Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą "gdańszczanie" czyli niemcy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą "gdańszczanie" czyli niemcy. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 30 listopada 2025

Niemieccy architekci i ich pomniki




Architekci niemieccy jakich udało mi się znaleźć w internecie bez zbytniego wysiłku...


Karl Friedrich Schinkel, także Carl Friedrich Schinkel (ur. 13 marca 1781 w Neuruppinie, zm. 9 października 1841 w Berlinie) – niemiecki architekt, urbanista, projektant i malarz, jeden z wybitniejszych twórców klasycyzmu w Królestwie Prus, tworzący także w stylu arkadowym. 
Szkołą Schinkla (niem. Schinkelschule) nazwano działalność grupy niemieckich architektów kontynuujących styl Schinkla.


jako architekt wybitny - ma pomnik




Słynni niemieccy architekci wg strony:
architecturelab.net/architect/europe/germany/


1. Walter Gropius
2. Ludwig Mies van der Rohe
3. Frei Otto
4. Hans Poelzig
5. Gottfried Böhm
6. O. M. Ungers
7. Egon Eiermann
8. Hans Scharoun
9. Gerd and Magdalena Hänska
10. Gottfried Semper - szkoła drezdeńska, ma pomnik w Dreźnie i popiersia w Zurichu
      Georg Hermann Nicolai - szkoła drezdeńska - nie ma pomnika

11. Hermann Muthesius
12. Ernst May
13. Werner March - ma tablicę
14. Fritz Höger - tablica i statuetka
15. Johann Balthasar Neumann - tablica i popiersie
16. Erich Mendelsohn - tablica - w Olsztynie i Gliwicach!! po polsku!!!

17. Günter Behnisch










Paul Puchmüller (ur. 8 września 1875 w Słupsku, zm. 12 października 1942 w Sopocie) – sopocki architekt i scenograf z przełomu XIX i XX wieku.

"sopocki" i ani słowa o narodowości niemieckiej...


Życiorys

Absolwent Wydziału Architektury Królewskiej Wyższej Szkoły Technicznej (Königlich Technische Hochschule Charlottenburg) w Berlinie. Pierwsze projekty realizował w Berlinie (1892-1894), następnie przeniósł się do Sopotu, gdzie w latach 1901–1922 pełnił funkcję budowniczego (architekta) miejskiego (Stadtbaumeister). Miał duży wpływ na współczesną architekturę Sopotu, również osobisty do niej wkład. W marcu 2008 Muzeum Sopotu poświęciło mu specjalną ekspozycję pt. Paul Puchmüller. Architekt, który przemienił Sopot w miasto.

Jego autorstwa były scenografie do oper Richarda Wagnera wystawianych w sopockiej Operze Leśnej (po 1924).

Był członkiem loży masońskiej (1903-30).

Został pochowany w Sopocie na cmentarzu ewangelickim, obecnie komunalnym.

2 września 2021 Rada Miasta Sopotu wyraziła zgodę na realizację w mieście pomnika Puchmüllera. W 2025 realizację tej inwestycji oprotestowała część radnych, wysuwając argumenty, że projekty architekta miały być narzędziem polityki germanizacyjnej. Uchwały mające na celu wstrzymanie budowy pomnika zostały odrzucone.



Wygląda na to, że pan Puchmüller był architektem jakich wielu na świecie, nie zapisał się jakoś specjalnie w historii architektury..  Nawet Niemcy o nim nie pamiętają. 

Zebrało się w polskim Sopocie grono pseudoznawców architektury, którzy wmawiają nam, że "dzieła" pana Puchmullera mają ponadczasową wartość dla dziejów ludzkości i wobec tego warto wydać 300 000 złotych i zarezerwować kawałek działki w centrum kurortu na upamiętnienie tego pana.


Okazuje się jednak, że sami Niemcy wcale tak nie uważają i być może nawet nie znają takiej osoby. Swoim wybitnym architektom i owszem stawiają pomniki, ale o wiele częściej - skromną pamiątkową tablicę, mikroskopijną statuetkę, a nie jakieś 5-cio metrowe hołdy...


W Niemieckiej wikipedii nie ma nazwiska Puchmüller.

de.wikipedia.org/w/index.php?title=Kategorie:Architekt_(Deutschland)&pagefrom=P






Zgłoszenia w kategorii "Architekt (Niemcy)"
Następujące 200 zgłoszeń należy do tej kategorii spośród 1 815 łącznie.







Pan 
Puchmüller istnieje tylko w wikipedii dla Polaków - i w wersji egipskiej z minimalną ilością danych... chociaż w Egipcie niczego nie pobudował.... 👀




 



Dlaczego miasto Sopot ufundowało pomnik... że się tak wyrażę - nikomu?

Mam takie wrażenie, że pan Puchmüller otrzymał swój pomnik nie za to, że pobudował jakoby jakieś cuda, tylko za to - że był Niemcem - na podorędziu....








pl.wikipedia.org/wiki/Paul_Puchmüller
pl.wikipedia.org/wiki/Karl_Friedrich_Schinkel






niedziela, 28 września 2025

Metoda niemiecka w Polsce

 


Ta metoda ma tysiące lat, tak naprawdę to metoda Wędrującej Cywilizacji Śmierci - podszywanie się pod ludzi, wżenianie się w rodziny, zdobycie zaufania, przejęcie urzędów, władzy, a potem rozsadzanie społeczności od środka i wszczynanie wojen...


Jest tak w Polsce od kilkuset lat (pamiętamy Bunt wójta Alberta) - siedzą, udają Polaków, Kaszubów, Prusów, Mazurów, Warmiaków, Ślązaków, Ukraińców i spiskują przeciwko nam. Przychodzi wojna - mordują ludzi, by zdobyć przewagę liczebną (krzyżacka rzeź Gdańska, rzeź Prusów pogańskich, rzeź wołyńska... rzeź II wojny światowej) i z czasem przejąć kraj. I cały czas na wschód, nieustępliwie.

Na pewno w czasie ostaniej wojny mordowali potajemnie ludzi, także by ukraść ich tożsamość i po wojnie podszywać się pod Polaków, Kaszubów, Mazurów, Ślązaków, Warmiaków, Ukraińców.... o innych nacjach i krajach nie wspomnę.

To, co odkryłem, to ich zwyczajowy sposób postępowania. 

To, co obserwujemy teraz na Ukrainie, jest żywą lekcją historii - tak właśnie Cywilizacja Śmierci podbijała Pelazgów w"Grecji", Rassenów w "Rzymie", Lutyków we "Francji", Łużyczan, Polan, Prusów... a obecnie Rosjan.


Nie będziemy mieli spokoju, dopóki istnieje ich zaplecze - państwo niemieckie, do którego mogą się odwoływać podmieńcy.











Źródło:

Czwartak : czasopismo 4 p.p. Legionów R. 1, nr 3, 1920


[red. odpow. Tadeusz Dalewski]. R. 1, nr 3 (październik/listopad 1920)





na stronie 19




tekst edytowalny:

Korespondencja z Pomorza (wyjątek)...

Siedzę w Kościerzynie, stolicy Kaszub... smutno tu nie wymownie, choćby z tego powodu że, ludność tutejsza ani też władze wojskowe, jak np. starostwo, magistrat, policja etc. nie idą z nami w łączności, a żądają zupełnego wyodrębnienia. 

Program ich jest następujący: Sejm Pomorski, Sejm Poznański, Sejm dla Kongresówki, Sejm Krakowski, Sejm Lwowski, Sejm Wileński, Sejm Białoruski i t. d. na wzór, jak to otrzymał Śląsk Cieszyński. 

Prócz tego ludność domaga się by Rząd Polski natychmiast wycofał stąd „Antków Kongresówki" i „Wojtków Galicyjskich". Prócz tego twierdzą, że stanowiska urzędników mogą zająć tutejsi ludzie, którzy umieją czytać i pisać i to w dodatku nie po polsku, a w Armji stanowiska oficerów mogą zająć byli podoficerowie armji pruskiej. Prócz tego urzędują Kaszubowie za marki pruskie względnie ruble rosyjskie — pogromy, — wskażę choćby pogrom w Grudziądzu, gdzie opanowano Dworzec kolejowy, pocztę, rozbrojono „Antków i Wojtków" i dopiero silna postawa naszego Rządu doprowadziła do jakiego takiego stanu rzeczy. Drugi fakt: 21. X., w Kościerzynie, kilkutysięczny tłum żądał uwolnienia wachmistrza, który na rynku wykrzykiwał na „Antków i Wojtków" i dopiero kiedy wezwałem wartę pod broń, oraz ustawiłem karabiny maszynowe, uspokoiło się.... Oto kwiatki



Ja to znam!

Dokładnie takie teksty pisali "farbowani Kaszubi" i "farbowani Warmiacy" albo "Mazurzy" - a nawet "Prusowie"... na facebooku, z którymi się spierałem i których zwalczałem już lata temu.

żądają zupełnego wyodrębnienia

by Rząd wycofał stąd „Antków

i tym podobne


I widzisz, już lata temu mówiłem, że nazwa Niemcy to zniekształcone Podmieńcy, a nie, że niemowyniemi...










Paryzjowie lub Paryzowie (łac. Parisii) – historyczne plemię celtyckie w Galii, skupione wokół głównej ich osady Lutecji na wyspie na środkowej Sekwanie, zwanej przez Rzymian Lutetia Parisorum. Stąd nazwa Paryża – miasta, które rozwinęło się z Lutecji.


Nieprawda! 

Nie Paryzowie mieszkali w Lutecji, tylko LUTYCY mieszkali w miejscu zwanym PARISI, więc miano miasta Paryż dotyczy miejsca Parisii... to jest przecież logiczne, że pierwotna nazwa lokacji przeszła na współczesną nazwę miasta.


"kronikarze" poprzestawiali fakty na odwrót, żeby zamaskować nazwę ludu - Lutycy:

do nazwy miejsca Parisi dopisali nazwę ludu - Lutetia, i z Lutyków zrobili Paryzów





Wieleci, Wieletowie, Wilcy, Lucice, Lutycy – grupa plemienna Słowian połabskich, zamieszkujących od co najmniej VIII wieku tereny między dolną Odrą a Łabą, wywodząca się z Pomorza Przedodrzańskiego. W źródłach pisanych z czasów Karola Wielkiego nazywani również: Wiltzi, Vultzi, Welatabowie. Wieleci obok Obodrzyców i Serbów należeli do Słowian połabskich. Geograf Bawarski podaje, że na ziemiach Wieletów znajdowało się 95 grodów.

Nazwę Lucice/Lutycy po raz pierwszy notuje Żywot pierwszy św. Wojciecha z około 999-1001 roku.

Nazwa Lucice pochodzi, według części badaczy, od słowiańskiego wyrazu ljut, znaczącego „dziki” (por. luty, srogi). Istnieje też możliwość wywodzenia tego miana od nazwy boga czczonego w Radogoszczy – L’utyi bog (tj. dziki bóg). Rozważana jest też możliwość pochodzenia w powiązaniu z rdzeniem lut (bagnisty, grząski). Dodatkowo, wydaje się, że pomimo określania w źródłach pisanych tego etnosu do końca X wieku jedynie mianem Wieleci, przyjęcie nazwy Lucice w ostatnich dekadach X wieku, było, w pewnym sensie, powrotem do nazwy starszej, a ówcześni kronikarze uznawali ciągłość między Wieletami, a Lucicami. 

