Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podania. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podania. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 16 grudnia 2024

Skąd się wzięła nazwa Elbląg?



IFING  ----  ILFING




przedruk




Ifing... Ilfing, Elbing, Elbląg... 
Czy nazwa naszego miasta ma coś wspólnego ze staroislandzką pieśnią?



Elbląg jest położony nad rzeką o tej samej nazwie, która od samego początku zakładania osad na tym terenie przez wiele wieków stanowiła czynnik stanowiący o atrakcyjności okolicznych terenów. Pełniła funkcję naturalnego szlaku handlowego, stanowiąc jednocześnie oś osadnictwa miejskiego. To w jej bezpośrednim sąsiedztwie powstało elbląskie Stare Miasto. Pierwotna nazwa rzeki Elbląg brzmiała: Ilfing.

Na wstępie przypomnijmy, że – jak już informowaliśmy wiele miesięcy temu – wybitny polski językoznawca, członek Komitetu Językoznawstwa Polskiej Akademii Nauk i Rady Języka Polskiego profesor Jan Miodek twierdzi, że:

Jest to najprawdopodobniej stara nazwa pruska. Do dziś w języku łotewskim „elb” znaczy tyle co bardzo ciemny (...) Niewykluczone jest również praindoeuropejskie pochodzenie, bo dostrzegamy tam tę cząstkę „el”, „ol”, „ou” o znaczeniu: ciekły, wilgotny, mokry. W każdym bądź razie obie nazwy Ełk i Elbląg jako nazwy odrzeczne są niezwykle archaiczne, bardzo stare, liczące sobie kilka tysięcy lat.


15 listopada w Bibliotece Elbląskiej odbyła się konferencja „Dolna Wisła w dziejach Pomorza Gdańskiego do końca XVIII w.” podczas której mgr Jakub Jagodziński wygłosił bardzo interesujący referat, w którym odniósł się do wyraźnego podobieństwa nazw "Ifing" i "Ilfing", nawiązując w tym względzie do spostrzeżenia innego badacza – Leszka Słupeckiego. Rozważania młodego naukowca rzucają nowe światło na pochodzenie nazwy Ilfing, a co za tym idzie – także nazwy Elbląg.

Według badacza Ilfing była rzeką graniczną w kontekście tożsamości kulturowej mieszkańców Truso. Trudno nie zgodzić się z tą tezą. Jednocześnie graniczność rzeki nawiązuje do graniczności rzeki Ifing.

W tym miejscu musimy wyjaśnić kontekst porównawczy rzek Ifing i Ilfing.

Ilfing jest rzeką znaną z relacji Wulfstana – podróżnika, prawdopodobnie anglosaskiego, który około 890 roku odbył żeglugę z Hedeby na Półwyspie Jutlandzkim (dzisiejsze Niemcy) w kierunku wschodnim, wzdłuż południowego wybrzeża Bałtyku, w celu zebrania informacji geograficznych na temat ziem nadbałtyckich. Po siedmiu dniach żeglugi Wulfstan dotarł do ziem zamieszkanych przez Estów (Prusów) oraz do portu Truso położonego nad jeziorem Druzno. Następstwem podróży było jej opisanie przez podróżnika. Popnadto Wulfstan opisał położenie osady Truso, jak również niektóre zwyczaje Estów.

Wiemy już. że nazwa Elbląg pochodzi od nazwy Ilfing. Skąd natomiast wzięła się nazwa Ilfing? Czy wpływ na ukształtowanie tej nazwy miała rzeka Ifing, która jest znana z fragmentu "Eddy poetyckiej" ("Pieśni o Wafthrudnirze")?

Posługując się słownikiem etymologii staronordyckiej, termin Ifing tłumaczony jest jako "poetycka nazwa rzeki" - prawdopodobnie "gwałtowna", "burzliwa", "niepohamowana", "porywcza" (de Vries 1962, s. 283-284). W słowniku nym nie ujęto nazwy Ilfing.



Jak zauważył Jakub Jagodziński:

Określenia przypisane rzece Ifing niezbyt odpowiadają charakterowi dzisiejszej rzeki Elbląg. Obecnie jest to rzeka o spokojnym nurcie, jednak trzeba mieć na uwadze zmiany hydrograficzne na przestrzeni ponad tysiąca lat – być może wtedy Ilfing była rzeką o znacznie bardziej żywym nurcie i zapewne zmienną. W kontekście granicznej funkcji Ilfing należałoby się zastanowić, czy owa "gwałtowność" i "burzliwość" nie może być odniesieniem do charakteru granicy, którą tworzyła ta rzeka. (...) Zbieżność nazw i funkcji może wskazywać na skandynawski rodowód rzeki, która wypływała z jeziora Drużno, nad którym powstała osada Truso.

Rzeka Ilfing w relacji Wulfstana ma charakter graniczny:

(...) Wisła ta jest wielką rzeką i przez to dzieli Witland i Weonodland
Tutaj zaś Wisła zabiera rzece Ilfing jej nazwę i spływa z tego zalewu do morza.



Tereny w okolicy rzeki Ilfing (dzisiaj: Elbląg) były terenami granicznymi. W pobliżu mieszkali Prusowie i Słowianie. Witland oznacza ziemie dawnych Prusów. Położone były one po prawej stronie rzeki. Weonodland (po lewej stronie rzeki) natomiast to ziemia Wendów, czyli Słowian nadbałtyckich (zamieszkujących na wschód od królestwa duńskiego, Norwegii, Szwecji i na terenach od Odry do Gdańska).
 

Podobnie charakter graniczny ma rzeka Ifing, która występuje w "Pieśni o Wafthrudnirze":


Wafthrundir rzekł:
Powiedz mi, Gagnrad, co na progu stojąc
sprawności swej chcesz dać dowód
Jak zwie się rzeka dzieląca Ziemie olbrzymów od bogów?
Odin rzekł:
Ifing zwie się rzeka
dzieląca Ziemie olbrzymów od bogów;
Otwarta płynie ona od wiecznych czasów,
Lodem nie pokryje się nigdy.



