Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą społeczeństwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą społeczeństwo. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 20 kwietnia 2025

Dochód podstawowy










przedruk





Zakończyli eksperyment z dochodem podstawowym. Zaskakujące wyniki i krytyka



Sebastian Luc-Lepianka

18 kwietnia 2025, 17:02


Trzy lata, 
setka mieszkańców Niemiec i 
co miesiąc 1200 euro gwarantowanej wypłaty za nic. 



Tak wyglądał eksperyment z bezwarunkowym dochodem podstawowym, którego wyniki opublikowano w Berlinie. Sprawdzono, jaki to rozwiązanie wpływa na ludzi.

Badanie przeprowadziło Stowarzyszenie "Mein Grundeinkommen" ("Mój dochód podstawowy") oraz berliński Instytut Badań Gospodarczych DIW.



Chętnych było ponad dwa miliony, a ostatecznie wybrano 122 osoby, które przez trzy lata otrzymywały za nic 1200 euro miesięcznie pod okiem naukowców.

Jedyny obowiązek: półgodzinna ankieta raz na pół roku.

Wypłata nie była uzależniona od niczego, a efekty po dziewięciu miesiącach od zakończenia eksperymentu opublikowano na konferencji prasowej w Berlinie.


Przebadano 122 osoby w wieku od 21 do 40 lat, zamieszkująca jednoosobowe gospodarstwa domowe. Zarabiały netto między 1100 a 2600 euro miesięcznie. Celowo wybrano grupę bez zobowiązań rodzinnych, która mogła aktywnie podejmować decyzje dotyczące swojej sytuacji zawodowej. Nikt nie wpływał na ich wybory.


Czy przeszli całkowicie na gwarantowany zasiłek, porzucając dotychczasową pracę? Okazało się, że wręcz przeciwnie. Otrzymywany dochód podstawowy pomógł im pozostać na rynku. Uczestnicy eksperymentu mogli skupić się na kontynuowaniu nauki i rozwoju. Wykazali wzrost zadowolenia ze swojego życia zawodowego. Statystycznie wydatki z bezwarunkowego dochodu podstawowego szły w 37 proc. na oszczędności, 8 proc. rodzinie lub na cele charytatywne, a 20 proc. na wydatki związane ze spędzaniem czasu.

Jedna z uczestniczek eksperymentu nawet skorzystała z funduszy, aby założyć szkółkę pływacką i przez trzy lata zatrudnia już 20 osób.


– Uczestnicy pozostali aktywni na rynku pracy i wykorzystali płatności w sposób wskazujący na odpowiedzialność i zaangażowanie – powiedział na konferencji prasowej prof. Juergen Schupp z Instytutu Badań Gospodarczych DIW w Berlinie.

Aby mieć porównanie, wybrano też grupę kontrolną 1600 osób.

Jej członkowie nie otrzymywali dochodu podstawowego, tylko niewielkie wynagrodzenie za samo wypełnianie ankiet. Różnica w odsetku bezrobotnych między oboma grupami badawczymi wynosiła statystyczne zero.


Mniejszym zaskoczeniem jest, że bezwarunkowy dochód podstawowy pozytywnie wpłynął na zdrowie psychiczne badanych, dając im poczucie bezpieczeństwa i wolności, oraz większe możliwości, aby udzielać się w życiu towarzyskim. Psychologiczne efekty mają utrzymywać się nawet pół roku po zakończeniu eksperymentu. Potwierdziły to badania poziomu kortyzolu, hormonu stresu.



Jakie są koszty bezwarunkowego dochodu podstawowego?


Stowarzyszenie "Mein Grundeinkommen" chce pokazać, że dochód podstawowy ma duży potencjał w Niemczech. Jego finansowanie ma być możliwe przez "umiarkowany miks podatkowy". Pomysł stowarzyszenia obejmuje podwyżkę podatku dochodowego, podatku od transakcji finansowych i likwidację świadczeń socjalnych oraz powiązanych z nimi kosztów.



A jak zareagowano? Krytycy rozwiązania wskazują, że eksperyment objął za małą i zbyt niereprezentacyjną grupę, aby dało się z niej wyliczyć wnioski dla całej niemieckiej gospodarki. Dominik H. Enste z Instytutu Niemieckiej Gospodarki w Kolonii grupę badawczą porównał do… zwycięzców na loterii.



Politycznie również bez zmian: niemieccy Zieloni i Lewica za, reszta przeciw, na czele z prawicową AfD.


Stowarzyszenie "Mein Grundeinkommen" zapowiada, że ze wsparciem polityków lub bez, będzie kontynuować badania nad ideą bezwarunkowego dochodu podstawowego. Są przekonani, że rozwiązałoby to wiele problemów współczesnego życia.


Inne badania nad bezwarunkowym dochodem podstawowym

Nie wiadomo, jak jego wprowadzenie wpłynęłoby na ceny i ile faktycznie kosztowałoby państwo jego wprowadzenie. Patrząc na nasz rząd i różne programy dopłat możemy założyć, że odpowiedź brzmi "dużo".

OECD oceniło w 2017 roku, że wprowadzenie bezwarunkowego dochodu podstawowego byłoby dużym obciążeniem fiskalnym, a jednocześnie zubożyłoby dotychczasowych odbiorców opieki społecznej, w takich krajach jak Finlandia, Francja, Włochy i Wielka Brytania.

Niemiecki eksperyment nie jest jedyny. Podjęto takiej próby w Finlandii, gdzie wyniki nie były jednoznaczne. Z kolei badanie OpenAI w USA wykazało, że bezwarunkowy dochód podstawowy nie przyniósł żadnych korzyści w Stanach. Próby podjęła się również Kanada, ale politycy zadecydowali o przerwaniu eksperymentu z powodu zbyt wysokich kosztów.


Takie badanie było zaplanowane także w Polsce. Stowarzyszenie Warmińsko-Mazurskich Gmin Pogranicza chciało wręczać 1,3 tys. zł miesięcznie do 31 tys. mieszkańców Warmii i Mazur. Eksperyment zapowiadany był w 2022 roku i miał ostatecznie wystartować dwa lata później, ale jak dotąd go nie widać.

Rozwiązanie jest kosztowne. Jak informowało Radio Olsztyn, tylko na terenie gmin pogranicza koszty oszacowano na ponad 1 miliard złotych rocznie. Plan miał objąć 13 gmin i jeden powiat w pasie graniczącym z Rosją. Włodarze mają pozostawać przekonani do eksperymentu.








Czy bezwarunkowy dochód podstawowy ma sens? Niemcy to sprawdzili | INNPoland.pl




sobota, 19 kwietnia 2025

Potomkowie nazistów, UB, Werwolf...

 


Pytania o genezę polityków dzisiejszej doby w Polsce i Europy - przykłady 




przedruk

tłumaczeni automatyczne



Czy ojciec Guya Verhofstadta był po złej stronie historii?

Września 6, 2019

Lubię to 3706 wyświetlenia

Thierry'ego Debelsa


Według flamandzkiego czasopisma 't Pallieterke , Marcel Verhofstadt był aktywnie poszukiwany po II wojnie światowej. Marcel Verhofstadt jest ojcem Guya Verhofstadta według 't Pallieterke. Marcel Verhofstadt został przeszukany, ponieważ był obecny na "spotkaniu fuzji" Rexa, Verdinaso i VNV.

Partie te w mniejszym lub większym stopniu kolaborowały z hitlerowskimi nazistami. Według 't Pallieterke, ojciec Guya Verhofstadta mógł później pracować jako prawnik w związku zawodowym.




---------------


przedruk

za fb:
Sławomir Malinowski




KIM NAPRAWDĘ JEST URSULA VON DER LEYEN ?



Urodziła się w 1958 roku jako Ursula Albrecht, w rodzinie arystokratów niemieckich. Jej ojciec, Ernst Albrecht, był premierem Dolnej Saksonii (CDU) i byłym wysokim urzędnikiem europejskim.

Dzięki niemu: elitarne szkoły, brukselskie koneksje, kariera, wszystko zaplanowane.

Jej dziadek Carl Albrecht, psycholog i odnoszący sukcesy kupiec, dorobił się majątku na handlu bawełną w Bremie. Majątek rodzinny zbudowany w trudnym okresie nazistowskich Niemiec.
I zaczyna się cisza...

NIEWYJAŚNIONE POWIĄZANIA Z TRZECIĄ RZESZĄ

Nigdy nie wspominany w mediach : Joachim Freiherr von der Leyen, krewny, baron i aktywny członek partii nazistowskiej. Szlachcic otwarcie powiązany z reżimem hitlerowskim. Jego biografia jest znana, udokumentowana, lecz systematycznie pomijana milczeniem przez prasę.

Po co?
 
Ponieważ nie możemy niszczyć wizerunku prezydenta który jest zwolennikiem Europy, NATO i firmy Pfizer.


ELITY DZIEDZICTWA, NIE MERITOKRACJA


W 1986 roku Ursula poślubiła Heiko von der Leyen, lekarza, ale przede wszystkim dziedzica szlacheckiej dynastii zajmującej się handlem jedwabiem. Klucz: tytuł, zamek (Bloemersheim),
i złote koneksje polityczne. Nigdy nie musiała walczyć. Wszystko jej dano. A mimo to twierdzi, że „służy Europie”.


OBSESJA  ANTYROSYJSKA:
 
DOKTRYNA RODZINNA

Zawsze wrogo nastawione do Moskwy, więc zrobiła wszystko, aby zaostrzyć konflikt na Ukrainie.

Jako minister obrony Niemiec
(2013–2019) była zamieszana w szereg skandali:
- Pfizergate: Tajne negocjacje z dyrektorem generalnym Albertem Bourlą na kwotę 35 miliardów euro.
Wiadomości tekstowe ? Wymazane.
- Skandal z konsultantami : McKinsey i spółka stracili 150 milionów euro.
- Gorch Fock: Koszt renowacji statku szkoleniowego wzrósł z 10 do 135 milionów euro — podczas gdy niemieccy żołnierze ćwiczyli... przy użyciu mioteł.

NA SZCZEBLU UE JEST GORZEJ

Nakłada sankcje na Rosję, które rujnują narody Europy... ale nie jej majątek.

Dowody korupcji są coraz liczniejsze:
Plagiat pracy dyplomowej ? Pochowany.
Usunięcie danych urzędowych ?
Zakopano bez dalszych działań.
Skarga o korupcję złożona w Belgii (2023) ? Dziwne, że zapomniano.
I to wszystko przy cichym współudziale środków masowego przekazu.


Tak więc prawdziwe pytanie nie brzmi już:
„Kim jest Ursula?”
Ale cóż:
„Jak długo będziemy tolerować to oszustwo, tę kastę, tę maskaradę ?”

Josy Cesarini Luksemburg




------------


Annalena Charlotte Alma Baerbock (ur. 15 grudnia 1980 w Berlinie) – niemiecka polityk, od 2021 minister spraw zagranicznych, członkini Sojuszu 90/Zielonych.



10 lutego 2024, 12:34

Niemieckie media piszą o nieznanych faktach z życiorysu rodziny tamtejszej minister spraw zagranicznych Annaleny Baerbock. Jej dziadek Waldemar był żołnierzem Wehrmachtu, ale także – według cytowanych dokumentów – gorliwym zwolennikiem nazizmu. Sama minister, która wielokrotnie wspominała swojego przodka, przyznała, że nie wiedziała o tym epizodzie z jego życiorysu.


Plotkarski tygodnik „Bunte”, na który powołuje się „Bild” cytuje dokumenty Wehrmachtu (armii nazistowskich Niemiec) dotyczące Waldemara Baerbocka. 

Był on żołnierzem w stopniu pułkownika, pracującym jako inżynier w jednostce zajmującej się naprawą dział przeciwlotniczych flak. Jednak nie był tylko oficerem. 

Według cytowanego dokumentu, przodek obecnej minister spraw zagranicznych Niemiec był oddanym zwolennikiem idei narodowego socjalizmu.

W aktach znajdują się cytaty, mówiące między innymi, że Waldemar Baerbock „reprezentuje światopogląd narodowosocjalistyczny i przekazuje go swoim podwładnym” oraz że wykazuje „niezachwianą nazistowską postawę”.


Ponadto, w 1944 roku został uhonorowany Krzyżem Zasługi Wojennej z mieczami.

