Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Morfeusz albo antropomorfizacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Morfeusz albo antropomorfizacja. Pokaż wszystkie posty

sobota, 30 listopada 2024

Ekke Nekkepenn






wikipedia niemiecka
tlumaczenie automatyczne




Ekke Nekkepenn 

(także: Eke Nekepen, także w innej pisowni) to północnofryzyjska postać mityczna.


W najpowszechniejszej formie literackiej od połowy XIX wieku, która wywodzi się od lokalnego historyka, folklorysty i grafika Christiana Petera Hansena, Ekke Nekkepenn przedstawia syrena, który mieszka ze swoją żoną Rahn na dnie Morza Północnego i płata figle żeglarzom i mieszkańcom wysp Północnofryzyjskich. 

W noweli Theodora Storma Die Regentrude, opublikowanej w 1866 roku, pojawia się mały strażak o imieniu Eckeneckepenn, który swoim niszczycielskim zaklęciem sprawia, że pola więdną.



Historia

C. P. Hansens Meermann Ekke Nekkepenn

Prawdopodobnie najbardziej znana dziś adaptacja materiału z Ekke-Nekkepenn sięga czasów Christiana Petera Hansena, który skondensował i przekształcił różne legendy z regionu Fryzji Północnej w swoje legendy i opowieści o mieszkańcach wrzosowisk na wyspie Sylt, opublikowane w 1858 roku, w swoją własną, ciągłą narrację. Pierwsza część tej opowieści nosi tytuł "Syren Ekke Nekkepenn".

Historia zaczyna się od tego, że Ekke Nekkepenn prosi żonę kapitana statku Sylt, który podczas sztormu wpływa do Anglii, o pomoc w narodzinach jej dziecka. Piękna i uczynna żona kapitana prowadzona jest przez syrenę do jego żony Rahn, która mieszka na dnie Morza Północnego, a po udanym porodzie wraca na powierzchnię morza, bogato obdarowana złotem i srebrem. Skipper i jego żona mogą kontynuować podróż przy najlepszej pogodzie, a później bezpiecznie i bezpiecznie wrócić do domu do Rantum na wyspie Sylt.

Wiele lat później Ekke Nekkepenn pamięta ten incydent i postanawia – w związku z tym, że Rahn w międzyczasie stał się "stary i pomarszczony" – wziąć za żonę żonę kapitana, a nie ją. Pewnego dnia, gdy ujrzał statek kapitana Rantum, namówił Rahna, który siedział na dnie morza, aby zmielił sól, a kapitan Sylt i jego załoga zginęli w powstałym silnym wirze.


W drodze do żony kapitana, Ekke Nekkepenn, która zamieniła się w przystojnego marynarza, spotyka na plaży w pobliżu Rantum jej dziewiczą córkę Inge. Wbrew jej woli zakłada na każdy palec złoty pierścionek, zawiesza złoty łańcuszek na jej szyi i ogłasza ją swoją narzeczoną. Kiedy dziewczyna ze łzami w oczach prosi go, aby ją uwolnił, on odpowiada, że może to zrobić tylko wtedy, gdy następnego wieczoru powie mu, jak ma na imię. 

Nikt jednak na wyspie nie zna nieznanego przybysza. Następnego wieczoru, kiedy Inge znów w desperacji spaceruje po plaży, słyszy głos z góry na południowym krańcu wyspy w pobliżu Hörnum, śpiewający:

Dziś mam warzyć;
Jutro mam piec;
Pojutrze chcę wyjść za mąż.
Nazywam się Ekke Nekkepenn,
Moja narzeczona to Inge von Rantum,
I nikt tego nie wie, tylko ja sam.


w Sylter Frisian (Sölring):


Delling skel ik bruu;
Miaren skel ik baak;
Aurmiaren wel ik Bröllep maak.
Ik jit Ekke Nekkepen,Min Brid es Inge fan Raantem,
En dit weet nemmen üs ik aliining.



Następnie biegnie na umówione miejsce spotkania i woła do nieznajomego, który tam przybywa: "Nazywasz się Ekke Nekkepenn, a ja pozostanę Inge von Rantum". Oszukany w ten sposób syren od tego czasu żywi wielką wściekłość na wyspiarzy z wyspy Sylt i zawsze jest gotów do psot, kiedy ma na to ochotę. Niszczy ich statki podczas sztormu, pozwala im zatonąć w wirze Rahna i uszkadza wybrzeże Sylt za pomocą powodzi, które rozpętuje.



Ekke Nekkepenn i mitologia nordycka

C. P. Hansen zajmował się już mitologią nordycką w ramach swojej pracy nad Kroniką Fryzyjskich Uthlande (1856) i, według jego własnych wypowiedzi, czerpał z dzieła Die nordische Mythenlehre (Nordycka teoria mitów), opublikowanego w Lipsku w 1847 roku po serii wykładów Carstena Haucha (* 1790 † 1872). 

Już w 1845 roku Ekke Nekkepenn został opisany przez Karla Müllenhoffa w legendach, baśniach i pieśniach księstw Szlezwiku, Holsztynu i Lauenburga przez "... Pan Hansen w Keitum na wyspie Sylt ... ". [1]


W swoich "Materiałach o mitologii fryzyjskiej", opublikowanych w 1850 roku, Hansen pisze: 

"Bóg morza był nazywany przez Niemców Ögis, przez Duńczyków Eiger, przez Fryzów Eie lub Eia, a także Ekke lub Nekke. […] Jego żoną była bogini Ran, która pobłogosławiła plażę, wciągnęła rozbitków w swoje sieci i od której imienia mogła zostać nazwana stara plaża i wydmowa wioska Rantum. Nawiasem mówiąc, Rane oznacza w języku nordyckim tyle samo, co rabunek. Według fryzyjskiej legendy, Ekke ożenił się kiedyś z kobietą z Rantum o imieniu Inge, ale został odrzucony.


W rzeczywistości wszystkie te odniesienia Hansena – jak przekonująco wyjaśnił Willy Krogmann w epilogu do tomu legend o Sylt w 1966 roku – są błędne. Nie można też powiązać nazwy miejscowości Rantum ze staronordyckim słowem Rān, ani też nie ma dowodów na etymologiczny związek między imieniem staronordyckiego boga morza Ægira a słowem "Ekke". Krogmann opisuje więc również postać Ekke Nekkepenna jako wynalazek Hansena.


Odnosząc się do nawiązania Hansena do staronordyckiej bogini Rán, Krogmann precyzuje:

 "Podobnie jak bóg morza Ekke Nekkepenn, Hansen wymyślił również boginię morza Raan lub, jak sam pisze, Raand. W tym przypadku nazwa miejscowości Raantem zadziałała wyzwalająco. Jednak imię staronordyckiej bogini morskiej Ran, jak już wskazuje jego -t-, nie ma z nim nic wspólnego. Staronordycki. Rān, które jest tym samym słowem co nijakiego rān "rabunek, grabież" i pochodzi od niem. *rahnan, musiałoby odpowiadać formie *Riin na Sylt.



Historia: Oryginały Hansena

Merman Hansena Ekke Nekkepenn oparty jest na dwóch różnych legendach, między którymi pierwotnie nie było żadnego związku. Pierwsza część opowieści oparta jest na legendzie o duszku wodnym (w: Krogmann, Sylter Sagen, nr 36, s. 17), 

natomiast druga część to północnofryzyjska odmiana dobrze znanego materiału z Rumpelstiltskin (w: Krogmann, nr 27, s. 13). 


Oryginalna saga o Wodniku jest w dużej mierze podobna do obrazu Hansena, ale kończy się szczęśliwym powrotem żony kapitana na pokładzie jej statku. Hansen połączył go z północnofryzyjskim wariantem rumpelstiltskina, zamieniając oryginalnego krasnoluda w "syrenę" Ekke Nekkepenn. 
Jako ogniwo łączące wymyślił motyw mówiący o tym, że Ekke Nekkepenn pozwala umrzeć kapitanowi Sylt, aby poślubić jego żonę. Aby narracja wydawała się bardziej realistyczna, Hansen dodał dokładne nazwy miejscowości na Sylt. Fakt, że Ekke Nekkepenn był pierwotnie krasnoludem, staje się jasny, gdy Hansen każe mu śpiewać w górach, co jest raczej nieumotywowanym zachowaniem jak na syrenę.

Używany przez Hansena wariant Rumpelstiltskina należy do szeroko rozpowszechnionego kompleksu baśni i legend. W większości tych bajek krasnolud lub inne stworzenie pomaga dziewczynie przędzić pewną ilość lnu. Pierwotna północnofryzyjska forma materiału – którą Hansen naśladuje w swoim projekcie – nie zawiera dokładnie tego pierwiastka. Oznacza to, że należy do stosunkowo niewielkiej grupy form, do której należą legendy z Pomorza, Dolnej Saksonii, Tyrolu, Dolnej Austrii i Szlezwiku-Holsztynu.


To, co łączy wszystkie baśnie ze wspomnianego kompleksu, to tajemniczość imienia krasnala.

Krasnolud wywiera presję na kobietę (zwykle królową) i tylko wtedy, gdy potrafi wypowiedzieć jego imię, jest wolna. Sama nazwa jest również niezwykłym wymyślonym słowem z powtórzeniem dźwięku sylaby. 

Tutaj oprócz "Rumpelstiltskin" pojawiają się takie nazwy jak "Siperdintl", "Zirkzirk", "Ettle-Pettle", angielskie "Tom Tim Tot" czy szwedzkie "Titelituri". 

Określenie "Ekke Nekkepenn" wpisuje się w tę linię. 

Jeśli założymy, że imię postaci wywodzi się z wersji Rumpelstiltskin, wyklucza to również pokrewieństwo składnika imienia Nekke ze staro-wysoko-niemieckim nihhus, niccus lub nicchessa, staroangielskim nicor i staronordyckim nykr. 

Ponieważ oznacza to "ducha wody, wodną bestię" i jest również znany jako Niss, Neck lub Nöck, a w formie żeńskiej jako syrena, co z kolei nie ma nic wspólnego z krasnoludem z sagi Rumpelstiltskina. Imię pochodziło wtedy od Ekkego i bawiło się wokół niego onomatopeicznie. W związku z tym można sobie wyobrazić, że Hansen zainspirował się współbrzmieniem, aby połączyć obszary legendy.




Eckeneckepenn jako strażak w noweli Die Regentrude

Zaledwie osiem lat po wydaniu Hansen's Legends and Tales of the Haidebewohner on Sylt, Theodor Storm przejął oryginalną postać krasnoluda z materiału Rumpelstiltskina w swojej noweli Die Regentrude i zaprojektował go jako złowrogiego goblina. Podczas gdy Hansen zamienia krasnoluda w syrenę, Eckeneckepenn Storma jest strażakiem, który używa swojego zaklęcia zadającego obrażenia, aby zapewnić uschnięcie pól. 

Sama figura opisana jest jako "sękaty człowieczek w ognistoczerwonej spódnicy i czerwonej szpiczastej czapce", z "dyniową głową", rudą brodą i "grudkowatym ciałem" na cienkich "wrzecionowatych nogach".


Swoim przeraźliwym śmiechem i przeskakiwaniem z nogi na nogę mały strażak wykazuje dokładnie to samo zachowanie, które było już znane czytelnikowi z baśni Rumpelstiltskin, która po raz pierwszy została opublikowana w 1812 roku w "Opowieściach dziecięcych i domowych" braci Grimm.

Odbiegając od innych form figury Feuermännleina, która pierwotnie była zadomowiona w mitycznym świecie południowych Niemiec, Austrii i Tyrolu, goblin Storma żyje w karłowatej norze pod ziemią i w ten sposób przypomina krasnoluda z północnofryzyjskiej legendy używanej przez Hansena. 

Podobnie jak Hansen, Storm również pozbawiony jest elementu wirowania, ale poza tym projekt materiału jest zgodny ze zwykłym schematem: strażak uważa, że jest niezauważony i zdradza rymowany czar poprzez swój chełpliwie głośny śpiew, który staje się kluczem do sukcesu bohaterów – w tym przypadku kochanków Andreesa i Maren.





Ekke Nekkepenn w muzyce

Reinhard Mey wykorzystuje tę legendarną postać w swojej balladzie "The Fisherman and the Boss".

"Ale w tę pogodę nikt już tu nie wychodzi,

Nawet Ekke Nekkepen zostaje z syrenami – w domu w muszli"











de.wikipedia.org/wiki/Ekke_Nekkepenn






czwartek, 17 czerwca 2021

Fiasko Goda

 


Nigdy nie czytałem Lema.

Ze szkoły pamiętam, chyba fragmenty bajek robotów przerabialiśmy i ten wymyślny język, nazwy dosyć mnie odstręczył.

Film widziałem - ten o pilocie Pirxie - pewnie już chodziłem do podstawówki - nie za bardzo pamiętam fabułę, ale niezły był, największe wrażenie wywarły te rozrywające się dłonie...

