Zaległy przegląd prasy.
1 mld, 1,5 mld, 100 mld, 900 mld - czy to dużo, czy mało?
4 rano, przede mną kawa z mlekiem, dwie kanapki z camembert. Jedna posypana tymiankiem, druga lubczykiem...
Do tego kawał ciasta ze świeżymi truskawkami podlany malinami z winem.
Siadam do klawiatury, od kilku dni w zakładkach czekają na mnie zaległe rzeczy.
Zachodnie
sieci handlowe pożyczają pieniądze na rozwój swojego biznesu w Europie
Środkowej i wykańczają polskich drobnych przedsiębiorców, w Starogardzie
coraz więcej zamkniętych sklepów – zamknięty kolejny spożywczak,
apteka, tekstylny.
Powstaje bar i za miesiąc, za dwa znika.
Od kwietnia funkcjonuje w mieście Galeria Neptun pobudowana przez lokalnych przedsiębiorców.
Życzę im wszystkiego najlepszego w tych trudnych czasach.
Podróżnik
Cejrowski ma ciekawą koncepcję odnośnie kryzysu w Grecji, ja mam
wrażenie, że sprawy toczą się trochę bez kontroli, choć trzeba cały czas
pamiętać o tym, jak 5 lat temu niemcy szyderczo zażądali greckich
wysp...
Pogrążona w kryzysie Grecja, powinna sprzedać swoje wyspy i w ten sposób zdobyłaby pieniądze na spłatę długów - pisze "Bild".
Zdaniem
Niemców przyjęty przez grecki rząd pakiet oszczędnościowy jest
niewystarczający. Zakłada on zaoszczędzenie 4,8 mld euro, podczas gdy
długi państwa wynoszą 300 mld euro.
Skoro musimy pomóc Grekom jeszcze
miliardami euro, powinni coś za to dać. Na przykład parę ich pięknych
wysp egejskich - pisze dziennik.
Niemcy wycenili też legendarny Akropol na 100 mld euro.
Polska wycenia odszkodowania od niemców za II Wojnę Światową na około 900 mld dolarów.
Dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas nawiązując
do wyników swojego śledztwa, według którego Polska może ubiegać się
o odszkodowania, podaje ich szacunkową wartość.
Łączną
wartość strat materialnych, które poniosła Polska z powodu III Rzeszy,
oszacowano na 258 mld zł z sierpnia 1939 r. – równowartość 49 mld
ówczesnych dolarów amerykańskich. Według Zarządu Rezerw Federalnych
USA kwota 49 mld dol. z sierpnia 1939 r. odpowiadała w sierpniu 2014 r.
kwocie 845 mld dol. Takie nominalne zwielokrotnienie wynika tylko ze
skumulowanej inflacji, bez oprocentowania za zwłokę
„Niemieckie państwo pod koniec wojny w 1945 roku posiadało dwustuprocentowe zadłużenie swojego socjalnego produktu , ale już dziesięć lat później zostało tylko 20 procent długu. Tylko, że ten wspaniały skok redukcji zadłużenia nie został osiągnięty w wyniku jakiś wspaniałych reform gospodarczych Berlina, czego się obecnie żąda od Grecji, lecz został osiągnięty w wyniku umorzenia Niemcom 60 procent zagranicznego długu podczas londyńskiej konferencji w 1953 roku.
[ zadłużenie dodajmy, na poczet łupów w Polsce w 1939 r...]
Skoro niemcom wolno żądać greckich wysp, to dlaczego my nie żądamy Meklemburgii, Brandenburgii, Saksonii, Turyngii??
UE
kierowane z Berlina w interesie niemieckim, sankcjonuje kradzież, a
może raczej – sankcjonuje niewolnictwo. Obywatel służy do tego, by
pracować, pracować i oddawać zarobione pieniądze bankom, jeśli one tak
zechcą.
Polskojęzyczny internet przeżywa wysyp wypowiedzi porównujących stan polskiej gospodarki do greckiej...
"Nie pastwmy się nad Grekami, Polska może być następna" pisze redaktor Jacek Żakowski.
Prawda
jest powoli wypuszczana z garnka, naczelny cymbał, który steruje
kłamstwami w Polsce uznał, że czas oswajać ludzi z rzeczywistością...
Tymczasem
odpowiedzialna za to platforma ewakuuje swoich oficjeli za granicę, nad
Polską postawiono grabarza (obecnie używa się sformułowania – kopacz), a
winę za to ma ponieść ten, kto wygra następne wybory. Rozumiem, że
niemieckie bandy sabotujące kraj pozostają na swoich stanowiskach,
pilnując resztówek dobytku i czekając na sygnał z Berlina.
