Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą język. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą język. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 5 sierpnia 2025

Geopolityka Polski - i szept...







przedruk


Historia kluczem do wielkiej geopolityki – prof. Arkady Rzegocki

Data publikacji: 25 lipca 2025, 14:17





Jaśmina Nowak pyta wykładowcę Uniwersytetu Jagiellońskiego, byłego ambasadora RP w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej oraz w Republice Irlandii o postrzeganie naszego kraju za granicą, także pod kątem sporów o działalność historycznych instytucji w kraju. Jego zdaniem historia jest kluczem do przyciągnięcia uwagi na arenie międzynarodowej:

Uważam, że z jednej strony niewystarczająco wykorzystaliśmy ostatnie 35 lat, żeby lepiej przebadać polską historię, żeby mocniej inspirować innych do tego, żeby się Polską interesowali, nie tylko polską historią, ale także polską współczesną. […] Jeżeli ktoś się zafascynuje historią, to będzie zainteresowany współczesną Polską.

Arkady Rzegocki tłumaczy, że spór historyczny o politykę historyczną w państwie możemy przekuć jako siłę. Konieczna do tego jest wspólna wersja wydarzeń i zgoda co do przebiegu zdarzeń z przeszłości:

Żeby ta nasza opowieść była spójna, to musi być opowieścią pokazującą, że jednak naród polski, państwo polskie się nie poddało, że zmagało się z dwoma totalitaryzmami i to w takim stopniu, który naprawdę budzi uznanie i podziw u naszych sąsiadów.

Gość „Popołudnia Wnet” omawia tożsamość polskiej dyplomacji w ujęciu geopolitycznym. Jego zdaniem celem władz powinna być wzmożona aktywność w otaczającym nasz kraj regionie. Były ambasador mówi w szczególności o relacjach z państwami Europy Wschodniej:


Bardzo istotne jest także rozpoczęcie bliskiej współpracy w najbliższym otoczeniu. […] Nie tylko Wyszehrad, nie tylko Bukaresztańska dziewiątka, czyli dziewięć państw wschodniej flanki NATO, ale także Trójkąt Lubelski z Litwą i Ukrainą. Innymi słowy, Polska musi być bardzo aktywna w swoim regionie. […] Jesteśmy aktywni, ale z całą pewnością za mało.

– komentuje wykładowca UJ.



wnet.fm/2025/07/25/prof-rzegocki-zainteresowanie-historia-polski/


------------




Brzezinski opowiedział o spotkaniu z Nawrockim. "Byłem pod wrażeniem jego inteligencji, wiedzy o Ameryce i znajomości języka angielskiego"


opublikowano: 25 lipca

Mark Brzezinski / autor: Fratria


„Trzeba też wiedzieć, że prezydent Trump pomógł wygrać prezydenturę Karolowi Nawrockiemu. Prezydent elekt może przyjechać do Ameryki i powiedzieć prezydentowi Trumpowi: dziękuję za pomoc w wygraniu, wspólnie to zrobiliśmy” - powiedział były ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce Mark Brzezinski w wywiadzie opublikowanym na portalu Onet.pl.

Słowa byłego ambasadora można przyjąć z pewną dozą zdumienia, biorąc pod uwagę fakt, że Brzezinski prezentował się w Polsce jako jawny przyjaciel… środowisk lewico-liberalnych.

Spotkałem Karola Nawrockiego w Chicago w październiku zeszłego roku. Siedzieliśmy przy tym samym stole podczas obchodów 80. rocznicy powstania Kongresu Polonii Amerykańskiej i muszę pani powiedzieć, że byłem pod wrażeniem jego inteligencji, wiedzy o Ameryce i znajomości języka angielskiego

— powiedział Mark Brzeziński.


Najważniejsze będą relacje z Trumpem

Były ambasador wskazał, że „teraz bardzo dużo zależy od Karola Nawrockiego, od tego, jak szybko rozwinie relacje z prezydentem Trumpem”. W jego opinii największym zadaniem Nawrockiego jako prezydenta będzie „pokierowanie tak relacjami z ekipą Trumpa, by mieć wpływ na to, co się będzie działo w kontekście Ukrainy”. Brzeziński zaznaczył, że nowy polski prezydent ma na to szansę.

Istnieje ogromna społeczność polsko-amerykańska w kluczowych stanach, takich jak Michigan, Ohio i Pensylwania. I trzeba wiedzieć, że polska demografia amerykańska w tych stanach ma ogromny wpływ

— wskazał.


Trzeba też wiedzieć, że prezydent Trump pomógł wygrać prezydenturę Karolowi Nawrockiemu. Prezydent elekt może przyjechać do Ameryki i powiedzieć prezydentowi Trumpowi: dziękuję za pomoc w wygraniu, wspólnie to zrobiliśmy, a teraz, jako prezydent, chcę nawiązać bliską relację z panem, aby omówić, zwłaszcza to, co stanie się dalej w Ukrainie, ponieważ to jest ważne i dla Polski i dla USA. I my w Polsce możemy bardzo pomóc w tej kwestii


— zaznaczył.



„Polacy nie siedzą przy stole”

Mark Brzezinski przyznał, że dziś Polska „nie siedzi przy stole” w dużej polityce międzynarodowej.


Widać wyraźnie, że na razie Polacy nie siedzą przy stole. Wiemy, kto zwołuje spotkania między Rosjanami a Ukraińcami. Saudyjczycy. Oni utrzymują bardzo bliskie stosunki dyplomatyczne ze Stanami Zjednoczonymi, szczególnie dzięki Rimie Bandar, ambasador Arabii Saudyjskiej w Waszyngtonie. Ona porusza się w dynamice Waszyngtonu w zakresie dyplomacji handlowej, politycznej. Uważam, że to właśnie Polska mogłaby przejąć rolę Arabii Saudyjskiej w zwoływaniu posiedzeń amerykańsko-ukraińsko-rosyjskich. Przyniosłoby to dużą korzyść Amerykanom, ponieważ Polacy mają największą wiedzę o Ukrainie, wyczucie, jak pracować w Ukrainie, z kim rozmawiać, a z kim nie, dokąd najpierw się udać. Polska wie, co oznacza prawdziwe bezpieczeństwo w odniesieniu do Wschodu. Potrafi odczytywać działania Rosji i Ameryka, na czele z prezydentem Trumpem, powinna z tego skorzystać

— stwierdził były ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce.



wpolityce.pl/polityka/735946-brzezinski-bylem-pod-wrazeniem-inteligencji-nawrockiego



------------------



Słowo, które nie rani. Ku nowemu językowi. "Nie zbudujemy nowej wspólnoty językiem zwycięzców"


opublikowano: wczoraj


autor: Fratria



Od autora:

Nie odpowiadam nagonką na nagonkę. Odpowiadam słowem.
Poniższy esej to fragment książki „Unicestwianie. Czy Polska przetrwa epokę algorytmów?”.

Nie powstał jako reakcja na głosowanie Sejmu, lecz jako głos głębszy – ponad aktualnym hałasem, ale w samym jego sercu.

Nie zamierzam ustawiać się w kolejce do politycznego ujadania, do krzyku, do rytuałów odwetu.

Moja rola – i moje zobowiązanie – to obrona praworządności, zwłaszcza wtedy, gdy Sejm sam tę praworządność depcze.

Wobec przemocy języka nie odpowiadam kontrprzemocą. Odpowiadam językiem, który nie rani – bo tylko taki ma szansę przywrócić sens wspólnocie.

Bo Polska musi pozostać wspólnotą – nawet jeśli wydarzenia ostatnich prawie dwóch lat pokazują, że rządzący robią wszystko, by tę wspólnotę rozbić.
I trzeba powiedzieć wprost: prawie im się to udało.



I. Milczenie nie wystarczy

Istnieją momenty, w których milczenie staje się jedyną możliwą postawą. Po doświadczeniu wykluczenia. Po systematycznym publicznym poniżeniu. Po słowach, które nie pozostawiają widocznych śladów, ale dotykają głęboko. W takich sytuacjach człowiek milknie nie z wyboru, lecz z poczucia, że nie ma już przestrzeni, by mówić w sposób, który nie zostanie natychmiast zniekształcony lub odebrany mu całkowicie.

To milczenie jest aktem obrony. Chroni resztki integralności, które nie przetrwałyby kolejnej próby przystosowania się do języka fałszu. Człowiek wycofuje się w głąb siebie nie po to, by zamilknąć na zawsze, ale by móc jeszcze pozostać sobą. Cisza staje się czasem nieprzynależności. Miejscem, gdzie nie trzeba być dla nikogo, nie trzeba nic udowadniać, nie trzeba konkurować o rację, o uwagę, o potwierdzenie istnienia. Jest to forma niewidzialnego oporu - wycofania się z logiki przemocy językowej.

Ale milczenie, choć konieczne, nie jest celem. Jest środkiem. Przychodzi bowiem chwila, kiedy człowiek staje przed pytaniem: czy wystarczy nie brać udziału, by coś się zmieniło? Czy świat ocaleje tylko dlatego, że przestaniemy mówić jego językiem? Cisza może być formą oczyszczenia, ale nie jest narzędziem odbudowy. Nie wystarczy, by naprawić zniszczenia, których źródłem był język. Wcześniej czy później trzeba będzie się odezwać - i właśnie wtedy ujawnia się najtrudniejsza próba.

Bo jak mówić po tym wszystkim? Jak mówić tak, by nie powielić logiki, którą się odrzuciło? Jak nie zdradzić tej ciszy, która przez długi czas była jedynym miejscem wewnętrznej prawdy? Jak mówić tak, by nie ranić - i jednocześnie nie kłamać? Jak nie zamilknąć znowu - tym razem z lęku, że każde słowo natychmiast zostanie użyte przeciw nam?

To nie są pytania retoryczne. To pytania egzystencjalne, które zadaje sobie każdy, kto odzyskał siebie w ciszy i teraz wie, że nie może w niej pozostać na zawsze. W pewnym momencie człowiek dojrzewa do świadomości, że owszem - milczenie ocaliło go przed zniszczeniem, ale nie wystarczy, by ocalić innych. Że przychodzi pora mówienia - ale innego mówienia. Takiego, które nie służy już walce o dominację, nie wciąga w spiralę przemocy, ale tworzy przestrzeń, w której możliwe jest spotkanie.

