Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kosowo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kosowo. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 9 lipca 2024

Wojna w Kosowie





przedruk
tłumaczenie automatyczne



...

Valdet Deva, jeden z potomków Xhafera Devy, nigdy nie czuł szczególnej pogardy ani aprobaty dla swojej rodziny, aż do stycznia tego roku, kiedy to Ministerstwo Kultury Kosowa, w ramach projektu wspieranego przez Biuro Unii Europejskiej w Kosowie i Program Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju, postanowiło wyremontować dom i wykorzystać go jako centrum kulturalne.

Deva, który pełnił funkcję ministra spraw wewnętrznych Albanii w latach 1943-1944, kiedy kraj znajdował się pod kontrolą nazistowskiego reżimu Adolfa Hitlera, szybko trafił na pierwsze strony gazet na Bałkanach.

Plan renowacji starego domu Devy wywołał fale kontrowersji w Kosowie, Albanii i poza nim, gdzie niektórzy nazywali go nazistowskim kolaborantem, a inni bronili go jako orędownika sprawy albańskiej i zbawcy Żydów.

Niemiecki ambasador w Prisztinie, Joern Rohde, był jednym z pierwszych, którzy wygłosili swoją krytykę. "Bardzo zaniepokojony planami renowacji domu Xhafera Devy, znanego nazistowskiego kolaboranta i bohatera niesławnej Dywizji SS Skanderbega" – napisał Rohde na Twitterze.

"Nie zniekształcajcie prawdy o Holokauście ani zbrodniach wojennych popełnionych przez nazistów i lokalnych kolaborantów" – apelował Rohde.

Valdet Deva, który mieszka w Szwecji, powiedział, że spodziewał się reakcji za i przeciw renowacji, ponieważ albańskie społeczeństwo pozostaje podzielone w niektórych kwestiach związanych z jego historią.

Niektórzy Albańczycy, tacy jak on, zwłaszcza na prawicy, zaprzeczają, jakoby Xhafer Deva prześladował Żydów. Upierają się, że współpracował z niemieckim reżimem nazistowskim tylko po to, by pomóc pokonać komunistyczną partyzantkę i zapewnić, że Albania i Kosowo zostaną zjednoczone, a nie częścią zdominowanego przez Serbów państwa jugosłowiańskiego.

"Nikt nie jest w stanie udowodnić, że Xhafer Deva rzekomo pomagał w deportacji Żydów z Kosowa" – podkreślił Valdet Deva.

Kosowski historyk Jusuf Buxhovi opisał Xhafera Devę jako bardzo złożoną postać.

"Deva mocno wierzył, że Niemcy powrócą do normalności w kwestii albańskiej [poparcia dla zjednoczenia Kosowa i innych obszarów z Albanią] i kolaborował z Niemcami wyłącznie w interesie narodu albańskiego" – przekonywał Buxhovi.

"Nie powinniśmy go potępiać... Istnieją fakty historyczne, że Deva nie tylko zapobiegał deportacji Żydów, ale także ich chronił" – dodał.

Ale Paskal Milo, historyk z Tirany i prominentna postać lewicowej polityki w Albanii, opisał Devę jako "jedną z najbardziej skompromitowanych pronazistowskich postaci wśród Albańczyków".

"Jako minister spraw wewnętrznych był główną osobą odpowiedzialną za wszystkie albańskie siły żandarmskie, które otwarcie współpracowały z niemieckimi siłami okupacyjnymi od listopada 1943 r. do czerwca 1944 r. przeciwko albańskim partyzantom i antyfaszystom" – powiedział Milo w rozmowie z BIRN.

Wyjaśnił, że Albańskie Archiwum Państwowe posiada setki dokumentów, które dowodzą "zbrodniczej działalności Devy przeciwko antyfaszystom i niewinnym cywilom w Tiranie".


"Był organizatorem i bezpośrednim wykonawcą masakry antyfaszystów i mieszkańców Tirany 4 lutego 1944 roku" – powiedział.

"Nazistowskie dokumenty pokazują, że był on nazistowskim kolaborantem nie tylko dla ich generałów w Albanii, ale także dla specjalnego wysłannika Hitlera na Europę Południowo-Wschodnią, Hermana Neubachera" – dodał.





Urodzony w Mitrowicy w Kosowie, kiedy była jeszcze częścią Imperium Osmańskiego, Xhafet Deva studiował w amerykańskim college'u w Stambule i w Wiedniu. Do Mitrowicy powrócił w latach 30., pracował jako przedsiębiorca, a w 1943 r., po kapitulacji Włoch w wojnie, został ministrem spraw wewnętrznych Albanii w rządzie lojalnym wobec nazistowskich Niemiec.

Efraim Zuroff, dyrektor Centrum Szymona Wiesenthala w Jerozolimie, stwierdził, że Deva był "symbolem" kolaboracji albańskiego reżimu wojennego z nazistami oraz zbrodni popełnionych na Żydach i Serbach.

Ale Valdet Deva powiedział, że jest sceptyczny. "Jako rodzina poprosiliśmy o fakty [na poparcie] Centrum Szymona Wiesenthala i twierdzeń Zuroffa, ale do tej pory nie dostarczyli ani jednego faktu" – podkreślił.

"Mamy świadectwa ocalałych z Holokaustu o pomocy i humanizmie, jakie okazywał Żydom" – dodał.

Stevan Radojkovic, badacz historii z Belgradu, powiedział, że spory o postacie takie jak Deva pokazują, jak podzieleni są ludzie na Bałkanach w kwestii ich wspólnej historii, ale argumentował, że materiały archiwalne pokazują, że pomagał on nazistom w prześladowaniach Żydów podczas Holokaustu.

"Dokument Jugosłowiańskiego Komitetu Państwowego ds. Ustalenia Zbrodni popełnionych przez nazistów i ich kolaborantów mówi, że kiedy Niemcy wkroczyli do Mitrowicy w kwietniu 1941 roku, Deva nakazał konfiskatę majątku Żydów" – powiedział Radojkovic w rozmowie z BIRN.

"Archiwa pokazują również, że Żydzi otrzymali czerwone opaski z napisem 'Juda'... podczas gdy żydowskie sklepy otrzymały nakaz utrzymania napisu "Judengeschäft" ("Żydowski interes"), znaku, że każdy Niemiec może je splądrować" – dodał.


Noel Malcolm, profesor historii na Uniwersytecie Oksfordzkim, napisał w swojej książce "Kosowo: krótka historia", że Deva często pracował dla niemieckiego wywiadu przez jakiś czas przed II wojną światową.

Malcolm powiedział, że Deva był "najbardziej zaufanym sługą" niemieckiego reżimu, a rząd w Tiranie, w którym służył, był "starannie wybierany i kontrolowany przez władze niemieckie", które "używały retoryki albańskiego nacjonalizmu", aby zdobyć sympatię miejscowej ludności.

Kiedy Deva przybył do Tirany, "zaczął rekrutować albańskie siły bezpieczeństwa do walki z komunistami i innymi rebeliantami" – powiedział Malcolm. Jego oddział liczył około 1600 ludzi. Chociaż twierdzono, że popełnił zbrodnie wojenne przeciwko komunistycznym bojownikom partyzanckim, nie jest jasne, czy którykolwiek z nich został kiedykolwiek postawiony przed sądem.

Romeo Gurakuqi, historyk z Uniwersytetu w Tiranie, powiedział BIRN, że rola Devy była kluczowa w walce z kosowskimi Albańczykami, którzy dołączyli do partyzantów. "Ze względu na dywizję [wojskową] Devy i wsparcie Niemców, ruch partyzancki w Kosowie nigdy nie mógł osiągnąć znaczących rozmiarów" – powiedział Gurakuqi.