Daje się zauważyć pewną zmianę klimatu wśród „dziennikarzy”...
W Chinach – ostatnio jak co roku – wybuchła kolejna epidemia ptasiej grypy.
Państwo Środka wyrasta na największą potęgę światową.
Czy coroczne wybuchy epidemii nie przypominają corocznych testów nad nowym sprofilowanym pod określone geny morderczym wirusem?
Obalenie
Chin, które zamieszkuje blisko 1,5 mld ludzi drogą militarną i
gospodarczą wydaje się zbyt wielkim wyzwaniem dla władców tego świata.
Może więc, jak wielokrotnie w historii, sięgają po sprawdzony mikrobiologiczny sposób?
Taki
cichy sposób eliminowania przeciwnika nie przystaje do wizerunku Ameryki
nastawionej na zyski z kompleksu zbrojeniowego. Kto więc to robi, kto
uprawia skrycie swoją robotę? Po obaleniu USA za pomocą Rosji i Chin,
czy te kraje nie staną się dla kogoś przeszkodą na drodze do światowej
hegemonii?
Testy trwają...
Przegląd prasy.
Bank Światowy pożyczał Lidlowi i Kauflandowi na rozwój sieci, żeby "zapewnić tanią żywność"
Piotr Miączyński, Leszek Kostrzewski
04.07.2015 08:55
Lidl i Kaufland należące do jednej z najbogatszych rodzin w Niemczech pożyczyły prawie miliard dolarów na rozwój
we wschodniej Europie m.in. od Banku Odbudowy i Rozwoju po to, aby
zapewnić mieszkańcom tych krajów tanią żywność - napisał brytyjski
dziennik "The Guardian".
Pieniądze Lidl pożyczał przez ostatnią
dekadę z dwóch źródeł -pisze gazeta. Po pierwsze, od International
Finance Corporation (IFC), mało znanej opinii publicznej agendy Banku
Światowego. Po drugie, z Europejskiego Bank Odbudowy i Rozwoju.
Obie instytucje ufundowane przez podatników, a kontrolowane przez rządy mają wspierać rozwój gospodarczy w krajach przechodzących transformację ustrojową.
Bank Światowy na dodatek ma starać się ograniczać biedę na świecie.
Banki przekonują, że pieniądze dla Lidla i jej siostrzanej spółki Kauflanda miały pomóc w rozwoju obu sieci w środkowej i wschodniej Europie, utworzyć nowe miejsca pracy, otworzyć nowe rynki zbytu dla lokalnych producentów oraz zaoferować dobrą jakościowo żywność dla biednych ludzi.
Decyzja jest o tyle kontrowersyjna, że w wielu krajach europejskich sieci oskarżane są o niechętne traktowanie związków zawodowych, łamanie praw pracowniczych, płacenie zbyt niskich podatków.
W Wielkiej Brytanii, gdzie Lidl ma powyżej 600 sklepów, w ubiegłym roku w nagłówkach gazet pojawiła się informacja, że polskiemu personelowi w sklepach w Szkocji zabroniono rozmawiania w pracy po polsku, nawet jeśli klient sklepu pochodził z naszego kraju. Dziennik cytuje też Alfreda Bujarę, szefa sekcji handlowej "Solidarności", który zarzuca Lidlowi w Polsce, że pracownicy, którzy chcą przystąpić do związków, są zastraszani i bywa, że kierownicy stosują słowną agresję.
Pierwsze pieniądze dla Grupy - 100 mln dol. - poszły z IFC w 2004 roku.
Tym samym roku, w którym niemiecki związek zawodowy Ver.di wypuścił czarną księgę dokumentującą naruszenia praw pracowników w sklepach Lidla w Europie.
Pieniądze te zostały wydane m.in. na ekspansję w Polsce.
Kolejna transza z 2009 roku - 75 mln dol. - poszła na rozwój sieci w Bułgarii oraz Rumunii. W 2011 66 mln dol. dostał Lidl w Rumunii, a w 2013 ponad 105 mln zostało pożyczone na rozwój w Bułgarii i Chorwacji oraz na otworzenie pierwszych sklepów w Serbii.
Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju współfinansował razem z komercyjnymi bankami projekty Lidla i Kauflanda na kwotę powyżej 700 mln dol. (pół miliarda z tego wyłożył sam).
