Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zamach. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zamach. Pokaż wszystkie posty

piątek, 3 stycznia 2025

Rumunia - opinie





przedruk
tłumaczenie automatyczne









RUMUNIA 2024:

Ukradli demokrację i nie wiedzą, co z nią zrobić!


31 grudnia 2024 r., 

autor: Dan Tomozei



Prezydent Iohannis, rząd PSD-PNL-UDMR – uzgodniony przez Komisję Europejską pod przewodnictwem Ursuli von der Leyen i Departament Sprawiedliwości ukradli Rumunii demokrację, a teraz nie wiedzą, jak i co robić.

Absolutnie wszystkie wypowiedzi i oskarżenia, które doprowadziły do unieważnienia całego procesu wyborów prezydenckich, okazują się być CZYSTYMI WYMYSŁAMI. Żadna instytucja państwowa: Prezydent, parlament, służby wywiadowcze, prokuratura, policja nie przedstawiły absolutnie żadnych dowodów na potwierdzenie oskarżeń i uzasadnienie unieważnienia wyborów z 6 grudnia.

Żadne oskarżenie przeciwko kandydatowi Calin Georgescu (na zdjęciu) nie zostało udowodnione przez instytucje, które uruchomiły wyjątkową akcję w stanach uznanych za demokratyczne: anulowanie procesu wyborczego w pełnym rozkwicie!

Współudział i burzenie fundamentów demokracji w Rumunii i Unii Europejskiej się tak daleko, że WYMIAR SPRAWIEDLIWOŚCI w Rumunii, poczynając od Trybunału Konstytucyjnego i sądów, przerzuca odpowiedzialność, nakazuje odroczenie rozpraw sądowych, odrzuca wnioski o przedstawienie dowodów, które doprowadziły do unieważnienia prawa Rumunów do SWOBODNEGO WYBORU w demokracji.

Prawnicy reprezentujący Calina Georgescu w sądzie skarżyli się na brak dowodów w sprawie, próby ingerencji i naciski w procesie, ale także brak przejrzystości aktu procesowego zgodnie z prawem Rumunii, kraju członkowskiego UE i NATO.

Wszystkie te fakty wpędzają Rumunię w dyktaturę, która kształtuje się w Unii Europejskiej, unii, która ma coraz mniej wspólnego z DEMOKRACJĄ, z PRAWAMI i WOLNOŚCIAMI, które rości sobie i narzuca w stosunku do państw określanych mianem autorytarnych lub dyktatur.

Prezydent i rząd w Bukareszcie, podporządkowani obcym interesom, obawiają się uczciwego procesu wyborczego! Istotnym argumentem jest poparcie społeczne, jakim cieszy się Calin Georgescu, ale przede wszystkim wzrost sympatii partii nacjonalistycznych.



Powiedziałem wcześniej: jedynym usprawiedliwieniem dla niezdolności przywódców Unii Europejskiej do poprowadzenia Europy na uczciwą, demokratyczną ścieżkę, w interesie własnych obywateli, jest stały i fałszywy temat: "Rosja Putina".

Putin jest winny, ponieważ demokracja i prawo Europejczyków do głosowania nie są rozumiane w UE i w Komisji Europejskiej! Putin nie pozwala Rumunom głosować swobodnie! Putin nie pozwala Europie się rozwijać! Mały...

Dlatego dziś, pod koniec 2024 roku, Rumunia ma urzędującego nielegalnego prezydenta, prezydenta, który mianuje tego samego premiera, który jest intelektualnie niezdolny do prowadzenia precla.

To dlatego Francja i Gruzja mają nielegalnych prezydentów, którzy odmawiają odejścia z urzędu.

To dlatego Niemcy mają nielegalnego kanclerza, który odmawia odejścia z urzędu i w porozumieniu z prezydentem kraju rozwiązuje parlament, rozpisując przedterminowe wybory.

Dlatego na Ukrainie stoi wygasły prezydent, przedłużony przez wojnę Putina, finansowany przez USA-UE, prezydent niezdolny do zrozumienia, że niszczy swój kraj.

Putin jest również winny, ponieważ Europejczycy na Słowacji, w Republice Mołdawii, na Węgrzech, w Austrii, Niemczech i Włoszech od stycznia 2025 r. pozostaną bez taniego rosyjskiego gazu.

Absolutnie wszystko jest z powodu putinowskiej Rosji, a nie z powodu europejskich przywódców kontrolowanych przez interesy USA i międzynarodowych korporacji, które prowadzą Unię Europejską w gospodarczym i społecznym chaosie.

Kiedy przywódcy Europy i Rumunii traktują dziesiątki i setki milionów Europejczyków jako niezdolnych do myślenia, przywódcy ci muszą zostać usunięci ze stanowisk i postawieni przed sądem za uzurpację interesu publicznego dla osobistych korzyści, za uzurpację skradzionych i zakazanych praw i wolności, za tworzenie grup przestępczych, które przywłaszczają demokrację i zasoby publiczne z podatków i podatków.


Europejscy przywódcy stali się niedemokratyczni, a jedynym rozwiązaniem jest radykalna zmiana, tak szybko, jak to możliwe, tak aby Europejczycy mogli odzyskać wolność i prawo do SWOBODNEGO decydowania!

W przypadku Rumunii pilne jest, aby prezydent został wybrany w demokratycznych wyborach, pilne jest, aby zarządzanie i dyplomacja służyły interesom Rumunów, pilne jest, aby wszystkie decyzje polityczne i budżetowe stały się przejrzyste... Jeśli nadal można twierdzić, że nasz kraj jest demokracją, a nie dyktaturą!



"Chcę podziękować Rumunom, którzy siedzieli i czekali na tę decyzję dzisiaj, którzy pozostali na lodzie, byli cierpliwi. Po 35 latach jestem przekonany, że w Rumunii panuje sprawiedliwość. Ze zdumieniem obserwowałem, że żaden z oskarżonych nie miał żadnych dowodów, żadnych, żadnych. Odmówili oni jakiejkolwiek klauzuli proceduralnej, więc również odmawiają swojej obecności w tym miejscu.

Poza tym kilka dni temu były prezydent Klaus Iohannis oświadczył wprost, że nie ma dowodów, są tylko podejrzenia. W związku z tym we wszystkim, co było dziś omawiane, Trybunał zdecydował, że wyrok zostanie wydany tak szybko, jak to możliwe, w terminie, który będziemy mieli tak szybko, jak to możliwe. Czekamy na słuszną i konkretną sprawę godności i honoru narodu rumuńskiego.

Dziękuję z całego serca za wszystko, co wydarzyło się do tej pory, dziękuję narodowi rumuńskiemu, który jest tak licznie obecny (...) Już zapisaliśmy się w historii, ponieważ dowiodła tego droga jedności narodu rumuńskiego. Mam nadzieję na zawodowy wymiar sprawiedliwości, a nie na sprawiedliwość polityczną.

35 lat temu 1116 młodych ludzi zginęło za najważniejsze wyznanie wiary – wolne wybory. Po 35 latach jesteśmy w stanie ponownie ustanowić dyktaturę. Chodzi mi o to, że 35 lat temu byliśmy znani jako najodważniejsi ludzie, którzy obalili dyktaturę. Po 35 latach możemy być znani jako ci, którzy przywrócili dyktaturę


– powiedział wczoraj Calin Georgescu przy wyjściu z sali sądowej, na której odroczono proces w sprawie nadużycia unieważnienia wyborów prezydenckich w 2024 roku.








Pojedynczy człowiek zatrząsł systemem klientelno-kolonialnym w Rumunii


8 grudnia 2024 r., 

autor: Dan Tomozei





Kolejne przekleństwo,, złodziej państwowych domów, dłużnik setek tysięcy euro do budżetu państwa, zamiast postawić przed sądem na proces, za eksmisję z przestrzeni publicznej, jeździ po Rumunii, bezprawnie przedłuża swój mandat.
Klaus Iohannis może sobie na to wszystko pozwolić dzięki współudziałowi liderów PSD-PNL-USR-UDMR. System jest lojalny wobec dyktatorskiego prezydenta, zaprzedanego obcym interesom, zdolnego do pogrążenia Rumunii w chaosie i krwi, tylko po to, by uchronić się przed nadciągającą zagładą.

Iohannis potrzebuje czasu na przedawnienie czynów przestępczych popełnionych wspólnie z żoną. Z tego powodu, ale także dlatego, że jest żywotnie powiązany z interesami globalistów, Iohannis jest gotów eskalować napięcia wewnętrzne, aby przyczynić się do zaostrzenia napięć regionalnych. Bez zwrócenia się o konsultacje z Rumunami, bez ogłaszania decyzji podjętych w imieniu Rumunów, łamiąc prawo i konstytucję, nadużywając przedłużania mandatu, który wygasa za kilka dni.



Piszę o Iohannisie od 1998 roku, kiedy zrozumiałem, że był on częścią wielkiego napadu na nieruchomości zaplanowanego w Sybinie przy współudziale byłego sojuszu CDR, który miał na stanowisku ministra sprawiedliwości Gavrila Dejeu, oszusta jak wielu innych, który z śmiertelnego przeciwnika Băsescu stał się jego wspólnikiem.

Przy wsparciu i naiwnym, kolejnym współudziale Băsescu, Năstase, Antonescu, Tariceanu, Ponty... Iohannis skończył na Sibiu, budując fałszywy wizerunek za publiczne pieniądze, kupując lokalną prasę.

Nigdy nie wyobrażałem sobie, że Rumunia może zostać sprowadzona do poziomu prowincjonalnego miasteczka, którego mieszkańcy żyją jak w średniowieczu w porównaniu z pretensjami XXI wieku, miejscowi, którzy ze zdumieniem patrzą na akrobatów przedstawianych jako wysoka sztuki teatralnej, spiętrzone i wymieszane do tego stopnia, że anulują tożsamość i dumę z siebie.

Wraz z wyborem Iohannisa na prezydenta, proces degradacji instytucjonalnej, z niszczycielskimi skutkami dla społeczeństwa, doprowadził Rumunię na skraj osobistej dyktatury zbrodniarza Klausa Iohannisa.

Unieważnienie wyborów prezydenckich, po ich uprawomocnieniu i ponownym zatwierdzeniu, jest ostatnim dowodem w tym względzie. Dyktatura personalna prowadzona przez Iohannisa jest możliwa przy wsparciu i współudziale armii, instytucji siły i partii parlamentarnych, które przekształciły demokrację w breloczek, na którym zostały powieszone: nadużycie, siła, ograniczanie praw i wolności, w imię ochrony demokracji!

Nie dziwi mnie liczba intelektualistów, którzy popierają nowe nadużycia. To ci sami, którzy byli "intelektualistami Băsescu", ci, którzy stanęli w kolejce za Iohannisem, który im się przeciwstawiał, dopóki nie zaczęli go przeklinać, ci sami, którzy popierali nadużycia związane z pandemią, a teraz miażdżenie prawa do wolnych wyborów!

System i intelektualiści zbyt często i oportunistycznie zmieniający się upadali na jednego człowieka: Călin GEORGESCU. Stoimy w obliczu lawiny oszustw, zdrad, chaosu, amnezji politycznej i administracyjnej.

Jeden człowiek zachwiał bezpieczeństwem, spokojem i rusztowaniem systemu klientalno-kolonialnego narzuconego w Rumunii przez Băsescu, Iohannisa, PSD-PNL-USR-UDMR.
Przeciwko jednemu człowiekowi cały system został wywrócony do góry nogami.

Hieny "wolnej prasy", finansowanej z budżetu państwa, gryzą bez cienia skrępowania, zlewając się właśnie ze wszystkimi tymi, których jeszcze wczoraj atakowały i oskarżały o korupcję, sprzedawanie kraju, brak moralności.

Lektura proponowana przez rumuńską prasę jest OGROMNĄ KRZYWDĄ dla wizerunku Rumunii, tym bardziej, że kłamie, zniekształca, dezinformuje i strasznie wyolbrzymia.

Z prasy rumuńskiej przetłumaczonej przez wszystkie ambasady akredytowane w Bukareszcie, przetłumaczonej i przejętej przez wszystkie zagraniczne agencje prasowe można wywnioskować, że Rumunia znajduje się w bezpośrednim niebezpieczeństwie ze strony faszystów, nazistów, legionistów, antysemitów. NIC BARDZIEJ MYLNEGO!

W dzisiejszych czasach w Rumunii publiczne pieniądze, instytucje i funkcje publiczne są wykorzystywane do niewyobrażalnych nadużyć, niezgodnych z demokracją.
Setki Rumunów przyprowadzono na policję, w towarzystwie niebezpiecznych przestępców, za proste krytyczne wiadomości sprzeczne z reżimem Iohannisa-PSD-PNL! Jest to część nadużyć zgodnych z reżimami dyktatorskimi, w które Rumunia może wpaść, o ile PRAWO jest łamane przez sam Trybunał Konstytucyjny, upolitycznioną instytucję, zdyskredytowaną przez własne, kolejne, sprzeczne decyzje, niemożliwą do wpasowania w literę prawa.

Jednemu człowiekowi udało się tego wszystkiego dokonać dzięki strategii i inteligencji, których brakuje wszystkim tym, którzy nie rozumieją, że Rumuni mogą i mają prawo wybierać swoich przywódców samodzielnie i swobodnie. To nie może być zrozumiane i zaakceptowane przez Iohannisa, Ciolacu, Ciucă, Lasconiego... Przywódcy szumowin, promowani i chronieni przez globalistyczny system kontrolowany przez Sorosa, przez biurokrację w Brukseli, przez międzynarodowe korporacje, które nie wyobrażają sobie nie okraść Rumunii i Rumunów z ich własnych zasobów, przez ostatnie pieniądze połknięte przez sieci sklepów, w których sprzedawane są zagraniczne produkty.







dantomozei.ro/2024/12/08/un-singur-om-a-zdruncinat-sistemul-clientelar-colonial-din-romania/

dantomozei.ro/2024/12/31/romania-2024-au-furat-democratia-si-nu-stiu-ce-sa-faca-cu-ea/



poniedziałek, 30 grudnia 2024

Zagrożone wybory prezydenckie w Polsce.






W zeszłym miesiącu w Rumunii doszło do zamachu stanu - tam właśnie odwołano II turę wyborów prezydenckich, bo I turę wygrał "nieodpowiedni" kandydat.


Ledwo tydzień temu 22 grudnia pisałem:


 
Zamach stanu w Rumunii

Patrzcie co tam się dzieje, bo za chwilę...







przedruk




Zagrożone wybory prezydenckie w Polsce. Startuje wielki Ruch Ochrony Wyborów


"Niezwykle ważnym jest, aby przypilnować wyborów prezydenckich. One muszą być przypilnowane przy urnach. W związku z tym, jako sztab Karola Nawrockiego, obywatelskiego kandydata na prezydenta, ruszamy z budową wielkiego Ruchu Ochrony Wyborów" - poinformował dziś podczas konferencji prasowej szef sztabu wyborczego obywatelskiego kandydata na prezydenta RP - Karola Nawrockiego, Paweł Szefernaker. Na czele ruchu stanie Przemysław Czarnek.


Ruch ochrony wyborów

Dziś chwilę po godz. 12:00 odbyła się konferencja prasowa sztabu wyborczego Karola Nawrockiego. Szef sztabu, Paweł Szefernaker, wymienił bezprawne działania koalicji 13 grudnia. Zwrócił szczególna uwagę także na zagrożoną przyszłość wyborów prezydenckich, o czym coraz głośniej mówią politycy i środowisko ekipy Donalda Tuska.

