Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zabory. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zabory. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 10 października 2024

Nazwa Gdańska, a niemieckie "dożynki"...

 


Poniżej przedruk z niemieckiej strony o tradycji dożynek u Niemców na przykładzie Pomorza.


Pommerscher Greif e. V. – niemieckie stowarzyszenie o profilu historycznym i genealogicznym.

celem stowarzyszenia jest badanie, utrwalanie oraz upowszechnianie lokalnych i rodzinnych historii dawnej prowincji pomorskiej w oparciu o metodykę naukową i dokumenty źródłowe. Prowadzi również badania nad heraldyką, sfragistyką i pochodzeniem nazwisk, a także udziela wsparcia naukowego oraz publikuje prace historyczne.

Biblioteka i archiwum stowarzyszenia znajdują się od 2015 w Züssow, gdzie zbiorami opiekują się wolontariusze. Do tego czasu mieściły się w Centrum Pomorskim w Travemünde. Po jego zamknięciu Pommerscher Greif przejął także zbiory mieszczącej się tam biblioteki Pomorskiego Stowarzyszenia Centralnego.

Stowarzyszenie organizuje coroczne seminaria naukowe i wspólne wyjazdy badawcze. Na swojej stronie internetowej udostępnia bibliotekę cyfrową, bazę danych pomorskiego spisu kopyt* z lat 1717–1719 oraz publikację lustracji duńskiej na Pomorzu Szwedzkim z 1717.

Stowarzyszenie liczy ponad 450 członków (z końcem 2013 roku było ich 471) także z krajów, do których po wojnie wyemigrowali mieszkańcy Pomorza.

* tak jest napisane - "kopyt" - to jest polskojęzyczna wikipedia





Dla mnie tekst jest mocno dwuznaczny, odnośniki do Jana i napaści na niego, są wg mnie bardzo czytelne, one się po prostu powtarzają w różnych historiach, jak chociażby tej o Hiramie.... 

W podanej piosence pada zresztą określenie - "Stary" i imię "Hans", czyli Jan.

Święto plonów tradycji niemieckiej jawi się jak święto z okazji czyjejś śmierci - tryumf trzech pasterzy...


Niemcy udawali chrześcijan (udawali, że wyznają podobne wartości co Słowianie), kiedy przyszli do nas w dawnych wiekach i podobnie udają dożynki, a tak naprawdę obchodzą inne święto... to się często powtarza, to jest immanentna cecha niemieckiej polityki.

Na przykład teraz niemiecki kanclerz Olaf Scholz udaje, że nie umie rządzić, a naprawdę chodzi o ponowne wyniesienie faszystów do władzy, na - "skrupulatnie" wypracowanej fali niezadowolenia Niemców z obecnych rządów i polityki migracyjnej państwa.

W Niemczech, jak donoszą media, dominuje kryzys migracyjny i gospodarczy - co na to ci wszyscy mądrale od "Niemce som bardzo skrupulatne" i tym podobnych dyrdymałów??


Tak samo zaplanowana jest "nowa" twarz niemieckiej polityki - Sara Wagenknecht*


wagen - wózek, pojazd
knecht - sługa

pamiętamy - Kopacz = kopacz (grabarz)

służąca za listek figowy dla faszystów i jako ich transport - dosłownie wózek, na którym mają wjechać do władzy.


Sam fakt, że tak długo w postfaszystowskich Niemczech "tolerowano" faszystowską partię, aż urosła do znacznej siły,  powinien dać wszystkim do myślenia.

"To som mondre ludzie, te niemce, wie pan...?"


Zwracam uwagę na:

- myszy - może chodzi o przydomek lub wzrost, drobną posturę jednego z nich, tego, który głupio zginął ( myszom śmierć! a nam złoto) albo, że był pod wpływem myszy (coś drobnego) tj. był opętany

- taniec

- użycie cudzysłowia - w jakim celu?

- tekst oryginalny jest przedrukiem z lat 50-tych XX wieku, ale niewykluczone, że to tekst o wiele starszy, może z czasów zaborów, w tekście nie ma odniesienia do miejscowości, jedynie ilustracje odnoszą się do takich miejscowości jak Żabin w pow. drawskim, wymienia się wyspę Rugia - obecnie w Niemczech, ponadto autor poleca linki do opisów dożynek w powiecie gryfickim i słupskim

- w komentarzu nie tłumaczę wszystkiego, co tu jest, a notatka jest powiązana z innymi notatkami z bloga




przedruk

tłumaczenie automatyczne za pomocą strony deepl.com, 

google tłumacz słabo tłumaczył niemiecki i w ogóle nie poradził sobie z dolnoniemieckim w przypadku tekstu piosenki






Święto Dziękczynienia na Pomorzu




6 października, 2014 


Ze żniwami, najważniejszym wydarzeniem roku na wsi, zawsze wiąże się wiele zwyczajów i tradycji, zwłaszcza w naszej pomorskiej ojczyźnie, która była spichlerzem Niemiec. Tak jak prawie każda wieś na Pomorzu miała swoje językowe osobliwości i idiosynkrazje, tak zwyczaje żniwne zawsze nieco się od siebie różniły. Ogólnie jednak wyłania się jednolity obraz.


"która była spichlerzem Niemiec" - przypuszczam, że autorowi chodzi tu o tajny "spichlerz", bo przecież ziemia pomorska to tereny polodowcowe - mamy tu piaski, a ziemie uprawne generalnie są średnie. To powodowało odpływ niemieckich "kolonistów", którzy cały czas byli na siłę instalowani na Pomorzu, nawet przed wojną "troską" Hitlera było podnoszenie żywiołu niemieckiego na tym terenie - "zwyczajni" Niemcy nie chcieli tu mieszkać - MS






Pommerscher Erntezug, 1863
Otto von Reinsberg-Düringsfeld: Das festliche Jahr in Sitten, Gebräuchen und Feste der germanischen Völker. Mit gegen 130 in den Text gedruckten Illustrationen, vielen Tonbilder, etc. Spamer, Leipzig 1863. 390 W; http://www.mdz-nbn-resolving.de/urn/resolver.pl?urn=urn:nbn:de:bvb:12-bsb10016939-6


Odzież była wszędzie taka sama, wykonana z dobrego, tkanego w domu białego lnu. Czasami używano również białej tkaniny pokrzywowej, ale zwykle preferowano chłodzący len. Kobiety i dziewczęta nosiły swoją białą „zewnętrzną sukienkę” (weißes „Austkleid”), prosty, domowy krój, z dużą, białą chustą, którą można było zawiązać szeroko na czole, aby zapewnić wystarczający cień. Mężczyźni również nosili białe spodnie i koszule oraz tradycyjne słomkowe kapelusze. Jednak w ostatnich czasach wiele młodych dziewcząt poszło w ślady mężczyzn, wybierając również długie spodnie i słomkowe kapelusze jako część swojej odzieży żniwnej. Wynikało to jednak wyłącznie z praktyczności i bezpieczeństwa przed palącymi promieniami słońca.

Śniadania, obiady i kolacje jadano w domu, ale pomiędzy tymi posiłkami duży kosz z wybranymi rzeczami był „przenoszony” na pole, a jego zawartość szczęśliwie konsumowana w cieniu przysiadów, na poboczu drogi lub na pobliskim skraju lasu. Co jedzono? To również różniło się w każdej wiosce. W jednej wiosce było ciasto lub maślane babeczki, w innej naleśniki i soczewica. We wcześniejszych czasach ryż i śliwki były uważane za „dobre jedzenie” w porze obiadowej, później za najlepszy posiłek uważano pieczoną wieprzowinę lub młode kurczaki.

[duży kosz z wybranymi rzeczami był „przenoszony” na pole -  słowo "nachgetragen" w oryginale ujęto w cudzysłów, może więc tu być jakieś rebus zrozumiały dla tych, co wiedzą o co chodzi; słowo "nachgetragen" tłumaczone jest jako: dodany, w dodatku - MS]


Ale nie było różnic, jeśli chodzi o picie. Tylko piwo warzone w domu było wszędzie uważane za właściwy napój. Austbier był przygotowywany i warzony co roku przed żniwami, rozlewany do dużych dzbanów i nie tylko smakował wyśmienicie, ale także gasił największe pragnienie. Dopóki to piwo nie zostało wypite, żaden rolnik ani parobek nie dotykał kosy do koszenia. Kiedy żyto było dojrzałe, zawsze mówili do mistrza:

„Gdzie jest Austbeir!”.

Ale kiedy pierwszy łyk był gotowy, zaczynały się żniwa. Żona rolnika była chwalona i radowała się, gdy cała drużyna szła śpiewająco w pole. Termin zbioru żyta przypadał około 25 lipca. Stąd stare farmerskie powiedzenie:

„Święty Jakub przynosi chleb albo głód!”.



