Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ukraina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ukraina. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 1 maja 2025

Port w Czarnomorsku dla Polski








przedruk
tłumaczenie automatyczne







Ukraina przedstawia w Warszawie projekt koncesji dla portu morskiego w Czarnomorsku

(koło Odessy)



poniedziałek, 28 kwietnia, 2025







Podczas konferencji inwestycyjnej w Warszawie Ukraina podkreśliła kluczowe aspekty projektu koncesyjnego dla portu Charnomorsk w obwodzie odeskim. Obejmują one potencjał terminalu, szczególne warunki konkurencji i środki wdrożone przez rząd i jego partnerów w celu zagwarantowania przejrzystości i atrakcyjności inwestycyjnej. 

Jest to długoterminowa koncesja trwająca 40 lat i obejmująca dwa terminale: terminal kontenerowy i terminal uniwersalny, o pojemności do 760 000 kontenerów dwudziestostopowych i ponad pięciu milionów ton ładunku rocznie. Projekt ten uzupełnia nowo utworzony ukraiński korytarz czarnomorski, który ułatwia dywersyfikację szlaków towarowych, zwiększa niezawodność handlu i poprawia wydajność celną.

Wcześniej polskie Ministerstwo Rolnictwa omawiało możliwość dzierżawy lub zakupu portu w Odessie w celu uzyskania dostępu do Morza Czarnego i eksportu zboża z Polski i innych krajów europejskich.

Duński przewoźnik kontenerowy A.P. Moeller-Maersk AS jest również zainteresowany zbadaniem możliwości koncesji na terminal w porcie Charnomorsk.


----------







Ukraina przedstawiła projekt koncesji dla portu w Czarnomorsku na konferencji w Warszawie


środa, 25 kwietnia 2025


Zaprezentowano potencjał terminalu, warunki konkurencji oraz działania mające na celu zapewnienie transparentności i atrakcyjności inwestycyjnej.

Delegacja Ministerstwa Rozwoju wzięła udział w Konferencji Inwestycyjnej dotyczącej realizacji projektu koncesyjnego w porcie w Czarnomorsku, która odbyła się 24 kwietnia w Warszawie. Port w Czarnomorsku jest jednym z najbardziej strategicznych węzłów morskich na Ukrainie. W wydarzeniu wzięli udział przedstawiciele międzynarodowych instytucji finansowych, czołowych operatorów portowych, inwestorzy oraz urzędnicy państwowi.


Delegacji ukraińskiej przewodniczyli pierwsza wiceminister rozwoju wspólnot i terytoriów Alyona Shkrum oraz wiceminister rozwoju wspólnot i terytoriów Andrij Kaszuba.


"Odbudowa Ukrainy to nie tylko odbudowa tego, co zostało zniszczone. Chodzi o transformację – tworzenie nowoczesnej, zrównoważonej i inkluzywnej gospodarki. Chociaż pomoc międzynarodowa i finansowanie rządowe są nadal ważne, same w sobie nie wystarczą. Skala ożywienia wymaga aktywnego zaangażowania biznesu, zarówno ukraińskiego, jak i międzynarodowego. Port w Czarnomorsku jest żywym przykładem tego, jak międzynarodowy biznes może włączyć się w tworzenie nowej infrastruktury w oparciu o przejrzystość, wydajność i wykonalność komercyjną" – powiedziała w swoim wystąpieniu Alona Szkrum.

Strona ukraińska przedstawiła uczestnikom konferencji kluczowe aspekty projektu koncesyjnego w Czarnomorsku – od potencjału terminalu po szczegółowe warunki przetargu oraz działania podejmowane przez rząd i partnerów w celu zapewnienia transparentności i atrakcyjności inwestycyjnej.


"Ukraińska sieć portów morskich odgrywa kluczową rolę w gospodarce narodowej, służąc jako brama kraju do światowego handlu – nawet podczas wojny. Pomimo ciągłych zagrożeń militarnych sektor portów morskich wykazał się wyjątkową odpornością, utrzymując znaczne wolumeny ładunków i przyciągając nowe inwestycje. Koncesja na terminal kontenerowy w porcie w Czarnomorsku to nie tylko projekt infrastrukturalny. Jest to szansa dla inwestorów, aby stać się częścią nowego systemu logistycznego Morza Czarnego. Przede wszystkim pokazuje, że Ukraina nie czeka na pokój, aby rozwijać infrastrukturę portową – kraj inwestuje teraz, angażując w ten proces sektor prywatny" – podkreślił Andrij Kaszuba.

Prezentacja projektu koncesyjnego Czarnomorskiego Terminalu Kontenerowego (CCT) była centralnym punktem konferencji. Mówimy o długoterminowej koncesji na 40 lat, obejmującej dwa terminale: kontenerowy i uniwersalny, o potencjale do 760 tys. m sześc. TEU i ponad 5 mln ton ładunków rocznie.


Realizacja projektu koncesyjnego w porcie w Czarnomorsku wzmocni pozycję Ukrainy w globalnej logistyce i przyczyni się do integracji gospodarczej z Europą. Projekt ten uzupełnia nowo utworzony Korytarz Ukraiński, który umożliwia dywersyfikację tras ładunkowych, zwiększenie wiarygodności handlu i poprawę efektywności celnej.

Projekt został przygotowany przy udziale Międzynarodowej Korporacji Finansowej (IFC) oraz Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) i posiada już gotową dokumentację przetargową, z jasnymi warunkami udziału, strukturą ryzyka oraz gwarancjami wsparcia ze strony państwa.











19.07.2023 15:53


"Zniszczenia w porcie Czarnomorsk są znaczne". Magazyny ze zbożem wysadzone




Rosyjski atak rakietowy na port Czarnomorsk doprowadził do "znacznych zniszczeń" - poinformowała spółka Kernel, operator ukraińskiego portu. Obiekty przeładunkowe wraz z magazynowanym zbożem uległy znacznemu zniszczeniu - wskazano. Według spółki przywrócenie aktywów do eksploatacji wymagałoby dużo czasu.


W wyniku ataku rakietowego wojsk rosyjskich zniszczone zostały obiekty przeładunkowe Kernela wraz ze zbożem magazynowanym w porcie w Czarnomorsku.


Według ministra rolnictwa Mykoła Solskiego zniszczone zostało 60 tys. ton zbóż.


Port w Czarnomorsku był obok Odessy i Jużnego jednym z trzech ukraińskich portów, którymi - na mocy porozumienia zbożowego - Ukraina importowała zboże.

W dniu 19 lipca 2023 r. aktywa spółki w porcie Czarnomorsk stały się celem zmasowanego rosyjskiego ataku rakietowego. Znacznie zniszczone zostały obiekty przeładunkowe firmy wraz z magazynowanym zbożem w porcie w Czarnomorsku. Wstępne szacunki wskazują, że przywrócenie aktywów do eksploatacji wymagałoby dużo czasu - napisano w komunikacie.


W nocy 19 lipca Rosja przeprowadziła ataki na terminale zbożowe w portach w Odessie i Czarnomorsku. Szkód doznała infrastruktura zbożowa należąca do międzynarodowych i ukraińskich handlowców i przewoźników, w tym Kernela.


Wojska rosyjskie przeprowadziły po raz drugi z rzędu atak na Odessę i obwód odeski. Jak poinformowała armia ukraińska, pociski uderzyły w terminal zbożowy i olejowy.

Ataki zbiegły się z wycofaniem się Rosji z realizowania umowy zbożowej, gwarantującej bezpieczeństwo statkom ukraińskim transportującym zboże i produkty rolne, wypływającym m.in. z Odessy.








ubn.news/pl/ukraina-przedstawia-w-warszawie-projekt-koncesji-dla-portu-morskiego-w-charnomorsku/

mindev.gov.ua/news/ukraina-predstavyla-proiekt-kontsesii-portu-chornomorsk-na-konferentsii-u-varshavi

money.pl/gospodarka/zniszczenia-w-porcie-czarnomorsk-sa-znaczne-magazyny-ze-zbozem-wysadzone-6921317688052704a.html










sobota, 19 kwietnia 2025

Eksperyment dobiega końca





Przy takim poziomie "świadomości" nie mają szans na nic, poza tragedią.


I jeszcze te cytaty z niemczyzny... psB historyk.










przedruk





Ukraiński historyk: Ukraina jest dziś jak Ziemia Święta. Pozornie regionalny konflikt ma globalne implikacje




18.04.2025 11:09aktualizacja: 19.04.2025 08:00






Ukraiński historyk Jarosław Hrycak. Fot. PAP/Tomasz Gzell

PAP: Dzięki staraniom krakowskiego Międzynarodowego Centrum Kultury pana książka „Ukraina. Wyrwać się z przeszłości” została wydana w Polsce. Jej oryginalny tytuł brzmi nieco inaczej – „Pokonywanie przeszłości”. Z której przeszłości Ukraina powinna ona się wyrwać, a którą – pokonać?

Jarosław Hrycak: Po raz pierwszy o pogodzeniu się z przeszłością (Vergangenheitsbewältigung) zaczęto mówić w powojennej debacie publicznej w Niemczech. Zafunkcjonowało w kontekście dyskusji wokół najbardziej haniebnych stron niemieckiej historii, w szczególności Holokaustu i innych zbrodni narodowego socjalizmu. Celem takich wdrażanych przez demokracje polityk była pomoc społeczeństwu w ostatecznym pogodzeniu się z dziedzictwem naznaczonym dyktaturą i okrucieństwami po to, by mogło iść naprzód. Nadaję temu terminowi nieco inne znaczenie, ponieważ nie interesuje mnie badanie pamięci historycznej. Wolę studiować „twardą” historię, historię faktów, procesów i trendów.

PAP: Co więc ma pan na myśli, kiedy mówi o przezwyciężaniu przeszłości przez Ukrainę?

J.H.: To, że w naszej przeszłości jest kilka tematów, które przede wszystkim jej dotyczą. Dla mnie tymi tematami są bieda i przemoc, które zazwyczaj są ze sobą powiązane. W ciągu ostatnich dwustu lat pojawiły się kraje, które postawiły sobie długoterminowy cel przezwyciężenia konsekwencji obu tych zjawisk. Najpierw starały się ograniczyć przemoc do znośnego poziomu. Po osiągnięciu tego większość krajów odniosła również sukces gospodarczy. Dlatego zainteresowało mnie, w jaki sposób te kraje zdołały się wyrwać z błędnego koła i jaką rolę odegrała w tym przeszłość.

Innymi słowy, konieczne jest ustalenie, co takiego wydarzyło się w naszej historii, co wciąż ciągnie nas w dół. Taki miałem zamiar podczas pisania książki. Poza tym przykład Ukrainy jest o tyle paradoksalny, że pomimo wyjątkowego bogactwa zasobów pozostaje ona krajem biednych ludzi.

PAP: Czy doświadczenie modernizacyjne Polski, które przez długi czas było stawiane Ukraińcom za wzór, jest nadal aktualne? Czy zmiana globalnej sytuacji geopolitycznej i gospodarczej czyni je nieprzydatnym?

