Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wspieramy niemiecką gospodarkę. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wspieramy niemiecką gospodarkę. Pokaż wszystkie posty

piątek, 28 lutego 2025

Edward Gierek

 




W latach 60tych ktoś zamordowal bratanicę Edwarda Gierka i jeszcze 15 innych kobiet, milicja schwytała "wampira" i innych "winnych".

Kilka lat temu czytałem o tych schodach, nie przypominam sobie, żeby tam było coś napisane, że był jakoby pijany. 
Tekst poniższy pochodzi z wikipedii.


Marchwicki i jeden z jego braci zostali straceni, drugi brat wyszedł z więzienia w 1992 roku.
W czasie pobytu w zakładzie karnym rozpoczął walkę o oczyszczenie siebie i braci z zarzutów, kontynuował ją również po wyjściu na wolność (zakład karny opuścił w listopadzie 1992). 
W 1998 zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Jako oficjalną przyczynę jego śmierci podano upadek ze schodów:

 „Henryk spadł ze schodów i złamał kręgosłup. Wstał, wszedł z powrotem na pierwsze piętro, położył się do łóżka i umarł. Sekcja zwłok wykazała, że był pijany”. Śledztwo w tej sprawie zostało umorzone.



To zapewne SB.

Był to pokaz możliwości: milicja, służby, adwokatura, prokuratura, sędziowie, wojsko. Wszyscy brali w tym udział.

Więc trzeba by zastanowić się, czy Gierek poddał się presji, czy nie.

Artykuł z Myśli Polskiej daje poszlaki, że się poddał.




Czy nie było łatwiej go opętać?

Może wtedy w tamtych latach było to trudniejsze?

Nie wiem.








przedruk







Kto i jak rozmontował PRL?


Historia upadku PRL nadal budzi kontrowersje i znaki zapytania. Ciągle panują na ten temat poglądy nie mające pokrycia w faktach.

Z jednej strony spotykamy się z wizją PRL jako państwa w ruinie, a nawet obcej okupacji, pod którą panował nieustanny i wszechogarniający terror, a na półkach był tylko ocet, z drugiej PRL niejako na złość przedstawia się niczym krainę mlekiem i miodem płynąca, którą zniszczyły strajki Solidarności, knowania imperialistów zza oceanu, dolary, jakimi złowroga CIA opłacała solidarnościową opozycję, a ta na spółkę z Kościołem otumaniła nieświadomych własnego interesu robotników, popychając ich do zburzenia najlepszego z możliwych ustroju.

Co ciekawe, obie pozornie krańcowe interpretacje łączy przekonanie o radykalnym i rewolucyjnym przełomie jaki nastąpił czy to w roku 1980 czy 1989 oraz o sprawczości solidarnościowej opozycji, która „obaliła komunizm”. Paradoksalnie jest o tym przekonany zarówno Lech Wałęsa jak i część osób odczuwających tęsknotę za starymi, dobrymi czasami. Tymczasem rzeczywistość jak zwykle jest o wiele bardziej złożona i prozaiczna zarazem. Bez wątpienia najlepszy i udokumentowany ogromnym materiałem źródłowym obraz procesu rozmontowywania realnego socjalizmu przedstawił przedwcześnie zmarły prof. Jacek Tittenbrun. W tym artykule posłużymy się ważnym oraz rzetelnie udokumentowanym materiałem jaki zgromadził i zanalizował w dziele pod tytułem: „Upadek socjalizmu realnego w Polsce”. Dzieła profesora Tittenbruna są interesujące także z tego względu, że pisał je z pozycji uczciwego marksizmu, któremu pozostał wierny pomimo zmieniającej się koniunktury na świecie, w Polsce i w polskim światku akademickim.

I choć praca szczegółowo obejmuje okres od objęcia władzy przez Edwarda Gierka w roku 1970 do roku 1989, to jednak w części zatytułowanej „Trochę historiozofii na zakończenie” autor wyraźnie stwierdził, że „ekonomiczno – polityczny system, jaki ukształtował się w pełni za czasów Stalina, a z pewnymi modyfikacjami przetrwał do naszych dni (1992 – przyp. O.S.), zakładał dominującą rolę klas kierowniczych w bloku ze stanami funkcjonariuszy aparatu partyjnego i państwowego (…) Ów panujący blok – w innych ujęciach teoretycznych lub quasi – teoretycznych zwany biurokracją, nomenklaturą, „nową klasą” itp. – reprodukował i utrwalał swoją pozycję oraz przywileje, prowadząc często do faktycznego zburżuazyjnienia. (…) Pod szyldem „państwa robotniczego”, „demokracji ludowej” prowadzono nierobotniczą, a nawet antyrobotniczą politykę.” Inaczej mówiąc nie chodzi o to, że w PRL jak twierdzą jego obrońcy nie było złego, totalitarnego komunizmu, a tylko łagodny mniej lub bardziej realny socjalizm, ale że od początku był to ustrój zupełnie inny od formalnie deklarowanego.

Warto na wstępie przypomnieć dwa inne mity funkcjonujące na temat PRL w porównaniu z będącą w takich opowieściach synonimem czarnego luda Polską międzywojenną. Do najpopularniejszych należy likwidacja analfabetyzmu. Nie pozostawiające wątpliwości liczby pokazują, że pomimo o wiele trudniejszych początków, w znacznie większym stopniu zlikwidowała analfabetyzm już II RP. I tak pierwszy spis powszechny z 1921 r. odnotował 34,6 % analfabetów, drugi w 1931 r. 22,6%, przy czym zjawisko dotyczyło już głównie starszych osób mieszkających na wsi. Kolejny spis miał się odbyć w 1941 r. i nie ma podstaw, by twierdzić, że proces likwidacji tego problemu nie doprowadził do spadku poniżej 10% już przed wybuchem wojny. W Polsce Ludowej potrzeba było kolejnych 7 lat żeby go dokończyć. Podobnie wygląda sprawa reformy rolnej, w ramach której w Polsce międzywojennej rozparcelowano więcej ziemi tzw. obszarniczej niż w PRL, tyle tylko, że czyniono to w sposób cywilizowany, nie niszcząc kulturotwórczej i w zasadzie jedynej rodzimej wyższej klasy średniej jakiej się w dziejach dorobiliśmy. Zaspokojenie głodu ziemi było także możliwe dzięki temu, że Ziemie Odzyskane opuściło znacznie więcej Niemców niż do nowej Polski przybyło ekspatriantów ze wschodu.