Pochód żniwny w Gross Sabin, powiat Dramburg
z: Pommersches Heimatbuch 1954


Dzień św. Bartłomieja 24 sierpnia był ostatnim dniem zbiorów owsa, a także początkiem zbiorów owoców. Rolnik zwykle wykonywał pierwsze cięcie kosą na polu żyta, odmawiając „Boże dopomóż” lub cichą Modlitwę Pańską. Przywoływało to Boże błogosławieństwo dla dobrych i obfitych zbiorów. W niektórych miejscach na początku żniw bito nawet w dzwony. Zwyczaj ten był nawet mocno zakorzeniony w starszych obrzędach kościelnych. W niektórych regionach pierwsze kłosy kukurydzy były również kładzione na ziemi jako krzyż z pokory i wdzięczności. Jednak gdy tylko koszenie dobiegało końca, praca rozpoczynała się jak opętana. Pierwszy snop wiązano i odkładano na bok, ponieważ w niektórych gospodarstwach wyrzucano go później za drzwi stodoły z powiedzeniem „Myszko, oto twój, zostaw mi mój!”, aby wykupić się od plagi myszy.

Pierwszy przywieziony wóz miał dokładnie takie samo znaczenie jak pierwszy pokos czy pierwszy snop. Podczas załadunku i jazdy wozem nie wolno było rozmawiać. Dopiero po trzykrotnym trzaśnięciu biczem drzwi stodoły były otwierane w ciszy przez żonę rolnika. Następnie zadawała rytualne pytanie:


 Co wieziesz?

 Chleb dla nas - śmierć dla myszy!


 [Was bringst Du?
 Für uns das Brot — für die Mäuse den Tod!]

Gospodarz odpowiedział więc i wjechał pierwszym wozem do stodoły. Z drugiej strony ostatni ładunek był zawsze trochę zabawny. Na przykład, w środku zostawiano dziurę, aby człowiek, który stał w stodole, prześlizgnął się na spód deski wozu. Albo ostatni ładunek był pakowany poprzecznie do siebie z czystego entuzjazmu, aby snopy nie mogły zostać rozerwane podczas rozładunku.

alternatywnie:

"Z drugiej strony, ostatni załadunek był zawsze trochę zabawny. Na przykład nie było „pakowania” w środku, tak że człowiek, który utknął w stodole, prześlizgnął się na spód deski wozu."





"Starzec" zostaje przekazany panu dworu Z: Pommersches Heimatbuch 1954 z podziękowaniami dla Irecka Litzbarskiego* za odniesienie do źródła



Najbardziej znanym zwyczajem na Pomorzu była postać „Starca” ("Alten") lub „de Oll” w języku dolnoniemieckim. Ta słomiana kukła została wykonana z ostatniego snopa zboża. Na polach ludzie tańczyli wokół słomianego człowieka z radości z powodu szczęśliwego zakończenia zbiorów zboża. Następnie niesiono go śpiewając do wioski lub przywiązywano do najpiękniejszego konia. Procesja zatrzymywała się przed dworem lub gospodarstwem, młoda dziewczyna wychodziła naprzód i wypowiadała powiedzenie:


[język dolnoniemiecki - MS]

Goden Dag, tosaomen in dat Huus,

wi bringe den Ollen von’t Feld no Huus.

wi hewwe mit em üm de Wett bunne,

de Oll, de hett de Sieg gewunne.

Wi fünge us mit em an to striden,

de Oll, de wull in’n Feld nich bliwen.

Wi hewwe moal bunne rund un bunt,

wi hewwe moal bunne öwer Barg un dörch den Grund.

Wi hewwe moal bunne dörch Distel un Doorn,

doaför gäw de leiv Gott us immer schier Koorn.

Wie hewwe moal bunne, dat de Sand so stöwt,

un anftert Johr will wi binne, dat de Steel sik bögt.

De Oll, dat wie ein lustig Hans,

hei bitt sik nu ut Musik un Danz.

Un wenn hei dat würd nich kriege,

denn ward ji annert Johr up’n Rügge liege.

Wat doahn wi nu mit diesem Olle?

Wille Sei em hewwe oder schaele wi em biholle?

Dzień dobry, tosaomen in dat Huus,

Sprowadzamy staruszka z pola do domu.

Graliśmy z nim w zawodach,

Starzec wygrał zwycięstwo.

Zaczynamy z nim kroczyć,

Oll, który nie chciał zostać na polu.

Zawsze byliśmy kolorowi i okrągli,

Mieliśmy czasem kolorowe przez poprzeczkę i przez ziemię.

Mieliśmy czasem kolorowe przez osty i ciernie,

ale Bóg zawsze dawał nam tyle radości.

Zawsze mieliśmy kolorowe, że piasek tak przeszkadza,

i co roku chcemy, żeby stal się wygięła.

Stary człowiek, jak wesoły Hans,

teraz prosi o muzykę i taniec.

A jeśli tego nie dostanie,

to będziesz leżał na plecach przez resztę roku.

Co zrobimy z tym starcem?

Chcemy go zatrzymać czy pochować?




Otóż "starca" nigdy nie odprawiano, ale chętnie zabierano go do domu i wykupywano za muzykę i taniec, jedzenie i picie.

Po żniwach wbito do stodoły ostatnią beczkę, ziemniaki zapiwniczono i przyniesiono na hałdy, przystąpiono do przygotowań do dożynek. Uroczystość tę obchodzono również według starych, tradycyjnych zwyczajów. Klaus Granzow relacjonuje to:

Pomiędzy Zesłaniem Ducha Świętego, „pięknym świętem” na wiosnę, a Bożym Narodzeniem, "świętym świętem" zimą, obchodzimy piękne i wspaniałe święto wdzięczności jesienią: dożynki. Jest to dzień, o którym chłopiec z leśnego gospodarstwa Peter Rosegger mówi, że jest to "małe okno, przez które można spojrzeć na szeroki świat, a nawet trochę w wieczność".

Na Pomorzu święto plonów (Erntefest) obchodzone były zazwyczaj w ostatnią niedzielę września, a tydzień później w październiku dożynki (Erntedankfes).

[Erntefest - Erntedankfest - zakończenie żniw i podziękowanie za plony? - MS]

Tak śpiewali chłopcy i dziewczęta, kiedy zebrali się na wiejskim placu w tę niedzielę. Wszyscy, którzy brali udział w żniwach, pojawili się w odświętnych strojach. Na ten festiwal założono stare, piękne stroje lub najnowsze ubrania. Mężczyźni mieli swoje narzędzia — kosy i widelce — owinięte kolorową krepą lub bibułą, a na czapkach bukiety kwiatów lub zboża, a dziewczęta równie pięknie ozdobiły swoje grabie czerwonymi, niebieskimi, zielonymi i białymi wstążkami.

[tradycyjne rokoszowe akcesoria... - MS]







Najpiękniej wyposażony był jednak wóz żniwny, który co roku przywoził inny rolnik (zawsze jechał na zmianę). Nie tylko zdobiły go kiście wszelkiego rodzaju zbóż i kolorowe kwiaty, ale ciężkie girlandy z liści dębu przewinęły się przez szprychy kół i słupy drabiny po bokach. Konie i woźnica byli również udekorowani liśćmi dębu i kłosami zboża. Za tym wozem, na którym zazwyczaj siedziały tylko dzieci danego rolnika, przez wieś przechodził kondukt żniwny. Przed nimi szedł młody mężczyzna z koszem do zasiewu, który miał nam teraz przypominać o trudnym początku przygotowania pola na szczęśliwym końcu żniw. Następnie dwie młode dziewczyny włożyły koronę, a za nimi kapela wiejska i cała wesoła gromadka chłopców i dziewcząt z całej wioski.

W niektórych regionach Pomorza wieniec dożynkowy nadal nazywany był „wieńcem austriackim”. („Aust-Kranz” - a może chodzi o "wschodni"? podobnie: "Austbeir" - MS).  Wieniec zawsze symbolizował zamykający się krąg roku. Wieniec ewoluował następnie w koronę łukową, która była wykonana z drewna wierzbowego ze specjalnym kunsztem. Zadaniem dziewcząt z wioski było jak najpiękniejsze udekorowanie korony. Zabrały się do pracy z wielką starannością, miłością i wyobraźnią i ukończyły trudną pracę. Należało wykorzystać wszystkie rodzaje zbóż: żyto, pszenicę, jęczmień i owies, a także kwiaty polne: chaber, rzodkiewkę i mak. W niektórych regionach w koronę wplatano również jabłka i gruszki, owoce zbiorów owoców.

Ta wspaniała korona była następnie wręczana panu przez jego służących i pokojówki w wioskach dworskich. W wioskach rolniczych co roku inne gospodarstwo otrzymywało koronę. Gospodarz lub pan dworu stał z rodziną przy drzwiach wejściowych, gdy korowód dożynkowy maszerował do gospodarstwa śpiewając. Radośni żniwiarze tworzyli półokrąg wokół domu, a dwie dziewczynki wychodziły z koroną i śpiewały pieśń:


[język niemiecki ? - MS]

Guten Tag, ihr Herren insgemein,

ich bitt’, ein Weilchen still zu sein.

