Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą roszczenia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą roszczenia. Pokaż wszystkie posty

środa, 23 lipca 2025

Koniec wojny 8 maja 1945


tekst nieskończony


Propaganda niemiecka nie ustaje.





przedruk 
tłumaczenie automatyczne z niemieckiego


Koniec wojny 8 maja 1945

8 maja 1945 roku: Jak Manfred Schirmacher przeżył ucieczkę i wydalenie po II wojnie światowej



Czas czytania: 4 minuty

80 lat temu, gdy zakończyła się II wojna światowa, alianci wyzwolili Niemcy spod dyktatury nazistowskiej. Miliony Niemców uciekły na zachód. Manfred Schirmacher miał wtedy siedem lat.


zdjęcie 
epd-bild/Michael Ruffert

Manfred Schirmacher przeżył II wojnę światową


Był wtedy dzieckiem, ale Manfred Schirmacher nie może pozbyć się wspomnień: "Do dziś pamiętam, jak za nami spadła bomba, a wóz z końmi i ludźmi zatonął w lodzie" – wspomina 88-latek. W tym czasie, w lutym 1945 r., miał siedem lat i uciekał pieszo wraz z rodziną przez zamarznięty zalew w pobliżu Królewca w Prusach Wschodnich. Kilka dni wcześniej opuścili swoją wioskę Postnicken.

Nacierająca armia radziecka odcięła szlaki lądowe i chłopiec, jego matka i dwunastoletni brat są w drodze, jak setki tysięcy innych, konno i wozem, pieszo, przewiezieni ciężarówkami, pociągami towarowymi, statkami przez Morze Bałtyckie na zachód. Wojna szaleje wszędzie: słychać strzelaninę, nisko lecące samoloty ścigają się nad trasami, ciągle spadają bomby.


Rodzinie udaje się zdobyć miejsce na statku wielorybniczym "Walter Rau". Jako dziecko, jak wspomina Schirmacher, "było to dla mnie wspaniałe przeżycie, gdy zobaczyłem wiele statków w konwoju". Ale po dobrym uczuciu szybko pojawia się strach. Statki zostają zaatakowane przez łódź podwodną, ale udaje im się uciec. Inne statki, takie jak "Wilhelm Gustloff", zostają trafione i toną; Giną tysiące uchodźców.


Koniec wojny i kapitulacja w 1945 r.

"Walter Rau" w końcu cumuje w Kopenhadze, która jest nadal okupowana przez niemiecki Wehrmacht aż do kapitulacji nazistowskich Niemiec 8 maja 1945 roku. "28 marca pozwolono nam zejść na ląd" – wspomina ściszonym głosem Schirmacher – "Dostałem dodatkowe jajko na twardo od Czerwonego Krzyża, ponieważ były to moje ósme urodziny".

Podobnie jak Schirmacher i jego rodzina, miliony ludzi wyruszyły w podróż 80 lat temu: uciekali z Prus Zachodnich i Wschodnich, Pomorza czy Śląska przed wojną rozpętaną przez narodowosocjalistyczne Niemcy. Członkowie Armii Czerwonej, wyzwoleni Polacy czy Czechosłowacy mszczą się także za czas okupacji i brutalną kampanię eksterminacyjną Hitlera. Wielu Niemców na Wschodzie umiera od bomb, głodu, zimna i chorób. Dochodzi do morderstw, strzelanin i gwałtów.

Istnieją różne dane dotyczące liczby ofiar wśród niemieckich uchodźców i przesiedleńców:

 "Zakładamy, że ponad 600 000 do miliona osób zmarło w wyniku ucieczki i wypędzenia" – mówi Gundula Bavendamm, dyrektor Centrum Dokumentacji Ucieczek, Wypędzeń i Pojednania w Berlinie. Ponad 1,5 miliona losów uważa się za niewyjaśnione, podczas gdy inne źródła często mówią o dwóch milionach ofiar.





Konferencja poczdamska 1945

Kilka miesięcy po zakończeniu wojny, w sierpniu 1945 r., alianci podjęli na konferencji poczdamskiej decyzję o "uporządkowanym przesiedleniu ludności niemieckiej" z Polski, Czechosłowacji i Węgier. W wyniku ucieczki i wysiedlenia ojczyznę traci łącznie ponad 14 milionów Niemców z ziem wschodnich i zamieszkałych przez Niemców regionów Sudetów, Rumunii czy Węgier. 12,5 mln z nich dociera na tereny na zachód od Odry jako uchodźcy i przesiedleńcy.

"Około dwie trzecie z nich przesiedleńców przybyło do zachodnich stref okupacyjnych", wyjaśnia Bavendamm. Jedna trzecia trafiła do strefy okupacyjnej ZSRR, a więc później do byłej NRD. Ale przyjęcie przez rodaków nie było bynajmniej przyjazne. "W 1945 roku ani na Wschodzie, ani na Zachodzie nie było »kultury gościnności«" — wyjaśnia historyk. Powojenne społeczeństwo walczyło o przetrwanie, miasta były niszczone. "I chociaż Niemcy przychodzili do Niemców, to jednak doświadczali obcości, na przykład z powodu różnych dialektów i obyczajów" – opisuje sytuację Bavendamm.

O ile jednak w NRD o wypędzonych nazywano "przesiedleńcami", a w dyktaturze trzeba było milczeć o cierpieniach i doświadczeniach, o tyle w Republice Federalnej Niemiec obowiązywały tzw. Landsmannschaften wypędzonych, a polityka zapewniała rekompensatę w postaci wyrównania ciężarów. "A przesiedleńcy, którzy musieli zaczynać od nowa, swoją pracowitością przyczynili się do ożywienia gospodarczego na Wschodzie i Zachodzie", mówi Bavendamm.

Manfred Schirmacher przez kolejne trzy lata przebywał w Danii w obozach, które po zakończeniu wojny zostały przejęte przez duński rząd. Dopiero w 1948 roku rodzina otrzymała pozwolenie na emigrację do Neustadt w Szlezwiku-Holsztynie, gdzie ojciec znalazł w międzyczasie pracę.

Kształcił się jako monter maszyn rolniczych, później został inżynierem i ostatecznie przez 40 lat pracował w firmie farmaceutycznej w Bergkamen. Jego żona Helga również w dzieciństwie uciekała z terenów dzisiejszej Polski: 
"W styczniu 1945 roku uciekłem z matką i trójką rodzeństwa z Nakel w Prusach Zachodnich" – mówi 87-latek. W jej umyśle wciąż pozostaje etap ucieczki. W Küstrin rodzina została zakwaterowana w schronie przeciwlotniczym, podczas gdy na zewnątrz wciąż toczyły się walki. Podczas zawieszenia broni dziewczyna widziała przez otwarte drzwi piwnicy, jak "płonący Rosjanin" staczał się po schodach, jak to opisuje. "Czasem do dziś śni mi się ten widok" – mówi.

Schirmacherowie byli zaangażowani w działalność regionalnych stowarzyszeń i kościoła protestanckiego – ona w pomocy kobiet, on w chórze kościelnym. Kilkakrotnie podróżowali do swojej starej ojczyzny. Jej dwaj synowie wzięli udział w ogólnopolskim konkursie "Historia Niemiec" w zakresie opisu dróg ucieczki. Organizowali też transporty z pomocą humanitarną do rodzinnych stron swoich rodziców na terenach dzisiejszej Polski i Rosji.


--------



Zwracam uwagę:


80 lat temu, gdy zakończyła się II wojna światowa, alianci wyzwolili Niemcy spod dyktatury nazistowskiej. Miliony Niemców uciekły na zachód.

Na samym początku bezczelne kłamstwo, które prawdopodobnie ma Czytelnika odpowiednio "ustawić" co do dalszych treści.

Ta "nazistowska dyktatura" została wybrana do władzy w sposób demokratyczny z olbrzymim poparciem Niemców, szczególnie na Pomorzu - ponad 55%.








Niemcy, nawet jeśli nie w pełni popierali narodowy socjalizm czy Hitlera, do końca w zdecydowanej większości popierali wojnę 

– mówi prof. Thomas Weber, niemiecki historyk wykładający na Uniwersytecie w Aberdeen.

„Było wielu Niemców, którzy uważali, że narodowy socjalizm jest trochę dziwaczny, ale Hitler jest wspaniały. Inni mówili nie jesteśmy całym sercem za narodowym socjalizmem, ani za Hitlerem, ale wciąż popieramy wojnę. Spośród tych trzech elementów poparcie dla wojny było najwyższe, szczególnie pod koniec II wojny światowej 

– mówi prof. Weber.

w Niemczech rządzi dziś tylko jedna narracja dotycząca II wojny światowej: powszechne zrzucenie winy na „nazistów” i odcięcie się od nich, jakby przedwojenni Niemcy byli innym narodem niż ci współcześni. 