Gilles Mettetal z Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju odpierał zarzuty dziennika, przekonując, że w momencie, kiedy wspierali Grupę pożyczkami dyskontowy model handlu we wspomnianych krajach nie istniał.
- Daliśmy im kredyt. Oni, owszem, byli raczej agresywną nastawioną na zysk firmą, ale z drugiej strony dawali ludziom dostęp do produktów, których nie mieliby oni szansy inaczej zdobyć - twierdzi Mettetal.
Lidl nie skomentował sprawy.
Sieć Lidl oraz Kufland są kontrolowane przez Grupę Schwarz. Na jej czele stoi Dieter Schwarz, jeden z najbogatszych ludzi świata. Jego majątek ocenia się na ok. 21 mld dol.
Ma 10 tys. sklepów, 26 mld euro na koncie, jest jednym z najbogatszych Europejczyków, ale nikt nie wie, jak aktualnie wygląda
Obie instytucje ufundowane przez podatników, a kontrolowane przez rządy mają wspierać rozwój gospodarczy w krajach przechodzących transformację ustrojową.
Bank Światowy na dodatek ma starać się ograniczać biedę na świecie.
Banki przekonują, że pieniądze dla Lidla i jej siostrzanej spółki Kauflanda miały pomóc w rozwoju obu sieci w środkowej i wschodniej Europie, utworzyć nowe miejsca pracy, otworzyć nowe rynki zbytu dla lokalnych producentów oraz zaoferować dobrą jakościowo żywność dla biednych ludzi.
Decyzja jest o tyle kontrowersyjna, że w wielu krajach europejskich sieci oskarżane są o niechętne traktowanie związków zawodowych, łamanie praw pracowniczych, płacenie zbyt niskich podatków.
W Wielkiej Brytanii, gdzie Lidl ma powyżej 600 sklepów, w ubiegłym roku w nagłówkach gazet pojawiła się informacja, że polskiemu personelowi w sklepach w Szkocji zabroniono rozmawiania w pracy po polsku, nawet jeśli klient sklepu pochodził z naszego kraju. Dziennik cytuje też Alfreda Bujarę, szefa sekcji handlowej "Solidarności", który zarzuca Lidlowi w Polsce, że pracownicy, którzy chcą przystąpić do związków, są zastraszani i bywa, że kierownicy stosują słowną agresję.
Pierwsze pieniądze dla Grupy - 100 mln dol. - poszły z IFC w 2004 roku.
Tym samym roku, w którym niemiecki związek zawodowy Ver.di wypuścił czarną księgę dokumentującą naruszenia praw pracowników w sklepach Lidla w Europie.
Pieniądze te zostały wydane m.in. na ekspansję w Polsce.
Kolejna transza z 2009 roku - 75 mln dol. - poszła na rozwój sieci w Bułgarii oraz Rumunii. W 2011 66 mln dol. dostał Lidl w Rumunii, a w 2013 ponad 105 mln zostało pożyczone na rozwój w Bułgarii i Chorwacji oraz na otworzenie pierwszych sklepów w Serbii.
Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju współfinansował razem z komercyjnymi bankami projekty Lidla i Kauflanda na kwotę powyżej 700 mln dol. (pół miliarda z tego wyłożył sam).
Gilles Mettetal z Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju odpierał zarzuty dziennika, przekonując, że w momencie, kiedy wspierali Grupę pożyczkami dyskontowy model handlu we wspomnianych krajach nie istniał.
- Daliśmy im kredyt. Oni, owszem, byli raczej agresywną nastawioną na zysk firmą, ale z drugiej strony dawali ludziom dostęp do produktów, których nie mieliby oni szansy inaczej zdobyć - twierdzi Mettetal.
Lidl nie skomentował sprawy.
Sieć Lidl oraz Kufland są kontrolowane przez Grupę Schwarz. Na jej czele stoi Dieter Schwarz, jeden z najbogatszych ludzi świata. Jego majątek ocenia się na ok. 21 mld dol.
Ma 10 tys. sklepów, 26 mld euro na koncie, jest jednym z najbogatszych Europejczyków, ale nikt nie wie, jak aktualnie wygląda
Kuriozalny nakaz z Brukseli: Banki będą mogły legalnie okradać swoich klientów z posiadanych oszczędności!
wpis z dnia 3/07/2015
wpis z dnia 3/07/2015
Deponujesz swoje oszczędności w banku?
Uważaj, bo niebawem w majestacie prawa będziesz mógł być okradziony!