To nie będzie język grzeczności. Ani język pojednania pozbawionego sprawiedliwości. To nie będzie też język koncyliacyjnych frazesów, które rozmywają odpowiedzialność i pozwalają wszystkim poczuć się dobrze. Chodzi o coś znacznie trudniejszego - o język, który nie reprodukuje przemocy strukturalnej, nawet gdy dotyka rzeczy bolesnych. Język, który nie zamienia prawdy w broń, ani nie rozbraja jej w imię fałszywego pokoju. Język, który ma moc, bo wyrósł z doświadczenia ciszy - a nie z potrzeby przekonania innych do czegokolwiek.

Prawdziwe słowo nie potrzebuje zwyciężać. Nie musi pokonać przeciwnika. Musi natomiast być wierne temu, co ocalało w człowieku, kiedy zamilkł, by nie stać się narzędziem systemu. Musi zachować wewnętrzną zgodność z tym, co nie uległo degradacji. I tylko z tej zgody może narodzić się nowy sposób bycia w świecie - który nie opiera się już na krzyku, na uprzedzeniu, na etykietowaniu, ale na pracy słowa, które nie rani.

To słowo będzie rzadkie. Nie pojawi się natychmiast. Będzie wymagało cierpliwości i uważności. Ale tylko ono ma sens. Wszystko inne to tylko kolejne warianty przemocy - tym bardziej skuteczne, im bardziej ukryte pod warstwą dobrych intencji.

Milczenie było konieczne, by nie wziąć udziału w kłamstwie. Ale słowo, które ma nadejść - musi być zdolne do powiedzenia prawdy tak, by nie powtórzyć mechanizmu upokorzenia. I to właśnie w tym miejscu zaczyna się najważniejsza lekcja nowej obecności: uczyć się mówić tak, jakby każde słowo mogło leczyć - i jednocześnie niczego nie ukrywać. To trudniejsze niż zamilknąć. Ale właśnie dlatego - konieczne.


II. Współczesny język jako narzędzie eskalacji


Język jako przestrzeń wojny

Język, którym mówi dziś świat, został zredukowany do narzędzia natychmiastowej odpowiedzi. Przestał być formą namysłu - stał się funkcją reakcji. Nie prowadzi już ku znaczeniu, lecz ku natychmiastowemu odcięciu się, zaklasyfikowaniu, ośmieszeniu lub zneutralizowaniu drugiego. Nie po to, by z nim wejść w rozmowę - ale by go unieważnić jeszcze zanim zdąży powiedzieć coś, co mogłoby zakłócić bieg gotowych odpowiedzi.

Mówimy nie po to, by dzielić się zrozumieniem, ale po to, by wygrać. Każde zdanie staje się elementem strategii, narzędziem służącym do osiągania przewagi. Nie ma już pytań - są tylko stanowiska. Nie ma już zdziwienia - jest tylko obrona i atak. Ten stan rzeczy tworzy społeczeństwo ludzi gotowych do walki, ale niezdolnych do spotkania. Bo nie można się spotkać, jeśli każde słowo zakłada, że druga strona to wróg.

Język, który kiedyś służył tworzeniu wspólnoty, został zawłaszczony przez system dystrybucji lęków, tożsamości i konfliktów. Skolonizowany przez politykę zredukowaną do algorytmów. Już nie mówimy - odtwarzamy. Już nie tworzymy sensu - powielamy przekonania, którymi zostaliśmy obudowani. I w tym świecie coraz trudniej odróżnić prawdziwe słowo od propagandowego hałasu.


III. Nieczytelność słowa jako porzucenie odpowiedzialności

To nie jest język życia. To język inżynierii emocji. Skompresowany, skrótowy, wydestylowany z wszelkiej złożoności, służy już tylko temu, by przyspieszać. By wywoływać. By reagować. Każdy wyraz natychmiast przypisywany jest do jakiegoś frontu, jakiejś grupy, jakiejś intencji - zanim w ogóle zostanie wysłuchany.

Żyjemy w rzeczywistości, w której każde słowo poprzedzane jest podejrzeniem. Intencja jest oceniana szybciej niż sama treść. Zamiast słuchać - dekodujemy. Zamiast interpretować - przypisujemy. Skutkiem tego jest nie tylko niemożność porozumienia, ale przede wszystkim rozpad poczucia odpowiedzialności za to, co się mówi. Gdy każde słowo ma być tylko reakcją - przestajemy je ważyć.

Język poddany presji emocjonalnego efektu przestaje być miejscem etycznym. Tam, gdzie intencja zostaje zniszczona przez percepcję, nie ma już rozmowy. Jest jedynie ruch - podział, powielenie, konfrontacja. Człowiek żyjący w takim systemie zapomina, że mowa była kiedyś aktem wolności. Że z prawdziwego języka rodziło się rozumienie, a nie przynależność.


IV. Nie reagować - znaczy wybierać

Jak więc nie wpaść w ten język? Jak ocalić mowę przed skolonizowaniem przez system reakcji? Odpowiedź nie leży w wycofaniu się, lecz w odnowieniu praktyki mówienia. W decyzji, że każde słowo będzie pochodziło z miejsca prawdy - a nie z potrzeby wygranej. Że nie będziemy mówić po to, by zdominować, lecz by zrozumieć - i pozwolić być zrozumianym. Tego nie da się osiągnąć szybko. To jest praca. Dyscyplina. Ćwiczenie serca, zanim otworzy się usta.

W tym sensie język wymaga ascezy. Wymaga powściągliwości - nie w imię grzeczności, ale w imię miłości. Potrzeba nam mowy, która nie powiela przemocy, nawet kiedy odpowiada na krzyk. Język, który nie dominuje, ale zaprasza. Który nie walczy, ale tworzy. Taka mowa nie jest naiwna - jest głęboka. I dlatego tak rzadko spotykana. Bo wymaga wewnętrznej ciszy, zanim powstanie słowo.

A jednak właśnie taka mowa staje się ostatecznym oporem wobec systemu. Bo tam, gdzie inni mówią, by nie przegrać, ty możesz mówić, by nie zdradzić. Tam, gdzie inni mówią, by odciąć, ty możesz mówić, by przywracać. Tam, gdzie inni reagują, ty możesz świadczyć - nie o sobie, ale o tym, co większe od ciebie. O dobru, które nie krzyczy, ale pozostaje.


V. Wewnętrzna rewitalizacja języka

Pierwszym krokiem jest spowolnienie. Zatrzymanie się na brzegu reakcji. Wysłuchanie tego, co się w nas rodzi - zanim zaczniemy mówić. Sprawdzanie: czy to, co zamierzam powiedzieć, jest potrzebne? Czy kogoś leczy? Czy buduje przestrzeń spotkania? Czy to naprawdę moje słowo - czy tylko echo słów, które mnie uwarunkowały? I jeśli nie jestem pewien - lepiej milczeć, niż mówić z rozpędu.

To ćwiczenie powolności jest dziś radykalnym gestem. Odmawia udziału w świecie przyspieszenia. Domaga się obecności. A tylko obecność daje językowi sens. Bo tylko ten, kto jest naprawdę obecny - może mówić naprawdę. I tylko ten, kto mówi naprawdę - może być usłyszany, nawet w milczeniu. Milczenie nie jako ucieczka, ale jako miejsce narodzin języka, który nie rani.

Drugim krokiem jest odbudowanie wewnętrznego słuchu. Czyli takiej dyspozycji, w której zanim wypowiem słowo, najpierw je sprawdzam - w sobie. Czy ono pochodzi z mojego serca - czy z mojej krzywdy? Czy jest gestem - czy odruchem? Czy jest wyrazem obecności - czy automatyzmem? To wymaga skupienia. I odwagi. Bo człowiek, który zaczyna mówić z prawdy, staje się bezbronny wobec systemu. Ale właśnie ta bezbronność jest znakiem wolności.


VI. Nie wciągać języka w grę sił

Trzecim krokiem jest decyzja: nie wezmę udziału w grze. Nie oddam swojej mowy logice plemiennej, która każe mówić tylko w swoim imieniu i tylko przeciw innym. Nie przyjmę języka, który dzieli, zanim jeszcze zdąży wysłuchać. Nie uczynię ze słowa amunicji, choćbym miał milczeć długo. To jest wybór radykalny - ale właśnie dlatego otwierający. Bo dopiero wtedy język może znowu stać się wspólnotą.

Ta decyzja zakłada, że język może jeszcze być czymś więcej niż techniką. Że słowo może być nośnikiem prawdy, a nie tylko funkcją wpływu. Że da się mówić bez uprzedzenia - i że warto za to zapłacić cenę. Bo każde takie słowo stwarza inną przestrzeń. Taką, w której nawet przeciwnik może przestać być wrogiem. Taką, w której pytanie nie oznacza ataku - ale otwarcie.

Nie chodzi o powrót do naiwności. Chodzi o wybór innego źródła. Język nie musi być bronią. Może być miejscem spotkania, jeżeli najpierw stanie się miejscem obecności. Jeżeli nie będzie musiał niczego dowodzić, tylko być prawdziwym. W świecie hałasu największym ryzykiem nie jest powiedzieć prawdę. Największym ryzykiem jest powiedzieć ją tak, żeby nie przekształcić jej w przemoc. I właśnie w tym ryzyku zaczyna się język, który ma przyszłość.


VII. Język, który stwarza. Jakiego języka potrzebuje przyszłość?

Nie wystarczy już mówić. Nie wystarczy nawet milczeć. Nadchodzi czas, w którym odnowienie świata będzie zależeć od odnowienia języka. Nie jako techniki. Nie jako stylu. Ale jako sposobu bycia. Język, który ma przyszłość, to nie język poprawny - to język prawdziwy. Język, który nie tylko coś komunikuje, ale coś stwarza. Który nie tylko mówi „co jest” - ale czyni miejsce dla tego, co może się wydarzyć. To nie jest zadanie literatury. To jest zadanie człowieka.

a) Język, który nie reaguje, tylko tworzy

Współczesność nauczyła nas mówić po to, by odpowiedzieć. Nasz język jest odpowiedzią na bodziec, na atak, na impuls - nie jest już wyrazem wnętrza. Stał się pochodną zewnętrzności. Tymczasem prawdziwy język nie jest reakcją - jest aktem stwarzania. Język, który ma znaczenie, pochodzi z miejsca, które nie zostało wywołane, ale które się otwiera.