Według sondażu przeprowadzonego tam przez pismo „Die Zeit” grubo ponad połowa (58 proc.) ankietowanych podpisuje się pod tezą, że „Niemcy nie ponoszą większej odpowiedzialności za narodowy socjalizm, za dyktaturę, za wojny i zbrodnie niż inne kraje”, natomiast zaledwie 3 proc. przyznaje się do tego, że ich własna rodzina należała do zwolenników nazizmu.

„Myślę, że jednym z problemów jest to, że Niemcy nigdy tak naprawdę nie zastanawiali się wystarczająco nad tym jak wojna wpłynęła na Polskę ani jak wpływa na dzisiejsze pokolenia Polaków. Cały czas padają słowa, że musimy wyciągnąć wnioski z przeszłości, musimy upewnić się, że to się nigdy nie powtórzy, i dlatego nigdy nie możemy występować przeciwko Rosji i tak dalej. Ale podobnego myślenia nie ma w stosunku do Polski czy Ukrainy” – podkreśla.



i dalej znowu odróżnia się Niemców od nazistów:

w Kopenhadze, która jest nadal okupowana przez niemiecki Wehrmacht aż do kapitulacji nazistowskich Niemiec 8 maja 1945 roku


miliony ludzi wyruszyły w podróż 80 lat temu: uciekali z Prus Zachodnich i Wschodnich, Pomorza czy Śląska przed wojną rozpętaną przez narodowosocjalistyczne Niemcy. Członkowie Armii Czerwonej, wyzwoleni Polacy czy Czechosłowacy mszczą się także za czas okupacji i brutalną kampanię eksterminacyjną Hitlera. Wielu Niemców na Wschodzie umiera od bomb, głodu, zimna i chorób. Dochodzi do morderstw, strzelanin i gwałtów.

dorabianie narodom okupowanym gemby mściciela, w domyśle - okrutnika, by zdystansować wielkość własnych zbrodni i znowu podkreślanie, że nie Niemcy to zrobiły, tylko "Hitler" i "narodowosocjalistyczne Niemcy"

O zbrodniach niemieckich krótko i nie na temat: "czas okupacji i brutalną kampanię eksterminacyjną Hitlera", za to o "mścicielach" w sposób rozbudowany z wyliczeniami po przecinku: "umiera od bomb, głodu, zimna i chorób. Dochodzi do morderstw, strzelanin i gwałtów"




 "W 1945 roku ani na Wschodzie, ani na Zachodzie nie było »kultury gościnności«" — wyjaśnia historyk. Powojenne społeczeństwo walczyło o przetrwanie, miasta były niszczone. "I chociaż Niemcy przychodzili do Niemców, to jednak doświadczali obcości, na przykład z powodu różnych dialektów i obyczajów" 


w Republice Federalnej Niemiec obowiązywały tzw. Landsmannschaften wypędzonych, a polityka zapewniała rekompensatę w postaci wyrównania ciężarów. "A przesiedleńcy, którzy musieli zaczynać od nowa, swoją pracowitością przyczynili się do ożywienia gospodarczego na Wschodzie i Zachodzie",

kolejna okazja, by zatrzeć fakt, że Niemcy wojnę wywołali na poczet łupów w Polsce i że nie "pracowitość", ale skradzione dobra, umorzenie długów, progospodarcza polityka, no i oczywiście - brak zadośćuczynienia w tym finansowego za swoje zbrodnie wobec Polski i nie tylko zdecydowały o finansowym dobrobycie powojennych Niemiec.


wikipedia dla Polaków:




Szefowa oddziału Instytutu Pileckiego w Berlinie wskazała w rozmowie z PAP, że z dokumentów niemieckiego ministerstwa finansów wynika, że Niemcy za dokonane przez nich zbrodnie i zniszczenia podczas II wojny światowej największe odszkodowania wypłaciły obywatelom niemieckim. 

"Za wszystkie zbrodnie i krzywdy II wojny światowej, Niemcy po wojnie najwięcej wypłaciły swoim obywatelom. Tak wynika z danych"

na mocy BEG, czyli federalnej ustawy o odszkodowaniach dla ofiar Trzeciej Rzeszy z roku 1953 wypłacono 48,5 mld euro, z czego 14 mld trafiło do ofiar-byłych obywateli niemieckich. "Pieniądze te zostały przyznane ofiarom niemieckim: niemieckim Żydom, osobom prześladowanym politycznie, ofiarom akcji T4 - czyli eutanazji na osobach chorych, czy prześladowanym homoseksualistom" - mówiła. "W sumie obywatele niemieccy otrzymali po wojnie 89 mld euro" - dodała.

Radziejowska wskazała, że wszystkie pozostałe ofiary niemieckich zbrodni i okupacji otrzymały 65 mld euro. "W tej kwocie znajdują się odszkodowania wypłacane m.in. na podstawie umowy dwustronnej z Izraelem, pieniądze dla ofiar pracy przymusowej i ofiar eksperymentów medycznych, odszkodowania na podstawie umów międzypaństwowych oraz wspomnianej ustawy z 1953 roku" - wyliczyła.



Łączna wartość strat szacowana w raporcie o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej 1939-1945, wynosi 6,22 bilionów złotych, czyli równowartość 1,53 biliona dolarów według kursu z dnia 31 grudnia 2021 r.



przy kursie euro 4,28 - 1,45 biliona euro czyli 1450 miliardów euro



Reparacje od Niemiec w miliardach euro - porównanie




Kwota podlega waloryzacji, więc w 2025 r. jest to ok. 7 bilionów złotych - ok. 1,64 bln euro - 1640 miliardów euro


Organizowali też transporty z pomocą humanitarną do rodzinnych stron swoich rodziców na terenach dzisiejszej Polski i Rosji.





























Istnieją różne dane dotyczące liczby ofiar wśród niemieckich uchodźców i przesiedleńców:

 "Zakładamy, że ponad 600 000 do miliona osób zmarło w wyniku ucieczki i wypędzenia" – mówi Gundula Bavendamm, dyrektor Centrum Dokumentacji Ucieczek, Wypędzeń i Pojednania w Berlinie. Ponad 1,5 miliona losów uważa się za niewyjaśnione, podczas gdy inne źródła często mówią o dwóch milionach ofiar.



milion osób? 
milion trupów leżało przy drogach zachodniej Polski?
Wg oficjalnych danych w ramach Zbrodni Pomorskiej Niemcy zamordowali ok. 40 tysięcy Polaków - 

Polacy jak byli mordowani, to 


Wg wikipedii dla Polaków w trakcie walk na terenie Polski zginęło ok. 600 000 żolnierzy radzieckich. 




wg niemieckiej wiki

W końcowej fazie II wojny światowej strażnicy SS realizując tzw. marsze śmierci więźniów obozów koncentracyjnych przyświecały im w dwóch celach: wycofywali dowody swoich zbrodni w obozach koncentracyjnych i obozach zagłady przed nacierającymi wojskami alianckimi, eliminując ofiary oraz starali się zachować przynajmniej część pracy więźniów dla innych obozów. 

Spośród 714 000 więźniów obozów koncentracyjnych zarejestrowanych w 1944 r., co najmniej jedna trzecia prawdopodobnie zginęła w wyniku tych zbrodni ostatniej fazy. 

Więźniowie, którzy nie nadawali się do wymarszu, byli często masowo rozstrzeliwani. Część obozu została podpalona przez SS przed wymarszem. Niektóre marsze śmierci kończyły się katastrofami, takimi jak zatopienie Cap Arcona, lub masakrą, jak w Isenschnibber Feldscheune w Gardelegen lub w Palmnicken.

Niemcy z Ziem Wschodnich (1945)
Po zakończeniu wojny w 1945 r. rozpoczęło się wysiedlenie ponad 15 milionów Niemców ze wschodu (Prusy Wschodnie, Śląsk, Pomorze, Neumark) i południowego wschodu (Sudety, Dunaj, Szwabia, Besarabia). W licznych marszach śmierci Niemcy byli wypędzani ze swoich rodzinnych miast. 

Najbardziej znany jest marsz śmierci w Brnie, w którym wzięło udział 27 000 uczestników i 5 200 zabitych, a także marsz śmierci ludu Komotau (Sudety) do Saksonii.


czyli 30%
więźniów zmarło lub zostało zabitych po drodze, no tak, tylko że ci ludzie byli wycieńczeni głodem, chłodem i ciężką pracą, rozumiem, że uciekający Niemcy byli odżywieni, ciepło ubrani i w pełni sił - i 2 miliony z nich umarło?

