Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą legenda. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą legenda. Pokaż wszystkie posty

sobota, 1 marca 2025

Bracia Grimm








przedruk




Biblioteki niezwykłe: Książki z niezwykłej biblioteki braci Grimm





tekst: Joanna Jodełka


11 lutego 2025



Stare księgi mają niesamowite historie, skrywają wiele tajemnic i można z nich wyczytać znacznie więcej, niż się wydaje. Wędrują jak ludzie z miejsca na miejsce, czasami tylko przywiązują się na dłużej do którejś z półek. Należą do jednego właściciela lub są własnością całych społeczeństw. Stanowią część prywatnego księgozbioru lub są wpisane do katalogu publicznej biblioteki.


Przynależność często decyduje o ich dziejach. Księgozbiory prywatne z reguły rozpierzchują się po śmierci właściciela, zasoby bibliotek są bardziej spójne i trwalej ze sobą związane, ale i one poddają się nieprzewidywalnym kolejom losu. Zdarza się, że podczas wojen całymi wagonami podróżują to za jedną to za drugą granicę. Rozproszone i pogubione rzadko odnajdują się po latach.


Tym bardziej wyjątkowa i nieprawdopodobna jest historia wspaniałego księgozbioru, który nazywany był przez właścicieli „ukochaną biblioteką”. Tak bardzo ważne były książki, które przez całe życie zbierali bracia – Wilhelm Karl i Jacob Ludwig Karl Grimmowie. Dla Niemców bracia Grimm to naukowcy, pisarze, językoznawcy, twórcy filologii niemieckiej. Dla dorosłych – ci, dzięki którym baśnie ludowe stały się klasyką literatury, a dla dzieci nazwisko na okładce książek gwarantujące spotkanie z Czerwonym Kapturkiem, Jasiem i Małgosią, Roszpunką, Złotą Rybką, Kotem w Butach czy Śpiącą Królewną.

Bracia Grimm, którzy w pierwszej połowie XIX wieku „szukali bajek i opowieści” z różnych części Niemiec i krajów ościennych, nie robili tego, chodząc lasami, polami od jednego niemieckiego księstewka do drugiego, jakby się to mogło wydawać. Działo się to zupełnie inaczej. Z reguły spisywali zasłyszane opowieści, siedząc przy biurkach, a ich źródeł szukali na półkach, wśród regałów z książkami. Regałów, które nie były zbyt wysokie, by zawsze można było z nich szybko sięgnąć tom. Jak wyglądała ich pracownia, wiem dokładnie z zachowanej akwareli Moritza Hoffmanna.


Bracia Grimm odnosili się do swojego zbioru książek z uwielbieniem i niezwykłym szacunkiem. Przede wszystkim jednak traktowali go niezwykle użytkowo. Podkreślali pojedyncze słowa, całe zdania i większe interesujące ich fragmenty. Następnie na końcu książki spisywali indeks pozaznaczanych stron, by łatwiej było je odnaleźć. W przypadku baśni chodziło o poszukiwanie najstarszych wzorców, powtarzających się motywów, źródeł poszczególnych tekstów.


Dziś dla grimmologów zaznaczenia, podkreślenia, notatki Wilhelma i Jacoba są wyjątkowym kluczem, który pozwala badać źródła pozyskiwanych informacji, a dzięki temu doszukiwać się proweniencji i inspiracji dla stworzonych treści. A czasami dowiedzieć się nawet, z czyich ust bracia Grimm usłyszeli opowiastkę, którą potem spisali.

Grimmowie zbierali książki przez dziesięciolecia. Po śmierci braci spadkobierca Herman Grimm przekazał zbiór 8 tysięcy woluminów Uniwersytetowi Berlińskiemu. Dziś ten księgozbiór – szczegółowo opisany i opracowany – jest skarbem berlińskiej Biblioteki Uniwersyteckiej. W opracowaniach uwzględniono również pozycje, które uznano za zaginione w czasie wojny. 

Ale ku niezwykłej radości badaczy okazało się, że 34 tytuły z księgozbioru braci Grimm znalazły się w zbiorach Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu. Ostatnie odkrycie, czyli 28 woluminów zawdzięczamy badaczkom pani prof. Elizie Pieciul-Karmińskiej i Renacie Wilgosiewicz-Skuteckiej.


JJ: O tym, że w poznańskiej bibliotece uniwersyteckiej znajdują się zaginione księgi z prywatnego księgozbioru Wilhelma i Jacoba Grimmów, poinformował w 2002 roku prof. Wiesław Wydra. Opisał on sześć woluminów. Jak do tego doszło, że dwadzieścia lat później postanowiły panie przeprowadzić prace badawcze i poszukiwania, których efektem było odkrycie kolejnych pozycji.

RWS: Pracując z prof. Wydrą, wiedzieliśmy o woluminach z księgozbioru braci Grimm, ale w naszych zbiorach jest ponad 70 tysięcy ksiąg! Od kiedy opracowujemy stare druki w katalogu komputerowym, oprócz tradycyjnych opisów dzieł, ich tytułów i autorów, gromadzimy też informacje o dawnych właścicielach ksiąg.

