Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lgtb. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lgtb. Pokaż wszystkie posty

sobota, 23 listopada 2024

Walczymy z całym medialnym ekosystemem



"...wiele czynników skłaniających młodych ludzi do przestępczości, w tym upiększanie za pośrednictwem filmów i mediów społecznościowych, a także pragnienie uznania i dominacji.

"Mamy długą historię gangów i tego, jak wpłynęły one na naszą młodzież" – powiedział Dutt. "Na początku lat 90., po filmie Khalnayak, co trzecia osoba zaczęła obnosić się z długimi włosami i nastąpił wzrost lokalnych przestępstw. Filmy były jednym z czynników skłaniających młodzież do przestępczości.

"Teraz, w tym zaawansowanym technologicznie społeczeństwie, wszystkie przejawy dominacji i pseudo-machismo są bez wysiłku dokonywane za pośrednictwem mediów społecznościowych" – powiedział Dutt.

"Łatwo można znaleźć młodych chłopców, a nawet dziewczyny, które chwalą się bronią produkcji krajowej, biją ludzi itp. Kolejnym czynnikiem jest głód uwagi. A poza tym młodzież jest dziś pod wpływem prawdziwych gangsterów. Gloryfikacja tych gangsterów prowadzi do tego, że ludzi przyciąga przestępczość".



Media otaczają młodzież schematami postępowania, wpływają na percepcję i zasów informacyjny młodych ludzi.

Po 30 latach stosowania metody nawyków, czyli subtelnego prania mózgu, "redaktorzy" dzisiaj zawoalowanie szydzą z nas, kiedy młodzież już "sama spontanicznie" bierze udział w paradach tęczowych flag.

Dziś jedynym rozwiązaniem jest dobrze wychować dzieci i młodzież, w duchu zasad i w patriotyźmie - i czekać na efekt kolejne 10-20 lat.
Dzieci da się opanować, gorzej z młodzieżą, która z definicji walczy o swoją odrębność i nie chce słuchać rodziców, buntuje się i zaprzecza im.
Młodzież walczy o siebie i nie słucha rodziców, a potem otwiera internet czy inną gazetę wyborczą - i temu już oporu nie stawia, tylko przyjmuje za dobrą monetę.

Nie możemy walczyć z młodzieżą. 



Jedynym rozwiązaniem jest zgoda na to, że wolność owszem, ale w mediach nie może być wszystko.



Jeżeli w mediach będzie eksponowana przestępczość, niedojrzałość emocjonalna, pustka intelektualna czy promocja lgtb - to samo pojawi się na ulicach.
Jeżeli w mediach będzie eksponowana poprawność, troska o państwo, prawdziwy szacunek dla każdego człowieka - to samo pojawi się na ulicach.



Musimy przejąć media, zabronić sabotażystom funcjonowania na naszym rynku medialnym, media nasycić właściwymi treściami i postawami, a wtedy wszystko z czasem dobrze się ułoży.










przedruk
tłumaczenie automatyczne



Dlaczego indyjski mafijny don jest tak popularny wśród młodych ludzi




Gang Bishnoi, nowa międzystanowa mafia w Indiach, jest dowodzona przez człowieka w więzieniu, który rekrutuje za pośrednictwem mediów społecznościowych, kontroluje 700 strzelców w całym kraju i zlecił zamachy w Ameryce Północnej

W listopadzie 2024 r. policja w Bahraich, dystrykcie położonym na granicy indyjsko-nepalskiej w stanie Uttar Pradesh (UP), aresztowała trzy osoby i zatrzymała ponad pół tuzina młodych ludzi w związku z głośnym morderstwem polityka z Bombaju Baby Siddiqui.

Ofiara, trzykrotny ustawodawca stanowy i były minister, była związana z bollywoodzkim aktorem Salmanem Khanem.

Osławiony gang Lawrence'a Bishnoi przyznał się do morderstwa w mediach społecznościowych. Post rzekomo autorstwa współpracownika gangu brzmiał: "Nie mamy żadnej wrogości do nikogo poza tym, kto pomaga Salmanowi Khanowi... Utrzymuj porządek na swoich kontach".

Podejrzani o zabójstwo to młodzi mężczyźni ze środowisk defaworyzowanych ekonomicznie, którzy podobno byli zatrudnieni w sklepie ze złomem w finansowej stolicy Indii, Bombaju. Specjalna grupa zadaniowa policji odkryła, że gang Bishnoi skrupulatnie wybrał ich na podstawie ich aktywności w mediach społecznościowych.


Gangster Lawrence Bishnoi jest eskortowany przez personel policyjny przed przewiezieniem do sądu w Panchkula, 13 listopada 2019 r. w Panchkula w Indiach. © Sant Arora/Hindustan Times via Getty Images

Chociaż kultura gangsterska w Indiach ma długą historię, przez co najmniej dekadę utrzymywała się w niej zastój w przemocy, aż do 2022 roku, kiedy to zamordowany został pendżabski piosenkarz Siddhu Moosewala. Do odpowiedzialności przyznał się gang Bishnoi. Od tego czasu Balkaran Brar, który jest lepiej znany jako Lawrence Bishnoi i obecnie przebywa w więzieniu, zyskał rozgłos.

Podobno przybrał imię "Lawrence" w latach szkolnych, podążając za zaleceniem swojej ciotki, która uważała, że imię brzmi lepiej, ponieważ urodził się z jasną karnacją. Został zarówno przyjęty, jak i oczerniony w popularnym dyskursie.

Jedni uważają go za współczesnego rewolucjonistę, inni za pospolitego przestępcę. Niektórzy podziwiają go za to, że groził bollywoodzkiemu aktorowi Salmanowi Khanowi, twierdząc, że jest człowiekiem z zasadami; Wielu uważa go za współczesnego rewolucjonistę, takiego jak Bhagat Singh, wierząc, że walczy on z separatystami z Chalistanu, którzy chcą dla Sikhów oddzielnej ojczyzny w Azji Południowej, ale są bardziej aktywni za granicą niż w Indiach.

Przed Lawrence'em jedynymi wielkimi mafiami w północnych Indiach byli ludzie tacy jak nieżyjący już Atiq Ahmad i Mukhtar Ansari, którzy później zajęli się polityką. Ahmad został zastrzelony z bliskiej odległości w areszcie policyjnym przez młodocianych przestępców, gdy był eskortowany na badania lekarskie w mieście Prayagraj w północnych Indiach w 2023 roku.


Ludzie uczestniczą w marszu ze świecami na znak hołdu dla lidera Kongresu Siddhu Moosewala w Jantar Mantar 31 maja 2022 r. w New Delhi w Indiach. Sidhu Moose Wala, popularny muzyk z Pendżabu, zginął w wyniku strzelaniny w regionie Mansa w prowincji Pendżab. © Sanchit Khanna/Hindustan Times via Getty Images

Były szef policji UP Vikram Singh uważa, że wiele się zmieniło w rekrutacji przestępców od czasu, gdy internet stał się tańszy.


"Wcześniej, z tego, co słyszałem podczas przesłuchań, niedoszli przestępcy zwracali się do mafii ze względu na swoje wpływy" – powiedział Singh w rozmowie z RT.

"Najpierw stali się częścią mafijnej kawalkady, a potem jej ochroniarzami. Podczas tego okresu przejściowego nowicjusze byli testowani poprzez przypisywanie im mniejszych przestępstw, takich jak wykonywanie telefonów z żądaniem okupu, wysyłanie gróźb, napaści, porwania itp. Większe zadania, takie jak egzekucja i wojna gangów, były przydzielane tylko tym, którzy byli blisko, po udowodnieniu swojej odwagi i zdobyciu zaufania mafii.

"Jest wiele przykładów, takich jak nieżyjący już Sanjeev Maheswari alias Sanjeev Jeeva, który był kiedyś najbliższym współpracownikiem Mukhtara Ansariego" – powiedział Singh. "Piął się po szczeblach kariery, aż stał się jednym z najbardziej znanych przestępców z zawodu kierowcy".

Były szef policji dodał, że gangi i ich członkowie uważnie obserwują teraz media społecznościowe.
 


"Obecnie istnieje tendencja do wybierania ludzi, którzy mają przestępczy sposób myślenia, chcą dominować w swoich regionach, a co najważniejsze, te gangi chcą zobaczyć, jak daleko dana osoba może się posunąć" – powiedział. – Weźmy na przykład handlarzy złomem, którzy zabili Babę Siddiqui. Opublikowali kilka rolek i zdjęć w mediach społecznościowych, w których przechwalali się, że chcą być przestępcami, obnosić się z bronią itp.


We wrześniu 2023 r., niecały dzień po tym, jak główna indyjska agencja śledcza umieściła separatystę Sukhdoola Singha na liście najbardziej poszukiwanych, zginął on w strzelaninie w Winnipeg w Kanadzie. Gang Bishnoia przyznał się do odpowiedzialności, nazywając swój cel "narkomanem", który został "ukarany za swoje grzechy".

Raport Washington Post twierdził, że doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Ajit Doval odbył tajne spotkanie ze swoim kanadyjskim odpowiednikiem w Singapurze, gdzie omówiono rzekomy udział Bishnoi w zabójstwie terrorysty z Chalistanu Hardeepa Singha Nijjara w Kanadzie.

Nijjar został zastrzelony 18 czerwca 2023 r. w Surrey w Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie. Był powiązany z Gurpatwantem Singhem Pannunem, przywódcą zdelegalizowanej grupy separatystycznej Sikhs for Justice. New Delhi stanowczo zaprzeczyło oskarżeniom o udział w zamachach, twierdząc, że Kanada nie dostarczyła istotnych dowodów na swoje oskarżenia.




Gangster Lawrence Bishnoi wśród silnej ochrony policyjnej podczas wychodzenia z kompleksu sądowego Amritsar 31 października 2022 r. w Amritsar w Indiach © Sameer Sehgal/Hindustan Times via Getty Images


Lawrence Bishnoi urodził się w 1993 roku i jest członkiem społeczności Bishnoi w Radżastanie, która szanuje przyrodę i zwierzęta. Ma długotrwały spór z gwiazdą filmową Salmanem Khanem sięgający 1998 roku, kiedy Khan został oskarżony o zabicie dwóch czarnych kozłów (gatunek zagrożony wyginięciem) podczas nielegalnego polowania w Radżastanie podczas kręcenia filmu. Ta wrogość pojawiła się ponownie w kwietniu 2024 r., kiedy dwóch członków gangu zostało aresztowanych za strzelanie do rezydencji Khana w Bombaju.