Mówienie nie jako reakcja, ale jako gest stwórczy, domaga się powrotu do źródła: do ciszy, która nie jest ucieczką, ale zaciszem początku. Takie słowo nie powiela rytmów świata, nie podąża za hałasem, lecz wyłania się z milczenia, w którym wydarza się decyzja. To język, który niesie w sobie nie impuls, lecz intencję. Nie przymus, lecz wolność.

b) Język, który nie określa drugiego człowieka, ale zostawia mu miejsce

Współczesny język działa poprzez klasyfikację. Każdy komunikat, każdy nagłówek, każda etykieta ma jasno określić, z kim mamy do czynienia - i jak należy to ocenić. Taki język nie zostawia miejsca dla drugiego. Nie pozwala mu być. Definiuje go z góry, uprzedza jego słowo, wyprzedza jego obecność. To jest język przemocy. Nawet jeśli brzmi uprzejmie.

Ale drugi człowiek to nie rzecz do opisania. To tajemnica do przyjęcia. Język, który chce mieć przyszłość, nie może narzucać tożsamości. Musi pozwalać na obecność. Na trwanie poza uproszczeniem. Musi uznać, że prawda drugiego nie musi być dla nas zrozumiała - i że to nie znaczy, że jest mniej prawdziwa. Język, który nie zawłaszcza - stwarza przestrzeń dla spotkania.

c) Język, który odrzuca przymus zwycięstwa retorycznego

Język zbudowany na wygrywaniu przestaje być nośnikiem sensu. Staje się wojskowym manewrem - nie dialogiem. Retoryka, która służy wygranej, czyni ze słowa narzędzie dominacji. Tam, gdzie chodzi o to, kto wygra spór - nie ma już miejsca na wspólne poszukiwanie prawdy. Tam, gdzie język staje się instrumentem zwycięstwa, traci się zdolność do widzenia całości. Każde słowo służy wtedy strategii - nie rzeczywistości. Prawda przestaje być wspólnym celem, a staje się zakładnikiem narracji. Przyszłość potrzebuje języka, który nie licytuje się na trafność, ale na wierność. Który nie dominuje, ale służy. Który nie argumentuje przeciw, ale mówi dla.

d) Język, który nie chce „mieć racji” za wszelką cenę

Największym wrogiem prawdy nie jest kłamstwo. Jest nim obsesja posiadania racji. Tam, gdzie każde zdanie musi potwierdzać naszą tożsamość, każda rozmowa staje się testem lojalności wobec własnego obozu. W takim świecie nie słuchamy - tylko czekamy, aż będziemy mogli wtrącić nasze racje.

Bycie w prawdzie nie polega na posiadaniu racji. Polega na gotowości, by ją utracić, jeśli to, co napotykamy, domaga się zmiany. Taki język nie potwierdza naszego istnienia - lecz nas w nim pogłębia. Przyszłość potrzebuje języka pokory. Języka, który nie opiera się na triumfie, lecz na otwartości. Tylko taki język jest w stanie ocalić człowieka od solipsyzmu.

e) Język, który nie oddaje pola kłamstwu, ale też nie ulega złości

Wobec fałszu istnieją dwie pokusy: ucieczka albo agresja. Milczenie lub krzyk. Tymczasem przyszłość potrzebuje języka, który nie ucieka - ale też nie niszczy. Który mówi prawdę - ale mówi ją tak, że nie reprodukuje logiki nienawiści. To wymaga siły. I pokory.

To nie jest język kompromisu. To język odróżnienia. Taki, który staje wobec kłamstwa nie jako oskarżyciel, ale jako świadek. Który nie oddaje pola, ale też nie oddaje się złości. Język taki nie wchodzi w rytm przemocy - ale go zakłóca. Tylko słowo, które nie ulega gniewowi, może być naprawdę wolne. I tylko takie słowo może przynieść ukojenie.

f) Ten język nie może być tylko „stylem” - musi być postawą istnienia

Na końcu trzeba powiedzieć jasno: ten język, o którym mówimy, nie jest nowym „stylem”. Nie jest strategią. Nie jest techniką komunikacji ani zestawem narzędzi. Jest czymś głębszym. Jest ontologiczną decyzją, że chcę istnieć w prawdzie - a nie w reakcji. W obecności - a nie w autoafirmacji.

To nie jest język, który się „wymyśla”. To jest język, który się staje. On nie wypływa z poprawności - ale z doświadczenia. Z przebycia drogi przez milczenie, przez ciemność, przez niemówienie. Z odwagi, by nie mówić dopóki się nie zrozumiało, kim się jest. Taki język nie pojawia się z zewnątrz. Rodzi się w człowieku, który zamilkł, by usłyszeć - i przemówił, by nie zdradzić.

Przyszłość nie zacznie się od nowego narzędzia. Przyszłość zacznie się od nowego słowa. Ale tylko wtedy, gdy to słowo będzie pochodziło z miejsca, które nie należy do systemu. Tylko taki język nie będzie powieleniem świata, ale jego przebudzeniem. Tylko taki język nie będzie odpowiedzią - ale objawieniem. I właśnie tego języka potrzebuje świat. Nie języka poprawnego. Nie języka wygranego. Lecz języka, który daje życie.


VIII. Trzy formy nowej mowy: poezja, modlitwa, świadectwo

a) Poezja - język, który nie wyczerpuje

W epoce, która mierzy wartość wypowiedzi liczbą reakcji, poezja staje się gestem nieposłuszeństwa. Nie służy niczemu. Nie tłumaczy świata, nie upraszcza go, nie porządkuje. Zostawia rzeczy takim, jakimi są - drżącymi, niedopowiedzianymi, nieoswojonymi. Poezja nie mówi: „zrozum mnie”, lecz „bądź obecny”. Tam, gdzie język użytkowy domaga się skrótu i użyteczności, poezja otwiera pęknięcie - zaprasza do wejścia w to, co nieprzydatne, a więc prawdziwe. Nie wytwarza znaczeń na zamówienie. Zachowuje je, przekazuje w ich pierwotnej nieprzejrzystości, pozwala im być. Tylko to, co nieprzezroczyste, może jeszcze ocalać.

Poezja nie prowadzi do zgody ani nie wciąga w konflikt. Nie potrzebuje zwycięstwa. Jej rytm nie eskaluje napięcia - on je rozpuszcza. Poezja nie szuka poklasku, nie chce racji. Zamiast przekonywać, przywołuje obecność - zranioną, rozbitą, ale ciągle obecną. Tam, gdzie wszystkie inne formy mowy domagają się rezultatu, poezja przypomina, że sens nie musi być natychmiastowy. Może dojrzewać w ciszy. Może nigdy nie zostać nazwany. A mimo to - istnieje. Dlatego właśnie w epoce rozszczepienia, kiedy człowiek traci siebie między obrazami, rolami i presją reakcji - poezja jest próbą scalania. Jest językiem wnętrza, które nie krzyczy, lecz trwa.

b) Modlitwa - język skierowany poza pole walki

Jest taka forma mowy, której nie da się użyć przeciwko nikomu. Która nie służy jako narzędzie przekonywania ani nie może zostać zredukowana do argumentu. Modlitwa nie jest wypowiedzią w przestrzeni publicznej. Nie konkuruje. Nie przyciąga uwagi. Nie ma celu. Jest językiem skierowanym nie do drugiego człowieka, lecz do tego, co większe - do obecności, która nie musi odpowiedzieć. W tym sensie modlitwa jest najczystszą formą wypowiedzi - bo nie domaga się skutku.

W świecie, w którym każde słowo ma pełnić funkcję, osiągać rezultat, generować zaangażowanie - modlitwa staje się bezinteresownością. Wypowiada się nie po to, by coś zmienić, ale by coś powierzyć. Nie oczekuje. Nie kalkuluje. Nie odpowiada na nic, co jest „tu i teraz”. Dlatego właśnie może być jedyną przestrzenią naprawdę wolnej mowy. Nie takiej, którą gwarantuje prawo - ale takiej, którą gwarantuje sumienie. Modlitwa nie zna ironii, nie zna cynizmu, nie zna błyskotliwości. Jest mową, która otwiera - nie na świat, lecz na to, co przekracza świat. W niej język nie służy manipulacji ani autoprezentacji - służy obecności. W świecie, w którym każde słowo może zostać wykorzystane przeciwko mówiącemu - modlitwa jest jedynym słowem, którego nie da się przerobić na broń.

c) Świadectwo - język, który nie przekonuje, lecz wytrzymuje

Świadectwo nie chce nikogo pozyskać. Nie udowadnia. Nie używa słów, by zdominować. Świadectwo nie mówi: „mam rację”. Mówi: „oto co widziałem, oto co mnie zraniło, oto czym żyję”. Jest językiem człowieka, który przeszedł przez ciemność - i nie musi tego uzasadniać. Świadectwo nie jest mową silnych. Jest głosem tych, którzy przeszli przez cierpienie i nie zamilkli. Nie dlatego, że chcą mówić - lecz dlatego, że nie mogą już milczeć. To mowa krucha, ale prawdziwa. Mowa, która nie używa retoryki - bo wie, że prawda nie potrzebuje ozdobników.

W świecie, który nagradza krzyk i oburzenie, świadectwo pozostaje niezauważone. Nie błyszczy, nie domaga się uwagi. Ale właśnie dlatego działa najgłębiej. Jest jak szept wypowiedziany nad przepaścią - nie niesie go wiatr, lecz pamięć. Świadectwo mówi: „jestem” - i to wystarcza. Nie próbuje nikogo nawracać ani nikogo zmieniać. Nie szuka zgody ani sprzeciwu. Po prostu wytrzymuje - obecne, niezłomne, otwarte. A może właśnie dlatego jest to jedyny język, który ma szansę być usłyszanym. Nie ponad hałasem - ale poza nim. Nie przez wszystkich - ale przez tych, którzy jeszcze słyszą.