Dziś mamy najgorszy rząd w historii. Rząd, który w sondażach dołuje. Dziś pojawiła się informacja, że blisko 60 proc. Polaków negatywnie ocenia działania premiera. I rząd, który nie podejmuje decyzji takich, na jakie Polacy czekają. Rząd, który podjął działania nielegalne, związane z przejęciem prokuratury, związane z nielegalnym przejęciem mediów publicznych. Rząd, który będzie chciał zrobić wszystko, aby rządzić jak najdłużej, pomimo tego, że jest negatywnie oceniany przez Polaków.

– mówił na początku Szefernaker.

I kontynuował: "w związku z tym, niezwykle ważnym jest, aby przypilnować wyborów prezydenckich. One muszą być przypilnowane przy urnach. W związku z tym, jako sztab Karola Nawrockiego, obywatelskiego kandydata na prezydenta, ruszamy z budową wielkiego Ruchu Ochrony Wyborów. Wiele przesłanek, które pojawiają się w przestrzeni medialnej - choćby wypowiedź sprzed 2 dni prof. Zolla, który powiedział: "możemy mieć sytuację, że osoba wybrana nie będzie mogła objąć urzędu".




---------





Jeśli prezydent nie podpisze ustawy, która reguluje sytuację wokół Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego to grozi mu Trybunał Stanu - oznajmił były prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzej Zoll. 


Na jego wypowiedź zareagował były wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński. 

Polityk wskazał, że choć słowa konstytucjonalisty są nieprawdziwe, to nie oznacza, że nie przydadzą się obecnie rządzącym.


Politycy obecnie rządzący postanowili nie uznawać Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Twierdzą, że nie ma tam sędziów. Nie przeszkadzało im jednak, gdy to ta właśnie izba zatwierdziła wyniki wyborów, w wyniku których zostali posłami czy senatorami. Ta sama Izba ma zadecydować o ważności wyborów prezydenckich w 2025 roku. 

Na temat sytuacji wokół Izby wypowiedział się w sobotę na antenie TVN 24 były prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzej Zoll. jego zdaniem wynika ona z "nadużywania czy łamania konstytucji przez poprzednią władzę". Jego zdaniem do czasu wyborów musi zostać przyjęta nowa ustawa.

Stwierdził, że jeśli prezydent Andrzej Duda się na to nie zgodzi, może ponieść odpowiedzialność karną.


"Stanowisko prezydenta, który by nie podpisał ustawy doprowadzającej do zgodności ustawy z konstytucją to jest nie tylko łamanie przez prezydenta konstytucji, ale to jest sytuacja, która kwalifikuje się do odpowiedzialności prezydenta przed Trybunałem Stanu albo w ogóle przed sądem na podstawie przepisów Kodeksu karnego"

– oznajmił.



Jego słowa skomentował były wiceszef MSZ Paweł Jabłoński. Polityk wskazał na oczywistą sprzeczność w wypowiedzi byłego szefa TK.


"Prof. Zoll stwierdził w TVN24, że odmowa podpisania ustaw PO przez prezydenta to łamanie konstytucji – za które grozi sąd karny. A. Zoll oczywiście mówi nieprawdę: Prezydent ma KONSTYTUCYJNE prawo veta"

– podkreślił.



Oznajmił jednak, że "Tusk i Bodnar pewnie spróbują to wykorzystać".




--------------------





Możemy mieć sytuację, że osoba wybrana nie będzie mogła objąć urzędu – powiedział prof. Andrzej Zoll o wyborach prezydenckich.





Prof. Zoll przekonywał w sobotę na antenie TVN24, że "stoimy przed bardzo poważnym kryzysem konstytucyjnym".

Były prezes Trybunału Konstytucyjnego, były rzecznik praw obywatelskich i były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej odniósł się w ten sposób do zamieszania wokół Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, która będzie orzekać o ważności wyborów prezydenckich.

Według niego do tego czasu musi zostać przyjęta nowa ustawa w tej sprawie. Dodał, że jeżeli prezydent Andrzej Duda by jej nie podpisał, to w przyszłości mógłby stanąć przed Trybunałem Stanu.


Prof. Zoll: Tu będzie problem w maju

– Musi być uznanie, że przepis, który daje tę kompetencję (orzekania o ważności wyborów – red.) Izbie Kontroli Nadzwyczajnej, musi zostać zmieniony. Ale to trzeba zrobić ustawą. Tu będzie problem w maju, dlatego że możemy mieć sytuację, że osoba wybrana nie będzie mogła objąć urzędu – podkreślił Zoll.

– Stanowisko prezydenta, który by nie podpisał ustawy doprowadzającej do zgodności ustawy z konstytucją to jest nie tylko łamanie przez prezydenta konstytucji, ale to jest sytuacja, która się kwalifikuje do odpowiedzialności prezydenta przed Trybunałem Stanu albo w ogóle przed sądem na podstawie przepisów Kodeksu karnego – stwierdził.

Dodał, że "prezydent musi wykonywać swoje obowiązki, a na razie sabotuje wykonywanie obowiązków prezydenckich".


Wybory prezydenckie 2025. Kto po Andrzeju Dudzie?

Przypomnijmy, że wybory prezydenckie odbędą się w maju przyszłego roku. Ich dokładny termin marszałek Sejmu Szymon Hołownia ma ogłosić 8 stycznia.

Dotychczas start w wyborach zadeklarowali: Karol Nawrocki (popierany przez PiS), Rafał Trzaskowski (KO), Sławomir Mentzen (Konfederacja), Szymon Hołownia (Trzecia Droga), Marek Jakubiak (Wolni Republikanie), Magdalena Biejat (Nowa Lewica), Piotr Szumlewicz (związkowiec i publicysta), Romuald Starosielec (Ruch Naprawy Polski) oraz Marek Woch (Ogólnopolska Federacja "Bezpartyjni i Samorządowcy").





niedziela, 22 grudnia 2024

Zamach stanu w Rumunii




Patrzcie co tam się dzieje, bo za chwilę...






przedruk
tłumaczenie automatyczne






Adrian Severin: DLACZEGO DECYZJA CCR NIE STANOWI PRAWNEGO UZASADNIENIA DLA KONTYNUACJI MANDATU PREZYDENCKIEGO KLAUSA WERNERA IOHANNISA PO WYGAŚNIĘCIU JEGO PIĘCIOLETNIEJ KADENCJI


W ferworze debat w ostatnich dniach na temat przedłużenia mandatu Klausa Wernera Iohannisa jako Prezydenta Republiki niektórzy eksperci prawni argumentowali, że nie ma alternatywy dla przedłużenia, ponieważ tak zinterpretowała ją Konstytucja CCR, a jej interpretacje są ostateczne (a więc prawdopodobnie nie zostaną zakwestionowane) i co do zasady wiążące.

Niektórzy dodawali, że Trybunał Konstytucyjny był zobowiązany do podjęcia takiej decyzji, ponieważ było oczywiste, że w warunkach unieważnienia wyborów prezydenckich mandat prezydenta Iohannisa wygasłby do czasu ich wznowienia.

Inni jako jedyną możliwość wyjścia z impasu wskazywali powiadomienie TK przez jednego z przewodniczących izb parlamentu, pełniącego funkcję w dniu wygaśnięcia mandatu KWI, o wakacie zajmowanego przez niego stanowiska, a po stwierdzeniu wakatu przez osoby, które zdecydowały się (w sposób nadużycie) przedłużyć kwestionowany mandat, jego wykonywanie miałoby zostać przejęte przez osobę tymczasową (Przewodniczącego Senatu). Formuła ta uległa logicznemu pęknięciu: jeśli decyzja Trybunału Konstytucyjnego stanowiła ostateczną podstawę prawną, która musiała być respektowana przez wszystkich dla przedłużenia mandatu prezydenckiego, to jak ktokolwiek mógł jednocześnie ją respektować i nadal zachowywać się tak, jakby stanowisko było nieobsadzone??? To znaczy, nie był wolny pod względem prawnym, ale czy w rzeczywistości był pusty? Co za fakt, skoro uzurpator był na posterunku, mając tzw. przykrywkę prawną, która zwalniała go z wszelkiej odpowiedzialności prawnej za popełnione przestępstwo?! A z wysmarowanymi ustami i boczkiem na strychu tak naprawdę nie pracuje.

Czy fakt, że "zbawcza" rozumowanie tego ostatniego, które stara się obejść skutki decyzji CCR, jednocześnie potwierdzając jej obowiązkowe poszanowanie, nie stawia oporu, oznacza, że kwestionowana decyzja jest nieomylna i pozostaje do zastosowania?! Wcale.
Nie można bowiem zaskarżyć wykładni konstytucji dokonanej przez Trybunał Konstytucyjny i należy jej przestrzegać. Spełnione są przy spełnieniu dwóch kumulatywnych warunków, a mianowicie: 1. należy je przyjąć zgodnie z jej kompetencjami, odpowiednio z przepisami proceduralnymi mającymi zastosowanie do jej działalności; 2. Nie stanowić formy tuszowania lub prawnego kapitalizowania skutków oszustwa konstytucyjnego popełnionego przez samo w sobie, z parakonstytucyjnych powodów politycznych.



W niniejszej sprawie żadna z tych przesłanek nie jest spełniona.

1. W związku z tym CCR nie jest właściwy do zwrócenia się do Trybunału Sprawiedliwości we własnym zakresie.


Konstytucja przewiduje trzy wyjątki od tej zasady, a dotyczą one zatwierdzania wyników wyborów prezydenckich i referendów, a także inicjatyw obywatelskich. We wszystkich tych przypadkach udział CCR jest obowiązkowy i automatyczny, ale jego rola ogranicza się do weryfikacji zgodności z konstytucją zastosowanej procedury, bez faktycznego badania stosowania tej procedury. Naruszenie procedury, tj. niewłaściwe zastosowanie właściwej procedury, jest stwierdzane przez inne organy (administracyjne i sądowe), przy czym CCR może podjąć decyzję o unieważnieniu danego postępowania wyłącznie na podstawie swoich decyzji, podjętych z poszanowaniem praw podstawowych wszystkich zainteresowanych stron.


Jeśli chodzi o stwierdzenie wakatu na stanowisku Prezydenta Republiki, jako przesłanki uruchomienia środka tymczasowego w trybie ciągłym, CCR nie ma prawa do wzięcia na to uwagi. Musi ona zostać przekazana przez jednego z przewodniczących obu izb parlamentu lub przez wiceprezydenta, który oficjalnie go zastępuje.


W niniejszej sprawie TK, nie będąc powiadomionym o fakcie wakatu na stanowisku prezydenta, wypowiedział się w przedmiocie swojej uchwały; I to zresztą jeszcze zanim problem stał się aktualny.
Decyzja ta została zatem wydana z naruszeniem kompetencji CCR, a ponieważ nie można się od niej odwołać, aby ją uchylić, należy ją traktować jako nieistniejącą, po prostu jako źródło prawa.

W rezultacie, jeżeli sąd właściwy do stosowania prawa zostanie powiadomiony o fakcie, że obywatel o nazwisku Klaus Werner Iohannis usiłuje skorzystać z prerogatyw stanowiska, na które nie ma mandatu, będzie mógł przystąpić do nałożenia sankcji na osobę mianowaną, nie utrudniając przy tym decyzji podjętej przez Trybunał Konstytucyjny poza jego kompetencjami.

Dzieje się tak tym bardziej, że pod względem merytorycznym KRK zaproponował rozwiązanie polegające na zastąpieniu okresu przejściowego przedłużeniem mandatu urzędującego prezydenta, mimo że Konstytucja wyraźnie stanowiła, że takie przedłużenie może nastąpić tylko w drodze ustawy organicznej i tylko w przypadku wojny lub klęski żywiołowej.

TK miał jednak kompetencję jedynie do analizy, czy spełnione zostały konstytucyjne kryteria wakatu na stanowisku, kiedy zostałby o to poproszony, a nie do zmiany Konstytucji lub dodawania do niej rozwiązań, które w oczywisty sposób nie zostały uwzględnione przez ustawodawcę konstytucyjnego.
Jeśli kilka tekstów ustawy zasadniczej wydawało się być ze sobą sprzecznych, CCR był zobowiązany do rozstrzygnięcia konfliktu w oparciu o uzasadnioną podstawę, a nie do wyboru dosłownej wykładni jednego tekstu, całkowicie go ignorując i pozostawiając w ten sposób drugi bez zastosowania. Naruszenie kompetencji następuje nie tylko poprzez wypowiedzi, ale także poprzez zaniechania, poprzez milczenie.

Twierdzenie, że miało to na celu zapobieżenie sytuacji, w której wygaśnięcie mandatu obecnego prezydenta przed wyborem innego prezydenta, pozbawia kraj niezbędnego wkładu w sprawowanie urzędu prezydenckiego, jest nonsensem. Wykonywanie funkcji nigdy nie jest przerywane, a ciągłość instytucjonalna jest zapewniona przez okres przejściowy. Konstytucja jest w tym względzie jasna, biorąc pod uwagę możliwość urlopu osobistego i regulując okres przejściowy w celu zapewnienia ciągłości instytucjonalnej. Ewentualna pauza jest utrzymywana w granicach błędu (kilku godzin).




2. Z drugiej strony, dotychczasowe debaty w pełni pokazały, że zastępując sądy administracyjne i sądowe uprawnione do kontroli prawidłowości wyborów z technicznego punktu widzenia, z poszanowaniem zasad rzetelnego procesu, z jednej strony, a z drugiej strony interweniując (na podstawie bezpodstawnych zarzutów) w celu unieważnienia wyborów nawet w trakcie ich przeprowadzania (a nie po ich zakończeniu), z drugiej strony, wszystko to w ewidentnie bezprawnym celu politycznym, sędziowie CCR dopuścili się kwalifikowanego nadużycia, ponieważ dotyczyło ono podstawowych zasad demokratycznego reżimu politycznego, jako zamachu stanu.

Jednym ze skutków tego zamachu stanu jest fakt, że w dniu wygaśnięcia mandatu prezydenta Iohannisa nie było żadnego nowo wybranego prezydenta, który mógłby objąć urząd. (Fakt, który, jak wykazaliśmy, doprowadził do tego, że jej urlop został zrelacjonowany przez tymczasowe upoważnienie Przewodniczącego Senatu).

Absurdem jest twierdzenie TK, że rozwiąże stworzony przez siebie problem poprzez rzekomo wiążącą decyzję, która na dodatek modyfikuje tekst konstytucji poprzez pozostawienie jednego z wyraźnych przepisów bez zastosowania, na rzecz zastosowania przepisu z dorozumianymi komunikatami.

Nawet gdyby jego interpretacja była prawidłowa (chociaż, oczywiście, nie jest), nie możemy uznać jego normalnej mocy wiążącej, o ile dąży do zbicia kapitału na konstytucyjnym oszustwie popełnionym przez sam CCR. Fraus omnia corrumpit (oszustwo niweczy / niszczy wszystko, czyli wszystko, co nawet gdyby było legalne, ma z tym coś wspólnego jako dodatek do tego) to zasada, która ma zastosowanie nie tylko w prawie prywatnym, ale także w prawie publicznym.




********


Pozostaje zatem odpowiedzieć na pytanie, co należy zrobić dalej?



