Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą agentura. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą agentura. Pokaż wszystkie posty

piątek, 22 listopada 2024

Sabotaż 1939?

 



za wiki:




Pod koniec lat 30. XX w. z narastającą groźbą najazdu niemieckiego, krótkofalowcy skupieni w PZK kładli duży nacisk na wykorzystanie krótkofalowców oraz ich sprzętu i umiejętności do celów obronnych.

Jednak sieć łączności amatorskiej przygotowana na wypadek wojny przez PZK została zburzona na skutek wydania zarządzenia Ministerstwa Poczt i Telegrafów w 1939 r. nakazującego rozmontowanie stacji i zwrot zezwoleń.









????

Jaki był tego cel??










isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU19390880561/O/D19390561.pdf



isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/DocDetails.xsp?id=WDU19390880561
isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/ByYear.xsp?type=WDU&year=1939&vol=88

isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/ByYear.xsp?type=WDU&year=1939




sobota, 12 października 2024

Niemcy przejmują Unię



przedruk







Ziemkiewicz: każdy w Polsce wie, że Niemcy są „mocarstwem moralnym” i wszystko, co robią służy dobru wspólnemu



„Zdumiewające, że żadne, dosłownie żadne z polskich lewicowo-liberalnych mediów, tak wsłuchanych w każdy głos płynący z Unii, nie odnotowało wywiadu, którego niedawno udzielił dziennikowi Le Monde ustępujący komisarz rynku wewnętrznego, Thierry Breton”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Rafał Ziemkiewicz.

Co takiego powiedział Breton? Francuski polityk stwierdził, że Niemcy, a zwłaszcza „cesarzowa” – jak ją nazwał – von der Leyen, „w niebezpieczny sposób przejmują Unię”, że „wypchnęli Francję z większości decyzyjnych stanowisk” i sprowadzili ją do poziomu „takich państw jak Polska czy Rumunia”, co dla Bretona i wielu innych Francuzów jest poniżeniem nie do opisania.

Ponadto Breton podkreślił, że najważniejsze instytucje UE są „zbyt uległe Berlinowi”, a sami Niemcy w UE „nie kierują się dobrem Europy, tylko własnym”.


„Cóż za herezje! TSUE powinien natychmiast zająć się sprawą i wlepić Bretonowi jakiś kurs reedukacyjny – a i jego rozmówcom z gazety też. Mogliby ich np. przysłać do naszej Gazety Wyborczej czy TVN, których wszyscy eksperci jak jeden mąż perswadowali nam zawsze, że narody to przeżytek i żaden zachodni kraj nie kieruje się już interesami narodowymi, a już zwłaszcza – zwłaszcza! – nie Niemcy. Oni są mocarstwem moralnym i wszystko, co robią (…) służy tylko wspólnemu dobru i ratowaniu planety. U nas wszyscy to wiedzą i nawet zdołali to wmówić społeczeństwu – a taki żabojad nagle… No nie ma wyjścia, tylko go przemilczeć”, kpi RAZ.





Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”






Ziemkiewicz: każdy w Polsce wie, że Niemcy są "mocarstwem moralnym" i wszystko, co robią służy dobru wspólnemu - PCH24.pl






piątek, 4 października 2024

Dywersja w interesie gospodarczym Niemiec



jesiotra nie było w Wiśle od kilkudziesięciu lat. 

I nagle, już po stworzeniu planów nowego zbiornika, wykreowano rzekomą przeszkodę tylko po to, aby spacyfikować inwestycję, wykazując, że zagrozi ona jesiotrowi








przedruk




04.10.2024 15:45

Grochmalski: Niemiecka agentura zagraża bezpieczeństwu Polski. BND próbuje werbować polskich naukowców


Zainstalowanie przez Niemcy ekipy Tuska w Warszawie pozwoliło poważnie powrócić do idei regermanizacji Odry i stopniowego odcinania jej od polskiej gospodarki. 


A wszystko to pod nadzorem niemieckich służb - pisze Piotr Grochmalski w "Gazecie Polskiej".






Ujawnianie kolejnych szczegółów dotyczących bezkarnego penetrowania przez niemieckie służby polskiego państwa pokazuje, w jak dramatycznym momencie znaleźliśmy się jako wspólnota narodowa.


 Jesteśmy na krawędzi dziejowej katastrofy. 


W pełni uzmysławia to orzeczenie Izby Karnej Sądu Najwyższego z 27 września 2024 roku, że przywrócenie ze stanu spoczynku i powołanie Dariusza Barskiego na prokuratora krajowego w 2022 roku miało wiążącą podstawę prawno-ustrojową i było prawnie skuteczne. 

A to oznacza, iż Adam Bodnar i Donald Tusk dopuścili się przestępstwa, obsadzając Jacka Bilewicza w miejsce prokuratora Barskiego. Ekipa 13 grudnia dokonała w rzeczywistości zamachu stanu, siłowo przejmując kluczową instytucję mającą zapewniać bezpieczeństwo państwa i obywateli, w momencie, gdy Rosja prowadzi przeciw Polsce pełnoskalową wojnę hybrydową. 

Bunt bodnarowców przeciwko orzeczeniu Sądu Najwyższego wskazuje, że staliśmy się państwem autorytarnym. Putin podobną sytuację w Rosji osiągnął pod koniec swojej pierwszej kadencji, a więc potrzebował na to cztery razy więcej czasu niż Tusk. A to już musi przerażać. Taka bezkarność Bodnara i Tuska była możliwa dzięki parasolowi ochronnemu Berlina nad procesem niszczenia państwowości polskiej. To wydarzenie, bez precedensu w historii UE, pokazuje odradzanie się niszczycielskich i destrukcyjnych zdolności Niemiec.




Ale nie tylko symbolicznie Polska tonie. Mimo upływających dni od apogeum gigantycznej powodzi nadal nie mamy wiarygodnych danych dotyczących liczby ofiar tej ogromnej katastrofy. To szokuje, bo im bardziej ekipa 13 grudnia przekonuje o siedmiu, a następnie dziewięciu zabitych, tym bardziej narasta w lokalnych samorządach przekonanie, że jest to liczba znacznie zaniżona. 

Skandaliczne zachowanie Tuska w pierwszych, kluczowych dniach poprzedzających powódź przypomina postawę Putina w sprawie zatonięcia okrętu atomowego „Kursk”. Ale w efekcie kataklizmu opinią publiczną wstrząsnęła informacja ujawniona przez hydrologa, dr. Grzegorza Chociana, że niemieckie służby werbują działaczy ekologicznych w Polsce, aby blokować inwestycje przeciwpowodziowe. 


19 września, w czwartek, w Parlamencie Europejskim Dominik Tarczyński, europoseł PiS, szeroko ujawnił te szokujące fakty. Jak stwierdził:

„To, co dzieje się teraz w mojej ojczyźnie, w Polsce, to ogromna tragedia. Te ogromne zalewy, potopy wręcz, (…) wielkie powodzie. Mają miejsce między innymi dlatego, że szaleństwo ekoterroryzmu zostało dopuszczone do głosu. Lewactwo, które popierało organizacje ekoterrorystyczne, bo tak trzeba je nazwać, organizacje, które przeciwstawiały się budowie infrastruktury antypowodziowej, przeciwpowodziowej, to są ludzie odpowiedzialni za to, co dzieje się teraz w Polsce i w tej części Europy. Nikt nie mówi o tym, o czym usłyszeliśmy wczoraj. Niemiecki wywiad próbował zwerbować jednego z ekologów, z działaczy ekologicznych, aby protestował przeciwko inwestycjom w Polsce. To jest wojna wywiadów, a ekoterroryzm jest wykorzystywany przeciwko rozwojowi takich państw jak Polska”.



Ten szokujący fakt nie wywołał jednak burzy w Europie, ale został umiejętnie spacyfikowany i przemilczany przez niemiecką prasę. Berlin tak samo postąpił wobec polskojęzycznych mediów kontrolowanych przez kapitał niemiecki. 


Gdy w środę 18 września na kanale Polsat News dr Grzegorz Chocian, który stoi na czele Fundacji Konstruktywnej Ekologii „Ecoprobono”, w rozmowie z redaktorem Grzegorzem Janowskim ujawnił, że niemieckie służby próbowały go zwerbować do działań niebezpiecznych dla Polski, szwajcarsko-niemiecki Onet, a także wszystkie kluczowe media wspierające reżim Tuska, nie dostrzegały tematu. 

A przecież Chocian ujawnił szokujące fakty dotyczące niemieckiej agentury bezkarnie buszującej w naszym kraju: „Przypomnę pewnego prezesa fajnej, dużej, państwowej spółki, który powiedział: ja znam bardzo wielu naukowców, pytanie – komu służą. Więc odpowiadając, kto nimi powoduje – nie tylko sponsor, ale czasem oficer prowadzący i mówię to nie bez kozery, bo znałem taki przypadek. Pora o tym mówić otwarcie – to jest również gra wywiadów na terenie Polski”. 

Chocian stwierdził też otwarcie:

„Mnie też próbowano zwerbować. Wywiad niemiecki próbował mnie zwerbować, żebym protestował. Nie zgodziłem się, ale wiem, kto został zwerbowany”.



Niemiecki wywiad bezkarnie grasuje w Polsce


Tydzień później, 26 września, w rozmowie z Krzysztofem Skowrońskim w Radiu Wnet Chocian powiedział znacznie więcej. 

Ujawnił, jak skutecznie Niemcy blokują polskie inwestycje kluczowe dla naszego bezpieczeństwa i rozwoju gospodarczego, wykorzystując w tym celu swoją agenturę. 

Jak stwierdził: „Pracowałem przy setkach inwestycji prywatnych i publicznych, w tym przy infrastrukturze krytycznej, gdzie widziałem rzeczy, które wywoływały jeżenie się włosów na głowie”.

Ujawnił mechanizm „wprowadzania celowej dezinformacji do procedury administracyjnej i wywieranie wpływu na podejmowanie decyzji na poziomie rządu”

[A nie mówiłem? - MS]

Tak było choćby w przypadku strategicznej inwestycji związanej z zagospodarowaniem Dolnej Wisły:

„Próbowano ją zablokować za pomocą jesiotra wprowadzanego do rzeki, do reintrodukcji tego gatunku w ramach międzynarodowego projektu. Można by powiedzieć: wprowadzamy gatunek, świetnie. Ale ja mam pytanie, dlaczego akurat na środku planowanego zbiornika Siarzewo, który miał stabilizować próg we Włocławku?”.


Zdumiewająca była koincydencja działań. 


Okazuje się, że jesiotra nie było w Wiśle od kilkudziesięciu lat. I nagle, już po stworzeniu planów nowego zbiornika, sztucznie wykreowano rzekomą przeszkodę tylko po to, aby spacyfikować inwestycję, wykazując, że zagrozi ona jesiotrowi. 


Jak przypomina:

„Następnie powoływano się na ten argument przed posiedzeniem w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, przed głosowaniem tego wielkiego programu. Zrobiono zamieszanie między ministerstwami. Późniejsza kontrola wewnętrzna wykazała, że sam proces zarybienia odbył się bez wymaganych dokumentów. Co więcej, ustalono, kto podsunął jednemu ministrowi materiały, żeby skoczył do gardła innemu ministrowi”. 


Wszystko po to, aby blokować rozwój inwestycji zwiększającej bezpieczeństwo Polski.

Dla Chociana wzorcowym przykładem niemieckich wpływów jest wojna Berlina o przeciwstawienie się wielkiemu projektowi modernizacji Odry.

 „w czasie, kiedy nam blokowano przez lata możliwość rozwoju użeglowienia Odry, rozwijały się cały czas drogi wodne na kierunku Odra–Strewa i Odra–Hawela. Oba te kierunki powodują, że nie ma sensu rozwijać żeglugi na Odrze, bo wszystko idzie przez Berlin”.