Źródło cytatu: "Edda poetycka", "Pieśń o Wafhrundirze" (w mitologii nordyckiej: Vafþrúðnismál)

"Edda poetycka" stanowi najstarszy zabytek piśmiennictwa islandzkiego, datowany na IX wiek n.e. Składa się z 29 pieśni, z których 10 zostało poświęconych bogom (mityczne), natomiast 19 poświęcono bohaterom i wojownikom. Pieśni "Eddy poetyckiej" to utwory mitologiczne oraz pieśni heroiczne; są one bogatym źródłem wiedzy o staroskandynawskich zwyczajach i wierzeniach. Wszystkie pieśni Eddy są anonimowe, prawdopodobnie ich autorzy powtórzyli tylko zasłyszane opowieści.


Czy nazwa rzeki Ilfing (obecnie: Elbląg, wcześniej: Elbing) ma swoje źródło w bardzo starej pieśni nordyckiej (staronordyjskiej) pochodzacej z Islandii? Wiele wskazuje, że tak.



Marcin Mongiałło






m.Elblag.net wiadomości - informacje - ogłoszenia – portal - Elbląg




















wtorek, 25 października 2016

Bestia z Gévaudan





Bestia z Gévaudan


 Na niewielką, francuską prowincję Gévaudan, leżącą w okolicach dzisiejszego departamentu Lozère, padł blady strach. Nieznane stworzenie w ciągu trzech lat (1764-1767) dokonało 240 ataków na kobiety i dzieci. Bestialsko okaleczało ludzkie ciała a szczątki rozrzucało po okolicznych lasach i polach. Nawet interwencja samego króla Francji, który wysłał do Gévaudan swoich najlepszych żołnierzy i myśliwych, nie przynosiła rezultatu. Historycy do dziś spierają się kim lub czym była ta krwiożercza bestia. Czy był to wilk ogromnych rozmiarów, czy też powołany do życia potwór, który wymknął się spod kontroli twórcy? Tożsamość bestii okazała się największą tajemnicą w XVIII-wiecznej Europie.

   Bestia z Gévaudan zabiła 112 osób. Na temat tej tragedii powstało mnóstwo publikacji prasowych i książek. Zachowały się także oryginalne notatki sporządzone przez okolicznych mieszkańców. Opisy tajemniczej bestii nie pasowały do żadnego znanego zwierzęcia, co zrodziło wiele spekulacji. Wieśniacy wierzyli, że był to wilkołak. Inni widzieli w niej skrzyżowanie ogromnego wilka z psem, a nawet egzotyczne drapieżniki. W paryskim Muzeum Historii Naturalnej wnikliwie analizowano wszystkie rysunki anatomiczne z XVIII wieku, ale nie wydano jednoznacznej opinii. Okazuje się jednak, że wyjaśnienie tej zagadki może być znacznie bardziej "ludzkie" niż kiedykolwiek sądzono, a najwięcej na sumieniu zdaje się mieć bohater, który zabił bestię i ocalił Gévaudan...

POCZĄTEK HORRORU

Prowincja Gévaudan.
   Na początku czerwca 1764 roku, młoda kobieta z Langogne (w prowincji Gévaudan), pilnująca stada krów w pobliżu lasu Mercoire, została zaatakowana przez tajemnicze stworzenie. Na widok bestii, psy towarzyszące dziewczynie uciekły w popłochu. Tylko odwaga bydła, które zgromadziło się wokół kobiety i rogami próbowało odstraszyć bestię, uchroniła ją przed śmiercią. Kobieta, choć nie odniosła żadnych obrażeń, znajdowała się w wielkim szoku. Gdy wróciła do domu, jej ubranie było w strzępach. Gdy zaczęła opisywać wygląd potwora, nikt z mieszkańców jej nie uwierzył. Wszyscy zgodnie sądzili, że kobietę zaatakował wilk a dziwny opis jaki podała wytłumaczono tylko i wyłącznie histerią niedoszłej ofiary. Po kilku dniach sprawa ataku ucichła.

   Jednak kilka tygodni później nikt już nie bagatelizował opowieści o dziwnym stworzeniu. 30 czerwca w Saint-Etienne-de-Ludgares, bestia pojawiła się ponownie. 14-letnia Jeanne Boulet została pierwszą ofiarą a jej na wpół zjedzone ciało odnaleźli wieśniacy. O ile do końca sierpnia bestia zaatakowała jeszcze dwa razy (8 sierpnia zabijając 15-letnią dziewczynę a 25 sierpnia chłopca w tym samym wieku), to od września krwiożercze ataki przybrały na sile. Umierały kolejne osoby a drapieżnik stawał się coraz bardziej zuchwały. 8 października 15-letni chłopiec z Pouget wrócił do domu śmiertelnie przerażony. Na jego głowie i klatce piersiowej brakowało kawałków skóry, jednak przeżył spotkanie z bestią, podobnie jak dwie kolejne zaatakowane osoby. Wszyscy twierdzili zgodnie, że zaatakowało ich coś, co przypominało wilka ale wilkiem nie było.

Wpis w księdze parafialnej w Saint-Etienne-de-Ludgares dotyczący pierwszej opisanej ofiary:
"Rok 1764. 1 lipca została pochowana bez sakramentów, w tutejszej parafii, Jeanne Boulet zabita przez bestię(...)"

   W niedługim okresie od pierwszego ataku do miasta zwołana została armia. Do Langnone przyjechał kapitan Duhamel, który dowodził dwiema kompaniami "dragonów". Gdy przenieśli się do St-Chely-d'Apcher, zostali zakwaterowani w miejscowych domach i opłacani przez władze Gévaudan. Nie udało im się wytropić bestii, jednak po zastrzeleniu przez nich ogromnego wilka, wszyscy po cichu liczyli na to, że koszmar się skończył. Bardzo szybko okazało się, że jest zupełnie inaczej. Gdy na przestrzeni kolejnych tygodni znaleziono "oskalpowane" zwłoki 13-latka, stało się dla wszystkich jasne, że bestia ma się dobrze i nie zamierza przestać. 19 października pasterze natknęli się na rozczłonkowane części ciała kobiety z Grazieres. Kilka dni później znaleziono zwłoki 70-leniej Catheriny Vally, świadkowie twierdzili także, że bestia "piła jej krew i zjadała kobietę".

Na tych terenach w prowincji Gévaudan, w latach 1764-1767, grasowała bestia.

