Przemysł żebraczy ukazuje państwo jako niezdolne do funkcjonowania bez zrzutki, czyli całkowicie nieudolne.
"polskie państwo od lat dokłada ogromne pieniądze do imprezy, która następnie zbiera pieniądze, żeby część z nich zwrócić w postaci sprzętu dla służby zdrowia, wartego promile państwowych nakładów na tęże służbę zdrowia. Logiki w tym nie ma najmniejszej"
przedruk
Owsiak boi się pytań o pieniądze dla powodzian. Czarnek:
Owsiak ucieka przed pytaniami
Kilka dni temu odbyła się konferencja prasowa szefa MRiT Krzysztofa Paszyka, na którą zaproszony został także Jerzy Owsiak.
Temat Jerzego Owsiaka budzi w ostatnim czasie kontrowersje z uwagi na niejasności wokół środków dla powodzian, którymi dysponuje w pewnej części podległa mu Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.
Na konferencji doszło do kuriozalnej sytuacji, co świadczyło jasno o tym, że Owsiak nie chce, by zadano mu niewygodne pytania. Właśnie w tej kwestii. Zaczął uciekać przed dziennikarzami. Monika Rutke z "Tygodnika Solidarność" zapytała: co się stało z pieniędzmi ze zbiórki na powodzian? 50 milionów leży na koncie, ludzie czekają, nie mają pieniędzy na opał, nie mają z czego żyć, co się stało z tymi pieniędzmi? (…) Co będzie z odsetkami z tych pieniędzy?". Niestety, bez odpowiedzi.
"Zabawa się skończyła"
Temat ten był dzisiaj omawiany na antenie Republiki, w programie "Polityczna Kawa".
"Te pieniądze głównie docierają z naszych fundacji - z tych środków remontowana jest szkoła, zaopatrywaliśmy ludzi, którzy potrzebują pomocy. Nie jesteśmy w stanie dotrzeć do wszystkich, ale staramy się pomagać, komu trzeba. Proszono nas, aby zareagować na zachowanie Owsiaka"
– powiedział Tomasz Sakiewicz, prezes Republiki.
I jak zaznaczył szef stacji: "wszystkie wpłaty, których dokonują Państwo na konta dedykowane, faktycznie do potrzebujących trafiają. Jeżeli tych pieniędzy zabraknie, będziemy starali się zbierać. Jak widzimy, inne pieniądze, które powinny do nich trafiać - nie trafiają".
"To, że on położył ręce na pieniądze dla powodzian, to, że środki WOŚP były włączone w kampanię parlamentarną, to jest dla mnie koniec. Z tego, co wiemy, ma on zamiar także ostro wejść w kampanię Trzaskowskiego, co jest zapowiadane. Zabawa się skończyła"
– podkreślił.
"Zorganizował rodzinny interes"
Adam Borowski, przewodniczący warszawskiego Klubu "Gazety Polskiej" powiedział o Owsiaku krótko: "nigdy nie rozliczał się z żadnych pieniędzy".
"Pamiętamy te sceny, kiedy łaził po stole i pytał: gdzie jest ten słoik, w którym mam pieniądze. Zrobił sobie prywatny interes. Jego spółki rodzinne, Złoty Melon, oni po prostu żerują na tym społecznym odruchu. On jest znakomitym przedsiębiorcą. Zorganizował sobie rodzinny interes na idącą od serca pomogą dla dzieci, początkowo. On te pieniądze dostawał, trzymał na kontach, korzystał z odsetek. Ponieważ jasno opowiedział się po jednej stronie politycznej, od lat uprawia politykę. Zaprasza polityków lewicowych i liberalnych na swoje spotkania. Opowiedział się po tej stronie, więc obecna władza nie wymaga od niego rozliczeń. I się nie rozlicza"
– mówił rozmówca Tomasza Sakiewicza.
I kontynuował: "od lat nie daję pieniędzy na WOŚP, bo uważam, że jest to jego rodzinny biznes. A to, że trochę się podzieli pieniędzmi, które otrzymuje na chore dzieci czy inne konkretne dzieci, to fakt. Niemniej, czerpie z tego pełnymi garściami. Nie jest filantropem, jest biznesmenem".
Rozmówcy zwrócili uwagę na to, że nie ma nic złego w tym, aby część środków pozyskiwanych w takich akcjach, trafiała do organizatora, niemniej powinny być to informacje jawne - co, ile i dla kogo trafia.
