Uzupełnienie do tematu.
Na skutek strajku dowiedziałem się dzisiaj, że istnieje taka aktorka - Julia Wróblewska, która tam poszła i została podobno pobita.
No, więc chcąc ustalić kto zaś kryje się za maseczką, kliknąłem jakiś link i okazało się, że to osoba, która cierpi na zaburzenia psychiczne.
Krótki komentarz kolorem.
Julia Wróblewska rozpoczęła
swoją karierę w bardzo młodym wieku. Widzowie pamiętają ją
chociażby z roli uroczej Michaliny w "Tylko mnie kochaj",
gdzie zagrała u boku Macieja Zakościelnego. Potem pojawiła się
też w "Listach do M." i ich kontynuacjach.
Cena
dorastania w blasku fleszy i późniejszego rodzinnego doświadczenie
(rozwód rodziców) okazała się dla niej wysoka. Wiele osób było
zdziwionych, gdy przyznała, że uczęszcza na terapię, która jest
jej ratunkiem w walce z problemami. Bierze też leki, które pomagają
w leczeniu zaburzenia osobowości wywołującego stany
depresyjne.
Julia otwarcie mówi o kwestiach zdrowia
psychicznego na swoim Instagramie. W ostatnim poruszający poście
przyznała, że zmaga się z dysocjacją.
Wg DSM-V jest to
zakłócenie i/lub przerwanie ciągłości prawidłowej integracji
funkcji psychicznych, takich jak świadomość, pamięć, tożsamość,
emocje, spostrzeganie, obraz ciała, kontrola motoryki i zachowanie.
Są różne rodzaje dysocjacji w tym: dysocjacyjne zaburzenie
tożsamości (tzw. osobowość wieloraka), amnezja dysocjacyjna oraz
zaburzenia derealizacyjne/depersonalizacyjne
- wyjaśniła.
Aktorka
wprost napisała, że w jej przypadku chodzi m.in. o depersonalizację
i opowiedziała o tym, w jaki sposób objawia się to u niej. Podczas
jednego z takich epizodów wystarczyła jedna wiadomość, która
wywołała u niej poczucie, że nie istnieje.
"Miałam
wrażenie, że jestem niewidzialna. Że ludzie żyją swoim życiem,
a ja tak naprawdę nie istnieję, bo przecież nie czuję prawda?
Chcąc usiąść na ławce upadłam obok, świat się rozmazywał.
Dopiero po ok. 20 minutach wszystkie zmysły zaczęły działać
poprawnie"
- opowiadała.
Zdarzają się też jej sytuacje,
gdy występuje u nich chwilowa amnezja, wyłącza się całkowicie
lub patrzy na siebie z perspektywy trzeciej osoby.
Amnezja podobno występuje u osób opętanych.
Julia Wróblewska
cierpi również na zaburzenia derealizacyjne, podczas których osoba
ma wrażenie, że świat, w którym żyje, jest nierzeczywisty.
Chociaż nie zdarzają się one u niej często, bywają
przerażające.
"Będąc w stanie derealizacji czuję się tak,
jakby wszystko było zaplanowane, jakby osoby z którymi rozmawiam
były nieprawdziwe, jakby rzeczy były nieprawdziwe. Potrafię
przyglądać się osobie która do mnie mówi i czuć się jak w
grze, czekać aż skończy kwestię, a ja będę musiała wybrać
odpowiedź"
- przyznała.
"Często kształt rzeczy zaczyna
się zmieniać, czuję się jak w świecie sztuki Dalego. Doznaję
dziwnych odczuć, myśli, twarde rzeczy wydają się dla mnie jak
gąbka. Raz zraniłam się w rękę ściskając klucze bo wydawały
się tak miękkie, nie czułam bólu"
- kontynuowała swoje
wyznanie.
Szokujące, czyż nie? Może tzw. druga uwaga, ale raczej śnienie.
Dopiero
z czasem Julia Wróblewska dowiedziała się, że jej zaburzenia
wcale nie oznaczają, że cierpi na schizofrenię. Mogą bowiem
wskazywać na głęboką traumę i lęki tkwiące w osobie.
Kiedy
mózg nie umie sobie z nim poradzić i rozdziela/rozszczepia części
które zazwyczaj działają wspólnie. Radzić z nią sobie można
różnymi ćwiczeniami, np. tzw. grounding-uziemienie, czyli próba
poczucia kontaktu ze światem na wiele sposobów, czy ćwiczenie
mindfulness
- tłumaczyła.
Często zastanawia mnie to, jak rzeczywistość odbierali ludzie w np. XIX wieku, starożytni, czy oczywiście pierwsi ludzie rozumni.
Np. podobno do 2 wieku naszej ery powszechnie uważano, że starość to jest choroba.
Dzisiaj nie od pomyślenia - nowożytność nie ma nawet dwóch tysięcy lat - a przez kilka tysięcy lat starożytności uważano coś całkowicie odmiennego (nie wiemy w sumie od jakiego okresu datuje się takie myślenie..)