A tak to nic - może czas zacząć go czytać, bo widzę, że w jego twórczości sporo odniesień do tych spraw, które tu opisuję..

Ciekawe, czy Lem wiedział, że ludzkość tkwi w indukowanej zaprogramowanej paranoi?



Tu poniżej przedruk recenzji profesora Jarzębskiego - bardzo ciekawa, szczególnie zwracam uwagę na dwie kwestie:

- "wszyscy" są chciwi technologii - tak jak w naszym tutaj życiu - zamiast skupiać się na uwolnieniu od cierpienia drogą uwolnienia dystansu od jego źródła.... ich tylko skręca na samą myśl o technologicznych frykasach

- komputer GOD:

 "Potrafi zaprojektować konflikt i „wygrać” go, nie umie jednak poruszać się w sferze irracjonalnych odruchów, jakie są domeną żyjących istot."

To mi bardzo przypomina Skynet, który staram się opisać na tych stronach - ludzkość pozostaje w wymyślonym napięciu i konflikcie, a zainteresowane strony są odgórnie sterowane, by stan ten był permanentny - potrafi jedynie przerabiać na nowo to, co już wie. 

Tę samą historię "sprzedaje" ludzkości w niezliczonych wariantach.

Wie jak zaprojektować konflikt i wie, jak go wygrać. 

Czasami jego zombi łapię na nieracjonalnych nielogicznych propozycjach jak to, że odstąpią od nękania w pewnej trywialnej sprawie w zamian za współpracę...

Jakby nie rozumieli wagi tych dwóch rzeczy.

Jakby to nie byli ludzie.




Fiasko jest chyba najbardziej ponurą powieścią Lema. Wystarczy powiedzieć, że jej główny bohater dwakroć w jej trakcie ginie, nie spełniwszy zresztą ani za pierwszym, ani za drugim razem swej misji.

Historia powstania tej książki była niecodzienna, autor bowiem napisał zrazu pierwszy rozdział, Las Birnam, by zarzucić rozpoczęte dzieło i dokończyć je dopiero w wiele lat później, kiedy przyszedł mu pomysł na domknięcie fabuły. Fiasko ukazało się drukiem w 1987 roku, jako ostatnia spośród powieści Lema. Potem publikował już tylko nieliczne krótkie opowiadania i kilka tomów esejów; do większych form prozatorskich nie powrócił już nigdy.

A zatem pożegnanie z powieścią? Poniekąd; ale też pożegnanie z ulubionym przez wielu czytelników bohaterem Lema — Pirxem. Ten ostatni nie pojawia się zresztą bezpośrednio: najpierw istnieje tylko w relacji mieszkańców zagubionego na pustkowiach Tytana kosmodromu, a potem wiedzie coś w rodzaju hipotetycznego półżycia, wskrzeszony (w całości? częściowo?) z martwych, nie znający jednak swej prehistorii ani nawet prawdziwej tożsamości.

Problemów domagających się komentarza jest w Fiasku cała masa, ale na plan pierwszy wysuwa się naturalnie pytanie o możliwości kontaktu z kosmicznymi braćmi w rozumie. Na to pytanie Lem udziela dość radykalnie przeczącej odpowiedzi — i to na kilku poziomach czy etapach. Kontakt jest najpierw mało prawdopodobny po prostu dlatego, że nie widać, aby ktokolwiek się o niego starał. Pierwszym dowodem na nieziszczalność marzenia o międzyplanetarnych rozmowach jest sławetne silentium universi. Kosmos, skanowany przez nasłuchujące hipotetycznych sygnałów urządzenia, statecznie milczy, z czego wniosek, że jeśli gdzieś w nim istnieją jakieś psychozoiki, to z pewnością są rzadkie i nieskore do wymiany doświadczeń z Ziemią. I nic dziwnego: przegląd niezliczonych warunków, które kosmos musiał spełnić, aby się w nim — na Ziemi — narodziło życie, skłania dziś uczonych do rezerwy w ocenie szans powstania biosfery na innych planetach.

Lem dodaje inny jeszcze powód, dla którego kosmos się nie odzywa, formułując pojęcie „okna kontaktu”, czyli takiego przedziału dziejów rozumnych gatunków, w którym cywilizacje w ogóle pragną z kimś z zewnątrz się porozumiewać. Przed początkiem tego okresu rozmawiać nie są w stanie, po jego zakończeniu — z takich lub innych powodów nie chcą. Wąskość tych okien dodatkowo ogranicza możliwości kosmicznego dialogu. Wyprawa z Ziemi, która rusza w Fiasku w międzygwiezdną podróż, próbuje wstrzelić się w rzeczone okno — i ponosi spektakularną klęskę! Cywilizacja planety Kwinty nie pragnie kontaktu, więcej: z całym samozaparciem przed nim się broni.

Dlaczego się broni, do końca nie wiadomo — i w ogóle wiadomo o mieszkańcach Kwinty tyle tylko, ile są w stanie dowiedzieć się kosmonauci, czyli bardzo niewiele. Lem nie stosuje tu żadnych sztuczek służących jak gdyby nielegalnemu nasyceniu ciekawości czytelnika. Żadnych tu więc „narratorów wszechwiedzących”, przenoszących nas z łatwością do sztabów obmyślających na Kwincie przyjęcie dla Ziemian, żadnych złudzeń co do „obiektywizmu” cechującego jakieś obserwujące zdarzenia oko. Kwintanie jawią się w dwóch jedynie postaciach: jako autorzy konkretnych posunięć skierowanych przeciwko gościom z kosmosu — i jako istoty wymodelowane na tej podstawie przez przybyszów i ich przemądry superkomputer.

Czy zatem czegoś się naprawdę o Kwintanach dowiadujemy? Rzecz w tym, iż nigdy tego nie sprawdzimy. Ludzie jakoś ich sobie oczywiście wyobrażają — więcej jako pewien typ społeczności (porównywalny z ziemskimi) niż jako posiadające określoną postać fizyczną istoty. Ale wszystko to na zawsze pozostanie jedynie supozycją, Kwintanie nie pokażą się bowiem lądującemu na planecie wysłannikowi. A może właśnie — pokażą się, ale on nie będzie w stanie ich rozpoznać?

W powieści wraca obsesyjnie jedna scena: bohater przemierza coś, co nazwać by można „przestrzenią obcości”, usiłując rozeznać się w rządzących nią prawach, ale obcy świat zazdrośnie strzeże swojej tajemnicy. Tak jest najpierw, gdy dzielny Angus Parvis, spiesząc na ratunek Pirxowi, kroczy poprzez niezwykłą depresję na Tytanie i w końcu — mimo potęgi kierowanego przez siebie wielkochodu — pada ofiarą panujących tam warunków. Druga podróż przez Nieznane to opis wędrówki przez niesamowite miasto termitów w Afryce. Ten fragment ma w Fiasku szczególnie oryginalne pochodzenie, trafił tam bowiem z młodzieńczego opowiadania Lema, Kryształowej kuli, drukowanego niegdyś w zbiorze Sezam z 1954 roku. Autor odciął z tej historii wszystko, co było w latach stalinowskich obowiązkowym w literaturze wątkiem politycznym (tu: walki z imperializmem), pozostawiając jedynie fascynujący obraz zetknięcia człowieka ze światem istot radykalnie odmiennych, tworzących wszelako coś w rodzaju cywilizacji. Ta historia, w oryginalnej wersji opowiadania zdemaskowana w końcu jako zmyślenie — na dłuższą metę okazała się „prawdziwsza” od wietrzejącej szybko ideologii i stanęła w rzędzie wszystkich innych Lema opisów Obcości: obrazu Wenus z Dziennika pilota w Astronautach, wizji planety Eden w Edenie, opisów powierzchni oceanu w Solaris, górskiej siedziby mechanicznych owadów w Niezwyciężonym, Kurdlandii i Luzanii w Wizji lokalnej itd. Obcość u Lema zawsze jest w samej swej istocie nieprzenikniona, choćbyśmy umieli jej przypisać jakieś antropomorfizujące określenia. Jest tak nawet w Kryształowej kuli — choć od biologów wiemy przecie sporo o budowie i zwyczajach termitów. Tak będzie zatem i w scenie kończącej Fiasko, gdy Marek Tempe próbować będzie za wszelką cenę realizacji swego marzenia o ujrzeniu Kwintan.

Zbrojny w swe poselskie immunitety (za którymi czai się pancerna pięść sideratorów „Hermesa”), Tempe ląduje na planecie, nieludzko zrujnowanej w trakcie uprzednich prób przyjaznego kontaktu, i znajduje tam to, co znaleźć może, tzn. scenę powitania, zaaranżowaną podług tego, co Kwintanie sądzą o ziemskich rytuałach tego typu, bezosobową tedy i poniekąd szyderczą, jak każda próba deklamacji w języku, którego nie znamy. Najbardziej dramatyczne wszelako jest fiasko wszelkich prób bezpośredniego zetknięcia się z mieszkańcami planety. Biosensor, który dźwiga Tempe, sygnalizuje życie w najmniej spodziewanych miejscach, milczy zaś wszędzie tam, gdzie spodziewalibyśmy się go, stosując ziemskie standardy rozpoznawania przedmiotów. A zatem dotknięcie obcości, choć fizycznie możliwe, okazuje się najzupełniej bezowocne: Tempe na koniec obtłukuje w desperacji saperską łopatką coś, co zdaje się być siedliskiem kwintańskiego życia, ale żaden rzeczywisty kontakt z tego nie wynika, a chwila zapomnienia owocuje na koniec gorzko: klęską marzeń o porozumieniu, nowym zniszczeniem planety i — zapewne — śmiercią samego pilota.

W historii kontaktu Ziemian z Kwintanami mamy od początku do czynienia z asymetrią: ci pierwsi do porozumienia dążą — ci drudzy przed nim się wzdragają. Ale po cóż właściwie podróżnikom z Ziemi kontakt? W samej rzeczy uzasadnienie tej obsesji tkwi u zarania w naszej mitologii. Ludzie pragną kontaktu, bo pęd do poznawania nowych lądów i ich mieszkańców leży u podstaw śródziemnomorskiej kultury, która wykołysała w sobie racjonalistyczną i techniczną cywilizację europejską — decydującą o kierunku rozwoju całej ludzkości. Ale sama ta namiętność podróży i wciąż nowych kontaktów, która zdeterminowała — jak dowodził jeszcze Stefan Czarnowski — powstanie klasycznej myśli greckiej, podszyta jest czymś, co racjonalizmowi się wymyka. Nie darmo nazwy, które nadano w Fiasku ziemskim statkom i programom, z mitologii Greków pochodzą. Chodzi chyba o to, że myśl ludzka — w wersji, jaką wybraliśmy — nie potrafi egzystować bez wizji stałego poszerzania obszaru swego zastosowania, pomnażania punktów widzenia, przedmiotu i stylów rozumowania. Stąd namiętne pragnienie zdobycia nowych przyczółków Obcości, z których można byłoby rewidować dotychczasowe osiągnięcia, mierzyć przebytą drogę etc. Można sobie jednak bez większego trudu wyobrazić kulturę, która takiego, wpisanego w siebie imperatywu nie posiada, mało tego, która pod grozą całkowitej destabilizacji na żaden kontakt z kosmitami nie może wyrazić zgody.

Załoga z „Hermesa” jakoś to nawet rozumie, choć niechęć Kwintan tłumaczyć sobie potrafi wyłącznie w ziemskich, najlepiej militarnych kategoriach, nie może jednak „przestać”, bo... No właśnie! Bo jest cząstką jakiejś większej społeczności, która w kosmiczną podróż zaangażowała swe marzenia, wysiłki i kapitały. Mitologia, na której nas wychowano, nie przewiduje powrotu z podróży z tego prostego powodu, że mieszkańcy obcych lądów nie chcieli wędrowców przyjąć, a nawet zamienić z nimi kilku grzecznościowych słów. Zamiast pogodzić się z wieczystym a nieuchronnym nie-porozumieniem z Kwintą, Ziemianie poczynają działać według innego mitologicznego programu, który z sobą przywieźli: konkwisty lub przynajmniej „wojny światów” — skąd płyną kolejne klęski.

Istnieją inne jeszcze, bardziej prozaiczne powody, dla których kontakt nigdy nie dochodzi do skutku. Otóż obie strony w swych poczynaniach — całkiem racjonalnie — nie dowierzają partnerom i skłonne są do wiarołomstwa. Sami nie dotrzymujemy układów, bo i któż zaręczy, że Obcy nie przygotowują na nas zasadzki? W ten sposób nieporozumienia nawarstwiają się — a każde brzemienne jest kolejnymi zniszczeniami. I tu Lem — ateista i racjonalista — daje nam dość zaskakującą naukę. Otóż poczynania Ziemian nadzorowane są stale przez swoistego „Boga z maszyny”, którym jest GOD — supersprawny komputer pokładowy. 