"Stworzył takie wrażenie"
Przemysław Czarnek (PiS) przyznał, że sytuacja wokół Jerzego Owsiaka ma szerszy kontekst.
"Po pierwsze - kwestia powodzi. To jest wielki skandal, że jakiekolwiek pieniądze dla powodzian miały iść przez fundację Owsiaka. Po co? Państwo jest zobowiązane do pomocy powodzianom i powinno tę pomoc udzielić od razu. Państwo było zobowiązane w ogóle do przeciwdziałania powodzi, a nie przeciwdziałało - to też będzie trzeba wyjaśnić. Państwo jest zobowiązane do niesienia pomocy, nie niesie tej pomocy. Ludzie wciąż czekają. Do czego jest tu potrzebna WOŚP? Chyba tylko do tego, aby przetrzymywać tam te pieniądze"
– przyznał.
Jak wskazał - "druga sprawa to sam Owsiak".
"On zbudował takie przekonanie, że gdyby nie WOŚP, to szpitale byłyby bez sprzętu. To jest naprawdę mikroskopijna część tego, co jest w budżecie państwa na służbę zdrowia. W budżecie państwa są setki miliardów złotych"
– ocenił polityk PiS.
P.S.
6 stycznia 2025
Łukasz Warzecha:
Jeden z obserwujących mnie na X, czytając, że krytycznie piszę o imprezie pana Jerzego Owsiaka od 18 lat (pierwsze teksty, jakie mogę odnaleźć w swoim archiwum, powstały w 2007 r. w Salonie24, aczkolwiek zdaje mi się, że nie były to moje pierwsze krytyczne teksty na ten temat w ogóle, możliwe zatem, że to nie 18 lat, ale jakieś dwie dekady), napisał, że muszę się mylić, skoro WOŚP przez tyle lat nie zajęła się prokuratura. W tym przez osiem lat rządów PiS.
Ów komentujący najwyraźniej nie wie, że nigdy nie zajmowałem się sprawami rozliczeń czy dochodów fundacji pana Owsiaka od strony ich legalności. Robił to natomiast wielokrotnie pan Piotr Wielgucki. Ja natomiast demaskowałem polityczną rolę pana Owsiaka – rolę sojusznika głównie lewicowego, a bardziej ogólnie – mainstreamowego establishmentu, którego cała działalność dobroczynna była traktowana jako fundament rzekomego autorytetu tego pana, z wysokości którego w razie dużej potrzeby mógł razić maluczkich.
Tak jak to było choćby wówczas, gdy na konferencji prasowej ogłaszał, że może „dać z baśki” (w typowym dla siebie, knajackim, wulgarnym stylu) tym, którzy będą podważali czystość życiorysu pana prezydenta Wałęsy. A zdarzyło się to zaraz po wydaniu słynnej książki panów Cenckiewicza i Gontarczyka, której ustaleń dzisiaj nikt już nie kwestionuje.
Zresztą sympatie i poglądy pana Owsiaka są akurat przykładem stuprocentowej spójności ze środowiskiem, z którego osoba ta się wywodzi – a nie zawsze tak przecież bywa.
Jeśli zahaczałem o sprawy finansowe, to pisałem i mówiłem o absurdzie, tkwiącym w samym sposobie finansowania akcji. Ten absurd warto dzisiaj przypomnieć, dodając do niego kilka liczb, ponieważ w sytuacji wsparcia, jakiego Fundacji WOŚP zaczynają udzielać państwowe giganty, przede wszystkim Orlen i PZU, sprawa staje jeszcze bardziej bulwersująca.
Zacznijmy jednak od wielokrotnie pojawiającego się skrajnie demagogicznego argumentu wyznawców Owsiakowej sekty: jeśli nie podoba ci się WOŚP, to noś karteczkę, żeby cię w razie czego nie leczyć kupionych przez nich sprzętem. Ten „argument” jest z gruntu absurdalny: jeśli sprzęt znajduje się w palcówkach publicznej służby zdrowia, to nie ma kompletnie znaczenia, kto go kupił. Skorzystanie z niego należy się każdemu ubezpieczonemu w ramach NFZ.
