą...




















SPIS ŹRÓDEŁ HISTORYCZNYCH (notatka Pch24.pl)

– Gall Anonim „Kronika” w tłumaczeniu Z.Komarnickiego, Drukarnia Józefa Sikorskiego, Warszawa 1873 r.

– Helmold z Bozowa „Kronika Słowian”, PWN, Warszawa 1974

– Kosmas „Kronika Czechów”, edycja komputerowa

– Nestor „Powieść minionych lat” edycja komputerowa

– Prokopiusz z Cezarei „Historia wojen. Tom II”, Towarzystwo Wydawnicze „Historia Iagiellonica”, Kraków 2015

– Thietmar „Kronika biskupa merseburskiego”, edycja komputerowa

– Wincenty Kadłubek „Kronika polska”, edycja komputerowa

Fragmenty źródeł dotyczące religii Słowian zaczerpnięte z Labuda Gerard „Słowiańszczyzna Starożytna i Wczesnośredniowieczna…”:

– Adam z Bremy „Kronika” Gesta Hammaburgensis Ecclesiae Pontificum

– Saxo Grammaticus „Gesta Danorum”

– „Żywot św. Ottona biskupa bamberskiego” mnicha Ebo

– „Dialog o życiu św. Ottona z Bambergu” mnicha Herborda

– „Żywot św. Ottona z Bambergu” mnicha z Prufening

– Ibn Rosteh „Księga kosztownych klejnotów”

– Ibrahim Ibn Jakub „Relacja z podróży do krajów słowiańskich

– pismo św. Bonifacego do króla anglosaskiego Elthibalda

BIBLIOGRAFIA:

– Kajkowski Kamil, Kuczkowski Andrzej „Religia Pomorzan we wczesnym średniowieczu, Wydawnictwo Jasne, Pruszcz Gdański 2010

– Labuda Gerard „Słowiańszczyzna Starożytna i Wczesnośredniowieczna. Antologia tekstów źródłowych.”, Wydawnictwo Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk & Wydawnictwo Sorus, Poznań 1999

– Lewicki Tadeusz „Źródła Arabskie do Dziejów Słowiańszczyzny. Tom 2, część 2”, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław oddział w Krakowie, 1977

– Nowak Andrzej „Dzieje Polski. Tom 1”, Biały Kruk Sp. z o.o., Wydanie I, Kraków 2014

– Nowak Andrzej „Dzieje Polski. Tom 2”, Biały Kruk Sp. z o.o., Wydanie I, Kraków 2015

– Strzelczyk Jerzy „Mity, Podania i Wierzenia Dawnych Słowian”, Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o., Wydanie II poprawione i uzupełnione, Poznań 2007

– Urbańczyk Stanisław „Dawni Słowianie. Wiara i Kult”, Zakład Narodowy im. Ossolińskich Wydawnictwo, Wrocław 1991

ARTYKUŁY:

– „Absurdalne wywody nowego posła KO. Józefaciuk: Boże Narodzenie nie jest typowo chrześcijańskim świętem. Obchodzę wydarzenie z rodziną”, 22.11.2023

(za https://wpolityce.pl/polityka/671741-jozefaciuk-boze-narodzenie-nie-jest-chrzescijanskim-swietem)

– Środa Magdalena „W noc kupały liczmy na siły nadprzyrodzone”, 18.06.2019

(za https://wyborcza.pl/7,75968,24910985,w-noc-kupaly-liczmy-na-sily-nadprzyrodzone.html)



[1] Nowak Andrzej „Dzieje Polski. Tom 2”, str.12,

[2] Labuda G. „Słowiańszczyzna Starożytna i Wczesnośredniowieczna”, rozdział IX, str. 170-181, 208-10, 212-13

[3] Urbańczyk Stanisław „Dawni Słowianie. Wiara i Kult”, str. 67-68

[4] Strzelczyk Jerzy „Mity, Podania i Wierzenia Dawnych Słowian”, str. 36, 71, 204-5

[5] Urbańczyk Stanisław „Dawni Słowianie. Wiara i Kult”, str. 181









Prawym Okiem: Celtowie

Polska przedchrześcijańska nie istniała! Dla oświecenia pogan - pasjonatów - PCH24.pl

pl.wikipedia.org/wiki/Polanie_(plemię_wschodniosłowiańskie)

en.wikipedia.org/wiki/Polans_(eastern)

Poznań: Mszy św. za władców z dynastii Piastów




do przemyślenia:

Prawym Okiem: Bezpieczeństwo

Prawym Okiem: Rowy przeciwczołgowe przy DW 222



Prawym Okiem: Kodeks drogowy (Rumunia)

Prawym Okiem: "Wydział jest zastraszony"

Prawym Okiem: Uzbrojenie obywateli

Prawym Okiem: Odblaski sobie... a potop sobie..

Prawym Okiem: Odblaski na niebie - i na wodzie...







poniedziałek, 21 października 2024

Podług słońca i gwiazd

13 lipca 2024


przedruk fb



Rafał Włodzimierz Jaworski

Stare polskie książki




Dwie stare książki.... a trzecia ciut nowsza 

Otóż właśnie kilka księgarń, także internetowych czeka na dostawę druku reprintu dwóch książek, które może nazwać biały krukami to za dużo, ale z racji tego, że w naprawdę niewielu bibliotekach i muzeach możemy się z nimi zapoznać, na pewno można je nazwać rarytasami.
 
Ale najpierw autor.... 

Władysław Wagner, to pierwszy Polak, który opłynął świat dookoła, na trzech jachtach, bo pierwsze dwa mu zatonęły. Ten harcerz, zaraz po skończeniu szkoły w 1932 roku, wyruszył z Gdyni na żeglarską wyprawę dookoła świata. Początkowo nie powiadomił nikogo o swoich planach opłynięcia kuli ziemskiej nie będąc pewny realizacji swego zamiaru. Nie miał żadnego sponsora ani kontaktu z mediami. Pętlę okrążającą ziemię zamknął na Atlantyku, zakończył rejs w Anglii, 7 lat po wypłynięciu w 1939, gdy Niemcy napadły na Polskę, konsul mu odradził powrót do kraju.

Napisał nigdy nie wznawiane 2 książki po polsku: "Podług słońca i gwiazd" - 1934 i "Pokusa horyzontu" - 1937, jedną książkę w języku angielskim, w której opisał całą wyprawę: "By Sun and the Stars" USA, 1987 r. 

Wnuczka ze znajomymi przetłumaczyła ją na język polski w 2002 i tak po latach ukazała się pełna opowieść o wyprawie dookoła świata kpt Wagnera znowu pod tytułem "Podług słońca i gwiazd", Niestety w moje ręce trafiła tylko ta trzecia i to tylko w wersji cyfrowej, ale ze zdjęciami. I choć to pełna opowieść, jako były harcerz i żeglarz, czekam na reprinty poprzednich rarytasów z niecierpliwością.






Jeszcze trochę info z netu:

"Jest 1932 rok, a więc ludzkość cofnięta w rozwoju o 90 lat. I tenże młody człowiek postanawia opłynąć świat pod żaglami. Wtedy to było proste. Wziął jacht, kumpla na pokład. Obaj zabrali kompas harcerski, szkolną mapę Europy i jako jedyne dokumenty, legitymacje szkolne. Plus smalec ze skwarkami i cebulką, powidła babcine i wodę w beczkach po piwie. No i popłynęli. Nie będę opowiadał dalej bo i tak nikt z postępowej obecnej cywilizacji nie uwierzy że nie mieli sponsora i zespołu brzegowego. Dodam tylko że po drodze nasz bohater zbudował dwa jachty, bo poprzednie mu zatonęły. Żebyście nie musieli szukać w googlach to nie miał złotej karty kredytowej ani nie skończył politechniki w kierunku budowa jachtów. Świat opłynął a obecna cywilizacja przez 83 lata od czasu gdy ukończył rejs kombinowała jak nie wydać jego książki w której to opisuje. No bo przecież jak tu młodym postępowym wcisnąć kit, że bez uprawnień, sponsora i elektroniki można wypłynąć na jeziora mazurskie a co dopiero mówić o rejsie dookoła świata. I to z legitymacją szkolną w kieszeni."