Emerytowany szef największej indyjskiej policji spotkał się z Bishnoiem w więzieniu i opisał go jako "buntownika z natury". Zamiast starać się zreformować, Bishnoi stworzył potężną sieć gangsterów, w tym setki strzelców w całym kraju, z pomocą swojego mentora, Rocky'ego Fuzilki, innej znaczącej postaci przestępczej.
 

Ten były oficer policji (który chciał pozostać anonimowy) uważał, że Bishnoi po cichu otrzymywał polityczny patronat i że jest to jeden z głównych powodów wzrostu sieci Bishnoi i jego sławy, zarówno w kraju, jak i za granicą. Podkreślił potrzebę przeprowadzenia śledztwa w sprawie władz więzienia, w którym przetrzymywany jest Bishnoi, aby ustalić, w jaki sposób z dnia na dzień powiększa on sieć.


Indyjska Narodowa Agencja Śledcza (NIA) scharakteryzowała Bishnoi jako przywódcę liczącej 700 członków organizacji przestępczej, której rekruci są podobno zwabieni za pośrednictwem mediów społecznościowych. Zeznanie współoskarżonego dla NIA ujawniło, że gang wykorzystuje platformy do prezentowania działalności przestępczej, przyciągając potencjalnych członków, którzy kontaktują się z nimi, aby dołączyć.

"Gang rekrutuje nowych członków za pośrednictwem mediów społecznościowych. Gang publikował informacje o działalności przestępczej/terrorystycznej w mediach społecznościowych, a po obejrzeniu tego typu postów nowe osoby kontaktowały się z gangiem, aby do niego dołączyć. Następnie gang przeanalizował wnioski otrzymane za pośrednictwem mediów społecznościowych i sporządził ich krótką listę zgodnie z naszymi wymaganiami" – powiedział współoskarżony.

W odpowiedzi na rosnący wpływ kultury gangsterskiej wśród młodych ludzi, policja UP podjęła działania mające na celu monitorowanie wpisów w mediach społecznościowych związanych z działalnością przestępczą.



Dr Krishna Dutt, emerytowany psycholog kliniczny z Uniwersytetu Medycznego Króla Jerzego w stolicy UP, Lucknow, zwrócił uwagę na wiele czynników skłaniających młodych ludzi do przestępczości, w tym upiększanie za pośrednictwem filmów i mediów społecznościowych, a także pragnienie uznania i dominacji.

"Mamy długą historię gangów i tego, jak wpłynęły one na naszą młodzież" – powiedział Dutt. "Na początku lat 90., po filmie Khalnayak, co trzecia osoba zaczęła obnosić się z długimi włosami i nastąpił wzrost lokalnych przestępstw. Filmy były jednym z czynników skłaniających młodzież do przestępczości.

"Teraz, w tym zaawansowanym technologicznie społeczeństwie, wszystkie przejawy dominacji i pseudo-machismo są bez wysiłku dokonywane za pośrednictwem mediów społecznościowych" – powiedział Dutt. "Łatwo można znaleźć młodych chłopców, a nawet dziewczyny, które chwalą się bronią produkcji krajowej, biją ludzi itp. Kolejnym czynnikiem jest głód uwagi. A poza tym młodzież jest dziś pod wpływem prawdziwych gangsterów. Gloryfikacja tych gangsterów prowadzi do tego, że ludzi przyciąga przestępczość".





Ankit Sirsa i Sachin Bhiwani, oskarżeni w sprawie morderstwa pendżabskiego piosenkarza Sidhu Moose Wala, po tym, jak zostali aresztowani przez specjalną komórkę policji w Delhi, w PHQ 4 lipca 2022 r. w New Delhi w Indiach. Dwaj poszukiwani przestępcy należą do sojuszu gangów Lawrence'a Bishnoi i Goldy'ego Brara. © Sonu Mehta/Hindustan Times via Getty Images



Tendencja ta budzi niepokój, a ponieważ reakcje rozprzestrzeniły się na cały kraj, policja w Pune w stanie Maharasztra (w zachodnich Indiach) zintensyfikowała monitorowanie kont w mediach społecznościowych po incydentach związanych z groźbami związanymi z gangiem Bishnoi.

Zastępca inspektora generalnego Vipin Mishra zasugerował surowe przepisy dotyczące mediów społecznościowych, argumentując, że rząd powinien rozważyć wprowadzenie zakazu dla dzieci poniżej 12 roku życia, aby walczyć z rozprzestrzenianiem się zachowań przestępczych wśród młodzieży.

"Skrzyżowanie mediów społecznościowych i przestępczości zorganizowanej stanowi bezprecedensowe wyzwanie dla Indii" – powiedział Dutt.

"Kiedy trudna ekonomicznie młodzież widzi, jak przestępca zdobywa rzesze zwolenników zza krat i organizuje międzynarodowe operacje za pośrednictwem mediów społecznościowych, tworzy to niebezpieczny model aspiracyjny. 

Nie walczymy już tylko z przestępczością – walczymy z całym cyfrowym ekosystemem, który przekształca lokalnych przestępców w sławne postacie, sprawiając, że tradycyjne metody egzekwowania prawa stają się coraz bardziej przestarzałe".







Autor: Saurabh Sharma, niezależny dziennikarz z Indii.








Dlaczego indyjski mafijny don jest tak popularny wśród młodych ludzi

azerbaycan24.com/en/why-india-s-mafia-don-is-so-popular-among-young-people/





poniedziałek, 18 listopada 2024

lgtb - także kwestia mediów












przedruk




Homoseksualizm? To się leczy! Nie stygmatyzacja, ale historia nadziei i wyzwolenia



Katolicki ksiądz pogrążony w homoseksualnej pornografii. Studentka, która porzuciła wiarę i popadła w dewiacyjny związek. Mroczna przeszłość wspólna jest dla „Ojca Boba” i dr Amy Hamilton. Ale łączy ich również teraźniejszość: dla tej kobiety to macierzyństwo i szczęśliwy związek małżeński, a dla kapłana – wierność zasadom celibatu. To zaledwie dwie spośród setek historii osób, które porzuciły homoseksualizm. Wszystkie uczą jednego: narracja o „nieheteroseksualności” jako niezmiennej podstawie osobowej „tożsamości”, jest para-naukową propagandą. Niestety, zarówno kolejne społeczeństwa, jak i Kościół ulegają tej wizji w coraz większym stopniu.



Politycy robią dziś co mogą, by osób pozbywających się niechcianych tendencji homoseksualnych było jak najmniej. Wśród państw zakazujących dziś wszelkich form terapii zakładających zmianę niechcianego pociągu do osób tej samej płci, są już Malta i Niemcy. Przez lata podobne obostrzenia obowiązywały również w Brazylii, a wciąż pozostają w mocy m.in. w części Hiszpanii.


Podobne ograniczenia to zabezpieczanie dewiacyjnego credo lobby LGBT. Jego sednem jest przekonanie, że tak zwana orientacja seksualna nie tylko nie podlega zmianom, ale również krytycznej ocenie. Erotyczne skłonności mają budować „tożsamość” człowieka i z konieczności określać jego wybory i styl życia.

Terapia osób zmagających się z niechcianymi skłonnościami do osób tej samej płci to śmiertelny cios dla podobnej narracji. Wątpliwości pod adresem tęczowej propagandy dostarcza również coraz więcej badań naukowych. Dziś nie brak prac udowadniających, że tego rodzaju pożądanie może się pojawiać i wygasać. Jednym słowem – nie jest niczym niezmiennym i zero-jedynkowym, ale raczej daje się opisać jako „płynne kontinuum”. Takie wnioski potwierdzono m.in. w wielkoskalowym badaniu dr. Roberta Epsteina, Paula McKinneya, Shannon Fox i Carlosa Garcii, opublikowanym w 2012 roku na łamach periodyku „Journal of Homosexuality”…

W świetle podobnych publikacji trudno ufać w szczerość sprzeciwu środowisk LGBT wobec „terapii konwersyjnych”. Skoro homoerotyczne pragnienia fluktuują, to ci którzy chcą żyć zgodnie z zasadami wiary i prawem natury, mogą przecież poznawać powody takich zmian i zmierzać ku uzdrowieniu dręczących ich skłonności.

Podobna praktyka budzi jednak ostry sprzeciw i krytykę. Zewsząd dobiegają głosy aktywistów tęczowego środowiska i poddanego presji ich lobby świata psychologii. Wspólnie domagają się odrzucenia wszelkich form terapii homoseksualizmu. To chyba jednak nie metody budzą sprzeciw – ale cel. Aktywiści LGBT nie chcą przyjąć do wiadomości, że z homoerotyzmem można się nie utożsamiać i da się go przezwyciężyć. Być może rzecz w tym, że taki styl życia budzi niepokój i konflikt wewnętrzny u szerokiej rzeszy tych, którzy w nim trwają. Nie wolno więc dopuścić, by ci biedni ludzie dowiedzieli się, że nadzieja na zmianę istnieje. Oznaczałoby to przecież wyślizgnięcie się z rąk agitatorów…

Ich interes miałoby zabezpieczyć związanie rąk również i polskim terapeutom. ONZ już kilka razy naciskał na Polskę, by zakazała leczenia homoseksualnych skłonności. O podobnym projekcie lewicowi politycy myśleli już nie raz. Ku przestrodze warto zatem przypomnieć, że wbrew politycznej propagandzie, homoerotyczne skłonności to dla wielu osób bolesna przeszłość, którą udało się im porzucić.

