Polska kolonia podatkowa
Neokolonializm, którego doświadczamy na co dzień może mieć różne wymiary. Tym najbardziej dostrzegalnym jest dominacja zagranicznego kapitału wśród największych firm działających w Polsce. Innym, mniej dostrzegalnym, ale równie istotnym, jest kolonializm podatkowy – a więc mniej lub bardziej wyszukane operacje księgowe, które pozwalają kolonizatorom nie płacić tubylcom podatków. Lub płacić im grosze.
Różnica między państwem skolonizowanym a kolonizującym w dużym uproszczeniu polega na tym, że przeciętny Francuz, jadąc samochodem korzysta z Renault albo Peugeota, Niemiec z Volkswagena albo Audi, Koreańczyk z Kii albo Hyundaia, a Polak z Peugeota, Volkswagena albo Hyundaia. Gdy przeciętny Francuz jedzie na zakupy trafi pewnie do Auchana albo Geanta, Niemiec do Reala albo Lidla, a Polak do Auchana, Geanta, Reala bądź Lidla.
Inaczej mówiąc, przeciętny Francuz najpewniej jedzie samochodem francuskim, Niemiec niemieckim, Koreańczyk koreańskim, a Polak francuskim, niemieckim albo koreańskim (czasem myśli, że czeskim, ale wtedy jest w błędzie).Tak na dobrą sprawę możemy poczuć się jak u siebie dopiero wtedy, gdy otworzymy lodówkę – tam rzeczywiście jest szansa, że większość produktów będzie naszych, rodzimych. Niestety czar pryśnie, jak tylko zasiądziemy przed telewizorem – na pewno nie będzie to Elemis, zarżnięty przez zdziczałą transformację spod znaku Balcerowicza, ale być może Samsung z Korei Południowej, w której szczęśliwie swojej wersji Balcerowicza nigdy nie mieli – a nawet jeśli mieli, to generał Park Chung Hee (ojciec południowokoreańskiego cudu gospodarczego) zawczasu „uprzejmie” poprosił go o wyjazd.
Polska analiza neokolonialna powoli przestaje być tylko wymysłem garstki zapaleńców powszechnie uważanych za oszołomów, ale staje się coraz częściej tematem poważnej dyskusji publicznej, także w obrębie "młodej publicystyki". W tym miesiącu od strony wyprowadzania zysków za granicę znakomicie zajęła się tym tematem redakcja Nowej Konfederacji. Płacowy wymiar neokolonializmu sam starałem się naświetlić kilka miesięcy temu na portalu Nowego Obywatela. Od czasu do czasu do świadomości opinii publicznej przebijają się informacje o podatkowym aspekcie tego problemu, tak jak wtedy, gdy Fundacja Republikańska upubliczniła swoje informacje o tym, że niektóre działające w Polsce sieci handlowe (Kaufland, Carrefour) w 2011 roku nie zapłaciły ani złotówki podatku CIT. Problem unikania opodatkowania przez wielkie zagraniczne korporacje jest niewątpliwie poważny i trzeba się nim zajmować możliwie często, bo w grę wchodzą naprawdę olbrzymie pieniądze, których przecież naszemu państwu notorycznie brakuje.
Szczegółowych sposobów na to, aby kolonizatorzy nie łożyli na zachcianki leniwych tubylców jest całkiem sporo. Większość z nich jednak sprowadza się do jednego zjawiska – sztucznego pompowania kosztów uzyskania przychodu. Można to czynić za pomocą wielu stuczek – chociażby pobierając od spółek-córek działających w Polsce ogromne kwoty za użytkowanie znaków towarowych należących do spółek-matek, tak jakby spółki-córki były dla centrali jakimiś obcymi podmiotami. Albo sprzedając swoim spółkom-córkom materiały lub towary po horrendalnych cenach, po których nikomu innemu nawet by się nie próbowało ich sprzedać. Wszystkie te zabiegi, będące w istocie transakcjami w ramach jednej korporacji, a więc de facto jedynie operacjami księgowymi, wyraźnie zmniejszają dochód (zysk) przed opodatkowaniem, który jak wiadomo jest przychodem pomniejszonym o koszty uzyskania przychodu. Jak widać zysk jest w tej sytuacji nie tylko zbędny, ale wręcz niemile widziany. W końcu z zysku trzeba będzie zapłacić tubylcom podatek, a ci go wydadzą najpewniej na jakieś głupoty. Lepiej więc poszperać w księgach i wytransferować pieniążki do kraju kolonizatorów - tam już będą wiedzieli co z nimi zrobić.