W wielu portach świata dzięki niemu po raz pierwszy zobaczono polską banderę. Wagner był świadomy swojej patriotycznej misji i dzięki jego licznym kontaktom przyczynił się do popularyzacji Polski prawdopodobnie bardziej niż wszystkie ówczesne placówki konsularne i ambasady polskie. Świadczą o tym liczne artykuły prasowe, opisujące młodego Polaka i jego jacht z portem macierzystym - Gdynia.


"Wyprawa Wagnera była wyjątkowo trudna ze względu na brak podstaw finansowych, nieodpowiedni jacht /Zjawa I/ i niedostateczne wyposażenie, a także ze względu na brak umiejętności i doświadczenia wymaganego od kapitana w żegludze pełnomorskiej. Wagner wyrusza na jachcie zbudowanym na kadłubie motorówki bez falszkila z balastem, a na wyposażeniu nie miał aktualnych map i kompasu jachtowego, posługując się początkowo jedynie busolą harcerską. W trakcie wyprawy uzupełniał najpotrzebniejszy sprzęt, zdobywał doświadczenie, jednakże awarie uniemożliwiające dalszą podróż, musiał usuwać niemalże w każdym porcie. 

Kontynuacja wyprawy pomimo utraty dwóch jachtów i doprowadzenie jej do końca było możliwie dzięki wyjątkowym cechom charakteru i umysłu Wagnera. Miał zdolność przewidywania i nieprzepartą wolę dalszego prowadzenia rozpoczętego dzieła, pomimo trudności i przeszkód, zdawało się niemożliwych do pokonania. Wagner wierzył w swoją dobrą gwiazdę i miał optymizm dziecka. Cechy te sam krytycznie ocenił w jednym z wywiadów prasowych pod koniec podróży:

 "Ale tak naprawdę to nie podjąłbym się ponownie wyprawy dookoła świata w tych samych warunkach. Musiałbym mieć większy jacht i więcej pieniędzy. Przedsięwzięcie takiej wyprawy jak ta dobiegająca końca, wymaga dużo optymizmu i nawet trochę głupoty" /cytat za A. Rybczyńską str. 139/.


Oprócz talentu szkutnika, świetnie władał piórem i w krytycznej sytuacji pozbawiany jachtu i środków finansowych, potrafił napisać i opublikować swoją pierwszą książkę. Do tego trzeba dodać zdolności do wytężonej, wielomiesięcznej pracy w skrajnie trudnych warunkach i niezłomne przekonanie o swojej misji, co w sumie pozwoliło na zwodowanie "Zjawy II" i dalszą realizację wyprawy. 

Niezawiniona i niespodziewana utrata tego jachtu, który mógłby służyć do końca wyprawy, załamałaby nawet bardzo silnych ludzi. On jednak nie zrezygnował, uzyskał konieczne poparcie, własnoręcznie i według własnych planów wybudował nowy jacht, Zjawę III, na której dokończył rejs. 

Wagner był wyjątkowy i to nie tylko dla tego, że był zdolny podnieść się z każdej klęski, ale ze względu na swoją prawość i stosunek do ludzi. Gdy udało mu się sprzedać po niewiarygodnie wysokiej cenie 150 dolarów "Zjawę I", jako wrak nienadający się do dalszej eksploatacji, podzielił się fifty/fifty ze swoim załogantem, wiedząc, że ten nie może dalej z nim zostać i w niczym pomoc. Umiejętność współżycia i układanie stosunków z ludźmi była ważną częścią sukcesu i powodzenia jego żeglarskiej i patriotycznej misji. 

Wędrując po morzach i oceanach odwiedzając dziesiątki portów zostawiał za sobą przyjaciół przekonanych do Polski i Polaków. Ostatni rok rejsu odbył w towarzystwie dwóch Australijczyków, którzy w udzielanych wywiadach do prasy po zakończeniu rejsu zawsze podkreślali wyjątkowe cechy swego kapitana i pragnęli poznać Polskę, ojczyznę Wagnera."


Podług słońca i gwiazd (1934)

Pokusa horyzontu (1937)

By the Sun and Stars (1987)










Nieznany lub mało znany. Dlaczego?



Po pierwsze po zakończeniu II wojny światowej pozostał na emigracji i sukcesy żeglarskie osiągał już jako mieszkaniec Wysp czy Stanów Zjednoczonych.

Po drugie, Władysław Wagner urodził się w Krzyżowej Woli, a ta długo nie była zbyt dokładnie lokalizowana i wciąż wielu starachowiczanom może nic lub niewiele mówić. Po przyłączeniu jej do Starachowic stała się częścią miasta, warto więc, by zadomowiła się w świadomości mieszkańców na dobre.

Ale wróćmy do samego Władysława Wagnera.

Siedem lat rejsu, pięćdziesiąt tysięcy mil morskich, Polska na ustach świata, pierwsza trzydziestka najważniejszych dokonań światowego żeglarstwa - oto i on - człowiek legenda ze Starachowic.

- Do dzisiaj nie mogę sobie wyobrazić przyjemniejszego i bardziej interesującego miejsca do życia niż Lubianka - pisał Władysław Wagner w swojej książce "Podług słońca i gwiazd".

Właśnie tam, pola i łąki Lubianki, jej krzewy i drzewa były świadkami pierwszych marzeń późniejszego mistrza mórz i oceanów. Mały Władek przychodzi na świat w Krzyżowej Woli, w 1912 roku, na Lubiance mieszkają jego dziadkowie od strony mamy - państwo Bielińscy. Drudzy (od strony ojca) mieszkają pod lasem, tam, gdzie dziś harcerze mają swoją przystań.

Lubianka, tam cisza od wieków przemyca spokój i ukojenie, dzika plaża wabi tajemnicą. Teren to był piaszczysty, pochyły, nawet jakby wydmowy, z pobliskich łąk dolatywał tu zapach macierzanki, czasem piołunu, przywodząc Władkowi na myśl dalekie kraje... Lubi też słuchać historii o rodowej ziemi, młynie nad stawem i kamienicach - mimo, że wszystko zniknęło w dziejowej zawierusze.

Władysław wraz z rodzicami zamieszkuje w Wierzbniku, ich dom stoi podówczas przy ulicy Starachowickiej 57, dziś nie ma po nim śladu, zlokalizować go można w miejscu, w którym stoi sklep spożywczy, na rogu ulic Wiklinowej i Sadowej. Stąd do Kamiennej mały Władek ma krok. No może dwa. Wartki nurt rzeki był świadkiem pierwszych żeglarskich prób Władzia Wagnera, pierwsze drewniane łódeczki były jednak zupełnie nieszczelne.

Czym by jednak były marzenia, gdyby zrażać się niepowodzeniami? Niczym ważnym i potrzebnym. I Władysław Wagner się nie poddaje, po szkole (chodzi do Szkoły Powszechnej im. Konarskiego - przy Spółdzielczej) konstruuje łodzie doskonalsze.