Mandat KWI wygasł w dniu, w którym minęło pięć lat od objęcia przez niego władzy, tj. 21 grudnia 2024 r., a on sam chce pozostać na stanowisku, powołując się na nadużywającą decyzję TK.
Tego problemu nie da się rozwiązać za pomocą pseudoprawnej mentalności u jej źródeł. Nie możemy powrócić do praworządności, przyjmując za obowiązujące rozwiązania prawne wypracowane przez CCR z powodów politycznych.


CCR zadał polityczny cios pod przykrywką rozumowania prawniczego. Ten polityczny zamach stanu musi zostać politycznie zneutralizowany. Dopiero po tym możliwy będzie powrót do dziedziny prawa.
KRL stworzył problem polityczny (brak nowego prezydenta, gdy wygasła kadencja starego prezydenta), po czym, choć nikt o to nie pytał, szukał prawnego rozwiązania tego problemu, próbując go narzucić argumentem, że ma monopol na interpretację obowiązujących przepisów konstytucyjnych. Nie jest to jednak rozwiązanie prawne, ale także polityczne. Traktowanie jej jako prawnej, a następnie szukanie politycznej formuły na osiągnięcie innego rozwiązania prawnego jest równoznaczne z pójściem zamkniętą drogą.


Impas ma swoją nazwę: zamach stanu. Przywrócenie porządku konstytucyjnego wymaga kontrzamachu stanu.


Na płaszczyźnie politycznej partie parlamentarne mają co najmniej obowiązek odmawiania jakiegokolwiek dialogu politycznego z tym, który od 22 grudnia 2024 r., od godziny zerowej, próbuje skorzystać z wygasłego mandatu.

Na poziomie formalnoprawnym, zgodnie z przepisami ustawy nr 47/1992, przewodniczący obu izb parlamentu lub ci, którzy zajmują ich prawowite miejsce, muszą zwrócić się do Trybunału Konstytucyjnego o ustalenie wakatu na stanowisku prezydenckim i rozpoczęcie okresu tymczasowego. Wcześniejsze orzeczenie CCR w tej sprawie nie istnieje z prawnego punktu widzenia.

Sejm może przedłużyć kadencję Prezydenta tylko w drodze ustawy organicznej, w razie wojny i klęski żywiołowej. Nie sposób zignorować wygaśnięcia mandatu prezydenckiego. Jeżeli prezesi izb mają swoich prawowitych zastępców, nie zawiadamiają o tym KK, a więc nie podejmują działań, mandat Prezydenta nie zostaje przedłużony, ale stanowisko pozostaje nieobsadzone, co narusza zasadę ciągłości konstytucyjnej, a obaj prezydenci stają się współsprawcami zamachu stanu.

Mamy do czynienia z zamachem stanu. Instytucje uprawnione do egzekwowania prawa muszą działać zgodnie ze swoimi uprawnieniami. Prezydent, którego mandat wygasł i nie chce go przyjąć, jest przestępcą, który musi być tak traktowany.

CCR NIE udzielił wsparcia prawnego dla przedłużenia mandatu Iohannisa. Nie możemy uznać za wiążącą decyzji CCR, która ma na celu zbicie kapitału na oszustwie CCR.

Problem jest teraz polityczny, a nie prawny. Polityka wyprowadziła nas z przestrzeni prawa. Musi nas również sprowadzić z powrotem. W obliczu brutalnego działania opartego na prawie siły, w celu przywrócenia mocy prawa, dopuszcza się wszelkie środki.




Autor: Adrian Severin





Klaus Werner Iohannis (ur. 13 czerwca 1959 w Sybinie) – rumuński polityk, samorządowiec i nauczyciel narodowości niemieckiej, w latach 2000–2014 burmistrz Sybina, długoletni lider Demokratycznego Forum Niemców w Rumunii, w 2014 przewodniczący Partii Narodowo-Liberalnej.
 Od 21 grudnia 2014 prezydent Rumunii.

Życiorys

Z pochodzenia jest Sasem Siedmiogrodzkim. W latach 1979–1983 studiował fizykę na Uniwersytecie Babeș-Bolyai w Klużu-Napoce. Po ukończeniu studiów pracował jako nauczyciel w kilku szkołach średnich w Sybinie, w tym od 1989 w renomowanym niemieckojęzycznym Liceul „Samuel von Brukenthal”. Od 1997 do 2000 zajmował stanowisko inspektora generalnego ds. oświaty w okręgu Sybin.






1989 - Co wydarzyło się wcześniej i co nastąpiło później?




* Przed 1989 rokiem istniała tylko jedna partia polityczna, PCR. Teraz mamy jedną partię polityczną, z kilkoma przejawami. FSN pochodził z utworzonego (lub przechwyconego) PCR PSD, PNL, USR, UDMR. Minęło 35 lat i oto prawie nie było rewolucji, która pozwoliłaby na istnienie małej opozycji suwerenistycznej.



* Przed 1989 rokiem żywność była tania, ale nie było sklepów. Rumuni byli oburzeni faktem, że mimo tego niepokojącego aspektu reżim zaczął "ulepszać" kiełbasy sojowe. Teraz tego, co znajdziesz w sklepach, nie można nazwać jedzeniem, a kiełbasy są WSZYSTKIE "wzbogacone" nie tylko soją, ale także wieloma wzmacniaczami smaku, syntetycznymi barwnikami, konserwantami i tak dalej. Ponadto ceny są tak wysokie, że dużej części ludzi nie stać nawet na chemiczne brudy sprzedawane jako żywność.

* Przed 1989 r. wprowadzono wszelkiego rodzaju ograniczenia w ruchu drogowym: albo zasadę ruchu samochodów "z mężem/bez męża", albo kartelizację benzyny i tak dalej. Teraz ceny benzyny są tak wysokie, że jest spora masa właścicieli, którzy trzymają swoje samochody na parkingu i patrzą na niego jak za czasów Ceauşescu. Ponadto dziś państwo niemal zmusza obywateli do kupowania znacznie droższych samochodów elektrycznych, ale o rozklekotanej autonomii.

* Przed 1989 rokiem w mieszkaniach było zimno, a ciepła woda była luksusem. Teraz w świecie prowadzonym przez Nicușora Dana jest tak samo. Ale nie tylko tam, bo ceny gazu i prądu są tak wysokie, że ludzie wolą drżeć w swoich domach niż się ogrzewać. A tym, którzy sobie z tym radzą i mogą sobie na to pozwolić, grozi wprowadzenie wszelkiego rodzaju nieprawidłowych środków administracyjnych: zielonych certyfikatów na indywidualne kotły gazowe, obowiązku pomp ciepła i tak dalej.

* Przed 1989 rokiem nie było wolności słowa. Zdarzało się, że zostałeś złapany przez Securitate, nawet jeśli opowiadałeś dowcipy polityczne. Do niedawna mieliście wolność słowa, ale nikt was nie słuchał. Po "obecnej katastrofie wyborczej" Nowa Milicja wraz z Nową Securitate zaczęła wkraczać w lud tak jak w dawnych czasach. Powód? Masz wolność słowa, ale jeśli mówisz coś, co nie jest wygodne, ponosisz konsekwencje.

* Przed 1989 r. istniała nomenklatura składająca się z ludzi partii i tych z systemu (milicjanci, prokuratorzy, sędziowie, oficerowie Securitate i tak dalej). Teraz mamy do czynienia z tzw. elitą złożoną z ludzi z partii, którzy wkradają się do parlamentu, rządu i administracji, do których dołączają się ci z systemu (funkcjonariusze Securitate, policjanci, prokuratorzy, sędziowie i tak dalej).

* Przed 1989 rokiem Ceauşescu był wybierany dożywotnio na fasadowym Kongresie PCR, gdzie działacz partyjny zbierał się, aby co 10 sekund oklaskiwać przemówienie "Geniusza Karpat". Zapytany o zmianę linii przywództwa w kraju, Ceausescu powiedział, że nikt nie jest do tego "dojrzały". Teraz Plăvan nie daje się już ponieść emocjom, ponieważ nie można znaleźć godnego następcy.

* Przed 1989 r. istniała tylko jedna telewizja państwowa, z dwoma kanałami, gdzie oddawano hosanny ukochanemu władcy i toczono walki z "nieuczciwymi kapitalistami". Obecnie istnieje kilka telewizorów, wszystkie państwowe (bo są finansowane przez państwo!), które oddają hołd "ukochanym władcom" i walczą z "niesprawiedliwymi Rosjanami".

* Przed 1989 rokiem wiedziałem, że dla systemu energetycznego w kraju każdy człowiek jest mrówką i jeśli upierasz się przy "robieniu gęby", ryzykujesz, że zostaniesz zmiażdżony bez żadnego żalu. Teraz jest tak samo.

Jeśli usiądziesz i przeanalizujesz dowody, możesz powiedzieć, że nic się nie zmieniło. Ale wiele się zmieniło:

Do 1989 roku w pracy nie było stresu. To jest to, na punkcie czego wielu ma obsesję;
Do 1989 roku rak był dość rzadką chorobą, z częstością występowania wynoszącą maksymalnie 5%. Teraz rak jest stale obecny, osiągając częstość występowania 25%!!
Do 1989 roku leczenie szpitalne było bezpłatne dla wszystkich. Teraz musisz płacić "ubezpieczenie zdrowotne", ale jeśli zachorujesz i nie masz pieniędzy na prywatne szpitale w kraju lub za granicą, ryzykujesz, że zostaniesz zabity przez dysfunkcyjny system, który nie dba o człowieka!
Przed 1989 rokiem Rumunia posiadała przemysł, większość swoich dóbr konsumpcyjnych produkowała samodzielnie. Teraz Rumunia nie ma nic, jest tylko zaciekłym importerem wszystkiego.
W 1989 roku nie mieliśmy żadnych długów zagranicznych, a musieliśmy otrzymać nawet około 4 mld dolarów. Teraz jesteśmy sprzedawani za długi, niczego nie widząc.
Przed 1989 rokiem Rumunia była silnym głosem na arenie międzynarodowej. Teraz jesteśmy w gorszej sytuacji niż kolonie.
Przed 1989 rokiem Rumuni mieli w tym kraju wszystko. Nic nie było własnością cudzoziemców. Teraz Rumuni nie mają już nic, a na dodatek obcokrajowcy zaczęli przenosić tu ludność azjatycką, rzekomo w celu pokrycia braku siły roboczej.



Jest tylko kilka aspektów, lista jest nieskończenie dłuższa. Przeraża mnie myśl, że ludzie zginęli w czasie rewolucji. Niewinni ludzie, którzy wyszli na ulice w poszukiwaniu lepszego życia, o wolność słowa, o zmianę. Przez 35 lat były matki, które wzdychają w każdą rocznicę rewolucji, matki, które opłakują swoje dzieci i które ogarnia rozpacz, gdy widzą, jak ich dzieci poświęciły się dla nich na próżno. Co się zmieniło od tego czasu? Nic na lepsze!

Rumunia, obudź się!








Trendy gospodarcze: Rok 1989 – co działo się wcześniej i co było potem?

Adrian Severin: DLACZEGO DECYZJA CCR NIE DAJE PRAWNEGO UZASADNIENIA DLA KONTYNUACJI MANDATU PREZYDENCKIEGO KLAUSA WERNERA IOHANNISA PO WYGAŚNIĘCIU JEGO PIĘCIOLETNIEJ KADENCJI - gandeste.org



Klaus Iohannis – Wikipedia, wolna encyklopedia





środa, 2 października 2024

Wiedzą dokładnie, do czego dążą.




przedruk






Jakub Majewski: Państwo polskie pędzi na ścianę


#anarchia #elity polityczne #II RP #III RP #państwo #rozbiór państwa #rozbiór Polski #rozkład państwa



Wiele wskazuje na to, że wszystkie te spory prawne narastające w III Rzeczypospolitej od dekady, sięgają powoli do punktu kulminacji. W chwili, gdy państwowa prokuratura ogłasza, że nie ma zamiaru słuchać wyroków najwyższego sądu państwowego, można chyba bezpiecznie powiedzieć, że rozkład wadliwego ustroju państwa naprawdę się dopełnia. Ale natura nie znosi próżni i gdy zgnije już kokon III RP, jakaś poczwara się przecież z niego wyłoni…



Trzeba powiedzieć, że my, Polacy mamy powody do pewnej, specyficznej wdzięczności względem obecnego rządu, a także jego poprzedników, sięgając wstecz co najmniej dziesięć lat, do wcześniejszego rządu Platformy Obywatelskiej – ale kto wie, może jeszcze dalej? Po cóż się rozdrabniać i rozliczać poszczególne partie – bądźmy wdzięczni całej naszej klasie politycznej. Ufundowała nam bowiem kapitalny spektakl – degradacja ustroju, proces, który nieraz potrafi trwać i sto lat, przez co bywa zupełnie niezauważalny dla nawet bardzo uważnych obserwatorów, u nas postępuje tak szybko, że widać go gołym okiem – jeśli tylko ktoś zechce dostrzec. Historia dzieje się na naszych oczach! Będzie o czym opowiadać wnukom. A my, niewdzięcznicy, jeszcze narzekamy, że tego wcale nie chcieliśmy; że wolelibyśmy, aby nasze państwo było przyjazne dla obywateli, gwarantowało im swobody; aby zajmowało się ich problemami i chroniło ich przed zakusami sąsiadów. O, my nierozumni! Te rzeczy przecież można znaleźć wszędzie, za to błyskawiczny rozkład państwa – to jest unikat, tego ze świecą szukać za granicą…


Stan przedzawałowy

Nawet w przypadku III RP, ciąg zdarzeń, który nas doprowadził do obecnej sytuacji, do stanu przedzawałowego, gdzie lada chwila może dojść do zatrzymania akcji serca  proces ten był wprawdzie żwawy, ale jednak na swój sposób spokojny. Tak spokojny, że do dzisiaj znaczna część zaangażowanych weń polityków uparcie zaprzecza, że cokolwiek się stało. Diagnozując problem nie tyle błędnie, co wręcz na wspak, domagają się oni stosowania jeszcze więcej dokładnie tej trucizny, która nas do tego stanu doprowadziła, bo widzą w niej lekarstwo.

Oczywiście, tu trzeba uczynić jedno drobne, acz krytycznie ważne zastrzeżenie. Gdy mówię o tej znacznej części polityków, nie mam na myśli wiodących postaci. One, śmiem twierdzić – i zarazem, oskarżać – wiedzą dokładnie, do czego dążą.

W każdym bądź razie, na skutek działań raz jednej, raz drugiej strony, dotarliśmy do punktu, gdzie nasze państwo dosłownie zaczyna rozchodzić się w szwach. Mamy rząd, który nie uznaje części sądów. Mamy sądy, które nie uznają części sądów. Mamy też część sądów nieuznających prokuratury i mamy prezydenta, który również de facto – choć jak zwykle, kunktatorsko, bez postawienia kropki nad i – właśnie ogłosił, iż tejże prokuratury już nie uznaje. No i oczywiście mamy prokuraturę, która nie respektuje wyroków części sądów – z Sądem Najwyższym i Trybunałem Konstytucyjnym na czele. Rości sobie zatem prawo już nie do egzekwowania prawa, ale do jego interpretacji. Ponieważ zaś ten sam Sąd Najwyższy odpowiada za zatwierdzanie legalności wyborów, tylko czekać, aż sąd lub może opozycja ogłosi, że Sejm, w którym większość nie uznaje tegoż Sądu Najwyższego, nie jest legalnym Sejmem, co byłoby o tyle logiczne, że przecież nie mogli posłowie na poważnie przyjąć nominacji poselskich zatwierdzonych przez organ, którego nie uznają. A może zdarzy się coś innego, jeszcze bardziej zaskakującego – znajdzie się wymówka aby rząd i większość sejmowa przestały uznawać prezydenta, albo odwrotnie: prezydent przestanie uznawać rząd?