To daje od 10-13 % z 15 milionów.

konno i wozem, pieszo, przewiezieni ciężarówkami, pociągami towarowymi, statkami przez Morze Bałtyckie na zachód.


Najbardziej znany jest marsz śmierci w Brnie, w którym wzięło udział 27 000 uczestników i 5 200 zabitych

To daje 20% ofiar - a wymarsz zaczął się 31 maja! Nie w styczniu przy minus 20 stopni Celsjusza.

Nie wierzę w to. To jest niemożliwe, jeśli ludzie zdrowi i w pełni sił umierali tak szybko, to ludzie wycieńczeni wygłodzeni powinni paść trupem wszyscy na drugi dzień - a oni szli 11 dni.




Stutthof:

25 stycznia 1945 r. we wczesnych godzinach poranych teren obozu koncentracyjnego Stutthof opuściły kolumny więźniów. Łącznie blisko 33 000 osób (11 000 z obozu centralnego i blisko 22 000 z podobozów) udało się w morderczy Marsz Śmierci. Wskutek wycieńczenia, głodu, chorób, zimna oraz mordów życie straciło ok. 17 000 spośród nich.

Przed wymarszem więźniom rozdano pewną ilość obozowej odzieży, kocy i prowiant składających się z około 500 g chleba, 120 g margaryny lub topionego sera.

Od początku osiągnięcie przez wycieńczonych, zagłodzonych i często chorych więźniów wydawało się niemożliwe. Komendantura założyła, że opuszczający obóz Stutthof pokonają trasę 140 km w ciągu 7 dni. Już pierwsze godziny zweryfikowały te plany. Maszerując w ogromnych zaspach śnieżnych i mrozie sięgającym niekiedy poniżej 20 stopni więźniowie umierali z wycieńczenia. A ci, którzy odstawali od kolumn byli na miejscu mordowani przez SS-manów. Bardzo szybko zaczęło brakować także pożywienia. Racje, które więźniowie otrzymali przed wymarszem wielu z nich zjadło od razu. Przez kolejne 3-4 dni nie mieli niczego w ustach.




Trasa Marszu Śmierci z KL Stutthof

W czasie 11 dni marszu do obozów ewakuacyjnych zmarło około 2 tysięcy osób, a taka sama liczba została odbita przez Kaszubów.

Ostateczny marsz po ponownej ewakuacji zakończył się 12 marca, czyli po 46 dniach. Zmarło ponad 5,5 tysiąca.


Czyli na północy zmarło 51% maszerujących więźniów.








Oni wszystko wiedzą.






8 maja 2025

przedruk z fb
tłumaczenie automatyczne


Ostpreußisches Landesmuseum
5 godz. ·



80 lat temu, ósmego. W maju 1945 roku II wojna światowa zakończyła się bezwarunkową kapitulacją wszystkich sił zbrojnych w Europie. Dziś w wielu miejscach w Niemczech dzień ten obchodzony jest jako "Dzień Wyzwolenia" - również u nas w Lüneburgu, gdzie na rynku odbywa się "Święto Wyzwolenia" pod hasłem "Nigdy więcej Faszyzm! "" z programem dla małych i dużych będzie zapewniony.


Jednak termin "Dzień Wyzwolenia" pozostaje do dziś wysoce kontrowersyjny. W NRD był ósmy. Maj obchodzony jest już od 1950 roku jako "Dzień wyzwolenia narodu niemieckiego od hitlerowskiego faszyzmu". W BRD ówczesny prezydent federalny Richard von Weizsäcker wymyślił kadencję w swoim 40. przemówieniu. Rocznica zakończenia wojny w 1985 roku: 8 maja był Dniem Wyzwolenia.

Uwolnił nas wszystkich od odczłowieczającego systemu narodowosocjalistycznej zasady przemocy.

"Krytyka zbiera tę formę upamiętnienia przede wszystkim dlatego, że łączy naród niemiecki i ofiary reżimu NS - równanie, które wielu uważa za problematyczne. Coraz nieraz różni aktorzy padają pytanie: Kto w ogóle wyszedł na wolność?

Instytut Edukacji Anne Frank krytykuje, że „twierdzenie, że „każdy” został zwolniony, jest historycznie błędne i bardzo upraszczające [jest]. 

"Większość Niemców przeżywała wydarzenia w maju 1945 roku jako porażkę i w większości nie czuła się wyzwolona, jednak duża część ludności niemieckiej długo stała za reżimem NS, korzystała z tego lub tolerowała chociażby bezczynnością. Czy można pozbyć się czegoś, co dobrowolnie i często entuzjastycznie wspieraliście? 

"Dzień Wyzwolenia" również sugeruje uderzającą poprawę. Ale powinno potrwać dekady, zanim większość Niemców "uwolni" się mentalnie od narodowego socjalizmu; tak wielu członków ruchu oporu uważano od 20-tego. Lipiec 1944 roku jeszcze w okresie powojennym jako "zdrajca". Przez długi czas większość Niemców postrzegała siebie jako ofiary wojny i systemu, a nie jako sprawców czy współwinnych wykroczeń nazistów

Dla innych, na przykład dla Prus Wschodnich, koniec wojny nie oznaczał po prostu zarania spokojnych dni, ale ucieczki, wydalenia, gwałtu, przemocy i samowolności, pracy przymusowej, ciągnięcia czy uwięzienia.

To było wyzwolenie na czele dla milionów ludzi prześladowanych i uciskanych w narodowym socjalizmie: ocalałych z obozów koncentracyjnych, jeńców wojennych i obozów pracy przymusowej, więźniów politycznych, cywili więźniów więźniów z całej Europy - dla wszystkich ludzi, którzy przez to znaczyło 8. Maj 1945 roku faktyczne wyzwolenie. Dla wielu jednak przyszło to za późno: miliony Żydów, Polaków, sowieckich jeńców wojennych, Sinti i Romów oraz wiele innych prześladowanych osób zostało wcześniej zamordowanych przez narodowych socjalistów.
8 maja przypomina nam, aby pamiętać o tych wszystkich ofiarach, usłyszeć ich głosy i nie zapominać o ich cierpieniu.

8 maja to nie tylko dzień pamięci - to musi być zadanie!

Abb: Ocaleni z Mauthausen dopingują żołnierzy armii Stanów Zjednoczonych. To odtworzona scena, prawdopodobnie siódmego. Maj 1945, dzień po faktycznym wyzwoleniu; Fotograf: Cpl Donald R. Ornitz © Amerykańskie Narodowe Archiwum i Administracja Zapisów / domena publi




Oni napisali że "wszystki części sił zbrojnych Niemiec", czyli Wehrmacht skapitulował, czy "wszystkie sił zbrojne" - co można rozumieć - alianci też...





tłum autom



oryg wersja

Vor 80 Jahren, am 8. Mai 1945, endete mit der bedingungslosen Kapitulation aller Wehrmachtsteile der Zweite Weltkrieg in Europa. Heute wird dieser Tag in Deutschland vielerorts als „Tag der Befreiung“ begangen – auch bei uns in Lüneburg, wo es auf dem Marktplatz ein „Befreiungsfest“ unter dem Motto „Nie wieder Faschismus!“ mit einem Programm für Jung und Alt geben wird.
Doch der Begriff „Tag der Befreiung“ bleibt bis heute höchst umstritten. In der DDR wurde der 8. Mai bereits seit 1950 als „Tag der Befreiung des deutschen Volkes vom Hitlerfaschismus“ gefeiert. In der BRD prägte der damalige Bundespräsident Richard von Weizsäcker den Begriff in seiner Rede zum 40. Jahrestag des Kriegsendes im Jahr 1985: „Der 8. Mai war ein Tag der Befreiung. Er hat uns alle befreit von dem menschenverachtenden System der nationalsozialistischen Gewaltherrschaft.“ Kritik erntet diese Form des Gedenkens vor allem, da sie die deutsche Bevölkerung und die Opfer des NS-Regimes gemeinsam fasst – eine Gleichsetzung, die viele als problematisch empfinden. Immer wieder wird von verschiedenen Akteuren die Frage aufgeworfen: Wer wurde überhaupt befreit?
Die Bildungsstätte Anne Frank kritisiert, dass „die Behauptung, ‚alle‘ seien befreit worden, historisch falsch und stark vereinfachend [ist].“ Die Mehrheit der Deutschen erlebte das Geschehen im Mai 1945 als Niederlage und fühlte sich meist nicht befreit, stand doch ein Großteil der deutschen Bevölkerung lange Zeit hinter dem NS-Regime, profitierte von diesem oder duldete es zumindest durch Untätigkeit. Kann man von etwas befreit werden, dass man freiwillig und oft begeistert unterstützt hat? Auch suggeriert ein „Tag der Befreiung“ eine schlagartige Verbesserung. Bis sich aber die Mehrheit der Deutschen mental vom Nationalsozialismus „befreite“, sollte es noch Jahrzehnte dauern; so galten viele Angehörige des Widerstands etwa vom 20. Juli 1944 noch bis weit in die Nachkriegszeit hinein als „Verräter“. Lange sahen sich die meisten Deutschen v.a. als Opfer des Krieges und des Systems, nicht als Täter oder Mitverantwortliche an den Untaten der Nazis.
Für andere wiederum, etwa für die Ostpreußen, bedeutete das Kriegsende eben nicht den Anbruch friedlicher Tage, sondern Flucht, Vertreibung, Vergewaltigung, Gewalt und Willkür, Zwangsarbeit, Verschleppung oder Gefangenschaft.
Eine Befreiung war es in vorderster Linie für die Millionen Menschen, die im Nationalsozialismus verfolgt und entrechtet worden waren: die Überlebenden der Konzentrationslager, Gefangene in Kriegs- und Zwangsarbeitslagern, politische Häftlinge, verschleppte Zivilisten aus ganz Europa – für all die Menschen, die jahrelang unter Terror, Gewalt und Repression litten, bedeutete der 8. Mai 1945 tatsächlich Befreiung. Für viele kam diese jedoch zu spät: Millionen Jüdinnen und Juden, Polen, sowjetische Kriegsgefangene, Sinti und Roma sowie viele andere Verfolgte wurden zuvor von den Nationalsozialisten ermordet.
Der 8. Mai mahnt uns, an all diese Opfer zu erinnern, ihre Stimmen zu hören und ihr Leid nicht zu vergessen.
Der 8. Mai ist also nicht nur Tag des Erinnerns – er muss ein Auftrag sein!
Abb: Überlebende von Mauthausen jubeln Soldaten der U.S. Armee zu. Hierbei handelt es sich um eine nachgestellte Szene vermutlich am 7. Mai 1945, einen Tag nach der tatsächlichen Befreiung; Fotograf: Cpl Donald R. Ornitz © US National Archives and Records Administration / public domain



