Serce myśliwca wydarte z ziemi
RADOMYŚL
WIELKI. W minioną sobotę przez ponad osiem godzin pasjonaci historii
wykopywali z lasu w okolicach Radomyśla Wielkiego szczątki niemieckiego
samolotu myśliwskiego z czasów drugiej wojny światowej. To co znaleźli
przerosło wszelkie oczekiwania.
W tym, że głęboko w ziemi w niewielkim lasku tuż obok Radomyśla
Wielkiego może znajdować się zakopany niemiecki myśliwiec, członków
sekcji historycznej Aeroklubu Mieleckiego powiadomił pan Józef,
mieszkaniec miasteczka. Jesienią 1944 roku był on świadkiem, jak
niemiecki samolot, ostrzelany przez Rosjan, z ogromnym impetem runął na
pobliską podmokłą łąkę. – Samolot zapalił się w powietrzu i spadł, z
ogromną prędkością wbijając się w ziemię. Pamiętam wybuch, ogień i
czarny dym. Na miejscu zaraz pojawili się żołnierze rosyjscy, którzy
zabezpieczyli teren, wyzbierali fragmenty maszyny i szybko odjechali –
opowiada świadek. Resztę, z tego, co pozostało, oczyścili sami
mieszkańcy Radomyśla. Największe fragmenty niemieckiego myśliwca miały
jednak pozostać wbite głęboko w ziemię, na głębokości około 4 metrów. W
zawierusze wojennej o katastrofie zapomniano, zaś sam teren przez ponad
70 lat od przejścia frontu zdążył zarosnąć lasem.
Coś jest w ziemi
Sekcja Historyczna Aeroklubu Mieleckiego sprawdza wszelkie podobne
historie, gdy więc jej przewodniczący Mariusz Mazur dowiedział się o
katastrofie niemieckiego myśliwca, wraz z Andrzejem Helowiczem i
podobnymi sobie pasjonatami, czym prędzej wybrał się do Radomyśla. –
Pierwszy raz zjawiliśmy się na miejscu w maju i za zgodą właściciela
działki przeprowadziliśmy badania terenu magnetometrem. Na polanie w
niewielkim lasku znajdowało się zagłębienie, a tam, według wskazań
przyrządów, na głębokości ok. 4 metrów spoczywał duży metalowy
przedmiot, długości do 6 metrów i szerokości około 1,5 metra oraz wiele
mniejszych elementów. Wszystko wskazywało na to, że jest to faktycznie
miejsce katastrofy samolotu – opowiada Mariusz Mazur.
Kolejne badania potwierdziły tę hipotezę. Wykrywacze metalu oszalały,
wskazując pod ziemią ogromne przedmioty ze stali i aluminium. Nie można
było jednak od razu przystąpić do odkopywania znaleziska. – Przede
wszystkim nie było wiadomo, co stało się z pilotem samolotu, gdyż brak
było świadków, którzy widzieliby, czy pilot zdążył się ewakuować, czy
też zginął za sterami. Przypuszczaliśmy więc, że szczątki niemieckiego
lotnika mogą wciąż spoczywać w maszynie. To zupełnie zmienia profil
poszukiwań, gdyż miejsce katastrofy maszyny należy wówczas traktować
jako miejsce nieoznaczonego pochówku i jego rozkopanie wymaga zgody
m.in. Instytutu Pamięci Narodowej, o którą wystąpiliśmy. Poza tym
samolot był uzbrojony, w ziemi mogą więc znajdować się karabiny, pociski
i inne materiały wybuchowe, konieczna była więc obecność saperów. Po
trzecie, jest to obiekt ceny historycznie, nad wykopaliskami muszą więc
czuwać specjaliści – archeolodzy. Nasza grupa jest jedyną na
Podkarpaciu, która odkrywa takie znaleziska całkowicie legalnie,
musieliśmy więc powiadomić wszelkie odpowiednie instytucje i czekać na
niezbędne pozwolenia – wyjaśnia Mariusz Mazur.
Długa droga do odkrycia
Oczekiwanie trwało niemal pół roku. Pierwszy zakładany termin
wykopalisk, planowany na wrzesień, wciąż oddalał się w czasie. Mielecka
ekipa detektywów historii nie próżnowała jednak. Za wszelką cenę starali
się zdobyć jak najwięcej informacji o katastrofie i o pilocie, który
mógł spoczywać w radomyskim lesie. Nawiązali ścisłą współpracę z
niemiecką Fundacją „Pamięć”, przejrzeli wiele stron dokumentów i
opracowań historycznych. Nie byli zdziwieni faktem, że historia powiatu
mieleckiego milczy na temat katastrofy. – Podobnie było ze szczątkami
samolotów, które wcześniej odnaleźliśmy na terenie powiatu; z
odnalezioną przez nas rakietą V-2 we wrześniu ubiegłego roku, czy ze
szczątkami bombowca B-17. Mieszkańcy wskazywali nam miejsce upadku
maszyn, ale wszelkie opracowania historyczne milczały. Można powiedzieć,
że swoim działaniem odkrywamy historię naszego powiatu na nowo. Wiemy
już, że ziemia mielecka może skrywać w sobie znacznie więcej tajemnic –
mówi Mazur.
I wreszcie udało się. Po uzyskaniu wszelkich pozwoleń, zgody IPN-u,
archeologów, saperów, wreszcie z pomocą Józefa Rybińskiego – burmistrza
Radomyśla Wielkiego, który osobiście nadzorował wykopaliska i
zorganizował koparkę, kilkudziesięcioosobowa ekipa poszukiwaczy weszła w
teren. W padającym deszczu, który stopniowo przechodził w śnieg, już o
7-ej rano rozpoczęto pierwsze wykopy.