Wśród dowodów na to stoją nie tylko indywidualne historie, ale i praktyka terapeutyczna – zdaniem specjalistów, w dużej mierze skuteczna. Jednym z psychologów, od lat pomagającym osobom o niechcianych skłonnościach homoseksualnych, jest dr Joseph Nicolosi Junior. To twórca metody Terapii Reintegratywnej i zarazem syn oraz spadkobierca szczególnie popularnego badacza i terapeuty homoseksualizmu – Josepha Nicolosiego Seniora. Redakcja PCh24.pl poprosiła uczonego o odpowiedź na kilka pytań dotyczących szansy na zmianę nieuporządkowanych skłonności seksualnych. Zapytaliśmy również, jakie motywacje stoją, zdaniem tego naukowca, za próbą zakazania wysiłków zmierzających w tym kierunku. Oto zapis tej rozmowy:



Jako jeden z praktyków tzw. terapii reparatywnej od wielu lat pomaga Pan przezwyciężyć klientom ich niechciane pragnienia homoseksualne. Obecnie ten rodzaj aktywności terapeutycznej jest obiektem ostrej krytyki. Zaangażowanych psychologów oskarża się nawet o wyrządzanie pacjentom krzywdy. Jak Pan uważa, dlaczego naukowy establishment nie chce przyjąć do wiadomości faktu, że pociąg do osób tej samej płci można zmienić, a jego źródła odnaleźć w traumach z dzieciństwa? Jakie motywacje stoją za próbami zakazania terapii reparatywnej w niektórych krajach i narzucenia homoseksulanej „ortodoksji” naukowcom, podczas gdy przecież wolność badania naukowego jest jego kluczowym elementem?

JN: Nasi krytycy często nie podążają za nauką – być może ulegają życzeniom potężnego lobby LGBT. Proszę zwrócić uwagę na tę niespójność nauki: aktywiści polityczni stojący się w piórka obiektywnych naukowców, wspierają terapię dla każdego, kto chce w jej ramach rozwijać homo-, bi- czy transseksualną tożsamość. W gruncie rzeczy ktoś, kto podąża za transseksualizmem, jest czasem chwalony i zachęcany, by przyjmował środki hormonalne i poddał się operacji chirurgicznej. Ale jeśli inny klient – który zmaga się z niechcianym pociągiem do osób tej samej płci – decyduje się odkrywać swój heteroseksualny potencjał, ci sami aktywiści uważają, że takie poszukiwania w ramach terapii są nie do zaakceptowania. Proszę zwrócić uwagę na absurd takiego podejścia.

Terapia Reintegratywna, którą rozwinąłem, zaczyna nabierać światowego zasięgu. Wcześniej dzisiejszego dnia spotkałem się z terapeutami z wielu krajów, którzy wszyscy ćwiczą się w metodzie Terapii Reintegratywnej. Stowarzyszenie Terapii Reintegratywnej z radością zapewnia doskonałej jakości edukację dla profesjonalnych terapeutów na całym świecie. Proponujemy opartą na dowodach naukowych terapię, której skuteczność w obniżaniu psychologicznego cierpienia, wspieraniu umysłowego dobrostanu przy jednoczesnym wygaszaniu niechcianych uczuć seksualnych, potwierdzono w wielkoskalowych, niezależnych, zweryfikowanych (…) badaniach, np. Pela, C., & Sutton, P. M. (2021). Sexual attraction fluidity and well-being in men: A therapeutic outcome study. Journal of Human Sexuality, 12, 61-86).



Popularnym jest sądzić, że w przeciągu ostatnich dekad polityczny ruch LGBT+ zdominował debatę akademicką na temat seksualności, prowadząc do ideologicznej marginalizacji, a nawet agresji wobec uczonych nie zgadzających się ulec programowi emancypacji tzw. gejów czy transseksualistów. Czy Pańskim zdaniem rzeczywiście istnieje tego rodzaju presja? Doświadczył Pan jej konsekwencji?

Tak, zdarza się okazjonalna agresja, z którą muszą się liczyć uczeni i terapeuci spoza tak zwanego głównego nurtu. Na przykład wcześniej dzisiejszego dnia otrzymałem od anonimowego aktywisty „maile nienawiści”, życzące mi śmierci. Ale wzruszam ramionami i z radością dalej wykonuję moją pracę. Uwielbiam robić badania i pracę kliniczną i nigdy nie zmieniłbym tego, czym się zajmuję!

Jakie można wyróżnić źródła pragnień homoseksualnych? Czy to uzasadnione, by sądzić, że pociąg do osób tej samej płci jest konieczną częścią osobistej tożsamości i nie można mu się sprzeciwiać ani go ograniczać?

Wyjaśnię, co mówią mi w tej sprawie moi klienci.

Wielu z nich wspomina głęboką, niezaspokojoną tęsknotę w dzieciństwie za męską uwagą, miłością i docenieniem, które w czasie dojrzewania nabierają erotycznego wymiaru. Jedna trzecia z moich męskich klientów wspomina, że w młodości została wykorzystana seksualnie przez innych mężczyzn, co spowodowało konflikt, niepewność i niechciane pożądanie seksualne, którego chcą się pozbyć jako dorośli. Wierzymy, że tacy ludzie powinni mieć prawo do stawiania sobie celów terapeutycznych i życiowych na własną rękę, zgodnie z ich systemem wartości.

Rozumiemy, że orientacja seksualna może się zmieniać u wielu osób. Dowodzi tego więcej badań naukowych.

Mając za sobą lata doświadczenia w pomaganiu ludziom z niechcianymi pragnieniami homoseksualnymi, widział Pan, jak wiele osób zmienia swoje życie i z pomocą Pańskiej metody odzyskuje wewnętrzny spokój. Co, Pańskim zdaniem, jest najważniejszą zmianą, do jakiej dochodzi w psychice osoby, która przezwycięży niechciane pragnienia homoseksualne?

Potężna zmiana w psychice ma miejsce, kiedy osoba zdobywa wyzwalającą prawdę, że może stawać się tym, kim pragnie być. Tak jest w wypadku każdego, niezależnie od pociągu seksualnego czy celu terapeutycznego. Nie jesteśmy bezbronnymi ofiarami niechcianych pragnień naszych starych, traumatycznych wspomnień. To wyzwalająca wiadomość.

*****

Nie tylko działalność doktora Nicolosiego stanowi wyłom w mainstreamowej narracji o niezmienności homoseksualizmu. W dekadach szczególnie nasilonej propagandy lobby LGBT, w obronie zdrowego rozsądku i prawa natury stanął jego ojciec – doktor Joseph Nicolosi senior. To właśnie on opracował słynny model „terapii reparatywnej” i w swoim gabinecie, nazwanym imieniem świętego Tomasza z Akwinu, służył profesjonalną pomocą setkom pacjentów. Część z nich przeszła zupełną przemianę i odzyskała heteroseksualność dzięki uzdrowieniu ran z młodości. Inni nauczyli się panować nad swoimi skłonnościami i nawiązywać z innymi mężczyznami zdrowe, nieerotyczne relacje.

Zmarły w 2017 roku uczony powtarzał, że już sama konstrukcja ludzkiego ciała nie wskazuje na to, by zostało one zaprojektowane dla aktywności homoseksualnej. Jak dodawał, nie bez powodu taki styl życia wiąże się statystycznie częściej z ryzykiem zdrowotnym i problemami psychicznymi. Nie odpowiada ludzkiej naturze i zaburza rozwój psychoseksualny, twierdził.

W atmosferze „gejowskiej” propagandy – prowadzonej od lat 60. wśród środowiska psychologicznego – dr Nicolosi zamiast płynąć z nurtem, poświęcił się próbom zrozumienia genezy homoerotycznych pragnień. Na podstawie badań i olbrzymiego doświadczenia klinicznego doszedł do przekonania, że są one swego rodzaju odpowiedzią na traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa…

Podobną optykę uzasadniają liczne historie klientów, jakim metoda „terapii reparatywnej” pomogła pożegnać nieuporządkowane przywiązanie. Przyjrzymy się przypadkowi zgoła nietuzinkowemu – katolickiego kapłana, który zjawił się w klinice Św. Tomasza z Akwinu, w wieku 40 lat – po tym, jak zanurzył się w homoseksualnej pornografii. Fakt ten słusznie dręczył jego sumienie…

Jak wspominał „ksiądz Bob” – jego historia życia to „żywy dowód” na skuteczność i zasadność obserwacji dr. Nicolosiego seniora. Źródła nawracających homoerotycznych skłonności duchowny odnalazł w braku więzi z ojcem w czasach dzieciństwa. Pozostawał on wycofanym i niedostępnym rodzicem. Nie nawiązywał z synem nigdy żadnego bliższego kontaktu.

Zdrowy rozwój księdza Boba dodatkowo utrudniły relacje z męską grupą rówieśniczą. Wyglądały one jak najgorzej. Jako chłopiec późniejszy kapłan był bity przez grupę prześladowców, przed którymi nie potrafił się obronić. Jak opisywał, z czasem zaczął się poddawać ich przemocy, przekonany o tym, że walka nie ma sensu… I wpędza go tylko w większe tarapaty.

To dwa elementy doświadczenia katolickiego kapłana, które dr Nicolosi uznawał za szczególnie istotne w rozwoju pragnień homoseksualnych. Takie doświadczenia sugerują, że młody człowiek nie spełnia standardów obowiązujących jego płeć. Męskość – wyrażana przez niedostępnego ojca i agresywnych, silniejszych rówieśników – zaczyna zdawać się mu czymś nieosiągalnym. Podobne przekonanie wywołuje w człowieku głęboki wstyd i poczucie niższości. Jak wspominał duchowny, to właśnie takie wrażenie towarzyszyło mu zanim podjął terapię, gdy widział silniejszego lub bardziej kompetentnego mężczyznę. Uderzało go potworne poczucie własnej niewystarczalności…

Dr Nicolosi pojmował homoseksualizm jako nieszczęsną odpowiedź na to doświadczenie. Wpisanie elementu erotycznego w cierpienie i poczucie własnej nieadekwatności nadaje mu bardziej znośnego charakteru. Z drugiej strony to rozpaczliwa próba ominięcia poczucia dystansu, jaki dzieli skrzywdzoną osobę od ideału męskości lub kobiecości. Sednem homoseksualnych skłonności jest w tej optyce przekonanie, że skoro samemu nie można przejść próby męskości, to upragnione uznanie i uwagę innych mężczyzn można zdobyć przez przyjęcie roli obiektu seksualnych pragnień…

Metodę terapii reparatywnej Joseph Nicolosi senior oparł więc na pracy ze wstydem, stojącym jego zdaniem u podstaw homoerotyzmu. Według terapeuty, nawet u aktywnych homoseksualistów nieuporządkowane pragnienia rzadko są obecne, gdy czują się oni wartościowi, cenieni i bliscy normom, jakie powinni spełniać ze względu na swoją płeć. To konfrontacja z wydarzeniem podkopującym takie przekonanie wprowadza w stan cierpienia, na który homoseksualne dążenia stanowią nietrafioną odpowiedź, sądził uczony.