sonntagsblatt.de/artikel/gesellschaft/zum-8-mai-1945-wie-manfred-schirmacher-flucht-und-vertreibung-nach-dem-zweiten



pl.wikipedia.org/wiki/Marsze_śmierci

de.wikipedia.org/wiki/Todesmarsch

Muzeum Stutthof w Sztutowie :: » 79. rocznica Marszu Śmierci więźniów KL Stutthof

pl.wikipedia.org/wiki/Wybory_parlamentarne_w_Republice_Weimarskiej_w_marcu_1933_roku

wszystkoconajwazniejsze.pl/pepites/niemcy-w-zdecydowanej-wiekszosci-do-konca-wojny-popierali-hitlera/


/pl.wikipedia.org/wiki/Reparacje_od_Niemiec_po_II_wojnie_światowej

"Największe odszkodowania za II wojnę światową Niemcy wypłaciły swoim obywatelom" | Polska Agencja Prasowa SA

Reparacje od Niemiec. Rząd przyjął uchwałę - GazetaPrawna.pl

pl.wikipedia.org/wiki/Wkroczenie_Armii_Czerwonej_do_Polski_w_latach_1944–1945




Żydzi i 60 mld dolarów



















Krzysztof Janoś
|07.07.2015 14:51

Amerykańscy Żydzi chcą od Polski zwrotu 230 mld zł


22



Żydzi, którzy w efekcie wojny stracili swoją własność w naszym kraju zadośćuczynienie otrzymali już dwukrotnie.




Żydzi z USA ponownie apelują o zwrot pieniędzy za majątki utracone podczas II wojny światowej w Polsce. By głos był bardziej donośny poprosili o wsparcie wpływowych polityków. Efektem tych starań jest list 46 kongresmenów do Johna Kerry'ego. - Postawa polityków amerykańskich jest irytująca. Znów nas traktują "z buta", ale równie źle świadczy to o Żydach - mówi Money.pl Wiesław Kaczmarek, były minister skarbu, który zajmował się tą tematyką jeszcze za rządów SLD. - Mienie zawsze ma właściciela albo spadkobierców i to rzecz absolutnie podstawowa - odpowiada mu były Ambasador Izraela w Polsce Szewach Weiss.



Inicjatorem tej korespondencji jest Światowa Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego, która od lat walczy o odzyskanie majątków zagarniętych w czasie wojny. Autorzy listu proszą Departament Stanu o interwencję w tej sprawie i żądają, by 70 lat po zakończeniu II wojny światowej uregulować wreszcie sprawy majątkowe narodu żydowskiego prześladowanego w wyniku tego konfliktu.


Sprawa jest o tyle kontrowersyjna, że Żydzi, którzy w efekcie wojny stracili swoją własność w naszym kraju, zadośćuczynienie już otrzymali. W pierwszym wypadku płatnikiem były Niemcy. Traktat między RFN a Izraelem z 1952 roku zagwarantował wypłatę 3,5 miliarda marek jako zadośćuczynienie. Na tym się jednak nie zakończyło, bo Niemcy Zachodnie wspierały Tel Awiw gospodarczo i finansowo przez lata. Ostateczne szacunki mówią, że wartość tej pomocy sięgnęła nawet 60 mld marek.



Kiedy Polską rządził Władysław Gomułka, ówczesny I sekretarz KC PZPR, doszło do innego porozumienia, tym razem z władzami USA. Na sejmowych stronach z łatwością można odnaleźć wyczerpującą odpowiedź, jakiej udzielił minister skarbu w rządzie SLD Wiesław Kaczmarek. W 2002 roku organizacje żydowskie zgłaszały podobne do dzisiejszych roszczenia i z wnioskiem o wyjaśnienie tej kwestii wystąpił jeden z posłów.


W dokumencie czytamy: "W latach 1948-1971 rząd polski zawarł szereg układów z rządami państw obcych, na mocy których Polska wypłaciła rządom tych państw stosowne odszkodowania z tytułu mienia pozostawionego lub znacjonalizowanego w Polsce po II wojnie światowej.


Mienie, o którym mowa, stawało się własnością państwa polskiego, a zobowiązania odszkodowawcze przejęły na siebie rządy państw układających się z Polską. W związku z powyższym nie mogą być zaspokajane przez Polskę roszczenia osób fizycznych i prawnych dotyczące mienia objętego tymi układami. Jednym z nich był układ zawarty z rządem Stanów Zjednoczonych z dnia 16 lipca 1960 r.



W układzie przyjęto kwotę 40 mln dolarów, jaką rząd PRL zgadza się zapłacić rządowi Stanów Zjednoczonych z przeznaczeniem na całkowite uregulowanie i zaspokojenie wszystkich roszczeń obywateli Stanów Zjednoczonych zarówno osób fizycznych, jak i prawnych z tytułu nacjonalizacji i innego rodzaju przejęcia przez Polskę mienia oraz praw i interesów związanych z mieniem przejętym przed wejściem w życie układu”.


Z tej odpowiedzi wynika, że owe porozumienie wyczerpuje żądania w stosunku do państwa polskiego obywateli USA. Bezpodstawne wydają się również apele ze strony amerykańskich kongresmenów, skoro to właśnie z rządem tego kraju już 55 lat temu zawarliśmy porozumienie. Tymczasem roszczenia wracają, a szacowana przez organizacje żydowskie kwota z reguły nie jest nigdy mniejsza niż 60 miliardów dolarów.


- Postawa polityków amerykańskich jest irytująca i myślę, że dzisiaj jest to absolutnie niepotrzebne. Dziwie się tym środowiskom, że szukają pola do generowania, może nie konfliktu wprost, ale robią wiele, by utrudnić budowę porozumienia - mówi dziś Money.pl Wiesław Kaczmarek. - Wiadomo, że nas na to nie stać i, że nie jesteśmy winni wydarzeniom z czasów II wojny światowej. Nie wydaje mi się właściwe, by pokolenie moich córek miało za to teraz płacić. Amerykanie znów nas traktują z buta, ale nie tylko o nich to źle świadczy, ale również o Żydach - dodaje były minister.



Nie zgadza się z nim były ambasador Izraela w Polsce Szewach Weiss. - Nie chodzi o to, że Polacy nas obrabowali. Idzie o to, że jednak ostatecznie przejęli te nieruchomości, które przecież należały do kogoś - mówi Weiss. - Pamiętamy, że było dużo sprawiedliwych Polaków, ale mienie zawsze ma właściciela albo spadkobierców i to rzecz absolutnie podstawowa - dodaje.