„Kiedy w Polsce blokowano Odrę, nawet remont jazów na Odrze, gdzie sąd się wypowiadał, że nie wolno remontów wykonywać na Odrze Dolnej, to w tym czasie, w roku 2022, było otwarcie gigantycznej podnośni statków Niederfinow, która ma 30 metrów, podnosi gigantyczne statki i pozwala im pływać właśnie w kierunku Berlina wprost z portu szczecińskiego Szczecin–Świnoujście. Tam można, tam wszystko jest dozwolone, potężne pieniądze są wydawane, a u nas nie można jazów wyremontować. Obudźmy się, to jest pewna gra”. 


Ekipa Tuska po dojściu do władzy gruntownie spacyfikowała projekt modernizacji Odry, chcąc cofnąć nas w rozwoju.

 
Odra a niemiecka geopolityka


Ale to coś więcej niż element dywersji wobec polskiej gospodarki. 


Tusk realizuje wobec Odry niebezpieczny, strategiczny plan Niemców, dla których rzeka ta ma wyjątkowe znaczenie geopolityczne. 


Berlin próbuje powstrzymać jej silną integrację z polskim systemem gospodarczym i przywrócić jej rolę z okresu, gdy była ona wewnętrzną, niemiecką rzeką silnie powiązaną siecią kanałów z Berlinem.

Profesor Zygmunt Wojciechowski stworzył w 1941 roku w ramach podziemnej Organizacji Ziem Zachodnich „Ojczyzna” think tank, który odegrał kluczową rolę w przygotowaniu ogromnej dokumentacji i strategii przesunięcia na linię Odra–Nysa Łużycka granicy polsko-niemieckiej po przewidywanej przez niego klęsce III Rzeszy. 

Podczas okupacji napisał i wydał w 1943 roku swoją głośną książkę „Polska–Niemcy. Dziesięć wieków zmagania”, w której podkreślał, że strategicznym celem RP powinno być odwrócenie kilkusetletniej tendencji spychania przez żywioł niemiecki Polski na wschód i przywrócenia jej rdzennych obszarów Odry i Nysy Łużyckiej jako klucza dla bezpieczeństwa zachodnich rubieży.

Po swoim zjednoczeniu Niemcy podjęli decyzję o przeniesieniu stolicy do Berlina, co oznaczało powrót do starej geostrategii. Ale dopiero zainstalowanie przez nich ekipy Tuska w Warszawie pozwoliło poważnie powrócić do idei regermanizacji Odry i stopniowego odcinania jej od polskiej gospodarki. A wszystko to pod nadzorem niemieckich służb.

To dlatego z taką pasją ekipa Tuska rzuciła się na ustawę przyjętą przez PiS w 2023 roku o kompleksowej modernizacji Odry, na co miały być przeznaczone ponad 4,5 mld zł. Miały powstać nowe jazy, zbiorniki retencyjne, sieć kanałów i stopnie wodne, a poziom wody w rzece miał być podniesiony do 1,8 metra, aby mogła się ona stać ważnym szlakiem żeglugowym spinającym zachodnią Polskę z portami w Szczecinie i Świnoujściu.


Ale koalicja 13 grudnia zamierza przewrócić do góry nogami ustawę i skasować 71 z 76 planowanych inwestycji, co Berlin przyjął z satysfakcją. A owe 4,5 mld zł mają być przeznaczone na zniszczenie infrastruktury, czyli rewitalizację i stworzenie Parku Narodowego Dolnej Odry, a w praktyce na degradację gospodarki tego regionu. 


Jak zauważył 18 lipca 2024 roku Marek Gróbarczyk, były minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej, w wypowiedzi dla „Gazety Polskiej Codziennie”: 

– Blokowanie inwestycji na Odrze, audyt, park narodowy… To wszystko jest robione po to, aby zahamować rozwój portu Szczecin–Świnoujście oraz zablokować budowę terminalu kontenerowego i tym samym uczynić nas niemieckim lennikiem. Ta ustawa to ewidentnie efekt wizyty Olafa Scholza w Warszawie”.

 A poseł PiS Paweł Hreniak, były wojewoda dolnośląski, nie ma wątpliwości, że

 „jeżeli zapadnie decyzja o powstaniu Parku Narodowego Dolnej Odry, kończymy marzenia o odrzańskiej drodze wodnej. Marnujemy również wysiłek, który został włożony przez ostatnie lata w modernizację odrzańskiej drogi wodnej. 

Zakończyliśmy za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości Wrocławski Węzeł Wodny,
zakończyliśmy budowę stopnia wodnego w Malczycach, 
zakończyliśmy ciągnący się projekt zbiornika w Raciborzu, który w przyszłości również będzie mógł służyć żegludze śródlądowej. 

Otworzyliśmy technikum żeglugi śródlądowej we Wrocławiu. 

Zaczęliśmy projektować kolejne stopnie wodne w okolicach Lubiąża, Ścinawy i Głogowa. 

Te wszystkie działania, które były podejmowane przez ostatnie lata, zostaną w jakimś zakresie zmarnowane przez tę nieodpowiedzialną decyzję rządu Donalda Tuska o powołaniu Parku Narodowego Dolnej Odry. To są działania wbrew interesom Polski, to są działania w interesie gospodarczym Niemiec”. 




Dzięki ujawnionym faktom przez dr. Chociana dziś wiemy, że trzeba pilnie ustalić, jaki wpływ na tę operację miały niemieckie służby i w jaki sposób wykorzystują one w tym celu ruchy ekologiczne.



Skala wpływu niemieckich służb na Polskę

Ale sprawa ta ma drugie dno. Już w 2018 roku Marcel Lesik ujawnił powiązania europejskich ruchów ekologicznych z putinowską Rosją, uznając je za „zielone psy Kremla”. Jak zauważał autor:

„Środowiska ekologiczne szczególną wagę przywiązują do szeroko rozumianych branż transportowej, energetycznej i chemicznej, bo to właśnie te dziedziny światowej gospodarki mają największe interakcje ze środowiskiem naturalnym. Ekolog przywiązujący się do drzewa przeznaczonego do wycinki na rzecz budowy elementów infrastruktury stał się symbolem głośnych protestów w dolinie Rospudy, a podobne akcje na Zachodzie (…) stają się powoli nową normalnością w świecie politycznej presji”. 


Przytacza też ważną opinię na temat tych powiązań przedstawioną przez byłego szefa NATO Andersa Fogh Rasmussena:

„Rosjanie, jako element swojej wyszukanej polityki dezinformacyjnej, aktywnie angażują się w działalność tzw. ekologicznych organizacji pozarządowych działających przeciwko gazowi odkrywkowemu, aby zachować energetyczną dominację Rosji”. 


Ale kluczowa jest świadomość, że przy osłonie wywiadowczej nad Nord Stream niemiecki BND intensywnie współdziałał z rosyjskim FSB także w operacjach wymierzonych przeciw Polsce. Te relacje nie ustały.



Czas więc wyjaśnić skalę ingerencji niemieckiego wywiadu w działania ekipy 13 grudnia. 25 września Marek Jakubiak z mównicy sejmowej zwrócił się do prezydium Sejmu o wszczęcie procedur związanych z powołaniem komisji śledczej na temat wpływu służb niemieckich na polską scenę polityczną.






Grochmalski: Niemiecka agentura zagraża bezpieczeństwu Polski. BND próbuje werbować polskich naukowców | Niezalezna.pl





niedziela, 6 marca 2022

Brückner

 


podejrzany już wcześniej
do wyjaśnienia



Następnie, na przełomie wieków XIX i XX przekaz Długosza poddany został, jak często współcześnie się uważa, zbyt ostrej krytyce w badaniach Aleksandra Brücknera[9]. Stanowisko to, mimo że podane w wątpliwość jako nadmiernie krytyczne już na początku wieku XX przez Karola Potkańskiego[10] i Mikołaja Rudnickiego[11] zdołało znaleźć kontynuatorów w publikacjach takich badaczy jak Henryk Łowmiański czy Stanisław Urbańczyk. Jednak współcześnie, po odrzuceniu hiperkrytycznej postawy Aleksandra Brücknera, relację Jana Długosza coraz częściej uznaje się za wartościową, a na gruncie porównawczym godną dalszych badań. Prof. Włodzimierz Szafrański[12][13] zauważa nawet, że ustalenia Brücknera trudno uznać za zgodne z metodą naukową, w części wprost określając je mianem pomówień wobec osoby kronikarza Jana Długosza.





https://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_D%C5%82ugosz



wtorek, 13 lipca 2021

"wyjątkowi ludzie"

 

przedruk

Były agent FBI wskazał pięć cech, które wyróżniają "wyjątkowych ludzi"


Oskar Nawalany



Joe Navarro, emerytowany agent FBI z ponad 40-letnim doświadczeniem w badaniu ludzkich zachowań, a zarazem publicysta i autor książek, podzielił się swoją opinią na temat tego, jakie cechy według niego czynią ludzi wyjątkowymi. W felietonie na portalu cnbc.com przekazał wnioski ze swoich wieloletnich obserwacji.


Według Joe Navarro są to:

opanowanie, obserwacja, komunikacja, akcja i komfort psychiczny



Według niego, by być wyjątkowym, trzeba opanować wszystkie te umiejętności

Zgodnie z opinią byłego agenta FBI cechy, które wyróżniają wyjątkowych ludzi, nie są związane z ich poziomem wykształcenia, tudzież posiadanymi talentami. Na podstawie obserwacji Joe Navarro wyodrębnił pięć cech, które wyróżniają wyjątkowe osoby od reszty społeczeństwa. Cechy te zostały nazwane "pięcioma domenami wyjątkowych ludzi".


1. Opanowanie

W hierarchii cech wyjątkowych ludzi Joe Navarro istotne miejsce zajmuje opanowanie. Były agent FBI powołał się na przykłady życia Usaina Bolta czy Michaela Jordana, którzy osiągnęli status super gwiazd sportu nie tylko dzięki ciężkim treningom, ale przede wszystkim dzięki samoopanowaniu, skupieniu i poświęceniu.


2. Obserwacja

Joe Navarro w swoim felietonie przypomniał także o znaczeniu obserwacji. Jej sednem jest wykorzystanie wszystkich naszych zmysłów do dekodowania świata w czasie rzeczywistym, w celu bardziej świadomego zrozumienia naszego środowiska oraz innych.


3. Komunikacja

Nieustannie się komunikujemy - to oczywista prawda. Navarro podkreśla, że wyjątkowe umiejętności w tym zakresie podnoszą jakość naszych relacji. W pierwszej kolejności musimy jednak zająć się naszymi emocjami. Nie możemy bowiem jasno myśleć ani komunikować się, dopóki pozostajemy pod ich wpływem.


4. Akcja

Według Joe Navarro to nasze działania pokazują, kim jesteśmy, co jest dla nas ważne i co czujemy do innych. Były agent FBI spisał cztery pytania, na które odpowiadają sobie wyjątkowe osoby podczas procesu podejmowania decyzji:

  • Czy moje działania budują zaufanie?  

  • Czy moje działania dodają wartości?  

  • Czy moje działania pozytywnie wpływają lub inspirują?  

  • Czy moje działania przynoszą korzyści innym? 


5. Komfort psychiczny

Zgodnie z opinią byłego agenta FBI komfort psychiczny stanowi podstawę naszego zdrowia psychicznego i fizycznego. Ma wpływać na wszystko, od naszych wyborów dotyczących relacji po produkty, które kupujemy. Rozwijamy się optymalnie wyłącznie w przypadku posiadania komfortu psychicznego.






https://businessinsider.com.pl/byly-agent-fbi-wskazal-piec-cech-wyrozniaja-wyjatkowych-ludzi/2thssmw?fbclid=IwAR1WyQ4Vp5pBOCPJyIRNz1SJzSQBDUUO8N3cxfJAyuRSHQDP4SIGtNdUiU8






niedziela, 20 czerwca 2021

Litwa i II RP

 


POLITYKA II RZECZPOSPOLITEJ WOBEC MNIEJSZOŚCI LITEWSKIEJ

25 czerwca 2008



Mniejszość litewska w porównaniu z ukraińską i białoruską nie stanowiła większego problemu w II Rzeczpospolitej. Jej położenie i działalność miało natomiast duże znaczenie w stosunkach polsko- litewskich. Kowno starało się wykorzystać ją do destabilizacji polsko- litewskiego pogranicza i zyskać pretekst do stopniowego niszczenia polskości na Kowieńszczyźnie, co w dwudziestoleciu międzywojennym udało mu się znakomicie przeprowadzić.


