Były premier PRL Piotr
Jaroszewicz mógł zginąć z powodu tajemnic, które poznał w czerwcu 1945
r. w Radomierzycach koło Zgorzelca.
Na początku czerwca 1945 r. na
dziedziniec pałacu w Radomierzycach wjechały trzy terenowe samochody. Z
aut wysiadło kilku cywilów i uzbrojeni żołnierze w polskich mundurach.
Weszli do pałacowych pomieszczeń. Zamierzali przeszukać zdeponowane w
Radomierzycach pod koniec II wojny światowej ogromne niemieckie super
tajne archiwum. Jadąc do pałacu, nie wiedzieli jeszcze, co ono zawiera.
Kilkadziesiąt lat później trzy najbardziej wtajemniczone w te
poszukiwania osoby zostały zamordowane - wszystkie w tajemniczych
okolicznościach. Był wśród nich peerelowski premier Piotr Jaroszewicz.
Klucz do tajemnic II wojny światowej
Radomierzyce to wioska znajdująca się niedaleko tzw. Europa-Miasta Zgorzelec/Görlitz.
W niej znajduje się wspomniany pałac.
Zbudowano go w 1708 r. na wyspie otoczonej podwójną fosą. Latem 1944 r.
hitlerowcy rozpoczęli w radomierzyckim pałacu toczone ścisłą tajemnicą
prace budowlane. W jednym z pomieszczeń powstało coś na kształt
opacerzonego bankowego skarbca. Zaraz potem do Radomierzyc zaczęły
zjeżdżać ciężarówkami tajne, zebrane w całej Europie dokumenty. Raporty o
przebiegu tej akcji trafiały bezpośrednio na biurko Waltera
Schellenberga, szefa VI departamentu Głównego Urzędu Bezpieczeństwa
Rzeszy (RSHA). To może świadczyć o randze całego przedsięwzięcia, a
także o znaczeniu archiwum dla hitlerowców. Wskazuje również na osobę,
której najbardziej zależało na ukryciu dokumentów, będących już po
wojnie znakomitym punktem przetargowym w różnych rozgrywkach nie tylko
politycznych. Rozgrywkach o życie!
Steć ujawnia misję Jaroszwicza
Znany sudecki przewodnik Tadeusz Steć, współpracownik służb
wywiadowczych, ujawnił, że w 1945 r. odwiedził Radomierzyce w
poszukiwaniu zdeponowanych tam dokumentów. Pałac, nietknięty podczas
wojny, został opuszczony. Pozostali natomiast okoliczni autochtoni,
którzy wspominali, że przez ostatnie miesiące w majątku mieszkali
również jacyś obcokrajowcy, prawdopodobnie Francuzi. Widzieli także
polskich żołnierzy, którzy przyjechali do pałacu. Kierował nimi Piotr
Jaroszewicz, wówczas pułkownik LWP. Do Jaroszewicza trafiła informacja o
ukryciu przez Niemców ważnych dokumentów w pałacu koło Zgorzelca.
Jaroszewicz chciał, by nie była to oficjalna akcja wojskowa, lecz
prywatne przedsięwzięcie, które pozwoliłoby mu się zorientować, co kryło
się w Radomierzycach. Zabrał tylko zaufanych ludzi. Z Jaroszewiczem
byli m.in. Tadeusz Steć i ppłk Jerzy Fonkowicz, podczas wojny szef
specjalnej grupy bojowej przy Sztabie Głównym AL i jednocześnie agent
sowieckiego wywiadu oraz mjr Władysław Boczoń. Uczestniczył w
"podwójnych grach" wywiadu Armii Krajowej, skierowanych przeciwko
zakonspirowanym strukturom Abwehry i Gestapo.
Akta wywiadu III Reszy
Po dotarciu do pałacu w Radomierzycach ekipa Jaroszewicza odnalazła w
jednym z pomieszczeń potężne sejfy wmurowane w ściany, w drugim
zobaczyli tysiące teczek zawierających tajne dokumenty Głównego Urzędu
Bezpieczeństwa III Rzeszy. Były tam akta personalne, listy, plany;
głównie archiwa wywiadu francuskiego, a
być może także belgijskiego i holenderskiego. Miało się tam także
znajdować archiwum paryskiego gestapo, zawierające listy konfidentów.
Były to dane o ludziach, ich ciemnych interesach i kolaboracji z
Niemcami oraz wydarzeniach prowokowanych przez niemieckie tajne służby, w
których uczestniczyły znane osobistości. Tadeusz Steć powiedział
prasie - “Z późniejszym Premierem PRL Piotrem Jaroszewiczem zostałem w
Radomierzycach jeszcze dwa lub trzy dni. Cały czas tłumaczyłem.