We wrześniu 1944 r., gdy władza Niemiec nad Bałkanami osłabła, Deva stał się jednym z przywódców Drugiej Ligi Prizreńskiej, organizacji kosowskich albańskich nacjonalistów, którzy chcieli powstrzymać jugosłowiańskich komunistów przed przejęciem kontroli nad Kosowem i zjednoczyć wszystkie terytoria, na których etniczni Albańczycy stanowili większość.

Po II wojnie światowej zakończonej klęską nazistów Deva uciekł na wygnanie do Austrii, następnie do Syrii, a w końcu wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie stanął na czele antykomunistycznej Trzeciej Ligi Prizreńskiej. Później twierdzono, że w jego antykomunistycznych wysiłkach na wygnaniu wspierała go CIA. Zmarł w 1978 roku.

Historyk Milo powiedział, że albańska historiologia nadal cierpi z powodu stronniczości politycznej, jeśli chodzi o interpretacje postaci historycznych, szczególnie tych z okresu II wojny światowej i jej następstw. Przekonywał, że "prymitywny nacjonalizm i patriotyzm folklorystyczny" nie powinny przeszkadzać w naukowej ocenie faktów historycznych.

Spory o ocenę roli Devy w albańskiej historii powróciły podczas awantury o prace remontowe w jego dawnym domu w Mitrowicy. Po krytyce ze strony Centrum Szymona Wiesenthala i ambasadora Niemiec w Prisztinie, UE i UNDP postanowiły wstrzymać projekt.

Ministerstwo Kultury Kosowa stwierdziło, że uważa dom za miejsce dziedzictwa kulturowego, które zasługuje na ochronę ze względu na jego znaczenie architektoniczne jako pierwszego budynku w nowoczesnym stylu zachodnioeuropejskim w Mitrowicy i podkreśliło, że renowacja nie honoruje Devy jako postaci historycznej. Ministerstwo odmówiło jednak odpowiedzi na pytanie, co stanie się teraz z projektem.




MITROVICA, Kosowo, 11 lutego (Reuters)


 Renowacja domu w Kosowie, który należał do ministra w pronazistowskim rządzie podczas II wojny światowej, wywołała oburzenie, a Niemcy ostrzegły przed historycznym "wybielaniem", a Unia Europejska i Organizacja Narodów Zjednoczonych wstrzymały projekt.

Trzypiętrowy dom z czerwonej cegły w Mitrowicy, zbudowany w latach 30. przez austriackich architektów, był domem Xhafera Devy, który pełnił funkcję ministra spraw wewnętrznych w proniemieckim rządzie w 1943 i 1944 roku.

We wspólnym oświadczeniu Program Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP) w Kosowie i Unia Europejska przeprosiły za pominięcie tła historycznego Devy, gdy ogłosiły projekt odrestaurowania domu jako miejsca dziedzictwa kulturowego.

Ambasador Niemiec w Kosowie, Joren Rohde, powiedział, że jest bardzo zaniepokojony odbudową.
"Nie zniekształcajcie prawdy o Holokauście lub zbrodniach wojennych popełnionych przez nazistów i lokalnych kolaborantów" – napisał Rohde na Twitterze na początku tego tygodnia, dodając, że projekt grozi wybieleniem historii.

Hajrulla Ceku, minister kultury Kosowa, bronił projektu rewitalizacji na konferencji prasowej dzień po decyzji UE i UNDP o wstrzymaniu prac w tym miejscu.

"Przywracamy pomnik, ale nie historię Xhafera Devy" – powiedział Ceku. Nie potwierdził, czy rząd Kosowa będzie kontynuował prace nad odbudową.

W czasie, gdy Deva był ministrem, Kosowo było uważane przez Niemcy za część Albanii.

Historycy twierdzą, że jednostki sił bezpieczeństwa pod dowództwem Devy, które widziały nazistów jako sojuszników w walce z komunistami, popełniały okrucieństwa, w tym masakrę podejrzanych sympatyków antyfaszyzmu. Niektóre niedawne badania wskazują jednak, że Deva mogła pomóc chronić Żydów.

"Jest zbrodniarzem wojennym, popełnił zbrodnie na swoich przeciwnikach politycznych, ale osobiście nigdy nie zgodził się na przekazanie list kosowskich Żydów, pomimo uporczywości nazistowskich władz" – mówi Durim Abdullahu, profesor historii na uniwersytecie państwowym w Prisztinie.

Po wojnie Deva opuścił Kosowo. Mieszkał w kilku krajach europejskich, zanim osiedlił się w Kalifornii, gdzie zmarł w 1978 roku.

W Mitrowicy wciąż jest celebrowany. Kilka metrów od domu, ściana na głównym placu ozdobiona jest zdjęciami prominentnych osób z miasta, w tym Devy i premiera w rządzie z czasów wojny, Rexhepa Mitrovicy.

Świadek Reutersa znalazł trzy ulice nazwane imieniem Devy w Kosowie, w tym jedną w Prisztinie, kilkaset metrów od ambasady Niemiec.













reuters.com/world/europe/renovation-nazi-allys-kosovo-house-causes-ire-2022-02-11/

balkaninsight.com/2022/03/15/glorified-and-vilified-who-was-kosovos-nazi-ally-xhafer-deva/



czwartek, 18 kwietnia 2024

Kosowo, a Niemcy





przedruk
tłumaczenie automatyczne




Analiza: 

Kosowo, miejsce testowania narodu serbskiego i prawo międzynarodowe...

Uznanie przez Grecję będzie nożem wbitym w serce Cypru





Napisał PANAGIOTIS PAVLOS

Poważny rozdźwięk w stosunkach grecko-serbskich spowodował pierwszy krok w kierunku uznania Kosowa za niepodległe państwo przez Ateny - twierdzą serbskie źródła dyplomatyczne.


Odniesienia te pojawiły się w następstwie pozytywnego raportu wyjaśniającego Dory Bakoyannis dla Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy opowiadającego się za przystąpieniem Kosowa do tego Zgromadzenia oraz bezprecedensowej w historii stosunków dyplomatycznych między Grecją a Serbią ostrej i gniewnej reakcji prezydenta Serbii Aleksandara Vučicia w publicznym wystąpieniu w piątek 29 marca 2024 r.


Przypominamy, że dzień wcześniej, 28 marca, Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy przyjęło w Paryżu propozycję swojej posłanki i posłanki do parlamentu greckiego, specjalnej sprawozdawczyni, pani Bakoyannis, co wywołało oburzenie serbskiego prezydenta i serbskiego rządu, ponieważ propozycja ta ułatwia europejski kurs Kosowa, omijając podstawowe warunki wstępne. Z jednej strony pani Bakoyannis zapewniała o tym we wszystkich kierunkach i sprzymierzała się z nią aż do dwóch tygodni przed swoją ostateczną propozycją, podczas gdy nielegalne państwo musiało spełnić przeciwko czystkom etnicznym serbskiej ludności Kosowa uciskanej przez Prisztinę.


Aby zrozumieć, co pozytywny raport Bakoyannisa oznacza dla Serbii, wystarczy wskazać Kosowu i jego serbskiej ludności następujące fakty, które wyraźnie pokazują główny cel władz kosowskich Albańczyków, którym jest nic innego jak czystki etniczne Serbów w Kosowie.Według raportu Patriarchatu Serbskiego w 2022 r. doszło do licznych ataków na kościoły, domy i inne mienie rdzennych Serbów z Kosowa i Metochii przez kosowskich Albańczyków, podczas gdy terrorystyczne ataki zbrojne na poszczególnych Serbów, w tym dzieci, są ciągłe, wraz z nielegalnym wykupem ziemi należącej do Serbów w celu wywarcia na nich dodatkowej presji i ostatecznie zmuszenia ich do zostania uchodźcami.

