Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nauka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nauka. Pokaż wszystkie posty

środa, 26 marca 2025

Dziecko w łonie matki uczy się języka i akcentu rodziców










przedruk





Dzieci nienarodzone nie są "zlepkiem komórek". Jeszcze w łonach matek uczą się języka i akcentu rodziców


20.03.2025 22:11


Badania z neuronauk i lingwistyki potwierdzają wszak: płód w łonie matki jest człowiekiem, zdolnym do rzeczy, które potrafimy tylko my, ludzie.




W marcu bieżącego roku w Warszawie przy ul. Wiejskiej otwarto pierwszą w Polsce przychodnię aborcyjną "AboTak", zainicjowaną przez Aborcyjny Dream Team (Aborcyjną Drużynę Marzeń; sic!).

Placówka, zlokalizowana blisko Sejmu, chce pomagać w brutalnym kończeniu życia ludzkiego. Nawet Minister ds. równości Katarzyna Kotula stanęła haniebnie w obronie kliniki, krytykując jej przeciwników, robiąc reklamę przychodni i normalizując pro-aborcyjne postawy w Polsce.


W aborcji nie ma jednak nic normalnego. Aborcja kończy życie człowieka, a dzieci nienarodzone w oczywisty sposób są ludźmi. Pokazują to też badania z neuronauk i lingwistyki. Dzieci przed narodzinami nie są bowiem tylko „zlepkiem komórek”. Są małymi Polakami, Niemcami, czy Francuzami, którzy przychodzą na świat nie tylko ze zdolnością do rozpoznawania swojej mowy ojczystej. Nie! Nowo narodzone dzieci mają nawet ojczysty akcent!



Melodia matek

Zwolennicy prawa do zabijania dzieci nienarodzonych stoją na bakier z nauką od dawna. Od wielu dekad znane są bowiem dowody na to, że dzieci uczą się ludzkiego języka, zanim nawet „przyjdą na świat”. Szeroko pojęta lewica, która naukę rozumie powierzchownie i instrumentalnie, odrzuca chętnie starsze dane, domagając się najnowszych. Dostarczenie takich informacji nie jest też jednak problemem.

Dobrym tego przykładem jest analiza pt. "The role of prenatal experience in language development" autorstwa Judit Gervain, opublikowana w 2018 roku w czasopiśmie Current Opinion in Behavioral Sciences. 

Analiza jest szczegółowym przeglądem współczesnych dowodów naukowych pokazujących, jak doświadczenia w łonie matki wpływają na późniejszy rozwój językowy dziecka. Praca ta nie tylko podsumowuje wcześniejsze testy, ale też pokazuje, iż procesy związane z przyswajaniem języka rozpoczynają się znacznie wcześniej, niż tradycyjnie sądzono. Gervain, uznana badaczka w dziedzinie neuronauki poznawczej i psycholingwistyki, opiera swoje wnioski na eksperymentach behawioralnych i neurofizjologicznych.

Jednym z głównych punktów jej publikacji z 2018 jest analiza roli prozodii – czyli rytmu, intonacji, akcentu i melodii języka – w prenatalnym rozwoju. Każdy język ma bowiem swoją własną prozodię, która nadaje mu unikalny charakter. To dzięki niej – nawet gdy nie słyszymy poszczególnych słów – możemy szybko rozróżnić język obcy od własnego, a nawet języki, których wcale nie znamy.

Dobrym przykładem tego, jak działa prozodia, jest nasz odbiór języka niemieckiego. Ten brzmi dla nas, Polaków, często nieco twardo. Niemiecki niektórym Polakom wydaje się nawet „sztywny”, agresywny, czy pofragmentowany. Wynika to jednak tylko z tego, że niemiecki ma silny akcent słowny, a słaby akcent zdania. Nasza polska mowa stapia natomiast słowa w jeden ciąg kiedy mówimy – nie czuć jest, gdzie kończy się jedno słowo, a zaczyna drugie, szczególnie gdy mówimy szybciej. Niemiecki działa zaś odwrotnie, jasno dzieląc szczególnie te spółgłoski, które rozpoczynają kolejne słowa. W odbiorze postronnych takie różnice w elementach suprasegmentalnych (składających się z kilku cech łącznie, np. akcentu i długości samogłosek), robią wielką różnicę.

Różnicę te słyszą również dzieci nienarodzone. Gervain podkreśla więc w swoich badaniach, że ludzki płód, szczególnie w trzecim trymestrze ciąży (od około 28. tygodnia), jest w stanie odbierać dźwięki z otoczenia matki, mimo że są one tłumione przez tkanki i płyn owodniowy. Dźwięki te, choć zniekształcone, zachowują swoje prozodyczne cechy, takie jak rytmiczne wzorce czy zmiany wysokości tonu. Dzięki temu noworodki tuż po urodzeniu wykazują wyraźną preferencję dla języka, który słyszały w łonie matki. Na przykład dzieci z rodzin francuskojęzycznych reagują silniej na francuską prozodię (sylabicznie rytmiczną, podobną do polskiej) niż na angielską (akcentowaną na stres, łączącą ją z niemieckim), co pokazuje, że już w okresie prenatalnym dzieci uczą się rozróżniać te subtelne zjawiska. W pewnym sensie nikt nie rodzi się więc jako czysta karta – nawet mały bobas ma rodzimą tożsamość językową.

Jak jednak przeprowadza się testy, które to demonstrują? W takich badaniach noworodki (często zaledwie kilkugodzinne!), wykazują większą uwagę (mierzoną np. czasem ssania smoczka lub reakcjami fizjologicznymi) wobec języka matki w porównaniu z językami obcymi o odmiennej strukturze rytmicznej. Kiedy natomiast podrosną i nauczą się kierować swoją ciężką jeszcze głową, dzieci inaczej kręcą nią, słysząc mowę ojczystą, a inaczej, gdy konfrontowane są z językiem im nieznanym. Gervain przytacza również dowody na to, że dzieci dwujęzycznych matek mogą preferować oba języki, z którymi miały kontakt przed urodzeniem, co wskazuje na niezwykłą elastyczność i wrażliwość ich systemu słuchowego i układu nerwowego na najwcześniejszym etapie życia.

Badania Gervain idą o krok dalej, sugerując, że prenatalne doświadczenia językowe mogą mieć długotrwały wpływ na rozwój mowy i komunikację. Wczesny kontakt z prozodią języka matki pomaga dziecku w późniejszym rozróżnianiu fonemów (dźwięków mowy, z których składa się cały aparat fonetyczny języka), co jest potem kluczowe w nauce słów i gramatyki. Warto więc rozmawiać z dziećmi, zanim te jeszcze się urodzą!


Akcent bobasa

Dzieci (nie)narodzone nie są jednak tylko pasywnym odbiorcą na kursie językowym u rodzicielki: one aktywnie uczą się otaczającej je mowy i już po urodzeniu... mają regionalny akcent!

Pokazują to takie badania jak te opisane w "Newborns’ cry melody is shaped by their native language" autorstwa Birgit Mampe. Badanie opublikowane zostało w 2009 roku w czasopiśmie Current Biology i dostarcza ono fascynujących dowodów na to, że język, z którym dziecko ma kontakt w łonie, wpływa na jego najwcześniejsze wokalizacje, czyli wydawane przez dziecko dźwięki proto-językowe, np. płacz. Innymi słowy: noworodki nie rodzą się wcale z uniwersalnym wzorcem płaczu, lecz od pierwszych dni życia odzwierciedlają prozodyczne cechy języka ojczystego.

Płacz nie jest bowiem tylko jednolitym hałasem i da się w nim wyróżnić zmiany wysokości tonu i rytmu. I płacz noworodków, jak potwierdza nowoczesna lingwistyka, nosi ślady języka, który słyszeliśmy przed urodzeniem. Żeby to udowodnić, autorzy publikacji przeanalizowali nagrania płaczu 60 noworodków: 30 z rodzin francuskojęzycznych i 30 z niemieckojęzycznych, w wieku od 2 do 5 dni. Wyniki były fascynujące: francuskie dzieci płakały z rosnącym konturem (rodzaj akcentu) melodycznym (od niskiego do wysokiego tonu), co odzwierciedla typową intonację języka francuskiego. Niemieckie noworodki wykazywały natomiast opadający kontur (od wysokiego do niskiego), zgodny z prozodią niemieckiego.

Te różnice wskazują też, że płacz noworodków nie jest jedynie instynktowną reakcją fizjologiczną, ale nosi ślady prenatalnej ekspozycji na język. Żaden piesek, ani kotek tak nie ma – to cecha wyjątkowo ludzka!

Dlaczego jednak tak nacechowany płacz świadczy o tym, że dzieci AKTYWNIE uczą się mowy ojczystej przed narodzinami? Otóż zdolność do naśladowania prozodii wymaga nie tylko percepcji dźwięków, ale także koordynacji ruchów aparatu mowy – krtani i mięśni oddechowych. Dzieci, nawet jeżeli nie są tego jeszcze do końca świadome, płaczą tak, by naśladować dorosłych. Nie różni się to wiele od tego, co robimy my, gdy uczymy się języków obcych. Każdy, kto tego próbował, wie, że czasem trzeba się „nagimnastykować”, by poprawnie wymówić coś w nowym dla nas języku.


Ludzie nienarodzeni

Takie argumenty nie trafiają, niestety, do wielu obrońców aborcji. Ci zdają się wierzyć, że człowieczeństwo jest czymś magicznie zdobywanym w momencie, gdy przekroczony zostanie kanał rodny. Tym samym aborcjoniści ignorują nowoczesną naukę, która – niczym dziecko zaraz po porodzie – krzyczy głośno, chcąc być usłyszana.

Niektórzy zwolennicy aborcji nie wiedzą jednak, że stoją na bakier z nauką, którą chętnie się w dyskusjach zasłaniają. Może, gdyby – jak to mówi lewica – lepiej się doedukowali, to zmieniliby zdanie?





Autor: Waldemar Krysiak
Źródło: tysol.pl
Data: 20.03.2025 22:11







Dzieci nienarodzone nie są "zlepkiem komórek". Jeszcze w łonach matek uczą się języka i akcentu rodziców




Wikipedia i fałszywy portret Keplera







przedruk
tłumaczenie automatyczne


Jak fałszywy portret Keplera stał się kultowy

 
Stevena N. Shore'a;
Václav Pavlík





Podręczniki i pisma popularne wprowadzają portrety postaci historycznych, aby zilustrować ludzką stronę nauki. Zazwyczaj robią to dobrze. Albert Einstein wystawiał język przed dziennikarzami, Maria Skłodowska-Curie naprawdę ubierała się na czarno, a J. Robert Oppenheimer nosił czapkę z tuszy.

Jednak w ciągu ostatnich kilku dekad jeden z założycieli współczesnej fizyki i astronomii był rutynowo błędnie przedstawiany. Ponieważ w tym roku przypada 450. rocznica urodzin Johannesa Keplera, nadszedł czas i konieczna jest zwrócenie uwagi na skandaliczny przykład nieświadomie propagowanej dezinformacji.


W chwili oddawania do druku tego wydania Physics Today, lewy górny obraz poniżej jest pierwszym obrazem zwróconym w wyszukiwarce Google "portret Keplera" i towarzyszy mu uderzająca gama wariacji i odtworzeń. Przed 6 sierpnia było to główne zdjęcie na stronie Keplera w Wikipedii. 

W przypadku użytkowników w wybranych krajach 27 grudnia 2013 r., w dniu 442. urodzin Keplera, Google zastąpił swoje logo doodle z portretem.



Porównanie portretów (wszystkie cztery obrazy są w domenie publicznej.)

Fałszywy portret Johannesa Keplera (u góry po lewej). Przypuszczalnie z 1610 roku ten obraz nieznanego artysty jest bardziej prawdopodobny z XIX wieku. Jeśli jest na czymś opartym, to prawdopodobnie pochodzi z portretu Michaela Mästlina. 

Portret Michaela Mästlina (u góry po prawej). Czarno-biała fotografia oryginału z 1619 roku, przypisywanego niekiedy Conradowi Melbergerowi. Portret, znajdujący się na Uniwersytecie w Tybindze, został oznaczony przez Ernsta Zinnera jako możliwe źródło fałszerstwa. 

