„Wyeliminowanie narodowej produkcji w Polsce, głównie przemysłu
ciężkiego, maszynowego, górniczego, kolejowego czy okrętowego,
zepchnęło Polskę do grona niedorozwiniętych technologicznie krajów
obrzeża starych krajów unijnych.
Pozbawiona zdolności eksportowych Polska stała się łakomym
kąskiem rynkowym wspólnotowej konkurencji, która otwierając Polsce drogę
do Unii, narzuciła jej dalsze ograniczanie zdolności wytwórczych i
zwiększanie uzależniającego ją importu techniczno-technologicznego,
permanentnie zadłużającego ją za granicą, które obecnie wynosi 16,4 mld
dolarów amerykańskich. Taka sytuacja i to w sercu kontynentu
europejskiego pozwoliła natomiast obcym firmom, głównie europejskim i
północnoamerykańskim na natychmiastową ekspansję lokalizacyjną.
Rozpoczął się wyścig po zdobycie uzbrojonej infrastruktury przemysłowej
na własność i to w głównych ośrodkach przemysłowych i wielkomiejskich na
obszarze całej Polski. W ten sposób nowe 87 obce firmy utrwaliły swoją
długoterminową ekspansję i rażąco wysoką dewizowo zależność
eksploatacyjną Polski, ograniczając nasz strukturalny rozwój w oderwaniu
od położenia, zasobności surowcowej i kapitału ludzkiego kwalifikowanej
kadry robotniczej i inżynieryjnej, która poszła w zupełną rozsypkę lub
na wcześniejsze emerytury” – pisze dr Ryszard Ślązak w artykulept.
”Powikłana prywatyzacja” zamieszczonym w nr 1(10)/2009 dwumiesięcznika
„Realia”.
Ponieważ po zlikwidowaniu przemysłu stoczniowego przez rząd
Donalda Tuska Polska stała się krajem bez własnej ekonomiki, warto
przyjrzeć się jak w ciągu 20 lat kolejne ekipy „prawicowe” i „lewicowe”
dokonywały eutanazji gospodarki narodowej, będącej dziełem dwóch pokoleń
Polaków. Ten przegląd zawdzięczamy uprzejmości dra Ślązaka, który
zezwolił nam na wykorzystanie materiałów zamieszczonych w ww. pracy, za
co autor i redakcja składają serdeczne podziękowania Panu Doktorowi.
Sterowany bałagan
Na przełomie lat 1989/90 ówczesne władze rozpoczęły
przygotowania do przemian własnościowych w naszym kraju. Jednym z
motywów tych posunięć był jeden z niepisanych punktów układu „okrągłego
stołu”, polegający na oddaniu władzy politycznej „Solidarności” w zamian
za uwłaszczenie nomenklatury partyjnej. Pierwszy krok stanowiło
usamodzielnienie przedsiębiorstw państwowych, co oznaczało zdjęcie
gwarancji władz, natomiast państwo przejęło długi zagraniczne tych
zakładów. (Wówczas tylko państwo, a nie podmioty gospodarcze było
zadłużone względem zagranicy.) W tym okresie pojawiły się trzy rodzaje
własności: samodzielne przedsiębiorstwa używające jeszcze przymiotnika
„państwowy”, własność Skarbu Państwa i własność prywatna. Przywrócono
funkcjonowanie przedwojennego Kodeksu handlowego (nota bene nigdy nie
został on formalnie uchylony), który zezwalał na powstawanie nowych
podmiotów gospodarczych różnego rodzaju. Na początku lat 90.
wyodrębniono czwarty rodzaj własności – własność komunalną..
Za tymi gwałtownymi zmianami nie nadążało jednak ustawodawstwo
gospodarcze – w praktyce obowiązywało równolegle nowe i stare prawo.
Zasypywany pytaniami Sąd Najwyższy podjął uchwałę z dnia 12 grudnia 1989
roku nr III CRN 401/89 (nie publikowaną!), w której uzasadniał, że
majątek państwowych zakładów jest ich własnością i nie stanowi własności
Skarbu Państwa.
Tym samym zakłady państwowe zostały uwłaszczone majątkiem od stycznia 1989 roku.
Oznaczało to, że mogą one tworzyć spółki z innymi podmiotami
gospodarczymi – głównie akcyjne i z ograniczoną odpowiedzialnością, bez
uzyskiwania zgody branżowych ministrów. Na podstawie nowych regulacji
prawnych w latach1989 – 1990 zakłady stały się właścicielami gruntów i
innych nieruchomości dotąd przez niezarządzanymi w imieniu państwa. W
1993 roku Sąd Najwyższy inną uchwałą (tym razem opublikowaną)
potwierdził rozróżnienie własności, formułując termin „Skarbu Państwa”.
Tak szybki proces przekształceń własnościowych stał się
przyczyną majątkowego ataku na zadłużone zakłady ze strony różnych sił
krajowych i zagranicznych oraz bankowych kredytodawców. Banki obejmując
czy przejmując akcje lub udziały w nowych spółkach szybko zaczęły je
rozparcelowywać, dzielić, likwidować i zbywać ich majątek o
równowartości należności kredytowych czy akcji bądź udziałów. Częściowo
również z winy banków nastąpił lawinowy proces upadłości, bankructw,
likwidacji, sprzedaży i różnorodnych spekulacji majątkiem wypracowanym
przez Naród w latach 1945 – 1989. Miało miejsce rażące marnotrawstwo
majątku narodowego, na przy zezwoleniu władz państwowych wszystkich
szczebli. Co gorsza, już na początku realizowania doktryny
prywatyzacyjnej odrzucono zasadę zachowania w rękach państwa pewnej
liczby przedsiębiorstw o znaczeniu strategicznym.
Opisany tu bałagan wynikał nie tylko z braku doświadczenia czy
też niechlujstwa. Przy braku jasnego, czytelnego prawa, nieprecyzyjnych
zasadach wyceny (o czym poniżej), braku określenia, co powinno pozostać w
ręku państwa lub pod jego kontrolą, można było za bezcen – ale za to za
łapówki – wyprzedać zagranicznemu kapitałowi cały majątek narodowy.