Chociaż to drugie miano nosi znamię neologizmu, nie można wykluczyć, że miała tu miejsce świadoma paralelność obu nazw, z których ta pierwsza miała być zastąpiona drugą. Zmiana nazwy jest interpretowana przez badaczy jako swoista demonstracja pewnego novum (biorąc pod uwagę zwłaszcza wagę, jaką przykładały wspólnoty plemienne do swojego miana i do mitów o swoich początkach) w stosunkach wewnętrznych po roku 983, kiedy to nazwa Lucice, odnosząca się do czterech plemion tzw. Związku Wieleckiego: Chyżan, Czrezpienian, Dołężan i Redarów, utożsamiła się z etnią skupioną wokół świątyni w Radogoszczy. 

Według nowszej koncepcji Christiana Lübke (2004), nazwa Lucice mogła być neologizmem z około roku 1000 przeciwstawiającym Słowian "dzikich", Słowianom "cywilizowanym", czyli Polanom.








/pl.wikipedia.org/wiki/Łużyce


bc.umcs.pl/dlibra/publication/25406/edition/22598?language=pl

pl.wikipedia.org/wiki/Paryzjowie

pl.wikipedia.org/wiki/Wieleci

Prawym Okiem: Mazurskie słówka ?

Prawym Okiem: SKRA - cd

Prawym Okiem: SKRA cd.2

Prawym Okiem: Skra - pismiono ò kùlturze

Prawym Okiem: Ruch Autonomii Mazur kopiuje w swoim godle symbole pruskie, niemieckie i hitlerowskie!

Prawym Okiem: Germanizacja Warmii rozpoczęta w Klebarku Wielkim?




Prawym Okiem: „Zaginiona” mazurska powieść sprzed 120 lat rzuca nowe światło na język Mazurów

Prawym Okiem: Zakłamywacze historii

Prawym Okiem: Werwolf – jak to się odbywa

Prawym Okiem: Bunt wójta Alberta

Prawym Okiem: Oktoberfest w Polsce? Od kiedy?

Prawym Okiem: O tym właśnie mówię...

Prawym Okiem: Wojna.

Prawym Okiem: Pasjonaci historii wykopywali z lasu ...

Prawym Okiem: Słup z granicy RP i WMG stoi już przy szkole w Gdańsku Kokoszkach

Prawym Okiem: Święta Warmia

Prawym Okiem: Niemcy to kraj stojący cywilizacyjnie wyżej od nas

Prawym Okiem: "Posterunek Graniczny Polska-Niemcy"


Delta, czyli w poszukiwaniu tożsamości Żuław



szuka tożsamości?
znowu?


jakby sami beztożsami ludzie mieszkali w "tym kraju"...




przedruk




Delta, czyli w poszukiwaniu tożsamości Żuław

Piotr Weltrowski
17 sierpnia 2025, godz. 09:00


Żuławy to rozległa równina leżąca w delcie Wisły.


Kraina wydarta wodzie ciężką ludzką pracą wielu pokoleń. Na mapie widać ogrom tejże pracy. Każda niebieska nitka to rów, kanał, rzeczka. Ktoś to zaplanował, wykopał, postawił niezliczoną liczbę przepustów, jazów, szandorów, śluz, tam, usypał wały - pisze w swojej nowej książce o Żuławach Tomasz Słomczyński, trójmiejski dziennikarz. Tak naprawdę "Delta" jest jednak głównie opowieścią o skomplikowanej oraz często bolesnej historii tego kulturowego tygla, w którym splatały się losy Polaków, Niemców i Holendrów, katolików, luteranów i mennonitów.


Zazdrosnym okiem na sąsiada


Przez wieki dla gdańszczan mieszkańcy Żuław byli sąsiadami. I to w dwóch znaczeniach - po pierwsze w tym geograficznym, bo ta niezwykła kraina wydarta przez człowieka wodzie, delta Wisły, sąsiaduje z Gdańskiem, rozciągając się płasko, po horyzont, w stronę Elbląga i w stronę Malborka.

Po drugie, określenia "sąsiad" (niem. Nachbar) gdańskie mieszczaństwo używało w odniesieniu do zamieszkującego tereny Żuław bogatego chłopstwa. Bo żyzna gleba, a także specyficzne prawo chełmińskie, na mocy którego nadawano tam ziemię, sprawiały, że chłopstwo, wolne od jarzma pańszczyzny, było w tym regionie majętne.

Bogactwo to kłuło zresztą gdańszczan w oczy, więc "sąsiadom" zabroniono życia ponad stan. Na mocy tzw. ustawy zbytkowej, przyjętej w XVI wieku przez Radę Miasta Gdańska, chłopi z Żuław nie mogli nosić jedwabnych czy aksamitnych strojów, a nawet zbyt drogiej bielizny, nie mogli też zakładać pereł i złota, ba, nawet na wesele nie mogli zaprosić więcej niż 12 osób.

Czy sami zainteresowani robili sobie coś z tych zakazów? Niekoniecznie, narażając się przy tym na ogromne finansowe kary. I to dosłownie przez wieki, bo przepisy uchwały zbytkowej - w XVIII wieku nieco złagodzone - zniesiono dopiero w połowie XIX stulecia.


Wieczny tygiel

Kim w ogóle byli dawni mieszkańcy Żuław? Ziemie te jeszcze we wczesnym średniowieczu zamieszkiwały plemiona Pruskie. Później pojawili się tu Krzyżacy. Z czasem o delcie Wisły zaczęto też mówić jak o nowej Holandii. I to nie tylko dlatego, że to wydarta morzu depresja. Także dlatego, że od XVI wieku zaczęli się tu osiedlać pochodzący z Niderlandów (ale też z terenów dzisiejszej Belgii czy Niemiec) mennonici.


Były tu też gminy żydowskie oraz - oczywiście - polskie osady. W końcu w pewnym momencie całe Żuławy trafiły do Rzeczypospolitej, pozostając w jej granicach aż do rozbiorów.

Czemu "byli", "były" i "dawni"? Bo XX wiek zmienił na Żuławach wszystko. Po II wojnie światowej ludność niemieckojęzyczną zastąpili nowi osadnicy. Znów był to zresztą prawdziwy tygiel.

Częściowo przymusowo, częściowo z własnej woli na "ziemiach odzyskanych" pojawili się ludzie przygnani wiatrem migracji z niemal całego kraju, a także z kresów. Uciekinierzy po Rzezi Wołyńskiej za sąsiadów otrzymali Ukraińców, których przymusowo osiedlono na Żuławach po Akcji Wisła. A domostwa dzielić musieli też z niedobitkami poprzedniej, niemieckojęzycznej populacji. Bo nie wszyscy - przynajmniej od razu - wyjechali.


"To nie miała być książka o Żuławach"

Tomasz Słomczyński, trójmiejski dziennikarz, autor kilku książek, w tym m.in. innych regionalnych reportaży "Sopoty" (o jego rodzinnym Sopocie) oraz "Kaszëbë" (o Kaszubach, czyli jego drugim domu), niezwykle barwnie tę historię Żuław opisuje w wydanej właśnie "Delcie" (Wydawnictwo Czarne).


Co ciekawe, jak sam wspomina, książka dopiero w trakcie powstawania nabrała swojej tożsamości, zyskała swój ostateczny kształt.


- To nie miała być książka o Żuławach. Miała być o Dolnej Wiśle, czyli o królowej polskich rzek na odcinku od Włocławka do ujścia pod Gdańskiem. Tak zaproponowałem wydawnictwu. I wkrótce pożałowałem. Błąkałem się wzdłuż brzegu i nie bardzo wiedziałem, o czym pisać, bo temat za szeroki. Za dużo różnych wątków. Nie wiedziałem, jak to ogarnąć. Aż dotarłem do Białej Góry, do miejsca, gdzie zaczynają się Żuławy. Tam się zatrzymałem na dłużej. Potem zszedłem w deltę i powędrowałem po płaskim. I mnie wessało. Nagle poczułem, że chcę napisać o tej właśnie ziemi, którą w książce nazywam brzemienną. O ludziach, którzy tu mieszkali dawniej i mieszkają dzisiaj. Opisać krajobraz Żuław, który wtedy mnie niepokoił, odbierał poczucie bezpieczeństwa, czułem się tam pogubiony. I to właśnie było dla mnie najciekawsze. Postanowiłem samemu sobie to wyjaśnić, pokonać tę niechęć i skoncentrować pisarsko oraz reportersko już tylko na Żuławach - opowiada, gdy pytamy go o genezę "Delty".

Relacje i świadectwa. Bolesne tematy

Opowiadają też bohaterowie jego książki, bo to nie tyle pozycja akademicka, co reportaż z historią mówioną - zbudowany na podaniach, relacjach, ale też rozmowach z żyjącymi mieszkańcami Żuław i osobami zajmującymi się badaniem regionu.

To też reportaż "wychodzony", pełen subiektywnych opisów, relacji z konkretnym miejscem i czasem. Momentami też pełen emocji. Szczególnie we fragmentach opisujących okres wojny i historycznej zawieruchy tuż po niej.

Nie boi się przy tym Słomczyński tematów trudnych. Opisuje ze szczegółami zarówno kaźń, jaką Niemcy, w tym też bardzo konkretni mieszkańcy Żuław, zgotowali tysiącom więźniów w obozie koncentracyjnym Stutthof. Opisuje zbiorową obojętność społeczności na tę kaźń, ale nie popada przy tym w uogólnienia - przedstawia też jednostkowe historie łamiące tę narrację.

Opisuje również kaźń, którą - tym razem dawnym mieszkańcom Żuław, którzy z oprawców zamienili się w ofiary - zgotowała Armia Czerwona. Zresztą zgotowała ona gwałty, przemoc i morderstwa także pierwszym powojennym osadnikom. A po Armii Czerwonej przyszły bandy szabrowników, dezerterów i zwykłych bandytów.


Na zgliszczach wyrasta nadzieja

Z tych opisów wojennego i powojennego piekła wyłania się jednak nadzieja, obraz nieco mitycznych osadników, którzy zakopali topór wojenny, zakasali rękawy i zaczęli wykuwać swoją przyszłość, ale też coś w rodzaju nowej żuławskiej tożsamości.


Punktem centralnym książki jest bowiem iście filmowa historia dwóch rodzin - niemieckiej i polskiej - połączonych tuż po wojnie małżeństwem. Historia żywa, bo opowiadana przez wnuka pary, do dziś mieszkającego na Żuławach.


Czy można w ogóle mówić o żuławskiej tożsamości?

Wszystko to stanowi pretekst do zadania pytania o tę wspomnianą tożsamość dzisiejszych Żuław - objuczoną wieloma bolesnymi wydarzeniami, skomplikowaną, zakorzenioną w starych mitach, ale też tych nowych, jak choćby próbie "upiastowienia" Żuław forsowanej za czasów PRL.

Czy taki wspólny mianownik w ogóle można dziś znaleźć dla współczesnych mieszkańców Żuław?

- Tym, co łączy ich wszystkich, nie będzie strój czy zupa, tylko wspólny los, wspólny trud, niezłomność. To są składniki współczesnego mitu założycielskiego dla tej tożsamości. A całą resztę - jak usłyszałem na Żuławach - każdy może sobie wymyślić według własnego uznania - mówi Słomczyński.


