Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą językoznawstwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą językoznawstwo. Pokaż wszystkie posty

środa, 18 grudnia 2024

Skąd się wzięła nazwa Gotenhafen?




Czytamy uważnie.





przedruk





Skąd się wzięło Gotenhafen, okupacyjna nazwa Gdyni? Nowe fakty



Jan Daniluk

17 września 2023 (artykuł sprzed 1 roku)





W dzisiejszej siedzibie Urzędu Miasta Gdyni także w czasie wojny także urzędowała administracji miasta (Stadtverwaltung Gotenhafen). Lata II wojny światowej. Zbiory prywatne.

Podczas II wojny światowej Gdynia nosiła nazwę "portu Gotów", a więc Gotenhafen. Dokument, odkryty przez autora kilka dni temu w berlińskim archiwum, rzuca nowe światło na to, jak tę nazwę wybierano i jakie jeszcze propozycje brano pod uwagę.


Przemianowanie Gdyni na Gotenhafen nastąpiło 19 września 1939 r., specjalnie z okazji przyjazdu Adolfa Hitlera do Gdańska i Sopotu. Führer odwiedził także Gdynię, ale dopiero dwa dni później - 21 września (często można spotkać się z pomyłką w tej kwestii).

Dodajmy jednak, dla porządku, że przemianowanie było bezprawne, a sam proces zmiany nazwy nie został zresztą odpowiednio sformalizowany.


Jak powstała nazwa Gotenhafen? Nowy trop

Wspomniany na samym początku dokument to rodzaj notatki, która pozwala wyjaśnić przynajmniej część wątpliwości, które do tej pory funkcjonowały odnośnie pojawienia się nazwy Gotenhafen. Po pierwsze dowiadujemy się, że między 14 a 18 września 1939 r., tj. od dnia, kiedy Gdynię zajęły wojska niemieckie (poza Kępą Oksywską, gdzie bronili się jeszcze Polacy) do wigilii przyjazdu Adolfa Hitlera, Albert Forster wystosował prośbę do Ericha Keysera, by ten zaproponował nowe nazwy dla zajętego właśnie polskiego miasta.

Zanim przejdziemy dalej, warto zatrzymać się, i przypomnieć, kim były obie wymienione osoby.





Gauleiter-zbrodniarz i jego zaufany historyk

Albert Forster to postać doskonale znana. Niemiecki polityk, narodowy socjalista, zbrodniarz wojenny. Był wieloletnim gauleiterem gdańskiego okręgu NSDAP, a po wybuchu wojny - rozszerzonego na cały, nowy Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie, obejmującego m. in. większość z ziem międzywojennego województwa pomorskiego. Stal na czele nie tylko struktur partyjnych, ale i administracji cywilnej (jako namiestnik Rzeszy).

(foto i opis)
Niemiecki polityk, narodowy socjalista, zbrodniarz wojenny Albert Forster - to prawdopodobnie on jest autorem okupacyjnej nazwy Gdyni - Gotenhafen. Po wojnie został skazany na karę śmierci. Egzekucję wykonano w Warszawie.

Wcześniej, tj. we wrześniu i październiku 1939 r. pełnił funkcję szefa administracji cywilnej w tymczasowych strukturach administracji wojskowej. Jako taki tworzył struktury administracji na podbitych terenach polskich. Mógł - i wszystko wskazuje, ze miał - bezpośredni wpływ także na nadanie nowej nazwy dla zajętej Gdyni.




Erich Keyser to też osoba znana, choć zapewne mniej. To z całą pewnością najważniejszy historyk niemiecki w Gdańsku w okresie międzywojennym, zagorzały zwolennik Deutsche Ostforschung, czyli zaangażowanej politycznie humanistyki, na czele z historią i archeologią. Te dziedziny nauki były wprzęgnięte w działalność propagandową, mającą na celu udowodnienie wyższości narodu i dziedzictwa niemieckiego.


(foto i opis)
Niemiecki historyk Erich Keyser.
To on, na prośbę Forstera, opracował propozycje nowych nazw dla będącej pod niemiecką okupacją Gdyni.



Należał do NSDAP. Od 1926 r. stał na czele Krajowego Muzeum Historii Gdańska (otwartego w marcu 1927 r.), które swoją siedzibę miało w Pałacu Opatów. W latach II wojny światowej placówka ta została przekształcona w Okręgowe Muzeum Historii Prus Zachodnich.


Pierwsza (i zwycięska) koncepcja: Goci

Na prośbę Forstera Keyser przygotował cztery propozycje - nie tyle konkretnych nazw, co raczej inspiracji dla nich (z jednym wyjątkiem, o czym dalej). Prośba była najpewniej pilna - notatka jest dość krótka, uzasadnienia lakoniczne.


Pierwsza inspiracja jest tą, która ostatecznie zwyciężyła. Keyser zasugerował nawiązanie do obecności w dawnych czasach na Pomorzu Gdańskim Gotów, których ślady obecności były już wówczas znane (dziś są to artefakty czy wykopaliska identyfikowane z kulturą wielbarską). Gotów uznawano (i uznaje dziś nadal) za jedno z plemion wschodniogermańskich. Przypomnienie Gotów miało więc wyraźny wymiar propagandowy.




Herb miasta Gdynia (Gotenhafen) w latach okupacji niemieckiej



(foto i opis)
Nagłówek papeterii nadburmistrza Gdyni (Gotenhafen) w latach II wojny światowej. Po lewej widoczny herb - normański, srebrny drakkar w błękitnym polu (BArch, NS 1/2417).




Podobne intencje przyświecały Keyserowi w formułowaniu trzech pozostałych propozycji, choć z dzisiejszej perspektyw wydają się zaskakujące.


Pomysł drugi: jedyna niemiecka nazwa

Wskazał na Kamienną Górę (Steinberg), cytując historyka - "w istocie jedyną nazwę niemiecką na terenie Gdyni", a ponadto dotyczącą terenu "ważnego militarnie i krajobrazowy".


Pomysł trzeci: nawiązanie do Wikingów

Kolejny pomysł dotyczył Oksywia (Oxhöft). Keyser przypomniał, że to najstarsza część Gdyni, a ponadto "jej nazwa pochodziła z czasów wikingów".

Na marginesie ciekawostka: w polskich kręgach decyzyjnych w latach 20. XX w. pojawiła się koncepcja, by planowane miasto nazwać nie od osady Gdynia, ale właśnie od większej (posiadającej własny kościół), choć położonej zdecydowanie dalej, wsi Oksywie.


Pomysł czwarty: Miasto Zatoki

Wróćmy jednak do Keysera. Najbardziej egzotyczną wydaje się czwarta koncepcja ówczesnego dyrektora muzeum historii Gdańska. Wskazał na nazwę Zatoki Puckiej (Putziger Wiek), która też miała rzekome pochodzenie normańskie (wikińskie). Tym samym można było nawiązać. W tym wypadku jedyny raz sam Keyser pokusił się o zaproponowanie konkretnej nazwy: Gdynię miano przemianować na Wiekstadt lub Wiekort.




Kto wymyślił "Gotenhafen"?

Jak wspomniano, Keyser jedynie przygotował na szybko, by nie powiedzieć - "na kolanie" - krótką notatkę, w której wskazał możliwe rozwiązania. Gdyni nie przemianowano jednak na Gotenstadt czyli Miasto Gotów, lecz na Gotenhafen - Port Gotów.

Kto był więc bezpośrednim pomysłodawcą tej nazwy? Nie wiadomo, choć moim zdaniem wiele wskazuje na samego Forstera.

Na marginesie: początkowo mylono zapis nowej nazwy. W pierwszych tygodniach okupacji niejednokrotnie pojawiał się zapis w postaci Gotenhaven, zbliżony do nazwy innego, ważnego dla Kriegsmarine (podobnie, jak Gdynia) miasta - Wilhelmshaven.


Trudne miasto Gdynia

Na koniec warto się zastanowić, dlaczego Niemcy - mając przecież do dyspozycji w jęz. niemieckim nazwę dla Gdyni, czyli Gdingen - zdecydowali się na wprowadzenie nowej.

Podobne kroki poczynili także dla innych miast polskich: kilka miesięcy później dla Łodzi i Brzezin (odpowiednio: Litzmannstadt i Löwenstadt), a w 1941 r. dla Płocka (Schröttersburg). W przypadku Gdyni zaskakuje jednak szybkość tej decyzji (tym można tłumaczyć m. in. początkowo rozbieżność w zapisie) i jej symboliczność.


Wymienione wcześniej przykłady Łodzi, Brzezin i Płocka odnosiły się jednak do konkretnych osób, które - mniej lub bardziej bezpośrednio - wiązały się z historią tych miast. W przypadku Gdyni sięgnięto po nieco abstrakcyjnych Gotów.

Powód jest znany: Gdynia jako miasto powstałe praktycznie od podstaw i z gwałtownie rozwijającym się portem była (mimo jej licznych mankamentów) jednak sukcesem II RP. Sukcesem, wizytówką, z którą niezwykle trudno było się zmierzyć niemieckiej administracji.

W przeciwieństwie np. do Bydgoszczy, Torunia czy Grudziądza, które rozwijały się w XIX w. w ramach Królestwa Prus, w Gdyni propaganda niemiecka miała niewiele "punktów zaczepienia", by nie tyle uzasadnić (tego i tak nie musiała robić), ile by usankcjonować okupację i oswoić miasto dla jej nowych, niemieckich mieszkańców.


Jak walczono z dziedzictwem polskiej Gdyni

Stąd poza takimi zabiegami, jak niszczenie śladów polskości (likwidacja pomników, polskich nazw ulic itd.), Niemcy zasadniczo przyjęli dwie, podstawowe strategie propagandowe.

Po pierwsze starano się nie tyle akcentować niemieckie dziedzictwo z XIX w. czy początku XX w. (praktycznie go nie było), ile podkreślać chaotyczny i niekontrolowany rozwój Gdyni w ramach II RP, po czym przeciwstawiać go szeroko zakrojonym (choć niezrealizowanym nawet w połowie!) zamierzeniom niemieckich planistów.








O autorze


Jan Daniluk

- doktor historii, adiunkt na Wydziale Historycznym UG, badacz historii Gdańska w XIX i XX w., oraz historii powszechnej (1890-1945).













Skąd się wzięło Gotenhafen, okupacyjna nazwa Gdyni? Nowe fakty

facebook.com/gotenhafen.eu







poniedziałek, 16 grudnia 2024

Skąd się wzięła nazwa Elbląg?



IFING  ----  ILFING




przedruk




Ifing... Ilfing, Elbing, Elbląg... 
Czy nazwa naszego miasta ma coś wspólnego ze staroislandzką pieśnią?



Elbląg jest położony nad rzeką o tej samej nazwie, która od samego początku zakładania osad na tym terenie przez wiele wieków stanowiła czynnik stanowiący o atrakcyjności okolicznych terenów. Pełniła funkcję naturalnego szlaku handlowego, stanowiąc jednocześnie oś osadnictwa miejskiego. To w jej bezpośrednim sąsiedztwie powstało elbląskie Stare Miasto. Pierwotna nazwa rzeki Elbląg brzmiała: Ilfing.

Na wstępie przypomnijmy, że – jak już informowaliśmy wiele miesięcy temu – wybitny polski językoznawca, członek Komitetu Językoznawstwa Polskiej Akademii Nauk i Rady Języka Polskiego profesor Jan Miodek twierdzi, że:

Jest to najprawdopodobniej stara nazwa pruska. Do dziś w języku łotewskim „elb” znaczy tyle co bardzo ciemny (...) Niewykluczone jest również praindoeuropejskie pochodzenie, bo dostrzegamy tam tę cząstkę „el”, „ol”, „ou” o znaczeniu: ciekły, wilgotny, mokry. W każdym bądź razie obie nazwy Ełk i Elbląg jako nazwy odrzeczne są niezwykle archaiczne, bardzo stare, liczące sobie kilka tysięcy lat.


