przedruk
Ostateczne rozwiązanie kwestii polskiej
Niemiecka polityka demograficzna względem Polski
Podstawowe założenia polityki władz okupacyjnych niemieckich wobec 
ludności polskiej, zostały zawarte w opracowanym na zlecenie Urzędu dla 
Spraw Rasowo-Politycznych NSDAP, przez doktora 
E. Wetzla, kierownika Centrali Doradczej Urzędu dla Spraw Rasowo-Politycznych, oraz doktora 
G. Hechta, kierownika Oddziału dla 
Volksdeutschów i mniejszości w Urzędzie dla Spraw Rasowo-Politycznych, dokumencie zatytułowanym 
Sprawa traktowania ludności byłych polskich obszarów z rasowo-politycznego punktu widzenia, noszącym datę 25 listopada 1939 roku. Czytamy w nim m. in.:
  
Opieka lekarska z naszej strony ma się ograniczyć wyłącznie do zapobieżenia
 przeniesieniu chorób zakaźnych na teren Rzeszy. (...) Wszystkie środki,
 które służą ograniczeniu rozrodczości, powinny być tolerowane albo 
popierane. Spędzanie płodu musi być na pozostałym obszarze Polski 
niekaralne. Środki służące do spędzania płodu i środki zapobiegawcze mogą być w każdej formie publicznie oferowane, przy czym nie może to pociągać za sobą jakichkolwiek policyjnych konsekwencji. Homoseksualizm
 należy uznać za niekaralny. Przeciwko instytucjom i osobom, które 
trudnią się zawodowo spędzaniem płodu, nie powinny być wszczynane 
policyjne dochodzenia. (...)52.
  Niezależnie od fizycznej 
eksterminacji poszczególnych
 grup obywateli RP - przede wszystkim ludności żydowskiej, a także elity
 polskiej zwłaszcza na terenach wcielonych do Rzeszy, hitlerowcy starali
 się niszczyć polski potencjał biologiczny również metodami bardziej 
wyrafinowanymi - wchodzącymi częściowo w zakres totalnej wojny 
informacyjnej. Dowody na to znaleźć można w dokumentach sprawy SS-
Brigadefhrera Carla Clauberga. Jeden z tych dokumentów dotyczy 
Genralnego Planu Wschodniego 
Reichsfhrera SS, omawia politykę 
demograficzną nie tylko w stosunku do ludności polskiej, ale również rosyjskiej, ukraińskiej, a nawet 
narodow kaukaskich, opracowany został przez dr 
Erhardta Wetzela
 - radcę w Urzędzie dla Spraw Rasowo-Politycznych NSDAP. Pochodzi on z 
1942 r., a więc z okresu gdy hitlerowcy odnosili sukcesy na froncie 
wschodnim i wydawało im się, że wygrają wojnę, a w związku z tym będą 
mieli dość czasu i możliwości by w pełni zrealizować swe plany. W 
dokumencie tym czytamy m. in.:
  
Powinno być oczywiste, że polskiej kwestii nie można rozwiązać w 
ten sposób, że zlikwiduje się Polaków, podobnie jak Żydów. Tego rodzaju 
rozwiązanie kwestii polskiej obciążyłoby naród niemiecki na daleką 
przyszłość i odebrałoby nam wszędzie sympatię, zwłaszcza że inne 
sąsiednie narody musiałyby się liczyć z możliwością, iż w odpowiednim 
czasie potraktowane zostaną podobnie. Moim zdaniem, musi zostać 
znaleziony taki sposób rozwiązania kwestii polskiej, ażeby wyżej 
wskazane polityczne niebezpieczeństwa zostały sprowadzone do możliwie najmniejszych rozmiarów. (...)
  (...) Celem niemieckiej polityki ludnościowej na rosyjskim terenie
 będzie musiało być sprowadzenie liczby urodzin do poziomu leżącego 
poniżej liczby niemieckiej. To samo zresztą powinno odnosić się także do
 szczególnie płodnej ludności kaukaskiego terenu, a później częściowo 
także do Ukrainy. Narazie
 leży w naszym interesie powiększenie liczby Ukraińców jako przeciwwagi w
 stosunku do Rosjan. Nie powinno to jednak doprowadzić do tego, ażeby 
Ukraińcy zajęli później miejsce Rosjan.