DUHAMEL NA RATUNEK

Most w Paulhac. W tym miejscu Marie Jeanne Valet
stoczyła wygraną walkę z bestią.
   Pod koniec października 1764 roku wydano dekret zabraniający dzieciom i kobietom pracować samotnie na polach i w obrębie lasów. W tym samym czasie dwóch myśliwych wytropiło potwora. Wystrzelili do niego z odległości około 10 kroków. Istota upadła, jednak po chwili podniosła się. Po drugiej serii strzałów bestia upadła ponownie lecz i tym razem wstała i na chwiejnych nogach umknęła do pobliskiego lasu. Do uciekającego stworzenia myśliwi wystrzelili jeszcze dwa razy i za każdym razem bestia padała, by po chwili podnieść się i biec dalej. Miejscowi po usłyszeniu tej relacji, udali się w tam. Odnaleźli ślady krwi, prowadzące do lasu i nabrali pewności, że rany bestii były śmiertelne. Jednak ku ich przerażeniu w ciągu następnych dni znaleziono kolejne ofiary. Legenda zaczęła rosnąć, a na Gévaudan padł blady strach...

 
  Ani rozłożona w górach trucizna, ani pułapki, które skutkowały zwykle na wilki, nie podziałały na bestię. W grudniu, z rozkazu samego króla, rozpoczęły się wielkie łowy, którym dowodził kapitan Jean-Babtiste Louis Francois Duhamel. Poprowadził przeciw bestii 57 dragonów (40 pieszych i 17 konnych). Sam król zarządzał pojmanie bestii, by mogła zostać wystawiona na królewskim dworze. Wieść o wielkiej nagrodzie za zabicie lub schwytanie potwora zadziałała jak magnes, ściągając do Gévaudan ludzi każdego stanu chcących zdobyć sławę i bogactwo. Myśliwi dołączyli do dragonów i w czasie miesięcznych łowów ubito ponad setkę wilków. Bestii jednak nie schwytano. Duhamel, chcąc zmylić bestię, rozkazał swoim żołnierzom przebrać się w damskie ubrania i udawać pasterki. Bez skutku. Nabrano wtedy przekonania, że stwór wykazuję się wręcz ludzką inteligencją, gdyż skutecznie unikała wszystkich zasadzek, niweczyła plany tropicieli umyślnie z nich szydząc i prowadząc pościg bez celu po lesie lub na bagna. Dragoni Duhamela i profesjonalni myśliwi, tropiciele i wyborowi strzelcy nie zdołali zdziałać nic a rozdrażniony wszystkim lud dość miał już wyrzutków jedzących ich chleb, depczących pola i nawiedzających domy. Pod nosem zwaśnionych stron historia rozgrywała się nadal a "bestia z Gévaudan" siała jeszcze większy strach niż przedtem. Jej historia odbiła się już echem w całej Europie.

JAK OPISAĆ NIEOPISANE?

   Opisy naocznych świadków i osób, które przeżyły ataki różniły się od siebie. Rozbieżności te wynikały z kilku powodów: świadkowie nie widzieli tego stworzenia z bliska a osoby, które zostały zaatakowane, bardziej były zajęte ratowaniem własnej skóry niż przyglądaniem się bestii. Różnice w zeznaniach świadków mogą także sugerować, że atakujących osobników mogło być więcej. Zachowało się kilka ówczesnych opisów sporządzanych krótko po atakach:

"Jakkolwiek jest rozmiaru rocznego cielęcia, płaszcz czerwonawy, większa i ciemniejsza niż reszta ciała głowa, ze szczękami zawsze rozwartymi, uszy krótkie i proste, czarny pasek szeroki na cztery palce wzdłuż pleców, pierś biała i wielce szeroka, ogon bardzo długi i mocny za wyjątkiem koniuszka, który jest biały, tylne łapska są wielkie i długie, te od przodu, krótkie i porośnięte długim włosiem. Ma sześć pazurów na każdej łapie, co zostało zauważone z jej śladów na śniegu lub ziemi."

"Jej futro było czerwonawe, jej łeb wyciągnięty w przód. Jak wielkiego charta jest jej pysk a jego koniec jest ogromnych rozmiarów, wstrętny i szorstki. Jej uszy są małe i sterczące jak rogi i zwinięte jak ślimak. Jej pierś jest szeroka, nieznacznie siwa. Wzdłuż jej pleców biegnie czarny pasek. Jej przepastny gardziel jest dobrze uzbrojony w zęby co tną jak szabla, znakomite do odcinania głów. Taka szczęka jest rzadka u innych zwierząt. (..) Tnie ostro i porządnie jak brzytwa i nie szczędzi nikogo. Z jakiej był ten potwor rasy?". 

"Jej szczęki są takie same jak lwie lecz większe(...). Kark jest obrośnięty włosiem, długim, czarnym i gdy jeży się czyni jej widok jeszcze straszniejszym. W dodatku do dwu rzędów wielkich ostrych zębów ma jeszcze dwa w formie obronnych kłów, tak jak dzik a są one niezwykle ostre."

"(...)Nie jest wilkiem, paszcza jest zawsze rozwarta, uszy krótkie i proste, pierś biała i szeroka, ogon bardzo długi i mocny, tylne łapy wielkie i długie, zgodnie z niektórymi mające kopyta jakby końskie, te od przodu były krótsze i porośnięte długim włosiem, ma 6 pazurów na każdej łapie. Nie jest w rejonie znane żadne dzikie zwierzę z którego mogłaby się narodzić. Możesz dojść do wniosku, że będąc podobną do wilka i trochę do niedźwiedzia może być połączeniem niedźwiedzia i wilczycy (...). Może być dobrze wielką małpą z powodu dowodów, że kiedy przekracza rzekę podnosi się na tylnych nogach i brodzi, jak to czyni człowiek." 

"Jej przednie nogi są krótkie ale łapy są w formie palców, uzbrojone w długie szpony. Jej tył przypomina tył tego co jest zwane rekinem lub krokodylem, jest pokryty łuskami (...). Jej tylne łapy są jak końskie i staje na nich rzucając się na ofiarę. Jej ogon przypomina ogon pantery i jest być może nawet trochę dłuższy. Ciało jej jest wielkości jednorocznego bydlęcia pokryte od jednej do drugiej strony krótkim, jednolitym płaszczem w kolorze brązowo-czerwonym. Nie ma za to prawie w ogóle futra pod brzuchem."