To trzy formy nowej mowy. Poezja - która nie zabija znaczenia. Modlitwa - która nie potrzebuje celu. Świadectwo - które nie wymaga potwierdzenia. Ich wspólnym mianownikiem jest jedno: mowa nie jako narzędzie wpływu, lecz jako forma bycia. Nie po to, by mieć rację - ale po to, by ocalić człowieka. Jeśli przyszłość ma mieć język, będzie to język tych, którzy nie przestali być obecni mimo wszystkiego, co miało ich uciszyć.


IX. Co znaczy mówić inaczej?

Mówić inaczej to przede wszystkim mówić z wnętrza, nie z impulsu. W świecie zalanym sygnałem, przyspieszeniem, koniecznością natychmiastowej reakcji - milczenie nie jest brakiem głosu, lecz formą wewnętrznego skupienia. Tylko to, co przeszło przez głąb człowieka, może być wypowiedziane naprawdę. Wszystko inne jest tylko echem z zewnątrz. Mowa z wnętrza nie jest odpowiedzią - jest aktem. Nie służy do tego, by zyskać przewagę, lecz po to, by uobecnić to, co wcześniej nie miało prawa istnieć.

Mówienie z wnętrza jest radykalnym odrzuceniem automatyzmu językowego, który uczynił z człowieka istotę reaktywną, przewidywalną, rozkodowaną algorytmem społecznych nawyków. Tylko człowiek, który wszedł w głąb siebie - i tam usłyszał ciszę nie będącą pustką, lecz źródłem - może mówić bez przemocy. Bo jego słowa nie są wtedy cytatem z cudzych emocji. Są wydobyciem tego, co w nim nienaruszone. Mówić z wnętrza to znaczy przywrócić mowę jej pierwotnemu sensowi: nie przekazywać informacji, lecz wydobywać obecność.

Mówić inaczej to także uznać, że drugiego człowieka nie trzeba przekonać - wystarczy go nie unicestwić. W paradygmacie dyskusji, w którym każde słowo służy zwycięstwu, nie ma miejsca na spotkanie. Przekonanie staje się formą przemocy: chcę, byś myślał jak ja, byś przyjął moje dane, moje argumenty, moje stanowisko. Ale człowieka nie trzeba zawsze przekonywać. Czasem wystarczy nie odebrać mu godności. Nie wypchnąć go poza granice istnienia. Nie wymazać.

Wielka zmiana polega na tym, że język nie musi dominować, by mieć sens. Może pozostać w trybie obecności, nie w trybie dowodzenia. Spotkanie nie potrzebuje konkluzji. Potrzebuje wierności. Mówić z założeniem, że ten drugi nie musi stać się mną, nie musi przyjąć mojego świata, nie musi się poddać - to powiedzieć: jesteś, i to wystarcza. To nie słabość. To najtrudniejsza forma odwagi: pozwolić komuś trwać poza moim zasięgiem, a mimo to nie odebrać mu światła.

Mówić inaczej to również nie oddawać języka nienawiści tym, którzy chcą nim rządzić. Są tacy, którzy chcą uczynić z języka wyłączny instrument władzy. Władzy nad obrazem, nad tożsamością, nad rzeczywistością. Kolonizują słowa, przekształcają ich znaczenie, używają ich jak narzędzi inżynierii społecznej. I jeśli nie będziemy uważni, zaczniemy mówić tak, jak oni - nawet ich krytykując. Bo język przejmuje kształt tych, którym ulega. Dlatego mówić inaczej to znaczy nie mówić ich słowami. Nie wchodzić w ich ton, w ich rytm, w ich przemoc.

Jeśli oddamy język - oddamy świat. Bo to, co nieopisane własnymi słowami, zaczyna być opisywane cudzym interesem. I wtedy człowiek mówi nie dlatego, że ma coś do powiedzenia - ale dlatego, że został nauczycielską ręką uprzednio uformowany. Mówić inaczej to akt wyzwolenia języka z mechanizmu. To nie retoryka, to nie styl. To gest: nie poddam się logice tej walki. Nie wezmę broni, nawet gdy ją mi podsuwacie jako jedyny sposób wyrażenia siebie. Wybieram inne słowa - i przez to inny świat.

Ale nade wszystko - mówić inaczej to mówić tak, jakby każde słowo miało moc stwarzania lub burzenia rzeczywistości. Bo właśnie taką moc ma. Człowiek nie jest tylko biologiczną obecnością - jest istotą, która tworzy poprzez słowo. To, co nazwane, zaczyna istnieć. To, co nazwane niegodnie - zostaje zniszczone. Słowo może ocalić albo wykluczyć. Może natchnąć albo rozbić. Nie ma słowa, które byłoby neutralne. Każde słowo jest wyborem ontologicznym: albo buduję świat, albo go podważam. Albo przywracam człowieka do bycia - albo go usuwam z królestwa znaczeń.

To nie jest teoria - to praktyka codziennego istnienia. Kiedy mówisz do dziecka, do starca, do przechodnia, do wroga - tworzysz rzeczywistość, którą on przyjmie jako swoją. Albo ją odrzuci, ale już zraniony. Mówić inaczej to mówić tak, jakby każda sylaba miała grawitację - zdolność do zakrzywiania czasu, losów, wnętrza. I właśnie dlatego słowo musi być poprzedzone ciszą. A każda odpowiedź - poprzedzona pytaniem: „czy to, co chcę powiedzieć, jest zdolne do życia?”. Jeśli nie - nie mów. Jeśli tak - mów tak, jakby świat miał zacząć się od nowa.


X. Wnioski: język przyszłości to język, który nie chce wygrać


Nie zbudujemy nowej wspólnoty językiem zwycięzców. Język, który zna tylko tryumf, zna tylko siebie. Język, który zna tylko skuteczność, zapomina o drugim człowieku. A przecież przyszłość nie należy do tych, którzy najgłośniej mówią, ale do tych, którzy słuchają. Nie do tych, którzy chcą przekonać - ale do tych, którzy pozostają wierni, gdy inni już porzucili. Nie do tych, którzy „mają rację”, lecz do tych, którzy potrafią pozostać w prawdzie, nie krzywdząc.

Język przyszłości - jeśli ma istnieć - nie będzie językiem walki. Nie będzie bronią, strategią, sposobem zarządzania obrazem. Nie będzie narzędziem szybkiego efektu. Nie będzie reagował na każdą prowokację, nie będzie odpowiadał na każdą ironię. Jego głównym celem nie będzie wygrywanie. Tylko jeden język ma przyszłość - język, który nie chce zwyciężać, bo wie, że każde zwycięstwo nad drugim człowiekiem pozostawia ślad, którego nie da się usunąć.

To język, który traktuje każde wypowiedziane słowo jak decyzję moralną. Jak dotyk. Jak obecność. Język, który wraca do źródła - nie po to, by znaleźć czystość, ale by odnaleźć siłę bycia dobrym. Nie naiwnie. Nie infantylnie. Lecz głęboko i świadomie. I tu dochodzimy do słowa, którego dzisiejszy świat już prawie nie rozumie - błogosławieństwo.

W świecie stechnicyzowanym, zdominowanym przez wydajność i funkcję, słowo „błogosławieństwo” brzmi jak relikt. Jak echo mszy w kościele, jak fraza religijna, którą zepchnięto na margines. Kojarzy się z rytuałem, nie z rzeczywistością. Z przeszłością, nie z teraźniejszością. Ale może to nie słowo jest przestarzałe - tylko my straciliśmy zdolność, by je usłyszeć?

Błogosławieństwo nie oznacza egzaltacji. Nie oznacza zgody na wszystko. Nie oznacza braku granic. W językach świata - od łacińskiego benedicere, przez słowiańskie blagosłovit’, po chińskie 赐福 (cì fú)i hebrajskie בְּרָכָה (berakha) - błogosławieństwo to zawsze coś więcej niż tylko „dobre słowo”. To udzielenie przestrzeni życia. To powiedzenie: niech twoje istnienie ma miejsce w świecie.

W języku przyszłości każde słowo będzie właśnie takie - albo błogosławieństwem, albo raną. Nie będzie już przestrzeni pośredniej. Nie będzie słów obojętnych, które „nic nie znaczą”. Albo słowo podnosi, albo przygniata. Albo stwarza, albo niszczy. Dlatego przyszłość należy do tych, którzy wybiorą błogosławieństwo - nie jako religijną formułę, ale jako postawę istnienia.

To wybór innego języka. Języka, który nie udowadnia, tylko współistnieje. Który nie kategoryzuje, tylko widzi. Który nie szuka przewagi, ale obecności. To język, który nie musi mieć ostatniego słowa - bo pierwsze słowo, wypowiedziane z miłością, już wystarczy. Niech każde słowo będzie miejscem, w którym drugi człowiek może przetrwać. Bo tylko wtedy przetrwa świat.






Maciej Świrski

Założyciel Reduty Dobrego Imienia - Polskiej Ligi Przeciw Zniesławieniom (http://reduta-dobrego-imienia.pl), bloger Szczurbiurowy, w l. 2006-2009 wiceprezes Polskiej Agencji Prasowej.



polityce.pl/kultura/736162-slowo-ktore-nie-rani-ku-nowemu-jezykowi



środa, 23 lipca 2025

Dyktatura czy okupacja (kamień i denkmal)

 


wg słownika gewaltherrschaft to:

despotyzm, tyrania, dyktatura, a nie okupacja



okupacja to besatzung





Nawet niemiecka wikipedia hasło

Okupacja niemiecka ziem polskich (1939–1945)

pisze:  


Deutsche Besetzung Polens 1939–1945:



Die deutsche Besetzung Polens (1939–1945) im Zweiten Weltkrieg begann mit dem Überfall der deutschen Wehrmacht auf die Zweite Polnische Republik am 1. September 1939



Zwróć jednak uwagę - słowo gewaltherrschaft jest podzielone na dwie części

gewalt - znaczy gwałt, przemoc, ale też: moc, siła
herrschaft - panowanie, rządy, władza


czyli, że ofiary ucierpiały od opresyjnej WŁADZY niemieckiej


czyli napisane jest to z pozycji siły, 

podkreślają swoją siłę i władzę nad Polakami





ofiarom
niemieckiej 
mocy i 
władzy 
w Polsce
1939 - 1945





















tygodnikpowszechny.pl/pomnik-polskich-ofiar-ii-wojny-swiatowej-w-berlinie-mogl-powstac-w-tym-roku


Jan Chodera, Stefan Kubica - "Podręczny słownik niemiecko - polski"

Wiedza Powszechna - Warszawa, 1987



de.wikipedia.org/wiki/Deutsche_Besetzung_Polens_1939–1945


Lato

 






Łapacz słów. Podcast o języku

6 godz. ·



Czasem grzeje, czasem leje – oto cała istota lata. Nic dziwnego, że właśnie od zjawisk atmosferycznych wywodzi się jego nazwa. Etymologia sięga praindoeuropejskiego rdzenia *uel- – „grzać, być ciepłym”. Inni badacze wskazują z kolei na prasłowiańskie *lěti lub *lěją – „lać”, oczywiście w odniesieniu do deszczu. Obie wersje świetnie oddają charakter tej pory roku.