Podobnie ahistorycznie brzmią zachwyty związane z elektryfikacją, wędrówką ze wsi do miast i uprzemysłowieniem. Wszystkie one były częścią powszechnych procesów cywilizacyjnych, takich samych jak upowszechnienie higieny, czy wynalazek telewizora. O wiele więcej o rzeczywistych osiągnięciach PRL mówi ich porównanie w analogicznym czasie z innymi państwami czy to regionu czy południa Europy. I tak na początku lat 1980 prawie 25% ludności miejskiej PRL pozbawione było kanalizacji, a produkcja energii elektrycznej na głowę była znacząco mniejsza od sąsiednich krajów socjalistycznych i co ważne, dystans ten się zwiększał, o czym pisał z kolei Aleksander Bocheński. A pamiętać trzeba, że ziemie poniemieckie pod względem infrastruktury stały o wiele wyżej niż np. Polesie.

Statystyka mówi prawdę

Pierwszym odejściem od zasad socjalizmu było wycofanie się z kolektywizacji wsi i zgoda na powstanie klasy „kułaków”, dzięki której w czasach rządów Władysława Gomułki mogliśmy łatwo zaopatrzyć się w dobrej jakości artykuły spożywcze. Jednak gwałtowne przyspieszenie procesów zburżuazyjnienia „nowej klasy” i zwiększania różnić w poziomie życia pomiędzy rządzonymi a rządzącymi rozpoczęło się w następnej dekadzie. Jacek Tittenbrun przytacza na dowód tych tendencji wiele konkretnych liczb. Najbardziej znaczące wydają się następujące: w latach 1961-1965 udział inwestycji nieprodukcyjnych w gospodarce uspołecznionej (tzn. nakładów na oświatę, budownictwo mieszkaniowe, ochronę zdrowia, opiekę społeczną, kulturę fizyczną itp.) wynosił przeciętnie 28,6%, natomiast w latach 1971-1975 19,3%. Inwestycje w służbie zdrowia w 1965 r. w PRL wynosiły 1,1%, podczas gdy w CSRS i NRD w tym samym roku 5%. W tym samym czasie upowszechniła się praktyka udostępniania szpitalnych łóżek przez prywatnych lekarzy, oczywiście po uiszczeniu odpowiedniej opłaty. Systematycznie spadały nakłady na oświatę i to nawet w liczbach bezwzględnych. W rezultacie w 1970 r. na 100 miejsc w przedszkolach przypadało 109 dzieci, których oboje rodzice pracowali, a w 1979 r. 123, malała liczba miejsc w ośrodkach wypoczynkowych FWP z 56 tyś. w 1970 do 46,5 w 1978 r. Jednocześnie rosła liczba ośrodków zakładowych, z których w uprzywilejowany sposób korzystała kadra partyjna, kierownicza, administracja. Rozwijały się także prywatne pensjonaty oraz dacze, a „posiadacz takiego domku wchodził często w stosunek przywłaszczenia cudzej pracy: w formie nieodpłatnego lub symbolicznie opłacanego korzystania z pracy siły roboczej, maszyn budowlanych, środków transportu przedsiębiorstw gospodarki uspołecznionej zatrudnionych przy budowie tego typu obiektów.”

W 1974 r. zniesiono także ustawowy obowiązek posiadania przez prywatnego inwestora legalnego nabycia materiałów budowlanych zużytych do budowy. Równolegle do wzrostu ilości nierzadko luksusowych dacz członków partyjnej nomenklatury rósł deficyt mieszkań możliwych do nabycia dla ogółu ludności i w 1970 r. wynosił 1 295 tys. a w 1978 r. już 1 622 tys. W latach 1976 – 1980 na 800 tys. mieszkań spółdzielczych tylko 300 tys. otrzymali spółdzielcy, czekający w zwykłej kolejce na realizację należnych im nominalnie praw. W Warszawie np. w latach 1970 sprowadzano rok rocznie z innych rejonów kraju ok. 1000 osób na stanowiska kierownicze. Każdy nowo przywieziony dyrektor w ciągu 2-3 lat zagospodarowywał 4 mieszkania (dla siebie, swojej sekretarki i kierowcy oraz krewnych). To samo dotyczyło mieszkań zakładowych. „Według danych dotyczących Gdańska, w 1979 r. aż 70% mieszkań przydzielonych przez zakłady pracy – otrzymały osoby „nie odpowiadające kryterium przydziału.” Po reformie administracyjnej zwiększającej liczbę województw „Nowe stolice administracyjne musiały uwolnić mieszkania dla nowo instalowanych ekip kierowniczych”. Jednak „wojewódzka władza nie kwapiła się do bloków i standardowych mieszkań. Zaczęły się przekwaterowania robotniczych rodzin z wolno stojących domów do przydzielonych wojewódzkiej kadrze nowych bloków – nie zawsze za aprobatą przekwaterowywanych.

Opróżnione domy nowa władza sporym nakładem społecznego grosza, angażując deficytowe moce przerobowe przedsiębiorstw budowlanych, pośpiesznie przerabiała na wille dla swoich nieocenionych przedstawicieli, a nierzadko – również dla ich protegowanych i powinowatych.”. W efekcie takich procesów: „Według badań przeprowadzonych wśród wielkiego miasta Łodzi, w drugiej połowie lat 70-tych przeciętny metraż na osobę w rodzinach robotników zmniejszył się, podczas gdy wśród tak zwanej inteligencji zwiększył się. W mieszkaniach przeludnionych (tj. powyżej 1,5 osoby na izbę) mieszkało w 1980 r. 38,3% robotników niewykwalifikowanych w porównaniu z 3,4% inteligencji. Przeciętna wielkość mieszkania przedstawicieli aparatu kierowniczego wynosiła w 1980 r. 3,8 izby, wskaźnik zaludnienia 0,79 osoby na izbę, 91% tych rodzin mieszkało w warunkach „niedoludnienia” czyli w mieszkaniach, w jakich na izbę przypada mniej niż 1 osoba”.