- Nie poddawałem się. Budowałem następne i myślałem - że lepsze - mimo to bez sukcesu - powie wiele lat później.

Ma 15 lat, gdy decyzja rodziców przerwie nić wiążącą Władka z Wierzbnikiem i Starachowicami - szykuje się bowiem wyjazd do Gdyni.

Z jednej strony żal zostawiać mu ukochany świat dzieciństwa: rozlewiska Kamiennej, która wypchnie go później na najgłębsze i najdalsze wody Świata i wierzbnicki kościół pod wezwaniem Świętej Trójcy (tu przystępował do komunii świętej). Co ciekawe, rodzina Wagnerów dobrze znała się z ówczesnym proboszczem z Wierzbnika, księdzem Dominikiem Ściskałą. Walerian uczestniczył w budowie drewnianego kościoła p.w. Wszystkich Świętych w Starachowicach (której inicjatorem był ks. Ściskała), a jedna z sióstr Waleriana – Maria – była zakonnicą, druga – Janina – prowadziła przy parafii Świętej Trójcy szkółkę dla dziewcząt.

Władysławowi Wagnerowi jest żal, wie jednak, że Gdynia z dostępem do morza jest dla niego szansą.

Tak rozpoczyna się historia żeglarza wszech czasów, który od Kamiennej rozpoczął podróż dookoła świata.

Będzie pod wrażeniem Joshuy Slocuma (żeglarz, który jako pierwszy odbył samotny rejs dookoła świata) i książki "Sam jeden żaglowcem dookoła świata", nie będzie mógł uwierzyć, że żaden Polak się na to nie odważył. Kiedy w 1931 r. znajdzie porzucony wrak szalupy motorowo - żaglowej uzna to za znak. Z wzrokiem utkwionym w przyszłej "Zjawie" powie, że nadeszła pora przekroczyć linię horyzontu. Za 5 dolarów jego ojciec wykupuje wrak i Władek bierze się za remont i woduje "Zjawę" na wodach Bałtyku.

Rejs dookoła świata rozpocznie 8 lipca 1932 r., w ciągu 7 lat dwukrotnie straci jacht. I znów...

Czym by jednak były marzenia, gdyby zrażać się niepowodzeniami?

Wierzy w siebie i wie, że to czego chce dokonać jest realne, zbuduje zatem kolejno dwa następne ("Zjawa II" i "Zjawa III") i kontynuuje podróż.









Władysław Wagner łącznie przepłynął ponad 50 tysięcy mil morskich, odwiedził wszystkie kontynenty za wyjątkiem Antarktydy. W wielu portach świata dzięki niemu po raz pierwszy zobaczono polską banderę, w wielu był pierwszym i być może jedynym starachowiczaninem. To wzrusza i cieszy. Można stawiać śmiałą tezę, że wykonał tytaniczną pracę na polu popularyzacji Polski, pisały o nim gazety, Władysława Wagnera poznał świat.

Po siedmiu latach walki z wodnym żywiołem i jachtami - 4 lipca 1939 r. - Władysław Wagner spełnia wreszcie swe marzenia. Zamyka wokół ziemską pętlę. Ziemia okrążona! Dokona tego na "Zjawie III.

Wyczyn Wagnera zalicza się do 30 najważniejszych osiągnięć światowego żeglarstwa. Swoją podróż opisał w książkach "Podług słońca i gwiazd" (1934 r.) i "Pokusa horyzontu" (1937 r.) oraz anglojęzycznej "By Sun and the Stars" (USA, 1987 r.).

W jednym z angielskich portów dowie się o napaści Niemiec na Polskę i w czasie II wojny światowej będzie służył w polskiej Marynarce Handlowej. Najpierw na statku handlowym s/s "Zbaraż", jako marynarz, potem, w niebezpiecznych oceanicznych konwojach na statku s/s "Zagłoba".

Po wojnie Wagner pozostanie na emigracji, gdzie doczeka pięknego wieku. Był rybakiem, prowadził w Portoryko własną stocznię. Potem zamieszkał w USA na Florydzie. Do Ojczyzny nie było mu już dane wrócić za życia. Dopiero po śmierci, w 1992 r. znów trafi do Gdyni, jego prochy spoczywają dziś w rodzinnym grobowcu na cmentarzu Witomino.


Zainteresowanych odsyłam do publikacji (z któej korzystałam) Zbigniewa Porajowskiego - Władysław Wagner - Starachowiczanin wszech mórz i oceanów. Książeczka dostępna w siedzibie Towarzystwa Przyjaciół Starachowic (UM). O Władysławie Wagnerze pisał również Adam Brzeziński w książcce "Na kartach historii - starachowiczanie XX wieku".


---------





Jednym z ostatnich etapów podróży Wagnera na "Zjawie III" był akwen Morza Śródziemnego i miejsca wokół niego. Pomruki wojny, coraz bardziej słyszalne, zaczynały docierać do Władka, on sam to i owo mógł zaobserwować. Dotyczyło to szczególnie Malty i Gibraltaru, miejsc strategicznych pod względem militarnym. Klimat wojny to jedno, ale Władka zdenerwowała sugestia z Warszawy według której miał zmienić trasę rejsu. Doradzano mu żeglugę przez Morze Czarne, Rumunię oraz pozostawienie "Zjawy III" w Konstancy i powrót do Polski pociągiem. Ta oferta była dla Wagnera nie do przyjęcia, zniweczyłaby wysiłek kilku lat i jego marzenia o opłynięciu świata. A przecież finał był tuż, na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło dopłynąć do wybrzeża Portugalii w okolicach miasta Faro, do czego wkrótce doszło.

Nieco wcześniej "Zjawa III", po minięciu Krety, wzięła kurs na Maltę. Do stolicy - La Valetta - portu z fortyfikacjami, weszła 30 maja 1939 roku. Przybycie "Zjawy III" nie było zaskoczeniem. prasa maltańska pisała o Wagnerze z olbrzymią przychylnością, szczegółowo relacjonowała także przebieg rejsu. W maltańskim porcie doszło do spotkania załogi z polskim konsulem, żeglarzami serdecznie zaopiekowali się Naczelnik Maltańskiego Skautingu Komandor Price oraz sekretarz Kapitan Mead. Dużo sympatii i oznak przyjaźni okazał Wagnerowi Naczelnik Okręgowego Skautingu markiz Barbara de st. George.

duże wrażenie na Władku zrobił unikatowy charakter La Valetty, czuł się niczym przeniesiony w wieki średnie podróżnik... Jednocześnie całkiem wyraźnie czuł atmosferę wojny. Przygotowania militarne, ćwiczenia ciężkiej artylerii i dział przeciwlotniczych nie napawały optymizmem. Pobyt na Malcie, choć miły i niezwykły, musiał jednak dobiec końca. Wagner obiera kurs na Algierię.

W stolicy Algierii pojawili się 16 czerwca, cumując "Zjawę III" na przystani jachtowej. Prasa algierska natychmiast odnotowała ten fakt.

Piękna podróż Władysława Wagnera, polskiego skauta, żeglarza, rywala Alaina Gerbaulta.

Jacht "Zjawa III" wpłynął wczoraj rano na spokojne wody przystani Rowing Club. na wysokim maszcie powiewała polska flaga. Trzy dziarskie zuchy uwijały się na pokładzie, jeden z nich - mniejszy niż jego koledzy, ale atletycznie zbudowany - to Władysław Wagner. Jest polskim harcerzem - żeglarzem, zwłaszcza żeglarzem. Morze jest jego domeną, morze jest jego pasją, morze stało się okazją do wzruszającej podróży dookoła świata.