Odkrycie schematu tej reakcji i pozbycie się nieuzasadnionego poczucia niższości to – wedle starszego dr. Nicolosiego – klucz do uzdrowienia. Homoseksualne pragnienia miały ulegać złagodzeniu dzięki budowaniu poczucia pewności siebie i bezpiecznej przynależności do własnej grupy płciowej.

Zbudowana wokół takich założeń terapia rzeczywiście pomogła wielu osobom, w tym księdzu Bobowi. Jak wspominał kapłan, dzięki pracy z doktorem Nicolosim udało mu się odkryć źródło pociągu do osób tej samej płci i bolesne poczucie niższości wobec innych mężczyzn. Nauczył się jednak nad nimi panować, a ich intensywność uległa znacznemu osłabieniu. Kapłan wyznawał, że nauczył się nawiązywać i poprawnie przeżywać relacje z innymi mężczyznami, z czym wcześniej radził sobie znacznie gorzej. „Jestem żywym dowodem na to, że ten program działa”, uważa duchowny.

Praca doktora Nicolosiego w dużej mierze wspierała znaczący swego czasu ruch „ex-gejów” w Stanach Zjednoczonych. Środowiska takie straciły jednak ostatnio poważanie, po tym jak część ich działaczy powróciła do homoseksualnego stylu życia. Towarzyszyła temu naturalnie krytyka niedawnych przekonań i zapewnianie, że homoseksualne skłonności nie podlegają zmianom…

Pod wpływem podobnych wypadków nad głową słynnego psychologa zgromadziły się ciemne chmury. Twórca Kliniki Św. Tomasza z Akwinu w wielu mediach oskarżany był o prowadzenie niesprawdzonej i nieskutecznej praktyki. Zdaniem wrogów terapii reparatywnej, nie likwiduje ona erotycznego zainteresowania osobami tej samej płci, a jedynie pozwala panować nad homoseksualnym pożądaniem…To zdanie jak mantra powtarzane przez establishment…

Jednak wśród klientów dr. Nicolosiego nie brakuje takich, w których proces terapeutyczny ostudził homoerotyczne skłonności, ożywiając pragnienie płci przeciwnej. Szanse na zupełne pozbycie się niechcianego homoseksualizmu dzięki własnej metodzie psycholog potwierdzał w dwóch badaniach naukowych z 2000 i 2008 roku. Sam twierdził zresztą, że w wyniku działania terapii około 1/3 jej uczestników uzyskuje pełnię heteroseksualnej przemiany, a kolejne 30 proc., choć nie buduje związków z płcią przeciwną, odzyskuje kontrolę nad własnymi skłonnościami i pozbywa się natarczywych homoerotycznych zachowań oraz myśli.

Dyskusja o stopniu skuteczności metody dr. Nicolosiego to zresztą kwestia mniejszej wagi. Poza jego podejściem leczenia skłonności homoseksualnych podejmowali się również specjaliści tacy jak dr Cohen, czy dr Aardweg – tworząc inne, względnie skuteczne metody.

„Pod górkę” także w Kościele…

Ostatecznie ciekawe, co orędownicy narracji o niezmienności homoerotyzmu powiedzieliby dr Amy Hamilton, zatrudnionej na uniwersytecie w teksańskim Austin. Kobieta, która dziś w brawurowych artykułach przestrzega hierarchów Kościoła i zborów protestanckich, by nie przyjmowali agitacji lobby LGBT, spędziła wiele lat jako zdeklarowana lesbijka…

Ta uczona, zajmująca się m.in. badaniem języka, jakim opisują swoją przemianę uzdrowieni homoseksualiści, opisała swoją historię na łamach periodyku „The Natural Family”. W przyszłym roku w sposób bardziej obszerny ma podzielić się nią w przygotowywanej książce.

W życiu dr Hamilton lesbijskie skłonności pojawiły się wskutek krzywdy, jaka spotkała ją w wieku dziecięcym. Została wówczas pozbawiona kontaktu z naturalną rodziną, a później doświadczyła wykorzystywania seksualnego przez wuja. W wieku nastoletnim zaczęła czuć pożądanie seksualne skierowane ku kobietom, a także częściowo transwestytyczne skłonności, które wcielała w życie. W wieku około 16 lat przeżyła jednak nawrócenie pod wpływem głębokich doświadczeń religijnych. Od tamtej chwili nieuporządkowane skłonności dręczyły jej sumienie… Ale nie umiała się ich pozbyć.

W latach studiów, nie widząc nadziei na pozbycie się pociągu do kobiet, odeszła od wiary, angażując się w homoseksualny związek. Po długim okresie otrząsnęła się jednak z tego przywiązania po spotkaniu z rodzoną matką. Rozmowa, choć nieudana, poruszyła Amy Hamilton do głębi…

Niedługo potem zagubiona kobieta natrafiła na historie homoseksualistów, którzy ze względu na wiarę postanowili trwać w czystości. Zainspirowana tym przykładem zdecydowała pójść tym tropem i z uporem i konsekwencją przez ponad dekadę stawiała tamę grzesznym pragnieniom. Spotkała na swojej drodze protestancki kler, który wspierał ją w tym przedsięwzięciu i pokazywał, że pociąg do kobiet nie określa jej tożsamości. Amy nie „była” lesbijką”, lecz kobietą mierzącą się ze skutkami krzywd, jakie wyrządzili jej najbliżsi.

Ku wielkiemu zaskoczeniu uczonej, a nawet wbrew jej oczekiwaniom, po latach trwania w czystości zaczęła odczuwać heteroseksualne pragnienia. Wkrótce uzyskały one pełen głos… Dziś Amy Hamilton jest matką dwójki dzieci i mężatką.

Doświadczona przez życie kobieta uważa, że narracja o niezmienności homoseksualizmu budowana jest na zamówienie lewicowych bojowników w wojnie cywilizacyjnej. Agitatorzy lobby LGBT chcą zaprząc osoby zmagające się z homoseksualizmem do kulturowej dekonstrukcji. Kluczowym elementem rewolucyjnego programu jest anihilacja więzi rodzinnych i atomizacja społeczeństwa. Promowanie alternatywnych modeli seksualności jest w tym wypadku warunkiem sine qua non powodzenia tej agendy.

Co gorsza – w obliczu takich historii i faktów zdaje się, że agresywny atak na terapię homoseksualizmu to pokłosie osobistego upadku tych, którzy sami z nieuporządkowanymi skłonnościami mierzyć się nie chcą… Usilnie pragną oni narzucić wszystkim przekonanie, że taka walka jest nie tyle trudna, co po prostu niemożliwa.

Tymczasem w świecie naukowym podobne przekonanie zakwestionował nawet najsłynniejszy psycholog świata – dr Jordan Peterson. Trzeba przyznać, że stanowisko kanadyjskiego badacza w tej kwestii zdaje się znacznie mniej śmiałe niż wymienionych wcześniej terapeutów. A jednak… autor bestsellerowych prac kilka razy stwierdzał, że terapia konwersyjna powinna być legalna. W jednym z wywiadów nazwał również zakazy tej praktyki katastrofą.

Pozostaje zapytać, dlaczego mając pod ręką podobne argumenty obrony moralności chrześcijańskiej, Kościół porzuca obecnie to zadanie – a zaczyna kłaniać się homoseksualnej agitacji. Jeszcze dwadzieścia lat temu – podczas pontyfikatu Jana Pawła II, Kongregacja Nauki wiary podkreśliła, że nie tylko akty homoseksualne są złe – ale same skłonności mają nieuporządkowany charakter. Nie można ich zatem postrzegać jako równorzędnych z pociągiem do płci przeciwnej, nakierowaną przecież na zrodzenie potomstwa.

Atmosfera ta zmieniła się dogłębnie, jeżeli teraz kardynał Radcliffe mówi o wybitnym potencjale i darze, jakim miałyby być homoseksualne pragnienia. Jeszcze smutniejszy zdaje się fakt, że dziś pseudo-duszpasterstwa LGBT, żądające zmiany nauczania, cieszą się rosnącymi wpływami. Uosabia je chociażby „New Ways Ministry” na czele z niesławnym Jamesem Martinem. Dlaczego grupy wsparcia katolików w starciu z nieuporządkowanymi skłonnościami nie są promowane w Kościele zamiast nich?

Jak gdyby nieodpowiedzialnych słów hierarchów i oddawania pola wrogom moralności nie było dosyć, wedle hiszpańskich źródeł Watykan wprost potępił próby leczenia homoseksualizmu… Paskudna sprawa nabrała kolorytu niedawno, wobec prokuratorskiego śledztwa, jakim objęto prominentnego katolickiego działacza. Federico M.V, nauczyciel i przewodniczący Duszpasterstwa Rodzin archidiecezji Walencji, został oskarżony o próby „terapii konwersyjnych”. Według bp. Jose Ignacio Munilli chodzi tak naprawdę o zachęty do leczenia skłonności homoseksualnych; zachęty, jakie kierował niekiedy pod adresem swoich uczniów i podopiecznych.

Niestety głos ordynariusza diecezji Orihuela – Alicante był jedynym, jaki podniósł się w obronie zaangażowanego katolika w krajowym episkopacie. Rzecznik biskupiej konferencji, bp Garcia Magan powiedział za to, że jeśli Federico M.V przekroczył prawo zakazujące terapii konwersyjnych, to należy za to przeprosić…

Jednocześnie przedstawiciel Episkopatu odciął się od wszelkich prób leczenia homoseksualizmu, twierdząc, że Stolica Apostolska potępiła je w korespondencji z biskupami Hiszpanii. Pismo zakazujące klerowi wszelkiej formy udziału i wsparcia dla takiej pracy Kongregacja ds. duchowieństwa miała przekazać episkopatowi w 2021 roku. Była to odpowiedź Watykanu na działalność grupy Verdad y Libertad – duszpasterstwa dla osób o skłonnościach homoseksualnych. Zapewniało ono podopiecznym z jednej strony wsparcie moralne i duchowe, ale z drugiej kontakt z terapeutami… Widać aktywność agitatorów porzucenia moralności chrześcijańskiej – takich jak James Martin – bardziej przypada do gustu najwyższym hierarchom… Pozostaje ubolewać i przepraszać Boga za ten fakt, zachowując dla siebie sugestywne i zgryźliwe komentarze.