Portret Keplera (u dołu po lewej). Rycina oparta na portrecie Keplera z 1620 roku. Portret został przekazany do Biblioteki Uniwersyteckiej w Strasburgu w 1627 roku. (Dzięki uprzejmości Smithsonian Libraries and Archives.) 

Domniemany portret Keplera (na dole po prawej). Przypisywany od 1973 roku Hansowi von Aachen. Pochodzi z mniej więcej tego samego roku, w którym umieszczono go na fałszywym portrecie, prawdopodobnie z 1612 roku. 



Portret znajduje się w posiadaniu klasztoru benedyktynów w Kremsmünster w Austrii. Najwcześniejsza wzmianka o obrazie, jaką znaleźliśmy, znajduje się w książce Rudolfa Wolfa Geschichte der Astronomie (Historia astronomii) z 1877 roku. Według Wolfa potomkowie rodzeństwa Keplera sprzedali obraz opatowi klasztoru w Kremsmünster1 w 1864 roku. Ludwig Günther przytoczył podobną historię we wstępie do swojego niemieckiego tłumaczenia Somnium (Sen) Keplera z 1898 roku, stwierdzając, że "według notatek, które otrzymałem od ojca Hugo Schmida, tamtejszego bibliotekarza klasztornego, obraz należał do notariusza [o nazwisku] Gruner, który sprzedał go w 1864 roku obecnemu opatowi klasztoru, [Augustinowi] Reslhuberowi". 

(Wszystkie tłumaczenia języka niemieckiego są nasze.) 

Ani Wolf, ani Günther nie identyfikują artysty, który namalował portret.



Obraz jest olejny na dębie (35,5 cm × 44,5 cm) bez podpisu i atrybucji. W prawym górnym rogu znajduje się tylko łacińska sentencja Aetatis Suae 39, 1610 (W wieku 39 lat 1610) (która jest zwykle pomijana w reprodukcjach). 

W 1930 roku Ernst Zinner w "Festschrift" opublikowanym z okazji 300. rocznicy śmierci Keplera, zauważa, że obraz został sprzedany opactwu za 200 guldenów, a Gruner pochodził z Weil der Stadt (miejsca urodzenia Keplera, na terenie dzisiejszych południowo-zachodnich Niemiec). 

Zinner podsumowuje opisy Wolfa i Günthera, nazywa obraz "domniemanym portretem" i przytacza opinię Seraphina Maurera, który badał obraz w latach dwudziestych XX wieku. Maurer, kurator i konserwator w Galerii Obrazów wiedeńskiej Akademii Sztuk Pięknych, stwierdził, co następuje:


Ogólne wrażenie obrazu jest dobre, a mianowicie odpowiada ono obrazowi z XVII wieku. Jednak po bliższym przyjrzeniu się, zabieg techniczny (praca pędzlem) pokazuje, że malarz nie rozumiał naturalnych form, a jedynie potrafił mechanicznie odtworzyć czyjeś dzieło, co jest wyraźnie oczywiste dla specjalisty. Co więcej, kolory nie nabrały jeszcze wyglądu przypominającego szkliwo, jak to zawsze bywa w przypadku obrazów z tamtego okresu. Nie ma widocznych oznak starzenia, takich jak pęknięcia, więc przypuszczam, że obraz powstał prawdopodobnie około 1800 roku ([lub] trochę wcześniej lub później). Podobnie panel dębowy użyty [przez artystę] ma wykończenie, które nie odpowiada zwykłemu typowi z około 1600 roku. Są to główne czynniki, które pozwalają mi stwierdzić, że zdjęcie jest kopią



Jeszcze przed przeczytaniem artykułu Zinnera od dawna podejrzewaliśmy, że obraz nie może pochodzić sprzed XIX wieku ze względów stylistycznych i byliśmy bardzo zadowoleni, gdy okazało się, że Zinner i jego informatorzy doszli do tych samych wniosków.


Jest prawdopodobne, że obraz nie jest nawet obrazem Keplera, ale, jak sugerował Zinner w 1930 roku, XIX-wiecznym falsyfikatem luźno opartym na portrecie nauczyciela i mentora Keplera, Michaela Mästlina (u góry po prawej). 

Obraz ten przedstawia Mästlina w falbaniastym kołnierzu i todze akademickiej, typowej dla profesorów tego okresu. Rzekomy portret Keplera przechowywany w klasztorze w Kremsmünster przedstawia Keplera w podobnym stroju akademickim, ale nie zgadza się to z tym, co Kepler nosi na innych portretach, które niezaprzeczalnie go przedstawiają: 

pamiątkowy medalion z jego ślubu w 1597 roku i oficjalny portret z 1620 roku (na dole po lewej). 

W nich Kepler nosi koronkowy kołnierzyk, co jest bardziej odpowiednie, ponieważ nie był on wówczas ani nauczycielem akademickim, ani szlachcicem. Co więcej, łacińska inskrypcja na rzekomym portrecie mogła zostać dodana przez każdego, kto znał datę urodzin Keplera.


Obraz w prawym dolnym rogu to kolejny przypuszczalny portret Keplera, pochodzący z około 1610 roku, który od 1973 roku przypisywany jest Hansowi von Aachen, jednemu z ulubionych malarzy cesarza rzymskiego Rudolfa II i współczesnemu Keplerowi w Pradze. 

Portrety w lewym górnym i prawym dolnym rogu nie mogą być równoczesnymi przedstawieniami tej samej osoby. Choć identyfikacje są nadal kwestionowane, przynajmniej w przypadku von Aachen artysta jest znany, a obraz jest oryginalny. 

Wreszcie inny obraz zidentyfikowany jako Kepler, znany jako portret z Linzu, datowany jest na 1620 rok. Artysta nie jest znany, ale wykazuje podobieństwo do przedstawienia na frontyspisie Tablic rudolfińskich Keplera (1627). 



Jak więc rozpowszechnił się fałszywy portret Keplera? 


Poza wzmiankami Wolfa i Günthera nie znajdziemy żadnych przykładów portretu przypisywanego Keplerowi przed 2005 rokiem. 

W tym roku portret po raz pierwszy pojawił się w Wikipedii, a potem stał się wszechobecny. 

Na przykład pojawia się w komunikacie prasowym Europejskiej Agencji Kosmicznej z 2011 r. (wyraźnie cytując Wikipedię), Europejskie Obserwatorium Południowe dołączyło go do artykułu z 2016 r., a NASA wykorzystała go w swoich materiałach edukacyjnych dotyczących eksploracji Układu Słonecznego w 2017 r. 

W kwietniu tego roku zdjęcie pojawiło się na okładce Giornale di Fisica, włoskiego magazynu dla nauczycieli fizyki w szkołach średnich.


Chociaż ta sprawa może wydawać się po prostu banalną drogą, obrazy utrwalają się w umyśle.


Kepler zasługuje na coś lepszego.




"obrazy utrwalają się w umyśle"



słowa też - należy zakazać propagandy lgtb!


No i koniecznie stworzyć prawdziwe polskie repozytorium wiedzy, żeby ludzie nie musieli korzystać z wikipedii i by można ją było ostatecznie - zamknąć. 


 






Jak fałszywy portret Keplera stał się kultowy | Fizyka dzisiaj | Publikowanie usługi AIP




piątek, 21 marca 2025

Krzewy - o populację wróbli




przedruki



20 marca 2025


„Sytuacja wróbla na terenach zurbanizowanych jest dramatyczna. Należy do jednego z najsilniej zmniejszających liczebność miejskich ptaków” – mówi ornitolog Paweł Średziński


Z danych Tomasza Chodkiewicza, ornitologa, lidera zespołu Monitoringu Ptaków Polski z Muzeum i Instytutu Zoologii Polskiej Akademii Nauk wynika dość ponura konkluzja: „Liczebność wróbla zmniejsza się w całym kraju. Dane te zbierane są od 2000 roku w różnych środowiskach dla wróbla. A zatem obejmują wsie, mniejsze miasta i częściowo większe miasta. W celu ich uzupełnienia w roku 2021 w ramach Państwowego Monitoringu Środowiska uruchomiono drugi monitoring, w którym liczenia ptaków są prowadzone jedynie w dużych miastach, mających powyżej 100 tysięcy mieszkańców.

Cztery lata badań już wykazały, że sytuacja wróbla na terenach mocno zurbanizowanych jest dramatyczna. Należy do jednego z najsilniej zmniejszających liczebność miejskich ptaków.


Ostatnie raporty Polski do Komisji Europejskiej informowały, że w Polsce występuje od 6,2 do 6,8 milionów par wróbli. Aktualnie liczba ta szacowana jest od 4,5 do 6 milionów par”.


Ten szybki i znaczący ubytek liczebności par wróbli jest dostrzegalny w wielu miejscach, gdzie wcześniej obserwowałem te ptaki zażywające kąpieli w piasku, bądź obsiadające balkonową balustradę. W moim wieżowcu co roku wróble gnieździły się w szparach nad oknami. Kres wróblich gniazd nastąpił wraz z termomodernizacją budynku. Nie widuję już tak licznych stad tych ptaków. To znak, że z gatunkiem dzieje się coś złego.


Odnalezienie badacza wróbli nie było łatwym zadaniem. Jako gatunek ptaków uznawany za pospolity, nie znajduje się wśród najbardziej pożądanych obiektów badań. Okazało się, że wróblami zajmował się w swojej pracy doktorskiej ornitolog doktor Andrzej Węgrzynowicz.


„Wróbel jest na pewno gatunkiem wyróżniającym się przywiązaniem i zależnością od ludzi. Nie ma takiego drugiego gatunku ptaka, który byłby w tak dużym stopniu uzależniony od człowieka i jednocześnie dzięki ludziom osiągnął taki sukces, jeśli chodzi o kolonizację nowych obszarów. Wróble szły za rolnikami, wraz z upowszechnianiem się upraw rolnych na naszym kontynencie. Do Polski trafiły z uprawami zbóż” – wyjaśnia Węgrzynowicz.

Polski wróbel domowy


Wróbel ma południowe pochodzenie. Przypuszcza się, że wyewoluował w Afryce, skąd ruszył dalej, sukcesywnie powiększając obszar swojego występowania. W tym procesie wykształciły się jego poszczególne gatunki. W Polsce występuje dziś wróbel domowy.

Mój rozmówca wyjaśnia: „Do takiego przywiązania się do obecności człowieka mogło dojść w środkowej Azji. To był gatunek, który pierwotnie żył na stepach. Dopiero potem coraz bardziej zaczął się zbliżać do człowieka”.


Rolnicy, którzy zaczęli uprawiać zboże, stworzyli mu dobre żerowiska, dali dostęp do pokarmu. Jednocześnie tam, gdzie byli ludzie, wróblom zagrażało mniej drapieżników. Jednak ta ekspansja nie trwała wiecznie. W XX wieku zaczęło się załamanie populacji wróbli w Europie.

Co ma koń do wróbla?


„Pierwsze symptomy tego, że coś złego dzieje się z wróblem, pochodzą z początku XX wieku. Zostały odnotowane między innymi Wielkiej Brytanii. Tam właśnie zaczął się spadek. Jego mechanizm był dosyć prosty. Wróble w miastach korzystały w dużym stopniu z pokarmu, który był związany z obecnością koni na ulicach. Były w nich koński odchody albo zboża, którym karmiono te zwierzęta.

Kiedy konie zaczęły znikać z ulic, zastępowane przez samochody, odczuły to wróble.


W kolejnych latach udało się im przestawić na inny pokarm i zaczęły odbudowywać swoją populację, korzystając z odpadów. Kolejnym spadkiem liczebności wróbli był naznaczony czas wojny. W toku działań wojennych była niszczona miejska zabudowa, a z nią miejsca gniazdowania i schronienia wróbli. Po wojnie udało się im znów odbudować liczebność, między innymi w Polsce. Kolejny spadek nastąpił w latach 70. XX wieku w Europie Zachodniej. Z czasem zaczął on obejmować inne części świata, również te, gdzie wróbel był wprowadzony przez człowieka.

W Polsce ten regres zaczął się w latach osiemdziesiątych, czyli jakieś 10 lat później niż na zachodzie Europy. Od tego czasu sukcesywnie ubywa nam wróbli”.


Chociaż liczebność wróbli jest ciężko oszacować, jednak z danych ogólnych wynika, że w Europie może być nawet o 247 milionów mniej tych ptaków niż jeszcze czterdzieści lat temu. Jak dodaje dr Węgrzynowicz, przyczyn tego ubytku jest co najmniej kilka.