ŚMIERĆ NA WIELE SPOSOBÓW...

Jeden z pierwszych rysunków przedstawiających bestię,
sporządzony zaraz po pierwszych atakach w roku 1764.
   Kobiety i dzieci ginęły w specyficzny i okrutny sposób. Często bestia zjadała swoje ofiary i nawet, kiedy próbowano jej przeszkodzić udawało się jej czasem oderwać kawałek od ciała i uciec z tym do lasu. Ofiary umierały poza domem, w przerażeniu, bezsilności i osamotnieniu, często z dala od najbliższych. Ciała znajdowano bez oczu, twarzy, oskalpowane, z oderwanymi kończynami, przegryzionymi gardłami, połamanymi kończynami, wykrwawiające się, bez głów lub z wydartymi wnętrznościami (w ponad 60 przypadkach organy wewnętrzne ofiar były wydarte). Bestia często przegryzała bok i nerki, uderzała w głowę miażdżąc ją przed zjedzeniem i mówiono, że jednym kłapnięciem szczęk potrafiła człowieka tej głowy pozbawić. W jednym z przypadków na szyi dziewczyny wciąż wisiał na łańcuszku złoty krzyż, podczas gdy jej głowa została znaleziona kilometr dalej. Często ubrania były ściągnięte z ofiar, a w kilku przypadkach ciała znaleziono zagrzebane w ziemi. Niektórych morderstw nie udało się wyjaśnić: w górach Margeride odkryto świeże ciało leżące na śniegu, jednak wokół niego nie znaleziono żadnych śladów, które mogłyby cokolwiek powiedzieć.

   Tak wiele metod zabijania swych ofiar nie mogło być dziełem przypadku. Okrucieństwo bestii wydawało się być zamierzone, tak jakby wszystko czyniła z premedytacją. Zwierzę niezdolne jest do umyślnego morderstwa i traktowania ofiar w taki sposób, toteż już wtedy niektórzy twierdzili, że najbardziej prawdopodobną hipotezą wydaje się być ta, że to człowiek kierował bestią, a ona zabijała jedynie na jego polecenie.

OFIARĄ BYĆ...

 
Wpis dotyczący śmierci i pogrzebu Magdaleine Mauras.
Racles, 30 września 1764 roku.
  Kilka ofiarom udało się przeżyć spotkanie z potworem. Niektórzy zyskiwali potem sławę, poszanowanie i pieniądze, a najsławniejsi z nich to Jacques Portfaix, Marie-Jeanne Valet oraz Jeanne Jouve. 12-letni Jacques Portfaix, który obronił siebie i sześcioro innych dzieci został nagrodzony za odwagę i przyjęty jako oficer do armii francuskiej. Marie-Jeanne Valet z Paulhac zwana "La Poucelle", przegnała monstrum używając, wykonanej przez siebie, dzidy. Jednak najbardziej odważną była Jeanne Jouve, matka sześciorga dzieci, która 9 marca 1765 roku w Fau de Brion obroniła troje z nich, używając jedynie gołych pięści i kamieni. Kobieta została bardzo poważnie ranna, a jedno z jej dzieci zmarło. Król, w nagrodę za męstwo wynagrodził ją 300 liwrami.

   Większość z osób, które uszło z życiem doznawała głębokich psychicznych urazów związanych z traumatycznymi przeżyciami. Pewna dziewczyna oszalała po tym, jak na własne oczy widziała bestię odgryzającą głowę jej siostrze. Pewien rolnik, który wcześnie rano pracował na polu, tuż przed świtem zauważył, że stwór zbliża się do niego. Z pomocą kosy udało mu się obronić się i uciec, jednak gdy wrócił do domu, z przerażenia na kilka godzin stracił przytomność.

Wpis w księdze parafialnej w Clavieres z roku 1767
na temat pogrzebów ofiar zabitych przez bestię.
   Liczba zabitych zwierząt domowych była stosunkowo niska, znajdywane były one niedojedzone lub zabite, czasami także nietknięte. Wyraźnie stworzenie preferowało ludzkie mięso. Posądzane o ataki wilki nie zachowują sie w taki sposób, trzymając się od człowieka z daleka. Bestia na swoje ofiary wybierała kobiety i dzieci, zapewne ze względu na łatwą zdobycz, gdyż nie stawiały one praktycznie żadnego oporu. Czasami też specjalnie płoszyła owce i kozy, by wywabić i zabić ich pasterzy. Nieprawdopodobnym był fakt, że przez ten czas pozostawała nieuchwytna. Przecież żadne stworzenie nie jest w stanie tak skutecznie ukrywać się przed człowiekiem.

   Bestia z Gévaudan sprawiała swą obecnością kłopot nie tylko mieszkańcom ale przede wszystkim władzy, która okazała się bezsilna w konfrontacji zarówno ze stworzeniem, jak i z napięciami społecznymi, które prowadzić mogły do niechcianej rewolucji, bo jak w oczach ludu wyglądać miała władza, która nie jest w stanie poradzić sobie z przerośniętym wilkiem kiedy kraj, szargany konfliktami, wymaga znacznie poważniejszych decyzji.

"LOUP-GAROU" I BOSKA KARA...

 
Gabriel-Florent de Choiseul-Beaupré.
Uważał, że bestia jest karą za grzechy.
   Strach mieszkańców rósł wraz z rozwojem wydarzeń. Bestia atakowała głównie za dnia, toteż wszyscy bali się wychodzić z domu oczekując w napięciu dzwonu obwieszczającego śmierć kolejnej ofiary. Panika, terror oraz dewastacja i zaniedbanie upraw doprowadziły do klęski głodu, która nawiedziła Gévaudan w roku 1765. W tej atmosferze rodziły się kolejne legendy, a masowa histeria pogłębiała poczucie wszechobecnego zagrożenia. Powstawało coraz więcej nieprawdopodobnych opowieści, a potworowi zaczęto przypisywać nadprzyrodzone moce. Władze kościelne podsycały w ludziach strach. W grudniu 1764 roku biskup Mende, Gabriel-Florent de Choiseul-Beaupré, stwierdził, że bestia jest boską karą za grzechy Gévaudan. Według kościelnego stanowiska istota ta pochodziła od Boga i daremne były wysiłki w schwytaniu i zabiciu jej. Nakazał również wiernym prosić o boskie przebaczenie. To doprowadziło to przekonania, że bestia w rzeczywistości jest "loup-garou" czyli wilkołakiem. Jako, że wiara w wilkołaki była ważnym elementem francuskiego folkloru (pewne z angielskich źródeł wspomina nawet o "Wilkołaku z Gévaudan"), mieszkańcy szybko w to uwierzyli. Wtedy to pojawiły się doniesienia, że widziano bestię w towarzystwie człowieka. W Pompeyrac trzy kobiety idące do kościoła, obok lasu Favart, napotkały mężczyznę z dłonią pokrytą gęstym futrem. Kolejna, podobnie niesamowita relacja pochodzi z Escures, kiedy ludzi na drodze do kościoła zaczepił człowiek, którego ciało było nienaturalnie pokryte futrem.

