Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ekscytacja niemczyzną. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ekscytacja niemczyzną. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 28 września 2025

Metoda niemiecka w Polsce

 


Ta metoda ma tysiące lat, tak naprawdę to metoda Wędrującej Cywilizacji Śmierci - podszywanie się pod ludzi, wżenianie się w rodziny, zdobycie zaufania, przejęcie urzędów, władzy, a potem rozsadzanie społeczności od środka i wszczynanie wojen...


Jest tak w Polsce od kilkuset lat (pamiętamy Bunt wójta Alberta) - siedzą, udają Polaków, Kaszubów, Prusów, Mazurów, Warmiaków, Ślązaków, Ukraińców i spiskują przeciwko nam. Przychodzi wojna - mordują ludzi, by zdobyć przewagę liczebną (krzyżacka rzeź Gdańska, rzeź Prusów pogańskich, rzeź wołyńska... rzeź II wojny światowej) i z czasem przejąć kraj. I cały czas na wschód, nieustępliwie.

Na pewno w czasie ostaniej wojny mordowali potajemnie ludzi, także by ukraść ich tożsamość i po wojnie podszywać się pod Polaków, Kaszubów, Mazurów, Ślązaków, Warmiaków, Ukraińców.... o innych nacjach i krajach nie wspomnę.

To, co odkryłem, to ich zwyczajowy sposób postępowania. 

To, co obserwujemy teraz na Ukrainie, jest żywą lekcją historii - tak właśnie Cywilizacja Śmierci podbijała Pelazgów w"Grecji", Rassenów w "Rzymie", Lutyków we "Francji", Łużyczan, Polan, Prusów... a obecnie Rosjan.


Nie będziemy mieli spokoju, dopóki istnieje ich zaplecze - państwo niemieckie, do którego mogą się odwoływać podmieńcy.











Źródło:

Czwartak : czasopismo 4 p.p. Legionów R. 1, nr 3, 1920


[red. odpow. Tadeusz Dalewski]. R. 1, nr 3 (październik/listopad 1920)





na stronie 19




tekst edytowalny:

Korespondencja z Pomorza (wyjątek)...

Siedzę w Kościerzynie, stolicy Kaszub... smutno tu nie wymownie, choćby z tego powodu że, ludność tutejsza ani też władze wojskowe, jak np. starostwo, magistrat, policja etc. nie idą z nami w łączności, a żądają zupełnego wyodrębnienia. 

Program ich jest następujący: Sejm Pomorski, Sejm Poznański, Sejm dla Kongresówki, Sejm Krakowski, Sejm Lwowski, Sejm Wileński, Sejm Białoruski i t. d. na wzór, jak to otrzymał Śląsk Cieszyński. 

Prócz tego ludność domaga się by Rząd Polski natychmiast wycofał stąd „Antków Kongresówki" i „Wojtków Galicyjskich". Prócz tego twierdzą, że stanowiska urzędników mogą zająć tutejsi ludzie, którzy umieją czytać i pisać i to w dodatku nie po polsku, a w Armji stanowiska oficerów mogą zająć byli podoficerowie armji pruskiej. Prócz tego urzędują Kaszubowie za marki pruskie względnie ruble rosyjskie — pogromy, — wskażę choćby pogrom w Grudziądzu, gdzie opanowano Dworzec kolejowy, pocztę, rozbrojono „Antków i Wojtków" i dopiero silna postawa naszego Rządu doprowadziła do jakiego takiego stanu rzeczy. Drugi fakt: 21. X., w Kościerzynie, kilkutysięczny tłum żądał uwolnienia wachmistrza, który na rynku wykrzykiwał na „Antków i Wojtków" i dopiero kiedy wezwałem wartę pod broń, oraz ustawiłem karabiny maszynowe, uspokoiło się.... Oto kwiatki



Ja to znam!

Dokładnie takie teksty pisali "farbowani Kaszubi" i "farbowani Warmiacy" albo "Mazurzy" - a nawet "Prusowie"... na facebooku, z którymi się spierałem i których zwalczałem już lata temu.

żądają zupełnego wyodrębnienia

by Rząd wycofał stąd „Antków

i tym podobne


I widzisz, już lata temu mówiłem, że nazwa Niemcy to zniekształcone Podmieńcy, a nie, że niemowyniemi...










Paryzjowie lub Paryzowie (łac. Parisii) – historyczne plemię celtyckie w Galii, skupione wokół głównej ich osady Lutecji na wyspie na środkowej Sekwanie, zwanej przez Rzymian Lutetia Parisorum. Stąd nazwa Paryża – miasta, które rozwinęło się z Lutecji.


Nieprawda! 

Nie Paryzowie mieszkali w Lutecji, tylko LUTYCY mieszkali w miejscu zwanym PARISI, więc miano miasta Paryż dotyczy miejsca Parisii... to jest przecież logiczne, że pierwotna nazwa lokacji przeszła na współczesną nazwę miasta.


"kronikarze" poprzestawiali fakty na odwrót, żeby zamaskować nazwę ludu - Lutycy:

do nazwy miejsca Parisi dopisali nazwę ludu - Lutetia, i z Lutyków zrobili Paryzów





Wieleci, Wieletowie, Wilcy, Lucice, Lutycy – grupa plemienna Słowian połabskich, zamieszkujących od co najmniej VIII wieku tereny między dolną Odrą a Łabą, wywodząca się z Pomorza Przedodrzańskiego. W źródłach pisanych z czasów Karola Wielkiego nazywani również: Wiltzi, Vultzi, Welatabowie. Wieleci obok Obodrzyców i Serbów należeli do Słowian połabskich. Geograf Bawarski podaje, że na ziemiach Wieletów znajdowało się 95 grodów.

Nazwę Lucice/Lutycy po raz pierwszy notuje Żywot pierwszy św. Wojciecha z około 999-1001 roku.

Nazwa Lucice pochodzi, według części badaczy, od słowiańskiego wyrazu ljut, znaczącego „dziki” (por. luty, srogi). Istnieje też możliwość wywodzenia tego miana od nazwy boga czczonego w Radogoszczy – L’utyi bog (tj. dziki bóg). Rozważana jest też możliwość pochodzenia w powiązaniu z rdzeniem lut (bagnisty, grząski). Dodatkowo, wydaje się, że pomimo określania w źródłach pisanych tego etnosu do końca X wieku jedynie mianem Wieleci, przyjęcie nazwy Lucice w ostatnich dekadach X wieku, było, w pewnym sensie, powrotem do nazwy starszej, a ówcześni kronikarze uznawali ciągłość między Wieletami, a Lucicami. 

Chociaż to drugie miano nosi znamię neologizmu, nie można wykluczyć, że miała tu miejsce świadoma paralelność obu nazw, z których ta pierwsza miała być zastąpiona drugą. Zmiana nazwy jest interpretowana przez badaczy jako swoista demonstracja pewnego novum (biorąc pod uwagę zwłaszcza wagę, jaką przykładały wspólnoty plemienne do swojego miana i do mitów o swoich początkach) w stosunkach wewnętrznych po roku 983, kiedy to nazwa Lucice, odnosząca się do czterech plemion tzw. Związku Wieleckiego: Chyżan, Czrezpienian, Dołężan i Redarów, utożsamiła się z etnią skupioną wokół świątyni w Radogoszczy. 

Według nowszej koncepcji Christiana Lübke (2004), nazwa Lucice mogła być neologizmem z około roku 1000 przeciwstawiającym Słowian "dzikich", Słowianom "cywilizowanym", czyli Polanom.








/pl.wikipedia.org/wiki/Łużyce


bc.umcs.pl/dlibra/publication/25406/edition/22598?language=pl

pl.wikipedia.org/wiki/Paryzjowie

pl.wikipedia.org/wiki/Wieleci

Prawym Okiem: Mazurskie słówka ?

Prawym Okiem: SKRA - cd

Prawym Okiem: SKRA cd.2

Prawym Okiem: Skra - pismiono ò kùlturze

Prawym Okiem: Ruch Autonomii Mazur kopiuje w swoim godle symbole pruskie, niemieckie i hitlerowskie!

Prawym Okiem: Germanizacja Warmii rozpoczęta w Klebarku Wielkim?




Prawym Okiem: „Zaginiona” mazurska powieść sprzed 120 lat rzuca nowe światło na język Mazurów

Prawym Okiem: Zakłamywacze historii

Prawym Okiem: Werwolf – jak to się odbywa

Prawym Okiem: Bunt wójta Alberta

Prawym Okiem: Oktoberfest w Polsce? Od kiedy?

Prawym Okiem: O tym właśnie mówię...

Prawym Okiem: Wojna.

Prawym Okiem: Pasjonaci historii wykopywali z lasu ...

Prawym Okiem: Słup z granicy RP i WMG stoi już przy szkole w Gdańsku Kokoszkach

Prawym Okiem: Święta Warmia

Prawym Okiem: Niemcy to kraj stojący cywilizacyjnie wyżej od nas

Prawym Okiem: "Posterunek Graniczny Polska-Niemcy"


Polityka przedwojenna








przedruk




Hanna Radziejowska, szefowa niemieckiego oddziału Instytutu Pileckiego, została odwołana ze stanowiska. Media ujawniają szokujące kulisy.



W oficjalnym oświadczeniu przekazano, że Hanna Radziejowska została odwołana ze stanowiska kierownika Oddziału Instytutu Pileckiego w Berlinie "z powodów obiektywnych". W komunikacie poinformowano, że ostatnie działania Hanny Radziejowskiej poważnie podważyły zaufanie u pracodawcy.

"Przedstawiane przez nią w mediach społecznościowych oraz mediach tradycyjnych nadinterpretacje i insynuacje, co do realizowanych przez Instytut projektów, stanowią przekroczenie norm i relacji pracownik-pracodawca. W szczególności, gdy udostępnianie osobom trzecim wewnętrznej korespondencji, czy swoich obaw na temat działalności Instytutu następuje bez omówienia ich wcześniej wewnętrznie" – czytamy.


Radziejowską uznano za sygnalistkę

Wirtualna Polska opisuje kulisy zwolnienia Radziejowskiej. "Współpraca między Ruchniewiczem a Radziejowską nie układała się najlepiej. Ruchniewicz uważał bowiem, że co do zasady nie należy przypominać Niemcom krzywd, które wyrządzili przed laty Polakom, bo mogłoby to negatywnie wpłynąć na obecne relacje. Z kolei niemiecki oddział instytutu starał się o realiach drugiej wojny światowej informować Niemców" – czytamy. O szkodliwych jej zdaniem pomysłach szefa, Radziejowska poinformował ówczesną minister kultury Hannę Wróblewską.