Nasilały się „klasowe nierówności” w dostępie i korzystaniu z kultury. „Według ogólnopolskich badań przeprowadzonych w 1973 – 1974 r. wśród robotników wielkoprzemysłowych – po książkę sięga względnie regularnie tylko 10% robotników.” Co więcej, rozpiętość w tej dziedzinie pomiędzy robotnikami a inteligencją rosła. Od roku 1970 malała liczba wydawanych książek w przeliczeniu na 1 mieszkańca. W 1950 roku wynosiła 4,8 szt., w 1980 4,2 szt. Drastycznie spadała liczba bibliotek z 52,4 tyś. w 1970 do 37 tyś. w 1979 r. W epoce Edwarda Gierka rozpoczął się regres w dziedzinie transportu publicznego, co doprowadziło do sytuacji, że ilość pasażerów na jeden pojazd była kilkukrotnie większa niż w innych krajach. W praktyce oznaczało to np. walkę o miejsca siedzące w pociągach ze Śląska nad morze na bocznicy lub wchodzenie przez okno. W tym samym czasie „środki jakie mogłyby być przeznaczone na komunikację zbiorową pochłaniał rozwój motoryzacji indywidualnej w tym – produkcji takiego samochodu jak Polonez, trafnie określony jako przysłowiowy kwiatek do kożucha, bardzo ładna, ale niezwykle kosztowna blacha”.

Jednak najbardziej tragicznym przejawem pogarszających się warunków życia do jakich doprowadził socjalizm epoki Gierka była sytuacja w dziedzinie tzw. „reprodukcji siły roboczej”, czyli stanu zdrowia i długości życia. I tak: „liczba chorób zawodowych na 100 tys. zatrudnionych wzrosła z 51, 7 w 1971 r. do 66,8 w 1980 r. W okresie 1970-1980 liczba wypadków przy pracy wzrosła o ponad 29% w tym śmiertelnych o 14%, w warunkach szkodliwych dla zdrowia pracowało w 1976 r. 2,8 mln osób i 3 mln w 1978 r. ze stałą tendencją wzrostową. Kierownictwa zakładów pracy np. w kopalniach karały za absencję z powodu choroby utratą 13 i 14 pensji. Pod koniec epoki Gierka nie tylko nie zatrzymano wzrostu różnicy w średniej długości życia w porównaniu do państw kapitalistycznych, ale doszło po raz pierwszy po wojnie do jej bezwzględnego skrócenia. Jedną z przyczyn było katastrofalne zatrucie środowiska.

Pogarszająca się sytuacja klasy robotniczej i rosnące zróżnicowanie jakości życia pomiędzy robotnikami, a nomenklaturą współgrało z gwałtownym przyrostem liczby członków partii z nazwy robotniczej. Jednak robotnicy stanowili w niej coraz mniejszy procent. Z jednej strony było to efektem rozczarowania, z drugiej zapisanie się do partii ułatwiało tzw. awans społeczny i przestanie bycia robotnikiem.

Prywaciarze

Równolegle do opisanych wyżej procesów, w latach 1970 rozpoczął się proces rozwoju quasi prywatnej przedsiębiorczości, w której władza widziała lub udawała, że widzi receptę na pogłębiające się trudności w zaopatrzeniu i usługach. Przykładem tego było rozpowszechnienie się tzw. handlu ajencyjnego, który do roku 1980 objął około 1/3 wszystkich placówek uspołecznionej sprzedaży detalicznej, co warto przypomnieć mieliśmy ich wtedy 148 tys. Jednak jak zauważa Tittenbrun celem tej działalności nie był wysoki obrót, ale znalezienie nisz dających szybkie i łatwe zyski. Stąd ”mieliśmy na rynku znakomite zaopatrzenie w kwiaty, przy stale utrzymujących się kłopotach w zaopatrzeniu w warzywa. Także rozkwit prywatnej produkcji następował w takich, przynoszących wysokie zyski branżach jak luksusowe meblarstwo, wyroby z tworzyw sztucznych, artykuły motoryzacyjne”.

Ten rozkwit następował także dzięki zmianom w systemie opodatkowania, na skutek których sektor prywatny przy coraz większych obrotach płacił coraz mniejsze podatki. Z drugiej strony: „Praktyka zaopatrywania się tych producentów w tak zwane odpady produkcyjne i materiały niepełnowartościowe w przedsiębiorstwach uspołecznionych sprzyjała rozkwitowi łapownictwa i innych form korupcji.” (…) „Sukcesy ekonomiczne i finansowe ajentów, jak i innych przedstawicieli sektora prywatnego, były więc w wielu wypadkach produktem metod typowych dla kapitalizmu łupiesko-spekulacyjnego.” Wraz z nieudolną polityką w dziedzinie handlu i produkcji pogłębiały się problemy rolnictwa i rozwarstwienie dochodowe na wsi. Próby zwiększenia produkcji poprzez biurokratyczne reformy kończyły się jedynie wzrostem biurokracji i łapownictwa czemu sprzyjał chroniczny brak środków produkcji, a jego symbolem był coroczny problem ze sznurkiem do snopowiązałek. Sytuację dobrze opisuje następujący fragment pracy Tittenbruna: „rasowy kierownik punktu skupu czy wagowy, nie mówiąc już o inspektorze, który miał pod opieką parę placów – zaliczał każdą kampanię, z której nie zajeżdżał fiatem 125p do nieudanych”.

Tak więc rozwarstwieniu klasowemu, towarzyszył też coraz szybszy rozwój kapitalizmu pasożytującego na socjalistycznej z założenia gospodarce. Na to wszystko nakładała się błędna, o ile nie obłędna, polityka zaciągania kredytów na rozwój socjalizmu w kapitalistycznych bankach i u zachodnich rządów. W makroskali cała socjalistyczna gospodarka pracowała na wartość dodaną zachodnich bankierów, ale powodem nadchodzącego kryzysu w co najmniej równym stopniu było niesprawiedliwe rozłożenie kosztów jakie ponosił kraj i gospodarka jako całość. Polska wbrew popularnemu wtedy hasłu nie „rosła w siłę”, tylko wpadała w zależność od swoich wrogów, a „dostatniej” żyło się jedynie lawinowo rosnącej nomenklaturze i rodzinom członków aparatu władzy, podczas gdy poziom życia klasy robotniczej i większości społeczeństwa gwałtownie się obniżał. Czy coś nam to przypomina?