Dokładnie określić kwoty, które w ten sposób traci co roku nasz budżet państwa jest niezwykle trudno, gdyż trzeba by się przyjrzeć każdej operacji między podmiotami powiązanymi, by stwierdzić, które ceny transferowe były zawyżone i o ile.Zajmują się tym polskie organy skarbowe, które w razie wykrycia nadużyć mogą zakwestionować przyjęte ceny, jednak ilość operacji jest tak wielka, że wykrywają one może jakiś drobny ułamek całego procederu. By spróbować przynajmniej oszacować skalę tego zjawiska, możemy posłużyć się raportem GUS „Działalność gospodarcza podmiotów z kapitałem zagranicznym”, który bada działalność firm zagranicznych funkcjonujących w Polsce. Najnowsza edycja tego raportu przedstawia sytuację z roku 2012.
Za rok podatkowy 2012 bilans złożyło 25914 podmiotów z kapitałem zagranicznym. W bilansach tych zysk wykazał zaledwie co drugi taki podmiot – dokładnie 13196, czyli 51% z nich. Inaczej mówiąc, podatek dochodowy płaci zaledwie połowa działających w naszym kraju firm zagranicznych. Druga połowa wykazuje straty – czasem notorycznie co roku, co nie przeszkadza im świetnie prosperować. Wg GUS w roku 2012 firmy zagraniczne osiągnęły w naszym kraju astronomiczną kwotę przychodów na poziomie grubo ponad biliona złotych – dokładnie 1247,77 mld zł. Koszty uzyskania tych przychodów były równie astronomiczne i wyniosły 1191,32 mld zł. Widać więc wyraźnie, że wskaźnik kosztów (koszty jako odsetek przychodów) w firmach zagranicznych jest bardzo wysoki i wynosi 95,5 proc. A więc przeciętnie wykazują one dochód na poziomie 4,5 proc. przychodów. Wskaźnik kosztów jest jeszcze wyższy, jeśli spojrzymy na sektor handlu – tutaj wynosi on 97,5 proc., a więc przeciętny podmiot zagranicznym zajmujący się w naszym kraju handlem wykazuje zysk na poziomie 2,5 proc. przychodów. To i tak nie najgorzej, gdyż są branże, w których wskaźnik kosztów wynosi ponad 100 proc. Przykładowo w górnictwie i wydobyciu surowców wskaźnik kosztów wynosi 119,9 proc., a więc przeciętna spółka zagraniczna z sektora wydobywczego nie płaci w Polsce podatku CIT.
Tak więc dochód firm zagranicznych w Polsce przed opodatkowaniem (zysk brutto) to przeciętnie tylko 4,5 proc. wszystkich ich kolosalnych przychodów, siegających wg GUS ponad 1,2 biliona zlotych. Od tej sumy dopiero płacą one podatek dochodowy – najczęściej CIT (podatek dochodowy od osób prawnych), gdyż najczęściej mają one formę spółek. Dokładny zysk brutto podmiotów zagranicznych GUS podaje na poziomie 56,39 mld zł. Ich zysk netto, czyli po opodatkowaniu, wyniósł 47,94 mld zł. A więc w 2012 roku zagraniczne firmy zapłaciły w naszym kraju około 8,45 mld złotych podatku dochodowego. Stawka CIT w Polsce wynosi 19 proc. i jest niewysoka – w większości krajów UE wynosi ponad 20 proc. Na tym samym poziomie kształtuje się w naszym kraju liniowa stawka podatku PIT od osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą. Wystarczy podzielić 8,45 mld zł (podatek) przez 56,39 mld zł (zysk brutto), by się przekonać, że efektywna (czyli realnie płacona) stawka podatku dochodowego płacona przez podmioty zagraniczne w naszym kraju wynosi niecałe 15 proc., a więc jest wyraźnie niższa. To samo w sobie nie powinno dziwić, gdyż efektywna stawka zawsze jest trochę niższa – jest to spowodowane istnieniem różnego rodzaju ulg. Problem w tym, że efektywna stawka dla spółek zagranicznych jest niższa od efektywnej stawki dla całej gospodarki – w 2012 r. w podatku CIT wyniosła ona 17,3 proc.