Wir bringen dar den Erntekranz

für Essen, Trinken, Spiel und Tanz.

Er ist nicht von Distel und Dorn.

sondern von reinem, gewachsenem Korn.

Ich will nun wünschen, daß die Pferde gut gehn,

und daß die Schweine gut gedeihn,

daß die Frau kann nach dem Rechten sehn

und alle Kinder reich sich verfrei’n.

Dafür bitten wir Bier und Wein

und wollen dabei recht lustig sein!

Musikanten,   spielt auf,

ohne Rast und Verschnauf!”


Dzień dobry, panowie w ogóle,

Proszę o chwilę ciszy.

Przynosimy wieniec dożynkowy

na jedzenie, picie, gry i tańce.

Nie jest on z ostu i ciernia.

lecz z czystego, wyrośniętego zboża.

Życzę teraz, by konie miały się dobrze,

i by świnie dobrze się rozwijały,

by żona dbała o swoje prawa

i aby wszystkie dzieci były bogate.

W zamian prosimy o piwo i wino

i zabawmy się!

Muzycy, grajcie,

bez odpoczynku i wytchnienia!”







Następnie przekazano koronę żniwną i wniesiono ją do domu. Zabrzmiała muzyka, a gospodarz podziękował gościom napojem dożynkowym. Mówca wiersza otrzymywał prezent, a wszyscy goście dostawali mały bukiecik do przypięcia na stole.

W posiadłościach stół był teraz zastawiony dla wszystkich służących, a pan i "pani" usługiwali sami. Stary właściciel ziemski mawiał:

"Mam już dość tego całego roku, (w) ten dzień zamierzam powiedzieć, że cię (ciebie) uszczęśliwię!"

[„Dat ganz Johr moakt ji mi satt, dissen Dag heww ick nu, dat ick juch satt moake doh!”]


Na wyspie Rugia korona żniwna była „odtańczona”: najpierw pan tańczy ze swoją żoną, potem z panną z wieńcem, z majstrem i tak dalej aż do małej pokojówki, następnie gospodyni tańczy z majstrem aż do najmłodszego stajennego. Każda para trzyma koronę między sobą, dopóki nic z niej nie zostanie. W innych regionach stara korona jest wypełniana jabłkami i słodyczami przez pana dworu i rzucana między dzieci, które następnie rozrywają koronę.

Nowa korona jest jednak umieszczana w honorowym miejscu, zwykle z przodu w korytarzu, natychmiast widocznym dla każdego gościa. Na czas dożynek jest ona jednak przenoszona do sali, gdzie rozpoczyna się taniec dożynkowy. Bawiono się tu i pito do wczesnych godzin porannych. Często pan dworu lub „koronowany” rolnik płacił cały rachunek sam, ale w przeciwnym razie tworzono wspólny fundusz, aby wszyscy mogli przyłączyć się do świętowania.

Ostatni taniec pod koroną był zarezerwowany dla młodych dziewcząt i kobiet, ponieważ panowało w nim starożytne zaklęcie płodności. Ogólnie rzecz biorąc, czas żniw był również czasem wesel. W ubiegłym stuleciu wesela i dożynki były obchodzone razem w wielu wioskach. A następna Niedziela Dziękczynienia była również nabożeństwem dziękczynnym dla młodej pary. Ołtarz był świątecznie udekorowany. Wszystkie owoce z pola i ogrodu zostały ułożone na schodach jako znak dziękczynienia. Duża, ciężka korona żniwna wisiała zamiast żyrandola.






Teksty z „Pommersche Saat” (Pomorskie Ziarno), miesięcznika organizującego wieczory ojczyźniane, Pommersche Landsmannschaft 1949-1962.

Film przedstawiający pomorskie życie wiejskie w Lupow, powiat Stolp - w tym materiał z dożynek - można obejrzeć na Lupowfilmie nr I

Piękny opis dożynek w Stölitz, powiat Greifenberg, można również znaleźć w:

 "Ein Rittergut im Wandel der Zeit: Erinnerungen an das pommersche Dorfleben und an die Zeit bis 1957" Gerharda Kastena, Norderstedt, 2009

*Kolekcja zdjęć Irecka Litzbarskiego na Flickr







tłumaczenie słowa "Oll" ("Starzec") - stary, zużyty








Fragment mojego tekstu "Poszukiwania najstarszego Gdańska"
 
22 czerwca 2022 r.




W XIX wieku słynny gdański historyk Gotthilf Löschin zaproponował, że Hagel pierwotnie był Jagelem, a skutkiem tego było pojawienie się wśród niektórych polskich opracowań terminu Góra Jagiełłowa, Jagłowa czy Jagielna.

Według tych legend, na szczycie Góry Gradowej w drewnianej warowni mieszkał Hagel, który jednak nie był wzorem dobrego władcy. Okoliczna ludność żyła w strachu przed jego terrorem, bowiem za pomocą siły wymuszał coraz to większe daniny.

W jednej z wersji Hagel miał pasierbicę Raję, która zakochała się z wzajemnością w młodym rybaku Danie. Okrutnik z Góry Gradowej dowiedział się o tym zakazanym uczuciu i postanowił zabić młodzieńca, któremu jednak udało się pokonać Hagela. 

Ciemiężca poniósł śmierć, drewniana warownia została zburzona, a mieszkańcy uczcili upadek dawnego pana tańcem. Z kolei dzielny rybak ze swoją ukochaną założyli miasto, z którego w przyszłości wyrośnie Gdańsk. Imię Dana było jednocześnie ludową etymologią pochodzenia nazwy Danzig.



W 1862 
roku Ryszard Berwiński w swojej książce "Studia o gusłach, czarach, zabobonach i przesądach ludowych" w jednym z przypisów zapisał jeszcze jeden ciekawy przekaz o Górze Gradowej:

(...) Gaspar Schutz powiada, że ów rycerz, którzy zachęcając poddanych swej wioski "Wieke" do tańca, miał mówić do nich "Danz Wiekie", z czego później, gdy go zamordowano, a miasto tu powstało, utworzył się: Danzwig, Danzig; 


że tedy ten rycerz nazywał się Jagel, lub "Hagel", że mieszkał na drewnianym zamczysku na górze, którą dla tego Hagelsberg nazywano i do dziś dnia nazywają. Jakoś istotnie prawda, że Niemcy tameczni tak nazywają tę górę. Ale zapytany o nią poczciwy okoliczny Kaszub, opowiada zawsze, że to "grodowa góra", jakoby grodzka od gród, grad, hrad, który na tej zapewne stał górze w czasach dawnych i dał początek tej nazwie. 

Ale Niemcy języka naszego nieświadomi, i radzi go umyślnie wykrzywiać, a ślady jego zacierać, przetłumaczywszy "hrad" (Burg) na "Hagel" (grad), utworzyli z tego "Hagelsberg" i całą bajkę o poddanych ze wsi Wieke, o ich tańcach i księciu Jagiel wymyślili, chcąc nazwę miasta z języka niemieckiego wydedukować. Takiej wsi Wieke nie masz dziś śladu w okolicach Gdańska (...).

Kto wie, być może te legendy i przekazy rzeczywiście były dalekim echem opowieści o najstarszym Gdańsku, a współczesna historia zwraca nam wielowiekową tradycję.

Berwiński ma rację - podobne fałszerstwa niemcy stosowali w całej Polsce, na całej Słowiańszczyźnie. Zwracałem na to uwagę przy okazji omówienia wiki miasta Gniew, Skarszewy czy Junkrowy - także Sopot.




A w słowach pierwszej "dożynkowej" piosenki mamy:


De Oll, dat wie ein lustig Hans,
hei bitt sik nu ut Musik un Danz.



Czyli w języku dolnoniemieckim słowo "taniec" zapisywało się nie "Tanz", tylko - "Danz".



Ja wiem, są całe opracowania bardzo dobrych polskich językoznawców na temat genezy nazwy "Gdańsk", np. w:

"Nazwy miast Pomorza Gdańskiego" pod redakcją H. Górnowicza i Z. Brockiego z udziałem E. Brezy i J. Tredera, Wydawnictwo UG 1999 r.

i oni tam szczegółowo opisują z czego wynika zamiana   Kdanzc   na   Danzk....  

z tego, że Niemcy nie umieli mówić...


ja jednak podejrzewam, że z tymi tańcami to mogło tak być i że niemiecka nazwa Gdańska - Danzig - właśnie od tego tańca pochodzi.....



Najstarszy znany nam zapis nazwy Gdańska brzmiał:

Gyddanyzc

co czytało się



Gъdańъskъ

Gъdaniesk    albo    Gъdańsk



gdzie jer twardy "ъ" czyta się podobnie do "u"



Jery w języku prasłowiańskim powstały głównie w wyniku przemian praindoeuropejskich krótkich samogłosek   ŭ   i   ĭ
Samogłoska ь odpowiada na ogół dawnemu ĭ, a

 ъ odpowiada ŭ.