Jaroszewicz przebierał. Wybrał stosik dokumentów. Zrobił z nich dwie lub
trzy niewielkie paczki. (...) Byłem akurat pod pałacem, razem z dwoma
cywilami. Nagle na dziedziniec pałacu wpadła grupa czerwonoarmiejców z
bronią gotową do strzału. Ani się obejrzeliśmy, jak ustawiono nas pod
ścianą z rękami do góry. Na szczęście wyszedł Jaroszewicz, pogadał z
dowódcą grupy, jakimś lejtnantem chyba. Czerwonoarmiści pognali nas w
kierunku wioski, nie szczędzili kopniaków, doprowadzili do drogi
Bogatynia - Zgorzelec i kazali iść, doradzając, abyśmy zapomnieli o
pałacu i wszystkim, co widzieliśmy i słyszeliśmy". Paczki z wybranymi
dokumentami pozostały w samochodzie Piotra Jaroszewicza. Innymi
archiwaliami w pałacu zajął się sowiecki wywiad.
Rodzina Rothschildów i inni
W lipcu 1945 zakończyło się przejęcie
przez Związek Radziecki archiwum z Radomierzyc. Zawierało ono około 300
tysięcy wstępów do akt, poza tym 20 tysięcy kompletnych akt niemieckich i
francuskich tajnych służb wojskowych, 50 tysięcy akt niemieckiego
sztabu generalnego i 150 akt archiwów dotyczących Leona Bluma i rodziny
Rothschildów. Ponadto w sejfie w Radomierzycach znajdowały się kolejne
wielkiej wagi materiały: prawie wszystkie dokumenty dotyczące współpracy
francuzów z niemieckimi okupantami. Uli Suckert podkreślał w jednym z
tekstów na temat archiwum w Radomierzycach, że siłę rażenia, która
tkwiła w tym archiwum, można zrozumieć tylko wtedy, gdy zna się rolę
Schellenberga wśród nazistów. Walter Friedrich Schellenberg prowadził SD
– Sicherheitsdienst, czyli tajną służbę bezpieczeństwa oraz
kontrwywiad. Był on uczestnikiem próby uprowadzeniu dawnego angielskiego
króla Edwarda VIII z Portugalii. Razem z Reinhardem Heydrichem,
protektorem Rzeszy na Czechy i Morawy, polował na agentów, którzy
zaopatrywali wroga w ważne wojenne informacje, znanych później jako
„Czerwona Orkiestra”.
Najpierw Schellenberg zorganizował tak
zwany Incydent w Venlo, który miał dać Hitlerowi pretekst wkroczenia do
Holandii. Schellenberg zajmował się także pikantnymi sprawami, takimi
jak akcje podsłuchowe w Salonie Kitty (1939-1942), berlińskim domu
publicznych dla wyższych sfer, znajdującym się na Giesebrechtstraße.
Bywali w nim prominentni dyplomaci, generałowie, szefowie Rzeszy,
ministrowie, gauleiterzy i artyści. Panie, które przebywały w tym
SS-burdelu, sprowadzono z wszystkich części Rzeszy, a także z Austrii i
Polski. Zatrudnione kobiety miały od 20 do 30 lat. Oprócz niemieckiego,
mówiły także w językach francuskim, włoskim, hiszpańskim, angielskim,
rosyjskim i polskim. Tylko w 1940 roku podsłuchano ponad 10 000 osób,
które przewinęły się przez ten dom publiczny SS.
Likwidacja świadków?
Niewielką część archiwum pochodzącego z Radomierzyc, a także z zamków
Czocha (także koło Zgorzelca i Książ (niedaleko Wałbrzycha), Rosja
prawdopodobnie sprzedała Zachodowi. W Polsce, w prywatnym archiwum
Piotra Jaroszewicza, pozostała część dokumentacji, nie wiadomo jednak,
jakiej rangi. Do lat 90. ubiegłego wieku dożyły trzy osoby przeglądające
w czerwcu 1945 r. radomierzyckie archiwum: Piotr Jaroszewicz, Tadeusz
Steć i Jerzy Fonkowicz. Wiadomo, że przez lata te trzy osoby utrzymywały
z sobą kontakt. Wszystkie trzy zostały zamordowane przez nieznanych
sprawców; ofiary torturowano przed śmiercią. Piotra Jaroszewicza i jego
żonę zabito w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r. W nocy z 11 na 12
stycznia 1993 r. zamordowano Tadeusza Stecia, a Jerzego Fonkowicza - w
1997 r. W żadnym z tych zabójstw śledztwo nie wykazało motywu
rabunkowego.