"Zgłoszenie Radziejowskiej, przekazane w trybie ustawy o ochronie sygnalistów, zostało tak zakwalifikowane przez resort kultury. Radziejowska w kwietniu 2025 r. została sygnalistką" – podano. "Pod koniec lipca Radziejowska wysłała list do nowo powołanej minister kultury Marty Cienkowskiej oraz kierującego polską ambasadą w Niemczech Jana Tombińskiego. Radziejowska podkreśliła, że przekazuje informacje w trybie ustawy o ochronie sygnalistów i prosi o zachowanie poufności" – informuje portal.

Gazeta pokazała list. Kto go przekazał mediom?

Niedawno "Rzeczpospolita" podał, że pod koniec lipca szefowa oddziału Instytutu Pileckiego w Berlinie Hanna Radziejowska zaalarmowała nową minister kultury Martę Cieńkowską oraz charge d'affaires polskiej ambasady w Berlinie Jana Tombińskiego w sprawie planów prof. Krzysztofa Ruchniewicza. Prezes Instytutu Pileckiego "oczekiwał przygotowania cyklu seminariów i zaproponował m.in. przygotowanie seminarium poświęconego zwrotom dóbr kultury przez Polskę na rzecz Niemiec, Ukrainy, Białorusi, Łotwy oraz mienia prywatnego należącego do osób pochodzenia żydowskiego".

Według WP, Ruchniewicz miał dostęp do całej treści listu. Pojawia się pytanie, kto przekazał gazecie dokument pochodzący od sygnalistki. Radziejowska zapewnia, że ona sama nie ma z tym nic wspólnego. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie odpowiedziało na pytania. "Dokument sygnalistki zaczął bowiem krążyć wśród polityków i urzędników jako ciekawostka" – czytamy.




Ruchniewicz uważał bowiem, że co do zasady nie należy przypominać Niemcom krzywd, które wyrządzili przed laty Polakom, bo mogłoby to negatywnie wpłynąć na obecne relacje.


Taką politykę już kiedyś prowadziliśmy - przed wojną właśnie...






dorzeczy.pl/kraj/766065/odwet-na-sygnalistce-afera-wokol-instytutu-pileckiego.html

18


Niemcy w Gdańsku i Wrocławiu




Pisałem 10 lat temu: Czy Wolne Miasto Gdańsk istnieje?

Rada Miasta Gdańska:


W treści uchwały z 1945 roku użyto sformułowania 

"terytorium byłego Wolnego Miasta Gdańska"
"Na obszarach byłego Wolnego Miasta Gdańska"

,a  w    o ś w i a d c z e n i u     Rady Miasta Gdańska -

 "określa sytuację prawną na terenie Wolnego Miasta Gdańska"


Czy to znaczy, że Wolne Miasto Gdańsk istnieje??






Hansie Försterze pisałem w lipcu 2015 r. w tekście: Antypolak patronem szkoły?





Natalia Nitek-Płażyńska: Co lato w Gdańsku wylewa się nazistowskie szambo


13.08.2025 09:00

– Brakuje nam długofalowej strategii. Niemcy prowadzą swoją konsekwentnie, niezależnie od rządu. My? Przez chwilę była propolska, gdy rządziło PiS. A teraz znowu: „Nie wracajmy do przeszłości, wszyscy coś tam mieliśmy na sumieniu”– mówi Natalia Nitek-Płażyńska, prezes Fundacji Łączy nas Polska, o polityce historycznej Niemiec realizowanej przy udziale władz Gdańska w rozmowie z Konradem Wernickim w historycznej Sali BHP w Gdańsku.



Natalia Nitek-Płażyńska / fot. Tygodnik Solidarność



Co musisz wiedzieć:W lipcu otwarto w Gdańsku wystawę czasową zatytułowaną "Nasi Chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy"
Wystawa została przygotowana przez Muzeum Gdańska we współpracy z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku i Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie. Jej celem było pokazanie tragicznego losu ludzi, którzy po 1939 roku zostali wpisani na Volkslistę i powołani do Wermachtu pod groźbą represji


"Nazistowskie szambo"

– Co się w tym naszym Gdańsku dzieje? Ostatnio mieliśmy wystawę „Nasi chłopcy” – to wszystkich zbulwersowało. No, może nie wszystkich, ale część prawicową w Gdańsku na pewno. Takich sytuacji w ostatnich latach było sporo. Mi od razu przypomina się ta impreza ku czci Stauffenberga.

– Z Gdańskiem jest problem. Ja tak ostatnio to skonstatowałam – może ładnie, może nieładnie, ale myślę, że celnie – co lato, co wakacje w Gdańsku wylewa się takie nazistowskie szambo. Niestety. Nawet pomijając ten rok – do którego zaraz dojdziemy – popatrzmy na poprzedni. Claus von Stauffenberg – polakożerca, nazista, Niemiec, który w Niemczech jest traktowany jako bohater. W Polsce próbuje się nam to przedstawiać również poprzez wydarzenia takie jak ubiegłoroczna impreza w Ratuszu w Gdańsku organizowana przez niemiecki konsulat. Było tam wiele osób z lokalnych elit, zwłaszcza ze środowisk liberalnych związanych z Platformą Obywatelską.

Fetowano Stauffenberga jako bohatera, który chciał zabić Hitlera. Ale nie mówi się, że chciał go zabić, bo uważał, że Hitler zbyt nieudolnie prowadził machinę zagłady – że należało robić to szybciej, skuteczniej, bardziej przemysłowo.

– Bo Stauffenberg chciał ratować III Rzeszę przed upadkiem.

– Dokładnie. Widział, że Hitler coraz gorzej sobie radzi, więc trzeba go zlikwidować, wejść w jego buty i kontynuować jego zamierzenia – tylko skuteczniej. Nie udało mu się, ale Niemcy – jako naród moralnie skompromitowany, bez wyrazistych bohaterów – próbują z takich ludzi robić autorytety. A problem w tym, że Polacy im w tym pomagają.

– To pokazuje, że w Niemczech nie było realnego ruchu oporu, skoro trzeba robić bohatera z regularnego nazisty...

– Tak. Jakiś czas temu przeglądałam niemieckie podręczniki do szkół ponadgimnazjalnych. Teoretycznie powinny dogłębnie przedstawiać historię. A tymczasem pomijają krzywdy wyrządzone Polakom. Jeśli już mówią o ruchu oporu, to tylko o Białej Róży – jako wielkim zrywie Niemców przeciwko „mitycznym nazistom”. To całkowicie wyolbrzymione.

Niemcy próbują dziś uchodzić za moralne mocarstwo. Przekręcają fakty, żeby pokazać, że oni też cierpieli i pomagali. Stauffenberg to przykład – a na imprezie w Gdańsku był tłum Polaków, urzędników, samorządowców. Nikomu to nie przeszkadzało.

Złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury – razem z radnymi Andrzejem Skibą i Przemysławem Majewskim – ale prokuratura stwierdziła, że nie dopatrzyła się propagowania nazizmu. Kolejny skandal.

– Tłumaczyli, że Stauffenberg „był człowiekiem swoich czasów”. Tak próbowano go usprawiedliwić.

– To im zawsze dobrze wychodzi. Tylko dlaczego Polacy mają w to wchodzić? Dwa lata temu na Jarmarku Dominikańskim zespół z Niemiec wykonywał piosenkę „Ein Heller und ein Batzen”, którą Niemcy śpiewali, idąc mordować Polaków. I nikt nie zareagował. Gdyby nie czujny dziennikarz z „Gdańsk Strefa Prestiżu”, nikt by się o tym nie dowiedział.

A teraz mamy wystawę „Nasi chłopcy” – niektórzy mówią: „Nazi chłopcy”. Słyszałam, że pierwotnie miała się tak nazywać. I znowu – Gdańsk realizuje niemiecką politykę historyczną w sposób wręcz prostacki.


"Przemieleni przez wermacht"

– Wygląda to tak, jakby Gdańsk był wykorzystywany przez Niemcy do prowadzenia polityki historycznej albo sam gra w tę grę.

– Jedno i drugie. Są tacy, którzy wiedzą, w co grają, i robią to za pieniądze. Ale są też pożyteczni idioci. Niemcy prowadzą tę politykę od dekad – poprzez przemówienia, organizacje pozarządowe, działania na wielu poziomach. I widzimy tego efekty – wystawy, imprezy, akcje społeczne.

Byłam na tej wystawie. Przyszedł też rzecznik prasowy Muzeum Gdańska Andrzej Gierszewski. Powiedział, że lepszy byłby tytuł „Przemieleni przez wermacht”. Myślę, że gdyby ta wystawa nazywała się w ten sposób, to kontrowersji byłoby mniej. Ale gdy zaczęłam mówić o przekłamaniach, to reagował skrzywionym uśmieszkiem. Przechwalał się, że bywa na niemieckich salonach, że go zapraszają. A ja mogę to tylko oglądać przez internet i chodzić do prokuratury.

To pokazuje problem. Mówię o godności Polaka, a on o tym, że został „dopuszczony do stołu”. Okruszek mu spadł z niemieckiego stołu i już się czuje wyróżniony.

– Czyli część elit widzi w tym sposób na awans?

– Zdecydowanie. Bez tego proniemieckiego sformatowania trudno o awans w Gdańsku. Niemieckie wpływy są tam bardzo silne – imprezy, wydarzenia, wystawy – to codzienność.

– Polska jest dla tych osób przaśna, a niemieckość – bardziej europejska?

– Tak. Związki z Wolnym Miastem Gdańskiem czy niemieckie nazwy brzmią dla nich dumnie. A wystawa sugeruje, że służba w wermachcie to była przygoda. Nie ma tam słowa o niemieckim terrorze, o polskim cierpieniu. To uważają za „paździerz”, coś śmiesznego.

– Uroczystości rocznicy wybuchu II wojny światowej na Westerplatte również są zawsze okazją do relatywizacji: „Na początku było złe słowo”, „nienawiść, nietolerancja”. Zamiast powiedzieć wprost – wojna była efektem niemieckiej żądzy podboju; polityka imperialistyczna, a nie żadna nienawiść.

