Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą werwolf w moim domu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą werwolf w moim domu. Pokaż wszystkie posty

środa, 23 lipca 2025

Ordensburg i kadry NSDAP

25 kwietnia 2025


niemiecka i angielska wiki - brak polskiej wersji językowej
tłumaczenie automatyczne




W okresie narodowego socjalizmu w Niemczech w latach 1934–1936 zbudowano trzy ośrodki szkoleniowe dla przyszłych kadr kierowniczych NSDAP pod nazwą Ordensburg lub Ausbildungsburg



Ponadto istniały kolejne plany zamków w stylu narodowosocjalistycznym autorstwa kolońskiego architekta Clemensa Klotza, ale nie zostały one zrealizowane. Na wschodzie jeden zaplanowano na terenie średniowiecznego zamku zakonnego Marienburg pod Gdańskiem, a drugi o nazwie projektu "Zamek Wiślany" w pobliżu Kazimierza Dolnego w dystrykcie lubelskim Generalnego Gubernatorstwa w okupowanej Polsce. Na zachodzie planowano założenie kompleksu zamkowego nad rzeką Saarschleife w pobliżu Mettlach. 


Szkolenie partyjne w Zamkach Zakonnych miało przebiegać według ogólnej koncepcji, zgodnie z którą każda instytucja miała swój cel tematyczny:

- Vogelsang: "Rasowa filozofia nowego porządku" (Narodowosocjalistyczna higiena rasowa)
- Jezioro Krössinsee: Kształcenie charakteru
- Sonthofen: zadania administracyjne, wojskowe i dyplomatyczne

Rycerze Zakonu – jak nazywano uczestników kursu, jeden po drugim mieli przejść roczne szkolenie w trzech zamkach Zakonu, zaczynając w zamku Vogelsang, a kończąc na zamku Sonthofen. 

Lekcje były prowadzone przez Stammführera stacjonującego na stałe w Ordensburgu. Nie powstał jednak spójny program nauczania. Poza głównymi wymienionymi tematami, szkolenie charakteryzowało się również ćwiczeniami wojskowymi i sportowymi. 

Alfred Rosenberg planował również budowę liceum NSDAP na brzegu jeziora Chiemsee. Ordensjunker przyjęty na szkolenie powinien już sprawdzić się w NSDAP i mieć od 25 do 30 lat. W ciągu pierwszych trzech, a później w ciągu czterech i pół roku, ukończyli szkolenie jako przywódcy partyjni lub administracyjni w poszczególnych zamkach zakonnych. 

Od maja 1936 r. kursy odbywały się w Vogelsang; Szacuje się, że tam i w Krössinsee szkolenie ideologiczne przeszło około 2000 mężczyzn. Junkierowie zakonni, którzy według Heinena zaliczani byli do "najbardziej pozbawionych skrupułów i fanatycznych" przywódców, zajmowali kierownicze stanowiska w niemieckiej administracji cywilnej, zwłaszcza na Wschodzie, np. jako komisarze obwodowi w Komisariatach Rzeszy Ukrainy i Ostlandu. W urzędach tych członkowie Ordensburga byli w znacznym stopniu zaangażowani w zbrodnie nazistowskie, nie tylko w systematyczne mordowanie ludności żydowskiej. Podczas osiedlania się etnicznych przesiedleńców niemieckich w okupowanej Polsce w 1939 i 1940 r. Zamki Zakonne zapewniły wsparcie logistyczne w postaci autobusów do transportu.



Trzy instytucje kształcenia przywódców politycznych i ich cele edukacyjne, które zostały zbudowane, to: 

- Ordensburg Vogelsang w Nadrenii Północnej-Westfalii: focus: Rasowa filozofia nowego porządku

- Ordensburg Sonthofen w Bawarii, Allgäu, zbudowany w 1934 r.: specjalizacja: zadania administracyjne i wojskowe oraz dyplomacja

Ordensburg Jezioro Krassinsee na Pomorzu: Główny cel: rozwój charakteru

Zgodnie z modelem szkolenia, uczniowie mieli spędzić jeden rok w każdym zamku, aby zapoznać się z każdym celem edukacyjnym. Czwarty i ostatni Ordensburg, planowany na miejscu historycznego zamku Marienburg w Prusach Zachodnich, nigdy nie został zbudowany.


Ordensburg Krössinsee.


tekst po niemiecku


Als repräsentative Großbauten ab 1934 unter erheblichem Aufwand neu errichtet, dienten die NS-Ordensburgen als Kaderschmieden, in denen jüngere nationalsozialistische Aktivisten, sogenannte „Ordensjunker“, auf ihre Aufgaben als politische Funktionäre der „rassisch“ homogen gedachten „Volksgemeinschaft“ vorbereitet werden sollten. Diese künftige Führungsschicht wurde als Elite konstruiert, die Männer wurden ideologisch geschult, ihre Tätigkeit sollte der Sicherung und dem Ausbau der NS-Herrschaft dienen. Außerdem erfüllten die „Ordensburgen“ weitere Zwecke: Die NSDAP und ihre Unterorganisationen nutzen sie wie Tagungshotels, als Versammlungsstätten, als Propagandaschauplätze und damit als Bühnen zur Selbstdarstellung.

Auch wenn die Elite-Ausbildung an den NS-Ordensburgen letztlich scheiterte, wurden doch zahlreiche der ca. 2.100 „Ordensjunker“ und das an den „Ordensburgen“ eingesetzte Lehr- und Stammkorps ab 1939 als politisches Herrschaftspersonal in der Zivilverwaltung der eroberten Gebiete Osteuropas eingesetzt. Die Männer waren so am Holocaust und den anderen Verbrechen im Osten aktiv beteiligt.



tłumaczenie automatyczne

Odbudowany od 1934 r. znacznymi kosztami jako reprezentacyjne duże budynki, nazistowski Ordensburgen służył jako poligon kadrowy, w którym młodsi działacze narodowosocjalistyczni, tzw. "Ordensjunker", mieli być przygotowywani do swoich zadań jako funkcjonariusze polityczni "rasowo" jednorodnego "Volksgemeinschaft". Ta przyszła klasa rządząca została skonstruowana jako elita, mężczyźni byli ideologicznie wyszkoleni, a ich działania miały służyć zabezpieczeniu i rozszerzeniu władzy nazistowskiej. Ponadto "Ordensburgen" służył innym celom: NSDAP i jej podorganizacje wykorzystywały je jako hotele konferencyjne, miejsca spotkań, propagandy, a tym samym jako sceny do wyrażania siebie.


Mimo że elitarne szkolenie w nazistowskich Zamkach Zakonnych ostatecznie zakończyło się niepowodzeniem, wielu z około 2100 "Junkrów Zakonnych" oraz korpusu nauczycielskiego i podstawowego rozmieszczonego w "Zamkach Zakonu" zostało rozmieszczonych jako władcy polityczni w administracji cywilnej podbitych terytoriów Europy Wschodniej od 1939 roku. Mężczyźni byli więc aktywnie zaangażowani w Holokaust i inne zbrodnie na Wschodzie.


A co, jeśli czytać to dosłownie, bez znajomości oficjalnej wersji historii, bez interpretowania i umiejscowiania w czasie na podstawie wiedzy ze szkoły?


Ta przyszła klasa rządząca

[...]

zostało rozmieszczonych jako władcy polityczni w administracji cywilnej podbitych terytoriów Europy Wschodniej od 1939 r.


Wg niektórych źródeł Bolesław Bierut był niemieckim agentem umocowanym na najwyższym stanowisku państwa polskiego.

Z całą pewnością agentem UB był współzałożyciel, pierwszy prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, starosta powiatu kościerskiego - Aleksander Arendt - był też podejrzany o przynależność do polskojęzycznego Gestapo.


Władysław Gomułka, Rzecz o Bolesławie Bierucie, [w:] Pamiętniki Władysława Gomułki

„Chyba pod koniec 1956 r. lub w początkach 1957 r. drogą pocztową otrzymałem list ze Związku Radzieckiego adresowany do KC PZPR na moje nazwisko, napisany ręcznie w języku rosyjskim, doręczony mi normalnie przez kancelarię sekretariatu KC PZPR. Nie pamiętam nazwiska autora listu, lecz z jego treści wynikało, że pracował on w radzieckich organach bezpieczeństwa i w czasie wojny zamieszkiwał w Mińsku. Na obustronnie zapisanych czterech stroniczkach listu autor wyrażał swój pozytywny stosunek do przeobrażeń, jakie zaszły w Polsce w wyniku październikowego plenum KC PZPR. W tym kontekście autor informował mnie, jako ówczesnego I sekretarza KC partii, że jest mu wiadomo, iż dawny mój poprzednik na tym stanowisku Bolesław Bierut, przebywając w czasie wojny w Mińsku, współpracował tam z Niemcami, to jest był agentem hitlerowskim. Dla wielu ludzi w Mińsku nie było to tajemnicą. Jego współpraca z Niemcami miała być szeroko znana mieszkańcom tego miasta.

Wiadomość ta poruszyła mnie do głębi. Trudno mi było uwierzyć w prawdziwość tej informacji. Jednocześnie uważałem, że przytoczone w liście zarzuty należy w jakiś sposób zbadać, stwierdzić, co w nich jest prawdą, a co fałszem, a jednocześnie utrzymać całą sprawę w głębokiej tajemnicy, nie dopuścić do przeniknięcia tej wiadomości na zewnątrz, gdzie mogła się przesączyć nawet do centralnego aktywu partyjnego. Uznałem przeto za wskazane nie zawiadamiać nawet wszystkich członków Biura Politycznego o otrzymaniu tego listu. Sprzyjała temu ta okoliczność, że kancelaria sekretariatu doręczyła mi ten list bez otwierania koperty (...). 