„Bild” zwrócił się do szefowej niemieckiej dyplomacji z pytaniem, czy Annalena Baerbock ma świadomość niechlubnej przeszłości swojego dziadka.

„Minister spraw zagranicznych nie znała tych dokumentów” – odpisał resort w odpowiedzi.

Jak pisze niemiecki dziennik, sprawa przeszłości dziadka Baerbock jest od lat dla niej delikatna. Ojciec minister miał być skłócony ze swoim ojcem, gdyż ten nie chciał mówić o tym, co działo się na wojnie.


Dziadek w Wehrmachcie

Dopiero w 1990 roku Waldemar przyznał się, że należał do Wehrmachtu. Gdy zmarł w 2016 roku (dożył wieku 103 lat) zostawił rodzinie książkę, którą zadedykował: „Jak bardzo jesteście szczęśliwi, że nie musicie doświadczać wojny”.

wiki:

W styczniu 2023 roku Baerbock odbyła swoją trzecią wizytę na Ukrainie, zwiedzając Charków, po podróżach do Buczy w maju i Kijowa we wrześniu poprzedniego roku. W przemówieniu programowym wygłoszonym 24 stycznia przed Zgromadzeniem Parlamentarnym Rady Europy powiedziała po angielsku: "Walczymy w wojnie przeciwko Rosji, a nie przeciwko sobie nawzajem", co zostało krytycznie przedstawione w popularnym tabloidzie "Bild" pod tytułem "Jesteśmy w stanie wojny z Rosją". 

Jej sformułowanie spotkało się z krytyką ze strony konserwatywnych i prawicowych polityków w Niemczech jako demonstracja braku profesjonalizmu oraz krytyką ze strony Rosji. Rzecznik niemieckiego MSZ powiedział, że Niemcy nie są stroną w konflikcie, a przemówienie wpisuje się w kontekst ustalenia jednolitego stanowiska wobec wojny napastniczej. 



Dziwne, że "Dopiero w 1990 roku Waldemar przyznał się, że należał do Wehrmachtu", to powinny być rzeczy powszechnie wiadome, chyba nie??

Był oficerem wysokiego stopnia - pułkownikiem, to już nie jest kapral... przekazywał idee nazistowskie swoim podwładnym, to swoim dzieciom też nazizm wpoił "jak należy", rozumiem... 


pytanie:         czy .. ma świadomość niechlubnej przeszłości swojego dziadka 

odpowiedź:    nie znała tych dokumentów

przecież nikt nie pytał o dokumenty ! 

odpowiedź wymijająca, nie na temat, wniosek, że o przeszłości dziadka na pewno wiedziała



2025-03-19 19:02

Ustępująca szefowa MSZ Niemiec Annalena Baerbock według niepotwierdzonych dotąd doniesień po odejściu ze stanowiska ma zostać przewodniczącą Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Skrytykowała to Rosja, a także były szef Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa - pisze w środę "Sueddeutsche Zeitung".

podczas gdy inne tytułu piszą o ewentualności, Bankier.pl pisze w trybie dokonanym: 

ma zostać
ma zostać zgodnie z wolą
potwierdziła gazeta 
Wybór... ma nastąpić na początku czerwca


ma zostać przewodniczącą ZO ONZ zgodnie z wolą odchodzącego rządu Olafa Scholza - potwierdziła gazeta we wtorek w źródłach rządowych.

Wybór Baerbock na to stanowisko ma nastąpić na początku czerwca, ale głosowanie w tej sprawie "jest raczej formalnością, ponieważ Niemcy już zapewniły sobie roczne stanowisko" - podkreśla "SZ". Pierwotnie miała je objąć czołowa dyplomatka niemiecka Helga Schmid.

"Byłoby dziwne 80 lat po zwycięstwie (w II wojnie światowej) zobaczyć wnuczkę nazisty dumną z +bohaterskich czynów+ swojego dziadka na stanowisku przewodniczącej Zgromadzenia Ogólnego" - powiedziała rzeczniczka MSZ w Moskwie Maria Zacharowa


ciekawe, że słowa "bohaterskich czynów" zawarte są w krzyżykach + +, a nie w cudzysłowiu " ", czy nawet w tzw. niemieckim cudzysłowiu >> << ... krzyżyki stawia się często jako symbol śmierci w życiorysach ludzi, oznaczeniach dat itp.

"ma zostać przewodniczącą ZO ONZ zgodnie z wolą odchodzącego rządu Olafa Scholza", a nie zgodnie z wolą głosujących... prawda?

semantyka
















---------





KURDE - Ministerstwo Cyfryzacji zmieni nazwę usługi


19.04.2025 11:57

Jak poinformowała "Rzeczpospolita", skrót nazwy usługi Kwalifikowanej Usługi Rejestrowanego Doręczenia Elektronicznego tak oburzyła jednego z obywateli, że postanowił złożyć w Sejmie petycję w tej sprawie.


Po pierwsze, my w ogóle tego akronimu nie używamy. To, że skrót układa się w takie niezbyt szczęśliwe słowo, to rzeczywiście jest jakieś niedopatrzenie. Natomiast Poczta Polska promuje tę usługę jako Q-Doręczenia. Myślę, że jest to o wiele bardziej odpowiednia nazwa

- czytamy na portalu RMF FM wypowiedź wiceministra cyfryzacji Michał Gramatyka.


Polityk podkreśla, że petycja oburzonego obywatela mogła dotyczyć też innej usługi.

Myślę, że ta petycja pojawiła się na fali usługi PURDE, czyli Powszechnej Usługi Rejestrowanego Doręczenia Elektronicznego. Rzeczywiście takim skrótem się posługiwaliśmy. To PURDE zapewne zainspirowało autora petycji, aby zapytać o "kwalifikowaną usługę". Tam ten akronim jest o wiele mniej parlamentarny

- wyjaśnia Gramatyka.

Jednocześnie resort zauważ, że nazwa pojawiła się w ustawie z 2020 roku.

Wina informatyków

Tak to jest, jak informatycy się za coś biorą. Czasem wychodzą z tego nieprzewidziane okoliczności. Tym bardziej że samo to słowo "KURDE" najpiękniejsze nie jest, ale do brzydkich również nie należy. Trzeba jednak zwracać uwagę na takie rzeczy

- podkreśla w swojej wypowiedzi dla RMF FM wiceminister Gramatyka.



Autor: Justyna Foksowicz
Źródło: Rmf24, do rzeczy
Data: 19.04.2025 11:57


--------





I my musimy planować przyszłość - zaprojektować bezpieczne, stabilne państwo - planując przyszłość naszych dzieci. 

Tak, planując przyszłość naszych dzieci, kierując je w stronę mediów jak to robili kacykowie, prokuratorzy, ubecy w latach 90tych... by w każdym medium absolutnie dominowali porządni, patriotycznie wychowani, odpowiedzialni ludzie.


Tak, planując przyszłość naszych dzieci, wychowując patriotycznie i kierując je do służby w wojsku, policji, administracji samorządowej czy państwowej.


Kierując je - a czy one takiego wyboru dokonają, na to już wpływu nie mamy. Postąpią, jak będą chciały.

Ale kierując je tam, prowokujemy możliwość, że dobrze, patriotycznie wychowani ludzie, obejmą stery na wsi, w powiecie, w służbach specjalnych, w rządzie...

Że tak się wyrażę, trzymanie patriotycznej - ale prawdziwie patriotycznej - łapy na policji, na strukturach siłowych, na władzy jest naszym priorytetem.

Sami widzicie, dzisiaj "zwyczajni" ludzie muszą jeździć na granicę i pilnować, by nam niemcy nielegałów nie wpychali. 

Gdzie jest młodzież i ich pikiety przeciwko push-backom??
Poszukajcie ekologów, dajcie im klej - może zechcą się tam przykleić??
Gdzie są ich mocodawcy, inspiratorzy?
Czemu teraz nie inspirują??


Od tego są ludzie w administracji rządowej i policji, by chronić nas - a skoro tak się mimo to dzieje, jak dzieje, to znaczy, że prawo jest złe, że ludzie są słabi i państwo jest w dryfie, życie kraju toczy się siłą rozpędu - rzucone w jakimś kierunku przez kogoś 10-30-50-80 lat temu...



Nie może być tak, że o elementach państwa decydują przypadkowi ludzie i się na to pozwala, to się ignoruje, dopóki ktoś nie zgłosi "górze", że Ministerstwem Cyfryzacji rządzą szeregowi informatycy...









tps://www.slideshare.net/slideshow/was-the-father-of-guy-verhofstadt-on-the-wrong-side-of-history/169515010

bankier.pl/wiadomosc/Z-MSZ-do-ONZ-Baerbock-zostanie-nowa-przewodniczaca-Zgromadzenia-Ogolnego-ONZ-8910598.html

KURDE - Ministerstwo Cyfryzacji zmieni nazwę usługi

Annalena Baerbock – Wikipedia, wolna encyklopedia

Dziadek minister spraw zagranicznych Niemiec był w Wehrmachcie jako zadeklarowany nazista. Ujawniono dokumenty o przodku Annaleny Baerbock | Portal i.pl

interaffairs.ru/news/show/51025



piątek, 11 kwietnia 2025

Wspomnienie Krzysztofa Putry








przedruk





08.04.2025, 21:27
"Był człowiekiem, który łączył ludzi i wzbudzał szacunek"


W Białymstoku we wtorek wieczorem odbyło się spotkanie poświęcone pamięci byłego wicemarszałka Sejmu z ramienia PiS Krzysztofa Putry, który zginął w katastrofie smoleńskiej. - Był człowiekiem, który łączył ludzi i wzbudzał szacunek - wspominał go prezes PiS Jarosław Kaczyński.


Michał Kowalczyk


Spotkanie zorganizowano w związku ze zbliżającą się 15. rocznicą tragicznej śmierci Putry w katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 roku.

Kaczyński: Putra był dla mnie bardzo ważny

Krzysztof był w moim życiu politycznym, a później także i osobistym człowiekiem bardzo ważnym, człowiekiem, który tym wyróżniał się od innych (...), że potrafił w sobie łączyć i sprawność organizacyjną, i umiejętność działania w sposób zdecydowany, jednocześnie (miał) bardzo duży talent koncyliacyjny, bo co tu dużo mówić, polityka to spory i jeszcze raz spory i ta koncyliacja, umiejętność porozumienia się z innymi, znalezienie miejsca, gdzie można mówić wspólnym głosem, przynajmniej w jakiejś sprawie, to była jego ogromna zaleta

– wspominał Putrę Kaczyński.

Podkreślił, że Putra miał łatwość w nawiązywaniu bliższych kontaktów, a także potrafił dzielić się swoimi doświadczeniami z pracy w fabryce, gdzie był brygadzistą. "Mówił, w jaki sposób trzeba rozmawiać z ludźmi, żeby jakoś to wychodziło, żeby te napięcia, które zawsze wśród ludzi są, jakoś się dobrze kończyły, nie narastały, żeby to wszystko działało" - powiedział Kaczyński. Przyznał, że były to dla niego cenne rady.

Wspominał, że gdy powstawało Porozumienie Centrum, to miało ono w Białymstoku "dobrego partnera" Krzysztofa Putrę, który "wciągnął" kolejnych działaczy. Dodał, że później, gdy zawiązywano Prawo i Sprawiedliwość, to właśnie w Białymstoku powstał pierwszy komitet. Kaczyński mówił, że Putra był "jedną z personalnych podstaw działania formacji".


To była wielka strata

Prezes PiS ocenił, że jako wicemarszałek Senatu, a później Sejmu był szanowany. Dodał, że znakomicie realizował swoje stanowisko wicemarszałka Sejmu na sali plenarnej i w pracach prezydium Sejmu, także w okresie, gdy PiS nie miało większości. "Krzysztof musiał się z tym wszystkim uporać, to było niełatwe, ale te jego talenty, ale też respekt, który wzbudzał i to, że umiał wzbudzać respekt, bardzo mu pomagał" - podkreślił.

