Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą brak odpowiedzialności. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą brak odpowiedzialności. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 6 marca 2017

Eksperyment Rosenhana - jak łatwo zostać schizofrenikiem


Eksperyment Rosenhana - jak łatwo zostać schizofrenikiem


"Zdrowy w chorym otoczeniu” – tak brzmiał tytuł pracy prof. Rosenhana, opublikowanej w magazynie naukowym „Science”*. Mowa w niej o ośmiu uczestnikach eksperymentu, który po opublikowaniu nieźle wstrząsnął psychiatrią.

Prof. David Rosenhan był amerykańskim profesorem psychologii na Uniwersytecie Stanford i już w 1968 roku jako 40-latek zadał sobie pytanie, czy rzeczywiście istnieje różnica pomiędzy byciem „normalnym” i kimś potocznie nazywanym „wariatem”. Aby poszukać odpowiedzi na to pytanie zorganizował on 4-letnie badania, które przeszły do historii psychologii, jako „Eksperyment Rosenhana”. W tej iście szerlokomskiej pracy towarzyszyło mu 7 osób (czterech mężczyzn i trzy kobiety): trzech psychologów, jeden lekarz pediatra, student psychologii, malarz i gospodyni domowa. Francuski filozof Michel Foucault po zakończeniu badań życzył Rosenhanowi „Nagrody Nobla za humor naukowy".

Plan Rosenhana wydawał się w miarę prosty i miał odpowiedzieć na pytanie, jak długo psychiatria będzie potrzebowała, aby orzec, że w przypadku tej ósemki ma do czynienia z „normalnymi” ludźmi, którzy faktycznie nigdy wcześniej nie mieli żadnych form tzw. zaburzeń psychicznych. „To pytanie nie jest ani niepotrzebne, ani zwariowane” napisze on później we wspomnianej publikacji. „Nawet jeżeli jesteśmy osobiście przekonani, że potrafimy rozgraniczyć, co jest normalne, a co nienormalne, to nie ma na to przekonywujących dowodów”.

Co prawda Księga Diagnostyczna (DSM) Zjednoczenia Psychiatrów Amerykańskich dzieli pacjentów na kategorie według symptomów, co ma umożliwić odróżnienie osoby zdrowej od „chorej psychicznie”, ale w Rosenhanie pojawiło i umocniło się zwątpienie w sens tak stawianych diagnoz. Stwierdził on, że „choroba psychiczna” nie jest diagnozowana na bazie obiektywnych symptomów, a na subiektywnym postrzeganiu „pacjenta” przez obserwującego lekarza. Wierzył, że do rozjaśnienia problemu przyczyni się właśnie jego eksperyment, w którym sprawdzone będzie, czy ludzie nigdy nie cierpiący na żadne „choroby psychiczne” zostaną w szpitalu rozpoznani jako zdrowe i jeśli tak, to na jakiej zasadzie to się odbędzie.

Przygotowania do eksperymentu wyglądały zawsze tak samo: pan profesor oraz współuczestnicy projektu przez kilka dni nie myli zębów, panowie się nie golili, następnie pseudopacjenci ubierali się w nieco przybrudzone ciuchy, pod fałszywym nazwiskiem umawiali telefonicznie z wybraną kliniką psychiatryczną i krótko po tym pojawiali się tam, twierdząc podczas przyjęcia, że… słyszą głosy. Było to oczywiście nieprawdą, tak jak nieprawdziwe były podane przez nich nazwiska i zawody. Mało tego, nawet opisywane przez pseudopacjentów „głosy” nie miały odniesienia do znanych w psychiatrii opisów, gdyż nie ma głosów „pustych”, „próżnych” i „głuchych”, jak to z premedytacją przedstawili uczestnicy eksperymentu w pierwszej rozmowie z lekarzem.

Po diagnozie, która w siedmiu przypadkach brzmiała „schizofrenia”, a w jednym „zespół depresyjno-maniakalny”, nasi „pacjenci” zaczynali zachowywać się już tak, jak na co dzień w normalnym życiu, o głosach więcej nie wspominali, przestrzegali regulaminu, byli kooperatywni wobec lekarzy i personelu oraz mili i rzeczowi w swoich wypowiedziach. Ich zadaniem było przecież jak najszybsze przekonanie lekarzy i personelu szpitalnego o swoim zdrowiu psychicznym i wyjście z kliniki bez pomocy z zewnątrz.