GOD jednak jest „Bogiem” ograniczonym w swoich rozumowaniach do wskazań i decyzji opartych na chłodnym ratio i algebrze konfliktu. Ludzkość na takich podstawach opiera swe działanie, ale na nich nie kończy. Jest w samej swej głębi podatna na motywacje irracjonalne i emocjonalne odchyłki od normy. Nie darmo GOD pełni dodatkowo w stosunku do członków załogi funkcje lekarza psychiatry i kontrolera weryfikującego ich „normalność”. Pod koniec powieści mało kto spośród bohaterów na tym prokrustowym łożu mógłby się zmieścić bez konieczności jakiejś znaczącej amputacji. Ale jako doradca w sprawach kontaktu z Kwintanami „normalny” GOD jest diabła wart. Potrafi zaprojektować konflikt i „wygrać” go, nie umie jednak poruszać się w sferze irracjonalnych odruchów, jakie są domeną żyjących istot. Tu lepszym doradcą zdaje się być ojciec Arago — nie jako obrońca katolickich dogmatów, ale jako wyznawca dwóch najprostszych, a zarazem najtrudniejszych do wypełnienia wskazań: „primum non nocere” i „miłujcie nieprzyjacioły wasze”. Szczególnie ta ostatnia zasada — jak Lem często twierdził — budzi jego podziw i decyduje o przychylnym ogólnie stosunku do chrześcijaństwa.

Fiasko jest więc także książką o moralności kontaktu. A moralność nie daje się sprowadzić do logicznych operacji — wymaga czasem heroizmu szczególnego typu, polegającego na umiejętności zaprzeczenia sobie, ustąpienia i poświęcenia własnej sprawy dla jakiegoś wyższego dobra. Wymaga też — czasem wbrew rozumowi — pamięci o kilku prostych zasadach, na jakich opiera się człowieczeństwo i to, co nazywamy czasem „przyzwoitością”. Tego — bez większych sukcesów — próbuje kosmonautów nauczyć ojciec Arago. Jego votum separatum rozbrzmiewa w powieści kilkakrotnie i za każdym razem zmusza do zastanowienia. Arago protestuje nie tylko przeciw porozumieniu z Kwintą par force — wcześniej wyraża się też sceptycznie na temat projektu swoistej rezurekcji, jakiej dokonują lekarze, z ciał dwu zwitryfikowanych ludzi składając jednego — i to, co gorsza, o nieokreślonej tożsamości. Arago nie może zatrzymać postępów wiedzy i technologii, może tylko bronić paru niekoniecznie racjonalnych przykazań i reguł, które decydują o tożsamości człowieka jako przedstawiciela gatunku.

Z racjonalnością i misją ludzkości stało się tedy coś dziwnego na przestrzeni lat, które Lem poświęcił pisaniu. Jako młody pisarz zdawał się w nie wierzyć bez większych zastrzeżeń: kler katolicki we wczesnych opowieściach jest obiektem kpin, dogmaty wiary nie wytrzymują bowiem konfrontacji z prawdami logiki i nauki. Misja ludzkości także zdaje się być zadaniem nie budzącym wahań. Astronauci z pierwszych dwu powieści science fiction Lema wybierają się na inne planety, nie mając najmniejszych wątpliwości, że niosą samym swym przybyciem Dobrą Nowinę. I choć Wenusjanie z Astronautów nie zdążą już z tej wiedzy skorzystać, to mieszkańcy Białej Planety z Obłoku Magellana bardzo prędko wyzbywają się wobec Ziemian podejrzeń, jakie w nich zrodziła inspekcja dokonana kiedyś na martwym sztucznym satelicie wystrzelonym przez niedobrych militarystów z NATO.

Któryś z krytyków powiedział po ukazaniu się Fiaska, że jest to replika Obłoku Magellana, dokonana z perspektywy lat i rosnącego sceptycyzmu co do szans kosmicznego kontaktu. I rzeczywiście: wszystkie te rozważania z młodzieńczej powieści, w myśl których kosmici muszą nie tylko być, na modłę ziemską, racjonalni i skłonni do porozumienia, ale nawet powinni ludzi przypominać zewnętrznie, brzmią w dobie powstania Fiaska poczciwie i nieprzekonywająco. Pod jednym jeszcze względem ostatnia powieść Lema daje świadectwo zaszłego od tamtych czasów postępu: autor wykorzystuje w projekcie kosmicznej podróży oszałamiające możliwości, jakie stawia do jego dyspozycji fizyka odkrytych niedługo wcześniej „czarnych dziur”. „Gea” — by dotrzeć za życia kosmonautów do Obłoku Magellana — po prostu pędzi jak tylko można najszybciej, „Eurydyka” korzysta z odwróconego w pobliżu „czarnej dziury” biegu czasu ze zręcznością równą tej, z jaką autor do znanej sobie fizyki dokleił jej część „prospektywną”, pozwalającą na realizację technicznego majstersztyku, jakim było w powieści obejście paradoksu Einsteina i powrót wyprawy na Ziemię niedługo po jej opuszczeniu.

Fiasko jest więc jak gdyby technologicznie optymistyczne, nasycone opisami nowych urządzeń i nowych źródeł energii, jakie ludziom w powieści dają ogromną przewagę nad Kwintanami. Ale satysfakcja z tego mizerna, tzn. nie większa niż w Edenie czy Niezwyciężonym, gdzie miotacze antymaterii także nie pomogły rozwiązać zasadniczych dylematów obydwu powieści.

Wiatyk na dalszą drogę, jaki w swej ostatniej książce daje Lem ludzkości, tak więc można określić: technologiczny postęp będzie się na Ziemi nadal dokonywał — niekiedy zagrażając samym podstawom ludzkiej tożsamości. Obrona owych podstaw, choć bezowocna i niekiedy śmieszna, będzie się dokonywać z pozycji irracjonalnej wiary w wartość tradycji i anachronicznej moralności, którym, tak czy inaczej, należy się szacunek, bez nich bowiem ludzkość nie będzie mogła przetrwać.

Same postępy technologiczne nie dadzą jednak ludziom ani rozwiązania problemów egzystencjalnych, ani narzędzi pozwalających wyjść z materialistycznej wersji Platońskiej jaskini, w której są zamknięci. Na ścianach tej jaskini nie tyle odbicie idei się wyświetla, ile — jakaś zniekształcona, ludzka wersja świata fizycznego i obiektywnego, do którego drogi bezpośredniej nie ma. Jak u Kartezjusza, jak u Berkeleya, jak u Kanta — Lem tkwi tutaj w centrum problematyki filozoficznej kilku ostatnich stuleci. Z jaskini owej nie ma więc też wyjścia do prawdziwej, nie stworzonej tylko na ludzką miarę Obcości. Obcy siedzą bowiem w swej własnej jaskini i nawet jeśli kosmiczne „mrugnięcie”, na jakie otwiera się „okno kontaktu”, wpuści nas do środka, niczego i tak nie będziemy w stanie zrozumieć, niczego innych nauczyć ani sobie przyswoić. Cóż więc w istocie ujrzymy? Pewnie jakąś kolejną wersję mitologii, która rządzi naszym widzeniem świata i w końcu nie jest godna potępienia, jeśli pozwala nam zachować tożsamość.

Dostaniemy więc od przyszłych wieków prezenty, ale może nie takie, jakich byśmy chcieli. Szansę wskrzeszenia z martwych — ale bez poczucia kontynuacji, więc trochę bezsensowną, bo i po cóż nowe życie lepić z resztek zamrożonych ciał, zamiast, jak chce natura, niecić je w biologicznym zarodku? Szansę podróży poza Układ Słoneczny, ale znów wątpliwą, bo i po cóż lecieć tak daleko, skoro nigdy nie uda się nam opuścić samych siebie? I wreszcie szansę porozumienia z Obcymi — bolesną, bo porozumienie i tak jest niemożliwe, a tam, gdzie go być nie może, najłatwiej wybucha walka i ścielą się stosy trupów.

Wiatyk na drogę daje nam więc Lem gorzki, choć nie przypuszcza pewnie ani na chwilę, abyśmy — przestrzeżeni — zeszli z drogi, którą idziemy. Zahamowanie postępu nauk i technologii jest tak samo niemożliwe, jak niemożliwe jest osiągnięcie dzięki nim szczęścia. Ale może losem ludzkości nie jest wcale szczęście budować, ale wprost przeciwnie: recytować wciąż formuły mitologii, wchodzić w stare koleiny, przeżywać klęski i rozczarowania, aby — z bolesnym poczuciem nieuchronnego fiaska naszych usiłowań — zaczynać wciąż od początku. Bo choć Kwintan w istocie zobaczyć nie można, trzeba wierzyć, jak Marek Tempe, w ziszczalność tego mitu — przynajmniej w godzinę śmierci.

 

Jerzy Jarzębski





https://solaris.lem.pl/ksiazki/beletrystyka/fiasko/73-poslowie-fiasko





czwartek, 27 maja 2021

Matrix, a Mesjasz...

 

Wraz z trzecią wersją Matriksa system otrzymał możliwość kontroli nad tymi, którzy nie zaakceptowali go.


Kiedy Wyrocznia miała za zadanie prowadzić ludzi odłączonych od Matriksa poprzez przepowiednię, Architekt programował Wybrańca, który mógłby ją wypełnić. 


Wybraniec nie został stworzony tylko po to, aby nosić w sobie kod źródłowy "Głównego Programu" (który pozwalał mu wykorzystywać nadnaturalne zdolności), ale również, by swoje głębokie przywiązanie do ludzkości motywowało go do wypełnienia przepowiedni rozgłaszanej przez Wyrocznię.


Za każdym razem, kiedy ludzkość stawała się wystarczająco silna, by móc sprzeciwić się panowaniu maszyn, w Matriksie mógł narodzić się Wybraniec.


W momencie wypełniania przepowiedni przez Wybrańca maszyny mogły rozpoczynać tworzenie armii mającej unicestwić Syjon.

Z pomocą Wyroczni Wybraniec mógł znaleźć ścieżkę prowadzącą do Źródła, przekonany, że w ten sposób zakończy wojnę. Jednakże na drodze do Źródła leżał pokój Architekta, toteż Wybraniec bez wątpienia każdorazowo spotykał rezydenta pokoju.


 W trakcie spotkania Architekt daje wybór:


  • Wybraniec powraca do Źródła, co doprowadza do przetworzenia kodu źródłowego w program i zresetowania systemu. Syjon wciąż jest niszczony, a ludzie zamknięci w Matriksie.                            Wybraniec otrzymuje możliwość wybrania dwudziestu trzech osobników (siedmiu samców oraz szesnaście samic) w celu uwolnienia ich i ostatecznie znalezieniu nowego Syjonu. Wybraniec ginie, a przepowiednia powraca do fazy rozpowszechniania się. Koło zatacza pełny obrót, nie znajduje końca.
  • Wybraniec rezygnuje ze współpracy i powraca do Matriksa w celu uratowania Syjonu. To prowadzi do potężnego błędu w systemie, który zabija wszystkich podłączonych do niego. W połączeniu ze zniszczeniem Syjonu daje całkowitą eksterminację gatunku ludzkiego.


Mechanizm działania Wyroczni i Architekta był wysoce skuteczny do czasu pojawienia się Neo. 


Wszystkie poprzednie wersje Wybrańca wybierały współpracę w nadziei uratowania ludzkości.




Mahi to znaczy: dobrze prowadzony albo: prowadzony przez Boga - czyli co?


Sterowany, popychany sugestiami i dwuznacznościami we właściwe miejsce?



Phi...

A co mnie to obchodzi - czyjeś scenariusze...





https://pl.wikipedia.org/wiki/Architekt_(Matrix)



środa, 24 marca 2021

Phersu

tłumaczenie przeglądarki 


W niektórych obrazach etruskich grobowców z Tarquinii , a być może także Chiusi , wśród różnych scen sportowych i gier pogrzebowych, dziwny zamaskowana postać nazywa phersu przedstawiono . Phersu w języku etruskim oznaczało maskę (nazwa wywodzi się z wyraźnego napisu umieszczonego w dwóch przypadkach obok znaku), z której wywodzi się włoska „persona” poprzez łacińską „maskę” persōna w znaczeniu „aparat przeznaczony do wykonania głos". Paretymology łacińskiego persona od do „do” i dźwiękiem„grać” jest sprzeczne z niewielką ilością O łacińskiego czasownika sonare .