Zapiski z roku 1766 na temat ataków bestii.
Archiwum miejskie w Lozere.
   Opowiadano, że nocą "wilkołak" podkrada się w okolice domów i słychać jak mówi na wpół ludzkim głosem; słyszano także jego śmiech. Dla zabawy rzucał się na rosłych mężczyzn, przewracając ich i paraliżując, jednak nie czyniąc im krzywdy. Coraz powszechniejszym stawało się z czasem przekonanie, że istnieje nie jedna a cała grupa tych istot. Wysnuto ten wniosek na podstawie wielkiej liczby ataków: zdarzyło się, że bestia zabiła człowieka, a na drugi dzień, 40 mil dalej, zginął kolejny. Pojawiły się nawet sugestie, że za morderstwa odpowiedzialny jest psychopata, gdyż widziano jakoby niektórych ataków dokonała istota na której brzuchu widać było ślady przypominające guziki. Jednak mogły to być również sutki lub cętki. Teoretycznie człowiek nie byłby przecież zdolny do poruszania się w podobny sposób, biorąc pod uwagę fakt, że bestia kilkukrotnie była ścigana przez psy lub "obławników".

 Równocześnie z niesamowitymi doniesieniami pojawiały się także logiczne wytłumaczenia. Już wtedy ci, którzy nie wierzyli w jego "piekielną" naturę twierdzili, że istota jest wściekłym wilkiem lub zbiegłą z menażerii lub statku hieną, panterą lub tygrysem. Wersja, że jest zmutowanym zwierzęciem również była brana pod uwagę.

"CZYNNIK LUDZKI" CHAUMETTE'A

 
Bestia z Gévaudan zabijająca chłopca.
   7 lutego 1765 roku kapitan Duhamel stracił cierpliwość. Wydał polecenie, aby każdy, kto zdolny jest nosić broń, wziął udział w kolejnym polowaniu. Wkrótce pojawiła się plotka, że około dwudziestu tysięcy ludzi przetrząsało doliny i góry, przez które wiodły ścieżki bestii z Gévaudan. Liczba uzbrojonych chłopów była jednak zawyżona, aby poinformować króla, że robiono wszystko, co tylko było możliwe. Ponadto mieszkańcy byli w tamtym okresie praktycznie bezbronni. Po powstaniu Hugenotów w Cévennes (1701 - 1705), skonfiskowano w tej prowincji większość broni palnej, co także może wykluczać polowanie na tak wielką skalę.

   Po kolejnej brutalnej napaści na dwoje dzieci, czas Duhamela w Gévaudan dobiegł końca. Nie osiągnął on zamierzonego efektu, w skutek czego wyjechał w charakterze wielkiego przegranego. Na jego miejsce (z rozkazu króla Ludwika XV) 17 lutego 1765 roku zastąpił go "wielki łowca" - Jean-Charles Marc Denneval. Był on normandzkim szlachcicem słynącym z tego, że w ciągu swojego życia ubił ponad tysiąc wilków. Zaraz po przybyciu do Gévaudan wyruszył na wielkie łowy, zabierając ze sobą najlepsze psy myśliwskie, jakimi dysponował. W maju tego roku bestia zabiła cztery osoby. Miesiąc później Denneval zrezygnował, stwierdzając, że "bestia to na pewno nie wilk". Gdy 16 czerwca szykował się do wyjazdu, bestia zaatakowała i poszarpała małą dziewczynkę, którą ludzie cudem wyrwali z jej paszczy w ostatnim momencie. 21 czerwca istota zabiła 14-letniego chłopca, pożarła 45-letnią kobietę i rozszarpała małe dziecko. Kolejny sławny myśliwy przegrał z bestią...

Dom Chaumette'a w Suagues. Na terenie tej posiadłości
Jean Chastel zastrzelił bestię.
   Jednak wcześniej, 29 kwietnia 1795 roku, wydarzyła się bardzo dziwna historia, przemilczana przez większość historyków. rzuca ona nowe światło na powiązanie ataków z "czynnikiem ludzkim". Własnie wtedy miejscowy szlachcic, zwany Chaumette, oraz jego dwaj bracia napotkali bestię zamierzającą zaatakować pasterza. Zwierzę wyszło im na przeciw i zaczęło się dziwnie przypatrywać Chaumette'owi. Według zeznań świadków, podniosło ogon i zaczęło nim machać, tak jak pies chcący wyrazić radość na widok znajomej osoby. Strzelili więc i potwór zwalił się na ziemię, tarzając się kilka razy. Po drugim strzale istota wyczołgała się do pobliskiego lasu i zniknęła wśród drzew. Wszyscy ponownie mieli nadzieję, że bestia odeszła, by zdechnąć gdzieś w dziczy. Tymczasem pewien jezuita twierdził, że wie dlaczego istota zachowywała się w taki sposób. Bestia była, według niego, hrabią Vargo (lub Vargas - jak podają niektóre źródła), znajomym Chaumette'a, który przybrał formę wilkołaka. Szlachcic miał wyznać kiedyś swym przyjaciołom w sekrecie, że ów jezuita miał rację, co do tego, że bestia go zna. Duchowny był potem przesłuchiwany przez Chaumette'a, zaciekawionego jaką drogą doszedł on do takiego wniosku, jednak ten odpowiedział mu, iż nie powie nic więcej, gdyż zwierzchnicy zakazali mu o tej sprawie rozmawiać. Dziwne zachowanie bestii nie było ostatnim takim przypadkiem (o czym będzie mowa później), co jasno daje do zrozumienia, że stworzenie znało nie tylko Chaumette'a.