Postój w Algierze był krótki. Zwiedzanie miasta było spacerem w labiryncie wąskich i krętych uliczek, a następny dzień upłynął na żeglarskiej wycieczce dla nowo poznanych polonijnych przyjaciół oraz konsula z małżonką.

A potem wsiadają na pokład i ruszają dalej. Europa stoi otworem - Dla dwóch australijskich przyjaciół Władka jest to pierwsze zetknięcie z kontynentem - mają wrażenie dotknięcia egzotyki. pokryty śniegiem łańcuch górski Sierra Nevada przyprawia ich o morze wzruszeń i podniecenia.

1 lipca 1939 roku przybywają do Gibraltaru. Tu, podobnie jak na Malcie, wszyscy ich oczekują. Władka szczególnie ucieszy spotkanie z kapitanem Pratleyem poznanym wcześniej w Adenie. Gibraltar z uwagi na swoje strategiczne położenie był w ciągłym przygotowaniu się do wojny - labirynty tuneli w skałach wypełnione były ciężkimi działami, wykonywano również schrony dla samolotów bojowych.

Na powitanie Wagnera i jego załogi zorganizowano specjalną wycieczkę. Władysław szczególnie był zainteresowany był starym fortem obronnym, zbudowanym jeszcze w czasach walk z Arabami. Duże zdziwienie i zaciekawienie wywołał widok gromady małp żyjących zupełnie swobodnie i idealnie wpisujących się w miejscowy krajobraz. Małpy do dziś znane są z psikusów robionych turystom. Legenda mówi, że Wielka Brytania tak długo utrzyma skałę, dopóki są na niej małpy.

Dla Władka i żeglarzy przygotowano niezwykle bogaty program, niemal bez chwili wytchnienia. Wystawne przyjęcie w hotelu "Victoria" z wyśmienitym towarzystwem, wizyta w Windmill Hill - pod latarnią morską - skąd można było zaobserwować brzeg Afryki, odwiedziny nowej siedziby skautów, wizyta w studiu radiowym - gdzie relacjonowano przebieg morskiej wyprawy - t naprawdę sporo jak na kilka dni.

Miłym akcentem była wizyta w domu państwa Pratley, gdzie kapitan poziewał załodze "Zjawy" i zapewnił, że dzień spotkania z nimi był dla niego wyjątkowy i szczęśliwy. Na zakończenie pobytu Wagner i spółka trafiają do Urzędu Pocztowego, gdzie otrzymują kilka map morskich, potem wizyta w stacji meteo i... wzruszające pożegnanie.

"Zjawa III" w towarzystwie trzech parowców okrąża przylądek Carnero, wchodzi w Cieśninę... Skała Gibraltar niknie we mgle...


Zbigniew Porajoski



----------



W Australii zabierając na pokład "Zjawy III" dwóch skautów (Dawida Walscha i Bernarda Plowrighta) Władek Wagner bierze na siebie dodatkową odpowiedzialność. Zdaje sobie sprawę, że od tej chwili, oprócz głównego celu jakim jest opłynięcie świata, równie ważnym zadaniem jest dotarcie w odpowiednim czasie na III Światowy Zlot Skautów w Szkocji. Dlatego z głęboką ulgą odetchnął, gdy 21 lipca 1939 roku "Zjawa III" po rocznym rejsie wpływa bezpiecznie do portu Southampton w Anglii. Tu podróżników wita współtwórca skautingu i przyjaciel generała Powella, pułkownik Turner - Clark. Tego samego dnia przybywają przedstawiciele Kwatery Głównej Brytyjskiego Skautingu, przynoszą informację, że na naszych bohaterów czeka cała skautowska brać.

W Londynie Władka Wagnera i jego przyjaciół wita Komendant światowego Skautingu sir Percy Everett.

- Pragnę pogratulować całej trójce wspaniałej podróży z Australii. Nie sądzę, aby ktoś w ostatnich latach odbył podobną podróż, tak pełną emocji i niebezpieczeństw. Ruch skautowski jest dumny z doprowadzenia do pomyślnego zakończenia tej bohaterskiej wyprawy przez członków naszej skautowskiej rodziny. Jestem przekonany, że spotka ich entuzjastyczne przyjęcie ze strony skautów z całego świata - powiedział na zakończenie wyprawy.

Londyńskie popołudnie upłynęło naszych chłopakom pod znakiem wizyty w radio BBC, gdzie w specjalnym programie zrelacjonowali szczegóły wyprawy. Co ciekawe, wieczorem uczestniczyli w programie telewizyjnym w Alexander Palace, pierwszej telewizji na świecie. Prowadzący odszedł od zaplanowanego programu i zapowiedział wydanie specjalne - wtedy to zrobiło ogromne wrażenie.

Oto Władysław Wagner, polski harcerz morski, pełniący funkcję kapitana i nawigatora. Jego podróż rozpoczęła się w 1932 roku, kiedy wypłynął z Polski z jednym towarzyszem, by nieść w świat polską banderę" - tak zapowiedział gości dziennikarz o nazwisku Reynolds.

Władysław Wagner i jego towarzysze przeszli tym samym do historii światowej telewizji - tego bowiem dnia (22 lipca 1939 roku) miała miejsce pierwsza transmisja telewizyjna. Po wywiadzie nasi żeglarze obejrzeli studio, a potem umknęli na londyński dworzec King's Cross i wsiedli do najszybszego pociągu w Wielkiej Brytanii "Latający Szkot" i ruszyli do Szkocji na Światowy Zlot Skautów.

impreza odbywała się w majątku ziemskim Maitlanda Mc Gilla - Crichtona, nieopodal malowniczego zamku Monzie, gdzie na bohaterów mórz i oceanów czekać iście królewskie powitanie. Arystokrata powitał ich słowami:

- Oczy całego świata zwrócone są na tę imprezę właśnie dzięki Wam, dzięki Waszej tu obecności.

Kulminacyjnym punktem programu był przemarsz wszystkich uczestników, w pochodzie wzięło udział cztery tysiące skautów reprezentujących 42 kraje. Oglądało ich 25 tysięcy widzów z różnych stron Szkocji.

Władysław Wagner jechał na specjalnie przygotowanym samochodzie z platformą o nazwie "Sir Lancelot". On w środku, po bokach przyjaciele z Australii - stali się główną atrakcją zlotu, samochód, którym jechali (z 1909 roku) zyskał obozową sławę. Przed autem szła szkocka orkiestra złożona z dudziarzy, bębniarzy, wokół auta szkoccy skauci z wyciągniętymi rapierami uformowali się wokół "Sir Lancelota". Wszyscy ubrani w narodowe stroje.

Na trybunie zasiadał komitet powitalny, w jego składzie znaleźli się między innymi książę Gustaw VI Adolf - późniejszy król Szwecji oraz książę Liechtensteinu Emmanuel.

Na cześć Władysława Wagnera i jego dzielnych przyjaciół z czterech tysięcy gardeł zgromadzonych skautów wydobyły się wiwaty, oklaskiwali ich wszyscy zgromadzeni.

Na zlocie było tylko 12 polskich harcerzy, nie przypłynął zapowiadany szkuner szkoleniowy "Zawisza Czarny" - Władysław Wagner nie wiedział jeszcze, że wszystkie plany pokrzyżowała wojna. Gdy impreza trwała, gdy rozdawał autografy, gdy był na lunchu z Naczelnikiem Związku Szkockiego Skautingu i z Prezydentem Szkockiej Rady, to duchem już przygotowywał "Zjawę III" do rejsu d Gdyni. Jeszcze nie wiedział, że tam nie dotrze.