W grobowcach Tarquinia wspomniana postać została znaleziona cztery razy. W Grobowcu Augurów (druga połowa VI wieku pne ) phersu jest odtwarzane w dwóch różnych scenach. Na prawej ścianie reprezentowana jest grupa składająca się z osobnika z czerwoną maską barbata, nakrapianej krótkiej kurtki, wąskiej czerwonej opaski na lędźwiach i czapki górnej, która trzyma w pułapkę psa ( molosso Caucausico lub starego, jeszcze większego zwierzęcia) atakuje człowieka skazanego na śmierć. Ten ostatni, z widocznymi śladami ran na ciele, ma zablokowany wzrok przez worek, który otacza jego głowę i próbuje bronić się przed atakami dzikiego zwierzęcia maczugą, którą trzyma w prawej ręce. Na lewej ścianie grobowca zamaskowana postać, choć ubrana w inny strój, bierze udział w wyścigu z odwróconą głową.




Mimo złego stanu zachowania obrazu, opisaną powyżej scenę krwawej bitwy można rozpoznać również na jednej ze ścian Grobu Olimpijskiego (ostatnie dwadzieścia pięć lat VI wieku pne ): w szczególności głowy phersu i zakapturzony więzień są widoczne. trzyma broń w dłoni.


Na lewej ścianie Tomba del Pulcinella (ostatnie lata VI wieku pne ) i Tomba del Gallo (początek IV wieku pne ) zamiast tego w scenach tanecznych reprezentowana jest zwykła postać z brodatą maską.

Tomba del Pulcinella 


Postać, o której mowa, byłaby również przedstawiona w niektórych grobowcach Chiusi : w Grobowcu Małpy (pierwsza połowa V wieku pne ), gdzie towarzyszy małe Phersu , grając na flecie , tańcu wojownika, a być może także w Tomba del Montollo , obecnie zniszczona i której wyobrażenia dotarły do ​​nas tylko dzięki reprodukcjom i opisom dostarczonym przez Gori . Wreszcie,
na amforze autorstwa Malarza Tańczących Satyrów, dziś w Karlsruhe , Phersu jest przedstawiane tańcząc z tarczą i zawiązanym maczugą.


Tomba del Gallo - po lewej


Tomba della Scimmia - rekonstrukcja fresku - chyba dość oczywiste...


Hipotezy interpretacyjne

Różne hipotezy interpretacyjne zostały podniesione na phersu w stanie bez obiektywnego potwierdzenia. Niektórzy, jak Giovanni Semerano , widzieli tam bóstwo, piekielnego demona w pewien sposób powiązanego ze śmiercią; inni, jak Massimo Pallottino , prościej, aktor, maska. W rzeczywistości fakt, że phersu , podobnie jak w opisanym powyżej zabójczym pojedynku , jest również reprezentowany w całkowicie niekrwawych kontekstach, w szczególności w scenach biegania i tańca, sugerowałby ogólną charakterystykę postaci.


Jednak lingwiści uważają, że pochodzi z etruskiego słowa phersu , w znaczeniu „ maska ”.", wywodzi łacińskie słowo" persona "w pierwotnym znaczeniu maski teatralnej. Istnieją natomiast poważne wątpliwości, że słowo etruskie jest z kolei adaptacją greckiego " prósopon "(twarz, maska).

Relacje z pokazami gladiatorów

W okrutnej scenie walki zaaranżowanej przez phersu uznano (w tym sensie Raymonda Blocha ) za antycypację rzymskich igrzysk gladiatorów , wywodzących się właśnie z gier pogrzebowych Etrurii, podczas których ofiarowano zmarłym dzikie walki między przeciwnikami. … desperacko próbowali ocalić swoje życie. Tezę tę zdaje się potwierdzać grecki historyk Mikołaj z Damaszku (w: Athenaeus , Deipnosophisti , IV, 153 fr.), Według którego Rzymianie pożyczyli od Etrusków gry gladiatorów .







Grobowiec Augurów

W części najbliższej wejścia do prawej ściany znajduje się ostatni motyw, który niektórzy mogą uznać za dość makabryczny. To tutaj pokazywana jest pogrzebowa gra upuszczania krwi, gra mająca na celu uspokojenie duszy zmarłego. Zamaskowana postać w spiczastym kapeluszu, długiej, czarnej sztucznej brodzie, czarno-niebieskiej kurtce z białymi frędzlami i czerwonej przepasce biodrowej jest pokazana z napisem phersu powyżej.

Etruskie słowo phersu , oznaczające „maskę”, „zamaskowanego mężczyznę”, a może nawet „aktor”, ponieważ w greckich i rzymskich sztukach aktorzy zawsze nosili maski, aby pokazać, jakie postacie były podszywane. [2] : 40 uczonych debatuje, że phersu namalowany w tej scenie aktor przebrany za kata. Mówi się, że kiedy Rzymianie przyjęli etruski zwyczaj używania niewolników i przestępców jako gladiatorów, najpierw w grach pogrzebowych, a na koniec na wystawach na rozległych arenach dla ogółu społeczeństwa, gdy gladiator padł śmiertelnie ranny i leżał nieruchomo na arenie, przyszedł jeden z zamaskowanych i przebranych w kostiumy mężczyzn, aby zadać mu „litościwy cios” młotkiem w czoło. Ale to nie był phersu, pod który podszywał się ten gość . To był Charun , etruski demon, który przywiózł zmarłych do Hadesu . [4] Z tego uczeni mówią nawet, że zamaskowany mężczyzna jest w rzeczywistości aktorem podszywającym się pod Charuna w grobie Augurów, a nie oprawcą czy katem.

Phersu trzyma liny, który jest przymocowany do kołnierza czarnego psa. Kiedy phersu ciągnie za linę, jak pokazano na fresku, gwóźdź na obroży psa wbija się w jego szyję, rozwścieczając zwierzę i powodując, że atakuje spętanego mężczyznę. Człowiek na uwięzi ma liczne krwawiące ugryzienia na nogach, worek zawiązany na głowie i maczugę w jednej ręce, aby odeprzeć psa, nadając rozlewowi krwi ekscytujący aspekt dla etruskich widzów. Wielu uczonych uważa, że ​​ten uwiązany mężczyzna jest skazanym przestępcą, który został już skazany na śmierć i jest używany do gier pogrzebowych. [4] (Chociaż zwierzę to jest zwyczajowo opisywane jako „pies”, długość jego ogona, proporcje jego głowy i fakt, że używa ono odsłoniętych pazurów do rozdzierania nóg przeciwnika, wydaje się znacznie bardziej prawdopodobne, że „czarny pies” to właściwie czarny lampart).





Poliszynel (fr. polichinelle, wł. pulcinella) – postać gbura z włoskiej commedia dell’arte i francuskiego teatru kukiełkowego. Jego charakterystycznymi cechami były garb, komiczne zachowanie i głos.

Wielu utrzymuje, że jest potomkiem Maccusa z farsy atellańskiej, a imię swe zawdzięcza kogutowi, który był przezwiskiem Maccusa. Już rzymskie malowidło na wazie przedstawia aktora z ogromnym kogucim pióropuszem na kapeluszu i nie ulega wątpliwości, że z takim wizerunkiem kojarzony jest renesansowy Poliszynel. W XVII wieku Callot rysuje podobną figurę ozdobioną dwoma kogucimi piórami i nazywa ją Cucurucu.

Poliszynel jest najbliżej spowinowacony z Brighellą, ale starszy od niego i bardziej skomplikowany. Jego maska z głębokimi zmarszczkami, haczykowatym nosem i złymi oczami symbolizuje jego naturę: jest nieludzki i egoistyczny.

Poliszynel należy do masek „komicznych” i jest jedną z najbardziej charakterystycznych postaci w commedii dell’arte.



Maska Pulcinella, jak znamy ją dzisiaj, została wynaleziona w Neapolu przez Kapuański aktor Silvio Fiorillo w pierwszych dziesięcioleciach XVII wieku [1] , ale jego nowoczesny kostium została wynaleziona w XIX wieku przez Antonio Petito [1] . W rzeczywistości, pierwotnie maska ​​Fiorillo nosiła dwurożnowy kapelusz (inny niż obecny „bochenek cukru”) oraz brodę i wąsy [1] . Jednak początki Pulcinelli są znacznie starsze [1] . Hipotezy są różne: są tacy, którzy wywodzą od „Pulcinello” małego pisklęcia, ponieważ ma haczykowaty nos; są tacy, którzy twierdzą, że to wieśniak z Acerra, Puccio d'Aniello, w XVII wieku dołączył jako błazen do grona wędrowców przemierzających jego kraj [1] . Inni, jak Margarete Bieber, sięgają jeszcze dalej w czasie do IV wieku pne i twierdzą, że Pulcinella pochodzi od Maccusa , postaci rzymskiego Atellane. Maccus reprezentował typ służącego z długim nosem i nierówną twarzą, z dużymi policzkami, wydatnym brzuchem, w koszuli przemienionej w dużą białą szatę [2] . Atellane były bardzo popularny rodzaj pokazu w starożytnym Rzymie: moglibyśmy porównać je do dzisiejszego teatru wernakularnego lub dialektalnego, szczególnie cenionego przez publiczność z niższych klas. Maccus reprezentował teraz Silenusa, teraz satyra, w niektórych przypadkach typ służącego z długim nosem i nierówną twarzą, w dużej białej koszuli. Maccus nosił półmaskę, podobnie jak u komików sztuki, miał wydatny brzuch i recytował głosem kurzego [3] .








Na pozór mało sympatyczny: garbaty, z haczykowatym nosem, Pulcinella wywoływał śmiech. Ubrany był w biały kostium: szerokie pantalony i przydługawą tunikę, spod której przy szyi i nadgarstkach wystawał czerwony sweter. Głowę nakrytą miał czapką w kształcie stożka. Na twarzy natomiast nosił charakterystyczną maskę, która z czasem stała się emblematem Neapolu. Włoskie słowo “pulcino” oznacza kurczaczka.

Pulcinella był parodią południowowłoskiego mężczyzny: łakomczucha i kobieciarza, który nie stroni od alkoholu (swoją drogą, można zaryzykować stwierdzenie, że to parodia raczej międzynarodowa). Na wielu reklamach pizzy lub spaghetti we Włoszech można zobaczyć wizerunek mężczyzny w masce. Jest w tym i żart z samych siebie, i włoska radość życia.

Niektórzy badacze uważają, że maska Pulcinelli ma swoje korzenie w antyku i powstała z inspiracji maską Maccusa. Maccus był takim starożytnym Poliszynelem w ówczesnym rzymskim dramacie ludowym. Hipoteza ta w XVII wieku nadała Pulcinelli większą wagę i jego wizerunek zaczął pojawiać się w literaturze i malarstwie, a nawet w muzyce (przykładem jest balet “Petrushka” Igora Strawińskiego). 




























Tomba delle Olimpiadi




Stwórca wraca jako duch wcielony w nowe ciało - bez pamięci. I całe życie ktoś go wpierw potajemnie, a potem jawnie prześladuje - i on nie wie dlaczego.


Miota się, usiłując zrozumieć sytuację.

Nie wie o co chodzi - jego oczy i cała głowa zasłonięte są welonem.
Na oślep szuka rozwiązania.

Jego ręce skrępowane, stopniowo uwalnia się z więzów, jest cały poraniony, PSY kąsają go nieustannie, gdy cokolwiek próbuje zrobić.

Wokół niego kręci się jakaś ciota - w najróżniejszych przebraniach, zawsze w masce - w cudzym ciele.

Raz jest nastoletnim osiłkiem z ptasim móżdżkiem, a raz zbokiem pełną gębą.

Szydzi z niego, molestuje, rzuca nań więzy i napuszcza PSY.


Na koniec ucieka - jak pisze Dobrowolski - ale to chyba nie o to chodzi, to nie to rozwiązanie... lepiej by sczezł niż miałby się gdzieś schować na tysiące lat....




--


Warto także zauważyć: 

>>Etruskie słowo phersu , oznaczające „maskę”, „zamaskowanego mężczyznę”, a może nawet „aktora”<<

I u Dobrowolskiego - łacińskie persona oznaczające:

maska lub rola teatralna - stały się w końcu - osobą.



Uwagi poniższe szczególnie polecam tym, co patrzą jedynie na koniec własnego nosa.


Paranoja indukowana ludzkości przez tajemniczego władcę tego świata sprawiła, że ludzie dzisiaj nie żyją ze sobą, kiedy człowiek spotyka innego człowieka, nie dokonują interakcji ze sobą nawzajem, tylko:  z maskami siebie.


Spotyka się nie dwóch ludzi, ale dwie maski, które nawzajem coś przed sobą udają.


[Oczywiście jest to uproszczenie, bo ludzi bez liku jest i ilość zmiennych sprawiająca jaką kto ma osobowość, także]

Tak jak ów władca i jego zbiry udają swe nieistnienie przed wszystkimi - i  być może właśnie tak narzucili swój sposób postępowania całej rzeszy ludzkości.


Najwyraźniej widać to u chłopców, nie tylko nastoletnich, ale i tych po 30tce czy 50tce - często w przestrzeni towarzyskiej pozują na mężczyzn, zakładają maskę mężczyzny, zamiast po prostu być mężczyzną - jeśli już wyrośli z wieku chłopięcego.