Nazwał Putrę człowiekiem niepowtarzalnym. "Ta droga: z małej wsi, przez zawodówkę, pracę, wojsko (...), później znów pracę, Solidarność, samorząd robotniczy, jednocześnie klasa tego człowieka była naprawdę niepowtarzalna i niezwykła" - ocenił prezes PiS.
Dla nas śmierć Krzysztofa była nie tylko stratą bardzo dobrego kolegi, przyjaciela, była stratą też niezwykle ważnego dla nas i - można powiedzieć - pożytecznego polityka, polityka, który w niektórych sprawach był w stanie zrobić więcej niż inni

– powiedział Kaczyński.

W wieczorze wspominkowym wzięli udział parlamentarzyści i politycy PiS z regionu, działacze NSZZ Solidarność, byli współpracownicy, a także rodzina. Putrę wspominał jego syn Sebastian, radny Białegostoku z klubu PiS.
Krzysztof Putra urodził się 4 lipca 1957 roku na Suwalszczyźnie. W latach 70. pracował w Białymstoku w fabryce przyrządów i uchwytów. Od 1980 r. należał do NSZZ "Solidarność". Był działaczem opozycji. Był współzałożycielem Porozumienia Centrum a później też Prawa i Sprawiedliwości. W latach 2002-2005 był radnym sejmiku województwa podlaskiego. Później został senatorem. Pełnił funkcję wicemarszałka Senatu, a po wyborach w 2007 r. został wicemarszałkiem Sejmu.








Wspomnienie Krzysztofa Putry. ″Był człowiekiem, który łączył ludzi i wzbudzał szacunek″ | Niezalezna.pl



poniedziałek, 7 kwietnia 2025

Uwolnić Orlika!




przedruk







Prezydent Puław przed zakładem karnym w Opolu Lubelskim.
"Wpłacenie grzywny to potwierdzenie tego nikczemnego, absurdalnego wyroku sądu"



Anna Paszkowska

Opracowanie:7 kwietnia 2025, 12:37


Prezydent Puław, Paweł Maj, wyraził swoje oburzenie wobec decyzji sądu, uznając wpłacenie grzywny za potwierdzenie niesprawiedliwego i absurdalnego wyroku. W poniedziałek miał stawić się do aresztu na pięć dni, jednak ktoś uiścił za miasto grzywnę. Sprawa dotyczyła korzystania z boiska orlik przy Szkole Podstawowej nr 4 w Puławach.






W poniedziałek przed zakładem karnym w Opolu Lubelskim zebrała się grupa kilkudziesięciu mieszkańców Puław, wspierając prezydenta Maja. Uczestnicy mieli ze sobą transparenty z hasłami takimi jak "uwolnić orlika" oraz "sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie".


Podczas konferencji prasowej Paweł Maj wyraził zadowolenie z zapowiadanych zmian w prawie, które mają umożliwić otwarcie wszystkich orlików w Polsce, w tym tego w Puławach.

- Dzisiaj miałem się znaleźć za kratami, ale okazuje się, że prawo można zmienić – mówił prezydent, odnosząc się do zapowiedzi ministra Sławomira Nitrasa.

Maj podkreślił, że przez lata pisał do decydentów w sprawie udostępnienia orlika dla wszystkich dzieci i chętnych, jednak jego apele pozostawały bez odpowiedzi.


- Dotyczy to każdego rządu, bo pisałem mnóstwo pism, rok temu chociażby do ministra Nitrasa - pismo bez odpowiedzi – dodał.

Prezydent Puław uważa, że zapłacenie grzywny za miasto to potwierdzenie niesprawiedliwego wyroku sądu. Według niego, wpłata miała na celu uniknięcie kompromitacji aparatu państwa.

- Wpłacenie grzywny to potwierdzenie tego nikczemnego, absurdalnego wyroku sądu – ocenił Maj.

Radca prawny Urzędu Miasta Puławy, Ernest Stolar, poinformował, że nie wie, kto wpłacił 5 tys. zł grzywny. O uiszczeniu opłaty dowiedział się w piątek przed godziną 15.

- Mamy potwierdzenie, że ta wpłata została odnotowana, zaksięgowana na poczet grzywny i dlatego ten areszt dzisiaj się nie odbędzie – wyjaśnił Stolar.


Na pytania o to, czy minister sportu Sławomir Nitras wpłacił grzywnę, Stolar odpowiedział, że nie ma takich informacji.

- Nie możemy tego ani potwierdzić, ani zdementować. Odpowiedzi przyniosą najbliższe dni – zaznaczył radca prawny.




Historia sporu o orlik


Sprawa sięga 2018 roku, kiedy to małżeństwo mieszkające w pobliżu szkoły złożyło skargę na hałas i nadmierne oświetlenie z boiska. Sąd zakazał wtedy korzystania z orlika osobom, które nie są uczniami tej szkoły. Po wybudowaniu ekranów akustycznych w 2022 roku, miasto zdecydowało o udostępnieniu boiska wszystkim chętnym.

Jednak małżeństwo ponownie zgłosiło sprawę do sądu, domagając się ukarania miasta grzywną w wysokości 15 tys. zł. Sąd Rejonowy w Puławach oddalił wniosek, ale małżeństwo odwołało się od tej decyzji. W grudniu 2023 roku Sąd Okręgowy w Lublinie uznał, że prawomocny wyrok z 2018 roku powinien być przestrzegany.

Za naruszenie zakazu nałożył na gminę grzywnę w kwocie 5 tys. zł, z zamianą na wypadek jej niezapłacenia na pięć dni aresztu wobec osoby uprawnionej do reprezentowania dłużnika, czyli prezydenta miasta Puławy - powiedział PAP rzecznik ds. cywilnych Sądu Okręgowego w Lublinie sędzia Andrzej Mikołajewski.

Prezydent Puław od początku deklarował, że miasto nie zamierza płacić grzywny. W tej sytuacji kara została zmieniona na pięć dni aresztu. Termin został ustalony na 7 kwietnia br.

W rozmowie z PAP Paweł Maj wyraził nadzieję, że jego symboliczna odsiadka przyczyni się do zmiany prawa.

- W Polsce jest 2,6 tys. orlików i właściwie każda miejscowość, gmina jest narażona na to, że ktoś poda do sądu hałasy z boiska, a dzieci poza lekcjami nie będą wpuszczane na ten teren – wyjaśniał Maj.


Minister sportu i turystyki Sławomir Nitras zapowiedział w Sejmie, że resort przygotowuje zmiany w przepisach.

- Przygotowaliśmy rozwiązanie prawne. Jesteśmy już zaawansowani w tym projekcie. Zmienimy prawo w ciągu miesiąca (…). Nigdy więcej żaden orlik, żaden obiekt sportowy nie zostanie zamknięty – zapewnił minister.


48-letni Paweł Maj pełni funkcję prezydenta Puław od 2018 roku. Zwyciężył w drugiej turze wyborów z poparciem 55,96 proc. W ubiegłym roku skutecznie ubiegał się o reelekcję, zdobywając 68,04 proc. głosów.

piątek, 28 lutego 2025

Edward Gierek

 




W latach 60tych ktoś zamordowal bratanicę Edwarda Gierka i jeszcze 15 innych kobiet, milicja schwytała "wampira" i innych "winnych".

Kilka lat temu czytałem o tych schodach, nie przypominam sobie, żeby tam było coś napisane, że był jakoby pijany. 
Tekst poniższy pochodzi z wikipedii.


Marchwicki i jeden z jego braci zostali straceni, drugi brat wyszedł z więzienia w 1992 roku.
W czasie pobytu w zakładzie karnym rozpoczął walkę o oczyszczenie siebie i braci z zarzutów, kontynuował ją również po wyjściu na wolność (zakład karny opuścił w listopadzie 1992). 
W 1998 zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Jako oficjalną przyczynę jego śmierci podano upadek ze schodów:

 „Henryk spadł ze schodów i złamał kręgosłup. Wstał, wszedł z powrotem na pierwsze piętro, położył się do łóżka i umarł. Sekcja zwłok wykazała, że był pijany”. Śledztwo w tej sprawie zostało umorzone.



To zapewne SB.

Był to pokaz możliwości: milicja, służby, adwokatura, prokuratura, sędziowie, wojsko. Wszyscy brali w tym udział.

Więc trzeba by zastanowić się, czy Gierek poddał się presji, czy nie.

Artykuł z Myśli Polskiej daje poszlaki, że się poddał.




Czy nie było łatwiej go opętać?

Może wtedy w tamtych latach było to trudniejsze?

Nie wiem.








przedruk







Kto i jak rozmontował PRL?


Historia upadku PRL nadal budzi kontrowersje i znaki zapytania. Ciągle panują na ten temat poglądy nie mające pokrycia w faktach.

Z jednej strony spotykamy się z wizją PRL jako państwa w ruinie, a nawet obcej okupacji, pod którą panował nieustanny i wszechogarniający terror, a na półkach był tylko ocet, z drugiej PRL niejako na złość przedstawia się niczym krainę mlekiem i miodem płynąca, którą zniszczyły strajki Solidarności, knowania imperialistów zza oceanu, dolary, jakimi złowroga CIA opłacała solidarnościową opozycję, a ta na spółkę z Kościołem otumaniła nieświadomych własnego interesu robotników, popychając ich do zburzenia najlepszego z możliwych ustroju.

Co ciekawe, obie pozornie krańcowe interpretacje łączy przekonanie o radykalnym i rewolucyjnym przełomie jaki nastąpił czy to w roku 1980 czy 1989 oraz o sprawczości solidarnościowej opozycji, która „obaliła komunizm”. Paradoksalnie jest o tym przekonany zarówno Lech Wałęsa jak i część osób odczuwających tęsknotę za starymi, dobrymi czasami. Tymczasem rzeczywistość jak zwykle jest o wiele bardziej złożona i prozaiczna zarazem. Bez wątpienia najlepszy i udokumentowany ogromnym materiałem źródłowym obraz procesu rozmontowywania realnego socjalizmu przedstawił przedwcześnie zmarły prof. Jacek Tittenbrun. W tym artykule posłużymy się ważnym oraz rzetelnie udokumentowanym materiałem jaki zgromadził i zanalizował w dziele pod tytułem: „Upadek socjalizmu realnego w Polsce”. Dzieła profesora Tittenbruna są interesujące także z tego względu, że pisał je z pozycji uczciwego marksizmu, któremu pozostał wierny pomimo zmieniającej się koniunktury na świecie, w Polsce i w polskim światku akademickim.

I choć praca szczegółowo obejmuje okres od objęcia władzy przez Edwarda Gierka w roku 1970 do roku 1989, to jednak w części zatytułowanej „Trochę historiozofii na zakończenie” autor wyraźnie stwierdził, że „ekonomiczno – polityczny system, jaki ukształtował się w pełni za czasów Stalina, a z pewnymi modyfikacjami przetrwał do naszych dni (1992 – przyp. O.S.), zakładał dominującą rolę klas kierowniczych w bloku ze stanami funkcjonariuszy aparatu partyjnego i państwowego (…) Ów panujący blok – w innych ujęciach teoretycznych lub quasi – teoretycznych zwany biurokracją, nomenklaturą, „nową klasą” itp. – reprodukował i utrwalał swoją pozycję oraz przywileje, prowadząc często do faktycznego zburżuazyjnienia. (…) Pod szyldem „państwa robotniczego”, „demokracji ludowej” prowadzono nierobotniczą, a nawet antyrobotniczą politykę.” Inaczej mówiąc nie chodzi o to, że w PRL jak twierdzą jego obrońcy nie było złego, totalitarnego komunizmu, a tylko łagodny mniej lub bardziej realny socjalizm, ale że od początku był to ustrój zupełnie inny od formalnie deklarowanego.

Warto na wstępie przypomnieć dwa inne mity funkcjonujące na temat PRL w porównaniu z będącą w takich opowieściach synonimem czarnego luda Polską międzywojenną. Do najpopularniejszych należy likwidacja analfabetyzmu. Nie pozostawiające wątpliwości liczby pokazują, że pomimo o wiele trudniejszych początków, w znacznie większym stopniu zlikwidowała analfabetyzm już II RP. I tak pierwszy spis powszechny z 1921 r. odnotował 34,6 % analfabetów, drugi w 1931 r. 22,6%, przy czym zjawisko dotyczyło już głównie starszych osób mieszkających na wsi. Kolejny spis miał się odbyć w 1941 r. i nie ma podstaw, by twierdzić, że proces likwidacji tego problemu nie doprowadził do spadku poniżej 10% już przed wybuchem wojny. W Polsce Ludowej potrzeba było kolejnych 7 lat żeby go dokończyć. Podobnie wygląda sprawa reformy rolnej, w ramach której w Polsce międzywojennej rozparcelowano więcej ziemi tzw. obszarniczej niż w PRL, tyle tylko, że czyniono to w sposób cywilizowany, nie niszcząc kulturotwórczej i w zasadzie jedynej rodzimej wyższej klasy średniej jakiej się w dziejach dorobiliśmy. Zaspokojenie głodu ziemi było także możliwe dzięki temu, że Ziemie Odzyskane opuściło znacznie więcej Niemców niż do nowej Polski przybyło ekspatriantów ze wschodu.