Aneta Marciniak



-----------




Władysław Wagner nie wyobrażał sobie, że nie dotrze do ojczyzny, dlatego też zwrócił się do polskiego konsulatu w Anglii o przygotowanie jego przejazdu do Polski przez kraje wojennie neutralne. Był gotowy do walki z niemieckim okupantem.

- Dookoła świata. Bohaterskie trio przybywa do Gorleston. Młody Polak chce wracać do ojczyzny i walczyć - pisze reporter "Mercurego". - Pragnie wstąpić do dzielnej armii tak walecznie stawiającej opór przytłaczającej sile niemieckich najeźdźców. Ten opalony na brąz 26 - letni Polak to Władysław Wagner z Gdyni, portu "polskiego korytarza".

Powrót do kraju okazał się jednak niemożliwy, a "Zjawa III" została zarekwirowana przez wojsko na czas wojny, była wykorzystywana do przewożenia balonów zaporowych, stosowanych w celu utrudnienia działań lotnictwa niemieckiego.

Władek namawiany jest przez konsula dr. Poznańskiego jak również dr. Michała Grażyńskiego do napisania książki o dziejach "Zjawy". Dr. Michał Grażyński, przedwojenny wojewoda, śląski i naczelnik Związku Harcerstwa Polskiego przebywał wówczas w Paryżu.

- Na małym jachcie opłynąłeś - Druhu Wagnerze - całą kulę ziemską. Zawijałeś pod polską banderą do portów i małych przystani, patrzyłeś szeroko otwartymi oczami na ludzi wszystkich ras, wchłaniając w siebie niewysłowione piękno przyrody, rozeznając się w duszach ludzkich. W rozważaniach próbowałeś uchwycić istotny wątek i sens bytu. Przeżyłeś - żeglarzu dalekich mórz i oceanów - wiele szczęśliwych i pięknych chwil, to znowu niebezpiecznych i groźnych. Wiejący nocą wiatr od lądu niósł Ci miły, namiętnością przesycony zapach, a tonące w poświacie księżycowej wody koralowych atolów lub szalejące bujną roślinnością i gwarem ludzkim wyspy wód południowych olśniewały Cię pięknem, bogactwem form i zmiennością barw życia i przyrody. Czytamy o tym wszystkim w Twojej pięknej opowieści, która jest nowym wartościowym dorobkiem literatury podróżniczej - pisał Grażyński w liście do Władka.

Sprawa pisania książki stała się nieaktualna, gdy Władek decyduje się wstąpić do Polskich Sił Zbrojnych tworzących się we Francji.

- Wyjechałem z Polski zaraz po opuszczeniu szkoły. Przez całą podróż spotykałem przyjaznych, życzliwych ludzi różnego pokroju, ale teraz zdałem sobie sprawę, że nadszedł dla mnie czas, aby stawić czoła rzeczywistemu światu i nauczyć się jak żyć z ludźmi. Cały nowy ocean do przebycia - nachodziły go refleksje.

Po przybyciu do Londynu skierowany do Centrum Szkolenia Rekrutów w Camden Town. W ośrodku tym przebywa wielu polskich lotników, wśród nich znakomity pilot Kazimierz Rosiewicz, z którym Władek się zaprzyjaźnia. Niestety, Rosiewicz zginie podczas walk powietrznych nad Anglią. Kiedy nadszedł czas wyjazdu do Francji Niemcy rozpoczęli kolejny etap wojny zajmując te tereny. Rozpoczęła się ewakuacja wojsk alianckich z Francji do Anglii. Wobec zaistniałej sytuacji Władek Wagner, podejmuje pracę tłumacza w polskim konsulacie. Trwa to krótko, gdyż wkrótce zostaje zwerbowany na czas wojny do konwojów w służbie Polskiej Marynarki Handlowej pod brytyjską admiralicją.

Władek nie waha się ani chwili, bo morze jest jego powołaniem. Dostaje się do portu nad Morzem Północnym, gdzie zostaje zaokrętowany się na "Zbaraż". Statek przewoził węgiel, ładunek bardzo potrzebny londyńczykom. Po dwóch tygodniach, kiedy statek wychodził z Londynu, dojdzie do ataku. Statek zostanie zatopiony przez niemiecki samolot. Wagner uratował się, po czym zaokrętował na "Zagłobę".

Statki pływające w konwojach. ochraniane były przez okręty wojenne. Ich zadaniem było zaopatrywanie Anglii w sprzęt wojskowy, ale również w artykuły cywilne. Narażone były one na ciągłe ataki niemieckiego lotnictwa i okrętów podwodnych. Ludzie morza za prawdziwych bohaterów uważali marynarzy z konwojów murmańskich, które ponosiły olbrzymie straty. Konwoje na trasie pływały zygzakiem, aby utrudnić trafienie torpedą przez okręty podwodne. Powodowało to wydłużenie czasu przypływu oraz możliwość wypchnięciu z szyku w czasie sztormu.

O ile okręty wojenne mogły się bronić przed bombowcami mając działa przeciwlotnicze, to statki handlowe były bezradne. W tej sytuacji kapitanowie polskich statków handlowych na własną rękę uzbrajali je w działka przeciwlotnicze. Wagner na "Zagłobie" pływał przez kilka miesięcy na trasach do Stanów i Kanady, nie podobał mu się jednak kapitan, pod którego podlegał. Miał on tendencje do opuszczania konwoju w czasie rejsu, co narażało załogę jak i statek na dodatkowe niebezpieczeństwo ze strony U- bootów. W listopadzie 1940 roku gdy wypłynęli do USA i Kanady zostali zaatakowani przez niemieckie lotnictwo i okręty podwodne, z 52 statków załadowanych towarem, do Anglii dotarło 29. Kapitan "Zagłoby" odłączył się od szyku i wtedy zaatakował go bombowiec "Junkers". Na szczęście dla załogi, kilkukrotne próby zatopienia statku nie powiodły się. Bomby spadające blisko statku spowodowały jedynie rozbryzgi wody, oblewając marynarzy.

Po dopłynięciu do portu, Władek Wagner wyokrętował się ze statku i zamustrował na statek "Narocz", gdzie pełnił służbę w randze oficera. Pływał zawsze w atlantyckich konwojach - USA, Kanada, Islandia, Portugalia, Gibraltar, Wyspy Owcze. Jemu się udało, natomiast załoga "Zagłoby" już w następnym rejsie nie miała tyle szczęścia. Po wyjściu z Nowego Jorku, na Atlantyku, statek został zaatakowany przez okręt podwodny i zatopiony wraz z całą załogą.

Władysław Wagner za zasługi w czasie wojny został odznaczony przez rząd polski na uchodźstwie, jak również przez władze Anglii. Według kpt. Karola Olgierda Borchardta, pisarza marynisty i jednocześnie uczestnika bitew atlantyckich, statek "Zagłoba" miał zaliczone strącenie dwóch samolotów niemieckich, natomiast "Narocz" - jednego.

Wiosną 1944 roku brytyjska administracja zwróciła "Zjawę III" kapitanowi Wagnerowi, który jednocześnie kończy służbę w marynarce. "Zjawę III" przerobi na kuter rybacki i razem z kapitanami Ardenem i Mikeską weźmie się za rybołówstwo. Potem założy szkołę rybołówstwa morskiego dla młodych Polaków, którzy przybywali do Anglii z różnych stron świata. Anglicy przyjmą Polaków z pełną życzliwością, to będzie niezwykły czas przyjaźni i integracji. Zdawać by się mogło, że to złote czasy spokoju dla Władka Wagnera, nic jednak bardziej mylnego.