Po dziś dzień badacze nie są zgodni jak duża była populacja Litwinów w Polsce międzywojennej. Oficjalne dane są w tej kwestii bardzo rozbieżne. Kowno szacowało tą liczbę na 500 tys. Dane z polskiego spisu ludności z 1931r. wykazywały zaś, że żyje ich w RP tylko 82,31 tys. Współcześni badacze w tym także litewscy są zdania, że w Polsce międzywojennej zamieszkiwało około 200 tys. Litwinów. Mieszkali oni na Wileńszczyźnie, Suwalszczyźnie, a także na Grodzieńszczyźnie. Diaspora litewska żyła też w niektórych miastach m.in. w Warszawie, gdzie Litwini tworzyli skupisko liczące około dwóch tysięcy osób i w Wilnie. Według polskich danych mieszkało ich w nim około trzech tysięcy. Litwini utrzymują, że liczba ich ziomków, będących obywatelami stolicy Wielkiego Księstwa Litewskiego wynosiła co najmniej siedem tysięcy. Mniejszość litewska składała się aż w 96 procentach z ludności wiejskiej. Uprawiała ona głównie niewielkie gospodarstwa poniżej 7 ha. Około 20 proc. litewskich rolników posiadało gospodarstwa o powierzchni od 7 do 20 ha, a zaledwie 1 proc. miało areał ziemi ponad 50 ha. Inteligencja litewska była nieliczna , składała się głównie z duchownych, nauczycieli, lekarzy i prawników. Niewątpliwie jednak to ona nadawała ton życiu ,mniejszości litewskiej. Za pieniądze z Litwy

Dzięki finansowemu wsparciu państwa litewskiego mniejszość litewska w Polsce wykazywała dużą aktywność. Litwa finansowała utrzymanie szkolnictwa, prasy litewskiej, rozwój organizacji gospodarczych i kulturalnych. Żadna z mniejszości II Rzeczpospolitej nie mogła pochwalić się tak dużym nasyceniem różnorakich towarzystw. Naczelną organizacją Litwinów w Polsce był Tymczasowy Komitet Litwinów Wileńskich, który pełnił rolę swoistej „czapki” nad innymi organizacjami. Koordynował ich działalność, a także je finansował za pieniądze otrzymane z Kowna. Reprezentował je także wobec rządu polskiego. Do najważniejszych organizacji litewskich w Polsce należały: Litewskie Towarzystwo Oświatowe „Rytas”, Litewskie Towarzystwo Naukowe, Towarzystwo Pomocy Ofiarom Wojny, Litewskie Towarzystwo Wychowawcze i Opieki nad Młodzieżą im. Św. Kazimierza, Litewska Spółdzielnia Kredytowa, Litewskie Towarzystwo Rolnicze, Związek Nauczycieli Litwinów, Związek Studentów Litwinów Wileńskich i wiele innych. O sile tych organizacji niech świadczy fakt, że Litewskie Towarzystwo Rolnicze posiadało np. 130 oddziałów terenowych, 140 kółek „młodych rolników”, 14 kooperatyw , 3 duże i kilka mniejszych mleczarni, sieć sklepów oraz 26 czytelni. Towarzystwo św. Kazimierza miało zaś aż 477 oddziałów i skupiało 20 tys. członków.

Pod kowieńskie dyktando

Działalność organizacji litewskich w Polsce była ściśle skoordynowana z polityką Kowna. Stanowiły one de facto przybudówkę litewskiego rządu. W początkowym okresie zajmowały zdecydowanie antypolskie stanowisko. Popierały litewskie żądania terytorialne, dyskredytując wszelkie poczynania rządu polskiego. Wywołało to retorsje ze strony władz RP, które deportowały na Litwę 33 działaczy. W następnych latach stosunek organizacji litewskich ewoluował , zawsze jednak był Polsce nieprzyjazny. Jedno ze sprawozdań Wydziału Narodowościowego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych tak ją oceniało:” Życie polityczne mniejszości litewskiej w Polsce kształtowało się pod znakiem zupełnego ignorowania faktu, przynależność do państwa polskiego. Dlatego też na zewnątrz przywódcy ruchu litewskiego w Polsce konsekwentnie unikają brania udziału w życiu politycznym państwa. Tym niemniej zachowanie się tak czołowych działaczy , jak i ogółu ludności litewskiej jest tego rodzaju, że prawie nigdy nie dostarcza ono momentów dla zastosowania represji”.

Kierowana przez swoich liderów mniejszość litewska w Polsce żyła całkowicie obok niego, nie przyjmując faktu jego istnienia do wiadomości. Traktowała ona swoją sytuację jako tymczasową, czekając na inkorporację swych ziem do Litwy. By przetrwać bez strat, pielęgnowała ona bardzo mocno ideę litewskiego solidaryzmu narodowego i jedności narodowej. Jednocześnie jednak Litwini skrupulatnie starali się egzekwować prawa wynikające z mniejszościowego ustawodawstwa II Rzeczpospolitej.

Na usługach wywiadu

Wywiad polski doskonale zdawał sobie sprawę, że w litewskiej doktrynie wojennej Polska jest traktowana jako przeciwnik nr 1, od którego w toku działań wojennych należy odebrać Wilno i inne terytoria litewskie okupowane przez Polskę. W osiągnięciu tego celu miała jej pomóc mniejszość litewska. Dlatego też wywiad litewski w oparciu o nią przygotowywał w Polsce organizacje dywersyjne, które w czasie pokoju miały wspierać wywiad litewski, a w wypadku wojny przejść do czynnej dywersji. Według raportów kontrwywiadowczych KOP z 1934r. wywiad litewski wykorzystywał do swoich celów m.in. Tymczasowy Komitet Litwinów Wileńskich, Związek św. Kazimierza i Towarzystwo „Rytas”. Wybór informatorów, a następnie ich werbunek dokonywał się głównie w gimnazjach litewskich w Wilnie i Święcanach, a także w samych litewskich organizacjach. Werbownikami byli głównie aktywiści litewscy , którzy kierowali pozyskanych do nielegalnych w Polsce organizacji: Związek Wyzwolenia Wilna, Drużyn Żelaznego Wilka i Pułków ks. Witolda. Według raportu płk dypl. I. Sadowskiego , dotyczącego „uchwyconych spraw szpiegowskich” w ostatnich 10 latach przed wojną wywiad litewski plasował się na trzecim miejscu po wywiadach sowieckim i niemieckim.

Zaostrzenie kursu

Postawa organizacji litewskich musiała wpływać na politykę władz polskich wobec mniejszości litewskiej, która w żaden sposób nie chciała się z Polską identyfikować i uczestniczyć jej w życiu. Stawała się więc ona obiektem różnorakich restrykcji i ograniczeń. Była też niewątpliwie zakładnikiem stosunków polsko- litewskich. Jej działacze nie chcieli wpływać na Kowno, by to złagodziło swój lituanizacyjny kurs wobec mniejszości polskiej na Kowieńszczyźnie , którego strona polska nie mogła pozostawić bez odpowiedzi.

Kurs wobec mniejszości litewskiej radykalnie został zaostrzony po 1935r. , gdy wojewodą wileńskim został ppłk dypl. Ludwik Bociański oficer Oddziału II Sztabu Generalnego. Uznawał on litewskie organizacje za eksponenty państwa litewskiego. Rozpoczął ostrą akcję antylitewską, doprowadzając do delegalizacji Tymczasowego Komitetu Litwinów Wileńskich i większość litewskich organizacji. Wciągnął do swojej akcji administrację państwową, wojsko, a zwłaszcza KOP. Zaciążyła ona niewątpliwie na pogłębieniu antagonizmu polsko- litewskiego, podobnie jak antypolska akcja na Kowieńszczyźnie.

Marek A. Koprowski


https://kresy.pl/kresopedia/polityka-ii-rzeczpospolitej-wobec-mniejszosci-litewskiej/






piątek, 11 czerwca 2021

Służby, wszędzie służby...

 


Dr Kowalski: 4 czerwca mają co świętować przede wszystkim komuniści

– To, co wydarzyło się 4 czerwca, było ustalone wcześniej przy Okrągłym Stole, a jeszcze wcześniej w Magdalence i różnych konszachtach pomiędzy władzami PRL a tzw. konstruktywną opozycją – mówi w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl dr Lech Kowalski, historyk wojskowości.


Czy dzień 4 czerwca to Pańskim zdaniem data godna świętowania?

dr Lech Kowalski: Na pewno mają co świętować komuniści, bo choć naród pokazał im przy urnach wyborczych jedną wielką figę, to potrafili się prześliznąć w nową rzeczywistość III RP, z którą nie potrafimy się uporać po dzień dzisiejszy. Jeżeli ktoś ma co świętować, to są to właśnie oni. Przypomina to sytuację, kiedy ich poprzednicy przybyli przed 22 lipca 1944 roku i zmontowali PKWN i udawali, że to ich władza jest z nadania narodu. Po 4 czerwca 1989 roku nawet sami komuniści nie wierzyli, że ta klęska może tak zaowocować w przyszłości.

W lewicowo-liberalnym przekazie dzisiejsza rocznica stanowi symbol zwycięstwa demokracji i upadku komunizmu.

To, co wydarzyło się 4 czerwca, było ustalone wcześniej przy Okrągłym Stole, a jeszcze wcześniej w Magdalence i różnych konszachtach pomiędzy władzami PRL a tzw. konstruktywną opozycją. Komuniści nie spodziewali się, że to się tak przełamie po 4 czerwca, choć byli wystraszeni niemalże do granic. Przeprowadzałem wówczas wywiady z generalicją i widziałem jej początkową otwartość oraz postępujące odrętwienie i brak chęci do rozmów. Wiedzieli już bowiem, że osiągnęli to, co chcieli i wyszli na swoje.

W swojej najnowszej książce pisze Pan m.in. na temat działalności służb w tamtym czasie. Jaka była ich rola?

Na pewno inspirująca. Komuniści właściwie przestali brać pod uwagę opinię służb. Gdyby było inaczej, to myślę, że nie odważyliby się na ten ruch. Nie mieli już jednak wyjścia.

To znaczy?

To, co zaczęło się dziać po dojściu do władzy Gorbaczowa sprawiło, że rola służb zeszła na dalszy tor. Przywódca Związku Sowieckiego zaczął reformy od własnego kraju, a także postrzegał PRL jako laboratorium dziejących się przemian, którym kibicuje. Wielka polityka, która napłynęła z Kremla, przerosła bezpiekę, która w tej sytuacji składała się już tylko ze statystów w tej grze. Dzisiaj często uważa się, że służby przeszły na drugą stronę i miały ogromny wpływ na to, co się działo. Nie jest to jednak prawda.

Jakie najważniejsze konsekwencje tamtych wydarzeń dostrzega Pan w funkcjonowaniu III RP?

Konsekwencje są takie, że nigdy nikt nikogo nie rozliczył. Tym, którzy przez blisko pół wieku rządzili krajem, pozwolono przejść „na drugą stronę tęczy”. Szybko zorganizowali się na nowo i nie mieli postawionej żadnej tamy. Spośród wszystkich krajów tzw. demoludów to w PRL komuniści najpłynniej przeszli w nową rzeczywistość. Nie można porównywać tego do wydarzeń w Czechosłowacji, NRD, nie mówiąc już o Rumunii. Nasi rodzimi komuniści nawet sobie nie wyobrażali takiego „high life”, które mieli po 4 czerwca.







Szokujące słowa niemieckiego posła: Pakt Ribbentrop-Mołotow „słuszną decyzją” Stalina

Alexander Gauland, lider AfD w Bundestagu, stwierdził, że decyzja Stalina o podpisaniu paktu Ribbentrop-Mołotow była słuszna, a Polska stałą na drodze do powstrzymania III Rzeszy.

Słowa niemieckiego polityka padły w środę w Bundestagu podczas debaty dotyczącej 80. rocznicy napaści Niemiec na Związek Radziecki.