Dziś zresztą mieszkańcy Żuław to już nie tylko sąsiedzi, to także jedni z nas - jak choćby opisani na kartach "Delty" gdańszczanie, którzy uciekli tu przed miastem. Wybrali ten wspólny trud.







Tomasz Słomczyński, dziennikarz pochodzący z Sopotu. Autor "Delty", ale też innych reportaży regionalnych, choćby o Sopocie czy Kaszubach.



.trojmiasto.pl/wiadomosci/Delta-czyli-w-poszukiwaniu-tozsamosci-Zulaw-n206630.html

18


Ukraińcy w Polsce





Mniejszość narodowa to nie jest 5 kolumna, ani 5 kolumna to nie mniejszość narodowa, ale pośród mniejszości może być 5 kolumna - analiza lat 40tych.



przedruki i komentarz


cytaty podlinkowane są w tekście i na końcu posta

tekst w zakresie analizy ludnościowej Wołynia nie obejmuje wszystkich powiatów - skupiłem się na dwóch, w których wykazano największe skupienie mniejszości niemieckiej





27 sierpnia 2025 09:37/
Radio Maryja

[...]

Prezydent Karol Nawrocki konsekwentnie realizuje swój program wyborczy. Nie tylko podpisuje, ale i wetuje ustawy. Składa również własne projekty. Na przełomie września i października prezydent chce powołać Radę ds. Naprawy Ustroju Państwa, która będzie pracowała nad projektem nowej Konstytucji.

– Pan prezydent ma wizję ustrojową państwa polskiego. Doskonale wiemy, że te mechanizmy źle funkcjonowały na przykład w relacjach między prezydentem a premierem, bo te kompetencje często były niejasne, nieprzejrzyste. Jestem zwolennikiem systemu prezydenckiego. Ten system niestety w Europie, w tej demokracji tzw. liberalnej, jest w odwrocie, ale nawet we Francji mamy system półprezydencki. Myślę, że ten model jest bardzo ważny, bardzo oczekiwany, tym bardziej, że to wzmacnia też autorytet państwa – podkreślił dr Krzysztof Kawęcki.

Karol Nawrocki chce Polski ambitnej. W swoim działaniu kieruje się słowami, które były hasłem jego kampanii wyborczej: „Po pierwsze Polska, po pierwsze Polacy”. Widać to po ostatnich decyzjach prezydenta, który zawetował ustawę przygotowaną przez rząd dotyczącą przedłużenia pomocy Ukraińcom w Polsce.

– Niewątpliwie to oddaje pewną sprawiedliwość i uczciwość wobec Polaków. Nie może być tak, że obywatele innego państwa, niepracujący, niepłacący podatków w naszym kraju, otrzymują różne świadczenia, w tym 800 Plus. Istota nowelizacji ustawy zgłoszona przez pana prezydenta polega na tym, żeby pozbawić możliwości nie tylko pobierania świadczenia 800 Plus przez osoby niepracujące, przez obywateli Ukrainy, ale i w przyszłości być może przez obywateli innych państw, przez migrantów – zaznaczył politolog.

Chodzi również o świadczenia zdrowotne.

– Prezydent Karol Nawrocki wyraźnie powiedział, że od kwietnia 2022 r. do końca września 2024 r. z opieki służby zdrowia skorzystało 1 mln 300 tys. obywateli Ukrainy. Suma wydatków państwa polskiego, naszych wydatków, wyniosła 4 mld 300 mln złotych – zauważył gość TV Trwam.

Dr Krzysztof Kawęcki zwrócił uwagę, że decyzja prezydenta Karola Nawrockiego pozwoli w jakiś sposób ukrócić albo zmniejszyć poziom wyłudzeń socjalnych.

Ale na tym nie koniec. Prezydent nie zgadza się również na propagowanie w przestrzeni publicznej zbrodniczej ideologii banderowskiej. Karol Nawrocki zawetował nowelizację ustawy o pomocy Ukraińcom i wprowadza projekt „Stop banderyzmowi”, który zrównuje symbole OUN-UPA z nazistowskimi i komunistycznymi, karząc ich propagowanie grzywną, ograniczeniem wolności lub więzieniem do 3 lat.


– Ten projekt zakłada m.in. zrównanie w odpowiedzialności (również karnej) propagowanie ideologii, symboli szowinizmu ukraińskiego spod znaku OUN-UPA z nazizmem i komunizmem. Doskonale wiemy, że zarówno właśnie szowinizm ukraiński, jak i te wspomniane ideologie, to są ideologie totalitarne, które w Konstytucji RP mają być karane. I właśnie ta kwestia – bardziej niż zapowiedź ukrócenia przywilejów de facto socjalnych – wywołała reakcje strony ukraińskiej, zarówno polityków ukraińskich, publicystów na Ukrainie, ekspertów, mediów, jak i również tutaj, w kraju, środowisk ukraińskich. Ta reakcja jest bardzo znamienna. Zresztą bardzo gwałtowna, buńczuczna. Na przykład szef Związku Ukraińców w Polsce mówi, że trzeba przeprowadzić w Polsce ogólnonarodową debatę nad modelem polskiego patriotyzmu, który – jak zauważa – nie może być modelem wymachiwania flagą biało-czerwoną, bądź też krzyżem. Lepiej, żeby przewodniczący Związku Ukraińców w Polsce zajął się nacjonalizmem czy szowinizmem ukraińskim i tutaj skupił swoją uwagę, w jakim on kierunku zmierza – zaapelował dr Krzysztof Kawęcki.

-------


Radia Maryja

30 sierpnia 2025

[...]

– „Płast” to jest takie ukraińskie harcerstwo, które powstało w początkowych latach XX wieku, a w II RP zostało zakazane ze względu na to, że z tej organizacji rekrutowano ludzi m.in. do OUN, do ukraińskich organizacji terrorystycznych, które działały na terenie II RP. O tym nikt nie uczy w szkole. Jeszcze niedawno, kiedy o tym się mówiło, można było się spotkać z łatką, że jesteś ruskim agentem, bo śmiesz przypominać historię. A historia po prostu taka była i tej historii nie zmienimy. Trzeba o niej mówić. Ukraińcy w II RP dokonali zamachu na marszałka Józefa Piłsudskiego, dokonali zamachu na prezydenta RP. Zamordowali ministra spraw wewnętrznych, wicepremiera generała Pieradzkiego. (…) I tego typu zamachów było więcej – przypomniał poseł.

– Kilkaset podpaleń budynków użyteczności publicznej, folwarków, prywatnych zabudowań, miejsc kultury. To wszystko robiła ukraińska partyzantka, która żyła na terenie Polski, która była też często w jakiś sposób finansowana na terenie Polski, ponieważ to byli ludzie, którzy na przykład studiowali na polskich uczelniach. I w ramach tego harcerstwa, stamtąd pochodziło wielu późniejszych ludobójców, mówiąc wprost, bo m.in. właśnie w tej organizacji wychowywał się Stepan Bandera. (…) Ta organizacja wychowała ludzi, którzy później mordowali Polaków – dodał polityk PiS.


Zdelegalizowana w II RP organizacja „Płast” odrodziła się w naszym państwie za sprawą m.in. Mirosława Skórki, obecnego prezesa Związku Ukraińców w Polsce.

– Obecny szef Związku Ukraińców w Polsce, człowiek, który kilka dni temu na antenie jednej ze stacji telewizyjnych powiedział, że musimy rozpocząć debatę nad polskim patriotyzmem, żeby to nie było machanie flagą i krzyżem, ten człowiek był inicjatorem powstania na nowo tej ukraińskiej organizacji harcerskiej w Polsce. Ten gość nie ma, dla mnie przynajmniej, moralnego prawa do tego, żeby się wypowiadać, jak ma wyglądać polski patriotyzm. Dlaczego człowiek, który się identyfikuje jako Ukrainiec ma nam mówić w naszym kraju, jak my mamy prezentować swój patriotyzm? (…) Ja jestem katolikiem i zamierzam łączyć swój patriotyzm również z Kościołem. To Kościołowi zawdzięczamy między innymi naszą wolność. (…) Jakiś Ukrainiec nie będzie mi mówić, że ja mam się wyzbyć związków z Kościołem – podkreślił gość „Aktualności dnia”.

Dariusz Matecki zapowiedział, że podczas najbliższego posiedzenia Sejmu zwróci się do rządu, aby ten zablokował finansowanie Związku Ukraińców w Polsce, dopóki ten nie potępi zbrodni ukraińskich nacjonalistów z OUN-UPA i nie odetnie się od ideologii banderowskiej.

– Związek Ukraińców w Polsce dostaje miliony złotych z publicznych pieniędzy na przestrzeni ostatnich lat na najróżniejszą działalność. A szef tego Związku i jednocześnie cały Związek nigdy jeszcze nie potępili zbrodniczych, ludobójczych formacji OUN-UPA. Nie potępili ideologii banderowskiej, czyli tego integralnego nacjonalizmu ukraińskiego, który skupiał się właściwie na tym, żeby wyeliminować z Ukrainy nie tylko Polaków, ale też Żydów. Mordowali nie tylko Polaków, mordowali Żydów, mordowali inne mniejszości narodowe. I Związek Ukraińców w Polsce nigdy ich nie potępił. Stąd mój apel też do rządu, żeby żadna publiczna złotówka nie trafiała do Związku Ukraińców w Polsce, dopóki nie potępią banderowców – zaznaczył poseł.

Polityk PiS odniósł się również do projektu prezydenta Karola Nawrockiego, zakładającego penalizowanie propagowania symboli banderowskich w Polsce na takiej samej zasadzie, jak w przypadku symboli niemieckiego nazizmu oraz sowieckiego komunizmu. Ocenił, że mimo trwającej rosyjskiej agresji na Ukrainę to właściwy moment na takie działanie.

– Uważam, że to każdy moment jest właściwy i każdy moment jest momentem spóźnionym w stosunku do tego, że to już powinno być dawno temu wykonane z kierunku Polski w kierunku Ukrainy. (…) Jednocześnie jestem za tym, żeby tak jak domagamy się reparacji od Niemiec, domagać się reparacji od Rosji, która rozbierała całe polskie miasta, wywoziła dzieła sztuki, wywoziła całe zakłady przemysłowe. W tej chwili mamy opracowanie dotyczące reparacji od Niemców. Tylko moim zdaniem trzeba zrobić wszystko – i to jest apel do całej klasy politycznej – żeby nie tylko o tym mówić, nie tylko opracowywać raporty, nie tylko mówić o tym w mediach, ale żeby wyjść z tym wprost do trybunałów międzynarodowych i od Niemców, i od Rosji – wskazał gość Radia Maryja.

-------


Rzeczpospolita.pl:


Mirosław Skórka, prezes Związku Ukraińców w Polsce, wyraził oburzenie po zawetowaniu przez Nawrockiego ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w Polsce. 

– Modelem polskiego patriotyzmu nie może być wymachiwanie flagą, ewentualnie krzyżem, ale debata o tym, co służy Polsce w długiej perspektywie dzisiaj i na przyszłość. A tym, co jej służy, jest partnerstwo z Ukrainą jako krajem walczącym po to, żebyśmy się obronili przed Rosją i współpraca, pielęgnowanie wartości humanitarnych (…), które pokazaliśmy w Polsce w 2022 roku, przyjmując tę gigantyczną falę uchodźców. W tej chwili się tego wstydzimy, w tej chwili od tego odchodzimy. To jest porażka, to jest katastrofa modelu naszego patriotyzmu – przekonywał Mirosław Skórka.