Nowe informacje o Bierucie otrzymałem w lutym 1972 r. od Jana Ptasińskiego, pełniącego przedtem funkcję ambasadora Polski w Moskwie, Naświetlają one działalność Bieruta w okresie jego przebywania w Mińsku zgodnie z koncepcją skonstruowaną przez władze radzieckie, mając na celu zdezawuowanie zarzutów przeciwko Bierutowi zawartych w nadesłanym mi przed czternastu laty liście, którego treść po grudniu 1970 r. stała się znana wielu pracownikom aparatu centralnego partii. Według informacji rozmówcy Ptasińskiego, Bierut pracował w owym czasie w zarządzie miasta Mińska i w oczach jego mieszkańców rzeczywiście uchodził za osobnika współpracującego z okupantem, wysługującego się Niemcom. Faktycznie jednak jego współpraca z Niemcami nosiła charakter agenturalny, działał on bowiem z ramienia i zgodnie z poleceniami wywiadu radzieckiego”.


Koncepcja zdezawuowania zarzutów o pracę dla Niemców?

Czyli naprawdę był agentem Niemiec, pewnie też i ZSRR, trudno wnioskować od kiedy, ale wygląda na to, że on pracował dla Niemców, a władza radziecka starała się to ukryć - po co?

Żeby nie wyszła na jaw agenturalna współpraca niemiecko-radziecka przed wojną?

A może i po to, by chronić innych agentów niemieckich obecnych w polskiej administracji po 1945 r.





---

W Republice Federalnej Niemiec dawny "Ordensjunker", któremu władze bezpieczeństwa nie poświęcały zbyt wiele uwagi, od lat pięćdziesiątych zorganizował się w siatkę, którą nazwali "Kołem Alteburskim". Gra słów odnosiła się do "starych towarzyszy" izamków Zakonu. Przypinki służyły jako znaki identyfikacyjne na spotkaniach tych starych nazistów.

Jedna z tych przypinek znajduje się na wystawie stałej Dokumentacji nazistowskiej Vogelsang. Widok na Ordensburg Vogelsang otoczony jest trzema literami K, V i S oznaczającymi nazwy trzech instytucji: Krössinsee, Vogelsang i Sonthofen. Był to wyraz orientacji ideologicznej jego nosiciela. Każdy, kto od końca lat siedemdziesiątych przypinał przypinkę do klapy, publicznie demonstrował swój "zawód" jako były "Ordensjunker" NSDAP. Przypinka sygnalizowała jego aprobatę dla idei narodowosocjalistycznej.



Ordensburg Sonthofen 

był jednym z trzech nazistowskich zamków Ordensburga w czasach narodowego socjalizmu, obok Krössinsee na Pomorzu i Vogelsang w Eifel.

służył do szkolenia Ordensjunkerów, którzy mieli służyć jako przyszła kadra kierownicza w NSDAP i w państwie. Już jesienią 1937 r. kompleks Sonthofen służył również jako tymczasowa główna siedziba Szkół Adolfa Hitlera, które zostały tu przeniesione z miejsca założenia Ordensburga Krössinsee. W związku z poborem do służby wojskowej lub administracyjnej w związku z poborem do służby wojskowej lub administracyjnej zakonu junkrów i wynikającą z tego utratą działań szkoleniowych, kolejni uczniowie Adolfa Hitlera zostali przeniesieni do Sonthofen w Ordensburgu, którego działalność dydaktyczna była prowadzona na miejscu do końca wojny. Wybitnym studentem był aktor Hardy Krüger (1941-1944). Od 1936 do 1941 roku dowódcą Ordensburga był Robert Bauer, poseł do Reichstagu, a po nim Theo Hupfauer.

23 listopada 1937 roku Adolf Hitler odwiedził Ordensburg i wygłosił tam przemówienie, w którym mówił m.in. o pożądanym charakterze narodowego socjalisty: wytrwałym, nieustępliwym, ale także, jeśli trzeba, bezwzględnym.

O, cholera....





Ordensburg Vogelsang w Eifel


Określenie NS-Ordensburg na określenie tych trzech budynków stało się powszechne dopiero w 1935 roku.

Oprócz budynków wzniesionych na Vogelsang zaplanowano znacznie większe budynki. Między innymi miał powstać gigantyczny "Dom Wiedzy" jako biblioteka, który swoją powierzchnią zaledwie 100 m × 300 m dosłownie przyćmiewałby istniejące budynki. Ponadto zaplanowano "Kraft durch Freude-Hotel" z 2000 łóżek. Na Vogelsang miały powstać także największe obiekty sportowe w Europie. Prace budowlane, z których część już się rozpoczęła, zostały wstrzymane na początku wojny.


24 kwietnia 1936 roku trzy Zamki Zakonne zostały podczas ceremonii przekazane Adolfowi Hitlerowi. Nieco później do Vogelsang wprowadziło się pierwszych 500 nazistowskich junkrów. Uczestnicy kursu przyjechali z całych Niemiec. Zostali oni wybrani przez Roberta Leya na sugestię Gauleitung. Warunkami wstępnymi były: najpierw okres próbny w pracy partyjnej, pełne zdrowie fizyczne, praca i służba wojskowa, a także dowód pochodzenia, który sięga XVIII wieku. Co więcej, kandydaci musieli wziąć ślub z rozkazu Roberta Leya, ale ich wyniki w szkole nie miały żadnego znaczenia. W momencie przystąpienia do pracy kandydaci zostali zobowiązani do objęcia wszelkich stanowisk państwowych lub administracyjnych w Niemczech po ukończeniu szkolenia.

W głównych wykładach na tematy rasoznawstwa i "geopolityki" junkierowie byli indoktrynowani agresywną polityką zagraniczną i tezami rasistowskimi.

Po otwarciu szkoły celebryci polityczni III Rzeszy również wykorzystywali Vogelsang jako miejsce reprezentacji. Adolf Hitler i inni czołowi członkowie państwa nazistowskiego kilkakrotnie odwiedzali Ordensburg. Inni przyjeżdżali przejściowo jako gościnni wykładowcy, jak Theodor Oberländer, który później został ministrem federalnym CDU, w listopadzie 1936 r. W raporcie dyrektora ds. szkoleń Gau w okręgu Kolonia-Akwizgran, Juliusa Kölkera, z 1 lipca 1939 r. (Bundesarchiv Berlin [BA B], NS 8, nr 23) napisano o gotowości do bezwarunkowej służby wojennej a radykalna polityka rasowa została skontrastowana z "zarozumiałością" "junkrów zakonnych", co sprawiło, że nie byli już przydatni na urzędy polityczne.

Z chwilą wybuchu wojny we wrześniu 1939 r. szkoła została zlikwidowana, junkrzy zwolnieni i wcieleni do Wehrmachtu.

engl. wiki

Ponieważ studenci byli tak odizolowani, a ich edukacja była tak specjalistyczna, często byli postrzegani jako aroganccy, a jednocześnie niewiele wiedzący o wartości praktycznej. Wielu wysokich rangą urzędników nazistowskich nie zdecydowało się posyłać swoich dzieci do tych szkół. Nawet Martin Bormann za karę wysłał tylko jednego ze swoich bardziej kłopotliwych synów do szkoły Adolfa Hitlera. 



Na pewno jest to temat, który trzeba szczegółowo rozpoznać.

Może nie byli już przydatni na urzędy polityczne, a może wcale nie... może zostali zwolnieni i wcieleni do Wehrmachtu, a może wcale nie...

A Hitler albo Forster nie byli zarozumiali?

Göring? Goebels? I co? Nie nadawali się na hitlerowców??


Bez wątpienia to zdanie o "zarozumiałości" jest - przekoloryzowaniem. Autor wpisu stara się nas koniecznie przekonać, że to nie zdało egzaminu, że to się nie przyjęło, nie udało..

Na pewno?

Włożono w to wielki wysiłek organizacyjny i finansowy, czyż nie? I to wszystko na darmo?

Na pewno coś się za tymi słowami kryje...


Wielu wysokich rangą urzędników nazistowskich nie zdecydowało się posyłać swoich dzieci do tych szkół.

Może zwyczajnie nie chcieli, żeby ich dzieci żyły pod ukradzionym nazwiskiem w Polsce czy innym kraju?

Trzeba też to sprawdzić, co się z nimi działo, ustalić jak potoczyły sie ich losy i rozważyć różne opcje związane z podmianą tożsamości - gdyby zachowały się ich zdjęcia...

Trzeba będzie znaleźć ludzi, którzy będą przekopywać archiwa, by ustalić, jak potoczyły się losy XVIII wiecznej szlachty pruskiej...



Sięgali po ludzi z rodzin sprawdzonych, pewnych od XVIII wieku - co się dzieje u nas, kiedy do władzy dochodzą potomkowie ubeków, komunistycznych prokuratorów?

Jaki poziom oni reprezentują w mediach i polityce?

Pochodzenie jest ważne, bo może, choć nie musi, rzutować na to, jaką osobą jest polityk, czy dziennikarz, pochodzenie może nam powiedzieć, jaka to będzie osoba, co i kogo ten człowiek będzie reprezentował swoją osobą, jaki będzie jego patriotyzm.

W dzisiejszych czasach Polacy są poddawani celowej propagandzie, która ma w "naturalny" sposób - bez agresji - wygasić w nich polskość. 

Po prostu - najzwyczajniej ignorując polską kulturę, a akcentując w mediach to, co nie jest polską kulturą i przykładać do tego nadmierną wagę, tak jak to od lat dzieje się w mediach.

To stopniowe wypłukiwanie z polskości prowadzi nas do sytuacji, kiedy politycy jawnie lekceważą polskie interesy (np. ekshumacje pomordowanych na Kresach, same Kresy w ogóle) i nie spotyka się to ze stanowczym sprzeciwem społeczeństwa czy jego reprezentantów w Sejmie i mediach, ponieważ - taki już (?) się przyjął "obyczaj", rutynowy sposób postępowania w mediach, a potem w życiu, a doszło do tego bardzo niewinnie - metodą małych kroków (metoda nawyków), "redaktorzy" swoim postępowaniem stopniowo przyzwyczajają ludzi do takiego stanu rzeczy.



Inicjatywa żonkil to przypomnienie o powstańcach i ofiarach getta w Warszawie - to już stała akcja, odbywająca sie co roku - czy jest taka akcja "kwiatowa" odnośnie np. Wołynia?
Teraz już jest - dopiero teraz... 