To niezwykle interesująca praca, badamy wszystkie znaki własnościowe, rękopiśmienne wpisy, ekslibrisy i superekslibrisy, pieczęcie, nalepki tytułowe i sygnaturowe. Staramy się poznać historię każdego woluminu. Zadanie jest ciekawe, ale też niezwykle trudne i pracochłonne, mamy przebadanych dopiero około 10 % starych druków.


W czasie tych analiz udało nam się znaleźć kolejnych pięć tytułów z księgozbioru Grimmów, ale dopiero kontakt z prof. Elizą Pieciul-Karmińską, jej zainteresowanie naszymi badaniami, jej wiedza i pasja, a także perspektywa, że wyniki tych prac zaowocują współpracą polskich i niemieckich naukowców, sprawiły, że w 2023 roku podjęliśmy prace całkowicie skierowane na odnalezienie woluminów z biblioteki Jacoba i Wilhelma.

JJ: Na czy one polegały?

RWS: Podstawą był katalog księgozbioru Grimmów opracowany przez Ludwiga Deneckego, w którym brakujące książki zaznaczono słowem „Verlust”. Sprawdzaliśmy wszystkie tytuły w katalogu, a potem na półkach. W stojących tam woluminach szukaliśmy najpierw charakterystycznego ekslibrisu „Kœnigliche Universitæts Bibliothek zu Berlin. Aus der Bibliothek der Brüder Jacob und Wilhelm Grimm, 1865”, a kiedy go nie było – innych znaków, które wskazywały na przynależność do księgozbioru Jakuba i Wilhelma. Czasem były to odręczne zapiski jednego z braci, czasem charakterystyczne podkreślenia, czasem numer akcesyjny, który sprawdzałam w katalogu Deneckego. W ten sposób przejrzeliśmy wiele książek i udało się odnaleźć kolejnych dwadzieścia woluminów.

JJ: Większość starych druków z księgozbioru braci Grimm znalazło się w Bibliotece Uniwersyteckiej w wyniku zawirowań II wojny światowej, ale to nie jedyna droga…


RWS: Część książek została przywieziona z Berlina do Poznania pod koniec XIX wieku jako dar berlińskiej Biblioteki Uniwersyteckiej dla powstającej tutaj Kaiser-Wilhelm-Bibliothek.


Zostały one oznaczone ekslibrisem „Kaiser-Wilhelm-Bibliothek-Posen. Geschenk der Kgl. Universitäts-Bibliothek, Berlin. 1898–1899”. Wśród nich odnalazłam dwa druki należące wcześniej do księgozbioru Grimmów. Pokazuje to, jak bardzo w ciągu wieku zmienił się nasz stosunek do tych woluminów.

Sto lat temu zostały potraktowane jak wszystkie inne książki i jako dublety przekazane do zbiorów powstającej książnicy. Dzisiaj już nikt by tych książek nie oddał – są wydzielonym księgozbiorem i skarbem biblioteki Uniwersytetu Humboldtów.

Zbiory Kaiser-Wilhelm-Bibliothek w roku 1919 stały się podstawą biblioteki polskiego Uniwersytetu tworzonego w Poznaniu i w całości przeszły do naszego księgozbioru.

JJ: Trzeba mieć niezwykłe wyczucie, doświadczenie i odwagę, by móc odnaleźć ukryty ekslibris Grimmów.

RWS: Ekslibris z 1865 jest najczęściej łatwy do odnalezienia. Jeśli książka nie miała zmienionej oprawy, jest on widoczny na wewnętrznej wyklejce przedniej okładziny. Zagadka pojawia się, kiedy wolumin stracił dawną oprawę w czasie różnych zawirowań lub gdy okładzina została zmieniona, a introligator nie zachował dawnego ekslibrisu.


Pozostaje wówczas śledzenie innych znaków proweniencyjnych: podkreśleń, odręcznych zapisków, numerów akcesyjnych. Najbardziej spektakularnym odkryciem była dziewiętnastowieczna książka przekazana z Berlina do Kaiser-Wilhelm-Bibliothek. Nie było w niej odręcznych notatek ani podkreśleń braci Grimm i żeby móc potwierdzić lub wykluczyć przynależność do ich księgozbioru, poprosiłam specjalistów z Pracowni Konserwacji Książki o fachowe odklejenie ekslibrisu Kaiser-Wilhelm-Bibliothek.

Intuicja nie zawiodła, pod ekslibrisem KWB znajdował się jeszcze starszy – berliński z informacją, że druk pochodzi z księgozbioru Grimmów. Mieliśmy zatem odnaleziony kolejny druk stojący niegdyś na półce w gabinecie Jakuba i Wilhelma.

JJ: Na mnie największe wrażenie zrobił biały kruk, łotrzykowska powieść z XVII wieku – „Simplicissimus”. To rzadki i przepiękny starodruk, cenny sam w sobie, ale z odręcznymi notatkami braci Grimm, może wyjaśnić niejeden motyw z późniejszych bajek…

RWS: Odnaleziony „Simplicissimus” to pierwsze wydanie książki „Der Abentheuerliche Simplicissimus Teutsch” autorstwa Hansa Jakoba Christoffela von Grimmelshausena, opublikowanej w 1669 jeszcze pod pseudonimem German Schleifheim von Sulsfort, z fikcyjną nazwą wydawcy i miejsca wydania. Ma urok starego druku, ale nie nazwałabym go przepięknym wydaniem.