  Aby doprowadzić na wschodnich terenach do znośnego dla nas 
rozmnażania się ludności, jest nagląco konieczne zaniechanie na 
wschodzie tych wszystkich środków, które zastosowaliśmy w Rzeszy celem 
podwyższenia liczby urodzin. Na terenach tych musimy świadomie prowadzić
 negatywną politykę ludnościową. Poprzez środki propagandowe, a w szczególności przez prasę, radio, kino, ulotki, któtkie
 broszury, odczyty uświadamiające itp. należy stale wpajać w ludność 
myśl, jak szkodliwą rzeczą jest posiadanie wielu dzieci. Powinno się 
wskazywać koszty, jakie dzieci powodują, na to, co można by zdobyć dla 
siebie za te wydatki. Można wskazywać na wielkie niebezpieczeństwa
 dla zdrowia, które mogą grozić kobiecie przy porodzie itp. Obok tej 
propagandy powinna być prowadzona na wielką skalę propaganda środków zapobiegawczych. Przemysł produkujący tego rodzaju środki musi zostać specjalnie stworzony. Nie może być karalne zachwalanie i rozpowszechnianie środków zapobiegawczych
 ani też spędzanie płodu. Należy też w pełni popierać powstawanie 
zakładów dla spędzania płodu. Można wykształcić np. akuszerki lub 
felczerki w robieniu sztucznych poronień. Im bardziej fachowo będą przeprowadzane
 poronienia, tym większego zaufania nabierze do nich ludność. Rozumie 
się samo przez się, że i lekarz musi być upoważniony do robienia tych 
zabiegów, przy czym nie może tu wchodzić w rachubę uchybienie zawodowej 
lekarskiej godności. Należy również propagować dobrowolną sterylizację. Nie powinno się zwalczać śmiertelności
 niemowląt. Nie może mieć miejsca również uświadamianie matek w zakresie
 pielęgnacji niemowląt i chorób dziecięcych. Trzeba się starać o to, aby
 wykształcenie rosyjskich lekarzy w tych dziedzinach wiedzy było 
możliwie jak najmniejsze. Nie wolno popierać domów dziecka itp. 
instytucji. (...) W każdym razie całkowite biologiczne wyniszczenie 
Rosjan nie może tak długo leżeć w naszym interesie, jak długo nie 
jesteśmy sami w stanie zapełnić tego terenu naszymi ludźmi. W przeciwnym
 bowiem razie inne narody objęłyby ten obszar, co również nie leżałoby w
 naszym interesie. Naszym celem przy wprowadzaniu tych środków jest 
tylko, ażeby Rosjan o tyle osłabić, ażeby nie mogli nas przytłaczać masą
 swoich ludzi. (...) Nam Niemcom chodzi tylko o to, ażeby naród rosyjski osłabić do tego stopnia, aby nigdy nie był on w stanie zagrażać niemieckiemu przewodnictwu
 na europejskim terenie. Do tego celu przybliżają nas wyżej wskazane 
drogi. Należy pamiętać również o tym, że stłoczenie mas ludzkich w 
miastach fabrycznych jest niewątpliwie najodpowiedniejszym
 środkiem ograniczenia rozmnażania się ludności. Powyżej omawiana 
propaganda i uświadamianie da się bowiem w miastach o wiele łatwiej przeprowadzić niż na wsi, zwłaszcza gdy chodzi o rozległe przestrzenie wschodu. (...)53
  Omawiany wyżej plan zalecał również, by na roboty przymusowe do 
Niemiec wywozić przede wszystkim mężczyzn żonatych i kobiety zamężne, 
gdyż w ten sposób rozbija się rodziny, co wpłynie na zmniejszenie 
przyrostu naturalnego.
  Zgodnie z powyższym planem 
Verordnung (
Rozporządzenie) Generalnego Gubernatora 
Franka z dnia 9 marca 1943 r. wprowadziło pełną 
niekaralność aborcji dokonywanych przez Polki i 
przedstawicielki innych niższych narodów, zwiększono natomiast kary za aborcję dzieci niemieckich - aż do kary śmierci włącznie.
Fragment Książki:
Józef Kossecki, 
Totalna wojna informacyjna XX wieku a II RP, Kielce 1997.
--------------------------------------
52 W. Głębocki, K. Mórawski, Kultura walcząca 1939-1945, Z dziejów 
kultury polskiej w okresie wojny i okupacji, Warszawa 1985, s. 294.