Ambasador zwraca uwagę, że w swoich rozmowach z ministrem Kaczmarkiem na początku tego wieku zaznaczał, że nikt nikogo nie chce wypędzać z mieszkań, czy przejmować budynków z lokatorami. - Liczyłem wtedy na kompromis miedzy państwami, bo przecież nie chcemy tego odzyskiwać od osób prywatnych - mówi Weiss. - Nie udało się jednak załatwić wszystkich spraw co do zwrotu mienia za wyjątkiem tych należących do gmin żydowskich - dodaje.


Rzeczywiście w 1997 roku Sejm przyjął ustawę na mocy której Polska zwraca od lat mienie gmin żydowskich. Na tej drodze te organizacje odzyskały już wiele budynków publicznych.



- Te sprawy zostały uporządkowane. Są reguły, jest system i to działa. Ale gdy przyjeżdżają do Polski młodzi Żydzi i odwiedzają domy swoich ojców, to niestety wiedzą, że nie uda im się tego odzyskać. To wywołuje poczucie niesprawiedliwości - konkluduje Szewach Weiss.


Uregulowanie spraw mienia gmin nie spowodowało, że nacisk na zwrot majątków osób fizycznych zelżał. Temat ciągle wraca. Światowy Kongres Żydów cyklicznie wzywa nasz kraj do pełnego załatwienia sprawy. Mimo wspomnianej umowy z USA kolejne rządy z reguły nie odpowiadają ostro na te żądania i prezentują postawę, która obu stronom daje nadzieje na jej ostateczne rozwiązanie.


Dlatego też od lat politycy wszystkich opcji mówią o konieczności szybkiego uchwalenia ustawy reprywatyzacyjnej. Mimo tego, że istnieje rzadko u nas spotykana zgoda ponad podziałami co do konieczności ucywilizowania zwrotu mienia, ustawy jak nie było tak i nie ma. Jej brak coraz bardziej obciąża samorządy. W ubiegłym roku Warszawie trzeba było dodać z budżetu państwa 600 mln zł na obsługę roszczeń związanych z reprywatyzacją.


Szansy na szybkie uchwalenie takiej ustawy jednak nie widać. Według szacunków ministerstwa finansów (jeszcze z 2012 r.), oznaczałaby ona skokowy wzrost długu publicznego o 18 mld zł, na co Polski nie stać.



Trudno oczekiwać, by w roku wyborczym ktokolwiek podjął temat narażający budżet państwa na podobne obciążenie. Już teraz biorąc pod uwagę mnożące się obietnice wyborcze trudno o wyliczenia, które dają szanse na ich realizacje. Dodatkowe miliardy po stronie kosztów tylko tę sytuację utrudniają.


Dlatego na razie parlamentarzyści pracują tylko nad tzw. małą ustawą reprywatyzacyjną, która ma zniwelować negatywne efekty dekretu Bieruta z 1945 r. (znacjonalizował wszystkie grunty w stolicy). Posłowie pod koniec czerwca zagłosowali przeciw zwracaniu budynków publicznych jak szkoły, czy przedszkola, co oznacza, że ten majątek jest dla spadkobierców ostatecznie stracony.


Ustawa jest teraz w Senacie i w środę trafi pod obrady, choć nie została jeszcze uwzględniona w porządku obrad. Po podpisie Prezydenta stanie się obowiązującym prawem, ale przypomnijmy raz jeszcze: to tylko regulacja dotycząca Warszawy, co do której zresztą poważne wątpliwości natury prawnej ma Biuro Opinii Sejmowych.



Nieoficjalnie jeden z senatorów powiedział nam, że w trakcie prac w komisji dowiedział się od przedstawiciela Ministerstwa Skarbu, że trwają prace nad kompleksową ustawą reprywatyzacyjną. Dodał jednak, że podobne deklaracje słyszy od lat jako standardową odpowiedź na pytanie o nowelizacje prawa w tym zakresie.


Z kolei na nasze pytanie w tej sprawie Ministerstwo Skarbu odpowiedziało tak:


"Dla rozpoczęcia właściwych prac nad ustawą kompleksowo rozwiązującą kwestię reprywatyzacji, konieczne jest przeprowadzenie szczegółowych analiz skali problemu w wymiarze majątkowym i finansowym, a także możliwości jego rozwiązania ze strony państwa. Aktualnie trwają prace, których celem jest oszacowanie potencjalnych roszczeń reprywatyzacyjnych w skali całego kraju.



Zbierane są m.in. od wojewodów, starostów i innych państwowych osób prawnych dane dotyczące roszczeń reprywatyzacyjnych zgłoszonych na obszarze poszczególnych województw. Oszacowanie roszczeń reprywatyzacyjnych, tj. formalnie zgłoszonych i dochodzonych przed organami administracji i sądami, jak również tych możliwych do zgłoszenia trzeba też zestawić z oszacowaniem wartości majątku pozostającego w gestii państwa, a możliwego do wykorzystania na ten cel. Te analizy posłużą do przygotowania propozycji systemowego rozwiązania kwestii reprywatyzacji".


Czytaj więcej w Money.pl
















money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/amerykanscy-zydzi-chca-od-polski-zwrotu-230,198,0,1851078.html


czwartek, 9 września 2021

Warto się sobie przyjrzeć 2

 



Poniżej rozbiór logiczny kolejnego tekstu ze strony sb.by na temat Polski.

Autorem jest niejaki Maxim Osipow.


Przedruk tekstu, a potem analiza - odnoszę się do automatycznego tłumaczenia przeglądarki, trzeba mieć to na uwadze, nie przeszkadza to jednak wykazać, że tekst ten jest po prostu manipulacją. Nie odnoszę się do wszystkich pseudozarzutów, bo nie do wszystkich posiadam źródła.



18-letni pobyt Zachodniej Białorusi pod polską jurysdykcją spowodował kolosalne szkody, ale nie złamał ducha Białorusinów


Po podpisaniu traktatu ryskiego najważniejszym zadaniem dla Polski była „integracja” terytorium Zachodniej Białorusi. W związku z tym jeden z przywódców polskiego prawicowego obozu politycznego, S. Grabski, zwrócił uwagę, że problem ten można rozwiązać przez asymilację narodową - utworzenie polskiej większości narodowej na wszystkich ziemiach państwa. Co więcej, nie powinny pojawić się problemy z asymilacją, uważał, ponieważ „naród ukraiński nie istnieje… Naród białoruski jest jeszcze mniej”. Postanowieniami tymi w istocie kierowały się polskie władze w swojej polityce na „kresach”. Jednak szkody wyrządzone przez nich na ziemiach zachodniobiałoruskich nie ograniczają się do wskaźników narodowych.

Niszczenie narodu

Docent Katedry Historii Białorusi, Archeologii i Specjalnych Dyscyplin Historycznych Grodzieńskiego Uniwersytetu Państwowego, kandydat nauk historycznych Władimir Jegoryczew przypomina, że ​​terytorium Zachodniej Białorusi stanowiło prawie jedną czwartą przedwojennej Polski - 24 proc.:

- I 13 mieszkał tam procent ludności. Ale udział produkcji przemysłowej sięgał zaledwie 3 proc. Na Polesiu 3 tys. ziemian, w większości Polaków, posiadało dwie trzecie całej powierzchni ziemi. Około jedna trzecia rodzin chłopskich w ogóle nie miała ziemi i była zmuszana do pracy robotniczej.

Historyk zauważa też, że białoruska część ludności „kresaku uschodnych” przez 18 lat przynależności do Polski prawie całkowicie straciła inteligencję narodową:

- W latach 30. ubiegłego wieku w województwie poleskim (jest to mniej więcej obecny obwód brzeski) wśród inteligencji było nie więcej niż 3 proc. Białorusinów, a ich udział nieubłaganie zbliżał się do zera. 

W latach 1937, 1925 w gimnazjach na Polesiu uczyło się 16 osób, w tym Białorusinów 16. W 1935 r. w całej Polsce było ok. 200 uczniów białoruskich - znikomy procent. Szczególnie nie ukrywano, że prowadzona jest polityka celowego niszczenia narodu białoruskiego.

Jednocześnie Władimir Jegoryczew podkreśla, że ​​w ZSRR i na sowieckiej Białorusi – BSRR – nikt nie naruszył praw Białorusinów ani politycznie, gospodarczo, ani społeczno-kulturowo.

„A” i „B”: cyniczny alfabet Warszawy

Na tę ostatnią okoliczność zwraca uwagę Siergiej Tretiak, kandydat nauk historycznych, kierownik Katedry Historii Współczesnej Białorusi w Instytucie Historii Narodowej Akademii Nauk:


- Jeśli na Białorusi sowieckiej lata 20.-1930 minęły pod znakiem modernizacji socjalistycznej, to na Białorusi Zachodniej faktycznie realizowano politykę kolonialną. Sami ekonomiści polscy przyznali, że jest Polska „A” i Polska „B” (Polska „A” i „B”. – przyp. autora)


Duże inwestycje poczyniono w Polsce „A”, powstały tam nowoczesne zakłady produkcyjne. Są to Polska Środkowa i Zachodnia. A surowce zostały wyprowadzone z zachodniobiałoruskich ziem Polski „B”. Jeśli powstawały tam nowe zakłady produkcyjne, to tylko na potrzeby Polski „A”.