Podobnie ahistorycznie brzmią zachwyty związane z elektryfikacją, wędrówką ze wsi do miast i uprzemysłowieniem. Wszystkie one były częścią powszechnych procesów cywilizacyjnych, takich samych jak upowszechnienie higieny, czy wynalazek telewizora. O wiele więcej o rzeczywistych osiągnięciach PRL mówi ich porównanie w analogicznym czasie z innymi państwami czy to regionu czy południa Europy. I tak na początku lat 1980 prawie 25% ludności miejskiej PRL pozbawione było kanalizacji, a produkcja energii elektrycznej na głowę była znacząco mniejsza od sąsiednich krajów socjalistycznych i co ważne, dystans ten się zwiększał, o czym pisał z kolei Aleksander Bocheński. A pamiętać trzeba, że ziemie poniemieckie pod względem infrastruktury stały o wiele wyżej niż np. Polesie.

Statystyka mówi prawdę

Pierwszym odejściem od zasad socjalizmu było wycofanie się z kolektywizacji wsi i zgoda na powstanie klasy „kułaków”, dzięki której w czasach rządów Władysława Gomułki mogliśmy łatwo zaopatrzyć się w dobrej jakości artykuły spożywcze. Jednak gwałtowne przyspieszenie procesów zburżuazyjnienia „nowej klasy” i zwiększania różnić w poziomie życia pomiędzy rządzonymi a rządzącymi rozpoczęło się w następnej dekadzie. Jacek Tittenbrun przytacza na dowód tych tendencji wiele konkretnych liczb. Najbardziej znaczące wydają się następujące: w latach 1961-1965 udział inwestycji nieprodukcyjnych w gospodarce uspołecznionej (tzn. nakładów na oświatę, budownictwo mieszkaniowe, ochronę zdrowia, opiekę społeczną, kulturę fizyczną itp.) wynosił przeciętnie 28,6%, natomiast w latach 1971-1975 19,3%. Inwestycje w służbie zdrowia w 1965 r. w PRL wynosiły 1,1%, podczas gdy w CSRS i NRD w tym samym roku 5%. W tym samym czasie upowszechniła się praktyka udostępniania szpitalnych łóżek przez prywatnych lekarzy, oczywiście po uiszczeniu odpowiedniej opłaty. Systematycznie spadały nakłady na oświatę i to nawet w liczbach bezwzględnych. W rezultacie w 1970 r. na 100 miejsc w przedszkolach przypadało 109 dzieci, których oboje rodzice pracowali, a w 1979 r. 123, malała liczba miejsc w ośrodkach wypoczynkowych FWP z 56 tyś. w 1970 do 46,5 w 1978 r. Jednocześnie rosła liczba ośrodków zakładowych, z których w uprzywilejowany sposób korzystała kadra partyjna, kierownicza, administracja. Rozwijały się także prywatne pensjonaty oraz dacze, a „posiadacz takiego domku wchodził często w stosunek przywłaszczenia cudzej pracy: w formie nieodpłatnego lub symbolicznie opłacanego korzystania z pracy siły roboczej, maszyn budowlanych, środków transportu przedsiębiorstw gospodarki uspołecznionej zatrudnionych przy budowie tego typu obiektów.”

W 1974 r. zniesiono także ustawowy obowiązek posiadania przez prywatnego inwestora legalnego nabycia materiałów budowlanych zużytych do budowy. Równolegle do wzrostu ilości nierzadko luksusowych dacz członków partyjnej nomenklatury rósł deficyt mieszkań możliwych do nabycia dla ogółu ludności i w 1970 r. wynosił 1 295 tys. a w 1978 r. już 1 622 tys. W latach 1976 – 1980 na 800 tys. mieszkań spółdzielczych tylko 300 tys. otrzymali spółdzielcy, czekający w zwykłej kolejce na realizację należnych im nominalnie praw. W Warszawie np. w latach 1970 sprowadzano rok rocznie z innych rejonów kraju ok. 1000 osób na stanowiska kierownicze. Każdy nowo przywieziony dyrektor w ciągu 2-3 lat zagospodarowywał 4 mieszkania (dla siebie, swojej sekretarki i kierowcy oraz krewnych). To samo dotyczyło mieszkań zakładowych. „Według danych dotyczących Gdańska, w 1979 r. aż 70% mieszkań przydzielonych przez zakłady pracy – otrzymały osoby „nie odpowiadające kryterium przydziału.” Po reformie administracyjnej zwiększającej liczbę województw „Nowe stolice administracyjne musiały uwolnić mieszkania dla nowo instalowanych ekip kierowniczych”. Jednak „wojewódzka władza nie kwapiła się do bloków i standardowych mieszkań. Zaczęły się przekwaterowania robotniczych rodzin z wolno stojących domów do przydzielonych wojewódzkiej kadrze nowych bloków – nie zawsze za aprobatą przekwaterowywanych.

Opróżnione domy nowa władza sporym nakładem społecznego grosza, angażując deficytowe moce przerobowe przedsiębiorstw budowlanych, pośpiesznie przerabiała na wille dla swoich nieocenionych przedstawicieli, a nierzadko – również dla ich protegowanych i powinowatych.”. W efekcie takich procesów: „Według badań przeprowadzonych wśród wielkiego miasta Łodzi, w drugiej połowie lat 70-tych przeciętny metraż na osobę w rodzinach robotników zmniejszył się, podczas gdy wśród tak zwanej inteligencji zwiększył się. W mieszkaniach przeludnionych (tj. powyżej 1,5 osoby na izbę) mieszkało w 1980 r. 38,3% robotników niewykwalifikowanych w porównaniu z 3,4% inteligencji. Przeciętna wielkość mieszkania przedstawicieli aparatu kierowniczego wynosiła w 1980 r. 3,8 izby, wskaźnik zaludnienia 0,79 osoby na izbę, 91% tych rodzin mieszkało w warunkach „niedoludnienia” czyli w mieszkaniach, w jakich na izbę przypada mniej niż 1 osoba”.

Nasilały się „klasowe nierówności” w dostępie i korzystaniu z kultury. „Według ogólnopolskich badań przeprowadzonych w 1973 – 1974 r. wśród robotników wielkoprzemysłowych – po książkę sięga względnie regularnie tylko 10% robotników.” Co więcej, rozpiętość w tej dziedzinie pomiędzy robotnikami a inteligencją rosła. Od roku 1970 malała liczba wydawanych książek w przeliczeniu na 1 mieszkańca. W 1950 roku wynosiła 4,8 szt., w 1980 4,2 szt. Drastycznie spadała liczba bibliotek z 52,4 tyś. w 1970 do 37 tyś. w 1979 r. W epoce Edwarda Gierka rozpoczął się regres w dziedzinie transportu publicznego, co doprowadziło do sytuacji, że ilość pasażerów na jeden pojazd była kilkukrotnie większa niż w innych krajach. W praktyce oznaczało to np. walkę o miejsca siedzące w pociągach ze Śląska nad morze na bocznicy lub wchodzenie przez okno. W tym samym czasie „środki jakie mogłyby być przeznaczone na komunikację zbiorową pochłaniał rozwój motoryzacji indywidualnej w tym – produkcji takiego samochodu jak Polonez, trafnie określony jako przysłowiowy kwiatek do kożucha, bardzo ładna, ale niezwykle kosztowna blacha”.

Jednak najbardziej tragicznym przejawem pogarszających się warunków życia do jakich doprowadził socjalizm epoki Gierka była sytuacja w dziedzinie tzw. „reprodukcji siły roboczej”, czyli stanu zdrowia i długości życia. I tak: „liczba chorób zawodowych na 100 tys. zatrudnionych wzrosła z 51, 7 w 1971 r. do 66,8 w 1980 r. W okresie 1970-1980 liczba wypadków przy pracy wzrosła o ponad 29% w tym śmiertelnych o 14%, w warunkach szkodliwych dla zdrowia pracowało w 1976 r. 2,8 mln osób i 3 mln w 1978 r. ze stałą tendencją wzrostową. Kierownictwa zakładów pracy np. w kopalniach karały za absencję z powodu choroby utratą 13 i 14 pensji. Pod koniec epoki Gierka nie tylko nie zatrzymano wzrostu różnicy w średniej długości życia w porównaniu do państw kapitalistycznych, ale doszło po raz pierwszy po wojnie do jej bezwzględnego skrócenia. Jedną z przyczyn było katastrofalne zatrucie środowiska.

Pogarszająca się sytuacja klasy robotniczej i rosnące zróżnicowanie jakości życia pomiędzy robotnikami, a nomenklaturą współgrało z gwałtownym przyrostem liczby członków partii z nazwy robotniczej. Jednak robotnicy stanowili w niej coraz mniejszy procent. Z jednej strony było to efektem rozczarowania, z drugiej zapisanie się do partii ułatwiało tzw. awans społeczny i przestanie bycia robotnikiem.

Prywaciarze

Równolegle do opisanych wyżej procesów, w latach 1970 rozpoczął się proces rozwoju quasi prywatnej przedsiębiorczości, w której władza widziała lub udawała, że widzi receptę na pogłębiające się trudności w zaopatrzeniu i usługach. Przykładem tego było rozpowszechnienie się tzw. handlu ajencyjnego, który do roku 1980 objął około 1/3 wszystkich placówek uspołecznionej sprzedaży detalicznej, co warto przypomnieć mieliśmy ich wtedy 148 tys. Jednak jak zauważa Tittenbrun celem tej działalności nie był wysoki obrót, ale znalezienie nisz dających szybkie i łatwe zyski. Stąd ”mieliśmy na rynku znakomite zaopatrzenie w kwiaty, przy stale utrzymujących się kłopotach w zaopatrzeniu w warzywa. Także rozkwit prywatnej produkcji następował w takich, przynoszących wysokie zyski branżach jak luksusowe meblarstwo, wyroby z tworzyw sztucznych, artykuły motoryzacyjne”.

Ten rozkwit następował także dzięki zmianom w systemie opodatkowania, na skutek których sektor prywatny przy coraz większych obrotach płacił coraz mniejsze podatki. Z drugiej strony: „Praktyka zaopatrywania się tych producentów w tak zwane odpady produkcyjne i materiały niepełnowartościowe w przedsiębiorstwach uspołecznionych sprzyjała rozkwitowi łapownictwa i innych form korupcji.” (…) „Sukcesy ekonomiczne i finansowe ajentów, jak i innych przedstawicieli sektora prywatnego, były więc w wielu wypadkach produktem metod typowych dla kapitalizmu łupiesko-spekulacyjnego.” Wraz z nieudolną polityką w dziedzinie handlu i produkcji pogłębiały się problemy rolnictwa i rozwarstwienie dochodowe na wsi. Próby zwiększenia produkcji poprzez biurokratyczne reformy kończyły się jedynie wzrostem biurokracji i łapownictwa czemu sprzyjał chroniczny brak środków produkcji, a jego symbolem był coroczny problem ze sznurkiem do snopowiązałek. Sytuację dobrze opisuje następujący fragment pracy Tittenbruna: „rasowy kierownik punktu skupu czy wagowy, nie mówiąc już o inspektorze, który miał pod opieką parę placów – zaliczał każdą kampanię, z której nie zajeżdżał fiatem 125p do nieudanych”.