Jak wskazał 15 marca 2024 r. z Pecu w Kosowie zastępca sekretarza stanu USA Gabriel Escobar, ludność serbska w Kosowie cierpi z powodu wydanego przez władze Prisztiny zakazu wypłacania wynagrodzeń w serbskich dinarach, wypłacania emerytur i ogólnie wszelkiego rodzaju napływu środków finansowych pochodzących z Serbii w oparciu o prognozy międzynarodowe, co skutkuje ich gospodarczym uduszeniem, To bardzo utrudnia mu codzienne życie i popycha do emigracji.

Władze kosowskich Albańczyków rozszerzały i rozszerzały procedury mające na celu zmianę i reinterpretację istniejącego w państwie kosowskim ustawodawstwa, które do tej pory zawierało korzystne i inkrustowane gwarancje ochrony własności i praw ekonomicznych serbskich klasztorów prawosławnych, które do niedawna pozwalały na ich samoistną egzystencję. Najwyżsi urzędnicy kosowskich Albańczyków zaprzeczają nazwie Serbskiej Cerkwi Prawosławnej i kwestionują wszystkie powyższe gwarancje.


Pomimo dwóch porozumień podpisanych przez Prisztinę pod auspicjami Unii Europejskiej w Brukseli w 2013 i 2015 roku, rząd pseudopaństwa nadal nie przestrzega postanowień Związku Serbskich Gmin Kosowa, w której to kwestii, niestety, jak zobaczymy poniżej, pani Bakoyannis udzieliła pełnego poparcia kosowskiemu premierowi w swoim sprawozdaniu. który, przypomnę, ponownie wyraził swoją odmowę zaledwie jednego (!) dnia (19.03.2024) przed wstępną i najwyraźniej pozytywną propozycją Bakoyannisa (20.03.2024).

Jakiekolwiek jednostronnie ogłoszone uznanie niepodległości Kosowa przez Prisztinę byłoby, bezpośrednio lub pośrednio, de facto lub de iure, w bezpośredniej sprzeczności z prawem międzynarodowym i Kartą Narodów Zjednoczonych.

Proces uznania niepodległości Kosowa nie ma poparcia zarówno ze strony Rady Bezpieczeństwa ONZ, jak i większości państw członkowskich, a także pięciu państw członkowskich UE (Hiszpanii, Słowacji, Rumunii, Grecji, Cypru).

Uznanie Kosowa doprowadziłoby do nasilenia przymusowej emigracji narodu serbskiego i jeszcze bardziej zagroziłoby i tak już zachwianemu pokojowemu współistnieniu ludności Kosowa jako całości, ale przede wszystkim oznaczałoby wzmocnienie bezpośredniego zagrożenia dla egzystencji ludności serbskiej w jej rodzinach.


Wydaje się, że nagła zmiana stanowiska pani Bakoyannis i opróżnienie Serbii przez nią samą, a co za tym idzie, przez rząd grecki, nastąpiło z winy niemieckiej.

Warto zauważyć, że Stany Zjednoczone, za pośrednictwem swojego specjalnego wysłannika ds. Bałkanów Zachodnich, zastępcy sekretarza stanu Gabriela Escobara, wielokrotnie wyrażały nie tylko zastrzeżenia, ale także zastrzeżenia wobec brutalnego zachowania Prisztiny wobec około 90 000 kosowskich Serbów, z których ostatni pozostali w domach swoich przodków po pogromie dokonanym przez kosowskich Albańczyków w ciągu ostatnich 25 lat lata.

Pogrom, który do tej pory doprowadził do przymusowego wysiedlenia prawie 250 000 Serbów z Kosowa i Metochii oraz pozbawienia praw podstawowych pozostałych Serbów mieszkających w regionie.

Kluczowym powodem stanowiska USA jest przekonanie, że w obliczu wyborów kosowskiego nacjonalistycznego premiera Kurtiego przyjęcie Kosowa do Rady Europy wzmocniłoby go w sposób, którego nie chcą sojusznicy, gdyż rząd w Prisztinie demonstrował dotychczas całkowity brak współpracy z nimi. Charakterystyczna dla tego jest wypowiedź Escobara z Brukseli (12 marca 2024 r.), że "Kosowo nie słucha amerykańskiej oferty partnerstwa, aby kontynuować i przyspieszać integrację europejską".


Pokazuje to, że przystąpienie Kosowa do Rady Europy nie powinno być traktowane jako coś oczywistego, ponieważ pod presją amerykańską niektóre państwa członkowskie UE mogą domagać się tego, co pani Bakoyannis pominęła w swojej własnej propozycji. Oznacza to spełnienie przez Prisztinę dwóch z trzech głównych warunków przystąpienia państwa do Rady, a mianowicie:


a) utworzenie Związku Serbskich Gmin na obszarach, na których ludność serbska ma bezwzględną większość, oraz

b) zaprzestanie i uchylenie ustawy o wywłaszczeniu ziemi serbskiej


Jeśli chodzi o trzeci warunek, czyli zwrot majątku wszystkich serbskich klasztorów prawosławnych w Kosowie, pani Bakoyannis, z powodów, które zna tylko ona - i zgodnie z jego oświadczeniem prezydent Serbii - zna, zadowoliła się ograniczonym częściowym spełnieniem, a mianowicie obietnicą premiera Kurtiego dotyczącą zwrotu 24 hektarów ziemi należącej do jednego klasztoru. Visoki Decani, jak wspomniano powyżej, w południowo-zachodnim Kosowie.

Z drugiej strony jasne jest, że spełnienie wszystkich powyższych warunków jest mało prawdopodobne w warunkach obecnego kierownictwa politycznego w Prisztinie, z tego samego powodu, który do tej pory nie był możliwy. Czyli, jak wskazują źródła dyplomatyczne, Kurti nigdy nie zgodzi się na ich realizację, ponieważ nie chce i obawia się, że w ten sposób straci znaczące poparcie, jakie otrzymuje od swojego zradykalizowanego elektoratu. Jest więc oczywiste, że to do Stanów Zjednoczonych i Niemiec należy wywieranie nacisku na Kosowo, aby się podporządkowało.

Stany Zjednoczone dostarczyły próbki pism za pośrednictwem pana Escobara, który podczas niedawnej wizyty w Kosowie (15.03.2024), klasztorze Visoki Dečani i mieście Peč jednoznacznie wyraził poparcie USA dla serbskich klasztorów w Kosowie i Metochii oraz Serbskiej Cerkwi Prawosławnej jako całości, a także słuszne żądanie zwrotu ich majątku, na który wkroczyła Prisztina. z drugiej strony, do Serbów w Kosowie, którzy wielokrotnie cierpią z powodu pozbawiania ich podstawowych praw człowieka, co jest niewyobrażalne dla podstawowej praworządności, jak zauważyliśmy powyżej.

Niemcy jednak, sądząc chociażby po wypowiedziach Michalisa Ignatiu, a w szczególności po stanowisku posłów do Bundestagu, członków Zgromadzenia Parlamentarnego, a także szefa Komisji Spraw Zagranicznych niemieckiego Bundestagu, wydają się szczególnie poirytowane zaangażowaniem USA i zdecydowaną postawą w obronie praw serbskiego narodu kosowskiego i Serbskiej Cerkwi Prawosławnej.

W tym celu przypominamy, że Kosowo i Metochia są historycznym zalążkiem serbskiego prawosławia, serbską górą Athos, można powiedzieć, na której kosowscy separatyści systematycznie dopuszczają się przemocy od 1999 roku, a zwłaszcza w ciągu ostatnich 20 lat, dokonując poważnych katastrof i zasadniczo dążąc do unicestwienia tego cennego historycznego, kulturowego i religijnego serbskiego dziedzictwa prawosławnego Bałkanów Środkowych.