Gauland potępiając napaść Hitlera na ZSRR stwierdził równocześnie, że w 1939 roku Stalin nie miał wyjścia i musiał zgodzić się na sojusz z przywódcą III Rzeszy. Winna temu ma być Polska.

– Przedłużające się negocjacje w sprawie konwencji wojskowej między Związkiem Radzieckim, Empire [Wielką Brytanią - przyp.red.] i Francją wielokrotnie prowadziły do tego samego impasu: jak zorganizować obronę bez Polski, która nie chciała tolerować wojsk sowieckich na swoim terytorium – stwierdził niemiecki polityk.

Deputowany dodał, że Stalin zawierając pakt z Hitlerem kupił sobie trochę czasu, aby uzbroić swoje wojska przed zbliżającą się wojną. Według polityka, sojusz dwóch totalitaryzmów był decyzją "realpolityczną i słuszną dla własnego przetrwania, której konsekwencje były jednak straszne dla Polski".

Pakt Ribbentrop-Mołotow

III Rzesza i ZSRR podpisały pakt 23 sierpnia 1939 roku. Sojusz dwóch totalitaryzmów doprowadził do wybuchu II wojny światowej i skazał połowę Europy na dziesięciolecia cierpień. Pakt ten zawierał tajny protokół, który faktycznie podzielił Europę Wschodnią na strefy wpływów.

W jego wyniku wojska radzieckie wkroczyły na terytorium II Rzeczpospolitej 17 września 1939 roku, łamiąc polsko-sowiecki pakt o nieagresji.

Sowiecka napaść zaowocowała m.in. czterema falami deportacji obywateli II RP na Syberię. Według różnych szacunków historyków Sowieci wywieźli w głąb ZSRR od 800 tys. do 1 mln ludzi.



11.06.2021

Mieszkańcy Syberii proszą Merkel o pomoc


Rosjanie zwrócili się do kanclerz Niemiec, by pomogła im wybudować drogę.

Mieszkańcy wioski Wierchnij Karbusz w obrodzie omskim (Syberyjski Okręg Federalny) nagrali w środę apel do kanclerz Niemiec Angeli Merkel. Proszą, by władze niemieckie pomogły im wybudować drogę asfaltową. Twierdzą, że przez wiele lat zwracali się z tą prośbą do rosyjskich urzędników, a nawet do rządu w Moskwie, ale nikt nie chciał ich słuchać.

Przemawiająca na nagraniu deputowana rady wiejskiej Irina Drozdowa mówi, że ich wioska została zbudowana na przełomie XIX i XX wieków przez rosyjskich Niemców. - Niestety nasz rząd nas nie usłyszał, dlatego zwracamy się do pani z prośbą o pomoc - apeluje. - Gdy przyjeżdżają tu nasi rodacy, którzy wyjechali do Niemiec, z przykrością patrzą na naszą sytuację, która nie poprawia się, a tylko się pogarsza - mówiła.

Cytowani przez syberyjski niezależny portal sibreal.org mieszkańcy twierdzą, że droga jest w fatalnym stanie i że często podczas złej pogody wioska bywa odcięta od cywilizacji....



No, jak władza średniego szczebla nie reaguje, to się trzeba zwrócić bezpośrednio na samą górę...





https://www.rp.pl/Rosja/306119945-Mieszkancy-Syberii-prosza-Merkel-o-pomoc.html

https://dorzeczy.pl/kraj/187734/szokujace-slowa-alexandra-gaulanda-o-pakcie-ribbentrop-molotow.html

https://dorzeczy.pl/opinie/187210/dr-kowalski-4-czerwca-maja-co-swietowac-przede-wszystkim-komunisci.html



Dezinformacja - boty, czy agentura?

 

przedruk

Dezinformacja na temat COVID-19 w mediach społecznościowych to głównie dzieło złośliwych botów.


Liczba dotyczących pandemii nieprawdziwych informacji w internecie jest tak wielka, że Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) mówi wręcz o " infodemii" dezinformacji. Jednak działalność botów jako źródła dezinformacji nie została dotąd dokładnie zbadana.

Kto za tym stoi?

Zajął sìę tym zespół kierowany przez doktora Johna W. Ayersa, specjalizującego się w nadzorze zdrowia publicznego, współzałożyciela Center for Data Driven Health i wicedyrektora ds. innowacji w Wydziale Chorób Zakaźnych na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego (USA). Uzyskane wyniki wskazują na boty jako na główny "patogen" dezinformacji dotyczącej COVID-19 w mediach społecznościowych.

Zespół zidentyfikował publiczne grupy na Facebooku będące pod silnym wpływem botów. Udało się zmierzyć, jak szybko te same adresy URL (lub linki) zostały udostępnione w próbce około 300 000 postów opublikowanych w grupach na Facebooku, które udostępniły 251 655 linków.

Gdy adresy URL są wielokrotnie udostępniane przez wiele kont w ciągu kilku sekund, oznacza to, że są to konta botów kontrolowane przez zautomatyzowane oprogramowanie, które koordynuje ich działanie. Zespół odkrył, że grupy na Facebooku, na które mają największy wpływ boty, miały średnio 4,28 sekundy między udostępnieniami identycznych linków, w porównaniu do 4,35 godziny w przypadku grup na Facebooku, na które boty miały najmniejszy wpływ.

Monitorowanie postów

Naukowcy wybrali na Facebooku grupy, na które boty miały najmniejszy lub największy wpływ i monitorowali posty, które udostępniały link do duńskiego badania dotyczącego oceny masek na twarz mających chronić przed infekcją COVID-19. DANMASK-19 to randomizowane badanie kliniczne opublikowane w Annals of Internal Medicine.

„Wybraliśmy DANMASK-19 do naszego badania, ponieważ maski są ważnym środkiem zdrowia publicznego, który potencjalnie może kontrolować pandemię i są tematem powszechnej debaty” – powiedział dr Davey Smith z University of California w San Diego, współautor badania.

39 proc. wszystkich postów udostępniających wyniki badania DANMASK-19 zostało wysłanych w grupach na Facebooku, które były najbardziej pod wpływem botów. Natomiast 9 proc. postów zostało wysłanych w grupach, na które boty mają najmniejszy wpływ.

20 proc. postów udostępniających DANMASK-19 skierowanych do grup na Facebooku, na które mają największy wpływ boty, twierdziło, wbrew dowodom naukowym, że maski szkodziły użytkownikowi. Jeden z nich brzmiał: „Duńskie badanie udowadnia… szkodliwość noszenia maski”. 50 proc. postów promowało spiski, takie jak „korporacyjni kontrolerzy faktów okłamują cię! Wszystko to, aby służyć ich propagandzie Dystopian #Agenda2030”.

Posty udostępniające informacje o DANMASK-19 w grupach na Facebooku, na które boty mają największy wpływ 2,3 raza częściej deklarowały, że maski szkodzą użytkownikowi i 2,5 razy częściej zawierały twierdzenia o spiskach niż posty publikowane w grupach na Facebooku będących pod najmniejszym wpływem botów.

"Propaganda dezinformacji"

"Wydaje się, że propaganda dezinformacji na temat COVID-19 rozprzestrzenia się szybciej niż sam wirus" – powiedział dr Eric Leas, współautor badania i adiunkt na UC San Diego.

„Boty wydają się również podkopywać zaufanie do najważniejszych instytucji zdrowia publicznego. W naszym studium przypadku boty błędnie scharakteryzowały wybitną publikację prestiżowego czasopisma medycznego w celu rozpowszechniania dezinformacji - powiedział Brian Chu, współautor badania i student medycyny w UPenn. - Sugeruje to, że żadna treść nie jest bezpieczne od zagrożeń związanych z dezinformacją wykorzystywaną jako broń”.

"Liczba dezinformacji ze strony botów, które znaleźliśmy, sugeruje, że wpływ botów wykracza daleko poza nasze studium przypadku" – dodał dr Smith.

Zespół zauważył, że efekt automatycznej dezinformacji jest prawdopodobnie większy ze względu na to, jak przenosi się na organiczne rozmowy w mediach społecznościowych.

"Boty rozpowszechniające nieprawdziwe informacje mogą zainspirować zwykłych ludzi do rozpowszechniania błędnych wiadomości” – powiedział Zechariah Zhu z University of California w San Diego, współautor badania.

„Na przykład boty mogą sprawić, że algorytmy platform będą uważać, że zautomatyzowana treść jest bardziej popularna niż jest w rzeczywistości, co może prowadzić do tego, że platformy faktycznie nadadzą priorytet dezinformacji i rozpowszechnią je wśród jeszcze większej liczby odbiorców” – dodał dr David A. Broniatowski, dyrektor GW Institute for Data, Democracy, and Politics, współautor badania.

"Musimy pamiętać, że nieznane podmioty oszukują opinię publiczną i promują dezinformację. Ich niebezpieczne działania bezpośrednio wpływają na zdrowie publiczne” – powiedział dr Mark Dredze, profesor nadzwyczajny informatyki na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa i współautor badania.

Jak jednak zauważa zespół, rozwiązania mające na celu wyeliminowanie botów i ich kampanii dezinformacyjnych są na wyciągnięcie ręki.

„Nasza praca pokazuje, że platformy mediów społecznościowych mają zdolność wykrywania, a tym samym usuwania tych skoordynowanych kampanii botów – dodał dr Broniatowski. - Wysiłki zmierzające do usunięcia zwodniczych botów z platform mediów społecznościowych muszą stać się priorytetem wśród ustawodawców, organów regulacyjnych i firm zajmujących się mediami społecznościowymi, które zamiast tego skupiają się na atakowaniu pojedynczych dezinformacji zwykłych użytkowników”.

„Jeśli skorygować +infodemię+, wyeliminowanie botów w mediach społecznościowych jest niezbędnym pierwszym krokiem – podsumował dr Ayers. - W przeciwieństwie do kontrowersyjnych strategii cenzurowania rzeczywistych ludzi, wyciszanie zautomatyzowanej propagandy jest czymś, co każdy może i powinien wspierać”.



https://dorzeczy.pl/rozrywka/187578/dezinformacja-ws-covid-19-to-dzielo-zlosliwych-botow.html?utm_source=dorzeczy.pl&utm_medium=feed&utm_campaign=rss_feed






poniedziałek, 10 maja 2021

Niemiecki prezydent w Rumunii


Pochodzenie ma znaczenie.

Narodowość ma znaczenie.


W każdej sprawie...


Poniżej przedruk z rumuńskiej strony o niemieckim prezydencie Rumunii, który w tym roku w oficjalnej wypowiedzi już nie nazwał 9 maja dniem zwycięstwa nad hitlerowskimi niemcami.

Przypominam, jak włodarze Gdańska chcieli 1 września zorganizować tańce z okazji rocznicy napaści niemiec na Polskę.

Przypominam także słowa premiera Morawieckiego, który na początku swej "posługi" powiedział, że on nie będzie uprawiał polityki, tylko administrował krajem. 




bardzo słabe tłumaczenie przeglądarki


Dlaczego Iohannis nie mówił o „Dniu Zwycięstwa” przeciwko Niemcom?



W tym roku 9 maja był w naszym kraju nazywany „Dniem Zwycięstwa”. Czyj przeciwko komu? Do tej pory był to „ Dzień Zwycięstwa przeciwko Hitlerowskim Niemcom ”, teraz jest to „ Dzień Zwycięstwa przeciwko… ”. Przeciwko komu?



Od  Cotroceni prezydent Klaus Iohannis miał tylko słowa pochwały z okazji „ Dnia Europy ”, ale żadnej sylaby o „ Dniu Zwycięstwa przeciwko Niemcom ”. Oczywiście Iohannis jest także Niemcem, jak mówi, ale jest też prezydentem Rumunii!

Ale Klaus Iohannis to ten, który jako prezes FDGR i burmistrz Sybina poparł akcję, w wyniku której FDGR został mianowany następcą i spadkobiercą GEG, faszystowskiej organizacji Niemiec w Rumunii, na wzór narzucony przez Niemcy w większości okupowanych krajów w okresie II wojna światowa.