Profesor Paweł Bożyk współautor tamtej polityki usprawiedliwia zadłużanie przypominając, że do końca lat 1970 koszt kredytu był niski, (wzrósł nie jak się powszechnie sądzi po kryzysie naftowym, ale dopiero po dojściu do władzy R. Reagana) zaznaczając, że w stosunku do produktu krajowego rósł udział inwestycji, a spadała konsumpcja, więc kredytów nie przejadaliśmy, co w ujęciu całościowym jest prawdą. Zapomina jednak dodać, że ten ogólny spadek konsumpcji przekładał się na jej duży spadek u jednych przy wyraźnym wzroście u drugich.

Główna przyczyna kryzysu

Według Tittenbruna to właśnie ten drugi czynnik, a nie budowa będących do dzisiaj powodem słusznej dumy ponad 500 nowoczesnych fabryk, czy takich ikonicznych obiektów jak dworzec centralny w Warszawie i wiele innych była powodem buntu robotników w sierpniu 1980 r.: „Z jednej strony były one żywiołowym protestem przeciwko polityce lat 70- tych, praktyczną krytyką państwa i partii. Ale robotnicy zarówno w lipcu czy sierpniu, jak i później – protestowali swymi hasłami i swoimi działaniami także przeciwko zjawiskom stanowiącym klasowe, socjologiczne źródła owego antyrobotniczego charakteru polityki. Żądania likwidacji „kominów płacowych”, zniesienia różnego rodzaju przywilejów, jawności dochodów.” I dalej: „Teoria walki klas pozwala zrozumieć, że robotnicy występowali nie tylko przeciwko partii czy państwu jako takim, co przeciwko ich kapitalistycznym elementom, nie przeciwko samemu „skostnieniu aparatu władzy” lecz przeciwko jego burżuazyjnym tendencjom. Walcząc przeciwko, walczyli oni dlatego także o przywrócenie władzy zwącej się władzą ludową – charakteru autentycznej reprezentacji i rzeczniczki ludu pracującego. Hasłami i czynami żądali, aby państwo było naprawdę ich państwem, aby było państwem robotniczym”.

Mówiąc inaczej, bunt robotników był buntem przeciwko niesprawiedliwości i zakłamaniu. Nie na darmo obok ukarania korupcji i złodziei państwowego mienia jednym z najczęściej powtarzających się postulatów było wprowadzenie kartek, tak aby zwykli ludzie mogli otrzymywać takie same możliwości zakupu podstawowych towarów jak członkowie klasy rządzącej. Natomiast symbolika „klerykalno – nacjonalistyczna”, jak zauważa Tittenbrun, wynikała po pierwsze z faktu, że symbolika lewicowa została skompromitowana przez władzę, po drugie była swego rodzaju tarczą bezpieczeństwa, której potrzeba wynikała z pamięci grudnia 1970.

Prawdziwą klęską czasów Gierka była o czym się rzadziej mówi klęska moralna. Omawiałem już na łamach MP (nr 7-8 z 11-18 lutego 2024 „Głębokie państwo wychodzi z cienia”) upadek polskiej nauki opisany przez ówczesnego Prezesa PAN Janusza Groszkowskiego. Jego artystycznym wyrazem był film „Barwy ochronne” w reżyserii Krzysztofa Zanussiego – aby go obejrzeć musiałem z Gliwic jechać do Mikołowa, bo ograniczano jego seanse w większych miastach. Jednak najbardziej trafny obraz stanu moralnego jaki zostawiła po sobie epoka Gierka został uwieczniony w niezrównanym dziele Stanisława Barei „Miś”. Wtedy w klimacie ideowego cynizmu i cwaniactwa tworzyła się w PRL warstwa ludzi, którzy odcisnęli decydujące piętno na kolejnych dekadach zarówno PRL jak i III RP.

Nasuwają się jednak w tym kontekście inne, bardziej zasadnicze pytania np. o to dlaczego w ćwierć wieku po zakończeniu wojny PRL nie była w stanie samodzielnie wyprodukować samochodu osobowego przyzwoitej jakości, czy nawet ruchomych schodów na Dworcu Centralnym? John Perkins w książce „Hitman, Wyznania ekonomisty od brudnej roboty” opisał proceder wpędzania w pułapkę zadłużenia krajów trzeciego świata. Dokonywało się ono na drodze korupcji, zastraszania, a nawet przewrotów i morderstw. Ekipa Gierka wpadła w tę pułapkę dobrowolnie. Był to z jej strony polityczny błąd, ale była i przyczyna głębsza, czyli zapatrzenie bogacących się elit w zachodni styl życia i system wartości. Rozwój na kredyt i puszenie się willą czy nowym samochodem zastąpiły autarkię i siermiężną skromność, których symbolem była polityka i osobista postawa Władysława Gomułki. Wpisywało się to w tradycyjne wzorce kulturowe polskiej wsi, a więc matecznika ogromnej większości ówczesnej elity, która jednocześnie miała głęboki kompleks takiego pochodzenia. Przepustką do miejskiej kariery było wyrzeczenie się tradycyjnego systemu wartości, a w rezultacie gdy zawalił się mit socjalizmu zabrakło jakiegokolwiek trwałego fundamentu moralno kulturowego.