J.H.: Jestem zwolennikiem tezy, że żaden naród nie jest skazany na biedę i przemoc. Jednocześnie jestem przekonany, że historia i kultura są czymś w postaci siły grawitacyjnej, która powstrzymuje społeczeństwo przed oderwaniem się od ziemi, to znaczy przed szybką modernizacją. Ważnymi tekstami, które pomogły mi to zrozumieć, są artykuły amerykańskiego historyka gospodarki Alexandra Gerschenkrona, który urodził się w Odessie na początku XX wieku. Badał on historyczne tło zacofania gospodarczego i polemizował ze zwolennikami teorii etapów rozwoju gospodarczego. Uważał, że kraje słabo rozwinięte powinny opracować własną strategię pokonania zapóźnienia.

W 1991 roku Ukraina nie mogła powtórzyć doświadczenia Polski, ponieważ miała gorszą pozycję wyjściową, która nie jest mierzona tylko wskaźnikami ekonomicznymi. Jednocześnie uważam, że doświadczenie Polski jest nadal aktualne. Gdyby Ukrainie udało się dokonać podobnej transformacji, to problemy, które byśmy mieli, byłyby bardziej podobne do tych, z którymi boryka się Polska. Obecnie mamy inne problemy. Sądzę, że nie wszystkie kraje są gotowe na tak szybki reset. Ukraina przestała być prowincjonalnym, odizolowanym terytorium przed obecną wojną, ale nie udało jej się wdrożyć wielu reform, zwłaszcza reformy sądownictwa. To pozwoliło jej przybliżyć się do zresetowania, ale nie rozpocząć go.

PAP: Pana książka umieszcza historię Ukrainy w globalnym kontekście. Timothy Snyder, z którym współpracuje pan w ramach projektu „Ukrainian History: A Global Initiative”, twierdzi, że obecna dramatyczna sytuacja wokół Ukrainy jest wyjątkowa, ponieważ po raz pierwszy świat dostrzegł, że kraj ten może być w epicentrum zmian na świecie. Zgadza się pan z tą tezą?

J.H.: Unikałbym określenia „wyjątkowy”. Wydarzenia toczące się obecnie na terytorium Ukrainy będą miały ogromne znaczenie zarówno dla losów Europy, jak i całego świata. Pod koniec lat 80. zależały one od wydarzeń w Polsce. Różnica polega jednak na tym, że Polska była w stanie dokonać swojego cywilizacyjnego skoku w czasach pokoju, łapiąc w żagle wiatr demokracji, podczas gdy Ukraina musi to robić w znacznie trudniejszych warunkach.

Kwestia ukraińska ujawniła się podczas I wojny światowej. Podobnie jak kwestia polska w XIX wieku była ona kluczowa dla układu sił na Starym Kontynencie i struktury samych mocarstw, a także odegrała ważną rolę podczas obu wojen światowych. Wówczas nikt nie zwracał na to uwagi ze względu na brak podmiotowości Ukrainy. Tym razem Ukraina ma tę podmiotowość, a jej obywatele nie znajdują się w międzynarodowej izolacji ani po stronie sił, które są o krok od przegranej.

Jeśli chodzi o widoczność Ukrainy, to sytuacja przypomina mi dziecięcą zabawę w chowanego. Jest widoczna w czasach kryzysu, gdy na świecie zachodzą tektoniczne zmiany, ale w międzyczasie jest prawie niewidoczna.

Przypomnę, że 40 lat temu Milan Kundera opublikował artykuł o skradzionym Zachodzie, w którym podkreślał, że wielomilionowy naród ukraiński znika na naszych oczach. Nie pisał tego ze złości, ale zapewne ze smutkiem, by podkreślić, że podobny los może spotkać Czechów i Polaków. Niespełna osiem lat później ZSRR się rozpadł, a Ukraińcy odegrali w jego upadku znaczącą rolę.

PAP: Czy uważa pan, że wojna w Ukrainie skłania do refleksji nad światopoglądem postheroicznym i postnarodowym, który wyraża maksyma Bertolta Brechta: „nieszczęśliwy jest kraj, potrzebujący bohaterów”, bo jak widać nacjonalizmy obywatelskie i etniczne potrafią mobilizować nie tylko do podboju, ale i do oporu?

J.H.: Druga wojna światowa nadała wielu wcześniej ważnym pojęciom negatywny wydźwięk. Jednym z takich pojęć jest „ojczyzna” – Vaterland. Koncepcja ta była nadużywana na różne sposoby przez Hitlera i innych dyktatorów, więc została uznana za toksyczną. W świecie zachodnim słowo to jest nadal często używane z negatywnymi konotacjami. Jednak w Europie Wschodniej stosunek do tej koncepcji jest lepszy, biorąc pod uwagę, że narody Europy Środkowej i Wschodniej nadal żyją z myślą o zagrożeniu.

Podobnie jest w przypadku zagrożonej Ukrainy, gdzie wybór bohaterskiej historii jest nieunikniony. Lubię ilustrować tę różnicę między Wschodem a Zachodem poprzez mój dialog ze szwedzkim politologiem. Kiedy zapytałem go, kto jest bohaterem narodowym jego kraju, po krótkiej przerwie odpowiedział: „Może ABBA”. Żadna społeczność historyczna nie może istnieć bez mitów. Są one spoiwem społeczeństwa, czymś podobnym do wierzeń religijnych w przeszłości. Dopóki Ukraina jest tylko na drodze do sukcesu, dopóty walczy z zagrożeniami, sytuacja nie zmieni się zasadniczo. Z drugiej strony na tym polega rola Ukrainy. Poprzez swój nacjonalizm obywatelski Ukraińcy przywracają światu znaczenie wartości, o które warto walczyć, choćby po to, żeby było po co żyć.

PAP: Jednak w języku niemieckim oprócz pojęcia "Vaterland" istnieje również pojęcie "Heimat", które oznacza raczej emocjonalny związek z miejscem, z którego się pochodzi. To coś podobnego do rozróżnienia na ojczyzny pisane w języku ukraińskim wielką i małą literą.

J.H.: Tak, to prawda. Sam lubię ten piękny zwrot liberalny, ale problem polega na tym, że małe ojczyzny nie mogą się bronić. Te społeczności są bezsilne wobec globalnych wyzwań, takich jak globalne ocieplenie, kryzys finansowy czy wojna.

PAP: Czy znajduje pan jakieś analogie między wydarzeniami długiego XX wieku a możliwymi rozwidleniami dróg, przed którymi stoi świat i państwo ukraińskie?

J.H.: Historycy unikają opisywania procesów, które nie zostały jeszcze zakończone. Przychodzą jednak na myśl dwie ryzykowne analogie. Ukraina jest dziś jak Ziemia Święta, gdzie na ograniczonym geograficznie terytorium toczy się zaciekły konflikt. Pomimo jego pozornie regionalnego znaczenia ma globalne implikacje.

Podobnie jak w przypadku bezprecedensowego eksperymentu historycznego z utworzeniem państwa Izrael, los innego eksperymentu historycznego będzie zależał od skutków obrony Ukrainy. Mowa o największej na świecie przestrzeni bez wojen — Unii Europejskiej. Przez wieki Europa była jednym z najbardziej skonfliktowanych kontynentów. Pomimo wszystkich wad i sceptycyzmu wobec Brukseli, to właśnie dzięki temu projektowi powstała tak duża przestrzeń współdziałania, wzrostu standardów życia, udanych reform, solidarności i wzajemnej pomocy. Ukraina musi opuścić niebezpieczną strefę, którą tworzy dla niej Rosja od wieków. Ale Europejczycy też nie powinni być bierni. To, czy będą zdolni obronić swój cywilizacyjny wybór, zadecyduje o tym, czy będą wzorem dla świata, czy zniszczą modus operandi bezkonfliktowego współistnienia.

Druga analogia opiera się na moim odczuciu, że znajdujemy się w roku 1938. Jedyna różnica polega na tym, że możemy albo zbliżyć się do katastrofy - w takim przypadku o wojnie w Ukrainie będzie się pisać jako o preludium do III wojny światowej - albo się od niej oddalić.





Jarosław Hrycak (ur. w 1960) – historyk, profesor Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie, dyrektor Instytutu Badań Historycznych na Uniwersytecie I. Franki we Lwowie. Wykładał m.in. na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie (1996-2009), Uniwersytecie Harvarda (2000, 2001) i Uniwersytecie Columbia (1994, 2004). Autor wielu publikacji poświęconych historii i współczesnej tożsamości Europy Środkowo-Wschodniej.

Książkę Jarosława Hrycaka „Ukraina. Wyrwać się z przeszłości” w tłumaczeniu Katarzyny Kotyńskiej i Joanny Majewskiej-Grabowskiej wydało MCK w Krakowie.

Rozmawiał Ihor Usatenko (PAP)








pap.pl/aktualnosci/ukrainski-historyk-ukraina-jest-dzis-jak-ziemia-swieta-pozornie-regionalny-konflikt-0






czwartek, 17 kwietnia 2025

Wiosna

 





Józef Chełmoński - Wiosna (Kaczeńce), olej na płótnie, 79,2 x 149,5 cm





Zdwyż - rzeka na Ukrainie








fb

wiki



wtorek, 8 kwietnia 2025

Jeszcze mapy i granice - niemcy i ukraina



grupa fb Pommern
tłumaczenie automatyczne













tłumacz google

Thomas Polster

Przesunięcie Polski „o długość zapałki na zachód” wynikało prawdopodobnie z oświadczenia/żądania Stalina, który poległ w Jałcie w 1943 r.

Cel: 1.) Stała ochrona byłych polskich ziem wschodnich, skradzionych Polsce w wyniku PAKTU HITLERA-STALIN zawartego w 1939 r. i przydzielonych Białorusi i Ukrainie (tutaj obszar wokół Lwowa. Zgadza się, Ukraina również rości sobie prawa/opiera się na terenach, które do niej nie należą i które nie przypadły jej na mocy prawa międzynarodowego. To, że Polska nic o tym nie mówi, nie zmienia stanu faktycznego sprawy.. I 


2.) Właściwie jeszcze bardziej znaczące jest to, że „może nie być pokoju/spokoju między Polakami a Niemcami”. 

Do 1948 roku nic nie zostało naprawdę „potwierdzone”. Pokaż różne mapy RÓWNIEŻ W SBZ z tego okresu. Tutaj tereny na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej określane są następująco: "IMPERIUM NIEMIECKIE, OBECNIE POD ADMINISTRACJĄ POLSKĄ"! 

Podział wyspy Uznam wraz z utratą Świnoujścia i Szczecina nastąpił prawdopodobnie w wyniku niedopatrzenia administracyjnego i braku komunikacji nawet wśród zwycięzców. Nawet w radzieckiej strefie okupacyjnej nikt się tego nie spodziewał. 

Przykład. Na północy, w tym na zachodzie Zalewu Odrzańskiego, ruch kolejowy DR był organizowany i kontrolowany głównie ze Szczecina. Kolej założyła, że ​​sytuacja będzie się tak dalej rozwijać. Jak się okazało, był to błąd (być może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby nie przerwanie linii kolejowej w Karninie i gdyby ruch kolejowy z Niemiec do Świnoujścia był nadal możliwy). Najpóźniej wtedy, gdy Polacy rozszerzyli swe wpływy i podporządkowali się obecnej sytuacji nie pytając Związku Radzieckiego, a nawet nie mając na to pozwolenia. Teraz było już za późno, żeby wrócić. Stalin nie mógł już przywołać swojego „sojusznika”, prawdopodobnie nie mógł już tego robić bez niepotrzebnego rozbijania porcelany i ostatecznie nie chciał (już) tego robić/nie był tym zainteresowany. Po prostu było mu to obojętne. (Uwaga: Żadnej propagandy przeciwko..., lecz odwołanie się do faktów) Taka sytuacja trwa do dziś. Polska po prostu stworzyła fakty. Nie mam jednak wiedzy o żadnych odpowiednich dekretach. Wszystko co istnieje to SUBTELNA „legitymizacja” (najnowsza „4 + 2”).








oryg tekst


Thomas Polster

Die Verschiebung Polens "um eine Streichholzlänge nach Westen" resultiert wohl aus einem Ausspruch/ einer Forderung Stalins, der/ die schon 1943 in Jalta gefallen ist.