53 Zeszyty Oświęcimskie, nr 2, 1958 r., s. 49-50.
Omawiane tu metody osłabiania potencjału 
demograficznego przeciwnika znane były od dawna. Np. działalność słynnego T. 
Malthusa - który usilnie 
przestrzegał przed groźbą przeludnienia - była finansowana przez Kompanię 
Wschodnioindyjską, która stanowiła forpocztę brytyjskiego imperializmu. Koncepcja 
Malthusa
 była eksportowana na kontynent - przede wszystkim do Francji, która na 
przełomie XVIII i XIX wieku stanowiła główną konkurentkę Wielkiej 
Brytanii.
--------------------------------------
Agresja demograficzna a Plan Himmlera
Trendy demograficzne w Polsce - wykład doc. Józef Kossecki
Uwaga! Agresja demograficzna! Plan Himmlera - doc. Józef Kossecki
Zmiany demograficzne - badanie przyrostu naturalnego w Polsce w latach 1950-2005
Psychoza przeludnienia
http://kotwicki.blogspot.com/2012/03/niemiecka-polityka-demograficzna.html
  
Do moich pacjentów, znajomych i przyjaciół!
Postanowiłam napisać list z prośbą o przesłanie go dalej jak najliczniejszej grupie ludzi.
3 stycznia po dzienniku widziałam rozmowę z politykami na temat sytuacji jako zaistniała w POZ.
Prowadząca wielokrotnie mówiła, że nie rozumie postępowania Porozumienia Zielonogórskiego. Cała sprawa została sprowadzona do nadmiernych żądań finansowych , braku odpowiedzialności i krzywdzenia pacjentów.
Jak pewnie wszyscy zauważyli do tej rozmowy nie został zaproszony nikt ze strony lekarzy a o tym czego chcą lekarze wypowiadał się autorytatywnym głosem przedstawiciel PO.
Przekłamania i oszczerstwa są poważne i poważne jest to o co walczy Porozumienie Zielonogórskie.
Bardzo poważnym problemem POZ (myślę, ze nie tylko) są starzejący się lekarze. W województwie opolskim średnia wieku lekarza pracującego w POZ przekroczyła 57 lat. Gdyby w tej chwili z systemu odeszli emeryci to system by się zawalił. Młodych kształcących się lekarzy jest niewielu.
Ja miesięcznie przyjmuję ponad 1200 pacjentów. Średnio 50-70 osób dziennie. Zdarzają się dni gdzie tych pacjentów przyjmuję i 100. Każdego roku dochodzi nowa praca. Część jest widoczna dla wszystkich bo większą część czasu patrzę w monitor i stukam w klawiaturę. Dużej części państwo nie widzicie. Skraca się czas poświęcony na kontakt z pacjentem a wydłuża czas biurokratyczny. Lekarze i tak nie są w stanie prowadzić kartotek w sposób zgodny z przepisami i bezpieczny dla siebie, bo starają się wypełnić swoje podstawowe zadanie leczenia pacjentów.
W nowej umowie jest kilka niemożliwych do przyjęcia zadań. Jest ona skierowana przeciwko pacjentom i stawia pacjentów i lekarzy naprzeciwko siebie. Tylko razem jesteśmy w stanie zawalczyć o wspólne dobro.
Po pobieżnej lekturze nasuwają mi się liczne uwagi. Pierwsza sprawa - pakiet kolejkowy. Wszystkiego nie wiem, ale to do czego doszłam jest bulwersujące. Lekarz endokrynolog jak wszyscy wiedzą leczy najczęściej choroby tarczycy. W nowej umowie to lekarz POZ będzie zobowiązany do leczenia niedoczynności tarczycy. Wszyscy państwo, którzy jesteście pod kontrolą poradni endokrynologicznej, teraz wrócicie do POZ. Lekarz nie będzie mógł państwa skierować do specjalisty. Rozwiązany problem kolejki u endokrynologa? Ma pan minister sukces? Łagodny przerost gruczołu krokowego też w gestii lekarza POZ. Zniknie kolejka do urologa? Takich jednostek chorobowych wrzuconych do POZ jest więcej.
Na wykonanie tych zadań lekarz POZ nie dostaje żadnych dodatkowych pieniędzy, a minister może zaoszczędzić na wykupieniu tych wizyt u specjalistów. Tyle że specjaliści mieli wykupioną konkretną ilość wizyt a my nie mamy limitu. Przyjąć należy wszystkich pacjentów.