– I do tego „Imagine there’s no hate” – hasło Magdaleny Adamowicz. Tym się przykrywa prawdę. Weźmy taki tramwaj, któremu nadano imię Hansa Förstera. On jest też proklamowany u nas jako bohater kociewski, podróżnik, taki wspaniały Niemiec, który pisał o Polsce i ją pokazywał. Tylko w ogóle się nie mówi o tym, że to on rozpowszechnił określenie „polnische Wirtschaft”, że to on pisał o Polakach jako o świniach, o narodzie, który powinien służyć.

Günter Grass też jest nam na każdym kroku w Gdańsku przedstawiany jako jakiś bohater. A był członkiem Waffen-SS.

– Mamy w Gdańsku tylu bohaterów z czasów Solidarności, II wojny światowej. Czemu sięga się po tamtych?

– Bo Niemcy w to inwestują, i to działa, a symbole wchodzą do przestrzeni publicznej. My słyszymy: „Nie rozdrapujmy ran”, „Patrzmy w przyszłość”.


"Musimy mówić prawdę"

– Jak zatem powinniśmy prowadzić własną politykę historyczną?

– Brakuje nam długofalowej strategii. Niemcy prowadzą swoją konsekwentnie, niezależnie od rządu. My? Przez chwilę była propolska, gdy rządziło PiS. A teraz znowu: „Nie wracajmy do przeszłości, wszyscy coś tam mieliśmy na sumieniu”.

W niemieckich szkołach już od dziesięcioleci uczy się tego, że Niemcy byli zaatakowani przez nazistów, że Niemcy pomagali innym. Dzisiaj 70% Niemców sądzi, że ich przodkowie nie byli wśród sprawców, a prawie 37% Niemców jest przekonanych, że ich przodkowie byli ofiarami nazistów. Tego uczą się dzieci w niemieckich szkołach, a u nas?

Dlatego my musimy mówić prawdę. Mamy Witolda Pileckiego, ojca Maksymiliana Marię Kolbego, powstańców – bohaterów, o których pamięć trzeba przywracać, a którzy teraz niestety są wymazywani z Muzeum II Wojny Światowej. Polecam wszystkim książki profesora Andrzeja Nowaka, Feliksa Konecznego – dla dzieci i dorosłych. To są dzieła, które naprawdę mogą łączyć pokolenia. Nasza piękna, fascynująca historia jest czymś, z czego naprawdę możemy być dumni. My jesteśmy narodem bohaterskim i dlatego cały czas zakazuje się nam o tym mówić i pamiętać.

Jeśli będziemy bezrefleksyjnie „kodować” kolejne pokolenia – bez rozmowy, bez kontekstu – na to, że Polacy też byli sprawcami, a Niemcy ofiarami, to stworzymy bardzo niebezpieczny grunt na przyszłość. W efekcie agresywnej polityki historycznej Niemiec przeinaczającej naszą historię może się okazać, że nasze dzieci albo wnuki będą musiały płacić reparacje Żydom i Niemcom. I to nie dlatego, że jesteśmy winni, ale dlatego, że nie zadbaliśmy o własną narrację.




Autor: Konrad Wernicki
Źródło: Tygodnik Solidarność nr 32 / 12 sierpnia
Data: 13.08.2025 09:00



------------



O Wrocławiu pisałem min. w opracowaniu "Werwolf".


Germanizacja i odpolszczanie Wrocławia

12.08.2025 18:00
Coraz więcej jest we Wrocławiu znaków rzekomej niemieckiej tożsamości. Eksponowane są nawet najbardziej banalne epizody tej części jego dziejów. 


Archikatedra św. Jana Chrzciciela we Wrocławiu / pixabay.com



Korzenie Wrocławia

Rzekoma odwieczna niemieckość Wrocławia jest bzdurą. W początkach państwowości czeskiej istniał tu gródek o imieniu wziętym od księcia Vratislawa. Ekspertyzy węglowe dowiodły, że po roku 980 Mieszko I zbudował w jego miejscu warowny gród. W roku 1000 decyzją Bolesława Chrobrego stał się on siedzibą biskupstwa. Od polskiej prowincji kościelnej zostało ono oderwane dopiero w roku 1821.

Tak długo wśród tutejszych katolików silnie obecna była polszczyzna, której zanik przyspieszył dopiero wprowadzony w Prusach obowiązek chodzenia do niemieckojęzycznych szkół. Prowadzone od roku 1904 badania prof. Kazimierza Nitscha zaskoczyły ciągłą obecnością w szerokim pasie przylegającej do Dolnego Śląska Wielkopolski wszystkich językowych zjawisk charakterystycznych dla śląskiego dialektu naszego języka. Polskojęzycznych Dolnoślązaków ciągle więc musiało być mnóstwo, a ich kontakty z Wielkopolanami tak żywe, że wywierały wpływ na ich język.

Wszystko to mimo niemieckiej kolonizacji, już w XIII w. odciskającej się na składzie wrocławskiego patrycjatu czy związków małżeńskich, skutkiem których rycerskie rody Świnków zamieniały się w Schweinerów, a Krakwiczów w Krakwitzów.


Nazwiska dawnych Dolnoślązaków często zdradzają narodowość ich przodków. Uważającym się za Niemców zdarzały się powroty do tożsamości pradziadów. Najgłośniejszy był przypadek ziemianina spod Legnicy Alfreda von Olszewskiego, który po przeczytaniu „Trylogii” zadeklarował się jako Polak, tego samego żądając od swoich dzieci.

W okolicach Wrocławia nie brakowało też ziemian od polskich korzeni się nie odżegnujących, jak np. Machniccy, czy przyjmujących sarmacki styl życia Dolnoślązaków świeżej daty, jak przybyły w XVIII w. znad Renu ród Schaubertów – polonofili słynących z husarskiej fantazji i trumiennych portretów wykonywanych dla każdego członka rodziny. To w podwrocławskim Henrykowie w roku 1270 napisane zostało pierwsze zdanie w języku polskim. Od wynalezienia druku Wrocław zawsze należał też do głównych ośrodków wydawania polskich książek. To w nim w XIX w. premierę miała część dzieł Krasińskiego, Klementyny Tańskiej-Hoffmanowej, a stale wznawiano Jana Kochanowskiego, Juliusza Słowackiego, Ignacego Krasickiego, Jana Potockiego, Franciszka Karpińskiego…


Wrocław polski, czeski, niemiecki


W średniowieczu rangę przodującą w Polsce zyskiwał Wrocław za sprawą ludzi takich jak palatyn Krzywoustego Piotr Włast, świetny gospodarz fundujący opactwa m.in. na podwrocławskim Ołbinie, gdzie jedna z romańskich świątyń należała do największych w środkowej Europy. Nie mniejszą pracę wykonali piastowscy Henrykowie, których stolica po pożodze tatarskiej lokowana była z rozmachem oznaczającym budowę jednej z największych metropolii kontynentu. Wrocław stawał się wtedy rzeczywistym centrum polskiej państwowości.

Henryk Probus budował w nim na wskroś królewski zamek i ledwie krok dzielił go od koronacji. W 1290 roku dobrą passę śląskich Piastów i szanse Wrocławia na rangę stolicy polskiego państwa oddaliła nagła śmierć Probusa, a bezpotomne odejście w 1335 roku ostatniego wrocławskiego Piasta spowodowało przejście pod zwierzchność czeską.

Sprzeciwiał się temu biskup Nankier i wiele przemawia za tym, że tylko jako tymczasową utratę Śląska uważał Kazimierz Wielki. Zobowiązanym do jego odzyskania miał być Władysław Jagiełło, o konieczności tej pisał Jan Długosz. Wymianę dziedzictwa Piastów na posiadłości włoskie oferowała Bona Sforza. O Wrocławiu i Śląsku pamiętano, w latach 1471–1526 znalazły się nawet pod berłem Jagiellonów. Z nadarzających się okazji powrotu Polski nad Odrę nie skorzystano wskutek konieczności odpierania ciągłych agresji ze wschodu, południa i północy. Wrocław przechodził z rąk do rąk, w czasach Macieja Korwina zdarzył mu się nawet epizod panowania węgierskiego. Lata przynależności do kolejnych państw podliczał prof. Jerzy Łojek, z którego podsumowania wynika, że przynależność Wrocławia do Polski składa się na ok. 446 lat. Czyli nie tylko więcej od ok. dwóch wieków związku miasta z Czechami, ale i od trwającej łącznie od roku 1526 do 1945 przynależności kolejno do monarchii Habsburgów, Prus i wreszcie – Niemiec.

Jednak to, że przez dwa stulecia poprzedzające powrót do Polski Wrocław należał właśnie do Prus i Niemiec, ma oczywiste konsekwencje w postaci niedawnego i sporego dziedzictwa tych wieków.


Większość jednak tego, co definiowane bywa jako „poniemieckie”, w dużej mierze jest dziełem powojennej odbudowy.

W wydanym w 2009 roku albumie „Wrocław 1947. Fotografie lotnicze” zobaczyć można nie tylko pustynię, w jaką zamienione zostały najludniejsze dzielnice, ale też te zdefiniowane jako ocalone. A ich zdjęcia pokazują, że niemal wszystkie domy pozbawione w nich były dachów. W rzeczywistości nie miały też okien, często ścian i wielka ich część wymagała gruntownej odbudowy. Mnóstwo zachowanej tkanki miasta, posiadając przedwojenny rodowód, ma powojenne stropy. Co w większym stopniu czyni je dziełem powojennych, a nie przedwojennych gospodarzy.


Prof. Jerzy Woźniczka, konkludując to, co zostało po zmieniających się włodarzach, stwierdził, że z czasów Piastów mamy głównie zamki i gotyckie kościoły, z czesko-habsburskich barokowe klasztory, a z prusko-niemieckich koszary i więzienia.

Wnioskowi temu trudno odmówić słuszności. Wszystkie kościoły starsze od barokowych to fundacje Piastów. Na samym Starym Mieście stoi ich kilkanaście, w całym Wrocławiu taki rodowód ma kilkadziesiąt. Wrocławskie zamki potomków Bolesława Krzywoustego ocalały tylko we fragmentach. Te z Ostrowa Tumskiego dają jednak wyobrażenie o potędze Bolesława Wysokiego i jego następców. W podziemiach zobaczyć możemy m.in. część największej wieży mieszkalnej ówczesnej Europy.


Wrocław habsburski

Najwspanialszą pamiątką czasów habsburskich jest Uniwersytet, utworzony w roku 1702 jako Akademia Jezuicka. Jej inicjatorem, organizatorem i pierwszym kanclerzem był pochodzący z Inflant Fryderyk Kazimierz Wolf. Narodowość tej postaci, która karierę zaczęła na dworze Jana Kazimierza, prof. Gościwit Malinowski definiuje jako polską niemieckiego jedynie pochodzenia.