Ziel: 1.) Dauerhafte Sicherung der im Ergebnis des 1939 geschlossenen HITLER-STALIN-PAKTES Polen geraubten und Weißrussland sowie der Ukraine (hier das Gebiet um Lemberg. Richtig, auch die Ukraine beansprucht/ beruht auf Flächen, die ihr nicht gehören und die ihr auch nicht völkerrechtsgemäß zugefallen sind. Das Polen dazu nichts sagt ändert am Sachverhalt nichts.) zugeschlagenen ehem. polnischen Ostgebiete. Und

2.) eigentlich noch bedeutetsamer, dass dadurch "zwischen den Polen und den Deutschen kein Frieden/ keine Ruhe einziehen möge".

Richtig "fest" ist bis 1948 noch nichts. Zeigen diverse Karten AUCH IN DER SBZ aus dieser Zeit. Hier werden die Gebiete östlich von Oder und Neiße wie folgt bezeichnet: "DEUTSCHES REICH, ZUR ZEIT POLNISCH VERWALTET"!

Die Teilung Usedoms mit Verlust Swinemündes als auch Stettins beruht(e) wohl auf einem Behördenversehen und fehlender Kommunikation selbst bei den Siegern.

Selbst in der SBZ hatte man damit nicht gerechnet. Ein Beispiel. Der Bahnverkehr der DR wurde im Norden auch westlich des Oder Haffs überwiegend von Stettin aus organisiert und gesteuert.

Bei der Bahn ging man davon aus, dass das auch so weitergeht. Ein Irrtum, wie sich dann herausstellte (vielleicht wäre es anders gekommen, wenn die Bahnstrecke in Karnin nicht unterbrochen worden und der Bahnverkehr BIS SWINEMÜNDE von Deutschland aus noch möglich gewesen wäre.).

Spätestens dann, als sich die Polen bis an den jetzigen Verlauf ohne die Sowjetunion zu fragen oder gar die Erlaubnis zu haben breitmachten und ihrer Verwaltung unterwarfen.

Damit war es für ein "Zurück" zu spät.

Stalin konnte seinen "Verbündeten" nicht mehr zurückpfeifen, konnte es wahrscheinlich auch nicht mehr ohne unnötig Porzellan zu zerschlagen und wollte es schlussendlich auch nicht (mehr)/ hatte kein Interesse daran. Es war ihm schlicht und ergreifend egal.

(Vorsorglich: Keine Stimmungsmache gegen..., sondern Bezugnahme AUF Tatsachen)

Das ist dann die Lage bis heute. Polen hat schlicht ergreifend Tatsachen geschaffen. Über entsprechende Erlasse dazu ist mir dagegen nichts bekannt.

Alles, was vorliegt, sind NACHTRÄGLICHE "Legitimation" (zuletzt "4 + 2").











poniedziałek, 7 kwietnia 2025

Represje wobec wołyńskich Polaków



Bardzo ciekawe, jakie właściwie pojęcie o Polsce mają Rosjanie czy po prostu Słowianie wschodni, bo zaglądając na strony białoruskie czy rosyjskie czasami widziałem artykuły niechętne Polakom, a czasami kłamliwe i bardzo wrogie, przepełnione pogardą i złością.

Wiadomo, że Niemcy były państwem nazistowskim i to do dzisiaj jest w Rosji chętnie przypominane i piętnowane, nigdy jednak nie słyszałem, żeby Polskę nazywać państwem faszystowskim... choć opisy  zabytków we Lwowie traktują Polaków na równi z okupantem nazistowskim czy sowieckim.

Czy ktoś to bada, posiada jakieś konkretne pojęcie, publikuje?






przedruk


Represje wobec wołyńskich Polaków: Korneliusz Disterhoff, nadkomisarz policji


04 kwietnia 2025




O Korneliuszu Disterhoffie, naczelniku Urzędu Śledczego policji w Łucku, oraz losach jego żony i córek dowiedzieliśmy się z akt sprawy karnej z archiwum w Łucku oraz ze wspomnień Jadwigi Dąbkowskiej z Wołynia.

Korneliusz Disterhoff został aresztowany przez funkcjonariuszy NKWD 17 października 1939 r. we własnym mieszkaniu w Łucku przy ul. Wojskowej 7/1 (obecnie ulica 8 Marca). Tego samego dnia śledczy Bałan przeprowadził pierwsze przesłuchanie.

Korneliusz Disterhoff potwierdził, że służył w policji od 1918 r. Zaczynał jako szeregowy, a od 1922 do 1935 r. był komisarzem policji śledczej w Łodzi, następnie w Łucku, w Wilnie i ponownie w Łucku. W latach 1922–1925 i 1931–1934 stał na czele policji śledczej w Łucku. W 1934 r. przeszedł na emeryturę. Od 1936 r. zajął się handlem i prowadził sklep w Łucku przy ulicy Jagiellońskiej, którą sowieci przemianowali na ulicę Stalina (obecnie ulica Łesi Ukrainki). W sklepie sprzedawał maszyny do szycia, rowery, separatory, karabiny myśliwskie, broń palną i sprzęt sportowy.

Podczas przeszukania przeprowadzonego 22 października zabezpieczono dwa pistolety, rewolwer i Parabellum, dwa karabiny małokalibrowe, karabin francuski, proch strzelniczy, naboje, rakietnicę, strzelbę trzylufową, dwa motocykle, sztylety i lornetki. Funkcjonariusze NKWD zabrali także trzy teczki dokumentów i ponad 50 zdjęć.


Podczas przesłuchania Disterhoff oświadczył: «Jako komisarz i naczelnik policji osobiście nie miałem kontaktu z agentami. Tylko moi podwładni mieli konfidentów». Śledczy od razu zarzucił aresztowanemu kłamstwo, gdyż miał on osobiście sankcjonować werbowanie agentów. Disterhoff potwierdził, że rzeczywiście zatwierdzał kandydatów na informatorów, ale było to dawno temu i nie pamięta nazwisk. W tym momencie przesłuchanie zostało przerwane.

W standardowej ankiecie aresztowanego odnotowano, że Korneliusz Disterhoff, syn Krzysztofa, urodził się w 1886 r. w miejscowości Rejowiec, powiat chełmski, województwo lubelskie. Miał rodzinę: żonę Wandę (47 lat), córki Józefę (19 lat), Irenę (17 lat), Zofię (15 lat) i Mirosławę (13 lat).

Następne przesłuchanie przeprowadzono 19 października. Śledczy ustalił na nim nazwiska policjantów, z którymi aresztowany współpracował w różnych okresach pracy w Łucku, funkcjonariuszy Okręgowego Urzędu Śledczego w Łucku, urzędu policji w Kowlu oraz poszczególnych policjantów z Równego, Krzemieńca, Dubna, Horochowa i Włodzimierza Wołyńskiego. Disterhoff ponownie zaprzeczył jakimkolwiek związkom z agentami. Ostatnie pytanie dotyczyło działalności antyradzieckiej. W protokole zapisano odpowiedź, że był «naczelnikiem urzędu policji województwa wołyńskiego w aparacie faszystowskiego państwa polskiego», «wykonywał wolę burżuazji» i «walczył z rewolucyjnym ruchem klasy robotniczej i chłopstwa oraz z ruchem komunistycznym».

W protokole przesłuchania z 21 października śledczy Bałan odnotował zeznania Disterhoffa, że rzekomo osobiście zwerbował w 1938 r. cztery osoby do pracy w «dwójce», czyli w II oddziale Sztabu Generalnego. Aresztowany współpracował z funkcjonariuszami Biura Informacyjnego «dwójki» Stanisławem Grafem i Romanowskim.



Protokół przesłuchania z 21 października 1939 r.

Podczas kolejnych przesłuchań funkcjonariusze NKWD próbowali uzyskać kolejne informacje, ale aresztowany nie przyznał się do niczego więcej. Disterhoff twierdził, że nie wiedział, jakie konkretnie dane pozyskiwali zwerbowani ludzie, ponieważ nie współpracował z nimi bezpośrednio i poza tym epizodem nie miał żadnego innego kontaktu z «dwójką».

Zeznania świadków, zastępcy naczelnika Wydziału Bezpieczeństwa Publicznego Wołyńskiego Urzędu Wojewódzkiego Stefana Wasilewskiego i pracownika gospodarczego policji wojewódzkiej Michała Saniutycza-Kuroczyckiego, nie wniosły niczego istotnego do sprawy Korneliusza Disterhoffa.

Na początku stycznia 1940 r. Korneliusz Disterhoff został oficjalnie oskarżony o to, że «pracował w stopniu nadkomisarza w zarządzie wołyńskiej policji wojewódzkiej jako naczelnik Urzędu Śledczego, gdzie, biorąc pod uwagę charakter swojej pracy, zajmował się poszukiwaniem osób o poglądach rewolucyjnych i jako naczelnik powiatowych wydziałów śledczych przy pomocy rozległej sieci agentów i prowokatorów wykonywał bezpośrednią pracę mającą na celu rozgromienie organizacji komunistycznych w województwie wołyńskim».

Następnie, jak wynika z dokumentów, Korneliusz Disterhoff spędził cały rok w więzieniu w Łucku, a w styczniu 1941 r. sprawę przekazano do Kijowa, do I Oddziału Specjalnego NKWD Ukraińskiej SRR.




29 stycznia 1941 r. prokurator do spraw nadzwyczajnych Prokuratury Ukraińskiej SRR w Kijowie Rybaczenko napisał w postanowieniu: «W latach 1918–1934 oskarżony Korneliusz Disterhoff służył w policji, piastując odpowiedzialne stanowiska komisarza i naczelnika policji w Łucku i innych miejscowościach. Będąc od 1936 r. na emeryturze, Disterhoff zajął się handlem i współpracując ze Stanisławem Grafem, pracownikiem Biura Informacyjnego Lubelskiego Okręgu Wojskowego, na jego polecenie werbował do tajnej pracy dla Biura Informacyjnego mieszkańców okolic Łucka, do czego się przyznał».

Sprawa została przekazana do rozpatrzenia przez Kolegium Specjalne NKWD ZSRR.

Jak wynika z wyciągu z protokołu nr 35 z dnia 29 marca 1941 r., Korneliusz Disterhoff został umieszczony w poprawczym obozie pracy na okres ośmiu lat, licząc od 17 października 1939 r.

Więźnia wysłano w celu odbycia kary do Karłagu.

Według postanowienia Prokuratury Obwodu Wołyńskiego z dnia 2 czerwca 1989 r. Korneliusz Disterhoff został zrehabilitowany. Dalsze jego losy nie są nam znane.