Co więcej, widoczna jest nie tylko historycznie wroga postawa Niemiec wobec Serbii, zakorzeniona od połowy XX wieku, jeśli nie wcześniej, ale także troska Niemiec i być może innych państw o przyspieszenie procesu integracji europejskiej Kosowa zarówno w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich w USA, jak i poważnej możliwości (re)elekcji Trumpa. Wybory, które mają doprowadzić do podziału de iure Kosowa ze względu na jego skład etniczny, co ma się ostatecznie wydarzyć w przypadku Ukrainy.


Jak powiedział nam serbski rząd i źródła dyplomatyczne, Serbia ma nadzieję, że Ateny nie uznają "Kosowa": taki rozwój sytuacji byłby katastrofalny, ponieważ Grecja straciłaby ważną rolę, jaką ma odgrywać na Bałkanach i poddałaby wszystko wpływom tureckim.


W związku z tym odnosimy się do tego, co czarnogórski minister spraw zagranicznych Filip Ivanović powiedział Hellas Journal o roli Grecji na Bałkanach w ekskluzywnym wywiadzie, którego udzielił nam podczas swojej pierwszej oficjalnej wizyty w Atenach na początku marca.

Przystąpienie Kosowa do Rady Europy, choć nie jest bez znaczenia, nie jest jednak porównywalne pod względem znaczenia z jakimkolwiek dwustronnym uznaniem tego nielegalnego państwa przez Grecję.

Bardzo istotnym elementem w tej kwestii jest oczywiście fakt, że uznanie Kosowa bardzo zaszkodziłoby greckim interesom na Bałkanach, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę nie tylko wpływ Turcji na te kraje, ale także fakt, że Albańczycy, którzy dążą do czystki etnicznej Serbów, są historycznie i kulturowo bliżsi Turkom.

Z serbskiego punktu widzenia uznanie Kosowa jest oczywiście niemożliwe, ponieważ co najmniej 80% Serbów sprzeciwia się takiej możliwości, nawet jeśli Serbia przystąpi do Unii Europejskiej.

Oczywiste jest, że ostateczne uregulowanie statusu Kosowa nie zostanie osiągnięte, dopóki Serbski Kościół Prawosławny i Serbskie Wspólnoty Prawosławne w regionie nie będą w pełni chronione i nie będą miały zagwarantowanych wszystkich swoich praw, a także jeśli nie zostaną spełnione dwa podstawowe warunki, które - mimo że pani poseł Bakoyannis porzuciła poprzez opróżnienie Serbii wraz z jej końcowym pozytywnym sprawozdaniem, nadal jest wspierany przez USA (utworzenie Związku Gmin Serbskich, co uzgodniono w Brukseli w 2013 r., oraz specjalna ochrona Serbskiej Cerkwi Prawosławnej).

Jeżeli Kosowo nie będzie gotowe zaakceptować tych warunków w ramach dialogu brukselskiego, istnieje ryzyko, że dialog ten zostanie zamrożony na długi czas, co będzie miało bardzo negatywne konsekwencje.

Serbskie źródła rządowe podkreślają, że presja ze strony Niemiec może być bardzo silna, ale nie oznacza to, że Grecja nie powinna stawiać na pierwszym miejscu własnych interesów.


Charakterystyczne było wskazanie, że "Kosowo jest państwową mafią, w której nie ma rządów prawa, prawa i porządku, i w której prawosławna tradycja chrześcijańska jest zdehierarchizowana i zbezczeszczona.

To najbardziej nieudany projekt globalnego Zachodu"


W rzeczywistości dobitnie podkreślają, że:

"Jest zatem jasne, że stanowisko Grecji wobec samozwańczej niepodległości Kosowa nie powinno ulec zmianie. Przyjaźń i tradycja, które głęboko łączą naród grecki i serbski, mają szczególne znaczenie dla teraźniejszości i przyszłości Bałkanów, z tego dodatkowego powodu, że formacja państwowa Kosowa jest bezpośrednim przedstawicielem Turcji. Jego uznanie, nawet przed jakimkolwiek porozumieniem między Belgradem a Prisztiną, nie leżałoby w interesie Grecji i narodu greckiego, a zwłaszcza mieszkańców Cypru, którzy ucierpieli z powodu brutalnej inwazji Turcji, gwałtów i zniszczenia ich cennego dziedzictwa.

W tym kontekście znamienna jest wypowiedź byłego szefa serbskich służb wywiadowczych, Aleksandara Vulina, po raporcie Bakoyannisa:

Kiedy Austro-Węgry poprosiły greckiego premiera z czasów wojny, aby odmówił gościny resztkom serbskiej armii, Wenizelos odpowiedział, że Grecja jest "zbyt małym krajem na tak wielką hańbę". Rekomendując tzw. Kosowo do przystąpienia do Rady Europy, Dora Bakoyannis pokazała, że Grecja stała się wielkim krajem zdolnym do wielkiej hańby. Ludność Turcji cieszy się, terytorium zwane Kosowem przygotowuje się do włączenia - wraz z ustanowieniem Grecji - do państw. Niech północny Cypr będzie przygotowany..."

Przypadek Kosowa stanowi chirurgiczne zastosowanie wyrafinowanego modelu kwestionowania historycznych praw historycznych ludów i narodów historycznych, takich jak naród serbski, ale także grecki w przypadku Cypru, oraz zbliżająca się ewentualna "kosowizacja" Tracji, Morza Egejskiego i Macedonii.




całość tutaj:


Analiza: Kosowo, miejsce testowania narodu serbskiego i prawo międzynarodowe... Uznanie Grecji będzie nożem wbitym w serce Cypru | Hellasjournal.com






poniedziałek, 4 października 2021

Polityka ws. Kosowa

 

[...]


Były jugosłowiański minister spraw zagranicznych Zivadin Jovanovic powiedział, że nawiązując do pierwszej umowy dotyczącej zasad normalizacji stosunków między Belgradem a Prisztiną, pozostaje pytanie, czy umowa ta była dobrowolnym wyrazem woli, czy też dokumentem o charakterze politycznym. Zaznacza, że ​​Serbia zrobiła wszystko szybko, podczas gdy Prisztina i UE nie zrobiły nic z tym, co zostało podpisane.


„Z lektury faktów z ostatnich ośmiu lat można szacować, że Prisztina i Bruksela nie zamierzały realizować tego, co zostało formalnie przyjęte, ani w momencie podpisywania dokumentu, ani później. Przepisy dotyczące MTK w Hadze , z władzą wykonawczą służył Serbii jedynie jako pułapka, by zmusić go do rezygnacji z „rzeczywistości w terenie” poprzez wycofanie wszystkich swoich instytucji z północy Kosowa i Metohiji oraz umożliwienie ekspansji instytucji separatystycznych także w tej części Serbskiej prowincji ...


Tak więc w praktyce wszystko zamieniło się w jednostronne ustępstwa w interesie nielegalnej secesji Prisztiny i geopolityki głównych członków UE i NATO” - powiedział Jovanovic.


„… Dokonano serii jednostronnych i wyzywających posunięć politycznych, a więc legitymizacja secesji wzrosła. Jednocześnie UE obiecywała bezstronność w dialogu, Serbia w to wierzyła, ale w praktyce Bruksela dostosowała się do nieodpowiedzialnego zachowania Prisztiny, ciężko pracowała nad tworzeniem instytucji i systemów nielegalnych instytucji… w tym utworzenie nielegalnych sił paramilitarnych, wyposażonych, uzbrojonych i szkolonych przez niektórych członków UE. 