Przykładowo:


pie. *gʰostĭs > psł. *gostь > pol. gość;
pie. *sūnŭs > psł. *synъ > pol. syn;
pie. *mŭsom > psł. *mъxъ > pol. mech





Do "tradycji" nazywania Gdańska miastem tańców zdaje się nawiązują włodarze miasta nad Motławą...


2019 r:

"Radosny pochód" i "tańce" - taki opis Marszu Życia, który odbędzie się w dniu obchodów wybuchu II wojny światowej pojawił się we wtorek na oficjalnej stronie Gdańska.




oraz szefowstwo Europejskiego Centrum Solidarności (ECS) w 2024 r:



Szokująca potańcówka

Czesław Nowak odnosi się również do samego programu obchodów, w tym potańcówki.

A w tegorocznym programie na przykład taka atrakcja:

wieczorna „Potańcówka pod gwiazdami” przy Bramie nr 2. 

W pobliżu miejsca, gdzie w Grudniu 1970 lała się krew!? 


Szokujące. Ja nawet myślę, że ktoś z Państwa, młodszych zapewne, pracowników chciał dobrze – radośnie uczcić dzień zwycięstwa, jakim był przecież 31 sierpnia 1980 roku. Tylko, na Boga, nie w tym miejscu tańce! Czy w obowiązujące u Was atmosferze „uśmiechniętej Polski” nikt już poważniej nie potrafi myśleć?


Celem działalności Centrum jest „upowszechnienie dziedzictwa „Solidarności” w Polsce i innych krajach oraz czynne uczestnictwo w budowie tożsamości europejskiej”.



Zadziwiająca koincydencja..




może oni coś wiedzą?


















--------------




źródła:

www.pommerscher-greif.de/erntedank/

pl.wikipedia.org/wiki/Pommerscher_Greif

www.pommerscher-greif.de


deepl.com




https://tvn24.pl/polska/gdansk-spor-o-tresc-komunikatu-na-stronie-miasta-ws-obchodow-wybuchu-wojny-ra957312-2306099


https://m.trojmiasto.pl/historia/Gora-Gradowa-Gdansk-Hagelsberg-Historia-n142788.html


pl.wikipedia.org/wiki/Europejskie_Centrum_Solidarności



myszy:


Prawym Okiem: Jak działa Phersu? (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Od Zbrucza do Włoch (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Znowu myszy - i Frygia (maciejsynak.blogspot.com)










Rolnictwo w woj. pomorskim



Czynnikami wpływającymi na rodzaje zasiewów w województwie pomorskim są warunki klimatyczne i glebowe. Te pierwsze należą do łagodnych, sprzyjających produkcji roślinnej, warunki glebowe są zaś ściśle pochodną geologicznej przeszłości Pomorza. 

Cechuje je: duże zróżnicowanie, występowanie obszarów o zmiennych cechach i warunkach gospodarowania, od pasa morza, poprzez moreny do równin sandrowych. Układ ten zaburza żyzna równina Żuław oraz szeroka Dolina Dolnej Wisły. 

Walory przestrzeni rolniczej na obszarze województwa zmieniają się od doskonałych w delcie Żuław do wybitnie niekorzystnych na wysoczyźnie morenowej pojezierzy i na piaszczystych terenach Borów Tucholskich. 

Odzwierciedleniem średniej przydatności gleb w regionie dla upraw rolnych jest udział użytków rolnych w klasach bonitacyjnych lub kompleksach glebowo-rolniczych, w których występują wszystkie klasy bonitacyjne gleb – od I do VI, z wyraźną przewagą klas od III do V. 

Około 5% gleb zaliczanych jest do najlepszych i bardzo dobrych (kl. I i II), 
61% do gleb dobrych i średnich (kl. III i IV), a 
33% do gleb słabych i bardzo słabych (kl. V i VI). 


Gleby są silnie zróżnicowane pod względem kwasowości i równie silnie pod względem zasobności w podstawowe składniki mineralne (fosfor, potas i magnez). 

Na obszarze województwa występują gminy, w których ponad połowę rolniczej przestrzeni produkcyjnej stanowią gleby bardzo słabe.

Intensyfikacja produkcji rolnej jest tu nieopłacalna, a może być szkodliwa, gdyż prowadzi do nasilenia procesów degradacji biologicznej i fizycznej gleby oraz jej wyjaławiania (szczególnie dotyczy to Równiny Charzykowskiej i Borów Tucholskich).

Czy zatem podstawowa produkcja rolna ma rację bytu w regionie posiadającym taki naturalny dobrostan? 

Grunty ogółem w Polsce wynoszą 16 231 tys. ha., w tym 14 205,4 tys. to użytki rolne, z czego 

grunty ogółem i użytki rolne w województwie pomorskim stanowią odpowiednio zaledwie 4,4% i 4,3%. 




Pomorskie na tle kraju w roku 2008 - 5-6% udziału w produkcj krajowej zbóż i ziemniaków





Gleby są bardzo zróżnicowane, przy czym przeważają gleby klasy III i IV . 

W znaczeniu rolniczym najlepsze gleby i warunki produkcyjne występują na Żuławach i Powiślu, gdzie przeważają mady, gleby bagienne i brunatne oraz mursze. Tu również znajdują się najcięższe do uprawy w Polsce iły gniewskie, gleby zaliczane do I klasy bonitacyjnej. W obu rejonach rolnicy uzyskują najwyższe plony zbóż, buraków cukrowych i rzepaku. Są tu także potencjalne możliwości rozwoju warzywnictwa i sadownictwa. Wcześniejsza wegetacja wiosną i wyższa suma temperatur niż w innych częściach województwa sprzyja wysokiemu plonowaniu roślin.

Rejon nadmorski charakteryzuje się sporym pofałdowaniem terenu i klimatem ukształtowanym pod silnym wpływem Bałtyku. Typy gleb są różne: od piasków gliniastych i glin zwałowych na płycie puckiej, do dużych powierzchni gleb torfowych w dolinach Redy i Łeby. Duża ilość trwałych użytków zielonych sprzyja hodowli bydła o różnym kierunku użytkowania. Jakość gleb pozwala na uprawę i uzyskiwanie wysokich plonów wielu roślin, nie pomijając najbardziej wymagających.

Rejon kaszubski z czołowymi wzniesieniami morenowymi, dużą lesistością, obfitością jezior i oczek wodnych cechuje się największą różnorodnością. Przeważają tu gleby lekkie, w głównej mierze wytworzone z piasków i żwirów zwałowych, o niskiej przydatności rolniczej. Ścieranie się klimatów morskiego i lądowego oraz urozmaicona rzeźba terenu są przyczyną dużej zmienności pogody. Opóźnione wiosny i wcześniej pojawiające się jesienne przymrozki są corocznym zjawiskiem przyrodniczym, co znacznie skraca okres wegetacji roślin i sprawia, że warunki przyrodnicze rejonu kaszubskiego są mało korzystne dla produkcji roślinnej, a uzyskiwane plony są średnio niższe i bardziej zawodne niż w pozostałych rejonach.


Rolnictwo w woj. zachodniopomorskim

Zbiory pszenicy ogółem w województwie zachodniopomorskim stanowiły 6,0% zbiorów krajowych. 
Zbiory żyta w województwie zachodniopomorskim stanowiły 10,4% zbiorów krajowych
Zbiory jęczmienia ogółem w województwie zachodniopomorskim stanowiły 7,0% zbiorów krajowych.
Zbiory pszenżyta ogółem w województwie zachodniopomorskim stanowiły 5,7% zbiorów krajowych.
Zbiory owsa w województwie zachodniopomorskim stanowiły 5,6% zbiorów krajowych
Zbiory buraków cukrowych ogółem w województwie zachodniopomorskim stanowiły 6,8% zbiorów krajowych.
Zbiory ziemniaków w województwie zachodniopomorskim stanowiły 4,8% zbiorów krajowych.


Pod względem ogólnej jakości użytkowej zdecydowanie przeważają gleby średniej wartości
 (klasy IV a i IV b), które zajmują 50,8% powierzchni wszystkich gruntów ornych. 

Drugą co do wielkości grupę stanowią gleby słabe i bardzo słabe (klasy V i VI). Zajmują 25,1% powierzchni gruntów ornych.

Najmniej jest gleb dobrych (klasy II, III a i III b), które zajmują 24,1% powierzchni gruntów ornych.

W regionie dominują gleby polodowcowe z przewagą bielicowych i brunatnych. W okolicach Pyrzyc i Stargardu Szczecińskiego występują czarnoziemy, a na dość dużych obszarach województwa gleby torfowe.





