— Tak. I nie tylko. To są — nie bójmy się tak ich nazwać — światowi władcy. Globalne elity. Oligarchia światowej finansjery. To nie jest jakaś tam operetka złoczyńców, ludzi, którzy próbują za wszelką cenę wypełnić swoje własne kieszenie. Oni uważają, że ponoszą odpowiedzialność za zarządzanie światem, że trzeba wszystko zorganizować najbardziej efektywnie i skutecznie — z ich punktu widzenia. Jako człowiek, który pracował w systemie finansowym, zaświadczam Wam, że decyzje podejmowane są tam, a rządy zachodnich demokracji tylko korzystają z tych rozwiązań.
Serwis Gazeta.ru
28 lipca 2015 | Wywiady Publicystyka
Konstantin Małofiejew o deprawacji kapitalizmu, nieoprocentowanych kredytach i nowej monarchii w Rosji.
Konstantin
Malofeev
(ur.
3 lipca 1974, Puszczino, moskiewski obwód) — rosyjski menedżer i
przedsiębiorca, Prezes Zarządu
"Konstantynopol", założyciel Fundacji Charytatywnej św. Bazylego
Wielkiego, szef Rady Powierniczej ANOO "Kolegium św. Bazylego
Wielkiego", założonej przez niego w 2007 roku, członek
Komisji patriarchalnej ds. rodziny i ochrony macierzyństwa, członek Rady
Powierniczej partnerstwa niekomercyjnego "Liga Bezpiecznego
Internetu".
— Kto to jest Konstantin Małofiejew?
— Jestem
filantropem. W szerokim znaczeniu tego słowa. Zajmuję się działalnością
charytatywną. W pewnym momencie zrozumiałem, że lobbing odpowiednich przepisów,
które zmieniają klimat moralny w społeczeństwie, przyniesie znacznie większy
efekt, jeśli te wysiłki dołączone będą choćby do tego, aby objechać sto domów
dziecka.
— A ci ludzie, którzy mówią "po prostu
zmieńmy świat wokół siebie — i wszystko zmieni się na lepsze", nie są w
porządku?
— Absolutnie
mają rację jeśli jest to jedyna rzecz, którą mogą zrobić. Ale jeśli mówimy o
wpływowych ludziach, nie wystarczy po prostu przekazać milion dolarów. Poziom relacji
takich ludzi pozwala znacznie szybciej zmieniać świat, w tym przypadku, gdyby
poświęcali swój czas, swoje duchowe siły, a nie pieniądze.
— A jak działa Pański Fundusz Charytatywny św.
Bazylego Wielkiego?
— Tworzymy
sieć formalnych i nieformalnych struktur. Ja, na przykład, jestem członkiem
Komisji patriarchalnej do Spraw Rodziny. Bierzemy udział w grupach roboczych
Komisji do Spraw Rodziny Dumy Państwowej. To lobbing na rzecz prawa do ochrony
moralności i ochrony dzieci przed szkodliwymi informacjami. Co do naszej
działalności międzynarodowej, to tutaj zawsze jesteśmy w kontakcie z
wyspecjalizowanymi agencjami i międzynarodowym komitetem Dumy państwowej, oraz
z oficjalnymi dyplomatami. Jeśli dostarczamy pomoc humanitarną, np. na Ukrainę,
to we współpracy z Ministerstwem Sytuacji Nadzwyczajnych. Jednak, co
najważniejsze — jest to bezpośrednia obecność w krajach, w których działamy
razem ze swoimi rówieśnikami. Do tego potrzebni są ludzie, którzy się tym
zajmują, bo krajów jest dość dużo.
— Kogo u władzy można uznać za waszą bratnią
duszę? Władimira Jakunina?
—
Oczywiście. W jego fundacji Andrzeja Pierwszego jest podobny do naszego program
wspierania macierzyństwa. W ramach tej działalności, na przykład, we wrześniu
ubiegłego roku wspólnie przeprowadziliśmy Światowy Kongres Rodzin na Kremlu.
Zaś na tę Wielkanoc — zorganizowaliśmy po raz pierwszy w historii transport
Świętego ognia z Jerozolimy do Serbii.
— Kto Wam
jeszcze pomaga?
— W funduszu
jest Rada Nadzorcza — do niej wchodzą tacy ludzie, jak reżyser Nikita
Michałkow, pomocnik prezydenta Igor Szczegolew, archimandryta Tichon.
— Wiemy, że spotkał się Pan z Putinem.
Dyskutowaliście z nim działalności Waszej fundacji?
— Władimir
Władimirowicz ma zbyt wiele innych ważnych zadań, aby mieć czas na omawianie
działalności fundacji Świętego Bazylego Wielkiego.