Polska wciąż będzie poza jego zasięgiem. Gdy do władzy dojdą ludzie komuny, a w Londynie powstanie morska komisja PRL i zaproponuje Wagnerowi zrzeczenie się starego paszportu na rzecz nowego dokumentu Polski Ludowej, ten człowiek morza wyczuje podstęp. Zbyt mocno jest przywiązany do wolności, by ulec - to zaś sprawi, że władze komunistyczne będą od tego momentu umniejszać osiągnięcia naszego bohatera. Cenzura zrobi wszystko, by Polska o nim zapomniała

Wagner opuści Anglię, pozna Mabel Olpin, kupi jacht "Rubikon" i ruszy układać sobie życie.



Aneta Marciniak


----------




Pod koniec wojny Władysław Wagner zakończył służbę w marynarce i odzyskał od Brytyjskiej Admiralicji Zjawę III. Już wtedy ma pewien pomysł. Czy kończyła się jego przygoda? Zdecydowanie nie.

Życie Wagnera to mieszanina niewyspania, marnego jedzenia i osób spotkanych na drodze, to gorączka podróży i działania, która mu towarzyszy od dawna i z której w ogóle nie zamierza się leczyć.

A zatem... Opłynięcie ziemi ma za sobą, bierze się więc za rybołówstwo. Sprowadza Zjawę III do Szkocji (do Buckie) i tam (razem z kapitanem Leonem Arsenem i kapitanem Edwardem Mikeską) Wagner zakłada spółkę rybacką, a Zjawa III zostaje przerobiona na kuter rybacki. Co ciekawe, żaden z nim nie ma bladego pojęcia o łowieniu ryb.

Szaleńcy?

Tak, bo Władysław Wagner (nie wiedząc co z czym z tymi rybami) zamierza zacząć od razu na tzw. pełnej petardzie i kupuje jeszcze dwie łodzie, które zresztą wymagają przebudowy. Biznes startuje, Wagner nie ma pieniędzy - zwraca się więc o pożyczkę Polskiego Departamentu Morskiego.

Początki wcale nie są łatwe, i nie tylko z powodu braku doświadczenia, ale także niebezpieczeństw czyhających na śmiałków i kryjących się na Morzu Północnym. Pełno tam dryfujących min, na które wpadają nieważne kutry, często spektakularnie wylatują w powietrze. Jedna z takich min stanęła na drodze naszych przyjaciół, obrośnięta wodorostami mogła zostać przeoczona, na szczęście bystre oko kapitana Arenta ustrzegło ich od wystrzałowego spotkania.

Pewne kłopoty sprawia także stara "Zjawa III", a właściwie to jej silnik. który odmawia posłuszeństwa.

I zdarzyło się pewnego razu, że wracając z połowu silnik się znów buntuje. "Zjawa" jest 10 mil od lądu, na domiar złego rozdarł się, szarpany wiatrem, żagiel. Sytuacja nie do pozazdroszczenia, bo "Zjawa III" dryfuje na skały. Będący członkiem załogi duński rybak, oceniając sytuację, rzekł, żeby pójdzie się zdrzemnąć i żeby go obudzić, jak będą na skałach. I tak nie był w stanie nic sensownego zdziałać. Na szczęście morskie bóstwa pilnie strzegą polskiego bohatera. Wszechświat mu sprzyja. Silnik zaskoczył.

Dobili do brzegu.

Port. klimatyczne tawerny, z których niosą się echa rozbawionych głosów, uliczki toną w ciepłym, wieczorny świetle. Na Wagnera czekają jego koledzy od łajb, starzy morscy wyjadacze, których głosy przypominają krzyki mew. Wieczorne gawędy przy piwie trwają nierzadko do rana. Wagner uważnie ich słucha, bo ci potomkowie wikingów mają wiele historii do opowiedzenia, morze jej na ich zawołanie.

Ale rybackim opowieściom przysłuchuje się ktoś jeszcze. Dwie stałe bywalczynie portowej knajpy - kolorowe papugi, które lubią to i owo wtrącić, nie całkiem (podobno) cenzuralnie.

O tak, łatwo to sobie wyobrazić.

Gdy sytuacja w kwestii połowu ryb się nieco ustabilizowała Wagner wpada na pomysł stworzenia szkółki rybackiej. Miała ona służyć polskim chłopcom przybywającym do Anglii z różnych stron świata. Ustalono, że szkółka powstanie w Buckie i będzie dotowana przez rząd, a nadzorowana przez Władka Wagnera. On swoje łodzie oddaje uczniom do odbywania praktyk, a sam zajmuje się programem nauczania. Oto jednoroczny kurs przysposobienia rybackiego, którego założeniem było zapoznanie młodych rybaków z nowoczesną techniką połowów. Na drodze powstania szkółki rybackiej staje fakt, że Rząd Polski w Londynie straci polityczne poparcie, a sam Wagner znajdzie się w trudnej sytuacji. Sprawa szkolenia młodzieży zostaje zaniechana, a sam Władek przenosi się do Aberdeen. Dalsze utrzymywanie bazy w Buckie staje się zbędne.

To jest także ten czas, gdy powołana w Londynie Morska Komisja PRL zaproponuje Władkowi zrzeczenie się posiadanego paszportu na rzecz paszportu Polski Ludowej i powrotu do kraju. Trafiła jednak kosa na kamień. Władek Wagner, który podczas siedmioletniej morskiej włóczęgi poznał smak wolności, swobody, kategorycznie odmawia. To zaś sprawia, że władze komunistyczne obejmują jego postać cenzurą, szkalują jego osobę i umniejszają dokonania. Kraj ojczysty zapomina o Wagnerze, ale do czasu. Są tu przecież ludzie, którzy zrobią wszystko, by jego wyczyn przetrwał w pamięci i zatoczył coraz szersze kręgi. To środowiska morskie, żeglarskie, ale także my w Starachowicach.

Czy to się udało? Ocenią czytelnicy.

W Aberdeen Władek pozna swoją piękną żonę - Mabel Olpin - córkę oficera nawigacji Brytyjskiego Departamentu Morskiego. On – niczym Sindbad Żeglarz - snuje barwną opowieść o swoich przygodach, ona zaś słucha i między pięknymi słowami znajduje coś o wiele większego… To się musi skończyć ślubem...

Ale do tego, zdaje się, jeszcze wrócimy.


Aneta Marciniak









poniedziałek, 26 sierpnia 2024

Machina-kachina

 



dlatego krzyżacy urządzili "rzeź Gdańska", czyli wymordowali wszystkich Słowian

dlatego niemcy usilnie starają się utrzymać kontrolę nad Gdańskiem

dlatego na siłę sprowadzali "kolonistów" na pomorskie piaski, by mieć podstawy do utrzymania kontroli nad Pomorzem

dlatego powstało Wolne Miasto Gdańsk - byle nie oddać go Polakom

dlatego zorganizowali podmianę ludzi w Gdańsku w czasie ostatniej wojny

by kontrolować sytuację na terenie miasta i mieć demograficzne podstawy do jego odzyskania



Gdańsk jest bardzo ważny w związku z tym


Ale co nie jest?