A więc firmy zagraniczne nie tylko płacą w naszym kraju podatek od zdecydowanie zbyt zaniżonego dochodu, ale nawet od tego jeszcze płacą mniej niż podmioty rodzime. Jak widać kolonizatorzy potrafią zadbać o siebie znakomicie.Podatek dochodowy podmiotów zagranicznych w 2012 roku wyniósł w Polsce ok. 8,45 mld zł, a więc stanowił on zaledwie 0,68 proc. wszystkich ich przychodów. Z tej perspektywy mogłoby się wydawać, że wprowadzenie w miejsce CIT podatku obrotowego (czyli od przychodów) byłoby dobrym rozwiązaniem. Ustalenie tej stawki na poziomie 1 proc. przyniosłoby w 2012 roku tylko od podmiotów zagranicznych wpływy budżetowe na poziomie 12,48 mld zł, a więc nastąpiłby ich wzrost o 4 mld zł. Gdybyśmy tą stawkę ustalili na poziomie 2 proc. (który wg mnie byłby lepszy i wciąż nie za wysoki), to nastąpiłby wzrost dochodów w tym segmencie aż o 16,5 mld zł (1247,77 mld zł x 0,02 = 25 mld zł). Jak widać pozytywny efekt byłby wyraźny, jednak taki podatek mógłby być wielkim obciążeniem dla rodzimych spółek (raczkujących lub przeżywających kłopoty), które rzeczywiście nie osiągałyby zysku, bez wsparcia księgowych sztuczek, a podatek i tak musiałyby w takiej sytuacji płacić. Dlatego też lepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie podatku obrotowego tylko sektorowo – w tych sektorach, w których i tak dominuje kapitał zagraniczny, np. w handlu wielkopowierzchniowym. Oczywiście najlepszym wyjściem byłoby zastosowanie podatku obrotowego tylko dla spółek zagranicznych, ale na taki porządny protekcjonizm będąc w Unii Europejskiej nie możemy sobie pozwolić. I właśnie zablokowana możliwość protekcjonizmu jest niewątpliwie jednym z największych kosztów, jakie ponosimy w związku z członkostwem w UE.
Jak widać Polska jest krajem skolonizowanym w wielu wymiarach – produkcyjnym, konsumpcyjnym, płacowym, czy wreszcie podatkowym. Przyjęcie do wiadomości tej dosyć smutnej informacji jest pierwszym krokiem na drodze ku zmianie tej sytuacji. Najgorsze co mogą teraz zrobić tubylcy znad Wisły, to machnąć na to ręką i stwierdzić, że już nic nie można na to poradzić. Oczywiście przeciwnicy teorii neokolonialnej rutynowo stwierdzą, że taka sytuacja musiała mieć miejsce i nie jest niczym nadzwyczajnym – w końcu kraje zapóźnione muszą się rozwijać otwierając się na zagraniczny kapitał, co zawsze doprowadzi do dominacji tegoż kapitału w najbardziej dochodowych, a więc też najbardziej rozwiniętych sektorach. Jednak jest to nieprawda – chociażby Koreańczycy z południa udowodnili, że można inaczej. Gdy ekipa generała Parka dochodziła do władzy na początku lat 60. kraj ten był jednym z najbiedniejszych na świecie, będąc na poziomie Afryki Subsaharyjskiej. Wystarczyło zaledwie niecałe 20 lat suwerennej i protekcjonistycznej polityki przemysłowej Parka, na której widok eksperci MFW i BŚ łapali się za głowę, by Korea Południowa stała się krajem uprzemysłowionym, a obecnie jednym z najbardziej rozwiniętych na świecie. Niestety nasi decydenci przed ćwierćwieczem woleli tychże ekspertów z MFW słuchać niczym wyroczni – efekt jest taki, że recepty Balcerowicza doprowadziły do sytuacji, w której Polacy są skolonizowani, a recepty Parka do sytuacji, w której Koreańczycy jeśli już to sami kolonizują. Jestem jak najdalszy od nawoływania, by Polacy weszli kiedykolwiek w buty kolonizatorów – jednak wybicie się w końcu na gospodarczą suwerenność byłoby wskazane.