Dwie populacje wróbli w Polsce


„Warto zaznaczyć, że mamy dwie populacje wróbli w Polsce i dla obu przyczyny kryzysu są zupełnie inne. Jedna zasiedla krajobraz rolniczy. Druga jest populacją miejską. W krajobrazie rolniczym wpływ na spadek liczebności wróbla ma zmiana sposobu gospodarowania. Stosowana jest większa ilość herbicydów, a to oznacza, że jest mniej pokarmu dodatkowego w postaci nasion roślin uznawanych przez rolników za chwasty. Z kolei większa ilość insektycydów sprawia, że jest mniej owadów, które służą wykarmianiu piskląt. Do tego orze się prawie wszystko, likwiduje miedze, śródpolne zakrzaczenia i zadrzewienia" – wyjaśnia ornitolog.

"Natomiast jeśli chodzi o miasta, to do tej pory nie ustaliliśmy przyczyn ze stuprocentową pewnością. Mamy tylko hipotezy.


Należy przyjąć, że jednym z problemów jest kwestia docieplenia budynków, między innymi tych z wielkiej płyty. Termomodernizacja mogła zatem zaszkodzić wróblom. Mogła też wzrosnąć presja ze strony gatunków drapieżnych. Na pewno należy uwzględniać rolę srok i wron, które skolonizowały w ostatnich dziesięcioleciach miasta. O ile nie polują one raczej na dorosłe wróble, to mogą zainteresować się podlotem, który wyszedł dopiero co z gniazda. Kolejną sprawą jest drastyczne zmniejszenie dostępu do odpadków, który dawniej były dostępne w otwartych koszach. Dziś są to raczej zamykane pojemniki, do których wrzucane są śmieci w szczelnie zaciskanych plastikowych workach" – dodaje dr Węgrzynowicz.


Negatywną rolę pełni również zwiększenie intensywności zabiegów ogrodniczych na terenach zielonych. Ornitolog wylicza: strzyżenie trawników, ubogi gatunkowo i niezróżnicowany materiał siewny czy stosowanie chemicznych środków ochrony roślin.

Krewniak mazurek


To wszystko zdaniem eksperta sprawia, że wróblom jest coraz trudniej. Nawet zimą w miejscach dokarmiania ptaków, nie gromadzą się już setki wróbli. Najczęściej dziesiątki – o ile się pojawiają. W Warszawie na powierzchniach badawczych, gdzie w ostatnich latach szacowano liczebność wróbli, spadła ona średnio o połowę. Miejscami zdarzały się spadki nawet o 90 procent.



"Tymczasem wróbel jest bardzo towarzyski i kolonijny z natury. Lubi gniazdować w sąsiedztwie ptaków swojego gatunku. Zakładał gniazda najpierw w krzakach, później wraz z rozwojem zabudowy w szparach i otworach wentylacyjnych budynków, tworząc hałaśliwe kolonie. To jest ptak, który musi mieć przynajmniej kontakt głosowy z innym osobnikiem. Nie toleruje samotności. Broni tylko i wyłącznie swojej niszy gniazdowej. To jest jakby jego terytorium, te kilka centymetrów gniazda. Wcześniej w Warszawie wróble gniazdowały bardzo powszechnie w skrzynkach lęgowych, kiedy było ich więcej i nie miały wystarczającej liczby dostępnych miejsca na założenia gniazda. Teraz już tego zwyczaju nie praktykują, bo to było mniej atrakcyjne miejsce niż budynki i jest to kolejny przejaw zmniejszania się jego liczebności” – mówi ornitolog.


Jednocześnie w Warszawie zaczął częściej pojawiać się krewniak wróbla, mazurek. Wcześniej występował na peryferiach miasta, po czym zaczął wchodzić do niego głębiej. Doktor Węgrzynowicz podkreśla:

"Może to wynikać z tego, że wróbel, wraz ze spadkiem liczebności, zrobił mazurkom miejsce. Te same miejsca w budynkach dziś mogą służyć innemu gatunkowi”.


Przyszłość wróbla nie wygląda jednak optymistycznie. Mój rozmówca stwierdza: „Zakładam, że raczej nie mamy szans wrócić do tego, co było. Nic nie wskazuje na to, że na terenach rolniczych zmniejszy się intensywność upraw i że rolnicy zaniechają stosowania herbicydów i insektycydów. Nie sądzę, aby negatywne czynniki w miastach zniknęły. Oczywiście nie przewiduję, że wróbel nam całkowicie wyginie, ale jego populacja nadal będzie spadać”.






Szczegieł



Opis - długość ciała: 12-14 cm. Jeden z najbarwniejszych naszych ptaków, mniejszy od wróbla. Obie płcie podobne do siebie. Na głowie skontrastowany czarno-biało-czerwony rysunek, grzbiet beżowy, skrzydła czarne z szerokim żółtym pasem przez środek, kuper biały, ogon czarny. Śpiew szczygła jest bardzo szczebiotliwy. Ptaki te najbardziej rzucają się w oczy jesienią i zimą, gdy żerują w dużych stadach na polach i ugorach.

Występowanie - najczęściej można go spotkać na obrzeżach lasów liściastych i mieszanych w parkach, ogrodach, sadach, alejach i kępach drzew. Poza okresem lęgowym żeruje również na terenach otwartych, nawet w miastach, wszędzie tam gdzie może znaleźć rośliny zielne.

Tryb życia - ptaki te najbardziej rzucają się w oczy jesienią i zimą, gdy żerują w dużych stadach na polach i ugorach. Żywią się głównie nasionami roślin, największym przysmakiem są nasiona ostu i łopianu. Wiosną i latem podczas obfitości pokarmu, zdobywają pokarm zwierzęcy, głównie są to mszyce, gąsienice i drobne chrząszcze. Podczas śnieżnych zim, szczygły chętnie korzystają z przydomowych karmników.

Rozmnażanie – samica składa 4-6 niebieskawych, nakrapianych jaj. Wysiadywanie: 11-14 dni. Młode opuszczają gniazdo po 13-16 dniach. Swoje gniazda, szczygieł buduje na ostatnim odcinku długich gałęzi. Gniazdo jest misternie uwite z gałązek, mchu, siana, kawałków roślin, wysłane włosiem i puchem






edukacja.barycz.pl/zasoby/?p=100&id_z=3447



środa, 19 marca 2025

Jeszcze uwagi do niemieckich map

 


z poprzedniego posta:



"badania" nad wyborami wyborców prowadzone są od dawna, tu przykład z mojego bloga z 2022 roku 

Już wcześniej miałem uwagi do twórczości na tej strony, odpowiedzi autorów na moje zapytania były sztampowe, pełne entuzjastycznego zaangażowania i sugerujące - żadnych argumentów, ponadto włączyły się do dyskusji osoby broniące autorów strony.


Odpowiedzi uczestników dyskusji oscylowały wokół prognozowania wyborów, że niby po to dokonuje się takich rozważań z granicami, co uważam za bzdurę.

Nie wiem, czy ma to związek, ale przypominam. 


Przy okazji wróciłem do tematu i zapisałem nowe spostrzeżenia....





Teraz dopiero zauważyłem, że mapa ze strony fb: Geograficzno - polityczny atlas Polski koresponduje z mapami niemieckimi - patrz: Niemieckie mapy szkolne z lat 1950 - 1970 r. i "ukraińskimi" z internetu:


właściwie to jest niemal kopiuj - wklej z niemieckiej mapy z 1961 roku


- "granice" są dość ściśle odtworzone,

- kolory są bardzo podobne, ten sam schemat rozmieszczenia - Ziemie Odzyskane na niebiesko, 

- kolory zachodnie pasują do zachodnich, północne do północnych, a południowe do południowych i tak:

- tam, gdzie żółta granica z Niemcami, tam "Polska" ma żółciejsze kolory, zarówno na zachodzie, północy jak i południu

- granica z ZSRR to ciepły brąz (tutaj u góry - koło Mamel) i taki mniej więcej kolor ma "podlasie płn", ale też  "Polska" centralna - "mazowsze",  "podlasie zach"

- nieopisana ciemna plama nad Zieloną Górą to jakby odpowiednik ciemnej plamy BERLINa, podobnie ciemna plama "pomorza zachodniego" - to jest to, co na lewo od Stettina

- ale kształt "pomorza zachodniego" przypomina mi zakreskowany odcinek od Marienwerder do Elbing łącznie z deltą Wisły i Nogatu

- zakreskowane Allenstein to jak ciemna plama Warmii

- zakreskowane Oberślesień to jak "śląsk środkowy", którego zielony kolor przypomina kolor południowych Niemiec - patrz z lewej strony mapy niemieckiej































- "śląs wschodni" kształtem precyzyjnie odtwarza terytorialne roszczenia Niemiec na mapie niemieckiej

- czerwony kolor granicy na niemieckiej mapie ma odcień fioletowy - to efekt nałożenia się (albo styku) czerwonego barwnika na niebieski - i fioletowe są granice na mapie "polskiej"; kolor fioletowy to mieszanina czerwonego z niebieskim

- północna granica "galicji środk-zach" odtwarza granicą Austro-Węgier z 1914 r. - poprowadzona na mapie niemieckiej zieloną przerywaną linią - wg ukraińskich map w te rejony sięga tzw. "zakierzonia"

- brązowy kolor granicy Czechosłowacji ma odpowiednik w kolorach: "śląska południowy", "śląsk wschodni", "galicja poludniowa" i "śrdokowo-wschodnia"

- "galicja północna" i jej żółta plama optycznie koresponduje z żółtą plamą na lewo od Krakau, tam gdzie data 1921, ale..

- "galicja północna" terytorialnie jest to dosłownie teren pomiędzy Wisłą i Krakau, a granicą z zielonej przerywanej lini na północy

- kolory zastosowane na trójstyku Austria-Czechosłowacja-Węgry mają swoje odpowiedniki na trójstyku "galicja poł"-"gali śrdok-wsch"-"galicja połud-wsch" - paleta barw bardzo podobna

- a te dziwne niezrozumiałe "drobiazgi" z prawej strony to pokawałkowana "zakierzonia"



Zakerzonie, Zakierzonie, Zak(i)erzoński Kraj, Zak(i)erzonia (od ukr. Закерзоння) – publicystyczna nazwa nadana przez część historyków i publicystów ukraińskich ziemiom leżącym na zachód od linii Curzona, które według nich znajdują się na dawnym etnicznym i historycznym terytorium ukraińskim, to znaczy Łemkowszczyźnie i Nadsaniu oraz części Lubaczowszczyzny, Rawszczyzny, Sokalszczyzny, Chełmszczyzny i Podlasia. Był to teren obejmujący 19 000 km², zamieszkany przez około 1,5 mln osób.

Termin „Zakerzoński Kraj” używany był w publicystyce OUN-B i nomenklaturze UPA.


---------------------

Niedawny mój post z 5 lutego:  KTO straszy Polaków??


Zeleński proponuje (12.11.2024) Amerykanom zastąpienia części wojsk amerykańskich stacjonujących w Europie siłami ukraińskimi po zakończeniu wojny.

Czyli wojska USA miałyby opuścić Niemcy...  i wtedy wokół Polski mamy Niemcy i armię ukraińską od zachodu i armię ukraińską od wschodu... 
ciekawe, co by na to powiedział mniemniecki filozof Herdeger?? Może po prostu powiedziałby: 

"Tak przewidywałem, tak właśnie prorokowałem panie!"  ??

Tak by powiedział??


Akt Restauracji Państwa Ukraińskiego (Lwów, 30 czerwca 1941)
3. Przywrócone państwo ukraińskie będzie ściśle współpracować z narodowosocjalistycznymi Wielkimi Niemcami, które pod przywództwem Adolfa Hitlera tworzą nowy porządek w Europie i na świecie oraz pomagają narodowi ukraińskiemu wyzwolić się spod okupacji Moskwy.
Ukraińska Armia Narodowo-Rewolucyjna, która zostanie utworzona na ukraińskiej ziemi, będzie nadal walczyć wraz z sojuszniczą armią niemiecką przeciwko okupacji Moskwy o suwerenne państwo ukraińskie i nowy sprawiedliwy porządek na świecie.