Zacieranie śladów, znikanie dowodów zbrodni.
Policja od początku śledztwa założyła
motyw rabunkowy każdej z tych zbrodni. W przypadku zabójstwa
Jaroszewiczów nie splądrowano mieszkania, nie została skradziona
biżuteria, kolekcja znaczków pocztowych czy książeczki czekowe. W
gabinecie Jaroszewicza był bałagan, co wskazuje raczej na kradzież
jakichś dokumentów. Jeden z jego synów stwierdził, że z domu zniknęły
notatki ojca. Prawa ręka Jaroszewicza nie była związana, być może w celu
wskazania albo podpisania czegoś co podsunięto mu w czasie
przeprowadzeniu tortur. Śledztwo od początku (podobnie jak w następnych
tajemniczych mordach Olewnika czy szefa polskiej Policji Gen. Papały)
było pełne uchybień. Ignorowano świadków, szczególnie jednego, który
stwierdził że widział, jak ranem z domu Jaroszewiczów wychodziła
kobieta i dwóch mężczyzn. Po latach okazało się, że w ramach
komunistycznych służb specjalnych funkcjonowało tzw. „komando śmierci”,
zabijające ludzi niewygodnych dla ówczesnej władzy.
W 1994 roku rozpoczął się proces rzekomych sprawców: Krzysztofa R. (ps. Faszysta), Wacława K. (ps. Niuniek), Jana K. (ps. Krzaczek) i Jana S. (ps. Sztywny). Proces zakończył się w roku 2000 prawomocnym wyrokiem uniewinniającym. Pod koniec 2005 roku analitycy Archiwum X
(sekcji zajmującej się wyjaśnianiem skomplikowanych spraw kryminalnych)
odkryli, że z akt sprawy zabójstwa Jaroszewiczów zaginęły kluczowe
dowody, to znaczy trzy folie ze śladami niezidentyfikowanych odcisków
palców. Odciski te zostały znalezione na miejscu zabójstwa – na
ciupadze, okularach Jaroszewicza i drzwiach szafy znajdującej się w jego
gabinecie – i nie należały do Jaroszewiczów, ich rodzin, znajomych ani
policjantów. Nie udało się, mimo dwuletnich poszukiwań, odszukać tych
folii.
Kilka wersji zabójstwa
Bohdan Roliński za życia Jaroszewicza
opublikował wywiady “rzekę” z byłym premierem PRL. W jednym z nich
Jaroszewicz opowiadał historię „matrioszek”, tj. odpowiednio
wyszkolonych radzieckich agentów, którzy pełnili funkcje sobowtórów
ważnych polskich polityków po 1945 roku w Polsce. Faktu tego nie
potwierdzono do dzisiaj i wydaje się być typową „spiskową teorią
dziejów”. Druga wersja sprawdzana przez m.in. Jerzego Rostkowskiego
wiąże śmierć Jaroszewicza właśnie z dokumentami wywiezionymi przez niego
z Radomierzyc.
Wydaje się ona najbardziej prawdopodobna
mając na uwadze wydarzenia ostatnich 20 lat. Nie mniej intrygującą i
możliwą jest wersja L. Szymowskiego, który stwierdził, że powodem
morderstwa było tzw. archiwum Jaroszewicza, w którym znajdowały się
kopie dokumentów obciążających m.in. Gen. Jaruzelskiego i Kiszczaka oraz
innych polityków lat 80. Zdaniem autora Zbrodnia ta była częścią
szerszego planu eliminacji wszystkich, którzy mogli zagrozić przebiegowi
transformacji ustrojowej, wyreżyserowanej przez tych wojskowych
polityków. Czy tak było? Każdy kolejny rok zaciera ślady także w pamięci
ludzi i tylko od czasu do czasu takie wydarzenia jak tajemnicze
samobójstwa w tzw. sprawie Olewnika lub ludzi związanych z organizacją
lotu Prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Smoleńska czy niedawna śmierć
największego polskiego populisty, szefa Samoobrony Andrzeja Leppera
przypominają o czymś takim jak „spiskowa teoria dziejów”. Niestety może
się ona okazać bardziej prawdziwa jak mroczne, krwawe i tajemnicze bajki
Braci Grimm, co w jakiejś mierze pokazuje historia „Morderczego
archiwum” z pałacu w Radomierzycach koło Zgorzelca.
Waldemar Gruna
Magazyn REGION Europa 4/2011
http://www.miastowroclaw.pl/index.php/his/item/5545-mordercze-archiwum-ss