Wycena według uznania
W pierwszych latach 90. zastanawiano się nad metodą wyceny
podmiotów państwowych oraz nad tym, co ma być i komu sprzedane. W
rezultacie mienie państwowe podzielono na trzy grupy:
a) niebędące przedmiotem obrotu, zawsze pozostające jako własność państwa, np. złoża kopalin czy dobra kultury;
b) dobra nieprzeznaczone do obrotu, nabyte lub wytworzone za środki publiczne przez jednostki państwowe;
c) mienie stanowiące obecnie lub w przyszłości przedmiot obrotu, a przeznaczone do prywatyzacji.
Według tej metodologii mienie zaliczone do grupy „a” określano
tylko rzeczowo, w ujęciu opisowym lub rodzajowo-opisowym, ale wyceny
dokonywano jak dla mienia będącego w stanie naturalnym, dóbr kultury,
zasobów dokumentacyjnych czy archiwaliów. Majątek z grupy „b”, ujmowano
wartościowo, stosując wartość szacunkową, głównie w odniesieniu do
gruntów. Natomiast mienie z grupy „c”, ujmowano wartościowo na podstawie
przepisów o rachunkowości oraz odnoszących się do jednostek
państwowych. Te pośpiesznie przyjęte zasady wyceny sprawiły, że nadano
im szczegółowy charakter i przyjęto odmienne wymogi.
Tak sformułowane zasady powodowały nieadekwatność przyjmowanych
kwot wyceny do rzeczywistej wartości mienia oraz niemożność stosowania
jednego miernika wartości. Majątek państwowy wyceniano poprzez szacunek
ekspercki, szacunek własny Ministerstwa Skarbu Państwa, poprzez operat
szacunkowy, w oparciu o informacj e przekazywane przez starostów, a
także wyceniano według wartości wynikającej z protokołów przekazania
zakładu pracy nowemu użytkownikowi – właścicielowi.
Stosunkowo największa uznaniowość występowała przy wycenie
gruntów państwowych, będących obiektem szczególnego zainteresowania
rolników – z jednej strony a wszelkiej maści spekulantów krajowych
izagranicznych - z drugiej. Pamiętajmy, że w roku 1987 grunty Skarbu
Państwa obejmowały 42% terytorium kraju, co stanowiło niemal 13 mln
hektarów. Gminy i różne osoby prawne zajmowały tylko 6% obszaru państwa,
a osoby fizyczne miały prawo własności do 52% powierzchni kraju.
Wartość tych gruntów ujmowano tylko wtedy, gdy nieruchomość była znana. W
zasobach Agencji Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa w 1997 roku
znajdowało się 2.435.214 hektarów o uznaniowo określonej wartości 6 021
160 110 zł. Po 2004 roku grunty wyceniano bardziej precyzyjnie.
Ile mieliśmy
W 1997 roku. działało 415 jednoosobowych spółek Skarbu Państwa o
wartości nominalnejakcji 26.494.319.033 zł. Z liczby tej 39, o wartości
akcyjnej 110.684.200 zł, było w stanie likwidacji. Natomiast spółek z
częściowym udziałem Skarbu Państwa istniało 1.347, o wartości udziałów
państwa wynoszącej 8.983.367.950, w tym 33 spółki o wartości 74.567.470
zł znajdowały się w stanie likwidacji. Wszystkie spółki z całkowitym i
częściowym udziałem Skarbu Państwa, podlegały nadzorowi Ministra Skarbu
Państwa. Do organów zarządzających tych spółek partie polityczne
desygnowały swoich delegatów, co nadzwyczaj sprzyjało ich prywatyzacji.
Jeszcze w 1997 r. przedsiębiorstwa państwowe i banki państwowe,
dla których organem założycielskim i zarządzającym byli minister skarbu
i wojewodowie, posiadały fundusze własne o łącznej, szacunkowej
wartości 42.099.088 tys. zł, która w czasie działalności gospodarczej
powinna wzrastać, a nie maleć, bo stanowi to przecież cel ich
działalności.
Poza tym majątkiem Skarbu Państwa, Minister SP wniósł część
majątku narodowego do 38 różnego rodzaju fundacji o łącznej wartości
17,098.mln zł. Majątek ten w wielu przypadkach został dziwnie
„uwłaszczony” i nadal po cichu się rozpływa. Z czego wynika konieczność
rzetelnej ewidencji majątków wszelkich fundacji, którym rząd powierzył
mienie narodowe do czasowego gospodarowania. Minister powinien każdego
roku składać dokładne sprawozdanie z gospodarowania tym majątkiem przez
fundacje. Ponadto do wiadomości publicznej powinien podawać wykaz
fundacji z wyszczególnieniem, jakim majątkiem narodowym dysponują i jak
go użytkują. A są to grunty, budynki, pałace, nawet te znacjonalizowane,
a niezwrócone ich prawowitym właścicielom, budynki wybudowane po
wojnie. Majątek ten nie powinien pozostawać bez nadzoru państwa, mimo iż
umknął z dotychczasowej publicznie dostępnej ewidencji.
Po 10 latach, w 2007 roku. Skarb Państwa dysponował akcjami i
udziałami w 1.344 spółkach, z których 982 prowadziło działalność
gospodarczą, a wartość akcji i udziałów w tych spółkach wynosiła 198 mld
złotych. Z tych 1.344 spółek tylko 410 było jednoosobowymi spółkami
Skarbu Państwa z kapitałem o wartości 80 mld złotych. Na giełdzie
papierów wartościowych notowano tylko 40 spółek dysponujących akcjami o
wartości 73 mld zł. Najdroższe były spółki energetyczne wycenione na ok.
56 mld złotych, których wartość znacznie wzrosła. Za nimi znajdowały
się spółki kolejowe o wartości 12 mld złotych. Do nieodpłatnego nabycia
akcji w spółkach w samym tylko 2007 roku uprawnionych było 1,64 mln
pracowników różnych zakładów, a także rolników, którzy łącznie otrzymali
nieodpłatnie 950 mln akcji. W całym dotychczasowym procesie
prywatyzacyjnym nieodpłatnie akcje uzyskało około 4 mln pracowników.