"WILK Z CHAZES" I ZMOWA MILCZENIA

Podpis Jean-Charlesa Dennevala.
   Król Ludwik XV szalał ze złości. Na europejskich dworach coraz głośniej mówiono o dziwnym przypadku w południowej Francji, wyśmiewając się z tego, że król nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa swoim poddanym, nawet przed wilkami. W miejsce Dennevala powołany został Antoine de Beauterne. Wysłannik królewski cel miał jeden: zabić bestię i dostarczyć ją do Wersalu.

   De Beauterne na początku niewiele jednak zrobił - zbadał okolicę, naszkicował kilka map ze szlakami zwierzęcia i czekał. 21 września zorganizował obławę złożoną z 40 miejscowych łowców i 12 psów. Wszystko szło zgodnie z planem i myśliwy otoczył leśną dolinę niedaleko wioski Pommier. Psy zaczęły ujadać i wkrótce de Beauterne zobaczył jak bestia wyskakuje z krzaków, desperacko próbując uciec przed obławą. Wystrzelił a kula trafiła w jej lewy bark. Po nim wystrzelili inni a jedna z kul przeszyła oko i czaszkę. "Bestia z Gévaudan padła!" krzyknął de Beauterne a  myśliwi zadęli w róg. Jednak ku zdumieniu wszystkich wstała i rzuciła się na myśliwego, ten zdążył jednak strzelić, raniąc ją śmiertelnie. Zabitym zwierzęciem okazał się wielki wilk, który został przewieziony do Besset, lecz Marie-Jeanne Valet (znana też jako "La Pucelle"), która przeżyła spotkanie z bestią, stwierdziła, że istota ubita nie jest tą bestią, której ona stawiła czoła. De Beauterne miał opinię chytrego i podstępnego człowieka, toteż szybko pojawiły się głosy, że on sam spreparował zwłoki, chcąc łatwo zyskać sławę i pieniądze, przeznaczone dla tego, kto wybawi Gévaudan od bestii.

 
Markiz Jean-Joseph d'Apcher.
Organizator ostatniego polowania na bestię.
   Po dokładnych oględzinach stwierdzono, że "wilk z Chazes" był bardzo rzadkim typem wilka mierzącym 180 cm, o wadze 65 kg, wielkim łbie i kłach długości 3,5 cm. Oficjalnie stwierdzono, że wilk ten był "bestią z Gévaudan" i sprawę zamknięto. Dla wiosek leżących w tym regionie była to nieopisana radość, jednak wielu nadal twierdziło, że to nie bestia. W ciągu następnych miesięcy nie pojawiły się żadne wieści o atakach, ale tylko dlatego, że sam król wydał dekret zabraniający komukolwiek mówić o bestii, i sam był przekonany, że padła ona z ręki de Beauterne'a, który został odznaczony orderem św. Ludwika oraz zyskał sławę i majątek. Jego zdobycz została wypchana i wysłana do paryskiego Muzeum Historii Naturalnej. Zaginęła jednak na początku XX wieku. O tym, że istota zwana "wilkiem z Chazes" nie była odpowiedzialna za ataki przekonano się już 21 grudnia 1765 roku, kiedy horror rozpoczął się na nowo. Niedługo potem w Julianges zaginęła mała dziewczynka, a jedynymi częściami ciała, jakie udało się odnaleźć, były jej dłonie i stopy. Terror utrzymywał się i ludzie nadal nie wychodzili z domów. Jednak w wyniku oficjalnego zabicia potwora przez de Beauterne'a, zaprzestano dokładnej rejestracji dalszych ofiar.

   Szybko powołano kolejnego pogromcę bestii. Był nim François Antoine, rusznikarz króla i "Wielki Łowczy Wilków Królestwa". Przybył on w towarzystwie czternastu myśliwych i sfory kilkudziesięciu psów. Pomagała mu grupa miejscowej szlachty i żandarmów. Na miejscu był też syn jego poprzednika - Antoine'a de Beauterne. Wkrótce do obławy przyłączył się także Jean Chastel - człowiek, który miał odegrać tutaj najważniejszą z ról...

JEAN CHASTEL - BOHATER CZY OJCIEC BESTII?

Broń, z której Chastel zabił bestię. 
   Jean Chastel nie miał dobrej opinii wśród miejscowej ludności. Ten emerytowany myśliwy często dorabiał jako karczmarz, jednak bardziej znany był z kłusownictwa, przez co często popadał w konflikt z miejscowym prawem. Chastel i jego synowie byli na usługach hrabiego de Morangiès i markiza d'Apcher, bardzo wpływowych osobistości, którzy często wyciągali Chastela z aresztu.

   Podczas kolejnej obławy prowadzonej w październiku 1766 roku przez François Antoine'a, doszło do nieoczekiwanego incydentu. Synowie Chastela (Pierre i Antoine) świadomie narazili życie kilku szlachciców, kiedy ci wytropili już bestię i zbliżyli do niej gotowi do strzału. W tym właśnie bracia Chastel spowodowali ich upadek z końmi do ciasnego wąwozu a bestia uciekła. Bracia zostali natychmiast zatrzymani i uwięzieni. Podczas ich pobytu w więzieniu przez cztery miesiące (do marca 1767 roku) bestia ani razu się nie pojawiła. Była to najdłuższa przerwa w atakach od czasu pierwszego spotkania bestii. Bracia Chastel zostali zwolnieni z więzienia 1 marca 1767 roku, po tym, jak wstawiła się za nimi markiza d'Apcher. Co najdziwniejsze - dzień później "bestia z Gévaudan" zaatakowała ponownie... do czerwca ataki nasiliły się bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Ludzie, którzy już wtedy podejrzewali, że Chastelowie mają coś wspólnego z atakami bestii, zniszczyli ich posiadłość w La Besseyre Saint Mary. Zburzono także leśny dom Antoine'a Chastela, położony na szczycie Mont Mouchet.