*
Kiedy pani Weidel mówi, że odmawia uznania obecnej polskiej nazwy miejsca urodzenia jej ojca, kwestionuje de facto granice wytyczone po 1945 r. i sprzeciwia się pojednaniu z Polską, a tym samym niezbędnej bazie dla istnienia pokojowych Niemiec. (…) Ponadto ignoruje wcześniejsze wydarzenia i przyczynę ucieczki i wypędzenia Niemców: wojnę rabunkową i eksterminacyjną rozpoczętą przez Niemcy przeciwko państwom Europy Środkowo-Wschodniej

– skomentował w ostrych słowach dla „Die Welt” historyk Jens-Christian Wagner.













itp.edu.pl/pw/PW2016/files/2.-Uwarunkowania-naturalne-i-antropogeniczne.pdf

ppg.ibngr.pl/pomorski-przeglad-gospodarczy/pomorskie-mlekiem-i-miodem-plynace-kondycja-klastra-rolno-spozywczego-w-regionie






tekst oryginalny




Die Ernte, Höhepunkt des ländlichen Jahres, ist stets verbunden mit einer Vielzahl von Sitten und Gebräuchen, ganz besonders in unserer pommerschen Heimat, die ja eine Kornkammer Deutschlands war. Wie fast jedes Dorf in Pommern sprachlich seine kleinen Besonderheiten und Eigenheiten hatte, so wichen auch die Erntebräuche stets ein wenig voneinander ab. Im Großen aber entsteht doch ein einheitliches Bild.



Pommerscher Erntezug, 1863
Otto von Reinsberg-Düringsfeld: Das festliche Jahr in Sitten, Gebräuchen und Festen der germanischen Völker. Mit gegen 130 in den Text gedruckten Illustrationen, vielen Tonbildern u. s. w. Spamer, Leipzig 1863. Bayerische Staatsbibliothek München, Signatur: Germ.g. 390 w; http://www.mdz-nbn-resolving.de/urn/resolver.pl?urn=urn:nbn:de:bvb:12-bsb10016939-6



Die Kleidung war überall die gleiche, und zwar aus gutem, selbstgewebtem weißen Leinen hergestellt. Manchmal wurde auch weißer Nesselstoff genommen, aber das kühlende Leinen erhielt doch meistens den Vorzug. Die Frauen und Mädchen trugen ihr weißes „Austkleid” nach einfachem, selbstgefertigtem Schnitt, dazu ein großes, weißes Kopftuch, das weit in die Stirn gebunden werden konnte, um genügend Schatten zu geben. Die Männer trugen ebenfalls weiße Hosen und Hemden, dazu einen zünftigen Strohhut. In der letzten Zeit allerdings taten viele junge Mädchen es den Herren der Schöpfung gleich, indem sie auch lange Hosen und Strohhüte zu ihrer Erntekleidung wählten. Aber dies geschah aus reiner Zweckmäßigkeit und Sicherheit vor den sengenden Strahlen der Sonne.

Frühstück, Mittag und Abendbrot wurden zwar zu Hause gegessen, aber zwischen diesen Mahlzeiten wurde ein großer Korb mit erlesenen Dingen ins Feld „nachgetragen” und sein Inhalt im Schatten der Hocken, am Wegrain oder am nahen Waldrand fröhlich verzehrt. Was gegessen wurde? Auch das war in jedem Ort verschieden. In einem Dorf gab es Kuchen oder Butterstuten, im andern Pfannkuchen und Flinsen. In früherer Zeit galt mittags Reis und Pflaumen als „feines Essen”, später galten Schweinebraten oder junge Hähnchen als beste Mahlzeit.

Beim Trinken aber gab es keine Unterschiede. Da galt überall nur das selbstgebraute Bier als zünftiges Getränk. Dieses Austbier wurde in jedem Jahr aufs Neue rechtzeitig zur Ernte angesetzt, und gebraut, in große Kruken gefüllt und schmeckte nicht nur ganz vorzüglich, sondern löschte auch den größten Durst. Bevor dieses Bier nicht getrunken war, faßte kein Bauer und kein Knecht die Sense zum Anmähen an. Wenn der Roggen reif war, sagte man deshalb zum Herrn stets:

„Wo bliwwt das Austbeir!?”

Wenn der erste Schluck dann aber getan war. begann die Ernte. Die Bauersfrau wurde gelobt und freute sich darüber, wenn nun die ganze Mannschaft singend ins Feld zog. Als Stichtag für die Roggenernte galt die Zeit um Jacobi am 25. Juli. Daher die alte Bauernweisheit:

„Jacobus bringt Brot oder Hungersnot!”




Erntezug in Gross Sabin, Kreis Dramburg
Aus: Pommersches Heimatbuch 1954


Als Schlußtag der Haferernte galt der Bartholomäustag am 24. August und war zugleich Auftakt der Obsternte. Den ersten Sensenschnitt im Roggenfeld tat der Bauer meistens mit einem „Help Gott” oder stillen Vaterunser. Damit wurde der Segen Gottes für ein gutes’Gelingen und eine reiche Ernte angefleht. An einigen Orten wurden früher sogar zu Beginn der Ernte die Glocken geläutet. Dieser Brauch ist in älteren Kirchenverordnungen sogar fest verankert gewesen. In manchen Gegenden wurden auch die ersten Ähren aus Demut und Dankbarkeit als Kreuz auf die Erde gelegt. Sobald aber das Anmähen vorbei war, ging es wie besessen an die Arbeit. Die erste Garbe wurde gebunden und zur Seite gelegt, denn sie wurde in manchen Höfen später mit dem Spruch „Maus, hier das Deine, laß mir das Meine!” hinter die Scheunentür geworfen, um sich von der Mäuseplage loszukaufen und zu befreien.

Das erste Fuder, das eingefahren wurde, hatte genau die gleiche wichtige Bedeutung wie der erste Anschnitt oder die erste Garbe. Beim Aufladen und Einfahren dieses Wagens durfte nicht gesprochen werden. Erst nachdem der Bauer dreimal mit der Peitsche geknallt hatte, wurde das Scheunentor schweigend von der Bäuerin geöffnet. Dann stellte sie die rituelle Frage:

Was bringst Du?

Für uns das Brot — für die Mäuse den Tod!

So antwortete der Bauer und fuhr das erste Fuder in die Scheuer. Beim letzten Fuder dagegen wurde stets Spaß getrieben. So wurde beispielsweise in der Mitte nicht „zugepackt”, also ein Loch gelassen, so daß der Mann, der in der Scheune abstakte, bis unten auf das Wagenbrett durchrutschte. Oder aber die letzte Fuhre wurde aus lauter Übermut kreuzweise ineinander gepackt, so daß sich die Garben beim Abladen nicht auseinanderreißen ließen.





Der “Alte” wird dem Gutsherrn überbracht
Aus: Pommersches Heimatbuch 1954 mit Dank an Ireck Litzbarski* für den Quellenhinweis



Der bekannteste Brauch in Pommern war die Gestalt des „Alten” oder plattdeutsch „de Oll”. Diese Strohpuppe wurde aus der letzten Garbe angefertigt. Auf dem Felde wurde aus Freude über das glückliche Ende der Getreideernte fröhlich und ausgelassen um den Strohmann getanzt. Dann wurde er singend ins Dorf getragen oder auf das schönste Pferd gebunden. Vor dem Herren- oder Bauernhaus hielt der Zug an, ein junges Mädchen trat vor und sagte den Spruch:




Goden Dag, tosaomen in dat Huus,

wi bringe den Ollen von’t Feld no Huus.

wi hewwe mit em üm de Wett bunne,

de Oll, de hett de Sieg gewunne.

Wi fünge us mit em an to striden,

de Oll, de wull in’n Feld nich bliwen.

Wi hewwe moal bunne rund un bunt,

wi hewwe moal bunne öwer Barg un dörch den Grund.

Wi hewwe moal bunne dörch Distel un Doorn,

doaför gäw de leiv Gott us immer schier Koorn.

Wie hewwe moal bunne, dat de Sand so stöwt,

un anftert Johr will wi binne, dat de Steel sik bögt.

De Oll, dat wie ein lustig Hans,

hei bitt sik nu ut Musik un Danz.

Un wenn hei dat würd nich kriege,

denn ward ji annert Johr up’n Rügge liege.

Wat doahn wi nu mit diesem Olle?

Wille Sei em hewwe oder schaele wi em biholle?







Nun, der „Alte” wurde niemals abgewiesen, sondern gern ins Haus genommen und für Musik und Tanz, Essen und Trinken eingelöst.

War die Ernte beendet, das letzte Fuder in die Scheuer gefahren, waren die Kartoffel eingekellert und in die Mieten gebracht, rüstete man zum Erntefest. Auch diese Feier wurde nach alten, überlieferten Gebräuchen begangen. Klaus Granzow berichtet darüber:

Zwischen Pfingsten, dem „lieblichen Fest” im Frühling, und Weihnachten, dem „heiligen Fest” im Winter, feiern wir im Herbst das schöne und wunderbare Fest der Dankbarkeit: das Erntefest. Es ist jener Tag, von dem der Waldbauernbub Peter Rosegger sagt, daß es „das Fensterlein” sei, „durch das man hineingucken kann in die weite Welt, ja sogar ein wenig in die Ewigkeit hinein.”