– Nie może być patriotą człowiek, który realizuje rosyjskie cele w Polsce. Doprowadziliśmy już do sytuacji, kiedy w Ukrainie na Polskę patrzy się jako na kraj, do którego nie można mieć zaufania. A to jest bardzo zła perspektywa dla polskiego biznesu, który chce wchodzić na Ukrainę w celu odbudowy, to jest zła perspektywa dla udziału Polski w systemie gwarantowania bezpieczeństwa w naszym regionie. To jest destrukcyjne działanie pana prezydenta i jego środowiska. To jest de facto realizacja polityki Kremla, a nie Polski. Jeśli będziemy realizować model państwa nacjonalistycznego, to jest to model, który bardzo mocno nam proponuje Moskwa i Kreml – argumentował prezes Związku Ukraińców w Polsce Mirosław Skórka.

-------


wpolityce.pl:


Prezydent Nawrocki zawetował tzw. ustawę o pomocy obywatelom Ukrainy. Ta decyzja oburzyła Mirosława Skórkę. Wykorzystał swoją obecność na antenie neo-TVP, by zaatakować głowę państwa.



Dla mnie optymalnym rozwiązaniem jest podjęcie ogólnonarodowej debaty na temat modelu polskiego patriotyzmu. Modelem polskiego patriotyzmu nie może być wymachiwanie flagą, ewentualnie krzyżem, ale debata o tym, co jest, co służy Polsce w długiej perspektywie dzisiaj i na przyszłość. Tym co służy Polsce w długiej perspektywie jest przede wszystkim partnerstwo z Ukrainą jako krajem walczącym po to, abyśmy się obronili przed Rosją. Jest współpraca i pielęgnowanie wartości humanistycznych, humanitarnych , wartości, którym poświęcony był Jan Paweł II. (…) Wartości, które myśmy pokazali w Polsce w 2022 roku przyjmując tę gigantyczną falę uchodźców, a w tej chwili się tego wstydzimy, w tej chwili od tego odchodzimy

– mówił.

Następnie Skórka postanowił opowiedzieć o tym, jaki model patriotyzmu powinni przyjąć Polacy. Przekonywał też, że działania prezydenta Nawrockiego są… „destrukcyjne”.


W tej chwili od tego odchodzimy. I to jest porażka, katastrofa, modelu naszego patriotyzmu. Nie może być polskim patriotą człowiek, który realizuje rosyjskie cele w Polsce. Doprowadziliśmy do sytuacji, w której w Ukrainie patrzy się na Polskę jako na kraj, który jest krajem wobec którego nie można mieć zaufania. Nie można ufać. To jest bardzo zła perspektywa dla polskiego biznesu, który chce wchodzić w Ukrainę dla odbudowy. To jest zła perspektywa dla udziału Polski w systemie gwarantowania bezpieczeństwa w naszym regionie. To jest destrukcyjne działanie pana prezydenta i jego środowiska. To jest de facto realizacja polityki Kremla, a nie Polski. Mówię to z całą świadomością. Jeżeli będziemy realizować model państwa nacjonalistycznego, to jest to model, który bardzo mocno proponuje nam Moskwa i Kreml. Jeżeli się pod tym podpisujemy, to idziemy w tę stronę

– stwierdził Skórka.


Słowa Skórki wywołały ostrą reakcję w sieci.

Oni naprawdę mają swoich widzów za infantylnych debili


— napisał jeden z użytkowników platformy X, który przypomniał wypowiedzi premiera Donalda Tuska i Rafała Trzaskowskiego, którzy w kampanii prezydenckiej opowiadali się za zablokowaniem wypłaty 800+ tym Ukraińcom, którzy są w Polsce, ale nie pracują.

Trudno mieć zaufanie do państwa, które do dziś dnia nie pozwoliło ekshumować i godnie pochować tysięcy polskich kobiet i dzieci pomordowanych przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu. Trudno mieć zaufanie do państwa, które okrutnych zbrodniarzy odpowiadających za ludobójstwo na Wołyniu i ich symbolikę bierze na sztandary. To jest jasny przekaz do nas Polaków. Mam nadzieję, że został zrozumiany. Weto Prezydenta to po prostu odpowiedź na działania Ukrainy


— stwierdził inny z internautów.


Przecież pracującym w Polsce nic to nie zmienia


— podkreślił użytkownik „Robert”.


-------


tysol.pl

Zdecydowana odpowiedź rzecznika prezydenta na krytykę prezesa Związku Ukraińców w Polsce

26.08.2025 13:05

Decyzja prezydenta Karola Nawrockiego o zawetowaniu ustawy dotyczącej pomocy obywatelom Ukrainy wywołała impulsywną reakcję Mirosława Skórki, prezesa Związku Ukraińców w Polsce. Jego wypowiedź w TVP Info zdecydowanie skomentował Rafał Leśkiewicz, rzecznik prezydenta, nazywając ją bezczelnymi manipulacjami, obrażającymi prezydenta RP.

Mirosław Skórka skrytykował weto Karola Nawrockiego, nazywając je działaniem w interesie Kremla i oskarżając prezydenta o promowanie nacjonalizmu.

Rzecznik prezydenta Rafał Leśkiewicz zarzucił prezesowi Związku Ukraińców w Polsce manipulację.
Leśkiewicz ostrzegł, że słowa Skórki mogą służyć rosyjskiej propagandzie, dodając: „Po wypowiedziach pana Skórki strzeliły korki od szampana na Kremlu”.

W ocenie rzecznika wypowiedzi Mirosława Skórki są przejawem osobistych uprzedzeń, które szkodzą relacjom polsko-ukraińskim i nie reprezentują poglądów ogółu ukraińskiej społeczności w Polsce.

Skórka, występując w TVP Info, uznał, że weto Nawrockiego to „destrukcyjne działanie pana prezydenta i jego środowiska” oraz stwierdził, że „to jest de facto realizacja polityki Kremla, a nie Polski”. Dodał też, że promowanie nacjonalistycznego modelu państwa wpisuje się w interesy Moskwy.

Rafał Leśkiewicz ostro odpowiedział na te słowa, zarzucając Skórce manipulację i brak wyczucia.


Od wczoraj pojawia się w mediach prezes Związku Ukraińców w Polsce pan Mirosław Skórka, bezczelnie manipulując i obrażając prezydenta RP Karola Nawrockiego

– napisał rzecznik na platformie X.

Leśkiewicz przypomniał również, że Nawrocki – jako były prezes Instytutu Pamięci Narodowej – znalazł się na rosyjskiej liście osób ściganych za działania przeciwko sowieckiej symbolice. „Po wypowiedziach pana Skórki strzeliły korki od szampana na Kremlu” – dodał Rafał Leśkiewicz, sugerując, że jego słowa mogą być wykorzystane przez rosyjską propagandę.


Pan Skórka chce nas uczyć patriotyzmu

Rzecznik prezydenta zaznaczył też, że „tendencje nacjonalistyczne od dawna są silne i coraz mocniejsze na Ukrainie, także wśród Ukraińców mieszkających w Polsce”. Przypomniał, że to „ukraiński nacjonalizm spod znaku zbrodniarza Stepana Bandery doprowadził do ludobójstwa, mordu dokonanego na ponad 100 tys. polskich kobiet, dzieci i starców”.

„Dziś ci zbrodniarze są traktowani na Ukrainie jak bohaterowie, podczas gdy szczątki naszych pomordowanych Rodaków leżą w bezimiennych dołach śmierci” – podkreślił.


Pan Skórka chce nas uczyć patriotyzmu. Nas Polaków, którzy po 123 latach niewoli wywalczyli w 1918 r. wolność okupioną krwią tysięcy ofiar. Warto też przypomnieć Panu Prezesowi o polskiej wiktorii i pokonaniu bolszewików w bitwie warszawskiej 1920 r. A później walce z sowieckim zniewoleniem w trakcie II wojny światowej. Z kolei po 1945 r. gdy staliśmy się, przez kolejne 45 lat, krajem zależnym od Związku Sowieckiego o naszej ofiarnej walce, by odzyskać suwerenność

– przypominał Rafał Leśkiewicz.


„Takie wypowiedzi szkodzą relacjom polsko-ukraińskim”

Rzecznik prezydenta zaznaczył też, że stanowisko Skórki nie reprezentuje wszystkich Ukraińców mieszkających w Polsce, a jego wypowiedzi jedynie szkodzą relacjom polsko-ukraińskim.


-------


dorzeczy.pl

"Nie czuję skruchy". Butna postawa Ukraińca, który obraził prezydenta RP


Wielką burzę wywołała skandaliczna wypowiedź Witalija Mazurenki, która padła we wtorek na antenie Polsat News. Przypomnijmy, że krytykując prezydenckie weto ws. pomocy Ukraińcom ukraiński dziennikarz porównał Karola Nawrockiego do kryminalisty.

 – Retoryka i zachowania pana Nawrockiego to nie są zachowania prezydenckie, tylko zachowania Pahana. Tak określa się w rosyjskich więzieniach przywódcę kryminalnego – powiedział Mazurenko.

Słowa te spotkały się z natychmiastową reakcją redakcji, z którą dziennikarz współpracuje. Z opublikowanego przez Obserwator Międzynarodowy oświadczenia wynika, że Mazurenko stracił pracę. Redakcja podkreśliła, że była to prywatna opinia dziennikarza, wypowiedziana bez wiedzy i zgody redakcji. "W żaden sposób nie odzwierciedla ona stanowiska naszej redakcji i nie wpisuje się w wartości, którymi się kierujemy" – zapewniono.


Bez skruchy

Teraz posiadający również polskie obywatelstwo Ukrainie udzielił wywiadu, w którym mówi, że choć przeprosił, to nie czuje, aby zrobił coś nagannego. 

"Po pierwsze, chciałem podziękować wszystkim tym, którzy w tych dniach wspierali mnie, bo liczą się ludzie, którzy pojawiają się w krytycznych momentach w życiu człowieka. (...) Jeżeli rzetelnie wysłuchamy się w to, co powiedziałem, to mówiłem o zachowaniu człowieka, pana Karola Nawrockiego. To było o sposobie, w jaki zachowuje się Karol Nawrocki, o czym świadczyło też posiedzenie Rady Gabinetowej. Dla mnie, jako dla dziennikarza wartością bezwzględną jest wolność słowa i jakikolwiek atak na swobodę słowa jest niedopuszczalny. Nie czuję żadnej skruchy za to, co powiedziałem. Jestem człowiekiem dorosłym i ta fala hejtu w internecie to dosyć drobna rzecz dla człowieka, który wie, czym jest godność. Mój post z przeprosinami miał drugie dno. Umiem przyjmować ciosy, ale nie chciałbym, aby otrzymywały je osoby mi bliskie lub powiązane ze mną. Niestety ta fala hejterska uderzała też w nich. I przede wszystkim chciałem ich osłonić" – przekonuje w rozmowie z Onetem.

czyli wcale nie przeprosił, tylko udawał, że przeprasza, a teraz twierdzi, że mówił o czymś innym niż mówił - zresztą, czemu przepraszać za coś, co się chciało powiedzieć? - MS

Odniósł się do krytyki, jaka spadła na niego głównie ze strony polityków PiS. 