Osoby wrogie Polsce, w ten sposób - w takim rozwodnionym środowisku medialnym, bezkrytycznie pozwalającym na wszystko, byle nie polskie - mogą zacząć ujawniać swoje preferencje i coraz śmielej je artykułować, lansując propozycje szkodliwe Polakom jako konieczne do wprowadzenia poprzez regulacje prawne.

Za nimi, niesieni medialną narracją, podążają pożyteczni idioci, politykierzy-celebryci, którzy udział w polityce traktują jako sposób na zdobycie sławy, pozycji społecznej, zarabianie czy funkcjonowanie w życiu, a nie służbę Polsce.

 obowiązki polskie, nikt lub mało kto akcentuje.


Rutynowy sposób postępowania w mediach przekłada się na rutynowy sposób funkcjonowania społeczeństwa.

Trzeba na to bardzo uważać, bo to jest coś, co może nam umykać - prędzej zauważymy atak na nas, niż brak czegoś.

A jednocześnie nie możemy dać się sprowokować do nerwowej reakcji, bo zaraz to przeciwko nam wykorzystają - co prawda będzie to widomym symptomem intencji, ale...

My musimy mocno akcentować to co ważne z polskiej historii i temu przydawajmy szczególną wagę.


Skoro media i politycy nie przykładają wagi do celebrowania polskości, trzeba IM pokazać czerwoną kartkę, zmienić system, by te rzeczy naprawić, by polska kultura kwitła w kraju i za granicą też, by Polska była Polską.









de.wikipedia.org/wiki/NS-Ordensburg

de.wikipedia.org/wiki/NS-Ordensburg_Krössinsee

de.wikipedia.org/wiki/Generaloberst-Beck-Kaserne#NS-Ordensburg_Sonthofen

de.wikipedia.org/wiki/NS-Ordensburg_Vogelsang

pl.wikipedia.org/wiki/Ordensburg_Krössinsee

pl.wikipedia.org/wiki/Bolesław_Bierut

Werwolf: 4. Inne świadectwa


en.wikipedia.org/wiki/NS-Ordensburgen

źródło niezweryfikowane:

www.salon24.pl/u/albatros/900839,historia-rezysera-paktu-ribentropp-molotow





sobota, 17 maja 2025

Ukryty cel





przedruk




Monika Małkowska: Demagogiczny łomot dopada nas coraz częściej


17.05.2025 13:50

Choć Polska nie posiadała kolonii, nowe narracje sugerują, że nasi przodkowie mentalnie wspierali kolonializm – a jego echa rzekomo trwają do dziś.



„Kolonializm? Nas to nie dotyczy” – Magda Bodzan, antropolożka i trenerka edukacji globalnej, nadała taki przewrotny tytuł swej elukubracji, w której dowodzi, że jest właśnie na odwrót. Tekst (finansowany z Funduszy EOG) powstał w ramach projektu „Włączamy Nowe Narracje o Świecie” i ma za zadanie… obciążyć nas winą. Bo choć nie skolonizowaliśmy czynnie żadnych zamorskich terenów, to mentalnie byliśmy aneksjonistami. Buzujące w naszych przodkach imperialistyczne zapędy trwają do dziś jako „ideologiczny” kolonializm. „Przejawia się w naszym stosunku do zwierząt, przyrody i jej zasobów, o których myśli się w kategoriach posiadania, podboju, podporządkowania i eksploatacji. Jest widoczny w postawach Polaków względem migrantów, których obecność kwestionuje jasne podziały narodowe, i wobec osób LGBT+, które zaprzeczają binarnemu, kolonialnemu wyobrażeniu o płci” – przekonuje Magda Bodzan. 



Demagogiczny łomot

Chcesz się poczuć się prawdziwym Europejczykiem, pokajaj się za ekspansjonistyczne aspiracje naszych antenatów, którzy majaczyli o kolonii w Kamerunie, Togo, Angoli, na Madagaskarze. Sumienie cię nie rusza, gdy korzystasz z dóbr pochodzących z krajów „globalnego Południa”? Jesteś neokolonialistą. Taki demagogiczny łomot dopada nas coraz częściej. Starszym pokoleniom we łbach trudno przemontować, ale z młodymi umysłami da się radę. Ideopranie mózgów odbywa się jawnie i podprogowo.

Zaczęło się od ataków na Stasia i Nel, bohaterów wiadomej powieści, którą postępowcy chcą wywalić z lektur szkolnych lub przynajmniej mocno okroić. Dzieciom łatwo wytłumaczyć, że Kali wcale nie być Murzyn, tylko niebiały. Murzynek Bambo został eksmitowany ze szkół, bo choć może pilnie, to jednak uczył się z murzyńskiej czytanki. Dla wyższych klas i dorosłych trzeba przeinterpretować zbiory obiektów pochodzących z Afryki. Mamy ich w Polsce niewiele i nie najwyższej klasy, jednak ekspozycje i ich opisy wymagają ideologicznej korekty. Przykładem świeci nowa dyrektorka warszawskiego Muzeum Etnograficznego, historyczka sztuki Magdalena Wróblewska, specjalizująca się w problematyce dekolonizacji.

Wystawą „Wybielanie” podważa naszą niewinność: grzeszyliśmy myślą i marzeniem o koloniach. Sami będąc pariasami Europy, reperowaliśmy ego, kalkując zachodnie wzorce, w tym poczucie wyższości „białego człowieka” wobec mieszkańców Afryki (i innych ciemnoskórych ludów). Przywołane w „Wybielaniu” XIX-wieczne ekspedycje polskich podróżników do Afryki – Stefana Szolc-Rogozińskiego i Leopolda Janikowskiego – to dziś powód do wstydu: w planach wojażerów kryły się intencje utworzenia tam kolonii. Mniejsza, że chodziło o stworzenie oazy, namiastki kraju dla Polaków pod butem zaborców. Shame.


Ukryty cel

Jest ukryty cel w stawianiu nas w jednym szeregu z prawdziwymi ekspansjonistami. Powinniśmy ponieść karę za kolonie, mimo że ich nie mieliśmy, ale chcieliśmy. Po to UE finansuje różne świadomościowe manewry, żeby podporządkować swoim celom ludzi podatnych na indoktrynację: mamy bez szemrania przyjmować migrantów, których inne kraje do nas pushbackują. Wspólna wina, wspólny problem.

[Felieton pochodzi z Tygodnika Solidarność 19/2025]



Autor: Monika Małkowska







Monika Małkowska: Demagogiczny łomot dopada nas coraz częściej



















sobota, 19 kwietnia 2025

Potomkowie nazistów, UB, Werwolf...

 


Pytania o genezę polityków dzisiejszej doby w Polsce i Europy - przykłady 




przedruk

tłumaczeni automatyczne



Czy ojciec Guya Verhofstadta był po złej stronie historii?

Września 6, 2019

Lubię to 3706 wyświetlenia

Thierry'ego Debelsa


Według flamandzkiego czasopisma 't Pallieterke , Marcel Verhofstadt był aktywnie poszukiwany po II wojnie światowej. Marcel Verhofstadt jest ojcem Guya Verhofstadta według 't Pallieterke. Marcel Verhofstadt został przeszukany, ponieważ był obecny na "spotkaniu fuzji" Rexa, Verdinaso i VNV.

Partie te w mniejszym lub większym stopniu kolaborowały z hitlerowskimi nazistami. Według 't Pallieterke, ojciec Guya Verhofstadta mógł później pracować jako prawnik w związku zawodowym.




---------------


przedruk

za fb:
Sławomir Malinowski




KIM NAPRAWDĘ JEST URSULA VON DER LEYEN ?



Urodziła się w 1958 roku jako Ursula Albrecht, w rodzinie arystokratów niemieckich. Jej ojciec, Ernst Albrecht, był premierem Dolnej Saksonii (CDU) i byłym wysokim urzędnikiem europejskim.

Dzięki niemu: elitarne szkoły, brukselskie koneksje, kariera, wszystko zaplanowane.

Jej dziadek Carl Albrecht, psycholog i odnoszący sukcesy kupiec, dorobił się majątku na handlu bawełną w Bremie. Majątek rodzinny zbudowany w trudnym okresie nazistowskich Niemiec.
I zaczyna się cisza...

NIEWYJAŚNIONE POWIĄZANIA Z TRZECIĄ RZESZĄ

Nigdy nie wspominany w mediach : Joachim Freiherr von der Leyen, krewny, baron i aktywny członek partii nazistowskiej. Szlachcic otwarcie powiązany z reżimem hitlerowskim. Jego biografia jest znana, udokumentowana, lecz systematycznie pomijana milczeniem przez prasę.

Po co?
 
Ponieważ nie możemy niszczyć wizerunku prezydenta który jest zwolennikiem Europy, NATO i firmy Pfizer.


ELITY DZIEDZICTWA, NIE MERITOKRACJA


W 1986 roku Ursula poślubiła Heiko von der Leyen, lekarza, ale przede wszystkim dziedzica szlacheckiej dynastii zajmującej się handlem jedwabiem. Klucz: tytuł, zamek (Bloemersheim),
i złote koneksje polityczne. Nigdy nie musiała walczyć. Wszystko jej dano. A mimo to twierdzi, że „służy Europie”.


OBSESJA  ANTYROSYJSKA:
 
DOKTRYNA RODZINNA

Zawsze wrogo nastawione do Moskwy, więc zrobiła wszystko, aby zaostrzyć konflikt na Ukrainie.

Jako minister obrony Niemiec
(2013–2019) była zamieszana w szereg skandali:
- Pfizergate: Tajne negocjacje z dyrektorem generalnym Albertem Bourlą na kwotę 35 miliardów euro.
Wiadomości tekstowe ? Wymazane.
- Skandal z konsultantami : McKinsey i spółka stracili 150 milionów euro.
- Gorch Fock: Koszt renowacji statku szkoleniowego wzrósł z 10 do 135 milionów euro — podczas gdy niemieccy żołnierze ćwiczyli... przy użyciu mioteł.

NA SZCZEBLU UE JEST GORZEJ

Nakłada sankcje na Rosję, które rujnują narody Europy... ale nie jej majątek.