Niestety nie potrafię już w sposób bezpieczny dla pacjentów przyjmować większej ilości ludzi.
Liczni moi koledzy mają już przyjmowanie na godzinę. Pacjent endokrynologiczny na kontrolnej wizycie będzie musiał zająć 30 minut tak jak u specjalisty. Już ostatnio pojawiły się kłopoty gdzie niegdzie z dostaniem się do lekarza w dniu rejestracji. Niestety teraz obejmie to już wszystkie praktyki.
Co zrobić z pacjentami potrzebującymi zwolnienie do pracy. Z nagłymi zachorowaniami. Ludźmi z wymiotami, biegunkami, bólami, gorączkami. Nie potrafię w sposób uczciwy w stosunku do pacjenta przyjąć na siebie nieskończonej ilości zadań i przejąć pacjentów moich kolegów specjalistów tylko po to by minister miał wyborczy sukces.
Kolejna sprawa - umowa. Umowa ma być bezterminowa. Tą umowę może zmieniać aneksem NFZ bez jakiejkolwiek konsultacji. Ja tylko mogę ją wypowiedzieć. Będzie można do POZ wrzucać wszystko co się nie zmieści gdzie indziej. My staniemy się pierwszą twarzą NFZ w opozycji do pacjenta. Sami już niewydolni będziemy tak jak teraz dostawać nowe zadania i nasza niemożność wykonania zadań będzie uderzała w pacjentów.
Kolejna sprawa - skierowania do okulisty i dermatologa. Okulistycznie leczymy zapalenia spojówek i powtarzamy zalecone przez okulistę leki. Po co wypisywać skierowania do okulisty na dobranie okularów? Ja i tak nie mogę nic w tej dziedzinie zrobić. To jest i Wasz i nasz czas. Żeby pójść z dzieckiem po korektę szkieł będziecie musieli zarejestrować się wpierw do POZ po skierowanie. Kolejny dzień u lekarza w kolejce. Podobnie u dermatologa. Do dermatologa zawsze szło się bez skierowania. Była to najskuteczniejsza metoda wczesnego leczenia chorób wenerycznych. Teraz najpierw do mnie a później dalej.
Kolejna rzecz - pakiet onkologiczny. To już jest grubsza sprawa. W mojej praktyce mam w ciągu roku od 7-10 wykrytych pierwszorazowych zachorowań na nowotwór. Z tego 1-3 pacjentów to tacy, którzy nigdy nie byli wcześniej u lekarza i przychodzą w stanie zaawansowanym. Wielokrotnie tych kieruję od razu do szpitala bo są w złym stanie i wymagają natychmiastowego leczenia. Oni też zawsze byli przyjęci od razu, najczęściej na internę. Kilka pacjentek to pacjentki z nowotworami piersi i narządów rodnych. Tutaj swoją rolę jak dotąd widzę na wpajaniu pacjentkom konieczności wizyt u ginekologa i namawianiu na badanie piersi. System działa. Zostaje więc kilku pacjentów z pozostałymi nowotworami. Skupię się na nowotworach jelita grubego. Przez kilka lat funkcjonowało przesiewowe badanie kolonoskopowe i to dawało rezultaty. Za rządów ministra Arłukowicza to zostało zaniechane, albo mocno okrojone. Fakt, ze moi pacjenci nie mają do tych badań dostępu. Pozostaje planowana kolonoskopia. Większość placówek ma wykupione przez NFZ to badanie bez znieczulenia.
Bardzo bym chciała zobaczyć twarz ministra po wykonaniu tego badania bez znieczulenia.
Jeżeli rak jelita grubego daje jednoznaczne objawy to często jest już za późno na pełne wyleczenie. Jest to więc wyjątkowy wyścig z czasem. Jakie są wczesne objawy raka jelita grubego? Mogą być pojawiające się biegunki, mogą być zaparcia, może być krew w kale, mogą być pobolewania, może być utrata wagi. Dotąd dawałam skierowanie na kolonoskopię. U większości pacjentów były polipy, które lekarze od razu usuwali. Wszyscy Ci pacjenci to potencjalni chorzy na raka. Radość z wyleczenia i uniknięcia tragedii. Teraz spośród tych pacjentów mam wybrać lepszych i dać im zieloną książeczkę. Wszystkim nie mogę. Jeżeli nie dam komuś u kogo, w trakcie stania w jeszcze dłuższej kolejce, rozwinie się rak to pacjent będzie miał żal do mnie a nie do ministra, a ja będę musiała z tym żyć.