"Żaden z tych polityków realnie do mnie nie zadzwonił i nie zaproponował rozmowy, by po ludzku wyjaśnić sprawę. To była próba zrobienia ze mnie przykładu, żeby panu i innym naszym kolegom dziennikarzom włączała się wewnętrzna samokrytyka, w razie chęci zabrania głosu przeciwko panu Nawrockiemu, innym politykom z PiS-u, czy brunatnego zagrożenia z zapachem czerwonej Moskwy, które obecnie zdobywa popularność w Polsce" – oburza się. 

a po co dzwonić i wyjaśniać, przecież słowa padły i każdy je zrozumiał - MS

Twierdzi, że w Polsce narasta ukrainofobia.

 "Jeszcze w trakcie programu powstał zmanipulowany filmik ze słowami wyrwanymi z kontekstu. Ktoś obserwował media i czekał na stworzenie tej fali hejtu. Widzimy medialnie podsycanie ze strony skrajnie prawicowych grup, ale także i PiS-u najbardziej takich zwierzęcych instynktów, które istnieją w ludziach. Ukraińcy stają się taką łatwą ofiarą" – twierdzi Witalij Mazurenko.








W związku z powyższym - kilka uwag:


- historia pokazuje, że ruchy dążące do "niepodległości" wykształcają się na terenie Polski, ale nie Niemiec (Ślązacy - o "losach państwa")

- od lat słyszymy z zachodu retorykę, że Rosję trzeba podzielić na mniejsze państwa - trzeba zauważyć, że jest to jest ta sama metoda, którą rozerwano I RP i II RP, z tym, że Rosja (ZSRR) też brała udział w podziałach Rzeczpospolitej

prowadzi nas to do wniosku, że

za powstanie mniejszości narodowych dążących do oderwania terytorium odpowiadają siły z zachodu, dążące do rozdrobnienia i obalenia - wcześniej I RP, a obecnie III RP i Rosji

żadna taka mniejszość narodowa na terenie RP nie powstała samoistnie, tylko była wzbudzana z zewnątrz - przez Niemcy


Roman Dmowski:

III. Ukraina w polityce niemieckiej
Łatwość, z jaką sfery polityczne wiedeńskie z miej­scowego, wąskiego pojęcia Rusinów (Ruthenen) prze­skoczyły na szerokie pojęcie Ukraińców i wewnętrzną austriacką kwestię ruską zamieniły na międzynarodową ukraińską, była zadziwiająca. Byłaby ona wprost nie­zrozumiałą, gdyby nie głęboka zmiana, która zaszła współ­cześnie, pod koniec ubiegłego stulecia w położeniu monarchii habsburskiej.

Związane od kilkunastu lat z Niemcami przymie­rzem Austro-Węgry zamieniły pod koniec stulecia to przymierze na związek głębszy, ściślejszy, prowadzący z jednej strony do tego, żeby Niemcom i Węgrom monarchii, zagrożonym w swym panowaniu przez inne na­rodowości, dać silne oparcie w Niemcach Rzeszy, z dru­giej zaś do podporządkowania dyplomacji austro-węgierskiej polityce zewnętrznej cesarstwa niemieckiego. Już wtedy dla poruszeń polityki austriackiej, których nie można było zrozumieć w Wiedniu, znajdowało się wy­jaśnienie w Berlinie.

Otóż w owym czasie literatura polityczna wszechniemiecka zaczęła się żywo zajmować wypracowywaniem koncepcji nowego państwa — Wielkiej Ukrainy. Jednocze­śnie utworzono konsulat niemiecki we Lwowie, nie dla obywateli niemieckich, których we wschodniej Galicji właściwie nie było, ale do współpracy politycznej z Ukra­ińcami, co zresztą publicznie zostało ujawnione.

Ujawniono też żywą akcję na terenie spraw ruskich Związku Obrony Kresów Wschodnich (Ostmarkenverein), założonego w Niemczech do walki z polskością.
Okazało się, że z chwilą zamiany kwestii na ukraiń­ską środek ciężkości polityki w tej kwestii przeniósł się z Wiednia do Berlina.

Pytanie teraz, dlaczego Niemcy, nie posiadające ludności ruskiej w swym państwie, tak żywo się tą kwestią zajęły. Nie mogła to być idealistyczna, bezintere­sowna chęć popierania odradzającej się narodowości, ile że zainteresowanie kwestią wychodziło od rządu i od sfer reprezentujących zaborczą politykę niemiecką. Było to wygrywanie kwestii w interesach niemieckich. Prze­ciw komu?

Prawym Okiem: Jak Niemcy stworzyli Ukrainę i w jakim celu.




- zarówno Rosjanie jak i Białorusini zarzucają zachodowi chęć pokawałkowania Rosji - czyli mają pełną wiedzę na temat tego, jak powstała Ukraina i Białoruś

- wersja białoruska i ukraińska jest taka, że mniejszość narodowe były gnębione w czasach II RP - władze polskie po prostu spodziewając się, że celem jest separatyzm, no cóż - nie ułatwiały tworzenia fikcji 

- dzisiaj mniejszość polska na Białorusi jest szykanowana i władze białoruskie czynią to - jak się  twierdzi, aby zapobieg ewentualnym ruchom mogącym rozbić państwo - robią więc dokładnie to samo, co władze polskie w okresie II RP - zabezpieczają państwo na wypadek rozpadu poprzez działania domniemanej 5 kolumny - mimo to, nadal oskarżają polskie władze o szykany w okresie II RP i na tym tle podtrzymują fikcję stworzoną przez niemiecką agenturę i budują alternatywną wersję historii: 
Prawym Okiem: Warto się sobie przyjrzeć.

- w I RP były już widoczne ruchy dążące do podziału kraju (  
Prawym Okiem: Muzeum Prus Górnych w Morągu [ A nie mówiłem? (31) ]), a w II RP te siły już były skrystalizowane i intensywnie działały pod przywódctwem niemieckiej agentury i (?) Niemców podszywających się pod "ukrainców" , apogeum to masowe mordy na Kresowiakach w czasie ostatniej wojny

- w dawnych wiekach niemcy przez stulecia udawali chrześcijan i w tym sensie podszywali się pod Słowian - udając, że wyznają takie same prawa jak Słowianie (tzn. zasady chrześcijańskie oparte są na prawach Jana zachowywanych przez ludzi w dawnych wiekach - to moje na razie nieudowodnione domniemanie)

- wojna domowa na Ukrainie wybuchła w 2014 roku po nałożeniu obostrzeń co do kultury i języka rosyjskiego na Ukrainie

- wkroczenie ZSRR do Polski w 1939 roku było fałszywie uzasadniane chęcią "wyzwolenia zachodniej białorusi" - czyli na tle kultury i języka



- wojna toczy się najpierw w obszarze kultury i języka, prowadząc do wykształcenie grupy zainteresowanej inną tożsamością, która to grupa staje się podstawą do dalszych działań i -  katastrofy państwa

- podstawą oderwania Kresów, było stworzenie ruchów "mniejszości narodowej" i podniesienie gwary białoruskiej i ukraińskiej do rangi języka

"mniejszości" zostały wchłonięte do ZSRR i poddane powolnej rusyfikacji z atrapą białoruskości, ukraińskości itd.




https://maciejsynak.blogspot.com/2021/06/o-waznosci-jezyka.html:

>> Zaś co do języka białoruskiego – w latach dwudziestych była to gwara i dopiero potem ktoś zdecydował o „podniesieniu gwary białoruskiej do statusu języka”. Przypuszczalnie w Średniowieczu Polacy mówili nieco różnie w różnych okolicach, ale te różnice nie tworzyły dialektów obejmujących większe zwarte obszary. Sytuacja była podobna do tej, jaka panowała na przykład w Słowacji jeszcze w XIX w., a na Białorusi jeszcze około 1920 r., zanim tam i tu zdecydowano się podnieść jeden dialekt do rangi języka ogólnonarodowego. 

Jerzy Krasuski - "Językowe podłoże podziału Europy." - PRZEGLĄD ZACHODNI 1995, nr 1  <<





- wobec niepowodzenia uznania Ślązaków za mniejszość narodową, obecnie dąży się do uznania gwary śląskiej za język, aby na tej podstawie określoną grupę ludzi mieszkających na Śląsku przekształcić w mniejszość etniczną, a potem narodową  - przytaczam dosłowny cytat: "żeby zrobić ze Ślązaków mniejszość etniczną" - post: Ślązacy - o "losach państwa"


- niemcy nadal aktywnie ingerują w sprawy polskie - jawnie bądź niejawnie:

Niemieckie media prawnicze proponują Polsce nową konstytucję, a w niej landyzację kraju
23.08.2025 20:39


- cała polityka europejska sterowana jest przez Niemców:

Byli niemieccy naziści i ich kolaboranci tworzyli Unię Europejską
25.08.2025 21:49
Od samego początku integracja europejska nie była spontanicznym zjednoczeniem wolnych narodów, lecz celową konstrukcją ponadnarodowej machiny stworzonej przez ludzi, których przeszłość polityczna była często zakorzeniona w systemach autorytarnych.

Upadek Europy zaczął się wraz z powstaniem Niemiec
26.08.2025 21:07
Mechanizm tego upadku jest długofalowy i strukturalny. Niemcy nigdy nie stworzyły prawdziwego imperium zamorskiego. Zamiast uczynić świat kolonią Europy, Niemcy uczyniły kolonią samą Europę.

Ta wizja historii nie została stworzona w jednym momencie. Narastała przez lata. I zawsze Polska była dla propagatorów tej narracji problemem, bo jej historię trudno wpisać w ów obraz. 


- wypowiedzi pana Skórki można skomentować następująco:

- najpierw mniejszość chciała dyktować warunki władzom II RP, po rozerwaniu kraju z pomocą Niemiec i ZSRR "mniejszość" ta przychodzi do nas i znowu dyktuje nam warunki, jak ma wyglądać kultura i polityka w Polsce

Wydaje się, że ludzie ci powinni być teraz zadowoleni, że wzięli z nami rozwód, mają własny kraj, w którym Polacy "nie dyktują warunków", ale nie - oni idą za nami do naszego kraju i znowu chcą nam dyktować warunki naszego istnienia.


Jest to napaść w czystej postaci.

Osoby takie należy uznać za obcą agenturę dążącą do obalenia państwa.
Jest to tym bardziej niepokojące, że człowiek wygłaszający takie żądania jest formalnie przedstawicielem zorganizowanej grupy osób.
Można zauważyć, że skoro ten pan wysuwa takie bezczelne żądania - widocznie doskonale wie, że Polska jest przeżarta przez niemiecką agenturę i może to robić bezkarnie.