Dowody korupcji są coraz liczniejsze:
Plagiat pracy dyplomowej ? Pochowany.
Usunięcie danych urzędowych ?
Zakopano bez dalszych działań.
Skarga o korupcję złożona w Belgii (2023) ? Dziwne, że zapomniano.
I to wszystko przy cichym współudziale środków masowego przekazu.


Tak więc prawdziwe pytanie nie brzmi już:
„Kim jest Ursula?”
Ale cóż:
„Jak długo będziemy tolerować to oszustwo, tę kastę, tę maskaradę ?”

Josy Cesarini Luksemburg




------------


Annalena Charlotte Alma Baerbock (ur. 15 grudnia 1980 w Berlinie) – niemiecka polityk, od 2021 minister spraw zagranicznych, członkini Sojuszu 90/Zielonych.



10 lutego 2024, 12:34

Niemieckie media piszą o nieznanych faktach z życiorysu rodziny tamtejszej minister spraw zagranicznych Annaleny Baerbock. Jej dziadek Waldemar był żołnierzem Wehrmachtu, ale także – według cytowanych dokumentów – gorliwym zwolennikiem nazizmu. Sama minister, która wielokrotnie wspominała swojego przodka, przyznała, że nie wiedziała o tym epizodzie z jego życiorysu.


Plotkarski tygodnik „Bunte”, na który powołuje się „Bild” cytuje dokumenty Wehrmachtu (armii nazistowskich Niemiec) dotyczące Waldemara Baerbocka. 

Był on żołnierzem w stopniu pułkownika, pracującym jako inżynier w jednostce zajmującej się naprawą dział przeciwlotniczych flak. Jednak nie był tylko oficerem. 

Według cytowanego dokumentu, przodek obecnej minister spraw zagranicznych Niemiec był oddanym zwolennikiem idei narodowego socjalizmu.

W aktach znajdują się cytaty, mówiące między innymi, że Waldemar Baerbock „reprezentuje światopogląd narodowosocjalistyczny i przekazuje go swoim podwładnym” oraz że wykazuje „niezachwianą nazistowską postawę”.


Ponadto, w 1944 roku został uhonorowany Krzyżem Zasługi Wojennej z mieczami.

„Bild” zwrócił się do szefowej niemieckiej dyplomacji z pytaniem, czy Annalena Baerbock ma świadomość niechlubnej przeszłości swojego dziadka.

„Minister spraw zagranicznych nie znała tych dokumentów” – odpisał resort w odpowiedzi.

Jak pisze niemiecki dziennik, sprawa przeszłości dziadka Baerbock jest od lat dla niej delikatna. Ojciec minister miał być skłócony ze swoim ojcem, gdyż ten nie chciał mówić o tym, co działo się na wojnie.


Dziadek w Wehrmachcie

Dopiero w 1990 roku Waldemar przyznał się, że należał do Wehrmachtu. Gdy zmarł w 2016 roku (dożył wieku 103 lat) zostawił rodzinie książkę, którą zadedykował: „Jak bardzo jesteście szczęśliwi, że nie musicie doświadczać wojny”.

wiki:

W styczniu 2023 roku Baerbock odbyła swoją trzecią wizytę na Ukrainie, zwiedzając Charków, po podróżach do Buczy w maju i Kijowa we wrześniu poprzedniego roku. W przemówieniu programowym wygłoszonym 24 stycznia przed Zgromadzeniem Parlamentarnym Rady Europy powiedziała po angielsku: "Walczymy w wojnie przeciwko Rosji, a nie przeciwko sobie nawzajem", co zostało krytycznie przedstawione w popularnym tabloidzie "Bild" pod tytułem "Jesteśmy w stanie wojny z Rosją". 

Jej sformułowanie spotkało się z krytyką ze strony konserwatywnych i prawicowych polityków w Niemczech jako demonstracja braku profesjonalizmu oraz krytyką ze strony Rosji. Rzecznik niemieckiego MSZ powiedział, że Niemcy nie są stroną w konflikcie, a przemówienie wpisuje się w kontekst ustalenia jednolitego stanowiska wobec wojny napastniczej. 



Dziwne, że "Dopiero w 1990 roku Waldemar przyznał się, że należał do Wehrmachtu", to powinny być rzeczy powszechnie wiadome, chyba nie??

Był oficerem wysokiego stopnia - pułkownikiem, to już nie jest kapral... przekazywał idee nazistowskie swoim podwładnym, to swoim dzieciom też nazizm wpoił "jak należy", rozumiem... 


pytanie:         czy .. ma świadomość niechlubnej przeszłości swojego dziadka 

odpowiedź:    nie znała tych dokumentów

przecież nikt nie pytał o dokumenty ! 

odpowiedź wymijająca, nie na temat, wniosek, że o przeszłości dziadka na pewno wiedziała



2025-03-19 19:02

Ustępująca szefowa MSZ Niemiec Annalena Baerbock według niepotwierdzonych dotąd doniesień po odejściu ze stanowiska ma zostać przewodniczącą Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Skrytykowała to Rosja, a także były szef Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa - pisze w środę "Sueddeutsche Zeitung".

podczas gdy inne tytułu piszą o ewentualności, Bankier.pl pisze w trybie dokonanym: 

ma zostać
ma zostać zgodnie z wolą
potwierdziła gazeta 
Wybór... ma nastąpić na początku czerwca


ma zostać przewodniczącą ZO ONZ zgodnie z wolą odchodzącego rządu Olafa Scholza - potwierdziła gazeta we wtorek w źródłach rządowych.

Wybór Baerbock na to stanowisko ma nastąpić na początku czerwca, ale głosowanie w tej sprawie "jest raczej formalnością, ponieważ Niemcy już zapewniły sobie roczne stanowisko" - podkreśla "SZ". Pierwotnie miała je objąć czołowa dyplomatka niemiecka Helga Schmid.

"Byłoby dziwne 80 lat po zwycięstwie (w II wojnie światowej) zobaczyć wnuczkę nazisty dumną z +bohaterskich czynów+ swojego dziadka na stanowisku przewodniczącej Zgromadzenia Ogólnego" - powiedziała rzeczniczka MSZ w Moskwie Maria Zacharowa


ciekawe, że słowa "bohaterskich czynów" zawarte są w krzyżykach + +, a nie w cudzysłowiu " ", czy nawet w tzw. niemieckim cudzysłowiu >> << ... krzyżyki stawia się często jako symbol śmierci w życiorysach ludzi, oznaczeniach dat itp.

"ma zostać przewodniczącą ZO ONZ zgodnie z wolą odchodzącego rządu Olafa Scholza", a nie zgodnie z wolą głosujących... prawda?

semantyka
















---------





KURDE - Ministerstwo Cyfryzacji zmieni nazwę usługi


19.04.2025 11:57

Jak poinformowała "Rzeczpospolita", skrót nazwy usługi Kwalifikowanej Usługi Rejestrowanego Doręczenia Elektronicznego tak oburzyła jednego z obywateli, że postanowił złożyć w Sejmie petycję w tej sprawie.


Po pierwsze, my w ogóle tego akronimu nie używamy. To, że skrót układa się w takie niezbyt szczęśliwe słowo, to rzeczywiście jest jakieś niedopatrzenie. Natomiast Poczta Polska promuje tę usługę jako Q-Doręczenia. Myślę, że jest to o wiele bardziej odpowiednia nazwa

- czytamy na portalu RMF FM wypowiedź wiceministra cyfryzacji Michał Gramatyka.


Polityk podkreśla, że petycja oburzonego obywatela mogła dotyczyć też innej usługi.

Myślę, że ta petycja pojawiła się na fali usługi PURDE, czyli Powszechnej Usługi Rejestrowanego Doręczenia Elektronicznego. Rzeczywiście takim skrótem się posługiwaliśmy. To PURDE zapewne zainspirowało autora petycji, aby zapytać o "kwalifikowaną usługę". Tam ten akronim jest o wiele mniej parlamentarny

- wyjaśnia Gramatyka.

Jednocześnie resort zauważ, że nazwa pojawiła się w ustawie z 2020 roku.

Wina informatyków

Tak to jest, jak informatycy się za coś biorą. Czasem wychodzą z tego nieprzewidziane okoliczności. Tym bardziej że samo to słowo "KURDE" najpiękniejsze nie jest, ale do brzydkich również nie należy. Trzeba jednak zwracać uwagę na takie rzeczy

- podkreśla w swojej wypowiedzi dla RMF FM wiceminister Gramatyka.



Autor: Justyna Foksowicz
Źródło: Rmf24, do rzeczy
Data: 19.04.2025 11:57


--------





I my musimy planować przyszłość - zaprojektować bezpieczne, stabilne państwo - planując przyszłość naszych dzieci. 

Tak, planując przyszłość naszych dzieci, kierując je w stronę mediów jak to robili kacykowie, prokuratorzy, ubecy w latach 90tych... by w każdym medium absolutnie dominowali porządni, patriotycznie wychowani, odpowiedzialni ludzie.


Tak, planując przyszłość naszych dzieci, wychowując patriotycznie i kierując je do służby w wojsku, policji, administracji samorządowej czy państwowej.


Kierując je - a czy one takiego wyboru dokonają, na to już wpływu nie mamy. Postąpią, jak będą chciały.

Ale kierując je tam, prowokujemy możliwość, że dobrze, patriotycznie wychowani ludzie, obejmą stery na wsi, w powiecie, w służbach specjalnych, w rządzie...

Że tak się wyrażę, trzymanie patriotycznej - ale prawdziwie patriotycznej - łapy na policji, na strukturach siłowych, na władzy jest naszym priorytetem.

Sami widzicie, dzisiaj "zwyczajni" ludzie muszą jeździć na granicę i pilnować, by nam niemcy nielegałów nie wpychali. 

Gdzie jest młodzież i ich pikiety przeciwko push-backom??
Poszukajcie ekologów, dajcie im klej - może zechcą się tam przykleić??
Gdzie są ich mocodawcy, inspiratorzy?
Czemu teraz nie inspirują??


Od tego są ludzie w administracji rządowej i policji, by chronić nas - a skoro tak się mimo to dzieje, jak dzieje, to znaczy, że prawo jest złe, że ludzie są słabi i państwo jest w dryfie, życie kraju toczy się siłą rozpędu - rzucone w jakimś kierunku przez kogoś 10-30-50-80 lat temu...