Zapis rabowania Polski (2)
Kontynuujemy zapis eutanazji gospodarki narodowej pod hasłem
„prywatyzacji” przeprowadzanej od tzw. przełomu, czego symbolicznym
zakończeniem stała się likwidacja przemysłu stoczniowego na przełomie
ubiegłego i bieżącego roku. Przypominam, że w artykuletym korzystam z
danych zawartych w artykule dra Ryszarda Ślązaka „Powikłana
prywatyzacja” zamieszczonym w nr 1/10 2009 dwumiesięcznika „Realia”, na
co zezwolił Autor.
Po cichu, a potem jawnie.
„Prywatyzacja stała się doktryną i programem gospodarczym niemal
wszystkich rządów po roku 1989 (…) stała się integralną częścią
programu działalności gospodarczej, którego założenia opracowywał rząd, a
Sejm zatwierdzał i rozliczał go z tej realizacji” – w wymienionej
pracy. Pierwsza prywatyzacja odbywała się po cichu, niejawnie, począwszy
od 1988 r. i obejmowała ona głównie nomenklaturę
partyjno-rządowo-esbecką. Ta prywatyzacja nie podlegała ewidencji, choć
objęła ona majątek wartości 200 mln zł.
Tę jawną rozpoczęto w 1990 r. Istniało wtedy 8.453
zarejestrowanych przedsiębiorstw państwowych, z czego w okresie 1990 –
2000 „sprywatyzowano” 5.216, co stanowi 62% stanu wyjściowego. W 2002 r.
działalność gospodarczą prowadziło 1.386 państwowych zakładów, z
których w roku 2006 pozostało czynnych tylko 551, 94 likwidowano, a 188
znajdowało się w stanie upadłości (vide – tabela 1). Zasadniczy cel
prywatyzacji stanowiło unicestwienie najpierw wielkich przedsiębiorstw
państwowych, określanych pogardliwie „molochami”. Tak naprawdę chodziło o
sprzedaż uzbrojonych terenów, głównie miejskich, zabudowań i
wyposażenia technicznego. W ten sposób firmy zagraniczne, przy pomocy
polskich kondotierów, wyparły raz na zawsze polskie przedsiębiorstwa z
ich zagranicznych rynków zbytu.
Jednocześnie likwidowano centrale handlu zagranicznego, głównie
eksportowe, co niemal całkowicie i nagle załamało polski eksport
wyrobów przemysłowych i eksport budownictwa. Ten ostatni rozwijany był
na podstawie długoterminowych umów państwowych, przyczyniając się do
wzrostu polskiego eksportu w ramach nowej polityki
gospodarczo-modernizacyjnej Edwarda Gierka. Polityka „prywatyzacji”
doprowadziła polskie centrale eksportowe do paraliżu ekonomicznego, a
następnie do ich rozpadu i likwidacji. Na proces prywatyzacji nie miały
one wpływu, ponieważ o losie przedsiębiorstw państwowych decydowały
ówczesne, z zasady niestabilne politycznie, nowe władze. W rezultacie
nastąpiło zwiększanie importu inwestycyjnego i importu ogółem, w dużej
części zbędnego, czy wręcz śmietnikowego. Poprzedniej struktury
eksportowej nigdy już nie odbudowaliśmy, a i dziś w programach rządowych
ten problem nie istnieje.
Jeszcze do początku lat 90 Polska eksportowała kompletne
obiekty przemysłowe, różnorodne usługi (także medyczne) na Bliski i
Daleki Wschód, do Azji, Europy, Związku Sowieckiego. Budowaliśmy drogi,
mosty, zakłady przemysłowe pod klucz, kopalnie, huty, elektrownie, całe
osiedla mieszkaniowe od zaprojektowania do ich kompleksowego,
ostatecznego wykonania, szpitale, w których w ramach kontraktów
usługowych były zatrudnione całe nasze zespoły medyczne. Roczne wpływy z
tego eksportu sięgały ponad 6 mld USD. Tylko z samego eksportu
różnorodnych usług, nasze wpływy w końcu lat 70. i w latach
osiemdziesiątych wynosiły rocznie ponad 2 mld USD. Wyspecjalizowane
polskie firmy renowacyjne (odbudowy i konserwacji zabytków) realizowały w
różnych krajach europejskich i pozaeuropejskich tego rodzaju usługi, co
poza zarobkiem i dopływem wymienialnej waluty dla nich i dla kraju,
dawało polskiej kadrze technicznej i artystycznej uznanie i zawodową
sławę zagranicą, z czego korzystamy do dziś.
Tzw. Prywatyzację motywowano rzekomo większą efektywnością
ekonomiczną tego sektora. Tłumaczono, że nawet przedsiębiorstwa
państwowe przekształcone w spółki prawa handlowego osiągają lepsze
wyniki w porównaniu z czysto państwowymi. Aby nadać szczególną wagę tej
wyprzedaży, ukuto termin „inwestora strategicznego”, z reguły
zagranicznego. Wyprzedaż miała się stać jednym z decydujących czynników
wzrostu gospodarczego, szybkiego wzrostu eksportu i spadku importu.
Minione 20-lecie dowiodło czegoś wręcz przeciwnego: eksport rósł bardzo
powoli (była to tendencja stała), czemu towarzyszył lawinowy wzrost
importu uzupełniającego, co uzależnia produkcję realizowaną przez nowego
właściciela od dostaw zagranicznych. Import półfabrykatów i innych
elementów, które mogą być produkowane w Polsce, ma stałą tendencję
wzrostu.
Ponadto w Polsce zagraniczni właściciele z reguły zmieniali
asortyment produkcji i wytwarzają części, elementy i półfabrykaty, a nie
produkt finalny. W przypadku tego ostatniego nie oznakowują, że towar
został wytworzony w Polsce.
Taki stan rzeczy zwiększa pośrednio obciążenie dewizowe
państwa, bo tylko państwo dysponuje dewizami i to państwo, kosztem
własnego budżetu, zapewnia obce dewizy na regulacje zobowiązań
płatniczych wobec zagranicy.