17.08.2025, 22:46
Zero tolerancji, zero uległości. Katarzyna Gójska o konieczności transformacji służb specjalnych

Dla uczciwości oceny, choć oczywiście sytuacje są niewspółmierne, trzeba powiedzieć, iż znaczna część ludzi zaproponowanych przez PiS do kierowania służbami była katastrofą. A takim nieudanym i szkodliwym dla państwa eksperymentom poddana była szczególnie wówczas najważniejsza nasza służba specjalna. Powrót do instytucji dedykowanych ochronie Polski ludzi odpowiedzialnych za reset z Rosją doprowadził je do upadku. Dziś już szkoda czasu na dyskusję, jak je naprawić. Bezpardonowe użycie służb specjalnych, sprowadzenie ich do poziomu policji politycznej w kampanii wyborczej przeciwko prezydentowi Nawrockiemu, polityczne wykorzystanie ich przeciwko profesorowi Cenckiewiczowi, co przecież potwierdził sąd, a teraz kontynuowanie tego antypaństwowego procederu, wskazują na konieczność zbudowania ich od nowa. Wymiana kierownictwa nic nie da. To oczywiście wielkie wyzwanie – ale paradoksalnie przede wszystkim pijarowe, bo takiemu procesowi będzie, rzecz jasna, towarzyszył nieprawdopodobny jazgot medialnego kordonu bezpieczeństwa spatologizowanego układu władzy. Będą lamenty nad Polską bez ochrony w sytuacji zagrożenia ze strony Rosji, tak jak przed laty całe rzesze pożal się Boże ekspertów wyrywały sobie włosy z głowy przy okazji likwidacji WSI. Sęk w tym, iż służby dowodzone przez reseciarzy nie są żadnym gwarantem bezpieczeństwa RP,




wojna toczy się najpierw w obszarze kultury i języka



dlatego dbałość o język, pielęgnacja i promocja polskiej kultury są naszą pierwszą linią obrony









Prawym Okiem: Białoruś

Prawym Okiem: Dmowski

Pos. D. Matecki: Szef Związku Ukraińców w Polsce, który kilka dni temu powiedział, że musimy rozpocząć debatę nad polskim patriotyzmem, był inicjatorem powstania na nowo „Płasta” – ukraińskiej organizacji harcerskiej. W tej organizacji wychowywał się m.in. S. Bandera – RadioMaryja.pl

.rp.pl/polityka/art42907161-palac-prezydencki-reaguje-na-slowa-szefa-zwiazku-ukraincow-w-polsce-kompletny-brak-wdziecznosci

wpolityce.pl/polityka/738693-szef-zwiazku-ukraincow-w-polsce-zaatakowal-prezydenta

radiomaryja.pl/informacje/dr-k-kawecki-lepiej-zeby-przewodniczacy-zwiazku-ukraincow-w-polsce-zajal-sie-nacjonalizmem-czy-szowinizmem-ukrainskim-i-tutaj-skupil-swoja-uwage/

tysol.pl/a145645-upadek-europy-zaczal-sie-wraz-z-powstaniem-niemiec

tysol.pl/a145376-piotr-skwiecinski-nazistowskie-panstwo-polskie

tysol.pl/a145622-zdecydowana-odpowiedz-rzecznika-prezydenta-na-krytyke-prezesa-zwiazku-ukraincow-w-polsce

.tysol.pl/a145603-byli-niemieccy-nazisci-i-ich-kolaboranci-tworzyli-unie-europejska

tysol.pl/a145524-niemieckie-media-prawnicze-proponuja-polsce-nowa-konstytucje-a-w-niej-landyzacje-kraju

niezalezna.pl/polska/zero-tolerancji-zero-uleglosci-katarzyna-gojska-o-koniecznosci-transformacji-sluzb-specjalnych/549912

dorzeczy.pl/opinie/772398/mazurenko-obrazil-prezydenta-mowi-ze-nie-czuje-skurchy.html




na marginesie - różności językowe:

za wiki: Мирослав Скірка

Скірка - google nie tłumaczy jako Skórka

W Polsce osób o nazwisku Skórka jest 2432, najwięcej na Śląsku, woj. Podkarpackie w środku stawki 155 osób



osób o nazwisku Skierka jest 994 - prawie wszystkie w Pomorskim - 901, na Podkarpaciu - 6 osób

iskra to іскра

iskierka to виблискувати

skórka to відшаровувати


Nazwisko Skórka to zdrobnienie od "skóra" - jest to nazwisko pochodzące prawdopodobnie do zawodu - szewca


Nazwisko Скірка na Ukrainie - ta strona pokazuje ok. 100 osób - o wiele mniej niż w Polsce (2432 osoby), nawet mniej niż na Podkarpaciu - 155 osób








84 osoby w rejonie przygranicznym, najwięcej:

Старосамбірський район - 21

Львівська міська рада - 16



скірка podobne do skipka ----> skibka to kromka chleba




відшаровувати - Szukaj w Google

скірка - Szukaj w Google

pl.wikipedia.org/wiki/Mirosław_Skórka


SKÓRKA - Nazwiska w Polsce

ridni.org/karta/

synonimy.info/в/виблискувати

synonimy.info

Словник синонімів онлайн


slovnyk.me/dict/hrinchenko/скірка


18


Niemcy w Gdańsku i Wrocławiu




Pisałem 10 lat temu: Czy Wolne Miasto Gdańsk istnieje?

Rada Miasta Gdańska:


W treści uchwały z 1945 roku użyto sformułowania 

"terytorium byłego Wolnego Miasta Gdańska"
"Na obszarach byłego Wolnego Miasta Gdańska"

,a  w    o ś w i a d c z e n i u     Rady Miasta Gdańska -

 "określa sytuację prawną na terenie Wolnego Miasta Gdańska"


Czy to znaczy, że Wolne Miasto Gdańsk istnieje??






Hansie Försterze pisałem w lipcu 2015 r. w tekście: Antypolak patronem szkoły?





Natalia Nitek-Płażyńska: Co lato w Gdańsku wylewa się nazistowskie szambo


13.08.2025 09:00

– Brakuje nam długofalowej strategii. Niemcy prowadzą swoją konsekwentnie, niezależnie od rządu. My? Przez chwilę była propolska, gdy rządziło PiS. A teraz znowu: „Nie wracajmy do przeszłości, wszyscy coś tam mieliśmy na sumieniu”– mówi Natalia Nitek-Płażyńska, prezes Fundacji Łączy nas Polska, o polityce historycznej Niemiec realizowanej przy udziale władz Gdańska w rozmowie z Konradem Wernickim w historycznej Sali BHP w Gdańsku.



Natalia Nitek-Płażyńska / fot. Tygodnik Solidarność



Co musisz wiedzieć:W lipcu otwarto w Gdańsku wystawę czasową zatytułowaną "Nasi Chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy"
Wystawa została przygotowana przez Muzeum Gdańska we współpracy z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku i Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie. Jej celem było pokazanie tragicznego losu ludzi, którzy po 1939 roku zostali wpisani na Volkslistę i powołani do Wermachtu pod groźbą represji


"Nazistowskie szambo"

– Co się w tym naszym Gdańsku dzieje? Ostatnio mieliśmy wystawę „Nasi chłopcy” – to wszystkich zbulwersowało. No, może nie wszystkich, ale część prawicową w Gdańsku na pewno. Takich sytuacji w ostatnich latach było sporo. Mi od razu przypomina się ta impreza ku czci Stauffenberga.

– Z Gdańskiem jest problem. Ja tak ostatnio to skonstatowałam – może ładnie, może nieładnie, ale myślę, że celnie – co lato, co wakacje w Gdańsku wylewa się takie nazistowskie szambo. Niestety. Nawet pomijając ten rok – do którego zaraz dojdziemy – popatrzmy na poprzedni. Claus von Stauffenberg – polakożerca, nazista, Niemiec, który w Niemczech jest traktowany jako bohater. W Polsce próbuje się nam to przedstawiać również poprzez wydarzenia takie jak ubiegłoroczna impreza w Ratuszu w Gdańsku organizowana przez niemiecki konsulat. Było tam wiele osób z lokalnych elit, zwłaszcza ze środowisk liberalnych związanych z Platformą Obywatelską.

Fetowano Stauffenberga jako bohatera, który chciał zabić Hitlera. Ale nie mówi się, że chciał go zabić, bo uważał, że Hitler zbyt nieudolnie prowadził machinę zagłady – że należało robić to szybciej, skuteczniej, bardziej przemysłowo.

– Bo Stauffenberg chciał ratować III Rzeszę przed upadkiem.

– Dokładnie. Widział, że Hitler coraz gorzej sobie radzi, więc trzeba go zlikwidować, wejść w jego buty i kontynuować jego zamierzenia – tylko skuteczniej. Nie udało mu się, ale Niemcy – jako naród moralnie skompromitowany, bez wyrazistych bohaterów – próbują z takich ludzi robić autorytety. A problem w tym, że Polacy im w tym pomagają.

– To pokazuje, że w Niemczech nie było realnego ruchu oporu, skoro trzeba robić bohatera z regularnego nazisty...

– Tak. Jakiś czas temu przeglądałam niemieckie podręczniki do szkół ponadgimnazjalnych. Teoretycznie powinny dogłębnie przedstawiać historię. A tymczasem pomijają krzywdy wyrządzone Polakom. Jeśli już mówią o ruchu oporu, to tylko o Białej Róży – jako wielkim zrywie Niemców przeciwko „mitycznym nazistom”. To całkowicie wyolbrzymione.

Niemcy próbują dziś uchodzić za moralne mocarstwo. Przekręcają fakty, żeby pokazać, że oni też cierpieli i pomagali. Stauffenberg to przykład – a na imprezie w Gdańsku był tłum Polaków, urzędników, samorządowców. Nikomu to nie przeszkadzało.

Złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury – razem z radnymi Andrzejem Skibą i Przemysławem Majewskim – ale prokuratura stwierdziła, że nie dopatrzyła się propagowania nazizmu. Kolejny skandal.

– Tłumaczyli, że Stauffenberg „był człowiekiem swoich czasów”. Tak próbowano go usprawiedliwić.

– To im zawsze dobrze wychodzi. Tylko dlaczego Polacy mają w to wchodzić? Dwa lata temu na Jarmarku Dominikańskim zespół z Niemiec wykonywał piosenkę „Ein Heller und ein Batzen”, którą Niemcy śpiewali, idąc mordować Polaków. I nikt nie zareagował. Gdyby nie czujny dziennikarz z „Gdańsk Strefa Prestiżu”, nikt by się o tym nie dowiedział.

A teraz mamy wystawę „Nasi chłopcy” – niektórzy mówią: „Nazi chłopcy”. Słyszałam, że pierwotnie miała się tak nazywać. I znowu – Gdańsk realizuje niemiecką politykę historyczną w sposób wręcz prostacki.


"Przemieleni przez wermacht"

– Wygląda to tak, jakby Gdańsk był wykorzystywany przez Niemcy do prowadzenia polityki historycznej albo sam gra w tę grę.

– Jedno i drugie. Są tacy, którzy wiedzą, w co grają, i robią to za pieniądze. Ale są też pożyteczni idioci. Niemcy prowadzą tę politykę od dekad – poprzez przemówienia, organizacje pozarządowe, działania na wielu poziomach. I widzimy tego efekty – wystawy, imprezy, akcje społeczne.

Byłam na tej wystawie. Przyszedł też rzecznik prasowy Muzeum Gdańska Andrzej Gierszewski. Powiedział, że lepszy byłby tytuł „Przemieleni przez wermacht”. Myślę, że gdyby ta wystawa nazywała się w ten sposób, to kontrowersji byłoby mniej. Ale gdy zaczęłam mówić o przekłamaniach, to reagował skrzywionym uśmieszkiem. Przechwalał się, że bywa na niemieckich salonach, że go zapraszają. A ja mogę to tylko oglądać przez internet i chodzić do prokuratury.

To pokazuje problem. Mówię o godności Polaka, a on o tym, że został „dopuszczony do stołu”. Okruszek mu spadł z niemieckiego stołu i już się czuje wyróżniony.

– Czyli część elit widzi w tym sposób na awans?