15 listopada w Bibliotece Elbląskiej odbyła się konferencja „Dolna Wisła w dziejach Pomorza Gdańskiego do końca XVIII w.” podczas której mgr Jakub Jagodziński wygłosił bardzo interesujący referat, w którym odniósł się do wyraźnego podobieństwa nazw "Ifing" i "Ilfing", nawiązując w tym względzie do spostrzeżenia innego badacza – Leszka Słupeckiego. Rozważania młodego naukowca rzucają nowe światło na pochodzenie nazwy Ilfing, a co za tym idzie – także nazwy Elbląg.

Według badacza Ilfing była rzeką graniczną w kontekście tożsamości kulturowej mieszkańców Truso. Trudno nie zgodzić się z tą tezą. Jednocześnie graniczność rzeki nawiązuje do graniczności rzeki Ifing.

W tym miejscu musimy wyjaśnić kontekst porównawczy rzek Ifing i Ilfing.

Ilfing jest rzeką znaną z relacji Wulfstana – podróżnika, prawdopodobnie anglosaskiego, który około 890 roku odbył żeglugę z Hedeby na Półwyspie Jutlandzkim (dzisiejsze Niemcy) w kierunku wschodnim, wzdłuż południowego wybrzeża Bałtyku, w celu zebrania informacji geograficznych na temat ziem nadbałtyckich. Po siedmiu dniach żeglugi Wulfstan dotarł do ziem zamieszkanych przez Estów (Prusów) oraz do portu Truso położonego nad jeziorem Druzno. Następstwem podróży było jej opisanie przez podróżnika. Popnadto Wulfstan opisał położenie osady Truso, jak również niektóre zwyczaje Estów.

Wiemy już. że nazwa Elbląg pochodzi od nazwy Ilfing. Skąd natomiast wzięła się nazwa Ilfing? Czy wpływ na ukształtowanie tej nazwy miała rzeka Ifing, która jest znana z fragmentu "Eddy poetyckiej" ("Pieśni o Wafthrudnirze")?

Posługując się słownikiem etymologii staronordyckiej, termin Ifing tłumaczony jest jako "poetycka nazwa rzeki" - prawdopodobnie "gwałtowna", "burzliwa", "niepohamowana", "porywcza" (de Vries 1962, s. 283-284). W słowniku nym nie ujęto nazwy Ilfing.



Jak zauważył Jakub Jagodziński:

Określenia przypisane rzece Ifing niezbyt odpowiadają charakterowi dzisiejszej rzeki Elbląg. Obecnie jest to rzeka o spokojnym nurcie, jednak trzeba mieć na uwadze zmiany hydrograficzne na przestrzeni ponad tysiąca lat – być może wtedy Ilfing była rzeką o znacznie bardziej żywym nurcie i zapewne zmienną. W kontekście granicznej funkcji Ilfing należałoby się zastanowić, czy owa "gwałtowność" i "burzliwość" nie może być odniesieniem do charakteru granicy, którą tworzyła ta rzeka. (...) Zbieżność nazw i funkcji może wskazywać na skandynawski rodowód rzeki, która wypływała z jeziora Drużno, nad którym powstała osada Truso.

Rzeka Ilfing w relacji Wulfstana ma charakter graniczny:

(...) Wisła ta jest wielką rzeką i przez to dzieli Witland i Weonodland
Tutaj zaś Wisła zabiera rzece Ilfing jej nazwę i spływa z tego zalewu do morza.



Tereny w okolicy rzeki Ilfing (dzisiaj: Elbląg) były terenami granicznymi. W pobliżu mieszkali Prusowie i Słowianie. Witland oznacza ziemie dawnych Prusów. Położone były one po prawej stronie rzeki. Weonodland (po lewej stronie rzeki) natomiast to ziemia Wendów, czyli Słowian nadbałtyckich (zamieszkujących na wschód od królestwa duńskiego, Norwegii, Szwecji i na terenach od Odry do Gdańska).
 

Podobnie charakter graniczny ma rzeka Ifing, która występuje w "Pieśni o Wafthrudnirze":


Wafthrundir rzekł:
Powiedz mi, Gagnrad, co na progu stojąc
sprawności swej chcesz dać dowód
Jak zwie się rzeka dzieląca Ziemie olbrzymów od bogów?
Odin rzekł:
Ifing zwie się rzeka
dzieląca Ziemie olbrzymów od bogów;
Otwarta płynie ona od wiecznych czasów,
Lodem nie pokryje się nigdy.



Źródło cytatu: "Edda poetycka", "Pieśń o Wafhrundirze" (w mitologii nordyckiej: Vafþrúðnismál)

"Edda poetycka" stanowi najstarszy zabytek piśmiennictwa islandzkiego, datowany na IX wiek n.e. Składa się z 29 pieśni, z których 10 zostało poświęconych bogom (mityczne), natomiast 19 poświęcono bohaterom i wojownikom. Pieśni "Eddy poetyckiej" to utwory mitologiczne oraz pieśni heroiczne; są one bogatym źródłem wiedzy o staroskandynawskich zwyczajach i wierzeniach. Wszystkie pieśni Eddy są anonimowe, prawdopodobnie ich autorzy powtórzyli tylko zasłyszane opowieści.


Czy nazwa rzeki Ilfing (obecnie: Elbląg, wcześniej: Elbing) ma swoje źródło w bardzo starej pieśni nordyckiej (staronordyjskiej) pochodzacej z Islandii? Wiele wskazuje, że tak.



Marcin Mongiałło






m.Elblag.net wiadomości - informacje - ogłoszenia – portal - Elbląg




















czwartek, 28 listopada 2024

antuhša - język hetycki








wiki








antuhša- (język hetycki



znaczenia:

rzeczownik, rodzaj wspólny



odmiana:

Poświadczone formy:
(lp M.)          an-tu-wa-ah-ha-aš,     an-tu-u-wa-ah-ha-aš,     an-tu-uh-ha-aš,     an-tu-uh-ša-aš,     an-tu-u-wa-ah-za; 
(lp D.)           an-du-uh-ša-aš,     an-tu-uh-ša-aš,     an-tu-wa-ah-ha-aš; 
(lp C.-Ms.)    an-tu-uh-ši,           an-tu-u-uh-ši,       an-tu-uh-še; 
(lp Abl.)        an-tu-uh-ša-az; 
(lm M.)         an-tu-uh-še-eš; 
(lm D.)          an-tu-uh-ša-aš; 
(lm C.-Ms.)   an-tu-uh-ša-aš,     an-tu-u-wa-ah-ha-aš; 
(lm B.)           an-tu-uh-šu-uš

Na pierwotny paradygmat odmiany tego słowa prawdopodobnie składały się: forma antuwahha- dla mianownika i antuhša- dla przypadków zależnych. Wraz z rozwojem języka hetyckiego wystąpiło zarówno przejście antuhša- do mianownika, jak i antuwahha- do przypadków zależnych [3][4].



kolokacje:

(1.1) kuiš  antuhšaš → jakiś człowiek
(1.2) appiziš  antuhšaš → osoba o najniższej randze



wyrazy pokrewne:




etymologia:

praindoeur. *h1n-dhuéh2-ōs[3]

Próbowano powiązać etymologicznie antuhša- z gr. ἄνθρωπος[5].Obecnie przeważa opinia, że słowo antuhša- związane jest z *dhuh2 → tchnienie, dym[3]; na podstawie sankr. dhūma → dym i gr. ἔνθυμος → wypełniony duchem, uduchowiony[6].por. lidyjskie antola, anlolaposąg[3][7]



uwagi:

To słowo zapisywano również za pomocą sumerogramów: UKÙ[1][2] LÚ.ULÙ.LU[1][2] / LÚ.U19.LU[8], LÚ.NAM.U19.LU[9] oraz UN[9].




źródła:


Skocz do:1,0 1,1 1,2 1,3 A. Kloekhorst, Etymological Dictionary of the Hittite Inherited Lexicon, Brill, Leiden–Boston 2008, s.v. antuuahhaš- / antuhš-, s. 188.
Skocz do:2,0 2,1 2,2 2,3 J. Puhvel, Hittite Etymological Dictionary, vol. I–II, Walter de Gruyter, Berlin–New York–Amsterdam 1984, s.v. antu(wa)hha-, antuhša, s. 79.
Skocz do:3,0 3,1 3,2 3,3 A. Kloekhorst, Etymological Dictionary of the Hittite Inherited Lexicon, Brill, Leiden–Boston 2008, s.v. antuuahhaš- / antuhš-, s. 189.
J. Puhvel, Hittite Etymological Dictionary, vol. I–II, Walter de Gruyter, Berlin–New York–Amsterdam 1984, s.v. antu(wa)hha-, antuhša, s. 81.
J. Puhvel, Hittite Etymological Dictionary, vol. I–II, Walter de Gruyter, Berlin–New York–Amsterdam 1984, s.v. antu(wa)hha-, antuhša, s. 82.
H. Eichner, Review of: Friedrich J. – Kammenhuber, A. Hethitisches Wörterbuch, 2. Aufl., 2. Liefg., „Die Sprache” 25 (1979), s. 77.
J. Puhvel, Hittite Etymological Dictionary, vol. I–II, Walter de Gruyter, Berlin–New York–Amsterdam 1984, s.v. antu(wa)hha-, antuhša, s. 83.
Ch. Rüster, E. Neu, Hethitisches Zeichenlexikon. Inventar und Interpretation der Keilschriftzeichen aus den Bogazköy-Texten, Wiesbaden 1989, nr 78, s. 130.
Skocz do:9,0 9,1 J. Tischler, Hethitisches Handwörterbuch, Innsbruck 2001, s.v. antuwahha-, s. 17.













piątek, 22 listopada 2024

Pokrewieństwa języka tocharskiego z językami słowiańskimi.













przedruk fb




PraŹródła - edukacja, badania, publikacje
 


17 listopada o 19:01 ·





Oto długo oczekiwane opracowanie Rafała Jakubowskiego dotyczące pokrewieństwa języka tocharskiego z językami słowiańskimi, które rewolucjonizuje dotychczasową wiedzę w tym temacie.

Badania prowadzone były przez rok. Opracowanie liczy czterdzieści siedem stron, ale tutaj zamieszczamy zaledwie jego fragment. Całość tekstu znajduje się na naszej stronie www. Link znajdziecie Państwo poniżej. Chętne osoby zachęcamy do wsparcia naszej pracy poprzez wpłaty na konto Stowarzyszenia Praźródła, nr 77 1600 1462 1882 7571 2000 0001


POKREWIEŃSTWO JĘZYKA TOCHARSKIEGO Z JĘZYKAMI SŁOWIAŃSKIMI. WERYFIKACJA DOTYCHCZASOWYCH BADAŃ NAD JĘZYKIEM I POCHODZENIEM TOCHARÓW.



Abstract


Niniejszy tekst traktuje o pokrewieństwie języka i w szerszym ujęciu Tocharów do ludów słowiańskich. W ramach tego oparto się na językowej analizie pokrewieństwa, głównie w zakresie morfemów i w mniejszym zakresie w odniesienie do pozostałych aspektów morfologii języka, fleksji, semantyki. Zagadnienie takie zostało podjęte, ze względu na dotychczasowe, marginalizowanie pokrewieństwa języka tocharskiego i języków słowiańskich, mimo jednoznacznych i szczególnie znaczących analogii istniejących w tym zakresie.