Pętla Balcerowicza
Nowo mianowany minister finansów, a jednocześnie wicepremier –
Leszek Balcerowicz (funkcje te pełnił w latach 1989-1991, a następnie za
rządów AWS/uW w okresie1987-2000), od razu wprowadził restrykcyjną
politykę finansową służącą podbiciu ekonomicznemu Polski przez Zachód.
Paradoksalnie, jego polityce sprzyjały odziedziczone po poprzednim
systemie – centralny model zarządzania oraz powszechna własność
państwowa. Ponadto do państwa nadal należały wszystkie banki, a NBP
nadal nosił charakter nie banku centralnego, ale monobanku: udzielał
kredytów, obsługiwał finansowo podmioty gospodarcze, dysponował
rozbudowaną siatkę filii.
Nadal więc polityka kredytowa i stopy procentowe zależały od decyzji MinistraFinansów.
Na początku 1989 roku średnia stopa procentowa dla kredytów
inwestycyjnych wahała się w granicach 4 -7 procent, a kredytów
obrotowych 7-10 proc. Od początku 1990 r. Balcerowicz podniósł
drastycznie wszystkie stopy procentowe, w tym stopy odsetek od
zaległości podatkowych oraz odsetki cywilnoprawne, czyli tzw. ustawowe,
stosowane w relacjach podmiot – obywatel.
Stopy kredytowe wzrosły w roku 1990 do ponad 72 proc., a stopa redyskontowa nawet do106 proc. rocznie.
Odsetki ustawowe wzrosły do 92 proc. średniorocznie, odsetki od
zaległości podatkowych nawet do 212 proc. średniorocznie, a czasowo aż
do 720 proc.
Horrendalnemu podniesieniu stóp, co stanowiło bandytyzm
ekonomiczny, towarzyszył bandytyzm prawny, bowiem nowo wprowadzone stopy
procentowe obejmowały nie tylko nowe umowy kredytowe, ale również
wszystkie kredyty udzielone uprzednio. Czyli, już w trakcie trwania
umowy, kredytobiorcom narzucono nowe warunki kredytowe w czterech
tytułach odsetkowych, po to, aby nie mogli prowadzić działalności
gospodarczej. Zostali oni z góry skazani na straty. Wszystkie przecież
rodzaje kosztów były uprzednio kalkulowane w oparciu o stopy z umów
zawartych przed rokiem 1990. Nagły wzrost stóp procentowych prowadził
nieuchronnie do szybkiej upadłości i likwidacji przedsiębiorstw
państwowych z powodu niewypłacalności, niewypłacalność do ich upadku, a
to z kolei dawało asumpt do ich pośpiesznej, przymusowej prywatyzacji
pod pozorem braku zyskowności. Metody te przypominają niszczenie
własności prywatnej domiarami w czasach stalinowskich. Zadłużone w ten
sposób podmioty gospodarcze nie mogły spłacić nie tylko kapitału
uzyskanego z kredytu, ale i ponad dziesięciokrotnie wyższych odsetek,
tym bardziej że władze i banki przyjęły zasadę, że wszelkie spłaty
dłużnika (kredytobiorcy) najpierw są zaliczane na spłatę odsetek, a
dopiero reszta na spłatę kapitału kredytowego.
Balcerowicz stworzył sytuację wieczystego zadłużenia i
niemożności spłaty kredytów kiedykolwiek, co przyśpieszało nagonkę
prywatyzacyjną zarówno ze strony władz, jak i różnych kombinatorów
krajowych i zagranicznych. Stosunkowo często przyjmowano kwotę
zadłużenia przedsiębiorstwa za cenę jego sprzedaży. Wycena
przedsiębiorstwa zazwyczaj miała charakter uznaniowy. Z zasady
kwestionowano wartość ewidencyjną majątku trwałego, twierdząc, że
majątek ten został już zamortyzowany, jest mało wartościowy
produkcyjnie, a to rażąco zaniżało wartość podmiotu gospodarczego.
Ponadto do wyceny z reguły nie zaliczano wartości gruntu, na którym
znajdował się zakład. Przejęć za należności kredytowe i odsetkowe
dokonywały także banki. Uzyskały one zamianę swoich należności
kredytowych na udziały czy na akcje u tych kredytobiorców. W sztucznie
zawyżonej części odsetkowej uzyskiwały one korzyści finansowe czy
majątkowe niemal za darmo.
Podsumujmy. Wskutek wstrząsowej polityki finansowej nastąpiła
niemal powszechna niewypłacalność różnorodnych podmiotów gospodarczych,
ogromne zatory płatnicze i zastosowana przez władze blokada kredytowa
wobec przedsiębiorstw państwowych.
W takich to warunkach ekonomicznych następował aktywny
politycznie proces przekształceń prywatyzacyjnych. Sztucznie zawyżone
zobowiązania bezpośrednio wpływały na uzyskiwaną cenę zbycia, czy ceny
udziałów bądź akcji podlegających sprzedaży. Innymi słowy, chodziło o
wyprzedaż polskich zakładów jak najszybciej i jak najtaniej.
Zapis rabowania Polski (3)
Poniżej przedostatni odcinek relacji z niszczenia gospodarki
polskiej przez ekipy rządzące Polską od 1989 r. W artykule tym korzystam
z danych zawartych w artykule dra Ryszarda Ślązaka „Powikłana
prywatyzacja” zamieszczonym w nr 1/10 2009 dwumiesięcznika „Realia”, na
co zezwolił naszej redakcji Autor.