------------------

Zastanawia mnie jeszcze dziwna wschodnia granica "wielkopolski wschodniej", która nie pokrywa się w żaden sposób z granicami powiatów - niby jak to powstało, jak autorzy ocenili, że tam zmieniają się "granice polityczne"?


Granice powiatów w olbrzymiej większości pokrywają się z granicami wytyczonymi w średniowieczu - zgodnie z nimi następowały wielowiekowe podziały religijne czy polityczne - więc skąd nagle granica na środku powiatu??


A szczególnie te dziwne "macki" sięgające na wschód, które przypominają trochę "południowy koniec Polski" tam, gdzie Ustrzyki... skąd takie coś??? Jak oni to uzasadnili??

Hę?


To mi trochę przypomina... a pokażę na mapie.





podobne?

"macki" z internetu:




podobne?


Niemcy mają roszczenia terytorialne nie tylko co do roku 1939, ale również co do 1920!

- "mazowsze", "małop pólnocn" i "wlkp wsch" są w podobnej tonacji kolorystycznej - na tle całości wygląda to jak "ogryzek" po uwzględnieniu roszczeń niemieckich, o czym pisałem np. tutaj:

"Teraz tego nie znajduję, ale kiedyś widziałem na fb i kopiowałem - pokazywałem, taką prostą mapę, gdzie Polska wyglądała jak ogryzek - nie tylko bez Kresów Wschodnich, ale i bez Poznania - ta dziwna mapka więc koresponduje całkowicie z tym, co tu udało się ustalić."

(post z 7 stycznia 2025 - Niemieckie mapy szkolne z lat 1950 - 1970 r.)


Jeszcze raz: 

Ziemie Odzyskane na tej mapie zaznaczono kolorem niebieskim, który jest kolorem zimnym, a centralna Polska jest w kolorach ciepłych. Kolory ciepłe można zaliczyć do kolorów intensywnych, które tutaj uwypuklają i podkreślają kształt "ogryzka".

"ogryzek" podkreśla dobór barw wokół, tj. "pomorz śr wsch", "wlkp zach" i "galicji środk-zach" są żółciejsze niż "ogryzek"



za: artmaster.org.pl


"Kolory odgrywają znaczącą rolę w naszym życiu, wpływając na nasze emocje, percepcję i sposób, w jaki postrzegamy otaczający nas świat. Podział kolorów na ciepłe i zimne jest jedną z podstawowych kategorii w teorii koloru, mającą duże znaczenie w sztuce, designie, modzie i psychologii.


Ciepłe kolory

Ciepłe kolory to odcienie, które przypominają nam o cieple i słońcu. W spektrum barw ciepłe kolory znajdują się po czerwono-żółtej stronie. 

Do najbardziej typowych ciepłych kolorów należą:
czerwony - kolor energii, pasji i miłości,
pomarańczowy - kolor entuzjazmu, kreatywności i zabawy,
żółty - kolor optymizmu, radości i energii.

Zastosowanie ciepłych kolorów

Ciepłe kolory mają tendencję do pobudzania i wywoływania silnych emocji.
Mogą zwiększać poziom energii i tworzyć uczucie komfortu oraz przytulności. Z tego powodu często są używane w przestrzeniach, gdzie pożądane jest pobudzenie aktywności i interakcji, takich jak kuchnie, jadalnie czy pokoje dzienne.W sztuce ciepłe kolory są często używane, aby przyciągnąć uwagę i nadać dziełom energii oraz ekspresji.

W designie wnętrz ciepłe kolory mogą sprawić, że pomieszczenia wydają się bardziej przyjazne i zapraszające.

W modzie ciepłe kolory mogą wywoływać silne wrażenie i przyciągać uwagę.



Zimne kolory

Zimne kolory to odcienie, które kojarzą się z wodą, lodem i niebem. W spektrum barw znajdują się po niebiesko-zielonej stronie. 

Do najbardziej typowych zimnych kolorów należą:
niebieski - kolor spokoju, zaufania i lojalności,
zielony - kolor natury, harmonii i świeżości,
fioletowy - kolor tajemnicy, duchowości i luksusu.

Zastosowanie zimnych kolorów

Zimne kolory mają tendencję do uspokajania i wywoływania poczucia relaksu. Mogą sprawiać, że przestrzenie wydają się większe i bardziej otwarte. 

Z tego powodu często są używane w miejscach, gdzie pożądane jest wyciszenie i koncentracja, takich jak sypialnie, łazienki czy biura.

W sztuce zimne kolory mogą nadawać dziełom spokoju i harmonii.
W designie wnętrz zimne kolory mogą stworzyć uczucie przestronności i czystości.
W modzie zimne kolory mogą nadawać elegancji i subtelności.



Kontrast i harmonia


Kontrast między ciepłymi i zimnymi kolorami jest podstawową zasadą, którą artyści i projektanci często wykorzystują, aby stworzyć dynamiczne i interesujące kompozycje. Przykłady takich kontrastów można znaleźć w klasycznych dziełach sztuki, gdzie ciepłe kolory pierwszego planu kontrastują z chłodniejszym tłem, co przyciąga uwagę widza.

Według autorów portalu szpachelka.info: "Osiągnięcie harmonii między ciepłymi i zimnymi kolorami może być wyzwaniem, ale gdy jest to dobrze zrobione, rezultaty mogą być niezwykle satysfakcjonujące". Harmonia kolorów polega na balansie między różnymi odcieniami, co tworzy spójny i estetyczny wygląd. Na przykład, użycie akcentów ciepłych kolorów w chłodnej kolorystyce może dodać pomieszczeniu głębi i zainteresowania."




 "kolory wpływają na nasze emocje, percepcję i sposób, w jaki postrzegamy otaczający nas świat"


Czyli autorzy mapy stosując ciepłe kolory do "ogryzka" skupili na nim naszą uwagę.
A w przypadku niebieskich Ziem Odzyskanych - rościeńczyli, rozpuścili naszą uwagę.



SUGESTIA.

Koła na poniższym filmie nie przemieszczają się, ale mamy silne wrażenia, że tak jest.






Wszystko na co patrzysz oddziałowuje na ciebie, nawet jeśli myślisz, że nie.
To wszystko dzieje się na bardzo subtelnym poziomie, niemal niezauważenie...




facebook.com/watch/?ref=saved&v=1680203905867440






podobna paleta barw na styku trzech terytoriów




przypadek?





Niemcy nadal sytuują się w roli śmiertelnego wroga Polski i to się nie zmieni, dopóki niemiecka państwowość nie zostanie ostatecznie zniszczona.

Niemcy nie podpisały z nami traktatu pokojowego po II Wojnie Światowej, a więc może nawet formalnie uważają, że są z nami w stanie wojny.


Wygrajmy w końcu tę wojnę, po 80 latach wygrajmy w końcu tę wojnę z Niemcami.








"Polska jako kraina przejściowa – perspektywa kulturowa":

atlas2022.uw.edu.pl/mapa-tygodnia-polska-jako-kraina-przejsciowa-perspektywa-kulturowa/








facebook.com/watch/?ref=saved&v=1680203905867440

imagecolorpicker.com/pl



niedziela, 9 marca 2025

Europejczycy ciemnoskórzy, aż do czasów rzymskich






przedruk
tłumaczenie automatyczne




Europejczycy byli w większości ciemnoskórzy, aż do czasów rzymskich, sugeruje starożytne DNA
Jedzenie ryb mogło pomóc nam zachować ciemniejszą skórę na dłużej.



Benjamin Taub
Niezależny pisarz

Edytowane przez Maddy Chapman





"Człowiek Cheddar", który żył w Anglii 10 000 lat temu, miał ciemną skórę i niebieskie oczy.




Jeszcze do niedawna połączenie jasnej skóry, niebieskich oczu i blond włosów było rzadkością wśród Europejczyków. Według nowych badań, ciemne cechy mogły być normą aż do epoki żelaza, czyli znacznie później niż wcześniej sądzono.

Pochodzący z Afryki ludzie zaczynali od ciemnej skóry, włosów i oczu, zanim rozwinęli jaśniejsze odcienie, gdy rozprzestrzenili się na chłodniejsze północne krańce Eurazji. Teoria głosi, że jaśniejsza skóra pochłania więcej promieniowania ultrafioletowego słońca, które jest potrzebne do produkcji witaminy D, a zatem zapewnia ewolucyjną przewagę w regionach o mniejszym nasłonecznieniu.

"Wiedzieliśmy z wcześniejszych danych, że pierwsze wystąpienia jasnej skóry miały miejsce około 15 000 lat temu w regionie Kaukazu" - powiedział autor badania, profesor Guido Barbujani. W rozmowie z IFLScience wyjaśnił, że najwcześniejszymi osobami o jasnej karnacji byli anatolijscy rolnicy, którzy rozprzestrzenili się w Europie w okresie neolitu i zastąpili istniejące populacje łowiecko-zbierackie.

"Pomysł [do tej pory] był taki, że było to zjawisko jak smarowanie masłem kawałka chleba. Wiesz, jest fala masła, która zajmuje cały plasterek" – powiedział. Jednak nowe badanie – które nie zostało jeszcze zrecenzowane – pokazuje, że "tak nie było. Przypominał raczej skórę lamparta, z okazjonalnymi występami jasnej i ciemnej skóry tu i ówdzie.

Analizując DNA 348 starożytnych ludzi, którzy żyli w wielu miejscach w całej Eurazji, autorzy badania prześledzili fluktuacje pigmentacji skóry, włosów i oczu w ciągu ostatnich 45 000 lat. "Przejście w kierunku jaśniejszych pigmentacji okazało się być prawie liniowe w czasie i miejscu oraz wolniejsze niż oczekiwano, a połowa osób wykazywała ciemne lub pośrednie kolory skóry w epoce miedzi i żelaza" – piszą.

"Mieliśmy już pewne dowody na to, że ciemna skóra pozostawała w Europie dłużej niż oczekiwano" – powiedział Barbujani. Na przykład słynny Człowiek Cheddar, który żył w mezolitycznej Anglii około 10 000 lat temu, znany jest z tego, że miał ciemną skórę i niebieskie oczy. "Nie wiedzieliśmy jednak, że ciemne skóry pozostały w naszej epoce aż do epoki żelaza".

"Epoka żelaza oznacza mityczne założenie Rzymu. To oznacza wojnę trojańską" – kontynuował Barbujani.

W swojej analizie naukowcy odkryli, że ciemne cechy były prawie wszechobecne w paleolicie, który trwał od około 45 000 do 13 000 lat temu. Późniejszy okres mezolitu przyniósł jednak szczyt niebieskookości w Europie Północnej, Francji i Serbii.

Również w tej epoce wykryto pierwsze znane wystąpienie jasnej skóry, blond włosów i niebieskich oczu w genomie liczącego 12 000 lat łowcy-zbieracza ze Szwecji.

W okresie neolitu – który trwał od około 10 000 do 4 000 lat temu – naukowcy znaleźli wyłącznie ciemną skórę w dużej części Eurazji, chociaż niewielka liczba osób o jasnej karnacji została zidentyfikowana w północnej Europie. Dopiero w epoce brązu autorzy badania stwierdzili "wzrost współwystępowania szacowanego niebieskiego oczu, blond włosów i jasnej skóry", przy czym cztery osoby z Anglii, Węgier, Estonii i Czech wykazywały tę kombinację.

Na koniec wyjaśniają, że genomy datowane na okres od 3000 do 1700 lat temu w epoce żelaza wykazały mieszankę ciemnej, pośredniej i jasnej skóry w różnych obszarach Europy i zachodniej Azji.

"Znaleźliśmy pierwszy przypadek jasnego koloru skóry w szwedzkim mezolicie, ale pochodzi on tylko z jednej próbki na [ponad 50]" – piszą autorzy badania. 


"Później wszystko się zmieniło, ale bardzo powoli, tak że dopiero w epoce żelaza częstotliwość występowania jasnych skór zrównała się z częstotliwością występowania ciemnych skór; przez większą część prehistorii większość Europejczyków była ciemnoskóra" – stwierdzają.

Oferując wyjaśnienie nieoczekiwanej wytrzymałości ciemnej skóry, Barbujani powiedział, że "jasna skóra jest korzystna w środowisku, w którym potrzebujesz promieniowania UV do produkcji witaminy D, ale jeśli twoja dieta opiera się na przykład na rybach, nie potrzebujesz tak dużo światła. Witaminę D znajdziesz w swoim pożywieniu".