O wartości woluminu decyduje duża ilość śladów lektury Jakuba i Wilhelma, liczne podkreślenia, a przede wszystkim odręczne notatki na przednich i tylnych kartach ochronnych. Profesor Eliza Pieciul-Karmińska, która przebadała te zapiski, mówi, że można tu znaleźć odwołania do motywu zabicia „siedmiu za jednym zamachem”, który jest ważnym elementem fabuły „O dzielnym krawczyku”.

Książka ta została już zdigitalizowana, udostępniona w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej i jest przedmiotem badań polskich i niemieckich grimmologów.

JJ: Niezwykły jest również tak zwany klocek introligatorski, czyli oprawione w jedną trzy książki, w tym przypadku trzy opowieści rycerskie wydane w Lyonie w XVI wieku. Też zawiera wiele odręcznych notatek…

RWS: Mam do tego tomu ogromny sentyment, bo to pierwszy wolumin z księgozbioru Grimmów, który odnalazłam wiele lat temu. To przykład druków, które były wydawane w stosunkowo dużych nakładach, ale ponieważ jest to literatura popularna, nie trafiała do bibliotek uniwersyteckich czy klasztornych i najczęściej ulegała zaczytaniu. Znajdujące się w tym klocku druki powstały w lyońskich typografiach i zawierają wiele drzeworytowych rycin, które same w sobie mogą być ciekawym przedmiotem badań. Ale dla grimmologów to przede wszystkim kolejny egzemplarz z licznymi śladami lektury Jakuba i Wilhelma, np. z wielokrotnie zaznaczonym wątkiem konia Bayarda, który musiał interesować braci.



JJ: Jak mogą pomóc one w pracach nad twórczością Wilhelma i Jacoba Grimmów?

RWS: To pytanie należy skierować do badaczy twórczości Grimmów. Mogę jednak powiedzieć, że obecnie, kiedy zyskaliśmy dostęp do kolejnych książek z prywatnego księgozbioru braci, możliwe jest dalsze prześledzenie związków między konkretnymi pisemnymi źródłami a ich śladami w dziełach Grimmów.


Nie byłoby to możliwe bez analizy dzieł stojących niegdyś na półkach w gabinecie braci. Duże poruszenie, jakie nasze znalezisko wywołało w mediach, nie tylko polskich i niemieckich, pokazuje, jaką siłę oddziaływania ma wciąż nazwisko baśniopisarzy, jak duże jest zainteresowanie dorobkiem i działalnością braci Grimm, chociaż od ich śmierci minęło już ponad 150 lat.

JJ: Odnalezione pozycje są bardzo cenne i z tej przyczyny dostępne tylko badaczom. Które z nich można zobaczyć w bibliotece cyfrowej? Czy każdy może zerknąć na to, co podkreślali, zaznaczali, notowali bracia Grimm?

RWS: W Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej zostały udostępnione dwa woluminy z biblioteki Grimmów: „Gesta Romanorum” (1489) i wspomniany „Simplicissimus” (1669).


Można je przeglądać strona po stronie, chociaż czytanie notatek to naprawdę trudne zadanie. W prezentowanym egzemplarzu „Simplicissimusa” można znaleźć dość dużo podkreśleń i zapisków, można też zobaczyć berliński ekslibris z 1865 roku. Planowane jest prezentowanie kolejnych woluminów na platformie WBC.

JJ: Czy możliwe jest odnalezienie kolejnych książek, które stały kiedyś na półce w biblioteczce braci Grimm?

RWS: To dobre pytanie, ale odpowiedź na nie jest bardzo trudna. W katalogu Ludwiga Deneckego jest ponad 200 pozycji zaznaczonych jako dzieła zaginione. Jeżeli biblioteka berlińska wysyłała swoje dublety również do innych książnic, które powstawały na przełomie XIX i XX wieku, to i tam można szukać książek Grimmów. Trzeba też mieć nadzieję, że badania proweniencyjne prowadzone obecnie w różnych bibliotekach przyniosą nowe, ciekawe odkrycia.















































Ukochana, ale biblioteka






Gabinet Jakuba przy Linkstrasse 7. Akwarela Moritza Hoffmanna, Deutsche Digitale Bibliothek












Przy ul. Ratajczaka






fot. M. Adamczewska
















fot. M. Adamczewska






fot. M. Adamczewska



















//kulturaupodstaw.pl/biblioteki-niezwykle-ksiazki-z-niezwyklej-biblioteki-braci-grimm/




poniedziałek, 16 grudnia 2024

Skąd się wzięła nazwa Elbląg?



IFING  ----  ILFING




przedruk




Ifing... Ilfing, Elbing, Elbląg... 
Czy nazwa naszego miasta ma coś wspólnego ze staroislandzką pieśnią?



Elbląg jest położony nad rzeką o tej samej nazwie, która od samego początku zakładania osad na tym terenie przez wiele wieków stanowiła czynnik stanowiący o atrakcyjności okolicznych terenów. Pełniła funkcję naturalnego szlaku handlowego, stanowiąc jednocześnie oś osadnictwa miejskiego. To w jej bezpośrednim sąsiedztwie powstało elbląskie Stare Miasto. Pierwotna nazwa rzeki Elbląg brzmiała: Ilfing.