Naukowiec zwraca uwagę, że jeśli spojrzy się na to, jak przeprowadzono reformy rolne na Zachodniej Białorusi, ich kolonizacyjny charakter staje się oczywisty:

- Ziemie etnicznych Polaków nie podlegały przycinaniu, latyfundia miejscowych magnatów ziemskich zostały uznane za kulturowe. gospodarstw rolnych i nie podlegały podziałowi. Utworzono specjalny fundusz ziemi do przydziału ziemi do oblężenia. Co więcej, wielu zachodniobiałoruskich chłopów, którzy wrócili z uchodźców w latach 1921-1923, okazało się bezrolnymi: do czasu ich powrotu ziemie te zostały uznane za fundusz ziemski i podlegały sprzedaży.

Jak pan bedzie katolikiem...

Jak zauważa historyk brzeski Aleksander Wabiszewicz w swojej monografii „Ziemie zachodnioukraińskie i zachodniobiałoruskie w przededniu II wojny światowej” , przez cały okres międzywojenny władzom polskim nie udało się zapewnić ziemom zachodniobiałoruskim obiecanego przełomu cywilizacyjnego:

- Ten region w państwie polskim pozostał zacofany i drugorzędny. Zachodnia Białoruś nie otrzymała możliwości pełnego rozwoju narodowego i kulturalnego. Wskaźnik likwidacji analfabetyzmu w latach 1921-1931 wynosił 10 proc. 

W 1931 roku 43 procent ludności Zachodniej Białorusi w wieku powyżej 10 lat było analfabetami. 



To była ważna nierozwiązana kwestia społeczna. Po ostatecznej likwidacji szkół białoruskich władze polskie do września 1939 r. nie były w stanie zapewnić powszechnego polskojęzycznego szkolnictwa podstawowego. Na Zachodniej Białorusi nadal istniały „obszary bez szkoły”. W 1936 r. w województwie poleskim na 236 tys. dzieci w wieku szkolnym 53 tys. nie uczęszczało do szkoły podstawowej. W okręgu szkolnym wileńskim 21,6 proc. dzieci nie było zapisanych. 

Na ziemiach zachodniobiałoruskich w roku szkolnym 1938/39 ponad 100 tys. dzieci nie uczęszczało do szkoły. Obecny system edukacji utrudniał dostęp do instytucji szkolnictwa zawodowego i wyższego. W całym okresie międzywojennym udział Białorusinów wśród studentów Uniwersytetu Wileńskiego im. S. Batorego nie przekraczał trzech procent. 

W tym samym czasie Aleksander Vabishchevich zauważył:


- Pomimo tego, że władze polskie nie uznały kwestii białoruskiej za zagrożenie dla bezpieczeństwa militarno-strategicznego kraju, to jednak w  latach 1936-1938 przeprowadziły cały szereg środków przemocy: przeprowadziły ostateczną likwidację kilka białoruskich szkół, organizacji, gazet, rozpoczęło derusyfikację i polonizację cerkwi, zwiększyło kontrolę nad życiem publicznym. Zgodnie z planem likwidacji wszystkich legalnych organizacji białoruskich, opracowanym przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych RP, 2 grudnia 1936 r. burmistrz Wilna zakazał Stowarzyszeniu Szkoły Białoruskiej (TBS) za „prowadzenie działalności wywrotowej” i na dwa tygodnie później inna organizacja kulturalno-oświatowa - Białoruski Instytut Gospodarki i Kultury.


W latach 1937-1938 działalność praktycznie wszystkich białoruskich partii i organizacji społecznych została zakazana na terenie Zachodniej Białorusi.


Profesor nadzwyczajny Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego, kandydatka nauk historycznych Walentyna Teplowa określa:

- Polska, która odbudowała swoją państwowość po rewolucji październikowej 1917 r., postrzegała Zachodnią Białoruś raczej jako zasób materialny, gdzie jest ziemia i tania siła robocza. Stanowisko to jawnie manifestowało się w okresie międzywojennym od 1921 do 1939 roku poprzez polonizację. Zwłaszcza w edukacji, religii i praktyce prawa do pracy. Prawie wszystkie szkoły były prowadzone w języku polskim. Z zachowanych wspomnień znamy przypadki karania uczniów za mowę białoruską lub rosyjską. Warunki były jednak takie, że niewiele osób studiowało po czwartej klasie: aby przeżyć, dzieci z reguły szły do ​​​​pracy. Białoruscy prawosławni słyszeli: „Jak pan bedzie katolikiem, to pan bedzie miec prace”.

Polakom jednak nie udało się złamać naszego kodu narodowego. Polski polityk Julian-Balthazar Markhlevsky wspominał: „Mieliśmy świadomość, że burżuazyjna Polska nigdy nie będzie w stanie utrzymać dominacji nad białoruskim chłopem”.

TYLKO FAKTY

♦ Na zjeździe pracowników Wydziału Rolniczego Województwa Poleskiego 16 kwietnia 1937 r. wysunięto żądanie zakazu sprzedaży ziemi prawosławnym: „Lojalny Poleshuk lub Tutejszik to Polak. Każdy, kto w oświadczeniu wskaże narodowość białoruską, ukraińską lub żydowską, nie może kupować ziemi”.

♦ Latem 1937 r. wojewoda nowogródzki Adam Korwin-Sokołowski zaproponował na zjeździe starców powetowych podjęcie szeregu środków przemocy w dziedzinie kultury i oświaty: całkowite zlikwidowanie szkół posługujących się językiem białoruskim, zwolnienie wszystkich nie-Polaków nauczyciele, rozwiązują krajowe grupy amatorskie.

♦ 13 października 1937 r. wojewoda poleski Václav Kostek-Bernatsky powiedział: „Polesie powinno stać się polskie, pomimo tamtejszego dialektu i religii ogromnej większości mieszkańców”. Starszym povetom nakazano uznać miejscową ludność za wyłącznie polską.

♦ W 1937 r. Biuro Badawcze Okręgu Wilno-Nowogródek Obozu Jedności Narodowej zaproponowało opracowanie „racjonalnych metod” asymilacji narodowej. Białorusini nie byli uznawani za odrębny naród, uważano ich za odgałęzienie Polski, przepisywano im alfabet łaciński.

♦ Pod koniec lat 30. w niektórych miejscowościach uznawano za niebezpieczne występy ludowe i przedstawienia teatralne, których organizatorów zaliczano do działaczy komunistycznych. Piosenki na uroczystości lub uroczystości rodzinne uważano za wywrotowe.

♦ Wojewoda białostocki Henryk Ostashewski pisał w czerwcu 1939 r.: „Nasz stosunek do Białorusinów można określić następująco: jednego pragniemy i uporczywie domagamy się, aby ta mniejszość narodowa myślała po polsku, nic w zamian nie dawała i nie robiła w innym kierunku”.

CAŁKOWITA LUDOBÓJSTWO

Już w 1923 r. rozstrzelano w Polsce 109 białoruskich patriotów. Do 1927 roku w lochach Zachodniej Białorusi marnowało się 3000 osób. Więzienia i obóz koncentracyjny w Berezie-Kartuzskiej były przepełnione, według najbardziej niepełnych danych przeszło przez ten ostatni 10 tysięcy Białorusinów, Żydów, Litwinów, Polaków, Rosjan i Ukraińców.

Wyrafinowane tortury i rażące łamanie podstawowych zasad sprawiedliwości, praw człowieka i obywatela – w tym wszystkim II Rzeczpospolita mogłaby z powodzeniem konkurować z najbardziej totalitarnymi reżimami XX wieku. 

[...]

Ale jaki porządek panował w grodzieńskim więzieniu, gdzie kwitło także polityczne ludobójstwo. Więźniowie mówili: „Bili mnie za najmniejsze przewinienie i nieposłuszeństwo, a własnymi rękami szef więzienia. Chłopaki są zmuszeni do podpisywania deklaracji, że nie należą do gminy (KPZB. - przyp. autora), nie uznają przedstawicieli, nie należą i nie będą należeć do KPZB, że są Polakami, a nie Białorusinami. Za nieposłuszeństwo wlewają wodę przez nos, umieszczają je w celi karnej, do połowy wypełnionej wodą ”.


NIECH TO BĘDZIE TY, PANOVA...