Piotr Wójcik
Stały współpracownik jagielloński24. Współpracownik kwartalnika
Nowy Obywatel, Fundacji Kaleckiego oraz publicysta ekonomiczny.
http://jagiellonski24.pl/2014/11/10/wojcik-polska-kolonia-podatkowa/
Ciag zadarzeń politycznych po 2005 roku jest doskonale zgrany z zapotrzebowaniem Waszyngtonu i Izraela na wojnę na terenie Europy a ich solidarnościowa agentura w Polsce robi co ma nakazane.
„Silna kobieta o wysokiej pozycji społecznej „ to Hilary Clinton winna m.in. wywołania trzęsienia ziemi na Haiti a prawdopodobnie umoczonaw awarię w Fukiszimie.
„Po trupach do celu” to zaś motto bliźniaka Kalksteina tego co razem z przybocznym Maciarewiczem, Korwinem i przy pomocy Wojtyły wpakował Polaków w zabójczy traktat stowarzyszeniowy z Unią z 1991 roku, wcześniej szantażując cały parlament. Przez całkowity przypadek klika - Kaczyński, jego młodociane wykidajły z PO i Korwin z powrotem opanowali scenę polityczną, wykonali rozkaz Waszyngtonu.
Kandydaci na prezydenta icek na icku icka pogania widać mają określone zdanie na temat inteligencji Polaków, jadą po całości. Nie chrzań tu Nimrod o bohaterach sierpniowych, chyba że to zasłużeni dla Izraela.
Oznacza to, że – bardzo upraszczając – statystyczny Kowalski, na to co mu zostaje w portfelu po otrzymaniu pensji i przeżyciu miesiąca, pracuje przez jeden tydzień.
A przez pozostałe 3 tygodnie pracuje na pieniądze, które odbiera mu państwo."
Szanowny Autorze!
Wysokość opodatkowania 83% jest obliczana w stosunku do wysokości zarobków pozostałych po opodatkowaniu, a nie w stosunku do całej kwoty przychodów.
Natomiast jeżeli szanowny Autor chce uzyskać wielkość podatku w stosunku do przychodu to należy wykonać operację 83/(100+83)=45,35
Taka pomyłka prowadzi do pozbawienia wiarygodności wszelkich kolejnych wniosków i analiz.
In the first years of his rule Mussolini literally executed the policy prescribed by Pareto, destroying political liberalism, but at the same time largely replacing state management of private enterprise, diminishing taxes on property, favoring industrial development, imposing a religious education in dogmas.[13]//
Rozważmy tzw. średnią krajową, czyli kwotę jaką wg GUS powinien zarabiać każdy przeciętny Polak - 3900 złotych brutto.
Z miejsca można zauważyć, że system jest tak skonstruowany, aby ukryć przed ludźmi prawdziwe obciążenia, rozdzielając daniny płacone przez pracodawcę i pracownika na dwie osobne części.
Z miejsca widzimy, że płaca 3900 zł brutto, wynosi de facto 4708.86, z czego na tzw rękę otrzymujemy 2783 zł 43 gr. Stanowi to
zaledwie 59% kwoty brutto.
Rozdzielenie części płaconej przez pracownika i pracodawcę jest typowo polskim wynalazkiem.
W takim Zjednoczonym Królestwie nikt nie ściemnia, że moja płaca brutto jest niższa niż jej koszt dla pracodawcy, dostaję na kwitku dokładnie tyle, ile pracodawca wpisał sobie w rubrykę "koszty".
Zarabiając identycznie, w UK do domu mógłbym przynieść dokładnie 4560 zł.
Taka wypłata byłaby bowiem obciążona jedynie składką na ubezpieczenie, a podatek mieściłby się w całości w sumie zwolnionej.
W UK drożej, ktoś powie. Policzmy zatem średnią w UK, czyli 2200 funtów brutto miesięcznie. "Salary calculator UK" i widzimy, że z tej kwoty przynosimy małżonce do domu dokładnie 1760 funtów, czyli 80% zarobków brutto.