Wszystko to zostało zrobione z brakiem szacunku i naruszeniem rezolucji Rady Bezpieczeństwa 1244. Wszystko to wskazuje, że nie są to nieuzasadnione ambicje, lekkomyślne posunięcia lub agresywne działania niektórych przywódców politycznych w Prisztinie,Zivadin Jovanovic zakończył.



https://www.lantidiplomatico.it/dettnews-tensione_serbiakosovo_la_questione_targhe__solo_un_ultimo_tassello/24790_43325/




piątek, 6 listopada 2020

"Prezydent" Kosowa ma zarzuty o zbrodnie wojenne

 

Kosowo, prezydent Thaci składa rezygnację po potwierdzeniu zarzutów o zbrodnie wojenne


Prezydent samozwańczej Republiki Kosowa Hashim Thaci podał się do dymisji po tym, jak specjalny sąd w Hadze podtrzymał postawione mu zarzuty popełnienia zbrodni wojennych w latach 1998–1999. „Aby chronić suwerenność Kosowa, szanując stowarzyszenia ze społecznością międzynarodową, dziś rezygnuję z funkcji prezydenta ”- powiedział Thaci podczas konferencji prasowej transmitowanej na swoim koncie na Facebooku.

Jak widać, dotychczas miał w nosie "szanowanie"...

Specjalny Trybunał dla Kosowa z siedzibą w Hadze niedawno przedłużył poufny charakter aktu oskarżenia wniesionego przez prokuraturę specjalną przeciwko prezydentowi Thaci; były przewodniczący parlamentu Kadri Vaseli i inni byli szefowie Armii Wyzwolenia Kosowa (KLA), oskarżeni o popełnienie blisko stu morderstw mieszkańców Kosowa różnych narodowości.



Kilka godzin wcześniej Kadri Vaseli, który kierował tajnymi służbami KLA podczas konfliktu zbrojnego z Serbią w latach 1998-1999, poinformował, że Specjalny Sąd w Hadze podtrzymał postawione mu zarzuty i dobrowolnie udał się do Holandia i „nie jako więzień”.


3 listopada przewodniczący komisji parlamentarnej ds. Kosowa i Metohiji Milovan Drecun poinformował Sputnika, że ​​grupa robocza Skupsciny (parlamentu serbskiego) przekazała do prokuratury specjalnej w Hadze dane o 160 tajnych więzieniach ENK. używany przez kosowskich Albańczyków, gdzie torturowali, gwałcili i zabijali więźniów.

Aż 200 byłych członków Armii Wyzwolenia Kosowa zostało wezwanych w latach 2018-2019 do Hagi, w tym ich były szef i były premier Ramush Haridanaj, który złożył rezygnację i zgłosił się na ochotnika 19 lipca 2019 r. w Hadze, ale tam skorzystał z prawa do milczenia i wrócił do Prisztiny.

Międzynarodowy Trybunał Specjalny i Prokuratura Specjalna zostały utworzone w Holandii w latach 1998–1999 w celu zbadania domniemanych zbrodni popełnionych w Kosowie, ale ich rzeczywista praca rozpoczęła się w 2017 r. Na podstawie sprawozdania sprawozdawcy z 2010 r. Specjalny artykuł Rady Europy, Dick Marty o przestępstwach KLA, w tym poważnych, takich jak handel narkotykami, uprowadzenia ludzi i handel narządami.



https://www.lantidiplomatico.it/dettnews-kosovo_il_presidente_thaci_si_dimette_dopo_la_conferma_delle_accuse_per_crimini_di_guerra/82_38072/





niedziela, 22 września 2019

Nie był sobą... nielegalne przeszczepy na Bałkanach



„Rozcięliśmy naczynia, a kiedy wyjąłem serce, nadal biło. Nie wiem jak to zrobiłem. "


„Zacząłem tak, jak mnie nauczono: kładziesz lewą rękę na klatce piersiowej, aby ją trzymać, a prawą ręką bierzesz skalpel i prowadzisz go. Położyłem lewą rękę na jego klatce piersiowej i zacząłem ciąć. Kiedy dotarłem do samego dołu, krew zaczęła chlustać. Kiedy go przecinałem, gdzieś w połowie zaczął krzyczeć, żebyśmy go nie zabijali, a potem stracił przytomność. Nie wiem, czy stracił przytomność, czy zmarł. Nie wiem, bo nie byłem sobą”.

Nie był sobą....


-----


Na podstawie zeznań dostarczonych przez amerykańskiego dziennikarza Michaela Montgomery'ego i przetworzonych przez UNMIK misja ONZ w Kosowie rozpoczęła 4 i 5 lutego 2004 roku ekspertyzę medyczno-kryminalistyczną w domu na południe od Burrelli w północnej Albanii, przeprowadzoną przez specjalistów Toma Grange'a i Hroara Frydenlunda.
Niekompletna, ale jedyna dostępna kopia - jej zdjęcia można zobaczyć tutaj.

Krwawe ślady w Żółtym Domu

Raport, skierowany do Jose Pablo Baraybara, ówczesnego szefa Biura UNMIK ds. Zaginionych i Medycyny Sądowej, zawiera listę przedmiotów znalezionych w pobliżu Żółtego Domu. Należą do nich strzykawki i opakowania leku Tranxene (lek przeciwlękowy, zwiotczający i uspokajający mięśnie - red.), Chloraphenical 250 mg (w rzeczywistości preparat nazywa się Chloramphenicol, popełniono dwa błędy w raporcie w jego nazwie, to antybiotyk - red.), Cimarizine 25 mg (bloker kanału wapniowego, stosowany do aktywacji krążenia krwi - red.), Buscopean 10 mg (przeciwskurczowy, stosowany przy kolkach nerek i innych organów - red.), fragmenty odzieży chirurgicznej, pusta kabura pistoletu.
Przedstawiciele ICTY z pewnością wiedzieli o badaniu UNMIK w Żółtym Domu, ponieważ Matti Raatikainen, szef zespołu śledczego Trybunału w Hadze, został wspomniany w raporcie z jego wyników.

Jednak pomimo faktu, że badanie zostało przeprowadzone przez poważną organizację międzynarodową, za wiedzą Trybunału w Hadze, wygląda to raczej dziwnie: z dwóch ekspertów tylko Grange podpisał dokument, Frydenlund nie pozostawił na nim podpisu; znalezione przedmioty są niedbale opisane - ani ich ilość, ani stan nie są wskazane, nie pobrano próbek ewentualnie zachowanego na nich materiału biologicznego. Nie jest również jasne, dlaczego przestępcy, skoro „Żółty Dom” był miejscem pobierania organów w latach 1999–2000, nie usunęli dowodów rozrzuconych wokół domu w ciągu czterech lat przed przybyciem ekspertów.
Przeprowadzono testy luminolu (reakcja chemiluminescencyjna luminolu, substancji powodującej świecenie krwi niebiesko-fioletowym światłem), która wykazała obecność licznych śladów krwi na podłodze w kuchni. Jednak z nieznanych przyczyn, po ustaleniu faktu ich obecności, nie przeprowadzono dalszych badań: nikt nie starał się dowiedzieć, czy była to krew ludzka, czy krew zwierzęca. Nie wykonano testów na ludzką hemoglobinę.