Apogeum wyprzedaży
31.10.1997 r. rządy w Polsce objęła koalicja AWS-UW. Na czele
gabinetu stanął Jerzy Buzek (AWS), ale kluczowe resorty gospodarcze (i
nie tylko) objęli bądź funkcjonariusze UW, bądź ludzie z AWS, których
poglądy na gospodarkę (a raczej wykańczanie polskiej gospodarki) mieli
tożsame z partią Bronisława Geremka. Tak więc wicepremierem i
jednocześnie ministremfinansów został Leszek Balcerowicz – w gabinecie
Tadeusza Mazowieckiego pogromca przedsiębiorstw państwowych. Urząd ten
pełnił do czerwca 2001 r., kiedy to UW – ku rozpaczy Mariana
Krzaklewskiego – opuściła koalicję. Był on faktycznym dyktatorem
gospodarki. W procederze wyprzedaży majątku narodowegozaciekle pomagał
mu minister skarbu państwa – Emil Wąsacz (AWS), zdymisjonowany dopiero
16.08.2000 r., na cztery miesiące zastąpiony przez Andrzeja
Chronowskiego, a od 28.02.2001 r. funkcję tę objęła Aldona
Kamela-Sowińska. Zapewniała ona publicznie, że do końca kadencji rządu
nie pozostanie w Polsce ani jeden zakład państwowy. Wprawdzie zapowiedzi
nie spełniła, ale starała się bardzo usilnie. W każdym razie rządy
Buzka stanowią apogeum wyprzedaży (z reguły za bezcen) majątku
narodowego, zaś rok 2000 jej szczyt.
W roku 1999 majątek Skarbu Państwa (w tym państwowe zasoby własności rolnej) wyceniono na
159 mld zł (ok. 41 mld USD). Wartość samych przedsiębiorstw i
banków państwowych i jednoosobowych spółek Skarbu Państwa oraz udziałów i
akcji państwa w różnych podmiotach gospodarczych wynosiła ok. 137 mld
zł (ok. 35 mld USD). Przyjęto wtedy (teoretycznie), że część majątku
państwowego służąca zadaniom publicznym nie będzie prywatyzowana. Jego
wartość oszacowano na ok. 21 mld złotych.
Tylko w roku 2000 „sprywatyzowano” poprzez sprzedaż: Polski
Koncern Naftowy S.A, Telekomunikację Polską S.A, Bank Handlowy w
Warszawie S.A, Bank PBK S.A., Bank Pekao S.A, Orbis S.A. Nadto
rozpoczęto przygotowania do prywatyzacji głównych sektorów gospodarki:
energetyki, hutnictwa, cukrownictwa, górnictwa węgla kamiennego, a nawet
przemysłu obronnego. Forsowano też przyśpieszenie prywatyzacji
bezpośredniej, czyli sprzedaży całkowitej. W tym samym roku rozpoczęto
sprzedaż 9 spółek w ramach prywatyzacji pośredniej, tzw. kapitałowej,
czyli udziałów i akcji w spółkach Skarbu Państwa wcześniej powstałych w
ramach komercjalizacji. W grupie tych 9 spółek były: Zespól
Elektrociepłowni Wrocławskich Kongeneracja S.A, Elektrociepłownie
Warszawskie S.A, Polskie Linie Lotnicze LOT SA, Elektrociepłownia im. T
Kościuszki S.A, Zakłady Farmaceutyczne Polfarma S.A, Szczecińskie
Zakłady Nawozów Fosforowych „Superfosfat” S.A, Kieleckie Zakłady
Przemysłu Wapienniczego S.A, Zakłady Gipsowe Dolina Nidy oraz Opoczno
S.A. W 3 innych spółkach nastąpiła warunkowa sprzedaż akcji tj. w
Elektrociepłowni Wybrzeże S.A, w Górnośląskim Zakładzie Energetycznym
S.A i w Śląskiej Spółce Cukrowej S.A.
Minister Skarbu sprzedawał też udziały i akcje 24 spółek Skarbu
Państwa oraz rozpoczął sprzedaż akcji i udziałów w 80 nowych spółkach, w
32 wznowił sprzedaż akcji i udziałów, jak również wznowił procesy
upadłościowe. W roku 2000 całkowicie sprywatyzowano 35 spółek i w 12
rozpoczęto sprzedaż. Z niepełnych danych wynika, że podczas 20 lat
prywatyzacji wpływy finansowe wyniosły zaledwie 94,54 mld zł, w tym ze
sprzedaży banków 22,52 mld zł. Ryszard Ślązak pisze: „W żadnych
materiałach sejmowych nie można było znaleźć danych o wpływach
dewizowych z tej prywatyzacji, o dokonanych wpłatach dewizowych z
zagranicy za nabywany zakład czy za nabywane akcje lub udziały. Nie ma
też wykazu sprywatyzowanych czy przekształconych w spółki zakładów, komu
zostały sprzedane, jakie uzyskano za nie należności, czy były wpłaty
dewizowe za ich nabycie przesyłane z zagranicy oraz jakie poniesiono
koszty w trakcie sprzedaży, czy przekształcania danego zakładu”.
Ziemia i grunty pod młotek
Na początku przekształceń własnościowych w rękach państwa
znajdowało się 3.352.631 ha ziemi, z czego większość przeznaczono do
sprzedaży, względnie do dzierżawy – często nawet na okres ponad 20 lat.
Dotąd sprzedano 1,8 mln ha gruntów. W 2003 r. na podstawie 150 tys. umów
wydzierżawiono 2,4 mln ha gruntów, tj. około 70 proc. ówczesnego
zasobu, a obecnie wydzierżawionych jest 1,8 mln ha W zasobach
państwowych pozostało jeszcze 1,1 mln ha. Obecnie porządkuje się
ewidencję gruntów znajdujących się w dyspozycji wojewodów i starostów
gospodarujących gruntami Skarbu Państwa. Inne grunty, jako samorządowe,
pozostają w dyspozycji wójta, starosty i marszałka województwa.
Grunty i ziemia niedzierżawiona i niesprzedana oraz położona
wewnątrz aglomeracji miejskich, czy w nieistniejących już okręgach
przemysłowych, stanowi przedmiot usilnych zabiegów spekulantów, głównie
zagranicznych, w celu ich odrolnienia. Odrolnienie ma objąć grunty bez
względu na klasę ziemi, choć powinno obejmować tylko grunty klasy V i
VI, jako niemal nieużytki rolne. Dr Ślązak zauważa: „Powtarza się
sytuacja z okresu panowania ziemskiej doktryny przeniesionej ze Związku
Sowieckiego, że ziemia nie była czynnikiem ekonomicznym, nie miała w
ogóle ceny. Według tej zasady rozwój przestrzenny Warszawy pchano na
żyzne tereny rolnicze Służewca i Ursynowa, zamiast na piaski Młocin czy w
kierunku Otwockim”.