Komisja Europejska przyjęła dyrektywę, zgodnie z którą Bank zagrożony
bankructwem będzie mógł wykorzystać pieniądze swoich klientów!
Komisja Europejska przygotowała dyrektywę
pt. "Bank Recovery and Resolution Directive" (BRRD) zawierającą wspólne
dla państw UE mechanizmy restrukturyzacji lub uporządkowanej likwidacji
komercyjnych banków, które w wyniku kryzysu staną się niewypłacalne.
Zgodnie z treścią tej dyrektywy bank
zagrożony bankructwem będzie mógł - w majestacie prawa - zabrać swoim
klientom środki zgromadzone na rachunkach oszczędnościowych.
Co prawda dyrektywa przewiduje pewne
ograniczenia tego procederu - podstawione pod ścianą banki będą bowiem
mogły sięgać po pieniądze tylko najbogatszych klientów, którzy posiadają
depozyty na co najmniej 100 tys. euro.
Przykład Cypru sprzed 2 lat pokazuje jednak, że w praktyce wszystko będzie możliwe.
Przypomnijmy, że w 2013 roku cały
cypryjski sektor bankowy staną na granicy bankructwa. Rząd Cypru, aby
ratować działające na terytorium tego państwa banki, ustanowił specjalny
"podatek ratunkowy". Każdy obywatel, który posiadał jakąkolwiek lokatę
lub rachunek bankowy stracił wówczas 6,75 proc. posiadanych
oszczędności, a ci, którzy zgromadzili powyżej 100 tys. euro stracili
jeszcze więcej, bo aż 9,9 proc.
Warto odnotować, że Komisja Europejska
wystosowała do Polski ponaglenie w sprawie wdrożenia na gruncie
polskiego prawa ww. dyrektywy. Mamy na to 2 miesiące czasu. Jeśli tego
nie zrobimy grozi nam postępowanie przed Trybunałem Sprawiedliwości i
wielomilionowe kary naliczane dziennie.
Cejrowski: Sytuacja w Grecji to niemiecki plan na koniec euro
JAN BOLANOWSKI 02.07.2015
Fakt,
że Grecy mogą wypłacać gotówkę z bankomatów - zdaniem Wojciecha
Cejrowskiego - świadczy o planowanym wycofywaniu się Niemiec z projektu
waluty euro.
Znany
z ostrych i kontrowersyjnych poglądów Wojciech Cejrowski wypowiedział
się o aktualnej sytuacji kryzysowej w Grecji. Podkreślił, że podejście
Greków do zadłużenia jest bardzo niefrasobliwe.
- Ja mam kuzyna, który parówki produkuje i zapożyczony był wielokrotnie. I zawsze siedział, cygara palił, szampany polewał wszystkim. Ja mówię: "Stary! Ty jesteś zadłużony na sto balonów, jak możesz tak spokojnie siedzieć?". On mówi: "Słuchaj, jak pożyczyłeś sto złotych od swojego kuzyna, to masz problem, ale jak pożyczyłeś sto milionów od banku, to bank ma problem". Teraz Grecja jest dokładnie w takiej sytuacji – mówił obrazowo Wojciech Cejrowski na antenie Telewizji Republika.
Podróżnik
zwrócił uwagę na to, że od sześciu dni w wiadomościach pojawiają się
doniesienia o Grekach wypłacających pieniądze z bankomatów. Jego zdaniem
to zaskakująco długi termin.
- Poprzednim razem w bankomatach zabrakło po 15 minutach. A teraz ktoś pakuje do nich kolejne paczki pieniędzy – powiedział Cejrowski.
Jego
zdaniem wypłaconej przez Greków gotówki jest więcej, niż było
wydrukowane na terenie kraju. Oznacza to, że do Grecji sprowadzona
została gotówka z terenu innych państw strefy euro. W ten sposób środki,
które były w zapisach bankowych zostały zamienione na gotówkę i to w
twardej walucie.
- Oni mają zapas pieniędzy na pół roku. Nawet na to, by sobie mleko kupić w niemieckim sklepie – mówił Wojciech Cejrowski.
Podkreślił
też, że w trakcie sezonu wakacyjnego do Grecji napłynie kolejna porcja
gotówki przywieziona w portfelach turystów. Z takimi zapasami gotówki
Grecy będą odporni na wszystko, twierdzi podróżnik. Jego zdaniem jest to
akcja przez kogoś zaplanowana, prawdopodobnie przez niemieckie banki.