To zachowanie jest podszyte lękiem, jak zostaną ocenieni przez otoczenie. 

Lęk ten oznacza brak pewności siebie - czy to jest męskie? 


Biorąc udział w "rytualnym" małpim konkursie na najdłuższy ogon, poddając ocenie innych również sami poddają - pozwalają innym na poddawanie - siebie ocenie, czy są prawdziwymi mężczyznami, czy nie.


I tu - paradoksalnie:

męskość nie zależy od opinii innych ludzi, tylko wynika z wnętrza mężczyzny, 

skoro więc sądzą, że opinia innych może zaważyć na ich męskości - należy sądzić, iż sami za mężczyzn się nie uważają (w końcu sami najlepiej wiedzą kim są) i stąd lęk, że ktoś to odkryje i ich publicznie zdemaskuje.


Wiedzą kim są, więc w interakcji z otoczeniem przywdziewają maskę mężczyzny - tego co się na wszystkim zna, wszystko widział, nic go nie dziwi, ma na wszystko gotową odpowiedź i receptę na całe życie - nie ma żadnych wątpliwości co do tego czym jest świat i rzeczywistość w każdym aspekcie,  potrafi przylać w mordę - pięścią, albo kielichem itd itd... Wszechwiedzący, wszechmogący.


Nadal są chłopcami, stąd chłopięce zachowania, jak wyśmiewanie innych i brak zrozumienia, że ludzie są różni, mieli różne drogi w życiu i wiele rzeczy nie zależało od nich.

Chłopcy, wydaje się, zawsze uważają, że wszystko w mężczyźnie musi pasować do jakiegoś wzorca mężczyzny, jak nie pasuje - to można uznać kogoś takiego za niemężczyznę i nawet nim pogardzać w związku z tym.

Jeżeli ktoś pasuje do wzorca ciamajdy - to można nim pogardzać i czynią tak zamiast zastanowić się, po pierwsze, czy to prawda, a po drugie - co sprawiło, że ten człowiek takim się wydaje być.

Ludzie mylą się w swoim życiu wielokrotnie i zamiast zastanowić się nad sobą, często przechodzą nad tym do porządku dziennego, sprawdzając jedynie, czy ktoś zauważył, że oni popełnili jakiś błąd. Jeśli nie - uspakajają się i dalej żyją swoją iluzją, to znaczy... chciałem oczywiście powiedzieć - swoją wersją rzeczywistości.

Mówiąc "swoją wersją rzeczywistości" mam na myśli: wersję zaindukowaną im poprzez pokolenia + osobiste doświadczenia. 

Wykażę to kiedyś w szerszym tekście temu poświęconym.

To wszystko jest myślenie powierzchowne, niedojrzałe - pokazuje brak zrozumienia procesów życiowych, czyli właśnie jest - niemęskie - bo niedojrzałe.

Sprowadza się do powtarzania po innych to, co ktoś powiedział, o kimś lub o czymś - takie myślenie mechaniczne jest często już nawykiem. O czym też mam tekst w przygotowaniu...

Powtarzanie w kółko cudzych "mądrości" jest bezpieczne - nikt nam nie zarzuci, że powiedzieliśmy coś głupiego, bo było to już poddane weryfikacji przez otoczenie, że to "mądrość" jest...

Stąd pionierzy odkrywający dotychczas rzeczy nieznane, mają najtrudniej, bo wymykają się schematom..

Męskość to nie są muskuły i zdolność do wyrażania bardziej lub mniej zabawnych ocen na cudzy temat - to szeroki temat, ale generalnie da się go sprowadzić do ogólnika, że to po prostu dojrzałość.

A więc i zdolność do samodzielnego rozumienia rzeczy.


Generalnie wszystko sprowadza się do systemów kognitywnych – kto ma jaki.

Większość ludzi wyznaje zbliżone zasady, co wynika z szeregu przyczyn – głównie z powodu przebywania ze sobą w jednym środowisku.


Środowiska są lokalne, małe i większe – na poziomie nacji, potem w obrębie podobnej kultury, koloru skóry, kontynentu.


Wydaje się, że jednym z głównych czynników powodujących napięcia między ludźmi (oprócz werwolfa i działań władcy tego świata) jest przywiązanie do ego i chęć jego ochrony.


Tu chodzi o ocenianie i wartościowanie ludzi.


Ocena jest czynnością neutralną i naturalną u ludzi – jest to czynność niezbędna do życia, oceniając np. kolor owoców, wiemy, czy są zdatne do spożycia.


Ocena, że dziewczyna ma zepsutą urodę, jest oceną – ale zaangażowanie emocjonalne – śmiech, drwienie, lekceważenie, to już wartościowanie człowieka.


Wartościowanie – przypisywanie cech uważanych za niepożądane lub pożądane – ważne lub nieważne – UŻYTECZNE lub NIEUŻYTECZNE - jest to forma uprzedmiotowiania - „jest mi to potrzebne, pomocne, lub nie – nie życzę sobie tego obok mnie – jest to DLA MNIE bez wartości - nieużyteczne”.


Ludzie wszystkich - wszystko oceniają i jest to naturalne.

Co innego zaangażowanie emocjonalne i wartościowanie ludzi.


Z reguły osoby, które dokonują wartościowania innych – same podlegają wartościowaniu.


Uważane jest to za naturalne, podobnie jak ocenianie. Czy tak jest naprawdę?

Nie, to część paranoi wyznawanej jednak przez olbrzymią część ludzkości, co sprawia wrażenie naturalności.


Wyznawanie zasad współżycia polegające na wartościowaniu ludzi sprawia, iż sami wartościujący poddają siebie samych krytyce i ważeniu.


„Jestem brzydka – to źle. Mam niską wartość u mężczyzn” - skutek: lęk i złe samopoczucie.


„Nie znam się na ...czymśtam– źle. Koledzy mnie zdyskwalifikują jako bezwartościową osobę. Ale za to – ponieważ wyznaję takie zasady – mam prawo wyszydzić kogoś innego, kto kuleje w jakiejś dyscyplinie”


Ale może to jest na odwrót??


„Szydzę z kogoś, kto kuleje w czymśtam, więc i inni mają prawo mnie wartościować, jeśli znajdą u mnie jakąś słabość jakąś wadę. Skoro ja mam prawo tak postępować, to inni też mają”



Jeśli uważam, że nie mam prawa wartościować kogoś, to i innym odmawiam takiego prawa wobec mnie. Nikogo nie wartościuję – nikt nie ma prawa mnie wartościować – co za tym idzie – wyszydzać.


Ale też i wychwalać, gwoli ścisłości, choć to margines.


Podejście - prywatne życie innych ludzi to ich sprawa, a nie twoja.


Inny aspekt – uwiązanie – uzależnienie od opinii innych ludzi.


Skoro nie umiesz powstrzymać się, przed wartościowaniem innych – to znaczy, że oni mają nad tobą pewną władzę. Sama obecność ludzi wywiera na ciebie presję – musisz zareagować, musisz coś zrobić. Naprawdę musisz??


To tak jak z tą książką u de Mello.


„Tu na stole kładę książkę. I tym samym zmuszam cię do tego, żebyś tę książkę podniósł lub nie”.


Ja nic nie muszę robić, ani mówić - już sama moja obecność sprawia, że obcy ludzie MUSZĄ mi powiedzieć co oni o mnie myślą.


Tak jakby mnie to obchodziło. Albo kogokolwiek.



System ocena+wartościowanie to nieustanna gonitwa – jak pies za własnym ogonem - ponieważ zawsze znajdzie się ktoś od ciebie „lepszy” lub „gorszy”.



Czysta analiza – ocena sytuacji, a nie ocena+wartościowanie.



System ocena+wartościowanie wiąże się również z lękiem przed opinią otoczenia. I prawie na pewno jest obcą instalacją zaindukowaną ludziom przez sam wiesz kogo.



Rezygnujesz z luksusu pouczania innych, okazywania im swojej przewagi czy coś tam – rezygnujesz z lęku przed oceną (wartościowaniem) innych.


Inni cię oceniają, a ty masz to gdzieś.

To nie jest kwestia grzeczności wobec obcych, albo udawania lepszego -


to jest kwestia tego, jak ty się czujesz



System ocena+wartościowanie to nieustanna bezsensowna gonitwa – jak pies za własnym ogonem - ponieważ zawsze znajdzie się ktoś od ciebie „lepszy” lub „gorszy”.


Wartościując ludzi kierujesz się wyłącznie powierzchowną oceną.



Nie sposób ustalić kto jest NAPRAWDĘ lepszy lub gorszy, bo ludzie są różni i każdy człowiek ma zarówno mocne jaki i słabe strony, zależnie od dziedziny - których są setki.



Wartościowanie obcych ludzi – poza sferą czysto zawodową - nie ma sensu.


Co innego, gdy szukasz sobie żony lub męża. Tu działa zasada – szukam tego, co potrzebuję.



Zaś pogardzanie ludźmi jest niebezpieczne.


Pogardzasz kimś, bo „uważasz” (wg systemu ocena+wartościowanie), że on jest od ciebie gorszy.


Jeśli ten ktoś, kim pogardzałeś, dokona jakiegoś wielkiego czynu, np. odkryje w sobie zmysł biznesowy i zrobi wielkie pieniądze – kim ty będziesz w swojej własnej ocenie wg kryteriów i zasad wartościowania, które wyznajesz?


Teraz ty będziesz gorszy.


Będziesz jeszcze bardziej gorszy niż ten, którym pogardzałeś, bo ty nie potrafiłeś dokonać tego, co on, pomimo tego, że jakoby byłeś tym lepszym. Ten gorszy od ciebie zrobił lepsze pieniądze niż ty mógłbyś marzyć.



Sam sobą będziesz pogardzać?


Powinieneś.


Albo powinieneś zmienić system i przestać wartościować ludzi.


Nie, ty nie zmienisz systemu, nie zmienisz swojego postępowania - po prostu udasz, że nim nie pogardzałeś.

Przecież to tylko ty wiesz, no może jeszcze paru kolegów, że nim pogardzałeś.


Nikt ci nie zarzuci, że nim pogardzałeś.

Aaaaaa... więc jednak chodzi o to, co kto ci może zarzucić?


Tak właśnie wygląda ten system w praktyce.



System ocena+wartościowanie skupia uwagę na ego i pochłania mnóstwo czasu – jest bezużyteczny wobec obcych ludzi, jest bez sensu i odsuwa od zastanawiania się nad tym co nas otacza i kto naprawdę rządzi krajem... kto rządzi ludźmi i - światem.


Pewna młoda kobieta zarzuciła mi kiedyś, że "jeśli to prawda co napisałeś o Werwolfie - to znaczy, że my jesteśmy głupi!"

opis zrobić


Z czego się tak chichrasz panie Duda??






Chcielibyście wrócić do udawania, że nic się nie stało, prawda?



łacińskie słowo persona oznaczające:

maska lub rola teatralna - zaczęło w końcu oznaczać: osoba


jakim słowem określano osobę wcześniej, zanim pojęcie maska je zastąpiło?


Ten proces nadal jest w toku - popatrzcie chociażby na nibydokumentalne seriale jak: Szkoła czy Lombard, gdzie grają ewidentni amatorzy (czasem wymieszani z zawodowymi aktorami).

Ich specyficzna "gra aktorska" wpływa na sposób postrzegania rzeczywistości u młodych ludzi -  amatorzy udają swoje role nieudacznie - ewidentnie kłamią, co za lat kilkadziesiąt tak się rozpowszechni i upowszechni, że ludzie przestaną odróżniać kłamstwo od prawdy. 

Prawdziwy oszust nie kłamie i nie udaje tak nieudacznie jak oni. On pozostanie poza podejrzeniami, gdyż on starannie unika kłamstwa - oni wiedzą, że ludzie instynktownie wyczuwają kłamstwa dlatego po prostu omijają rzeczy im niewygodne - ignorują je, by nie musieć o nich kłamać.

I teraz pokraczne udawanie zacznie się stawać standardem między ludźmi - ludzie założą maskę na maskę - jak odróżnić tego, co się nauczył (metoda nawyków - ciągle to widzi w tv, a potem na ulicy) naśladować nieudacznie, od tego oszusta, który zaczyna kłamać, bo uznał, że już można?

Podobnie - "eksperci od śpiewu", którzy na YT mają filmy, na których pokazują, że jakoby po raz pierwszy w życiu słuchają jakiegoś klasycznego rockowego utworu np. Child in Time i udają swoje emocje odnośnie śpiewu, komentują technikę itd.

To są celowe działania, których skutki zobaczymy dopiero za kilkadziesiąt lat - gdy będzie wtedy trudno to naprawić.