To jest Messerschmitt!
Dokopać się do szczątków nie było łatwo. Wykrywacze metalu co chwilę
wskazywały na obecność w ziemi elementów maszyny. Każda z części
trafiała w ręce archeologów, była płukana w wodzie i omawiana. To trochę
jak układanie puzzli, każdy element mówi coraz więcej o znalezisku.
Operator koparki sporo się napocił, by pomóc pracującym w dole łopatami
poszukiwaczom, jednocześnie nie uszkadzając tego, co tkwi zaryte w
glinie. Około 10-tej odkryto elementy kokpitu myśliwca i jego podwozie. W
chwilę później łopaty śmigła. Długie na niemal 1,5 metra, wraz z
mechanizmem nastawiania kątów natarcia. Każdy znaleziony element
podgrzewał atmosferę i w końcu nikt już nie zwracał uwagi na chłód i
śnieg. Niektóre części posiadały świetnie zachowane tabliczki
znamionowe, co pozwalało archeologom prześledzić ich historię i
pochodzenie. O 13-tej wśród przedmiotów były już elementy fotela pilota,
kokpitu, poszycia maszyny, wiązki kabli elektrycznych… Wreszcie łyżka
koparki wydziera z dołu na światło dzienne ogromny blok metalu. Wokół
roznosi się zapach nafty lotniczej, z przeżartych korozją zbiorników
myśliwca wylewa się paliwo. Serce maszyny zostaje złożone na skraju lasu
– to ogromny silnik rzędowy należący do Messerschmitta BF-109. – Przez
długi czas myśleliśmy, że to będzie myśliwiec typu Focke-Wulf 190, gdyż
takie maszyny w większości tutaj latały. Jest to jednak messerschmitt –
samoloty te różniły się bowiem silnikami: w FW190 był to silnik w
układzie gwiazdy, w BF-109 rzędowy V12 o mocy około 1500 KM. Co ciekawe,
nad silnikami obu tych samolotów znajdowały się po 2 karabiny
maszynowe. Tutaj też były, ale już ich nie ma – mówił Grzegorz Jączek,
saper, podczas oględzin znaleziska. – Mogły zostać zabrane przez
radzieckich żołnierzy, albo później przez mieszkańców Radomyśla i do
dziś spoczywają w czyimś domu na strychu, lub w szopie – dodał.
Karabinów nie było, były za to taśmy z nabojami do nich i
kilkadziesiąt sztuk ostrej amunicji kal. 30 mm w dość dobrym stanie.
Niektóre z nabojów były wygięte w łuk od uderzenia samolotu w ziemię. –
To specjalna amunicja do strzelania zza winkla – śmiali się obecni na
miejscu i ubezpieczający akcję strażacy z OSP Radomyśl Wielki. Cała
amunicja ostatecznie została zabezpieczona przez saperów.
Znalezisko do Muzeum
Po wydarciu ziemi wszystkich jej tajemnic, wielki dół można było
zakopać. Przez kolejne kilka dni teren będzie porządkowany, by
przywrócić mu pierwotny wygląd. A co z fragmentami samolotu, jego
śmigłem i wielkim silnikiem lotniczym? – Wszystkie fragmenty zawozimy do
siedziby Aeroklubu Mieleckiego, tam pewnie kilka tygodni lub nawet
miesięcy potrwa ich oczyszczanie z ziemi i w miarę możliwości z korozji,
później postaramy się nazwać każdą część i ją udokumentować. Mamy
nadzieję, że silnik messerschmitta i inne dzisiejsze znaleziska wzbogacą
kolekcję naszego planowanego Muzeum Historii Mieleckiego Lotnictwa –
mówi obecny na miejscu Paweł Świerczyński, prezes Aeroklubu Mieleckiego.
A co ze szczątkami niemieckiego lotnika? Przez moment wśród
poszukiwaczy zawrzało, natrafiono bowiem na fragment kości. Szybko
jednak wyjaśniono, że nie ma ona związku z poszukiwaniami. – Ostatecznie
nie znaleźliśmy żadnych ludzkich szczątek. Być może pilot zdążył
uratować się przed katastrofą, może jego ciało zostało zabrane przez
Rosjan? Losy tego człowieka są nam nieznane, choć, jeśli uda się
odtworzyć, co to był konkretnie za samolot, jaki był jego numer seryjny,
poznamy też nazwisko tego, kto siedział za sterami – mówi Mariusz
Mazur. I zapowiada inne akcje poszukiwawcze. Ziemie powiatu mieleckiego
mogą strzec jeszcze niejednej tajemnicy.
Piotr Durak
Fot. 1. Każdy z elementów samolotu wyciągnięty z ziemi był starannie oglądany i omawiany.
Fot. 2. Największym znaleziskiem tego dnia był wielki silnik lotniczy myśliwca Messerschmitt BF-109.
Fot. 3. Wiele emocji wzbudziło znalezienie niemal kompletnego śmigła samolotu.
Fot. 4. Tak wyglądał silnik już po umyciu z błota przez strażaków-ochotników z OSP Radomyśl Wielki.
Fot. 5. Amunicja z samolotu została zabezpieczona przez saperów.
http://aeroklub.mielec.pl/serce-mysliwca-wydarte-z-ziemi/