In Pommern wurde das Erntefest meistens am letzten Sonntag im September gefeiert und eine Woche später im Oktober das Erntedankfest.

So sangen die Burschen und Mädchen, wenn sie sich an diesem Sonntag auf dem Dorfplatz versammelten. In festlicher Kleidung waren alle erschienen, die an der Ernte teilgenommen hatten. Die alten schönen Trachten oder die neuesten Kleider wurden zu diesem Fest angelegt. Die Männer hatten ihre Werkzeuge — Sensen und Forken — mit buntem Krepp- oder Seidenpapier umwickelt und Blumen- oder Getreidesträuße am Hut, und die Mädchen hatten ihre Harken ebenso herrlich mit roten, blauen, grünen und weißen Bändern geschmückt.



Am schönsten ausstaffiert aber war der Erntewagen, der in jedem Jahr von einem anderen Bauern (es ging immer reihum) gestellt wurde. Er war nicht nur mit Ährensträußen aus allen Getreidearten und bunten Blumen geschmückt, sondern schwere Girlanden aus Eichenlaub hatte man durch die Speichen der Räder und die Leiterstangen der Seiten gewunden. Auch die Pferde und der Kutscher waren über und über mit Eichenlaub und Ähren geschmückt. Hinter diesem Wagen, auf dem meistens nur die Kinder des jeweiligen Bauern saßen, formierte sich der Erntezug durchs Dorf. Voran schritt ein junger Mann mit einem Säkorb, der nun beim glücklichen Abschluß der Ernte an den schweren Beginn der Ackerzubereitung erinnern sollte. Als nächstes trugen zwei junge Mädchen die Krone, dahinter folgte die Dorfkapelle und die gesamte lustige Schar der Jungen und Mädchen aus dem ganzen Dorf.

Die Erntekrone wurde in manchen Gegenden Pommerns noch „Aust-Kranz” genannt. Der Kranz ist seit altersher das Sinnbild des sich immer wieder schließenden Jahreskreises gewesen. Aus ihm hat sich dann die Bügelkrone entwickelt, die mit besonderer Kunstfertigkeit aus Weidenholz hergestellt wurde. Den Mädchen des Dorfes fiel die Aufgabe zu, die Krone so schön wie möglich auszuschmücken. Mit sorgfältigem Eifer, mit viel Liebe und Phantasie gingen sie an die Arbeit und vollendeten das schwierige Werk. Alle Getreidearten: Roggen, Weizen, Gerste und- Hafer mußten verwandt werden, dazu die Blumen des Feldes, Kornblume, Rade und Mohn. In manchen Gegenden wurden auch Äpfel und Birnen, die Früchte der Obsternte, mit in die Krone gebunden.

Diese herrliche Krone wurde dann in den Gutsdörfern dem Herrn von seinen Knechten und Mägden überreicht. In den Bauerndörfern erhielt jedes Jahr ein anderer Hof die Krone. Der Bauer oder der Gutsherr standen schon mit ihren Familien in der Haustür, wenn der Erntezug singend auf den Hof marschiert kam. Im Halbkreis formierten sich die fröhlichen Schnitter und Schnitterinnen um das Haus, die beiden Mädchen traten dann mit der Krone vor und sagten ihren Spruch:





Guten Tag, ihr Herren insgemein,

ich bitt’, ein Weilchen still zu sein.

Wir bringen dar den Erntekranz

für Essen, Trinken, Spiel und Tanz.

Er ist nicht von Distel und Dorn.

sondern von reinem, gewachsenem Korn.

Ich will nun wünschen, daß die Pferde gut gehn,

und daß die Schweine gut gedeihn,

daß die Frau kann nach dem Rechten sehn

und alle Kinder reich sich verfrei’n.

Dafür bitten wir Bier und Wein

und wollen dabei recht lustig sein!

Musikanten, spielt auf,

ohne Rast und Verschnauf!”



Danach wurde die Erntekrone übergeben und ins Haus gebracht. Die Musik spielte einen Tusch, und der Hausherr bedankte sich mit einem Erntetrunk. Die Sprecherin des Gedichtes erhielt ein Geschenk und alle Gäste einen kleinen Strauß zum Anstecken.

Auf den Gutshöfen wurde nun für das ganze Gesinde der Tisch gedeckt und der Herr und die „gnädige Frau” bedienten selbst. Ein alter Gutsbesitzer pflegte zu sagen:

„Dat ganz Johr moakt ji mi satt, dissen Dag heww ick nu, dat ick juch satt moake doh!”

Auf der Insel Rügen wurde die Erntekrone „abgetanzt”: zuerst tritt der Herr mit seiner Frau zum Tanz an, dann mit der Kranzjungfer, mit der Vormagd usw. bis zur Kleinmagd, darauf tanzt die Hausfrau mit dem Vorarbeiter bis zum jüngsten Stallburschen. Dabei hält jedes Paar die Krone zwischen sich, bis nichts mehr von ihr übrig ist. In anderen Gegenden wird die alte Krone vom Gutsherrn mit Äpfeln und Bonbons gefüllt und zwischen die Kinder geworfen, die dann dabei die Krone zerreißen.

Die neue Krone aber bekommt einen Ehrenplatz, meistens gleich vorn in der Diele, für jeden Besucher sogleich sichtbar. Zum Erntefest aber wird sie noch für einen Tag mit in den Saal genommen, in dem nun der Erntetanz beginnt. Bis zum frühen Morgen wird hier nun gewalzt und getrunken. Oft bezahlte der Gutsherr oder der „gekrönte” Bauer die ganze Zeche allein, sonst aber wurde eine Gemeinschaftskasse gegründet, die jedem ermöglichte, mitzufeiern.









P.S. 

29.11.2024

znalezione dzisiaj








Bartosz Tietz


Niezwykłe zdjęcie opisane jako "Dożynki", wykonane w 1856 roku (!) w mazowieckim Starogrodzie przez Marcina Olszyńskiego, nieomal na ziemiach moich przodków po kądzieli. Opis tego co widzimy na zdjęciu można znaleźć np. w "Mazowszu Leśnym" Oskara Kolberga (1887), ale też późniejszych opisach (np. w świetnych pracach Stanisława Dworakowskiego). Pośrodku żeńców-żniwiarzy stoi kobieta zwana Przodownicą lub Postatnicą, z wieńcem wykonanym ze zbóż i polnych kwiatów.

Najpewniej składa właśnie życzenia dziedzicowi. Wśród śpiewów ("Plon niesiemy plon, jaśnie panu w dom") za chwilę ściągnie ten wieniec i przekaże go na pańską głowę. Być może sam dziedzic zdejmie wianek, oblewając pierwszą ze żniwiarek wodą (na zdj. starsza kobieta leje wodę z dzbanka), wykonując tym samym czynności o niezwykle archaiczno-rolniczej genezie. Mało tego, najpewniej zaraz Postatnicę weźmie do pary w tańcu, a żeńcom sprawi zabawę dożynkową. 

Więcej zdjęć Olszyńskiego ze Starogrodu https://www.facebook.com/share/p/184Vkkvmti/ 









Dwór z okolic Garwolina, opisany jako w Starogrodzie, ale nie pasuje rozstaw podwójnych kolumn i schody są łagodniej pobudowane...

Początek XX w. Zbiory P. Ajdacki.





Dożynki opisane u Kolberga - w linku od strony 87 .

Mazowsze : obraz etnograficzny. T. 3, Mazowsze leśne

bc.radom.pl/dlibra/doccontent?id=9042














sobota, 30 grudnia 2023

Znowu: widać zabory...











Mieszkańcy Małopolski, Podkarpacia i Świętokrzyskiego płacą swoje rachunki najsumienniej – wynika z rankingu rzetelności przygotowanego przez Krajowy Rejestr Długów i Rzetelną Firmę. Najgorszej z płatnościami radzą sobie konsumenci z Pomorza, Warmii i Mazur oraz Dolnego Śląska.


Eksperci Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej i Rzetelnej Firmy przeanalizowali kwoty zadłużenia w poszczególnych regionach oraz ich wielkość i zaludnienie. Porównali łączny dług w każdym województwie w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców, średnią wartość zaległości statystycznego dłużnika w każdym z nich oraz wielkość odsetka osób zadłużonych wśród wszystkich mieszkańców.


Jak wskazuje Katarzyna Starostka z Rzetelnej Firmy, często ostatnie miejsca w takich rankingach zajmują regiony najbardziej zaludnione. "W tak dużych skupiskach ludności łączne zadłużenie dłużników jest zawsze największe, zatem od lat jako najmniej rzetelni byli wymieniani mieszkańcy województw śląskiego i mazowieckiego. A zaraz za nimi wielkopolskiego, małopolskiego i dolnośląskiego" - wskazała. Dodała, że wzorem płatniczej rzetelności są zaś Małopolanie.