Podobna dezercja trwa nie tylko wśród kleru… Jej owoce widzimy też wśród deklaratywnie konserwatywnych polityków. Dziś środowiska niby zachowawcze cieszą się ze sporu, jaki grupy homoseksualne toczą z orędownikami zmiany płci. Triumfują, kiedy często w akompaniamencie narracji ochrony pozostałej części lobby tęczowego, agitatorzy transseksualności spotykają się z krytyką… Rewolucja obyczajowa zapuściła korzenie już tak głęboko, że wielu zdążyło pogodzić się z jej obecnością. Z niesmakiem stronią tylko od części jej najmłodszych owoców. Tymczasem to tylko odcienie jednego buntu – wobec Boga Stwórcy i przyrody – Jego dzieła.

Filip Adamus





Homoseksualizm? To się leczy! Nie stygmatyzacja, ale historia nadziei i wyzwolenia - PCH24.pl











piątek, 11 października 2024

To było umówione??

 

 

 

 


 

 
Ta osoba po prawej, najpierw skinęła głową, a potem wyszła!!!!

Jakby ktoś jej dał znać, że teraz ma wyjść, a ona potwierdziła!!


TO BYŁO UMÓWIONE!!!!????






 

 

facebook.com/watch/?ref=saved&v=3479237919041204

 

 

 

 

wtorek, 1 października 2024

O dyskryminacji większości




Bardzo dobry tekst.





przedruk



30 września 2024

Łukasz Warzecha: 

O dyskryminacji większości


29 września przez Warszawę przewalił się Maraton Warszawski, z rozmachem blokując siedem dzielnic miasta przez większość dnia. Wieczorem idąc ulicą Myśliwiecką spostrzegłem znaki, zapowiadające zakaz zatrzymywania się tamże w kolejną niedzielę – tym razem z powodu biegu „Biegnij Warszawo” – następnej wielkiej masowej imprezy sportowej.

Choć „wielkość” dotyczy tutaj raczej rozmiaru utrudnień, a nie uczestnictwa. Mimo zaklęć organizatorów na trasach tego typu biegów (piszę na podstawie własnego doświadczenia) na ogół są pustki i kibiców brak, poza jakimiś odosobnionymi pasjonatami, a liczba uczestników stanowi w skali miasta ułamek liczby mieszkańców. W Maratonie Warszawskim wzięły udział 7184. Doliczmy jeszcze uczestników biegu na 10 km – 5354 osoby. Razem mamy około 12,5 tys. ludzi. To 0,7 proc. ludności miasta. A przecież ogromna część uczestników nie ma z Warszawą nic wspólnego.

Zwolennicy organizowania maratonów w środku miasta mają od lat te same argumenty.

Po pierwsze – że to zyski dla miasta. Jakie? Tego nigdy nie są w stanie wskazać. Jaki jest zysk z tego, że przy pozamykanych ulicach 12 tys. ludzi przebiegnie się w ciągu paru godzin po Warszawie?

Po drugie – że to promocja zdrowego stylu życia. Pomijając fakt, że bieganie po asfalcie jest wybitnie niezdrowe, jest to kolejne całkowicie nieweryfikowalne stwierdzenie. Ile osób konkretnie zmieniło swój styl życia na zdrowszy pod wpływem blokady miasta z powodu maratonu? O ile oczywiście odliczymy tych, którzy musieli zafundować sobie Dzień Pieszego Pasażera, ponieważ nie mogli poruszać się ani samochodem, ani transportem publicznym. Zakładałbym raczej, że konsekwencje maratonu dla zwykłych mieszkańców będą ich prędzej odrzucać od biegania niż do niego zachęcać.

Po trzecie – że to takie samo korzystanie z przestrzeni publicznej jak w przypadku demonstracji czy uroczystości religijnych (tutaj zawsze pojawia się absurdalna opozycja: maraton kontra procesja Bożego Ciała). To oczywiście nieprawda. Demonstracje polityczne czy uroczystości religijne (te ostatnie zresztą bez porównania mniej uciążliwe niż maratony miejskie) są korzystaniem z wolności zagwarantowanych w konstytucji. Imprezy masowe – bynajmniej. Ma to zresztą swoje odzwierciedlenie w aktach prawnych, które rozróżniają zgromadzenia (ustawa Prawo o zgromadzeniach) i imprezy masowe (Ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych). Impreza masowa (bieg, koncert, zawody sportowe) nie należy do tego, co można nazwać esencją demokracji. To rozrywka, tylko i wyłącznie. Rozrywka jednych nie może rażąco utrudniać życia innym.

Dla porządku dodać trzeba, że w Warszawie masowych imprez sportowych – nie każda oczywiście jest tak uciążliwa jak maraton – jest w ciągu roku dobrze ponad sto.

Po czwarte – że „na Zachodzie też tak jest”. Jak wiadomo, argument z powszechności jakiegoś zjawiska nie ma żadnej wartości przy jego ocenie. Poza tym maratony – również te o wiele większe niż warszawski – są w różnych miejscach organizowane w różny sposób, a też i różne są w tych miejscach warunki. Jeśli dla przykładu weźmiemy Nowy Jork albo Londyn, wystarczy rzut oka na siatkę połączeń metra w obu miastach, żeby zrozumieć, że transport publiczny będzie tam z powodu biegu zakłócony w znacznie mniejszym stopniu niż w polskiej stolicy.

Tyle trwający od lat spór. Ale warto w tym kontekście zwrócić uwagę na zasadę bardziej ogólną. Sprawa maratonów organizowanych w wielu miastach Polski jest jedynie przykładem jej zastosowania: większość jest regularnie terroryzowana na potrzeby mniejszościowych grupek. Stoi za tym podniesiona do rangi dogmatu i wypaczona zasada poszanowania praw mniejszości. Zastanówmy się nad tym przez chwilę.

Poszanowanie mniejszości polega na ich tolerowaniu. Tolerowanie oznacza znoszenie, zgodę na istnienie – nie wychwalanie czy radosną apologię tychże, a już na pewno nie dostosowywanie się do nich. Tolerare znaczy „znosić”. We współczesnej demokracji to „znoszenie” to brak dyskryminacji, ale brak dyskryminacji we właściwym znaczeniu tego słowa oznacza jedynie tyle, że tym grupom muszą przysługiwać identyczne prawa jak wszystkim pozostałym. Ani mniej, ani też więcej.

Weźmy najbardziej budzący emocje przykład: małżeństwo. To, że Polska nie uznaje czegoś takiego jak „małżeństwa homoseksualne” nie jest przykładem dyskryminacji, bo przecież instytucja małżeństwa jest dostępna absolutnie dla każdego – o ile mówimy faktycznie o małżeństwie: związku kobiety i mężczyzny, potwierdzonym odpowiednim sakramentem albo cywilnym aktem prawnym. Nikt nie broni wziąć ślubu panu Robertowi Biedroniowi, ale domaganie się, żeby mógł wziąć ślub z mężczyzną ma taki sam sens jak domaganie się, żeby niewidomy mógł zrobić prawo jazdy. Tak jak do prawa jazdy potrzebny jest względnie sprawny wzrok, tak do małżeństwa potrzebni są kobieta i mężczyzna.

Problem zatem zaczyna się wówczas, gdy marginalne grupki zaczynają żądać, aby dla ich widzimisię przebudowywać cały system i aby większość dostosowała się do ich potrzeb. Tak właśnie działa sprawa z maratonami. Nikt przecież nie zabrania nikomu biegania. Ba, nikt nie zabrania wręcz fanatyzmu biegowego. Przy naszym systemie ochrony zdrowia można sobie nawet kompletnie rozwalić stawy na koszt podatnika, uprawiając biegactwo (swoją drogą ciekawe, że te same osoby, które twierdzą, iż dodatkowo za swoje problemy zdrowotne powinni płacić na przykład palacze, nie mają identycznego postulatu w przypadku zaprzysięgłych biegaczy miejskich, których na bank czekają poważne problemy ortopedyczne). Tyle że nikt nie ma prawa domagać się, żeby na potrzeby jego hobby ustawiać pół miasta i utrudniać życie setkom tysięcy ludzi.

Chcecie biegać po mieście? Proszę bardzo. Wytyczcie sobie trasy po parku czy stadionie. Chcecie, żeby wasz homoseksualny partner miał prawo wglądu w waszą dokumentację medyczną? Proszę uprzejmie, istnieją procedury, które to umożliwiają – wystarczy odpowiednie upoważnienie. Ba, nie potrzeba go nawet potwierdzać u notariusza. Nikt tu nikogo nie dyskryminuje.

Za to najbardziej dyskryminowana jest milcząca niestety większość.



Łukasz Warzecha








Łukasz Warzecha: O dyskryminacji większości - PCH24.pl










poniedziałek, 30 września 2024

Potoczność




Krótki wywiad z aktorką Jodie Foster.

Przypominam, że jest ona osobą homoseksualną.



przedruk
tłumaczenie automatyczne


Jodie Foster: Praca z pokoleniem Z może być "naprawdę irytująca"

środa, 2 stycznia 2024


Charlotte Gallagher




Zdobywczyni Oscara, aktorka Jodie Foster, powiedziała, że praca z pokoleniem Z może być "naprawdę irytująca".


W wywiadzie dla The Guardian  Foster powiedziała, że czasami trudno było jej zrozumieć podejście do pracy, z którym się zetknęła.


Pochwaliła jednak jedną z gwiazd pokolenia Z, Bellę Ramsey, nazywając 20-latka przykładem aktora wyłaniającego się w nowym "wektorze autentyczności".

Foster, która sama była dziecięcą gwiazdą, zanim rozpoczęła błyskotliwą karierę na ekranie, powiedziała, że czuła się zobowiązana do pomocy młodym aktorom w znalezieniu ich ścieżki, "ponieważ dorastanie było trudne".

"Trochę ograniczające"


Mówiąc o pokoleniu Z – terminie powszechnie używanym do opisania osób urodzonych pod koniec lat 90. i na początku 2000 roku – 61-letni Foster zażartował: "Są naprawdę irytujący – zwłaszcza w miejscu pracy.

"Mówią: »Nie, nie czuję tego dzisiaj, przyjdę o 10.30«.