Krótko mówiąc: jesteśmy w punkcie, gdzie istnieją w Polsce dwa równoległe porządki prawne [no nie, jeden jest wadliwy, fałszywy - MS], choć tylko jeden z nich dysponuje aparatem władzy. Na razie sytuacja jest farsą, gdyż wydaje się, że fakt ten nie ma żadnego wpływu na naszą codzienność; że spory na szczytach władzy na nic realnie się nie przekładają – ale jest to tylko kwestia czasu. Ten zawał wydaje się nieuchronny. Na razie patrzymy na to jako na farsę, ale przyjdzie moment, gdy farsa obróci się w dramat.

Kto kogo…

To jest ten moment, gdy zwolennicy jednej i drugiej strony, czytając tekst, zaczynają się przekrzykiwać, dowodząc, że wszystkiemu winna jest druga strona. O, nie, moi drodzy! Jedni i drudzy mieliście okazję się zatrzymać wiele razy, a tymczasem brnęliście w to bagno.

Owszem, jeśli po tylu latach ma jakiekolwiek znaczenie „kto zaczął”, to trzeba by chyba wskazać palcem na Platformę, która w 2015 roku podjęła feralną decyzję o bezprawnym wyborze nadmiarowej ilości sędziów do Trybunału Konstytucyjnego. Niewątpliwie to rozpoczęło czynną fazę całego konfliktu – oto partia polityczna w obliczu klęski wyborczej podjęła świadomą decyzję o próbie utrwalenia części swoich wpływów, podejmując kroki wykraczające poza konstytucyjne uprawnienia.

Jednak tamten krok Platformy, trzeba przyznać, był drobiazgiem w porównaniu do działań Prawa i Sprawiedliwości w kolejnych latach. PO rozpoczęła walkę w sposób kompromitujący samą siebie; a zarazem sposób, który można było banalnie łatwo stłamsić. PiS jednak uznał to za wymówkę aby pójść znacznie dalej. Rząd wspólnie z prezydentem odrzucili nie tylko tych nadmiarowych, bezprawnych sędziów, ale również tych, których wybrano zgodnie z procedurami. Tak ruszyła ciągnąca się do dzisiaj sprawa sędziów-dublerów. To był też ten moment, po którym media związane z Platformą przestały mówić o Trybunale Konstytucyjnym jako o legalnym organie państwowym. Jeden Pan Bóg wie, po co to było ówczesnym rządzącym, co im się wydawało, że w ten sposób osiągnęli. Czy nie uświadamiali sobie, iż podważą sens całego Trybunału? Dotychczas wszyscy wiedzieli, że sędziowie są z partyjnych nominacji, ale ufano, że rozłożenie tego procesu w czasie pomiędzy różnymi kadencjami Sejmu sprawia, iż wpływy różnych partii się równoważą. Teraz zaś PiS strzelił sobie w stopę – rządząc bowiem przez dwie kadencje, tak czy inaczej zdołałby wymienić prawie cały skład sędziowski. Robiąc to „na rympał”, dał za to swoim przeciwnikom powód, aby już z góry odrzucili legalność części mianowanych w tym czasie sędziów.

Na tym, oczywiście się nie skończyło – skoro bowiem można było podważyć legalność Trybunału Konstytucyjnego i jego wyroki, to można było podważać kolejne reformy forsowane przez PiS, argumentując, że przecież nawet jeśli byłyby sprzeczne z ustawą zasadniczą, to nie istnieje Trybunał, który mógłby to stwierdzić. Skoro zaś tak, to opozycja rościła sobie prawo do odrzucania konstytucyjności rozmaitych zmian w sądownictwie – czemu oczywiście ochoczo przyklaskiwały zagraniczne sądy, cieszące się z okazji do ingerencji w polski system. Nie pomagała skrajna niekompetencja tych reform, które nigdy nie osiągały zamierzonych – i poniekąd całkiem słusznych – celów, za to za każdym razem zwiększały chaos i zacietrzewienie.

Rozpisałem się tutaj o winach rządów Prawa i Sprawiedliwości, bo nie oszukujmy się – jeśli sympatycy którejś z tych dwóch głównych partii czytają te słowa na tym portalu, raczej będą to zwolennicy PiS, i chcę, żeby to wybrzmiało, żeby dotarło: nawet jeśli Platforma zaczęła, to PiS, z własnej woli, świadomie i z premedytacją postanowił, że nie ugasi sporu, ale przeciwnie – rozdmucha go. To wysiłkiem Prawa i Sprawiedliwości pierwotnie mała rysa na gmachu państwa urosła do ogromnych rozmiarów pęknięcia. O ile Platforma zaczęła to wszystko w obliczu własnej klęski wyborczej, w chwili, gdy i tak traciła władzę, to PiS zaczął działać w ten sposób zaraz po objęciu władzy, gdy był czas na spokojne, przemyślane ruchy. Co więcej, można odnieść wrażenie, że działania rządu Zjednoczonej Prawicy były celowo ostrzejsze, ponieważ w tamtym czasie wyprowadzanie Platformy na ulicę skutecznie uniemożliwiało tej partii refleksję nad porażką i bynajmniej nie przysparzało popularności. Nie rozumiano natomiast, że podejmując takie kroki napędzano wręcz psychopatyczny opór i ekstremizm po drugiej stronie. Dopóki opozycja przegrywała wybory, można było śmiać się z rozmaitych „silnych razem”. Jednak po ubiegłorocznej porażce wyborczej PiS te wszystkie działania się zemściły w sposób dramatyczny, gdy sfanatyzowana w ten sposób opozycja zdobyła władzę.

Można powiedzieć: PiS poprzez swoje bardzo świadome działania doprowadził do sytuacji wprost wymarzonej dla swoich przeciwników – oto można łamać wszelkie prawa i jeszcze obwiniać za to opozycję argumentem, że „my łamiemy prawo, bo oni je łamali”. Co z tego, że PiS ogólnie w swoich działaniach lawirował na skraju prawa, a strona Platformy dziś otwarcie łamie je i drwi z wyroków sądowych, a nawet samych sądów? Oczywiście, moralną odpowiedzialność za obecne działania ponosi tylko obecny rząd – ale jego poprzednicy walnie przyczynili się do tego, iż spora część narodu przyklaskuje łamaniu prawa i widzi w nim przywracanie porządku. Wina leży więc po obu stronach.

Za ścianą nic dobrego nie czeka

Zwolennicy obu partii mogą się licytować, kto pierwszy, kto bardziej, kto mocniej, i tak dalej… Nie zmienia to faktu, iż nasz system sądownictwa wydaje się dochodzić do stanu pełnego rozkładu, gdzie już wkrótce dowolny wyrok będzie można podważyć, argumentując, że czy to sędziowie, czy prokuratorzy byli powołani bezprawnie. A przecież sprawa jest, jak to się mówi, rozwojowa. Wojna na górze trwa.

Dziś niewątpliwie przewagę ma obecny rząd, który w swoich dotychczasowych, a zwłaszcza najnowszych działaniach udowodnił ponad wszelką wątpliwość, iż tak zachwalany przez politologów trójpodział władzy w Polsce faktycznie nie istnieje. Wszelkie narzędzia egzekwowania prawa – policja, prokuratura, zatwierdzanie wniosków o Trybunał Stanu – leżą bowiem w rękach rządu, który nie ma interesu w ściganiu przestępstw popełnianych przez tenże rząd. Oznacza to, iż w najbliższych latach jeszcze wiele możemy zobaczyć, jeszcze niejedno może nas zaskoczyć, a pojęcie „bananowej republiki” może nam całkiem spowszednieć. Kto wie, czy potem nie dojdzie do zwrotu akcji – może się okazać, że pomimo wszystkich tych wysiłków po stronie Platformy, Prawo i Sprawiedliwość lub jakaś kolejna mutacja tej formacji powróci do władzy za kilka lat i zacznie wywracać wszystko na drugą stronę, eskalując konflikt do jeszcze wyższego poziomu.

Jedno wydaje się pewne. W sytuacji rozkładu i niesterowalności obecnego ustroju, gdzie obiektywnie widzimy, że nie ma żadnej obrony przed nadużyciami władzy – po którejkolwiek by nie były stronie – oraz przy braku jakiejkolwiek chęci do wspólnego wypracowania koniecznych zmian, o ile nie nastąpi jakiś cudowny, nieoczekiwany zwrot, wcześniej czy później zderzymy się z tą ścianą. 

Za nią zaś czeka nowy ustrój, narzucony przez zwycięzców, kimkolwiek by nie byli. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że jeżeli tylko zwycięży jego strona, wówczas po obaleniu tej obecnej, pokracznej, pełnej wad i sprzeczności III Rzeczypospolitej, wyłoni się coś lepszego. Gdy obydwie strony dążą do pełnej bezkarności, do braku odpowiedzialności przed kimkolwiek, jak można realnie sądzić, iż oni zmienią cokolwiek na naszą korzyść? Tymczasem zaś, bardzo realne, bardzo konkretne wyzwania stojące przed naszym państwem stoją nieruszone, i tak na razie chyba pozostanie.



środa, 21 sierpnia 2024

Wyborcza chce na "ostro"










"Trzeba pójść na ostro". Szokujący tekst w Wyborczej


21.08.2024 12:16


Podczas ośmiu lat rządów Prawa i Sprawiedliwości, tzw. "obóz demokratyczny", którego istotną częścią jest gazeta Wyborcza, atakował polski rząd i inspirował do ataku na polski rząd międzynarodowe instytucje pod hasłem tzw. "obrony praworządności". 

Teraz praworządność już mu niepotrzebna - "Teraz trzeba pójść na ostro" - pisze znany ze swojego radykalizmu prof. Wojciech Sadurski na łamach portalu Wyborcza.pl



- Po ośmiu miesiącach od objęcia władzy przez nową ekipę widać wyraźnie, że reforma ustroju przywracająca demokrację utknęła w zmaganiach z odtworzonym PiS-owskim układem. Potrzebne są zdecydowane działania.

- apeluje Wojciech Sadurski, który z jednej strony zachwyca się "majstersztykami" dokonanymi przez ppłk Sienkiewicza i Bodnara, którzy z pominięciem zapisów ustaw przejęli, wręcz siłowo media publiczne, PAP i prokuraturę, ale jednocześnie wskazuje, że "na takie podarunki losu nie można na długą metę liczyć" i w związku z tym trzeba podjąć działania nadzwyczajne.

Według definicji z Wikipedii "zamach stanu" to "niezgodne z porządkiem konstytucyjnym, często z użyciem siły (zbrojny zamach stanu), przejęcie władzy politycznej w państwie przez jednostkę lub grupę osób". W historii najnowszej Polski zamachu stanu dokonał gen. Wojciech Jaruzelski wprowadzając stan wojenny.


"Legalność nas zabija"


- "Legalność nas zabija" – westchnął w 1849 r. Odilon Barrot, premier u boku prezydenta Francji Ludwika-Napoleona Bonapartego. 

A Polskę demokratyczną zabija, a w każdym razie zatruwa, sztampowo rozumiana "praworządność", interpretowana jako bezwzględne podporządkowanie się prawu, jakiekolwiek by ono było

- pisze Sadurski, który tłumaczy konieczność podjęcia nadzwyczajnych działań "okresem przejściowym".



Sadurski wzywa do "otoczenia Pałacu Prezydenckiego kordonem sanitarnym" - Natomiast pozostałe ogniwa zamkniętego systemu PiS-owskiego można i należy rozwiązać. W szczególności dotyczy to Trybunału mgr Przyłębskiej i neo-KRS - pisze o umocowanych w Konstytucji RP i działających na podstawie demokratycznie przyjętych ustaw instytucjach, Sadurski.

- Skoro oba te organy w sposób oczywisty nie przystają do ich konstytucyjnych wzorców, należy je wycofać z tzw. obiegu prawnego. Nie jest to jakiś złożony problem prawny, ale wyłącznie porządkowo-administracyjny. Uzurpatorzy powinni stracić dostęp do gabinetów, służbowej poczty elektronicznej i nienależnych uposażeń. Zwłaszcza to ostatnie, jak przewiduję, zdziała cuda.


- pisze ideolog "obozu demokratycznego".



- Zgadzamy się z prof. Wojciechem Sadurskim  - czytamy na profilu "X" największego, znanego ze swoich politycznych zaangażowań stowarzyszenia sędziów "Iustitia". Sędziów, którzy powinni stać na straży prawa, konstytucji i praworządności.


Autorytarną drogę wskazał Klaus Bachmann

Takie postulaty nie pojawiają się w polskiej przestrzeni publicznej po raz pierwszy. „Tylko autorytaryzm przyniesie zmiany” – pisał w październiku zeszłego roku znany ze swojej mało obiektywnej wobec Polski postawy Klaus Bachmann na łamach „Berliner Zeitung”.

- W skrócie: jeśli nowy rząd naprawdę chce rządzić, musi skierować całą siłę państwa policyjnego, które PiS zbudował przeciwko PiS i prezydentowi


- pisał Bachmann


- Nad Wisłą rozpoczyna się dość unikalny na skalę światową eksperyment, który może być nauką dla wielu innych krajów: demokratycznie wybrana koalicja partii demokratycznych próbuje uczynić kraj ponownie demokratycznym przy użyciu metod niedemokratycznych.

- pisał Bachmann w grudniu zeszłego roku, stawiając takie wtedy potencjalnie stosowane w Polsce metody za wzór do naśladowania dla innych krajów.




Autor: Cezary Krysztopa








„Trzeba pójść na ostro”. Szokujący tekst w „Wyborczej” (tysol.pl)




niedziela, 25 lutego 2024

Co wie wikipedia, a co wiemy my

 







Poważnie?
 
Rosja ma w rezerwie 28 milionów poborowych,
 
to prawie dwa razy więcej niż ilość wszystkich mężczyzn na Ukrainie w wieku od 15 do 64 roku życia (ok. 15 milionów).



Nie wiedzieli tego wcześniej??


Musieli wiedzieć....




CZY TO ZNACZY, ŻE ONI MIELI  W PLANIE, ŻE NATO DOŁĄCZY DO WALKI??





Żadnych wojen z Rosją!

My mamy do wygrania II Wojnę Światową, mamy do wygrania wojnę z Niemcami.



Wygrajmy wojnę z Niemcami!






Wojna w Ukrainie: Sytuacja na froncie "niezwykle trudna", ponieważ Ukraina czeka na pomoc (lemonde.fr)


lemonde.fr/en/international/article/2024/02/14/war-in-ukraine-front-line-situation-extremely-difficult-as-ukraine-waits-on-aid_6524831_4.html


Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej – Wikipedia, wolna encyklopedia

Ukraina – Wikipedia, wolna encyklopedia






piątek, 5 stycznia 2024

" zamachem stanu w Polsce, którego inicjatorem są Niemcy"



A nie mówiłem? (19)




przedruk







Szokująca lista ambasadorów. Grochmalski o niemieckich nadzorcach Polski

"Mamy do czynienia z pełzającym zamachem stanu w Polsce, którego inicjatorem są Niemcy, a w Warszawie nadzoruje ten proces Viktor Elbling."


pisze Piotr Grochmalski w "Gazecie Polskiej".