Tak więc rozwarstwieniu klasowemu, towarzyszył też coraz szybszy rozwój kapitalizmu pasożytującego na socjalistycznej z założenia gospodarce. Na to wszystko nakładała się błędna, o ile nie obłędna, polityka zaciągania kredytów na rozwój socjalizmu w kapitalistycznych bankach i u zachodnich rządów. W makroskali cała socjalistyczna gospodarka pracowała na wartość dodaną zachodnich bankierów, ale powodem nadchodzącego kryzysu w co najmniej równym stopniu było niesprawiedliwe rozłożenie kosztów jakie ponosił kraj i gospodarka jako całość. Polska wbrew popularnemu wtedy hasłu nie „rosła w siłę”, tylko wpadała w zależność od swoich wrogów, a „dostatniej” żyło się jedynie lawinowo rosnącej nomenklaturze i rodzinom członków aparatu władzy, podczas gdy poziom życia klasy robotniczej i większości społeczeństwa gwałtownie się obniżał. Czy coś nam to przypomina?

Profesor Paweł Bożyk współautor tamtej polityki usprawiedliwia zadłużanie przypominając, że do końca lat 1970 koszt kredytu był niski, (wzrósł nie jak się powszechnie sądzi po kryzysie naftowym, ale dopiero po dojściu do władzy R. Reagana) zaznaczając, że w stosunku do produktu krajowego rósł udział inwestycji, a spadała konsumpcja, więc kredytów nie przejadaliśmy, co w ujęciu całościowym jest prawdą. Zapomina jednak dodać, że ten ogólny spadek konsumpcji przekładał się na jej duży spadek u jednych przy wyraźnym wzroście u drugich.

Główna przyczyna kryzysu

Według Tittenbruna to właśnie ten drugi czynnik, a nie budowa będących do dzisiaj powodem słusznej dumy ponad 500 nowoczesnych fabryk, czy takich ikonicznych obiektów jak dworzec centralny w Warszawie i wiele innych była powodem buntu robotników w sierpniu 1980 r.: „Z jednej strony były one żywiołowym protestem przeciwko polityce lat 70- tych, praktyczną krytyką państwa i partii. Ale robotnicy zarówno w lipcu czy sierpniu, jak i później – protestowali swymi hasłami i swoimi działaniami także przeciwko zjawiskom stanowiącym klasowe, socjologiczne źródła owego antyrobotniczego charakteru polityki. Żądania likwidacji „kominów płacowych”, zniesienia różnego rodzaju przywilejów, jawności dochodów.” I dalej: „Teoria walki klas pozwala zrozumieć, że robotnicy występowali nie tylko przeciwko partii czy państwu jako takim, co przeciwko ich kapitalistycznym elementom, nie przeciwko samemu „skostnieniu aparatu władzy” lecz przeciwko jego burżuazyjnym tendencjom. Walcząc przeciwko, walczyli oni dlatego także o przywrócenie władzy zwącej się władzą ludową – charakteru autentycznej reprezentacji i rzeczniczki ludu pracującego. Hasłami i czynami żądali, aby państwo było naprawdę ich państwem, aby było państwem robotniczym”.

Mówiąc inaczej, bunt robotników był buntem przeciwko niesprawiedliwości i zakłamaniu. Nie na darmo obok ukarania korupcji i złodziei państwowego mienia jednym z najczęściej powtarzających się postulatów było wprowadzenie kartek, tak aby zwykli ludzie mogli otrzymywać takie same możliwości zakupu podstawowych towarów jak członkowie klasy rządzącej. Natomiast symbolika „klerykalno – nacjonalistyczna”, jak zauważa Tittenbrun, wynikała po pierwsze z faktu, że symbolika lewicowa została skompromitowana przez władzę, po drugie była swego rodzaju tarczą bezpieczeństwa, której potrzeba wynikała z pamięci grudnia 1970.

Prawdziwą klęską czasów Gierka była o czym się rzadziej mówi klęska moralna. Omawiałem już na łamach MP (nr 7-8 z 11-18 lutego 2024 „Głębokie państwo wychodzi z cienia”) upadek polskiej nauki opisany przez ówczesnego Prezesa PAN Janusza Groszkowskiego. Jego artystycznym wyrazem był film „Barwy ochronne” w reżyserii Krzysztofa Zanussiego – aby go obejrzeć musiałem z Gliwic jechać do Mikołowa, bo ograniczano jego seanse w większych miastach. Jednak najbardziej trafny obraz stanu moralnego jaki zostawiła po sobie epoka Gierka został uwieczniony w niezrównanym dziele Stanisława Barei „Miś”. Wtedy w klimacie ideowego cynizmu i cwaniactwa tworzyła się w PRL warstwa ludzi, którzy odcisnęli decydujące piętno na kolejnych dekadach zarówno PRL jak i III RP.

Nasuwają się jednak w tym kontekście inne, bardziej zasadnicze pytania np. o to dlaczego w ćwierć wieku po zakończeniu wojny PRL nie była w stanie samodzielnie wyprodukować samochodu osobowego przyzwoitej jakości, czy nawet ruchomych schodów na Dworcu Centralnym? John Perkins w książce „Hitman, Wyznania ekonomisty od brudnej roboty” opisał proceder wpędzania w pułapkę zadłużenia krajów trzeciego świata. Dokonywało się ono na drodze korupcji, zastraszania, a nawet przewrotów i morderstw. Ekipa Gierka wpadła w tę pułapkę dobrowolnie. Był to z jej strony polityczny błąd, ale była i przyczyna głębsza, czyli zapatrzenie bogacących się elit w zachodni styl życia i system wartości. Rozwój na kredyt i puszenie się willą czy nowym samochodem zastąpiły autarkię i siermiężną skromność, których symbolem była polityka i osobista postawa Władysława Gomułki. Wpisywało się to w tradycyjne wzorce kulturowe polskiej wsi, a więc matecznika ogromnej większości ówczesnej elity, która jednocześnie miała głęboki kompleks takiego pochodzenia. Przepustką do miejskiej kariery było wyrzeczenie się tradycyjnego systemu wartości, a w rezultacie gdy zawalił się mit socjalizmu zabrakło jakiegokolwiek trwałego fundamentu moralno kulturowego.

Przeciwnicy potępiania w czambuł niekwestionowanych osiągnięć PRL, słusznie zauważają, że III RP wywodzi się właśnie z tamtego państwa. Mają rację punktując niekonsekwencję, ale twierdzenie to w mojej opinii jest także jednym z najpoważniejszych zarzutów jakie ciążą na PRL, a które tragicznie odbijają się na kondycji moralno-intelektualnej Polaków aż po dzień dzisiejszy. Dlaczego więc wspominamy tamte czasy z nostalgią? Gierek był pierwszym przywódcą PRL, który nie splamił się krwią, mówił ładną francuszczyzną, zaczynaliśmy podróżować po świecie demoludów, a nawet Zachodu, w tle był romantyzm wielkich budów i za sprawą osobowości samego Gierka oraz przeżywającej autentyczny rozkwit telewizji panował klimat optymizmu, w którym utrapienia socjalizmu odbieraliśmy raczej jako śmieszne niż straszne. Na świecie nastąpiło odprężenie i groźba atomowej zagłady odeszła w cień. Do PRL zaczynało też docierać rozprzężenie obyczajowe, a wraz z nim rosła liczba rozwodów, spadała dzietność, a miłe bywają złego początki. Przede wszystkim jednak potem było już tylko gorzej i to nie dlatego, że nigdy więcej już nie byliśmy tak piękni i młodzi, ale dlatego, że gwałtownie zaczął się starzeć i szpetnieć świat do którego z taką nadzieją aspirowaliśmy. O kolejnych etapach rozmontowywania dawnego ustroju napiszę w następnej części.



Olaf Swolkień

Myśl Polska, nr 7-8 (16-23.02.2025)












"Edukatorzy"

 

Pilnujcie szkoły!

Pilnujcie wychowania dzieci i młodzieży!

Uważajcie na szarlatanów i ich zatrute klawiatury!


Wymieńcie smartfony na zwykłe telefony, nałóżcie w domu surowe ograniczenia na telewizję i komputer.

Dzieci trzymać w dyscyplinie, kiedy się złoszczą, a nie jak tu poniżej nam "doradzają"...

Na każdym ujęciu jest złość.







Wymieńcie smartfony na zwykłe telefony, nałóżcie w domu surowe ograniczenia na telewizję i komputer.


Od tego zależy nasza przyszłość.









środa, 26 lutego 2025

Susza






przedruk




Ekspert ostrzega. Susza uderza w Polskę, „sytuacja alarmująca”




25.02.2025 12:36



Polska od ponad 20 lat zmaga się z permanentnym stanem suszy, który cyklicznie przechodzi od fazy meteorologicznej do hydrologicznej. Naukowcy podkreślają konieczność długofalowych działań retencyjnych i adaptacyjnych, by złagodzić skutki zmian klimatycznych.

Jak przypomniał uczelnia w przesłanym komunikacie, IMGW-PIB zwrócił uwagę, iż sytuacja związana z suszą hydrologiczną w lutym br. nie była aż tak zła, jak od co najmniej 2015 roku.

„W czwartek, 20 lutego, na ponad 40 stacjach przepływ wody znajdował się poniżej wartości średniego niskiego przepływu dla danej rzeki. Aby skutecznie odnowić zasoby wodne i uzupełnić retencję, potrzeba długotrwałych, spokojnych, jednostajnych opadów deszczu trwających przez kilka tygodni na obszarach, które najbardziej tego potrzebują” – napisano w komunikacie.


Jak powstaje susza?

Dr inż. Marcin Wdowikowski z Katedry Gospodarki Wodno-Ściekowej i Technologii Odpadów PWr wyjaśnił, że o zjawisku suszy powinniśmy mówić jako o długotrwałym procesie, który można podzielić na trzy etapy.



Pierwszy (susza meteorologiczna lub atmosferyczna) zaczyna się brakiem opadów atmosferycznych (deszczu lub śniegu), a w okresie letnim często towarzyszy mu tzw. fala upałów. 

Takie utrzymujące się warunki prowadzą do etapu drugiego, czyli suszy glebowej lub rolniczej, w której obniżające się poziomy wód w rzekach i w glebach prowadzą do ograniczenia w dostępności do wody dla roślin. 

Kolejne dni niedoborów opadów i występowania wysokiej temperatury powietrza klasyfikowane są już jako zjawisko ekstremalne i prowadzą do etapu trzeciego, czyli suszy hydrologicznej.



Ten jest najgroźniejszy i prowadzi do zjawiska tzw. niżówki lub wręcz zaniku wody w rzekach i ciekach. Często wody nie ma również w studniach gospodarczych.

„Powstaje deficyt, który bardzo często nie jest możliwy do uzupełnienia nawet przez ulewną burzę, kiedy woda bardzo szybko odpływa. Susza na każdym etapie jest dużym obciążeniem dla środowiska, społeczeństwa i gospodarki, dlatego wprowadzono nazwę susza gospodarcza, która podkreśla negatywny wpływ na każdy z tych elementów” – dodał dr Wdowikowski.



Zdanie ekspertów

„Wielu hydrologów i klimatologów uważa, że w Polsce i Europie jesteśmy stale w stanie suszy, od ponad 20 lat wahającej się pomiędzy I i II etapem. Najdotkliwsze jej skutki odnotowano w naszym kraju w 2003, 2015 i 2019 roku” – powiedział naukowiec.

W Polsce obowiązuje obecnie Plan Przeciwdziałania Skutkom Suszy, w którym wskazano szereg działań na lata 2021-27. Są to m.in. analiza możliwości powiększenia zasobów wodnych, propozycje budowy lub przebudowy urządzeń wodnych oraz propozycje niezbędnych zmian w zakresie korzystania z zasobów wodnych oraz zmian naturalnej i sztucznej retencji.

„Zazielenianie miast i przywracanie wielu funkcji środowiskowych na obszarach rolniczych jest tematem wielu projektów i inicjatyw. Jest to ważne, ponieważ, zjawisko suszy powiązano z działaniami adaptacyjnymi do zmian klimatycznych i zasadami zrównoważonego rozwoju” – powiedział dr Wdowikowski.




energetyka24.com/klimat/wiadomosci/ekspert-ostrzega-susza-uderza-w-polske-sytuacja-alarmujaca




poniedziałek, 24 lutego 2025

Socjalizacja - rola i model

 






Na fb taki fragment mi się wyświetlił o Piotrusiach Panach, ale ja bardziej zwróciłem uwagę na ten wątek:



"Do czego są socjalizowane polskie dziewczyny?