Na wstępie przypomnijmy, że – jak już informowaliśmy wiele miesięcy temu – wybitny polski językoznawca, członek Komitetu Językoznawstwa Polskiej Akademii Nauk i Rady Języka Polskiego profesor Jan Miodek twierdzi, że:

Jest to najprawdopodobniej stara nazwa pruska. Do dziś w języku łotewskim „elb” znaczy tyle co bardzo ciemny (...) Niewykluczone jest również praindoeuropejskie pochodzenie, bo dostrzegamy tam tę cząstkę „el”, „ol”, „ou” o znaczeniu: ciekły, wilgotny, mokry. W każdym bądź razie obie nazwy Ełk i Elbląg jako nazwy odrzeczne są niezwykle archaiczne, bardzo stare, liczące sobie kilka tysięcy lat.


15 listopada w Bibliotece Elbląskiej odbyła się konferencja „Dolna Wisła w dziejach Pomorza Gdańskiego do końca XVIII w.” podczas której mgr Jakub Jagodziński wygłosił bardzo interesujący referat, w którym odniósł się do wyraźnego podobieństwa nazw "Ifing" i "Ilfing", nawiązując w tym względzie do spostrzeżenia innego badacza – Leszka Słupeckiego. Rozważania młodego naukowca rzucają nowe światło na pochodzenie nazwy Ilfing, a co za tym idzie – także nazwy Elbląg.

Według badacza Ilfing była rzeką graniczną w kontekście tożsamości kulturowej mieszkańców Truso. Trudno nie zgodzić się z tą tezą. Jednocześnie graniczność rzeki nawiązuje do graniczności rzeki Ifing.

W tym miejscu musimy wyjaśnić kontekst porównawczy rzek Ifing i Ilfing.

Ilfing jest rzeką znaną z relacji Wulfstana – podróżnika, prawdopodobnie anglosaskiego, który około 890 roku odbył żeglugę z Hedeby na Półwyspie Jutlandzkim (dzisiejsze Niemcy) w kierunku wschodnim, wzdłuż południowego wybrzeża Bałtyku, w celu zebrania informacji geograficznych na temat ziem nadbałtyckich. Po siedmiu dniach żeglugi Wulfstan dotarł do ziem zamieszkanych przez Estów (Prusów) oraz do portu Truso położonego nad jeziorem Druzno. Następstwem podróży było jej opisanie przez podróżnika. Popnadto Wulfstan opisał położenie osady Truso, jak również niektóre zwyczaje Estów.

Wiemy już. że nazwa Elbląg pochodzi od nazwy Ilfing. Skąd natomiast wzięła się nazwa Ilfing? Czy wpływ na ukształtowanie tej nazwy miała rzeka Ifing, która jest znana z fragmentu "Eddy poetyckiej" ("Pieśni o Wafthrudnirze")?

Posługując się słownikiem etymologii staronordyckiej, termin Ifing tłumaczony jest jako "poetycka nazwa rzeki" - prawdopodobnie "gwałtowna", "burzliwa", "niepohamowana", "porywcza" (de Vries 1962, s. 283-284). W słowniku nym nie ujęto nazwy Ilfing.



Jak zauważył Jakub Jagodziński:

Określenia przypisane rzece Ifing niezbyt odpowiadają charakterowi dzisiejszej rzeki Elbląg. Obecnie jest to rzeka o spokojnym nurcie, jednak trzeba mieć na uwadze zmiany hydrograficzne na przestrzeni ponad tysiąca lat – być może wtedy Ilfing była rzeką o znacznie bardziej żywym nurcie i zapewne zmienną. W kontekście granicznej funkcji Ilfing należałoby się zastanowić, czy owa "gwałtowność" i "burzliwość" nie może być odniesieniem do charakteru granicy, którą tworzyła ta rzeka. (...) Zbieżność nazw i funkcji może wskazywać na skandynawski rodowód rzeki, która wypływała z jeziora Drużno, nad którym powstała osada Truso.

Rzeka Ilfing w relacji Wulfstana ma charakter graniczny:

(...) Wisła ta jest wielką rzeką i przez to dzieli Witland i Weonodland
Tutaj zaś Wisła zabiera rzece Ilfing jej nazwę i spływa z tego zalewu do morza.



Tereny w okolicy rzeki Ilfing (dzisiaj: Elbląg) były terenami granicznymi. W pobliżu mieszkali Prusowie i Słowianie. Witland oznacza ziemie dawnych Prusów. Położone były one po prawej stronie rzeki. Weonodland (po lewej stronie rzeki) natomiast to ziemia Wendów, czyli Słowian nadbałtyckich (zamieszkujących na wschód od królestwa duńskiego, Norwegii, Szwecji i na terenach od Odry do Gdańska).
 

Podobnie charakter graniczny ma rzeka Ifing, która występuje w "Pieśni o Wafthrudnirze":


Wafthrundir rzekł:
Powiedz mi, Gagnrad, co na progu stojąc
sprawności swej chcesz dać dowód
Jak zwie się rzeka dzieląca Ziemie olbrzymów od bogów?
Odin rzekł:
Ifing zwie się rzeka
dzieląca Ziemie olbrzymów od bogów;
Otwarta płynie ona od wiecznych czasów,
Lodem nie pokryje się nigdy.