Jednak nawet gdyby przez moment przyjąć rozumowanie fanatyków pana Owsiaka, to i tak rzecz się nie klei. Przecież od lat na WOŚP płacimy wszyscy, chcemy czy nie. Na tym właśnie polega absurd. Spójrzmy na zestawienie kosztów organizacji finałów Orkiestry od 2014 r. (takie dane można znaleźć na portalu zbiórek publicznych).
Podaję w milionach złotych najpierw ogólny koszt, następnie koszt reklamy (część kosztu ogólnego):
2014: 2,1 – 0,8
2015: 2,2 – 0,45
2016: 4,0 – 0,72
2017: 3,3 – 1,3
2018: 2,9 – 1,2
2019: 4,9 – 2,0
2020: 8,5 – 4,9
2021: 9,1 – 4,1
2022: 11,4 – 3,2
2023: 14,3 – 3,3
Już na pierwszy rzut oka widać radykalny wzrost kosztów organizacji finałów, dalece i wielokrotnie przekraczający skumulowaną inflację w tym okresie. Gdyby ją uwzględnić w relacji do 2014 r., ostatni rozliczony finał powinien kosztować ok. 3,2 mln zł, a na pewno nie 14 mln! To wzrost o ponad 580 procent! Zwracają także uwagę rosnące budżety reklamowe. W 2020 r. budżet reklamowy stanowił wyraźnie ponad połowę kosztów całej imprezy.
Ale przecież to, z czego rozlicza się WOŚP, to jedynie koszt ponoszony bezpośrednio przez samą fundację. Koszt faktyczny, którego nikt nigdy nie policzył – również z powodu obstrukcji instytucji, biorących w tej hucpie udział – jest wielokrotnie większy. I to prawdopodobnie o rząd wielkości. To koszt czasu antenowego w publicznej telewizji (z wyłączeniem czasów PiS), koszt ochrony imprez WOŚP przez policję i inne służby, olbrzymie, a rozproszone koszty samorządów, które często opłacają stronę organizacyjną lokalnych finałów WOŚP, koszt różnego rodzaju aukcji z udziałem państwa.
Wygląda to więc tak, że polskie państwo od lat dokłada ogromne pieniądze do imprezy, która następnie zbiera pieniądze, żeby część z nich zwrócić w postaci sprzętu dla służby zdrowia, wartego promile państwowych nakładów na tęże służbę zdrowia. Logiki w tym nie ma najmniejszej i nie da się tego wytłumaczyć inaczej niż tylko zapotrzebowaniem na propagandę. To jest jedyny sens Owsiakowej imprezy – właśnie propaganda (do tej zaliczam również manipulację społecznymi emocjami, w tym tworzenie mechanizmu łatwego zaspokojenia potrzeby poczucia się lepszym, po to, aby można było z wyżyn swojej wyimaginowanej szlachetności pouczać innych).
Już pokazany wyżej mechanizm pokazuje, że każdy z nas mimowolnie do WOŚP się dokłada – chce czy nie. Wszyscy przecież płacimy choćby lokalne podatki. Ale to nie koniec, ponieważ jest jeszcze kwestia wpłat instytucjonalnych, czego jaskrawym przykładem są obecne umowy z Orlenem i PZU (które ma się stać oficjalnym ubezpieczycielem finałów WOŚP – w ten sposób do imprezy dołożą się wszyscy klienci ubezpieczyciela).
WOŚP chętnie podaje ogólną kwotę ze zbiórki, ale nie rozbija jej na to, co udało się zebrać na ulicy i to, co pochodzi od sponsorów instytucjonalnych. Ci zaś kierują się całkiem inną logiką – sponsoring ze strony instytucji to piar oparty na owczym pędzie. WOŚP wspiera się tak samo jak „równouprawnienie” i inne postępackie brednie.
Fundacja raportuje jedynie, ile pieniędzy pochodzi ze zbiórki ulicznej, a ile z innych źródeł (m.in. wpłaty na konto, sprzedaż cegiełek, licytacje, zbiórka przez kanały elektroniczne, wpłaty za pomocą kart).
2014: 39,2 – 13
2015: 50,9 – 21
2016: 68,5 – 36,3
2017: 71,1 – 54,5
2018: 88,8 – 86
2019: 116,7 – 68,8
2020: 75,5 – 133,8
2021: 95,1 – 127,7
2022: 129 – 113,4
2023: 157,3 – 123,5
Nawet jeśli odłożymy na bok lata 2020-21 – mieliśmy wówczas restrykcje covidowe – to i tak widać, że ta druga wielkość stanowi w ostatnim czasie znacznie większy procent w relacji do zbiórki ulicznej niż jeszcze 11 lat temu. W 2014 r. było to nieco ponad 33 proc., w 2023 aż 78,5 proc. Można to oczywiście częściowo złożyć na karb mniejszej popularności gotówki.