Część druga - Phersu z Ferrary

Część trzecia - OZYRYS - ⲟⲩⲥⲓⲣⲉ - OJCIEC ?







http://www.canino.info/inserti/monografie/etruschi/etruschi_toscana/chiusi/index.htm

https://www.persee.fr/docAsPDF/efr_0000-0000_1993_act_172_1_3060.pdf



https://en.wikipedia.org/wiki/Tomb_of_the_Augurs

https://it.wikipedia.org/wiki/Phersu

https://it.wikipedia.org/wiki/Pulcinella

https://coniecoosztuce.wordpress.com/2019/04/14/tajemnica-poliszynela/


J. Malczewski - "Błędne koło"





piątek, 5 marca 2021

Nanoboty - Xenoboty

przedruk


Pamiętacie robale, które w serialu SW Wojna Klonów właziły ludziom przez nos do głowy i zamieniały ich w zombi?

Także w Akademii Pana kleksa - kapanie do nosa.

 


Naukowcy stworzyli żywe roboty. Mają niesamowity potencjał

Izabela Wojtaś14 stycznia 2020, 08:03



Poznaj ksenobota. To pierwszy na świecie żyjący, samoleczący się roboty stworzony z żabich komórek macierzystych. Choć ma niespełna milimetr szerokości, to porusza się niezwykle sprawnie. Może już niebawem będzie dostarczać leki w określone miejsca w naszym ciele.

Naukowcy z University of Vermont i Tufts University stworzyli niesamowity nowy rodzaj programowalnego organizmu za pomocą kilku wymyślnych algorytmów. Został zaprojektowany na superkomputerze w UVM, a następnie połączony pod mikroskopem przez biologów z Tufts University.

Organizmy do zadań specjalnych
Ksenoboty, bo o nich mowa, zbudowane są w całości z komórek macierzystych skóry i komórek mięśnia sercowego żaby z gatunku Xenopus laevis, stąd ich nazwa.

  • To nowe żywe maszyny – mówi w komunikacie prasowym University of Vermont Joshua Bongard, informatyk i ekspert w dziedzinie robotyki, który współprowadził nowe badania. I dodaje: Nie są ani tradycyjnym robotem, ani znanym gatunkiem zwierząt. To nowa klasa artefaktów: żywy, programowalny organizm.

Choć mają zaledwie milimetr szerokości, to wykazują niezwykłe zdolności. Potrafią się samodzielnie poruszać i mają zdolność do samoleczenia. Kiedy naukowcy pokroili jednego ksenobota, sam się połączył i ruszył dalej. Co więcej, mogą przetrwać w środowisku wodnym bez dodatkowych składników odżywczych przez nawet kilka tygodni.

Naukowcy mają nadzieję, że ten nowy rodzaj organizmów pomoże im odkryć tajemnice komunikacji komórkowej. Już mówią też o ich potencjalnych zastosowaniach. Będzie je można wykorzystać do zbierania mikroplastiku w oceanach i co chyba najważniejsze – do przenoszenia lekarstw w głąb ludzkich ciał, a nawet podróżowania do naszych tętnic.

Choć to wszystko wydaje się nieco futurystyczną sceną z filmów sci-fi, to takich naukowych odkryć jest coraz więcej. Australijscy naukowcy z Australian National University są na to doskonałym przykładem. Niedawno informowaliśmy, że badaczom udało się wynaleźć specjalny hydrożel, który ma właściwości żywej, biologicznej tkanki i może się samoczynnie leczyć.



https://innpoland.pl/157341,na-university-of-vermont-stworzono-ksenoboty-to-zywe-roboty-z-komorek-zaby


sobota, 20 lutego 2021

Osoba1 - kolejna zmiana



Wpis jest spóźniony ok. tydzień czasu, chciałem przemyśleć.

Po moim ostatnim wpisie o podmianie u osoby1 z 4 lutego 2021– prawie natychmiast zaszła kolejna podmiana.


Czwarty operator został usunięty. Zacząłem podejrzewać, że wróciła pierwotna osobowość (tzn. raczej przestała być tłumiona), ale właśnie w zeszłym tygodniu zmieniłem zdanie.


Taka uwaga.


Zanim rozpoznałem pierwszą podmianę, moje relacje z tą osobą uległy pogorszeniu.

Te gorsze relacje trwały w zasadzie miesiące.


I teraz ta osoba znowu jest taka lub podobna.


Dochodzę do wniosku, że wcześniej, zanim doszło do pierwszej podmiany, którą zauważyłem, doszło do – nazwijmy ją – podmiany0, której nie rozpoznałem.


Rozpoznałem jedynie pogorszenie relacji.


I teraz o co chodzi.


Osoba ta niedawno na moje żartobliwe stwierdzenie zareagowała bardzo agresywnie, jakby bardzo serio potraktowała to co powiedziałem.



Przypomniałem sobie wtedy pewną sytuacje z Poznania.


Zaczęła tam pracować nowa osoba, pracowała może od miesiąca i ktoś podczas mojej nieobecności wydał jej w ramach pomocy pewną moją rzecz. Kiedy się zorientowałem, poszedłem po tą rzecz, jednocześnie zanosząc coś jej w zamian.


Wyjaśniłem tej osobie w czym sprawa i zabrałem swoją własność zostawiając jej zamiennik.


I ta osoba wtedy zaczęła to komentować i nagle weszła w bardzo ostry ton i użyła bardzo mocnego określenia. Nie tylko ja, ale i osoby obecne przy tej sytuacji zamarły w osłupieniu, rozmowy ucichły i wszyscy na chwilę skupili się na tej osobie.


Nikt nie skomentował tego, reakcja tej osoby i jej ostre słowo były całkowicie nie na miejscu – zupełnie jakby nie rozumiała, nie docierało do niej o co chodzi.


Nikt jej nie znał wcześniej, nikt nie wiedział jaka to osoba, nikt się też nie odezwał, bo scena była absurdalna, a powód banalny.


No więc sytuacja z osobą1 wyglądała zupełnie podobnie.

Gwałtowna wręcz nienawistna reakcja z błahego powodu, jakby ta osoba nie rozumiała kontekstu. Może powód był jakiś inny? Może wpis z 4 lutego? Zmiana osobowości nastąpiła niemal z dnia na dzień po tym wpisie.


Tu przypomina mi się scena z pewnego czeskiego filmu, wyszukiwarka podała mi jego nazwę - Elektroniczne babcie – w tamtym świecie z filmu, androidy żyły razem z ludźmi pełniąc różne funkcje – w tej scenie była to po prostu starsza kobieta, która jako android pełniła rolę babci dla dziecka w tej rodzinie.

Przyszedł jakiś technik, by zbadać jej stan i poddał ja różnym testom – min. pokazał jej obrazek. Ona popatrzyła na ten obrazek, zaniepokojona powiedziała, że nie rozumie.

On powiedział, to dobrze i wyjaśnił - bo to żart (na tym obrazku) i skoro nie zrozumiała, to znaczy, że się nie uczłowieczyła, czy jakoś tak, a to dobrze świadczyło o jej sztucznej inteligencji, tak miało być.


No więc – i nie jest to pierwszy raz, kiedy mnie to zastanawia, kiedy ubecy, albo – jak w tym wypadku - podmieniec – czegoś nie rozumie – tu, w tej sytuacji żartobliwego kontekstu.


Np. to zadawanie mi banalnych pytań i nieproporcjonalnie wielkie naciski, żeby wydusić ze mnie jakąś odpowiedź – jakby pytali o coś innego, a bardzo ważnego.


Albo pytania rzucane w powietrze, typu „a gdzie to jest?”, przy czym nie mam, nie miałem dotychczas rozeznania, o co im chodzi.

Ale oni uważają, że ja wiem. Trochę dziwne. Jakby czegoś nie rozumieli, jakby zapętlony program.


Uwaga – nie zauważyłem u innych podmieńców problemów ze zrozumieniem żartu.


Może powyższa sytuacja to przypadek, a może będzie to miało znaczenie, czas pokaże.



P.S.

ostatnio zrobiłem sobie przerwę od prasy, więc i moje komentarze na fb zamilkły

potrwa to jakiś czas - w zasadzie potrwa to do czasu rozwiązania covida, albo paruzji zapowiadanej przez ortodoksyjnych Żydów, bardzom tego ciekaw...



https://maciejsynak.blogspot.com/2021/02/refleksje-o-mesjaszu-i-covidzie.html



czwartek, 4 lutego 2021

Refleksje, o mesjaszu i covidzie

 

Są trzy rozwiązania

- metoda rządzenia z ukrycia wiąże się z jego fizycznym nieistnieniem (sztuczna inteligencja jako sieć) i jest jego "normalnym" sposobem funkcjonowania, taki jest jego świat

- jest jakiś haczyk, coś co jest proste i co grozi dezintegracji systemu i jego władzy dlatego rządzi skrycie

- taka metoda jest skuteczna, zasadza się głównie na tzw. opętaniu, z definicji jest skryta, wymaga tajemnicy


A do tego wątki o reptilianach rozgłaszane na internetowych forach - ciekawe, że wcześniej w kulturze coś takiego nie zaistniało, a przynajmniej ja nie kojarzę, bardzo bardzo im zależy na ukryciu się, zasłonięciu - też fasadowa postać diabła (antropomorfizowany kot) - co może świadczyć o wielkiej słabości i łatwym rozwiązaniu problemu.

---------------------------

wydaje mi się, że Serbów oszukano, nakłoniono ich do podpisania czegoś ujawniając wielką prawdę, ale połączono to z jakimś kłamstwem - prawda i jej logicznie wytłumaczenie posłużyła jako nośnik do oszustwa

--------------------------

niemcy nie napadli nas od 80 lat - niebywały okres w naszej historii - wynika to z tego, że oni mają nas pod swoim butem poprzez podmienione służby specjalne i werwolf, więc nie muszą napadać - my jesteśmy napadnięci, tylko większość o tym nie wie...

"przeżywamy teraz niebywały okres pokoju" mawiają politycy - to nieprawda, pod dywanem ludzie są porywani i mordowani, wojna się odbywa - po cichu w tajemnicy

---------------------------

cyfryzacja - dążą na całym świecie do cyfryzacji państwa, by pozbyć się rzeszy ludzi potrzebnych do administrowania  społeczeństwem, po cyfryzacji milionami ludzi zarządzać będzie wąska sitwa kilkuset lub kilkudziesięciu ludzi na całym świecie, czyli mafia, czyli tzw. służby specjalne - albo ona sam jeden, jeśli to SI

--------------------------

nie ma telewizji prywatnej i nie ma telewizji "rządowej" - obie są zarządzane przez służby i obie coś udają

dlatego zrobili w Polsce - podobnie jak w  USA - system dwupartyjny - kiedy rządzą jedni, to ci drudzy wołają, że jest źle, a jak rządzą drudzy, to ci pierwsi wołają, że jest źle.

dla każdego coś dobrego - polaryzacja na dwie grypy ułatwia służbom kontrolowanie "posłów"

gdyby było kilka, albo kilkanaście partii, to byłby większy problem z ogarnięciem kontroli, a tak mają zbanowane Kaczyńskiego i PIS robi to co chcą służby - oczywiście  z pewnym marginesem, bo pozory muszą być

demokracja to system władzy pod kontrolą tajnych służb - jak ktoś nie jest zadowolony z rządów, to można wskazać, że to z powodu partii A,  albo z powodu partii B, zależnie kto akurat "rządzi".

a służby po cichu robią co chcą, bo winny jest w telewizorze

Służby - czyli zorganizowana przestępczość o charakterze nacjonalistycznym (niemieckim) - wyzyskuje obywateli na przekrętach - jak np. w przypadku Amber Gold - okradli ludzi nie po to, by z tymi pieniędzmi uciec i je powydawać na drogie samochody, tylko za te ukradzione pieniądze rozwinęli "biznes", który miał zdumpingować i doprowadzić do upadku narodowego polskiego przewoźnika - LOT. Zapewne bankruta za grosze wykupiła by niemiecka firma lotnicza.


Polski podatnik miał z własnej kieszeni sfinansować upadek własnej firmy lotniczej.


To są służby.


W szkole uczyli nas, że dziesięcina (10% podatek) był straszliwym wyzyskiem, tymczasem współcześnie państwo demokratyczne pobiera od nas 80% podatki - i nikt nie krzyczy, że to wyzysk.

To ciekawe, że jest to zgodne z zasadą Pareto - wygląda na to, że wyzysk 80% jest najwyższym do uzyskania, zachowując jednocześnie podatnika przy życiu - to, że ludzie żyją od 10ego do 10ego jest starannie i dokładnie wyliczone.

To jest starannie i dokładnie wyliczone ile pieniędzy można zabrać ludziom.