Ale „lato” to nie tylko sezon między czerwcem a wrześniem. W liczbie mnogiej słowo to zmienia znaczenie – staje się miarą czasu: „dziecko ma cztery lata”, „lata lecą”. Jak do tego doszło?

Dawniej „lato” oznaczało cały okres pracy w polu – od wiosny do jesieni. W X wieku zaczęto używać go jako miary pełnego roku. Jeszcze w XVI wieku mówiono o „latach Pańskich” zamiast „rokach”. Do dziś pozostała z nami właśnie ta forma liczby mnogiej.

Ciekawostką jest, że „rok” i „lata” nie są ze sobą powiązane etymologicznie. To przykład zjawiska zwanego supletywizmem – czyli sytuacji, gdy różne formy gramatyczne danego wyrazu pochodzą z różnych źródeł. Inne przykłady? „człowiek – ludzie”, „dobry – lepszy”, „zły – gorszy”.

A co z samym „rokiem”? Słowo to wywodzi się z prasłowiańskiego *rokъ – oznaczającego to, co ustalone, wypowiedziane, uzgodnione. Widać to jeszcze dziś w słowie „wyrok”. Początkowo „rok” oznaczał ustną umowę lub wezwanie sądowe. Z czasem znaczenie przesunęło się na czas obowiązywania takiego ustalenia – zwykle dwanaście miesięcy.

Tak narodził się „rok” w dzisiejszym sensie. I dzięki temu możemy dziś powiedzieć: rok nie wyrok.





za fb








środa, 18 czerwca 2025

Retoryka, poetyka, greka.... gimnazjum XIX w.

Fragment mojego tekstu

"Wypowiedź literacka, czyli wikipedia" (link na końcu posta)



Wikipedia nie jest encyklopedią.
Wikipedia nie podaje nam faktów - tylko ich interpretację.
Wikipedia to w istocie - wypowiedź literacka.


Termin ten zaczerpnąłem z podręcznika dla polonistów, który na razie tylko pobieżnie przejrzałem:

"Poetyka stosowana"

Bożena Chrząstowska
Seweryn Wysłouch

Wydawnictwa Szkole i Pedagogiczne, Warszawa 1987


Jest to książka właściwa do pomocy przy opisaniu technik jakie zastosowano w wikipedii. Znajdziemy tu szereg przykładów i opisów, których przestudiowanie wydatnie pomoże zrozumieć te techniki i metody.

Poetyka – dziedzina nauki o literaturze, a ściślej teorii literatury, rozpatrująca przede wszystkim sposób istnienia dzieła literackiego jako tworu językowego o swoistym charakterze, określanym przez potrzeby funkcji estetycznej. Przedmiotem zainteresowania poetyki są ogólne reguły organizacji tekstu literackiego.


Wypowiedź lub wypowiedzenie (stgr. ῥήτρα, łac. oratio), niekiedy stanowisko lub oświadczenie – ustny lub pisemny, rzeczywisty komunikat językowy wyrażający stanowisko, pogląd czy opinię autora.

Teorią wypowiedzi zajmuje się retoryka.


Pamiętacie, że starożytni Rzymianie uczyli się retoryki?
Wędrująca Cywilizacja Śmierci stosowała retorykę nie tylko w starożytnej Grecji czy Rzymie - ale nadal ją stosuje.


Retoryka (stgr. ῥητορική τέχνη, łac. rhetorica) – sztuka budowania artystycznej, perswazyjnej wypowiedzi ustnej lub pisemnej, nauka o niej, refleksja teoretyczna, jak również wiedza o komunikacji słownej, obrazowej i zachowawczej pomiędzy autorem wypowiedzi a jej odbiorcami. 

W starożytności retoryka była nie tylko specjalną dziedziną nauki i sztuki, ale także ideałem życiowym, a nawet filarem kultury. W średniowieczu została jednym z podstawowych przedmiotów szkolnych, wykładanych w ramach sztuk wyzwolonych. Do XIX wieku, w kulturze europejskiej, uważano ją za niezbędny element wykształcenia.

No i dlatego manipulatorzy święcą tryumfy... 

Starsze pokolenia uczyły się także greki i łaciny, co dodatkowo pomagało im zrozumieć genezę słów, prawdziwe znaczenie słów, wieloznaczność, co będę się starał wykazać przy innej okazji.
Warto byłoby przywrócić przynajmniej łacinę do szkół, a także oczywiście retorykę, albo chociaż jakieś podstawy poetyki stosowanej. Warto też po prostu uczyć się języków obcych.





przedruk


Wspomnienia z oślej ławki

4 maja 2025



Stanisławowo w XIX w.


W ówczesnej Austrii wyższe uczelnie można było wyliczyć na palcach – uważano je za wcale nie prestiżowe, nieosiągalne i niezbyt potrzebne. Aby otrzymać państwową posadę, wystarczyło ukończyć gimnazjum. Nie trzeba je tu porównywać z obecnymi szkołami – wykształcenie w gimnazjum stało o wiele wyżej niż nawet w dzisiejszym kolegium. Aby dostać się do gimnazjum dzieci musiały ukończyć czteroletnią szkołę średnią. Zaznaczę, że w stanisławowskim gimnazjum studiowali tylko chłopcy, zaś dziewczęta o średnim wykształceniu mogły sobie jedynie pomarzyć.

Swą historię tutejsze gimnazjum wywodzi od 1784 r., gdy 1 listopada dawna szkoła jezuicka przeszła pod zarząd państwowy. Początkowo nauka trwała tam pięć lat. Przy czym każda klasa miała swoją nazwę: 

pierwsza – infima (początkowa)
druga – gramatyka
trzecia – syntaksys
czwarta – retoryka
piąta – poetyka


Pierwsze trzy klasy nazywano gramatycznymi, dwie końcowe – humanitarnymi. W 1819 r. dodano kolejną klasę – parwa lub rudymenta, co tłumaczy się jako „malutki, zarodkowy”. Była to pierwsza klasa i dawała uczniom podstawowe wiadomości.


Po reformie oświaty w 1850 r. utworzono 7 i 8 klasy gimnazjalne – logiki i fizyki. Teraz nauka w gimnazjum trwała 8 lat.

Początkowo językiem wykładowym był niemiecki, matematykę wykładano po łacinie. W 1849 r. obowiązkowym przedmiotem stał się język ruski (ukraiński), a od 1854 r. uczeń miał prawo wyboru języka: polskiego czy ukraińskiego. Zaczynając od 1867 r. po autonomizacji imperium Habsburgów wykłady w gimnazjum prowadzono wyłącznie po polsku.

Czego nauczano? W różnych latach – różnie. Jeśli początkowo kładziono akcent na łacinę, to później do programu włączono tradycyjne dla nas dyscypliny. Oto porównywalna tablica tygodniowego rozkładu lekcji dla klasy szóstej w różnych latach:


Język i ilość godzin

Lata
Geografia i historiaMatematykaHistoria naturalnaGodzin ogółem
ReligiaŁacinaGrekaJęzyk polskiJęzyk niemieckiJęzyk ruski (ukraiński)
1847210222 18
18522643233326
18772653533229


W wyższych klasach studiowano psychologię, logikę, etykę i metafizykę

W drugiej połowie XIX w. do nieobowiązkowych dyscyplin należały kaligrafia, stenografia, rysunki, gimnastyka, historia Polski, języki francuski i ukraiński.



Gmach, który napawał strachem

Pomimo, iż większość ludności starego Stanisławowa stanowili Żydzi, w gimnazjum przeważała młodzież chrześcijańska. W 1855 r. uczyło się tam 314 dzieci: 168 Ukraińców, 108 Polaków, 20 Niemców i 18 Żydów. Na początku XX w. liczba uczniów przekroczyła 600 osób, z których ponad 60% stanowili Polacy.

Na starych pocztówkach z widokiem placu Franciszka (ob. Szeptyckiego) widzimy długi dwupiętrowy budynek, który dziś zajmuje wydział morfologiczny Akademii Medycznej. Został zbudowany w 1744 r. jako kolegium jezuitów i przypominał prawdziwą „rękawiczkę”. Oprócz gimnazjum mieściło się tam starostwo okręgowe, urząd skarbowy, urząd kadastrowy, szkoła początkowa, mieszkania służbowe dyrektorów gimnazjum i szkoły oraz starosty.

Ciekawostką jest, że z 47 pomieszczeń, gimnazjum zajmowało jedynie 19. Natomiast apartamenty starosty – 11 pokoi. Nauczyciele uskarżali się na ciasnotę w klasach, brak stołów i krzeseł. Dochodziło do tego, że uczniowie podczas wykładów stali, lub leżeli na podłodze, zapisując zadania.

Stan pomieszczeń też nie był najlepszy – w 1830 r. zawalił się sufit w czwartej klasie. I to przy tym, że gimnazjum często odwiedzali wysocy goście. W Stanisławowie była tradycja, że gdy miasto odwiedzał członek rodziny panującej, gubernator lub ktoś z rządu obowiązkowo odwiedzał gimnazjum i wybiórczo odpytywał uczniów. Wysocy goście byli przeważnie zadowoleni z odpowiedzi uczniów. Mamy tu dwa wyjaśnienia: albo faktycznie tak dobrze nauczano, albo tych gorszych uczniów gościom nie przedstawiano.


Dyrekcja uczelni powoli usuwała innych „lokatorów” i po tym, jak w 1881 r. starostwo się wyniosło, gmach całkowicie przekazano gimnazjum.


Dawni absolwenci gimnazjum pozostawili jaskrawe opisy swej alma mater. 