"Tak więc ludzie, którzy mieli ciemną skórę, jeśli mieli odpowiednią dietę, mogli żyć całkiem dobrze, nawet w europejskim klimacie" – powiedział.

Preprint badania jest dostępny na stronie bioRxiv.







.iflscience.com/europeans-were-mostly-dark-skinned-until-roman-times-ancient-dna-suggests-78333



sobota, 1 marca 2025

7 pramatek
















Zdecydowana większość Polaków pochodzi od siedmiu "pramatek Europy"


Kamil Szubański

27.05.2019










Niemal połowa Polaków wywodzi się z żeńskiej linii genetycznej Helena, nazwanej tak od imienia jednej z "pramatek Europy". Linia ta występuje najczęściej w Europie Zachodniej, a szczególnie w Hiszpanii i w Portugalii.


Najnowsze badania Pracowni Biobank Katedry Biofizyki Molekularnej Uniwersytetu Łódzkiego wykazały, że populacja polska, podobnie jak europejska, pochodzi od siedmiu głównych żeńskich linii genetycznych (haplogrup). W książce prof. Bryana Sykes’a linie te zostały umownie określone jako "pramatki Europy": Urszula, Xenia, Helena, Katarzyna, Tara, Velda oraz Jaśmina.

Poziom zróżnicowania populacji polskiej jest niski i jest ona dosyć jednorodna pod względem genetycznym. Najwięcej Polaków – ok. 43 proc. - wywodzi się z linii genetycznej zwanej Heleną - wynika z badania łódzkich naukowców, którzy wyniki swojej pracy opublikowali w prestiżowym czasopiśmie „European Journal of Human Genetics”.

Badania Pracowni Biobank UŁ dotyczyły określenia różnorodności mitochondrialnego DNA, czyli dziedziczonego po linii żeńskiej w populacji polskiej. Ich celem było określenie udziałów poszczególnych linii genetycznych mtDNA w populacji, a także zobrazowanie genetycznych powiązań między Polakami.

Dr Justyna Jarczak z Pracowni Biobank UŁ przypomina, że w DNA zapisana jest informacja nie tylko o tym jak wyglądamy i jak funkcjonuje nasz organizm, ale też o naszych przodkach. Możemy dowiedzieć się, z jakiej linii genetycznej, a w uproszczeniu, jakiej grupy pierwszych mieszkańców Europy się wywodzimy.


„Warto podkreślić, że za pomocą mitochondrialnego DNA możemy określić żeńską linię genetyczną, ponieważ ten rodzaj DNA jest przekazywany prawie wyłącznie przez kobiety. Co więcej, zmiany zachodzą w nim bardzo rzadko a więc możemy cofnąć się w czasie o wiele pokoleń, do czasów bardzo odległych” – dodaje dr Jarczak.

Badania łódzkich naukowców po raz pierwszy zostały przeprowadzone na tak licznej grupie osób (5852) reprezentujących wszystkie województwa i zdecydowaną większość powiatów. Dodatkowo zastosowano podział na tak zwane klastry, które mniej lub bardziej odpowiadały regionom geograficznym czy regionom etnograficznym. To pozwoliło nałożyć wyniki różnic genetycznych na tło historyczne i kulturowe.

Wiadomo, że 95 proc. dzisiejszych Europejczyków pochodzi z siedmiu żeńskich linii genetycznych.

Z badań łódzkiego Biobanku wynika, że najwięcej Polaków – ok. 43 proc. - wywodzi się z linii genetycznej H (Helena). Występuje ona najczęściej w Europie Zachodniej, a najwyższe frekwencje tej haplogrupy są obserwowane w Hiszpanii i Portugalii. Z kolei na północnych krańcach Europy, wśród Lapończyków, występuje ona z bardzo niską częstością - od 0 do 7 proc. „Uważa się, że pierwsze grupy ludzi należące do tej linii genetycznej pojawiły się w Europie ok. 20 tys. lat temu na terenach południowej Francji” - dodała badaczka.

Inne dość częste linie genetyczne w Polsce to U (Urszula) - ok. 20 proc. oraz J (Jaśmina) - ok. 10 proc.

Haplogrupa U jest najstarszą linią genetyczną mtDNA zidentyfikowaną na terenie Europy. Jej pierwsze ślady pochodzą sprzed 45 tys. lat z terenów dzisiejszej Grecji. Haplogrupa J natomiast pojawiła się w Europie stosunkowo niedawno - ok. 8 tys. lat temu. „Najwyższe częstości występowania obserwowane są na Bliskim Wschodzie i na Bałkanach i tam prawdopodobnie pojawiła się na naszym kontynencie po raz pierwszy” - wyjaśniła dr Jarczak.

Pozostałe linie genetyczne występują już rzadziej: T (Tara) – 9 proc., HV – 4,5 proc. (jedna z haplogrup, występująca m.in. w Europie i na Bliskim Wschodzie), K (Katarzyna) – 4 proc.; W – 2,4 proc., I - ok. 2 proc. oraz V (Velda) – 1 proc.

W polskiej populacji zdarzają się też haplogrupy rzadkie wskazujące na udział linii genetycznych pochodzenia innego niż europejskie. Są to haplogrupy pochodzenia azjatyckiego (C, D, R, A, G, Z, B, F) oraz afrykańskiego (N, L, M). Jednak ich frekwencja w populacji jest bardzo niska i nie przekracza 1 proc.

Po raz pierwszy naukowcy przedstawili także rozkład haplogrup mtDNA z podziałem na regiony Polski. Wyniki badań wskazują, że poziom zróżnicowania w obrębie populacji polskiej jest niski, a sama populacja polska dosyć jednorodna pod względem genetycznym.

Zaobserwowano jednak, że mieszkańcy niektórych regionów geograficznych naszego kraju wykazują pewne zróżnicowanie genetyczne. Zwłaszcza województwo łódzkie i świętokrzyskie różnią się od średniej populacji polskiej.


„Zróżnicowanie to można wyjaśnić historią procesów demograficznych w Polsce, takich jak przesiedlenia i migracje ludności lub relatywnie słabsza urbanizacja i wyższy wskaźnik zatrzymania ludności wiejskiej w niektórych regionach” - dodała dr Jarczak.

Pracownia Biobank Uniwersytetu Łódzkiego prowadzi badania naukowe z zakresu genetyki człowieka z wykorzystaniem metod biologii molekularnej. Posiada kolekcję próbek DNA pozyskanych od prawie 10 tys. ochotników z całej Polski. Połączenie najnowocześniejszych technik molekularnych z możliwością wykorzystania próbek z danej populacji pozwala na prowadzenie badań z zakresu genetyki populacyjnej.


„Za pomocą badań populacyjnych możemy na przykład oceniać stan zdrowia ludzi z danego terenu, możemy sprawdzać wpływ różnych czynników na występowanie chorób, a tym samym wpływać na rozwój profilaktyki i leczenia chorób cywilizacyjnych” - wyjaśnił dr Dominik Strapagiel, kierownik Pracowni Biobank.

Badania populacyjne umożliwiają także prześledzenie historii danej populacji. „Dzięki wynikom takich badań możemy poznać jej strukturę genetyczną czy też pokusić się o wskazanie ważnych momentów w istnieniu danej populacji, które znajdują odzwierciedlenie w genach” - podsumował dr Strapagiel.

PAP - Nauka w Polsce, Kamil Szubański





naukawpolsce.pl/aktualnosci/news%2C77221%2Czdecydowana-wiekszosc-polakow-pochodzi-od-siedmiu-pramatek-europy.html



Bracia Grimm








przedruk




Biblioteki niezwykłe: Książki z niezwykłej biblioteki braci Grimm





tekst: Joanna Jodełka


11 lutego 2025



Stare księgi mają niesamowite historie, skrywają wiele tajemnic i można z nich wyczytać znacznie więcej, niż się wydaje. Wędrują jak ludzie z miejsca na miejsce, czasami tylko przywiązują się na dłużej do którejś z półek. Należą do jednego właściciela lub są własnością całych społeczeństw. Stanowią część prywatnego księgozbioru lub są wpisane do katalogu publicznej biblioteki.


Przynależność często decyduje o ich dziejach. Księgozbiory prywatne z reguły rozpierzchują się po śmierci właściciela, zasoby bibliotek są bardziej spójne i trwalej ze sobą związane, ale i one poddają się nieprzewidywalnym kolejom losu. Zdarza się, że podczas wojen całymi wagonami podróżują to za jedną to za drugą granicę. Rozproszone i pogubione rzadko odnajdują się po latach.


Tym bardziej wyjątkowa i nieprawdopodobna jest historia wspaniałego księgozbioru, który nazywany był przez właścicieli „ukochaną biblioteką”. Tak bardzo ważne były książki, które przez całe życie zbierali bracia – Wilhelm Karl i Jacob Ludwig Karl Grimmowie. Dla Niemców bracia Grimm to naukowcy, pisarze, językoznawcy, twórcy filologii niemieckiej. Dla dorosłych – ci, dzięki którym baśnie ludowe stały się klasyką literatury, a dla dzieci nazwisko na okładce książek gwarantujące spotkanie z Czerwonym Kapturkiem, Jasiem i Małgosią, Roszpunką, Złotą Rybką, Kotem w Butach czy Śpiącą Królewną.

Bracia Grimm, którzy w pierwszej połowie XIX wieku „szukali bajek i opowieści” z różnych części Niemiec i krajów ościennych, nie robili tego, chodząc lasami, polami od jednego niemieckiego księstewka do drugiego, jakby się to mogło wydawać. Działo się to zupełnie inaczej. Z reguły spisywali zasłyszane opowieści, siedząc przy biurkach, a ich źródeł szukali na półkach, wśród regałów z książkami. Regałów, które nie były zbyt wysokie, by zawsze można było z nich szybko sięgnąć tom. Jak wyglądała ich pracownia, wiem dokładnie z zachowanej akwareli Moritza Hoffmanna.


Bracia Grimm odnosili się do swojego zbioru książek z uwielbieniem i niezwykłym szacunkiem. Przede wszystkim jednak traktowali go niezwykle użytkowo. Podkreślali pojedyncze słowa, całe zdania i większe interesujące ich fragmenty. Następnie na końcu książki spisywali indeks pozaznaczanych stron, by łatwiej było je odnaleźć. W przypadku baśni chodziło o poszukiwanie najstarszych wzorców, powtarzających się motywów, źródeł poszczególnych tekstów.


Dziś dla grimmologów zaznaczenia, podkreślenia, notatki Wilhelma i Jacoba są wyjątkowym kluczem, który pozwala badać źródła pozyskiwanych informacji, a dzięki temu doszukiwać się proweniencji i inspiracji dla stworzonych treści. A czasami dowiedzieć się nawet, z czyich ust bracia Grimm usłyszeli opowiastkę, którą potem spisali.

Grimmowie zbierali książki przez dziesięciolecia. Po śmierci braci spadkobierca Herman Grimm przekazał zbiór 8 tysięcy woluminów Uniwersytetowi Berlińskiemu. Dziś ten księgozbiór – szczegółowo opisany i opracowany – jest skarbem berlińskiej Biblioteki Uniwersyteckiej. W opracowaniach uwzględniono również pozycje, które uznano za zaginione w czasie wojny. 

Ale ku niezwykłej radości badaczy okazało się, że 34 tytuły z księgozbioru braci Grimm znalazły się w zbiorach Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu. Ostatnie odkrycie, czyli 28 woluminów zawdzięczamy badaczkom pani prof. Elizie Pieciul-Karmińskiej i Renacie Wilgosiewicz-Skuteckiej.


JJ: O tym, że w poznańskiej bibliotece uniwersyteckiej znajdują się zaginione księgi z prywatnego księgozbioru Wilhelma i Jacoba Grimmów, poinformował w 2002 roku prof. Wiesław Wydra. Opisał on sześć woluminów. Jak do tego doszło, że dwadzieścia lat później postanowiły panie przeprowadzić prace badawcze i poszukiwania, których efektem było odkrycie kolejnych pozycji.