Biały Dom: rodzili dzieci i zabijali zwierzęta

W 2008 roku serbski kanał telewizyjny B92 nagrał dwuczęściowe śledztwo wideo „Tajemnice Żółtego Domu”, w którym odbyła się rozmowa z właścicielami tego domu (do tego czasu zresztą przemalowanego na biało) - starszym mężczyzną i jego młodą krewną, którzy najpierw powiedzieli, że w kuchni rodziła jedna z kobiet z ich rodziny - w 1990 i 1991 roku, a następnie dodali, że w domu może być też krew zwierząt zarżniętych na podwórzu.
Albański prokurator okręgowy Arben Dulјa, który zgodził się porozmawiać z zespołem B92, również zaprzecza odkryciu strzykawek w pobliżu domu, o czym wyraźnie wspomniano w raporcie z badań kryminalistycznych z 2004 roku. Jednocześnie wnuczka właściciela domu twierdzi, że cała rodzina używa strzykawek - dziadek jest stary i chory, matka też, i po prostu wyrzuca się je wraz z resztą śmieci. Zeznania albańskiego prokuratora i właścicieli dotyczące znalezionych butelek leków też nie są zbieżne. Dulja twierdzi, że w pobliżu domu znaleziono tylko dwie ampułki penicyliny (w rzeczywistości w raporcie UNMIK opisano tylko Chloramphenicol), podczas gdy młoda gospodyni powiedziała, że preparatów na zwiotczenie mięśni używał jej brat, który miał reumatyzm, dlatego spędził dwa miesiące w szpitalu. Jednak Tranxene, który działa również jako środek rozluźniający mięśnie, nie jest stosowany w leczeniu bólu reumatoidalnego, jak można sądzić na podstawie źródeł medycznych.

Transplantolog amator. Otwieranie żeber za pomocą kałasznikowa

Serbska prokuratura ds. zbrodni wojennych przeprowadziła również dochodzenie w sprawie zaginionych Serbów w Kosowie. W 2012 roku stacja telewizyjna RTS opublikowała wywiad wideo z jednym z chronionych świadków serbskiej prokuratury - niższym rangą członkiem AWK, który twierdził, że był bezpośrednio zamieszany w przestępstwo. Rzecznik prokuratury ds. zbrodni wojennych Bruno Vekaric powiedział w tym czasie, że opublikował te zeznania, aby historia czarnej transplantologii nie została ponownie zamieciona pod dywan.
Podczas szkolenia pokazano nam, jak w razie potrzeby przeszczepić jedną lub drugą część ciała - nerki, serce, płuca z jednego ciała do drugiego - wspomina świadek, zauważając, że uczono ich tego na plastikowych i gumowych manekinach.


Stwierdzenie, że osoby bez wykształcenia medycznego nauczono podstaw transplantologii, wydaje się mało wiarygodne, jednak serbski prokurator ds. zbrodni wojennych Vladimir Vukcevic, komentując zeznania swojego informatora, zauważył, że jego wydział dokładnie sprawdzał świadka i jego zeznania przez ponad rok i doszedł do wniosku, że bez względu na szokujące szczegóły jego historii można mu wierzyć.
Świadek opowiedział o tym, jak przywieziono mu na „operację” młodego mężczyznę niealbańskiej narodowości w wieku 19–20 lat. Bojownicy AWK trzymali jego kończyny, aby nie mógł się ruszyć. Sama operacja została przeprowadzona pod kierownictwem pewnego lekarza:
„On (lekarz) powiedział mi, co mam robić: (...) wykonać nacięcie w linii prostej od początku krtani do końca żeber”. „Zacząłem tak, jak mnie nauczono: kładziesz lewą rękę na klatce piersiowej, aby ją trzymać, a prawą ręką bierzesz skalpel i prowadzisz go. Położyłem lewą rękę na jego klatce piersiowej i zacząłem ciąć. Kiedy dotarłem do samego dołu, krew zaczęła chlustać. Kiedy go przecinałem, gdzieś w połowie zaczął krzyczeć, żebyśmy go nie zabijali, a potem stracił przytomność. Nie wiem, czy stracił przytomność, czy zmarł. Nie wiem, bo nie byłem sobą”. Następnie nakazano świadkowi wykonanie kolejnego nacięcia. Wspomina, że jeden z asystentów lekarza zapomniał wziąć nożyczki do przecinania żeber, więc świadek musiał użyć bagnetu z karabinu Kałasznikowa, który można zamienić w nożyczki.

Wyjąć serce „na kolanie” - fikcja czy rzeczywistość?

On (lekarz) włożył obie ręce w ciało. Potem przyszedł inny lekarz i powiedział: Musimy szybko skończyć. Mamy bardzo mało czasu. W tym czasie znajomy doktora przyniósł jakiś pojemnik, otworzył go i postawił obok mnie - wspomina świadek serbskiej prokuratury.

Szczegółowo opisuje podwiązanie naczyń krwionośnych nićmi chirurgicznymi, co należało zrobić, ponieważ jeden z lekarzy zapomniał o zaciskach. A zakończenie operacji wyjęcia serca w jego opisie wyglądało tak: „Rozcięliśmy naczynia, a kiedy wyjąłem serce, nadal biło. Nie wiem jak to zrobiłem. Włożyłem je do pojemnika, który przyniósł asystent lekarza. Przyniósł także trzy fiolki. Jeden ze starszych dowódców powiedział do mnie: Dobra robota! Potrzebujemy takich bojowników w Kosowie!”.
Zeznania świadka serbskiej prokuratury wywołały kontrowersyjne reakcje w serbskiej społeczności medycznej. Niektórzy chirurdzy i transplantolodzy uważają, że bardzo specyficzne warunki i duży zespół wykwalifikowanego personelu medycznego są niezbędne do pobrania i terminowego transportu narządów. Zoran Stankovic, doktor medycyny, patolog i były minister zdrowia Serbii, w swoim komentarzu dla Sputnika mówi, że sytuacja jest dwuznaczna: tak, pobieranie organów wymaga specjalnych warunków, ale nie możemy być pewni, że nie było ich w Albanii, ponieważ „Żółty Dom” nie był jedyną lokalizacją wykorzystywaną w tym przestępczym biznesie. Ponadto brak konieczności dbania o przeżycie i jakość dalszego życia dawcy niweluje niektóre wymagania dotyczące operacji.

W przypadku przeszczepu narządów należy przestrzegać bardzo surowych warunków. Nie jestem pewien, czy „Żółty Dom” spełniał te warunki. Może gdzieś indziej one były spełnione. Takie operacje wymagają obecności dobrze wyszkolonego zespołu lekarzy, a ten, dla kogo przeznaczone są narządy, powinien być blisko, ponieważ trzeba zmieścić się w przedziale kilku godzin od momentu pobrania narządu do przeszczepienia go biorcy - powiedział Stankovic.
Według serbskiej prokuratury ds. zbrodni wojennych nie ma sprzeczności pomiędzy brakiem warunków do operacji chirurgicznych w Żółtym Domu a ich rzekomym przeprowadzaniem w Albanii, ponieważ według posiadanych informacji w sprawę zaangażowane były instytucje medyczne, podczas wojny wykorzystywane do leczenia bojowników AWK, w tym szpital przy koszarach Bajram Curri (miasto na północy Albanii, centrum administracyjne okręgu Tropoja), klinika przy fabryce Coca-Coli w Tiranie oraz szpital neuropsychiatryczny w więzieniu nr 320 Burreli. Jednak prokuratura nie opublikowała do tej pory dowodów dotyczących tych placówek medycznych.
W końcowej części materiału opowiemy, dokąd trafiły dowody, dlaczego zeznania świadków zostały uciszone do 2008 roku i gdzie trzymane są dowody rzeczowe z „Żółtego Domu”.



czwartek, 1 października 2015

Koronkowa robota







przedruk
Jakub Kopeć

Pierwsze rosyjskie bomby spadły na pozycje dzihadystów Państwa Islamskiego w Syrii. Bombardowanie było skutkiem „dogadania się światowych potęg na poziomie dyspozytorów lotów", jak złośliwie skomentowała istotny przełom polityczny „Gazeta Wyborcza" w artykule wstępnym Wacława Radziwiłowicza.