Przeciwnicy potępiania w czambuł niekwestionowanych osiągnięć PRL, słusznie zauważają, że III RP wywodzi się właśnie z tamtego państwa. Mają rację punktując niekonsekwencję, ale twierdzenie to w mojej opinii jest także jednym z najpoważniejszych zarzutów jakie ciążą na PRL, a które tragicznie odbijają się na kondycji moralno-intelektualnej Polaków aż po dzień dzisiejszy. Dlaczego więc wspominamy tamte czasy z nostalgią? Gierek był pierwszym przywódcą PRL, który nie splamił się krwią, mówił ładną francuszczyzną, zaczynaliśmy podróżować po świecie demoludów, a nawet Zachodu, w tle był romantyzm wielkich budów i za sprawą osobowości samego Gierka oraz przeżywającej autentyczny rozkwit telewizji panował klimat optymizmu, w którym utrapienia socjalizmu odbieraliśmy raczej jako śmieszne niż straszne. Na świecie nastąpiło odprężenie i groźba atomowej zagłady odeszła w cień. Do PRL zaczynało też docierać rozprzężenie obyczajowe, a wraz z nim rosła liczba rozwodów, spadała dzietność, a miłe bywają złego początki. Przede wszystkim jednak potem było już tylko gorzej i to nie dlatego, że nigdy więcej już nie byliśmy tak piękni i młodzi, ale dlatego, że gwałtownie zaczął się starzeć i szpetnieć świat do którego z taką nadzieją aspirowaliśmy. O kolejnych etapach rozmontowywania dawnego ustroju napiszę w następnej części.



Olaf Swolkień

Myśl Polska, nr 7-8 (16-23.02.2025)












wtorek, 18 lutego 2025

Sponsoring ukrainy

 


przedruk
tłumaczenie automatyczne



Społeczno-gospodarcze podsumowania Ukrainy na rok 2024 i perspektywy na rok 2025

1) wszystkie wydatki cywilne budżetu państwa Ukrainy są finansowane z zagranicznej pomocy finansowej - 41,6 mld zagranicznych środków przybyło w 2024 roku; 

w 2025 roku zapotrzebowanie na takie finansowanie zagraniczne szacuje się na 38,4 mld. dol. USA;

pomoc wojskowa od zagranicznych partnerów nie pokrywa potrzeb Ukrainy, Rosja inwestuje w wojnę 2-3 razy więcej środków;



2) znaczący spadek aktywnie zatrudnionej ludności w gospodarce ukraińskiej, wraz z PKB, który ledwo się odzyskiwał od spadku w 2022 roku, wynika z stłumionych wydatków budżetowych, podczas gdy środki własne na utrzymanie wojska na operacje na pełną skalę nie wystarczą;


3) z roku na rok maleje część środków dotacji i wzrasta część środków pomocy kredytowej, co w średnio- i długoterminowym okresie stanowi dla Ukrainy patową stację zadłużenia;

tak, na koniec 2024 r. to już około 92% PKB (na 2023 r). - 84 % PKB), 
przed wojną wskaźnik ten wyniósł 49 %;


4) pomoc zagraniczna pokryła 73% dodatkowych potrzeb budżetu państwa na 12 miesięcy 2024 roku, głównym źródłem pokrycia deficytu były krajowe obligacje kredytowe państwowe;


5) W czasie wojny znacząco wzrósł import, co jeszcze stwarza ryzyko prymityzacji strukturalnej ukraińskiej gospodarki, bilansu płatniczego, kryzysów walutowo-finansowych itp




ku pamięci 2013 r. :

Prawym Okiem: Jesteśmy szykowani na mięso armatnie przeciwko Rosji i Białorusi.







za fb



Я-UA transmituje na żywo.

7 min 
оціально-економічні підсумки України за 2024 і перспективи на 2025 рік
1) всі цивільні видатки держбюджету Україна фінансує за рахунок іноземної фінансової допомоги — 41,6 млрд іноземних коштів надійшло у 2024 році; у 2025 році потреба у такому зовнішньому фінансуванні оцінено в 38,4 млрд. дол. США; військова допомога зовнішніх партнерів не перекриває потреб України, рф інвестує у війну в 2-3 рази більше коштів;
2) суттєве зниження активно зайнятого населення в економіці України разом з ВВП, який майже не відновився після падіння в 2022 році, обумовлюють пригнічений стан бюджетних видатків, до того ж власних коштів на утримання армії для ведення повномасштабних дій не хватає;
3) з кожним роком знижується частка грантових коштів і збільшується частка кредитних коштів допомоги, що в середньостроковому і довгостроковому періоді формує борговий зашморг для України; так, на кінець 2024 року це вже приблизно 92% ВВП (за 2023 р. – 84% ВВП), до війни цей показник складав 49%;
4) іноземна допомога покрила 73% додаткових потреб державного бюджету за 12 місяців 2024 року, основним джерелом покриття дефіциту стали облігації внутрішньої державної позики;
5) під час війни суттєво збільшився імпорт, що в подальшому формує ризики структурної примітивізації економіки України, платіжного балансу, валютно-фінансових криз тощо.
Гість:
Євген Редзюк, к.е.н, доцент
Приєднуйтесь у соцмережах:
społeczno-gospodarcze podsumowania Ukrainy na rok 2024 i perspektywy na rok 2025
1) wszystkie wydatki cywilne budżetu państwa Ukrainy są finansowane z zagranicznej pomocy finansowej - 41,6 mld zagranicznych środków przybyło w 2024 roku; w 2025 roku zapotrzebowanie na takie finansowanie zagraniczne szacuje się na 38,4 mld. дол. USA; pomoc wojskowa od zagranicznych partnerów nie pokrywa potrzeb Ukrainy, Rosja inwestuje w wojnę 2-3 razy więcej środków;
2) znaczący spadek aktywnie zatrudnionej ludności w gospodarce ukraińskiej, wraz z PKB, który ledwo się odzyskiwał od spadku w 2022 roku, wynika z stłumionych wydatków budżetowych, podczas gdy środki własne na utrzymanie wojska na operacje na pełną skalę nie wystarczą;
3) z roku na rok maleje część środków dotacji i wzrasta część środków pomocy kredytowej, co w średnio- i długoterminowym okresie stanowi dla Ukrainy patową stację zadłużenia; tak, na koniec 2024 r. to już około 92% PKB (na 2023 r). - 84 % PKB), przed wojną wskaźnik ten wyniósł 49 %;
4) pomoc zagraniczna pokryła 73% dodatkowych potrzeb budżetu państwa na 12 miesięcy 2024 roku, głównym źródłem pokrycia deficytu były krajowe obligacje kredytowe państwowe;
5) W czasie wojny znacząco wzrósł import, co jeszcze stwarza ryzyko prymityzacji strukturalnej ukraińskiej gospodarki, bilansu płatniczego, kryzysów walutowo-finansowych itp
Gość:
Eugeniusz Redziuk, c. е. n, asystent profesora
Dołącz do nas w mediach społecznościowych:













sobota, 30 listopada 2024

Koniec UE

 