"Albo, na przykład, w e-mailach, powiem im, że to wszystko jest gramatycznie niepoprawne, czy nie sprawdziłeś swojej pisowni?


"A oni na to: 'Dlaczego miałbym to robić, czy to nie jest pewnego rodzaju ograniczenie?' "


Mówiąc o radzie, której udzieliłaby młodym ludziom z branży, powiedziała: "Muszą nauczyć się, jak się zrelaksować, jak nie myśleć o tym tak dużo, jak wymyślić coś, co jest ich.

"Mogę pomóc im to odnaleźć, co jest o wiele przyjemniejsze niż bycie bohaterem tej historii, z całą presją, która się za tym kryje".

Jodie Foster powiedziała, że Bella Ramsey jest przykładem aktora, który wyłania się w nowym "wektorze autentyczności"

Foster wyróżniła niebinarnego brytyjskiego aktora Ramseya za pochwałę, wspominając, jak po raz pierwszy spotkała gwiazdę The Last of Us i Gry o tron podczas uroczystości Elle's Women in Hollywood.

Foster opisał to jako "wspaniałe wydarzenie", ale zauważył, że wszyscy uczestnicy "nosili obcasy i rzęsy".

"Są inne sposoby bycia kobietą i bardzo ważne jest, aby ludzie to widzieli. A Bella, która wygłosiła najlepszą mowę, miała na sobie najdoskonalszy garnitur, pięknie skrojony, z przedziałkiem na środku i bez makijażu.

Foster dodała, że kiedy była młoda, nie byłaby w stanie ubierać się jak Ramsey w garnitur i bez makijażu na imprezie showbiznesowej.

– Bo nie byliśmy wolni. Bo nie mieliśmy wolności. I miejmy nadzieję, że to jest to, co oferuje wektor autentyczności, który się dzieje - możliwość prawdziwej wolności" - dodała.


Foster, która jest typowana do kolejnej nominacji do Oscara za rolę w filmie "Nyad", opowiedziała również o swoich dwóch synach i ich stosunku do kobiet.

Wyjaśniła, że chociaż teraz są "super feministyczne", w pewnym momencie jej starszy syn uważał, że musi być nieprzyjemny dla kobiet, aby być chłopcem.


Aktor dodał: "A ja na to, że nie! To nie jest to, co to znaczy być mężczyzną! To jest to, co nasza kultura sprzedaje ci przez cały ten czas".




-------------



– Bo nie byliśmy wolni. Bo nie mieliśmy wolności


to raczej problem z samoakceptacją

gdyby osoby lgtb same siebie akceptowały, to nie miałyby problemu z brakiem akceptacji od innych ludźmi

to psychiczne uzależnienie




"Albo, na przykład, w e-mailach, powiem im, że to wszystko jest gramatycznie niepoprawne, czy nie sprawdziłeś swojej pisowni?
"A oni na to: 'Dlaczego miałbym to robić, czy to nie jest pewnego rodzaju ograniczenie?'"

pisanie zgodnie z ortografią jest ograniczające... ?

a to przypadkiem nie w związku z tą "wolnością", która teraz jest i o której mówi aktorka??

zasady ortografi krępują ich "wolność", prawda?


Anna Zagajewska -  "Praktyka pisarska Polaków wobec normy ortograficznej"

 str. 9

"Sprawność ortograficzna to jedna z umiejętności, które mają duży wpływ na sposób postrzegania człowieka przez jego środowisko. Poprawne i sprawne posługiwanie się językiem, czyli dążenie do mówienia i pisania zgodnego z przyjętymi w pewnej społeczności normami językowymi, jest czynnikiem kształtującym kulturę językową społeczeństwa, współcześnie coraz częściej – czynnikiem postrzeganym jako część kultury ogólnej. 

Jan Tokarski pisał kiedyś, że „w odczuciu społecznym błąd ortograficzny traktowany jest jako oznaka braku elementarnej kultury, gorzej niż np. pomyłka w mnożeniu czy pomieszanie ważnych nazwisk lub dat historycznych”"


Ha!
Kultura!

"Norma jest jednym z warunków funkcjonalnej sprawności wypowiedzi, pośrednio – sprawności całego systemu językowego."

jw. str. 17


język i komunikacja jest podstawą wszystkiego, a ortografia normuje zasady zapisu języka,
bez precyzji w języku zagubimy sens w komunikacji

np. wymiana rz-r, ż-g, czy ó-o (np. malarz - malarski) pokazuje nam związki pomiędzy wyrazami 

stosując ortografię pokazujemy, że przykładamy wagę do komunikacji, do precyzji wypowiedzi, że ROZUMIEMY co się do nas komunikuje, i że sami potrafimy czytelnie przekazać informację

na blogu nie raz pokazywałem, jak język polski kaleczą zawodowi pismacy z największych polskojęzycznych portali internetowych

podtrzymywanie kultury języka, trzymanie się zasad ortografi pokazuje, że nie lekceważymy komunikacji - nie lekceważymy Czytelnika, że przykładamy do tego wagę

co o tym sądzą zawodowi pismacy i co z tego wynika, wiemy też z bloga


zwracam uwagę - czasami nie stosuję wielkiej litery ani kropki na końcu zdania, ponieważ chcę w ten sposób przekazać ton mojej wypowiedzi, 

wielka litera i kropka jakby zamykają zdanie, zamykają kontekst, a ja tutaj serfuję pomiędzy zdaniami wyrwanymi z kontekstu i komentuję je całościowo tj. w odniesieniu do całości tekstu

wydaje mi się, że wtedy przekaz jest ciągły, pomimo poszarpanych kontekstów, że lepiej to się czyta

podobnie stosuję przerwy między liniami tekstu, zwracanie na to uwagi ma duże znaczenie przy wygodzie czytania, dłuższa przerwa, także pomaga zaakcentować pewne zapisy, podkreślić ich ważność lub optycznie rozdzielić zagadnienia

zapis zdań musi wzrokowo "dobrze wyglądać", żeby wygodnie czytać i lepiej się komunikować - i mam nadzieję, że moje zasady, jakie tu stosuję, zdają egzamin

miał być krótki tekst, krótkie komentarze i się znowu rozpisałem


"Nasza ortografia jest efektem pracy wielu pokoleń. Proces stabilizowania się polskiej pisowni do obecnej postaci trwał ponad osiem stuleci."

jw. str. 38

jest to więc też podtrzymywanie ciągłości historycznej z przeszłymi pokoleniami i z historią  - kulturą całego narodu

ponadto - tu uwaga na czasie - gdyby nie było norm ortograficznych, kto wie - może doszłoby do bałaganu prawnego, ponieważ przepisy byłyby różnie zapisane i interpretowane w różnych dokumentach





a to?:


To nie jest to, co to znaczy być mężczyzną! To jest to, co nasza kultura sprzedaje ci przez cały ten czas".


dokładnie

w młodych ludziach jest coraz większa agresja, a chodzenie na siłownię zwiększa ich pewność siebie

muszą być agresywni, no bo jak trzeba będzie ratować świat i dajmy na to -  przyłożyć w morde Deceptikonom, czy coś... no po prostu muszą być w pełnej gotowości!





zwróćmy jednak na to większą uwagę

co mówi kobieta, osoba ze szczytów showbiznesu związanego z twórczością, z kulturą, z zawodem intelektualnym:

wg niej współczesna "kultura" namawia do bycia nieprzyjemnym dla kobiet


widać, zmieniła się w czasach współczesnej "wolności" definicja kultury

tradycyjnie, kultura to ...

Teoretycy i historycy kultury w zasadzie zgodnie uznają, że pojęcie kultura pochodzi od łacińskiego słowa „cultura agri”, co oznaczało uprawę i uszlachetnianie roli. 

W I wieku p.n.e. pisarz rzymski Cicero termin ten przeniósł na teren humanistyki dla określenie nim uprawy i uszlachetnienia życia duchowego.



a teraz kulturą nazywamy min. nasz sposób bycia, czy raczej: 

powszechny sposób funkcjonowania społeczeństwa

ale skąd to się bierze?
trudno to określić, ale to bardzo ważne, by to wiedzieć - skąd się to bierze


"To jest to, co nasza kultura sprzedaje ci przez cały ten czas".


ten sposób funkcjonowania bierze się z mediów, zajmujących się zwyczajowo kulturą, nie tylko z filmów, ale też 

tak jest?







powszechność, potoczność to coś, co jest celem dla Werwolfu tj. 

celem jest odpowiednie ukształtowanie ludzi poprzez wpływanie na potoczność zachowań , czy przekonań

nazywam to po prostu - potocznością
potoczność decyduje o losach całej ludzkości

POTOCZNOŚĆ


dlatego w mediach potrzebne są odpowiednie, dobre WZORCE


pamiętajcie o tym








Jodie Foster: Praca z pokoleniem Z może być "naprawdę irytująca" (bbc.com)



repozytorium.uwb.edu.pl/jspui/bitstream/11320/11912/1/A_Zagajewska_Praktyka_pisarska_Polaków_wobec_normy_ortograficznej.pdf




niedziela, 18 sierpnia 2024

Dzieci wszystko widzą




I właśnie dlatego
należy CAŁKOWICIE zakazać treści lgtb w mediach.



Na początek obszerne fragmenty mojego komentarza z tekstu "Teoria mediów"



["wzorce myślenia, role społeczne" - np. propaganda LGTB wywiera wpływ na młode osoby i zmienia ich seksualność - sam fakt permanentnego publicznego poruszania tego tematu sprawia wrażenie, że seksualność może być opcją, którą można sobie dowolnie wybrać 

- młodzież w wieku -nastu lat wciąż powiela sposób swojego postępowania z okresu dzieciństwa, tj. naśladuje dorosłych, naśladuje otoczenie (tylko w innych zakresach niż np. w wieku 3 lat) i wszystko traktuje jak WZORZEC postępowania, więc bezkrytycznie (ze względu na brak doświadczeń) przyjmuje i kopiuje to, co się mówi w mediach (i w domu, szkole, tv, wszędzie), też na zasadzie "co nie jest zakazane, jest dozwolone"- ponieważ podświadomie OCZEKUJĄ, na podstawie doświadczenia wyniesionego z domu i szkoły, że KTOŚ będzie im prostował ścieżki i opiekował się nimi, poprzez rugowanie z przestrzeni medialnej złych wzorców, są pewni, że tak jest z tytułu SWOJEGO dotychczasowego doświadczenia z dzieciństwa, choć na pewno nie umieją tego zwerbalizować (bo nie są dorośli)

widzimy więc, że DOROŚLI powinni pilnować tego, co pokazuje się w mediach i regulować pewne treści rozpowszechniane w całym społeczeństwie, tak, aby młodzież była otoczona właściwymi, dobrymi dla ich wychowania i doświadczeń - WZORCAMI;

do tego dochodzi jeszcze przeładowanie informacją, wywołujące chaos w myśleniu -  MS]

Nadmierna uwaga poświęcana przez media mniejszościom LGTB skutkuje medialną popularnością tego tematu, nieproporcjonalną do ilości jednostek tym zainteresowanych.