"Jean Chastel" wygrawerowane
na broni, z której zabito bestię.
   19 czerwca markiz Jean-Joseph d'Apcher zorganizował i opłacił obławę złożoną z trzystu strzelców. Jean Chastel przygotowując się do polowania, przetopił trzy srebrne medaliony z wizerunkiem Matki Boskiej na kule, które poświęcił w kaplicy Matki Boskiej z Beaulieu. W trakcie polowania, w okolicach Saugues, wprawił wszystkich w osłupienie, kiedy wyszedł na środek polany, uklęknął, założył okulary, wyciągnął różaniec i otworzył Biblię. Czytając czekał na bestię... Ta niespodziewanie wyskoczyła z krzaków, jednak gdy tylko zauważyła myśliwego - stanęła nieruchomo. Według relacji świadków, nagle zrobiła się spokojna. Przyglądała się Chastelowi, machając przy tym ogonem. Dokładnie tak, jak zachowywała się w obecności wspomnianego wcześniej Chaumette'a. Wystraszeni towarzysze zaczęli krzyczeć, aby strzelał, on jednak spokojnie zdjął okulary, zamknął Biblię a różaniec schował. Wolno wycelował. W tym czasie bestia stała nieruchomo, wciąż przyglądając się Chastelowi. Po pierwszym strzale stworzenie nawet nie drgnęło, drugi strzał powalił jednak zwierzę na ziemię. Bestia w końcu była martwa, zostawiając po sobie tragiczny bilans ofiar: 112 zabitych, 53 rannych...

   Istota została zabalsamowana a następnie wożona od miasta do miasta, gdzie ludzie za drobną opłatą mogli ją zobaczyć. Król rozkazał, aby pokazana została w Wersalu, więc Jean Chastel udał się tam. Niestety, techniki ówczesnego balsamowania były niedoskonałe, dlatego bestia zaczęła się powoli rozkładać. Gdy w końcu dotarł na królewski dwór, zdenerwowany widokiem i smrodem król polecił swoim dworzanom niezwłocznie to zakopać. Odmówił też wypłacenia nagrody myśliwemu, toteż Chastel wrócił z niczym. Został jednak bohaterem miejscowej ludności, zdobywając ich szacunek, uznanie i wdzięczność... Czy słusznie? Okazuje się, że jednak nie, bowiem rodzina miała na sumieniu znacznie więcej niż tylko kłusownictwo...

BESTIA NA ROZKAZ?

Stela przedstawiająca Jeana Chastela
w La Besseyre-Saint-Mary.
   Bardzo modne w tamtych czasach było posiadanie własnej menażerii z egzotycznymi zwierzętami, przywiezionymi z odległych francuskich kolonii. Synowie Chastela również posiadali taką. Pierre i Antoine Chastel mieli bardzo rozległe kontakty w Afryce, dzięki którym sprowadzali lwy, tygrysy i inne dzikie zwierzęta. Poza tym chwalili się przy wielu okazjach, że są w posiadaniu rzadkiego gatunku hieny, która do złudzenia przypominała opisywaną przez wszystkich bestię. Chastelowie znani byli również jako znakomici treserzy dzikich stworzeń, co stawia ich w pozycji "podejrzanych". Wiele ciał odnalezionych w Gévaudan wskazywało na zbrodnie o charakterze seksualnym (zdjęta, nienaruszona odzież), co wyklucza udział zwierzęcia przynajmniej w niektórych przypadkach. Zachowanie bestii w obecności zarówno Chaumette'a jak i Chastela, sugeruje, że stworzenie traktowało ich jak osoby jej znane. W archiwach zachowały się relację o tym, jak Chaumette płacił wielkie sumy za sprowadzanie dzikich zwierząt. Wiadomo również, że był częstym gościem menażerii braci Chastel. Wiadomo również, że nie dochodziło do ataków, kiedy braci Chastel nie było w pobliżu lub znajdowali się w więzieniu. Sam Jean Chastel często był opisywany jako osoba o wyjątkowo złej reputacji. Znane są też przypadki kiedy spacerował po swojej posiadłości, prowadząc obok siebie hienę, którą miał szkolić by zabijała na rozkaz. Hiena w tamtych czasach odgrywała rolę mitycznego stworzenia, a żaden z mieszkańców nigdy nie widział takiego zwierzęcia na oczy. Łatwo więc było przestraszonym wieśniakom uznać hienę za tajemniczego, krwiożerczego potwora, jej charakterystyczne cętki mogli pomylić z guzikami (opisywanymi przez świadków), a odgłosy jakie wydawała wziąć za ludzki śmiech.
 
Oryginalny podpis Jeana Chastela.
   Co więcej, "bestia z Gévaudan" (a raczej jej pan) sprawiała wrażenie świetnie poinformowanej o miejscu polowań i obław, do tego stopnia, że potrafiła ich unikać. Nigdy też nie dała się złapać. Często jednak napadała w ich bliskiej okolicy. Ojciec i synowie Chastel brali udział w polowaniach i to oni przeważnie pierwsi byli na miejscu zdarzenia, tak jakby dokładnie wiedzieli gdzie znajduje się "ich" bestia. Mimo, że zabójca bestii został lokalnym bohaterem, nie wszyscy darzyli go sympatią. Po śmierci Chastela, jego dom został spalony przez okolicznych mieszkańców, a prochy przysypane solą. Tak nie postępuje się z bohaterami. Swoją sławę zawdzięczał głównie wpływowym protektorom, którzy mieli duże możliwości, aby oczyścić go ze wszystkich zarzutów. Z czasem zapomniano o powiązaniach rodziny Chastel z atakami. Potomni zauważali jedynie to, że wybawił ich od bestii, a po jego interwencji nigdy więcej nie doszło do podobnych wypadków w tym rejonie. Dziś w w La Besseyre Saint Mary stoi stela ku jego czci, jednak wciąż pojawiają się głosy (coraz częściej zresztą), że wystawiono tam pomnik oprawcy i kryminalisty...

GDZIE LEŻY PRAWDA?