Tłem dla przedstawionego zagadnienia jest próba ustalenia pochodzenia Tocharów, nie tylko w nawiązaniu do językoznawstwa ale również archeogenetyki oraz historiografii. W ramach publikacji wskazano na szereg dotychczasowych błędów interpretacyjnych dotyczących języka tocharskiego i pochodzenia Tocharów. Tekst wskazuje na istotne i konieczne uwzględnianie w badaniach językoznawczych wyników badań genetycznych. Wnioski wskazują również na słuszność dotychczas kwestionowanego poglądu, iż „geny najczęściej wskazują na kulturę”, czy „geny najczęściej są powiązane z konkretnymi etnosami”.


1. Pochodzenie Tocharów

Współcześnie Tocharzy stali się tematem popularnym i wzbudzającym wiele emocji za sprawą znalezienia (w drugiej połowie XX wieku) na pustyni Tarim Basin, w Xiaohe licznych pochówków ze zmumifikowanymi szczątkami ludu, który zidentyfikowano z historycznymi Tocharami. Najstarsze mumie pochodzą z XXII-XX wieku p.n.e. [Adams, Douglas 1988]. Obok pochówków zachowało się szereg szczególnych artefaktów, w tym: pale imitujące wiosła i fallusy wbite na obszarze nekropolii, drewniane figurki/lalki, liczne naczynia ceramiczne, w tym z symbolami swastyki. Mumie do grobów złożono w bogatych strojach. W niektórych grobach męskich, na szczególną uwagę zwraca wyposażenie mumii w wysokie, filcowe kapelusze. Tym co od razu wzbudziło sensację, był fakt iż znaczna część zmumifikowanych męskich szczątków miała włosy rude lub ciemny-blond.
 
Wbrew pozorom Tocharowie nie byli ludem tajemniczym. Zachowały się o nich liczne w wzmianki zarówno w historiografii chińskiej, ale także indyjskiej czy europejskiej. Chińczycy Tocharów określali mianem Juezhi. Chińczycy z Tocharami około XX w p.n.e. czyli na przełomie istnienia dynastii mitycznej i pierwszej dynastii historycznej - starli się militarnie. W kolejnych wiekach prowadzili ożywione relacje handlowe. O prawdopodobnej konfrontacji Juezhi z Chińczykami mówią wzmianki kronikarskie Zhang Qiana. Według nich Yuezhi w XIX w pne zostali wyparci na północny zachód od pierwszej chińskiej stolicy Xian [Shah 2016]. Oznaczałoby to że, przed ich wyparciem Yuezhi znajdowali się na obszarze pierwszej chińskiej stolicy i mitycznej „boskiej” dynastii (Trzech Władców i Pięciu Cesarzy). Dopiero kolejna po niej (już historyczna) dynastia Xia, miałaby wyprzeć Yuezhi na teren, w pobliżu którego w kilka wieków później powstały pierwsze fortyfikacje Wielkiego Muru Chińskiego.

 
O Tocharach jako Tusharal lub Tukhāra wspomina Mahabharata, ale także takie teksty jak: Atharvaveda, Samaveda, Brahmany (Aitareya, Satapatha, Vamsa) czy Purany. 

W ten sposób Tcoharów umiejscawia się wśród najważniejszych rodów/ludów aryjskich m.in. obok Śaka. Kronikarskie źródła chińskie wskazują na pokrewieństwo Tocharów z ludem Śaka oraz Wusun (Wūzhī) [Adams, Douglas 1988], który najprawdopodobniej pochodził z terenu wschodniej i/lub środkowej Europy. Natomiast nie jest w pełni precyzyjne określanie ich mianem ludu typowo scytyjskiego. Idąc w ślad za tłumaczeniem źródeł indyjskich Tocharowie oznaczaliby lud księżyca/Boga księżyca [Shah 2016]. Zdaniem współczesnych badaczy sami siebie Tocharowie określali jako „ärsi” lub „ākñi”. Zdaniem D. Adams'a ākñi, oznaczało wędrowców [Mallory, Adams 2006]. Pogląd taki nie znajduje jednak potwierdzenia w źródłach, tym bardziej, że mianem wędrowców – säkā język tocharski określa lud Śaka.

 
Wzmianki o Tocharach znajdziemy w kronikach ujgurskich oraz sogdyjskich. Według Hòu Hàn Jì – chińskiej kroniki z IV w ne, Yuezhi na początku II w pne podbili post grecką Baktrię [Knechtges 2010].

Informację te potwierdza Strabon, według którego Tocharowie należeli do ludów scytyjskich. Ptolemeusz i Strabon Tocharów określali jako Tókharoi – Τόχαροι



Trago dla odmiany twierdził, że Baktrię zdobyły ludy Asiam i Saraucae [Pompeii Trogi, Fragmenta za www.polona.pl], które utożsamiał ze scytyjskimi Śaka, Issedonami/Asii/Osii określanymi przez Chińczyków jako Wusun. 

Najprawdopodobniej Tocharowie naonczas znajdowali się w przymierzu z tymi ludami. Podbicie czy zawładnięcie Daxii i Baktrii przez Tocharów i ludy z nimi sprzymierzone nastąpiło wskutek pokonania i wyparcia Tocharów z pogranicza Chin przez koczowniczych Xiongnu, które jak wynika ze wzmianek historycznych i badań genetycznych były mieszanką Ariów i ludów azjatyckich.



Na zdominowanych przez Tocharów i ich sprzymierzeńców terenach w II w p.n.e. powstaje imperium kuszańskie. Bogate imperium zaczęło być stopniowo dominowane przez sasanidzką Persję. Ostatecznym kres państwa Kuszan położyły najazdy Hunów, aczkolwiek wpływy kulturowe i religijne pozostałe po Kuszanach dostrzec można, w innych obszarach Eurazji.


Manuskrypty tocharskie datowane na IV-VIII w ne, znaleziono na terenie stosunkowo nieodległym od miejsca odnalezienia pochówków tocharskich w XX w pne. Zdaniem większości badaczy zachodnich manuskrypty te zostały spisane przez ludność tocharską migrującą z rozbitego państwa kuszańskiego. Jednak pogląd taki podważa czas powstania tych manuskryptów oraz język stosowany do ich zapisania. Czas powstania najstarszych manuskryptów jest wcześniejszy niż ostateczny upadek państwa Kusz. Natomiast jeśli manuskrypty miałyby być pisane przez emigrantów kuszańskich, najprawdopodobniej były spisywane w języku baktryjskim czyli odmianie greckiego lub w sanskrycie, ponieważ takich form używano w państwie Kusz. Wśród licznych manuskryptów tocharskich nie znaleziono nawet śladów zapisków w języku Kusz. Manuskrypty zapisano w archaicznych formach języka tocharskiego, co wskazywałoby na to, że po rozbiciu państwa tocharskiego przez Hunów część ludności pozostała na pierwotnych obszarach. Taki wygląd wydaje się bliższy prawdy, tym bardziej, że wszelkie wojny i związane z tym migracje, bardzo rzadko kiedy powodują zupełne czystki etniczne i pełne przesiedlenia i migracje.


W badaniach nad Tocharami do połowy XX wieku, lud ten na podstawie wzmianek historycznych utożsamiano ze Scytami lub bliżej nieokreślonymi koczownikami. Pogląd ten zmieniły dwa odkrycia, które miały miejsce na tym samym obszarze. Na początku XX wieku na terenie oaz pustyni Tarim i Lum odnaleziono szereg manuskryptów pochodzenia tocharskiego. Drugie odkrycie dotyczyło kilkuset zmumifikowanych ciał ludności tocharskiej, znalezionych na obszarze Pustyni Tarim. Oba znaleziska w zasadniczy sposób pozwalają określić przybliżone pochodzenie etniczne Tocharów, aczkolwiek w obu przypadkach, mass media, Wikipedia, pop kultura najczęściej przedstawiają fałszywy pogląd na to zagadnienie. Niestety także część naukowców również przestawia tendencyjne interpretacje badań. Temat etnicznego pochodzenia Tocharów można skonfrontować z badaniami genetycznymi mumii tarymskich jak też innych, równie archaicznych szczątków ludzkich pochodzących z obszaru prowincji Xinjiang czyli pogranicza Tarim Basin.


 
2. Sposób przeprowadzenia badań

Jako, że analiza języka tocharskiego jest głównym tematem niniejszej publikacji, w pełni zasadnym staje się przybliżenie zakresu tego opracowania i zastosowanych przy tym metod.


Język tocharski zachował się w wersji A (Tocharski A – TA) oraz B (Tocharski B - TB). W językach tych zapisano kilka tysięcy manuskryptów. Łącznie, w słownikach charakteryzujących ten język zebrano 22 074 słów, w tym 6721 wersji języka A. Jednak wśród tej liczby wyrazów większa część to derywaty czyli wyrazy pochodzące od głównego słowa, powstałe w efekcie odmiany.

 
W opracowaniu opierano się na kilku słownikach języka tocharskiego (A i B), w tym znajdującego się na stronie Uniwersytetu Wiedeńskiego, w ramach projektu „A Comprehensive Edition of Tocharian Manuscripts” [https://cetom.univie.ac.at/?words], D. Q. Adams'a “A Dictionary of Tocharian B” (2013), “Tocharisches Elementarbuch” W. Thomas'a (1964), P. Poucha “Thesaurus Linguae Tocharicae” (1955), G. Carling, G.J. Pinault i W. Winter “A Dictionary and Thesaurus of Tocharian A” (2008) oraz jak dotąd najdokładniejszego “Materials for a Tocharian Historical and Etymological Dictionary” Jorundur Hilmarsson'a (1996).


W ramach analizy postawiono za cel ustalenie pokrewieństwa językowego, języka tocharskiego (TA i TB) z innymi językami, w tym: słowiańskim i bałtyjskim, angielskim, niemieckim, ujgurskim (i językami tureckimi), samojedzkim, sanskrytem, greką, łaciną. W przypadku języków słowiańskich odniesiono się zarówno do współczesnego brzmienia tych języków, jak również do języka staropolskiego oraz staro-cerkiewno-słowiańskiego.


Badanie pokrewieństwa językowego skupiono głównie na analizie leksykalnej, słowotwórczej czyli porównywaniu słownictwa. W mniejszym zakresie odniesiono się do pozostałych aspektów morfologii języka czyli fleksji (odmiany) czy fonetyki (sposobu wymowy). W ramach badania słowotwórstwa analizowano podobieństwa w oparciu o identyczne lub podobne morfemy i podobieństwa odnoszące się także do fonemów. Tym samym odniesiono się nie tylko do analogii brzmienia słów lecz również ich podobieństwa semantycznego (znaczeniowego). Tego rodzaju analiza utrudnia przypadkowość czy tendencyjność interpretacji.