To był tydzień! W piątek ambasadora Rosji w Warszawie zawezwano do MSZ celem złożenia wyjaśnień po wypowiedzi telewizyjnej „oskarżającej Polaków o rozpętanie II wojny światowej". W niedzielę papież Franciszek celebrował mszę w Nowym Jorku, następnego dnia doszło do półtoragodzinnej rozmowy prezydentów Rosji i USA, a już w środę pierwsze rosyjskie bomby spadły na pozycje dzihadystów Państwa Islamskiego w Syrii.

 
Bombardowanie było skutkiem „dogadania się światowych potęg na poziomie dyspozytorów lotów", jak złośliwie skomentowała istotny przełom polityczny „Gazeta Wyborcza" w artykule wstępnym Wacława Radziwiłowicza. Alea iacta sunt — można jednak powtórzyć za Juliuszem Cezarem.

W polskim MSZ ambasador Siergiej Andriejew dostąpił zaszczytu rozmowy z trzeciorzędnym urzędnikiem, jednym z dyrektorów departamentu wschodniego. Nie przepraszał, złożył jedynie wyjaśnienia, bowiem okazało się, że rosyjski dyplomata w ogóle nie mówił o rozpętaniu II w.ś. przez Polskę, lecz napomknął zaledwie o błędach w polityce rządu Rzeczypospolitej, które były jednym z czynników prowadzących do katastrofy.

Cytuję za portalem TVN24.pl: „Polityka Polski doprowadziła do tej katastrofy we wrześniu 1939 roku, bo w ciągu lat trzydziestych  XX wieku Polska przez swoją politykę wielokrotnie blokowała zbudowanie koalicji przeciwko Niemcom hitlerowskim. Częściowo Polska była więc odpowiedzialna za tę katastrofę, do której doszło we wrześniu".


Wojnę rozpętała hitlerowska Rzesza Niemiecka, co do tego nie ma dwu zdań. „Drang nach Osten" i zniszczenie ZSRR było jej naczelnym celem militarnym i do wojny Rzesza przyszykowała się starannie. Rosja Radziecka potrzebowała natomiast co najmniej kilku lat na zbrojenia i zbieranie sił, toteż Stalin zaproponował pakt obronny i zbudowanie w Polsce tarczy ochronnej przeciw Luftwaffe, a także wysunięcie na zachód szpicy pancernej, z lufami armat skierowanymi w kierunku Niemiec.

Szpetny (i potępiony przez Putina) pakt Ribbentrop-Mołotow zawarty został dopiero po polskiej odmowie militarnej współpracy z ZSRR. Stalin był okrutnikiem i politykiem wiarołomnym. Jednak nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy wojny, gdyby Polska w 1939 roku utworzyła z ZSRR jednolity front przeciw Hitlerowi. Wiemy natomiast na pewno, że całkowicie zawiedli Polskę zachodni sojusznicy.

Prezydent Barack Obama zachowuje się tak, jakby pamiętał o tamtej europejskiej historycznej nauczce sprzed bez mała wieku. Mówi, że „nie chce zaakceptować pożytków z takich okrutnych dyktatorów jak prezydent Syrii", który zrzuca na cywilną ludność bomby beczkowe, lecz jednak uzgadnia z Putinem wspólną politykę „na poziomie dyspozytorów lotów".

Bomby beczkowe są paskudną bronią,  zawierającą materiały wybuchowe, paliwo i kawałki metalu, po zrzuceniu na ziemię powodują duże straty w sile żywej nieprzyjaciela, lecz także wiele ofiar wśród ludności cywilnej.


Według organizacji Amensty International tylko od bomb beczkowych zginęło w Syrii od 2012 roku ponad 11 tysięcy ludzi. Ogólną liczbę ofiar śmiertelnych syryjskiej wojny, toczącej się od marca 2011 roku, szacuje się na ponad 220 tysięcy.

Użycie bomb beczkowych, o których ostatnio zrobiło się tak głośno, nie jest zakazane przez konwencje międzynarodowe. Bezwzględnie zakazano natomiast stosowanie podobnie działających min kulkowych, lecz głównie dlatego, że powodują one największe straty wśród ludności cywilnej już po zakończeniu zbrojnego konfliktu. Bomby beczkowe wybuchają natychmiast, a jeżli nie, to i tak łatwo je rozbroić.

Prezydent Obama bombami beczkowymi, jak listkiem figowym, przysłania wstydliwe ustępowanie placu „rosyjskiemu partnerowi", chociaż nawet opinia publiczna w samej Ameryce z radością wita zmniejszanie się roli wojsk USA, jako światowego policjanta, strażnika pax amricana.



Prezydent Obama może tego nie pamiętać, ale w wojnie o Kosowo Amerykanie używali bomb grafitowych, niszczyli przede wszystkim tzw. infrastrukturę Jugosławii, oszczędzając ludność cywilną. O humanitarnych skutkach tej wojny przypomniał ostatnio profesor Roman Kuźniar, były doradca polityczny prezydenta Bronisława Komorowskiego. Wedle jego słów w czasie konfliktu zbrojnego w Kosowie było dwa tysiące ofiar. Po wyzwoleniu Kosowa przez wojska NATO i obaleniu dyktatora Miloszewicia, demokratyczny reżim Hashima Thaçiego zabił 4 tysiące Serbów i Cyganów.

Byłem korespondentem wojennym dziennika „Trybuna" na wojnie o Kosowo, kiedy w sali telewizyjnej rzecznika Prasowego NATO płk Joachima Shea pokazywano dwa pomyłkowe ataki lotnicze US Air Force. W jednym z nich zginęło 150 albańskich jeńców wojennych, zbombardowanych w więzieniu, które piloci wzięli za koszary armii jugosłowiańskiej. Druga pomyłka była jeszcze gorsza. Piloci zniszczili rakietami dwa autobusy z albańskimi uchodźcami, które wzięli za jugosłowiański konwój wojskowy; zginęło wówczas prawie sto osób cywilnych narodowości albańskiej.

Udział bomb beczkowych w ogólnych stratach wśród ludności cywilnej w Syrii wynosi więc, jak jeden do dziesięciu. Udział cywilów zabitych w Kosowie przez czynności omyłkowe amerykańskich pilotów również wynosi dziesięć procent. Przytaczam te względne wielkości liczbowe tylko w tym celu, żeby uspokoić nieco szaleństwo propagandowe na łamach polskiej prasy. Jeśli nawet wśród dwudziestu celów, zbombardowanych w pierwszym dniu ataku przez rosyjskie samoloty w Syrii, pomyłkowo znalazł się jakiś samochód z bojownikami „umiarkowanej opozycji przeciwko reżimowi Assada", nie rozdzierajmy z tego powodu szat.



Nie tak dawno temu formacja umiarkowanych rebeliantów, wyszkolona kosztem połowy miliarda dolarów, została rozbita przez siły Państwa Islamskiego. Skromna część ocalałych bojowników uciekła w panice, ale większość pozostałych żołnierzy, wyszkolonych w bazie USA, przeszła z bronią w ręku na stronę dzihadystów.

Z wysokości podniebnych trudno stwierdzić, czy rebelianci syryjscy jeszcze są sojusznikami Ameryki, czy też przechodzą już na stronę wroga zachodniej cywilizacji. Z tego powodu pomyłki w doborze celów bombardowań będą musiały się zdarzać.  Jest to przykre zjawisko, lecz nie ma potrzeby go wyolbrzymiać.



Jakub Kopeć, polski publicysta, Warszawa





Michał Soska

Bomby w imię „praw człowieka”

 

 15 lat po nalotach na Serbię, były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder publicznie przyznał, że działania NATO – bez zgody ONZ – były agresją.