RWS: Pracując z prof. Wydrą, wiedzieliśmy o woluminach z księgozbioru braci Grimm, ale w naszych zbiorach jest ponad 70 tysięcy ksiąg! Od kiedy opracowujemy stare druki w katalogu komputerowym, oprócz tradycyjnych opisów dzieł, ich tytułów i autorów, gromadzimy też informacje o dawnych właścicielach ksiąg.

To niezwykle interesująca praca, badamy wszystkie znaki własnościowe, rękopiśmienne wpisy, ekslibrisy i superekslibrisy, pieczęcie, nalepki tytułowe i sygnaturowe. Staramy się poznać historię każdego woluminu. Zadanie jest ciekawe, ale też niezwykle trudne i pracochłonne, mamy przebadanych dopiero około 10 % starych druków.


W czasie tych analiz udało nam się znaleźć kolejnych pięć tytułów z księgozbioru Grimmów, ale dopiero kontakt z prof. Elizą Pieciul-Karmińską, jej zainteresowanie naszymi badaniami, jej wiedza i pasja, a także perspektywa, że wyniki tych prac zaowocują współpracą polskich i niemieckich naukowców, sprawiły, że w 2023 roku podjęliśmy prace całkowicie skierowane na odnalezienie woluminów z biblioteki Jacoba i Wilhelma.

JJ: Na czy one polegały?

RWS: Podstawą był katalog księgozbioru Grimmów opracowany przez Ludwiga Deneckego, w którym brakujące książki zaznaczono słowem „Verlust”. Sprawdzaliśmy wszystkie tytuły w katalogu, a potem na półkach. W stojących tam woluminach szukaliśmy najpierw charakterystycznego ekslibrisu „Kœnigliche Universitæts Bibliothek zu Berlin. Aus der Bibliothek der Brüder Jacob und Wilhelm Grimm, 1865”, a kiedy go nie było – innych znaków, które wskazywały na przynależność do księgozbioru Jakuba i Wilhelma. Czasem były to odręczne zapiski jednego z braci, czasem charakterystyczne podkreślenia, czasem numer akcesyjny, który sprawdzałam w katalogu Deneckego. W ten sposób przejrzeliśmy wiele książek i udało się odnaleźć kolejnych dwadzieścia woluminów.

JJ: Większość starych druków z księgozbioru braci Grimm znalazło się w Bibliotece Uniwersyteckiej w wyniku zawirowań II wojny światowej, ale to nie jedyna droga…


RWS: Część książek została przywieziona z Berlina do Poznania pod koniec XIX wieku jako dar berlińskiej Biblioteki Uniwersyteckiej dla powstającej tutaj Kaiser-Wilhelm-Bibliothek.


Zostały one oznaczone ekslibrisem „Kaiser-Wilhelm-Bibliothek-Posen. Geschenk der Kgl. Universitäts-Bibliothek, Berlin. 1898–1899”. Wśród nich odnalazłam dwa druki należące wcześniej do księgozbioru Grimmów. Pokazuje to, jak bardzo w ciągu wieku zmienił się nasz stosunek do tych woluminów.

Sto lat temu zostały potraktowane jak wszystkie inne książki i jako dublety przekazane do zbiorów powstającej książnicy. Dzisiaj już nikt by tych książek nie oddał – są wydzielonym księgozbiorem i skarbem biblioteki Uniwersytetu Humboldtów.

Zbiory Kaiser-Wilhelm-Bibliothek w roku 1919 stały się podstawą biblioteki polskiego Uniwersytetu tworzonego w Poznaniu i w całości przeszły do naszego księgozbioru.

JJ: Trzeba mieć niezwykłe wyczucie, doświadczenie i odwagę, by móc odnaleźć ukryty ekslibris Grimmów.

RWS: Ekslibris z 1865 jest najczęściej łatwy do odnalezienia. Jeśli książka nie miała zmienionej oprawy, jest on widoczny na wewnętrznej wyklejce przedniej okładziny. Zagadka pojawia się, kiedy wolumin stracił dawną oprawę w czasie różnych zawirowań lub gdy okładzina została zmieniona, a introligator nie zachował dawnego ekslibrisu.


Pozostaje wówczas śledzenie innych znaków proweniencyjnych: podkreśleń, odręcznych zapisków, numerów akcesyjnych. Najbardziej spektakularnym odkryciem była dziewiętnastowieczna książka przekazana z Berlina do Kaiser-Wilhelm-Bibliothek. Nie było w niej odręcznych notatek ani podkreśleń braci Grimm i żeby móc potwierdzić lub wykluczyć przynależność do ich księgozbioru, poprosiłam specjalistów z Pracowni Konserwacji Książki o fachowe odklejenie ekslibrisu Kaiser-Wilhelm-Bibliothek.

Intuicja nie zawiodła, pod ekslibrisem KWB znajdował się jeszcze starszy – berliński z informacją, że druk pochodzi z księgozbioru Grimmów. Mieliśmy zatem odnaleziony kolejny druk stojący niegdyś na półce w gabinecie Jakuba i Wilhelma.

JJ: Na mnie największe wrażenie zrobił biały kruk, łotrzykowska powieść z XVII wieku – „Simplicissimus”. To rzadki i przepiękny starodruk, cenny sam w sobie, ale z odręcznymi notatkami braci Grimm, może wyjaśnić niejeden motyw z późniejszych bajek…

RWS: Odnaleziony „Simplicissimus” to pierwsze wydanie książki „Der Abentheuerliche Simplicissimus Teutsch” autorstwa Hansa Jakoba Christoffela von Grimmelshausena, opublikowanej w 1669 jeszcze pod pseudonimem German Schleifheim von Sulsfort, z fikcyjną nazwą wydawcy i miejsca wydania. Ma urok starego druku, ale nie nazwałabym go przepięknym wydaniem.


O wartości woluminu decyduje duża ilość śladów lektury Jakuba i Wilhelma, liczne podkreślenia, a przede wszystkim odręczne notatki na przednich i tylnych kartach ochronnych. Profesor Eliza Pieciul-Karmińska, która przebadała te zapiski, mówi, że można tu znaleźć odwołania do motywu zabicia „siedmiu za jednym zamachem”, który jest ważnym elementem fabuły „O dzielnym krawczyku”.

Książka ta została już zdigitalizowana, udostępniona w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej i jest przedmiotem badań polskich i niemieckich grimmologów.

JJ: Niezwykły jest również tak zwany klocek introligatorski, czyli oprawione w jedną trzy książki, w tym przypadku trzy opowieści rycerskie wydane w Lyonie w XVI wieku. Też zawiera wiele odręcznych notatek…

RWS: Mam do tego tomu ogromny sentyment, bo to pierwszy wolumin z księgozbioru Grimmów, który odnalazłam wiele lat temu. To przykład druków, które były wydawane w stosunkowo dużych nakładach, ale ponieważ jest to literatura popularna, nie trafiała do bibliotek uniwersyteckich czy klasztornych i najczęściej ulegała zaczytaniu. Znajdujące się w tym klocku druki powstały w lyońskich typografiach i zawierają wiele drzeworytowych rycin, które same w sobie mogą być ciekawym przedmiotem badań. Ale dla grimmologów to przede wszystkim kolejny egzemplarz z licznymi śladami lektury Jakuba i Wilhelma, np. z wielokrotnie zaznaczonym wątkiem konia Bayarda, który musiał interesować braci.



JJ: Jak mogą pomóc one w pracach nad twórczością Wilhelma i Jacoba Grimmów?

RWS: To pytanie należy skierować do badaczy twórczości Grimmów. Mogę jednak powiedzieć, że obecnie, kiedy zyskaliśmy dostęp do kolejnych książek z prywatnego księgozbioru braci, możliwe jest dalsze prześledzenie związków między konkretnymi pisemnymi źródłami a ich śladami w dziełach Grimmów.


Nie byłoby to możliwe bez analizy dzieł stojących niegdyś na półkach w gabinecie braci. Duże poruszenie, jakie nasze znalezisko wywołało w mediach, nie tylko polskich i niemieckich, pokazuje, jaką siłę oddziaływania ma wciąż nazwisko baśniopisarzy, jak duże jest zainteresowanie dorobkiem i działalnością braci Grimm, chociaż od ich śmierci minęło już ponad 150 lat.

JJ: Odnalezione pozycje są bardzo cenne i z tej przyczyny dostępne tylko badaczom. Które z nich można zobaczyć w bibliotece cyfrowej? Czy każdy może zerknąć na to, co podkreślali, zaznaczali, notowali bracia Grimm?

RWS: W Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej zostały udostępnione dwa woluminy z biblioteki Grimmów: „Gesta Romanorum” (1489) i wspomniany „Simplicissimus” (1669).


Można je przeglądać strona po stronie, chociaż czytanie notatek to naprawdę trudne zadanie. W prezentowanym egzemplarzu „Simplicissimusa” można znaleźć dość dużo podkreśleń i zapisków, można też zobaczyć berliński ekslibris z 1865 roku. Planowane jest prezentowanie kolejnych woluminów na platformie WBC.

JJ: Czy możliwe jest odnalezienie kolejnych książek, które stały kiedyś na półce w biblioteczce braci Grimm?

RWS: To dobre pytanie, ale odpowiedź na nie jest bardzo trudna. W katalogu Ludwiga Deneckego jest ponad 200 pozycji zaznaczonych jako dzieła zaginione. Jeżeli biblioteka berlińska wysyłała swoje dublety również do innych książnic, które powstawały na przełomie XIX i XX wieku, to i tam można szukać książek Grimmów. Trzeba też mieć nadzieję, że badania proweniencyjne prowadzone obecnie w różnych bibliotekach przyniosą nowe, ciekawe odkrycia.















































Ukochana, ale biblioteka






Gabinet Jakuba przy Linkstrasse 7. Akwarela Moritza Hoffmanna, Deutsche Digitale Bibliothek












Przy ul. Ratajczaka






fot. M. Adamczewska
















fot. M. Adamczewska






fot. M. Adamczewska



















//kulturaupodstaw.pl/biblioteki-niezwykle-ksiazki-z-niezwyklej-biblioteki-braci-grimm/




środa, 26 lutego 2025

Susza






przedruk




Ekspert ostrzega. Susza uderza w Polskę, „sytuacja alarmująca”




25.02.2025 12:36



Polska od ponad 20 lat zmaga się z permanentnym stanem suszy, który cyklicznie przechodzi od fazy meteorologicznej do hydrologicznej. Naukowcy podkreślają konieczność długofalowych działań retencyjnych i adaptacyjnych, by złagodzić skutki zmian klimatycznych.

Jak przypomniał uczelnia w przesłanym komunikacie, IMGW-PIB zwrócił uwagę, iż sytuacja związana z suszą hydrologiczną w lutym br. nie była aż tak zła, jak od co najmniej 2015 roku.

„W czwartek, 20 lutego, na ponad 40 stacjach przepływ wody znajdował się poniżej wartości średniego niskiego przepływu dla danej rzeki. Aby skutecznie odnowić zasoby wodne i uzupełnić retencję, potrzeba długotrwałych, spokojnych, jednostajnych opadów deszczu trwających przez kilka tygodni na obszarach, które najbardziej tego potrzebują” – napisano w komunikacie.


Jak powstaje susza?

Dr inż. Marcin Wdowikowski z Katedry Gospodarki Wodno-Ściekowej i Technologii Odpadów PWr wyjaśnił, że o zjawisku suszy powinniśmy mówić jako o długotrwałym procesie, który można podzielić na trzy etapy.



Pierwszy (susza meteorologiczna lub atmosferyczna) zaczyna się brakiem opadów atmosferycznych (deszczu lub śniegu), a w okresie letnim często towarzyszy mu tzw. fala upałów. 

Takie utrzymujące się warunki prowadzą do etapu drugiego, czyli suszy glebowej lub rolniczej, w której obniżające się poziomy wód w rzekach i w glebach prowadzą do ograniczenia w dostępności do wody dla roślin. 

Kolejne dni niedoborów opadów i występowania wysokiej temperatury powietrza klasyfikowane są już jako zjawisko ekstremalne i prowadzą do etapu trzeciego, czyli suszy hydrologicznej.



Ten jest najgroźniejszy i prowadzi do zjawiska tzw. niżówki lub wręcz zaniku wody w rzekach i ciekach. Często wody nie ma również w studniach gospodarczych.