W ten sposób skupia sie uwagę młodzieży na tym zagadnieniu i wówczas młodzież zaczyna traktować ten temat jako coś co ich dotyczy lub może dotyczyć.


 

Od dwóch lat zauważam na ulicy młode osoby, o których trudno powiedzieć, czy to chłopak czy dziewczyna.

Są z reguły na czarno ubrane, twarz zasłonięta włosami, które są ni to długie, ni to krótkie, nawet jak się odezwą to głos jest zaskakująco niski i trudno ocenić ich płeć, obszerne ubranie skutecznie maskuje dziewczęcą figurę.

Co najważniejsze - te młode osoby są przygnębione. Dlatego ich zachowanie wydaje się o wiele za poważne jak na ich wiek nastoletni.

Moim zdaniem te osoby stały się ofiarami mediów, które intensywnie codziennie omawiają temat LGTB.

Te osoby są przygnębione, bo "dokonały wyboru" tak jak im to mówią media, że "mogą dokonać wyboru" i że "i tak dalej" i teraz czują się napiętnowane - bo przecież o tym też media cały czas mówią - to jest pakiet dwa w jednym - jak binarny to znaczy, że napiętnowany.

No chyba, że czują się niedobrze z wyborem, którego dokonały pod wpływem mediów.

To czarne ubranie może być objawem depresji, bo nie wydaje mi się, by chodziło o muzykę, czy jakąś subkulturę. Pokazuje (uzewnętrznia) stan wewnętrzny - czarne myśli. 

Może być sygnałem, wołaniem o pomoc.


dopiski z 25 czerwca 2024 r.

Ludzie, nawet jako dorośli, często są uzależnienie od opinii innych osób, czy też otoczenia i starają się SPEŁNIAĆ CUDZE OCZEKIWANIA, co do tego jaką powinny być osobą.

Zaryzykuję stwierdzenie, że "wybór" przez młodą osobę tożsamości niebinarnej też tak naprawdę jest próbą spełnienia oczekiwań innych ludzi - min. tych z telewizora. 

To co pada z telewizora, TO JEST PRZYMUS - "bądź taki, albo taki", opowiedz się za tym, lub za tamtym.

Jakim prawem ktoś mówi ludziom, że mają lub mogą być tacy, albo tacy? Ludzie powinni się realizować zgodnie ze swoją płcią, a nie, że mają sobie wybrać. 

Tak naprawdę tu nie ma wyboru - tożsamość człowieka określa jego fizjologia, a temat osób z rozchwianą osobowością to zadanie dla danej rodziny, dla naukowców, czy psychologów - a nie dla telewizora, ponieważ są to mniejszościowe przypadki.

Ten przymus uwzględnia (po co?) opcję, że są co najmniej dwa wybory dla jednej płci.

To jest działanie celowe.



Do tego dochodzi fakt, że czasami już ludzie młodzi  pragną być sławni, lub zwyczajnie chcą skupiać na sobie uwagę, bo to część lansu czy życia towarzyskiego... nieważne z jakiego powodu, mogą być sławni np. z powodu swoich domniemanych rozterek tożsamościowych, albo komingautu, co spotyka się z zainteresowaniem "dziennikarzy" i - już teraz - "nauczonego" tego otoczenia , a więc taki nastolatek jest w centrum uwagi... tym łatwiej im to przychodzi, że to temat "trendi" w mediach i DOROŚLI NA TO POZWALAJĄ, więc co nie jest zabronione, jest dozwolone...

To krzywdzące i szkodliwe dla młodzieży.



Media cały czas mówią, o tym, że jakoby społeczeństwo piętnuje takie osoby.

Przyjmując opcje z telewizji przyjęły je z całym - jak to się mówi - inwentarzem - z napiętnowaniem.

 

To jest przewaga mediów nad wpływem rodziców.

 

W każdym dużym medium powtarzane są frazesy o prawach LGTB, media zatrudniają setki redaktorów, którzy produkują tysiące treści i  

media wygrywają z rodzicami  liczebnie na ilość wypowiadanych czy zapisanych słów.

 


Widzimy, że dzieci celebrytów zaangażowanych w tematykę LGTB, bywają homoseksualne. 

Czasami wręcz "ku radości" matki, która będac obrończynią "uciśnionych" twierdzi, że "LGTB coś tam..." i tak dalej i tak dalej i z dumą wskazuje na swoje dziecko, że "wybrała taką opcję i dobrze jej z tym..."


Dziwnym trafem w swojej własnej rodzinie znalazła przykład na to, że ma rację.

 

Znalazła?

Czy... stworzyła?


Dziecko - i młodzież też - zwraca uwagę na to, co robi i mówi rodzic, jeżeli rodzic występuje w telewizji i ciągle "walczy" o prawa osób LGTB, można też założyć, że w domu w towarzystwie ten temat również jest poruszany, a więc temat ten jest nieustannie omawiany w domu i w pracy, w mediach, i dziecko takiej osoby widzi, ŻE TO JEST WAŻNE.

Bo mama cały czas o tym mówi.

Dzieci uczą się życia naśladując rodziców i najbliższe otoczenie (telewizor kwalifikuje się na najbliższe otoczenie) i robią to, co robią rodzice, co więcej, dziecko stara sie przypodobać rodzicom, próbuje odgadywać ich oczekiwania i stara sie SPEŁNIAĆ ICH OCZEKIWANIA.


SPEŁNIAĆ ICH OCZEKIWANIA.

 

A dokładnie mówiąc - spełniać to, co oni artykułują, to co mówią.


Dziecko staje się żywym przykładem na tezy swojej mamy o LGTB, która uporczywie o tym mówi na antenie w każdym programie do jakiego przyjdzie. 

I ona, ta mama, oczywiście w to wierzy. Naprawdę w to wierzy.

Sęk w tym, że nie rozumie konsekwencji swoich działań.

 


Permanentne uporczywe powtarzanie jest to metoda nawyków, metoda małych kroków stosowana przez 5 kolumnę i służby specjalne i

 

stanowi zasadniczy rdzeń wojny kognitywnej.

 

 

Popularność tatuaży w mediach skutkuje popularnością tatuaży na ulicy,

popularność tatuaży na ulicy i w mediach skutkuje jeszcze większą popularnością tatuaży w mediach i na ulicy...

jeszcze większa popularność tatuaży w mediach i na ulicy skutkuje o wiele wiele większą popularnością tatuaży w mediach i na ulicy....

i tak dalej...










przedruk
tłumaczenie automatyczne




6 rzeczy, które dzieci całkowicie zauważają, a dorośli nie zdają sobie z tego sprawy
Dzieci zwracają uwagę na więcej, niż może się wydawać rodzicom i opiekunom.



Kelsey Borresen
11 sie 2024, 05:45




Dzieci są często bardziej spostrzegawcze, niż wielu dorosłych im się wydaje.

Nie chodzi tylko o to, co mówimy im bezpośrednio, że są przyswajani; To sposób, w jaki mówimy o sobie i innych, co mówimy innym o nich i jak się zachowujemy.

Zapytaliśmy ekspertów, jakie rzeczy dzieci wychwytują, a z których dorośli nie zawsze zdają sobie sprawę. Ta lista nie ma na celu osądzania; Jest to raczej przypomnienie, że wszyscy możemy wnieść trochę więcej świadomości do naszych codziennych interakcji.




1. Co myślisz o swoim partnerze, współrodzicu lub innych opiekunach.

Możesz pomyśleć, że jesteś subtelny, kiedy przewracasz oczami na swojego partnera lub rzucasz teściowi sprośne spojrzenie. Ale dzieci mogą wychwycić te niewerbalne sygnały, powiedziała psycholog kliniczna Jazmine McCoy, która posługuje się @TheMomPsychologist na Instagramie. Są również w stanie wychwycić krytykę lub negatywne uwagi na temat drugiego rodzica lub opiekunów w ich życiu, nawet jeśli możesz próbować zamaskować je jako żarty lub sarkazm, powiedziała HuffPost.

"Dzieci zauważają tę dynamikę, więc staraj się jak najlepiej mówić o drugim rodzicu i opiekunach wokół dziecka - nawet jeśli są w innym pokoju" - powiedział McCoy. – Pewnie jeszcze cię słyszą.

Jest to ważne niezależnie od twoich relacji z tymi ludźmi. Dlaczego? Pomaga dziecku czuć się bezpiecznym, pewnym siebie i otoczonym opieką, bardziej emocjonalnie związanym ze swoimi opiekunami i mniej niespokojnym.

Podała kilka przykładów rzeczy, które chciałbyś, aby Twoje dziecko usłyszało, jak mówisz o innych dorosłych w życiu Twojego dziecka: "Wow, mama zaplanowała dla nas zabawną przygodę!" lub "Ta kolacja wyszła świetnie. Tatuś jest świetnym kucharzem!" Albo: "Och, to wygląda na takie wspaniałe wspomnienie, które miałeś z babcią. To było bardzo miłe z jej strony, że cię tam zabrała.



2. Jak się czujesz ze swoim ciałem.

Dzieci są "doskonale świadome" tego, jak dorośli mówią o swoich własnych ciałach i ciałach innych ludzi, powiedziała dietetyk Alyssa Miller z konta @nutrition.for.littles na Instagramie. Potrafią też odczytywać naszą mowę ciała.


"Mogą wychwycić subtelne – i nie tak subtelne – działania, wyciągając wnioski na temat ciał" – powiedziała HuffPost. "Uczą się, co jest uważane za dobre i złe, pożądane i niepożądane".