Jak się szybko okazało ich wzorowe zachowanie nie zmieniło niestety postaci rzeczy, a raz wypowiedziana diagnoza okazała się już nieodłączną i stygmatyzującą etykietą pacjenta. Naukowcy z niepokojem obserwowali nagminnie pojawiającą się psychiczną i fizyczną brutalność personelu wobec hospitalizowanych. Eksperyment okazał się więc już w początkowej fazie bardzo niebezpieczny, przez co część jego uczestników poczuła wyraźny strach „przed pobiciem lub gwałtem”. W efekcie tych pierwszych doświadczeń do projektu dokooptowano prawnika, z którym ustalono plan ewentualnego działania na wypadek okaleczenia lub śmierci któregoś z uczestników eksperymentu i dopiero wtedy grupa „ruszyła” na kolejne kliniki. Ogólnie eksperyment przeprowadzono w 12 szpitalach, po części w tych starszych, o ściśle konwencjonalnym podejściu do „pacjenta”, a po części w nowoczesnych, nastawionych badawczo.


Wszyscy byli chorzy


Nikogo nie rozpoznano jako zdrowego, a pobyt w szpitalach psychiatrycznych trwał średnio blisko 3 tygodnie (od 7 do 52 dni). W czasie eksperymentu pseudopacjenci otrzymali 2100 różnych leków antypsychotycznych, które po kryjomu wypluwali; były to różne preparaty na, za każdym razem, te same objawy. Grupie badaczy aż niewiarygodny wydawał się fakt braku zainteresowania ze strony lekarzy i personelu, którzy „przechodzą koło człowieka, jakby go nie było”. Okazało się, że po raz wypowiedzianej diagnozie, nikt już nie traktuje pacjenta jak człowieka, a jego zachowania, jakie by nie były, będą już zawsze odbierane, jako symptom „choroby psychicznej”. Notatki na przykład, które początkowo nasi pseudopacjenci robili w tajemnicy i szmuglowali poza szpital, już po krótkim czasie mogły być czynione bez kamuflażu, gdyż ani lekarze, ani obsługa szpitala się tym nie interesowali. Z raportów szpitalnych wynikało później, że ciągłe prowadzenie notatek było jednym z symptomów choroby psychicznej. (łał..... - MS)

Nie wyjdziesz, aż się nie przyznasz!


Rosenhan w swoim eksperymencie podkreśla szczególny problem władzy psychiatrii nad „pacjentem”. Zdiagnozowanie u pseudopacjentów (w jednej rozmowie!) „schizofrenii” oznaczało nieuchronne zaszufladkowanie ich, utratę podstawowych praw i od tego momentu nie tylko każde ich (bądź co bądź normalne) zachowanie było interpretowane już jako choroba, ale do diagnozy dopasowywany był cały ich życiorys! Jeden z uczestników eksperymentu odnotował pół żartem pół serio, że w klinice miał poczucie „bycia niewidzialnym”, gdyż statystycznie 71% psychiatrów i 88% sióstr i sanitariuszy w ogóle nie reagowało na proste pytania, które zadawał im w ciągu dnia, jako „pacjent”, a jeśli była jakakolwiek reakcja to wyglądało to tak, jak w poniższym przykładzie:

Pacjent: Przepraszam, panie doktorze… Mógłby mi pan powiedzieć, kiedy będę mógł skorzystać z możliwości spaceru w ogrodzie?

Lekarz: Dzień dobry Dave. Jak się pan dzisiaj czuje? (Lekarz odchodzi nie czekając na odpowiedź…).

Samo wyjście ze szpitala psychiatrycznego okazało się w każdym przypadku niemożliwe bez przyznania się „pacjenta” do tego, że… jest chory. Dopiero po takim określeniu się nasi pseudopacjenci opuszczali szpitale. Dodajmy tylko, iż nie, jako „zdrowi”, ale ze zdiagnozowaną „schizofrenią w remisji” (czyli zaleczoną na pewien czas).

Skandal


Wielkie oburzenie psychiatrii konwencjonalnej, jakie wybuchło po upublicznieniu badań Rosenhana przyniosło za sobą niespodziewanie drugą fazę eksperymentu, przy czym pierwsza jego część została odrzucona przez rozzłoszczonych psychiatrów, jako „wybrakowana metodycznie”. Dyrekcja jednego ze szpitali psychiatrycznych stwierdziła wtedy w debacie publicznej, że „w naszej klinice coś takiego nie mogłoby mieć miejsca”, na co Rosenhan odpowiedział eleganckim wyzwaniem na pojedynek obiecując, że na przestrzeni następnych 3 miesięcy wyśle tam swoich pseudopacjentów.