— Putin spotkał się też z Pana partnerem
biznesowym, francuskim biznesmenem Philippe de Villiers, z którym macie zamiar
zbudować zabytkowy park na Krymie. Jak udało się zorganizować to spotkanie?
— Władimir
Władimirowicz chciał się spotkać z Philippe de Villiers a Philippe de Villiers
było miło spotkać się z Władimirem Władymirowiczem.
— Jak Putin dowiedział się o waszym
projekcie?
De Villiers
stworzył we Francji największy na świecie park historyczny. Projekt na Krymie
jest realizowany również na bardzo na dużą skalę. Poza krymskim parkiem z
Philippe de Villiers planujemy zrealizować podobny projekt w podmoskiewskim
Puszczino. Mój francuski partner bardzo lubi Rosję i w środku wojny na sankcje
postanowił w nasz kraj inwestować. Prawdopodobnie to zainteresowało prezydenta.
— Jaki jest cel zmian, które promujecie?
— Świat
oparty na tradycyjnych wartościach. My, niestety, żyjemy dziś w świecie innym —
rewolucyjnym, аnty—tradycyjnym. Poza normami, poza tradycją, mam na myśli to, co
daje nam chrześcijański światopogląd. Musimy duchowo, a następnie na poziomie
kulturalnym i społecznym pozbyć się materialistycznych, sztucznych nauk XX
wieku, do których zaliczam marksizm, faszyzm i liberalizm.
— Jaki procent ludności rosyjskiej, zgodnie z
Waszymi odczuciami, jest na tak ostrym zakręcie?
— W Rosji
jest to 85% — tych, którzy głosują na Putina, i tych, którzy nazywają siebie
prawosławnymi. Tak wynika z sondaży społecznych. Zapewne te dwie grupy się nie
pokrywają się, ale w każdym przypadku jest to zdecydowana większość.
— Istnieje
opinia, że takie nastroje podtrzymuje "ciemna", pasywna część
ludności, podczas gdy kreatywni ludzie skupiają się w przeciwnym obozie, gdzie
uważa się, że postęp jest związany z trwałym odejściem od tradycji...
— Tak więc,
przed Wami człowiek, który jest wybitnym przedstawicielem tych ciemnych,
uciskanych mas.
— Kim są, Pana zdaniem, rosyjscy liberałowie?
— To swego rodzaju cywilizacyjny podział:
jesteś za Rosją z własną drogą i własną misją na tym świecie, lub uważasz, że
Rosja jest częścią globalnego świata zachodniego, a tam jest prowincją, kolonią,
czy czymś jeszcze gorszym. Pamiętam, jak leciałem na Petersburskie forum
gospodarcze z jednym wpływowym urzędnikiem, który był ideologiem zachodu w
Rosji. Z nim wszedłem w spór. Powiedziałem mu: no dobrze, kim jesteśmy — jasne.
Obrońcy, imperium, ciemnoty, "starego mistycyzmu". Do czego
wszystkich zachęcam, to jasne. A w co Wy wierzycie? Jaka powinna być Rosja? I
on odpowiedział, że Rosja musi "starać się zająć godne miejsce w procesie
światowej globalizacji". Ja od razu spytałem: pierwsze miejsce? On mówi:
nie, pierwsze już zajęte. Godne. I przy tym nie trzymać się archaicznych pojęć
suwerenności. To wszystko, nic więcej nie powiedział. Tak oto, jest przepaść w
poglądach pomiędzy nami a ludźmi, rozważającymi w podobny sposób. Dla nas te
pojęcia, które dla nich są archaiczne i stały się przestarzałe, jak pojęcie
suwerenności i pojęcie narodu rosyjskiego, są świętymi.
— Co sprawia, że uważacie, że Rosja będzie przestrzegać
"tradycyjnych" norm?
— Decyzja
Putina, aby przyłączyć Krym jest trudna do przecenienia. Do tego czasu
traciliśmy, cofaliśmy się. Oczywiście, pod rządami Putina, proces ten jest w
fazie zastoju. Jednak niepewność co do przyszłości pozostała. Decyzja o Krymie,
w moim przekonaniu, była wyborem na rzecz własnych interesów. To stało się
oczywiste dla nas, jednak nasi zagraniczni partnerzy, usztywnili swoje
stanowiska za Stanami Zjednoczonymi — nazwijmy rzeczy po imieniu — które są globalnym
hegemonem przez ostatnie ćwierć wieku. Rzuciliśmy wyzwanie, na co zdecydowały
się władze Rosji — jest to bardzo ważny krok dla narodu rosyjskiego. Cała nasza
historia pokazuje, że możemy skutecznie rozwijać się tylko w stanie ciężkich
doświadczeń.