04.01.2024
23:55


We wtorek 19 grudnia, gdy faktycznie rozpoczynał się zamach stanu ekipy Donalda Tuska, nie tylko na media publiczne, lecz także na fundamenty demokratycznego państwa, ambasador Niemiec Viktor Elbling ze spokojem informował na platformie X, dawnym Twitterze, że „W polsko-niemieckiej Szkole Spotkań i Dialogu im. Willy’ego Brandta w Warszawie spotkania są praktykowane codziennie, i to od 1978. Kształci się tam młode Europejki i Europejczyków, o czym mogłem się dziś przekonać”. Nadzorca z Berlina mógł czuć satysfakcję, że – tak jak za czasów pruskiego posła w 1772 roku, Gedeona de Benoîta, polskie państwo zmierza do anarchizacji i utraty swej państwowości.


Stan totalnej anarchii

Elbling przybył do nas we wrześniu 2023 roku, aby na ostatniej prostej wesprzeć operację „wybory”. A teraz Berlin osiągnął spektakularny sukces. Tusk w ciągu zaledwie kilku dni zredukował Polskę do bantustanu. Tak jak za czasów reżimu Jaruzelskiego, został wyłączony sygnał telewizji publicznej, a do jej budynku wtargnęła grupa osiłków. Ekipa Tuska, w stylu Nazarbajewa w Kazachstanie czy Łukaszenki na Białorusi, w oparciu o uchwałę Sejmu, a więc opinię parlamentu, rozpoczęła pacyfikację ogromnej instytucji medialnej. Z pełną świadomością tym samym zniszczono fundamenty konstytucyjne i z użyciem siły zaczęto przejmować media publiczne. A to oznacza, iż odtąd można, na zasadzie woli uzurpatora Tuska, przejąć dowolną instytucję w Polsce. Na przykład podjąć uchwałę o odwołaniu prezydenta Dudy i wysłać potem grupę osiłków, którzy go wyrzucą z gmachu. Weszliśmy w stan totalnej anarchii. Wszystko odbywa się zgodnie z głośnym dziełem Edwarda Luttwaka „Zamach stanu. Podręcznik”. Jan Rokita ostrzega: „Po raz pierwszy od odzyskania wolności konflikt polityczny wysadził ustrojowe bezpieczniki, więc walka o władzę rozlewa się teraz chaotycznie i bez hamulców”. Mamy do czynienia z pełzającym zamachem stanu w Polsce, którego inicjatorem są Niemcy, a w Warszawie nadzoruje ten proces Viktor Elbling. Gdy zostaniemy zredukowani do poziomu Białorusi, wówczas rzekomo zasmucony Berlin ogłosi, że Polacy nie są w stanie rządzić się sami i potrzebują nad sobą mądrej i twardej ręki niemieckiego pana. To czarny dzień nie tylko dla Polski, lecz także dla przyszłości UE. Berlin, rękoma Tuska, otwiera drogę do radykalnej barbarii. Wszystko w imię przyspieszonej budowy IV Rzeszy. To ujawnia starą, brutalną twarz Niemiec. Bo ekipa Tuska realizuje jedynie operację wymyśloną i zatwierdzoną przez Berlin. Ale dzisiejsze wydarzenia mają długą historię. Intensyfikacja aktywności niemieckiej agentury w Polsce nastąpiła za Angeli Merkel, która w listopadzie 2005 roku stanęła na czele niemieckiego rządu. W Warszawie wówczas do władzy doszła prawicowa koalicja z PiS-em na czele.


Prusaczka Merkel wkracza do akcji

Po katastrofie Konstytucji dla Europy podpisanej w październiku 2004 roku, a odrzuconej w referendach przez Francję i Holandię w maju i czerwcu 2005 roku, Niemcy wpadli w amok. Merkel, po dojściu do władzy, dokonała spektakularnego oszustwa. Powyciągała istotne elementy z Konstytucji i brutalnie dążyła do ich przeforsowania w formie nowego traktatu. Wiedziała, że będzie miała problem z Warszawą. Reinharda Schweppe, który od marca 2003 roku był ambasadorem Niemiec w Polsce, zastąpił w sierpniu 2007 roku Michael H. Gerdits. Był on prawą ręką ministrów spraw zagranicznych – Hansa-Dietricha Genschera (w młodości członka Hitlerjugend i NSDAP) oraz Klausa Kinkela. Obaj byli też szefami liberalno-lewackiej FDP. To również fanatyczni zwolennicy centralizacji UE, ale i budowania strategicznej osi Berlin–Moskwa. W listopadzie 2014 roku, a więc już po inwazji Rosji na Ukrainę, obaj ci byli ministrowie spraw zagranicznych uważali, że bez współpracy z Moskwą nie da się rozwiązać większości problemów międzynarodowych. Obaj opowiadali się wówczas za „nowym początkiem” w relacjach Zachodu z Rosją. A Klaus Kinkel otwarcie zaapelował o okazanie Rosji większej empatii. Ich poglądy były bliskie Michaelowi H. Gerditsowi (zmarł we wrześniu 2023 roku). Gdy przybył do Warszawy, najpierw intensywnie pracował nad osłabieniem oporu dla traktatu lizbońskiego i wsparciem dla budowy Nord Stream, a po dojściu do władzy ekipy Tuska intensywnie naciskał na Radosława Sikorskiego, aby maksymalnie przyspieszyć reset Warszawy w relacjach z Moskwą. Był w Polsce podczas zamachu smoleńskiego, po czym nagle został przeniesiony do Włoch. Wtedy Merkel w lipcu 2010 roku wysłała do Polski sprawdzonego speca od niemieckich służb, barona Rüdigera Wernera Hansa-Erdmanna Freiherr von Fritsch-Seerhausena, z kurlandzkiego rodu Hahn (od strony matki, którego udokumentowane źródła sięgają 1230 roku). Był on przedstawicielem wpływowej grupy starych rodów, którzy odgrywają istotną, zakulisową rolę w Niemczech, szczególnie w polityce wschodniej. Od 2004 do 2007 roku był wiceszefem Federalnej Służby Wywiadowczej (BND).
Agentura na pierwszym miejscu

To za obecności Fritsch-Seerhausena w Polsce BND – w oparciu o swoją agenturę w naszym państwie – przygotowało raport o Smoleńsku ujawniony w 2015 roku przez Jürgena Rotha, niemieckiego dziennikarza śledczego. Według tego dokumentu w Smoleńsku dokonano zamachu na prezydenta Kaczyńskiego i elitę państwa polskiego, a w działaniach tych odegrał bardzo ważną rolę wpływowy polityk polski, T. (w opublikowanym dokumencie jest tylko inicjał, a reszta krótkiego nazwiska została zamazana). To za von Fritsch-Seerhausena nastąpiła radykalizacja w agresywności działań niemieckich służb wspierających D. Tuska. Nieprzypadkowo też Merkel skierowała wprost z Polski tego rasowego agenta do Rosji, gdzie od marca 2014 do czerwca 2019 roku wspierał politykę Berlina w budowaniu strategicznej osi z Moskwą. Był też jednym z kluczowych graczy przy rozmowach z Putinem o budowie Nord Stream 2, które zostały podjęte tuż po inwazji Rosji na Ukrainę w 2014 roku. Agresywnie też działał przeciwko PiS. Jednym z jego potomków był Jakob Friedrich Freiherr von Fritsch, założyciel w 1762 roku weimarskiej loży masońskiej „Anna Amalia zu den drei Rosen”.


Miejsce von Fritsch-Seerhausena w Warszawie w 2014 roku zajął Rolf Nikel, były komisarz rządu federalnego ds. rozbrojenia i kontroli zbrojeń. Jego głównym zadaniem było wsparcie PO, aby wygrała wybory w 2015 roku. Gdy to nie nastąpiło, był jednym z głównych koordynatorów koncepcji totalnej opozycji. Sama idea powstała jednak w Berlinie w środowisku BND. W 2020 roku, po kolejnych spektakularnych porażkach Rolfa Nikela, Merkel wróciła do koncepcji, że trzeba wysyłać do Warszawy speców od służb (ale nie skreślono w pełni Nikela; w 2022 roku sięgnięto do jego doświadczenia i został on wiceprezydentem Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich).
Szpiedzy Merkel w Polsce

Ale za Nikela niemieckie służby specjalne nie zmniejszyły swojej aktywności w Polsce. Przede wszystkim dotyczy to Federalnej Służby Wywiadu (BND), a w radykalnie mniejszym stopniu Służby Ochrony Sił Zbrojnych (MAD), instytucji dysponującej potencjałem 1200 pracowników. W samym kodzie założycielskim BND jest mocny kompleks wobec Polski. Jak przypomina Jacek Gawryszewski we wnikliwym artykule naukowym „Służby specjalne w Republice Federalnej Niemiec”:„Przed powołaniem BND funkcję cywilnego i wojskowego wywiadu RFN pełniła tzw. Organizacja Gehlena, utworzona przez amerykańskie władze okupacyjne. Reinhard Gehlen, były wysokiej rangi oficer Sztabu Generalnego Wehrmachtu, stworzył służbę rozpoznania i wywiadu opartą na modelu funkcjonującym w okresie hitlerowskich Niemiec i bazującą w znacznym stopniu na byłych członkach SS oraz funkcjonariuszach SD i Gestapo, a także oficerach Abwehry. Szacuje się, że około 30 proc. pracowników i współpracowników Organizacji Gehlea, który w latach 1956–1968 był Prezydentem BND, wywodziło się z NSDAP”.

Generał Gehlen, który odgrywał istotną rolę w walce z polskim państwem podziemnym w trakcie II wojny światowej, pozostawił po sobie tajny raport opisujący rzetelnie i z nieukrywanym uznaniem skuteczność organizacyjną Armii Krajowej, z którą – jak podkreśla – przegrał tę wojnę. Ale to jego ludzie z Organizacji Gehlena wymyślili potem pojęcie „polskich obozów koncentracyjnych” i rozpowszechnili je na świat w ramach wojny informacyjnej z Polską. Szokujące jest, że dopiero w lutym 2011 roku kierownictwo BND utworzyło specjalną grupę ekspertów, która miała ocenić skalę wpływów na tę organizację ludzi z aparatu III Rzeszy. Nie ulega jednak wątpliwości, że to w ogromnej większości wychowankowie Gehlena odpowiadają nadal za tę służbę i jej aktywność na kierunku polskim. Niemal wszyscy, którzy należeli do elity BND, mają specyficzny, groźny dla nas, stosunek do państwa polskiego. Oni też decydowali o przejęciu byłej agentury Stasi działającej jeszcze w PRL-u, a także tworzeniu nowej sieci współpracowników.



W tym drugim przypadku sięgnięto po dobrze udokumentowane zasoby związane z procederem korupcyjnym realizowanym przez biznesmenów niemieckich w Polsce od 1989 roku do wejścia naszego państwa do UE. Łapówki bowiem traktowane były przez niemiecki rząd jako koszty uzasadnione i mogły być legalizowane wobec urzędów skarbowych. Na przyszłość stanowiły więc doskonały materiał operacyjny. Niemała grupa aktywnych współpracowników BND była pozyskiwana w ramach stypendiów przyznawanych szczodrze przez szereg niemieckich fundacji ulokowanych w Polsce: Heinricha Bölla, Konrada Adenauera, Roberta Boscha, Friedricha Eberta Aleksandra von Humboldta, Friedricha Naumanna i dziesiątków innych, które tworzyły gęstą sieć współzależności. Jej uzupełnieniem byli agenci BND pracujący w Polsce w mediach z kapitałem niemieckim, które zdominowały wiele czułych obszarów. Korporacje te przejęły też kontrolę nad kluczowymi drukarniami. W rękach niemieckich ambasadorów w Polsce zasoby te były potężnymi narzędziami wpływu.
Bolesne porażki Merkel

A jednak Rolf Nikel, mimo ogromnych zasobów, jakimi dysponował, okazał się bezradny wobec Zjednoczonej Prawicy. Merkel dotkliwie odczuwała kolejne spektakularne porażki. Gdy koncepcja „ulica i zagranica” nie wypaliła, zdecydowała się na szokującą prowokację. Skierowała do Polski Arndta Freytaga von Loringhovena (on sam twierdził potem, że nic o tym nie wiedziała!). Ten gest miał być pokazem niemieckiej buty. Ten były wiceszef BND, spec od służb, głęboko przeniknięty ową mentalnością Gehlena, miał wesprzeć PO w kampanii prezydenckiej. Jego kandydatura została zaakceptowana przez Polskę po wielu miesiącach, dopiero 31 sierpnia 2020 roku, a 15 września 2020 roku Arndt Freytag von Loringhovena złożył listy uwierzytelniające na ręce prezydenta Dudy. W Niemczech trwały też wówczas przygotowania do wysłania Tuska do Warszawy. W grudniowym numerze „polskiego” Newsweeka (nr 50/2020), wydawanym przez kapitał szwajcarsko-niemiecki, ukazał się obszerny wywiad z tym przyjacielem Merkel. Nowy ambasador Niemiec konsekwentnie udawał, że nie rozumie, dlaczego jego nominacja wywołała tak silne emocje i uznana została jako swoiste wypowiedzenie wojny. Nie tylko po raz kolejny Berlin wysłał wysokiego funkcjonariusza BND do Warszawy, lecz także człowieka, którego ojciec niemal do ostatniej chwili przebywał w najbliższym otoczeniu Hitlera. Jest bowiem synem gen. Bernda Freytaga von Loringhovena, niemieckiego arystokraty z Kurlandii (jego przodek był mistrzem Zakonu Inflanckiego, najbardziej patologicznego zakonu rycerskiego w Europie), adiutanta Guderiana, jednego z najbardziej radykalnych nazistów w armii III Rzeszy. A od 1944 roku Bernd Freytag von Loringhoven był stale obecny w bunkrze Hitlera. Za osobistą zgodą tego zbrodniarza opuścił go 29 kwietnia 1945 roku, a więc dzień przed samobójstwem wodza III Rzeszy. Zrobił potem wielką karierę w Bundeswehrze, gdzie dosłużył się stopnia generała porucznika. Zmarł w Monachium w wieku 93 lat, w 2007 roku. Mianowanie jego syna na ambasadora w Polsce, w momencie gdy Niemcy prowadziły radykalnie agresywną politykę wobec Warszawy, było przerażającym eksperymentem, wiele mówiącym o pewnym deficycie emocjonalnym Merkel. Zdumiewające jest, że Berndt Freitag von Loringhofen, który niemal do końca przebywał w najbliższym otoczeniu zbrodniarza, który odpowiada za śmierć 6 mln obywateli II RP, twierdził, iż przez całą wojnę pozostał anständing (porządny, przyzwoity). Jego syn uważa podobnie. Jak stwierdził: „Wierzę mojemu ojcu, kiedy mówi, że osobiście nigdy nie popełnił zbrodni wojennych”. Jego syn zauważa: „Gdy rozmawiałem z ojcem o wojnie, przeważnie wspominał o niej z punktu widzenia Niemców. W szczególności kiedy opisywał cierpienie żołnierzy niemieckich pod Stalingradem. Albo gdy opisywał przyjaciół i towarzyszy, których stracił”. Bez trudu można sobie wyobrazić, co tkwi głęboko w sercu Arndta Freytaga von Loringhovena i jaki obraz Hitlera przekazał mu ojciec. 30 czerwca 2022 roku nowy kanclerz Niemiec, Olaf Scholz, wycofał go z Polski.