Istotnym było sprawdzenie znaczenia słów zawartych w treści poszczególnych manuskryptów. Zabieg taki stosowano w stosunku do słów, w których dotychczasowe tłumaczenia budziły wątpliwości. Co zostanie omówione w dalszej części publikacji wiele tłumaczeń budzi zastrzeżenia. Wynika to z kilku względów. Pierwszym jest ten, że w manuskryptach liczna grupa słów występuje tylko raz. Tym samym tłumacze mają trudne zadanie, ponieważ znaczenie poszczególnych słów identyfikują tylko na podstawie wątłej wiedzy o kontekście treści zawartych w tekście. Jest to tym trudniejsze i niesie z sobą tym większe ryzyko błędnego tłumaczenia, gdyż większość tekstów zachowała się fragmentarycznie. Znaczna część manuskryptów to tłumaczenia znanych wcześniej tekstów buddyjskich. Jednak i w tym przypadku u badaczy pojawiają się liczne błędy wynikające z niezrozumienia kontekstu religioznawczego badanych tekstów, w tym przypadku z nieznajomości w rozumieniu interpretacji tekstów buddyjskich i co szczególnie istotne związanej z nimi specyficznej terminologii.
Odnosząc się do pochodzenia i ewentualnych pokrewieństw języka tocharskiego z innymi językami, bardzo istotnym jest wskazanie, że do chwili obecnej ponad połowy słownictwa nie udało się zidentyfikować. Oznacza to, że nie znamy znaczeń części słów tocharskich.



3. Pokrewieństwo z językami słowiańskimi

Jednoznacznie należy uznać, że obok sanskrytu czy szerzej języków indo-irańskich, największe pokrewieństwo języka tocharskiego znajdujemy w przypadku języków słowiańskich. Analiza dokonana w niniejszym tekście wykazuje, że podobieństwa między tocharskim a językami słowiańskimi co prawda w mniejszym zakresie dotyczą obszarów fonetycznych lecz istnieje cały szereg zbieżności morfologicznych i semantycznych. Widać je między innymi w strukturach prefiksów i sufiksów służących do negacji lub przekształcania znaczeń. Ich skala sięga ponad 24% całego słownictwa tocharskiego, co przewyższa stopień pokrewieństwa sanskrytu z językiem tocharskim, jeśli odejmiemy nazwy własne, które jak wspomniano w sanskrycie stanowią znaczną część analogii leksykalnych.
 
Ze względów pokrewieństwa genetycznego i kulturowego oczywistym są liczne analogie między językami słowiańskimi a sanskrytem. Zgoła inaczej niż w przypadku języków germańskich, w językach słowiańskich integralnych analogii z językiem tocharskim znajdujemy ok 16%. Wynika z tego, że dwie trzecie wszystkich słowiańskich analogii leksykalnych z językiem tocharskim pojawiają się wyłącznie w językach słowiańskich. Wskazuje to jednoznacznie na archaiczność związków między Tocharami a Protosłowianami. Wskazuje na to również bardzo wysoka (ok 41%) skala analogii leksykalnych z najstarszą odmianą języka tocharskiego (TA). Jest to wskaźnik porównywalny z podobieństwem do TA ze strony łaciny.


Wymienione wyżej aspekty wskazują nie tylko na w znacznej mierze europejskie korzenie języka tocharskiego i pochodzenia Tocharów, ale wskazują jednocześnie na najściślejsze powiązanie tego języka z językami słowiańskimi i łaciną. Przy czym skala analogii ze słownictwem tocharskim w przypadku języków słowiańskich jest wielokrotnie wyższa niż w przypadku łaciny.

Najliczniejsze analogie w słownictwie między obu obszarami języków występują w przypadku dwóch samogłosek: e oraz o, oraz spółgłosek takich jak: l, n, p, s, t, r, w. Tak duża reprezentacja głosek miękkich po raz kolejny podkreśla, że zakres palatalizacji twardych głosek w języku tocharskim na miękkie głoski w językach słowiańskich miał charakter marginalny. Można raczej mówić o wspólnym obszarze miękkich głosek w języku tocharskim i językach słowiańskich.
 
Poza wymienionymi analogiami występującymi w obszarze słownictwa, osobno można się odnieść do interesujących przypadków dotyczących obrzędowości. Rzucają one szersze światło na zagadnienie systemu religijnego Słowian. Na plan pierwszy wysuwa się nazewnictwo tocharskiego i wedyjskiego Bóstwa Maheśvare, czyli władcy potrójnego świata (ziemi, podziemi i niebios). W sanskrycie „maha” oznacza wielki, zaś „śvare” odnosi się w tym przypadku do funkcji i rangi tej istoty. W tocharskim A, „swār” oznaczało radość, ale także harmonię, komplementarność. Należy przy tym mieć na uwadze powiązanie słowa śvare” z sanskryckim sva – oznaczającym przejrzystość, świętość (w nawiązaniu do oznaczenia żywiołu przestrzeni w pojmowaniu sakralnym). Stąd w sanskrycie „śva” jest rdzeniem tak istotnego symbolu jakim jest svasti (swastyka) ale także imienia wspomnianego Boga. Równie rozległe i powiązane z sakralnością znaczenie rdzenia „swa”znajdziemy w językach słowiańskich. To nie tylko świę(tość), świa(tłość) ale także swa(ćba), swa(rga) czyli swastyka. To również imię Bóstwa Swa(roga)/Swa(rożyca) oraz Swa(ntewid), znany ze źródeł wczesnośredniowiecznych pod zapisami: Suantouitus, Suantouith, Suantuitho, Szuentevit, Suantevit, Zuantevith, Zvantevith.

 
Wynika z powyższego, że przedrostek odnoszący się do świętości (w ujęciu przedchrześcijańskim) w języku tocharskim, sanskrycie i słowiańskim bezpośrednio – semantycznie i leksykalnie są z sobą powiązane. W tym ujęciu powstaje zgoła odmienna od dotychczasowych interpretacja funkcji i atrybutów słowiańskiego Swaroga/Swarożyca oraz Swantowida. Za kolejne nawiązanie do słowiańskich Bogów, zawarte w języku tocharskim można uznać pojęcia: „walu”, „walunt” i „walus” (TA) odnoszące się do krainy śmierci u Słowian zwanej wela, która była domeną Boga zaświatów Wołosa/Welesa.

Dalej można wskazać na tocharskie pojęcie „warässaälñesse” (TB), które oznacza praktykę kontemplacyjną, gdzie pojęcie jest pochodnym swār (TA) – radość. W języku słowiańskim mogło dojść do doszło do zmiany znaczenia słowa swar w ramach pejoratywizacji znaczeń sakralnych, co było nagminnym mechanizmem w ramach chrystianizacji. Sva w sanskrycie oznacza zarówno „niebo oświetlone jasnością, słońcem” jak też przejrzystość (charakterystyczną dla żywiołu przestrzeni) oraz naturalny stan umysłu, charakterystyczny dla przejrzystości. W obszarze obrzędowości przejrzystość ta jest efektem głębokiej kontemplacji. Kolejne słowo tocharskie „warksäl” (TB) – oznacza siłę i moc, co można odnieść do słowiańskiego „szwarność”.


Tocharskie „aśrām” (TB) oznacza świątynię, jest bezpośrednim zapożyczeniem z sanskrytu ale również odpowiada starosłowiańskiemu słowu chram. Podobnej analogii można upatrywać w tocharskim „cetisse” (TB) oznaczającym „świątynny”, gdzie cetis = świątynia, kącina.

 
Analogie można znaleźć w nazewnictwie kapłanów, mnichów:

tocharski rsāka (TB) to sanskrycki riszi czyli mędrzec, święty, a w starosłowiańskim żerca;
tocharski dhuta (TB) - w sanskrycie sa(dhu) to święty, asceta i nawiązuje do słowiańskiego pojęcia dziad, ded co oznaczałoby wędrownego ascetę. Następnie:
tocharskie vyākarit (TB) to wróżba, věštba (cze, słow);
tocharskie daksim (TA) to ofiara, datek;
a dānaśālāń (TA) tłumaczone jest jako sala do składania danin, ofiar, gdzie dāna = daniny, ofiary, a śālāń=sala


Także kolejne słowa istotne w systemie religijnym Tocharów nawiązują do świata wierzeń słowiańskich. Do słów takich można zaliczyć:

tocharskie pravacam (TB) – oznaczające prawo religijne jak i tekst obrzędowy. W językach słowiańskich nawiązuje do prawideł, prawa czyli pojęcia nawiązującego do zasad religijnych;
tocharskie prasāt (TB) – to wiara, przesąd, przy czym przesąd jest rozumiany jako wiara w tajemnicze zdarzenia, wiedza tajemna, hermetyczna – z czego wynika, że dawniej słowo „przesąd” miało znaczenie zgoła odmienne od współczesnego. Jest to kolejne z wielu pojęć, które znaczenie uległo pejoratywizacji zmianie w ramach chrystianizacji;

tocharskie pāyti (TB) to pokuta, покая́ние (ros) lub pokani (czeskie);
tocharskie posat (TB) oznacza post, przez co okazuje się, że błędna jest etymologia wymyślona przez Brucknera, według którego post w językach słowiańskich jest VIII-IX wiecznym zapożyczeniem przyjętym od misjonarzy niemieckich, z niem. fasten/fasta. Jeśli doszło do pożyczki to ewidentnie w odwrotnym kierunku.

Dość interesującym jest pokrewieństwo między tocharskim śopaiś (TB) oznaczającym przesilenie a słowiańską sobótką. Pozostając przy świętach tocharskie pākäccām (TA) i pāke (TB) oznacza dar świąteczny czyli paczkę, pakę co wyjaśnia dość archaiczną genezę paczki świątecznej jako prezentu.
 
Do słów związanych z obrzędowością należy także zaliczyć patäl (TB) czyli piekło oraz enak (TA) rozumiany jako zły znak. Kolejnymi interesującymi słowami odnoszącymi się do obrzędowości jest cała rodzina wyrazów tocharskich spokrewniona z pojęciem pälā (TA) oznaczającym oddawanie czci.

Podobne znaczenie ma pojęcie perskie „pahla” rozumiane jako pierwszy, znamienity, czcigodny. W językach słowiańskich wydaje się, że oba pojęcia (perskie i tocharskie) jest spokrewnione z pierwotnym znaczeniem słowa bałwan czyli przedmiotem czci. 

W języku słowiańskim odnoszącym się do obrzędowości przedchrześcijańskiej można znaleźć również kolejne podobnie brzmiące słowa jak:

 (święty) pal – zwany gaikiem, stosowany w świętach wiosennych i letnich. Tego rodzaju pal ze wstążkami w kolorach symbolizujących pięć żywiołów jest nawiązaniem do obrzędowej włóczni, strzały, wirguli/kija dziadowskiego, ale także axis mundi. Sądząc z pozostałości archeologicznych zachowanych na Słowiańszczyźnie od czasów rzymskich, można stwierdzić, że tego rodzaju pale sytuowano także w miejscach pochówków oraz miejscach kultu. W języku tocharskim B „pāli” oznacza również coś długiego i prostego jak pałka, kij, co również nawiązuje do znaczeń obrzędowości słowiańskiej.

 
Od wspomnianego tocharskiego pojęcia wywodzi się cała rodzina słów związanych z rytualizmem:
- palyśi (TB) to jasność, świecenie, połyskiwanie;
- pälkamo (TB) to świetlisty, palący, połyskliwy, jaśniejący;
- pälkaucäkka (TB) – to przepowiadająca przyszłość, choć dosłownie jasnowidząca, gdzie:
cäkka (TB) to inaczej widząca, wiedząca, wróżka w starosłowiańskiej obrzędowości określana mianem cioty;
- z kolei ompalsko (TB) również określane jest jako medytacja, co raczej w dosłownym tłumaczeniu brzmiałoby jako „święte, błogosławione om” czyli przebywanie w stanie kontemplacji;

palante (TB) to z kolei forma prośby o błogosławieństwo (THT 135). Zastanawiającym jest czy słowiańska obrzędowa gra w palanta była ofiarą związaną z błogosławieństwem.