Z najpiękniejszym wnętrzem uczelni, Aulą Leopoldiną, związane jest kuriozum, którym jest portret Fryderyka II. Po zdobyciu miasta w roku 1742 zażądał on, by stanowiący część galerii dobrodziejów akademii portret cesarza Rudolfa II zastąpić jego własnym, mimo że rządy Fryca były dla niej kataklizmem.

Pojawienie się tego władcy przerwało budowę gmachu akademii, który miał być o jedną trzecią większy. Na parę dziesięcioleci zdegradował ją do roli seminarium duchownego, a prowadząc permanentne wojny, wspaniałą budowlę zamieniał w koszary, więzienie dla tysięcy jeńców, stajnie, magazyny, lazarety. W salach pełnych dzieł sztuki żołdactwo paliło ogniska, wybuchały pożary, perła architektury obracała się w ruinę.

Aula Leopoldina miała sporo szczęścia zarówno w wieku XVIII, jak i w roku 1945. Połowę gmachu bomby obróciły wtedy w gruzy, ale najpiękniejsza aula przetrwała bez wielkich zniszczeń. A w niej galeria portretów wraz z podobizną Fryderyka II. Tylko jeden z nich należy dziś do pierwotnego wystroju auli. Wszystkimi innymi – zastępowano wcześniejsze, wyrzucając np. wizerunki papieży, by w ich miejsce powkładać pruskich dygnitarzy.

Kiedy w roku 1945 w ruinach akademii i późniejszego Universitat Breslau powstawał Uniwersytet Wrocławski, profesorowie wywodzący się głównie z Uniwersytetu Jana Kazimierza zastanawiali się nad dziedzictwem wypełniającym Aulę Leopoldinę. Marmurowa postać jej patrona nie budziła niechęci – cesarz Leopold był nie tylko fundatorem uczelni, ale i sojusznikiem Polski. W czasach potopu wsparł nas 16 tysiącami żołnierzy. Dowodzący nimi Melchior von Hatzfeld spoczywa w podwrocławskich Prusicach pod sarkofagiem z wizerunkami walk m.in. o Kraków i Poznań. Oczywisty wstręt budził jednak znajdujący się w auli portret Fryderyka. I mimo że w roku 1945 wszystko, co pruskie, wywoływało fatalne skojarzenia, wizerunku inicjatora I rozbioru nie usunięto, uznając obraz za część dzieła sztuki, którym jest Leopoldina. W roku 1997 została ona jednak okradziona i sześć portretów, w tym Fryderyka II, uznano za utracone bezpowrotnie. Czyż nie należałoby w tej sytuacji przywrócić do galerii dobrodziejów uczelni, tych, którzy naprawdę nimi byli?

Należeli do nich papieże i królowie, których wizerunki odtworzyć można na podstawie ich znanych portretów. Zamiast tego mamy dziś w Leopoldinie najświeższej daty kopie wizerunków Fryderyka II i pruskich dygnitarzy. A nie mamy w tym najważniejszym dla Uniwersytetu wnętrzu godła Rzeczpospolitej Polskiej, które po ostatniej konserwacji – nie wróciło.


„Omnia per Polonia!”

To we Wrocławiu w 1816 roku powstała pierwsza polska korporacja akademicka, której hasłem było „Omnia per Polonia!”.


W murach wrocławskiego uniwersytetu studiowali Marian Langiewicz, Józef Lompa, Adam Asnyk, Jan Kasprowicz, Wojciech Korfanty, Ignacy Chrzanowski, liczni uczestnicy wszystkich naszych powstań narodowych XIX i XX wieku. Wśród profesorów byli współtwórca współczesnej medycyny Jan Mikulicz-Radecki i wyniesiony do godności rektora filolog Władysław Nehring.

Sensacją akademickich dziejów miasta były następstwa wykładu prof. Rudolfa Westphala, nacjom używającym deklinacji sześcioprzypadkowej przypisującego „przyrodzoną podrzędność”. Polemiczny głos polskich studentów doprowadził do wyzwania jednego z nich na pojedynek. Westphal w ustalonym przez sekundantów miejscu się nie zjawił, więc gazety wydrukowały protokół o jego „obraniu z czci i honoru”, a senat uniwersytetu ogłosił wydalenie ze społeczności akademickiej. Westphal zniknął wtedy jak kamfora, po latach karierę wznowił w Moskwie.

Przez całe stulecia Niemcy we Wrocławiu przeważali, ale obecność w nim Polaków zawsze była znacząca.


Kiedy w 1806 roku miasto otoczyły wojska Napoleona, narodowy skład jego garnizonu przyczynił się do szybkiej kapitulacji.

Dwie piąte stanowili w nim bowiem Polacy, ośmiuset zbiegło do Francuzów, wraz z którymi w zdobytym mieście znaleźli się też ułani Legionów Polskich, przyprowadzający tysiąc jeńców wziętych do niewoli po zwycięskich szarżach pod Szczawnem. W 1807 roku sformowano we Wrocławiu trzy polskie pułki. Wyspami polskości były przedmieścia, Ostrów Tumski (liczni polscy duchowni i niemal zawsze polski biskup pomocniczy), Ołbin z kościołem św. Michała – jednym z największych w mieście i zwanym polskim. Wprawdzie w spisie przeprowadzonym w roku 1910 narodowość polską zadeklarowało ledwie 3% wrocławian, jednak rzeczywista ich liczba mogła wynosić nawet 50 tysięcy. Gwałtownie zaczęło ich ubywać po roku 1918, gdy wrogość otoczenia wzrosła, a granica II RP była blisko. Idylliczny obraz tamtych czasów, ukazywany dziś w niezliczonych wystawach i książkach, mało ma wspólnego z prawdą. W skali poparcia dla NSDAP ówczesny Wrocław ścigał się z Gdańskiem, jako pierwszy dorobił się obozu koncentracyjnego, to w nim powstawały zręby ludobójczego Generalplan Ost. Na Polaków napadano, demolowano siedziby ich organizacji, nawet Konsulat RP. Od 1939 roku miasto wypełniało się przymusowymi robotnikami i więźniami obozów, wśród których Polacy należeli do najliczniejszych. Działał polski ruch oporu, ale – jak w przypadku siatki Olimp – kończyło się to śmiercią jego uczestników.


Wtórna germanizacja Wrocławia

W 1945 roku powszechne było wśród Polaków przekonanie, że za zabitą Warszawę Niemcy zapłacą Wrocławiem, a zwycięskie mocarstwa ziemie do Odry i Nysy uznały za rekompensatę połowy Polski anektowanej przez ZSRS. Miasto, które w 75% było kupą gruzów, jest dziś metropolią bardziej rozległą i ludną niż kiedykolwiek wcześniej. Większość wrocławian mieszka w domach od fundamentów zbudowanych w ostatnim osiemdziesięcioleciu.


Coraz częściej dochodzi jednak do wynaturzeń historycznej narracji i symbolicznej przestrzeni Wrocławia. Według szydzących z polskości pisarek „nazwy miejscowe nadane w roku 1945 są brzydkie i bez polotu”. A prawda jest taka, że trud wybitnego językoznawcy prof. Stanisława Rosponda w ok. 90% polegał na przywracaniu pierwotnego, polskiego brzmienia imion tysięcy wsi i osiedli.

W postaci ledwie zniemczonej wszystkie one przetrwały aż do czasów Hitlera, kiedy powymyślano dla nich całkiem nowe, niemieckie, i które mimo totalitarnych realiów III Rzeszy nie zdołały wejść do pozaoficjalnego użytkowania. Z fasad pałaców zniknęły tablice informujące o ich powojennej odbudowie, podobnie jak płyty upamiętniające liczne filie obozów pracy. Rzadko żądanie ich przywrócenia przynosi skutek taki, jak w przypadku upamiętnienia Emanuela Kani, autora muzyki do „Ballad i romansów” Adama Mickiewicza czy Stefana Kulczyńskiego – polskiego lekarza, cudem ocalonego z łap Gestapo, a potem UB, którego dom służy dziś jako pałac ślubów.


Nawet Rok Józefa Wybickiego nie był we Wrocławiu powodem, by autora naszego hymnu upamiętnić na fasadzie domu, w którym mieszkał i napisał księgę „Życie moje”. Tacy wrocławianie jak Witelon, pierwszy polski uczony rangi światowej, w pamięci miasta niemal nie istnieją. Nie jest jej godny autor tłumaczeń, bez których nie byłoby sporej części nauki renesansu oraz dzieł pionierskich dla okulistyki i optyki? Albo Benedykt Polak, który po wyruszeniu z Wrocławia jako pierwszy Europejczyk dotarł na Daleki Wschód? Było to 25 lat przed wyprawą Marco Polo, o którym ani słowa nie ma w żadnej z azjatyckich kronik, a misję wrocławianina, autora pierwszego słownika języków Wschodu, opisano tam ze szczegółami. Nawet gdy miasto było Europejską Stolicą Kultury, niewiele zrobiono dla promocji jego unikatowych dokonań.

W czasach Marka Grotowskiego i Henryka Tomaszewskiego Wrocław był przecież światowym centrum nowego teatru. Zaraz potem – bastionem walki z komunizmem, w którym setki audycji Radia Solidarność Walcząca emitowano siecią tajnych nadajników rozmieszczonych w każdej dzielnicy. Ilość drukowanej w podziemiu prasy (prawie 500 tytułów!) była większa niż poza granicami naszego kraju w całym sowieckim imperium od Łaby po Kuryle. Tutaj działała Pomarańczowa Alternatywa.


Czy to nie większy powód do chwały od stworzonej w Pałacu Fryderyka II apoteozy Hohenzollernów, gloryfikującej nawet złodzieja polskich koron królewskich, który kazał je przetopić na polskie monety?

Na bramy mostu w roku 1945 zniszczonego tak dalece, że nie runął tylko dzięki pryzmie opartych o dno Odry barek, po 80 latach mają wrócić godła Prus, Rzeszy Niemieckiej i niemieckojęzyczny napis wyrażający cześć dla Wilhelma II. Był most tego samego imienia w Berlinie, ale i tam je zmieniono, czci tej kanalii nadal oddawać tam nikt nie zamierza. A we Wrocławiu mamy takich, co starają się być bardziej niemieccy od samych Niemców.