W sprawie karnej Korneliusza Disterhoffa mieści się również kilka listów stanowiących korespondencję między jego córką Mirosławą, mieszkanką Lwowa, a Zarządem Służby Bezpieczeństwa Ukrainy w obwodzie wołyńskim. Pismo datowane jest na 20 maja 1994 r. Czytamy w nim: «Rodzina nic nie wie o losie ojca od czasu jego aresztowania. Proszę o informację, kiedy, gdzie i z jakiej przyczyny zginął mój ojciec, a także jakie postawiono mu zarzuty i jaki wyrok otrzymał oraz gdzie odbył karę. Proszę o przesłanie kopii dokumentów dozwolonych przez prawo, jego fotografii i innych pamiątek, jeśli zostały zachowane w sprawie».

W odpowiedzi pani Mirosława otrzymała kopię zaświadczenia o rehabilitacji jej ojca, a także została powiadomiona, że w sprawie nie ma żadnych informacji o dalszych losach jej ojca, nie ma również interesujących ją dokumentów i zdjęć.


Nam także nie udało się ustalić losów Korneliusza Disterhoffa po jego aresztowaniu. Nie wiemy nawet, czy przetrwał w więzieniu i czy w ogóle dotarł do obozu.


Lukę tę częściowo wypełniają wspomnienia Jadwigi Dąbkowskiej (1920–2012), która dzieciństwo i młodość spędziła na Wołyniu. Zostały one opublikowane na stronie internetowej wolynskie.pl.

Te niezwykle cenne wspomnienia poświęcone są przeważnie wydarzeniom II wojny światowej. Autorka opisuje swoje przeżycia, relacje z ludźmi, codzienne życie – krótko mówiąc, jest to spojrzenie na wojnę oczami cywilnej osoby, która wbrew swojej woli znalazła się w wirze wydarzeń historycznych. Wspomnienia pełne są drobnych, a jednak uderzających szczegółów, które nieuchronnie znikają, gdy tylko zaczniemy patrzeć na wojnę nie z perspektywy bezpośredniego uczestnika wydarzeń, lecz obserwatora. Wartość wspomnień Dąbkowskiej polega właśnie w bogactwie osobistych obserwacji i unikalnych szczegółów, które widoczne są tylko «od środka».

Jeden z wątków zapisków Dąbkowskiej opowiada o bohaterze naszego eseju i losach jego rodziny. Autorka rozpoczyna swoją opowieść od przypadkowego spotkania na dworcu kolejowym w Lublinie z teściową Kornela Disterhoffa (w swoich wspomnieniach używa właśnie imienia Kornel – aut.) w maju 1945 r. Poniżej prezentujemy w całości, bez skrótów, fragment wspomnień Jadwigi Dąbkowskiej.

***

Ostatni raz widziałam się z tą rodziną na stacji kolejowej, chyba w październiku 1939 roku, kiedy to matka, babka i cztery córki (moje koleżanki), wyjeżdżały wraz z Komisją Niemiecką do Reichu. Odprowadzałam je, zżyte byłyśmy bardzo, lecz gdyby nie postawa ich ojca, pana Kornela, na pewno nie chciałabym podtrzymywać tej znajomości – wszak korzystając z protekcji Niemców i przyjmując ich obywatelstwo, dobrowolnie stawały po stronie wroga. Lecz pan Disterhoff był mocnym człowiekiem i mimo niemieckiego nazwiska (rodzina, z której pochodził zamieszkiwała od dziada pradziada w Wilnie), był najszczerszym patriotą, czego dal wyraz swoim postępowaniem.

Teściowa o nazwisku Kleidienst pochodziła z rodziny niemieckiej, jej rodzina zamieszkała w Radomiu miała jakieś zakłady przemysłu skórzanego. Córki były wychowane w duchu polskim, a ponieważ taki był zwyczaj, że po matce dziedziczyły religię, były protestantkami. Cóż, takie są przypadki w rodzinach mieszanych. Gdy jest pokój, nikomu to nie przeszkadza, lecz wojna manipuluje życiem osobistym w zależności od sytuacji.

I właśnie tam na dworcu kolejowym w Łucku prowadziłyśmy ostatnie rozmowy oczywiście po polsku. Niemcy przechadzali się wzdłuż stojących z tobołkami, oczekujących na transport. Kilku z nich zbliżyło się w naszym kierunku i wtedy ta teściowa z sykiem nienawiści kazała mi zabierać się do domu, a dziewczętom zabroniła rozmowy «w tym świńskim, polskim języku» tak się dosłownie wyraziła. Irka nie bacząc na to podbiegła do mnie i przeprosiła za babkę: «Ja będą zawsze Polką, jak ojciec». Odeszłam.

I oto teraz ta Niemka, która szukała protektorów hitlerowskich, nagle znalazła się w takiej sytuacji: samotna, bezradna z dala od Reichu i z dala od Łucka. Jaki los zapędził ją tutaj? Przez chwilę wahałam się; przeważyła litość.

Podeszłam do niej wzięłam za rękę: «Czy pani mnie poznaje? Jestem Figa (tak mnie nazywano), jestem koleżanką pani wnuczek. Czy pani pamięta – jestem z Łucka. Niech mi pani powie, co się dzieje z dziewczynami».

Bardzo długo przyglądała mi się, zorientowałam się, że strach nie pozwala jej mówić. Próbowała zaprzeczyć, lecz ja nie ustępowałam. Jąkając się, i ciągle odwracając głowę wreszcie streściła losy swojej rodziny.

Otóż matka dziewcząt wraz z nimi została natychmiast po przyjeździe skierowana do pracy w fabryce amunicji, gdzieś pod Berlinem. Ona została w domu, to znaczy jednym pokoju przydzielonym im przez władze miasteczka.

Następnie najstarszą z nich, Judytę (w aktach sprawy kryminalnej została zapisana jako Józefa – aut.), moją rówieśnicę, po ukończeniu błyskawicznego kursu języka niemieckiego wysłano do obozu na Majdanek w charakterze «dolmescherki», czyli tłumacza. A więc była świadkiem niejednej tragedii. Brała udział w przesłuchiwaniach maltretowanych więźniów obozu. Jak się czuła? Czy zabito w niej wewnętrzną przynależność do naszego narodu? Judyta zginęła podczas akcji – partyzanci starali się odbić przewożonych z zamku w Lublinie więźniów. Eskortę niemiecką wraz z tłumaczką zabito. Taki był jej koniec.

Druga, Irka, którą najlepiej lubiłam, po przeszkoleniu została sanitariuszką w szpitalu wojskowym. Dwie następne siostry pracowały z matką w fabryce. Przeżyły wszystkie straszne naloty. Pod koniec działań wojennych, przy zdobywaniu Berlina, opuściły dotychczasowe miejsce pobytu i zaczęły przedostawać się na wschód mając nadzieję, że z powrotem uda im się dotrzeć do Łucka, do własnego domu.

Nie przewidziały sytuacji. Po drodze zostały rozpoznane przez Polki pracujące w tej samej fabryce – i bliżej zaopiekowali się nimi jako Niemkami żołnierze ruscy. Wzięto je na jakiś posterunek, zgwałcono i obstrzyżono do ostatniego włosa. Następnie przekazano je na posterunek polskich wojskowych władz. W chwili, gdy spotkałam babkę, pozostawały w więzieniu. Nie wiem, jak daleko były szkodliwe dla niepodległości naszej ojczyzny, a jak daleko były ofiarami nieostygłych emocji.

Nie miałam jak pomóc tej starej kobiecie. Sama byłam bez domu. Dałam jej dwie bułki, które otrzymałam od Marysi. Jak wielką biedę, krzywdę i upokorzenie przeszła ta kobieta – tak nie po ludzku, bez godności, chciała mnie całować po rękach... za kilka bułek... Oto wojna i jej skutki.

Pan Kornel Disterhoff swą godność okupił śmiercią.

Wrócę jeszcze do dni przed wkroczeniem Czerwonej Armii na Wołyń w 1939 roku.

Podczas nasilających się bombardowań dla wytchnienia, chcąc choć kilka godzin przespać się, całymi rodzinami wychodziliśmy poza miasto do najbliższych zabudowań chłopskich (wtedy jeszcze nas nie mordowano, oczywiście pomijając napady na rozproszone oddziałki wojskowe – zorganizowane przez bandy ukraińskie). Jedną noc spędziliśmy z państwem Disterhoff w olbrzymiej stodole pełnej słomy. To była spokojna noc – tylko szelest goniących się myszy niektórych budził. Było nas tam ze dwadzieścia osób.

W pewnej chwili jeszcze ciemną nocą skrzypnęły wrota stodoły i ktoś latarką zaczął świecić po twarzach śpiących: «Czy jest tu rodzina Disterhoffów?»

Oczywiście nasi sąsiedzi obudzili się, nie poznali po głosie, kto ich poszukuje i z nieufnością zapytali: «O co chodzi?»

«Tu wasz kuzyn Kleidienst z Radomia, proszę was wyjdźcie na dwór, rozmowa nie cierpi zwłoki».

Irka – jedna z córek – wyszła razem z rodzicami. Po pewnym czasie w wielkiej tajemnicy powiedziała mi, że wujek z Radomia przyleciał jakąś awionetką z terenów już zajętych przez Niemców, przyleciał po ojca, aby go wywieźć za Bug, bo tu już za dwa dni wkroczy armia sowiecka. Ze względu na pracę antykomunistyczną pana Disterhoffa, będzie on uwięziony w pierwszej kolejności. Muszą wylecieć awionetką pod osłoną nocy.

Rodzina Disterhoffów zaczęła pakować swoje manatki i nam również po cichu radziła natychmiastowy powrót do domu. Irka powiedziała, że wujek zapewnił, że już od dziś Niemcy zaprzestaną bombardowań, gdyż nastąpiło porozumienie między Stalinem i Hitlerem. Nastąpi uzgodniony podział Polski. Znowu sprawa Polski jest przegrana...

Dotarliśmy do swoich domów. Faktycznie panowała cisza, mogliśmy spokojnie zjeść śniadanie – w naszym domu zakwaterowani byli lekarze zmobilizowani do służby frontowej. Było ich sześciu. Nieopodal naszego domu w wybudowanym przed wojną Gimnazjum Krawieckim teraz mieścił się szpital wojskowy, zapełniony rannymi – ofiarami ostatnich bombardowań.
Oczywiście nie omieszkaliśmy przekazać im tej tajemnicy. Tak, to już koniec – trzeba jak najszybciej wyruszać do swoich, na zachód, albo przedostawać się do Rumunii i dalej... Ale jednak nie mogli opuścić do ostatniej chwili rannych, tylko prosili nas, abyśmy zaopatrzyli ich w stare ubrania cywilne pomagające im w ucieczce od «wyzwolicieli». Ubrania Tatusia i brata, który był na froncie, poszły na ten cel, a poza tym skontaktowaliśmy się z koleżankami z naszej drużyny harcerskiej, biorącej udział w służbie Cywilnej Obrony Kraju, i zaczęła się zbiórka.

Jakież było moje zdziwienie, gdy około godziny dziewiątej zobaczyłam przechodzącego przez druciane ogrodzenie na lotnisko pana Disterhoffa wraz z czterema córkami. Cała ta gromadka zatrzymała się przy naszych biednych, nieszczęsnych, poszarpanych samolotach myśliwskich, które sterczały kikutami połamanych skrzydeł. Było ich 22. Oczywiście pobiegłam do nich.