Nie może być tak, że o elementach państwa decydują przypadkowi ludzie i się na to pozwala, to się ignoruje, dopóki ktoś nie zgłosi "górze", że Ministerstwem Cyfryzacji rządzą szeregowi informatycy...









tps://www.slideshare.net/slideshow/was-the-father-of-guy-verhofstadt-on-the-wrong-side-of-history/169515010

bankier.pl/wiadomosc/Z-MSZ-do-ONZ-Baerbock-zostanie-nowa-przewodniczaca-Zgromadzenia-Ogolnego-ONZ-8910598.html

KURDE - Ministerstwo Cyfryzacji zmieni nazwę usługi

Annalena Baerbock – Wikipedia, wolna encyklopedia

Dziadek minister spraw zagranicznych Niemiec był w Wehrmachcie jako zadeklarowany nazista. Ujawniono dokumenty o przodku Annaleny Baerbock | Portal i.pl

interaffairs.ru/news/show/51025



piątek, 4 października 2024

Dywersja w interesie gospodarczym Niemiec



jesiotra nie było w Wiśle od kilkudziesięciu lat. 

I nagle, już po stworzeniu planów nowego zbiornika, wykreowano rzekomą przeszkodę tylko po to, aby spacyfikować inwestycję, wykazując, że zagrozi ona jesiotrowi








przedruk




04.10.2024 15:45

Grochmalski: Niemiecka agentura zagraża bezpieczeństwu Polski. BND próbuje werbować polskich naukowców


Zainstalowanie przez Niemcy ekipy Tuska w Warszawie pozwoliło poważnie powrócić do idei regermanizacji Odry i stopniowego odcinania jej od polskiej gospodarki. 


A wszystko to pod nadzorem niemieckich służb - pisze Piotr Grochmalski w "Gazecie Polskiej".






Ujawnianie kolejnych szczegółów dotyczących bezkarnego penetrowania przez niemieckie służby polskiego państwa pokazuje, w jak dramatycznym momencie znaleźliśmy się jako wspólnota narodowa.


 Jesteśmy na krawędzi dziejowej katastrofy. 


W pełni uzmysławia to orzeczenie Izby Karnej Sądu Najwyższego z 27 września 2024 roku, że przywrócenie ze stanu spoczynku i powołanie Dariusza Barskiego na prokuratora krajowego w 2022 roku miało wiążącą podstawę prawno-ustrojową i było prawnie skuteczne. 

A to oznacza, iż Adam Bodnar i Donald Tusk dopuścili się przestępstwa, obsadzając Jacka Bilewicza w miejsce prokuratora Barskiego. Ekipa 13 grudnia dokonała w rzeczywistości zamachu stanu, siłowo przejmując kluczową instytucję mającą zapewniać bezpieczeństwo państwa i obywateli, w momencie, gdy Rosja prowadzi przeciw Polsce pełnoskalową wojnę hybrydową. 

Bunt bodnarowców przeciwko orzeczeniu Sądu Najwyższego wskazuje, że staliśmy się państwem autorytarnym. Putin podobną sytuację w Rosji osiągnął pod koniec swojej pierwszej kadencji, a więc potrzebował na to cztery razy więcej czasu niż Tusk. A to już musi przerażać. Taka bezkarność Bodnara i Tuska była możliwa dzięki parasolowi ochronnemu Berlina nad procesem niszczenia państwowości polskiej. To wydarzenie, bez precedensu w historii UE, pokazuje odradzanie się niszczycielskich i destrukcyjnych zdolności Niemiec.




Ale nie tylko symbolicznie Polska tonie. Mimo upływających dni od apogeum gigantycznej powodzi nadal nie mamy wiarygodnych danych dotyczących liczby ofiar tej ogromnej katastrofy. To szokuje, bo im bardziej ekipa 13 grudnia przekonuje o siedmiu, a następnie dziewięciu zabitych, tym bardziej narasta w lokalnych samorządach przekonanie, że jest to liczba znacznie zaniżona. 

Skandaliczne zachowanie Tuska w pierwszych, kluczowych dniach poprzedzających powódź przypomina postawę Putina w sprawie zatonięcia okrętu atomowego „Kursk”. Ale w efekcie kataklizmu opinią publiczną wstrząsnęła informacja ujawniona przez hydrologa, dr. Grzegorza Chociana, że niemieckie służby werbują działaczy ekologicznych w Polsce, aby blokować inwestycje przeciwpowodziowe. 


19 września, w czwartek, w Parlamencie Europejskim Dominik Tarczyński, europoseł PiS, szeroko ujawnił te szokujące fakty. Jak stwierdził:

„To, co dzieje się teraz w mojej ojczyźnie, w Polsce, to ogromna tragedia. Te ogromne zalewy, potopy wręcz, (…) wielkie powodzie. Mają miejsce między innymi dlatego, że szaleństwo ekoterroryzmu zostało dopuszczone do głosu. Lewactwo, które popierało organizacje ekoterrorystyczne, bo tak trzeba je nazwać, organizacje, które przeciwstawiały się budowie infrastruktury antypowodziowej, przeciwpowodziowej, to są ludzie odpowiedzialni za to, co dzieje się teraz w Polsce i w tej części Europy. Nikt nie mówi o tym, o czym usłyszeliśmy wczoraj. Niemiecki wywiad próbował zwerbować jednego z ekologów, z działaczy ekologicznych, aby protestował przeciwko inwestycjom w Polsce. To jest wojna wywiadów, a ekoterroryzm jest wykorzystywany przeciwko rozwojowi takich państw jak Polska”.



Ten szokujący fakt nie wywołał jednak burzy w Europie, ale został umiejętnie spacyfikowany i przemilczany przez niemiecką prasę. Berlin tak samo postąpił wobec polskojęzycznych mediów kontrolowanych przez kapitał niemiecki. 


Gdy w środę 18 września na kanale Polsat News dr Grzegorz Chocian, który stoi na czele Fundacji Konstruktywnej Ekologii „Ecoprobono”, w rozmowie z redaktorem Grzegorzem Janowskim ujawnił, że niemieckie służby próbowały go zwerbować do działań niebezpiecznych dla Polski, szwajcarsko-niemiecki Onet, a także wszystkie kluczowe media wspierające reżim Tuska, nie dostrzegały tematu. 

A przecież Chocian ujawnił szokujące fakty dotyczące niemieckiej agentury bezkarnie buszującej w naszym kraju: „Przypomnę pewnego prezesa fajnej, dużej, państwowej spółki, który powiedział: ja znam bardzo wielu naukowców, pytanie – komu służą. Więc odpowiadając, kto nimi powoduje – nie tylko sponsor, ale czasem oficer prowadzący i mówię to nie bez kozery, bo znałem taki przypadek. Pora o tym mówić otwarcie – to jest również gra wywiadów na terenie Polski”. 

Chocian stwierdził też otwarcie:

„Mnie też próbowano zwerbować. Wywiad niemiecki próbował mnie zwerbować, żebym protestował. Nie zgodziłem się, ale wiem, kto został zwerbowany”.



Niemiecki wywiad bezkarnie grasuje w Polsce


Tydzień później, 26 września, w rozmowie z Krzysztofem Skowrońskim w Radiu Wnet Chocian powiedział znacznie więcej. 

Ujawnił, jak skutecznie Niemcy blokują polskie inwestycje kluczowe dla naszego bezpieczeństwa i rozwoju gospodarczego, wykorzystując w tym celu swoją agenturę. 

Jak stwierdził: „Pracowałem przy setkach inwestycji prywatnych i publicznych, w tym przy infrastrukturze krytycznej, gdzie widziałem rzeczy, które wywoływały jeżenie się włosów na głowie”.

Ujawnił mechanizm „wprowadzania celowej dezinformacji do procedury administracyjnej i wywieranie wpływu na podejmowanie decyzji na poziomie rządu”

[A nie mówiłem? - MS]

Tak było choćby w przypadku strategicznej inwestycji związanej z zagospodarowaniem Dolnej Wisły:

„Próbowano ją zablokować za pomocą jesiotra wprowadzanego do rzeki, do reintrodukcji tego gatunku w ramach międzynarodowego projektu. Można by powiedzieć: wprowadzamy gatunek, świetnie. Ale ja mam pytanie, dlaczego akurat na środku planowanego zbiornika Siarzewo, który miał stabilizować próg we Włocławku?”.


Zdumiewająca była koincydencja działań. 


Okazuje się, że jesiotra nie było w Wiśle od kilkudziesięciu lat. I nagle, już po stworzeniu planów nowego zbiornika, sztucznie wykreowano rzekomą przeszkodę tylko po to, aby spacyfikować inwestycję, wykazując, że zagrozi ona jesiotrowi. 


Jak przypomina:

„Następnie powoływano się na ten argument przed posiedzeniem w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, przed głosowaniem tego wielkiego programu. Zrobiono zamieszanie między ministerstwami. Późniejsza kontrola wewnętrzna wykazała, że sam proces zarybienia odbył się bez wymaganych dokumentów. Co więcej, ustalono, kto podsunął jednemu ministrowi materiały, żeby skoczył do gardła innemu ministrowi”. 


Wszystko po to, aby blokować rozwój inwestycji zwiększającej bezpieczeństwo Polski.

Dla Chociana wzorcowym przykładem niemieckich wpływów jest wojna Berlina o przeciwstawienie się wielkiemu projektowi modernizacji Odry.

 „w czasie, kiedy nam blokowano przez lata możliwość rozwoju użeglowienia Odry, rozwijały się cały czas drogi wodne na kierunku Odra–Strewa i Odra–Hawela. Oba te kierunki powodują, że nie ma sensu rozwijać żeglugi na Odrze, bo wszystko idzie przez Berlin”.

„Kiedy w Polsce blokowano Odrę, nawet remont jazów na Odrze, gdzie sąd się wypowiadał, że nie wolno remontów wykonywać na Odrze Dolnej, to w tym czasie, w roku 2022, było otwarcie gigantycznej podnośni statków Niederfinow, która ma 30 metrów, podnosi gigantyczne statki i pozwala im pływać właśnie w kierunku Berlina wprost z portu szczecińskiego Szczecin–Świnoujście. Tam można, tam wszystko jest dozwolone, potężne pieniądze są wydawane, a u nas nie można jazów wyremontować. Obudźmy się, to jest pewna gra”. 