Co ciekawe - obecnie naukowcy postulują, by znowu uznać ją za chorobę, twierdząc, że już niedługo nauczymy się ją zwalczać...
"Kiedy starzejące się komórki
gromadzą się w skórze powodując zmarszczki, uważa się to za
„naturalną zmianę”. Jednak kiedy starzejące się komórki
gromadzą się w sercu i naczyniach krwionośnych, powodując
zwapnienie naczyń krwionośnych, nazywamy to „chorobą
sercowo-naczyniową - mówi Dr Stuart Calimport"
Elizjum to nie mrzonki.
Ale wracając do tematu - to jak tamci ludzie postrzegali rzeczywistość?
Np. antyczne greckie malarstwo wazowe - na wazach znajdowały się napisy typu: "zrobił mnie Ktośtamjakiśmalarz". Że niby waza coś mówi.
Czyżby uważali, że waza - albo malunek - posiada jakąś formę osobowości?
Wazy posiadały też czasami malunek wyglądający jak oczy - wg specjalistów miały one odstraszać złe duchy czy coś tam... Ale może oni właśnie w ten sposób nadawali tym wazom jakiś rodzaj osobowości - uczłowieczali je. My też czasami mówimy, że jachty mają duszę, albo samochody...
A np. władcy mówili o sobie w liczbie mnogiej - to podobno bleblecośtam coś tam (bo specjalnie nie wierzę w te wyjaśnienia) - miało na celu podkreślenie godności dostojeństwa władcy.
Naprawdę??
Coś czuję, że o inne coś chodziło.
Raczej było na odwrót:
- forma "wy" pierwotnie wzięła się od czegoś innego, potem
- zaczęła być kojarzona z dostojeństwem władcy, a potem
- owe "dostojeństwo" przeszło na wyrażenie "wy" i zaczęło być z nim utożsamiane
czyli jak zwykle - wszystko postawione na głowie.
Per wy – formuła zwracania się do drugiej osoby w drugiej
osobie liczby mnogiej. Do sformułowania zwrotu używa się
konstrukcji pluralis maiestatis. Częsta w dawnej polszczyźnie,
była używana w zwrotach grzecznościowych (wy, panie; wy, ojcze;
wy, matko itp.) i oznaczała szacunek. Po rozpowszechnieniu się
w polszczyźnie zaimków pan, pani, państwo z czasownikiem
w 3. osobie, forma „per wy” straciła na znaczeniu, a stała
się nielubiana przez zwykłych obywateli, gdy uczyniono z niej
obowiązkową formę zwrotu rządzącej w
PRL PZPR
Występuje współcześnie jako forma grzecznościowa w prawie
wszystkich językach słowiańskich, a także w niektórych językach
niesłowiańskich (np. język francuski). W różnych językach
słowiańskich używa się tu zaimka: wy, vy, вы, ви (nosi
w tym przypadku nazwę „wykanie”); we francuskim – vous;
w języku angielskim forma you rozpowszechniła
się do tego stopnia, że zupełnie wyparła swój odpowiednik w
liczbie pojedynczej – thou (obecnie archaizm).
Swoistym wyjątkiem jest język polski – dziś forma
„per wy” jest w polszczyźnie w zaniku; występuje jeszcze
w środowiskach wiejskich, w gwarach i w
języku partii komunistycznych. Dawniej używana także w
zwrotach do rodziców w języku ogólnym, w wojsku, w
zwrotach do obywatela i w innych zastosowaniach.
Pluralis
maiestatis (lub pluralis maiestaticus; łac. „liczba
mnoga majestatu”)[1][2] – użycie liczby
mnogiej zamiast liczby pojedynczej, mające na celu
podkreślenie godności, dostojeństwa władcy
(także: biskupa, rektora itp.), stosowane przez
władców w odniesieniu do siebie lub przez innych w odniesieniu do
władców.
W dzisiejszej polszczyźnie pluralis maiestatis w
zasadzie nie występuje, poza kontekstami humorystycznymi czy
przykładami stylizacji.
Warto podkreślić, że nie każde użycie liczby mnogiej w
stosunku do samego siebie jest przejawem pluralis maiestatis.
Bywa także odwrotnie (pluralis modestiae), gdy piszący dąży do
pomniejszenia znaczenia własnej osoby, własnych zasług w
opisywanych wydarzeniach, wyprowadzanych wnioskach itp.
https://maciejsynak.blogspot.com/2020/09/osobowosc-mnoga.html
https://pl.wikipedia.org/wiki/Per_wy
https://pl.wikipedia.org/wiki/Pluralis_maiestatis
https://dziendobry.tvn.pl/a/julia-wroblewska-przejmujaco-o-swoich-zaburzeniach-psychicznych-mialam-wrazenie-ze-jestem-niewidzialna
https://spidersweb.pl/2020/02/starzenie-sie-choroba-odwracanie-procesu-starzenia-sie.html