Liczmy dalej. Przynosimy swoje 59% do domu i robimy opłaty, kupujemy żywność, itd. Niemal wszystko jest obciążone 23% VAT, zatem zostaje nam z tego 2142 złotych, czyli 45% zarobków brutto. To jeszcze nie wszystko. Załóżmy, że tankujemy tylko jeden bak paliwa, 50 litrów na miesiąc, a zapłacimy 80 zł akcyzy (1.56zł/l). Wypijamy 4 półlitrówki wódki, a 11.40 zł akcyzy za butelkę - 46 zł, do tego 20 butelek piwa jasnego 12 blg a 50 gr/but -10 zł. Prąd - 2gr za kWh, czyli przy przeciętnym zużyciu 200 kWh/mies, 4 złote, gaz, 3 GJ/mies, następne 4 zł akcyzy. Doliczmy jednego palacza w rodzinie, płacącego 8 złotych akcyzy za każdą paczkę i wypalającego skromne 15 paczek/ miesiąc -120 złotych. Razem, bardzo skromnie licząc, około 300 złotych. Zostało nam 1840 złotych - 39% naszych zarobków. Zatem realna skala danin w naszym kraju to około 60% dochodu brutto.
Zmieniając temat, mnie również wydaje się dziwne, że Niemcy tak się nagle obudzili.
Z początku dziwiłem się nieco, że chcą aż tak bardzo zaszkodzić swoim lokajom w Polsce, dostarczając amunicji ich głównemu lokalnemu rywalowi.
Ale po głosach dochodzących na temat tej publikacji jasno widać, że oskarżycielski palec jest skierowany na FSB, czyli w domyśle - Putina.
Konkluzja jest jedna - gra ma na celu ustawienie Polaków przeciw Rosji, bez specjalnego oglądania się na tzw. Collateral Damages.
BND nie śpi i widzi jak na dłoni, jak entuzjazm Polaków wobec "obywatelskiego zrywu" na Ukrainie wyczerpuje się do zera. Zatem trzeba czymś podgrzać antyrosyjskie nastroje. Rola Niemiec w wydarzeniach na Ukrainie jest sprytnie zamaskowana i wielu komentatorów, również z tego portalu, upatruje w nich wyłącznie wpływów duumwiratu amerykańsko-izraelskiego. Przepełnieni świętym oburzeniem nie widzą, że niemiecka gra musi być tutaj znacznie subtelniejsza, z uwagi na zależność Niemiec od wielu rzeczy z Rosji, a przede wszystkim, rosyjskiego gazu.
Autor jest jak widać od dawna wspierany jest przez środowiska niechętne powiązaniom gospodarczym z Rosją, a zwłaszcza uzależnieniu od rosyjskiego gazu, więc ta publikacja w oczywisty sposób wpisuje się w tą linię programową.
Pozdrawiam, panie Macieju.
Tym razem
http://www.mikke.fora.pl/ideologia-religia-swiatopoglad,8/80-podatki-wyliczenie,8279.html
ale mówiąc szczerze, nigdy w ten temat się nie zagłębiałem, informacja zakonserwowana .....
Czy różnica, dajmy na to 5%, jest istotna ?
69%, 70% czy 80%, 83%, 86%
I tak w głowie cały czas mam świadomość, że skala drenażu finansów jest większa, bo do drenażu należy też doliczyć pieniądze specjalnie zmarnowane np. na orliki. Nie ma na służbę zdrowia, ale na orliki są.
Dlatego nie wnikam w szczegóły, bo zdaję sobie sprawę, że i tak nie wiem wszystkiego.
Są pieniądze, które legalnie się wyprowadza, pisał o tym też Tomasz Urbaś.
Opisanie dziesiątek sposobów na wyprowadzanie kasy z budżetu, np. kupowanie niepotrzebnego nam towaru od amerykanów, tylko po to, by nie przeznaczyć tych pieniędzy na służbę zdrowia, jest niezmiernie trudne, łatwiej i prościej pokazać skalę kradzieży tak jak zrobiłem to wyżej.
Przeciętny obywatel kompletnie nie ma pojęcia ze skali procederu, a o to chodzi, żeby wiedział.
"Taka pomyłka prowadzi do pozbawienia wiarygodności wszelkich kolejnych wniosków i analiz."