- To jest taka ustawka, by z twarzą rozwiązać to euro, które już wszystkim ciąży, a najbardziej Niemcom - ocenił Cejrowski.
Zdaniem
podróżnika władze Niemiec skorzystają na końcu wspólnej waluty.
Wykorzystując sytuacje, obwinią Greków o wszystkie kłopoty i umorzą
własne obligacje.
Ptasia grypa powraca - w starych i nowych odmianach
W Chinach pojawiła się nowa odmiana
wirusa ptasiej grypy H7N9, która może się rozprzestrzenić na inne
kontynenty i wywołać pandemię – ostrzega na łamach "Nature" epidemiolog
dr Yi Guan z uniwersytetu w Hongkongu.
Nie jest to jedyny szczep ptasiej grypy,
który może zagrażać ludziom. Wciąż krąży po świecie wirus H5N1, który
pojawił się w 2003 r., a trzy lata później rozprzestrzenił się po całej
Azji, dotarł do Europy i Afryki. Niedawno pojawił się w Egipcie,
Wielkiej Brytanii oraz po raz pierwszy w Ameryce Północnej – na farmie
indyków w Missouri.
Szczep H7N9 wykryto w 2013 r. i wciąż
występuje jedynie w niektórych prowincjach Chin, takich jak Guangdong,
Jiangxi, Jiangsu and Shandong. Jednak dr Yi Guan alarmuje, że jeśli nie
podjęte zostaną działania zapobiegawcze, zacznie się podobnie
rozprzestrzeniać jak wirus H5N1. Wtedy dotrze na inne kontynenty. Jego
zdaniem, należy jak najszybciej wprowadzić ograniczenia w handlu i
transporcie żywych kurczaków.
H7N9 na razie występuje jedynie na
fermach kurzych, gdzie coraz częściej zakaża również ludzi. Według
Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) do 23 lutego 2015 r. zachorowało 571
osób, spośród których 212 zmarło.
WHO podkreśla, że nie ma żadnych powodów
do podejrzeń, że H7N9 może się przenosić bezpośrednio między ludźmi,
jednak może ulec mutacji, dzięki której uzyska taką umiejętność. Rozwija
się i rozprzestrzenia w sposób utajony, gdyż nie zabija kurczaków i nie
wywołuje u nich żadnych poważniejszych objawów choroby. Niebezpieczny
staje się dopiero wówczas, gdy zaatakuje ludzi.
Pocieszające jest to, że na razie wirusa
tego nie wyryto u kaczek, bo wtedy mógłby być przenoszony na ogromne
odległości. To jednak może się wkrótce zmienić.
Wirusy grypy ulegają ciągłej mutacji,
której w dłuższym okresie nie sposób przewidzieć. Specjaliści potrafią
jedynie określić z dużym prawdopodobieństwem, jakie szczepy tego wirusa
pojawią się w kolejnym sezonie grypowym. I jedynie na te odmiany
przygotowywane są szczepionki przeciwko grypie.
Wirusem H5N1 zaraziło się do tej pory
prawie 800 osób na świecie, spośród których prawie 480 zmarło. Niemal
wszyscy zarazili się od ptactwa. Ostatnio liczba zakażeń znowu zaczęła
jednak się nasilać. W styczniu wykryto infekcje u 46 Egipcjan, a w lutym
2015 r. – 36 zakażeń. Prawie co druga z tych osób zmarła.
Oprócz H5N1 na kontynencie euroazjatyckim
wykryto również inne spokrewnione z nim szczepy, takie jak H5N2, H5N5,
H5N6 i H5N8. Atakują i zabiją ptactwo, ale sporadycznie przenoszą się
także na ludzi. Spośród tych odmian na razie jedynie H5N6 wywołuje u
zainfekowanych osób ciężkie objawy grypy.
Niepokojące jest to, że H5N2 i H5N8
podobnie jak H5N1 przenoszone mogą być przez kaczki. Niedawno wykryto je
na zachodnim wybrzeżu Ameryki Północnej. "New Scientist" informuje, że
H5N2 dotarł już do Mississippi.
Jeden z najbardziej znanych badaczy
wirusów grypy, prof. Ron Fouchier z uniwersytetu Erasmusa w Rotterdamie
twierdzi, że H5N2 przejął od innych szczepów geny, dzięki którym może
wkrótce przeskoczyć na dzikie ptactwo. Wtedy jeszcze bardziej roznoszony
byłby po całym świcie i ulegał kolejnym mutacjom.