– Zdecydowanie. Bez tego proniemieckiego sformatowania trudno o awans w Gdańsku. Niemieckie wpływy są tam bardzo silne – imprezy, wydarzenia, wystawy – to codzienność.

– Polska jest dla tych osób przaśna, a niemieckość – bardziej europejska?

– Tak. Związki z Wolnym Miastem Gdańskiem czy niemieckie nazwy brzmią dla nich dumnie. A wystawa sugeruje, że służba w wermachcie to była przygoda. Nie ma tam słowa o niemieckim terrorze, o polskim cierpieniu. To uważają za „paździerz”, coś śmiesznego.

– Uroczystości rocznicy wybuchu II wojny światowej na Westerplatte również są zawsze okazją do relatywizacji: „Na początku było złe słowo”, „nienawiść, nietolerancja”. Zamiast powiedzieć wprost – wojna była efektem niemieckiej żądzy podboju; polityka imperialistyczna, a nie żadna nienawiść.

– I do tego „Imagine there’s no hate” – hasło Magdaleny Adamowicz. Tym się przykrywa prawdę. Weźmy taki tramwaj, któremu nadano imię Hansa Förstera. On jest też proklamowany u nas jako bohater kociewski, podróżnik, taki wspaniały Niemiec, który pisał o Polsce i ją pokazywał. Tylko w ogóle się nie mówi o tym, że to on rozpowszechnił określenie „polnische Wirtschaft”, że to on pisał o Polakach jako o świniach, o narodzie, który powinien służyć.

Günter Grass też jest nam na każdym kroku w Gdańsku przedstawiany jako jakiś bohater. A był członkiem Waffen-SS.

– Mamy w Gdańsku tylu bohaterów z czasów Solidarności, II wojny światowej. Czemu sięga się po tamtych?

– Bo Niemcy w to inwestują, i to działa, a symbole wchodzą do przestrzeni publicznej. My słyszymy: „Nie rozdrapujmy ran”, „Patrzmy w przyszłość”.


"Musimy mówić prawdę"

– Jak zatem powinniśmy prowadzić własną politykę historyczną?

– Brakuje nam długofalowej strategii. Niemcy prowadzą swoją konsekwentnie, niezależnie od rządu. My? Przez chwilę była propolska, gdy rządziło PiS. A teraz znowu: „Nie wracajmy do przeszłości, wszyscy coś tam mieliśmy na sumieniu”.

W niemieckich szkołach już od dziesięcioleci uczy się tego, że Niemcy byli zaatakowani przez nazistów, że Niemcy pomagali innym. Dzisiaj 70% Niemców sądzi, że ich przodkowie nie byli wśród sprawców, a prawie 37% Niemców jest przekonanych, że ich przodkowie byli ofiarami nazistów. Tego uczą się dzieci w niemieckich szkołach, a u nas?

Dlatego my musimy mówić prawdę. Mamy Witolda Pileckiego, ojca Maksymiliana Marię Kolbego, powstańców – bohaterów, o których pamięć trzeba przywracać, a którzy teraz niestety są wymazywani z Muzeum II Wojny Światowej. Polecam wszystkim książki profesora Andrzeja Nowaka, Feliksa Konecznego – dla dzieci i dorosłych. To są dzieła, które naprawdę mogą łączyć pokolenia. Nasza piękna, fascynująca historia jest czymś, z czego naprawdę możemy być dumni. My jesteśmy narodem bohaterskim i dlatego cały czas zakazuje się nam o tym mówić i pamiętać.

Jeśli będziemy bezrefleksyjnie „kodować” kolejne pokolenia – bez rozmowy, bez kontekstu – na to, że Polacy też byli sprawcami, a Niemcy ofiarami, to stworzymy bardzo niebezpieczny grunt na przyszłość. W efekcie agresywnej polityki historycznej Niemiec przeinaczającej naszą historię może się okazać, że nasze dzieci albo wnuki będą musiały płacić reparacje Żydom i Niemcom. I to nie dlatego, że jesteśmy winni, ale dlatego, że nie zadbaliśmy o własną narrację.




Autor: Konrad Wernicki
Źródło: Tygodnik Solidarność nr 32 / 12 sierpnia
Data: 13.08.2025 09:00



------------



O Wrocławiu pisałem min. w opracowaniu "Werwolf".


Germanizacja i odpolszczanie Wrocławia

12.08.2025 18:00
Coraz więcej jest we Wrocławiu znaków rzekomej niemieckiej tożsamości. Eksponowane są nawet najbardziej banalne epizody tej części jego dziejów. 


Archikatedra św. Jana Chrzciciela we Wrocławiu / pixabay.com



Korzenie Wrocławia

Rzekoma odwieczna niemieckość Wrocławia jest bzdurą. W początkach państwowości czeskiej istniał tu gródek o imieniu wziętym od księcia Vratislawa. Ekspertyzy węglowe dowiodły, że po roku 980 Mieszko I zbudował w jego miejscu warowny gród. W roku 1000 decyzją Bolesława Chrobrego stał się on siedzibą biskupstwa. Od polskiej prowincji kościelnej zostało ono oderwane dopiero w roku 1821.

Tak długo wśród tutejszych katolików silnie obecna była polszczyzna, której zanik przyspieszył dopiero wprowadzony w Prusach obowiązek chodzenia do niemieckojęzycznych szkół. Prowadzone od roku 1904 badania prof. Kazimierza Nitscha zaskoczyły ciągłą obecnością w szerokim pasie przylegającej do Dolnego Śląska Wielkopolski wszystkich językowych zjawisk charakterystycznych dla śląskiego dialektu naszego języka. Polskojęzycznych Dolnoślązaków ciągle więc musiało być mnóstwo, a ich kontakty z Wielkopolanami tak żywe, że wywierały wpływ na ich język.

Wszystko to mimo niemieckiej kolonizacji, już w XIII w. odciskającej się na składzie wrocławskiego patrycjatu czy związków małżeńskich, skutkiem których rycerskie rody Świnków zamieniały się w Schweinerów, a Krakwiczów w Krakwitzów.


Nazwiska dawnych Dolnoślązaków często zdradzają narodowość ich przodków. Uważającym się za Niemców zdarzały się powroty do tożsamości pradziadów. Najgłośniejszy był przypadek ziemianina spod Legnicy Alfreda von Olszewskiego, który po przeczytaniu „Trylogii” zadeklarował się jako Polak, tego samego żądając od swoich dzieci.

W okolicach Wrocławia nie brakowało też ziemian od polskich korzeni się nie odżegnujących, jak np. Machniccy, czy przyjmujących sarmacki styl życia Dolnoślązaków świeżej daty, jak przybyły w XVIII w. znad Renu ród Schaubertów – polonofili słynących z husarskiej fantazji i trumiennych portretów wykonywanych dla każdego członka rodziny. To w podwrocławskim Henrykowie w roku 1270 napisane zostało pierwsze zdanie w języku polskim. Od wynalezienia druku Wrocław zawsze należał też do głównych ośrodków wydawania polskich książek. To w nim w XIX w. premierę miała część dzieł Krasińskiego, Klementyny Tańskiej-Hoffmanowej, a stale wznawiano Jana Kochanowskiego, Juliusza Słowackiego, Ignacego Krasickiego, Jana Potockiego, Franciszka Karpińskiego…


Wrocław polski, czeski, niemiecki


W średniowieczu rangę przodującą w Polsce zyskiwał Wrocław za sprawą ludzi takich jak palatyn Krzywoustego Piotr Włast, świetny gospodarz fundujący opactwa m.in. na podwrocławskim Ołbinie, gdzie jedna z romańskich świątyń należała do największych w środkowej Europy. Nie mniejszą pracę wykonali piastowscy Henrykowie, których stolica po pożodze tatarskiej lokowana była z rozmachem oznaczającym budowę jednej z największych metropolii kontynentu. Wrocław stawał się wtedy rzeczywistym centrum polskiej państwowości.

Henryk Probus budował w nim na wskroś królewski zamek i ledwie krok dzielił go od koronacji. W 1290 roku dobrą passę śląskich Piastów i szanse Wrocławia na rangę stolicy polskiego państwa oddaliła nagła śmierć Probusa, a bezpotomne odejście w 1335 roku ostatniego wrocławskiego Piasta spowodowało przejście pod zwierzchność czeską.

Sprzeciwiał się temu biskup Nankier i wiele przemawia za tym, że tylko jako tymczasową utratę Śląska uważał Kazimierz Wielki. Zobowiązanym do jego odzyskania miał być Władysław Jagiełło, o konieczności tej pisał Jan Długosz. Wymianę dziedzictwa Piastów na posiadłości włoskie oferowała Bona Sforza. O Wrocławiu i Śląsku pamiętano, w latach 1471–1526 znalazły się nawet pod berłem Jagiellonów. Z nadarzających się okazji powrotu Polski nad Odrę nie skorzystano wskutek konieczności odpierania ciągłych agresji ze wschodu, południa i północy. Wrocław przechodził z rąk do rąk, w czasach Macieja Korwina zdarzył mu się nawet epizod panowania węgierskiego. Lata przynależności do kolejnych państw podliczał prof. Jerzy Łojek, z którego podsumowania wynika, że przynależność Wrocławia do Polski składa się na ok. 446 lat. Czyli nie tylko więcej od ok. dwóch wieków związku miasta z Czechami, ale i od trwającej łącznie od roku 1526 do 1945 przynależności kolejno do monarchii Habsburgów, Prus i wreszcie – Niemiec.

Jednak to, że przez dwa stulecia poprzedzające powrót do Polski Wrocław należał właśnie do Prus i Niemiec, ma oczywiste konsekwencje w postaci niedawnego i sporego dziedzictwa tych wieków.


Większość jednak tego, co definiowane bywa jako „poniemieckie”, w dużej mierze jest dziełem powojennej odbudowy.

W wydanym w 2009 roku albumie „Wrocław 1947. Fotografie lotnicze” zobaczyć można nie tylko pustynię, w jaką zamienione zostały najludniejsze dzielnice, ale też te zdefiniowane jako ocalone. A ich zdjęcia pokazują, że niemal wszystkie domy pozbawione w nich były dachów. W rzeczywistości nie miały też okien, często ścian i wielka ich część wymagała gruntownej odbudowy. Mnóstwo zachowanej tkanki miasta, posiadając przedwojenny rodowód, ma powojenne stropy. Co w większym stopniu czyni je dziełem powojennych, a nie przedwojennych gospodarzy.


Prof. Jerzy Woźniczka, konkludując to, co zostało po zmieniających się włodarzach, stwierdził, że z czasów Piastów mamy głównie zamki i gotyckie kościoły, z czesko-habsburskich barokowe klasztory, a z prusko-niemieckich koszary i więzienia.

Wnioskowi temu trudno odmówić słuszności. Wszystkie kościoły starsze od barokowych to fundacje Piastów. Na samym Starym Mieście stoi ich kilkanaście, w całym Wrocławiu taki rodowód ma kilkadziesiąt. Wrocławskie zamki potomków Bolesława Krzywoustego ocalały tylko we fragmentach. Te z Ostrowa Tumskiego dają jednak wyobrażenie o potędze Bolesława Wysokiego i jego następców. W podziemiach zobaczyć możemy m.in. część największej wieży mieszkalnej ówczesnej Europy.