Dlaczego nie mogę dać wszystkim? Bo muszę mieć trafienia! Trafienia to jest określenie ministra na pacjenta z chorobą nowotworową. Wydam 30 książeczek Pacjent przejdzie diagnostykę i teraz oceni moją pracę urzędnik. Jeżeli będę miała 0-1 trafienia to zostanę skierowana na karne szkolenie a za wykonaną pracę mi nie zapłacą. Czyli badając w kierunku choroby nowotworowej 30 pacjentów nie znajdę u nikogo rozwiniętego raka to będę ukarana szkoleniem i finansowo. Teraz badam nawet stu ludzi, żeby wykryć u jednego raka. Moja sytuacja się poprawi jeżeli będę miała 2 trafienia dostanę wtedy 20 złotych i nie będę karana upokarzającym szkoleniem. Ta kwota rośnie i przy stosunku jedno trafienie na pięć sięga ponad 100 złotych. Cały czas cytuję umowę! Staniemy więc z pacjentem po przeciwległej stronie - on będzie się cieszył, że nie ma raka, ja będę miała poważny problem. Będę więc unikała zielonych książeczek jak ognia, albo wydam je wszystkim.
Jeżeli nie wydam to minister wygrał, bo lekarze są źli i nie chcą pracować, jak wydam to nie wytrzymam finansowo (bo za tą diagnostykę zapłacę z puli POZ) i dołożę do pracy kolejne wypisywanie książeczek, sprawozdań. Wydłuży się więc kolejka pacjentów u mnie. Wąskie gardło w postaci zbyt małej ilości zakontraktowanych kolonoskopii pozostaje.
Tyle, ze teraz za to odpowiadam ja nie minister.
Kolejna sprawa to EWUŚ. Jak państwo wiecie musimy sprawdzać EWUŚ czyli czynne ubezpieczenie pacjenta. Dwa razy w tygodniu trafia się pacjent, który EWUŚ wyświetla w kolorze czerwonym – pacjent nieubezpieczony. W większości są to pacjenci, którzy mają ubezpieczenie i faktem, że świecą na czerwono są oburzeni. Teraz pacjent wypisuje oświadczenie, że jest ubezpieczony i my przyjmujemy takiego pacjenta nieodpłatnie. NFZ płaci za takiego pacjenta. Teraz NFZ przestaje płacić za pacjentów świecących na czerwono (w mojej praktyce 11%). Czyli jak pacjent świeci na czerwono i wypisze nam oświadczenie, to za jego leczenie i wizytę nie zapłaci nikt. Pieniądze zostają w funduszu. Kolejna oszczędność ministra.
Takich pułapek jest więcej a list i tak zrobił się długi. Jest to jednak nasza wspólna sprawa - pacjentów i lekarzy.
W tym roku mija 30 lat mojej pracy i zawsze byłam po stronie pacjenta, bo sama też jestem pacjentką i to z wiekiem coraz częściej i boleśniej. Ministrowie się zmieniają a ja od 30 lat o 8.00 wołam proszę (teraz parę minut później bo ładuje się komputer).
Tej pracy nie chcą wykonywać młodzi lekarze i jak nic się nie zmieni, to po pięciu latach nastąpi poważny kryzys w służbie zdrowia na poziomie POZ. Wtedy obecny minister będzie już miał inną posadę równie prestiżową i pozbawioną osobistej odpowiedzialności jak teraz, ale my zostaniemy na dole, pacjenci i lekarze.
Dlaczego inni podpisali? My nie podpisaliśmy, i jakie mamy kłopoty, a strach pomyśleć co nas czeka. Straszą nas przez telefon, jeżdżą do prywatnych domów. Ruszyły zmasowane kontrole. Nagonka bezpardonowa w mediach. Kłamstwa, półprawdy, wyrwane z kontekstu słowa. Ja się boję bardzo i nie dziwie się, że inni też się boją. Tylko zwarta grupa może się przeciwstawić.
Jeżeli my przegramy to tak naprawdę przegrają pacjenci.
Z poważaniem
Lekarz rodzinny z 30 letnim stażem w jednej placówce
Jeszcze raz proszę o rozesłanie tego listu swoim znajomym, bo jest to jedyna forma wyjaśnienia stanowiska lekarzy rodzinnych.