Źródło cytatu: "Edda poetycka", "Pieśń o Wafhrundirze" (w mitologii nordyckiej: Vafþrúðnismál)

"Edda poetycka" stanowi najstarszy zabytek piśmiennictwa islandzkiego, datowany na IX wiek n.e. Składa się z 29 pieśni, z których 10 zostało poświęconych bogom (mityczne), natomiast 19 poświęcono bohaterom i wojownikom. Pieśni "Eddy poetyckiej" to utwory mitologiczne oraz pieśni heroiczne; są one bogatym źródłem wiedzy o staroskandynawskich zwyczajach i wierzeniach. Wszystkie pieśni Eddy są anonimowe, prawdopodobnie ich autorzy powtórzyli tylko zasłyszane opowieści.


Czy nazwa rzeki Ilfing (obecnie: Elbląg, wcześniej: Elbing) ma swoje źródło w bardzo starej pieśni nordyckiej (staronordyjskiej) pochodzacej z Islandii? Wiele wskazuje, że tak.



Marcin Mongiałło






m.Elblag.net wiadomości - informacje - ogłoszenia – portal - Elbląg




















sobota, 30 listopada 2024

Ekke Nekkepenn






wikipedia niemiecka
tlumaczenie automatyczne




Ekke Nekkepenn 

(także: Eke Nekepen, także w innej pisowni) to północnofryzyjska postać mityczna.


W najpowszechniejszej formie literackiej od połowy XIX wieku, która wywodzi się od lokalnego historyka, folklorysty i grafika Christiana Petera Hansena, Ekke Nekkepenn przedstawia syrena, który mieszka ze swoją żoną Rahn na dnie Morza Północnego i płata figle żeglarzom i mieszkańcom wysp Północnofryzyjskich. 

W noweli Theodora Storma Die Regentrude, opublikowanej w 1866 roku, pojawia się mały strażak o imieniu Eckeneckepenn, który swoim niszczycielskim zaklęciem sprawia, że pola więdną.



Historia

C. P. Hansens Meermann Ekke Nekkepenn

Prawdopodobnie najbardziej znana dziś adaptacja materiału z Ekke-Nekkepenn sięga czasów Christiana Petera Hansena, który skondensował i przekształcił różne legendy z regionu Fryzji Północnej w swoje legendy i opowieści o mieszkańcach wrzosowisk na wyspie Sylt, opublikowane w 1858 roku, w swoją własną, ciągłą narrację. Pierwsza część tej opowieści nosi tytuł "Syren Ekke Nekkepenn".

Historia zaczyna się od tego, że Ekke Nekkepenn prosi żonę kapitana statku Sylt, który podczas sztormu wpływa do Anglii, o pomoc w narodzinach jej dziecka. Piękna i uczynna żona kapitana prowadzona jest przez syrenę do jego żony Rahn, która mieszka na dnie Morza Północnego, a po udanym porodzie wraca na powierzchnię morza, bogato obdarowana złotem i srebrem. Skipper i jego żona mogą kontynuować podróż przy najlepszej pogodzie, a później bezpiecznie i bezpiecznie wrócić do domu do Rantum na wyspie Sylt.

Wiele lat później Ekke Nekkepenn pamięta ten incydent i postanawia – w związku z tym, że Rahn w międzyczasie stał się "stary i pomarszczony" – wziąć za żonę żonę kapitana, a nie ją. Pewnego dnia, gdy ujrzał statek kapitana Rantum, namówił Rahna, który siedział na dnie morza, aby zmielił sól, a kapitan Sylt i jego załoga zginęli w powstałym silnym wirze.


W drodze do żony kapitana, Ekke Nekkepenn, która zamieniła się w przystojnego marynarza, spotyka na plaży w pobliżu Rantum jej dziewiczą córkę Inge. Wbrew jej woli zakłada na każdy palec złoty pierścionek, zawiesza złoty łańcuszek na jej szyi i ogłasza ją swoją narzeczoną. Kiedy dziewczyna ze łzami w oczach prosi go, aby ją uwolnił, on odpowiada, że może to zrobić tylko wtedy, gdy następnego wieczoru powie mu, jak ma na imię. 

Nikt jednak na wyspie nie zna nieznanego przybysza. Następnego wieczoru, kiedy Inge znów w desperacji spaceruje po plaży, słyszy głos z góry na południowym krańcu wyspy w pobliżu Hörnum, śpiewający:

Dziś mam warzyć;
Jutro mam piec;
Pojutrze chcę wyjść za mąż.
Nazywam się Ekke Nekkepenn,
Moja narzeczona to Inge von Rantum,
I nikt tego nie wie, tylko ja sam.


w Sylter Frisian (Sölring):


Delling skel ik bruu;
Miaren skel ik baak;
Aurmiaren wel ik Bröllep maak.
Ik jit Ekke Nekkepen,Min Brid es Inge fan Raantem,
En dit weet nemmen üs ik aliining.