Podbić Warszawę, obalić PiS

Ale nic się nie zmienia. Kolejny syn generała idzie na wojnę z Polską. Po von Loringhofenie nadal ta sama metoda. Tym razem Thomas Bagger, w szczególnie ważnym momencie dla europejskiego bezpieczeństwa, trafia do Warszawy. Przez pięć lat był ważnym doradcą prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera w sprawie budowy autonomii strategicznej Europy wobec USA (Steimeier przez lata był zaufanym człowiekiem skorumpowanego przez Putina kanclerza Schroedera). Nowy ambasador Niemiec jest synem gen. Hatmuta Baggera, byłego dowódcy Bundeswehry, który urodził się w 1938 roku w Braniewie. W Warszawie szuka zaczepki, prowokuje. Zasłynął z głośnego wywiadu dla niemiecko-szwajcarskiego „Nesweeka”, w którym zagroził w sprawie reparacji: „Można mieć jednak wspólną europejską przyszłość albo reparacje w stylu wersalskim. Nie da się mieć obu tych rzeczy naraz”. Jego ojciec był w latach 1996–1999 Generalnym Inspektorem Bundeswehry, po czym przeszedł na emeryturę. W 2000 roku funkcję tę objął do 2022 roku gen. Harald Kujat, który urodził się w 1942 roku w Obornikach (ówczesny tzw. Kraj Warty, wcielony do Rzeszy). Dobrze się znali z gen. Baggerem. Mieli podobne podejście do Polski. Kujat ujawnił swoje zaskakujące poglądy, gdy ujął się za inspektorem Marynarki Wojennej Kay-Achimem Schönbachem, który wywołał prawdziwy skandal międzynarodowy. Otóż 22 stycznia 2022 roku, a więc tuż przed najazdem Putina na Ukrainę, ten niemiecki wiceadmirał stwierdził: „Myślę, że Putin (…) tak naprawdę chce szacunku. Chce być traktowany jak równy z równym, pragnie szacunku. I – mój Boże – okazywanie komuś szacunku niewiele kosztuje, nic nie kosztuje”. Ostatecznie kanclerz Scholz zmuszony był pozbyć się go z armii. Ale Schönbach uzyskał wsparcie wielu emerytowanych generałów, w tym ze strony Haralda Kujata, który od 2002 do 2005 roku był przewodniczącym Komitetu Wojskowego NATO. Ale wiele mówi to o niemieckiej generalicji i pozwala zrozumieć, jakie ich synowie, Loringhofen i Bagger, mają spojrzenie na Polskę. Nie mamy w nich ludzi przyjaznych. Przy czym Kujat na emeryturze zasiadał w radzie zarządu Instytutu Dialogu Cywilizacji, którym kierował Władimir Jakunin, sowiecko-rosyjski agent i przyjaciel Putina, współtwórca Forum Niemiecko-Rosyjskiego. O młodości gen. Hatmuta Baggera, ojca ambasadora Niemiec, wiadomo niewiele. W jednej z lakonicznych notatek pojawia się informacja: „Jako sześciolatek musiał 28 stycznia 1945 roku opuścić Prusy Wschodnie na wędrówkę z matką i młodym bratem”. Zdumiewa brak jakichkolwiek informacji o jego ojcu, a to znaczy, że generał nie chce ujawniać pewnych faktów dotyczących aktywności jego rodziny w III Rzeszy. Bagger, po katastrofie wizerunkowej, wrócił do Berlina w lipcu 2023 roku i został wiceministrem spraw zagranicznych Niemiec.


Pełna mobilizacja na wybory

Szokująca jest ta lista ambasadorów, z których tak wielu miało mocne powiązania z niemieckimi służbami. Gdy po tej czarnej serii pojawił się 29 września 2023 roku w Warszawie Viktor Elbling, który urodził się w 1959 roku w Karaczi w Pakistanie, wydawało się, że jest to oznaka odrobiny rozsądku w Berlinie. Ale swoisty kosmopolityzm Elblinga, fakt, iż jego matka jest Włoszką, nie zmienia jego niemieckiego kodu kulturowego. A także jego powiązań z BND. Od 1993 do 1998 roku był osobistym sekretarzem Klausa Kinkela, który w kluczowym momencie dla Polski, w latach 1978–1982, był szefem BND, gdy Niemcy intensywnie tworzyli swoją agenturę w Polsce. Elbling był też najbardziej zaufanym człowiekiem Kinkela, nieukrywającego swych sympatii do Rosji. Potem przez dwa lata był zastępcą szefa gabinetu Joschki Fischera (Fischer zasłynął skandalicznym wystąpieniem w 2000 roku, podczas którego zaprezentował koncepcję silnej Europy pod niemieckim sztandarem w stylu, który dziś Scholz realizuje).

Elbing to dobry i skuteczny nadzorca Tuska.






Szokująca lista ambasadorów. Grochmalski o niemieckich nadzorcach Polski | Niezalezna.pl




26 października 2011:





czwartek, 22 lipca 2021

"Legalność władz litewskich jest wątpliwa"

 

to jest ciekawe...

zaraz przypomina mi się sprawa Romana Kluski

te same metody



przedruk

słabe tłumaczenie przeglądarki





Wadim Gigin, dziekan Wydziału Filozofii i Nauk Społecznych Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego, politolog, kandydat nauk historycznych,  na antenie talk show „Dni powszednie” w „ Alfa Radio ”.


Wątpliwa jest legalność i zasadność obecnych władz litewskich. 

Po prostu nie rozumiem, dlaczego tak mało się o tym mówi. 

Na Litwie w 2004 roku miał miejsce zamach stanu. Odsunięto wówczas od władzy prawowitego prezydenta Rolandasa Paksasa, ponieważ Valdas Adamkus miał kontynuować swoje rządy. Ten nazistowski wspólnik kontynuował to później. 


Paksas w czasie, gdy Litwa miała przystąpić do NATO i dokonać geopolitycznego wyboru, zaczął pytać, dlaczego rafineria Mazeikiu Nafta jest przejmowana przez wątpliwe plany amerykańskim firmom i czy kraj ten powinien dokonać takiego geopolitycznego zamachu stanu. Oznacza to, że zaczął zadawać pytania, których nie chciał słyszeć  - powiedział politolog.

Vadim Gigin zauważył, że wkrótce, z udziałem Amerykanów, sfabrykowano sprawę przeciwko Paksasowi o rzekomą korupcję z biznesmenem Jurijem Borysowem. Były prezydent został postawiony w stan oskarżenia i zabroniono mu angażowania się w jakąkolwiek działalność polityczną.


Wileński sąd podejmuje decyzję, w której uniewinnia Rolandasa Paksasa ze wszystkich zarzutów - i zero reakcji. 

W 2011 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł o niezgodności z prawem orzeczenia, że ​​Paksas nie ma prawa angażować się w działalność polityczną. 

Od dziesięciu lat Litwa nie przestrzega tego prawa.

Wreszcie całkiem niedawno Sąd Najwyższy Litwy uniewinnił Paksasa ze wszystkich zarzutów, które zostały mu postawione wcześniej. 


To znaczy, że osoba została nielegalnie usunięta z rządu na podstawie sfingowanych zarzutów, wykorzystała to grupa polityków, którzy de facto uzurpowali sobie władzę pod przywództwem Valdasa Adamkusa i jego kolejnych następców.


Więc czego chcesz od tego rządu?


Dokonali zamachu stanu, w rzeczywistości w sposób wątpliwy z punktu widzenia legalności i legitymizacji, doszli do władzy - podsumował ekspert.





https://www.sb.by/articles/gigin-zakonnost-i-legitimnost-nyneshnikh-litovskikh-vlastey-somnitelna.html



poniedziałek, 16 listopada 2020

Piekarski na mękach

 




Tytułem wstępu:

15 listopada 1620 roku o godzinie 9, Zygmunt III Waza wszedł do kościoła św. Jana w Warszawie na poranną mszę świętą. Gdy przechodził przez ganek, otrzymał dwa błyskawiczne ciosy czekanem w plecy i ramię. Upadł. Towarzyszący królowi dworzanie schwycili napastnika. Był nim Michał Piekarski, szlachcic słynący z wybuchowego charakteru, emocjonalnej niestabilności, melancholii i zabicia w chwili gniewu królewskiego kucharza. Powszechnie uważano go za człowieka niespełna rozumu, furiata.

"O innej, bliższej, powtarzanej przez współczesnych, że dokonał zamachu na Zygmunta z zemsty zato, że go wraz z dobrami jego oddał w kuratelę nieuczciwym krewnym"

Nie zachowały się dokumenty z przesłuchania Piekarskiego, w czasie którego szlachcic został poddany torturom. Albrecht Radziwiłł, sędzia, który rozstrzygał sprawę królobójcy wspominał, że oskarżony najpierw składał zeznania obciążając niewinnych ludzi, by chwilę potem je odwoływać. Gdy sędzia odwiedził skazanego w więzieniu, ten mówił tylko: „Szukajcie pierwszego królestwa, a wszystkie do was należeć będą.” Wypowiedź tę uznano za kolejny ewidentny dowód na szaleństwo Piekarskiego.

Michał Piekarski poniósł za swój czyn okrutną karę. 26 listopada 1620 roku pod murami Warszawy, w części zwanej Piekiełkiem, przygotowano dla niego szafot. Najpierw obcięto mu ręką, którą podniósł na króla. Potem jego ciało zostało przywiązane do czterech koni, które ruszyły w czterech kierunkach rozrywając je na strzępy. Szczątki spalono na stosie, proch załadowano w działo i wystrzelono, by żaden ślad po Piekarskim nie został.

Okazuje się jednak, że dzięki szalonym zeznaniom, szlachcic zdobył trwałe miejsce w polszczyźnie. Zwrot „bredzić” lub „pleść jak Piekarski na mękach” jest do dzisiaj używany jako synonim opowiadania głupot.



Tłumaczenie w przypadku Piekarskiego:

- "psychicznie chory",

-  recydywista - już wcześniej zabił kucharza

-  zamach na króla - obwiniał króla za swe problemy majątkowe



Czy Piekarski naprawdę plótł głupoty?


Nie rozumiem, dlaczego ludzie tak chętnie słuchają służb, albo plotkarzy (może werwolfa?) zamiast samemu sprawdzić wiarygodność podawanych "informacji". 

Plotkowanie to okazja do oddawania się wątpliwej przyjemności wywyższania ponad innymi - w domyśle - "nienormalnymi", często epatując znajomością rzeczy oczywistych dla każdego... 

Widzimy tu na pewno zakłamaną wersję zamachu - i jego mitologizację (być może też zamierzoną) w postaci "przysłowia".

Mitologizację też widzieliśmy na pogrzebie Piłsudskiego, czy Mazowieckiego. Publiczne peany na cześć osób o niejednoznacznej roli w historii wciąga niezorientowaną część społeczeństwa w bagno fikcji, która skutkuje podtrzymywaniem nieprawdy u przyszłych pokoleń i  - kolejnymi fałszywymi "wyzwoleniami" spod okupacji....



Poniżej analiza z 1936 roku - pokazuje ona, że Piekarski nie był wariatem, tylko taką mu dorobiono gębę, aby ukryć przed niezorientowanym politycznie społeczeństwem fakt, że król jest zdrajcą - a może wręcz figurantem (jak i Piłsudski czy Mazowiecki) obcych królestw - którego zadaniem jest tak prowadzić politykę państwa polskiego, by była ona użyteczna owym obcym.



Piotr Bańkowski

Nieznana relacja o zamachu Michała Piekarskiego na Zygmunta lll-go.


Tekst tej relacji, zanotowany nie wprawnem piórem i niezdecydowaną, indywidualną, ortografją, podany tu w zmodernizowanej pisowni, jest następujący:


„1620. Die dnica 23 pq. pent, fuit dies 15 mensis Novembris. Serens. Rex Sigismundus 3 post horam an. meridiem gdy szedł na Sumę u Ś. Jana do Dziekanji drzwiami: kilka razy postąpiwszy w kościół. Królewicz W ładysław za nim idąc, zastanowił się we drzwiach, bo na ten czas przybili byli Dominikáni theses i czytał je. Króla prowadził z jednej strony X. Pruchnicki, arcybiskup Lwowski, Natenczas wyrwał się za formy niejaki Piekarski łotr ślachcic nieubogi, bo siostrę miał za... Płaza wielki rządca krak. był mu bliski powinny.


Ten zdrajca czekan mając za drzwiami z formy śpiesznie postąpił, uderzył na pomazańca bożego, co ach niestety źle było i pomyśleć, ale iż na ten czas schylił głowę król ku arcybiskupowi, pytając go, co by to za pismo na drzwiach było: przeniósł kulasem głowę, jeno toporzyskiem przez głowę uderzył. Drugi raz kinął, alić szczołtem po jagodzie oblicznej obraziwszy nieszkodliwie spadł. Trzeci raz kinął, ale iż biskup przemyski Wężyk prowadząc króla, rękę założył i tak przez rękę króla w plecy dopadł czekan, gdzie hnat(?) na kłykciu wpuszcza do go.....


W ten czas marszałek Opaliński nadworny laskę o niego tłucze, a królewicz przypadłszy w łeb go tnie. Karmelita też z Lipia wyskoczywszy zławia, uchwyci go i z kościoła wynioszszy ajdukom oddał, którego też łotra na ten czas alabartnik sztychem przez żebra przekłół. Tego potem zdrajcę die 27 9 br, który był 6ta dnica prima adventus na wozie uczyniwszy mu na ławie siedzenie, kat na różnych miejscach rozpalonemi kleszczami targał aż przyjachawszy na rynek Nowego Miasta, gdzie mu majestat uczyniono po wschodzie wszedłszy posadzony, przywiązany, kat mu 3 skubie w prawą nogę, w ud młotkiem wbił, a 3 w lewą.


Potem prawą rękę nad donicą wielką rozrzażystemi węglami pełną siarki przykładając palił, potym uciąwszy po łokieć, gębę obił i zrzucił, a w lewy cekan katowczyk mu trzymał i potym sprowadzony, bo sam szedł (nie) dobrze, położywszy go... do 4 koni przywiązany za ręce do nóg i... nogi nie mogły konie rozszarpać, aż kat skoczywszy z konia bartą naciął i dopiero rozszarpały, a zatym w ogniu spalony....“.


Porównując powyższą opowieść klasztorną z innemi, znanemi dotychczas, wzmiankami o nieudanym zamachu Piekarskiego, łatwo stwierdzić, że jako źródło historyczne nie przynosi ona żadnych rewelacyjnych i ważnych szczegółów.

Jest to proste, bezpretensjonalne opowiadanie, nie wiadomo nawet, czy przez naocznego świadka spisane, nie dające pełnego obrazu zamachu, nie mniej jednak ciekawe i cenne przez to, że pozwala obraz całego zajścia lepiej w wielu szczegółach odtworzyć, dorzuca kilka nowych drobnych faktów, których nie znajdujemy w innych ówczesnych świadectwach, ponadto pewne fakty podaje w nowej, odmiennej, wersji.