Prezes Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej Adam Łącki zauważył, że pięć najbardziej rzetelnych województw leży na terenach dawnej Rzeczpospolitej, na których ludność jest osiadła od stuleci. "Piątka najbardziej nierzetelnych zlokalizowana jest na ziemiach przejętych po II wojnie światowej i zamieszkałych przez ludność napływową. To pokazuje, jak duży wpływ na nasze zachowania mają więzi lokalne" - wskazał.

Dodał, że tam, gdzie ludzie się znają od pokoleń, znacznie większą uwagę przykłada się do opinii sąsiadów i nie robi rzeczy, które nie są społecznie akceptowane - np. nie robi się długów. "A z drugiej strony to pokazuje też, jak długo te więzi muszą się budować" - przekazał Adam Łącki.




Jaki z tego wniosek?

Że trzeba pilnować kraju jak oka w głowie.

Drobiazgowo!

Jak w aptece!!







www.wnp.pl/finanse/ranking-mieszkancy-malopolski-podkarpacia-i-swietokrzyskiego-rzetelnie-placa-rachunki,785642.html





środa, 20 grudnia 2023

Zdruzgotana historia Rumunii

 


Rumunia:



"Uczniowie dwunastej klasy mają podręcznik, w którym jest napisane "Historia", a wewnątrz, podobnie jak w rzeźni, historia Rumunów jest cięta na wielkie tematy, zrozumiałe dla człowieka, który zna historię Rumunów, ale nie takiego, który musi się jej uczyć, ponieważ zasada chronologii została zniesiona."



dokładnie tak dokonuje się fałszerstw w wikipedii !!

wbrew chronologii

to jest systemowe działanie obcych służb!



patrzcie na to, bo to jest coś, co i u nas będzie wprowadzane - jeśli już nie jest....





przedruk
tłumaczenie automatyczne




Historia, śmieszna dyscyplina i brak zainteresowania kulturą i rozwojem przyszłych pokoleń



Prosta informacja: Trackowie-Geto-Dakowie zniknęli z podręcznika historii! O Burebiście, Decebalu itd. – ani słowa!




I wszyscy władcy połączyli się w jedną lekcję!

Zdruzgotana historia Rumunii, sygnał alarmowy!



Historia jest pierwszą księgą narodu. Ale widzi swoją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. "Naród bez historii jest nadal ludem barbarzyńskim i biada temu ludowi, który utracił swoją religię pamiątek" – powiedział pierwszy przedstawiciel współczesnego historyka, Nicolae Bălcescu.

Dziś, kiedy historia powinna była stać się dyscypliną przyczyniającą się do rozwoju kultury ogólnej młodzieży i do poznania wartości narodowych, stała się raczej dyscypliną szyderczą i pozbawioną zainteresowania kulturą i rozwojem przyszłych pokoleń.

Nie znać swojej historii oznacza, jak już powiedziano, nie znać swoich rodziców i przodków, swoich i całego narodu, nie korzystać lub nie być godnym korzystać z dziedzictwa, które ci pozostawili, z duszą rodzica.

Czyja historia?

Aby zniszczyć naród i podporządkować go sobie, wystarczy się go wyprzeć, zniszczyć jego mity, tradycje, historię i wierzenia. W ten sposób naród bez tożsamości staje się plewami uniwersytetu. Historia narodowa, niestety, stała się głównym celem oczerniania lub eliminowania ze świadomości Rumunów. Pierwsze kroki zostały podjęte w 2007 roku, kiedy historia jest akceptowana jako przedmiot "matury narodowej" tylko na lekcjach humanistycznych, a podręcznik do dwunastej klasy nie nazywa się już "Historia Rumunów", ale po prostu "Historia".

Kto wstydzi się historii Rumunów? Uczniowie dwunastej klasy mają podręcznik, w którym jest napisane "Historia", a wewnątrz, podobnie jak w rzeźni, historia Rumunów jest cięta na wielkie tematy, zrozumiałe dla człowieka, który zna historię Rumunów, ale nie takiego, który musi się jej uczyć, ponieważ zasada chronologii została zniesiona.

Dlaczego wycięli słowo "Rumuni" z tytułu podręcznika? Na to pytanie historyk i akademik Dinu C. Giurescu dokonuje dość uczciwej i jasnej analizy: "Stracić tożsamość narodową Rumunów. Mówię to z całą powagą, z pełną odpowiedzialnością: kilka podobnych czynów zmierza do tego celu. Niech młodzież nie ma już świadomości przynależności do narodu. Niech to będzie taka młodzież, euroatlantycka, skupiona na wartościach takich jak centra handlowe, wakacje, podróże, najświeższe wiadomości, wibracje radiowe itp."

Dr hab. Ioan Scurtu, prof. historii w rozdziale "Wnioski" książki "Rewolucja rumuńska 1989 roku w kontekście międzynarodowym" stwierdza następujący fakt: "W podręcznikach do historii brakuje ważnych tematów, takich jak etnogeneza Rumunów, a istotne momenty, takie jak walka w obronie bytu narodowego lub ruchy społeczne, są zminimalizowane".

Panowie "specjaliści" z komisji edukacji parlamentu i ministerstwa, wydaje się, że dla was opinia dwóch "świętych potworów", które pisały naszą historię, zarówno w podręcznikach szkolnych, jak i w specjalistycznych książkach, i które wydobyły na światło dzienne historię narodu rumuńskiego, ta opinia nie ma znaczenia.

Nasz nieżyjący już historyk Florin Constantiniu, w wywiadzie udzielonym dziennikarzowi Victorowi Roncei, stwierdza to samo: "Patrzyłem na podręcznik historii, przedwojenne wydanie Giurescu z 1939 roku, i patrzyłem na to, jak poważnie uczy się historii. Powiedz mi, jak to się stało, że od tamtej pory nie uważano, że jest za dużo tematu, że uczeń nie może przełknąć tyle materiału. Teraz, kiedy spojrzysz na te podręczniki, mają 140 stron ze schematami i dużymi zdjęciami. Pracowałem też nad podręcznikiem i, może tak nie sądzisz, żadna lekcja nie powinna przekraczać 2 stron, nie powinna przekraczać 2 stron.

Podręczniki do historii?

W 2007 roku, na mocy zarządzenia Ministra Edukacji, podręczniki do historii alternatywnej dla dwunastej klasy zostały powiększone o siedem. Szkoły wybierają te, które wydają im się bardziej dostępne, w zależności od różnych kontekstów. Podręczniki dla dwunastej klasy zawierają obecnie 5 ogólnych tematów uważanych za definiujące dla 17-18 latka w zrozumieniu przeszłości kraju, a mianowicie: I Narody i przestrzenie historyczne, II Ludzie, społeczeństwo i świat idei, III Państwo i polityka, IV Stosunki międzynarodowe, V Religia i życie religijne.

5 rozdziałów podzielonych jest na podpunkty, każdy z dokładnym tytułem, któremu towarzyszą studia przypadków. Pozbawione zasady chronologicznej, a jednocześnie nadmiernie jej brakuje, podręczniki przedstawiają historię jako ciąg faktów i zdarzeń, bardzo często nie respektując zasady przyczynowości zdarzeń. W ten sposób uczniowie w najlepszym razie zapamiętują i często dość szybko zapominają. Na egzaminie, na którym historia jest przedmiotem fakultatywnym, kandydat przechodzi na przedmioty alternatywne (biologia, geografia itp.).

Czy przedstawienie 5 głównych rozdziałów pomaga, czy nie w przyjmowaniu i zrozumieniu informacji? Na przykład rozdział III zaczyna się od "Lokalnych autonomii i instytucji centralnych w przestrzeni rumuńskiej (IX-XVIII wiek)", a kończy na "Powojennej Rumunii. Stalinizm, narodowy komunizm. Budowa demokracji grudniowej». Rozdział IV rozpoczyna się od "Stosunków międzynarodowych w przestrzeni rumuńskiej w średniowieczu" i przechodzi do "Traktatu warszawskiego a Unii Europejskiej", a ostatni rozdział zaczyna się ponownie w średniowieczu ("Kościół i szkoła") i kończy się na "Rumunii i tolerancji religijnej w XX wieku".

Warto zastanowić się, czy odbiór i zrozumienie są łatwiejsze i bardziej wszechstronne, gdy uczniowie przechodzą przez każdy rozdział od średniowiecza do roku 2000, czy też temat byłby przedstawiany na dużych etapach chronologicznych, z których każdy ma swoją własną charakterystykę i powiązania z epoką. Cóż, sytuacja jest zupełnie inna. Nauczyciele są zmuszeni przez tę mieszaninę połączonych rozdziałów do uciekania się do chronologicznych i naturalnych ram i nagle sytuacja chronologiczna rozdziałów zmienia się radykalnie.