Do dokumentu dotarł tygodnik "Spiegel". Zgodnie z założeniami, AfD proponuje zastąpienie Unii Europejskiej nową wspólnotą gospodarczą i interesową (niem. Wirtschafts - und Interessengemeinschaft - WIG). W programie wyborczym partia podkreśla, że "twarde zerwanie" z UE mogłoby przynieść skutki odwrotne do zamierzonych, dlatego przejście do nowego WIG musiałoby zostać wynegocjowane zarówno z dotychczasowymi państwami członkowskimi UE, jak i z nowymi potencjalnymi partnerami.


AfD domaga się również, aby Niemcy "opuściły system euro" i wprowadziły własną stabilną walutę. W przypadku konieczności, możliwe byłoby utrzymanie euro przez okres przejściowy. To również wiązałoby się z kosztami, które - zdaniem AfD - byłyby jednak niższe niż "stałe koszty pozostania w systemie euro".




To są wszystko logiczne posunięcia.


- Niemcy najbardziej skorzystały gospodarczo - finansowo na UE, przyszedł kryzys i nie ma sensu kontynuować "projekt UE", skoro są lepsze i właściwsze w ten czas rozwiązania

- po latach prosperity przychodzi kryzys, na co niemcy także są przygotowani: niemiecki rząd swoją "nieudolnością" przygotowuje grunt pod powrót faszystów (nacjonalistów niemieckich) do władzy - a Wagenknecht jest tu listkiem figowym, by ów powrót uczynić bardziej strawnym dla otoczenia

- euro już straciło swoją zaletę, można wrócić do waluty narodowej


Najważniejszy wniosek - niemcy dostosowują się do otoczenia politycznego i ekonomicznego - nie walczą z wiatrakami i nie szarżują ze swoją ideologią - to są wszystko rzeczy, które mają być użyteczne na danym etapie, podobnie było z religią chrześcijańską.

Jak było im to potrzebne, to udawali chrześcijan kilka wieków,  propagując słowiańskie zasady (PRAWO), jak stało się zbytnim obciążeniem, to wymyślili łagodniejszą wersję  w postaci protestantyzmu, a potem - kasacja klasztorów itd...


Kryzys MUSIAŁ w końcu przyjść, bo zawsze przychodzi i oni byli na to gotowi.


Teraz czas kryzysu wykorzystają na działania polityczne, do oficjalnego przywrócenia nacjonalistów do władzy i budowę "nowego" projektu politycznego.



Cykl koniunkturalny








wydarzenia.interia.pl/zagranica/news-niemiecka-partia-chce-konca-unii-maja-propozycje-nowej-wspol,nId,7866297



sklep.ekonomik.biz.pl/images/pliki/PP2019/Podstawy%20przedsiębiorczości%202.0%20-%20rozdział%209.pdf


poniedziałek, 30 września 2024

Pracownikom Poczty Polskiej nie opłacono ZUS-u.






przedruk




30.09.2024 07:37

Chaos w Poczcie Polskiej. Pracownikom spółki Skarbu Państwa nie opłacono ZUS-u. „Jesteśmy w szoku”

Na kontach ZUS pracowników Poczty Polskiej nie odprowadzono składek ubezpieczeniowych za lipiec. Sierpniowe są dużo niższe. Jak twierdzi, Piotr Saugut, przewodniczący NSZZ Listonoszy Poczty Polskiej, pracownicy spółki Skarbu Państwa są zszokowani sytuacją.


O sprawie pisze "Fakt". Gazeta podała, że za 2023 r. "spółka odnotowała 620 mln zł straty, a teraz szykuje się na zmiany mające poprawić jej działanie"

"Wszyscy jesteśmy w szoku. Pracuję na poczcie ponad 20 lat i nigdy taka sytuacja się nie zdarzyła"

– mówi Faktowi Piotr Saugut, przewodniczący NSZZ Listonoszy Poczty Polskiej. Jak twierdzi, "pracownicy, a nawet związki zawodowe nie są na bieżąco informowane".


Skąd wzięły się zaległości w składkach wytłumaczyło w odpowiedzi na pytania "Faktu" biuro prasowe Poczty Polskiej.


"W związku z przyjęciem w marcu Planu stabilizacji płynności finansowej na rok 2024 Zarząd Poczty Polskiej podjął decyzję o złożeniu w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych w sierpniu br. wniosku o rozłożenie na raty części składek ubezpieczeniowych za miesiąc lipiec i kilka kolejnych miesięcy br.”

– poinformowało biuro prasowe Poczty Polskiej.



"Wniosek jest rozpatrywany w zakładzie. Brakujące składki mają zostać opłacone, a przesunięcie tych przelewów ma nie wpływać na świadczenia wypłacane przez ZUS" - podał "Fakt"








Jeżeli ludzi o tym nie uprzedzono i zrobiono to wbrew ich wiedzy - to 
to już jest naprawdę niebezpieczne.


To jest niebezpieczne, że robią cos w ukryciu przed ludźmi, a potem stawiają ich przed ścianą.

Zresztą, czy inaczej było w latach 90tych?





Niszczą wszystko.

Tego nawet PiS się nie spodziewał, założę się.