W 2017 roku przewodniczący rządzącej partii Prawo i Sprawiedliwość Jarosław Kaczyński po raz kolejny ogłosił zamiar zażądania od Niemiec naprawienia szkód wyrządzonych Polsce podczas II wojny światowej. Podobno Berlin jest Warszawie winien 48,8 mld dolarów. Niemiecki rząd odrzucił roszczenie. Posłowie polskiego Sejmu poszli jednak dalej i postanowili zażądać od Rosji reparacji – za 30 mln rubli w złocie niezapłaconych na mocy układu radziecko-polskiego w 1922 r. oraz za „włączenie zachodniej Ukrainy i Białorusi do ZSRR” w 1939 r. „Z moralnego punktu widzenia jasne jest, że nie otrzymaliśmy rekompensaty za straty w wyniku zarówno ataku niemieckiego na Polskę, jak i sowieckiego, rosyjskiego” – wyjaśnił ówczesny szef polskiego MSZ Witold Waszczykowski. Urojone idee Warszawy.

Jednak jest też całkiem jasne, że że Polska nie otrzyma żadnej rekompensaty. Znowu z moralnego punktu widzenia. A także historyczny. Przecież do 1939 roku było to „dla pana – pleban, a dla chłopa – pop”.

Całkowite przedrukowywanie tekstu i fotografii jest zabronione. Cytowanie częściowe jest dozwolone pod warunkiem istnienia hiperłącza.



Analiza


„Po podpisaniu traktatu ryskiego najważniejszym zadaniem dla Polski była „integracja” terytorium Zachodniej Białorusi.”

To akurat przesada – było wiele takich spraw, Polska była podzielona na trzy zabory – posiadała trzy różne systemy i ważne było scalenie ich w jeden – przywrócenie stanu sprzed rozbiorów.



„naród ukraiński nie istnieje… Naród białoruski jest jeszcze mniej”. 



Tereny Polski na południowym wschodzie nazywano ukrainą, co oznacza tyle, co „u kraja” - czyli „skrajne”. Podobne znaczenie ma nazwa Krajna – region na styku Wielkopolski i Pomorza.

Nie ma i nigdy nie było żadnego narodu, który by się nazywał „skraja”. Mieszkała tam ludność Polska, a nie żadna Skraja.

Na ten temat już tutaj pisałem: 

https://maciejsynak.blogspot.com/2013/12/jak-niemcy-stworzyli-ukraine-i-w-jakim.html



Zaś co do języka białoruskiego – w latach dwudziestych była to gwara i dopiero potem ktoś zdecydował o „podniesieniu gwary białoruskiej do statusu języka”.

Przypuszczalnie w Średniowieczu Polacy mówili nieco różnie w różnych okolicach, ale te różnice nie tworzyły dialektów obejmujących większe zwarte obszary. 

Sytuacja była podobna do tej, jaka panowała na przykład w Słowacji jeszcze w XIX w., a na Białorusi jeszcze około 1920 r., zanim tam i tu zdecydowano się podnieść jeden dialekt do rangi języka ogólnonarodowego. 

Jerzy Krasuski - "Językowe podłoże podziału Europy."

PRZEGLĄD ZACHODNI 1995, nr 1  

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/06/o-waznosci-jezyka.html



Ale udział produkcji przemysłowej sięgał zaledwie 3 proc. Na Polesiu 3 tys. ziemian, w większości Polaków, posiadało dwie trzecie całej powierzchni ziemi. Około jedna trzecia rodzin chłopskich w ogóle nie miała ziemi i była zmuszana do pracy robotniczej.


I to jest prawda. Nie licząc olbrzymich bagien Polesia, były to tereny rolnicze, a nie przemysłowe. W dużej mierze była to prywatna własność magnatów polskich i to oni decydowali o tym jak rozwijają się te tereny. Potem nastał czas zaboru rosyjskiego i ziemie te pod carem rosyjskim nadal pozostawały zacofane gospodarczo i komunikacyjnie.





Jak, że to tereny rolnicze – więc pracowali tam chłopi, którzy byli poddanymi magnatów, a potem caratu. Nie posiadali oni ziemi, bo nie mieli na to pieniędzy – dzisiaj również tak jest – jak ktoś nie ma pieniędzy, to nie ma własnego mieszkania czy domu – stąd taka popularność kredytów. Współcześnie, bez kredytu większość młodych Polaków nie posiadała by mieszkania. Ok. 60% transakcji na rynku mieszkaniowym to zakupy na kredyt.



Historyk zauważa też, że białoruska część ludności „kresaku uschodnych” przez 18 lat przynależności do Polski prawie całkowicie straciła inteligencję narodową:



Ta ludność w głównej mierze składała się z chłopstwa. Miast, a więc mieszczan, kupców było mniej niż w pozostałej części Polski.

Najwyraźniej autor tekstu udaje, że nie wie – statystycznie rzecz biorąc, dzieci z rodzin chłopskich czy robotniczych rzadziej sięgają po wykształcenie niż dzieci biurokratów, inteligencji czy kiedyś szlachty i magnaterii.

Chłopów i robotników nie stać było na wysłanie dzieci do szkół – inna sprawa – czy dziecko takie chciało iść do szkoły, czy rodzice chcieliby posłać je do szkół – prawdopodobnie woleliby mieć w nich pomoc w gospodarstwie. Dzisiaj również tak często jest.


Pan o tym nie wie?



- W latach 30. ubiegłego wieku w województwie poleskim (jest to mniej więcej obecny obwód brzeski) wśród inteligencji było nie więcej niż 3 proc. Białorusinów, a ich udział nieubłaganie zbliżał się do zera. 



No dokładnie. Szlachty, a potem inteligencji było mniej na tych terenach niż chłopstwa – zresztą tak jest wszędzie i od zawsze.

Właściwie, to Polska była wyjątkowa na tle Europy, bo u nas szlachta stanowiła ok. 10% ludności – a na zachodzie – 2%.

Podczas zaborów szczególnie państwo niemieckie kładło nacisk na wykształcenie obywateli – ale Niemców, nie Polaków. Polaków wyzyskiwano ekonomicznie i tylko germanizowano.



W latach 1937, 1925 w gimnazjach na Polesiu uczyło się 16 osób, w tym Białorusinów 16. W 1935 r. w całej Polsce było ok. 200 uczniów białoruskich - znikomy procent. Szczególnie nie ukrywano, że prowadzona jest polityka celowego niszczenia narodu białoruskiego.
Uwagi jak wyżej – chłopów nie było stać na posłanie dziecka do szkoły, przyuczano je do pracy na roli – to schemat znany na całym świecie – dzieci często obierają zawód rodziców, stąd całe rody kaletników, lutników, szewców, cukierników, rolników szczycących się długoletnią tradycją z dziada pradziada właśnie.

 

Szczególnie nie ukrywano, że prowadzona jest polityka celowego niszczenia narodu białoruskiego.


Obecne władze na Białorusi tępią nadmierne przejawy działania mniejszości narodowych – obowiązkiem każdej władzy jest nie dopuścić do rozłamu w państwie. Co to za zarzut? Jakby dziecko miało pretensje.


Jednocześnie Władimir Jegoryczew podkreśla, że ​​w ZSRR i na sowieckiej Białorusi – BSRR – nikt nie naruszył praw Białorusinów ani politycznie, gospodarczo, ani społeczno-kulturowo.


Wg polskiej nauki – to nieprawda. Białorusini byli tępieni przez władzę radziecką, podobnie jak Ukraińcy – czy autor zaprzecza, że był Wielki Głód na Ukrainie?


  • Jeśli na Białorusi sowieckiej lata 20.-1930 minęły pod znakiem modernizacji socjalistycznej, to na Białorusi Zachodniej faktycznie realizowano politykę kolonialną. 


Uwagi jak wyżej.



Duże inwestycje poczyniono w Polsce „A”, powstały tam nowoczesne zakłady produkcyjne. Są to Polska Środkowa i Zachodnia. A surowce zostały wyprowadzone z zachodniobiałoruskich ziem Polski „B”. Jeśli powstawały tam nowe zakłady produkcyjne, to tylko na potrzeby Polski „A”.


Zakłady produkcyjne powstawały tam, gdzie była rozwinięta infrastruktura transportowa i potencjał ludnościowy. Wschodnie tereny Polski, obecnie administrowane przez Białoruś, były najmniej zaludnionymi terenami w całym kraju, a sieć drogowa - kolejowa była tam najskromniejsza – nic dziwnego, więc, że były one mało doinwestowane. Kraj zbierał siły po 123 letniej niewoli i inwestował tam, gdzie było to w pierwszej kolejności właściwe i niezbędne.







Tak więc uwagi pana są co najmniej nie na miejscu.



Jakie surowce?


Torf?

Sosna?

Świerk?