A co powiedzieć o rządzie, który pobiera ode mnie podatek drogowy i opłaca z niego emerytury, pobiera ode mnie składkę emerytalną, ale już niektórzy dowodzą, że tej emerytury na oczy nie zobaczę.
Co o takim rządzie powiedzieć?
Gdzie do jakich słów twierdzeń i wyliczeń przyłożone twoje słowa?
Chodzi oczywiście o niemieckiego autora rewelacji o zamachu w Smoleńsku, a nie o mnie.
1. Po pierwsze.
Średnio 83% podatków przy 2800zł na rękę, daje 2800 / (1-0,83) = 16.470zł miesięcznie, a nie 11.200 zł.
Rozumiem, że autor sam nie może uwierzyć w te 83% podatku.
Co innego wiedzieć, a co innego uwierzyć.
2. Po drugie.
Średnio 83% oznacza, że część ludzi płaci wyższe podatki.
Z moich szacunków (też nie mogę uwierzyć) wynika, że średnie opodatkowanie w Polsce waha się od 80% dla ludzi bogatych do 95% dla ludzi biednych, gdyż bogaci w jakiś sposób potrafią się częściowo uratować.
Tak, są ludzie, większość nawet, którzy płacą podatki w Polsce w skali 90-95%.
To znaczy, że 3 dni w miesiącu pracują na siebie.
3. Po tracie.
Część podatków wraca do ludzi w formie "spożycia zbiorowego", ale
to nie jest żadnym usprawiedliwieniem, bo tylko mała część i najczęściej w dobrach bardzo niskiej jakości otrzymywanych razem z upokorzeniem.
Proste podliczenie - VAT 23%, Dochodowy 20%, ZUS ok. 45%, akcyzy, podatki, opłaty w paliwach i energii, podatki od nieruchomości, podatki od deszczu, psów, samochodów ciężarowych, i jeszcze z 70 innych.
Do tego dochodzi koszt płacenia tychże, koszt świadczeń niepieniężnych jak np. opłata za prawo jazdy czy rejestrację samochodu, opłaty za złomowanie, za korzystanie ze środowiska.
Ja to kiedyś liczyłem, to jest szacowałem.
Wychodzi 88-95%.
Nie 88-95%, ale 80-95%.
Żeby było dokładnie.
Jeżeli szanowny Autor opiera się na informacjach Centrum im.Adama Smitha w kwestii wysokości procentu, to przecież ta sama instytucja jest autorem takiej daty jak dzień wolności podatkowej, czyli dnia od którego to co zapracujemy przestaje być pochłaniane przez podatki.
Gdyby podatki były w wysokości około 83% całkowitych przychodów, to ten dzień musiałby przypadać gdzieś w październiku - a tak nie jest. Instytucja ta wyznacza go jednak zawsze w pierwszej połowie roku, co by świadczyło o tym, że stanowi on mniej niż 50% całkowitych przychodów.
Czy nie stanowi ona właściwie pomocy dla takiego równie nierzetelnego rządu? Czy nie daje mu ona pretekstu do wskazania, że krytycy są równie nierzetelni jak sam rząd? Czy nie prowadzi jedynie do licytacji która strona jest bardziej nierzetelna?
Gdyby było to w granicach 80%-90% od całkowitych przychodów to dzień wolności podatkowej wypadał by w październiku-listopadzie, a wypada w pierwszej połowie roku.
Sądzę że ta instytucja na pewno zachowuje spójność tych dwóch wyliczanych danych, by być wiarygodną.
CAS pp. liczy tylko część podatków, i mimo pewnie dobrej woli, podaje zafałszowany obraz rzeczywistości na korzyść naszych pasożytów.
Po spędzeniu dłuższej chwili nad kwestiami podatkowymi, nie miałem już czasu na dokładną korektę napisanej treści i wkradła się ta niejasność, za którą przepraszam.
Wracając do dyskusji o daninach, ich skala w Polsce, wyliczona przeze mnie na około 60 %, nie jest jeszcze końcem wyliczanki.
W pozostałej kwocie są jeszcze inne obowiązkowe opłaty - abonament RTV, obowiązkowe świadczenia na rzecz gminy, np. z tytułu podatku gruntowego, różnego rodzaju opłaty skarbowe, wznowienia dokumentów, przerejestrowania samochodów i opłaty za przeglądy, i tak dalej. Spokojnie uzbiera się tego kolejne 5-10%.