Pan Disterhoff wyciął żyletką biało-czerwoną szachownicę z jednego skrzydła. Pociął ją na cztery długie paski i wręczył je każdej z córek mówiąc: «Przechowujcie to przez całą wojnę. Długo nie będziemy mogli mieć jawnie swojej biało-czerwonej flagi. Nadchodzą dla Polski bardzo ciężkie czasy. Pamiętajcie, że jesteście Polkami!».

Ciarki wzruszenia przebiegły po plecach. Zawrócili smutni do domu. Irka odłączając od nich powiedziała, że ojciec postanowił nie uciekać do Niemców, że dla niego, tak samo jak Sowieci, Niemcy też są wrogami. I że on walcząc w legionach nigdy nie sprzeniewierzył się Ojczyźnie. Podobno płaczącej żonie, zatroskanej o los jego i całej rodziny tłumaczył, że honor nie pozwala mu, aby przez 19 lat jedząc polski chleb teraz w potrzebie miał opuszczać Ojczyznę. Nigdy nie przypuszczaliśmy, że pan Kornel Disterhoff jest Człowiekiem i Patriotą tej miary. Rano, zaraz po wkroczeniu, został aresztowany. Zginął bez śladu.

***

Ze sprawami karnymi obywateli Ukraińskiej SRR represjonowanych przez władze sowieckie można zapoznać się na stronie Archiwum Państwowego Obwodu Wołyńskiego.

(Ciąg dalszy nastąpi).

Anatol Olich

Na zdjęciu głównym: Wyciąg z protokołu z wyrokiem wobec Korneliusza Disterhoffa










Represje: Korneliusz Disterhoff Monitor Wołyński





czwartek, 3 kwietnia 2025

Rolnictwo Ukrainy




przedruk z listopada 2024 r.



"żadne europejskie rolnictwo, obojętnie, jak dotowane, nie jest w stanie wytrzymać konkurencji z rolnictwem ukraińskim

Grunty rolne na Ukrainie stanowią tyle ile połączone grunty rolne Polski, Hiszpanii i Niemiec"







Potencjał Ukrainy i największe agroholdingi - czy europejskie rolnictwo wytrzyma konkurencję?





08.11.2024.



Podczas posiedzenia podkomisji stałej do spraw monitoringu Wspólnej Polityki Rolnej Unii Europejskiej i akcesji nowych państw do Unii Europejskiej ze szczególnym uwzględnieniem Ukrainy posłowie wysłuchali informacji nt. „rolnictwa Ukrainy ze szczególnym uwzględnieniem struktury agrarnej, własnościowej oraz potencjału produkcyjnego i przetwórczego”.


Zbożowa potęga Ukrainy

Rolnictwo odgrywa bardzo ważną rolę dla ukraińskiej gospodarki. Jest to trzeci co do wielkości sektor gospodarki kraju wytwarzający 

10,9 % PKB, a zatrudnienie w nim znajduje 2,5 mln osób. 

Dla porównania w UE to tylko 1,4 % PKB i 4,2 % zatrudnienia ogółem.


Z informacji przekazanych posłom przez MRiRW wynika, że położenie, gleby i klimat czynią Ukrainę krajem o wyjątkowym potencjale rolniczym. 
Areał gruntów ornych Ukrainy to ok. 28 mln ha, z czego prawie połowę stanowią czarnoziemy. Dla porównania, w Polsce jest 14,5 mln ha gruntów ornych, w większości na glebach klas czwartych i trzecich.

Charakterystyczną cechą ukraińskiego rolnictwa jest jego relatywnie niska dywersyfikacja. Dominująca w Ukrainie jest produkcja zbóż (ponad 50% areałów), dalsze ok. 30% zajmują uprawy roślin przemysłowych czyli oleistych i buraka cukrowego. Wśród zbóż dominują kukurydza, pszenica i jęczmień, wśród oleistych słonecznik, rzepak i soja.

W przeciwieństwie do uprawy roślin hodowla zwierząt w ostatnich latach w zasadzie się nie rozwijała. Wyjątkiem jest produkcja drobiu i nabiału (głównie jaj kurzych).


- Wynika to z faktu, że hodowla wiąże się z dużo większymi nakładami inwestycyjnymi, czym miejscowi biznesmeni — nastawieni na maksymalizację dochodów przy minimalnym zaangażowaniu kapitałowym — są mało zainteresowani – czytamy w informacji przedstawionej przez resort rolnictwa.

Agroholdingi posiadają 52% użytków rolnych

Z przedstawionych posłom informacji wynika, że sektor korporacyjny, czyli przedsiębiorstwa i holdingi mają 52% użytków rolnych Ukrainy. 

Odpowiadają za 54% produkcji rolnej. I to z tego sektora pochodzi generalnie nadwyżka eksportowa Ukrainy (produkcja z gospodarstw indywidualnych i farmerskich — w tym warzywa, owoce — są głównie konsumowane wewnątrz kraju). 

Szacuje się, że obecnie 93 agroholdingi pracują na 6,25 mln ha (22% gruntów ornych). Spółki te mają także udział kapitału z USA, Arabii Saudyjskiej i UE.




Koncentracja gruntów rolnych w 20 największych agroholdingach Ukrainy
FOTO: tabela


- Dwadzieścia największych agro-holdingów w 2023 r. posiadało 3,2 mln ha. czyli mniej więcej 1/5 użytków rolnych w Polsce – mówił dr inż. Krzysztof Pawłowski z UP w Poznaniu.

Zdaniem naukowców z UP w Poznaniu analiza ukraińskiego rolnictwa pozwala na następujące wnioski:

- Ukraina posiada znaczące zasoby użytków rolnych o bardzo wysokiej jakości,
- zużycie nawozów i środków ochrony roślin jest znacznie niższe niż w UE, w efekcie 
- potencjał produkcyjny tych użytków rolnych nie jest w pełni wykorzystany, pomimo relatywnie niskiego poziomu wykorzystania tego potencjału, 
- udział produkcji zwierzęcej w produkcji całkowitej jest niewielki, co także stwarza znaczące rezerwy,

- W obliczy rosnącej liczby ludności na świecie, wynika, że niewątpliwie ten potencjał zostanie wykorzystany. Ale chcielibyśmy postawić pytanie: przez kogo - podsumował K. Pawłowski z UP w Poznaniu.


Ogromny, niewykorzystany potencjał rolny

- Analiza pokazuje, że potencjał rolny jest ogromny i w znacznej mierze do tej pory niewykorzystany. Jakość gruntów zdecydowanie lepsza niż w Polsce. 90% gruntów dobrych i bardzo dobrych u nas są zdecydowanie słabsze. Niska produktywność wynikająca ze słabych nakładów, która może być w każdej chwili poprzez odpowiednie inwestowanie może być drastycznie zwiększona – komentował na gorąco były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski.

- Jestem realistą. Pracowałem przez kilka lat na Ukrainie w branży rolniczej i będę powtarzał z uporem maniaka, że żadne europejskie rolnictwo, obojętnie, jak dotowane, nie jest w stanie wytrzymać konkurencji z rolnictwem ukraińskim. Grunty rolne na Ukrainie stanowią tyle i ile połączone grunty rolne Polski, Hiszpanii i Niemiec. To obrazuje jakie to jest potencjał – mówił Jacek Zarzecki z Polskiej Platformy Zrównoważonej Wołowiny.



Ogromne straty spowodowane wojną

Pomimo naturalnego potencjału rolnego Ukrainy i otwierania się zachodnich rynków (a w końcu też perspektywy akcesji do Unii Europejskiej), zasadniczym problemem pozostaje dla ukraińskiego rolnictwa wojna. Rok 2022 przyniósł rekordowe straty dla ukraińskiego rolnictwa.

Łączna kwota bezpośrednich strat w sektorze rolnym Ukrainy w wyniku rosyjskiej agresji na dzień 1 stycznia 2023 r. wyniosła ponad 7,83 mld dolarów. 

Największe szkody odnotowano w przypadku maszyn rolniczych, gotowej produkcji (zniszczenia i kradzieże) i magazynów zbożowych. 

W wyniku działań wojennych utracono co najmniej 15-20% bydła, świń i drobiu. Pomimo zademonstrowanej przez ukraińskich rolników wysokiej odporności i adaptacji do wyzwań doby wojny problemy tej branży nadal będą się pogłębiać ze względu na znaczące zmiany w strukturze upraw, spadające plony, brak kapitału obrotowego, przerwy w dostawach energii elektrycznej, problemy logistyczne i zaminowanie dużych obszarów kraju. W sumie przez działania wojenne z uprawy wyłączone zostało ok. ¼ % gruntów ornych.






Potencjał Ukrainy i największe agroholdingi - czy europejskie rolnictwo wytrzyma konkurencję?



Jan z KOŁOmyi







przedruki
tłumaczenie automatyczne


Polscy pionierzy w Ameryce


1 października 1608 roku z pokładu statku “Mary and Margaret” na ląd zeszło pięciu emigrantów z Polski: Zbigniew Stefański z Włocławka, Jan Bogdan z Kołomyi, Jur Mata z Krakowa i Stanisław Sadowski z Radomia. Piątym Polakiem był szlachcic i kupiec Michał Łowicki, urodzony w Londynie. To on z pomocą swojego kuzyna zwerbował w Gdańsku i Elblągu czwórkę swoich rodaków do wyjazdu za ocean.

Polacy, którzy dotarli do Jamestown okazali się bardzo użyteczni dla kolonii. Potrafili wyrabiać szkło, smołę i mydło, znali się na szkutnictwie i ciesielstwie. Ich wyroby można było wywozić i sprzedawać w Europie, a oni sami też wymieniali je z Indianami na żywność, której w Jamestown brakowało.

Gubernator Wirginii John Smith prawdopodobnie znał wcześniej jednego z Polaków – Jana Bogdana. Doceniał też ich wkład w rozwój kolonii. Było za co, bo to właśnie oni otworzyli w Jamestown hutę szkła – pierwszy zakład przemysłowy w Nowym Świecie!

Ostatecznie do Europy wrócił tylko Zbigniew Stefański, który osiadł w Holandii, gdzie napisał pamiętnik “Memmorialium Commercatoris”.







Początki: Z Kołomyi do Jamestown



Ludzie ze wschodnich ziem Rzeczypospolitej byli obecni w Ameryce Północnej od samego początku istnienia Stanów Zjednoczonych, które początkowo były angielskimi koloniami. Pierwsza stała osada angielska w Ameryce Północnej powstała w Jamestown w stanie Wirginia w 1607 roku. 

John Smith (1580-1631), angielski żołnierz, odkrywca, gubernator kolonialny i admirał Nowej Anglii odegrał kluczową rolę w rozwoju kolonii. Od tego czasu Smith wielokrotnie pojawiał się w amerykańskiej kulturze, w tym w literaturze, sztuce i kinematografii. 

Przed przybyciem do Ameryki służył jako najemnik na ziemiach dzisiejszej Rumunii. Podobno w pojedynkach Smith ściął głowy trzem turecko-osmańskim wojownikom, za co został pasowany na rycerza i otrzymał herb z trzema głowami Turków. 

Jednak później został ranny w potyczce z Tatarami krymskimi, schwytany i sprzedany jako niewolnik. Udało mu się uciec z Krymu do Rzeczypospolitej Obojga Narodów. 