Już powrót nazwy Hala Stulecia był pluciem w twarz każdemu, komu bliska jest polska niepodległość. Bo w nazwie tej przecież chodzi o pruski triumf pod Lipskiem przypieczętowujący kres Księstwa Warszawskiego, zakuwający Polskę w kajdany niewoli. Teraz kolejna dominanta Wrocławia cześć ma oddawać katom dzieci wrześnieńskich, wodzowi armii, która wojnę w Polsce zaczęła od spalenia Kalisza.



Autor: Artur Adamski
Źródło: Tygodnik Solidarność nr 32 / 12 sierpnia
Data: 12.08.2025 18:00






2015 r.:




tysol.pl/a145022-natalia-nitek-plazynska-co-lato-w-gdansku-wylewa-sie-nazistowskie-szambo

tysol.pl/a144975-germanizacja-i-odpolszczanie-wroclawia



13 8



środa, 23 lipca 2025

Dyktatura czy okupacja (kamień i denkmal)

 


wg słownika gewaltherrschaft to:

despotyzm, tyrania, dyktatura, a nie okupacja



okupacja to besatzung





Nawet niemiecka wikipedia hasło

Okupacja niemiecka ziem polskich (1939–1945)

pisze:  


Deutsche Besetzung Polens 1939–1945:



Die deutsche Besetzung Polens (1939–1945) im Zweiten Weltkrieg begann mit dem Überfall der deutschen Wehrmacht auf die Zweite Polnische Republik am 1. September 1939



Zwróć jednak uwagę - słowo gewaltherrschaft jest podzielone na dwie części

gewalt - znaczy gwałt, przemoc, ale też: moc, siła
herrschaft - panowanie, rządy, władza


czyli, że ofiary ucierpiały od opresyjnej WŁADZY niemieckiej


czyli napisane jest to z pozycji siły, 

podkreślają swoją siłę i władzę nad Polakami





ofiarom
niemieckiej 
mocy i 
władzy 
w Polsce
1939 - 1945





















tygodnikpowszechny.pl/pomnik-polskich-ofiar-ii-wojny-swiatowej-w-berlinie-mogl-powstac-w-tym-roku


Jan Chodera, Stefan Kubica - "Podręczny słownik niemiecko - polski"

Wiedza Powszechna - Warszawa, 1987



de.wikipedia.org/wiki/Deutsche_Besetzung_Polens_1939–1945


"nasi chłopcy" - niemcy w Gdańsku, Wrocławiu...





Na moim blogu od 15 lat opisuję takie rzeczy, gdzie wy byliście cały ten czas???


Jak ja lata temu jeździłem po oficjelach w Warszawie, Gdańsku, Gdyni, to nikt nie chciał ze mną rozmawiać, bo każdy był już po rozmowie z Nimi i robił w majdy.


Teraz nagle się wszyscy wyznają na rzeczywistości??



Co do "nasi chłopy" mi ten termin wybitnie kojarzy się z treściami jakie czytywałem na na forach trójmiejskich, np. wolneforum gdańsk, a także z retoryką, o! - jak np. tu na tym zdjęciu z moich zasobów na blogerze, z 2011 roku z postu pt. Sielanka


radosne chwile nieprzyjaciela

pomagają strudzonym żołnierzom

oferują żołnierzom tacę

młodzi mężczyźni uśmiechem odpowiadają na ten miły gest








Radosne chwile nieprzyjaciela. Pomagają jak tylko mogą. Świeże kanapki...ciekawe skąd wiadomo, że świeże? No nieważne, nie myślmy zbyt wiele - ważne, że świeże kanapki kojarzą się z czymś miłym, przyjemnym, dobrym... Młodzi mężczyźni uśmiechem odpowiadają na ten miły gest. Nie zbrodniarze, ale gdzie.... Uśmiechem. Na miły gest....



Zaiste niezwykłe.... A jak by tu zatytułować to zdjęcie?


 

Może: młodzi mężczyźni pomylili trzepak ze szlabanem. Albo: Żołnierze też ludzie - przednia zabawa. A może: Chwila wytchnienia po walce - czas nasycić się zwycięstwem. Pracowici mężczyźni poprawiają uszkodzony szlaban? Żołnierze bawią się w przeciąganie szlabanu? Młodzi mężczyźni poprawiają Polakom szlaban? Ekipa robi psikusa Polakom? Mężczyźni naprawiają krzywy szlaban?

Jeśli w polskojęzycznych mediach roi się od antypolskich zwrotów i tekstów - i nikt nie robi z tym porządku... Czy to znaczy, że służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa współdziałają w tym procederze? Biernie, czy może aktywnie? A jeśli tak - to co to dla nas oznacza? Więc werwolf istnieje .......



Tak pisałem w 2011 roku.

A dzisiaj mamy rok 2025 - nie widzieliście tego?

Gdzie byliście politycy przez te ostatnie 15 lat?


Takich rzeczy jak to w muzeum jest pełno w sieci i nie tylko - to od lat się staje powszechne i wchodzi do potocznego myślenia.


"radosne chwile nieprzyjaciela" 22 czerwca br. na fb : 
"chwila wytchnienia" - w środku hekatomby zrelaksowane plażowiczki

to całkowicie koresponduje z tym opisem ze zdjęcia powyżej, to jest język propagandy, wybielania niemców za zbrodnie, dezawuowania cierpienia Polaków... tak samo tą samą metodą w mediach dezawuują polską kulturę i tak samo dezawuują rodzinę, chęć posiadania dzieci i promują lgtb - tak po prostu używając nieadekwatych słów do kontekstu

tak samo na forach gdańskich "rozczulają się" nad widokówkami z Gdańska z okresu zaborów - "o, jak pięknie było, jak wspaniale, szkoda, że tego już nie ma..."












A z czym kojarzą się wam słowa "żołnierze wyklęci"?

Bo zagraniczni publicyści twierdzą, że z bandytami, których Polacy za zbrodnie - we własnym kraju wyklęli.


Oto jak się was robi w bambuko.


Od razu mówiłem, że mi się to nie podoba, tylko wtedy nie widziałem jeszcze klucza, po co to jest, taka nazwa wymyślna.

Kto to hasło wymyślił? Kto kolportował? Kto drukował na koszulkach?

Kto był głupi, a kto udawał głupka?

Hę?


I tak samo jest z "nazistami" i "moją małą ojczyzną" i wieloma innymi rzeczami.


 











TYLKO U NAS. Sellin: Walczący w Wehrmachcie to nie "nasi chłopcy". W elitach PO panuje kult antypolskiego Wolnego Miasta Gdańska


opublikowano: wczoraj


Muzeum Gdańska zaprezentowało wystawę pt. „Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy”, która - jak sama nazwa wskazuje - opowiada o mieszkańcach Pomorza walczących w II wojnie światowej po stronie Niemców. „Muzeum Gdańska, podległe prezydent miasta Gdańska, nie powinno prowokować. Gdyby to chcieli mądrze zrobić, to by wystawa się nazywała: ‘Niemcy z Pomorza Gdańskiego w służbie Trzeciej Rzeszy’, coś takiego. A jeżeli to się nazywa ‘Nasi chłopcy’, to do kogo to jest adresowane? Przecież to jest adresowane do mieszkańców Gdańska, Pomorza, dzisiaj żyjących w Gdańsku i na Pomorzu. To nie byli nasi chłopcy” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Jarosław Sellin, poseł PiS z okręgu gdańskiego.


Nasi chłopcy walczyli na Westerplatte, w placówce Poczty Polskiej w Gdańsku, na Kępie Oksywskiej, gdzie zginął na przykład mój dziadek w walce z Niemcami 13 września 1939 roku, walczyli też w „Gryfie Pomorskim”, a nie utożsamialiśmy się z chłopcami, którzy walczyli w formacjach zbrojnych III Rzeszy. Tytuł wystawy jest ewidentną prowokacją. Gdyby to chcieli mądrze zrobić, jakoś opowiedzieć historię mieszkańców Pomorza, Gdańska w latach 1939-1945, którzy byli wcielani do Wehrmachtu, to po prostu powinni dać tej wystawie inny tytuł, a nie „Nasi chłopcy”

— zaznacza Jarosław Sellin.

Z czego wynika fakt, że wystawie o mieszkańcach Polski walczących po niemieckiej stronie w czasie II wojny światowej nadano tytuł: „Nasi chłopcy”? Czy to tylko niezręczność, zwykły błąd, czy jednak należy doszukiwać się tu czegoś więcej?


Wydaje mi się, że to jest też pokłosie atmosfery, która w Gdańsku się wytworzyła w kręgach głównie elit rządzących Gdańskiem, a to są środowiska raczej związane z Platformą Obywatelską, w której funkcjonuje od lat jakiś dziwny sentyment i kult na przykład Wolnego Miasta Gdańska, które to państewko było największym błędem Traktatu Wersalskiego, bo na koniec okazało się, że właśnie m.in. z powodu tego państewka wybuchła jeszcze koszmarniejsza II wojna światowa

— powiedział Sellin.
„To jest po prostu snobizm czy sentyment do dziedzictwa niemieckiego na Pomorzu”


Gdyby wtedy Gdańsk wcielić po prostu do Polski, to po 20 latach już Polacy byliby w tym mieście większością w sposób naturalny, gdyż w innych miastach byłego zaboru niemieckiego też to się potwierdziło, że Niemcy wyjeżdżali, a przybywali Polacy. Gdańsk by się naturalnie spolonizował. Zamiast tego stwo

rzono kadłubowe państewko, które się okazało potem jednym z najagresywniejszych państewek wobec Polski, sprzyjającym nazistowskiej ideologii. W Wolnym Mieście Gdańsku naziści zdobyli władzę szybciej niż w całych Niemczech. Dlatego jego kult jest dla mnie niezrozumiały. Nie ma żadnego powodu do budowania sentymentu wobec tego tworu państwowego i atmosfery, która w nim panowała, atmosfery, która w dużej mierze polegała na tym, że Polacy musieli ukrywać swoją tożsamość

— analizował poseł PiS.


Obywatele Wolnego Miasta Gdańska, gdy na przykład prowadzono ul. Gdańską aresztowanych po walkach polskich pocztowców, bili ich po twarzach, pluli na nich. To nie było reżyserowane. Taka była antypolska atmosfera Wolnym Mieście Gdańsku

— przypomniał.

Mimo to część współczesnych mieszkańców Gdańska z sentymentem odnosi się do historii Wolnego Miasta Gdańska.