Trzy miesiące później, kiedy doszło do weryfikacji drugiej fazy „Eksperymentu Rosenhana” okazało się, że wyzwany na pojedynek szpital ze 193 ogólnie przyjętych w tym czasie pacjentów określił 41, jako podejrzanych o bycie pseudopacjentami Rosenhana i kolejnych 42, jako zdemaskowanych pseudopacjentów. Tylko, że druga faza projektu prof. Rosenhana polegała na tym, jak się okazało, że… nikogo tam nie wysłał.

Jako materiał uzupełniający, który bardziej „po polsku” traktuje sprawę, polecam obejrzeć poruszającą sztukę Teatru Telewizji pt.: „Kuracja”, według książki Jacka Głębskiego (reż.: Wojtek Smarzowski, w roli głównej: Bartek Topa). Sztuka opowiada o psychiatrze naukowcu, który chcąc poznać tajniki swoich podopiecznych postanawia symulować schizofrenię, stając się „zwykłym pacjentem psychiatryka”. O eksperymencie mało kto wie, a sytuacja szybko wymyka się spod kontroli…

*Publikacja: On Being Sane in Insane Places w: Science, 179, 250-8.


Źródło: Andrzej Skulski, Polityka.pl


http://www.psychologiawygladu.pl/2015/10/eksperyment-rosenhana-jak-atwo-zostac.html?m=1

poniedziałek, 8 lipca 2013

TV Republika




Nie potrafią poprawnie po polsku własnej nazwy wypowiedzieć.







Jakieś dwa miesiące oglądałem tą stację i wyrobiłem sobie opinię.

Taka scena.
Siedzą sobie razem redaktorzy, blogerzy, publicyści – cztery osoby.

To był początek czerwca, więc rozmowa o obchodach rocznicy – krótkie migawki z tv programów informacyjnych (głównego nurtu) i komentarze na temat.

Panowie (i Pani) komentują, jak to naprawdę było z tym okrągłym stołem, że to oszustwo było.
Potem jeszcze o obalaniu rządu Olszewskiego.

A to wszystko w atmosferze śmichów chichów.

„Panie Waldku, pan się nie boi, pół Sejmu za panem stoi” rzuca jeden znane hasło, a reszta w śmiech.

Opowiadają, że Polska jest zniewolona i się śmieją z głupich naiwnych niedorobionych kłamstw strażników systemu.

Jak to wygląda?

Jakby grupa oszołomów spotkała się na kawie.

Kto wie, może to służby wymyśliły same to zdanie o Waldku, żeby się prawica mogła dystansować od problemu i żartować sobie ze spraw poważnych.
Mamy nawet na publicystycznej „prawicy” guru, który szczególnie bryluje w spłycaniu rzeczywistości.

Kto traktuje takich ludzi poważnie, skoro oni sami nie są serio?

Ja nazywam to: 13 warstw kłamstw – odsyłam do swojego artykułu pod tym tytułem.


Będąc w Warszawie przyglądałem się spotkaniu pod kolumną Zygmunta, gdzie też padały patriotyczne hasła wymieszane z prawdą na temat okupacji Polski i zamachu smoleńskiego.
Przechodząca obok mnie kobieta, odwracając wzrok od grupy naiwnych patriotów, stwierdziła ostro: „leczyć oszołomów”.

I muszę się z nią zgodzić.

Bo ta grupa, która uważa się za prawicę i jest jakby takim głównym nurtem prawicy – daje na zewnątrz niespójny komunikat.

To znaczy był zamach i Polska jest pod okupacją obcych służb – ale my tu śmichy chichy...

Normalny człowiek podchodzi do tego tematu poważnie. Bo to są poważne sprawy.
O takich tematach nie robi się żartów i nie rozmawia w atmosferze pikniku.

Jeśli ktoś tego nie widzi, to znaczy, że tak naprawdę jest prowadzony na postronku służb.
Jak baran.



Inną sprawą jest powszechne przekonanie, że Polską rządzą rosyjskie służby. Na ten temat też już napisałem parę rzeczy.

W Polskie funkcjonuje przede wszystkim agentura niemiecka, amerykańska, też angielska.
To główny trzon. Dlaczego tak twierdzę?
Bo to głównie te kraje pasożytują na polskiej gospodarce.