Może być jeszcze gorzej niż rozpieprzona gospodarka, od tego tylko się zaczyna.












poniedziałek, 23 września 2024

DHL tylko 1 mln podatku




przedruk






Brzoska: zagraniczne firmy omijają podatki w Polsce




Zespół wGospodarce



Opublikowano: 22 września 2024, 18:55


InPost odprowadził do polskiego budżetu w 2023 roku 250 mln zł podatku. W tym czasie niemiecki DHL zapłacił w Polsce tylko niecały milion, za to głównie niemiecki budżet zasilił kwotą 1,6 mld euro! – ujawnił w mediach społecznościowych Rafał Brzoska, właściciel InPost

Grupa InPost - Rekordowy Podatek CIT za 2023 Rok w wysokości 250 mln zł. Jestem dumny, że jako InPost Group za rok 2023 wpłaciliśmy do polskiego budżetu podatek CIT w rekordowej wysokości. To kolejny rok, w którym nasza firma płaci większy podatek niż cała konkurencja razem wzięta i to 2,5 razy więcej! To rekordowa dysproporcja!!! – ujawnił w filmie i poście opublikowanym w mediach społecznościowych Rafał Brzoska, właściciel InPost.


W 2023 roku wszystkie firmy kurierskie działające w Polsce wpłaciły łącznie 97,9 mln zł CIT, co czyni nas, Inpost, liderem wśród płatników podatków w branży logistycznej. Podatek CIT zapłacony przez Inpost stanowi 4,7 proc. przychodów spółki - wskazał biznesmen.

A jak to wygląda u naszych konkurentów z branży? – Rafał Brzoska prezentuje odpowiednie dane (zapis oryginalny – red.):


• GLS - 2,55 proc.

• UPS – 0,9 proc.

• DPD – 0,8 proc. (PRZY PRZYCHODACH PRAWIE 4 MLD ZŁOTYCH ODPROWADZONO FIZYCZNIE OK. 33 MLN ZŁOTYCH PODATKU CIT)

• FedEx – 0,70 proc.

• Shenker – 0,17 proc.

• Ruch – 0,07 proc.

• DHL – 0,03 proc. 

DHL - PRZY PRZYCHODACH PRAWIE 2,6 MLD ZŁOTYCH ODPROWADZONO FIZYCZNIE OK. 1 MLN ZŁOTYCH PODATKU CIT - w tym samym czasie na poziomie grupy DHL odprowadził 1,6 MILIARDA EURO podatku - w zdecydowanej większości do niemieckiego budżetu!!!


Z tego zestawienia, które zresztą Rafał Brzoska publikuje już po raz trzeci (wcześniej nazywał ją tzw. listą wstydu) wynika, że polska firma zapłaciła polskiemu fiskusowi największy podatek dochodowy, w związku z czym budżet państwa zasiliła kwota dużo większa niż za sprawą podatków płaconych przez firmy z branży logistycznej zarejestrowane poza granicami Polski. I to kilkadziesiąt razy razy większa!

Oprac. Sek







Brzoska: zagraniczne firmy omijają podatki w Polsce - wGospodarce.pl








środa, 4 września 2024

Rabunek i zubożenie Rumunii




przedruk
trochę słabe tłumaczenie automatyczne




Dan Diaconu: Rabunek i zubożenie Rumunii czy niewyobrażalna cena dzisiejszego "godnego życia"




Ciągle słyszę i widzę obsceniczne ody do Zachodu w ogóle, a do Unii Europejskiej w szczególności. Szaleni propagandyści powtarzają tę samą mantrę dobrobytu, którą przyniosła nam bezosobowa Unia Europejska. A przy tym samym tempie przypomina nam się, jak bardzo byliśmy zacofani w czasach Ceauşescu i jak rozwinęliśmy się teraz. Tyle, że sprawy nie idą tak, jak mówią, a jeśli zaczniemy stosować "właściwą miarę", dojdziemy do kilku ciekawych wniosków.


PKB Rumunii w 1988 r. wynosił 53,6 mld. $. Ponieważ na początku 1989 roku Nea Nicu ogłosiła, że skończyła z długiem zagranicznym, możemy uznać, że nie mieliśmy żadnych kredytów. W tym samym roku cena złota wynosiła 287,45 USD za uncję (cena zamknięcia). Obecna cena złota wynosi około 2500 USD za uncję, czyli 8,7 razy więcej. Oznacza to, że PKB Rumunii w 1988 r. wyniósł 466,32 mld zł. $ w obecnych pieniądzach!

Według danych Banku Światowego PKB Rumunii w 2023 roku wyniósł 351 miliardów dolarów. Oznacza to, że teraz, po zbyt mądrym przystąpieniu do UE i NATO, jesteśmy o 25% poniżej PKB z 1988 roku! I nie ma w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę fakt, że w IX dekadzie mieliśmy do czynienia z programową destrukcją rumuńskiej gospodarki, a to, co zostało odbudowane, zostało zrobione jedynie jako "element zależny od zewnętrznego podmiotu", tak że nagłe decoupling byłby dla nas prawdziwą katastrofą. Innymi słowy, nie robimy źle, ale bardzo źle, zarządzając spadkiem wyników o 25% w ciągu 36 lat!! A teraz jesteśmy praktycznie bez szans, aby usiedzieć na nogach.

Zapewne ktoś, kto żył w epoce Ceauşescu, będzie miał obserwację: jak to się stało, że w tamtych czasach ludzie ledwo kupowali samochód z produkcji krajowej, a komfort rodzin był znacznie obniżony (np. na poziomie sprzętu AGD i tak dalej). W tym miejscu nasuwają się dwie obserwacje. Po pierwsze, jeśli dokonujemy porównania, to powinniśmy to robić na poziomie, do którego doszedł Zachód, z którym się porównujemy. Bez wątpienia człowiek Zachodu radził sobie lepiej, mając dostęp do bardziej zaawansowanych technologii niż my. Przykładem są samochody, które w Rumunii pozostały na poziomie z lat 70-tych. Potem nastąpił sprzęt AGD, który na Zachodzie zaczął eksplodować, podczas gdy w naszym kraju ograniczał się praktycznie do pralek i niektórych drobnych sprzętów gospodarstwa domowego, w porównaniu z obfitością na Zachodzie. Możemy jednak również dokonać porównania z tym, co mamy teraz. W tym celu musimy jednak przyjrzeć się strukturze zadłużenia zagranicznego.