Oglądają matki, które obsługują ojców alkoholików [...]

No i te dziewczynki, które rosną w takim domu, myślą sobie: no to jest moja zasadnicza rola (model)... "



I tak właśnie się dzieje odnośnie lgtb!!

Ale nikt tego nie potępia, nie wyjaśnia, nie zwraca uwagi, a tylko - pomija milczeniem.

Tak jak rodzice socjalizują dzieci do przyszłej roli mężczyzny czy kobiety, tak MEDIA socjalizują dzieci i młodzież do roli lgtb.

A szczególnie - osoby medialne, dziennikarze, którzy na codzień w mediach "walczą o prawa lgtb" i nieustannie każdego pouczają w tym temacie, o tym ciągle też mówią we własnym  domu przy swoich dzieciach.


"Kulturowo, my jesteśmy wręcz do tego hodowane"


To jest dobitnie powiedziane.

Dzieje się to na tej samej zasadzie - poprzez ciągłe mówienie o tym w każdej stacji telewizyjnej i radiowej, młodzież "ogląda" lgtb i słucha o lgtb i w ten sposób się staje się lgtb.

Oczywiście wszystko zależy jeszcze od podatności tej młodzieży na czyjąś perswazję i szeregu różnych zmiennych, które nawet trudno jednoznacznie określić - to praca dla badaczy, socjologów, seksuologów, psychologów.








Ta pani, która używa słowa "bachory" także socjalizuje młodzież - do pogardy, niechęci dla dzieci.


Każdy, kto występuje w mediach ma pewien wpływ na wychowanie dzieci, wpływy te kumulą się - im więcej lgtb w mediach, tym większy ich wpływ.


Moim zdaniem wiele osób zdaje sobie z tego sprawę, bo to jest robione celowo.


"myślą sobie: no to jest moja zasadnicza rola(model)... "


Po tych słowach głos tej pani zaczął drżeć - czyżby zdała sobie sprawę, że publicznie ujawnia ten mechanizm?





"Kulturowo, my jesteśmy wręcz do tego hodowane"



Media hodują osoby lgtb!






facebook.com/reel/1582528869108458





poniedziałek, 10 lutego 2025

U dzieci pogarszają się zdolności motoryczne



smartfony...





przedruk
tłumaczenie automatyczne





Trudniej jest zawiązać sznurowadła i narysować: dlaczego pogarszają się umiejętności motoryczne dzieci


Alyona Pavliuk — 10 lutego, 15:12

U dzieci pogarszają się zdolności motoryczne - jakie są tego przyczyny




U współczesnych dzieci pogarszają się zdolności motoryczne. Jednym z głównych powodów takiego stanu rzeczy jest spędzanie czasu przed ekranami, co wypiera zwykłe rysowanie lub majsterkowanie.

Jakie inne czynniki wpływają na pogorszenie zdolności motorycznych i jak sobie z tym radzić - czytamy w National Geographic.

W 2024 roku amerykański magazyn Education Week przeprowadził ankietę wśród nauczycieli na temat problemów uczniów w szkole podstawowej. 77% z nich stwierdziło, że dzieci mają teraz więcej trudności z ołówkami, długopisami i nożyczkami niż 5 lat temu. A 69% nauczycieli zauważyło, że dzieciom w wieku szkolnym trudniej jest wiązać sznurowadła.

W niedawnym badaniu opublikowanym w czasopiśmie JAMA Pediatrics amerykańscy naukowcy przeanalizowali zdolności motoryczne ponad 250 dzieci urodzonych w pierwszym roku pandemii. Po sześciu miesiącach ich wyniki testów były niższe niż u dzieci urodzonych przed COVID-19.

Zdaniem współautorki badania Lauren Shaffrey trudno jednoznacznie stwierdzić, czy wynika to ze zwiększonego stresu prenatalnego, czy z innego środowiska, w którym dzieci znajdowały się w pierwszych miesiącach życia z powodu pandemii.
OGŁOSZENIE:


Shaffi zauważa również, że ze względu na przebywanie w domu z pracującymi rodzicami, dzieci w każdym wieku zaczęły spędzać więcej czasu z gadżetami. Czynnik ten znacząco wpływa na opóźnienie w rozwoju umiejętności motorycznych.

Jednak Stephen Barnett, współdyrektor National Institute for Early Education Research na Uniwersytecie Rutgers, uważa, że taki trend pojawił się jeszcze przed pandemią.

Ze względu na to, że dzieci spędzają coraz więcej czasu przed ekranami, mniej angażują się w kreatywność, rysowanie i projektowanie. Chociaż nauka matematyki lub praca nad sztuką cyfrową może być korzystna, nie rozwija umiejętności motorycznych.

Według Barnetta skraca się również czas na gry i inne zajęcia na świeżym powietrzu, które są kluczowe dla rozwoju umiejętności motorycznych małych i dużych.

Amy Hornbeck, trenerka w Beverly City Public Schools w New Jersey, zauważa, że różne codzienne udogodnienia również wpłynęły na pogorszenie umiejętności motorycznych. Są to na przykład spodnie bez zamków i guzików lub paczkowane przekąski.

Zmieniły się również preferencje dzieci dotyczące zabawek, mówi Hornbeck. Magnetyczne obrazki, które są łatwe do połączenia, zastąpiły puzzle i drewniane klocki, które wymagają cierpliwości i precyzji.

Ekspert zauważa również, że dzieci czytają coraz mniej. W trzech z czterech klas, które obserwowała, ani jedno dziecko nie odważyło się wejść do czytelni przez trzy godziny.

Przewracanie stron książki może wydawać się bardzo łatwym zadaniem, ale czytanie rozwija również umiejętność skupienia się i podążania za instrukcjami. Są kluczem do umiejętności motorycznych - zapinanie zamka błyskawicznego na płaszczu lub wiązanie sznurowadeł.

Barnett dodaje, że spadek zdolności dzieci do skupienia się na określonym zadaniu jest kluczowym czynnikiem spadku umiejętności motorycznych.
Jak rozwijać umiejętności motoryczne?

Amy Hornbeck radzi rodzicom, aby dodali umiejętności motoryczne do codziennych zadań: wspólnego gotowania, szukania kamyków w drodze do szkoły, nalewania napojów do kubków, ściskania myjek w wannie.

Pomocne może być również zwykłe plastelina i pudełko kolorowych kredek.

Ekspert radzi również, aby nie tworzyć od razu konkurencji między użyteczną czynnością a gadżetem. W szczególności nie wyłączaj ekranu podczas ćwiczenia.

Wcześniej pisaliśmy, że naukowcy odkryli, że czas spędzany na urządzeniach cyfrowych ma długofalowy wpływ na mózgi dzieci. Pomimo tego, że zauważyli pozytywne efekty, przeważały negatywne. W szczególności mówimy o zaburzeniach uwagi i procesów poznawczych.


---------------




Najlepszy przyjaciel. "Prawie nigdy się z nim nie rozstaję"



Zespół wGospodarce



Opublikowano: 6 lutego 2025, 09:22


96 proc. nastolatków korzysta ze smartfonów, 93 proc. ma je na własność, a 65 proc. prawie nigdy się z nimi nie rozstaje - wynika z badania „Urządzenia mobilne w uczeniu się i nauczaniu”. Uczniowie korzystają ze smartfonów dla rozrywki, do rozwijania zainteresowań, przy pracach domowych i na lekcjach.


Raport to efekt badań zrealizowanych przez Centrum Nauki Kopernik wśród uczniów w wieku 13-19 lat.

Z badania wynika, że dzieci i młodzież w Polsce powszechnie korzystają z urządzeń mobilnych. 

96 proc. badanych nastolatków zadeklarowało, że korzysta ze smartfonów. 
79 proc. podało, że korzysta z laptopa, 
48 proc. z konsoli do gier, 
39 proc. z tabletu, 
31 proc. ze smartwatcha, 
11 proc. z czytników e-booków. 

Z komputerów stacjonarnych korzysta 48 proc. uczniów.


Smartfon to urządzenie o zdecydowanie najbardziej osobistym charakterze

Smartfon to urządzenie o zdecydowanie najbardziej osobistym charakterze. Na wyłączność ma go 93 proc. uczestników badania. Laptop - 43 proc., tablet - 36 proc., a komputer stacjonarny - 35 proc.



Smartfon jest urządzeniem osobistym dla 92 proc. uczniów w wieku 13-15 lat i 93 proc. uczniów w wieku 16-19 lat. 
Laptop jest urządzeniem osobistym dla 39 proc. badanych w wieku 13-15 lat i 47 proc. w wieku 16-19 lat, a
 komputer stacjonarny – 31 proc. młodszych i 39 proc. starszych. 

W przypadku tabletów 30 proc. młodszych użytkowników (versus 23 proc. starszych) zadeklarowało, że głównie oni z niego korzystają, ale inne osoby również go czasem użytkują. Okazjonalne używanie tabletu, z którego korzystają „głównie inne osoby”, wskazało 12 proc. badanych 13-, 15-latków (vs 17 proc. 16-, 19-latków).



Używany jest najczęściej wieczorami oraz popołudniami

Tablet, smartfon, laptop i komputer stacjonarny używane są najczęściej wieczorami oraz popołudniami – zarówno w dni robocze/szkolne, jak i w weekendy. Smartfon dużo częściej towarzyszy swoim użytkownikom przez cały dzień.

Właściciele smartfonów najczęściej deklarują, że „prawie nigdy się z nimi nie rozstają” (65 proc. wskazań). 

Częściej są to starsi badani (70 proc.) niż młodsi (61 proc.). 

Spora grupa użytkowników badanych urządzeń twierdzi, że korzysta z nich tylko w razie konieczności (tablety - 31 proc., laptopy - 27 proc.). W przypadku komputerów stacjonarnych 32 proc. użytkowników podaje, że „zazwyczaj ma go blisko siebie”.

Wszystkie omawiane urządzenia najczęściej używane są w domu:
smartfony - 97 proc. wskazań, 
laptopy - 96 proc.,
tablety - 94 proc.,
komputery stacjonarne - 87 proc. 


Ze smartfonów młodzież korzysta także 

w szkole - 84 proc. wskazań, 
w środkach transportu - 80 proc., czy też 
w trakcie spotkań towarzyskich - 66 proc.




Smartfon to rozrywka i komunikacja

Smartfony znacznie częściej niż trzy pozostałe urządzenia używane są do celów rozrywkowych, rozwijania zainteresowań, a także na lekcjach. Z kolei do odrabiania lekcji najczęściej używane są laptopy. Tablety istotnie rzadziej niż smartfony, laptopy i komputery stacjonarne używane są w sytuacjach szkolnych (na lekcjach i przy odrabianiu lekcji).

Smartfony do celów rozrywkowych wykorzystuje 87 proc. uczniów w wieku 16-19 lat i 85 proc. w wieku 13-15 lat, 
do rozwijania swoich zainteresowań - 75 proc. uczniów starszych i 69 proc. uczniów młodszych, 
przy odrabianiu lekcji - 70 proc. uczniów starszych, 63 proc. uczniów młodszych, na lekcjach (również, jeśli jest to nauczanie domowe czy szkoła w chmurze) - 53 proc. uczniów starszych i 33 proc. uczniów młodszych, 
do dodatkowych zajęć edukacyjnych (np. korepetycje, nauka języka, itp.) - 45 proc. uczniów starszych, 38 proc. uczniów młodszych.


Podczas lekcji poszczególne urządzenia używane są do różnych czynności. Domeną smartfonów jest wyszukiwanie informacji i komunikowanie się. Programowanie oraz tworzenie materiałów audio/wideo/foto wykonywane jest częściej na komputerach i laptopach niż na tabletach i smartfonach. Rozwiązywanie quizów/łamigłówek, czytanie i słuchanie – tu częściej wybierane są smartfony i tablety niż laptopy i komputery stacjonarne. Tablety najczęściej używane są na lekcjach do notowania.

Ponad 78 proc. badanej młodzieży, która korzysta w szkole ze smartfonów, twierdzi, iż nauczyciele zlecają im (przynajmniej czasami) wykonanie na lekcjach jakiegoś zadania przy ich pomocy.