Wszystko jest ważne....







piątek, 5 lipca 2024

Kto przeciwny Polsce?


przedruk



tysol.pl

Miażdżąca większość Polaków nie chce Zielonego Ładu i likwidacji państwa polskiego [Nasz sondaż]


03.06.2024 12:56



W tej chwili wyniki badania „Polacy o Zielonym Ładzie” – być może najważniejszego w historii obecności Polski w Unii Europejskiej – są opracowywane i na ich podstawie przygotowywany jest raport. Raport, jak zapewnia współautorka dr Katarzyna Obłąkowska, będzie opublikowany i zostanie przedstawiony rządowi oraz parlamentarzystom. Z czasem znajdzie się również w brukselskich urzędach. Z jednej strony po to, żeby zwrócić uwagę eurokratom, że ich polityka powolnej zmiany ustroju z demokracji, która była początkiem zjednoczonej Europy, na autokratyzm, który może stać się jednym z elementów wprowadzanego sukcesywnie – tak jak przewidywały to założenia komunistycznego Manifestu z Ventotene – superpaństwa ze stolicą w Brukseli, federacji regionów, a nie państw – nie jest niezauważana przez europejskie narody, a z pewnością nie przez Polaków. Z drugiej po to, aby natchnąć europejskich naukowców do przeprowadzenia podobnych badań w innych krajach Unii Europejskiej. Badań, które mogą przerwać spiralę milczenia narzucaną niemal każdemu zachodnioeuropejskiemu społeczeństwu.

Badanie „Polacy o Zielonym Ładzie” pokazuje dwie rzeczy – bez względu na piękne słowa europejskich, ale również wielu polskich polityków o konieczności wprowadzenia zrównoważonego ekorozwoju Polacy nie zgadzają się z jego założeniami.

Choć – to kolejna konkluzja – nie wszystkie te założenia znamy. O kilkudziesięciu aktach prawnych, które głosowano i które zaczynają lub niedługo zaczną obowiązywać i mają się stać podstawą Zielonego Ładu, nasi przedstawiciele w Brukseli dotychczas nam nie wspominali lub wspominali niechętnie. I to bez względu na to, czy mówimy o europarlamentarzystach, czy rządzie i nadwiślańskiej administracji publicznej. Czy wynikało to z ich niewiedzy, czy może niechęci tłumaczenia wszystkiego suwerenowi, który – to trend obserwowany od kilku lat nie tylko w Polsce – powoli zamienia się w klasę poddanych, podobnie jak unijna demokracja zamienia się w autokrację.



Polacy boją się Zielonego Ładu

W zdecydowanej większości – to niemal 80 proc. ankietowanych reprezentantów wszystkich grup zawodowych i klas społecznych w Polsce – nie zgadzamy się na wprowadzenie Zielonego Ładu nad Wisłą w obecnym kształcie. 34,9 proc. Polaków uważa, że ta unijna polityka powinna zostać odrzucona w całości. 42,9 proc. z nas jest zdania, że powinny zostać w niej wprowadzone istotne zmiany, w innym wypadku nie ma zgody na jej przyjęcie. Nawet ci, którym z politykami Brukseli najbardziej jest po drodze, w dużej części (19 proc.) są przekonani, że w Zielonym Ładzie powinny znaleźć się niewielkie zmiany. I tylko 3,3 proc. badanych Polaków przepisy i reguły Zielonego Ładu popiera w pełni i bezkrytycznie.


– Z naszych badań wynika, że Polacy w znakomitej większości Zielonego Ładu po prostu się boją

– komentuje dr Katarzyna Obłąkowska.

– Przy czym najbardziej obawiają się jej rolnicy i właściciele firm. Najmniej zaś mieszkańcy największych polskich aglomeracji i, co bardzo mnie zaskoczyło, emeryci. Być może dzieje się tak dlatego, że słyszą oni zapewnienia o wsparciu państwowym dla osób o najniższych dochodach w ramach całej UE. Rolnicy, których strajk obserwujemy obecnie w Polsce, a także właściciele prywatnych firm nie są w stanie policzyć kosztów swojej działalności gospodarczej po wprowadzeniu przepisów Zielonego Ładu. Wielu przedsiębiorców, a wiemy to nie tylko z badań, ale również trwającej publicznej dyskusji na ten temat, obawia się, czy ich firmy będą w stanie przetrwać wprowadzenie tych przepisów.

Nie dziwi więc wyjątkowo silne społeczne poparcie dla strajku rolników. Zdecydowanie strajk popiera 41,3 proc. Polaków, 23,1 proc. zaś „raczej go popiera”.


Referendum jest konieczne

Polacy zdecydowanie domagają się również przeprowadzenia ogólnokrajowego i wiążącego rządzących referendum w sprawie wprowadzania Zielonego Ładu. 

Na pytanie: „Czy w Polsce powinno odbyć się referendum dotyczące zobowiązania Rządu, Parlamentu i Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej do podjęcia działań w celu całkowitego odrzucenia polityki Unii Europejskiej o nazwie Zielony Ład?”, ponad połowa ankietowanych („zdecydowanie tak” – 33,1 proc., „raczej tak” – 23,4 proc.) odpowiedziała, że oczekuje takiego referendum.
 

– Z wyników naszych badań wynika, że tylko 26,4 proc. społeczeństwa jest przeciwna takiemu referendum. I znów najwyższe poparcie dla niego obserwujemy wśród rolników (71 proc.), którzy są przekonani, że referendum powinno odbyć się właśnie z takim pytaniem, czyli de facto domagających się zobowiązania władz publicznych do całkowitego odrzucenia Zielonego Ładu – wyjaśnia dr Obłąkowska. – Bardzo duże poparcie dla referendum jest wśród osób pracujących w przemyśle – to prawie 66 proc., w budownictwie – prawie 68 proc., ale 62 proc. również wśród pracowników biurowych.


To oznacza, że Polacy nie chcą być przedmiotem tej ani żadnej innej unijnej polityki. Chcemy być podmiotem, co wyraźnie było widać po odpowiedziach również na inne pytania naszego badania.


Polacy nie chcą unijnego superpaństwa

Na pytanie: „Czy jest Pan/i za likwidacją państwa Rzeczpospolita Polska poprzez włączenie jego terytorium i ludności do Federalnej Unii Europejskiej ze stolicą w Brukseli?”, 
„zdecydowanie nie” odpowiedziało 69 proc. ankietowanych. 
14 proc. zaznaczyło odpowiedź „raczej nie”, co łącznie daje 83 proc. 

Za rezygnacją z polskiej państwowości („zdecydowanie tak” i „raczej tak”) było jedynie 3 proc. badanych.


14%  tj. ok.  4,2 mln osób - trudno powiedzieć??


KO - w wyborach 2023 r. zdobyła 6 629 145 głosów


3% z 30 milionów dorosłych daje 900 000 obywateli



Ciekawe, kto jest na nie...












Oznacza to, że Polacy nie chcą i nie będą sprzyjać tworzeniu unijnego superpaństwa. Jako kraj przystępowaliśmy do wspólnoty ojczyzn i utrzymania tego statusu oczekujemy od Unii.

Większość, bo 62,2 proc. Polaków, zdecydowanie popiera właśnie taki przyszły model Unii Europejskiej. Jeżeli status ten miałby się zmienić, eurokraci muszą liczyć się ze wzrastającą niechęcią Polaków do Wspólnoty. Już dzisiaj suma głosów zdecydowanie i raczej popierających opuszczenie przez Polskę Unii Europejskiej to 22,4 proc. ankietowanych, czyli… ponad jedna piąta. Podobne wyniki pokazywały badania prowadzone przez Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa przed rozpoczęciem (udanej dla UKIP, ale nieudanej dla brytyjskiej gospodarki) procedury brexitu, czyli rozwodu z Brukselą.