Problem w tym, że nie dostajemy nigdzie wyszczególnienia, jaka część pieniędzy pochodzi od darczyńców indywidualnych, a jaka – od firm, w tym w szczególności od firm z dominującym udziałem skarbu państwa. A to jest bardzo ważna informacja.
Jak wiadomo, Orlen ma przekazywać określoną część wpływów za każdą kupioną na stacji kawę. To daje przynajmniej możliwość uniknięcia dołożenia się do imprezy bardziej świadomym kupującym.
Łukasz Warzecha
Do moich pacjentów, znajomych i przyjaciół!
Postanowiłam napisać list z prośbą o przesłanie go dalej jak najliczniejszej grupie ludzi.
3 stycznia po dzienniku widziałam rozmowę z politykami na temat sytuacji jako zaistniała w POZ.
Prowadząca wielokrotnie mówiła, że nie rozumie postępowania Porozumienia Zielonogórskiego. Cała sprawa została sprowadzona do nadmiernych żądań finansowych , braku odpowiedzialności i krzywdzenia pacjentów.
Jak pewnie wszyscy zauważyli do tej rozmowy nie został zaproszony nikt ze strony lekarzy a o tym czego chcą lekarze wypowiadał się autorytatywnym głosem przedstawiciel PO.
Przekłamania i oszczerstwa są poważne i poważne jest to o co walczy Porozumienie Zielonogórskie.
Bardzo poważnym problemem POZ (myślę, ze nie tylko) są starzejący się lekarze. W województwie opolskim średnia wieku lekarza pracującego w POZ przekroczyła 57 lat. Gdyby w tej chwili z systemu odeszli emeryci to system by się zawalił. Młodych kształcących się lekarzy jest niewielu.
Ja miesięcznie przyjmuję ponad 1200 pacjentów. Średnio 50-70 osób dziennie. Zdarzają się dni gdzie tych pacjentów przyjmuję i 100. Każdego roku dochodzi nowa praca. Część jest widoczna dla wszystkich bo większą część czasu patrzę w monitor i stukam w klawiaturę. Dużej części państwo nie widzicie. Skraca się czas poświęcony na kontakt z pacjentem a wydłuża czas biurokratyczny. Lekarze i tak nie są w stanie prowadzić kartotek w sposób zgodny z przepisami i bezpieczny dla siebie, bo starają się wypełnić swoje podstawowe zadanie leczenia pacjentów.
W nowej umowie jest kilka niemożliwych do przyjęcia zadań. Jest ona skierowana przeciwko pacjentom i stawia pacjentów i lekarzy naprzeciwko siebie. Tylko razem jesteśmy w stanie zawalczyć o wspólne dobro.
Po pobieżnej lekturze nasuwają mi się liczne uwagi. Pierwsza sprawa - pakiet kolejkowy. Wszystkiego nie wiem, ale to do czego doszłam jest bulwersujące. Lekarz endokrynolog jak wszyscy wiedzą leczy najczęściej choroby tarczycy. W nowej umowie to lekarz POZ będzie zobowiązany do leczenia niedoczynności tarczycy. Wszyscy państwo, którzy jesteście pod kontrolą poradni endokrynologicznej, teraz wrócicie do POZ. Lekarz nie będzie mógł państwa skierować do specjalisty. Rozwiązany problem kolejki u endokrynologa? Ma pan minister sukces? Łagodny przerost gruczołu krokowego też w gestii lekarza POZ. Zniknie kolejka do urologa? Takich jednostek chorobowych wrzuconych do POZ jest więcej.
Na wykonanie tych zadań lekarz POZ nie dostaje żadnych dodatkowych pieniędzy, a minister może zaoszczędzić na wykupieniu tych wizyt u specjalistów. Tyle że specjaliści mieli wykupioną konkretną ilość wizyt a my nie mamy limitu. Przyjąć należy wszystkich pacjentów.
Niestety nie potrafię już w sposób bezpieczny dla pacjentów przyjmować większej ilości ludzi.