To jest po prostu snobizm czy sentyment do dziedzictwa niemieckiego na Pomorzu, w Gdańsku i do tego tworu jakim jest Wolne Miasto Gdańsk. Nawet wśród części współczesnych mieszkańców Gdańska jest skłonność do mówienia, że jest się z Wolnego Miasta Gdańska, nalepia się na samochodach jakieś naklejki z tym związane itd. To nie jest zdrowe, a władze miasta to animują, albo tolerują, utrzymują taki sentyment

— zaznaczył.



polityce.pl/polityka/735021-sellin-walczacy-w-wehrmachcie-to-nie-byli-nasi-chlopcyJ TAKŻE:

---------



Kosiniak-Kamysz krytycznie o wystawie "Nasi chłopcy". Podejmie jakieś kroki? Szrot: "Udanej interwencji, Panie Premierze". 

opublikowano: wczoraj



Władysław Kosiniak-Kamysz, wicepremier i szef MON, zabrał głos w sprawie wystawy „Nasi chłopcy” w Muzeum Gdańska. Zdaniem lidera ludowców, ekspozycja poświęcona mieszkańcom Pomorza Gdańskiego służącej w niemieckiej armii w czasach II wojny światowej „nie służy polskiej polityce pamięci”. W komentarzach przypomniano m.in., że Kosiniak-Kamysz, jako wiceprezes Rady Ministrów, może w tej sprawie zrobić nieco więcej niż wyrazić oburzenie na portalu X. 22 421 04 01. To telefon do sekretariatu Pańskiej koleżanki z rządu, Pani Minister Kultury I Dziedzictwa Narodowego Hanny Wróblewskiej która nadzoruje m. in. Muzeum II Wojny Św., współodpowiedzialne za ten skandal” - przypomniał poseł PiS Paweł Szrot.

Wystawa „Nasi chłopcy” wywołała ogromne oburzenie. Głos w tej sprawie zabrał m.in. prezydent Andrzej Duda.


Nie ma zgody na relatywizowanie historii! Z oburzeniem przyjmuję informację o wystawie „Nasi chłopcy” w Muzeum Gdańska. Przedstawianie żołnierzy III Rzeszy jako „naszych” to nie tylko fałsz historyczny, to moralna prowokacja, nawet jeśli zdjęcia młodych mężczyzn w mundurach armii Hitlera przedstawiają przymusowo wcielony do niemieckiego wojska Polaków. Polacy, jako naród, byli ofiarami niemieckiej okupacji i niemieckiego terroru, a nie jego sprawcami, czy uczestnikami. Gdańsk – miejsce, gdzie zaczęła się II wojna światowa – nie może być sceną dla narracji, które rozmywają odpowiedzialność sprawców. Takie działania podważają fundamenty naszej tożsamości i godzą w szacunek dla Ofiar. Jako Prezydent Rzeczypospolitej stanowczo się temu sprzeciwiam. Kto relatywizuje zbrodnie, ten rozbraja sumienie narodu

— napisał na platformie X.

Władysław Kosiniak-Kamysz, wicepremier i szef MON, to kolejny ważny polski polityk, który krytycznie odniósł się do wystawy.


Wystawa w Muzeum Gdańska „Nasi chłopcy” dotycząca mieszkańców Pomorza Gdańskiego służących w armii III Rzeszy nie służy polskiej polityce pamięci. Nasi chłopcy, żołnierze i cywile, Polacy, bronili Ojczyzny. przed nazistowskimi Niemcami do ostatniej kropli krwi. To oni są bohaterami i to im należą się miejsca na wystawach

— ocenił wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz, minister obrony narodowej.

Wicepremier podejmie interwencję?

Pojawiły się także kolejne komentarze, skierowane m.in. do Kosiniaka-Kamysza.


22 421 04 01. To telefon do sekretariatu Pańskiej koleżanki z rządu, Pani Minister Kultury I Dziedzictwa Narodowego Hanny Wróblewskiej która nadzoruje m. in. Muzeum II Wojny Św., współodpowiedzialne za ten skandal. Udanej interwencji! Będziemy czekać na efekty, Panie Premierze!

— napisał Paweł Szrot, poseł PiS.


Wystawa „Nasi chłopcy” to policzek wymierzony ofiarom niemieckiej okupacji. Mówienie o Polakach w mundurach Wehrmachtu jako „naszych” to haniebne zakłamywanie historii! Gdzie szacunek dla prawdy, gdzie pamięć o tych, którzy ginęli z rąk okupanta?!

— pyta Marlena Maląg, europoseł PiS.

Muzeum Gdańska podległe Aleksandrze Dulkiewicz niepotrzebnie prowokuje. Wystawa powinna się nazywać: „Niemcy z Pomorza Gdańskiego w służbie III Rzeszy”. To nie byli „nasi chłopcy”. Ci walczyli na Westerplatte, w Poczcie Polskiej, na Kępie Oksywskiej, w Gryfie Pomorskim. Oczekuję TAKIEJ wystawy w moim rodzinnym mieście

— napisał Jarosław Sellin, poseł.


Po wystawie “Nasi chłopcy (w Wehrmachcie”, już wkrótce wystawa “Nasi chłopcy (w SS), a potem “Nasi chłopcy (w UB)” itd.?

— ocenił prof. Zdzisław Krasnodębski.


Twórcy wystawy wypisali się ze wspólnoty polskiego losu i z kręgu ludzi rozumnych.

— podkreślił senator Kazimierz Michał Ujazdowski.


Czego można „dowiedzieć się” z wystawy?

Radna sejmiku województwa pomorskiego, Natalia Nitek-Płażyńska, wybrała się na wystawę.


Sama nazwa „Nasi chłopcy” skłoniła nas do tego, żeby wybrać się na tę kontrowersyjną wystawę, o której mówi dzisiaj. cała Polska z najważniejszymi politykami. Mówi się o tej wystawie jako o czymś, co miałoby relatywizować historię polsko-niemiecką. Sprawdziliśmy, zobaczyliśmy, przeczytaliśmy, rozmawialiśmy przed chwilą nawet z rzecznikiem. Okazuje się, że niestety te kontrowersje, które powstały wokół tej wystawy, są absolutnie zasłużone

— mówi podczas briefingu.


Szanowni Państwo, wróćmy do samej nazwy: „Nasi chłopcy”. Pamiętacie państwo, że serial produkowany przez Niemców. „Nasi nasi ojcowie nasze matki”? To jest tak jak takie nawiązanie do tej historii, która wskazywałaby na to, że właśnie Polacy byli też katami, że nie tylko Niemcy mordowali, nie tylko Niemcy tworzyli tę wojenną machinę, przemysł wręcz zabijania ludzi, których uważali za gorszych, że Polacy też w tym współuczestniczyli aktywnie i na tej wystawie dzisiaj też tego się dowiedzieliśmy

— dodaje.


Wchodzimy na wystawę, okazuje się, że cały czas przewija się taka informacja, taka lekka, bardzo swobodna dotycząca właśnie udziału Polaków w niemieckich wojskach. Mówi się o tym, że służyli, mówi się o tym, że po prostu byli wcielani. To wygląda tak, jakby ci ludzie siedzieli, czekali na to, żeby po prostu zostać zabrani przez Niemców i walczyć po ich stronie. To jest oczywiście kłamstwo, to jest nieprawda, ponieważ ci, którzy z własnej woli wstępowali do wojsk niemieckich naprawdę byli malutkim procentem. Oni nie byli przewagą. Przewagą było to, że po prostu Polacy byli siłą, terrorem, wcielani do wojsk niemieckich. Jeżeli ktoś się nie zgadzał, to był mordowany on, cała jego rodzina. Nasi chłopcy, nasi mężczyźni, nasi przodkowie, oni byli mordowani, oni byli kapowani, oni byli wywoże

ni po prostu jeden za drugim mordowani, rzucani do dołów albo wywożeni do obozów zagłady. M

ali chłopcy byli mordowani tylko dlatego, że byli Polakami. To byli nasi chłopcy

— podsumowuje Nitek-Płażyńska.



wpolityce.pl/polityka/735033-kosiniak-krytycznie-o-gdanskiej-wystawiebedzie-interwencja



----------------------



Biskup Mering na Jasnej Górze: Granice naszego kraju są zagrożone. Rządzą nami ludzie, którzy samych siebie określają jako Niemców


opublikowano: 12 lipca


Granice naszego kraju tak samo z zachodu jak i wschodu są zagrożone - mówił bp Wiesław Mering z Włocławka podczas sobotniej wieczornej Mszy dla uczestników pielgrzymki Rodziny Radia Maryja. Według biskupa, rządzą nami ludzie, którzy samych siebie określają jako Niemców.

„Granice naszego kraju są zagrożone”


W homilii bp Mering mówił m.in. o wadze Kościoła jako wspólnoty, w której dokonuje się zbawienie, a także cytował papieża Benedykta XVI, że „jaką przyszłość będzie miał Kościół, taką przyszłość będzie miała cała Europa”.

Podkreślił, że „ku ojczyźnie kieruje nas i to miejsce i ta, którą nazywamy Królową Polski”.


To bardzo potrzebna refleksja w czasie, w którym żyjemy. Granice naszego kraju tak samo z zachodu jak i wschodu są zagrożone, a jeden z polityków mówi: „Więcej niesie z sobą zła ruch obrony granic niż imigranci, o których nic nie wiemy”

— wskazał biskup. Dodał, że w „jego” woj. kujawsko-pomorskim w ostatnim krótkim czasie dokonały się dwa morderstwa: młodej kobiety i mężczyzny.


Rządzą nami ludzie, którzy samych siebie określają jako Niemców. W XVIII w. jeden z polskich poetów, Wacław Potocki mówił: „Jak świat światem, nie będzie Niemiec Polakowi bratem”. Historia straszliwie udowodniła prawdę tego powiedzenia

— zaznaczył, oklaskiwany, bp Mering.

Zacytował też czwartą zwrotkę hymnu: „Niemiec, Moskal nie osiędzie, gdy jąwszy pałasza, hasłem wszystkich zgoda będzie i ojczyzna nasza”.


Nie śpiewamy tej zwrotki, a przecież ona wyraża sumę naszych historycznych doświadczeń. Polski, ojczyzny, kultury i tradycji trzeba dziś bronić świadomie i bardzo mężnie. Bo nie robi tego niestety szkoła, niszczona przez barbarię usuwającą treści patriotyczne narodowe z podręczników i nauczania naszych dzieci, oskarżająca ustami ministra Polaków o budowanie obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Usuwane są treści patriotyczne budzące dumę z dziejów i wielkości Polski

— zaznaczył biskup.
„Polską rządzą dziś polityczni gangsterzy”

Wskazał, że kiedyś miłości do ojczyzny uczyli kard. Stefan Wyszyński i św. Jan Paweł II. Wezwał do samodzielnego uczenia się tej miłości i przekazywania jej młodym Polakom.