— Nie chcę Pana zdenerwować, ale myślę, że
gdybyśmy poszli do centrum Moskwy i zrobili wywiad wśród przechodniów, to
większość woli po prostu spokojny "europejski" byt, a nie stan stałej
walki...
— Zależy,
jak zadać pytanie. Jeśli, na przykład, pytamy: "czy uważasz, że Rosja może
w jakichkolwiek warunkach zwrócić Krym?" — mamy 89%, które mówią: w
żadnych.
— Wiemy, że wspieracie powrót monarchii w
Rosji. Projekt wygląda raczej utopijne, czyż nie?
— W Rosji
wszystko jest możliwe. Dziś do kościoła przychodzi w niedzielę 5% populacji.
Gdy będzie 30%, a najlepiej — 50% pytanie o monarchię pojawi się samoczynnie. Dzisiaj
jego po prostu postawić nie ma komu. Ale trend rozwija się właśnie w tym
kierunku. W dwadzieścia lat w kraju zbudowano lub przebudowano 25 tys. świątyń
i 800 klasztorów. Nigdzie na świecie w całej historii tego nie było. W
sondażach, 29% respondentów nie wyklucza w Rosji przywrócenia monarchii. Na
początku lat dziewięćdziesiątych liczba ta była o połowę mniejsza.
— W centrum Waszego programu społecznego leży
wspieranie wielodzietnych rodzin – jak można w znaczący sposób zwiększyć
wskaźnik urodzeń w Rosji?
— W naszej
fundacji jest program "Obszar dobra", gdzie 70 regionów złożyło
wnioski o dopuszczenie do udziału. Jest to konkurs projektów społecznych,
poświęconych wsparciu rodzin wielodzietnych. Tak, staramy się przenieść
najlepsze praktyki z regionu do regionu, przekazywać „know-how”. Najlepszym w
tym sensie ja bym nazwał region Biełogorodzki. Na przykład, u nich już od dziesięciu
lat buduje się domy własnościowe wielomieszkaniowe. Jak mówi miejscowy
gubernator Sawczenko, "w niewoli nawet zwierzęta nie rozmnażają się".
Jeśli mieszkasz w zwykłym mieszkaniu, o jakiej wielodzietności może być mowa?
Sawczenko rozdaje ziemię pod budowę za jakieś tam symboliczne pieniądze, i na
tym placu muszą zbudować dom w ciągu trzech lat.
— Istnieje
opinia, że w rodzinie wielodzietnej kobieta nie może się zrealizować. Jest to
pewien rodzaj życia, który nie wszystkim się spodoba.
—
Przeprowadźcie ankietę: czy dużo jest szczęśliwych kobiet, które zrobiły
karierę? Kiedy Bóg dał przykazanie, Adamowi i Ewie, powiedział Adamowi aby
zarabiał na chleb w pocie czoła, a kobiecie — aby w bólach rodziła swoje
dzieci. Każda kobieta jest zbawiona poprzez macierzyństwo. Wiele jest jej odpuszczone
w związku z wielorództwem. Dzieci są jej przepustką do królestwa niebieskiego.
Feministki niby walczą o prawa kobiet, ale, niszcząc instytucję małżeństwa, w
rzeczywistości zmieniają życie kobiety w zaspokajanie żądzy mężczyzn. W tradycyjnym
społeczeństwie dostęp do ciała kobiety jest możliwy tylko poprzez małżeństwo.
Feminizm sam głosi "wolne związki". W rezultacie mężczyzna zamiast się
ożenić, ma mnóstwo funkcji poza małżeństwem, a biedna kobieta, która teraz
stara się wyjść za mąż, nie może powiedzieć: jeśli ożenisz się, to wszystko
będzie dobrze. Stąd wysoki odsetek rozwodów. Gdyby nie było związków
pozamałżeńskich, mało kto byłby po rozwodzie.
— Jak widzi Pan optymalny model społeczny? Mówi
Pan, że w Rosji, w porównaniu z Zachodem, jest moralnie zdrowsze społeczeństwo,
ale czy może być moralnym społeczeństwo, w którym jest tak wielka nierówność?
— Tak, mamy
z tym kompletny bałagan. To bardzo ważny aspekt dobroczynności, którym powinien
zajmować się każdy bogaty człowiek — tak czy inaczej zwracać społeczeństwu zarobione
pieniądze.
— Jak działalność charytatywna może
zrekompensować braki w porządku społecznym?
— W pełni.