Następnie biegnie na umówione miejsce spotkania i woła do nieznajomego, który tam przybywa: "Nazywasz się Ekke Nekkepenn, a ja pozostanę Inge von Rantum". Oszukany w ten sposób syren od tego czasu żywi wielką wściekłość na wyspiarzy z wyspy Sylt i zawsze jest gotów do psot, kiedy ma na to ochotę. Niszczy ich statki podczas sztormu, pozwala im zatonąć w wirze Rahna i uszkadza wybrzeże Sylt za pomocą powodzi, które rozpętuje.



Ekke Nekkepenn i mitologia nordycka

C. P. Hansen zajmował się już mitologią nordycką w ramach swojej pracy nad Kroniką Fryzyjskich Uthlande (1856) i, według jego własnych wypowiedzi, czerpał z dzieła Die nordische Mythenlehre (Nordycka teoria mitów), opublikowanego w Lipsku w 1847 roku po serii wykładów Carstena Haucha (* 1790 † 1872). 

Już w 1845 roku Ekke Nekkepenn został opisany przez Karla Müllenhoffa w legendach, baśniach i pieśniach księstw Szlezwiku, Holsztynu i Lauenburga przez "... Pan Hansen w Keitum na wyspie Sylt ... ". [1]


W swoich "Materiałach o mitologii fryzyjskiej", opublikowanych w 1850 roku, Hansen pisze: 

"Bóg morza był nazywany przez Niemców Ögis, przez Duńczyków Eiger, przez Fryzów Eie lub Eia, a także Ekke lub Nekke. […] Jego żoną była bogini Ran, która pobłogosławiła plażę, wciągnęła rozbitków w swoje sieci i od której imienia mogła zostać nazwana stara plaża i wydmowa wioska Rantum. Nawiasem mówiąc, Rane oznacza w języku nordyckim tyle samo, co rabunek. Według fryzyjskiej legendy, Ekke ożenił się kiedyś z kobietą z Rantum o imieniu Inge, ale został odrzucony.


W rzeczywistości wszystkie te odniesienia Hansena – jak przekonująco wyjaśnił Willy Krogmann w epilogu do tomu legend o Sylt w 1966 roku – są błędne. Nie można też powiązać nazwy miejscowości Rantum ze staronordyckim słowem Rān, ani też nie ma dowodów na etymologiczny związek między imieniem staronordyckiego boga morza Ægira a słowem "Ekke". Krogmann opisuje więc również postać Ekke Nekkepenna jako wynalazek Hansena.


Odnosząc się do nawiązania Hansena do staronordyckiej bogini Rán, Krogmann precyzuje:

 "Podobnie jak bóg morza Ekke Nekkepenn, Hansen wymyślił również boginię morza Raan lub, jak sam pisze, Raand. W tym przypadku nazwa miejscowości Raantem zadziałała wyzwalająco. Jednak imię staronordyckiej bogini morskiej Ran, jak już wskazuje jego -t-, nie ma z nim nic wspólnego. Staronordycki. Rān, które jest tym samym słowem co nijakiego rān "rabunek, grabież" i pochodzi od niem. *rahnan, musiałoby odpowiadać formie *Riin na Sylt.



Historia: Oryginały Hansena

Merman Hansena Ekke Nekkepenn oparty jest na dwóch różnych legendach, między którymi pierwotnie nie było żadnego związku. Pierwsza część opowieści oparta jest na legendzie o duszku wodnym (w: Krogmann, Sylter Sagen, nr 36, s. 17), 

natomiast druga część to północnofryzyjska odmiana dobrze znanego materiału z Rumpelstiltskin (w: Krogmann, nr 27, s. 13). 


Oryginalna saga o Wodniku jest w dużej mierze podobna do obrazu Hansena, ale kończy się szczęśliwym powrotem żony kapitana na pokładzie jej statku. Hansen połączył go z północnofryzyjskim wariantem rumpelstiltskina, zamieniając oryginalnego krasnoluda w "syrenę" Ekke Nekkepenn. 
Jako ogniwo łączące wymyślił motyw mówiący o tym, że Ekke Nekkepenn pozwala umrzeć kapitanowi Sylt, aby poślubić jego żonę. Aby narracja wydawała się bardziej realistyczna, Hansen dodał dokładne nazwy miejscowości na Sylt. Fakt, że Ekke Nekkepenn był pierwotnie krasnoludem, staje się jasny, gdy Hansen każe mu śpiewać w górach, co jest raczej nieumotywowanym zachowaniem jak na syrenę.

Używany przez Hansena wariant Rumpelstiltskina należy do szeroko rozpowszechnionego kompleksu baśni i legend. W większości tych bajek krasnolud lub inne stworzenie pomaga dziewczynie przędzić pewną ilość lnu. Pierwotna północnofryzyjska forma materiału – którą Hansen naśladuje w swoim projekcie – nie zawiera dokładnie tego pierwiastka. Oznacza to, że należy do stosunkowo niewielkiej grupy form, do której należą legendy z Pomorza, Dolnej Saksonii, Tyrolu, Dolnej Austrii i Szlezwiku-Holsztynu.


To, co łączy wszystkie baśnie ze wspomnianego kompleksu, to tajemniczość imienia krasnala.

Krasnolud wywiera presję na kobietę (zwykle królową) i tylko wtedy, gdy potrafi wypowiedzieć jego imię, jest wolna. Sama nazwa jest również niezwykłym wymyślonym słowem z powtórzeniem dźwięku sylaby. 