Brak ustalenia ceny gruntów w okresie intensywnej prywatyzacji
od początku lat dziewięćdziesiątych spowodował, że wielu prywatnych
nabywców zakładów państwowych, natychmiast dzieliło je na mniejsze
działki i wnosiło aportem po parokrotnie wyższej cenie do innych nowo
powstałych podmiotów, czy nawet zbywało.
Usługi doradcze, opiniodawcze dokonywały firmy czy nowo
tworzoneobce spółki, które kapitał zdobywały, dopiero realizując
zamówienia na tzw. doradztwo. Zyski pochodzące z tych zamówień
transferowano, po zamianie krajowych środków płatniczych na waluty obce
zagranicę.
Wzrost zainteresowania wszelkiego rodzaju gruntami wystąpił
głównie w okresie przygotowawczym do naszego członkostwa w Unii
Europejskiej. Rozparcelowywano grunty kółek rolniczych oraz państwowych
gospodarstw rolnych po ich likwidacji. Z drugiej strony – reprywatyzację
i zwrot ziemi przedwojennym właścicielom przewlekano w nieskończoność,
aby nie reaktywować historycznej warstwy ziemian.
Narodziny nowej oligarchii
Tzw. Prywatyzacja służyła dwóm grupom beneficjantów. Pierwszą
stanowiły firmy i koncerny zagraniczne, które nabywały nie tylko
poszczególne zakłady, ale całe branże i rynki zbytu po cenach śmiesznie
niskich. Przejmowały one polskie podmioty gospodarcze, a następnie
likwidowały, bądź uruchamiały produkcję półfabrykatów, stanowiących
uzupełnienie produkcji zakładów umieszczonych w krajach macierzystych. O
kulisach tej prywatyzacji oraz branych przy tej okazji łapówkach
znakomicie pisał kilka lat temu prof. Kazimierz Poznański w dwóch
książkach
- „Wielki przekręt” i „Obłęd reform”.
Druga grupa to rodzime „elity” polityczne, które podjęły
samouwłaszczenie, zapominając o obowiązku wyrównania krzywd pokoleniu,
które odbudowywało Polskę ze zniszczeń wojennych i zostało pozbawione
jakiejkolwiek własności. A jest to pokolenie odchodzące.
Dr Ślązak tak komentuje ten proces: „Naiwna, liberalna wiara w
samoregulującą się gospodarkę rynkową i preferencje wobec
cudzoziemszczyzny sprawiły, że majątek narodowy przechodził w obce ręce,
a nie w ręce własnych pracowitych obywateli, zwłaszcza indywidualnych
rolników, którzy powinni nabyć na paroletnich warunkach kredytowych
większość gruntów rolnych, jakimi państwodysponowało od momentu
przemian.
Łatwość nabywania od państwa ziemi rolnej nawet na długoletnie
dzierżawy czy też gruntów po zakładowych spowodowała szybkie
własnościowe rozwarstwienie się społeczeństwa, co sprzyjało powstawaniu
nowej klasy posiadaczy i nowych już regionalnych struktur
oligarchicznych, nawet oligarchii rolnej. Aktywność w pozyskiwaniu ziemi
od państwa przejawiały głównie te siły, które dysponowały wiedzą i
przygotowywały się pod przyszłe uzyskiwanie korzyści z unijno-
narodowych dopłat okresu członkowskiego. Te przyszłe zapoczątkowane w
roku 2004 narodowo- unijne dopłaty powierzchniowe do gruntów rolnych,
utrwaliły podział struktury w rolnictwie, na większościową liczebnie
drobnicę gospodarstw do 20 ha stanowiącą około 76 proc. ogółu
gospodarstw rolnych i drugą część oligarchiczną od 300 ha aż do 12.400
ha stanowiącą około 20 proc. obszaru rolnego”.
Nowi władcy Państwa Polskiego nie zapomnieli również o pomocy
dla nabywców naszego majątku narodowego w sektorach pozarolniczych.
Przejawiała się ona w zwolnieniach podatkowych sięgających nawet 10 lat.
Była to innego rodzaju dotacja i to dla firm cudzoziemskich. Inną formą
dotacji były kredyty preferencyjne oraz pomoc uzyskiwana z funduszy
przedakcesyjnych rozdzielanych przez państwo. Trzeba też pamiętać o
dopłatach powierzchniowych dla rolnictwa, już w niemałym stopniu
opanowanym przez zagranicznych właścicieli. Wreszcie – po aneksji Polski
do UE – obcy kapitał w rolnictwie czy w innych dziedzinach gospodarki
korzysta z najprzeróżniejszych funduszy unijnych, skorzystanie, z
których jest uwarunkowane udziałem budżetu państwa w granicach 25 – 50
proc.
Zapis rabowania Polski (4)
Poniżej ostatni odcinek relacji z niszczenia i wyprzedaży
gospodarki polskiej przez ekipy rządzące Polską od 1989 r. Przypominam,
że wartykule tym korzystam z danych zawartych w artykule dra Ryszarda
Ślązaka „Powikłana prywatyzacja” zamieszczonym w nr 1/10 2009
dwumiesięcznika „Realia”, na co zezwolił Autor.
„Tubylcy” w odstawce
Prywatyzację w Polsce przeprowadzały z reguły firmy
zagraniczne. Pełniły one dwojakie funkcje: po pierwsze – przystosowywały
one zakłady do przejęcia przez nowego właściciela, po drugie – choć nie
zawsze – wyszukiwały kupca zwanego mylnie inwestorem. Dr Ryszard Ślązak
pisze: „Miały one niczym nieskrępowany dostęp do organów władzy, która
wprost szczyciła się otwartością na współpracę z zagranicą, choć w
rażącej różnicy poziomowej, bo nie na równorzędnym poziomie państwowym”.