Liczni moi koledzy mają już przyjmowanie na godzinę. Pacjent endokrynologiczny na kontrolnej wizycie będzie musiał zająć 30 minut tak jak u specjalisty. Już ostatnio pojawiły się kłopoty gdzie niegdzie z dostaniem się do lekarza w dniu rejestracji. Niestety teraz obejmie to już wszystkie praktyki.
Co zrobić z pacjentami potrzebującymi zwolnienie do pracy. Z nagłymi zachorowaniami. Ludźmi z wymiotami, biegunkami, bólami, gorączkami. Nie potrafię w sposób uczciwy w stosunku do pacjenta przyjąć na siebie nieskończonej ilości zadań i przejąć pacjentów moich kolegów specjalistów tylko po to by minister miał wyborczy sukces.
Kolejna sprawa - umowa. Umowa ma być bezterminowa. Tą umowę może zmieniać aneksem NFZ bez jakiejkolwiek konsultacji. Ja tylko mogę ją wypowiedzieć. Będzie można do POZ wrzucać wszystko co się nie zmieści gdzie indziej. My staniemy się pierwszą twarzą NFZ w opozycji do pacjenta. Sami już niewydolni będziemy tak jak teraz dostawać nowe zadania i nasza niemożność wykonania zadań będzie uderzała w pacjentów.
Kolejna sprawa - skierowania do okulisty i dermatologa. Okulistycznie leczymy zapalenia spojówek i powtarzamy zalecone przez okulistę leki. Po co wypisywać skierowania do okulisty na dobranie okularów? Ja i tak nie mogę nic w tej dziedzinie zrobić. To jest i Wasz i nasz czas. Żeby pójść z dzieckiem po korektę szkieł będziecie musieli zarejestrować się wpierw do POZ po skierowanie. Kolejny dzień u lekarza w kolejce. Podobnie u dermatologa. Do dermatologa zawsze szło się bez skierowania. Była to najskuteczniejsza metoda wczesnego leczenia chorób wenerycznych. Teraz najpierw do mnie a później dalej.
Kolejna rzecz - pakiet onkologiczny. To już jest grubsza sprawa. W mojej praktyce mam w ciągu roku od 7-10 wykrytych pierwszorazowych zachorowań na nowotwór. Z tego 1-3 pacjentów to tacy, którzy nigdy nie byli wcześniej u lekarza i przychodzą w stanie zaawansowanym. Wielokrotnie tych kieruję od razu do szpitala bo są w złym stanie i wymagają natychmiastowego leczenia. Oni też zawsze byli przyjęci od razu, najczęściej na internę. Kilka pacjentek to pacjentki z nowotworami piersi i narządów rodnych. Tutaj swoją rolę jak dotąd widzę na wpajaniu pacjentkom konieczności wizyt u ginekologa i namawianiu na badanie piersi. System działa. Zostaje więc kilku pacjentów z pozostałymi nowotworami. Skupię się na nowotworach jelita grubego. Przez kilka lat funkcjonowało przesiewowe badanie kolonoskopowe i to dawało rezultaty. Za rządów ministra Arłukowicza to zostało zaniechane, albo mocno okrojone. Fakt, ze moi pacjenci nie mają do tych badań dostępu. Pozostaje planowana kolonoskopia. Większość placówek ma wykupione przez NFZ to badanie bez znieczulenia.
Bardzo bym chciała zobaczyć twarz ministra po wykonaniu tego badania bez znieczulenia.
Jeżeli rak jelita grubego daje jednoznaczne objawy to często jest już za późno na pełne wyleczenie. Jest to więc wyjątkowy wyścig z czasem. Jakie są wczesne objawy raka jelita grubego? Mogą być pojawiające się biegunki, mogą być zaparcia, może być krew w kale, mogą być pobolewania, może być utrata wagi. Dotąd dawałam skierowanie na kolonoskopię. U większości pacjentów były polipy, które lekarze od razu usuwali. Wszyscy Ci pacjenci to potencjalni chorzy na raka. Radość z wyleczenia i uniknięcia tragedii. Teraz spośród tych pacjentów mam wybrać lepszych i dać im zieloną książeczkę. Wszystkim nie mogę. Jeżeli nie dam komuś u kogo, w trakcie stania w jeszcze dłuższej kolejce, rozwinie się rak to pacjent będzie miał żal do mnie a nie do ministra, a ja będę musiała z tym żyć.