Dzięki tej właśnie relacji klasztornej dowiadujemy się teraz, np., że króla prowadzono do kościoła drzwiami od strony Dziekanji, że na drzwiach tych Dominikanie świeżo przybili swe tezy, że te tezy tak zainteresowały królewicza Władysława, że idąc za królem zatrzymał się z częścią orszaku, aby je przeczytać. W tym momencie król przekroczył próg kościelny, nie mając nikogo za sobą, z czego skorzystał, ukryty z drugiej strony za drzwiami, Piekarski.


Ta też notatka tłomaczy, dlaczego pierwsze uderzenie czekanem nie okazało się niebezpieczne. Notatka czerwińska stwierdza również,—nie wiadomo zresztą, czy zgodnie z prawdą, bo wbrew wszystkim innym świadectwom,— że pierwszy, kto próbował zasłonić króla od ciosów, miał być jeden z prowadzących, króla duchownych, biskup przemyski Wężyk. Ż tejże relacji dowiadujemy się dokładniej, że owym zakonnikiem, o którym jedno ze źródeł wspomina, że schwycił uciekającego Piekarskiego, był kwestujący pode drzwiami kościoła Karmelita z Lipia pod Grójcem.


Tak samo niektóre szczegóły egzekucji inaczej są przedstawione w relacji klasztornej, a odmiennie w innych świadectwach ówczesnych. To wszystko. Nic natomiast nie mówi relacja czerwińska o sprawie, która dla wyświetlenia tła i genezy zamachu ma pierwszorzędne znaczenie: nie znajdujemy w niej ani słowa o pobudkach, które Piekarskiego skłoniły do podniesienia ręki na króla.


Piekarski, jak to stwierdza szereg historyków, cierpiał podobno na pomieszanie zmysłów i czynu swego miał dokonać w stanie niepoczytalności umysłowej.


Tak piszą polscy historycy P. Piasecki, J. In, Petrycy, St. Kobierzycki i in. Za nimi za obłąkanego uważają go i historycy obcy, jak Gdańszczanin Ewerh. Wassenberger w XVII wieku lub Fr. Lauterbach w wieku XVIII.

Nie znaczy to jednak, żeby wszystkie znane dotychczas źródła i świadectwa współczesne jednakowo wyraźnie wypowiadały się w tym względzie lub też, żeby były całkowicie jednomyślne.

Już sam wyrok sądu senatorskiego z dnia 26 listopada 1620 r., dochowany w aktach Archiwum Głównego w Warszawie, brzmi w odnośnym ustępie dość niejasno i lakonicznie

Stwierdzono w nim w związku z pobudkami zamachu tylko tyle, że Piekarski sprowadzony z więzienia do senatu i stawiony przed oblicze senatorów i posłów, „zamachu tak straszliwego, jako powszechnie wiadomego, nie zapierał się, — ale tylko wyznawał, iż takowego dopuścił się w czasie, kiedy był jakowąś wściekłością miotany“

O tem, żeby Piekarski od dzieciństwa lub choćby dłuższy czas cierpiał na chorobę umysłową, wyrok nie wspomina. Milczy o tem również, jak już zaznaczyłem, i ogłoszona obecnie notatka klasztorna. Gdyby jednak kto chciał w tym względzie z notatki tej wysnuć jakiś wniosek, biorąc za podstawę ton, w jakim jest utrzymane całe opowiadanie o Piekarskim, i wyrażenia, jakiemi się posługuje, nazywając go nieinaczej, jak „łotr“ i „zdrajca“, to możnaby przypuścić, że zakonnik czerwiński uważa go za całkowicie normalnego i odpowiedzialnego za zbrodniczy czyn. Przypuszczenie takie mogłoby być tembardziej usprawiedliwione, że i inni współcześni nie szczędzą Piekarskiemu jeszcze mocniejszych epitetów, obrzucając go obelżywemi wyzwiskami, tak, jakgdyby był złoczyńcą, który dokonał zbrodni z premedytacją.


Dla przykładu dość tu przytoczyć początek współczesnego polsko-niemieckiego wiersza p. t. „Prawdziwe opisanie przedsięwzięcia złego człowieka, który zamyślił Jego Mość Zygmunta III, Króla Polskiego zamordować“, wiersza opisującego zamach a jednocześnie piętnującego w mocnych i ostrych zwrotach jego sprawcę, przytem bez najmniejszych aluzyj do obłąkania:

„O psia krew! rodu złego bezbożny człowiecze, Niegodny czci Bękarcie. (Tak ci matka rzecze Korona Polska sławna, nad insze zasobna Szlachectwem i rycerstwem, cnotą wszcząt (!) ozdobna). Cóż ci się dzieje, powiedz? Czemużeś tak śmiały? Nie lękasz się karania w sercu zatwardziały? Słychane li są rzeczy, któreś, zdrajco, począł. Skrawie żeś się usilił, tak od złości oddął. Przez całe trzy dni, Liszko wściekła od łotrostwa, Zamyśliłeś mordować, koniecznieś się spinał: Coś w siedm leciech szykował, czegoć szatan kazał, Nie Anioł dobry, Jędzo.... i t. d,“



W tym samym tonie, nie przebierającym w słowach i pełnym oburzenia, utrzymany jest i dalszy ciąg.


O obłąkaniu ani wzmianki, ani słowa.


Jeśli w powyższych źródłach nic się nie mówi o chorobie umysłowej Piekarskiego, to zato obszernie rozpisał się o nienormalnym stanie jego umysłu inny anonimowy autor broszury, również w tym czasie wydanej, p. t.

„Prawdziwe a krótkie opisanie jako Pan Bóg wielce pobożnego Pana Najjaśniejszego Zygmunta III króla Polskiego, cudownie przy zdrowiu i żywocie zachował, na który się był jeden szalony człowiek usadził"

Ciekawy ten i rzadki druk niepozbawiony jest jako źródło historyczne pewnej wyraźnej tendencji. Jego autor stara się usprawiedliwić przed opinją publiczną krewnych Piekarskiego, którzy uzyskali od króla nad nim opiekę, a jak wynika z innych źródeł, opieki tej należycie nie sprawowali. Chęć oczyszczenia chciwych krewnych od tych zarzutów przewija się przez całą argumentację anonimowej broszury.

Autor jej zapewnia, że Piekarski od młodości cierpiał na „melancholję“ i miał skłonności do „furyj“: „Był zawsze dziwak, melancholik, furjat wielki, któremu, gdy już do średnich lat przychodził, szatańskie przenagabanie (bo powiadał, że miewał jakieś widzenia) tem więcej umniejszyło“ Przyszły sprawca zamachu miał być tak nieopanowany, że gdy mu kto w czem najmniej przymówił, zaraz się do broni porywał.

Raz „bez wszelkiej przyczyny, jedno z samej furji a za poduszczeniem szatańskiem“ zabił kucharza szwagra swego Płazy, wielkorządcy krakowskiego. Kiedyindziej, różnemi czasy, kilka osób ranił. Przy tej gwałtowności charakteru miał jednocześnie unikać ludzi: „Małoco z ludźmi obcował i mówił, sam w sobie żył i milczeniem a ponurem okiem melancholją się bawił, rozmaite w niej (jak to pospolicie w melancholikach bywa), — imaginationes jako sam powiadał i widzenia, albo raczej oszukiwania djabelskie miewając“ W takim stanie umysłu „słysząc, że króla francuskiego zabito, — opowiada anonim, — wpadło mu w myśl Króla J, M. Pana swego zabić, która w nim trwała od lat 10 według jego wyznania“.


Ten przykład Ravaíllac'a, który w r. 1610 zamordował Henryka IV, miał być nie tylko zachętą, ale i jedyną pobudką dla Piekarskiego do pozbawienia życia króla polskiego. O innej, bliższej, powtarzanej przez współczesnych, że dokonał zamachu na Zygmunta z zemsty zato, że go wraz z dobrami jego oddał w kuratelę nieuczciwym krewnym, anonim nie mówi wcale. Natomiast, całkiem przeciwnie zapewnia, że „niektórzy powinni jego i przyjaciele otrzymali nań opiekę jako na tego, co nie miał rozumu i rządzić się nie umiał, ujęli majętność jego i trzymali, onemu udzielając z nich na przystojne wychowanie“. Nie wszystko jednak w tem „przystojnem wychowaniu“ musiało być w porządku.


Posiadamy w tym względzie świadectwo dwuch ludzi, którzy w dniu 15 listopada 1620 r. byli w Warszawie. Jeden z nich — to Albrecht Stanisław Radziwiłł, bliski zaufany dworu królewskiego, wychowawca królewicza Władysława, znajdujący się w momencie zamachu w orszaku królowej, która niedługo po królu zdążała za nim z zamku do kościoła. W krótką chwilę po zamachu Radziwiłł znalazł się przy boku króla, a potem brał udział w sądzie nad Piekarskim. W ciekawych pamiętnikach, ogłoszonych dopiero w r, 1843, pisze on wcale inaczej, niż bezimienny autor broszury, i o „przystojnem wychowaniu“ Piekarskiego i o tem, co go do zamachu skłoniło. „Gdy Piekarski na umyśle pomieszania dostał, — opowiada Radziwiłł, — krewni jego, Daniłowiczowie i Tomaszewski, uprosili u króla opiekę nad nim i, zabrawszy jemu dobra, wolno mu wałęsać się pozwolili, ani dostatecznie starali się o jego utrzymanie. Piekarski zapalony gniewem, nie na opiekunów, lecz na króla złość swoją wywarł“ . Nie musiała to być wyłącznie osobista opinja zaufanego Zygmunta i świadka zamachu, skoro nawet niektórzy senatorowie w czasie rozprawy sądowej żądali postawienia w stan oskarżenia opiekunów Piekarskiego.


Nietylko w przystojne wychowanie, ale nawet w chorobę umysłową i obłąkanie Piekarskiego nie wierzy drugi współczesny pamiętnikarz, Samuel Maskiewicz, który 15 listopada również był obecny w Warszawie, przyjechawszy dnia poprzedniego wraz z hetmanem polnym Radziwiłłem na odbywający się od dwuch prawie tygodni sejm.


Maskiewicz, który w pamiętniku swym wydanym w roku 1838-ym, poświęca między innemi kilka ustępów zamachowi, po swojemu pisze o pobudkach, które popchnęły Piekarskiego do zbrodni: „Ten isty Piekarski miał dwie siostry za Domaszewskim, starostą Łukowskim i za Płazą, wielkorządcą krakowskim, którzy to szwagrowie, uczyniwszy go szalonym, wyprawili kuratelę u króla, majętności mu zabrawszy, samego i nędznie i ladajako chowali: a na ten czas, będąc przy Domaszewskim, przyjechał z nim na sejm i wziął rankor do króla, iż to dał nań kuratelę jako na szalonego, czym się on być nie znał. Zaczym mu wszystko pobrano, i chcąc się tego mścić na królu, zmyślił tak niecnotliwy postępek, czego i dokonał“.


Cytując powyższą relację Maskiewicza, nie można nie przytoczyć jednocześnie i kilku faktów, rzucających zastanawiające światło na intrygującą kwestję obłąkania Piekarskiego.

Wiadomo np., że gdy jezuita, dysponujący go na śmierć, zalecał mu, aby Bogu dziękował, że cios jego chybił, to Piekarski rękę przeklinał, że go zawiodła, a gdy kat miał mu tę rękę palić, sam ją na ogień wyciągnął. Wspomniany wyżej Ałbr. St. Radziwiłł, choć był przekonany o szaleństwie Piekarskiego, opowiada o charakterystycznem zajściu w czasie rozprawy sądowej, które raczej o gwałtowności i zawziętości charakteru świadczy, a nie o braku zdrowych zmysłów i obłąkaniu.

„Gdy na sądzie jeden z senatorów często przemawiał do zbrodniarza i występek mu wyrzucał, — opowiada Radziwiłł, — prosił Piekarski stróża, aby mu ręce odwiązał dlatego jedynie, aby tego senatora (szpetny mu dawszy przydomek) przez okno wyrzucił, co uczyniwszy, pozwoli, aby nad nim uczyniono wyrok“11).

Historyk, pragnący wszechstronnie wyświetlić motywy i tło zamachu, nie będzie mógł pftainąć jeszcze paru charakterystycznych momentów, zasługujących na bliższą i głębszą uwagę.


Przedewszystkiem— ciekawy zbieg okoliczności:

Piekarski pochodził z tego samego Sandomierskiego województwa, które wraz z województwem Krakowskiem najostrszej zwalczało proaustrjacką, dwulicową politykę króla Zygmunta, która, między innemi, pośrednio doprowadziła do spustoszenia w tych właśnie latach 1619— 1620 obu województw przez Lisowczyków, wracających z austrjackťch krajów do Polski i niszczących wszystko po drodze.

W roku 1619-ym cały trakt podgórski został przez nich spustoszony. Plądrowali i rabowali przez miesiąc Podhale. Rzucali nawet groźby, że napadną na Kraków. To też w tych dwu województwach, na których skórze najdotkliwiej odbiła się polityka zagraniczna króla, panowało powszechne oburzenie na pomoc, okazywaną przez niego cesarzowi, na wtrącanie się w sprawy czeskie i węgierskie, na samowolne wysyłanie Lisowczyków na pomoc Austrji.


Obawiano się zamieszek i buntu przeciw królowi, który, co należy podkreślić, nigdy właściwie nie cieszył się popularnością u ogółu szlacheckiego i w ciągu długiego, prawie pół wieku trwającego, panowania nigdy nie mógł się pochwalić, jak ongiś dziad jego Zygmunt Stary, — „poddanych konfidencją“. Nieufność i niechęć wzajemna wystąpiły niemal nazajutrz po elekcji.


Dynastyczne praktyki króla, sprzeczne z aspiracjami szlachty i interesem narodu, polityka, w której dopatrywano się ze strony Zygmunta również i absolutystycznych tendencyj, stała się w dużym stopniu źródłem tarć między nim a szlachtą. Tarcia te i nieporozumienia między „królem jezuitów“ a opozycją szlachecką, podsycane przez potężnych i wpływowych jej przywódców, przybierały niejednokrotnie formy groźne dla całości państwa i niebezpieczne dla bytu Rzeczypospolitej. Rozrastają się one w zatargi, w burzliwe zjazdy i obrady, w konfederacje żołnierskie, krwawe starcie z rokoszanami pod Guzowem. W namiętnym zgiełku tych nieporozumień, przepojonych egoizmem szlachty i ambicjami jej przywódców, sporami religijnemi katolików i protestantów, sprzecznościami stanowych haseł i rozbieżnością w ujmowaniu zadań państwa i obowiązków króla, — nieraz były wystawiane na szwank dostojeństwo i powaga władzy monarszej, chwiał się tron, Zygmuntowi groziło niebezpieczeństwo utraty korony, więcej nawet, bo wolności i życia.


Dość tu przypomnieć zajścia w Gdańsku 1593 roku, gdy w czasie tumultu mieszczan życie króla znalazło się w niebezpieczeństwie, rokosz Zebrzydowskiego w roku 1607 i incydent z rokoszaninem Hołownią w czasie bitwy pod Guzowem, pogłoski o spiskach przeciw królowi w latach 1620 i 1625 — wreszcie — sprzysiężenie roku 1624, którego uczestnicy zamierzali uwięzić króla z całą rodziną i pozbawić go tronu.