Dla kosowskich Albańczyków rozpoczęcie nalotów to początek „drogi do niepodległości” od Serbii, dla Albanii – początek „wyzwolenia kosowskich Albańczyków”, a dla Serbii – bezprawna, międzynarodowa agresja zbrojna pod przywództwem USA i UE z Niemcami na czele. Naloty trwały 3 miesiące, do 20 czerwca 1999; w ich wyniku śmierć poniosło 2500 osób cywilnych, 1002 policjantów, a 12,5 tys. ludzi zostało rannych. Serbia konsekwentnie nie uznaje niepodległości Kosowa, jednakże 15 lat po dramatycznych przeżyciach związanych z bezpośrednią przemocą i brutalną agresją Zachodu najwyraźniej zapomniała o wnioskach płynących z marca 1999. Zarówno Serbia, jak i Kosowo, ubiegają się o członkostwo w Unii, a w kwietniu 2013 podpisały pod jej auspicjami porozumienie o normalizacji wzajemnych stosunków.



„Humanitarna interwencja” w obronie terrorystów
Choć cały świat mówił wówczas o „humanitarnej interwencji” i „obronie mniejszości przed czystkami etnicznymi”, 10-milionowa Serbia odczuła całą siłę i brutalność amerykańsko-NATOwskiej machiny wojennej, której nie była w stanie się skutecznie przeciwstawić. Zachód dysponował najnowocześniejszą bronią i najnowocześniejszymi technologiami; Serbia mogła jedynie minimalizować własne straty. Bomby i rakiety sypały się na Serbię z powietrza i z morza, z myśliwców i okrętów, z bezpiecznej dla atakujących wysokości i odległości. Dlaczego Zachód zdecydował się na atak? Bo uznał, że działania serbskich sił bezpieczeństwa i wojska przeciwko terrorystycznej, przestępczej, radykalnie islamskiej Wyzwoleńczej Armii Kosowa (UÇK) są zagrożeniem dla pokoju w regionie i mają charakter czystek etnicznych czy wręcz ludobójstwa. W rzeczywistości UÇK w Kosowie prowadziła akcje terrorystyczne, zamachy bombowe, wymierzone w ludność serbską oraz nie popierających jej cywilnych Albańczyków. Była mocno powiązana z albańską mafią, zajmowała się przemytem i handlem narkotykami, bronią, ludźmi oraz organami wewnętrznymi porywanych osób. Tylko w 1998 albańscy separatyści zUÇK dokonali 1884 akcji terrorystycznych, w których zginęło 115 jugosłowiańskich policjantów i 173 cywilów, a porwane zostały 292 osoby cywilne. Do zabicia 31 z nich Albańczycy się przyznali, lecz los dalszych 142 „nie jest znany”. 




„Chirurgiczne” naloty

Naloty NATO rozpoczęły się 23 marca 1999 o godzinie 19.45. Udział w nich brało 1200 do 1600 samolotów Wielkiej Brytanii, USA, Francji, Niemiec, Włoch, Belgii, Holandii, Turcji i kilku innych państw, które zrzuciły kilkadziesiąt ton materiałów wybuchowych. Były to pierwsze bomby od II wojny światowej, które poleciały na jedno z europejskich państw.Mimo zachodniej propagandy medialnej, bynajmniej nie były to „chirurgiczne bombardowania” wybranych strategicznych i wojskowych celów. Pociski trafiały w domy zwykłych mieszkańców zwykłych miast i miasteczek, trafiały w pociągi pełne ludzi, w autobusy, szpitale, więzienia oraz w kolumny uchodźców – także Albańczyków, uciekających zarówno przed siłami serbskimi, jak i przed UÇK i atakami NATO.

„Przypadkowo” Amerykanie zbombardowali ambasadę ChRL w Belgradzie – „przypadkiem” trafiając w nią 5-oma bombami, zabijając 3 i raniąc 27 ludzi. Pakt zbombardował też siedzibę serbskiej telewizji RTS w centrum Belgradu, która przekazywała informacje o skutkach NATOwskich bombardowań i pokazywała, że Amerykanie używają bomb kasetowych, szczególnie niebezpiecznych dla ludności cywilnej i dzieci w gęsto zabudowanych i zaludnionych obszarach. W każdym NATOwskim nalocie ginęło od kilkunastu do stu ludzi, zdecydowaną większość stanowili cywile. Rok po zakończeniu nalotów, w czerwcu 2000, Amnesty International oskarżyło NATO o popełnienie w tym ostatnim przypadku zbrodni wojennej.

NATO używało różnej broni, szczególnie niebezpieczne dla ludności cywilnej nie tylko podczas nalotów, ale i na wiele lat po ich zakończeniu. Przykładowo amunicji z zubożonym uranem, promieniotwórczym materiałem, który na wiele lat zatruwa glebę, wodę i powietrze. Na Serbię spadło ponad 100 ton zubożonego uranu; według oficjalnych danych liczba osób z chorobami nowotworowymi po 1999 wzrosła w Serbii aż o 44%, ale o tym zjawisku nie informowały tylko źródła serbskie. Także niezależni naukowcy włoscy stwierdzili zwiększoną zachorowalność na różne nowotwory u swoich żołnierzy, którzy w ramach sił międzynarodowych przebywali w Bośni oraz w Kosowie – a w 1995 w tych regionach NATO używało amunicji ze zubożonym uranem do bombardowania terenów bośniackich i kosowskich Serbów.

Żołnierze wielonarodowej Brygady Zachód, stacjonujący w Kosowie w 1999 roku, otrzymywali specjalny podręcznik z instrukcjami, by unikać wraków czołgów czy ruin domów, trafionych amunicją z zubożonym uranem, ponieważ samo wdychanie nierozpuszczonych cząsteczek uranu może powodować poważne, długofalowe konsekwencje zdrowotne z deformacjami potomstwa włącznie.NATOwska radioaktywna amunicja spowodowała skażenie ziem i wód na kilka pokoleń – nie tylko w regionach stacjonowania sił serbskich, lecz także na należącym wówczas do Jugosławii czarnogórskim wybrzeżu Adriatyku: na wybrzeżu, na którym nie było zupełnie żadnego wojska. Były tylko góry, las, morze, i bardzo czyste plaże.

Za szczególnie niehumanitarny rodzaj uzbrojenia uważa się jednak bomby kasetowe, które wybuchają jeszcze w powietrzu (nad celem), rozsypując się na wiele mniejszych, pojedynczych ładunków wybuchowych, z których wiele nie eksploduje przy zetknięciu z ziemią, a dopiero potem, przy poruszeniu – są więc niebezpieczne zwłaszcza dla dzieci. Nad Serbią NATO zrzuciła ponad 1000 bomb kasetowych, zawierających ponad 37 tys. pojedynczych ładunków. Całkowite wyczyszczenie Serbii z pozostałości bomb kasetowych kosztowało ponad 30 mln euro.

Poza tym zrzucano też bomby grafitowe, niszczące system energetyczny. Z premedytacją niszczono infrastrukturę zaopatrującą ludność cywilną w wodę, prąd, gaz. Bombardowano rafinerie, ciepłownie i stacje wodociągowe. Skutki nalotów dotknęły nie tylko setki tysięcy cywilnych mieszkańców Serbii, ale i liczne szpitale. NATO zburzyło 60 mostów, kilkadziesiąt km dróg i trakcji kolejowych, a także 5 lotnisk. W gruzach legło 7,5 tys. domów mieszkalnych. Uszkodzono ponad 200 szkół, kilkadziesiąt szpitali i tyleż samo cerkwi. Z ziemią zrównano kilkaset fabryk, nie mających nic wspólnego z produkcją zbrojeniową, w jednej chwili pozbawiając pracy kilkaset tysięcy Serbów i rujnując całe gałęzie serbskiej gospodarki. Bezpośrednie szkody materialne wskutek bombardowań szacowane były na 30 mld dolarów, a wraz z stratami pośrednimi – ponad 100 mld.




 







http://www.konserwatyzm.pl/artykul/11962/bomby-w-imie-praw-czlowieka