Dlaczego nie mogę dać wszystkim? Bo muszę mieć trafienia! Trafienia to jest określenie ministra na pacjenta z chorobą nowotworową. Wydam 30 książeczek Pacjent przejdzie diagnostykę i teraz oceni moją pracę urzędnik. Jeżeli będę miała 0-1 trafienia to zostanę skierowana na karne szkolenie a za wykonaną pracę mi nie zapłacą. Czyli badając w kierunku choroby nowotworowej 30 pacjentów nie znajdę u nikogo rozwiniętego raka to będę ukarana szkoleniem i finansowo. Teraz badam nawet stu ludzi, żeby wykryć u jednego raka. Moja sytuacja się poprawi jeżeli będę miała 2 trafienia dostanę wtedy 20 złotych i nie będę karana upokarzającym szkoleniem. Ta kwota rośnie i przy stosunku jedno trafienie na pięć sięga ponad 100 złotych. Cały czas cytuję umowę! Staniemy więc z pacjentem po przeciwległej stronie - on będzie się cieszył, że nie ma raka, ja będę miała poważny problem. Będę więc unikała zielonych książeczek jak ognia, albo wydam je wszystkim.
Jeżeli nie wydam to minister wygrał, bo lekarze są źli i nie chcą pracować, jak wydam to nie wytrzymam finansowo (bo za tą diagnostykę zapłacę z puli POZ) i dołożę do pracy kolejne wypisywanie książeczek, sprawozdań. Wydłuży się więc kolejka pacjentów u mnie. Wąskie gardło w postaci zbyt małej ilości zakontraktowanych kolonoskopii pozostaje.
Tyle, ze teraz za to odpowiadam ja nie minister.
Kolejna sprawa to EWUŚ. Jak państwo wiecie musimy sprawdzać EWUŚ czyli czynne ubezpieczenie pacjenta. Dwa razy w tygodniu trafia się pacjent, który EWUŚ wyświetla w kolorze czerwonym – pacjent nieubezpieczony. W większości są to pacjenci, którzy mają ubezpieczenie i faktem, że świecą na czerwono są oburzeni. Teraz pacjent wypisuje oświadczenie, że jest ubezpieczony i my przyjmujemy takiego pacjenta nieodpłatnie. NFZ płaci za takiego pacjenta. Teraz NFZ przestaje płacić za pacjentów świecących na czerwono (w mojej praktyce 11%). Czyli jak pacjent świeci na czerwono i wypisze nam oświadczenie, to za jego leczenie i wizytę nie zapłaci nikt. Pieniądze zostają w funduszu. Kolejna oszczędność ministra.
Takich pułapek jest więcej a list i tak zrobił się długi. Jest to jednak nasza wspólna sprawa - pacjentów i lekarzy.
W tym roku mija 30 lat mojej pracy i zawsze byłam po stronie pacjenta, bo sama też jestem pacjentką i to z wiekiem coraz częściej i boleśniej. Ministrowie się zmieniają a ja od 30 lat o 8.00 wołam proszę (teraz parę minut później bo ładuje się komputer).
Tej pracy nie chcą wykonywać młodzi lekarze i jak nic się nie zmieni, to po pięciu latach nastąpi poważny kryzys w służbie zdrowia na poziomie POZ. Wtedy obecny minister będzie już miał inną posadę równie prestiżową i pozbawioną osobistej odpowiedzialności jak teraz, ale my zostaniemy na dole, pacjenci i lekarze.
Dlaczego inni podpisali? My nie podpisaliśmy, i jakie mamy kłopoty, a strach pomyśleć co nas czeka. Straszą nas przez telefon, jeżdżą do prywatnych domów. Ruszyły zmasowane kontrole. Nagonka bezpardonowa w mediach. Kłamstwa, półprawdy, wyrwane z kontekstu słowa. Ja się boję bardzo i nie dziwie się, że inni też się boją. Tylko zwarta grupa może się przeciwstawić.
Jeżeli my przegramy to tak naprawdę przegrają pacjenci.
Z poważaniem
Lekarz rodzinny z 30 letnim stażem w jednej placówce
Jeszcze raz proszę o rozesłanie tego listu swoim znajomym, bo jest to jedyna forma wyjaśnienia stanowiska lekarzy rodzinnych.