Bezpośrednio do stanu medytacji nawiązuje również słowo „dhyām” (TB). Nawiązuje to słowa „dyaus” jako jaśniejący. Wynika z tego, że medytacja ma wspólny rdzeń znaczeniowy z jaśnieniem, oświeceniem, w słowiańskim dzień – od jasności, diń dinnica (starosłowiańskocerkiewny) – jutrzenka, świt, danica (chorw) – jutrzenka.

Kolejnymi słowami, które mogą kojarzyć się z obrzędowością są słowa tocharskie „ākläṣlyi”, „ākläṣye” (TA), „aklasseńca”, „aklyyate” (TB) – oba rozumiane jako nauka, nauczanie, ale interesującym jest zbieżność tocharskich słów ze słowiańskim pojęciem zaklęcia, zaklinania. Zważywszy, że większa część manuskryptów tocharskich dotyczyła aspektów religijnych, wydaje się prawdopodobnym, że używano słów dotyczących nauki działań sakralnych. W efekcie pojęcie nauczania, mogłoby mieć wspólne korzenie z zaklinaniem.


Kolejna grupa słów tocharskich wywodzi się z pojęcia „pās” (TA), które oznacza ochronę, schronienie, bycie pod protekcją. „Pāsmām” i „passalle” w języku tocharskim oznacza „bycie chronionym”, „mieć pas”, „mam pas”, „mam ochronę”. 

Można nawiązać tu do takich słowiańskich pojęć jak:

- pas, który pełnił istotne funkcje obrzędowe. W Aweście pas był symbolem ochrony (przez Bogów). Posiadać pas oznaczało także nobilitację (bycie dorosłym mężczyzną) ale także bycie chronionym.

Założenie pasa (pasowanie) oznaczało zatem formę inicjacji do dorosłości, w ujęciu obrzędowym przyjęcie do grupy osób dorosłych. Na słowiańszczyźnie pas to krajka, która utkana jest w odpowiednie symboliczne wzory, służące wsparciu i ochronie. Idąc dalej oczywistym staje się etymologia takich słowiańskich słów jak:
 
- pasterz, czyli ten który chroni;
- pastwisko rozumiane jako teren chroniony;
- pasać, pasanie (w toch. B- pāstsi) to ochranianie.


Opasanie w postaci wieńca, wianka (to co opasuje głowę) w języku tocharskim określano jako „pāssakw” (TB) i miałoby podobną funkcję obrzędową jak pas. Wieńce były symbolem czystości czyli przynależności do elity kapłańskiej. W kulturze ludowej nakładano je w czasie świąt, w powyższym ujęciu byłaby to forma ochrony i protekcji wśród sił wyższych.


Na koniec można przedstawić tocharskie pojęcie „wic” (TB) oznaczające wiedzę magiczną, umiejętności magiczne. W językach słowiańskich pojęcie to, w sposób oczywisty można skojarzyć z wiedźmą, której etymologia nawiązuje zarówno do wiedzy jak i wiedzenia. Dalekie pokrewieństwo znajdziemy także w języku niemieckim jak i angielskim. W języku angielskim wiedźma to „witch”, lecz słowo to jako „wich” pojawia się po raz pierwszy dopiero w XVI wieku. Z pewnością jest nawiązaniem do staroangielskiego wicca. W średnio dolnoniemieckim odpowiada mu pojęcie „wicken” oznaczające czarownicę i czarowanie (w sensie magicznym ) jako „wichelen”.


Po części znaczeniowo do wiedźmy nawiązują pojęcia związane z czarowaniem. Oczarowanie, zachwyt w tocharskim B określa się mianem „tsarwo” (w dosłownym tłumaczeniu fonetycznym „czarwo” lub „czarło”). Z kolei oczarowanie w sensie omamiania odnosi się do słowa „tsärtsäkwa” (TB). Natomiast klasztor, wspólnota religijna to „tsāro” (TB).


Ostatnim elementem omówienia słownictwa tocharskiego w nawiązaniu do języków słowiańskich jest przedstawienie kilku pojęć, które powinny wzbudzić zainteresowanie nie tylko językoznawców ale również historyków i antropologów kulturowych.


Pierwszym z zebranych tego rodzaju pojęć jest tocharskie słowo „kñas” (TA), które oznacza osobę posiadającą wiedzę. W sanskrycie „knasa” to świecący. Przy czym w języku słowiańskim cytowane słowo kojarzy się ze słowem kniaź, czyli osoby, która posiada władzę. Wydaje się prawdopodobne, że w pierwotnej strukturze społecznej u Słowian, podobnie jak u Ariów najwyższą władzę posiadali kapłani, czyli ci którzy dzierżyli wiedzę (znanie). Tym samym słowo kniaź swoją etymologię może czerpać z obszaru obrzędowości, osoby obeznanej, wiedzącej, pełniącej funkcje kapłańskie. Dopiero z laicyzacją władzy pojęcie kniaź, mogło przejść na osoby pełniące władzę świecką.

 
Kolejna grupa słów odnosi się do tocharskich pojęć jak:

- pyāst (TA) oznaczające wzrastanie, siła, moc;
- pyāstā (TA) znaczące bycie silnym, zdrowym;
- pyāstäs (TA) równoznaczne z wzrastaniem;
oraz pyāstlune (TA) tłumaczone jako wspieranie wzrostu – piastowanie.

 
Powyższe zestawienie wskazuje nie tylko na pewien zakres analogii językowych z językami słowiańskimi. Dodatkowo widać, że tocharskie tłumaczenie pojęć „piast”, „piasta” i „piastowanie” mogą wiele wnieść w odniesieniu do poszukiwań etnicznej genezy pierwszej polskiej dynastii.

 
Kolejnym obszarem leksykalnym odnoszącym się do zamierzchłych dziejów Polski są takie słowa tocharskie jak: „Kraki”, „Krki” (TA). Oba słowa to imiona. 

W manuskryptach tocharskich jest to odniesienie do tradycji wedyjskiej mówiącej, że za czasów Buddy Kaśyapy (żyjącego przed Buddą Sakyamunim) w kraju Kashin żył legendarny władca, kapłan oświecony król Kraki/Krki. 

Okazuje się, że podania i legendy o prahistorycznym władcy o tak znamiennym imieniu, przywodzącym na myśl znane w Polsce i Czechach legendy o królu Kraku, występowały także u Tocharów i w tradycji wedyjskiej. 

Również perskim Shahnameh znajduje się analogiczna postać, nazywana Kej Kawus. Wszystkie wspomniane podania wskazują na wspólne podłoże kulturowe i historyczne ludów aryjskich oraz słowiańskich. Znamiennym jest to, że Krki/Kraki w tradycji wedyjskiej i tocharskiej łączony jest z Buddą Kaśyapą (w języku. tocharskim nazywany „kāccāpa”). Z kolei w legendach słowiańskich obok króla Kraka nie znajduje się żadna święta postać, aczkolwiek postać Kraka mogła zostać ocenzurowana przez chrześcijaństwo. Kolejnym zasadnym pytaniem jest czy i na ile system religijny Słowian był zbieżny z tradycją wedyjską i tocharską w odniesieniu do sytuowania w niej postaci Buddów?


Mając na względzie wyniki badań genetycznych i językowych można sformułować istotne dla wniosków pytania:

Z którymi grupami językowymi i etnicznymi język tocharski wykazuje największy zakres pokrewieństwa?
Czy język tocharski był kentum?
Jaką genezę mają pokrewieństwa językowe między ludami Tocharów a ludami aryjskimi, słowiano-bałtyjskimi, germańskimi, italickimi?
W którym miejscu i czasie, na obszarze których kultur, doszło do powstania tych powiązań?
Jakim językiem posługiwała się ludność o haplogrupie R1a M198, stanowiąca najliczniejszą reprezentację genetyczną wśród mumii tarymskich?




WNIOSKI

1. Zasadniczym jest stwierdzenie, że język tocharski mimo stosunkowo późnego zapisu jest niezwykle dobrze zachowanym zabytkiem nie tylko języków PIE, ale także języków charakterystycznych dla ludności protoaryjskiej, protosłowiańskiej, protogermańskiej czy protoitalickiej.

2. Niemal połowa zasobu leksykalnego języka tocharskiego, nie znajduje pokrewieństwa z innymi znanymi nam językami. Oznacza to, że Tocharowie posługiwali się w znacznym zakresie językiem nie znanym, najprawdopodobniej charakterystycznym dla ludności z haplogrupą R1 M173 czy nie można wykluczyć, iż był to język wczesnych linii R1a jak M198. Wynika z tego, że język PIE jest niewiadomą i to w większym zakresie aniżeli się powszechnie uważa. Analizy języka tocharskiego podkreślają, że szereg założeń morfologicznych, prób rekonstrukcji języka PIE należy traktować jako hipotezy, które w wielu przypadkach nie podlegają potwierdzeniu w praktyce (jakim jest język tocharski). Trudno mówić o skutecznej rekonstrukcji języka PIE, skoro połowa słownictwa języka tocharskiego nie wykazuje pokrewieństwa z ludami PIE.

3. Do zasadniczych wątpliwości dotyczących języka tocharskiego należy zaliczyć to czy pierwotnie istotnie był to język kentum, ponieważ szereg poszlak morfologicznych wskazuje, że mógł być to język satem. Dotychczasowe twierdzenia popierające założenie że język tocharski był kentum należy uznać jako pogląd oparty na wybiórczym (lub tendencyjnym) doborze zasobów leksykalnych. Ewentualnie język tocharski może dowodzić ogólnej błędności podziału języków na kentum i satem.

4. Można stwierdzić, że zdecydowanie największe pokrewieństwo język tocharski wykazuje z sanskrytem czy szerzej językami indo-irańskimi oraz słowiańsko-bałtyjską grupą językową. O pokrewieństwie z językami protogermańskimi, protoitalickimi czy greką można mówić w znacznie mniejszym zakresie. Za marginalny należy uznać zakres pokrewieństwa języka tocharskiego z językami: celtyckimi, tureckimi, samojedzkimi, chińskim i tybetańskimi.
 
5. Udział pokrewieństwa między sanskrytem, językami słowiańskimi, italickimi, germańskimi a językiem tocharskim odpowiada udziałowi poszczególnych genomów charakterystycznych dla poszczególnych wymienionych ludów w ogólnej puli genowej przypisywanej Tocharom. Biorąc pod uwagę haplogrupy zidentyfikowane w mumiach tarymskich, zdecydowanie przeważają w nich genomy charakterystyczne dla ludności słowiańskiej i aryjskiej. Genomy charakterystyczne dla ludów germańskich, italickich czy celtyckich występują równie marginalnie jak zakres pokrewieństwa leksykalnego między językami tych etnosów. 

Biorąc z kolei pod uwagę szerszą reprezentację próbek genetycznych (badania V. Kumara z 2022r.), wynika że skala ilości próbek genetycznych dla ludów aryjskich jest podobna do skali pokrewieństwa między językiem tocharskim a językami indo-irańskimi. W nawiązaniu do badań Kumar'a można stwierdzić, że skala genomów charakterystycznych dla ludności germańskiej, celtyckiej i italickiej jest znacznie wyższa niż skala pokrewieństwa językowego języka tocharskiego z językami wymienionych ludów. Z kolei skala pokrewieństwa między językami grupy słowiano-bałtyjskiej jest znacznie wyższa niż reprezentacja genowa. Skrajnie niski brak reprezentacji pokrewieństwa leksykalnego między językiem tocharskim a językami ludów azjatyckich (chińskim, tybetańskim, mongolskim) jest z kolei nieadekwatny w stosunku do wysokiej reprezentacji genomów charakterystycznych dla tych ludów, występującej w omawianym badaniu. 