Być może zrozumielibyśmy Klausa Iohannisa, że ​​będąc jego rodziną pochodzenia niemieckiego, trudno jest mu świętować „ Dzień klęski Niemiec ”, gdybyśmy jednak nie byli świadkami, szczególnie ostatnio, zaostrzenia się idei, że Rumunia pozostaje krajem antysemickim, zgodnie z teorią samego Alexandru Muraru, brata doradcy prezydenta Andreia Muraru, po ogromnej manipulacji z groźbami szaleńca pod adresem aktorki Maii Morgenstern i tych z Teatru Żydowskiego!

Oczywiście wszelkie działania antysemickie należy potępić, tak jak wszelkie działania anty-rumuńskie należy potępić. Ale aby zignorować historię i wykorzystać ją do celów propagandowych, w praktyce nawoływanie do nienawiści między ludźmi z różnych grup etnicznych jest tak samo poważne, jak każda manifestacja przeciwko ludzkości.



Ale dlaczego Klaus Iohannis pociąga nas wszystkich Rumunów w tej sprawie, która go osobiście dotyczy? Czy on ma rację?



Rumunia wprawdzie uczestniczyła w pierwszej części drugiej wojny światowej razem z hitlerowskimi Niemcami i do dziś poważnie za to zapłaciła.



Jednak po powstaniu 23 sierpnia 1944 r. Rumunia złożyła broń i wstąpiła do ONZ, przyczyniając się do ostatecznego zwycięstwa nad Niemcami. Historycy piszą o tym okresie: „ Armia rumuńska z siłą militarną liczącą prawie 540 000 bojowników pokonała ponad 1000 kilometrów, przekroczyła 17 pasm górskich i wymusiła 12 dużych cieków wodnych, wyzwalając 831 miejscowości, w tym 53 miasta (Węgry, Czechosłowacja i Austria). Straty armii rumuńskiej wyniosły około 169 000 zabitych, rannych i zaginionych ”  (Editura Enciclopedică, 2003).

Ten ogromny hołd złożony przez Rumunię nie miał większego znaczenia dla wielkich mocarstw, nasz kraj nigdy nie został w pełni uznany za zwycięzców II wojny światowej przez te lata, kiedy byliśmy sojusznikami Niemiec, dlatego drogo zapłaciliśmy. I ogromny ogromny odszkodowania.

A teraz, nawet dzisiaj, Klaus Iohannis zrehabilitował Niemiecką Grupę Etniczną ( Deutsche Volksgruppe w Rumänien ), nielegalnie przejmując jej dobra, naruszając dekret królewski wynikający z traktatu pokojowego z Paryża. W tym samym czasie ludzie wokół niego wyruszyli na prawdziwą krucjatę, aby udowodnić, że Rumunia jest krajem antysemickim, a prezydentowi Iohannisowi nie zależy na uspokojeniu ich, ponieważ chodzi o kraj, któremu przewodzi!



Co jest gorsze? Groźba szaleńca czy rehabilitacja faszystowskiej organizacji, takiej jak GEG, teraz odziedziczonej przez FDGR, kierowaną przez lata przez Klausa Iohannisa?



Wszystkie te rozważania mają sens, gdy czytamy przesłanie Prezydenta z okazji „ Dnia Europy ” - oczywiście ważnego dnia - bez przywoływania „ Dnia Zwycięstwa nad faszystowskimi Niemcami ”!





Co to jest? Niemiecki patriotyzm? 



A co z rumuńskim patriotyzmem, czy zamienimy go w nacjonalizm, w ekstremizm i rzucimy na skrzynię historii? Dlaczego nasi dziadkowie i rodzice zostawili swoją krew w Tatrach, aby nie bronić swojego kraju?



I jeśli szanuje swoich rodaków, Iohannis mógłby powrócić do momentów w historii, kiedy królowie i królowe Rumunii, wywodzący się nawet z Niemiec, przedkładali ponad swoje pochodzenie etniczne interesy kraju, którym rządzili, czyli Rumunii!



Ferdynand I, królowa Maria czy król Mihai mogą wskazać Klausowi Iohannisowi drogę, którą musi podążać Prezydent Rumunii, jeśli chce być dobrym rumuńskim patriotą! Nie sukcesja GEG, nie restytucje FDGR z dziedzictwa państwa rumuńskiego, nie antysemicka Rumunia. Ale Rumunia jest godna i szanowana na świecie za oddanie krwi, tak że 9 maja będzie „Dniem Europy”, ale także „Dniem Zwycięstwa” przeciwko Niemcom Zachodnim, z którego nawet prawdziwi Niemcy nie są dumni.



Autor: Ion Spânu





https://gandeste.org/analize-si-opinii/de-ce-n-a-scos-o-vorba-iohannis-despre-ziua-victoriei-impotriva-germaniei/120456/




sobota, 17 kwietnia 2021

Schodzą pod ziemię?

 

Pamiętacie, jak w  Werwolfie pisałem o czasopiśmie Odkrywca i zakamuflowanych rebusach w tekście?


strona 23 i bardzo dziwne zwroty...

Wrocław […] stoję w jego centrum […] Ten bezruch, jakby oczekiwanie na coś powoduje, że boję się poruszyć żeby nie zburzyć, nie zbezcześcić tej martwoty, jakiejś nieistniejącej, ale odczuwalnej równowagi tego miejsca.
[…] Czuje się też bliskąprzyczajoną jak ten gołąb obecność grafomaniiktóra lada numer Odkrywcy wybuchnie jak supernowa.
A gdy przymknąć oczy, gdy się uważnie wsłuchać w ciszę nieczynnych peronów, usłyszeć można wśród porywów wiatru gardłowe „Bahnhof Breslau, aussteigen” wykrzyczane przez konduktora Deutsche Reichsbahn. A duch niemieckiego bahnschulza z przyganą spogląda na polskiego sokistę, który dopuścił zagraficenia urzędowych napisów.”

A przecież wyłączyłem już wyobraźnię, jestem, jak dziś się mówi, w realu a ciągle widzę niemiecki napisWięc on jest! Istnieje!


"bliską, przyczajoną obecność germanii, która lada wybuchnie jak nowa" 



Albo jak w Teleexpressie radośnie informowali, że wrażliwe dane Pesel przejęła i będzie przechowywać prywatna niemiecka firma?

To są komunikaty dla Werwolfa w Polsce.

Tak samo jak symbole KODowników , błyskawice i inne.





A teraz....




Nie podoba mi się to.






P.S.

A wiedzieliście, że niemiecka agencja prasowa z czasów okupacji nazywała się Telepress?

Coś wam to przypomina??

Cóż za niefortunny przypadek...





Tu zaś uwagi o Piłsudskim. 
Niemcy dbają o swoją agenturę, by chwalić się tym przy kolejnych zaciągach...





Źródło:






Gadzinówka - pochodzenie nazwy:

W czasach Ottona von Bismarcka utworzono tajny „fundusz gadzinowy” (niem. Reptilienfonds), którego celem było pozyskiwanie przychylności dziennikarzy mających rozpowszechniać informacje propagandowe – korzystne z punktu widzenia rządu Prus.

Za pierwszą z takich gazet w Polsce uchodzi „Godzina Polski”, wydawany podczas I wojny światowej przez proniemieckiego „króla prasy” na Śląsku, Adama Napieralskiego.


A tu warta honorowa Wermachtu przy grobie Piłsudskiego w 1939 roku.

foto: 13.X.1939r. "Ilustrowany Kurjer Polski"










http://www.historycy.org/index.php?showtopic=55389

https://dlibra.kul.pl/dlibra/show-content/publication/edition/38656?id=38656


http://werwolfcompl.blogspot.com/p/blog-page_3398.html

https://maciejsynak.blogspot.com/2020/10/zygzaki-czerwone-z-biaym.html

https://pl.wikipedia.org/wiki/Gadzin%C3%B3wka


czwartek, 25 lutego 2021

Usunięty post

 


Chciałem wrócić do pewnego tekstu i nie mogę go znaleźć.


To był opis śnienia, w którym pajac w skórze pewnej znajomej mi osoby prosi mnie o pomoc.


"pomóż mi" mówi do mnie


Przejrzałem blog - i nie widzę, szukajka też niczego nie pokazuje.

Jeżeli coś przeoczyłem, a jakiś Czytelnik wie lub znalazł ten tekst, proszę o komentarz pod tym postem. 


Chciałem przypomnieć sobie, ustalić czas, kiedy to było...

sobota, 5 grudnia 2020

KGB obaliło ZSRR?

 

przedruk - tłumaczenie przeglądarki


 „właściwi ludzie” umarli „we właściwym czasie” - trampolina dla Gorbaczowa



Czy przybycie Gorbaczowa to łańcuch wypadków, czy główna operacja specjalna XX wieku?


Śmierć Leonida Iljicza Breżniewa, sekretarza generalnego Komitetu Centralnego KPZR, w nocy z 9 na 10 listopada 1982 r., Była prawdziwym „początkiem końca” Związku Radzieckiego. Czas, który nastąpił, jest dziś oceniany inaczej. Ktoś widzi w nim tylko najwyższy punkt gerontokracji, który zadziwiał ZSRR i raczy żartować z „epoki wyścigów powozowych”, nawiązując do uroczystego pogrzebu idącej za sobą „starszyzny kremlowskiej”. Ktoś dostrzega w zawiłościach zmian personalnych na Kremlu, które w ciągu zaledwie czterech lat doprowadziły tego, który go zniszczył, na szczyt władzy w najpotężniejszym państwie świata, ciąg zbiegów okoliczności i wypadków ... Ktoś mówi o „historycznej regularności” - mówią, że ZSRR i ideologia komunistyczna upadły, bo inaczej nie mogło być ...


To wszystko oczywiście nie jest prawdą. Warto przyjrzeć się bliżej kronikom tamtych lat, dokładnie przestudiować i spróbować ogarnąć wspomnienia bezpośrednich uczestników dramatycznych, a nawet tragicznych wydarzeń, które miały miejsce na sowieckiej władzy „Olimpu” w ostatnim okresie jego istnienia, by stało się jasne, że wszystko jest znacznie bardziej skomplikowane, zagmatwane i tajemnicze. Stopniowo zaczyna się rozwijać uporczywe uczucie: za wszystkim, co działo się na Kremlu i wokół niego, od pewnego momentu stała czyjaś niewiarygodnie potężna wola, mająca na celu zaprzestanie istnienia Związku Radzieckiego. Nie było wypadków! Był jasny i podstępny plan, który niestety został w pełni zrealizowany. Poniżej postaram się, jeśli to możliwe, uzasadnić ten punkt widzenia tak rozsądnie, jak to możliwe.

„Czy idziecie w złą stronę, towarzysze”?


Jak już wielokrotnie mówiłem i nie będę się męczyć powtarzaniem raz po raz, półoficjalna sowiecka historiografia, bezbożnie okaleczona i skandalicznie zniekształcona, by zadowolić omszałe dogmaty polityczne, dała następnie liberałom możliwość wymyślenia nędznej i prymitywnej wersji tego, bez przesady, najważniejszego okresu naszej historii. Mówią, że na Kremlu byli starzy marazmatycy, którzy w końcu posunęli się rozsądnie cytatami z klasyków „marksizmu-leninizmu” iw ogóle nie widzieli ani nie rozumieli prawdziwego życia. Siedzieli, siedzieli, prawie bawili się pasochkami, aż umarli w naturalny sposób. I tu, nie wiadomo skąd - przybył Michaił, lekki Siergiejewicz, wziął stery w swoje silne, zrogowaciałe ręce operatora kombajnu i poprowadził kraj w „nową świetlaną przyszłość”. Właściwie - na śmierć i zniszczenie, ale nie o to chodzi.