Zamach Piekarskiego nie był więc ani pierwszą ani ostatnią próbą podniesienia ręki na Zygmunta III.


Skłóconą atmosferę życia polskiego podsycały, szczególnie w latach 1618— 1620, burzliwe wypadki na Zachodzie, a przedewszystkiem w krajach Korony Habsburskiej.

Powstanie w Czechach, na Węgrzech, na Morawach i Śląsku, defenestracja praska, detronizacja Ferdynanda II w sierpniu 1619 roku, walka stanów protestanckich w tych krajach z Habsburgami o prawa polityczne i wolności religijne, zwracanie się tych stanów ponad głową Zygmunta do stanów polskich, — wszystko to odbijało się głośnem echem w Rzeczypospolitej, którą król usiłował w imię swych celów dynastycznych postawić u boku Austrji, znienawidzonej przez ogół szlachecki, dopatrujący się w tej polityce prób zamachu na swe wolności i źródła klęsk, spadających na kraj, jak katastrofa Cecory.

Wzburzenie, jakie panowało w roku 1619 wśród szlachty sandomierskiej i krakowskiej, wzmogło się jeszcze w roku następnym. W styczniu 1620 r. szlachta ta zjechała się na roki ziemskie do Krakowa.

„Tutaj, — cytujemy Szelągowskiego, — nastąpił wybuch długo tłu mionej nieufności do króla, nienawiści do jego doradców, podsycany krzywdami Lisowczyków i podżeganiem oponentów polityki Zygmunta III, w rodzaju braci Zbarskich. Zamiast odbywać sądy szlacheckie poczęła domagać się od wojewody Mik. Zebrzydowskiego, aby rozpoczęto narady nad ukróceniem Lisowczyków i powściągnięciem zła. Trzeba było zawiesić sądy, a rozpocząć obrady. Stanowisko, jakie zajęła szlachta, przeciwna mięszaniu się w sprawy śląskie i węgierskie i zaciągom Lisowczyków na rzecz cesarza Ferdynanda, było tak groźne, że senatorowie za warunek udziału swego w obradach wymogli przyrzeczenie na niej, że nic przeciwko królowi i ustawom Rzeczypospolitej nie przedsięweźmie. Uchwalono wysłać listy i poselstwo do króla, prymasa i hetmana"

W połowie stycznia szlachta krakowska nie tylko ponownie wysłała poselstwo do króla, ale nawet obesłała szlachtę wielkopolską, zebraną na jurydyce w Poznaniu z prośbą o przeszkodzenie dalszemu mieszaniu się Rzeczypospolitej w sprawy austrjackie i wystąpienie przeciw dwulicowej polityce króla, który pod naciskiem opinji szlacheckiej wydawał mandaty przeciw Lisowczykom, a potajemnie zezwalał bez niczyjego upoważnienia na ich zaciągi na rzecz Habsburgów, wciągając Polskę w zamęt wypadków śląskich i węgierskich.

W maju w Krakowie zanosiło się na nowy rokosz, co przewidując senatorowie, nie przybyli na popis wojskowy szlachty, który też nie doszedł do skutku. We wrześniu na sejmiku w Proszowicach szlachta małopolska nie pozwoliła mówić zausznikowi Zygmunta III marszałkowi w. kor., Mikołajowi Wolskiemu, który nie po jej myśli chciał tłumaczyć pakta między Polską a Czechami i kwestję przymierza polsko - austrjackiego. Sejmiki, poprzedzające sejm listopadowy 1620 r., potępiły politykę austrjacką Zygmunta, w skutku której w drugiej połowie września 1620 r. zwaliła się na Polskę nawała tureckotatarska i przyszła straszliwa klęska Cecorska.

Zbierający się pod jej wrażeniem sejm, trwający od 3 listopada do 2 grudnia 1620 r. wybuchł burzą zarzutów przeciw regalistom. Te same dwa województwa, krakowskie i sandomierskie, w podnieconej i nerwowej atmosferze katastrofy cecorskiej, dnia 10 listopada, — a więc na kilka dni przed zamachem Sandomierzanina Piekarskiego,—zszedłszy się ze sobą, spisały „skrypt“, który marszałek koła sejmowego za zgodą izby poselskiej przeczytał królowi.

W pytaniach, sformułowanych w tym skrypcie, zawierało się ryczałtowe potępienie polityki zagranicznej Zygmunta. Opozycja dopatrywała się w niej łamania samowolnego paktów i ściągania wojen i klęsk na Rzeczpospolitą, trwonienia poborów na obce zaciągi, na poselstwa w sprawach habsburskich, zarzucała nielojalne wykonywanie ustaw publicznych, które król ogłaszał, a potajemnie znosił.

Na ten to burzliwy sejm przyjechał Piekarski z jednym ze swych szwagrów, Domaszewskim. Trudno przypuścić, żeby był obojętny i głuchy na namiętne i burzliwe przemówienia posłów i wyjątkowo agresywną opozycję bliskich mu sandomierskich i krakowskich ziemian. To też niedaleki od prawdy zapewne jest K. Wł. Wóycicki, gdy w życiorysie Piekarskiego pisze, że „obecny wielu zjazdom rokoszanów, nasłuchawszy się mów gorących i pełnych nienawiści przeciw królowi, przypomniał sobie i własną krzywdę, że za wyrokiem jego sądu był zamknięty".


Zresztą podobne refleksje i spostrzeżenia znajdujemy i u współczesnych obserwatorów życia publicznego w Polsce. Historyk tych czasów, Paweł Piasecki całkiem wyraźnie wskazuje na możliwość związku zamachu z atmosferą polityczną, panującą w kraju: ,,Ów tedy szaleniec, — pisze autor Kroniki, — sądząc się być skrzywdzonym, albo też słysząc głośne szemrania ludu na posłane Austrjakom posiłki, a stąd pobudzonego do wojny Turczyna, przedsięwziął był od dawnego czasu wywrzeć zemstę na osobę królewską za podaną sobie zręcznością“ .


Z pośród dzisiejszych historyków jeszcze dalej idzie W. Dobrowolska w wydanej przed paru laty pracy o Zygmuncie III, gdzie wysuwa przypuszczenie, że Piekarski był najprawdopodobniej narzędziem w ręku spiskowców przeciw królowi.


Obok bliskiego związku Piekarskiego ze szlachtą sandomierską, zastanawiającą jest i druga okoliczność, której badacz tej sprawy nie będzie mógł pominąć. W pierwszej chwili po zamachu otoczenie króla było przekonane, że stoi w obliczu spisku, którego narzędziem i wykonawcą był Piekarski, Gdy podniesiony z ziemi król zapytał: „Co się dzieje, co to jest?“, — odpowiedzieli mu dwaj dworzanie biskupa Szyszkowskiego, którzy pierwsi z sąsiedniej kaplicy pośpieszyli mu na pomoc: ,,Zdrada jakaś, ale się nie bój, W. K, M.“.


A gdy następnie niektórzy z senatorów doradzali aby króla, wprowadzonego zaraz po zamachu do najbliższej kaplic zzwłocznie odprowadzić z kościoła na zamek, sprzeciwił się temu biskup Szyszkowski: „Szkoda wychodzić, by nie* była jaka zdrajców zasadzka, niech się tumult uspokoi, a więcej się do J. K. M. zejdzie“ .


A tymczasem w obawie sprzysiężenia ściągnięto do zamku wojsko. Nieoczekiwane było zachowanie się części najbliższego otoczenia Zygmunta III w momencie zamachu.

[Znaczy byli w spisku wg mnie - ustawili się z dala, by nie musieć pomagać królowi - MS]

Za wchodzącym do kościoła królem kroczyli senatorowie z królewiczem Władysławem na czele, a dwaj biskupi prowadzili go pod ręce, Notatka czerwińska wymienia ich nazwiska i dodaje, że gdy Piekarski zamierzył się na króla poraz trzeci, biskup Przemyski Wężyk „rękę założył i tak przez rękę króla dopadł czekan“.


Szczegółu tego,—mówiąc nawiasem,—inne źródła nie podają, twierdząc jednozgodnie, że to marszałek Opaliński udaremnił trzecie uderzenie czekanem, wytrąciwszy go laską marszałkowską z rąk złoczyńcy. Gdy Piekarski rzucił się do ucieczki i wybiegł z kościoła, puścił się za nim w pogoń Opaliński, co widząc królewicz Władysław chwycił za szablę i zadał cios w głowę uciekającemu.


Tymczasem w kościele, a przedewszystkiem na miejscu zamachu, powstała nieopisana panika, spotęgowana krzykiem włoskich śpiewaków z chóru; „traditore! traditore!“, co wielu obecnych w kościele zrozumiało: „Tatarzy w mieście“. I oto w pewnym momencie król, który upadł na podłogę, znalazł się sam bez pomocy!


Nikt z orszaku, znajdującego się w kościele, nie pobiegł mu na ratunek, ,,X-ża (biskupi, którzy go prowadzili pod ręce) uciekli, króla na ziemi odbieżeli“, — pisze z pewną ironją Maskowicz .


Kompromitującą ucieczkę najbliższej asysty potwierdza i Albr. St. Radziwiłł. Nie odważniej zachowało się i wielu dostojników świeckich, którzy zmieszali się z tłumem, uciekających z kościoła.

Z pierwszą pomocą odważył się podbiec do króla Jan Kaliński, sługa i dworzanin biskupa Szyszkowskiego, który właśnie tylko co skończywszy mszę w sąsiedniej, przytykającej do drzwi, kaplicy, zamierzał z niej wychodzić. Dlaczego zabrakło u boku króla dygnitarzy, wyjaśnia kronikarz wypadków 1620 roku, historjograf uniwersytetu jagiellońskiego, J. In. Petrycy:

,,Haerentibus cunctis, cum auxilium ptriculí cuiusq aut suspicionis tarderet metus, primus Joannes Kalinscius... adiuvante per manus Bonawentura Rogascio, acceptum medium terra adlevat“ 21, szcze w ej o strachu dostojników, żeby ich nie posądzono o udzia* spisku, mówi Samuel ze Skrzypny Twardowski w poemacie „Władysław IV“:


........ król z ciężkiego razu Ówdzie padnie. Nie śmiał nikt leżącego zrazu Podnieść z ziemie, bojąc się, żeby obwiniony, W czyichkol· :экЬу ręku został tak zraniony, Nie beł tego ekscesu, więc które się zlały Członki krzyżmem niebieskim, dotknąć się ich bały Ręce proste........“


Zato po zamachu, gdy niebezpieczeństwo minęło ,^ gdy śledztwo ustaliło, że Piekarski nie miał wspólników, „znalazło się stu, którzy dla przypodobania się (królowi) chwalili się, iż ranę zadali (Piekarskiemu)“ .


Wyrok, wydany na Piekarskiego, wbrew woli króla, który miał mu nawet z własnego stołu posyłać do więzienia potrawy, był tak surowy, że srogości jego dziwili się cudzoziemcy.


W wykonaniu wyroku senatorskiego obmyślił nieprawdopodobne wprost tortury i rodzaj śmierci marszałek w. kor. Mikołaj Wolski, znany gorący zwolennik austrjackiej polityki króla, jeden z najbardziej zaufanych doradców Zygmunta III, niefortunny mówca wobec szlachty małopolskiej na wspomnianym wyżej wrześnionym sejmiku w Proszowicach.


Instrukcja szczegółowa, ułożona przez niego dla kata, różni się nieco od opisu przedśmiertnych mąk, podanych przez czerwińskiego anonima i zawiera następujący rodzaj i porządek tortur:


„Sprawca najprzód z miejsca więzienia, z którego zostanie wyprowadzony przez kata i jego oprawców, wsadzony będzie na wózek, do tego sporządzony, mając skrępowane ręce i nogi, przywiązany wozu tak zostanie, aby postać siedzącego zachował. Zasiądzie przy nim swe miejsce kat z oprawcami, mającemi swe narzędzia, ogień siarczysty i rozrzarzone węgle "»żony be przez rynek i ulice miasta. W miejscach, wyznacz obna? o czterema szczypcami oprawcy ciało szarpać będą. Gdy na miejscu kat stanie, z wozu na rusztowanie umyślnie wystawione na 8 łokci od ziemi wyniesione, przeprowadzony zostanie. Tam mu kat ów czekan żelazny, którym na Najjaśniejszego Krćla Jmości targnął się, do ręki prawej włoży i z nim razem rękę bezbożną i świętokradzką nad płomieniem ognia, siarczystego palić będzie. Dopiero gdy wpół dobrze przypalona będzie, mieczem odetnie, toż i z lewą ręką, bez przypalenia jednak uczyni. Poczem czterema końmi ciało na cztery części roztargnione, a obrzydłego trupa ćwierci na proch na stosie drew spalone zostanie. Nakoniec proch w działo nabity wystrzał po powietrzu rozproszy".


Wyrok „ądu senatorskiego nie ograniczył się tylko do kary śmierci, poprzedzonej tylu okrutnemi mękami. Pozbawiwszy Piekarskiego czci i wszystkich przywilejów szlacheckich, sąd polecił skonfiskować i przekazać na własność skarbu wszystkie jego dobra, odsądziwszy po wieczne czasy od jakichkolwiek praw do nich sukcesorów zarówno zstępnych jak i pobocznych. Surowy wyrok dotknął i potomków Piekarskiego, uznając ich też po wieczne czasy -— za niegodnych piastowania w Rzeczypospolitej jakichkolwiek urzędów, godności i zaszczytów.


Ażeby zaś pamięć zamachu zatrzeć i zagładzić, nakazano włość dziedziczną Piekarskiego w Sandomierskim, Bieńkowice, zburzyć, zabudowania z ziemią zrównać i wznieść na tem miejscu piramidę lub kolumnę z kamienia albo z cegły.


Nie darowano i czekanom. „Aby się złym zamysłom (ha przyszłość) zabieżało“, sejm powziął uchwałę, zabraniającą noszenia czekanów in loco publico pod winą dwuchset grzywien.



Tłumaczenie w przypadku Piekarskiego:

- "psychicznie chory",

-  recydywista - już wcześniej zabił kucharza

- zamach na króla - obwiniał króla za swe problemy majątkowe




I tu ciekawostka:


Zamach we Wrocławiu na cesarza Wilhelma II.


Podobne tłumaczenie jak w przypadku Piekarskiego:

- "psychicznie chora",

-  recydywistka - już wcześniej chciała kogoś zabić ( prawnika) 

- "który pozbawił ją majątku"


Prawda, że to ten sam scenariusz??


O sobie też słyszałem, że jestem ponoć "wariat".

Czy osoby, które OD LAT łażą za mną po ulicy i organizują mi tzw. synchronizację, mają swoim zachowaniem zmusić mnie do agresji?


A wszystko po to, by zataić sprawę Werwolfa...






Synchronizacja min. tutaj:

https://maciejsynak.blogspot.com/2020/11/kaligula-opetany-nie-szalony.html
https://maciejsynak.blogspot.com/2019/09/notatka-maj-wrzesien-2019-rasowy-ubek.html



Całość tekstu Bańkowskiego wraz z przypisami tutaj:

http://bazhum.muzhp.pl/media/files/Przeglad_Historyczny/Przeglad_Historyczny-r1936-t33-n1/Przeglad_Historyczny-r1936-t33-n1-s279-292/Przeglad_Historyczny-r1936-t33-n1-s279-292.pdf


http://www.edusens.pl/edusensownik/bredzic-jak-piekarski-na-mekach