W 1988 roku Rumunia miała otrzymać ponad 5 mld euro. $ z różnych pożyczek udzielonych krajom rozwijającym się. Oznacza to, że prawie zaciągnęliśmy pożyczki w wysokości około 10% PKB (sytuacja jest celowo niejasna, ponieważ większość długów została anulowana na łapówki przez władców porewolucyjnej Rumunii, ostatnim przypadkiem było anulowanie długu Iraku przez Băsescu).

Obecnie stopa zadłużenia Rumunii wynosi prawie 60% PKB. Wyobraźmy sobie, że Ceauşescu w 1988 roku włożyłby w kaprysy społeczeństwa tylko tyle, ile miał do otrzymania. Oznaczałoby to nie tylko rozwiązanie problemów żywnościowych (które i tak by nie istniały, gdyby Ceauşescu nie był sabotowany przez Securitate), ale także niewiarygodny dobrobyt Rumunów. Ci, którzy żyli w tamtym okresie, dobrze znają sytuację: ludzie mieli pieniądze, ale brakowało ich do jedzenia. W związku z tym, poprzez przekierowanie produkcji na rynek krajowy i rozpoczęcie przywozu, sytuacja zostałaby niezwykle łatwo zrównoważona. 

Było jednak kilka elementów, które uniemożliwiały powrót:
- zdrada Securitate, 
- niekompetencja aparatu partyjnego, 
- stagnacja reżimu i wreszcie 
- Ceauşescu w złym stanie zdrowia, niezdolny do zaoferowania realnego rozwiązania w sprawie sukcesji


Nieustępliwość Ceauşescu w kwestii rozwiązania "zawsze później" z Nicușoru – rozwiązania odrzuconego przez przytłaczającą większość populacji, mimo że zostało ono uruchomione w Sibiu, gdzie wykazywał szczególną troskę o rzeczywiste problemy – sprawiła, że cały świat zrozumiał, że najpierw musi poczekać, aż Ceauşescu zniknie, a potem zobaczyć, co robić. Dlatego plan zdrady z zamachem stanu, w wyniku którego do władzy doszedł Ion Iliescu, został zaakceptowany przez wszystkich decydentów, których zdradę niezwykle łatwo było kupić.

To, co musimy zrozumieć, to to, że w gruncie rzeczy naprawdę jesteśmy w środku. Nie mamy już niezależnego przemysłu, ponieważ przytłaczająca większość "zakładów" inwestycyjnych w Rumunii znajduje się poza granicami kraju, więc przerwa bez wcześniejszego planu okazałaby się katastrofalna. Pewnie powiesz, że nie ma szans na rozstanie, bo tego nie chcemy. Z naszej strony tak, ale z ich strony? To jest pytanie, którego nikt nie zadaje.

Patrząc na poziom kontynentu, widzimy, że gospodarka europejska stała się gospodarką marginalną. Niemiecka machina gospodarcza leży w gruzach, a Francja jest w rozsypce. Dwaj liderzy europejskiej gospodarki znajdują się w absolutnej, ale nierozpoznanej katastrofie – w tym sensie, że wciąż trzymają podkulone ogony. 
Aby zrozumieć sytuację, przytoczę ranking PKB w stosunku do siły nabywczej 

w 1990 roku: USA, Japonia, Niemcy, Włochy, Francja, Chiny, Brazylia, Wielka Brytania, Indie. 
w 2023 roku: Chiny, USA, Indie, Japonia, Rosja, Niemcy, Indonezja, Brazylia, Francja, Wielka Brytania. 

PKB krajów BRICS (tylko państw założycielskich, a nie ich zwolenników) jest wyższy niż PKB G-7. Europa znajduje się gdzieś na samym dole rankingu, żyjąc jedynie dzięki inercji i nie jest w stanie się podnieść bez fundamentalnej restrukturyzacji całej swojej struktury polityczno-gospodarczej.

Wracając do nas, to jest właśnie główny problem, czy też "wielka bańka", jak mówią dzieci: jesteśmy w przegranym sojuszu, ale bez absolutnie żadnych podstaw i pogrążeni w długach. Co więcej, nasi amerykańscy partnerzy wciągają nas w desperację, starając się ukraść tyle, ile jeszcze zostało do kradzieży teraz, w ostatniej chwili. I, w ramach podziękowania, mamy też topór wojenny nad naszymi głowami, po który wysłali Prostănaca na misję.

Co się z nami stanie? Trudno to sobie wyobrazić, ale na poziomie politycznym i w ramach władzy głębokiej powinny być plany na wypadek szkód. Czy są takie plany? Poza oddaniem Rumunii globalistom Schwaba, nie ma innego planu. To jest rzeczywistość, której nikt ci nie mówi!

Biorąc pod uwagę fundamenty, jakimi dysponujemy, ale także ponure perspektywy, myślę, że dla wszystkich jest jasne, że za ten niewyobrażalny rabunek odpowiedzialna jest cała klasa polityczna po 1989 roku. 

W przeszłości dokonałem kalkulacji, z której wynikało, że to, co zapłaciliśmy Imperium Osmańskiemu razem z tym, co daliśmy Rosjanom w okresie, kiedy byliśmy pod okupacją, jest niczym w porównaniu z tym, ile tylko USA okradły nas w tak zwanych transakcjach zbrojeniowych, a MFW z pomocą, o którą prosił Băsescu na polecenie swoich zachodnich panów.

Jeśli zbilansujemy wszystkie kradzieże dokonywane programowo, "z prawem w ręku", otrzymamy jakieś zawrotne wartości. Nawet kara śmierci stosowana wobec wszystkich czynników politycznych od czasów rewolucji aż do chwili obecnej nie miałaby żadnego znaczenia w kwestii wypłaty odszkodowań.

Nie wiem, jak wyjdziemy ze ślepego zaułka, w który się wpakowaliśmy, ale wiem na pewno, że nigdy w historii nie byliśmy tak źli. A jeśli wydaje ci się, że żyjesz przyzwoicie, pomyśl, że ta przyzwoitość, o której teraz mówisz, zostanie przeklęta przez całe pokolenia, które, nawet jeśli są obecnie nienarodzone, są skazywane na niewolnictwo, aby "zrekompensować" niewyobrażalny rabunek dokonany na naszych głupich oczach.