Tutaj oprócz "Rumpelstiltskin" pojawiają się takie nazwy jak "Siperdintl", "Zirkzirk", "Ettle-Pettle", angielskie "Tom Tim Tot" czy szwedzkie "Titelituri". 

Określenie "Ekke Nekkepenn" wpisuje się w tę linię. 

Jeśli założymy, że imię postaci wywodzi się z wersji Rumpelstiltskin, wyklucza to również pokrewieństwo składnika imienia Nekke ze staro-wysoko-niemieckim nihhus, niccus lub nicchessa, staroangielskim nicor i staronordyckim nykr. 

Ponieważ oznacza to "ducha wody, wodną bestię" i jest również znany jako Niss, Neck lub Nöck, a w formie żeńskiej jako syrena, co z kolei nie ma nic wspólnego z krasnoludem z sagi Rumpelstiltskina. Imię pochodziło wtedy od Ekkego i bawiło się wokół niego onomatopeicznie. W związku z tym można sobie wyobrazić, że Hansen zainspirował się współbrzmieniem, aby połączyć obszary legendy.




Eckeneckepenn jako strażak w noweli Die Regentrude

Zaledwie osiem lat po wydaniu Hansen's Legends and Tales of the Haidebewohner on Sylt, Theodor Storm przejął oryginalną postać krasnoluda z materiału Rumpelstiltskina w swojej noweli Die Regentrude i zaprojektował go jako złowrogiego goblina. Podczas gdy Hansen zamienia krasnoluda w syrenę, Eckeneckepenn Storma jest strażakiem, który używa swojego zaklęcia zadającego obrażenia, aby zapewnić uschnięcie pól. 

Sama figura opisana jest jako "sękaty człowieczek w ognistoczerwonej spódnicy i czerwonej szpiczastej czapce", z "dyniową głową", rudą brodą i "grudkowatym ciałem" na cienkich "wrzecionowatych nogach".


Swoim przeraźliwym śmiechem i przeskakiwaniem z nogi na nogę mały strażak wykazuje dokładnie to samo zachowanie, które było już znane czytelnikowi z baśni Rumpelstiltskin, która po raz pierwszy została opublikowana w 1812 roku w "Opowieściach dziecięcych i domowych" braci Grimm.

Odbiegając od innych form figury Feuermännleina, która pierwotnie była zadomowiona w mitycznym świecie południowych Niemiec, Austrii i Tyrolu, goblin Storma żyje w karłowatej norze pod ziemią i w ten sposób przypomina krasnoluda z północnofryzyjskiej legendy używanej przez Hansena. 

Podobnie jak Hansen, Storm również pozbawiony jest elementu wirowania, ale poza tym projekt materiału jest zgodny ze zwykłym schematem: strażak uważa, że jest niezauważony i zdradza rymowany czar poprzez swój chełpliwie głośny śpiew, który staje się kluczem do sukcesu bohaterów – w tym przypadku kochanków Andreesa i Maren.





Ekke Nekkepenn w muzyce

Reinhard Mey wykorzystuje tę legendarną postać w swojej balladzie "The Fisherman and the Boss".

"Ale w tę pogodę nikt już tu nie wychodzi,

Nawet Ekke Nekkepen zostaje z syrenami – w domu w muszli"











de.wikipedia.org/wiki/Ekke_Nekkepenn






poniedziałek, 23 września 2024

Rumuński trójkąt bermudzki






przedruk






18.09.2024 15:03



Las zwany Hoia-Baciu, położony niedaleko miasta Kluż-Napoka, nazywany jest rumuńskim trójkątem bermudzkim, z powodu rzekomego występowania w nim bardzo dziwnych i niezbadanych zjawisk fizycznych. Częściowo swą złą sławę zawdzięcza zdeformowanym drzewom, które go porastają. Nazwa lasu oznacza Wzgórze Przodownika lub Wzgórze Pastucha, ale zapisane w archaicznym, nieużywanym już współcześnie języku. Hoia-Baciu rośnie na wzgórzu, częściowo porośniętym łąkami, a okoliczne wsie słyną z hodowli owiec. Istnieje makabryczna legenda, wedle której nazwa tego lasu pochodzi od bezpowrotnie zaginionego pasterza. Miał on zamiar sprzedać dwieście owiec i pognał je leśna ścieżką do miejskiego targowiska. Jednak nigdy tam nie dotarł. Zniknął pasterz i zniknęły jego owce. Ludzie doszli do wniosku, że zaginiony gospodarz padł ofiarą diabelskich mocy. Później zaczęły ginąć bez śladu kolejne osoby, a las stał się postrachem całej okolicy.