---------------------------

co do opętanych - osoba 1 - pomiędzy 3-10 grudnia 2020 zaszła kolejna podmiana - posiada luki w pamięci dotyczące istotnych wiadomości na mój temat - o czym doskonale wiedziała przed 3 grudnia, jednak zna rzeczy z dalekiej przeszłości

---------------------------

10 kwietnia - nie tyle rocznica zamachu w Smoleńsku, co rocznica Hołdu pruskiego - to nie tylko fizyczne usunięcie konkurentów do władzy, ale wielka operacja na umyśle narodu - dzień chwały i tryumfu nad krzyżactwem, sycenie się potęgą,  został zastąpiony dniem żałoby.

teraz" żałujemy i smucimy się w dniu naszego tryumfu" - myślenie odwrotne, programowanie negatywne, skarłowacenie, wytarcie z pamięci dobrych chwil z życia narodu - ta sama metoda od tysięcy lat ciągle w użytku

czytaj: wszyscy żałują, że zadali pogrom krzyżakom

porównaj: 13ego w piątek aresztowano i prawie zniszczono bandycki klub templariuszy - dziś, nie wiadomo dlaczego (metoda podsuwania społeczeństwu i upowszechniania metodą 5 kolumny), dzień ten uznaje się (pamięta) jako pechowy 

czytaj: wszyscy żałują, że napadnięto na złodziei templarskich

porównaj: podniesienie podczas mszy - jest to nawiązanie do obalenia tzw. raju - potrzeba opisu, będzie później

czytaj: wszyscy nabożnie celebrują fakt obalenia raju

https://maciejsynak.blogspot.com/search?q=pantomima&updated-max=2019-11-17T20:47:00%2B01:00&max-results=20&start=1&by-date=false

https://maciejsynak.blogspot.com/search?q=pantomima



negatywne pranie mózgu?

wiara w magiczne myślenie?

a może to tak działa? - myślenie stwarza świat

chorobliwe uzależnienie od opinii innych?

chorobliwa obsesyjna nienawiść?

nie rozumieją co robią - jak te dwa roboty z filmu A.I. ?


---------------------------

szczepionka na to nie działa, więc to na pewno nie to

Opisałem werwolf i jego metody, ubecy nakłaniali ludzi do współpracy przeciwko mnie; "I przestaniesz opowiadać ludziom, że płacą osiemdziesięcio procentowe podatki" - wieści rozeszły się po całym świecie; pod koniec roku 2019 nieopublikowana notatka z Rzymu o spotkaniu Pajaca na ulicy i tym krzywym uśmiechu, zacząłem pisać o metodzie, że stosują śnienie i tzw. opętanie 

covid to reset świata, wieści rozeszły się po całym świecie i metoda stała się zagrożona - trzeba to zahamować i dlatego zmiana frontu - tak jak wprowadzenie chrześcijaństwa było propagandowym resetem dla rozpasanego cesarstwa rzymskiego, tak teraz będzie reset dla rozpasania współczesnych zepsutych czasów i "powrót do wartości" -  teraz sitwa będzie gonić z kijem "złych", będą przebudowywać myślenie ludzi o świecie, homopropaganda zostanie, kiedyś pod pozorem - "bo wy nie wierzycie w Boga", potem "bo u was nie ma demokracji" napadali na państwa i rozgrabiali, teraz tematem przewodnim będą: kto zabija zwierzęta i mówi, że mu się nie podoba nieustająca gadka w mediach o pedałach - ten zły! trzeba go napaść i pouczyć, a przy okazji ograbić...

liczą na to, że zdobędą elyzjum, reszta to zasłona

a może to po prostu zapętlony program bez ładu i składu?

------------------------------

a może infopandemia  wynika z umowy pomiędzy Chinami, a USA - wszyscy się złożą na zmianę warty u steru




Morawiecki i Duda zaatakowali Białoruś, a więc świadomie dążą tego by z Białorusi uczynić drugą Ukrainę - kraj biedy i rozkradzionego przemysłu jak w Polsce w latach 90tych.


Postawa syn śpiocha mnie wcale nie dziwi, nie miałem nigdy złudzeń co do niego  jest to jeden z lepszych dowodów agenturalności.


Cały kraj zamknięty, ludzie tracą biznesy i nerwy, a Duda chodzi cały czas uchachany - czyżby za stwarzanie pozorów zaproponowano mu dostęp do elyzjum?

Widziałem już takich wielokrotnie - zawsze te same objawy - wesołkowatość, olbrzymi wzrost poczucia pewności siebie i odwagi w napadaniu na człowieka. Po kilku tygodniach - niedowierzanie,  wyraźnie opadające emocje, zrezygnowanie, zamyślenie, zmartwienie, lęk.

"Jak nam pomożesz go oszukać i wyciągnąć informacje, to też będziesz wiecznie żył."?

Ma już wszystkich w nosie - to ciekawe, że kiedy ludzie dowiadują się prawdy, to zaczynają lekceważyć innych,  a nawet szydzić z nich, zamiast im współczuć, albo pomóc.

Doczytałem, że Żydzi uważają, że mesjasz jak przyjdzie to już nigdy nie umrze - to świadczy, że chodzi im nie o  mesjasza tylko o to samo  co agenturze - o władzę nad elyzjum i dyktowanie wszystkim warunków. Mesjasz to awatar, a awatar to tylko mięso, skóra i kości.


Chcesz pożyć 100 lat dłużej?

To daj nam 100 baniek.

To oddaj nam swoją firmę.

To oddaj nam swoją ziemię.

To oddaj nam swój kraj.

Nie stać cię, żeby zapłacić 100 baniek? 

To po co chcesz jeszcze biedę klepać kolejne 100 lat??



Dlatego pajac na astroweb zapiał z zachwytu nad sobą - i zapowiedział władzę absolutną.

"Unlimited power!!"


Ludzie sami będą się sprzedawać zamiast ich mordować i po cichu podmieniać.


Doczytałem też gdzieś na stronach 

(tłumaczenie przeglądarki)


Alternatywnie do odpowiedzi Rambana, rabin Chaim Kanievsky, jeden z największych badaczy Tory naszego pokolenia, sugeruje, że w dniu zniszczenia Świątyni narodził się mesjasz, a jego dusza zamieszkała w ciele człowieka. żywa osoba. Kiedy ta osoba umarła, dusza mesjasza weszła w ciało innej żywej osoby i tak trwa przez wieki i tysiąclecia, aż nadejdzie czas, aby się objawił, przyszedł i nas odkupił. (Kto wie, może mesjasz najpierw przyjdzie do prezydenta Donalda Trumpa ?!).

Jeszcze jedna rzecz, która moim zdaniem będzie dla ciebie fascynująca tak jak ja? Rabin Kanievsky pisze, że mesjasz? kimkolwiek on może być? żyje wśród nas dzisiaj i zdaje sobie sprawę, że jest mesjaszem, tylko że nie może ujawnić swojej prawdziwej tożsamości, dopóki Bg tego nie zechce! Łał! Obyśmy wszyscy zasłużyli na ten dzień!


Czyli jak wynika ze spostrzeżeń na blogu: po zniszczeniu Raju Stwórca został zabity, ale... a może już wtedy przebywał w innym ciele, a cały czas gdzieś w ukryciu? Dlatego zabity, a potem podłączył się do innego nowonarodzonego ciała i tak tysiąclecia... tysiąclecia zbóje szukają go i męczą całe życie...

https://www.torchweb.org/torah_detail.php?id=448


Po pierwsze, Anava odnosi się do powszechnego nieporozumienia, że ​​zabronione jest szacowanie czasu przybycia Mesjasza. Mówi, że ta nauka miała zastosowanie 3000 lat temu, kiedy przyjście Mesjasza było bardzo odległe. „Teraz, gdy jesteśmy już bardzo blisko Mesjasza ”, powiedział, „możemy liczyć ”.

Używając hebrajskiej pisowni imienia Adam, czyli alef-daled-mem, Anava wyjaśniła, że ​​hebrajskie imię Adam jest akronimem Adama, Dawida (jak u króla Dawida ) i Melech haMoshiach (dosłownie mesjański król)

Wprowadził i rozwinął naukę, że Adam, Król Dawid i Melech haMoshiach mają tę samą duszę, zgodnie z kabalistyczną (mistyczną) nauką, że dusze reinkarnują. Jak nauczał, rolą króla Dawida jest połączenie Adama na początku historii z Mesjaszem na końcu historii.


Pamiętacie, kto napisał Pola Laska? Proroczy tekst o zamachu smoleńskim.

[Dzień (rocznica) tryumfu nad krzyżactwem - 10 kwietnie to rocznica Hołdu pruskiego - zamieniono na dzień żałoby.... Komu by zależało na tym jak nie niemcom??]

Pamiętajcie też o: Morfeusz...


Trzymamy się tuż przed końcem. To nie jest czas na rozpacz. Czas powiedzieć: „To nasze ostatnie pchnięcie. Zmagaliśmy się z tym przez ostatnie 3000 lat. Jakie jest kolejne pół roku lub rok? Nic. To koniec. „To, czego potrzebujemy, aby wzrastać, to radość i szczęście, to jedność i wzrastająca nauka Tory oraz szerzenie dobra i życzliwości. To jest moc. „Dosłownie prawie koniec. Nie daj się zwieść wiadomościom, mediom. To fałszywe wiadomości. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent jest fałszywych. To jest nonsens. Nie podają nawet właściwych wiadomości. Jeśli chodzi o Trumpa czy Bidena, nie ma to znaczenia. Hashem (Bóg) zdecydował, kto wygra ”.


On mówi o tym, co steruje demokracją w USA i na świecie?

Gott mit uns?


Rabin Weingarten dokładniej przyjrzał się imieniu Demokratycznego, który ma nadzieję, i zauważył, że pierwsza i ostatnia litera „Biden” zawiera słowo „ben” (בן), co oznacza syn, co wskazuje na proces, który nadejdzie Mesjasz przez Moshiach ben David (namaszczony syn Dawida) i Moshiach ben Yosef (namaszczony syn Józefa). Rabin Weingarten dodał, że gematria (numerologia hebrajska) słowa „ben” to 52, co odpowiada imieniu Elijahu (proroka Eliasza), który jest zwiastunem Mesjasza.

Nie oznacza to, że Biden jest Mesjaszem lub że ogłosi Mesjasza” - powiedział rabin Weingarten. „To jest po prostu przypomnienie, że nawet droga, której wolelibyśmy nie wybrać, może być Bożą metodą doprowadzenia do odkupienia”.


Aha - pamiętacie Benson (ben son) z Saturn3? I w sumie z SW też - syn Hana Solo to Ben.


Rav Dovid Chaim Stern powiedział, że zgodnie z tym, co wie, Odkupienie powinno nastąpić już w Tishrei w tym roku 5781 i zostało zepchnięte do Nissana. Powiedział, że teraz nie chcemy już więcej zepsuć tego. Otóż ​​to! Nie chcemy, aby to już było zepchnięte ”.


Nissan będzie od 14 marca do 12 kwietnia 2021.

Oni coś zepsuli? Zepchnęli?

Era mesjanistyczna będzie okresem ogromnego dobrobytu - „przysmaki będą powszechne jak proch”. Dzięki temu ludzkość będzie miała dużo wolnego czasu - a wszystkie narody świata będą zajęte jednym dążeniem: studiowaniem Boga i Tory . Moshiach ujawni głębokie dotąd nieznane wymiary Tory. Midrasz idzie tak daleko, aby powiedzieć, że „Tora, które badamy w tym świecie jest nic w porównaniu do Tory Moshiach”.

Co więcej, chociaż nasza obecna wiedza o Bogu jest ograniczona do intelektualnej percepcji, kiedy Moshiach będzie nauczał o Bogu, tak naprawdę „zobaczymy” to, czego się uczymy.


To jest iluzja - żeby do tego doszło po pierwsze należy wyplenić czynnik sprawczy - siłę zwaną Wędrującą Cywilizacją Śmierci. Bez tego nic się nie stanie - dodatkowo - raczej miną pokolenia zanim ... nie, to jest po prostu poplątane - tu jest cytat z przeszłości - tak było na początku czasów, ale teraz są miliardy ludzi na świecie, co oni...

Myślą, że mesjasz pstryknie palcami i całe zbójectwo odłoży swoje topory i noże do szuflady,  z lamusa wytargają krosna i zabiorą się za uczciwe rzemiosło?

Nie sądzę...

-----

Sądzę, że na początku oprócz Stwórcy i pewnych kobiet (hurysy wg tradycji islamskiej) żyli tam jacyś ludzie - w zasadzie to żyła tam cała masa ludzi - nazywamy ich Hiperborejczykami, Lachami, a obecnie Po-Lachami, czyli Polakami... - to odnośnie tzw. raju hiperborejskiego.

Raj .... ten drugi był zapewne trochę wcześniej.

I wtedy poza nawiasem żyli ci, co chcieli i ci - którzy nie spełniali jakiś zasad norm etycznych, lub jak być może w przypadku Pajaca - jeśli to nie SI - zdefektowani i niestabilni emocjonalnie zdolni do czynienia zła.

Czy to wróci? Pokolenia miną.