„Powstaje deficyt, który bardzo często nie jest możliwy do uzupełnienia nawet przez ulewną burzę, kiedy woda bardzo szybko odpływa. Susza na każdym etapie jest dużym obciążeniem dla środowiska, społeczeństwa i gospodarki, dlatego wprowadzono nazwę susza gospodarcza, która podkreśla negatywny wpływ na każdy z tych elementów” – dodał dr Wdowikowski.



Zdanie ekspertów

„Wielu hydrologów i klimatologów uważa, że w Polsce i Europie jesteśmy stale w stanie suszy, od ponad 20 lat wahającej się pomiędzy I i II etapem. Najdotkliwsze jej skutki odnotowano w naszym kraju w 2003, 2015 i 2019 roku” – powiedział naukowiec.

W Polsce obowiązuje obecnie Plan Przeciwdziałania Skutkom Suszy, w którym wskazano szereg działań na lata 2021-27. Są to m.in. analiza możliwości powiększenia zasobów wodnych, propozycje budowy lub przebudowy urządzeń wodnych oraz propozycje niezbędnych zmian w zakresie korzystania z zasobów wodnych oraz zmian naturalnej i sztucznej retencji.

„Zazielenianie miast i przywracanie wielu funkcji środowiskowych na obszarach rolniczych jest tematem wielu projektów i inicjatyw. Jest to ważne, ponieważ, zjawisko suszy powiązano z działaniami adaptacyjnymi do zmian klimatycznych i zasadami zrównoważonego rozwoju” – powiedział dr Wdowikowski.




energetyka24.com/klimat/wiadomosci/ekspert-ostrzega-susza-uderza-w-polske-sytuacja-alarmujaca




niedziela, 23 lutego 2025

Dyscyplina w szkole












przedruk
tłumaczenie automatyczne



Chińska szkoła wymaga od rodziców zapisania się na dyscyplinę fizyczną, w przeciwnym razie uczniom grozi przymusowe przeniesienie



Kary fizyczne obejmują "biczowanie dłoni", "długie okresy wstawania", co dzieli opinię w mediach społecznościowych na kontynencie




Szanghaj

9:00, 23 lut 2025



Prywatna szkoła w południowych Chinach znalazła się pod ostrzałem krytyki za to, że nakazała rodzicom podpisanie się pod przepisami aprobującymi stosowanie kar cielesnych wobec uczniów.

Eksperymentalna szkoła Longyuan w Yangjiang w prowincji Guangdong została zdemaskowana w połowie lutego za to, że prosiła rodziców swoich uczniów o wyrażenie zgody na stosowanie kar, w tym bicia po rękach i stania przez dłuższy czas.

Zgodnie z przepisami, nauczyciele mogą uderzyć uczniów w dłonie nie więcej niż 10 razy za każdą karę, podczas gdy kara w stójce może trwać do dwóch godzin.



"Dążymy do tego, aby uczniowie ponosili odpowiedzialność za błędy, które popełnili. Dzięki temu będą mieli większą świadomość zapobiegania podobnym błędom i staną się dobrymi, praworządnymi obywatelami" – czytamy w regule.


Dokument zakazuje również studentom płci męskiej noszenia długich włosów, a dziewczętom  nakładania szminki, manicure lub noszenia biżuterii.

Ponadto, aby promować oszczędny sposób myślenia wśród uczniów, szkoła powiedziała, że powinni nosić ubrania o wartości poniżej 100 juanów (14 USD) i buty tańsze niż 80 juanów (11 USD).



Szkoła ma 2,500 uczniów w wieku od pierwszej do dziewiątej klasy.

Jest uważana za najlepszą szkołę w mieście ze względu na wysokie wyniki, jakie jej uczniowie osiągnęli na egzaminach wstępnych do szkół średnich w ostatnich latach.

Jeśli uczniowie lub rodzice nie akceptują przepisów, szkoła sugeruje przeniesienie ich do innych szkół, powiedziała niezidentyfikowana nauczycielka.


"Kara fizyczna jest wymierzona w tych, którzy nie odrobią pracy domowej lub popełnią błędy w klasie. Można to robić tylko raz w tygodniu i służy jako przypomnienie dla uczniów" – powiedziała.

"Kara stania jest nakładana na uczniów, którzy zasypiają w klasie lub nie koncentrują się na pracy domowej" – dodał nauczyciel.

Szkoła twierdziła, że zasady są zgodne z regułą kar dyscyplinarnych Ministerstwa Edukacji dla szkół podstawowych i średnich, która weszła w życie w 2021 roku.

Dekret ministerstwa zakazuje jednak wszelkich form kar cielesnych, wymagając, aby kara w stójce nie była dłuższa niż lekcja lub około 45 minut.


Sprzeciw opinii publicznej skłonił lokalny wydział edukacji do wezwania szkoły do "naprawienia swojego problemu".


"Zapewniamy, że nie będą już prosić rodziców o podpisanie tego rodzaju umowy" – powiedział urzędnik.

Wiadomość ta wznowiła dyskusję na temat zasadności stosowania kar cielesnych na kampusach.

Jeden z internautów powiedział: "Kary fizyczne powinny być zdecydowanie zakazane w szkole. Nauczyciele powinni prowadzić uczniów, aby dorastali zdrowo poprzez miłość i cierpliwość".

Jednak inna osoba powiedziała: "Odkąd dwójka moich dzieci przeniosła się do tej szkoły, stały się bardziej uprzejme, a ich wyniki w nauce uległy poprawie.


"Nauczyciele regularnie komunikują się ze mną i będą karać moje dzieci, jeśli popełnią błędy. Wspieram szkołę".









Alicja Yan

NASTĘPOWAĆ
Alice Yan jest reporterką zajmującą się wiadomościami społecznymi w Szanghaju. Pisze o ludzkich zainteresowaniach i specjalizuje się w opowieściach o relacjach rodzinnych, edukacji,







China school demands parents sign up for physical discipline or pupils face forced transfer | South China Morning Post



czwartek, 20 lutego 2025

Fraktale, a psychologia człowieka




przedruk
tłumaczenie automatyczne



w oryginalnym tekście sporo odnośników do innych stron, polecam




Wzory fraktalne w przyrodzie i sztuce są estetyczne i redukują stres



31 marca 2017 4:03



Ludzie są stworzeniami wizualnymi. Przedmioty, które nazywamy "pięknymi" lub "estetycznymi", są kluczową częścią naszego człowieczeństwa. Nawet najstarsze znane przykłady sztuki naskalnej i jaskiniowej pełniły raczej rolę estetyczną niż użytkową. Chociaż estetyka jest często uważana za źle zdefiniowaną, niejasną jakość, grupy badawcze, takie jak moja, używają wyrafinowanych technik, aby określić ją ilościowo – i jej wpływ na obserwatora.

Odkrywamy, że obrazy estetyczne mogą wywoływać oszałamiające zmiany w ciele, w tym radykalne zmniejszenie poziomu stresu obserwatora

Szacuje się, że sam stres w pracy kosztuje amerykańskie firmy wiele miliardów dolarów rocznie, więc studiowanie estetyki niesie ze sobą ogromne potencjalne korzyści dla społeczeństwa.

Naukowcy starają się ustalić, co sprawia, że poszczególne dzieła sztuki lub naturalne sceny są atrakcyjne wizualnie i łagodzą stres – a jednym z kluczowych czynników jest obecność powtarzających się wzorów zwanych fraktalami.



Czy fraktale są kluczem do tego, dlaczego twórczość Pollocka urzeka? Zdjęcie AP/LM Otero



Przyjemne wzory, w sztuce i w naturze

Jeśli chodzi o estetykę, kto lepiej się uczy niż znani artyści? Są w końcu ekspertami wizualnymi. Moja grupa badawcza przyjęła to podejście z Jacksonem Pollockiem, który osiągnął szczyt sztuki nowoczesnej pod koniec lat czterdziestych, wylewając farbę bezpośrednio z puszki na poziome płótna ułożone na podłodze jego pracowni. Chociaż wśród badaczy Pollocka toczyły się bitwy na temat znaczenia jego rozpryskujących się wzorów, wielu zgadzało się, że mają one organiczny, naturalny charakter.

Moja naukowa ciekawość została pobudzona, gdy dowiedziałem się, że wiele obiektów w naturze jest fraktalnych, z wzorami, które powtarzają się przy coraz większych powiększeniach. Pomyśl na przykład o drzewie. Najpierw widać duże gałęzie wyrastające z pnia. Potem widzisz mniejsze wersje wyrastające z każdej dużej gałęzi. W miarę powiększania pojawiają się coraz drobniejsze gałęzie, aż do najmniejszych gałązek. Inne przykłady fraktali natury to chmury, rzeki, wybrzeża i góry.

W 1999 roku moja grupa wykorzystała techniki komputerowej analizy wzorców, aby pokazać, że obrazy Pollocka są tak fraktalne, jak wzory znalezione w naturalnej scenerii. Od tego czasu ponad 10 różnych grup przeprowadziło różne formy analizy fraktalnej na jego obrazach. Zdolność Pollocka do wyrażania fraktalnej estetyki natury pomaga wyjaśnić niesłabnącą popularność jego prac.


Wpływ estetyki natury jest zaskakująco silny. W latach osiemdziesiątych architekci odkryli, że pacjenci szybciej wracają do zdrowia po operacji, gdy mają do dyspozycji sale szpitalne z oknami wychodzącymi na przyrodę.

Inne badania przeprowadzone od tego czasu wykazały, że samo patrzenie na zdjęcia naturalnych scen może zmienić sposób, w jaki autonomiczny układ nerwowy danej osoby reaguje na stres.



Czy fraktale są sekretem kojących naturalnych scen? Ronan, CC BY-NC-ND


Dla mnie rodzi to samo pytanie, które zadałem Pollockowi: czy fraktale są za to odpowiedzialne?

Współpracując z psychologami i neurobiologami, zmierzyliśmy reakcje ludzi na fraktale znalezione w naturze (za pomocą zdjęć naturalnych scen), sztuki (obrazy Pollocka) i matematyki (obrazy generowane komputerowo) i odkryliśmy uniwersalny efekt, który nazwaliśmy "płynnością fraktalną".


Dzięki ekspozycji na fraktalną scenerię natury, ludzkie systemy wzrokowe przystosowały się do wydajnego przetwarzania fraktali z łatwością. Odkryliśmy, że ta adaptacja zachodzi na wielu etapach układu wzrokowego, od sposobu, w jaki poruszają się nasze oczy, po aktywacje obszarów mózgu. Ta płynność umieszcza nas w strefie komfortu, dzięki czemu lubimy patrzeć na fraktale. Co najważniejsze, użyliśmy EEG do zarejestrowania aktywności elektrycznej mózgu i technik przewodnictwa skórnego, aby pokazać, że temu doświadczeniu estetycznemu towarzyszy redukcja stresu o 60 procent – zaskakująco duży efekt jak na leczenie niemedyczne. 

Ta fizjologiczna zmiana przyspiesza nawet tempo rekonwalescencji pooperacyjnej.



Artyści wyczuwają atrakcyjność fraktali

Nic więc dziwnego, że jako eksperci wizualni artyści osadzali fraktalne wzory w swoich pracach na przestrzeni wieków i w wielu kulturach. Fraktale można znaleźć na przykład w dziełach rzymskich, egipskich, azteckich, inkaskich i majańskich. Moimi ulubionymi przykładami sztuki fraktalnej z czasów nam bliższych należą Turbulencje da Vinci (1500), Wielka fala Hokusaia (1830), Seria Circle M.C. Eschera (1950) i oczywiście wylane obrazy Pollocka.

Chociaż jest to powszechne w sztuce, fraktalne powtarzanie wzorów stanowi wyzwanie artystyczne. Na przykład, wiele osób próbowało sfałszować fraktale Pollocka i poniosło porażkę. Rzeczywiście, nasza analiza fraktalna pomogła zidentyfikować fałszywe mintaje w głośnych przypadkach. Ostatnie badania przeprowadzone przez innych pokazują, że analiza fraktalna może pomóc odróżnić prawdziwe od fałszywych Pollocków z 93-procentowym wskaźnikiem sukcesu.

Sposób, w jaki artyści tworzą swoje fraktale, podsyca debatę w sztuce "natura kontra wychowanie": 

w jakim stopniu estetyka jest zdeterminowana przez automatyczne nieświadome mechanizmy tkwiące w biologii artysty, a w przeciwieństwie do jego intelektualnych i kulturowych problemów? 