Magdalena Łysiak | Niezalezna.PL






Emil Barnea i jego słynne zdjęcie
arch. - hoiabaciuforest.com





18 sierpnia 1968 roku Emil Barnea udał się do Hoia-Baciu na biwak. Usłyszał nagle przerażone krzyki innych turystów, gdy pobiegł bliżej zobaczył unoszący się nad drzewami metaliczny dysk. Sfotografował owo zjawisko i przesłał zdjęcie do gazet, które nakręciły histerię w sprawie lasu.
Plamy światła na niebie

Hoia-Baciu badał też biolog Alexandru Sift, autorem tekstów przyrodniczych, opisujących ów ekosystem z uwzględnieniem deformacji miejscowego drzewostanu. Stwierdził brak działań człowieka na odkształcone pnie i jednocześnie znalazł w lesie idealnie okrągłą polanę, na której brakowało trawy. Owa „Poiana Rotunda” była także miejscem, z którego naukowiec obserwował plamy światła na niebie i pomiędzy drzewami, nie umiejąc wytłumaczyć, skąd pochodzą, ani czym są. Bardzo rzadko dostrzegał te obiekty gołym okiem, większość z nich uwidaczniała się na jego zdjęciach, dopiero po wywołaniu kliszy.

Poczucie, że są obserwowani

Historii związanych z lasem jest więcej. W jednej z nich mówi się, że zaginęła w nim na 5 lat młoda dziewczyna. Gdy się odnalazła nie pamiętała nic z owego pięcioletniego okresu. W innej opowieści ponad 60 osób próbowało otworzyć portal do innego wymiaru. Ludzie zgłaszają również, że widzą dziwne światła, słyszą kroki niewidzialnych postaci, nieistniejące twarze pojawiają się po wywołaniu na zdjęciach, a w samym lesie słychać często niewiadomy śmiech lub kobiece głosy. Często po spacerze w lesie czują mdłości, dostają dziwnej wysypki, są zmęczeni ponad normę, wreszcie czują też że są obserwowani. To wszystkie historie sprawiły, że Hoia-Baciu stał się „najbardziej przerażającym lasem na świecie”.








Rumuński trójkąt bermudzki | Niezalezna.pl










niedziela, 29 grudnia 2019

Legenda z Trento o kocie


Castellano: legenda białego kota i „pole myszy”

Castellano: legenda białego kota i „pole myszy”

Pochodzenie nazwy „pola sorcio” w pobliżu dworu w lagunie tłumaczy legenda, w której bohaterem jest kot… czarny? Nie, biały



Castellano: legenda białego kota i „pole myszy”

Odwieczni w starożytnym Egipcie, w średniowieczu kojarzeni (czarnoskórzy) z czarownicami i diabłami, koty towarzyszyły historii ludzkości od tysięcy lat, tak bardzo, że są bohaterami opowieści i legend. Jeden z nich mieści się w dworku Castellano i pochodzi z XVII wieku, kiedy hrabiowie Lodron byli mistrzami, pośród różnych zamków Dolnego Trentino, a także dworu Castellano, w którym panowie organizowali wystawne bankiety, by zabawiać swoich gości. Bohaterem tych festiwali był biały kot, który stał się legendą dzięki swoim szarmanckim zwyczajom, nawet wyższym niż panowie tamtych czasów.
Mówi się, że zwierzęmu udało się ofiarować bukiety kwiatów damom i kieliszki wina rycerzom, a nawet trzymać świecznik, aby oświetlić ciemne korytarze zamku. Był tak wdzięczny, że mógł spokojnie chodzić po stole, nie rozlewając nawet kieliszka, i tak delikatny, że nie kusiło go nawet soczyste mięso. Ze względu na te cechy był zawsze rozpieszczany i pieszczony przez wszystkich, a jego sława przekroczyła granice Trentino. Słowo to rozpowszechniło się także wśród społeczności kotów, które postrzegały go jako „zdegenerowanego kota”, który zaprzeczał swoim drapieżnym instynktom. Oczywiście wzbudziło to również wiele wątpliwości wśród mieszkańców wsi.
Pewnego dnia hrabia, odpoczywając w cieniu drzewa na polach, usłyszał, jak dwaj chłopi omawiają białego kota kasztelana. „Ten kot jest oczarowany, nikt nigdy nie był w stanie go kusić, aby smakował kawałek mięsa” - powiedział jeden z nich. „Mogę to zrobić, gwarantuję ci”, odpowiedział drugi, ktoś o imieniu Tonio Pederzini. „A jak byś to zrobił? Posłuchajmy ...” powiedział hrabia, który przyszedł odkryć. „Nie mogę tego ujawnić, ale wystawiam na próbę” - odpowiedział rolnik, który zaproponował szlachcicowi: „Jeśli mi się uda, to pole, które posiadasz, stanie się moje”. Liczba przyjęta i następnego dnia Pederzini pojawił się na bankiecie ubranym w pióra na kapeluszu.
Naczynia podano na stole, a kot, chodząc ze zwykłą gracją między szklankami, nie dbał o parujące mięso w naczyniach. Kiedy jednak minął Pederziniego, ten ostatni błyskawicznym gestem rozpiął mankiet koszuli i uwolnił mysz, którą ukrył w rękawie. Mysz podskoczyła i wylądowała prosto między nogami białego kota, który podekscytowany ścigał go po stole, przewracając okulary i kandelabry, dopóki go nie złapał i nie ugryzł. Jako dżentelmen, który był hrabią, honorował zakład i od tego dnia pole, tuż pod zamkiem, nosi nazwę „pole myszy”. 
Legenda pochodzi z książki „Legends of the castles of Trentino” Giovanny Borzagi, Manfrini Editore


http://www.trentotoday.it/cronaca/leggenda-gatto-campo-socrio-castellano.html