Polacy mają najdroższe ubezpieczenia, bankowość w Europie, a może i na świecie.

Zarabiamy co najmniej o połowę mniej niż ci na zachodzie, a towary są u nas czasami droższe. Towary produkowane przez zachód dla Polaków są też gorszej jakości (czyli dodatkowo oszczędzają), a cena porównywalna.

To te służby nas okradają, to te służby wygasiły u nas produkcję lub przejęły zakłady, aby upychać u nas SWÓJ towar.

Towar, który wyprodukowali anglicy, niemcy, amerykanie. Którego musieli wyprodukować o dwa, trzy, dziesięć milionów więcej, bo o tyle powiększył im się rynek zbytu w Polsce.
Musieli zatrudnić więcej pracowników, a więc zmniejszyli bezrobocie u siebie, ci pracownicy wypracowali zyski dla firm i wydali pieniądze na towary – a więc dali zatrudnienie innym swoim rodakom, te firmy opłaciły podatki, a z tych podatków: niemcy mają gładkie i wylizane ulice, a londyńczycy tamę na Tamizie, która zatrzymuje przypływ morza itd., itd....

Rosjanie zarabiają u nas na ropie i gazie.
Zachód – na wszystkim innym.

Rosyjski wywiad przegrał w Polsce swoje interesy w latach 70 [co mniej więcej opisałem w Werwolfie] i prawdopodobnie jest tego świadomy – dlatego się nie wychyla?

Rusofoby służą głównie do ukrywania w sumie powszechnie znanego faktu, że tzw. sojusznicy pasożytują na nas ile wlezie.

Rusofoby odwracają uwagę od działalności zachodnich służb w Polsce.

Czyż to nie „sojusznicy” podsłuchują nas swoimi systemami?

Polacy są najbardziej podsłuchiwanym narodem w Europie – co idealnie koresponduje z najdroższymi usługami. Pilnują nas jak bydło, czy się nie połapiemy, że coś jest nie tak.




No i słowo rePUblika.

Chyba nikt w tej stacji nie potrafi poprawnie po polsku wyartykułować tego słowa.
Z odpowiednim akcentem,

Trwa to miesiącami, a to oznacza, że nikt w tej stacji nie ma pojęcia jak poprawnie mówić po polsku. A są tam, zdawałoby się, ludzie słowa i pióra. Publicyści, redaktorzy, dziennikarze.


Najwyraźniej nawet wśród swoich znajomych nie mają nikogo, kto by im zwrócił uwagę na właściwy akcent. Bo chyba by im zwrócił, nie?

Nie tylko mnie to drażni, moi znajomi też często zwracają na to uwagę.
W stacjach głównego nurtu jest to nagminne, ale żeby w „prawdziwie polskiej” stacji?

Jacy to Polacy, co po polsku nie potrafią mówić poprawnie?
Stacja reklamuje się słowami: "włącz prawdę".
Co to niby za prawda?



Taka to prawica, co na agenturalnym postronku maszeruje i nawet o tym nie wie.

Takie, można powiedzieć,  prawicowe lemingi.








KOMENTARZE

  • @Autor
    Bo ta Republika nie jest Naszą republiką, tylko ewentualnie jest Republiką Polin.

    Pozdrawiam.
  • 5-tka, uwag nie będzie
    .
  • Symbolem całej formacji która stoi za tą telewizją jest Wildsztajn
    Kiedyś bojownik przeciw komunistycznemu zniewoleniu.
    Dziś , odważny, bezkompromisowy demaskator reżymu.
    Dziennikarz, Polak, patriota a jakże.
    Ale jak pociągnąć nosem to zajeżdża czymś bardzo obcym i bardzo niepolskim.
    Tak jak cały PIS.

    Czym będzie władza PIS-u dla Polski ?
    - wykorzystywaniem Polski jako darmowego najemnika podszczuwanego na Rosję, przy czym Polska będzie na tym tracić a zyskiwać będą obcy,
    - zgodą na wszelką degenerację idącą z Zachodu, propagowaną przez "sojusznika" zza oceanu,
    - ostatecznym oddaniem Polski żydom i likwidacją państwa polskiego.

    Zastanówmy się czy chcemy żyć w państwie rządzonym przez żydów w którym udział w "paradach równości" będzie obowiązkowy a Polacy będą obywatelami drugiej kategorii.