Jan Wierzbowski, który studiował w latach 1872–1880, wspomina:

 „Stanisławowskie gimnazjum mieściło się w prawym skrzydle dawnego budynku jezuickiego, w lewym – mieściło się starostwo. Atmosfera była cicha, odosobniona, klasztorna i tylko do nauki. Hurkot wozów nie przeszkadzał teorii wahadła czy rozmowom o bogach greckich. Jedynie kraczące wrony, które w wielkiej ilości gnieździły się w murach obu świątyń (katedrze i farze – aut.), sąsiadujących z gimnazjum, dawały znaki życia poza szkołą”.

Wtóruje mu inny absolwent roku 1889, Jewhen Barwiński:

„Już sam wygląd gimnazjum napawał małego chłopca strachem. Straszna ponura budowla z potwornymi grubymi murami, małymi oknami i ciemnymi schodami napełniała duszę dziecka przerażeniem… Wspominam te lata jak straszny koszmar, niby spędzone w więzieniu”.

Nauka byłą płatna, a jej wartość stale rosła: jeżeli w 1855 r. czesne wynosiło około 10 koron rocznie, to na początek XX w. – już 60 koron. Uczniom z biedniejszych rodzin nadawano znaczne zniżki, a prymusi otrzymywali stypendium, za które kupowali podręczniki. Istniał bardzo oryginalny system „lokacji”, zgodnie z którym uczniów sadzano według ich wiedzy. Przednie ławki zajmowali „premianci”, czyli prymusi, natomiast dla najgorszych uczniowie były ostatnie, „ośle” ławki.


Na czym sparzył się dyrektor

Nauczyciel, który zdał egzamin kwalifikacyjny, nazywany był profesorem. Wcześniej miał przez kilka lat obejmować posadę suplenta, czyli zastępcy nauczyciela. Roczne uposażenie pedagoga było wcale niezłe – 700–800 zł. reńskich w młodszych klasach i 900–1000 zł. w starszych (dane z roku 1856). Prócz tego były dodatki za staż i możliwość dorobienia sobie korepetycjami

Znany nam już Jan Wierzbowski interesująco opisuje swych belfrów:

„Nauczyciele nie mieli określonych instrukcji co do zachowania poza szkołą. Członkowie grona pedagogicznego pasjonowali się grą w karty, nie przychodzili na lekcje, pożyczali pieniądze od uczniów i brali łapówki. Za apteką Macurowej była kawiarnia Winklerowej, gdzie nauczyciele zbierali się co dnia i grali w gry hazardowe. W przedpokoju siedziały zagadkowe osoby, które od czasu do czasu zaglądały do wnętrza. Gdy gracza zawodziło szczęście, wychodził on do przedpokoju i wracał już z gotówką. Gdy szczęście było mu przychylne – osoba otrzymywała dług z procentami.

Prawdopodobnie takie stosunki w gimnazjum nie spodobały się namiestnikowi Galicji Gołuchowskiemu, bo w 1871 r. zwolnił dyrektora gimnazjum Kruszyńskiego oraz profesorów Rzepeckiego, Kachnikiewicza, Zosla i kilku innych”.

Jednak niewiele to pomogło. Jewhen Barwiński, który studiował w kolejnym dziesięcioleciu, wspomina:

„Dziwnym zbiegiem okoliczności zebrała się tam harmoniczna grupa profesorów-dziwaków, mizantropów, nieprzystępnych, prymitywnych i brutalnych. Wiem, że najwyższa dyrekcja gimnazjum zapełniała zakład różnego rodzaju osobami ukaranymi, które uważały go za swego rodzaju kolonię poprawczą, bo dyrektor miał opinię „żelaznej ręki”.

Tym dyrektorem był Ukrainiec Iwan Kerekiarto, który obejmował tę posadę w latach 1879–1898. To on wyrzucił z pomieszczeń gimnazjalnych wszystkich nieproszonych „lokatorów” i dał możliwość uczniom normalnie studiować. Dyrektor miał surowy charakter, bały się go zarówno dzieci, jak i nauczyciele. Gdy pojawiał się na szkolnym dziedzińcu, wszystkie gry natychmiast przerywano, bo za gry ruchowe można było dostać kilka godzin karceru. Jednocześnie uczniowie podkreślają, że „żelazny dyrektor” był profesorem od Boga – lekcja matematyki jakimś dziwnym sposobem sama wchodziła do najbardziej tępej głowy”.

W jego czasach w gimnazjum panowała oficjalnie chłodna atmosfera, ale on ze swą misją sprawdził się – absolwenci mieli dostateczne przygotowanie do wstąpienia na uniwersytet. Wybór wydziałów wówczas też nie był za duży. 

Wierzbowski ironizuje nad kryteriami, którymi kierowali się gimnazjaliści przy wyborze przyszłego zawodu:
„Żal za łaciną i greką pchał na filozofię, brak przekonań i pieniędzy – na prawo, otrzymanie stopnia lekarskiego – na medycynę, a zadowolenie z całowania rąk – na kapłanów”.




Iwan Bondarew

Tekst ukazał się w nr 8 (468), 29 kwietnia – 15 maja 2025




Całość tutaj:

Wspomnienia z oślej ławki – Nowy Kurier Galicyjski


Powiązane notki:

Prawym Okiem: Wypowiedź literacka, czyli wikipedia





środa, 16 kwietnia 2025

Wyszukiwarki nazwisk

 

wyszukiwarki nazwisk


Nazwiska  w Polsce

nazwiska.ijp.pan.pl



Nazwiska w Niemczech

legacy.stoepel.net/en



Nazwiska w Czechach:

kdejsme.cz



Portal słownikowy Słowacja

slovnik.juls.savba.sk




Statystyka norweska:

ssb.no









niedziela, 6 kwietnia 2025

Wypowiedź literacka, czyli wikipedia



Cały tekst został zainspirowany przedrukiem odnośnie Ślązaków, wszedłem na wikipedię, żeby coś sprawdzić i się zaczęło...

Ze względu na swoją wagę, postanowiłem rozdzielić te dwa teksty na osobne posty.



Zapraszam do uważnej lektury.


Mój komentarz jak zwykle kolorem.


W poście występują min.  fragmenty z wikipedii dla Polaków.




-----------

wikipedia dla Polaków


Kaszubi 
– grupa etniczna mieszkająca w Polsce zamieszkująca Pomorze Gdańskie i wschodnią część Pomorza Zachodniego, wywodząca się od wschodniej grupy zachodniosłowiańskich plemion pomorskich. 

Dzielą się na wiele podgrup etnograficznych, zróżnicowanych językowo i kulturowo (Kaszubi północni – Bëlôcë, Gochy – Gôchë, Józcy – Józcë lub Mucnicy – Mùcnicë, Krubanie – Krëbane, Lesacy – Lesôcë, Morzanie – Mòrzanie, Rybaki – Rëbôcë, Borowiacy Tucholscy – Borowiany, Tuchòłki, Zaboracy – Zabòrôcë). Odrębną i izolowaną podgrupą (wymarłą w XX w.) byli Słowińcy. Kaszubi w zdecydowanej większości czują się Polakami (zachowując, obok ogólnopolskich, także tradycje regionalne). W spisie ponad 90% deklarujących kaszubskość zadeklarowało ją wspólnie z polskością.


Część Kaszubów zachowała własną kulturę i mowę. Współcześnie w socjologii i historii dominuje pogląd, że Kaszubi stanowią grupę etniczną narodu polskiego.

Zdecydowana większość Kaszubów posiada podwójną identyfikację – narodową polską i etniczną kaszubską. Wielu polskich działaczy narodowych na Pomorzu w okresie zaborów oraz członków podziemia niepodległościowego w czasie okupacji było pochodzenia kaszubskiego[potrzebny przypis].

W spisie powszechnym z 2002 r. 5062 obywateli polskich zadeklarowało narodowość kaszubską. Jest to ok. 1% całej społeczności kaszubskiej. Rzeczpospolita Polska nie uznaje tych deklaracji za wiążące (podobnie w przypadku Ślązaków), stąd Kaszubi nie znaleźli się na oficjalnej liście mniejszości narodowych sporządzonej przez MSWiA. W tym samym spisie powszechnym używanie języka kaszubskiego zadeklarowało 52 665 osób.

W 2011 r. podczas Narodowego Spisu Powszechnego, kaszubską przynależność narodową lub etniczną zadeklarowało 228 000 osób, w tym 16 000 osób zadeklarowało ją jako jedyną przynależność, 1000 jako pierwszą przy zadeklarowaniu również drugiej przynależności, 211 000 jako drugą przynależność narodową lub etniczną.

wg innej strony w wikipedii - 233 000
a śląskie zadeklarowało w sumie - 847 000

rok 2021 - spadła ilość deklaracji o blisko 50 000 dla Kaszubów i o ponad 250 000 dla Ślązaków.

W spisie była możliwość zadeklarowania dwóch tożsamości lub narodowości i tak przykładowo większość osób deklarujących tożsamość regionalną kaszubską czy śląską deklarowała jednocześnie tożsamość narodową polską (tj. tożsamość narodowa polska i jednocześnie tożsamość regionalna śląska – Polacy-Ślązacy lub kaszubska – Polacy-Kaszubi)

Ślązacy596,2241,57%Województwa śląskie (11,74%) i opolskie (6,29%)
Kaszubi179,6850,47%Województwo pomorskie (7,41%)

Z powodu odmienności językowej Kaszubi byli już przez sanację [tzw. "piłsudczycy" - MS] posądzani o separatyzm, tj. chęć oderwania od Polski części jej terytorium. Oskarżenia te nie miały pokrycia w rzeczywistości, w okresie PRL służyły antagonizowaniu Kaszubów z pozostałą ludnością Polski i przybierały na sile w okresie kolejnych kryzysów politycznych, np. w 1968 i 1970.


i tu poniżej widzę jakąś niezgodność, we wpisie roi się od dwuznaczności i pomieszania, więc sugeruje ostrożne przyjmowanie tych treści, tym bardziej, jak wiemy z innych postów na tym blogu, wikipedia służy fałszowaniu i historii i rzeczywistości



Kaszubski ruch narodowy, choć nie należy do głównego nurtu w ruchu kaszubsko-pomorskim, ma jednak długoletnią tradycję. W okresie międzywojennym myśl Floriana Ceynowy kontynuowali działacze z kręgu tzw. Zrzeszeńców, którzy w PRL byli represjonowani przez UB, a następnie SB i zepchnięci na margines działalności publicznej. Po 1989 tę samą myśl w ruchu kaszubskim reprezentowało pismo Tatczëzna, obecnie zaś Kaszëbskô Òdroda. Współcześnie nawet najbardziej radykalny nurt w ruchu kaszubskim – narodowy – nie kwestionuje historycznych związków Kaszubów z Polską, zaś swoje postulaty ogranicza do troski o rozwój mowy ojczystej, kultury oraz dbałości o własną tradycję historyczną[potrzebny przypis].


czyli najpierw mamy sugestię, że treści odnoszą się do ruchu narodowego:
- treści od słów: "Kaszubski ruch narodowy"... do "zaś Kaszëbskô Òdroda"


a następnie w nowym zdaniu, ale w tym samym ciągu tj. bez akapitu, czytamy:

"Współcześnie nawet najbardziej radykalny nurt w ruchu kaszubskim – narodowy"

co sugeruje, że wszystko co dotychczas przeczytaliśmy, nie było o ruchu narodowym... dziwne.
Dziwne jakieś to, pomieszane, więc uczulam na te treści.