Ekipa Tuska po dojściu do władzy gruntownie spacyfikowała projekt modernizacji Odry, chcąc cofnąć nas w rozwoju.

 
Odra a niemiecka geopolityka


Ale to coś więcej niż element dywersji wobec polskiej gospodarki. 


Tusk realizuje wobec Odry niebezpieczny, strategiczny plan Niemców, dla których rzeka ta ma wyjątkowe znaczenie geopolityczne. 


Berlin próbuje powstrzymać jej silną integrację z polskim systemem gospodarczym i przywrócić jej rolę z okresu, gdy była ona wewnętrzną, niemiecką rzeką silnie powiązaną siecią kanałów z Berlinem.

Profesor Zygmunt Wojciechowski stworzył w 1941 roku w ramach podziemnej Organizacji Ziem Zachodnich „Ojczyzna” think tank, który odegrał kluczową rolę w przygotowaniu ogromnej dokumentacji i strategii przesunięcia na linię Odra–Nysa Łużycka granicy polsko-niemieckiej po przewidywanej przez niego klęsce III Rzeszy. 

Podczas okupacji napisał i wydał w 1943 roku swoją głośną książkę „Polska–Niemcy. Dziesięć wieków zmagania”, w której podkreślał, że strategicznym celem RP powinno być odwrócenie kilkusetletniej tendencji spychania przez żywioł niemiecki Polski na wschód i przywrócenia jej rdzennych obszarów Odry i Nysy Łużyckiej jako klucza dla bezpieczeństwa zachodnich rubieży.

Po swoim zjednoczeniu Niemcy podjęli decyzję o przeniesieniu stolicy do Berlina, co oznaczało powrót do starej geostrategii. Ale dopiero zainstalowanie przez nich ekipy Tuska w Warszawie pozwoliło poważnie powrócić do idei regermanizacji Odry i stopniowego odcinania jej od polskiej gospodarki. A wszystko to pod nadzorem niemieckich służb.

To dlatego z taką pasją ekipa Tuska rzuciła się na ustawę przyjętą przez PiS w 2023 roku o kompleksowej modernizacji Odry, na co miały być przeznaczone ponad 4,5 mld zł. Miały powstać nowe jazy, zbiorniki retencyjne, sieć kanałów i stopnie wodne, a poziom wody w rzece miał być podniesiony do 1,8 metra, aby mogła się ona stać ważnym szlakiem żeglugowym spinającym zachodnią Polskę z portami w Szczecinie i Świnoujściu.


Ale koalicja 13 grudnia zamierza przewrócić do góry nogami ustawę i skasować 71 z 76 planowanych inwestycji, co Berlin przyjął z satysfakcją. A owe 4,5 mld zł mają być przeznaczone na zniszczenie infrastruktury, czyli rewitalizację i stworzenie Parku Narodowego Dolnej Odry, a w praktyce na degradację gospodarki tego regionu. 


Jak zauważył 18 lipca 2024 roku Marek Gróbarczyk, były minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej, w wypowiedzi dla „Gazety Polskiej Codziennie”: 

– Blokowanie inwestycji na Odrze, audyt, park narodowy… To wszystko jest robione po to, aby zahamować rozwój portu Szczecin–Świnoujście oraz zablokować budowę terminalu kontenerowego i tym samym uczynić nas niemieckim lennikiem. Ta ustawa to ewidentnie efekt wizyty Olafa Scholza w Warszawie”.

 A poseł PiS Paweł Hreniak, były wojewoda dolnośląski, nie ma wątpliwości, że

 „jeżeli zapadnie decyzja o powstaniu Parku Narodowego Dolnej Odry, kończymy marzenia o odrzańskiej drodze wodnej. Marnujemy również wysiłek, który został włożony przez ostatnie lata w modernizację odrzańskiej drogi wodnej. 

Zakończyliśmy za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości Wrocławski Węzeł Wodny,
zakończyliśmy budowę stopnia wodnego w Malczycach, 
zakończyliśmy ciągnący się projekt zbiornika w Raciborzu, który w przyszłości również będzie mógł służyć żegludze śródlądowej. 

Otworzyliśmy technikum żeglugi śródlądowej we Wrocławiu. 

Zaczęliśmy projektować kolejne stopnie wodne w okolicach Lubiąża, Ścinawy i Głogowa. 

Te wszystkie działania, które były podejmowane przez ostatnie lata, zostaną w jakimś zakresie zmarnowane przez tę nieodpowiedzialną decyzję rządu Donalda Tuska o powołaniu Parku Narodowego Dolnej Odry. To są działania wbrew interesom Polski, to są działania w interesie gospodarczym Niemiec”. 




Dzięki ujawnionym faktom przez dr. Chociana dziś wiemy, że trzeba pilnie ustalić, jaki wpływ na tę operację miały niemieckie służby i w jaki sposób wykorzystują one w tym celu ruchy ekologiczne.



Skala wpływu niemieckich służb na Polskę

Ale sprawa ta ma drugie dno. Już w 2018 roku Marcel Lesik ujawnił powiązania europejskich ruchów ekologicznych z putinowską Rosją, uznając je za „zielone psy Kremla”. Jak zauważał autor:

„Środowiska ekologiczne szczególną wagę przywiązują do szeroko rozumianych branż transportowej, energetycznej i chemicznej, bo to właśnie te dziedziny światowej gospodarki mają największe interakcje ze środowiskiem naturalnym. Ekolog przywiązujący się do drzewa przeznaczonego do wycinki na rzecz budowy elementów infrastruktury stał się symbolem głośnych protestów w dolinie Rospudy, a podobne akcje na Zachodzie (…) stają się powoli nową normalnością w świecie politycznej presji”. 


Przytacza też ważną opinię na temat tych powiązań przedstawioną przez byłego szefa NATO Andersa Fogh Rasmussena:

„Rosjanie, jako element swojej wyszukanej polityki dezinformacyjnej, aktywnie angażują się w działalność tzw. ekologicznych organizacji pozarządowych działających przeciwko gazowi odkrywkowemu, aby zachować energetyczną dominację Rosji”. 


Ale kluczowa jest świadomość, że przy osłonie wywiadowczej nad Nord Stream niemiecki BND intensywnie współdziałał z rosyjskim FSB także w operacjach wymierzonych przeciw Polsce. Te relacje nie ustały.



Czas więc wyjaśnić skalę ingerencji niemieckiego wywiadu w działania ekipy 13 grudnia. 25 września Marek Jakubiak z mównicy sejmowej zwrócił się do prezydium Sejmu o wszczęcie procedur związanych z powołaniem komisji śledczej na temat wpływu służb niemieckich na polską scenę polityczną.






Grochmalski: Niemiecka agentura zagraża bezpieczeństwu Polski. BND próbuje werbować polskich naukowców | Niezalezna.pl





poniedziałek, 30 września 2024

Nie wiemy, skąd idziemy - elity.




Brak elit, czy też ich kondycja, to w głównej mierze efekt II Wojny Światowej.

Urazy psychiczne, trauma, groza wojny, niedożywienie - to wszystko odbija się do dzisiaj w polskim społeczeństwie, z ludzi powojennych przeszły one na młodsze pokolenia, a to co było najlepsze przed wojną, przez te wszystkie lata uległo osłabieniu, zatarciu, zapomnieniu, wymarciu...

Po tragedii "nowych czasów" lat 90tych społeczeństwo jako wspólnota jeszcze bardziej dostało w kość niż za systemu komunistycznego, kiedy ludzie zaczęli pracować ponad miarę i nie zajmować się wychowywaniem dzieci, kiedy ich rolę przejęły podejrzane media.



Tę sprawę - powojenne skarłowacenie - w moim odczuciu nigdy nie załatwiono, ani nie omówiono, ani systemowo nie starano się naprawić.

Trzeba do tego wrócić, szczegółowo zanalizować i omówić ten temat z całym społeczeństwem, wtedy poszukać rozwiązań.

Podobnie - dlaczego przegraliśmy wojnę - zdefiniować możliwe przyczyny, otworzyć śledztwo i uczulić społeczeństwo, na polityczne i poza polityczne realia.


Musi być   Czas Otwarcia   i   Czas Zamknięcia,   a wtedy -   Czas Nowego Otwarcia   i   Plan Odnowy...

Czas Najjaśniejszej Rzeczpospolitej.


To jest ta sama sytuacja, co z Werwolfem:

Dopiero po zdefiniowaniu:
  • kto za tym stoi
  • dlaczego to robi
  • i jak to robi

będziemy mogli dać im skuteczny odpór.



Dopiero wtedy, kiedy sprecyzujemy struktury, określające siebie jako Wrogowie Polaków, będziemy mogli zaplanować działania blokujące.
Dopiero wtedy, kiedy będziemy wiedzieli o co chodzi – będziemy mogli przystąpić do działania z zapałem.



Albowiem, kiedy nie wiemy po co mamy się angażować – nie będziemy się angażować.

Kiedy nie wiemy przeciwko komu mamy się angażować – nie będziemy się angażować.

Kiedy nie wiemy, jak ten Wróg Polski działa – też nie będziemy się angażować.




Co jest nie tak?

Skoro podróż starannie zaplanowaliśmy, a nie dotarliśmy do celu – może mieliśmy niewłaściwą mapę?

A może nie do końca zdajemy sobie sprawę, że rozpoczynamy swą podróż z innego miejsca niż nam się wydaje?


Aby być pewnym, że dojdziemy tam, dokąd chcemy dojść, musimy się upewnić – skąd idziemy.



Nie wiemy, skąd idziemy, t
j. nie wiemy jaki był stan społeczeństwa po wojnie, a więc nie mogliśmy temu zaradzić systemowo, także ze względu na władzę ZSRR w Polsce, ale to trzeba w końcu ustalić - nie uciekniemy od tego - i nie tylko na auli  uniwersytetu, o tym trzeba rozmawiać z całym społeczeństwem, bo wszyscy muszą się tym interesować i dokładać swoją cegiełkę, do Planu Odnowy.