Generalnie pomieszanie z poplątaniem tutaj:

https://www.chabad.org/library/article_cdo/aid/1128725/jewish/What-Will-Happen-When-Moshiach-Comes.htm

mnóstwo nieważnych rzeczy

Jakby próbują odgadnąć co się kryje za tym „co wiedzą”. Ale skąd ta wiedza, skoro to miszmasz...


Ponadto - wydaje się, że każdy pojęcie mesjasza rozumie inaczej - mesjasz to nie Stwórca, ani Pseudobóg oszukujący ludzi. Jak wynika z moich dociekań jak na blogu - może to być Stwórca zdalnie podłączony do ciała ludzkiego tu na ziemi, nieświadomy swej przeszłości - nazywa się to inkarnacja, awatar.

Nie sądzę, żeby Stwórca zdecydował się tu przybyć - bo by go zaraz rozszarpali na strzępy.

Miną pokolenia, jeśli kiedykolwiek zdecyduje się tu pojawić we własnej osobie.

Jeśli się teraz pojawi we własnej cielesnej powłoce odmładzanej przez elyzjum od tysięcy lat- to zapewne będzie jego imitacja.

Porównaj też:

Dusza Mojżesza była tak potężna, że ​​pomimo jej zstąpienia w ciało, jej świętość nie została osłabiona; jego ciało nie mogło ukryć swojego światła; nigdy nie dorównywała intensywności jego duszy. Potrzeby cielesne Mojżesza były nieco nieistotne; jego ciało było tylko narzędziem, przez które jego niezwykła dusza komunikowała się z tym światem. To jest wewnętrzny powód, dla którego Jochebed była w ciąży z Mojżeszem tylko przez sześć miesięcy: jego ciało nigdy nie było w pełni rozwinięte; tylko dusza była najważniejsza.


Poplątane:

https://www.chabad.org/library/article_cdo/aid/1108919/jewish/Gog-and-Magog.htm


To jest niebezpieczne:

Święty, niech będzie błogosławiony, przyjdzie do rabinów we śnie z wizją i poinformuje ich, kogo wybrał na Króla Mesjasza” - zapowiedział rabin Ben Artzi. „Stwórca napisze do nich dokładnie, kogo wybrał na Króla Mesjasza”.

bo przecież sitwa światowa zna metody na wchodzenie komuś do snu i sugerowania co popadnie. 

To jest ciekawe:

„Na pergaminie jak zwój Tory będzie żółta kartka i święte litery, na których po aramejsku powiedzą im, kto jest Królem Mesjaszem” - kontynuował rabin. Język aramejski nie jest już używany, ale jest to język Talmudu (prawo ustne). „Wtedy nie będą mieli wyboru i rozpoznają Króla Mesjasza.

„Z góry usłyszą:„ Wybór należy do twoich rąk. Albo go ujawnisz, albo Stwórca świata sprawi ci wielkie kłopoty i nie pozwoli ci odejść, dopóki nie ujawnisz tego i nie powiesz o tym ludowi Izraela ”- powiedział rabin Ben Artzi. „Wtedy będą postępować zgodnie z instrukcjami zawartymi we śnie i uznają, kim jest Król Mesjasz”.  

Będzie nękanie??

https://www.unsealed.org/2019/03/jewish-rabbis-messiah-is-coming-this.html


Zgodnie z pismami żydowskimi Mesjasz:

  • studiuj Torę i skrupulatnie przestrzegaj jej przykazań

  • skłonić innych Żydów do przestrzegania Tory

  • toczyć „bitwy Boga” (sugerowałbym, toczyć bitwy za Izrael)

  • odbudować świątynię w Jerozolimie

  • ułatwianie gromadzenia Żydów do Izraela (alija)



No, tak.  Jak u de Mello: kochanek spotkał się w końcu ze swoją wybranką i zamiast się nią zająć, wsadzić jej ręce pod sukienkę, czy coś,  to on czyta jej swoje listy, w których opisuje jaką czuje do niej namiętność...


----------

Moshiach jest na północy Izraela”: 

rabin Abraham Boruch z przesłaniem od cadyka Nistara

16 lipca 2020


Jest ukryty cadyk, cadyk Nistar , który raz lub dwa razy w roku kontaktuje się z kilkoma cadykami w Izraelu, kiedy przekazuje wiadomość.

Kilka dni temu ten ukryty cadyk - który ma ponad 100 lat i przez prawie 20 lat wziął na siebie życie w jaskini gdzieś na pustyni - skontaktował się ponownie z rabinem Abrahamem Baruchem, aby przekazać kolejne przesłanie. .

Przesłania pochodzą z „objawienia Eliyahu HaNavi”, tj. Przesłania z Nieba i zwykle przybierają formę pewnego rodzaju ostrzeżenia lub pouczenia o tym, czego Niebo chce od narodu żydowskiego w tym okresie. Zwykle cadyk Nistar przekazuje te wiadomości w formie lub krótkiej notatki.

„ Am Yisrael jest obecnie w najbardziej delikatnej sytuacji.

Musimy wzmocnić sobie wiele, zanim testu Emuna który stoi przed nami, i to Aszur (zabronione) do rozpaczy w ogóle - w ogóle!

„O ile reshaim (złoczyńcy) bardzo mocno przygotowują się do kochav (gwiazda / kometa), o tyle kochav jest gotowy, aby przejść blisko nas, a Moshiach cadyka jest związany z tym kochavem . Z tym kochavem będzie walczył ze wszystkimi podopiecznymi Izraela .

  • W KAŻDYM RAZIE TEN KOCHAV ZADA IM SILNY CIOS.


Kokhav HaShahar ( hebr . כּוֹכַב הַשַּׁחַר , Kokhav HaShahar pisane także Kochav Shachar i Kochav HaShachar , trans. Gwiazda Poranna) to izraelska osada zorganizowana jako osada społeczna w regionie Binyamin na północnym Zachodnim Brzegu .

 

oryginalnie:

Am Yisrael is currently in the most fragile of situations.

We need to strengthen ourselves a great deal, before the test of emuna that stands before us, and it’s assur (forbidden) to despair at all – at all!

As much as the reshaim (evildoers) are preparing very strongly for the kochav (star / comet), the kochav stands ready to pass close by to us, and Moshiach Tzidkaynu is connected to this kochav. He is going to fight all the wards of Israel with this kochav.

IN ANY CASE, THIS KOCHAV IS GOING TO DEAL THEM A STRONG BLOW.



„Moshiach już tu jest.

Moshiach można znaleźć w Izraelu. Zapytaj cadyków hagadolimów (największego cadyka), którzy mówią, że Moshiach można znaleźć na północy Izraela, a jest on z krwi i kości, [jest] na chwilę przed naciśnięciem spustu, zanim zostanie objawiony Am Yizraelowi .

„Moshiach może zostać objawiony w miłosierny sposób, jeśli Am Yisrael zjednoczy się w achdut (jedności).

Wtedy będzie walczył w wojnach Izraela (tj. Z narodem żydowskim), a wszystkie bóle porodowe zostaną osłodzone i przejdą na nienawidzących Izraela [zamiast narodu żydowskiego].

„Wirus zostanie unieważniony, a Gan Eden Adama HaRishona spadnie”.




Oryginalnie:

Moshiach is already here.

Moshiach is to be found in Israel. Ask the tzaddikim hagadolim (the biggest tzaddikim), who are saying that the Moshiach is to be found in the North of Israel, and he’s flesh and blood, [it’s] a moment before pulling the trigger, before he is revealed to Am Yisrael.

The Moshiach can be revealed the merciful way if Am Yisrael will come together in achdut (unity).

Then he will fight the wars of Israel (i.e. the Jewish people) and all the birth pangs will be sweetened, and will pass over to the haters of Israel [instead of on the Jewish people].

The virus will be nullified, and the Gan Eden of Adam HaRishon will descend.”



Eden (hebr. Gan Eden, גַּן עֵדֶן „ogród rozkoszy”), czyli Raj

Adam Kadmon – pierwszy człowiek według kabały i Hagady. Jego ziemski odpowiednik utracił cechy, które łączyły Adama Kadmona z Bogiem: nieśmiertelność, wspaniałość i mądrość. Jego żoną była Lilith. Opisany został m.in. przez Izaaka Lurię.



Wirus zostanie unieważniony, a Raj Adama upadnie???

Bardzo ciekawe... Wirus, nanoboty, czy co?

Raj Adam to ten świat, w którym żyjemy, ten system??


„Moshiach już tu jest.

„Ale test emuny, który stoi przed nami, jest poważny .

„To ważna wiadomość dla wszystkich rabbanim (rabinów), przy czym Admors, i inni, którzy są zaangażowani w zasięgu w Izraelu (tj wśród narodu żydowskiego):

„W tym trudnym czasie powinniśmy wiedzieć, że nie ma odwrotu; raczej musimy pracować z całej naszej siły, aby obudzić lud Haszem, aby uczynić teszuvę z miłości, dla Hashema Yitbaracha, i przez to zasłużymy na posiadanie geula z rachamim (miłosierdziem).

„Ponieważ z powodu wielu grzechów, które popełniamy, nie zwracając na nie uwagi, zstąpiliśmy już w niewolę ostatniego galut (wygnania) Amaleka, a trudność jest nie do zniesienia.

====

POD KONIEC TEGO GALUTU TEN ZŁY MALCHUT (DOSŁOWNIE: KRÓLEWSKOŚĆ, W PRZENOŚNI: RZĄD) ROZPRZESTRZENI SIĘ W IZRAELU I NA CAŁYM ŚWIECIE PRZEZ OKRES DZIEWIĘCIU MIESIĘCY.

Obyśmy zostali od tego uratowani i szybko odkupieni za naszych dni, amen.

Zwróć uwagę, że to zaczyna się od jednej blokady, a potem kolejnej blokady… Dopóki wszyscy nie będziemy w stanie całkowitej blokady. Nie mów, że ci nie powiedzieliśmy.

Ale to w 100% fakt, że świat już nie wróci do „rutyny”.


oryginalnie:

Moshiach is already here.

“But the test of emuna that stands before us is a big one.

“This is an important message for all of the rabbanim (rabbis), the Admors, and the others who are engaged in outreach in Israel (i.e. amongst the Jewish people):

“In this difficult time, we should know that there is no turning back; rather, we need to work with all of our strength to wake Hashem’s people up, to make teshuva from love, for Hashem Yitbarach, and by this, we will merit to have the geula with rachamim (mercy).

“Because from the many sins we do, without paying attention to them, we have already descended into the slavery of the last galut (exile) of Amalek, and the difficulty is unbearable.

====

AT THE END OF THIS GALUT, THIS EVIL MALCHUT (LITERALLY: ROYALTY, FIGURATIVELY: GOVERNMENT) WILL SPREAD IN ISRAEL, AND IN THE WHOLE WORLD FOR THE DURATION OF NINE MONTHS.

May we be saved from it, and and may we be redeemed speedily in our days, amen.

Pay attention, that this is beginning with one lockdown, and then another lockdown… Until all of us will be in an absolute lockdown. Don’t say that we didn’t tell you.


Galut lub Golus (hebr. גלות) – wygnanie, wypędzenie Żydów z kraju (Palestyna, Izrael) i ich pobyt na obczyźnie.  

Malchut (hebr. מלכות, królestwo) – dziesiąta i ostatnia sefira kabalistycznego Drzewia Życia oznaczająca materię, bądź obecność Boga w świecie materialnym (Szechina).  



Bardzo ciekawe - są dwie wersje o mesjaszu - jedna mówi, że objawi się w Izraelu - a druga - że w Polsce. Jedni wierzą to, a inni w to drugie.

No, chyba, że ci ortodoksyjni Żydzi mówią szyfrem - i kiedy mówią Izrael - to mają na myśli Polskę. 

Czyli oni wiedzą kim on jest, gdzie żyje na północy Polski i pewnie jeszcze podglądają go przez monitor jak przed kompem dłubie w nosie! No, no....



W każdym razie następne miesiące zapowiadają się ciekawie, o ile nie jest to kolejna pomyłka rabinów co do paruzji.


Chyba więc jednak pobiegnę szybko po popkorn i zasiadam do oglądania...





https://ravberland.com/message-from-a-tzaddik-nistar-the-kochav-is-going-to-come-and-deal-the-evildoers-a-strong-blow/



https://maciejsynak.blogspot.com/2021/01/mesjasz-zbawienie-nastapi-w-polsce.html

https://www.israel365news.com/160959/the-messiah-should-arrive-anytime-between-september-2021-2022-kabalist-rabbi-deducts/

https://www.israel365news.com/161094/the-inner-meaning-of-bidens-name-the-hand-of-god/

https://ravberland.com/redemption-this-year-nissan-rav-dovid-chaim-stern-5781/

https://calendar.zoznam.sk/jewish_calendar-pl.php

https://www.chabad.org/library/article_cdo/aid/1069796/jewish/Elijah-Heralding-the-Redemption.htm



https://maciejsynak.blogspot.com/2020/01/notatka-grudzien-2019.html