Nie znam na tyle historii ruchu kaszubskiego, by tu dawać szczegółową wykładnię, ale może kiedyś mi się to uda...

najbardziej radykalny nurt w ruchu kaszubskim – narodowy – swoje postulaty ogranicza do troski o rozwój mowy ojczystej, kultury oraz dbałości o własną tradycję historyczną


No i właśnie. 

Mowa to gwara, a gwara to nie język w ujęciu naukowym i przepisów prawa.
A Kaszubi szczycą się tym, że ich mowa została uznana za język.

Haczyk jest w określeniu: "ojczystej" - to oznacza, że autor ma na myśli NARÓD.

A Kaszubi są grupą etniczną, a nie narodem.


Więc najpierw by trzeba rozpatrzyć, o co chodziło autorowi - o jaką "mowę ojczystą" mu chodzi?

O mowę polską, czy kaszubską?

Jeżeli pisze o mowie polskiej - to zdanie jest powiedzmy... mniej więcej poprawne. Kaszubi przecież mogą troszczyć się o rozwój języka polskiego, z tym, że należałoby wyjaśnić, na czym ten niby "rozwój języka polskiego" i "troska" o to, miałyby polegać... Jak wpiszemy w wyszukiwakę taką frazę, to nic nie znajdziemy na temat "rozwijania języka" polskiego...

Hę?

Rozwój języka polskiego polegałby na wprowadzaniu zmian do języka polskiego, które ostatecznie mogłyby tak go zmienić, że współcześni Polacy, czyli MY, moglibyśmy np. za 200 lat takiego "rozwoju" nie rozpoznać polskiej mowy. Ale może o to chodzi...

Dziwi więc to sformułowanie... powinien raczej napisać - "utrwalanie", "zachowanie" - o! To by pasowało, ale nie "rozwój"...


Jeżeli pisze o mowie kaszubskiej - to już określenie "ojczystej" nie jest poprawne, tak samo jak zresztą "rozwój"...

Mógłby tak ewentualnie napisać (że mowa kaszubska to ojczysta), gdyby na prywatnej stronie pisał o sobie (o jednostce), ale to jest strona wikipedii, która ma mieć charakter encyklopedii, a w takim wydawnictwie nie stosujemy osobistych wynurzeń.

Określenie "ojczystej" bierze się od słowa "ojczyzna", a to wiąże się z pojęciem NARODU.


Ojczyzna – termin o dwojakim znaczeniu, odnoszącym się do przestrzeni istotnej dla pojedynczego człowieka (jednostki) bądź zbiorowości (narodu).


Czyli najpierw pisze, że "nie kwestionuje historycznych związków Kaszubów z Polską" - bo się po prostu nie da tego zakwestionować, to byłby strzał w stopę, ale następnie twierdzi, że Kaszubi to naród.

Współcześnie nawet najbardziej radykalny nurt w ruchu kaszubskim – narodowy – nie kwestionuje historycznych związków Kaszubów z Polską, ale poza tym są osobnym narodem.. tak napisał?

I co??


Kaszubi to grupa etniczna, ale oni w tej wikipedii i nie tylko, tak zamącą ci w głowie, że będziesz o nich mówić, jak o narodzie, a potem - jak TO stanie się "wiedzą" potoczną - to już tylko zostanie im to "sformalizować" i zapisać najpierw w wikipedii, a potem - za następne 10-20 lat - w słowniku, encyklopedii, ustawie... 

Na tym polega ta metoda.
Metoda przyzwyczajeń, metoda małych kroków...

No i jeszcze "rozwój".

Powinno być "utrwalanie", "zachowanie" języka kaszubskiego, ewentualnie - "rozpowszechnianie" wśród młodzieży i dzieci kaszubskich, wprowadzanie do szkół itd., ale nie "rozwój".

Tyle pułapek w kilku zdaniach - po raz kolejny zwracam uwagę - jak to wszystko jest  wycyzelowane, każde słowo jest starannie dobrane.


I jeszcze poniżej mamy takie coś:


Dziś narzecze kaszubskie traktuje się coraz częściej jako samodzielny język słowiański, zaliczany do grupy zachodniosłowiańskiej. Są jednak badacze (głównie polscy dialektolodzy), którzy nadal klasyfikują je jako jeden z dialektów języka polskiego.Polskie prawo przyznało etnolektowi kaszubskiemu, jako jedynemu w Polsce, status języka regionalnego. Młodzież, zdająca nową maturę, może ją zdawać posługując się kaszubszczyzną. Od 2013 roku Uniwersytet Gdański umożliwia studia na unikalnym kierunku Etnofilologii kaszubskiej.


Nie.

To jest kolejna manipulacja. 


Może ten wikipedysta nie korzysta z wikipedii?

wikipedia dla Polaków:


Narzecze – odmiana językowa właściwa dla danej grupy użytkowników języka. Może to być synonim terminu dialekt, czyli określenie na różne niestandardowe, inne niż ogólnonarodowe formy języka, czy też ogólne określenie na każdą wyodrębnioną odmianę języka (o standardzie mowa wówczas jako o narzeczu ogólnym/kulturalnym)

W literaturze spotyka się również ujęcie, zgodnie z którym narzecze to odmiana języka o zasięgu szerszym niż dialekt i gwara. Niektórzy autorzy traktują to pojęcie jako jednostkę pośrednią między dialektem a gwarą, dialekt ujmując jako zespół narzeczy, a narzecze – jako zespół gwar. Według jednej z definicji jest to „zespół gwar odznaczających się pewną ilością wspólnych cech gwarowych”.

We współczesnym językoznawstwie polskim termin „narzecze” znajduje stosunkowo wąskie zastosowanie, spotykany jest głównie w opisie języków egzotycznych. Częściej jest spotykany w kontekście nienaukowym aniżeli w lingwistyce, np. w opowieściach podróżniczych. W dialektologii serbsko-chorwackiej termin narječje pozostaje w powszechnym użyciu, jako nadrzędny wobec terminu dijalekat. W słowackiej tradycji lingwistycznej określenia dialekt i nárečie traktowane są jako równoważne, choć niektórzy badacze jako dialekt rozumieją jednostkę większą niż nárečie.

W ogólniejszym, potocznym znaczeniu termin „narzecze” funkcjonuje również jako synonim określeń „język” i „mowa”. Bywa traktowany jako neutralny zamiennik określeń „dialekt” i „język”.



A odnośnik  narzecze kaszubskie odsyła nas na stronę z takim opisem:

Język kaszubski, dialekt kaszubski (kaszub. kaszëbsczi jãzëk, kaszëbskô mòwa, pòmòrsczi jãzëk, kaszëbskò-słowińskô mòwa) – mowa zachodniosłowiańska i lechicka o spornym statusie – w zależności od przyjętych kryteriów uznawana za odrębny język lub dialekt języka polskiego. Często przyjmowane jest stanowisko pośrednie, unika się określania jej jako „język” lub „dialekt” albo określa się ją jako etnolekt. Z prawnego punktu widzenia kaszubszczyzna jest w Polsce językiem regionalnym.


Na pewno nie narzeczem, bo kaszubski jest uznany za język regionalny.

Czyli ten wikipedysta posługuje się w encyklopedii sformułowaniami laika, które są błędne  - on dosłownie stosuje "wiedzę potoczną".

"to wszyscy wiedzą", mówimy, posługując się zasłyszaną "wiedzą", której nie sprawdziliśmy i w którą wierzymy tylko dlatego, że jakaś, być może nawet znaczna, grupa ludzi się nią posługuje na codzień czy też w mediach na przykład.

Podaję znany przykład:

Według wiedzy potocznej Rosja grozi nam inwazją - i to już od 30 lat.

Pytanie - skoro tak, to dlaczego władze państwa: pomniejszają stan osobowy armii, likwidują jednostki wojskowe, koszary, lotniska polowe, stanowiska radarów czy specjalistyczne wydziały walki elektronicznej na Bałtyku, nie budują bunkrów, nie zamawiają nowych systemów obrony, czołgów, rakiet itd., niszczą Pocztę Polską niezbędną na wypadek mobilizacji, utrudniają dostęp obywateli do broni palnej, uchwalają prawo opresyjne wobec obywatela zniechęcając go do czynnej służby i obrony państwa, zdejmują zakazy fotografowania z obiektów strategicznych, co więcej - pozwalają na obfotografowanie całego kraju firmie Google - w Niemczech, Austrii, na Białorusi tego nie ma, wydaje się, że również nie prowadzą obserwacji ćwiczeń floty i lotnictwa rosyjskiego - patrz tutaj sytuacja z 2024 roku, czyli już w sytuacji wojny Rosji z ukrainą.




Skoro Rosjanie pozwalają siebie fotografować - to może nie mają nic do ukrycia?

Skoro Niemcy nie pozwalają siebie fotografować - to może mają coś do ukrycia?!

Co??

Każdy patrzy po sobie, każdy siebie zna najlepiej...



Albo państwem sterują oszuści, którzy poprzez media okłamują ludzi co do zagrożenia ze wschodu, albo we władzach grasują sabotażyści, którzy prowadzą z nami walkę dywersyjną osłabiając siły zbrojne państwa Polskiego.