Stąd potrzeba nam konkretnej Obrony Cywilnej, systemowych rozwiązań państwowych, w tym socjalnych i kulturowych.


Mężczyźni, którzy idą na wojnę  i boją się strzelać do przeciwnika - nie mają motywacji, są słabym ogniwem państwa i nawet w czasie szczęśliwego pokoju są nadal słabym ogniwem państwa, bo będą uciekać przed odpowiedzialnością, a podążać za wygodą.

Nie są wytrenowani w patriotyźmie, nie są świadomi społecznie i politycznie i może nie obchodzi ich los państwa.

To mężczyźni mają mięśnie i agresję zdolną do obrony domu i delikatnych kobiet, dlatego kobiety i potomstwo - idą za mężczyznami, im bardziej chwiejni, niezdecydowani, im słabsi mentalnie mężczyźni, tym słabsza obrona i słabsza odpowiedzialność za utrzymanie rodziny i opiekę nad dzieckiem - tym słabsze społeczeństwo i słaby kraj.


I nad tym trzeba pracować, organizować się, tak jak teraz w Czasach Potopu ludzie okazują sobie pomoc. 

Społeczeństwo musi być skonsolidowane, musi się ze sobą nawzajem i z władzami każdego szczebla - skutecznie komunikować.


Potrzebne są media nie od rozrywki i od zarabiania na reklamach, tylko media, które konkretnie podniosą istotne społeczne i polityczne tematy i będą je omawiać publicznie na okrągło, do skutku - do znalezienia rozwiązania.

Do znalezienia rozwiązania, a nie po prostu do zajmowania anteny i brania pieniędzy za prowadzące do niczego wieczne kłapanie paszczą.


Nie potrzeba nam gazet i dziennikarzy, mediów, które nie interesują się łamaniem prawa przez polityków, nie przejmują się rozpadem przedsiębiorstw, a za to zajmują się rozrywką, politykierstwem, pluciem na ludzi, manipulowaniem czy fałszowaniem słupków poparcia, mentalnymi problemami mnieszości seksualnych i zagadnieniami małej skali, podczas gdy mamy Wielkie Sprawy do omówienia, do załatwienia i do wdrożenia.


Nie potępiam elit, które posiadamy, czy polityków, jest ich tyle, ile jest, jako społeczeństwo i jako ludzie, jesteśmy tacy, jacy jesteśmy i mamy to co mamy - trzeba jednak starać się podnieść poprzeczkę i wielu jest takich, co stara się to robić. Każdy, kto się do tego przykłada, niezależnie od jego wad - jest cenny i należy go wspierać.


Ale są jeszcze inne problemy obiektywne - nierozliczone polskojęzyczne Gestapo, zbóje okresu komunistycznego i ich współczesne pochodne, profesjonalne i słodkie, TAJNIE STEROWANE zwyrodniałe wrogie media i wiele innych.

Jest wiele spraw do załatwienia i nie czas na tańce i zabawy - sytuacja w Europie jest groźna.

A wróg  siedzi nam na piersi....









przedruk







Nasze elity są peryferyjne: dlaczego cały czas tracą one szacunek Polaków?

29.09.2024 08:24



– U Émile’a Ciorana słowo „elita” występuje rzadko. W „Zeszytach 1957–1972” znalazłem takie zdanie: „Kiedy mój rozmówca prawi mi o elitach, to wiem, że mam do czynienia z kretynem”. Rumuński filozof odrzucał solenny ton rozpraw o dziejowym powołaniu elit, o ich wyjątkowości. Wolał rozmawiać o aniołach, świętych albo o upadku w czasie. Czemu rozmowy o elitach są takie trudne?

– To nic nowego pod słońcem. Od dawna mówi się o elitach z dużą dozą szyderstwa i z coraz mniejszym uznaniem dla ich dokonań i sądów. Często daje się to słowo w cudzysłów albo mówi się pogardliwie „elyty”. Nie ulega wątpliwości, że żyjemy w dobie załamania pewnego ustalonego porządku, a elity tracą swoją prawomocność. Cioran był Rumunem, musiał zatem doskonale zdawać sobie sprawę z różnic między centrum i peryferiami. W latach siedemdziesiątych André Gunder Frank pisał o powstaniu „lumpenelit” i „lumpenburżuazji” w Ameryce Łacińskiej, czyli na peryferiach. Polska jest krajem peryferyjnym, to znaczy zależnym, nasza suwerenność jest ograniczona. Polskie elity są, można powiedzieć, symptomatyczne dla tego, co określa istotę peryferyjności.
Rola elit

– Jaka jest rola elit w peryferyjnym porządku?


– Są odpowiedzialne za legitymizowanie porządku politycznego i ekonomicznego. Muszą wskazywać powody, dla których z peryferyjności nie można się wydobyć.

– Czym charakteryzuje się polska peryferyjność?

– Gorszymi warunkami życia, niższymi wynagrodzeniami, fikcyjnością niektórych praw, choćby martwy artykuł 68 konstytucji o równym dostępie do ochrony zdrowia. Pomimo zapewnień, że „doganiamy Zachód”, wskaźniki dotyczące warunków życia pozostają niskie w stosunku do centrum. Na peryferiach elity są odpowiedzialne za pacyfikowanie społeczeństwa. Tworzą swojego rodzaju „socjodyceę”.

– Teodycea miała za zadanie tłumaczyć, że ból i cierpienie wpisują się w idealny porządek świata…

– … a „socjodycea” tłumaczy nam, jakie są powody cierpienia społecznego. Elity przekonują społeczeństwo, że jego rewindykacje i żądania są nieusprawiedliwione. Współczesne polskie elity porównałabym do przyjaciół Hioba, ponieważ przekonywali oni „męża sprawiedliwego i bogobojnego”, że nieszczęścia, które go dotknęły, są sprawiedliwą karą za jego grzechy. Teraz jesteśmy w szczególnym momencie, pewnego zniecierpliwienia – ileż można doganiać Zachód? To po pierwsze. Po drugie zaś widzimy, że warunki życia na Zachodzie się pogarszają. Sytuacja się odwraca – to społeczeństwa zachodnie doganiają nas.


W tej sytuacji dominujące niegdyś narracje peryferyjne załamują się. We Francji i w Niemczech daje się już przynajmniej od dekady słyszeć to, co elity mówiły w Polsce na początku transformacji ustrojowej: jesteście ludzkimi zerami – leniwi, rozrzutni, nieinnowacyjni i nieprzedsiębiorczy. Słowem, jesteście społeczeństwem, które nie zasługuje na dobrobyt. W tej chwili cała Europa się peryferyzuje.

– Jak w takiej sytuacji zachowują się elity?

– Elity intelektualne dostarczają elitom politycznym narracji, które usprawiedliwiają złe decyzje i brak kompetencji polityków. Można mówić o niepisanej umowie między elitami politycznymi, medialnymi i intelektualnymi. W państwach peryferyjnych współpracują one, by skutki globalnej hierarchii i dominacji uczynić winą lokalnych społeczeństw.

W Polsce w zasadzie nie słyszy się, że globalizacja jest programem narzucanym państwom peryferyjnym. Globalizacja to program wytwarzania i utrwalania kondycji peryferyjnej. Bogate centrum dla siebie zachowuje politykę protekcjonistyczną. 

Wzrost potęgi Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych był możliwy przecież w wyniku stosowania polityk protekcjonistycznych. Kiedy kraje te osiągnęły wysokie uprzemysłowienie i zapewniły sobie dominację ekonomiczną i polityczną, to dopiero wtedy wprowadzały liberalizację handlu. Jak prowadzi się politykę suwerenną, pokazał Charles de Gaulle, który po II wojnie światowej odrzucił propozycję wprowadzenia dolara oraz zaczął rozwijać niezależność energetyczną, tworząc elektrownie atomowe.


– Wróćmy jednak do elit. O ile dobrze rozumiem, elity na peryferiach tłumaczą porażki pola politycznego, ale również mają za zadanie legitymizowanie władzy.

– Proszę zwrócić uwagę, jakich instrumentalnych użytków dokonywano z socjologii Maxa Webera. Protestancki etos pracy był według niego źródłem kapitalizmu i bogactwa państw zachodnich. W ten sposób wyjaśniano peryferyjność Polski – brak etosu pracy czy – jak później się mówiło – gorszy kapitał ludzki.

– Pani wizja elit kłóci się z intuicyjnym myśleniem o wyjątkowości i samodzielności elity intelektualnej. W moim przeświadczeniu intelektualista to wieczny dysydent, bywa co prawda krnąbrny, ale niepodległy w swoim myśleniu. Jules Romain napisał: „Elity prawią o ideach, średniaki o wydarzeniach, a miernoty obgadują ludzi”. O czym prawią polskie elity?


– Intelektualista dysydent, o którym Pan mówi, już nie istnieje. Często, gdy mówi się o polskich elitach, pojawia się słowo „romantyzm”. Przeświadczenie o wyjątkowej, państwowej i kulturotwórczej misji. Moim zdaniem to nie jest „romantyzm”, lecz raczej „autyzm polityczny”.[efekt II WŚ - MS]

– Jakie są symptomy tej przypadłości?

– Polski intelektualista jest przeświadczony, że widok z jego okna to cała rzeczywistość. Uważa, że z jego dylematów da się wnioskować o problemach wszystkich Polaków. Ponadto elity w państwach peryferyjnych są ofiarami tego, co Pierre Bourdieu nazywał „nadidentyfikacją”:
mocno identyfikują się z elitami globalnymi z braku rozpoznawalności, władzy i własnego zredukowania do roli bieżących komentatorów. [KULTURA!! - MS]

Mówią o „homo sovieticusie”, o „brudnym społeczeństwie”, o „zacofanych dewotkach biegających z różańcami wokół szyi”, o upodobaniu do autorytaryzmu, teorii spiskowych, radykalizmu, przerośniętego indywidualizmu czy braku kapitału społecznego. 