Wynika z tego, że badania genetyczne z obszarów wokół Tarim Basin nie są w pełni reprezentatywne dla ludności tocharskiej. Bardziej adekwatne są w tym ujęciu badania genetyczny samych mumii. Ilość genomów protosłowiańskich odzwierciedla skalę analogii językowych. Również znacznie mniejszy udział genomów charakterystycznych dla ludności protoceltyckiej, protogermańskiej i protoitalickiej pokrywa się z udziałem językowym tych ludów w języku tocharskim. Przyjęcie takiego założenia wskazywałoby na to, że kontakt Tocharów w ludami indo-irańskimi mógł nastąpić w późniejszym czasie po migracji tego ludu z Europy. Inną ewentualnością jest przyjęcie założenia, że ludność tocharska mogła mieć charakter wieloetniczny (czego nie potwierdzają wzmianki historyczne), lecz język i kultura była najprawdopodobniej pod wpływem grup pochodzących z obszaru europejskiego, głównie związanego z ludnością aryjską i słowiano-bałtyjską.

6. Na podstawie badań genetycznych i językowych, można stwierdzić, że Tocharowie są wyrazistym przykładem, że poszczególne genomy są przyporządkowane określonym etnosom, kulturze, językom. Wyniki te można uznać za precedens w skali dotychczasowych badań z zakresu językoznawstwa i archeogenetyki.
Na podstawie dotychczasowych rozważań i rozstrzygnięć zasadnym jest odniesienie się do pochodzenia (etnogenezy) Tocharów.
 
7. W przypadku genezy pokrewieństwa językowego i genetycznego między Tocharami a ludami aryjskimi, słowiano-bałtyjskimi, germańskimi, italickimi można sformułować dwie możliwości powstania takiej relacji. Do pierwszej skłania się zdecydowana większość badaczy. Zakłada ona, że Tocharowie to ludy, które pojawiły się na terenie Azji w III tysiącleciu pne, a przyszły z obszaru europejskiego. Przyjmując taki pogląd za najbardziej prawdopodobny można przyjąć, że migracja ta nastąpiła najprawdopodobniej z obszaru Europy Środkowej i Wschodniej. 

Migracje taką można byłoby powiązać z obszarem kultury ceramiki sznurowej, która funkcjonowała na terenie centralnej Rosji (kultura fatianowska) po obszar obecnych Niemiec, Polski, Czech, Słowacji, Litwy, Łotwy częściowo południowej Skandynawii i Austrii. Na takie pokrewieństwo wskazują przede wszystkim podobieństwa genetyczne. Wśród reprezentantów kultury ceramiki sznurowej i fatianowskiej znajdujemy haplogrupy analogiczne z tym stwierdzonymi u mumii tarymskich i ludów funkcjonujących w na obszarze pobliskim z Tarim Basin. Chodzi tu przede wszystkim o haplogrupy takie jak: R1a M198, R1a Z282, Z280 ale także aryjską R1a Z93. 

W kulturze ceramiki sznurowej marginalnie znajdowały się również genomy charakterystyczne dla późniejszych ludów celtyckich, germańskich i italskich (R1b M343, R1b M269). Tak złożona genetycznie populacja odpowiadałaby w pełni pokrewieństwom językowym występującym w języku tocharskim. 

Za błędny należy uznać, że na ludy tocharskie wpływ miała kultura Yamnaya. Pogląd taki jest niezgodny z aktualnym stanem wiedzy genetycznej, ponieważ subklada R1b występujące w kulturze Yamnaya są w zdecydowanej większości odmienne od tych występujących w KCS, w kulturze Afanasjewo (w której nawiasem mówiąc dominują R1a) jak też wśród ludów kwalifikowanych jako tocharskie. Genomy występujące w kulturze Yamnaya mają raczej związek z późniejszymi ludami tureckimi (R1bL23/Z2103). W efekcie nie można mówić o wpływie kultury Yamnaya na kształtowanie się genomów charakterystycznych dla Tocharów a tym bardziej ludów protosłowiańskich czy protoaryjskich.


Można natomiast przyjąć, że protosłowiańskie i protoaryjskie grupy pochodzące z KCS w drodze do Azji przemieszały się z reprezentantami kultury Afanasjewo w której odnotowano genomy protogermańskie, italickie i celtyckie.


Druga mniej prawdopodobna teoria zakłada, że Tocharowie byli ludem o proweniencji eurazjatyckiej, typowej dla ludności R1a M198 i R1 M173. Dopiero w efekcie migracji europejskiej (z kultury ceramiki sznurowej i ewentualnie kultury Afanasjewo) doszło do powstania jednolitej grupy etnicznej i językowej. Opisana ewentualność mógłaby tłumaczyć tak znaczącą skalę występowania w języku tocharskim słownictwa dotąd niezidentyfikowanego, które mogło być pierwotnym językiem charakterystycznym dla R1 M173 lub być może R1a M198. Duży udział genetyczny i językowy pochodzenia słowiańskiego wśród Tocharów można dodatkowo tłumaczyć napływem ludu Śaka i Khumboja Śaka, który powiązał się z Tocharami a jak wykazują badania genetyczne w znacznej mierze posiadał genomy bałtosłowiańskie i aryjskie.

 
Omawiane zagadnienia dotyczące etnogenezy tocharskiej kwestionują liczne interpretacje umieszczające język tocharski na drzewie języków PIE jako odrębny, nie powiązany z innymi ludami PIE lub jako powiązany z ludami germańskimi lub italickimi. W to miejsce można przyjąć, że ludy tocharskie wśród PIE były gałęzią odrębną złożoną z R1a M198, R 1b M343 oraz R1 M173). Ludy te zetknęły się z etnosami aryjskimi i słowian-bałtyjskimi z nieznaczną domieszką ludów italickich, germańskich.

8. Ostatni z wniosków dotyczy etnogenezy Słowian. Udział typowych dla Słowian genomów (co dotyczy zarówno współczesnych Słowian jak i próbek występujących na terenach słowiańskich co najmniej od wczesnej epoki brązu) wśród ludności tocharskiej, podobnie jak bardzo wyraźny udział segmentu języka słowiańskiego dowodzi, że ludy słowiańskie czy protosłowiańskie, na terenie Europy jako takie istniały już bądź w czasach kultury ceramiki sznurowej, a nieco wcześniejsze próbki tych genów odnajdujemy na terenie starożytnego Xinjiang czyli obszaru funkcjonowania Tocharów. 

W przypadku etnogenezy słowiańskiej można także przyjąć hipotezę, że zalążki protosłowiańskie istniały już jako element ludu z haplogrupą R1a M198. Takie podejście początki ludów słowiańskich przesuwa w jeszcze bardziej archaiczne czasy. Tym samym badania nad językiem tocharskim po raz kolejny dowodzą nienaukowości i fałszywości uwarunkowanej doktrynalnym zapotrzebowaniem teorii mówiącej o tym, że Słowianie na terenie Europy Środkowej pojawili się dopiero w V w ne.



Rafał Jakubowski

 
CAŁOŚĆ BADAŃ NA STRONIE



Praca nad ww artykułem trwała około roku. Nie jesteśmy wspierani dofinansowaniami ani grantami. Zyskujemy dzięki temu pełną niezależność ale borykamy się z brakiem środków na badania. Jeśli chcesz wesprzeć nasze badania wpłać na konto Praźródeł dowolną kwotę.


Stowarzyszenie Praźródła

nr konta 77 1600 1462 1882 7571 2000 0001








fb











niedziela, 3 listopada 2024

Wielkie Polowanie - A nie mówiłem? (30)

 




Mapa Węgier za czasów króla Ludwika Węgierskiego - według Węgrów 

- Lengyel Kiralysag - Królestwo Polskie

- Magyar Kiralysag - Królestwo Węgier


źródło: fb






Mapa Węgier wg węgierskiej wikipedii





Mapa Polski wg wikipedii dla Polaków



W legendzie mapy jest napisane: Ziemie utracone, a gdzie jest fioletowy kolor: Ziemie pozyskane?

Tfórcom polskich map Polska kojarzy sie z drobnicom?




A co to jest to: Nemet Lovagrend ??





łowy wielkie





Лова Гренд --- gЛова Гренд?? ---- wielka głowa, Wielki Myszcz???

Znowu mysz... ale namotane....


do krzyżaków bardziej pasuje - Wielkie Polowanie...


A nie mówiłem???!!



wikipedia dla Polaków:


Ponowny rozpęd zakonowi nadał czwarty z kolei wielki mistrz zakonu Hermann von Salza, który drogą cierpliwych działań dyplomatycznych wyjednywał u papieży i cesarzy kolejne przywileje i dobra na terenie Włoch, Niemiec i Palestyny, dzięki czemu zakon stał się prawdziwą potęgą ekonomiczną i polityczną, znacznie wyprzedzając joannitów i templariuszy. 

....

Dla Hermanna von Salza było to jednak za mało. Jego ambicją było stworzenie niezależnego państwa zakonnego. Zdawał sobie sprawę, że zdobycze na terenie Palestyny są nietrwałe i starał się znaleźć zakonowi nowe lokum. 

Najpierw był to południowo-wschodni Siedmiogród, gdzie król węgierski Andrzej II zaprosił zakon dla obrony swoich wschodnich rubieży przed koczowniczymi plemionami Kumanów. W 1212 (lub 1211) roku król nadał im ziemię Borsa w formie uposażenia (beneficjum). Krzyżacy budowali tam zamki oraz sprowadzali niemieckich osadników. Jeden z nich nazwali Marienburg (dziś Feldioara w Rumunii). W 1224 r. Krzyżacy podjęli próbę uwolnienia się spod zależności lennej od króla Węgier i przekazania dzierżawionych dóbr – jako lenno – papiestwu. W 1225 r. zostali za to wygnani przez króla, którego poparł episkopat węgierski.


Działalność na ziemi chełmińskiej, michałowskiej i w Prusach

Na początku XIII wieku, w latach 1222–1223 książęta: Władysław Odonic (Wielkopolska), Konrad mazowiecki, Mściwój I (książę gdański), Leszek Biały (książę krakowski) i Henryk Brodaty (książę śląski) prowadzili siłową akcję chrystianizacyjną na terenach Prus. 

Akcję prowadził też opat zakonu cystersów w Łeknie i zakon rycerski braci dobrzyńskich, powołany w tym celu przez księcia Konrada. Akcje nie przyniosły jednak spodziewanych efektów. Wielkie zaangażowanie w siłową chrystianizację Prus książąt polskich – Konrada mazowieckiego i Henryka Brodatego, inspirowane było przez papieża Honoriusza III, który chciał założyć w Prusach państwo kościelne. Cel ten chciał osiągnąć z pomocą cystersów i księcia gdańskiego Świętopełka, popierając go w jego dążeniach uniezależnienia się od Polski.

W 1226 Konrad mazowiecki zaprosił, za namową Jadwigi Śląskiej, zakon na swoje ziemie, przyznając mu w dzierżawę ziemię chełmińską oraz ziemię michałowską.



Ileż komplikacji, ileż opcjonantów trzeba wymienić, żeby napisać dlaczego krzyżacy przyjechali na Pomorze...


podjęli próbę uwolnienia się spod zależności lennej - cóż za sprytny zawijas słowny, a kiedyś wystarczyło powiedzieć, że chcieli go okraść...


zostali za to wygnani przez króla - pojechał, żeby ich oskórować, ale uciekli przed nim i tak długo uciekali, aż uciekli za granicę?

uciekać - uciec - ciec jak np. woda może ciec małą stróżką z wiadra


chciał założyć w Prusach państwo kościelne - chodzi o zagraniczną placówkę własnego państwa jak np. dzisiejszy Obwód Królewiecki, czy chciał schrystianizowanego państwa Prusów i mieć  Prusów jako owieczki kościelne??