Firmypolskie były dyskryminowane w tym procederze. Nie brały w
„doradzaniu” ani nasze uczelnie ekonomiczne, ani wybitni polscy
ekonomiści. Nie dopuszczono też ani polskich (jeszcze)banków, ani
instytutów branżowych (potem rozpędzonych). Na „doradców” zagranicznych,
niekiedy zwykłych hochsztaplerów, nie szczędzono środków.
Często honorarium otrzymywały one, głównie banki, w walutach
wymienialnych, aby wykonawcy tych usług nie ponosili kosztówróżnic
kursowych i prowizji bankowych przy zamianie w polskich bankach złotych
na walutę obcą. Troska to zgoła wzruszająca. Niejednokrotnie tak
uzyskane należności „doradcy” przeznaczali na zakup
polskichprzedsiębiorstw lub udziałów lub akcji w nich (sic!). Największe
prowizje otrzymywały banki zagraniczne za „sukces przy prywatyzacji”,
za znalezienie kupca (z zasady ze swojego kraju) i za przeprowadzenie
jego sprzedaży. Od niektórych wynagrodzeń strona polska płaciła jeszcze
podatek VAT i inne pochodne im koszty, niezaliczone bezpośrednio w koszt
obsługi tych umów.
„Zagraniczny, więc lepszy” – takie hasło przyświecało sprzedawcom naszego majątku, a właściwie sprzedawczykom.
Kto się obłowił?
Przyjrzyjmy się, ile w niektórych latach zarobiły zagraniczne firmy doradcze.
Wydatki na nich w 1993 r. stanowiły kwotę ponad 37 mln zł.
Wówczas sprzedawano 184 przedsiębiorstw. W 100
przypadkach brali udział „doradcy” zagraniczni, w większości obce banki.
Oto lista tych, którzy w owym roku najbardziej się obłowili. Habros
Bank zajął się sprzedażą 5 państwowych zakładów papierniczych, za co
policzył sobie i wziął 4,4 mln zł. Bain and Compagnie „obrabiał”
przedsiębiorstwa z branży telekomunikacyjnej za 7,3 mln zł. Price Waterhause pobrał 1,9 mln zł, White and Case – 110 tys. zł, Samuel Montagu -
I, 586 mln zł, Creditanstalt Investment – 4,5 mln zł. Zakłady
„Stomil” prywatyzowało Societe General za 890 tys. zł. Inni doradcy
policzyli sobie następująco: Nicom Consulting – 200 tys., zł, NM
Rothschild – 270 tys. zł, Winson and Elkins -150 tys. zł, Dickions
Wright – 300 tys. zł, BAA – 143 tys. zł, KPMG – 400 tys. zł, Artur
Andersen – 1,214 mln zł, Deloitte and Touche – 100 tys. zł, Kleinwort
Benson Limited – 260 tys. zł, International Finance Corporation – 1,1
mln zł, York Trust
160 tys. zł, ING Bank 90 tys. zł. Ci i inni „doradcy”
kosztowali budżet państwa (czyli nas wszystkich) 26 mln zł, co stanowiło
69 proc. kosztów obsługi wyprzedaży majątku narodowego w 1993 r.
W 1994 r. koszty te opiewały na 22,893 mln zł, z czego firmom
obcym, przeważnie bankom, zapłaciliśmy 16,8 mln zł, czyli 73,5 proc. tej
kwoty. „Krajowcy” uzyskali 5,2 mln zł, tzn. 22,7 proc. Zapłacony z
budżetu państwa od niektórych transakcji z firmami zagranicznymi podatek
VAT wypełnia różnicę. Price Waterhause zajął się hutami szkła Jarosław i
Kunice za 1,5 mln zł. Bain and Company „prywatyzował” fabryki baterii, w
tym znaną Centra Poznań, za 380 tys. zł. Dams and Moore za „zajęcie
się” celulozowniami i zakładami papierniczymi uzyskał 350 tys. zł.
Rothschild doradzał, jak „spylić” Orbis za 250 tys. zł. Morgan
Grenfell za „prywatyzację” fabryk tytoniowych wziął 150 tys. zł.
International Financial Corporation zarobił 1,7 mln zł,
W następnym, 1995 r., koszty obsługi „prywatyzacji” 121
zakładów państwowych wyniosły 34,8 mln zł, z czego firmy zagraniczne
wzięły 21,094 mln zł, czyli 69,7 proc. Były to z reguły zachodnie banki,
które obsługiwały 36 największych państwowych zakładów. W większości
przypadków podatek VAT zapłaciła za nich strona polska.
A oto czołówka najdroższych z roku 1995. International Finance
Corporation za „prywatyzację” Cementowni Ożarów otrzymał 2,516 mln zł, a
za KOW Kujawy 2,282.mln zł, razem – prawie 4,8 mln zł. Morgan Grenfell
zajmujący się państwowymi fabrykami papierosów policzył sobie łącznie
II, 132 mln zł. Były to zakłady w Augustowie, Radomiu, Łodzi,
Krakowie, Poznaniu. Business Analysis and Advisers (BAA) za
wynegocjowanie wartości spółki oraz zobowiązań inwestycyjnych dostała
270 tys. zł, a firma Schoder za pomoc przy „prywatyzacji” zakładów
papierniczych otrzymała prowizję za „sukces prywatyzacyjny” w kwocie
418.018 zł. Central Europe Trust za doradztwo przy prywatyzacji zakładów
Hanka w Siemianowicach Śląskich zarobiła 235.820 zł.
W 1996 r. „prywatyzacja” kosztowała Polaków 39,446 mln zł. Rozdzielono ją na kapitałową (koszt
- 36,25 mln zł) i przetargową (koszt – 3,196 mln zł).
„Prywatyzacji” kapitałowej podlegało 67 zakładów, a przetargowej – 51.
Przy pozbywaniu się 20 największych zakładów drogą kapitałową i 10
ważniejszych zakładów drogą przetargową „doradzały” firmy zagraniczne,
głównie banki. W pierwszym przypadku kosztowało to polskiego podatnika
28,58 mln zł, a w drugim – 2,901 mln zł. Na cudzoziemskie doradztwo
wydaliśmy wtedy 31,481 mln zł, czyli 80 proc. „prywatyzacyjnych”
kosztów.