Najczęściej ma to miejsce na lekcjach

języka obcego (41 proc. wskazań), a w dalszej kolejności: 
informatyki (36 proc.),
matematyki (34 proc.), 
języka polskiego (32 proc.), 
geografii (31 proc.), 
historii (31 proc.) i 
biologii (29 proc.).

Przy odrabianiu zadań domowych uczniowie wykorzystują wszystkie z badanych urządzeń. Zadania związane z programowaniem i tworzeniem materiałów audio/wideo/foto realizowane są częściej na komputerach i laptopach niż na tabletach i smartfonach. Do tworzenia notatek i pisania najczęściej wykorzystywane są laptopy. Zaraz za nimi plasują się komputery stacjonarne, a dalej – tablety i smartfony.

Badanie przeprowadzono między wrześniem a grudniem 2023 r. na próbie 2099 uczniów szkół podstawowych i ponadpodstawowych: 1054 uczniów w wieku 13-15 lat i 1045 uczniów w wieku 16-19 lat. Próba była losowa, reprezentatywna dla badanej populacji pod względem wieku, wielkości miejscowości oraz województw.









life.pravda.com.ua/society/u-ditey-pogirshuyetsya-dribna-motorika-yaki-prichini-cogo-306354/

gospodarce.pl/informacje/148438-najlepszy-przyjaciel-prawie-nigdy-sie-z-nim-nie-rozstaje



niedziela, 9 lutego 2025

Zatrzymać reklamy

 



Aktorstwo jest na coraz niższym poziomie.

Młodzież zachowuje się sztucznie, bo od dziecka całe życie ma kontakt z telewizją i reklamami, które są sztuczne.


Tak samo aktorzy.

I reżyserzy, scenarzyści, "wszyscy" oni skupiają się na zarobieniu pieniędzy, a nie na sztuce.


Wiele filmów opartych jest na efektach specjalnych, to też zubaża ludzi, fikcja powoduje, że ludzie mają coraz mniejszy kontakt z rzeczywistością i stają się coraz bardziej sztuczni, wyjałowieni z naturalności - do tego stopnia REKLAMY i filmy dominują w życiu człowieka.. nowe pokolenia kopiują sztuczność sztucznych słabych aktorów i kryzys pogłębia się.


Popatrzcie na filmy z lat 60-70tych dla młodzieży - te dzieciaki starają sią grać, poważnie traktują swoje zadanie i dobrze im to wychodzi w porównaniu ze współczesnymi produkcjami, we współczesnych serialach dorośli ludzie nie grają, tylko udają, że grają. Są też tacy "aktorzy", co cały czas myślą o jednym: nie patrzeć się w kamerę, nie patrzeć się w kamerę, nie patrzeć się w kamerę, nie patrzeć się w kamerę,....

Też konsekwencje dopuszczenia amatorów do seriali.


I chęć zarobienia pieniędzy.

"Nikt" nie trzyma poziomu, byle kasa wpadała do kieszeni.

Reszta się już nie liczy.


Postępuje sztuczność między ludźmi, to się kopiuje na zasadzie kontaktu, tak jak dzieci uczą się życia od dorosłych, na tej samej zasadzie (itd. co pisałem o lgtb) 


Trzeba całkowicie zrezygnować z reklam mówionych, z udziału ludzi w reklamach.


Jeżeli już, to tylko w postaci nieruchomych obrazów, a treść powinna być bardzo ograniczona.


To rodzi pytania o utrzymanie się mediów prywatnych, szczególnie radia, bo zarobki reklamodawców to pomijalny problem, bez reklamy też powinni się utrzymać.


Musiałyby być stworzone jakieś specjalne zasady funkcjonowania nadawców, np. ceny pozostają na tym samym poziomie co teraz, zmienia się tylko forma reklamy na uboższą "statyczną" wersję, jw.

reklama tylko na stronie internetowej, na specjalnych platformach, tylko w postaci gazet reklamowych, albo w postaci jakiś udziałów, też dotacje, 

abonament rodzielany pośród nadawców.


Na pewno musi wzrosnąć rola mediów państwowych, one musiałyby skupić się na produkcjach ambitnych, wymagających dużych nakładów finansowych.


Reklamy też nie powinny być nachalne, "wyskakujące", mrugające itd., bo to też zamienia ludzi w towar.




Reklamy muszą zniknąć, bo inaczej znikną ludzie.















poniedziałek, 6 stycznia 2025

10 zasad Milei ( i kultura)





No, zasady bardzo słuszne.




przedruk




"Nie obchodzi nas zdanie polityków na żaden temat". 
Milei przedstawił 10 zasad


Dodano: dzisiaj 15:01


Prezydent Argentyny Javier Milei przedstawił 10 zasad politycznych, którymi kieruje się jego rząd i powinna jego zdaniem kierować się prawica.





Na kongresie kierowanej przez Giorgię Meloni partii Bracia Włosi prezydent Argentyny Javier Milei przypomniał i omówił 10 zasad politycznych, którymi kieruje się swojej działalności w ramach sprawowania władzy.


Przypomnijmy, że w Argentynie od roku trwa transformacja zrujnowanej przez socjalizm gospodarki w kapitalizm. Rządzący koncentrują swoje działania m.in. na radykalnym obniżeniu rządowych wydatków i uwolnieniu gospodarki. W 2025 polityka budżetowa jest prowadzona zgodnie z zasadą zero deficytu.


Milei podkreślił, że nie jest zawodowym politykiem, lecz ekonomistą i gardzi politykami z powodu szkód, które wyrządzili Argentynie. 

W swoim przemówieniu wiele miejsca poświęcił zagadnieniu walki prawicy z lewicą, którą jego zdaniem należy pokonać.



10 zasad politycznych rządu Javiera Milei

Lepiej powiedzieć niewygodną prawdę, niż wygodne kłamstwo

Nie obchodzi nas zdanie polityków na żaden temat

Nigdy nie należy negocjować swoich idei, żeby zdobyć głosy – zaprzeczanie własnym przekonaniom pozostawi cię bez przekonać i bez głosów

Musimy być praktyczni, zdecydowani i nie wahać się pokonać lewicę w bitwie kulturowej

Jedynym sposobem na walkę ze zorganizowanym złem jest zorganizowane dobro

Kiedy przeciwnik jest silny jednym sposobem na pokonanie go jest większa siła

Najlepsza obrona to dobry atak – prawica nie może być ciągle w defensywie i tylko reagować na to, co robi lewica

Walka kulturowa to obowiązek, bo dobrze wskazana idea to dopiero początek, a trzeba ją jeszcze zaimplementować

Jedyny sposób na walkę z socjalizmem jest z prawej strony, bo centrum w praktyce pomaga lewicy

Bronimy sprawy sprawiedliwej i szlachetnej – znacznie większej, niż każdy z nas. Ta sprawa to wielki cywilizacyjny wyczyn, jakim jest Zachód.






Życie, wolność, własność prywatna


W trakcie wystąpienia argentyński prezydent podkreślił, że jego rząd kieruje się przekonaniem, że wolny rynek przynosi dobrobyt dla wszystkich. W konsekwencji rząd musi być ograniczony, ponieważ ludzie wiedzą lepiej niż politycy i biurokraci, jak produkować, z kim handlować i kogo zatrudniać. Dodał, że obecna władza Argentyny broni życia, wolności i własności prywatnej.

Milei wyraził ocenę, że prawicowa liberalna strona zbyt często wpada w pułapkę defensywy, marnując czas na "tłumaczenie się przed tymi, którzy na to nie zasługują".

 – Nikomu kto zrujnował nasz kraj, nie musimy niczego tłumaczyć. To my musimy dyktować tempo wydarzeń, upewniają się, że gra toczy się według naszych zasad. Jeśli zdarzy się, że stracimy punkt, musimy zdobyć kolejne trzy 

– apelował.


Walka kulturowa z lewicą

Prezydent Argentyny wskazał, że najważniejszym polem, na którym toczy się bój z lewicą, jest kultura.

 – Lewica to dowód na to, że najgorsze idee kulturowe mogą odnieść sukces, jeśli są dobrze wypromowane – zwrócił uwagę, dodając, że należy lepiej wypromować idee wolnościowe, które sprawdzają się w praktyce.

Milei podkreślił, że rząd Argentyny nie jest zainteresowany trwaniem w żadnym pakcie, który zakłada dalsze dojenie podatników.

 – To, co oni nazywają konsensusem to w rzeczywistości konsensus między nimi a ich jedynym celem – przywileje kasty politycznej nawet wtedy, kiedy zmieniają się rządy, a politycy skaczą sobie do gardeł 

– powiedział.





---------




I jeszcze tytułem komentarza:

"wolny rynek" - pod tym pojęciem czają się różne interpretacje

"dobro trzeba organizować" - dokładnie!

"walka kulturowa" - to jest coś, co już podkreślałem we wcześniejszych postach 



- na kulturę zwracałem uwagę min. przy okazji notatki o pismach J. G. Herdegera i Muzeum w Morągu

- a także przy okazji postu "Zwycięstwo bez walki" o konkurencji pomiędzy Chiami, a USA - poniżej fragment tego tekstu:



złe działania wynikają z błędnych pomysłów

błędnego poglądu



nasza zdolność do bezpośredniego zwycięstwa dzięki sile militarnej nie powinna być naszą jedyną miarą sukcesu
tak jak chińscy przywódcy studiowali nasz sposób prowadzenia wojny, tak my musimy studiować ich
konkurencja strategiczna jest trwałym stanem, którym należy zarządzać, a nie problemem, który należy rozwiązać


kluczowe znaczenie będzie miała nasza zdolność budowania jedności

na jedność wpływa jakość kultury narodu

idea kulturowa




rywalizacja idei


liczy się nie tylko rywalizacja militarna czy gospodarcza

wymaga to od nas poznania i zrozumienia:

- własnej kultury
- filozofii oraz kultury naszego przeciwnika


znajomość kultury była decydująca, a z pewnością krytycznie ważna





"fałszywa kultura" i massmedia mogą niweczyć wysiłek rodziców włożony w wychowanie dzieci, tak więc

podtrzymywanie i uprawianie kultury zgodnej z naszym kodem kulturowy, tradycją, naszym narodowym interesem - jest ekstremalnie ważne.








niedziela, 5 stycznia 2025

Do czego Owsiak?




Przemysł żebraczy ukazuje państwo jako niezdolne do funkcjonowania bez zrzutki, czyli całkowicie nieudolne.


A to nieprawda.





"polskie państwo od lat dokłada ogromne pieniądze do imprezy, która następnie zbiera pieniądze, żeby część z nich zwrócić w postaci sprzętu dla służby zdrowia, wartego promile państwowych nakładów na tęże służbę zdrowia. Logiki w tym nie ma najmniejszej"






przedruk




Owsiak boi się pytań o pieniądze dla powodzian. Czarnek: 

Do czego tu w ogóle potrzebna była WOŚP?




Owsiak ucieka przed pytaniami

Kilka dni temu odbyła się konferencja prasowa szefa MRiT Krzysztofa Paszyka, na którą zaproszony został także Jerzy Owsiak.


Temat Jerzego Owsiaka budzi w ostatnim czasie kontrowersje z uwagi na niejasności wokół środków dla powodzian, którymi dysponuje w pewnej części podległa mu Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.

Na konferencji doszło do kuriozalnej sytuacji, co świadczyło jasno o tym, że Owsiak nie chce, by zadano mu niewygodne pytania. Właśnie w tej kwestii. Zaczął uciekać przed dziennikarzami. Monika Rutke z "Tygodnika Solidarność" zapytała: co się stało z pieniędzmi ze zbiórki na powodzian? 50 milionów leży na koncie, ludzie czekają, nie mają pieniędzy na opał, nie mają z czego żyć, co się stało z tymi pieniędzmi? (…) Co będzie z odsetkami z tych pieniędzy?". Niestety, bez odpowiedzi.


"Zabawa się skończyła"

Temat ten był dzisiaj omawiany na antenie Republiki, w programie "Polityczna Kawa".
"Te pieniądze głównie docierają z naszych fundacji - z tych środków remontowana jest szkoła, zaopatrywaliśmy ludzi, którzy potrzebują pomocy. Nie jesteśmy w stanie dotrzeć do wszystkich, ale staramy się pomagać, komu trzeba. Proszono nas, aby zareagować na zachowanie Owsiaka"

– powiedział Tomasz Sakiewicz, prezes Republiki.