Smith opisał swoje przeżycia na wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej w swoich pamiętnikach, w których pisał w trzeciej osobie:

 „stamtąd z równą grzecznością został przewieziony przez [..] Ostróg na Wołyniu, Zasław i Olesko na Podolu, Halicz i Kołomyję w Polsce i tak aż do Sybina w Siedmiogrodzie. W całym swym życiu rzadko kiedy doświadczał większej czci, radości i zabawy, i każdy wojewoda, do którego przyszedł, nie tylko użyczył mu gościny, ale i dal mu coś w darze; albowiem sami widzą się narażeni na podobne nieszczęście (niewoli)”



Pocahontas, Źródło: Wikipedia i Shutterstock



Smith docenił wysokie kwalifikacje mieszkańców wschodnich ziem Rzeczypospolitej jako drwali, a przede wszystkim smolarzy. W tych czasach smoły używano do pokrywania dachów i uszczelniania budynków. 

Nie przypadkiem jednym z pierwszych Polaków czy Rusinów w Ameryce był Iwan/Jan/John Bogdan z Kołomyi (Ukraina). 

Był producentem smoły, który również zajmował się budownictwem okrętowym. Bogdan podobno poznał kapitana Johna Smitha podczas jego podróży przez wschodnie ziemie Rzeczpospolitej. Polacy wyróżnili się w walce z rdzennymi Amerykanami. Legenda głosi, że Bogdan i jego towarzysze uratowali życie Smithowi, który wpadł w zasadzkę zastawioną przez Indian. Mimo to Smith nie tylko walczył z rdzennymi Amerykanami, ale także zaprzyjaźnił się z niektórymi z nich. W tym z Pocahontas (około 1596-1617), córką Powatana, naczelnego wodza plemion Wirginii. 

Przyczyniła się ona do przetrwania Jamestown oraz według relacji samego Smitha ocaliła jego życie. Pocahontas poślubiła plantatora tytoniu Johna Rolfe. Wiele miejsc w USA upamiętnia jej osobę. Jej biografia nabrała z czasem romantycznego uroku, z kilkoma prawdopodobnie fikcyjnymi dodatkami. W efekcie Pocahontas stała się bohaterką sztuki, literatury i filmu amerykańskiego. 

Wiele wybitnych Amerykanów pochodzi od Pocahontas, w tym Pierwsza Dama Edith Wilson (1872–1961). Była ona żoną prezydenta Woodrowa Wilsona. Po udarze, którego doznał w 1919 roku Edith odgrywała kluczową rolę w administracji męża. Kierowała kancelarią i decydowała, jakie sprawy są na tyle ważne, aby Woodrow miał się nimi zająć.


------------

wikipedia dla Polaków



Longinus Podbipięta herbu Zerwikaptur (ur. ok. 1603, zm. 1649) – bohater Ogniem i mieczem Henryka Sienkiewicza. Pochodził ze wsi Myszykiszki.


Nosił pod pachą olbrzymi miecz krzyżacki, nazywany Zerwikapturem, który otrzymał po przodku Stowejce. W bitwie pod Grunwaldem przodek ten miał ściąć za jednym zamachem głowy trzech rycerzy noszących na tarczach kozie łby. W nagrodę owe łby dano mu do jego herbu, który nazwano Zerwikapturem (w rzeczywistości herb ten istniał już przed bitwą grunwaldzką; Bartosz Paprocki w swych Herbach rycerstwa polskiego wspomina Drogosława herbu Zerwikaptur, założyciela wsi Koziegłowy w 1106).


Nie może się ... ożenić, ponieważ ślubował zachować czystość, dopóki nie zetnie trzech głów za jednym zamachem. Bierze udział w bitwie pod Konstantynowem, w oblężeniach Zamościa i Zbaraża. W ostatnim z wymienionych oblężeń ścina trzy głowy. Jako pierwszy ofiarowuje przekraść się ze Zbaraża do króla Jana Kazimierza Wazy. Ginie jednak podczas tego przedsięwzięcia. Zostaje pochowany w Zbarażu.

Według jednej z teorii pierwowzorem Podbipięty miał być słynący z nadzwyczajnej siły szlachcic kresowy Spirydion Ostaszewski.





------------





Spirydon (Spirydion) Ostaszewski herbu Ostoja (ur. 1798, zm. 1875) – polski hipolog, zbieracz podań i legend ludowych, uczestnik powstania listopadowego, prototyp sienkiewiczowskiego Podbipięty z powieści Ogniem i mieczem.




Urodził się w 1798 roku w miejscowości Tiutki koło Winnicy, w guberni podolskiej w szlacheckiej rodzinie Ostaszewskich herbu Ostoja, jako syn Michała Ostaszewskiego, chorążego wojsk koronnych, i Wiktorii z Czarnowskich herbu Grabie. Na chrzcie otrzymał imiona Spirydon Feliks. Jego rodzice posiadali majątek Myszarówka w pow. hajsyńskim na Podolu. Ukończył szkoły w Winnicy i Liceum Krzemienieckie. Następnie został wybrany sędzią ziemskim hajsyńskim.

Po wybuchu powstania listopadowego wybrał ze swej stadniny w Myszarówce 50 koni, uzbroił 50 jeźdźców i udał się do Królestwa, by wziąć udział w powstaniu. Wraz z bratem, Eustachym, służył w drugim pułku ułanów. Jako podporucznik, był dowódcą plutonu w szwadronie jazdy korpusu gen. Dwernickiego. Odznaczył się w bitwach pod Poryckiem i Boremlem.

Był to „tęgi ułan w korpusie Dwernickiego, sławny z nadzwyczajnej siły i waleczności; gdzie się zjawił na swym dzielnym koniu pękały szable, lance, spadały głowy nieprzyjacielskie; ślady swego pochodu okrywał trupami.”


W październiku 1831 r., po kapitulacji twierdzy zamojskiej, w obronie której wziął udział, dostał się do niewoli rosyjskiej. Był więziony w Żytomierzu i Kamieńcu Podolskim. Ukazem carskim z 21 grudnia 1831 dobra Ostaszewskiego w powiecie hajsyńskim na Podolu zostały w karę za udział w "polskim buncie" skonfiskowane.



Prototyp Podbipięty

Współczesny mu pamiętnikarz Franciszek Kowalski napisał, że był znany z nadzwyczajnej siły i “szatańskiej odwagi.” Średniego wzrostu, o szerokich barkach i plecach, atletycznej budowy ciała, włosy miał jasne, czoło szerokie, oczy błękitne, twarz białą rumianą, wąs zawiesisty, “wejrzenie łagodne, w którym malowała się jednak pewność siebie, głos tak potężny, że go w największym hałasie można było wyraźnie usłyszeć”.

„Należał do rzędu dawnych szlechecko-rycerskich typów, do rzędu niezwyczajnych postaci, jakie tylko Polska wydawać mogła”, pisała o nim w 1875 „Gazeta Narodowa”'.

„Olbrzymiej budowy […] ze strasznem wejrzeniem prawdziwego rycerza, który nie zna niebezpieczeństwa i gardzi śmiercią, postrachem był nieprzyjaciół. Gdzie się zjawił na dzielnym koniu, pusto się robiło dokoła. Rąbał na prawo, na lewo. Pękały lance, szable nieprzyjacielskie, spadały głowy…”.

Znawca twórczości Henryka Sienkiewicza, Kazimierz Ciałowicz, dowodził w artykule opublikowanym w 1936 r., że sylwetka Spirydona Ostaszewskiego posłużyła Sienkiewiczowi za zasadniczy wzór Longinusa Podbipięty i „prawie nic nie przemawia za tem, by nieznany bliżej Jerzy Podbipięta był prototypem bohatera Sienkiewicza o tem samem nazwisku”.



„Namiętny lubownik koni” (według Encyklopedii Orgelbranda), był Ostaszewski właścicielem jednej z największych na Ukrainie stadnin koni i zaliczał się do wysokiej klasy znawców hodowli tych zwierząt. Wypowiadał się na tematy związane z hodowlą na łamach „Tygodnika Petersburskiego”. Ogłosił dwutomową pracę Miłośnik koni (Kijów 1852) oraz Wiadomość o stadach Wołynia, Ukrainy, Pobereża i Podola. Pozostawił też kilka obszernych prac w rękopisie: Lekarz koni przez obywatela Ukrainy, Uwagi nad rozprawą Eberharda o koniach i stadach Ukrainy, Podola i Wołynia, oraz podręcznik dla hodowców O koniu.


Jego pasją było zbieranie ludowych bajek, pieśni, podań i legend. Poświęcił się badaniom języka i zwyczajów ludności wiejskiej Podola i Ukrainy. Gdy sam opowiadał podania i legendy, była to „deklamacya, w której nie tylko głos, lecz cała jego postawa, twarz, oczy, brwi, a nawet zawiesiste wąsy są w ruchu; cała dusza odbija się w jego fizyognomii.”

Ogłosił drukiem w języku ukraińskim, łacińską czcionką, opowiadania Piv kopy kazok napysaw dlja vesoloho myra… (Wilno 1850) i „Piv sotni kazok” (Kijów 1851), w których odmalował ludowe tradycje. Zebrane przekazy ludowe publikował od 1848 r. na łamach wileńskiego Atheneum. 

Przekładał na język ukraiński wiersze poetów polskich. Był autorem dwutomowej pracy o charakterze etyczno-pedagogicznym Ojciec córkom (Kijów 1851–1852) i Nauczyciel swoich córek, a także prac historycznych (m.in. Uwagi nad rządami i ludami, oraz Słowo dziejów polskich, które opowiedział Walerian Wróblewski pod nazwiskiem przebranym Koronowicz, jak również Wspomnienia starych żołnierzy, opublikowane w periodyku „Tydzień”, Lwów 1878). 

Pisywał także utwory beletrystyczne, w tym powieści Garbata Teresia i Dwa Wesela. Był również autorem obszernego Pamiętnika, w którym dał wyraz swym konserwatywnym na ogół poglądom (fragmenty ogłosił Eustachy Iwanowski w tomie Pamiętniki polskie z różnych czasów, Kraków 1882, t. II, s. 592–671). Zajmował się także tłumaczeniami i krytyką.



Po utracie Myszarówki zamieszkał w 1854 r. w Awratynie, wsi należącej poprzednio do Prota Potockiego, położonej 7 km. na pd.-wsch. do Lubaru.

Podejrzany o udział w powstaniu styczniowym 1863 r., został zesłany do Tobolska. Po powrocie z zesłania w roku 1869 zajął się zbieraniem składek na fundusz umożliwiąjący nabywanie dóbr ziemskich powracającym z zesłania sybirakom. Pod koniec życia napisał jeszcze Naukę dla młodzieży opartą na przykładach z Pisma Św., którą rozesłał do gimnazjów guberni wołyńskiej, podolskiej i kijowskiej.

Zmarł w Awratynie dnia 25 kwietnia 1875.

Z małżeństwa z Różą Jadwigą Marią Bujalską, córką Mikołaja Bujalskiego i N. Józefowicz-Hlebickiej, pozostawił córkę Marię Ostaszewską (zmarłą w 1905 r. w Awratynie), filantropkę, która poświęciła się wychowywaniu sierot i pomocy ubogim.







Początki: Z Kołomyi do Jamestown | Melting pot of cultures, sciences and arts

zeglarski.info/artykuly/slyszeliscie-o-polskich-pionierach-w-ameryce/


pl.wikipedia.org/wiki/Spirydion_Ostaszewski

pl.wikipedia.org/wiki/Longinus_Podbipięta




poniedziałek, 31 marca 2025

Prowokacja

 




Ze dwa dni temu ktoś na fb pokazywał film z Poznania, gdzie jacyś ludzie w czynie społecznym obezwładniali agresywnego faceta z Ukrainy.