Przypomnę, że na początku tzw. transformacji winą polskiego społeczeństwa miał być kolektywizm, dzisiaj zaś przerośnięty indywidualizm i niezdolność do zbiorowego działania. Warto pamiętać, że centrum ma zapotrzebowanie na objaśnienia, bo potwierdzają, że bogactwo jest sprawiedliwie rozdzielone, a eksploatacja i upokarzanie peryferii czymś naturalnym.

Przypomnę taką kąśliwą uwagę Jeana Baudrillarda z początku lat dziewięćdziesiątych, wyłożoną na stronach nieprzetłumaczonej – co znamienne – książki „Złudzenie końca”: póki skąpe były informacje o tym, co się dzieje za żelazną kurtyną, można było sobie wyobrażać, że chodząc po ulicach Europy Wschodniej, dało się słyszeć dobiegający z mieszkań intelektualistów stuk maszyn do pisania.

Upadek Muru Berlińskiego pokazał mizerię wschodniego świata intelektualnego. To było, pisał Baudrillard, jak przejście z kina niemego do kina dźwiękowego. Wiadomo, że wielu utalentowanych aktorów kina niemego nie potrafiło się odnaleźć w nowej rzeczywistości i ich kariera się zakończyła. Baudrillard pisze, że takimi nagle zgasłymi gwiazdami byli Lech Wałęsa i Václav Havel. Dopóki nie wiedzieliśmy, co mówią, byli bohaterami, natomiast gdy przemówili, Zachód się rozczarował. Poza tym wszystkie dysfunkcje systemu komunistycznego, niczym promieniowanie po katastrofie w Czarnobylu – jak pisał ten autor – rozeszły się po całej Europie.

– Moim zdaniem figurą wiecznego intelektualnego dysydenta par excellence był Aleksander Sołżenicyn. Opluwany, więziony i cenzurowany za podważanie „wiecznej szczęśliwości” w Związku Radzieckim, ale i niezwykle krytyczny wobec Zachodu, gdy zamieszkał w Stanach Zjednoczonych. W słynnym wykładzie na Harvardzie w 1978 roku oskarżał liberalnych intelektualistów o brak odwagi i odrzucenie metafizyki.

– Zgoda. Ale nie uważam, że dziś za nonkonformizm nic nie grozi. Można przecież wyrzucić z pracy, nie posłać dzieci do lepszych szkół, do lepszego lekarza albo nie wydać książki. Są inne formy represji, owszem, o wiele mniej dotkliwe niż w Związku Radzieckim, ale jednak. Czy dziennikarze zajmują się Julianem Assangem? Z jakiś powodów polska elita dziennikarska omija temat szerokim łukiem. Boi się konsekwencji. Poświęcić siebie i dobrobyt swojej rodziny jest przecież bardzo trudno.


Polaryzacja

– Czy współczesne elity są odpowiedzialne za dzisiejszą polaryzację? Nawiązuję do wyświechtanego sloganu o walce dwóch plemion. W tej walce intelektualiści wiodą prym. Ba! Przystępują do plemion i coraz śmielej oddają hołd plemiennym wodzom.

– Pozbawienie w taki czy inny sposób środków potrzebnych na przeżycie to powszechnie stosowany w kapitalizmie i komunizmie sposób uciszania ludzi. Siebie można jeszcze poświęcić, ale są bliscy – starzy, schorowani rodzice, rodzeństwo i dzieci. Wszyscy ci bliscy ludzie, których się kocha, potrzebują dachu nad głową, leków, rehabilitacji czy wkładek ortopedycznych. Jeśli ze skomplikowanym złamaniem ma się czekać do 2026 roku, to konformizm jest oczywistym wyborem życiowym.

Media lubią omawiać tzw. eksperymenty społeczne z człowiekiem leżącym na ulicy. „Przyjaciele Hioba” grzmią wówczas o braku empatii, bo żaden z przechodniów nie zatrzymał się, nie zapytał leżącego, co mu dolega. Jest to przykład popularnej analizy o „polskiej znieczulicy społecznej”. Kiedy jednak ktoś dostaje skierowanie do lekarza na 2026 rok, to nie mówi się o znieczulicy elit, ale o tym, że Polacy są roszczeniowymi hipochondrykami, że źle się odżywiają, mało się ruszają, a ochrona zdrowia to worek bez dna. Nie trzeba być psychoanalitykiem, żeby zrozumieć, że na skierowaniu wyznaczającym wizytę u lekarza za dwa lata, jest napisane w istocie „odczepcie się”. Elitom wydaje się, że społeczeństwem można rządzić za pomocą apelowania, wzniosłych przemówień, pouczania i strofowania.


Zachodnie elity zapewniły społeczeństwom ochronę zdrowia i edukację nie z dobroci serca. Wiedziały, że instytucje te są niezbędną częścią architektury państwa i że bez nich po II wojnie światowej nie da się zapewnić pokoju społecznego. Na szacunek mogą liczyć tylko takie elity, które walczą z cierpieniem społecznym, a nie z własnym społeczeństwem.








Dr hab. Małgorzata Jacyno, prof. UW – socjolog kultury, pracuje na Wydziale Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Autorka m.in. „Kultury indywidualizmu” oraz „Iluzji codzienności. O teorii socjologicznej Pierre’a Bourdieu”.


Autor: Marcin Darmas
Źródło: Tygodnik Solidarność








Financial Times o ukraińskich rekrutach (teraz)

"some guys freeze [because] they are too afraid to shoot the enemy, and then they are the ones who leave in body bags or severely wounded.”


„Niektórzy faceci nieruchomieją jak sparaliżowani [ponieważ] zbyt boją się strzelać do wroga, a potem  trafiają do worków na ciała lub są poważnie ranni”.




Nie chcemy wojny, chcemy pokojowego, godnego i szczęśliwego wspóistnienia na tej planecie.

Ale kiedy wróg na nas napadł - musimy, chcemy i będziemy się bronić - do zwycięstwa.





Wygrajmy w końcu tę wojnę, wygrajmy wojnę z Niemcami.









Nasze elity są peryferyjne: dlaczego cały czas tracą one szacunek Polaków? (tysol.pl)

Werwolf (werwolfcompl.blogspot.com)

ft.com/content/b9396112-585a-4f7e-9628-13d500c99d93




piątek, 27 września 2024

"Duchy" - A nie mówiłem? (29)

 


Swego czasu pisałem o tym, że jak ktoś jest uważany za jasnowidza, to może potem mówić ludziom, żeby nie głosowali na tę czy inną osobę, bo ona "nie wygra wyborów, to po co tracić na nią głos?"

Kto nie posłucha jasnowidza?


Żeby jednak mieć taką moc nad społeczeństwem, najpierw trzeba zostać wylansowanym.



No i mamy w Polsce jasnowidza, któremu "duchy" mówią, gdzie leży jaka zaginiona osoba i w ten sposób pomógł policji te osoby odnaleźć, co policja potwierdza swoimi listami z podziękowaniami...



Co jakiś czas możemy dowiedzieć się z prasy światowej, że doszło do jakiejś zbrodni, a sprawca twierdził, że: "duchy kazały mu to zrobić".


Podejrzany o morderstwo 34-latek został zatrzymany w środę, 29 marca. Adwokat Efraim Dimr, który reprezentuje go przed sądem, powiedział dziennikarzom, że "boski duch" kazał mu zabić byłą żonę. Mężczyzna twierdzi, że ten sam duch powiedział mu, że przyczyny tego zachowania może zdradzić po ośmiu dniach, kiedy "cud zostanie ujawniony".


Skoro "duchy" każą komuś zabijać ludzi, to najwyraźniej "duchy" są ZŁE.

To skąd polska policja wie, że "duchy" mówiące jasnowidzowi, gdzie leżą zwłoki - są dobre?

Jakim sposobem policja to sprawdziła, jakim aparatem zważyła, zbadała  - i czy w ogóle sprawdziła?



SEKWENCJA ZDARZEŃ


"duchy" omotują jakiegoś człowieka, każą mu jechać nad jezioro i wejść do wody i iść w tę wodę i iść i iść...

aż się utopi


a potem "duchy" nawiedzają jakiegoś faceta i podpowiadają mu, gdzie leży trup tego człowieka, którego one wcześniej omotały i utopiły i proszą, żeby go "odnalazł", bo nie może znaleźć spokoju, czy coś...


a potem "duchy" muwio jasnowidzu:

"a ten facet XY przegra wybory, to po co oddawać na niego głos?" - o czym wspominałem lata temu przy jakiejś okazji


albo jeszcze gorzej...




A nie mówiłem?


Każą mu powtarzać brednie za manipulacją pod tytułem:

Geopolityczni eksperci ułożyli prawdopodobną mapę Europy 2035 roku

I co wtedy, jak ludzie zaczną w to wierzyć?


Komu zależy na rozpowszechnianiu takich plotek - takich opcji - podważających integralność państwa?





Skąd policja wie, czy "duchy" są dobre, czy złe?


Sprawdzili to?


Zamiast wierzyć w gusła, policja powinna zaalarmować opinię światową, że jacyś bandyci opanowali technologię mówienia komuś w myślach i wykorzystują tę technologię w złych celach.

Rozpocząć jakieś międzynarodowe śledztwo, badania itd.

Już pomijam milczeniem fakt opętywania ludzi i to, że prawdopodobnie nie dochodziło do wmówienia komuś, że ma się utopić, tylko po prostu - przejęli kontrolę nad czyimś ciałem i utopili ją (tę osobę), uchodząc z tego ciala, tuż przed śmiercią...

Wiedząc jednak o fakcie medycznym jakim jest osobowość mnoga i o tzw. opętaniach w chrześcijaństwie, można się było tego domyślić, że procesem "przechodzenia" z ciała do ciała można sterować...




Więc, sprawdzili to?



Czy policja to zrobiła?


Nie?


A czemu nie?



To jak takie działania wpływają na wiarygodność tej instytucji?



Odblaski, mandaty, jasnowidze, co jeszcze?





Komu zależy na rozpowszechnianiu takich opcji - podważających integralność państwa?

Wiemy z poprzednich artykułów, a przede wszystkim z historii, że



otwarta agresja Niemiec na Polskę jest tylko kwestią czasu.