   Teorii na temat tego, czym lub kim była bestia, jest bardzo wiele. Realne wytłumaczenia mieszają się z fantastycznymi opowieściami tak mocno, że dzisiaj ustalenie tożsamości bestii zdaje się być niemożliwe. Francuscy wieśniacy wierzyli, że była rodzajem demona, wilkołakiem lub samym diabłem. W tym samym czasie angielscy uczeni twierdzili, że była ona skrzyżowaniem tygrysa z hieną. Inni mówili o rosomaku, niedźwiedziu, a nawet o pawianie. Biorąc pod uwagę technikę łowiecką, bestia bardziej pasuje to przedstawicieli "kotowatych". Z relacji wynika, iż zwierzę to najczęściej przegryzało gardła, lub miażdżyło głowy schwytanym ofiarom. To są metody właściwe dzikim kotom, które preferują albo przegryzienie ofierze karku i tym samym przerwanie rdzenia kręgowego, lub zaciśnięcie szczęk na jej pysku, celem uduszenia. Także sposób w jaki stworzenie podchodziło do swych ofiar, podkradając się z brzuchem niemal szorującym po ziemi, jest typowe dla kotów. Jednak żadna relacja nie wspominała, by ktokolwiek rozpoznał w bestii kota.

Andrewsarchus mongoliensis - Drapieżnik żyjący około 35 milionów lat temu.
Z wyglądu bardzo przypominając opisywaną przez świadków bestię Gevaudan.
Czy możliwe jest, że zwierzę nie wyginęło, a nieliczne osobniki tego gatunku
przetrwały w niedostępnych rejonach XVIII-wiecznej Europy?

   Pojawia się także hipoteza związana ze zbrodnicza działalnością człowieka, który zręcznie dawał upust swoim morderczym żądzom, podszywając się pod bestię. Kilka przypadków śmierci nie pasowało do sposobu działania bestii i ewidentnie wskazywało na zbrodnie o charakterze seksualnym. Wystraszonym mieszkańcom bardzo łatwo byłoby wmówić, że każdy atak jest spowodowany przez bestię. Znane jest także zeznanie młodego pastucha, który twierdził, że widział człowieka przebranego w wilcze skóry, który z krzaków obserwował dwie dziewczynki. Pastuch też miał podejść do nieznajomego z zamiarem obezwładnienia. Nie dał jednak rady i przebieraniec uciekł.

   Dowody popierające którąkolwiek z teorii nie są jednoznaczne. Kilka różnych rodzajów ataków (jedne pasują do zwierzęcia, innych mógł się dopuścić tylko obłąkany człowiek) sprawiło, że wydarzenia z Gévaudan obrosły wieloma mitami. Głownie z tego powodu każdego roku do departamentu Lozere przybywa ogromna liczba turystów z całego świata. Każdy, kto przechadza się "ścieżkami bestii" ma nadzieję, że to właśnie jego teoria jest prawdziwa...

MASKOTKA Z GEVAUDAN...

Historia "Bestii z Gévaudan".
Saint-Martin-De-Roubaux. 1889 rok.
   Na temat wydarzeń z Gévaudan powstało na przełomie XVIII i XIX wieku wiele dzieł, pisanych zarówno wierszem jak i prozą a najsłynniejszą z nich jest powieść historyczna "La Bete du Gévaudan", której autorem jest Able Chevalley. "La bete" (fr.- bestia) stanowiła ważną inspirację także dla innych twórców, takich jak Robert Louis Stevenson, Charles Perault, Bracia Grimm. Ten pierwszy w swym dziele "Travels with a donkey in the Cévennes" (1879) tak podziwia odwagę zwierzęcia w atakowaniu za dnia uzbrojonych myśliwych:
"Jeśli wszystkie wilki byłyby jak ten wilk, to mogłyby zmienić historię człowieka"
   Tenże sam autor napisał potem swą najsłynniejszą powieść "Jekyl and Hyde", w której również odnajdujemy inspiracje mroczną historią potwora. Jednak Abbé Pierre Pourcher napisał na ten temat najdłuższą (1040 kartek) książkę, drobiazgowo opisującą wiele szczegółów wydarzeń w Gévaudan.  O bestię upomniało się także kino. Najsłynniejszym filmem opowiadającym o tych tragicznych wydarzeniach jest bez wątpienia "Braterstwo wilków" ("Le pacte des loups") z roku 2001 w reżyserii Christophe'a Gansa. W obrazie tym bestia sterowana jest przez ludzi, który pragną doprowadzić do podważenia autorytetu króla, sprowadzając na mieszkańców Gévaudan grozę i poczucie zagrożenia.

   Dzisiaj ludzie z departamentu Lozere postrzegają "bestię" przede wszystkim jako symbol regionu, czując bliską więź ze stworzeniem, które kilka wieków temu budziło trwogę wśród ich przodków. Dziś jest reklamą, sposobem na przyciągnięcie w te okolice większej liczby turystów, a interes robiony na potworze kwitnie. Kartki, kubki, figurki, koszulki czy nalepki na samochody - to wszystko można kupić w miejscach, gdzie bestia polowała na kobiety i dzieci. W mieście Marvejols na Place des Cordeliers stoi nawet modernistyczna rzeźba wyobrażająca bestię, choć akurat miasto to było wolne od jej ataków. Zainteresowanie nią jednak nie słabnie i wciąż jest tematem niezliczonych prac, dzieł i książek. Wielu ludzi jest nadal chętnych aby rozwikłać jedna z największych zagadek Francji. Wciąż można tam znaleźć ślady jej istnienia, przejść się drogami, którymi kroczyła, dotrzeć do miejsc, w których gubiła swe ofiary czy zobaczyć nagrobki. W Septsols do dziś stoi dom, w którym 16 maja 1767 roku została pożarta dziewczynka. Odnaleźć można też posiadłość Chaumette'a na której została zastrzelona Bestia.

POSTSCRIPTUM...

   Blisko 40 lat po ostatnim ataku "bestii z Gévaudan", w Vivarias w latach 1809-1813, miały miejsce podobne wydarzenia, które przypisano innej istocie. Co najmniej 21 dzieci zostało zabitych. Kolejne podobne wydarzenia miały miejsce w I'Indre od 1875 do 1879. Co ciekawe, tak jak to miało miejsce w przypadku Gévaudan, okresy aktywności bestii wynosiły zawsze 4 lata. Niektórzy twierdzą, że i długo potem zdarzały się podobne przypadki, również w naszych czasach...




http://wmrokuhistorii.blogspot.com/2013/12/bestia-z-gevaudan.html