A komu wówczas zapłaciliśmy najwięcej? Morgan Grenfell and
Cooperation Ltd doradzał przy zbyciu 6 największych zakładów
tytoniowych: w Augustowie, w Radomiu (2 zakłady), Krakowie, Lublinie i
Poznaniu, za co otrzymał 22,936 mln zł. Prócz tego zapłaciliśmy za niego
VAT – 633 tys. zł. Hambros Bank za przetarg na Zakłady Przemysłu
Celulozowego Kwidzyń dostał 4,535 mln zł. Z tytułu „sukcesu za
prywatyzację” Browarów w Tychach Finkorp pobrał prowizję 1,993 mln zł, a
Zakładów Kęty firma Evip – 698 tys. zł.
Pro-Invest otrzymał prowizję za sprzedaż akcji spółki FAEL w
kwocie 1,191 mln zł. Z kolei firma BAA otrzymała premię 190 tys. zł za
„prywatyzację” Browarów Piast we Wrocławiu.
W roku 1997 „prywatyzacja” kosztowała nas 65,726 mln zł, z czego udział obcych doradców wyniósł 69 proc.
Rok 2000 stanowi szczyt ilościowego udziału obcych spółek
doradczych lub firm, lub ich spółek- córek funkcjonujących w naszym
kraju.
Usługi tych firm były średnio czterokrotnie droższe niż
podmiotów polskich o tym samym profilu. Najwięcej kosztowała nas
„prywatyzacja” polskich banków. Za PKO S.A. Credit Suisse First Boston
sp. z o.o. wzięła 4,6 mln zł, a Nikom Konsulting Ltd pobrał 6,625 mln zł
za Bank Zachodni S.A. W wysokości honorarium „przebił” wszystkich ABN
Amro Bank Polska, który za „prywatyzację” PZU S.A. policzył sobie12 mln
złotych. TDI -Towarzystwo Doradztwa Inwestycyjnego za „prywatyzację”
Towarzystwa Ubezpieczeń i Reasekuracji Warta S.A. wzięło 1,4 mln
złotych. Tylko za doradztwo przy zawieraniu umowy kupna-sprzedaży akcji
Wytwórni Wyrobów Tytoniowych S.A w Poznaniu Deutsche Morgan Grenfeel
zapłacono 720 tys. zł. Innym wypłacono: Central Europe Trust Polska sp. z
o.o. -1,3 mln zł, spółce Doradztwo Gospodarcze DGA -1.830 tys. zł.
White and Case za doradztwo przy odszkodowaniach otrzymało 980 tys. zł.
Firmy polskie za analogiczne usługi brały w tym samym roku średnio 52,5
tys. zł.
„Wolny najmita”
Przedstawiony powyżej zapis wyprzedaży majątku narodowego
Polaków, choć niepełny, jest obrazem wstrząsającym. Na oczach całego
narodu ekipy zwące się raz lewicowymi, raz prawicowymi wyprzedały
dorobek wielu pokoleń Polaków.
Chciałoby się napisać, że dokonano „wyprzedaży bezmyślnej”.
Takie określenie stanowiłoby jednak kłamstwo. Konsekwencja i
determinacja w oddawaniu naszego majątkuobcym świadczą o czymś wręcz
przeciwnym. Była to od początku do końca operacja przemyślana i
rozłożona na etapy. Kraj, który nie posiada we własnych rękach
kluczowych, strategicznych gałęzi gospodarki jest skazany na niebyt
polityczny, a jego niepodległość staje się fikcją. Rządzący Polską
kondotierzyzagranicznych koncernów i agenci obcych wywiadów poszli
dalej: nie tylko pozbawili nas branż strategicznych, ale również innych
gałęzi gospodarki. A co zakrawa już na cynizm, za tzw. prywatyzację na
rzecz obcych Polacy musieli zapłacić z własnych kieszeni. Nawet przy tym
podłym, zdradzieckim procederze, dawano zarobić różnej maści doradcom
zagranicznym, odsuwając polskie firmy doradcze.
Początkowo była to wyprzedaż chaotyczna. Potem przybrała
charakter planowy, systemowy i w ciągu 20 lat średniej wielkości,
zasobny, uprzemysłowiony kraj położony w centrum Europy został prawie
całkowicie pozbawiony własnej gospodarki. Piszę „prawie”, ponieważ do
„ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej” pozostała jeszcze wyprzedaż
ostatniego dobra narodowego - ziemi. Ten „problem” już rozwiązuje.
Doprowadzenie do nieopłacalności produkcji rolnej, cicha wyprzedaż ziemi
pozostającej w rękach agencji państwowych, dopuszczenie do nieuczciwej
konkurencji na rynku żywnościowym (produkty wytwarzane przez zachodnie,
wysoko dotowane rolnictwo), wywłaszczanie przez „polskie” sądy obywateli
polskich z ich własności na rzecz Niemców – to pierwsze jaskółki
oddania ziemi obcym. (Nota bene – co robi w tej sprawie PSL?) Część
Polaków posiada jeszcze nieruchomości. Tę sprawę załatwi podatek
katastralny, do którego wprowadzenia od kilku lat przymierzają się
rządzący. Natomiast na Ziemiach Odzyskanych przejmą je Niemcy, co już
się dzieje, a spotęguje między innymi dzięki przygotowywanej w Sejmie
ustawie o obywatelstwie polskim oraz dalszej inkorporacji prawa Unii
Europejskiej do naszego prawodawstwa.
Polak zostanie „wolnym najmitą”, szukającym pracy i chleba za
granicą, gdzie będzie wykonywał prace, których zachodni bezrobotni
wykonywać nie chcą. Ten proces już się rozpoczął, a niedługo stanie się
zjawiskiem jeszcze bardziej powszechnym.
Koniec.
Źródło:
Padre
http://alexjones.pl/aj/aj-inne/aj-spoleczenstwo/item/15871-zapis-rabowania-polski
--- codziennie jakąś polityczną prostytutkę gadającą / pieprząca bez SZACUNKU dla Polaków -- zmuszona jestem wysłuchiwać -jak długo jeszcze ??!!