Lekarze, jako ludzie inteligentni - a przynajmniej powinni inteligentni być - powinni rozumieć, że pacjentów będą mieć mniej, gdy lekarzy będzie więcej. Dlaczego więc lekarzy nie ma więcej? Bo albo się ich nie kształci u nas w kraju, albo po edukacji i stażu wyjeżdżają oni za granicę. Ludzie chcieli "wolności" więc nie można zabronić lekarzowi, że chce wyjechać bo za granicą więcej kasy.
Dlaczego ludzie nie protestowali, gdy zamykano szpitale publiczne? Dwa miliony jest nas mniej, a lekarzy brakuje? Takie głupoty to mogą opowiadać ci, co pozamykali gabinety, w nich dokumentację medyczną i trzymając pacjentów jako zakładników chcą wymusić na rządzie coś, czego rząd spełnić nie może, bo nie ma pieniędzy. NIE MA PIENIĘDZY!
Nasz skarbiec narodowy jest pusty, bo Polacy pozwolili na zlikwidowanie naszego rodzimego przemysłu i wpływów do skarbca nie ma. Tyle to powinien rozumieć nawet średnio rozgarnięty lekarz i zamiast ględzić głupoty o pacjentach, powinien zastanowić się nad tym czy on sam nadaje się do wykonywanego zawodu. Kiedyś na lekarzy ludzie kształcili się z powołania. I należy to przywrócić, a nie finansować konowałów robiących na chorych ludziach kasę.
Nana-(cyt"Dlaczego ludzie nie protestowali, gdy zamykano szpitale publiczne?")Odpowiedź jest prosta-Ludzie z natury są łatwowierni a zatem przekonani że wszystko co w ich imieniu postanowi władza jest dobrem wspólnym za ich wspólnie ciężko wypracowane pieniądze.Tyle to powinien rozumieć nawet średnio rozgarnięty bloger nawet gdy jest blondynką w fazie przekwitania.Kiedyś:)
Naiwni ludzie? a którzy? może ty, ale za to nadrabiasz bezczelnością.
Ludzie nie chcieli mieć powszechnej opieki zdrowotnej i nie chcieli mieć pracy w państwowych firmach. Więc wspierali zdrajców naszej Ojczyzny i przyglądali się, jak nasz kraj jest demontowany. Przy pomocy ich własnych rąk.
Teraz mogą sobie płakać, że muszą miesiącami czekać na operacje i mogą sobie narzekać, że w przychodniach tłok.
Za PRLu, gdy szpitali było trzy razy tyle co obecnie, chorych wypisywało się, gdy byli zupełnie zdrowi, a nie jak teraz bezpośrednio ze stołu operacyjnego. Zdrowie człowieka było dla władz PRLu ważniejsze niż zyski i statystyki.
Do lekarza kolejek nie było, a do specjalistów można było iść bez skierowania. Przychodnie ZOZu były w każdej, nawet najmniejszej miejscowości, także gabinety specjalistów i były każdemu obywatelowi dostępne przez cały czas. Przy ZOZach istniały laboratoria, które wykonywały konieczne badania kału czy moczu albo wymazy od ręki i z wynikami szło się do lekarza bez żadnej kolejki.
Było dużo przychodni, było dużo szpitali, było dużo ambulatoriów i co najmniej trzy razy tyle stacji pogotowia ratunkowego. Do pacjenta jechał lekarz i pielęgniarka, a nie jakiś sanitariusz i kierowca, jak dziś ma to miejsce.
I ja o tym piszę, ty garbaty lowelasie. A ty co zrozumiałeś? No!?
NFZ to narodowa fundacja złodziei. Piniędzmi na ochrone zdrowia winien dysponować obywatel- ubezpieczony i dopóki nie bedzie konkurencji bedą ludzi okradać.
Tu mam tak że jako emeryt moje pieniądze mogę wykorzystwać przez państwowy fundusz albo przez wybrana przeze mnie firmę ubezpieczeniową które za te same pieniadze oferuja rózne usługi. One mają kontrakty z lekarzami. Ten sam lekarz może współpracować z wieloma ubezpieczycielami i on (lekarz) się bezposrednio z firma rozlicza. Ja płace tylko niewielki swój udział za wizytę, za pobyt w szpitalu, przyjazd pogotowia oraz leki . To w duzym skrócie. Najważniejsze że wszelkie świadczenia mam od reki, badania zabiegi cokolwiek potrzebuję.
Ta róznica powoduje że do Polski nie wracam. Może po śmierci.