W przypadku Pollocka jego fraktalna estetyka wynikała z intrygującej mieszanki obu. Jego fraktalne wzorce wywodzą się z ruchów jego ciała (w szczególności automatycznego procesu związanego z równowagą, znanego jako fraktal). Spędził jednak 10 lat na świadomym doskonaleniu swojej techniki nalewania, aby zwiększyć wizualną złożoność tych fraktalnych wzorów.



Test plam atramentowych Rorschacha, opiera się na tym, co wczytasz w obrazie. Hermann Rorschach



Złożoność fraktalna

Motywacja Pollocka do ciągłego zwiększania złożoności jego fraktalnych wzorów stała się oczywista niedawno, kiedy badałem fraktalne właściwości plam atramentu Rorschacha. Te abstrakcyjne plamy są słynne, ponieważ ludzie widzą w nich wyimaginowane formy (figury i zwierzęta). Wyjaśniłem ten proces w kategoriach efektu płynności fraktalnej, który usprawnia procesy rozpoznawania wzorców u ludzi. Fraktalne plamy atramentowe o niskiej złożoności sprawiły, że proces ten był szczęśliwy, oszukując obserwatorów, aby zobaczyli obrazy, których tam nie ma.

Pollockowi nie podobał się pomysł, że widzowie jego obrazów są rozpraszani przez takie wyimaginowane postacie, które nazywał "dodatkowym ładunkiem". Intuicyjnie zwiększał złożoność swoich dzieł, aby zapobiec temu zjawisku.

Abstrakcyjny kolega Pollocka, Willem De Kooning, również malował fraktale. Kiedy zdiagnozowano u niego demencję, niektórzy badacze sztuki wezwali go do przejścia na emeryturę w związku z obawami, że zmniejszy to komponent pielęgnacyjny jego twórczości. Jednak, choć przewidywali oni degradację jego obrazów, jego późniejsze prace przekazywały spokój, którego brakowało w jego wcześniejszych pracach. 


Ostatnio okazało się, że fraktalna złożoność jego obrazów stale spada, gdy popadał w demencję.

Badanie skupiło się na siedmiu artystach z różnymi schorzeniami neurologicznymi i podkreśliło potencjał wykorzystania dzieł sztuki jako nowego narzędzia do badania tych chorób. Dla mnie najbardziej inspirującym przesłaniem jest to, że walcząc z tymi chorobami, artyści nadal mogą tworzyć piękne dzieła sztuki.



Zrozumienie, w jaki sposób patrzenie na fraktale zmniejsza stres, oznacza, że możliwe jest stworzenie implantów siatkówki, które naśladują ten mechanizm. Zdjęcie Nautilusa za pośrednictwem www.shutterstock.com.




Moje główne badania koncentrują się na opracowywaniu implantów siatkówki w celu przywrócenia wzroku ofiarom chorób siatkówki. Na pierwszy rzut oka cel ten wydaje się daleki od sztuki Pollocka. Jednak to właśnie jego praca dała mi pierwszą wskazówkę na temat płynności fraktali i roli, jaką fraktale natury mogą odgrywać w utrzymywaniu poziomu stresu ludzi w ryzach. Aby upewnić się, że moje implanty inspirowane biologią wywołują taką samą redukcję stresu podczas patrzenia na fraktale natury, jak robią to normalne oczy, ściśle naśladują konstrukcję siatkówki.

Kiedy zaczynałem badania nad Pollockiem, nigdy nie wyobrażałem sobie, że będą one miały wpływ na projekty sztucznych oczu. Na tym jednak polega siła interdyscyplinarnych przedsięwzięć – myślenie "nieszablonowe" prowadzi do nieoczekiwanych, ale potencjalnie rewolucyjnych pomysłów.




------------


Wzory to matematyka, na którą uwielbiamy patrzeć


22 września 2015 11:06



Dlaczego ludzie uwielbiają patrzeć na wzory? Mogę się tylko domyślać, ale napisałem całą książkę o nowych matematycznych sposobach ich wytwarzania. W książce Creating Symmetry, The Artful Mathematics of Wallpaper Patterns (Tworzenie symetrii, artystycznej matematyki wzorów tapet) zamieszczam obszerny zestaw przepisów na przekształcanie fotografii we wzory. Oficjalna definicja "wzorca" jest kłopotliwa; Ale możesz myśleć o wzorze jako o obrazie, który w jakiś sposób się powtarza, być może gdy się obracamy, być może, gdy przeskakujemy o jedną jednostkę.

Oto wzór, który zrobiłem, używając logo The Conversation, wraz z truskawkami i cytryną:


Powtarzanie w nieskończoność na lewo i prawo. Frank A Farris, CC BY-ND

Matematycy nazywają to wzorem fryzu, ponieważ powtarza się on w kółko w lewo i prawo. Twój umysł prowadzi cię do przekonania, że ten wzorzec powtarza się w nieskończoność w dowolnym kierunku; W jakiś sposób wiesz, jak kontynuować wzór poza kadrem. Możesz również zobaczyć, że wzór u dołu obrazu jest taki sam jak wzór u góry, tylko trochę odwrócony i przesunięty.

Kiedy możemy zrobić coś ze wzorcem, który pozostawia go niezmienionym, nazywamy to symetrią wzorca. Tak więc przesuwanie tego wzoru na boki w odpowiednim stopniu – nazwijmy to przesunięciem o jedną jednostkę – jest symetrią mojego wzorca. Ruch odwracania i przesuwania nazywa się odbiciem poślizgu, więc mówimy, że powyższy wzór ma symetrię ślizgu.




Rząd liter A ma wiele symetrii. Frank A Farris, CC BY-ND


Możesz tworzyć wzory fryzu z rzędów liter, o ile możesz sobie wyobrazić, że rząd trwa w nieskończoność w lewo i w prawo. Wskażę ten pomysł poprzez... AAAAA.... Ten rząd liter zdecydowanie ma to, co nazywamy symetrią translacyjną, ponieważ możemy przesuwać się wzdłuż rzędu, po jednej literze A na raz i skończyć z tym samym wzorem.

Jakie ma inne symetrie? Jeśli użyjesz innej czcionki dla swoich A, może to zepsuć symetrię, ale jeśli nogi litery A są takie same, jak powyżej, to ten wiersz ma symetrię odbicia wokół osi pionowej narysowanej przez środek każdego A.


I tu pojawia się ciekawa matematyka: czy zauważyłeś oś odbicia między As? 

Okazuje się, że każdy wzór fryzu z jedną pionową osią zwierciadła, a co za tym idzie nieskończonym ich rzędem (przez symetrię translacyjną wspólną dla wszystkich fryzów), musi koniecznie mieć dodatkowy zestaw pionowych osi lustra dokładnie w połowie odległości między pozostałymi. A matematyczne wyjaśnienie nie jest zbyt trudne.

Załóżmy, że wzór pozostaje taki sam, gdy odwrócisz go wokół osi lustra. I załóżmy, że ten sam wzór jest zachowany, jeśli przesuniesz go o jedną jednostkę w prawo. Jeśli wykonanie pierwszego ruchu pozostawia wzór w spokoju, a wykonanie drugiego ruchu również pozostawia wzór w spokoju, to wykonanie najpierw jednego, a następnie drugiego pozostawia wzór w spokoju.





Przewracanie, a następnie przesuwanie jest tym samym, co jedno duże przewrócenie. Frank A Farris, CC BY-ND


Możesz odegrać to ręką: połóż prawą rękę twarzą w dół na stole z osią lustra przez środkowy palec. Najpierw odwróć rękę (symetria lustra), a następnie przesuń ją o jedną jednostkę w prawo (tłumaczenie). Zauważ, że jest to dokładnie taki sam ruch, jak odwrócenie ręki o pół jednostki od pierwszej.

To o tym świadczy! Nikt nie jest w stanie stworzyć wzoru z symetrią translacyjną i lustrami bez stworzenia tych pośrednich symetrii lustrzanych. Na tym polega istota matematycznego pojęcia grupy: jeśli wzór ma pewne symetrie, to musi mieć wszystkie inne, które powstają w wyniku ich połączenia.

Zaskakujące jest to, że istnieje tylko kilka różnych rodzajów symetrii fryzu. Kiedy mówię o typach, mam na myśli to, że rząd A ma ten sam typ co rząd V. (Szukaj tych pośrednich osi lustra!) Matematycy twierdzą, że dwie grupy symetrii są izomorficzne, co oznacza, że mają tę samą postać.

Okazuje się, że istnieje dokładnie siedem różnych grup fryzów. Zaskoczony? Prawdopodobnie możesz dowiedzieć się, czym one są, z pewną pomocą. Pozwólcie, że wyjaśnię, jak je nazwać, zgodnie z Międzynarodową Unią Krystalografów.

Symbol nazewnictwa używa szablonu prvh, gdzie p jest tylko symbolem zastępczym, r oznacza symetrię obrotową (pomyśl o rzędzie N), v oznacza cechy pionowe, a h oznacza poziomy. Nazwa wzoru A to p1m1: brak obrotu, lustro pionowe, brak elementu poziomego poza translacją. Używają 1 jako symbolu zastępczego, gdy ten konkretny rodzaj symetrii nie występuje we wzorcu.

Co mam na myśli mówiąc o rzeczach horyzontalnych? Mój fryz wprowadzający to p11g, ponieważ jest symetria ślizgu w kierunkach poziomych i brak symetrii w innych szczelinach.





Kolejny wzór fryzu, tym razem oparty na zdjęciu persymony. Frank A Farris, CC BY-ND

Zapisz kilka rzędów liter i zobacz, jakie rodzaje symetrii możesz nazwać. Wskazówka: powyższy wzór persymony (lub ten rząd N) zostałby nazwany p211. Nie może być p1g1, ponieważ upieramy się, że nasz fryz ma symetrię translacyjną w kierunku poziomym. Nie może być p1mg, ponieważ jeśli masz m w kierunku pionowym i g w poziomie, jesteś zmuszony (nie przeze mnie, ale przez naturę rzeczywistości) do symetrii rotacyjnej, co ląduje w p2mg.



Wzór p2mg oparty na tych samych surowcach, co nasz pierwszy wzór fryzu. CC BY-ND

Trudno jest zrobić wzory p2mg z literami, więc oto jeden wykonany z tej samej cytryny i truskawek. Pominąłem logo, ponieważ słowa stały się zbyt zniekształcone. Szukaj poziomych ślizgów, pionowych luster i środków o podwójnej symetrii obrotowej. (Oto zabawna cecha: uśmiechnięte truskawkowe twarze stają się smutne, gdy widzisz je do góry nogami.)



W mojej książce skupiam się bardziej na wzorach tapet, czyli takich, które powtarzają się w nieskończoność wzdłuż dwóch różnych osi. Wyjaśniam, jak używać wzorów matematycznych zwanych złożonymi formami falowymi do konstruowania wzorów tapet. Udowadniam, że każda grupa tapet jest izomorficzna – pojęcie matematyczne oznaczające tę samą formę – do jednej z zaledwie 17 grup prototypowych. Ponieważ typy wzorców ograniczają możliwe struktury kryształów, a nawet atomów, wszystkie wyniki tego typu mówią coś głęboko o naturze rzeczywistości.



Starożytna rzymska mozaika podłogowa w Carranque, Hiszpania. a_marga, CC BY-SA

Bez względu na adaptacyjne powody naszej ludzkiej miłości do wzorów, tworzymy je od dawna. Każda tradycja dekoracyjna obejmuje ten sam ograniczony zestaw typów wzorów, chociaż czasami istnieją kulturowe powody dla łamania symetrii lub pomijania niektórych typów. Czy nasze wizualne zamiłowanie do rozpoznawania, że "Tak, to jest to samo, co tamto!" miało pierwotnie użyteczny korzeń, być może ewoluując z przewagi w odróżnianiu roślin jadalnych od trujących, na przykład? A może po prostu lubimy patrzeć na wzory? Bez względu na to, co się dzieje, tysiące lat później nadal czerpiemy przyjemność z tych powtarzalnych wzorów.











theconversation.com/fractal-patterns-in-nature-and-art-are-aesthetically-pleasing-and-stress-reducing-73255

theconversation.com/patterns-are-math-we-love-to-look-at-44390