Widzi mi się, że od początku chodziło o to, by Pomorze mieć na własność.







Ludwik Węgierski – Wikipedia, wolna encyklopedia

Ludwik I Luksembon, wolna encyklopedia



Zakon krzyżacki – Wikipedia, wolna encyklopedia








środa, 30 października 2024

Odpowiedzialność za słowo.

100-lecie urodzin Zbigniewa Herberta









Geneza obecnej zapaści semantycznej sięga lat 50.

A więc „wierni dialektyce" są po dobrym treningu. Nie wypowiadają sądów intersubiektywnych, lecz traktują język jako obronę lub napaść: ,,Za Bieruta pisałem to, za Gomułki coś innego" itd., ale zawsze w rytm historii, tzn. w rytm uchwał plenum. A więc: -zdrada języka, zdrada jednoznaczności pewnych pojęć. Ci, których krytykuję są bardzo subtelni, relatywizują, analizują tło historyczne i uwarunkowanie, a ja, prostak, upraszczam. Twierdzę, że najpierw trzeba rzecz przedstawić możliwie prosto, bez zdań warunkowych, a dopiero potem zastanawiać się nad minusami. Zmarły niedawno Popper, już jako bardzo stary człowiek podczas dyskusji, gdy ktoś niezbyt precyzyjnie używał słowa np. „determinizm", stukał laseczką i pytał: „w jakim sensie użył pan tego pojęcia?". Jedną z podstawowych rzeczy, której uczono nas w gimnazjum przed wojną, były zasady dyskusji. Tłumaczono nam, że nie jest to walka na kłonice, lecz próba jasnego sprecyzowania włas­nego stanowiska, że liczą się nie autorytety lecz argumenty. Dyskutanci są właściwie sprzymierzeńcami, którzy wspólnie poszukują prawdy.



dlatego



Sam zastanawiałem się, dlaczego budząc się co dzień ze świadomością, że żyję w niepodległym kraju - odczuwam pewien dyskomfort. Myślę, że wynika to stąd, że nie wywalczyłem tego. Niepodległość dostaliśmy w prezencie od historii, za wolność nie zapłaciliśmy ani kropli krwi. Odbyło się to tak, jakby komuniści nagle zmądrzeli i powiedzieli: „Już dalej nie będziemy robili tych wszystkich świństw, eee, tam, chodźmy lepiej na wódkę... ". Jak Polak z Polakiem.


Nie było darowanej wolności, tylko oszustwo Werwolfu na kanwie dążeń niepodległościowych i walki solidarnościowej.









Słynny wywiad dla TS cz. 1: 

Michnik. Przykład kariery komunistycznego DYZMY

29.10.2024 17:52



- "Blisko dziesięć lat temu Jacek Trznadel, robiąc z Panem wywiad do „Hańby domowej", rozpoczął od stwierdzenia: „Rozmawiamy 1 lipca 1985 roku". Zachowajmy tę tradycję. Jest 27 października 1994 r., pojutrze kończy Pan siedemdziesiąt lat i po tekście „Armia", zamieszczonym w „Tygodniku Solidarność", oczekuje Pan sekundantów" - tak Anna Poppek i Andrzej Gelberg rozpoczęli wywiad ze Zbigniewem Herbertem do nr 46(321) "Tygodnika Solidarność" z 11 listopada 1994 r.





Fragment wywiadu ze Zbigniewem Herbertem / Tygodnik Solidarność





Zbigniew Herbert: Jaruzelski w szpitalu, Kiszczak po dwóch zawałach, Kołodziejczyk, jak można podejrzewać, na pewno wykręci się funk. Mam nadzieję, że w Drawsku zrobią więc kolejne posiedzenie i wydelegują jakiegoś odważnego generała na stracenie.

Anna Poppek, Andrzej Gelberg: Bardzo Pan pewny siebie.


Mam doświadczenie, w młodości pojedynkowałem się dwukrotnie. Raz poszło o kobietę...

Narzeczoną?

Skąd, nawet jej nie znałem, ale w mojej obecności jakiś typ ją obraził. Nie miałem wyjścia, wyzwałem go na pojedynek.

Na pistolety?

Wybór broni należał do przeciwnika, a ten zażądał szabli. Sekundanci uzgodnili, że będziemy się bili do trzeciej krwi. Całą noc nie spałem. Nie ze strachu - bałem się, zaśpię. Mieliśmy się bowiem potykać o szóstej rano w Lasku Bielańskim. Dwa razy on mnie zahaczył, ale ja o mało co nie odrąbałem mu ucha. Jak się okazało, był zawodowym oficerem, ja natomiast szablę trzymałem w rę­ku pierwszy raz w życiu, tak że wynik okazał się wcale niezły.

Pojedynek to sprawa honorowa. Dziś słowo „honor" podobnie, Jak pojedynki zupełnie wyszło z mody.

Urodziłem się i wychowałem w II Rzeczypospolitej. Tamto dwudziestolecie (nie tylko w sprawach honoru czy pojedynków) jest dla mnie okresem wzorcowym, do którego odnoszę wszystko to, co zdarzyło się później. Bo z życiem jest trochę tak, jak z robieniem na drutach; nową nitkę trzeba wiązać z pozostałą ze starego kłębka. Gdy człowiek schodzi do grobu powinien mieć swój sweterek skończony. Musi zdawać sobie sprawę z tego, jak życie utkał, które fragmenty są ze skazą, a które bardziej udane. Ważne jest, żeby miał pełen obraz własnego życia, a także narodu czy społeczeństwa, w którym je spędził.


Konspiracja

Mówi Pan o nitce pamięci II Rzeczypospolitej. Większość dorosłego I świa­domego życia spędził Pan jednak w PRL.

Wtedy, muszę przyznać, nie miałem nici. Coś się stało - pękła, zetlała... Zacząłem więc sam snuć coś, co naśladowało nić, żeby jakoś ciągnąć to życie. Od począt­ku zdawałem sobie sprawę, że jest to kolejna okupacja: twarda, ciężka, chamska, krwawa. Ci, którzy nie powąchali wcześ­niejszej władzy sowieckiej mieli idealistyczne wizje, że „wyzwolicieli" nakryjemy czapkami. Strasznie dużo potrzeba by tych czapek i wróg musiałby być niegroźny. Potem Radosław wydał nieszczęsny rozkaz ujawnienia się. Byłem przeciwny. Dlaczego konspiracja miałaby ujawniać się wobec kolejnego wroga? Uważałem, że ta decyzja opiera się na niebezpiecznych złudzeniach, które doprowadzą do śmierci dziesiątków tysięcy młodych ludzi.

Czy złudzenia te wynikały z naiwności czy z rozpaczy?

Z naiwności. Lecz przede wszystkim z zadufania, że i tak damy sobie radę, że czapek wystarczy.

Kiedy prysły te złudzenia?

Nie wiem. Straciłem kontakt z tamtymi środowiskami. Dałem nogę. Zdaje się, że nawet szukali mnie jako dezertera, ale ja już wtedy byłem w innej, dobrze uzbrojonej armii.


Dwa lata trwał mój kontakt z „bandytami z lasu". Wycofałem się, gdy doszedłem do wniosku, że partyzantka się degeneruje, że lepszym pomysłem jest tupamaros (partyzantka miejska). Każdy człowiek pragnie usprawiedliwienia swych decyzji, ale czułem i do dziś czuję szacunek do tych, którzy pozostali do końca wierni przysiędze, w lasach, bez nadziei.

Romantyczna tradycja Irredenty nie była wtedy przesadnie popularna.

No cóż, po klęsce Polacy stają się niesłychanie pragmatyczni. Mówiono wtedy: głosujemy na Mikołajczyka, a nawet na PPS, która jest panią z tradycjami, bo chłop w sojuszu z robotnikiem wszystko przewali. Ten dziki mit pokutuje zresztą do dzisiaj, choć wtedy skończyło się sfałszowaniem wyborów, zaś dodatkowo PPS Cyrankiewicza nic miała nic wspólnego z partią Ciołkosza.

Czy pragmatyzm socjalistów widoczny był przed zjednoczeniem?

Już przed wojną niektórzy socjaliści kombinowali z komuną. Są na to dowody. Ale stanowili oni margines. Po Jałcie niemal wszyscy jednak uznali, że można coś wygrać. Wśród pragmatyków niektórzy budzili moją zwykłą ludzką sympatię. Na przykład Bolesław Drobner. Pamiętam, że przed wyborami 1947 roku odbył się wiec na Akademii Górniczej. Najpierw przemawiał Szwalbe, wiceprzewodniczący KRN, wielka persona. Metodą głośnego chrząkania zupełnie go zagłuszyliśmy. Wtedy na trybunę wskoczył mały, zadziorny jegomość - Drobner. Powiedział: „Ze mną tak łatwo nie pójdzie, przed wojną manifestowałem na 1 maja, konna policja szarżowała, nie bałem się. Zagłuszanie to nie metoda". Powiedział też, jak i teraz się mówi, że Polska „jest, jaka jest", „prawo jest, jakie jest", dał do zrozumienia, że nie całkiem godzi się z nowym porządkiem, ale nie widzi żadnego politycznego wyjścia. Dostał oklaski. A więc byli i tacy „organicznicy".


"Miłosz chciał przyłączyć Polskę do ZSRR"

W tamtym okresie komuniści trzymali w jednej ręce nagan, lecz w drugiej smakowitą marchewkę...

Owszem. Na przykład znaczną część placówek dyplomatycznych obsadzili pisarzami, jak Przyboś, Miłosz, Pruszyński i inni, choć ten ostatni nigdy nie ukrywał, że nie jest wielkim amatorem komunistów, raczej margrabiego Wielopolskiego. Przedtem musieli oni przejść oczywiście „próbę ognia". Nasz Noblista np. pisywał felietony w prasie codziennej. Tylko strach może zmusić zdrowego na ciele i umyśle męż­czyznę do takich ekscesów, konformizmu i kłamstwa. Odradzałbym ,,Arce" publikowanie tych tekstów. Argumenty: wiek, był moim mistrzem. Tego się nie zapomina - dług wdzięczności na wieki.

Czy w tych paryskich alkoholowych zbrataniach Miłosz był szczery?

Nie do końca. W gruncie rzeczy jest on zaplątany w sobie. Najważniejszy jego problem to brak poczucia tożsamości. Na ten poważny feler psychiczny znalazł radę: ogłosił się obywatelem Wielkiego Księ­stwa Litewskiego czy Republiki Obojga Narodów. To ładne i bardzo wygodne, a przy tym zwalnia od wszelkich obowiąz­ków wobec aktualnej rzeczywistości. Jak ktoś inny, niezadowolony z otaczającego go świata mógłby powiedzieć: „Jestem Ateńczykiem z czasów Peryklesa, a te wasze spory w dzikiej północnej Europie nic mnie nie obchodzą". Ja mógłbym powiedzieć, że jestem obywatelem GALICJI i LODOMERII i pracuję nad tym, jak związać na wieczność ukochaną Galicję i LODOMERIĘ z ukochanym Cesarzem.

Miłosz jak mityczny PROTEUSZ ma tysiąc postaci - jest drzewem i obłokiem, strumieniem i skałą. Może ta zdolność do metamorfoz (także politycznych) jest cechą wybitnych poetów. Może, choć wąt­pię. Natomiast zgadzam się z Miłoszem, że nawet w czasie pożaru można i należy opisywać zachody słońca, aby nie wygasł mit arkadyjski, abyśmy nie wątpili, że szczęście jest osiągalne.