Najbardziej obrzydliwe jest to, że ten, wybaczając chamstwo, delirium siwej klaczy, jest przez wielu naszych rodaków zabierany na zupełnie czystą chwilę i wierzą mu bezwarunkowo. Jednocześnie na przykład fakt, że w wielu „demokratycznych” krajach ówczesnego świata, o których mówimy, „u steru” byli liderzy, nieco młodsi od naszych „starców”, został całkowicie zignorowany. Na przykład ten sam Ronald Reagan został prezydentem Stanów Zjednoczonych w wieku 70 lat. Cóż, nie powiem w ogóle nic o tym, że Donald Trump ma 78 lat. Prawda jest taka, że ​​ani Breżniew, ani Andropow, ani Czernienko - wszyscy trzej ostatni sekretarz generalny Komitetu Centralnego KPZR - nie byli „warzywami”, które popadły w demencję starczą. Tak, nie mogli się pochwalić dobrym zdrowiem. Dlaczego dokładnie - na ten temat przeprowadzimy osobną rozmowę. Nie były to jednak szalone „lalki”, które nie miały własnej woli i rozumu.

Właściwie naszą rozmowę należy rozpocząć od tego, że prawdziwy socjalizm zakończył się w ZSRR w 1953 roku wraz ze śmiercią Stalina. Mrok i horror, które nastąpiły, zwane panowaniem Chruszczowa, były niczym innym jak pierwszą poważną i całkowicie istotną próbą zniszczenia Związku Radzieckiego w powojennej historii. I na pewno po raz pierwszy próbowali to zrobić nie z zewnątrz, nie wyzwalając agresję czy, powiedzmy, ekonomicznąblokada, ale z rąk przywódcy partii i państwa. Dogłębne badanie działań Kukuruznika na czele ZSRR jednoznacznie świadczy o tym, że niewiele mu zostało do odniesienia sukcesu. Jednak ci, którzy zachowali przynajmniej kroplę „stalinowskiego zakwasu”, dla których ideologia komunistyczna i władza radziecka nie były pustymi słowami, złapali się. Łysy szkodnik został zlikwidowany. Dzięki staraniom Breżniewa i jego zespołu udało się zapobiec eksplozji "bomby zegarowej" wystrzelonej przez Chruszczowa, która miała rozerwać ZSRR na kawałki.

Niemniej jednak najbardziej niebezpieczne procesy nie zostały zatrzymane ani odwrócone. Przede wszystkim narastała i pogłębiała się utrata wiary w partię i komunizm jako taki przez naród radziecki, spowodowana XX Zjazdem Partii i „ujawnieniem kultu jednostki”. A w gospodarce szkody były straszne - samo zniszczenie rolnictwa było tego warte. Niestety, w ówczesnym kierownictwie KPZR nie było liderów, którzy mieliby co najmniej dziesiątą część ogromnego intelektu i nieugiętej woli Josepha Vissarionovicha w ówczesnym kierownictwie KPZR ... towarzysze! " Niestety, nie podniósł się i nie krzyczał ... Nadal zachowując siłę i moc stworzoną i oddaną na przyszłość przez wielkiego Przywódcę, kraj nieubłaganie staczał się ku upadkowi.

Kto właściwie mianował sekretarza generalnego?


Fakt, że Breżniew wkrótce będzie potrzebował następcy, stał się całkowicie jasny już w 1976 roku, po tym, jak generał poniósł bardzo realną śmierć kliniczną. Zmiana władzy na Kremlu była tylko kwestią czasu i Zachód był tego doskonale świadomy. Nie będę nawet próbował budować jednoznacznych wersji o tym, które służby specjalne jakich krajów rozpoczęły operację specjalną o niespotykanej dotąd skali, śmiałości i przemyślności, której celem było doprowadzenie do władzy w naszym kraju tych, którzy wymażą ją z politycznej mapy świata. Najprawdopodobniej działała tu cała „społeczność” najpoważniejszych organizacji i struktur, które mogły zrobić, jeśli nie wszystko, to bardzo dużo. Ci, którzy wymyślili tę kolosalną grę, doskonale zdawali sobie sprawę, że wygranie takiej bitwy w jednej rundzie jest w zasadzie niemożliwe.

W konsekwencji konieczne było rozegranie osławionego „multi-ruchu”, zbudowanie całego łańcucha zmian personalnych na wyższych szczeblach KPZR i ZSRR, co w końcu pozwoli „królowej” tych bardzo potrzebnych ludzi. I czy nie tak to się ostatecznie skończyło? W rzeczywistości każda nowa zmiana twarzy na Kremlu zbliżała Gorbaczowa i jego zespół do nich. Jurij Andropow, który zastąpił Leonida Breżniewa na stanowisku sekretarza generalnego Komitetu Centralnego KPZR, w żadnym wypadku nie miał stać na czele partii i oświadczać! Jest więcej niż wystarczająco dowodów, że Leonid Iljicz uważał kogokolwiek za swojego następcę, ale nie tego mieszkańca Łubianki. O ile nam wiadomo, przeniósł go do Komitetu Centralnego i na dość symboliczne stanowisko drugiego sekretarza w celu usunięcia ze stanowiska szefa Komitetu Bezpieczeństwa Państwa,

Istnieje popularna wersja, że ​​Andropow, będąc jeszcze szefem KGB, rzekomo próbował zorganizować w latach 70. naturalny „zamach pałacowy”, aby obalić wciąż zdolnego Breżniewa. Miał zamiar zrobić to rękami niektórych „zaufanych marszałków i generałów Sił Zbrojnych”, którzy mieli się pojawić Leonidowi Iljiczowi i zażądać, aby „odszedł w sposób polubowny”. Raczej w to nie wierzę - przede wszystkim wygląda to na tani „remiks” puczu Chruszczowa, w wyniku którego zginął Ławrenty Beria. Tak czy inaczej, ale żadne oczywiste próby wyprzedzenia do określonego czasu ze strony Jurija Władimirowicza nie zostały zarejestrowane. Ale coś innego - po prostu się wydarzyło. Dziwnym „zbiegiem okoliczności” od pewnego momentu z tymi ludźmi który stanął mu na drodze do władzy, zaczęły się dziać wyjątkowo nieprzyjemne, nawet tragiczne incydenty. Z pewnością będziemy rozmawiać o przerażającym łańcuchu bardzo, bardzo dziwnych zgonów, które miały miejsce w latach 70. - 80. ubiegłego wieku na najwyższych szczeblach partii i rządu ZSRR w najbardziej szczegółowy sposób, ale dopiero następnym razem.

Teraz, bez wchodzenia w szczegóły, zauważę - „właściwi ludzie” umarli „we właściwym czasie”. Jednak nie tylko umarł. Pierwszy sekretarz komitetu regionalnego Leningradu Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, Grigorij Romanow, który równie dobrze mógł zastąpić Breżniewa na stanowisku sekretarza generalnego, został usunięty z gry przez falę brudnych plotek, z których najbardziej absurdalna była historia „ślubu jego córki”. Miało to miejsce w jednym z pałaców królewskich z zupełnie niewyobrażalną i szaloną biesiadą, której zwieńczeniem było bicie ukochanej służby Katarzyny II, wycofanej z Ermitażu na taką okazję. Co znamienne, to Andropow odmówił Romanowowi wykorzystania zdolności Komitetu do stłumienia fali fałszywie kompromitujących dowodów, które ktoś umiejętnie i celowo rozpowszechnił.

Trampolina dla Gorbaczowa


Po wspomnianych wydarzeniach (co jest typowe, podczas których zachodnie „głosy radiowe” szczególnie gorliwie powtarzały szczególnie nikczemne insynuacje pod adresem Romanowa, który najwyraźniej otrzymał stosowne instrukcje), „faworytem” wśród możliwych kandydatów na następcę Breżniewa był pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii Ukrainy Władimir Szczerbitski. Możliwe, że także przed tymi wydarzeniami. Według niektórych doniesień, czując, że szybko się poddaje, Sekretarz Generalny już w połowie lat 70. dokonał wyboru na korzyść tej konkretnej kandydatury. I było dlaczego. Shcherbitsky z pewnością nigdy nie był starcem, miał niezwykłe zdrowie i popularność, przynajmniej w swojej własnej republice cieszył się znaczną popularnością. Jest wiele dowodów na to, że od pewnego momentu Leonid Iljicz widział go i tylko jego w roli własnego „spadkobiercy”. Nie wstydziłem się nawet mówić o tym głośno. Ponadto na krótko przed własną śmiercią Breżniew dopuścił się czynu, który stanowczo wyłamał się z „protokołu kremlowskiego” i zwyczajowej praktyki „najwyższych urzędników” ZSRR - na pilnie potrzebną osobistą rozmowę ze Szczerbickim nie wezwał go do Moskwy, ale poleciał do Kijowa ...

Jest bardzo prawdopodobne, że głowa państwa zamierzała rozmawiać nie tylko o sprawach super ważnych, ale o takich, które w żadnym wypadku nie powinny dotrzeć do uszu „plotek”, które krążyły po Kremlu. Osobiście skłaniam się ku wersji, w której Leonid Iljicz stanowczo zdecydował o rezygnacji ze stanowiska Sekretarza Generalnego na symboliczne stanowisko Przewodniczącego KPZR i powołanie Szczerbitskiego na Sekretarza Generalnego na plenum Komitetu Centralnego, które miało odbyć się 13 lub 15 listopada 1982 roku. Ale nie miał czasu, udając się w inny świat. W tym samym czasie, nawiasem mówiąc, tuż przed śmiercią Breżniew czuł się bardzo wesoły.

Shcherbitsky (znowu zbieg okoliczności?!) To właśnie w tym fatalnym momencie znalazł się w podróży służbowej do Stanów Zjednoczonych, w której zdaniem Andropowa „pomógł” mu. Dowiedziawszy się o śmierci Breżniewa, Władimir Wasiljewicz próbował natychmiast wrócić do ZSRR, ale po prostu nie pozwolono mu na to. A Jurij Andropow został sekretarzem generalnym… Ktoś dzisiaj próbuje zapewnić, że ten człowiek był „fanatycznym komunistą” i prawie zamierzał „przywrócić reżim stalinowski” ze wszystkimi jego surowościami. Jaka jest podstawa do takich wniosków? Z powodu absurdalnych nalotów „na wagary i pasożyty”, w wyniku których wystraszeni uczniowie uciekali z kin, a ciotki z lokówkami na głowie od fryzjerów? Nie bądź śmieszny ... O wiele ważniejszy od podobnego, wyraźnie populistycznego i nie mającego poważnych konsekwencji wydarzenia było to że to Andropow dołożył wszelkich starań, aby zarówno samego Michaiła Gorbaczowa, jak i kilku innych „wybitnych pierestrojki”, takich jak Ligaczow i Jakowlew, pchnąć do władzy tak daleko i wyżej, jak to tylko było możliwe. Wszyscy w tej niesławnej trójcy Judasza są po prostu bezpośrednimi protegowanymi Andropowa.

Czy możemy założyć, że osoba, która przez wiele lat kierowała najsilniejszym wywiadem świata i w istocie była zmuszona do oglądania ludzi „na wylot” bez prześwietlenia, mógł popełnić tak okrutny błąd i to nie raz? Osobiście jestem pewien, że w żaden sposób nie. Andropow, torując drogę przyszłym „brygadzistom pierestrojki”, doskonale rozumiał, co robi i dlaczego. W rzeczywistości szybki wzrost liczby właśnie tych spośród jego nominowanych był głównym skutkiem krótkich rządów Jurija Władimirowicza. A jednak siłom, które stały za wszystkim, co się wydarzyło, nie udało się od razu osiągnąć „programu maksymalnego”. Andropowa został zastąpiony na Kremlu nie przez Gorbaczowa, ale przez Konstantyna Czernienkę, który był jego całkowitym przeciwieństwem.

Dlaczego to się stało? Czy Związek Radziecki miał słynną „ostatnią szansę”? Ilu prominentnych członków partii i rządu radzieckiego zginęło w imię dojścia do władzy i ostatecznego zwycięstwa „pierestrojki”? Na pewno o tym wszystkim porozmawiamy następnym razem.

  • Autor: Alexander Necropny



https://topcor.ru/17659-prihod-gorbacheva-cep-sluchajnostej-ili-glavnaja-specoperacija-hh-veka.html






czwartek, 26 listopada 2020

Młodociana agentura - nastoletni

 

Wspominałem w swoich wpisach, że oprócz ubeków posyłają za mną młodych ludzi w wieku ok. 20 lat może mniej.