Znów tak, jak w komunistycznych czasach, kiedy patriotyzmu, prawdy i historii, i tradycji uczyli nas w domach nasi rodzice, bo przecież Polską rządzą dziś polityczni gangsterzy. Zdziwiliście się pewnie temu mocnemu określeniu, ale ja zacytowałem tylko Donalda Tuska, premiera rządu, bo on tak powiedział (…) niedawno

— zastrzegł biskup.
„Chrześcijanie muszą być w polityce”

Pytając, czy wypada mówić na Jasnej Górze o kwestiach politycznych, przywołał słowa jednego z hongkońskich hierarchów, który miał mówić, że „obowiązkiem biskupa jest wprowadzenie Chrystusa do polityki, bowiem polityka bez Chrystusa jest największą plagą narodu”. Dodał, że św. Augustyn podkreślał, iż miłość do kraju jest też wyrazem miłości do Boga.


Wiara musi pobudzać nas do pracy na rzecz sprawiedliwości, pokoju, dobrych rządów. To właśnie taka powinna być polityka. Praca na rzecz sprawiedliwości, pokoju i dobrych rządów

— akcentował bp Mering.


Polityka wchodzi w każdą dziedzinę życia. Nauka, zdrowie, rodzina, praca, kultura, bezpieczeństwo. To wszystko jest zdane na dobrze rozumianą politykę. Żeby nam ją obrzydzić, akcentuje się, że polityka jest czymś brudnym, od czego powinniśmy trzymać się z daleka

— przekonywał.


Albo mówi się, że to partia tym powinna się zajmować, a nie zwykły szary człowiek. Ten ma milczeć, pracować i być posłuszny. Ma zbierać szparagi, ma dużo kupować i bawić się. Chrześcijanie jednak muszą być w polityce, by wnosić w nią sumienie, sumienie, prawość, sprawiedliwość, życie

— wskazał hierarcha.

Ocenił też, że polityka potrafi zagrozić życiu człowieka „przez aborcję, przez eutanazję, przez niezabezpieczenie granic”.


A żadna władza żaden rząd, żaden parlament nie mają prawa wprowadzać takiego prawa, które prowadzi ku śmierci

— przestrzegł bp Wiesław Mering.



/wpolityce.pl/kosciol/734912-biskup-mering-granice-naszego-kraju-sa-zagrozone



------------



Niemiecka gazeta ostrzega Polskę przed kryzysem. "Nikt nie będzie jej ratował"



Polsce grozi kryzys finansowy podobny do tego, który 15 lat temu wstrząsnął Grecją – pisze "Berliner Zeitung". Zdaniem gazety Polski nikt nie będzie ratował, bo nie jest w strefie euro.



Polska może pochwalić się szybkim wzrostem gospodarczym, niskim bezrobociem, wysokimi wydatkami na zbrojenia i proeuropejskim wizerunkiem. Ciemną stroną jest groźba kryzysu finansowego – podaje "Berliner Zeitung".

Autor tekstu, Klaus Bachmann, przekonuje, że główną przyczyną nadmiernego zadłużenia państwa jest polityka socjalna zapoczątkowana przez PiS i flagowy program partii Jarosława Kaczyńskiego – 500 plus, który później przekształcił się w 800 plus, czyli świadczenie w wysokości 800 zł miesięcznie na każde dziecko.



Niemiecka gazeta krytykuje rządy PiS. 800 plus "fatalną decyzją"

Zdaniem Bachmanna należało ograniczyć zasiłki do rodzin rzeczywiście potrzebujących wsparcia.

"Z punktu widzenia całego społeczeństwa, decyzja była fatalna – zamiast zapewnić więcej i lepszych świadczeń publicznych, co pozwoliłoby zasypywać przepaść między biednymi i bogatymi, państwo rozdzielało gotówkę" – czytamy.

W opinii autora po dojściu Donalda Tuska do władzy kasa państwa była pusta.

Bachmann przekonuje, że podczas gdy Polska zaczęła budować najsilniejszą armię w Europie i zwiększać wydatki na obronność do 5 proc. PKB, "po cichu coś innego rosło jeszcze szybciej – wydatki na cele socjalne, deficyt budżetowy i zadłużenie państwa".

Cytowany w artykule ekonomista Sławomir Dudek mówi, że w Polsce "mamy wydatki, jakbyśmy byli Skandynawią, a podatki mamy jak Irlandia".
Polska poza strefą euro. "Nikt nie będzie jej ratował"

"Berliner Zeitung" odnotowuje, że Polska nie należy do strefy euro, co oznacza, że "nikt nie będzie jej ratował"

, jak miało to miejsce w przypadku Grecji, ponieważ inne kraje "bały się efektu domina".

"Nikt nie będzie ratował Polski, aby nie dopuścić do efektu domina, jak robiła to Angela Merkel w przypadku Grecji. Mniej niż 13 proc. polskiego długu znajduje się w rękach zagranicznych, dlatego w przypadku kryzysu, banki nie będą obawiały się upadku" – czytamy.



dorzeczy.pl/ekonomia/753330/berliner-zeitung-polsce-grozi-finansowy-podobny-do-tego-w-grecji.html



---------



14.07.2025, 10:09
Najgroźniejszy przestępca w Wielkiej Brytanii. Nie okazuje skruchy, a resocjalizacja jest niemożliwa


6-letnia Bebe King, 7-letnia Elsie Dot Stancombe i 9-letnia Alice Aguiar - to ofiary bezwzględnego mordercy. Alex Rudakubana w chwili popełnienia przestępstwa był jeszcze niepełnoletni. Mężczyzna odbywa obecnie karę więzienia, a strażnicy określają go jako najniebezpieczniejszego więźnia w Wielkiej Brytanii.


Autor: Sabina Treffler

Merseyside Police - police.ukAlex Rudakubana zaatakował swoje ofiary bez powodu

Do niespodziewanej tragedii doszło w lipcu 2024 roku w Southport. 17-letni wówczas Alex Rudakubana, urodzony w Walii potomek emigrantów z Rwandy, wtargnął na zajęcia tańca. Zaatakował nożem uczestniczące z nim małe dziewczynki. Wiele osób zostało rannych, w tym trzy śmiertelnie.

Sprawca zbrodni okazał się być bezwzględnym potworem, który zaraz po aresztowaniu miał powiedzieć policjantom, że "cieszy się, że dziewczynki nie żyją". W jego mieszkaniu służby znalazły m.in. rycynę, której ilość pozwoliłaby na otrucie ponad 10 tys. osób, a także broń. Rudakubana od lat fascynował się masowymi ludobójstwami i działalnością Al-Kaidy.

Został skazany na 52 lata więzienia. Sędzia zaznaczył, że zgodnie z prawem Rudakubana nie będzie mógł ubiegać się o zwolnienie warunkowe przed upływem tego okresu.
Bardzo groźny przestępca

Strażnicy więzienni w rozmowie z brytyjskim "The Sun" przedstawili jak obecnie wygląda pobyt tego niebezpiecznego więźnia w zakładzie w Belmarsh.
Rudakubana to czyste zło

– powiedział gazecie jeden ze strażników.


Wszyscy wskazują na to, że jest najniebezpieczniejszym więźniem w Wielkiej Brytanii.

18-letni przestępca może opuszczać celę tylko wtedy, gdy eskortuje go pięciu funkcjonariuszy w strojach bojowych. Nie ma dostępu do komputera i internetu, co stosuje się głównie w przypadku niebezpiecznych więźniów skazanych o czyny związane z terroryzmem.



Ograniczenia rozpoczęły się po tym, jak Rudakubana zaatakował strażników próbując oblać ich wrzątkiem z czajnika. Pilnujący go funkcjonariusze twierdzą, że nie okazuje skruchy i jego resocjalizacja nie jest możliwa.

Strażnicy mają nagrania, jak grozi im śmiercią lub krzyczy "rozwalę ci twarz" czy "Allah Akbar".

Porównują go do Charlesa Bronsona, który od ponad pół wieku odsiaduje kolejne kary w brytyjskich więzieniach. Jest nazywany "jednym z najbardziej brutalnych więźniów" w historii brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości i ma status "więźnia-celebryty".

/niezalezna.pl/swiat/najgrozniejszy-przestepca-w-wielkiej-brytanii-nie-okazuje-skruchy-a-resocjalizacja-jest-niemozliwa/547601



------------


15.07.2025, 10:19


"Należy zrobić z tym porządek". Mocny komentarz do wystawy w gdańskim ratuszu


To jest oburzające, najgorsze jest to, że dzieje się to za przyzwoleniem i z inspiracji władz ogólnopolskich i lokalnych. Oni występują wbrew interesom Polski. To jest prosta droga do upadku Rzeczypospolitej. Ważne jest to, że tych ludzi, myślących w ten sposób jest mniejszość. Większość Polaków to ludzie, którzy dbają o naszą tożsamość narodowa, którzy są dumni z tego, że są Polakami. Ta mniejszość pod rządami Tuska ma wpływy, obsiadła instytucje państwowe, instytucje, które są odpowiedzialne za przekaz historyczny - powiedział, komentując wystawę "Nasi chłopcy", Mariusz Błaszczak, szef klubu parlamentarnego PiS.


Autor: Michał Dzierzak

Wernisaż wystawy „Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy”, której ekspozycja opowiada o losach dziesiątek tysięcy mieszkańców Pomorza wcielonych do armii III Rzeszy, odbył się w piątek w Galerii Palowej Ratusza Głównego Miasta w Gdańsku. Tematyka wystawy i jej tytuł wywołały ogromny skandal i wpisano ją w szereg podobnych inicjatyw deprecjonujących polską historię i politykę pamięci.

Dziś wystawę komentował w programie Michała Rachonia na antenie TV Republika Mariusz Błaszczak, były szef MON, obecnie przewodniczący klubu Prawa i Sprawiedliwości.

- To jest oburzające, najgorsze jest to, że dzieje się to za przyzwoleniem i z inspiracji władz ogólnopolskich i lokalnych. Taka narracja z Gdańska i na Pomorzu była przyjmowana od lat, ale słusznie pan stwierdził, że ta bezczelność nie zna granic. Oni występują wbrew interesom Polski. To jest prosta droga do upadku Rzeczypospolitej. Ważne jest to, że tych ludzi, myślących w ten sposób jest mniejszość. Większość Polaków to ludzie, którzy dbają o naszą tożsamość narodowa, którzy są dumni z tego, że są Polakami. Ta mniejszość pod rządami Tuska ma wpływy, obsiadła instytucje państwowe, instytucje, które są odpowiedzialne za przekaz historyczny

- wskazał Błaszczak.