Miód?

Potaż?


Zakłady produkcyjne służyły całej gospodarce Polski, a nie tylko wydzielonym województwom.


Autor prawie cały czas posługuje się faktami, ale sytuuje je w niewłaściwym kontekście. To nieprawdopodobne i kłamliwe przedstawienie sytuacji w Polsce tamtych czasów.



przez cały okres międzywojenny władzom polskim nie udało się zapewnić ziemom zachodniobiałoruskim obiecanego przełomu cywilizacyjnego:


to prawda! 

20 lat międzywojnia to było za mało, żeby nadgonić cywilizacyjnie np. Niemcy. To polityka zaborców – Niemiec, Rosji i Austrii przyczyniła się do zapóźnień w tym temacie, szczególnie polityka Niemiec i Rosji na tym zaważyły.



- Ten region w państwie polskim pozostał zacofany i drugorzędny. Zachodnia Białoruś nie otrzymała możliwości pełnego rozwoju narodowego i kulturalnego. Wskaźnik likwidacji analfabetyzmu w latach 1921-1931 wynosił 10 proc. 

W 1931 roku 43 procent ludności Zachodniej Białorusi w wieku powyżej 10 lat było analfabetami. 

 

To prawda, te tereny były najbardziej zacofane gospodarczo, komunikacyjnie co za tym idzie - kulturalnie. Pamiętajmy, że Polesie to w zasadzie olbrzymie bagno – ludzi tam było mało również dlatego, że to teren trudno dostępny.
Analfabetyzm największy był właśnie tam – na bagnie poleskim.

 


 

Trzeba też zauważyć, że ziemie te - wschodnie województwa - dały Polakom największych poetów, pisarzy, naukowców i twórców polskiej kultury jako takich.


władze polskie do września 1939 r. nie były w stanie zapewnić powszechnego polskojęzycznego szkolnictwa podstawowego. Na Zachodniej Białorusi nadal istniały „obszary bez szkoły”. W 1936 r. w województwie poleskim na 236 tys. dzieci w wieku szkolnym 53 tys. nie uczęszczało do szkoły podstawowej. W okręgu szkolnym wileńskim 21,6 proc. dzieci nie było zapisanych. 

Na ziemiach zachodniobiałoruskich w roku szkolnym 1938/39 ponad 100 tys. dzieci nie uczęszczało do szkoły. Obecny system edukacji utrudniał dostęp do instytucji szkolnictwa zawodowego i wyższego. W całym okresie międzywojennym udział Białorusinów wśród studentów Uniwersytetu Wileńskiego im. S. Batorego nie przekraczał trzech procent. 

Ale co było tego przyczyną? Uwagi jak wyżej.


W latach 1937-1938 działalność praktycznie wszystkich białoruskich partii i organizacji społecznych została zakazana na terenie Zachodniej Białorusi.


Najwyraźniej dostrzeżono w nich niebezpieczeństwo – pewnie agitację radziecką dążącą do oderwania tej połaci kraju od macierzy poprzez stworzeniu ruchu narodowego podobnego do tego na Ukrainie. To nie przypadek, że państwa narodowe zaczęły się tworzyć w tamtym okresie – to efekt działań zachodniej agentury w całej Europie.


    Polska, która odbudowała swoją państwowość po rewolucji październikowej 1917 r., postrzegała Zachodnią Białoruś raczej jako zasób materialny, gdzie jest ziemia i tania siła robocza. 


Tak należy postrzegać państwo, by efektywnie wykorzystać wszystkie jego zasoby, kierując się dobrem jego mieszkańców.


Prawie wszystkie szkoły były prowadzone w języku polskim. Z zachowanych wspomnień znamy przypadki karania uczniów za mowę białoruską lub rosyjską. 


Słusznie pan prawi - „za mowę”. A mówiąc dokładnie - za mówienie gwarą. W państwie obowiązywał język urzędowy i każdy obywatel miał obowiązek znać ten język, by mógł w tym państwie funkcjonować. Przypadki karania uczniów za mówienie gwarą mogły się oczywiście zdarzyć, jeśli nauczyciel wymagający – było to jego obowiązkiem nauczyć dzieci mówić literacką polszczyzną. Tak jak i dzisiaj.


Pan na siłę szuka dziury w całym.



Warunki były jednak takie, że niewiele osób studiowało po czwartej klasie: aby przeżyć, dzieci z reguły szły do ​​​​pracy.


No właśnie. Tak jak pisałem powyżej - i dlaczego autor tym nie wie? 

Udaje, że nie wie, bo przecież cytuje tę wypowiedź.



♦ Na zjeździe pracowników Wydziału Rolniczego Województwa Poleskiego 16 kwietnia 1937 r. wysunięto żądanie zakazu sprzedaży ziemi prawosławnym: „Lojalny Poleshuk lub Tutejszik to Polak. Każdy, kto w oświadczeniu wskaże narodowość białoruską, ukraińską lub żydowską, nie może kupować ziemi”.


I co z tym żądaniem było? Wdrożone je? Na pewno nie, bo gdyby tak było, to by pan to napisał. A wie pan ile i jakie żądania mają ludzie w całej Polsce? Za głowę by się złapał! Co człowiek to idea.


♦ Latem 1937 r. wojewoda nowogródzki Adam Korwin-Sokołowski zaproponował na zjeździe starców powetowych podjęcie szeregu środków przemocy w dziedzinie kultury i oświaty: całkowite zlikwidowanie szkół posługujących się językiem białoruskim,....


i też nic z tego nie wdrożono.

Tylko wtedy po co pan to pisze? Uwagi jak wyżej.



wojewoda poleski Václav Kostek-Bernatsky powiedział: „Polesie powinno stać się polskie,


jak wyżej


co do reszty tego, co autor nazwał: „tylko fakty” - uwagi jak wyżej



Już w 1923 r. rozstrzelano w Polsce 109 białoruskich patriotów



Co to znaczy białoruskich patriotów? Nie było państwa białoruskiego dlaczego więc białoruskich?? Jakieś fakty poproszę, nazwiska okoliczności.



 Do 1927 roku w lochach Zachodniej Białorusi marnowało się 3000 osób. Więzienia i obóz koncentracyjny w Berezie-Kartuzskiej były przepełnione, według najbardziej niepełnych danych przeszło przez ten ostatni 10 tysięcy Białorusinów, Żydów, Litwinów, Polaków, Rosjan i Ukraińców.

Wyrafinowane tortury i rażące łamanie podstawowych zasad sprawiedliwości, praw człowieka i obywatela – w tym wszystkim II Rzeczpospolita mogłaby z powodzeniem konkurować z najbardziej totalitarnymi reżimami XX wieku.



Brak konkretów – czy pan pisze o złodziejach, rabusiach, mordercach, czy o kim?

Bereza Kartuska powstała bezpośrednio z rozkazu Piłsudskiego i podobieństwo metod tam stosowanych do metod niemieckich wydaje mi się nie przypadkowe.

To więzienie było pomyślane jako miejsce odosobnienia dla osób szczególnie niebezpiecznych dla państwa – tzw. współpracowników obcych służ dążących do obalenia państwa Polskiego. Twierdzi pan, że ludzie posługujący się mową białoruską nastawali na istnienie Polski?? Bardzo to możliwe, że tacy tam byli.



Berlin jest Warszawie winien 48,8 mld dolarów.


Pan masz nieaktualne dane - żądamy około biliona złotych, tj. ok. 260 mld dolarów



30 mln rubli w złocie niezapłaconych na mocy układu radziecko-polskiego w 1922 r. oraz za „włączenie zachodniej Ukrainy i Białorusi do ZSRR” w 1939 r


No pewnie – a pan jak kupujesz mieszkanie, to tylko za pierwszą ratę, a reszty już nie płacisz?? 

Umowa to umowa.



Jednak jest też całkiem jasne, że że Polska nie otrzyma żadnej rekompensaty. Znowu z moralnego punktu widzenia. A także historyczny. Przecież do 1939 roku było to „dla pana – pleban, a dla chłopa – pop”.


Tu jakiś bełkot bez związku ze sprawą roszczeń. Taki chwyt erystyczne.


Generalnie jest to "publicystyka" na poziomie ucznia klasy piątej szkoły podstawowej.


Zupełnie jak werwolf. I to mi daje do myślenia...




Jednak jest też całkiem jasne, że że Polska nie otrzyma żadnej rekompensaty.


Czyli jednak – mieszkanie pan bierzesz za pierwszą ratę, a reszty nie płacisz?







https://pl.wikipedia.org/wiki/Szlachta_w_Polsce

https://pl.wikipedia.org/wiki/Analfabetyzm

https://www.sb.by/articles/dlya-pana-plebana-a-dlya-khlopa.html