Łażą na "synchronizację" z telefonem przy twarzy, jeżdżą za mną rowerami, chrząkają, gdy mnie mijają, patrzą się na mnie. Albo jakiś wyprzedza mnie, chrząka przy tym, a potem zatrzymuje się gdzieś  dalej i czeka, czeka aż podejdę, wtedy udaje, że zawiązuje sznurowadło z powrotem siada na rower i znowu chrząka, ogląda się na mnie  - zamaskowani teraz w tych maskach, w kapturach biegają za mną gówniarz zamiast ubeków. Taniej? Bardziej nie podpada niż dorosły, czy dostępność?

A może młodzi się nie boją, bo głupi są, naiwni, a ci starzy już tak?

Czy to są dzieci ubeków, czy werwolf nie wiem, ale... także Osiński wspomina, że niemcy w latach 30tych  werbowali młodocianych do swoich zadań.

W internecie to po brakach językowych i sensu w wypowiedzi idzie poznać, że trolle proniemieccy to często małoletni.

Więc jednak - werbują i przyuczają małoletnich do antypolskiego bandytyzmu. 

Jaka będzie przyszłość Polski?


Teraz będzie o rumuńskim Sekuritate - które werbowała dzieci i młodzież.


tłumaczenie z przeglądarki - trochę słabe


Ochrona przygotowała armię co najmniej pięciu oddziałów dzieci, szpiegując ich rodziców i nauczycieli, jako ćwiczenie w ich późniejszej pracy w służbie reżimu.


Narody są rozczłonkowane przez utratę pamięci. Ale nie możemy wybaczyć, nie mówiąc już o zapomnieniu, tym z nas, którzy przeżyli w imieniu tych, którzy stali się ofiarami reżimu komunistycznego. Według moich szacunków ze 136 000 informatorów i współpracowników Securitate aktywnych w grudniu 1989 r. Około 25 000 stanowiło „personel pomocniczy dla studentów”. Obawiam się, że ta armia dzieci Securitate tworzy wspólny organizm z „postępowymi”, którzy zastąpili ojczyznę „poprawnością polityczną” i dla których pamięć nie ma już znaczenia, jest bezużyteczna, a nawet niebezpieczna.

Liczy się tylko „nowy rodzaj polityki” i przyszłość, jaką chcą narzucić, w imię nowych wartości świata, które nie mają nic wspólnego z wiarą i tradycją. Wojowniczy i ostentacyjny ateizm, a także inni w swoich atrybutach, znacznie bardziej przypominają cechy „nowego człowieka” i nawet nie boją się tego faktu ukrywać.

Jak daleko może zajść przebaczenie?

Ochrona przygotowała armię co najmniej pięciu oddziałów dzieci, które szpiegowały ich rodziców i nauczycieli, jako ćwiczenie dla ich późniejszej działalności w służbie reżimu, jako „wyszkolone” uszy policji politycznej i, co najbardziej zasługuje, jako przyszłe jego ramy. Proces najwyraźniej przerwany przez rewolucję 1989 roku - ponieważ większość z nich, podobnie jak to miało miejsce w przypadku „głównych” informatorów, została przejęta, wraz z oficerami, z którymi mieli kontakt, przez nowe służby wywiadowcze w Rumunii, zbudowane na ruinach Securitate. Naturalną tendencją jest przebaczanie dzieciom po upomnieniu. Ale czasami pojawia się element niebezpieczeństwa czynu, gdy nagana nie wystarczy. Dlatego czasami nieletni są nawet karani za to, co zrobili.

Kiedyś odwiedziłem areszt dla nieletnich w Codlea Penitentiary na początku lat 90. Była to klasa dzieci, różniąca się od reszty jedynie kratą w oknach oraz tym, że jej uczniowie byli w różnym wieku, od 14 do 17 lat. Jeden, o anielskiej twarzy i przenikliwych niebieskich oczach, szczerze odpowiedział na moje pytanie, dlaczego tam był. „Za brutalny rabunek” - powiedział mi i uśmiechnął się. Ten obraz dziecka zbyt wcześnie dojrzałego w niespokojnych okolicznościach jego niepewnej egzystencji prześladuje mnie teraz, kiedy piszę te wersety. Tak, jest przebaczenie i pokuta. Ale nie zawsze - kategoria dzieci, kolaborantów z reżimem komunistycznym, wymknęła się wszelkiemu osądowi społeczeństwa. Co więcej, istniała nawet „polityczna” kwestia ich uniewinnienia,

Sojusz USR-PLUS, tolerancyjny wobec założycieli dzieci

Taką postawę przyjął przywódca ZSRR Dan Barna w sierpniu 2019 r., Kiedy protokół USR-PLUS Alliance „wymknął się” przepisowi, który uniewinnił drobnych współpracowników z Bezpieczeństwa winy i pozwolił im zajmować w nim kierownicze stanowiska. Przepis usunięto tylko na negatywną reakcję społeczeństwa, które wskazało właśnie palcem na politykę personalną Sojuszu, która promuje szczególnie młodych ludzi - czy nie mają oni nic do ukrycia, mimo pozornie niewinnej i zagranicznej młodości kompromisów? Po skandalu przywódcy polityczni Sojuszu wycofali się i utrzymali zakaz zajmowania stanowisk dla wszystkich byłych współpracowników Securitate, bez względu na wiek. Nie bez wyjaśnienia Danowi Barnie, wyjaśnienie, które faktycznie zawiera rzeczywistą politykę Sojuszu USR-PLUS w tej sprawie nieletnich informatorów: „Widziałem - powiedział Barna - w ostatnich dniach gwałtowny publiczny proces intencji, dotyczący postanowienia Protokołu Sojuszu, dotyczącego kandydatury osób, które: będąc dziećmi, podpisali zobowiązanie z Ochroną. W naszych dyskusjach myśleliśmy o dramatycznych przypadkach dzieci, które w sytuacji bezbronności były zmuszane pod presją do podpisania zobowiązania. Albo grożono im, że coś stanie się z ich rodzinami, jeśli nie podpiszą, ale którzy później NIE współpracowali w żaden sposób z Ochroną. w sprawie kandydatury niektórych osób, które jako dzieci podpisały zobowiązanie z Ochroną. W naszych dyskusjach myśleliśmy o dramatycznych przypadkach dzieci, które w sytuacji bezbronności zostały zmuszone pod presją do podpisania zobowiązania. Albo grożono im, że coś stanie się z ich rodzinami, jeśli nie podpiszą, ale którzy później NIE współpracowali w żaden sposób z Ochroną. w sprawie kandydatury niektórych osób, które jako dzieci podpisały zobowiązanie z Ochroną. W naszych dyskusjach myśleliśmy o dramatycznych przypadkach dzieci, które w sytuacji bezbronności były zmuszane pod presją do podpisania zobowiązania. Albo grożono im, że coś stanie się z ich rodzinami, jeśli nie podpiszą, ale którzy później NIE współpracowali w żaden sposób z Ochroną.

Chodziło jednak o dzieci, które nie miały rozeznania dorosłych, które podpisały zobowiązanie, bez współpracy i nie znając konsekwencji tego podpisu. Zgodnie z wszelkimi europejskimi normami prawnymi osoby te są uważane za ofiary represyjnych reżimów ”. To oświadczenie w sprawie uniewinnienia dzieci, które współpracowały z bezpieczeństwem i ich wiktymizacji, jest o wiele ważniejsze niż pozorny zakaz promowany przez Sojusz: podsumowuje wizję i politykę USR-PLUS w tej dziedzinie. Sojusz ma przedstawiciela marki przy Krajowej Radzie Studiów Archiwów Bezpieczeństwa Germiny Nagâţ, byłej szefowej Wydziału Śledczego, która nadal ma silny wpływ na ten wydział. W 2006 roku wywołaliśmy pierwszą publiczną debatę na temat Securitate rekrutację nieletnich, składając skargę karną do Prokuratury Generalnej (dotyczyła 15 funkcjonariuszy ochrony z Sybina, którzy w samym 1989 roku zwerbowali 146 nieletnich ze 170 zatrudnionych jako „osoby wspierające wśród studentów” przez lokalne służby bezpieczeństwa). Dopiero wtedy CNSAS wyszedł na rampę za pośrednictwem rzecznika, uznając skalę i szkodliwość zjawiska. Ale potem wszystko poszło samoistnie i żadne inne publiczne objawienia na ten temat nie zostały ujawnione. Departament Śledczy Germiny Nagâţ zamknął temat. rozpoznanie skali i szkodliwości zjawiska. Ale potem wszystko poszło samoistnie i żadne inne publiczne objawienia na ten temat nie zostały ujawnione. Departament Śledczy Germiny Nagâţ zamknął temat. rozpoznanie skali i szkodliwości zjawiska. Ale potem wszystko poszło samoistnie i żadne inne publiczne objawienia na ten temat nie zostały ujawnione. Departament Śledczy Germiny Nagâţ zamknął temat.

Portret robota „osoby wspierającej ucznia”

Dziecko lub nastolatek, które podczas Rewolucji miały od 14 do 18 lat, ma teraz od 44 do 48 lat, jest w pełni dojrzałe. Nie zdziwiłbym się, gdyby niektórzy z nich mieli „kontrolowane” wynurzanie i byli w rzeczywistości „kręgosłupem”, prawdziwą „piątą armią” „stanu równoległego”, o którym tak dużo mówiono w Rumunia w ostatnich latach. Gdyby przeprowadzono badanie i wyszukano by nazwiska wszystkich młodych polityków, sędziów, funkcjonariuszy policji, urzędników państwowych i odnoszących sukcesy biznesmenów w „aktach sieciowych”, zastanawiam się, czy ich odsetek nie zbliżyłby się 20 proc., Które „pięć oddziałów” drobnych informatorów miało w strukturze sieci informacyjnej Securitate w 1989 roku. A to mogłoby wiele wyjaśniać, w tym poczucie, że żyjemy w świecie, w którym historia nie należy do nas, jak brzmiało słynne stwierdzenie oficera KGB: „ktoś pisze historię; robimy to ".

Ze zdumieniem patrzę na młodość niektórych generałów tajnych służb, wielu sędziów, którzy czasami oceniają „ciężkie” sprawy, i odnoszących sukcesy polityków w wieku, w którym inni nawet nie debiutowali w polityce. Zastanawiam się, że nie. kiedyś, w przeszłości: czy byli wśród „osób wspierających” Securitate „wśród studentów”, jego przyszłych kadr, rekrutowanych w ramach wewnętrznej i tajnej polityki Departamentu Bezpieczeństwa Państwa w latach reżimu Ceausescu?

Nie zdziwiło mnie oświadczenie byłego oficera bezpieczeństwa, który powiedział, że większość jego dojrzałych informatorów (i jedni z najbardziej skutecznych) została zwerbowana ze szkoły, college'u lub służby wojskowej.

Inny z tych „luksusowych emerytów” wyznał również, że licealiści, a nawet licealiści, często zwracali się do Milicji lub Securitate z zazdrości niektórych zamożnych kolegów, którzy otrzymywali „paczki” z zagranicy lub otrzymywali wysokie oceny wbrew temu. i papierosy, twierdząc, że bardzo rzadko „stosowano metodę szantażu, gdyż licealiści mieli zamiłowanie do pracy kontrwywiadowczej, kierując się badanymi książkami beletrystycznymi”. Portret robota takiego „dziecka duszy” Securitate wydawał mi się portretem sędziego w wieku dwóch lat, który w jednym z wielu procesów wytoczonych przeciwko mnie na początku XXI wieku przez „ciężkie” Securitates, takie jak Ristea Priboi lub generał Marian Ureche, zapytał mnie zrzędą: dlaczego uważam, że Securitate była instytucją, która robiła „złe rzeczy” i zmusiła mnie do wyjaśnienia alfabetu „policji politycznej”, mimo że miała przed sobą prawo, na podstawie którego powinna była sądzić. Mimo to i innych podobnych do niej, zostałem uniewinniony we wszystkich wytoczonych przeciwko mnie procesach.