A może jedno i drugie??
Co jest prawdą?
Wiedza potoczna, czy wiedza specjalistyczna?

Skoro wg doniesień medialnych od 30 lat grozi nam inwazja Rosji - i jakby faktycznie jest to prawda, bo Rosja zaatakowała ukrainę i od 3 lat prowadzi tam wojnę -  to dlaczego od 30 lat ABW pozwala na rozkładanie wojska polskiego na łopatki? 

Bo przepisy PRAWA ich do tego nie zobowiązują??

A mandaty wolno im nakładać?

To kto zajmuje się analizowaniem polskich potrzeb obronnych i zagrożeń zza granicy - straż miejska?

Pytam, bo się nie znam. Jestem tylko głupkiem.






Wracając do wikipedii - galimatias - oczywiście celowy.


Wikipedia nie jest encyklopedią.
Wikipedia nie podaje nam faktów - tylko ich interpretację.
Wikipedia to w istocie - wypowiedź literacka.


Termin ten zaczerpnąłem z podręcznika dla polonistów, który na razie tylko pobieżnie przejrzałem:

"Poetyka stosowana"

Bożena Chrząstowska
Seweryn Wysłouch

Wydawnictwa Szkole i Pedagogiczne, Warszawa 1987


Jest to książka właściwa do pomocy przy opisaniu technik jakie zastosowano w wikipedii. Znajdziemy tu szereg przykładów i opisów, których przestudiowanie wydatnie pomoże zrozumieć te techniki i metody.

Poetyka – dziedzina nauki o literaturze, a ściślej teorii literatury, rozpatrująca przede wszystkim sposób istnienia dzieła literackiego jako tworu językowego o swoistym charakterze, określanym przez potrzeby funkcji estetycznej. Przedmiotem zainteresowania poetyki są ogólne reguły organizacji tekstu literackiego.


Wypowiedź lub wypowiedzenie (stgr. ῥήτρα, łac. oratio), niekiedy stanowisko lub oświadczenie – ustny lub pisemny, rzeczywisty komunikat językowy wyrażający stanowisko, pogląd czy opinię autora.

Teorią wypowiedzi zajmuje się retoryka.


Pamiętacie, że starożytni Rzymianie uczyli się retoryki?
Wędrująca Cywilizacja Śmierci stosowała retorykę nie tylko w starożytnej Grecji czy Rzymie - ale nadal ją stosuje.


Retoryka (stgr. ῥητορική τέχνη, łac. rhetorica) – sztuka budowania artystycznej, perswazyjnej wypowiedzi ustnej lub pisemnej, nauka o niej, refleksja teoretyczna, jak również wiedza o komunikacji słownej, obrazowej i zachowawczej pomiędzy autorem wypowiedzi a jej odbiorcami. 

W starożytności retoryka była nie tylko specjalną dziedziną nauki i sztuki, ale także ideałem życiowym, a nawet filarem kultury. W średniowieczu została jednym z podstawowych przedmiotów szkolnych, wykładanych w ramach sztuk wyzwolonych. Do XIX wieku, w kulturze europejskiej, uważano ją za niezbędny element wykształcenia.

No i dlatego manipulatorzy święcą tryumfy... 

Starsze pokolenia uczyły się także greki i łaciny, co dodatkowo pomagało im zrozumieć genezę słów, prawdziwe znaczenie słów, wieloznaczność, co będę się starał wykazać przy innej okazji.
Warto byłoby przywrócić przynajmniej łacinę do szkół, a także oczywiście retorykę, albo chociaż jakieś podstawy poetyki stosowanej. Warto też po prostu uczyć się języków obcych.


Retoryka była autonomiczną dziedziną wiedzy i najważniejszym przedmiotem szkolnym kształcącym sprawność językową, uczącym jasnego, stosownego i ozdobnego wyrażania każdej myśli w słowie żywym i pisanym, jak też formującym społeczne i polityczne postawy w działalności publicznej. Była zwieńczeniem wykształcenia i wychowania, chociaż jej zakres i funkcje zmieniały się w poszczególnych epokach, prądach czy systemach pedagogicznych.

W Polsce retoryka, od czasów Komisji Edukacji Narodowej nazywana „wymową”, przestała istnieć jako odrębna dyscyplina wiedzy. Sztuką poprawnego myślenia zajęła się logika. Ocenę odbiorców z punktu widzenia wywoływanych u nich emocji przejęła psychologia. Etyka odebrała retoryce ocenę godziwości lub niegodziwości perswazji. Wiedzą o odbiorcy słowa mówionego i pisanego zajęła się socjologia. Retoryczne argumenty analizują filozofia, prawo czy teologia. Literacka część teorii retorycznej została rozdzielona pomiędzy różne specjalności filologiczne – gramatykę, teorię literatury, prozaikę, stylistykę, poetykę historyczną, publicystykę itp. Wiele współczesnych dyscyplin naukowych stanowi spadek po retoryce, a badacze używają terminologii retorycznej często bez świadomości, jakie są tej terminologii źródła.

Czyli w ten sposób - poprzez podział, rozdrobnienie - ukatrupiono retorykę i oto masz skutek - masy ludzi łykających manipulacje jak pelikany, co z kolei prowadzi do upadku gospodarczego i politycznego!

Niezależnie od mniej lub bardziej uzasadnionych uprzedzeń, retoryka rozwija się nadal w ramach np. semiologii, semantyki czy teorii informacji. Patronuje kulturze żywego słowa, dyskusjom, polemikom, propagandzie, PR czy reklamieW dobie środków masowego przekazu oczywiste jest zainteresowanie retoryką jako sztuką perswazji. 

Wykładany we współczesnej szkole „język polski” jeszcze w połowie XIX wieku nazywał się „wymowa i poezja”. Niektóre działy retoryki znalazły się w programach nauczania tego przedmiotu pod różnymi nazwami, takimi jak stylistyka, poetyka, deklamatoryka, ćwiczenia w mówieniu i pisaniu. Podstawowe elementy retoryki są nadal nauczane podczas pisania „wypracowań”, gdy uczy się struktury wypowiedzi pisemnej, udowadniania wcześniej postawionej tezy albo analizuje środki stylistyczne. 

Co robi pani Nowacka? Mówi, że dzieciom nie wolno zadawać prac do domu, czyli katrupi resztówki po ukatrupionej retoryce!

W niektórych krajach retoryka wykładana jest w szkołach średnich i wyższych, na przykład pod nazwą „ćwiczenia w komponowaniu tekstów literackich i publicystycznych”.









Wracając do wikipedii i języka kaszubskiego.

Dziś narzecze kaszubskie traktuje się coraz częściej jako samodzielny język słowiański, zaliczany do grupy zachodniosłowiańskiej. Są jednak badacze (głównie polscy dialektolodzy), którzy nadal klasyfikują je jako jeden z dialektów języka polskiego.Polskie prawo przyznało etnolektowi kaszubskiemu, jako jedynemu w Polsce, status języka regionalnego. Młodzież, zdająca nową maturę, może ją zdawać posługując się kaszubszczyzną. Od 2013 roku Uniwersytet Gdański umożliwia studia na unikalnym kierunku Etnofilologii kaszubskiej.


Ten tekst tak naprawdę zawiera w sobie opis "metody małych kroków", mówią nam o tym te zwroty:

"traktuje się coraz częściej"

"Są jednak badacze (głównie polscy dialektolodzy), którzy nadal"


To są tak naprawdę OPINIE wikipedysty nie poparte żadnymi danymi - jest to czysta literatura, żeby nie powiedzieć - beletrystyka, która pod osłoną OPINII - podsuwa nam bajki, fikcję, zwyczajnie oszukuje nas.

Stosuje tu coś, co można by określić jako "wiedzę potoczną", tyle, że z wiedzą nie mająca nic lub niewiele wspólnego (nadal ten termin i zjawisko sprawia mi problem jak je wytłumaczyć).








Mam powody sądzić, że twórczość literacka - nie tylko w wikipedii - stanowi, w perspektywie wielu lat, wielkie zagrożenie dla istnienia państwa.

Dosłownie zagraża to istnieniu państwowości i fizycznej egzystencji - podobnie jak "moda" na lgtb.

Jest to bardzo realne POLICZALNE zagrożenie, które można opisać LICZBOWO za pomocą danych statystycznych.


Wyjaśnienie jednak muszę zostawić na "po ABW".








-----------


dziennikzachodni.pl/stowarzyszenie-osob-narodowosci-slaskiej-wstaje-z-kolan-domogomy-sie-uznanio-slonskij-mynszosci-reaktywacja-po-10-latach/ar/c1p2-27440693?utm_campaign=grafikalink&utm_medium=dziennik%20zachodni&utm_source=Facebook

tvn24.pl/swiat/stowarzyszenia-osob-narodowosci-slaskiej-zlozylo-skarge-do-etpcz-jest-wyrok-st7820917

isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20170000823/O/D20170823.pdf

gazetaprawna.pl/wiadomosci/kraj/artykuly/9497333,sejm-uchwalil-ustawe-uznajaca-jezyk-slaski-za-jezyk-regionalny.html#ustawa-o-jezyku-slaskim-w-sejmie



pl.wikipedia.org/wiki/Kaszubi

/pl.wikipedia.org/wiki/Narodowy_Spis_Powszechny_Ludności_i_Mieszkań_2021

pl.wikipedia.org/wiki/Narodowy_Spis_Powszechny_Ludności_i_Mieszkań_2011

pl.wikipedia.org/wiki/Ojczyzna

pl.wikipedia.org/wiki/Narzecze

pl.wikipedia.org/wiki/Język_kaszubski

pl.wikipedia.org/wiki/Retoryka

pl.wikipedia.org/wiki/Wypowiedź

pl.wikipedia.org/wiki/Poetyka

pl.wikipedia.org/wiki/Wspólnota_polityczna



Prawym Okiem: Uzbrojenie obywateli

Prawym Okiem: Poczta Polska, a mobilizacja

Prawym Okiem: Odblaski sobie... a potop sobie..

Prawym Okiem: Odblaski na niebie - i na wodzie...

Prawym Okiem: Uzbrojenie obywateli

Prawym Okiem: W obronie policjantów...