Warto jednak zauważyć, że ponad 60 proc. z nas chce („zdecydowanie” – 42,5 proc., „raczej” – 20,5 proc.) pozostania we Wspólnocie Europejskiej.

– Jednak chodzi o wspólnotę równych podmiotów, Europę Ojczyzn – wyjaśnia dr Katarzyna Obłąkowska. – Polska jest państwem zachodniego chrześcijaństwa i zachodniej cywilizacji. Polska chce być w UE, z całą pewnością daleko nam do cywilizacji wschodnioeuropejskiej, charakteryzującej się autokratycznymi rządami. My chcemy być w świecie demokratycznym, unii równorzędnych narodów, bez ksenofobii, narodów, które szanują się nawzajem i gdzie żaden nie chce zdominować innego. Nie popieramy natomiast Unii Europejskiej unitarnej, nie zgadzamy się na federalizację wspólnoty. Chcemy funkcjonować jako równorzędny dla wszystkich partner w Europie Ojczyzn opartej na patriotyzmie każdego narodu.

Badanie „Polacy o Zielonym Ładzie” zostało przeprowadzone na przełomie kwietnia i maja tego roku na próbie 1213 osób przy maksymalnym błędzie 3,7 proc. Technikę realizacji wywiadów oparto na metodzie triangulacji – połączono wywiad telefoniczny, wywiad przez internet i wywiad osobisty. Próba odpowiadała strukturze płci, wieku, wykształcenia, wielkości i województwa zamieszkania, aktywności zawodowej i sektorowi zatrudnienia Polaków.


Polacy mówią "nie" Zielonemu Ładowi

Paweł Pietkun: – Co Państwa badania mówią o nas, Polakach, w kontekście unijnych polityk?

Dr Katarzyna Obłąkowska: – Większość społeczeństwa jest albo za zmianami, albo za całkowitym porzuceniem Zielonego Ładu. Ponad połowa z nas chce referendum w tej sprawie. A to świadczy o tym, że chcemy być podmiotami polityki krajowej, ale również europejskiej. Najbardziej referendum chcą młodzi dorośli, czyli osoby w wieku 30–44 lata, a najmniej seniorzy. 


Polscy obywatele obserwują, że unijna polityka jest narzucona w trybie z góry na dół, bez pytania ich o zgodę czy opinię, w trybie zupełnie autokratycznym, gdzie obywatele są przedmiotami polityki, podmiotami zaś elity polityczne i być może jakieś grupy interesów. Nie odpowiada nam ta sytuacja, szczególnie dorosłym w okresie sprawczości. To jest najlepszym dowodem na to, że jesteśmy narodem nie gorszym od innych narodów europejskich, który domaga się od swoich elit politycznych uznania tego, kto jest w naszym państwie faktycznym suwerenem.

Nasze badanie zrealizowaliśmy w momencie, gdy jeszcze możemy wyrażać opinię o polityce UE, ale być może przeoczyliśmy moment, w którym mogliśmy jeszcze na nią realnie wpływać, choć mam nadzieję, że tak nie jest. Rodzi się pytanie, czy nadal w europejskiej polityce jesteśmy podmiotami. Zastanawiam się, czy byliśmy odpowiednio informowani jako społeczeństwo przez swoich przedstawicieli w Brukseli, co tak naprawdę dzieje się w Unii Europejskiej. Zielony Ład to cały szereg aktów prawnych, nad którymi pracowano już od dawna. Tymczasem pochylamy się nad nim dopiero teraz i nie z inicjatywy naszych przedstawicieli, ale oddolnie.

– Jak wypadamy na tle innych narodów europejskich?

– Nie wiem, jaka jest opinia na temat Zielonego Ładu innych europejskich społeczeństw, ponieważ innych społeczeństw nie badałam. Mam nadzieję, że podobne badania są prowadzone również w innych europejskich krajach, choć jak na razie nie słyszałam o żadnych podobnych.

My swój raport – jego redaktorem będzie dr Artur Bartoszewicz – na pewno przedstawimy rządowi i polskim parlamentarzystom, z pewnością zaprezentujemy go na specjalnej konferencji prasowej. Myślę, że przekażemy raport także Komisji Europejskiej i europarlamentarzystom, szczególnie że będzie to nowy Parlament Europejski – liczę, że wrażliwy na podmiotowość obywateli państw członkowskich. Chciałabym, żeby podobne badania zostały przeprowadzone również w innych krajach, bo nasze badania mogą się okazać zbyt słabym głosem w unijnej polityce. Proszę pamiętać, że Zielony Ład pokazuje nam nie tylko otwartość europejskich społeczeństw na przykład na zmiany, ale przede wszystkim kondycję europejskiej demokracji. Właściwie Komisja Europejska powinna sama przeprowadzić podobne badania we wszystkich krajach, gdyby była nastawiona na demokrację.


Jeżeli urzędnicy unijni nie będą chcieli zapytać społeczeństw europejskich o Zielony Ład, a zamiast tego narzucić go odgórnie, to widać wyraźnie, że Unia jest nakierowana na inne niż demokracja wartości. Że chce coraz bardziej zamieniać obywateli z suwerena w poddanych. Z pewnością zrobimy wszystko, żeby zainteresować opinię publiczną innych europejskich państw naszymi badaniami. Są tego warte.


Metodologia

Próba:

próba reprezentatywna dla populacji obywateli Polski 18+ losowo-kwotowa oparta na schemacie wielostopniowym. 

W próbie obywatele reprezentujący zgodnie z rozkładem tych cech w populacji: każde województwo Polski, sześć klas wielkości miejscowości (od wsi do największych miast), każdą grupę wiekową, każde wykształcenie, kobiety i mężczyzn, pracujących i niepracujących (m.in. studenci, emeryci, bezrobotni). W próbie osoby pracujące w różnych sektorach gospodarki (publiczny (w tym: administracja, edukacja, zdrowie, opieka, kultura, sprawiedliwość, bezpieczeństwo), przemysł, rolnictwo, budownictwo, transport, handel i usługi), a także na różnych stanowiskach pracy (właściciele, kadra zarządzająca, specjaliści, pracownicy biurowi i fizyczni).

Wielkość próby: 1213 osób
Metoda badawcza: wywiad kwestionariuszowy
Technika realizacji wywiadów: 200 osobiste (CAPI), 402 telefoniczne (CATI), 611 internetowe (CAWI).
Termin realizacji badania w terenie: 22.04-06.05.2024 r.

Realizator badania w terenie, doboru próby i statystyk: PBS Sp. z o.o. – polska agencja badawcza, jedna z wiodących na rynku polskim, prowadzi badania od 34 lata (od 1990 r.), jako jedyna firma badawcza w Polsce posiada certyfikaty PKJPA (Polskie Standardy Jakości Realizacji Badań Rynku i Opinii Społecznej) przyznawane przez OFBOR (Organizacja Firm Badania Opinii i Rynku) we wszystkich 8 kategoriach badań, ma doświadczenie w realizacji projektów wielomodułowych, unijnych, wysokobudżetowych i długoterminowych.



Opracowanie kwestionariusza: dr Katarzyna Agnieszka Obłąkowska i dr Artur Bartoszewicz
Kierownik badania: dr Katarzyna Agnieszka Obłąkowska





całość wraz z wykresami tutaj:


tysol.pl/a122675-miazdzaca-wiekszosc-polakow-nie-chce-zielonego-ladu-i-likwidacji-panstwa-polskiego-nasz-sondaz









.rp.pl/wybory/art39279101-wybory-2023-ile-glosow-stracil-pis-w-porownaniu-do-wyborow-sprzed-czterech-lat