„Dzieci dusz Securitate” i ich świetlana przyszłość

W celu rekrutacji nieletnich młodzi absolwenci Băneasa School of Security Officers kierowani byli do szkół średnich, a nawet gimnazjów: w wieku zbliżonym do „celów”, starannie wybierali spośród uczniów skłonnych do współpracy - niekoniecznie od najlepszych do nauki. , ale nie całkiem przeciętne. Zostali zaszczepieni teorią „niebezpieczeństwa”, w jakim znajduje się kraj, siejąc w ich młodych umysłach ideę, że reżim komunistyczny jest jedynym, który może go obronić przed „agentami”, a „szpiegiem” lub „agentem” może być każdy, i mogą pomóc je złapać. Obiecano im pomoc, wsparcie, a nawet karierę w Securitate - i tutaj rekruterzy nie byli tak daleko od prawdy.
Rekrutację nieletnich przeprowadzono zgodnie z modelem biurokratycznym, podobnym do tego, jaki stosuje się w pozostałej części sieci informacyjnej. Ten zwerbowany jako „osoba wspierająca wśród studentów” został poddany „tajnemu spotkaniu”, na którym zaproponowano mu współpracę przy prawdziwym „psychologicznym studium przypadku”, tak aby proces rekrutacji nie zakończył się niepowodzeniem. Preferowano te z „otwartymi wątkami”, „gniazdem dla kolegów” i „dobrymi użytkownikami”.

Dla współpracującego ucznia został przygotowany plik, który jako pierwszy zawierał akta osobowe, z konspiracyjnym nazwiskiem „osoby wspierającej” (ucznia), jego danymi osobowymi, ale także danymi rodziców, a także krótką Psychologiczne „studium portretowe” i umiejętności podmiotu, w tym argumenty, które zadecydowały o rekrutacji. Akta małoletniego współpracownika, według tego samego typu dojrzałych informatorów, zawierały nazwę jednostki i oficera rekrutującego, a na kolejnych stronach dokonano corocznych opisów działalności rekrutowanej, możliwych nagród, oficerów łącznikowych innych niż rekrutujący i możliwego nawiązywania kontaktów, lub " kierowanie ”współpracownika do innych celów i w innych sieciach (również motywowane, jak również„ propozycje dalszego wykorzystania ”).
Były oficer ochrony powiedział, że po ukończeniu szkoły średniej nastoletni informatorzy zostali przejęci przez oficera kontrwywiadu wojskowego lub przez oficera ochrony, który „zajmował się” jednostką wyższą, w której się znajdowali.

Bez innych formalności, niż opracowanie nowego, znormalizowanego „pliku” dla „współpracowników wojskowych w okresie” lub „kartoteki współpracowników wśród studentów”, jak określono w Centralnych Dyrektywach Bezpieczeństwa „do pracy z agencją”, które Studiowałem i publikowałem je w swoich pracach. Następnie, gdy przyjechali do pracy, na stałych stanowiskach, ci młodzi ludzie otrzymali nowe zobowiązanie i sporządzono ich akta personalne samego „informatora”, które zostały zniszczone dopiero po przyjęciu w partii - kiedy mogli ”. współpracować ”z Securitate, stając się, jak w latach przed większością,„ ludźmi wspierającymi ”- o ile nie weszli oni jeszcze bezpośrednio do Securitate.

W starszym tomie rejestru sieci informacyjnej w Sibiu znalazłem procent dzieci, rekrutowanych pod koniec lat 70., urodzonych w latach 1964-1967, a więc tych z mojego pokolenia: odsetek ten nie jest taki jak w latach 80. (ponad 20%), ale przekracza kilkanaście procent całej sieci informacyjnej spośród ponad 3500 informatorów Securitate, rekrutowanych w latach 1976-1979 w Sibiu.
Będę miał cierpliwość, aby przeszukać Google, aby sprawdzić, czy mam rację, czy nie: czy niektórzy z nich zrobili „karierę” w cieniu służb bezpieczeństwa i tajnych służb, które to zrobiły? Mam smutne przeczucie, że tak. Ofiary dzieci-założycieli również pozostały ofiarami. Funkcjonariuszom, którzy ich używali, powodziło się. Sugestywny przykład pokazuje, że przynajmniej oficerowie rekrutacyjni dzieci-współpracowników nie poradzili sobie źle po 1989 roku. Securitate Emilia Balici, która zwerbowała córkę sędziego jako „źródło” została zastępcą w SRI Sibiu. Sędziowi, który po 1989 roku był zamieszany w skomplikowaną „sprawę rewolucji” w mieście, zarzucono, wcale nie subtelnie, że jego córka pracuje dla Bezpieczeństwa i poprosił o światło w tej sprawie.

Okazało się, że Emilia Balici sfałszowała dokumentację „osoby wspierającej studenta” i że notatki informacyjne przypisane córce sędziego należały w rzeczywistości do jej własnej córki, która była z nią koleżanką z banku. Jednak Emilia Balici zwerbowała wielu innych nieletnich do swojej sieci informacyjnej. Pozew wniesiony przeciwko niej został wniesiony, podobnie jak postępowanie karne, które w 2006 roku wytoczyłem w imieniu IICCMER, przeciwko niej i 14 innym kolegom, którzy z naruszeniem Konstytucji i przepisów RSR zwerbowali nieletnich współpracowników. Mąż Emilii Balici również stał się trudną osobą w sprawach wewnętrznych: pułkownik Radu Balici był szefem Służby Drogowej, szefem Służby Śledczej, następnie został mianowany szefem Inspektoratu Policji Prahova, aw 1997 r. Podlegał ochronie Ministra Spraw Wewnętrznych. stażysta Gavril Dejeu,
Wszystko, jak widać, funkcjonowało w systemie zamkniętym, który dyskretnie się utrwalał, niezależnie od historii, która się poza nim toczy. Model rekrutacji dzieci przez komunistyczną policję polityczną nie jest modelem lokalnym. Znana jest historia i legenda Pawlika Morozowa, który w 1930 r. Wydał swoich rodziców NKWD, a Pavlik stał się radzieckim bohaterem po tym, jak dwa lata później został zabity przez „kontrrewolucyjnych bandytów”, a właściwie zabity przez własnego wuja. po skazaniu i egzekucji rodziców przekazał go sowieckiej tajnej policji.

STASI, wschodnioniemiecka służba bezpieczeństwa, podniosła do „sztuki” tę „pouczającą pracę” z uczniami i studentami, która stworzyła prawdziwe dramaty rodzinne, wraz z otwarciem archiwów policji politycznej w byłej NRD, poprzez rozmiar tego zjawiska. Bez wątpienia te same dramaty miały miejsce również w naszym kraju - ale nadal znamy je tylko powierzchownie, ponieważ archiwa milczą o drobnych współpracownikach Securitate. Podaję dwa przykłady: „Będąc nauczycielem w szkole 16, sektor 3 w Bukareszcie, w 1987 roku nauczyłem dzieci budzić rumuńskiego i ucznia ósmej klasy, syna ochroniarza, mówiącego w domu, czego się nauczyły, W styczniu 1988 r. Za zgodą dyrektora zostałem wyrzucony ze szkoły. Kontynuowałem pracę w domach dziecka, ponieważ dwóch ochroniarzy, którzy mnie przesłuchiwali, rozmawiało ze sobą: Nie zasługuje na pracę z uczniami w zwykłych szkołach i posługiwanie się dyplomem uczelni. W 2000 roku poszedłem do CNSAS i ku mojemu zdziwieniu dowiedziałem się, że mam 3 (trzy) pliki przygotowane przez komunistyczną ochronę. Z mojej 35-letniej działalności uznano tylko 30, straciłem co najmniej 500 milionów starych lei ”(Ioan Burciu, Bukareszt)„ Mój ojciec, profesor historii i filozofii, stracił pracę nauczyciela z powodu do studenta-informatora, który powiedział mu, że nie mówił wystarczająco dużo o Marksie, ale wspomniał o Camusie i Sartre. Został wyrzucony z edukacji, bo partia chleba nie daje na próżno - poinformowano mojego ojca w inspektoracie powiatu Cluj i skierowano go jako robotnika do fermy królików ”. (Ioana Mehrgan, Wielka Brytania). W 2000 roku poszedłem do CNSAS i ku mojemu zdziwieniu dowiedziałem się, że mam 3 (trzy) pliki przygotowane przez komunistyczną ochronę. Z mojej 35-letniej działalności uznano tylko 30, straciłem co najmniej 500 milionów starych lei ”(Ioan Burciu, Bukareszt)„ Mój ojciec, profesor historii i filozofii, stracił pracę nauczyciela z powodu do studenta-informatora, który powiedział mu, że nie mówił wystarczająco dużo o Marksie, ale wspomniał o Camusie i Sartre. Został wyrzucony z edukacji, bo partia chleba nie daje na próżno - poinformowano mojego ojca w inspektoracie powiatu Cluj i skierowano go jako robotnika do fermy królików ”. (Ioana Mehrgan, Wielka Brytania). W 2000 roku poszedłem do CNSAS i ku mojemu zdziwieniu dowiedziałem się, że mam 3 (trzy) pliki przygotowane przez komunistyczną ochronę. Z mojej 35-letniej działalności uznano tylko 30, straciłem co najmniej 500 milionów starych lei ”(Ioan Burciu, Bukareszt)„ Mój ojciec, profesor historii i filozofii, stracił pracę nauczyciela z powodu do studenta-informatora, który powiedział mu, że nie mówił wystarczająco dużo o Marksie, ale wspomniał o Camusie i Sartre. Został wyrzucony z edukacji, bo partia chleba nie daje na próżno - poinformowano mojego ojca w inspektoracie powiatu Cluj i skierowano go jako robotnika do fermy królików ”. (Ioana Mehrgan, Wielka Brytania). Straciłem co najmniej 500 milionów starych lei ”(Ioan Burciu, Bukareszt). ale wspomniał o Camusie i Sartre. Został wyrzucony z edukacji, bo partia chleba nie daje na próżno - poinformowano mojego ojca w inspektoracie powiatu Cluj i skierowano go jako robotnika na fermę królików ”. (Ioana Mehrgan, Wielka Brytania). Straciłem co najmniej 500 milionów starych lei ”(Ioan Burciu, Bukareszt)„ Mój ojciec, nauczyciel historii i filozofii, stracił pracę nauczyciela z powodu studenta-informatora, który powiedział mu, że nie mówi wystarczająco dużo o Marksie, ale wspomniał o Camusie i Sartre. Został wyrzucony ze szkoły, bo partia chleba nie daje na próżno - powiedziano mojemu ojcu w inspektoracie powiatu Cluj i został skierowany jako robotnik do fermy królików ”. (Ioana Mehrgan, Wielka Brytania). bo partia nie daje chleba na próżno - mój ojciec został poinformowany w inspektoracie okręgu Cluj i został skierowany jako robotnik do fermy królików ”. (Ioana Mehrgan, Wielka Brytania). bo partia nie daje chleba na próżno - mój ojciec został poinformowany w inspektoracie powiatu Cluj i został skierowany jako robotnik do fermy królików ”. (Ioana Mehrgan, Wielka Brytania).

Ogólnie ofiary pozostały ofiarami, a „dzieci Securitate” dorastały, chronione najpierw przez ich werbowników, a następnie przez prawa, które są uznawane wszędzie w demokratycznym świecie nieletnich. O ich „pracy” w przeszłości wiedzą tylko ludzie, którzy wprowadzili ich w „ustrój” i otworzyli wszystkie korytarze władzy, od dzieciństwa do teraz, zawsze dając im immunitet od prawa, a nawet moralności. Ale nie w obliczu historii.

Autor: Marius Oprea
Źródło: mediafax.ro


Tu zaś jeszcze rzeczony fragment z Osińskiego:




Źródło tutaj:  https://chomikuj.pl/fotopomnik/Dokumenty/Skany



https://gandeste.org/analize/securitatea-a-pregatit-o-armata-de-nu-mai-putin-de-cinci-divizii-de-copii-care-si-spionau-parintii-si-profesorii-ca-un-exercitiu-pentru-activitatea-lor-ulterioara-in-slujba-regimului/118187/