Jednak broni Pan Miłosza.

Wszystkie kłopoty wynikały z cech jego charakteru. Powiedział mi kiedyś: „Rozumiesz, ja chciałem i chcę służyć... ". Naprawdę są tacy ludzie. Uważają, że swoją twórczością muszą komuś lub czemuś służyć. To znaczy być potrzebnym (łudzić się, że jesteśmy potrzebni).

Potem spotkał się Pan z nim dopiero w USA


Był to 1968 czy 1969 rok. Powiedział mi - na trzeźwo - że trzeba przyłączyć Polskę do Związku Radzieckiego. Ja na to: „Czesiu, weźmy lepiej zimny tusz i chodźmy na drinka". Myślałem, że to żart czy prowokacja. Lecz gdy powtórzył to na kolacji, gdzie byli Amerykanie, którym się to nawet bardzo spodobało - wstałem i wygarnąłem. Takich rzeczy nie można mówić nawet żartem.

Skąd wtedy u Miłosza takie pomysły?

On jest człowiekiem rozdartym: o nieokreślonym statusie narodowym, metafizycznym, moralnym. „.Gnozą się bardzo zajmował - ja zresztą też, dopóki nie doszedłem do wniosku, że jest to niebezpieczne zawracanie głowy. Nie spotkałem bowiem absolutnego zła poza rasą ludzką. Przyznaję jednak, że gnostyczna wiara bardzo pomagała znosić komunizm, ale także usypiała naszą aktywność: bo jak powalić jednym zamachem Lucyfera i czy walka z I Sekretarzem, w którego wstąpił szatan, ma sens. Bawi się tym Kołakowski, być może aby zagłuszyć wyrzuty swego sumienia, na którym ciąży niejedno.


Koniec komunizmu

Andrzej Gelberg, Anna Poppek: Powiedział Pan kiedyś, że w tamtych latach nie wierzył Pan, iż dożyje końca komunizmu. Historia nas jednak zaskoczyła: przyszedł rok 1989. Nie było jednak tak jak w 1918 roku carmagnoli na ulicach.

Zbigniew Herbert: Sam zastanawiałem się, dlaczego budząc się co dzień ze świadomością, że żyję w niepodległym kraju - odczuwam pewien dyskomfort. Myślę, że wynika to stąd, że nie wywalczyłem tego. Niepodległość dostaliśmy w prezencie od historii, za wolność nie zapłaciliśmy ani kropli krwi. Odbyło się to tak, jakby komuniści nagle zmądrzeli i powiedzieli: „Już dalej nie będziemy robili tych wszystkich świństw, eee, tam, chodźmy lepiej na wódkę... ". Jak Polak z Polakiem. Jeśli jednak ktoś rzeczywiście walczył o tę niepodległość to była Armia Krajowa przez długich 5 lat, której wysiłek określono wraz z Powstaniem Warszawskim jako daremny i politycznie niesłuszny. A także polskie oddziały walczące w lasach już po „wyzwoleniu". A jeszcze ci, co ginęli w lochach i kazamatach bezpieki. Mam nadzieję, że zabrzmiało to dostatecznie faszystowsko.

Na początku nie było radości, a potem poszło krzywo. Czy do wolności nie byliśmy przygotowani, czy komunizm jest chorobą, która się za nami wlecze?

Trudno być analitykiem własnych szaleństw, a za nie przede wszystkim odpowiedzialne są elity. W czasach konspiracji, zarówno tej w latach stalinowskich jak i późniejszych, nie było żadnej grupy ludzi, która zastanawiałaby się, jak zagospodarować Polskę po wyzwoleniu. W okresie okupacji, owszem, zbierali się profesorowie, fachowcy i tworzyli precyzyjne koncepcje odbudowy przyszłej Rzeczypospolitej. Genialny architekt Nowicki opracował na przykład świetny plan urbanistyczny Warszawy ... A my byliśmy cał­kowicie nieprzygotowani. Nie wierzyliś­my w zwycięstwo, choć gdzieś w duszy tkwiło przekonanie, że trzeba od czasu de czasu powalczyć. Co jednak robić po wygranej, jak potraktować pokonanego przeciwnika - o tym nie myślał nikt. No i ten nieszczęsny okrągłostołowy poród nie zakończył się nawet cesarskim cięciem lecz wymóżdżeniem płodu. To straszne porównanie, zaraz pewnie zaprotestuje pani Boba, ale coś w tym jest. Ja sam czułem wtedy ucisk tych kleszczy na własnej czaszce.

Za stan obecny odpowiedzialne są nit tylko elity polityczne, jak Pan stwierdził, nie przygotowane do sprawowania rządów, ale także i elity Intelektualne. Przed kilku laty postawił Im Pan ciężkie, prokuratorskie zarzuty, że w okresie stalinowskim kierowały się strachem, pychą i interesownością. Stwierdził Pan też, że tylko dlatego potem ludzie ci przeszli do opozycji, że zostali przegnani z dworu Gomułki, który nie lubił Inteligentów. W opublikowanym rok temu w „Tygodniku Solidarność", tuż po wyborach 19 września artykule pt „Wierność" nazwał Pan czasy po 1989 r. czasem zapaści semantycznej. Jest to inna nazwa zakłamania języka, o którym mówi Pan 10 lat wcześniej.


Wielu z nas sądziło, że po 1989 roku, choć nie zbudujemy od razu raju na ziemi, to przynajmniej otrząśniemy się z dawnego kłamstwa. Nic było to możliwe, ponieważ ludzie elit, tłumaczący swe dawne postawy ukąszeniem Heglowskim (według mnie było to raczej ukąszenie Bermanem) nie stworzyli języka prawdy.

A przecież podstawowym obowiązkiem intelektualisty jest myśleć i mówić prawdę. Za to społeczeństwo im płaci. Myśleć -to znaczy zastanawiać się nad czym, kim jesteśmy i jaka jest otaczająca rzeczywistość. Oznacza to, siłą rzeczy, odpowiedzialność za słowo. Dziś nikt nie jest w Polsce za nie odpowiedzialny. Doszło do tego, że nikt się za nic nie obraża; można Szczypiorskiego nazwać potworem konformizmu i mistrzem banału, a po nim spływa, jak po psie, można z dezynwolturą nazwać Jaruzelskiego bohaterem, a Kuklińskiego zdrajcą. Jest to spadek po marksizmie z jego przewrotną dialektyką i logiką. W logice tradycyjnej mówi się: jeśli p, to nie q; w marksizmie zaś: jeśli p, to nie p.

Dialektyka była świetnym treningiem do relatywizowania wszystkiego.

Tak jest! Dobry marksista, podobnie jak dobry sofista, z równym powodzeniem bronił niewinności Heleny, jak i udowadniał, że jest dziwką. Zawsze najbardziej interesowały mnie geneza i finał, nawet książki tak czytam, że najpierw poznaję bohaterów, a potem czytam ostatnią stronę i widzę ich w trumnie, przed ołtarzem lub na koniu ... Geneza obecnej zapaści semantycznej sięga lat 50. A więc „wierni dialektyce" są po dobrym treningu. Nie wypowiadają sądów intersubiektywnych, lecz traktują język jako obronę lub napaść: ,,Za Bieruta pisałem to, za Gomułki coś innego" itd., ale zawsze w rytm historii, tzn. w rytm uchwał plenum. A więc: -zdrada języka, zdrada jednoznaczności pewnych pojęć. Ci, których krytykuję są bardzo subtelni, relatywizują, analizują tło historyczne i uwarunkowanie, a ja, prostak, upraszczam. Twierdzę, że najpierw trzeba rzecz przedstawić możliwie prosto, bez zdań warunkowych, a dopiero potem zastanawiać się nad minusami. Zmarły niedawno Popper, już jako bardzo stary człowiek podczas dyskusji, gdy ktoś niezbyt precyzyjnie używał słowa np. „determinizm", stukał laseczką i pytał: „w jakim sensie użył pan tego pojęcia?". Jedną z podstawowych rzeczy, której uczono nas w gimnazjum przed wojną, były zasady dyskusji. Tłumaczono nam, że nie jest to walka na kłonice, lecz próba jasnego sprecyzowania włas­nego stanowiska, że liczą się nie autorytety lecz argumenty. Dyskutanci są właściwie sprzymierzeńcami, którzy wspólnie poszukują prawdy.


Michnik

Po wywiadzie z Jackiem Trznadlem zaczęły się na Pana ataki. Pański przyjaciel, Adam Michnik, ubolewał, że z pozycji olimpijskich - jak w „Potędze smaku" - zszedł Pan do trywialnej jednoznaczności. Od tego czasu tak zwane środowis­ko lewicowej opozycji laickiej, dziś skupione wokół „Gazety Wyborczej", wyraź­nie dystansuje się od Pańskiej osoby I do Pańskiej twórczości.


Z Michnikiem bardzo się przyjaźniłem. Teraz jest to dla mnie zamknięta historia. Dlaczego nasza przyjaźń się skoń­czyła? Otóż, przestałem rozumieć meandry jego myślenia, wierzyłem w jego intelekt, a także w zwykłą uczciwość -zawiodłem się.

Nie rozumiem, dlaczego tylu moich znajomych oburza, gniewa, irytuje Michnik. Jest on klasycznym przykładem kariery komunistycznego DYZMY. Smutna historia wyjątkowo uzdolnionego, pełnego talentu chłopca, który doszedł do lat, kiedy to ludzie natarczywie pytają „co on właściwie zrobił z całą swoją heroiczną młodością?". A on stacza się po równi pochyłej, w gorącz­kowy aktywizm. Cynizm godny admiratora „Księcia" i najpospolitszy nihilizm. Zawiódł niemal wszystkich swoich przyjaciół, został wiemy konfekcji. Nosi dalej blujeansy, jakby dla podkreślenia, że nadal przyświeca mu cnota ubóstwa. Napisał ongiś książkę o Kościele i lewicy oraz szkice o współczesnej literaturze polskiej; naiwne, żarliwe - ujmujące. Teraz jest już tylko w swojej papierowej cytadeli otoczony grupą zapalonych wyznawców i wyznawczyń. Słyszałem „mło­dego", bo zaledwie 40-letniego chłopca, kiedy mówił, że kocha Michnika i poszedł­by za nim w ogień. Równo 40 lat temu słuchałem innego chłopca, który kochał Piaseckiego -wodza PAX. Tak więc nowy, groźny schemat: charyzmatyczny wódz, zaślepieni wyznawcy.

Z czego biorą się takle postawy?

To chyba zapisane jest w genach...

Jak Pan zatem wytłumaczy fenomen, że formacja skażona totalitarną wypustką w genach, dziś masowo wyznaje liberalizm? Czy to autentyczna przemiana, czy kolejny dowód zakłamania?

W Ameryce w. latach 30. liberałami byli w rzeczywistości komuniści i krypto-komuniści. Dziś wydaje mi się, że liberalizm to najbardziej banalne i najbardziej wulgarne słowo ze współczesnego polskiego słownika politycznego, gdyż usprawiedliwia każdy leseferyzm: i gospodarczy, i moralny. Jest to kolejny wybieg służący do zamazywania pojęć.

(...) C.D.N.



Autor: Andrzej Gelberg,Anna Poppek
Źródło: Tygodnik Solidarność
Data: 29.10.2024 17:52





[100-lecie urodzin Zbigniewa Herberta] Słynny wywiad dla TS cz. 1: Michnik. Przykład kariery komunistycznego DYZMY



Prawym Okiem: "poważne traktowanie znaczenia słów"