Rozdział I rozpoczyna się od "Rzymskości Rumunów w oczach historyków", rozdział II "Autonomie lokalne i instytucje centralne w przestrzeni rumuńskiej (IX-XVIII wiek)", rozdział III "Rumuńska przestrzeń między dyplomacją a konfliktem w średniowieczu i u zarania nowożytności", rozdział IV "Nowoczesne państwo rumuńskie: od projektu politycznego do osiągnięcia Wielkiej Rumunii (XVIII-XX wiek)", Rozdział V "Konstytucje Rumunii", Rozdział VI "Rumunia i koncert europejski: od "kryzysu wschodniego" do wielkich sojuszy XX wieku", rozdział VII "Wiek XX – między demokracją a totalitaryzmem. Ideologie i praktyki polityczne w Rumunii i Europie», Rozdział VIII «Powojenna Rumunia. Stalinizm, komunizm narodowy i dysydenci antykomunistyczni. Budowa demokracji grudniowej».

Co stanie się z uczniami, których nauczyciele nie zwracają już uwagi na nauczanie, wyjaśnianie i którzy opuszczają lekcje historii? Odpowiedź jest jasna. Uczniowie muszą wybrać inny przedmiot do egzaminu lub, jeśli jest to obowiązkowe na egzaminie, muszą uciekać się do zajęć medytacyjnych z innymi nauczycielami, którzy szanują ich dyscyplinę i zawód i którzy zdają sobie sprawę z ogromnej odpowiedzialności, jaką ma nauczyciel w przeznaczeniu i istotnych momentach życia uczniów.

Inną opcją byłoby przejrzenie podręcznika, co utrudnia i zamazuje uczniowi wizję tła historycznego. To sprawia, że treść jest monotonna i nieciekawa, a w najlepszym razie uczniowie często zapamiętują i dość szybko zapominają. W takich sytuacjach, ilu studentów nadal wybiera Wydział Historyczny? W dużej mierze tylko ci, którzy mają niską średnią lub ci, którzy nie weszli w pożądane opcje. Na wydziałach historii w Rumunii jest też powiedzenie na pytanie: ,,- Dlaczego wybrałeś historię?" – mieć wydział.

Geto-Dacy, usunięci z podręczników

Jeśli trudność w dokonaniu analizy pojęć zawartych w książce i ich zrozumieniu jest wielka, na poparcie tej trudności dodaje się nadmiernie brakujące informacje. Tak więc w głównym podręczniku historii naszej edukacji przeduniwersyteckiej brakuje rozdziałów starożytności i starożytności o Dakach. Po prostu dla nich, dla autorów, dla rządu, który za pośrednictwem odpowiedniego ministerstwa całkowicie usunął wszelkie informacje o naszych prawdziwych przodkach, Trakach-Geto-Dakach.

Historyk i profesor nadzwyczajny dr Gheorghe Iscru wielokrotnie sygnalizował, zarówno poprzez publikowane artykuły, książki, konferencje naukowe, ale także poprzez listy adresowane do prezydenta i ministerstwa o antynarodowej polityce w podręcznikach szkolnych. Pan Iscru wyraża swój smutek i oburzenie wraz z innymi wyżej wymienionymi historykami: "Samo odpowiednie ministerstwo, zgodnie z «wyższymi sugestiami» z »alternatyw« najważniejszego podręcznika edukacji przeduniwersyteckiej (dwunasta klasa), «koordynowane» przez tytuły uniwersyteckie, «podręczniki alternatywne» wydane w «referencyjnym» roku 2007 – roku, w którym «dygnitarze» narodu oddali nam suwerenność narodową swoją władzą! Ministerstwo po prostu usunęło historię naszych prawdziwych przodków.

Tak, aby uczniowie, ale także ich wychowawcy – nauczyciele, rodzice, dziadkowie, starsi bracia i siostry, przyjaciele i znajomi – a także każda osoba, która chce poznać "coś" historii, dowiedzieli się odtąd, że urodziliśmy się po 106 roku, jako młody i szlachetny naród rzymski. Bezpośrednio lub pośrednio zmniejszyła się liczba godzin dydaktycznych z historii w szkołach przeduniwersyteckich, przyznając zamiast tego w gimnazjum zajęcia z fakultatywnych przedmiotów historycznych, z inspiracji nauczyciela, tak jak na uniwersytecie.

Osobowości i wydarzenia zostały zredukowane na stronie podręcznika do kilku "zrekompensowanych" linijek, z 1-2 i nawet większą liczbą obrazów. Stalinowska wizja narodu i państwa narodowego została utrzymana, a bluźnierstwo oskarżania o nacjonalizm było jeszcze bardziej podsycane". Wygląda na to, że pan Iscru w dość podeszłym wieku, kiedy mógł spokojnie spędzić starość, walczy z wiatrakami, ponieważ na niezliczone listy i oficjalne pytania nikt nie był na tyle uprzejmy, aby udzielić mu odpowiedzi.

Polityka rządu poprzez odpowiednie ministerstwo poszła już za daleko, po prostu odcięła korzenie prawdziwej historii narodu rumuńskiego. Jeśli w podręcznikach z 2000 roku mamy rozdział zatytułowany «Cywilizacja Geto-Daków» z cytatami ze źródeł starożytnych historyków (Herodot, Strabon, Kasjusz Dion, Jordanes), z którego dowiadujemy się elementarnych rzeczy: Dakowie i Getowie są z tego samego rodu i mówią tym samym językiem, ale dowiadujemy się też o ich bajecznej wiedzy z zakresu astronomii, medycyny, filozofii, logiki.

Na przykład o Decebale Kasjusz Dion pisał, że "był zręczny w planach wojennych i zręczny w ich realizacji, umiał wybrać okazję do zaatakowania wroga i wycofać się w porę, zręczny w zastawianiu sideł, dzielny w bitwie, wiedząc, jak umiejętnie wykorzystać zwycięstwo i dobrze uniknąć porażki".

Jordanes w «Getica» pisze o wiedzy naukowej Geto-Daków: "[...] Decenajos kształcił ich w prawie wszystkich gałęziach filozofii. Uczył ich etyki, oduczając ich barbarzyńskich obyczajów, uczył ich nauk fizycznych, zmuszał do życia zgodnie z prawami natury; [...] nauczył ich logiki, czyniąc ich lepszymi umysłami od innych narodów; Dając im praktyczny przykład, zachęcał ich, by spędzali życie na dobrych uczynkach; Przedstawiając im teorię dwunastu znaków zodiaku, pokazał im bieg planet i wszystkie tajemnice astronomiczne, jak orbita księżyca wzrasta i maleje, jak ognisty glob słoneczny przekracza miarę kuli ziemskiej, i ujawnił im, pod jaką nazwą i pod jakimi znakami trzysta czterdzieści sześć gwiazd przechodzi w swej szybkiej drodze ze wschodu na zachód, aby zbliżyć się lub odlecieć od bieguna niebieskiego. Zobaczcie, jak wielka to przyjemność, że ludzie zbyt dzielni, by oddawać się doktrynom filozoficznym, kiedy po bitwach mają mało wolnego czasu".

W 4 podręcznikach (2 wydawnictwa Korynt, Dydaktyka i Pedagogika, Korwin) nie znajdujemy absolutnie nic o tym, kim był Trajan, Decebal, Deceneusz, bóg Zalmoxis, jakie były wojny dacko-rzymskie z lat 101-102 i 105-106, jakie były przyczyny wojen, jakie części zajmował i administrował Trajan z Dacji, ogromne bogactwa zabrane przez Rzymian z Dacji (165 000 kg złota i 331 000 kg srebra).

Cucuteni, Hamangia, Gumelnita, Turdas-Vinca

Jeśli chodzi o prehistoryczne kultury z neolitu i epoki brązu, które są unikalne w Europie z imponującą ceramiką i wiekiem (Cucuteni, Hamangia, Gumelnita, Turdas-Vinca), to w oczach nowych pokoleń młodych ludzi praktycznie nie istnieją.

The New York Times, najbardziej prestiżowa gazeta w Stanach Zjednoczonych Ameryki, opublikował 30 listopada 2009 roku w dziale "Science" artykuł o wystawie zorganizowanej przez Institute for the Study of the Ancient World na Uniwersytecie Nowojorskim. Na wystawie znalazły się eksponaty o nieocenionej wartości, należące do kultury Cucuteni. Amerykanie są dumni z tego, że taka kultura istnieje w Europie i Rumunii.

Paradoksalnie usuwamy ją z podręczników szkolnych, aby nasi uczniowie nie wiedzieli, że na tym terenie istniały unikalne starożytne kultury i ciągłość zamieszkiwania przez tysiące lat. "Mówimy o narodzie, który poprzez swoich przodków ma swoje korzenie czterokrotnie tysiącletnie, to jest duma i to jest nasza siła" – mówił Nicolae Iorga w ubiegłym wieku.

Potęga i duma, które teraz leżą w ignorancji naszych uczniów i studentów, którzy dowiadują się, że są "Rzymianami", potomkami Rzymu, zgodnie z "etykietowaniem" przez niektórych bizantyjskich historyków i cesarzy na przestrzeni wieków w pierwszym rozdziale zatytułowanym "Rzymskość Rumunów w wizji historyków".

Autor: G-ral Cristian Marian Gomoi