Do tego wyliczenia można spokojnie doliczyć odsetki od kredytów konsumenckich, których wysokość w skali całego kraju wynosi obecnie ponad 607 miliardów złotych.http://www.tradingeconomics.com/poland/consumer-credit
Dzieląc tą sumę przez liczbę zatrudnionych, czyli 17 milionów, otrzymujemy astronomiczną kwotę ponad 35 tys złotych na osobę.
Odsetki od takiej kwoty to ponad 200 złotych miesięcznie.
Ktoś powie - nikt nikomu nie każe brać kredytów. Ale przy tak niewielkiej części dochodu pozostawionej do dyspozycji, wzięcie kredytu na pralkę, lodówkę, meble, telewizor, czy wreszcie - własne lokum, to najczęściej jedyna możliwość wejścia w ich posiadanie.
Zatem można uznać, że wysoka skala kredytów i odsetek to część tego systemu. Skala zadłużenia społeczeństwa z tego tytułu to oficjalnie 31% PKB. Dla porównania, w Czechach jest to 25% PKB.
Po odliczeniu, przypadającej na statystycznego Polaka, kwoty odsetek od dochodu wolnego od danin, pozostaje nam 34% początkowej sumy brutto naszych zarobków, do tego, opisane powyżej, "drobne datki". To już zbliża się do owych 80%..
Zadłużenie Polski tylko z tytułu długu publicznego, kredytu zagranicznego firm, oraz konsumenckiego obywateli, to łącznie ok 160% PKB.
Do tego dochodzą długi jednostek samorządowych - tylko Kraków ma 2 mld zł długów, czyli 60% swoich rocznych wpływów.
Rozwinięte gospodarki mogą obsługiwać wysokie zadłużenie, gdyż po pierwsze - są chętni na obligacje skarbowe oprocentowane na ułamek procenta rocznie (niemieckie 10 letnie O.S.=0.15%, polskie=2.31%), po drugie - nie muszą dużo inwestować, wystarczy im zwykła amortyzacja.
A do tego wszystkiego, dzisiaj gromko zakrzyknęli Bracia Starsi, żądający zwrotu kamienic na kilkadziesiąt miliardów $.
Wypłata z budżetu choćby części tej sumy pozbawia nas resztek i tak już nikłych szans na uniknięcie bankructwa.
Jak widać, rozłożony na ćwierć wieku plan, zmierza już do finiszu jego realizacji..
Otóż wypraszam sobie, to ja wynalazłem pojęcie KŁAMSTWO NIEMIECKIE i proszę nie dotabiać jakiś nowych pojęć na nim opartym, tym bardziej, że co niby ma oznaczać to hasło?
To, że do dzisiaj nie opublikowałem (w zasadzie tłumaczę to pojęcie w opracowaniu werwolf w punkcie 13) pełnego opracowania na ten temat, nikogo nie upoważnia do tworzenia jego klonów.
Tym bardziej, że niby co oznacza hasło kłamstwo polskie?
Jak się domyślam jest to element zniekształcania mojej informacji, zacznie się naprzemienne stosowanie tego terminu, albo kłamstwa niemieckie zaczną być nazywane polskimi - chwyt zgodnie zresztą z zasadami kłamstwa niemieckiego....
Jeszcze o tym jak taguje swoje teksty tutaj.
Ostatnimi miesiącami stosuję podobną technikę, jaką stosują od wieków niemcy wobec Polaków - czyli jak coś piszą lub mówią o Polsce, to zawsze z jakimś dodatkiem o negatywnym wydźwięku - i o to tu chodzi .
Tak więc moje tagowanie - niemcy impakt - to odpowiedź na ustawiczną antypolską retorykę w mediach.
Mógłbym się jeszcze mocno rozpisać, ale może innym razem omówię ten temat.
Tymczasem polecam wszystkim - niemcy impakt.
dlaczego obcięło końcówkę tekstu?
w kraju okupowanym przez obce służby i administrowanym przez 5 kolumnę nie ma co oczekiwać, że rząd będzie postępował zgodnie z interesami narodu