Dzisiaj taki film:






Pod spodem oczywiście potok soczystych komentarzy i wszelakich "mądrości".

Prawdę mówiąc nie oglądałem tego, bo tylko skupiam się na reakcjach ludzi.


To jest dziwne, że facet jeździ po mieście i bije ludzi, nie uważacie?

Oczywiście, jest agresywny i tak dalej, ale po za tym - działa jak samobójca, czyż nie?

A może to jest prowokator?


Może jego celem wcale nie są ci ludzie na ulicy - tylko WY


Już zapomnieliście, jak to było w lutym marcu 2022, kiedy cały internet kwiczał, że "ukraińcy lejo rusków!" i "ludzie, to naprawdę się dzieje!!" ?

Zapomnieliście, jak "wszyscy" pluli, jak pisali idinahuj, jak szykanowali Rosjan, jak wycinali ludzi z internetu, jak nawoływali do do niekupowania rosyjskich produktów, jak wyzywali od ruskich onuc - a potem jechali na stację benzynową i lali do baku ruskie paliwo?


Opamiętajcie się.


To musi być prowokacja, a wy ze swoimi komentarzami zachowujecie się - PRZEWIDYWALNIE.


Wczoraj "ukrainiec" z kilkoma paszportami ranił nożem ludzi w Amsterdamie.

Przypadek? 


Mówię wam, ktoś celowo podsyca niesnaski pomiędzy nami, a Ukraińcami, a nie ma nic gorszego niż wrodzy sobie ludzie w jednym kraju.

Nie ma nic gorszego, niż Polak Polakowi wilkiem zgodnie z metodami Werwolfu, czyż nie?


Oni tu zostaną i to już na zawsze, co więcej - będą także Białorusini i Rosjanie. 

I tego nie zatrzymacie, bo nie możecie.



Jak to wyszło na tym blogu, Niemcy utrzymują, że cesarstwo niemieckie nadal istnieje i oni dążą do jego odzyskania - nie boją się napadać na was, skłócać was, okradać, sabotować, za pomocą unijnych sztuczek pozbawiać władzy nad własnymi lasami, nad własnym krajem.

A wy?

Już zapomnieliście, że bezprawnie odebrano wam Kresy, że siły niemieckie na ukrainie mają pomóc niemcom obrabować was raz jeszcze?

Będziecie musieli odzyskać te Kresy i przed tym nie ma ucieczki!

Wcale nie będziecie mieli wygodnie, o nie... nie ominie was to...

Niemcy nastają na nasze ziemie, ale wy Kresy odpuszczacie - niby czemu?

De jure są to polskie ziemie, choć de facto pod zarządem białoruskim, litewskim, ukraińskim...


Jak chcecie sobie z tym poradzić, prokurując konflikty z Rusinami, z ROSJANAMI, którzy nic z banderowcami nie mają wspólnego?

Jeżeli niemcy zakwestionują polskie granice, to będą też musieli zakwestionować Kaliningrad - więc Rosjanie stają się w tej sprawie naszymi sojusznikami, a wy - co robicie? Wygrażacie pięścią mocarstwu atomowemu?


30 lat media straszyły nas ruską inwazją, a mimo to armia była likwidowana i żadne ABW nie krzyczało, że to źle, prawda??

Ile lat już trwa odbudowa naszego potencjału militarnego?

I kto jest odpowiedzialny za niszczenie polskiej armii?


30 lat straszyli was ruskami i "to ruska rozwiedka, panie!", a teraz straszą was ukraińcami.

Niczego to was nie nauczyło?

Oni ich podburzają przeciwko wam, a was przeciwko nim, nie widzicie tego??

Nie widzicie tego, że ktoś ich dosłownie tresuje, a potem posyła - pod ruski czołg, na przykład?







Kto z was jest agresywny, ten sam na siebie wskazuje.


Wy musicie być mądrzy, myślący, a nie agresywni.


Musicie z nimi rozmawiać, rozeznawać, kto jest kim i jaki jest - tak trzeba postępować.

Ludzi rozeznacie i będziecie wiedzieć, z tym można się dogadać, ten jest normalny i godny zaufania, a przynajmniej "bezpieczny", a tamtem jest dziwny...


Musicie patrzeć na to na chłodno, a nie emocjonalnie, jak koguciki wrzeszczeć zza klawiatury.

Naziści są skoncentrowani na tym, żeby nas okraść, to wy musicie ich rozeznać, spokojnie obserwować. 

Jak inaczej ich rozeznacie, skoro do każdego ukraińca będziecie podchodzić nerwowo i z rezerwą, albo skrywaną agresją i warczeniem - oni od razu to wyczują i potraktują was tak jak wy ich - z rezerwą, ale z tendencją do agresji, bo przecież: 

"zobacz, nic mu nie robię, a ten od razu mi grozi... za co? Ci Polacy, nienawidzą nas!"


TAK TO DZIAŁA.


Będziesz z zasady agresywny wobec nich - oni to wyczują i zaraz będzie bijatyka z niczego.

Powinniście budować porozumienie z ukraińcami, bo:

- w ten sposób nawiążecie poprawne relacje z nimi

- które mogą kiedyś zaowocować sojuszem, a nie walką

- tak wprowadza się równowagę i porozumienie pomiędzy narodami

- tylko tak ujawnicie intencje poszczególnych osób 


Tym bardziej trzeba szukać porozumienia i mocno się tym interesować i zajmować, że będą tu dzieci chowane bez ojca, ludzie z traumą powojenną, niekoniecznie ci z frontu, ale im trzeba będzie pomagać, nie tylko po prostu tak po ludzku, ale też z myślą o wygaszaniu ewentualnych konfliktów w przyszłości. Ludzie po takich sytuacjach nie powinni spotykać się z odrzuceniem i uprzedzeniami, bo to tylko zaostrzy sytuację - im trzeba pomagać. Samotnej kobiecie ciężko wychowuje się dzieci, szczególnie chłopca, więc trzeba się zastanowić, czy harcerstwo nie powinno być obowiązkowe - to są rzeczy o których TERAZ trzeba myśleć. 

Nie uciekniemy już od tego, trzeba brać byka za rogi, bo to wszystko ma znaczenie.


Nie po to oni uciekali przed wojną, by tutaj wszczynać burdy.


Jeżeli ktoś jest agresywny to albo kogucik, albo banderowiec, albo  prowokator - ale to on musi zacząć, bo inaczej, jeśli to ty pierwszy go sprowokujesz swoim zachowaniem, jeżeli będziesz do niego mówić tonem rozkazującym albo agresywnym - to się pomylisz.

Tak jak koguciki na dyskotece - on po prostu będzie grać w twoją grę i zechce - będzie musiał to zrobić - ci przyłożyć, bo go obraża twoje zachowanie.

"Obrażono mnie!"


TAK TO DZIAŁA.

Przecież dobrze to wiesz.
Czy nie wiesz?

Taki jeden z Podhala powiedział, że najlepiej by było, jakby Ukraińcy to sobie żyli tam u siebie za granicą, a my tutaj u siebie... tak jak to dotychczas było. To pokazuje wygodnictwo i brak wyobraźni tego człowieka. Ten facet wszystkich uważa za banderowców - boi się ich i sądzi, że nikt naszego kraju nie broni przez obcymi wpływami - to spostrzeżenie godne rozwinięcia i rzetelnej analizy, czemu on tak myśli, czemu ma takie przekonanie..., ale akurat nie w tym poście (mandaty!! strażnicy!! dozorcy!!)

A może oczekuje, że ktoś - jakiś Synak, albo jakiś czarodziej, czy po prostu jacyś dorośli - za niego obronią kraj. A nawet za niego zbudują...

"Wy róbta, a ja was tu bede obserwował i decydował, czy wy się do mojej obrony nadajeta, czy nie..."

W każdym razie wg niego jedyną linią obrony jest: niech oni żyją u siebie, a my u siebie...


To jest myślenie życzeniowe - nierealne.

To już się nie zdarzy.


Ci ludzie PODJĘLI DECYZJĘ - "jadę na obczyznę, może na stałe".

ONI JUŻ SIĘ ZDECYDOWALI.

DECYZJA ZAPADŁA.


Podjęli taką decyzję, bo zdecydowali, że tam jest im tak trudno, że lepiej znosić niedogodności na obczyźnie niż siedzieć we własnym kraju.


Rozumiesz?


Nic nie da pisanie, mówienie, tłumaczenie i "przekonywanie ich", żeby wrócili do siebie, tym bardziej nie wrócą, że tam nie mają do czego, tym bardziej teraz tego nie zrobią, bo ich wezmą za frak i wrzucą do okopu - już się zaczęła lawina wniosków o azyl...

Wy musicie ich poznać, jacy oni są, pozyskać i przekonać się, że oni się z nami zintegrują.

Nie w jakiś fałszywych celach, tylko żeby ukształtować poprawne relacje w państwie, żeby nigdy nie doszło do problemów. Na początku pewne problemy będą, oczywiście, że będą, ale z czasem to się uspokoi.

Zamiast wymyślać sposoby na pozbycie się ich (przedsiębiorcy ich potrzebują) zacznijcie wymyślać, jak to zrobić, by ich w pełni zintegrować i mieć KONTROLĘ nad własnym państwem.


Boicie się ich?

To róbcie ZAWCZASU tak, żeby nam nie zagrażali.


Organizujcie się.

W partie, kluby, stowarzyszenia.

Dołączajcie do partii jaka wam pasuje, do klubu Gazety Polskiej, albo klubu Myśli Polskiej, albo czegoś takiego - jak będziecie siedzieć, to się samo nie zrobi.

Piszcie petycje, układajcie wnioski - że nie chcecie mieć nowej 5 kolumny u siebie,  że nie chcecie, żeby oni mieli jakieś nadzwyczajne prawa itd..


Nie umiesz tego robić? To tylko idź, posłuchaj, oswój się z nową sytuacją. A może tam już ktoś nad tym pracuje?   


Nikt za was tego nie zrobi.

TO WY JESTEŚCIE TERAZ DOROŚLI.

To WY teraz dbacie o kRaj, a nie rodzice, wujkowie, sąsiad, pan policjant i generał z telewizora.

To wy przejmujecie odpowiedzialność, to wy DECYDUJECIE jak wygląda i jak będzie wyglądał nasz kraj.


A potem wasze dzieci, jak dorosną.


Ale póki co - nikt za was tego nie zrobi. 

Oczywiście, tam są ludzie, którzy coś robią, ale oni mogą nie dać rady, każda pomoc się przyda. 

Ja tam nie pójdę, bo ja jestem osaczony od lat, ale chociaż coś piszę, robię jakiś przepływ informacji.



Jednorodność etniczna nie uratowała nas od zbrodniczej niemieckiej 5 kolumny.

Nie zatrzymała tuskenów w drodze po władzę.

Może właśnie zabrakło innego spojrzenia, innej optyki, może była wśród nas zbyt wielka jednolitość - przecież oni tak właśnie robili - wszystkie media powtarzały te same wiadomosci, jakby nic innego na świecie nie było..