--------------





Wystawa "Nasi chłopcy". Prezes PiS zabrał głos

15.07.2025 14:42
Nazwa wystawy o żołnierzach III Rzeszy z terenów Pomorza Gdańskiego wywołała ogromne oburzenie. Do sprawy odniósł się prezes PiS Jarosław Kaczyński.



Co musisz wiedzieć?14 lipca 2025 r. w Ratuszu Głównego Miasta otwarto wystawę "Nasi chłopcy".
Ekspozycja dotyczy mieszkańców Pomorza Gdańskiego służących w armii III Rzeszy.
Do całej sprawy odniósł się prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński odniósł się we wtorek w mediach społecznościowych do wystawy "Nasi chłopcy" zaprezentowanej przez Muzeum Gdańska.
Prezes PiS o wystawie w Gdańsku

Szef PiS zapytał na platformie X, "czy to skoordynowana akcja".


Braun kwestionujący Holokaust i zbrodnie w Auschwitz, a teraz ludzie koalicji 13 grudnia tworzący skandaliczną wystawę "Nasi Chłopcy", która ma podprogowo rozmyć odpowiedzialność za tragedię II wojny światowej, a wręcz przypisać ją Polakom. To uderzenie w polską rację stanu i podważanie oczywistych faktów historycznych!

– oświadczył Kaczyński.

Jak dodał prezes PiS, "oburzające jest, że ten proceder legitymizują ludzie sprawujący w Polsce władzę". "To wiele mówi…" – zakończył.

Skandaliczna nazwa wystawy w Gdańsku

W Muzeum Gdańska w ratuszu zaprezentowano ekspozycję "Nasi chłopcy" o mieszkańcach Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy, współtworzoną z Muzeum II Wojny Światowej. Organizatorzy podkreślają, że pokaz ma ukazać trudne losy przymusowo wcielonych żołnierzy z regionu.

"Ekspozycja opowiada o losach dziesiątek tysięcy mieszkańców Pomorza, którzy – najczęściej pod przymusem – zostali wcieleni do armii III Rzeszy. To historia bliska, losy naszych sąsiadów, krewnych, przodków" – reklamuje wystawę miasto Gdańsk.

Natalia Nitek-Płażyńska, wspólnie z gdańskimi radnymi Barbarą Imianowską i Andrzejem Skibą, postanowiła zobaczyć na własne oczy wystawę "Nasi chłopcy" w gdańskim ratuszu.


Sama nazwa "Nasi chłopcy" skłoniła nas do tego, aby wybrać się na tę kontrowersyjną wystawę. Mówi się o tej wystawie jako o czymś, co miałoby wybielać, relatywizować historię polsko-niemiecką. Sprawdziliśmy, zobaczyliśmy, przeczytaliśmy. Okazuje się, że te kontrowersje są absolutnie zasłużone

– oświadczyła radna sejmiku województwa pomorskiego Nitek-Płażyńska.


"Tytuł wystawy przenosi odpowiedzialność na Polaków"

Michał Rachoń, dyrektor programowy Telewizji Republika, ocenił na antenie, że "w zasadzie to tylko krok od stwierdzenia, że skoro «nasi chłopcy» w armii III Rzeszy, to Polacy odpowiadają za II wojnę światową".

Poseł Jan Kanthak stwierdził, że tytuł wystawy przenosi odpowiedzialność na Polaków i rozmywa winę Niemiec, a europoseł Tobiasz Bocheński nazwał ją "niebywałym poziomem zidiocenia i zdrady sprawy polskiej".

"Mam jedno pytanie do twórców tej ekspozycji: kogo dokładnie nazywacie «naszymi chłopcami»? Czy mówicie o tych, którzy mordowali polskich sąsiadów, nosząc mundur Wehrmachtu? Czy o tych, którzy z bronią w ręku wchodzili do polskich wsi, ładowali dzieci do wagonów i odsyłali je do Rzeszy?" – pyta na platformie X Jakub Roskosz.




--------------



Skandal we Wrocławiu: Orzeł Biały usunięty, wisi portret pruskiego króla

Bagins
10-07-2025 18:00


Aula Leopoldina, reprezentacyjna sala Uniwersytetu Wrocławskiego, od lat była miejscem, gdzie polscy studenci odbierali dyplomy pod wiszącym na ścianie godłem Polski. Teraz jednak Orzeł Biały zniknął, a w jego miejscu zawisł portret Fryderyka II - króla Prus, który w XVIII wieku odegrał kluczową rolę w rozbiorach Rzeczypospolitej. Decyzja wywołała oburzenie w mediach społecznościowych.



Jako pierwszy o sprawie poinformował na platformie X Piotr Wojtulek. Zwrócił uwagę, że w najpiękniejszej sali Uniwersytetu Wrocławskiego, która jest też symbolem Wrocławia, zawisł portret pruskiego króla, a zniknął polski Orzeł Biały.


- Aula Leopoldina, to nie tylko najpiękniejsza sala UWr, lecz symbol dziejów Wrocławia. Od pewnego czasu na jej ścianach nie wisi już Orzeł Biały, za to jest portret króla Prus Fryderyka II, który wcale nie wisiał tam oryginalnie

- napisał.
Wrocław, czyli miasto dziwnych decyzji

Internauci nie mają wątpliwości - to skandal, a decyzja jest kolejnym krokiem "odniemczaniu" Wrocławia, ale w odwrotnym kierunku.


- To teraz polscy studenci będą odbierać dyplomy pod pruskim czarnym orłem?

- pyta na platformie X Piotr Rybicki, były student UWr.


- Przypominam, że na moście Grunwaldzkim wraca niemiecki napis i herb Hohenzollernów. To miasto jest zupełnie stracone dla Polski

- komentuje Zygfryd Czaban.
Skąd ta polityczna prowokacja?

Uniwersytet Wrocławski tłumaczy, że zmiana ma na celu przywrócenie historycznego charakteru Auli. Jednak wielu pytaja: dlaczego akurat teraz? I dlaczego w miejscu, które od 1945 roku było symbolem polskiego Wrocławia?

Fryderyk II to postać kontrowersyjna, z jednej strony reformator, z drugiej władca, który przyczynił się do upadku Polski. Bez wątpienia nigdy nie powinien wisieć w miejscu, które jest należne Orłowi Białemu. Decyzja o usunięciu godła Polski na rzecz pruskiego monarchy to po prostu profanacja i działalność antypolska.

-----------


Na most Grunwaldzki we Wrocławiu wróci niemiecka nazwa

09.07.2025 10:03
Wrocławski most Grunwaldzki czeka przebudowa. W trakcie remontu ma wrócić napis "Kaiserbrücke". Ta nazwa powraca już drugi raz. Poprzednim razem most nazwano tak ponownie po dojściu Hitlera do władzy.


Co musisz wiedzieć?Władze Wrocławia zapowiedziały, że po remoncie mostu Grunwaldzkiego zostanie przywrócony napis z nazwą przeprawy z III Rzeczy.
Chodzi o nazwę "Kaiserbrücke" ("most Cesarski").
Tę nazwę usunięto w latach 40. W latach 20. zeszłego wieku most nazywał się jeszcze inaczej. Ale wraz z nastaniem III Rzeszy przywrócono mu nazwę, która teraz zostanie odrestaurowana.
Odremontowany "Kaiserbrücke"

Most Grunwaldzki to jedno z najbardziej znanych obiektów Wrocławia. Jego nazwę na obecną zmieniono w 1947 r. Wcześniej przeprawa nosiła miano "Kaiserbrücke" ("most Cesarski"). Teraz, jak informował portal TuWroclaw.com, władze miasta zapowiedziały, że wraz z końcem remontu na most powróci też dawna nazwa mostu.


W planie jest odtworzenie dwóch ozdobnych naczółków z koroną cesarską, herbem Hohenzollernów, a także ozdobnym napisem "Kaiserbrücke", czyli "most Cesarski". Pojawią się dokładnie w tych miejscach, gdzie były w pierwotnej wersji

– potwierdził w rozmowie z portalem TuWroclaw.com Daniel Gibski, wojewódzki konserwator zabytków.

Most zmieni też kolor na szarozielony. Tak jak to było przed wojną. 


Kaiserbrücke wracił wraz przejęciem władzy przez Hitlera

To jednak nie pierwsza zmiana nazwy mostu. Konstrukcja powstała w latach 1908–1910 i wówczas nadano jej nazwę "Kaiserbrücke". Według niemieckiej Wikipedii w 1924 r. zmieniono ją jednak na Freiheitsbrücke, tj. most Wolności. Pierwotna nazwa wróciła jednak wraz z dojściem Hitlera do władzy, tj. w roku 1933.

Do przywracania niemieckich nazw we Wrocławiu odniósł się m.in. komentator Zygfryd Czaban.


Konsekwentna, od wielu lat, germanizacja przestrzeni publicznej Wrocławia – przywracanie, gdzie się da, niemieckich napisów. Ale szczytem wszystkiego było i tak przywrócenie nazwy „Hala Stulecia” – ku czci przegranej także przez Polaków bitwy pod Lipskiem.

– napisał na platformie X.


--------------















tysol.pl/a143403-na-most-grunwaldzki-we-wroclawiu-wroci-niemiecka-nazwa

tvrepublika.pl/Polska/Orzel-Bialy-zastapiony-pruskim-wladca-Skandal-wokol-Auli-Leopoldiny-we-Wroclawiu/192984

tysol.pl/a143696-wystawa-nasi-chlopcy-prezes-pis-zabral-glos

wpolityce.pl/polityka/735101-nowak-dlaczego-mamy-szanowac-punkt-widzenia-iii-rzeszy

/www.facebook.com/BarwnaHistoriaPolski/posts/pfbid02BNua6FEEuPWp2HTB54o4FGDD4qz1JVtXZaUHikJ2FQYcKKYYkBXqSgSmQ3phXTTpl


wpolityce.pl/polityka/735133-nowa-fala-germanizacji-zuchwalosc-niemiec-rosnie-przy-tusku


niezalezna.pl/polityka/rozbic-panstwa-narodowe-zmienic-pamiec-europejczykow-prof-krasnodebski-o-wystawie-nasi-chlopcy/547717