Obserwują sposób, w jaki patrzysz na siebie w lustrze i mogą na tej podstawie wyciągać wnioski. Zauważają, że nigdy nie nosisz kostiumu kąpielowego na basenie, jeśli usuwasz wiele swoich zdjęć lub całkowicie unikasz stania przed kamerą, powiedział Miller.

"Dorośli nieustannie pokazują dzieciom, jak postrzegać własne ciała poprzez codzienne działania" – powiedziała. "Pomyśl o tym: żadne dziecko ani małe dziecko nie wstydzi się swojego brzucha, ud lub wzrostu, dopóki nie usłyszy komentarzy lub nie będzie świadkiem, jak ktoś inny jest niepewny siebie".



3. Co tak naprawdę cenisz.


"Dzieci zauważają, co naprawdę cenisz, na podstawie tego, co mówisz i robisz. Czasami różni się to od tego, co mówisz, że cenisz" 

– powiedziała psycholog kliniczna Laura Markham, autorka książki "Peaceful Parent, Happy Kids" i założycielka strony Aha! Rodzicielstwo.

Na przykład możesz powiedzieć swojemu dziecku, że sport to tak naprawdę praca zespołowa, nauka nowych umiejętności i miłe spędzanie czasu z przyjaciółmi.
"Ale kiedy bierzesz je do ręki po meczu, twoim pierwszym pytaniem jest: »Kto wygrał?«". – powiedział Markham w rozmowie z HuffPost.

Prawdopodobnie wielokrotnie mówiłeś swojemu dziecku, jak ważne jest, aby być szczerym, "ale potem każesz mu narzekać na swój wiek, aby uzyskać tańszą opłatę za wstęp do parku rozrywki" – dodała.


Dzieci uczą się wartości, obserwując twoje zachowanie, a następnie wyciągając wnioski na temat tego, co uważasz za ważne.


"Niezależnie od tego, czego świadomie je nauczysz, twoje dzieci wyjdą z dzieciństwa z jasnymi poglądami na to, co naprawdę cenią ich rodzice, i z dobrze rozwiniętym własnym systemem wartości" – dodała. "Musimy wyartykułować nasze wartości sobie, a następnie naszym dzieciom – nie tylko raz, ale wielokrotnie, stosując te wartości do codziennych dylematów, przed którymi staje nasze dziecko".



4. Twoje współczucie dla siebie (lub jego brak).

"Jedną z rzeczy, które zauważyłem raz za razem, jest to, że chociaż różne dzieci mają różne temperamenty, ich zdolność do dawania i otrzymywania łaski i współczucia często odzwierciedla dorosłych wokół nich" – powiedział Miller.

Jeśli Twoje dziecko bije się z powodu błędu w szkole, możesz pocieszyć je, błagając, aby nie brało tego tak mocno. Ale jeśli masz tendencję do radzenia sobie z niepowodzeniami również w ten sposób, twoje dziecko zwróciło na to uwagę.

"Dzieci wychwytują, jak dorośli radzą sobie z błędami, ich rozmową z samym sobą, nierealistycznymi oczekiwaniami i tendencjami do perfekcjonizmu" – powiedział Miller.

"Wiele osób, którym brakuje współczucia dla siebie lub są dla siebie surowe, nieumyślnie uczy dzieci, aby były krytyczne i surowe wobec siebie" – powiedziała. "I odwrotnie, dorośli, którzy są łagodni dla siebie, przyznają się do błędów i przechodzą obok nich, uczą dzieci odporności i wykorzystywania błędów jako okazji do nauki".



5. Twój stosunek do jedzenia.

zamiast słowa "jedzenie", albo "żywność" wstawiamy słowa "preferencje seksualne"

Dzieci zwracają uwagę na nawyki żywieniowe dorosłych w ich życiu, a także na sposób, w jaki mówią o jedzeniu.

Rodzice i inni opiekunowie "bezpośrednio wpływają" na wybory żywieniowe dokonywane przez dzieci i przekonania, które rozwijają na temat żywności.

"Niewinne komentarze, takie jak »To są niebezpieczne« przy talerzu ciasteczek, oznaczanie żywności jako "dobrej" lub "złej", pomijanie posiłków lub wyrażanie poczucia winy z powodu jedzenia są obserwowane i internalizowane przez dzieci" – dodała.

Z biegiem czasu takie komentarze i zachowania kształtują relację dziecka z jedzeniem, "potencjalnie prowadząc do niezdrowych nawyków lub postaw żywieniowych" – powiedział Miller.


"Badania pokazują, że dzieci mają tendencję do jedzenia tych samych pokarmów, co ich rodzice, zarówno jako dzieci, jak i dorośli" – powiedziała. "Modelując zrównoważone i pozytywne podejście do jedzenia, dorośli mogą pomóc dzieciom rozwinąć zdrowe nawyki żywieniowe i zdrową relację z jedzeniem".



6. Jak rozmawiasz o swoim dziecku z innymi dorosłymi.

Załóżmy, że Twoje dziecko właśnie przeżyło epickie załamanie w Target. Kiedy wracasz do domu, opowiadasz swojemu partnerowi o tym, co się właśnie wydarzyło, w formie sarkastycznych komentarzy na temat "niesamowitego poranka, który właśnie mieliście" lub żartów na temat incydentu, myśląc, że prawdopodobnie przechodzi to przez głowę twojego dziecka.

"Mogą nie wiedzieć, co to wszystko oznacza, ale mogą wychwycić fakt, że myślisz negatywnie o tym, co się stało, a to może negatywnie wpłynąć na ich poczucie własnej wartości i relacje z tobą" – powiedział McCoy.

Kiedy rozmawiasz z przyjacielem, krewnym lub współrodzicem, czy to przez telefon, czy osobiście, o czymś, co przydarzyło się twojemu dziecku, uważaj na język, którego używasz, radzi McCoy.

"Mów o wyciągniętej lekcji lub o tym, jak rozwiązałeś problem, zamiast skupiać się na błędzie lub problemie" – powiedziała. "Udawaj, że rozmawiasz ze swoim dzieckiem i rozmawiaj o swoim partnerze z nim tak, jak rozmawiasz z nim bezpośrednio".







Ja nie jestem ani psychologiem, ani nawet rodzicem - a to wszystko wiem.

Po prostu z codziennej obserwacji.

Jest to całkowicie logiczne, że dzieci uczą się PRZEKONAŃ, wartości lub antywartości - od najbliższego toczenia.

Rodziców, rodziny, rówieśników, telewizora....


Popularnie nazywamy to WYCHOWANIEM.


Może niektórzy ludzie za dużo kłapią paszczą, zamiast skupić się na obserwacji rzeczywistości i myśleniu?


Tak jak Ucznie Czarnoksiężnika modelują SI bzdurami i kłamstwami z internetu, tak i przeciętni

ludzie mogą niekorzystnie modelować swoje dzieci 

powtarzając bzdury z telewizora, 
pozwalając im na oglądanie telewizji, 
szczególnie dotyczy to podejrzanych audycji, bajek, gdzie np. w roli głowy rodziny występują męskie genitalia przybrane za tatę "świnki" Peppy (A to świnka!)
słuchanie radia czy 
obcowanie z internetem


to co media pokazują i mówią robią całkowicie celowo i specjalnie - czynią to jednak subtelnie, by nikt nic im nie zarzucił, choć zawsze mogą się bronić stwierdzeniem - nie musi pan oglądać - to przecież jest to po prostu atak..

wprowadzanie określonych szkodliwych treści do obiegu społecznego bez obawy jakie to destrukcyjne efekty wywoła w społeczeństwie to nic innego jak atak

media są winne rozrostowi lgtb i konsekwencjom z tego wynikającym





Na koniec może jeszcze fragment tekstu z 2 sierpnia br.  "Redaktorom wadzi Polska"



To jest jawne, w biały dzień, plucie na ludzi, nazywanie ich głupimi i wierzącymi w teorie spiskowe.

Co klikniesz internet, to nie umieją mówić, pisać, rysować słupków poparcia w odpowiednich proporcjach.... i to wszystko w   WAŻNYCH   SPRAWACH   DLA   POLSKI.

I są specjalistami od biznesów, od zarządzania, od rolnictwa, od handlu, od wojskowości, od prawa, od służb specjalnych, od samorządu nawet, od ekonomii, od wszystkiego są, na wszystkim się znają i różne takie cuda. To nie jest przypadek oczywiście i nie wolno nam tego ignorować.


NIE WOLNO!


Proponuję sobie to jeszcze raz te zwroty poniżej przyswoić i przemyśleć...



A gdyby tak wybrać z tej grupy 3% [tych, co są za rezygnacją z polskiej państwowości - MS], czyli tych 900 000 ludzi - wziąść spośród nich, dajmy na to - 1% tj.  9000 ludzi i wyszkolić ich na dziennikarzy, obsadzić w polityce i na uczelniach na pierwszych miejscach - to jaki obraz Polski mielibyśmy w mediach?? W telewizji, w prasie w internecie??


Co?


9000   osób   -   1%  "sceptykopolaków"






Prawym Okiem: Kościół powinien wypłacić odszkodowania (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Efekt dominacji mediów (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Teoria mediów (maciejsynak.blogspot.com)


Prawym Okiem: Redaktorom wadzi Polska (maciejsynak.blogspot.com)


6 rzeczy, które dzieci całkowicie zauważają, a dorośli nie zdają sobie z tego sprawy | Życie HuffPost

Badania pokazują, że dzieci zauważają to, czego brakuje dorosłym | Nauka Dziennik (sciencedaily.com)



seria artykułów w temacie

These things are noticed by children and adults are not even aware of it - Szukaj w Google

google.com/search?q=These+things+are+noticed+by+children+and+adults+are+not+even+aware+of+it&oq=These+things+are+noticed+by+children+and+adults+are+not+even+aware+of+it&gs_lcrp=EgZjaHJvbWUyBggAEEUYOdIBBzIwNWowajGoAgCwAgA&sourceid=chrome&ie=UTF-8



zwróciłem uwagę dzięki:

rt.rs/magazin/104924-mala-deca-primecuju-mnogo-vise-nego-sto-odrasli-misle/



20:57

tysol.pl/a126504-felieton-ts-cezary-krysztopa-nikt-nie-ma-prawa-do-dziecka-to-dziecko-ma-prawo-do-mamy-i-taty