Lekarze, jako ludzie inteligentni - a przynajmniej powinni inteligentni być - powinni rozumieć, że pacjentów będą mieć mniej, gdy lekarzy będzie więcej. Dlaczego więc lekarzy nie ma więcej? Bo albo się ich nie kształci u nas w kraju, albo po edukacji i stażu wyjeżdżają oni za granicę. Ludzie chcieli "wolności" więc nie można zabronić lekarzowi, że chce wyjechać bo za granicą więcej kasy.
Dlaczego ludzie nie protestowali, gdy zamykano szpitale publiczne? Dwa miliony jest nas mniej, a lekarzy brakuje? Takie głupoty to mogą opowiadać ci, co pozamykali gabinety, w nich dokumentację medyczną i trzymając pacjentów jako zakładników chcą wymusić na rządzie coś, czego rząd spełnić nie może, bo nie ma pieniędzy. NIE MA PIENIĘDZY!
Nasz skarbiec narodowy jest pusty, bo Polacy pozwolili na zlikwidowanie naszego rodzimego przemysłu i wpływów do skarbca nie ma. Tyle to powinien rozumieć nawet średnio rozgarnięty lekarz i zamiast ględzić głupoty o pacjentach, powinien zastanowić się nad tym czy on sam nadaje się do wykonywanego zawodu. Kiedyś na lekarzy ludzie kształcili się z powołania. I należy to przywrócić, a nie finansować konowałów robiących na chorych ludziach kasę.
Nana-(cyt"Dlaczego ludzie nie protestowali, gdy zamykano szpitale publiczne?")Odpowiedź jest prosta-Ludzie z natury są łatwowierni a zatem przekonani że wszystko co w ich imieniu postanowi władza jest dobrem wspólnym za ich wspólnie ciężko wypracowane pieniądze.Tyle to powinien rozumieć nawet średnio rozgarnięty bloger nawet gdy jest blondynką w fazie przekwitania.Kiedyś:)
Naiwni ludzie? a którzy? może ty, ale za to nadrabiasz bezczelnością.
Ludzie nie chcieli mieć powszechnej opieki zdrowotnej i nie chcieli mieć pracy w państwowych firmach. Więc wspierali zdrajców naszej Ojczyzny i przyglądali się, jak nasz kraj jest demontowany. Przy pomocy ich własnych rąk.
Teraz mogą sobie płakać, że muszą miesiącami czekać na operacje i mogą sobie narzekać, że w przychodniach tłok.
Za PRLu, gdy szpitali było trzy razy tyle co obecnie, chorych wypisywało się, gdy byli zupełnie zdrowi, a nie jak teraz bezpośrednio ze stołu operacyjnego. Zdrowie człowieka było dla władz PRLu ważniejsze niż zyski i statystyki.
Do lekarza kolejek nie było, a do specjalistów można było iść bez skierowania. Przychodnie ZOZu były w każdej, nawet najmniejszej miejscowości, także gabinety specjalistów i były każdemu obywatelowi dostępne przez cały czas. Przy ZOZach istniały laboratoria, które wykonywały konieczne badania kału czy moczu albo wymazy od ręki i z wynikami szło się do lekarza bez żadnej kolejki.
Było dużo przychodni, było dużo szpitali, było dużo ambulatoriów i co najmniej trzy razy tyle stacji pogotowia ratunkowego. Do pacjenta jechał lekarz i pielęgniarka, a nie jakiś sanitariusz i kierowca, jak dziś ma to miejsce.
I ja o tym piszę, ty garbaty lowelasie. A ty co zrozumiałeś? No!?
NFZ to narodowa fundacja złodziei. Piniędzmi na ochrone zdrowia winien dysponować obywatel- ubezpieczony i dopóki nie bedzie konkurencji bedą ludzi okradać.
Tu mam tak że jako emeryt moje pieniądze mogę wykorzystwać przez państwowy fundusz albo przez wybrana przeze mnie firmę ubezpieczeniową które za te same pieniadze oferuja rózne usługi. One mają kontrakty z lekarzami. Ten sam lekarz może współpracować z wieloma ubezpieczycielami i on (lekarz) się bezposrednio z firma rozlicza. Ja płace tylko niewielki swój udział za wizytę, za pobyt w szpitalu, przyjazd pogotowia oraz leki . To w duzym skrócie. Najważniejsze że wszelkie świadczenia mam od reki, badania zabiegi cokolwiek potrzebuję.
Ta róznica powoduje że do Polski nie wracam. Może po śmierci.