I jak zaznaczył szef stacji: "wszystkie wpłaty, których dokonują Państwo na konta dedykowane, faktycznie do potrzebujących trafiają. Jeżeli tych pieniędzy zabraknie, będziemy starali się zbierać. Jak widzimy, inne pieniądze, które powinny do nich trafiać - nie trafiają".
"To, że on położył ręce na pieniądze dla powodzian, to, że środki WOŚP były włączone w kampanię parlamentarną, to jest dla mnie koniec. Z tego, co wiemy, ma on zamiar także ostro wejść w kampanię Trzaskowskiego, co jest zapowiadane. Zabawa się skończyła"

– podkreślił.


"Zorganizował rodzinny interes"

Adam Borowski, przewodniczący warszawskiego Klubu "Gazety Polskiej" powiedział o Owsiaku krótko: "nigdy nie rozliczał się z żadnych pieniędzy".
"Pamiętamy te sceny, kiedy łaził po stole i pytał: gdzie jest ten słoik, w którym mam pieniądze. Zrobił sobie prywatny interes. Jego spółki rodzinne, Złoty Melon, oni po prostu żerują na tym społecznym odruchu. On jest znakomitym przedsiębiorcą. Zorganizował sobie rodzinny interes na idącą od serca pomogą dla dzieci, początkowo. On te pieniądze dostawał, trzymał na kontach, korzystał z odsetek. Ponieważ jasno opowiedział się po jednej stronie politycznej, od lat uprawia politykę. Zaprasza polityków lewicowych i liberalnych na swoje spotkania. Opowiedział się po tej stronie, więc obecna władza nie wymaga od niego rozliczeń. I się nie rozlicza"

– mówił rozmówca Tomasza Sakiewicza.

I kontynuował: "od lat nie daję pieniędzy na WOŚP, bo uważam, że jest to jego rodzinny biznes. A to, że trochę się podzieli pieniędzmi, które otrzymuje na chore dzieci czy inne konkretne dzieci, to fakt. Niemniej, czerpie z tego pełnymi garściami. Nie jest filantropem, jest biznesmenem".

Rozmówcy zwrócili uwagę na to, że nie ma nic złego w tym, aby część środków pozyskiwanych w takich akcjach, trafiała do organizatora, niemniej powinny być to informacje jawne - co, ile i dla kogo trafia.


"Stworzył takie wrażenie"

Przemysław Czarnek (PiS) przyznał, że sytuacja wokół Jerzego Owsiaka ma szerszy kontekst.


"Po pierwsze - kwestia powodzi. To jest wielki skandal, że jakiekolwiek pieniądze dla powodzian miały iść przez fundację Owsiaka. Po co? Państwo jest zobowiązane do pomocy powodzianom i powinno tę pomoc udzielić od razu. Państwo było zobowiązane w ogóle do przeciwdziałania powodzi, a nie przeciwdziałało - to też będzie trzeba wyjaśnić. Państwo jest zobowiązane do niesienia pomocy, nie niesie tej pomocy. Ludzie wciąż czekają. Do czego jest tu potrzebna WOŚP? Chyba tylko do tego, aby przetrzymywać tam te pieniądze"

– przyznał.



Jak wskazał - "druga sprawa to sam Owsiak".

"On zbudował takie przekonanie, że gdyby nie WOŚP, to szpitale byłyby bez sprzętu. To jest naprawdę mikroskopijna część tego, co jest w budżecie państwa na służbę zdrowia. W budżecie państwa są setki miliardów złotych"


– ocenił polityk PiS.


P.S.




6 stycznia 2025



Łukasz Warzecha:

Wszyscy finansujemy Owsiakową hucpę



Jeden z obserwujących mnie na X, czytając, że krytycznie piszę o imprezie pana Jerzego Owsiaka od 18 lat (pierwsze teksty, jakie mogę odnaleźć w swoim archiwum, powstały w 2007 r. w Salonie24, aczkolwiek zdaje mi się, że nie były to moje pierwsze krytyczne teksty na ten temat w ogóle, możliwe zatem, że to nie 18 lat, ale jakieś dwie dekady), napisał, że muszę się mylić, skoro WOŚP przez tyle lat nie zajęła się prokuratura. W tym przez osiem lat rządów PiS.

Ów komentujący najwyraźniej nie wie, że nigdy nie zajmowałem się sprawami rozliczeń czy dochodów fundacji pana Owsiaka od strony ich legalności. Robił to natomiast wielokrotnie pan Piotr Wielgucki. Ja natomiast demaskowałem polityczną rolę pana Owsiaka – rolę sojusznika głównie lewicowego, a bardziej ogólnie – mainstreamowego establishmentu, którego cała działalność dobroczynna była traktowana jako fundament rzekomego autorytetu tego pana, z wysokości którego w razie dużej potrzeby mógł razić maluczkich.

Tak jak to było choćby wówczas, gdy na konferencji prasowej ogłaszał, że może „dać z baśki” (w typowym dla siebie, knajackim, wulgarnym stylu) tym, którzy będą podważali czystość życiorysu pana prezydenta Wałęsy. A zdarzyło się to zaraz po wydaniu słynnej książki panów Cenckiewicza i Gontarczyka, której ustaleń dzisiaj nikt już nie kwestionuje.


Zresztą sympatie i poglądy pana Owsiaka są akurat przykładem stuprocentowej spójności ze środowiskiem, z którego osoba ta się wywodzi – a nie zawsze tak przecież bywa.

Jeśli zahaczałem o sprawy finansowe, to pisałem i mówiłem o absurdzie, tkwiącym w samym sposobie finansowania akcji. Ten absurd warto dzisiaj przypomnieć, dodając do niego kilka liczb, ponieważ w sytuacji wsparcia, jakiego Fundacji WOŚP zaczynają udzielać państwowe giganty, przede wszystkim Orlen i PZU, sprawa staje jeszcze bardziej bulwersująca.

Zacznijmy jednak od wielokrotnie pojawiającego się skrajnie demagogicznego argumentu wyznawców Owsiakowej sekty: jeśli nie podoba ci się WOŚP, to noś karteczkę, żeby cię w razie czego nie leczyć kupionych przez nich sprzętem. Ten „argument” jest z gruntu absurdalny: jeśli sprzęt znajduje się w palcówkach publicznej służby zdrowia, to nie ma kompletnie znaczenia, kto go kupił. Skorzystanie z niego należy się każdemu ubezpieczonemu w ramach NFZ.

Jednak nawet gdyby przez moment przyjąć rozumowanie fanatyków pana Owsiaka, to i tak rzecz się nie klei. Przecież od lat na WOŚP płacimy wszyscy, chcemy czy nie. Na tym właśnie polega absurd. Spójrzmy na zestawienie kosztów organizacji finałów Orkiestry od 2014 r. (takie dane można znaleźć na portalu zbiórek publicznych).

Podaję w milionach złotych najpierw ogólny koszt, następnie koszt reklamy (część kosztu ogólnego):

2014:     2,1 – 0,8
2015:     2,2 – 0,45
2016:     4,0 – 0,72
2017:     3,3 – 1,3
2018:     2,9 – 1,2
2019:     4,9 – 2,0
2020:     8,5 – 4,9
2021:      9,1 – 4,1
2022:     11,4 – 3,2
2023:     14,3 – 3,3

Już na pierwszy rzut oka widać radykalny wzrost kosztów organizacji finałów, dalece i wielokrotnie przekraczający skumulowaną inflację w tym okresie. Gdyby ją uwzględnić w relacji do 2014 r., ostatni rozliczony finał powinien kosztować ok. 3,2 mln zł, a na pewno nie 14 mln! To wzrost o ponad 580 procent! Zwracają także uwagę rosnące budżety reklamowe. W 2020 r. budżet reklamowy stanowił wyraźnie ponad połowę kosztów całej imprezy.

Ale przecież to, z czego rozlicza się WOŚP, to jedynie koszt ponoszony bezpośrednio przez samą fundację. Koszt faktyczny, którego nikt nigdy nie policzył – również z powodu obstrukcji instytucji, biorących w tej hucpie udział – jest wielokrotnie większy. I to prawdopodobnie o rząd wielkości. To koszt czasu antenowego w publicznej telewizji (z wyłączeniem czasów PiS), koszt ochrony imprez WOŚP przez policję i inne służby, olbrzymie, a rozproszone koszty samorządów, które często opłacają stronę organizacyjną lokalnych finałów WOŚP, koszt różnego rodzaju aukcji z udziałem państwa.

Wygląda to więc tak, że polskie państwo od lat dokłada ogromne pieniądze do imprezy, która następnie zbiera pieniądze, żeby część z nich zwrócić w postaci sprzętu dla służby zdrowia, wartego promile państwowych nakładów na tęże służbę zdrowia. Logiki w tym nie ma najmniejszej i nie da się tego wytłumaczyć inaczej niż tylko zapotrzebowaniem na propagandę. To jest jedyny sens Owsiakowej imprezy – właśnie propaganda (do tej zaliczam również manipulację społecznymi emocjami, w tym tworzenie mechanizmu łatwego zaspokojenia potrzeby poczucia się lepszym, po to, aby można było z wyżyn swojej wyimaginowanej szlachetności pouczać innych).

Już pokazany wyżej mechanizm pokazuje, że każdy z nas mimowolnie do WOŚP się dokłada – chce czy nie. Wszyscy przecież płacimy choćby lokalne podatki. Ale to nie koniec, ponieważ jest jeszcze kwestia wpłat instytucjonalnych, czego jaskrawym przykładem są obecne umowy z Orlenem i PZU (które ma się stać oficjalnym ubezpieczycielem finałów WOŚP – w ten sposób do imprezy dołożą się wszyscy klienci ubezpieczyciela).

WOŚP chętnie podaje ogólną kwotę ze zbiórki, ale nie rozbija jej na to, co udało się zebrać na ulicy i to, co pochodzi od sponsorów instytucjonalnych. Ci zaś kierują się całkiem inną logiką – sponsoring ze strony instytucji to piar oparty na owczym pędzie. WOŚP wspiera się tak samo jak „równouprawnienie” i inne postępackie brednie.

Fundacja raportuje jedynie, ile pieniędzy pochodzi ze zbiórki ulicznej, a ile z innych źródeł (m.in. wpłaty na konto, sprzedaż cegiełek, licytacje, zbiórka przez kanały elektroniczne, wpłaty za pomocą kart). 

Spójrzmy na dane od 2014 r. 

Najpierw podaję sumę zbiórki ulicznej, potem sumę „dodatkową” – obie w milionach złotych:

2014:     39,2 – 13
2015:     50,9 – 21
2016:     68,5 – 36,3
2017:     71,1 – 54,5
2018:     88,8 – 86
2019:     116,7 – 68,8
2020:     75,5 – 133,8
2021:     95,1 – 127,7
2022:     129 – 113,4
2023:     157,3 – 123,5

Nawet jeśli odłożymy na bok lata 2020-21 – mieliśmy wówczas restrykcje covidowe – to i tak widać, że ta druga wielkość stanowi w ostatnim czasie znacznie większy procent w relacji do zbiórki ulicznej niż jeszcze 11 lat temu. W 2014 r. było to nieco ponad 33 proc., w 2023 aż 78,5 proc. Można to oczywiście częściowo złożyć na karb mniejszej popularności gotówki.

Problem w tym, że nie dostajemy nigdzie wyszczególnienia, jaka część pieniędzy pochodzi od darczyńców indywidualnych, a jaka – od firm, w tym w szczególności od firm z dominującym udziałem skarbu państwa. A to jest bardzo ważna informacja.

Jak wiadomo, Orlen ma przekazywać określoną część wpływów za każdą kupioną na stacji kawę. To daje przynajmniej możliwość uniknięcia dołożenia się do imprezy bardziej świadomym kupującym.

 Ale co z niekoniecznie państwowymi firmami, które dokładają się do WOŚP?

Użytkownicy kart Master sponsorują od lat pana Owsiaka, czy im się to podoba czy nie. Podobnie klienci niektórych banków i sieci komórkowych. Wychodzi zatem na to, że Owsiakową hucpę składamy się niemal wszyscy – może ułamkami złotówki, ale jednak. I nikt nie pyta nas o zdanie.



Łukasz Warzecha