Wrocław habsburski

Najwspanialszą pamiątką czasów habsburskich jest Uniwersytet, utworzony w roku 1702 jako Akademia Jezuicka. Jej inicjatorem, organizatorem i pierwszym kanclerzem był pochodzący z Inflant Fryderyk Kazimierz Wolf. Narodowość tej postaci, która karierę zaczęła na dworze Jana Kazimierza, prof. Gościwit Malinowski definiuje jako polską niemieckiego jedynie pochodzenia.


Z najpiękniejszym wnętrzem uczelni, Aulą Leopoldiną, związane jest kuriozum, którym jest portret Fryderyka II. Po zdobyciu miasta w roku 1742 zażądał on, by stanowiący część galerii dobrodziejów akademii portret cesarza Rudolfa II zastąpić jego własnym, mimo że rządy Fryca były dla niej kataklizmem.

Pojawienie się tego władcy przerwało budowę gmachu akademii, który miał być o jedną trzecią większy. Na parę dziesięcioleci zdegradował ją do roli seminarium duchownego, a prowadząc permanentne wojny, wspaniałą budowlę zamieniał w koszary, więzienie dla tysięcy jeńców, stajnie, magazyny, lazarety. W salach pełnych dzieł sztuki żołdactwo paliło ogniska, wybuchały pożary, perła architektury obracała się w ruinę.

Aula Leopoldina miała sporo szczęścia zarówno w wieku XVIII, jak i w roku 1945. Połowę gmachu bomby obróciły wtedy w gruzy, ale najpiękniejsza aula przetrwała bez wielkich zniszczeń. A w niej galeria portretów wraz z podobizną Fryderyka II. Tylko jeden z nich należy dziś do pierwotnego wystroju auli. Wszystkimi innymi – zastępowano wcześniejsze, wyrzucając np. wizerunki papieży, by w ich miejsce powkładać pruskich dygnitarzy.

Kiedy w roku 1945 w ruinach akademii i późniejszego Universitat Breslau powstawał Uniwersytet Wrocławski, profesorowie wywodzący się głównie z Uniwersytetu Jana Kazimierza zastanawiali się nad dziedzictwem wypełniającym Aulę Leopoldinę. Marmurowa postać jej patrona nie budziła niechęci – cesarz Leopold był nie tylko fundatorem uczelni, ale i sojusznikiem Polski. W czasach potopu wsparł nas 16 tysiącami żołnierzy. Dowodzący nimi Melchior von Hatzfeld spoczywa w podwrocławskich Prusicach pod sarkofagiem z wizerunkami walk m.in. o Kraków i Poznań. Oczywisty wstręt budził jednak znajdujący się w auli portret Fryderyka. I mimo że w roku 1945 wszystko, co pruskie, wywoływało fatalne skojarzenia, wizerunku inicjatora I rozbioru nie usunięto, uznając obraz za część dzieła sztuki, którym jest Leopoldina. W roku 1997 została ona jednak okradziona i sześć portretów, w tym Fryderyka II, uznano za utracone bezpowrotnie. Czyż nie należałoby w tej sytuacji przywrócić do galerii dobrodziejów uczelni, tych, którzy naprawdę nimi byli?

Należeli do nich papieże i królowie, których wizerunki odtworzyć można na podstawie ich znanych portretów. Zamiast tego mamy dziś w Leopoldinie najświeższej daty kopie wizerunków Fryderyka II i pruskich dygnitarzy. A nie mamy w tym najważniejszym dla Uniwersytetu wnętrzu godła Rzeczpospolitej Polskiej, które po ostatniej konserwacji – nie wróciło.


„Omnia per Polonia!”

To we Wrocławiu w 1816 roku powstała pierwsza polska korporacja akademicka, której hasłem było „Omnia per Polonia!”.


W murach wrocławskiego uniwersytetu studiowali Marian Langiewicz, Józef Lompa, Adam Asnyk, Jan Kasprowicz, Wojciech Korfanty, Ignacy Chrzanowski, liczni uczestnicy wszystkich naszych powstań narodowych XIX i XX wieku. Wśród profesorów byli współtwórca współczesnej medycyny Jan Mikulicz-Radecki i wyniesiony do godności rektora filolog Władysław Nehring.

Sensacją akademickich dziejów miasta były następstwa wykładu prof. Rudolfa Westphala, nacjom używającym deklinacji sześcioprzypadkowej przypisującego „przyrodzoną podrzędność”. Polemiczny głos polskich studentów doprowadził do wyzwania jednego z nich na pojedynek. Westphal w ustalonym przez sekundantów miejscu się nie zjawił, więc gazety wydrukowały protokół o jego „obraniu z czci i honoru”, a senat uniwersytetu ogłosił wydalenie ze społeczności akademickiej. Westphal zniknął wtedy jak kamfora, po latach karierę wznowił w Moskwie.

Przez całe stulecia Niemcy we Wrocławiu przeważali, ale obecność w nim Polaków zawsze była znacząca.


Kiedy w 1806 roku miasto otoczyły wojska Napoleona, narodowy skład jego garnizonu przyczynił się do szybkiej kapitulacji.

Dwie piąte stanowili w nim bowiem Polacy, ośmiuset zbiegło do Francuzów, wraz z którymi w zdobytym mieście znaleźli się też ułani Legionów Polskich, przyprowadzający tysiąc jeńców wziętych do niewoli po zwycięskich szarżach pod Szczawnem. W 1807 roku sformowano we Wrocławiu trzy polskie pułki. Wyspami polskości były przedmieścia, Ostrów Tumski (liczni polscy duchowni i niemal zawsze polski biskup pomocniczy), Ołbin z kościołem św. Michała – jednym z największych w mieście i zwanym polskim. Wprawdzie w spisie przeprowadzonym w roku 1910 narodowość polską zadeklarowało ledwie 3% wrocławian, jednak rzeczywista ich liczba mogła wynosić nawet 50 tysięcy. Gwałtownie zaczęło ich ubywać po roku 1918, gdy wrogość otoczenia wzrosła, a granica II RP była blisko. Idylliczny obraz tamtych czasów, ukazywany dziś w niezliczonych wystawach i książkach, mało ma wspólnego z prawdą. W skali poparcia dla NSDAP ówczesny Wrocław ścigał się z Gdańskiem, jako pierwszy dorobił się obozu koncentracyjnego, to w nim powstawały zręby ludobójczego Generalplan Ost. Na Polaków napadano, demolowano siedziby ich organizacji, nawet Konsulat RP. Od 1939 roku miasto wypełniało się przymusowymi robotnikami i więźniami obozów, wśród których Polacy należeli do najliczniejszych. Działał polski ruch oporu, ale – jak w przypadku siatki Olimp – kończyło się to śmiercią jego uczestników.


Wtórna germanizacja Wrocławia

W 1945 roku powszechne było wśród Polaków przekonanie, że za zabitą Warszawę Niemcy zapłacą Wrocławiem, a zwycięskie mocarstwa ziemie do Odry i Nysy uznały za rekompensatę połowy Polski anektowanej przez ZSRS. Miasto, które w 75% było kupą gruzów, jest dziś metropolią bardziej rozległą i ludną niż kiedykolwiek wcześniej. Większość wrocławian mieszka w domach od fundamentów zbudowanych w ostatnim osiemdziesięcioleciu.


Coraz częściej dochodzi jednak do wynaturzeń historycznej narracji i symbolicznej przestrzeni Wrocławia. Według szydzących z polskości pisarek „nazwy miejscowe nadane w roku 1945 są brzydkie i bez polotu”. A prawda jest taka, że trud wybitnego językoznawcy prof. Stanisława Rosponda w ok. 90% polegał na przywracaniu pierwotnego, polskiego brzmienia imion tysięcy wsi i osiedli.

W postaci ledwie zniemczonej wszystkie one przetrwały aż do czasów Hitlera, kiedy powymyślano dla nich całkiem nowe, niemieckie, i które mimo totalitarnych realiów III Rzeszy nie zdołały wejść do pozaoficjalnego użytkowania. Z fasad pałaców zniknęły tablice informujące o ich powojennej odbudowie, podobnie jak płyty upamiętniające liczne filie obozów pracy. Rzadko żądanie ich przywrócenia przynosi skutek taki, jak w przypadku upamiętnienia Emanuela Kani, autora muzyki do „Ballad i romansów” Adama Mickiewicza czy Stefana Kulczyńskiego – polskiego lekarza, cudem ocalonego z łap Gestapo, a potem UB, którego dom służy dziś jako pałac ślubów.


Nawet Rok Józefa Wybickiego nie był we Wrocławiu powodem, by autora naszego hymnu upamiętnić na fasadzie domu, w którym mieszkał i napisał księgę „Życie moje”. Tacy wrocławianie jak Witelon, pierwszy polski uczony rangi światowej, w pamięci miasta niemal nie istnieją. Nie jest jej godny autor tłumaczeń, bez których nie byłoby sporej części nauki renesansu oraz dzieł pionierskich dla okulistyki i optyki? Albo Benedykt Polak, który po wyruszeniu z Wrocławia jako pierwszy Europejczyk dotarł na Daleki Wschód? Było to 25 lat przed wyprawą Marco Polo, o którym ani słowa nie ma w żadnej z azjatyckich kronik, a misję wrocławianina, autora pierwszego słownika języków Wschodu, opisano tam ze szczegółami. Nawet gdy miasto było Europejską Stolicą Kultury, niewiele zrobiono dla promocji jego unikatowych dokonań.

W czasach Marka Grotowskiego i Henryka Tomaszewskiego Wrocław był przecież światowym centrum nowego teatru. Zaraz potem – bastionem walki z komunizmem, w którym setki audycji Radia Solidarność Walcząca emitowano siecią tajnych nadajników rozmieszczonych w każdej dzielnicy. Ilość drukowanej w podziemiu prasy (prawie 500 tytułów!) była większa niż poza granicami naszego kraju w całym sowieckim imperium od Łaby po Kuryle. Tutaj działała Pomarańczowa Alternatywa.


Czy to nie większy powód do chwały od stworzonej w Pałacu Fryderyka II apoteozy Hohenzollernów, gloryfikującej nawet złodzieja polskich koron królewskich, który kazał je przetopić na polskie monety?

Na bramy mostu w roku 1945 zniszczonego tak dalece, że nie runął tylko dzięki pryzmie opartych o dno Odry barek, po 80 latach mają wrócić godła Prus, Rzeszy Niemieckiej i niemieckojęzyczny napis wyrażający cześć dla Wilhelma II. Był most tego samego imienia w Berlinie, ale i tam je zmieniono, czci tej kanalii nadal oddawać tam nikt nie zamierza. A we Wrocławiu mamy takich, co starają się być bardziej niemieccy od samych Niemców.

Już powrót nazwy Hala Stulecia był pluciem w twarz każdemu, komu bliska jest polska niepodległość. Bo w nazwie tej przecież chodzi o pruski triumf pod Lipskiem przypieczętowujący kres Księstwa Warszawskiego, zakuwający Polskę w kajdany niewoli. Teraz kolejna dominanta Wrocławia cześć ma oddawać katom dzieci wrześnieńskich, wodzowi armii, która wojnę w Polsce zaczęła od spalenia Kalisza.



Autor: Artur Adamski
Źródło: Tygodnik Solidarność nr 32 / 12 sierpnia
Data: 12.08.2025 18:00






2015 r.:




tysol.pl/a145022-natalia-nitek-plazynska-co-lato-w-gdansku-wylewa-sie-nazistowskie-szambo

tysol.pl/a144975-germanizacja-i-odpolszczanie-wroclawia



13 8