A jednoczesnie przecież skłóceni byliśmy, wcale nie jednolici - czytaj tego bloga, tam opisuję różne rzeczy... Więc może większa różnorodneść by nas uratowała, więcej różnych punktów widzenia ?

Teraz tego się nie dowiemy, bo jesteśmy w innym miejscu.


Banderyzm to robota niemieckich podżegaczy, to niemiecka agentura i coraz bardziej jestem przekonany, że Wołyń to robota niemieckich przebierańców - patrz linki z wyborem tekstów o ukrainie z prawej strony bloga.


Nie dajcie się prowokować do nienawiści wobec Ukraińców.

Tonujcie emocje u siebie i u ludzi, bo jak to się rozleje, to dopiero będziemy żałować, a i tak sprawy między nami trzeba będzie poukładać. Im szybciej do tego dojdziemy, tym lepiej.


Organizujcie się.

Róbcie ZAWCZASU tak, żeby nam nikt nie zagrażał.


Bądźcie gotowi na nieznane - zanim nadejdzie.








facebook.com/watch/?ref=saved&v=521111204116559

youtube.com/watch?v=_drb3TV8hEk

(105) lto nie skacze ten moskal - YouTube

Prawym Okiem: KTO straszy Polaków??

Prawym Okiem: Niemcy, a Ukraina



Ukraińcy nie planują wracać do kraju











przedruk



Rośnie udział uchodźców z Ukrainy, którzy nie planują wracać do kraju

Maciej Pawlak 

31/03/2025





Z wyliczeń pozarządowej ukraińskiej organizacji badawczej Centre For Economic Strategy (CES) wynika, że na koniec listopada 2024 r. za granicą z powodu wojny przebywało 5,2 mln obywateli Ukrainy.

Zdecydowana większość z nich mieszkała w krajach UE. Status ochronny w UE posiadało ponad 4,2 mln obywateli państw spoza UE, którzy uciekli z Ukrainy w wyniku rosyjskiej agresji (98,3 proc. z nich stanowili Ukraińcy). Rada Europejska podjęła decyzję o przedłużeniu ochrony do 4 marca 2026 r. - napisał Cezary Przybył w Tygodniku Gospodarczym PIE nr 12/2025.
 
W opinii eksperta krajami, w których przebywało najwięcej osób objętych ochroną były Niemcy (27,2 proc.), Polska (23,3 proc.) i Czechy (9,1 proc). W Czechach występowało najwyższe nasycenie – na 1000 mieszkańców przypadało ponad 35 obywateli Ukrainy. Oszacowania przeprowadzone przez CES wskazują, że pod koniec 2024 r. tylko 5,4 proc. wszystkich uchodźców z Ukrainy przebywało w USA. Łącznie Kanada i USA przyjęły mniej niż 10 proc. ukraińskich uchodźców.

- Plany uchodźców dotyczące przyszłości zmieniają się w czasie - pisze dalej ekspert. - Wzrasta udział osób, które nie planują wracać do kraju, a maleje tych, którzy deklarują powrót. W listopadzie 2022 r. 10,1 proc. uchodźców z Ukrainy nie planowało wracać do kraju. W grudniu 2024 r. odsetek ten wzrósł ponad trzykrotnie – do 33,4 proc. Wtedy też, po raz pierwszy, mniej niż połowa uchodźców zadeklarowała, że planuje wrócić do kraju (43 proc.). W listopadzie 2022 r. taką deklarację składało prawie 75 proc. uchodźców.

Jak dalej pisze Cezary Przybył, zamiary uchodźców są zróżnicowane w zależności od kraju zamieszkania. Ci mieszkający w Polsce są 1,9 razy bardziej skłonni planować powrót do Ukrainy niż uchodźcy z Niemiec. Przekłada się to na niższy udział uchodźców, którzy planują pozostać w Polsce.

Według eksperta, jednocześnie chęć powrotu z Czech, USA, Wielkiej Brytanii, Kanady i innych krajów nie różni się statystycznie istotnie od chęci powrotu z Niemiec. Zależność tę można wyjaśnić bliskością geograficzną Polski i Ukrainy. Ponadto, w porównaniu na przykład z Niemcami, Polska zapewnia mniej świadczeń socjalnych, dlatego uchodźcy planujący życie za granicą wybrali prawdopodobnie dogodniejsze warunki.

- Na plany dotyczące przyszłości wpływa też typ aktywności zawodowej - pisze dalej ekspert. - Osoby pracujące zdalnie dla ukraińskiej firmy 1,7 razy częściej chcą wrócić do kraju niż osoby, które nie pracują i nie szukają pracy. W przypadku Polski jest to o tyle istotne, że aż 

20 proc. pracujących uchodźców z Ukrainy (mieszkających w Polsce) nadal pracuje zdalnie na tych samych stanowiskach, które zajmowali w Ukrainie (co stanowi 14 proc. wszystkich ukraińskich uchodźców w wieku produkcyjnym). 

Odsetek ten jest znacznie wyższy niż w innych krajach. Większość tych pracowników pracuje w zawodach wymagających wysokich kwalifikacji (w grupach 1-3 zgodnie z klasyfikacją ISCO) - dodaje Przybył.

Jego zdaniem na zamierzenia ukraińskich uchodźców dotyczące przyszłości wpływają nie tylko względy bezpieczeństwa, ale także czynniki ekonomiczne.









Rośnie udział uchodźców z Ukrainy, którzy nie planują wracać do kraju | Filary Biznesu






piątek, 28 marca 2025

Z konstytucji Ukrainy







Art. 106. Prezydent Ukrainy:


19) składa w Radzie Najwyższej Ukrainy z wniosek o ogłoszeniu wojny i podejmuje decyzje o użyciu Sił Zbrojnych Ukrainy w razie napaści zbrojnej na Ukrainę;

20) podejmuje, zgodnie z ustawą, decyzję o powszechnej albo częściowej mobilizacji, o wprowadzeniu stanu wojennego na Ukrainie albo na określonych terenach w razie groźby napaści, zagrożenia niepodległości państwowej Ukrainy;

21) w przypadkach koniecznych podejmuje decyzje, następnie zatwierdzane przez RadęNajwyższą Ukrainy, o wprowadzeniu na Ukrainie albo w określonych jej terenach, stanu wyjątkowego, a także ogłasza, w razie konieczności, wyszczególnione miejscowości obszarami nadzwyczajnej sytuacji ekologicznej;











"o wprowadzeniu stanu wojennego na Ukrainie albo na określonych terenach w razie groźby napaści, zagrożenia niepodległości państwowej Ukrainy;"


czego to może dotyczyć?

zauważam w punkcie 21:

"o wprowadzeniu na Ukrainie albo w określonych jej terenach"


Widać wyraźnie rozróżniają, co jest terenem Ukrainy, a co jest.... czymś innym...


Co to jest to coś?








poniedziałek, 24 marca 2025

Ukraina mięsem armatnim Niemiec

 



przedruk



Julia Tymoszenko: Niemcy wykorzystują tragedię Ukrainy. 
Wojnę trzeba zakończyć natychmiast



10.03.2025 19:53


Szef niemieckiego wywiadu Bruno Kahl stwierdził niedawno, że Rosja może zaatakować jeden z krajów NATO, aby przetestować art. 5 sojuszu. Do jego słów odniosła się była premier Ukrainy Julia Tymoszenko, która podkreśliła, że "wojnę trzeba zakończyć natychmiast".

W wywiadzie dla Deutsche Welle szef Federalnej Służby Wywiadowczej Niemiec Bruno Kahl stwierdził, że Rosja może poddać próbie wiarygodność artykułu 5 NATO, który mówi, że atak na jednego z sojuszników ma być traktowany jak atak na wszystkich członków sojuszu.



Mamy wielką nadzieję, że to nieprawda i że nie zostaniemy postawieni w trudnej sytuacji, w której zostanie to wystawione na próbę. Musimy jednak założyć, że Rosja chce nas przetestować, wystawić na próbę jedność Zachodu

– powiedział Brunon Kahl.

Według Kahla moment rosyjskiego testu na krajach NATO może zależeć od przebiegu wojny na Ukrainie.




Jeśli wojna na Ukrainie zakończy się wcześniej niż w 2030 r., Rosja może wykorzystać swoje zasoby do agresji przeciwko Europie wcześniej, niż oczekiwano

– ocenił szef Federalnej Służby Wywiadowczej.






Do słów szefa niemieckiego wywiadu Bruno Kahla odniosła się na Facebooku była premier Ukrainy Julia Tymoszenko.



To sensacyjne oświadczenie złożył dzisiaj szef niemieckiego wywiadu Bruno Kahl, tym samym po raz pierwszy oficjalnie potwierdzając to, w co tak nie chcieliśmy wierzyć. Ceną samego istnienia Ukrainy i ceną życia setek tysięcy Ukraińców ktoś postanowił zapłacić za „osłabienie” Rosji dla bezpieczeństwa w Europie?

– napisała była premier Ukrainy.



Stwierdziła również, że Rada Najwyższa Ukrainy powinna zareagować.


Nie myślałam, że odważą się powiedzieć to tak oficjalnie i otwarcie… To wiele wyjaśnia… Uważam, że Rada Najwyższa ma obowiązek natychmiast zareagować. Inicjujemy taki krok. Wojnę trzeba zakończyć niezwłocznie na maksymalnie sprawiedliwych warunkach

– podkreśliła Julia Tymoszenko.





Trump ma rozważać przeniesienie 35 tysięcy żołnierzy z Niemiec do Europy wschodniej

Amerykańskie i brytyjskie media podały w tym tygodniu, że prezydent Donald Trump rozważa możliwość zmiany formatu uczestnictwa USA w NATO i może odmówić ochrony sojuszników, którzy nie wywiązują się ze swoich zobowiązań w zakresie wydatków na obronę.

"Donald Trump rozważa wycofanie ok. 35 tys. żołnierzy z Niemiec" – donosi The Telegraph.

Według doniesień The Telegraph wycofanych z Niemiec żołnierzy Trump może rozmieścić na Węgrzech. The Telegraph twierdzi, że Trump jest "zły" na Europę, w związku z tym, że ta ma "dążyć do wojny".






12 lat temu pierwszy raz na blogu ostrzegałem przed budowaniem nienawiści do Rosji, i wtedy też nazwano mnie ruska onucą (psem) - czyli zanim to się stało modne...

Pierwszym atakującym na pewno ma być Polska – kolejny drenaż, kolejna bezsensowna ofiara z krwi polskiej poświęcona w imię niemieckich i angielskich interesów.
W tym momencie bardzo istotne dla agentury zarządzającej Polską, jest utrzymanie Polaków w nienawiści do Putina i pogardzie dla Łukaszenki.
Tzw. rozwiedka, WSI i tym podobne mity służą podtrzymaniu tej nienawiści.

Czas się opamiętać - nie wolno nam dać się napuścić na Białoruś i Rosję.
Trzeba stanowczo odrzucić medialne manipulacje!

Propaganda podsyca antyrosyjskie nastroje.

Od 2013 roku wielokrotnie alarmowałem, aby nie dać się podburzyć, nastawić przeciwko Rosji i żeby nie iść na wojnę z tym mocarstwem atomowym.

Wygląda na to, że podobne działania przeprowadzano na Ukrainie - jak widać z "sukcesem" skoro to Ukraińcy prowadzą wojnę z Rosją, a nie my...




Nie dla wojny z Rosją - mamy wojnę z Niemcami do wygrania..