Weźmy dwóch ludzi utalentowanych: jeden z nich to przedsiębiorca, a drugi —
pisarz. To dwa różne talenty, ale przedsiębiorca zarabia tysiąc razy więcej, bo
on zajmuje się tylko tym, co pomnaża pieniądze. Czyli pieniądze to nie
uniwersalny odpowiednik. To specjalny przewód, którym należy udać się do
skarbnicy, gdzie były one jemu dane. Przedsiębiorcami nie mogą być wszyscy. To
pewnego rodzaju powołanie, ale każdy, kto stał się przedsiębiorcą musi
pamiętać, że pieniądze dał mu Bóg, nie po to aby okleić nimi ściany w łazience
lub umieszczać na koncie. Otrzymał je, aby dać np. temu utalentowanemu
pisarzowi.
— Nie wolno ingerować w działalność
charytatywną?
— Kiedy
zaczynasz tracić na różnego rodzaju imprezy charytatywne 50% czasu pracy, to
pojawia się pytanie: jestem biznesmenem czy filantropem? W pewnym momencie
zdałem sobie sprawę, że staję się szkodliwy dla własnego biznesu, ponieważ
społeczna działalność zaczyna przeważać nad komercyjną. Dlatego postanowiłem
moimi aktywami zajmować się muszą profesjonalni zarządcy, a sam skupiłem się na
kilku projektach – kwestią arbitralną jest, czy nazwiemy je komercyjnymi.
— Jaki jest Pana stosunek do poglądu, że
kapitalizm jest źródłem problemów w społeczeństwie, w którym próbuje się z nim
walczyć?
— Kapitalizm
jako władza kapitału, jako ciągłe dążenie do coraz większych pieniędzy, oczywiście,
jest błędem z punktu widzenia chrześcijańskiego. Ale chciałbym oddzielić rynek
finansowy od realnej gospodarki. Wartość globalnego rynku kontraktów terminowych
i innych papierów wartościowych jest do dziesięciu razy większa niż wartość realnej
gospodarki świata. Ludzie, na tym zarabiają duże pieniądze tak jak na sztucznie
pompowanym rynku nieruchomości na Lazurowym Wybrzeżu oraz w Londynie. Oni są
pasożytami na ciele normalnej gospodarki. Sam takim finansistą byłem. Dobrze
wiem, o co chodzi. To wydmuszka, sprzedaż powietrza.
— A co z tym zrobić?
— Należy po
prostu to znieść. To do niczego nie jest potrzebne. Arabowie jakoś mogą żyć bez
pożyczania na procent. Wszystko to zaczyna się od pasożytnictwa z procentów w
bankach. Chrześcijanom nie wolno pożyczać pieniędzy na procent. Jak tylko
został odwołany ten zakaz w XVI—XVII wieku (pod wpływem zarówno judaizmu,
zdaniem Zumbarta, czy protestantyzmu, według Webera) — rozpoczęła się ofensywa
kapitalizmu. Dzisiaj, trzeba bez przesady stwierdzić, że świat jest rządzony
przez banki. System bankowy jest narzędziem globalnego zarządzania, które
przenika wszystkie aspekty naszego życia. Banki wszystko kontrolują i zarabiają
na procentach z powietrza. Czy wie Pan, dlaczego Kościołowi zakazano pożyczania
na procent? Jest to grzech bluźnierstwa. Co sprzedaję osobie, która daje
pieniądze dzisiaj na kredyt? Czas, który należy do Boga.
— Konieczne jest odejście od kredytów?
— Trzeba
zrezygnować z pobierania od nich procentów. Banki nie muszą zarabiać na
odsetkach. Arabskie banki działają bez procentu, jak banki finansowania
projektu. Biorą one udział w ryzyku. Jeśli projekt się udaje, zarabiają.
— A jako osoba prywatna?
— Jeśli jest
to przydatne dla społeczeństwa, dla tworzenia np. dużej rodziny, to powinno się
otrzymać od państwa całkowicie bezpłatny kredyt hipoteczny. Z punktu widzenia
państwa ważniejsza jest kobieta, która urodziła czworo dzieci, niż aby to
działało poprzez spłacanie kredytu.
— Czyli nadal nie chcecie zarabiać na błędnym
kapitalizmie?
— I w
zasadzie nie inwestuję w oprocentowane instrumenty dłużne. Tylko w akcje, czyli
udziały w firmach.
— Wiele uwagi poświęcił Pan na rzecz budowania więzi z
konserwatywnymi elitami innych krajów. Jak te elity na Zachodzie dziś
postrzegają Rosję?
— Na
początek należy wyjaśnić, jak funkcjonuje współczesny świat. Spójrzmy na to, co
jest obecnie na Ukrainie i co podobnie funkcjonuje na całym świecie.
Oligarchiczne rodziny czy klany. To oni podejmują kluczowe decyzje. To nie jest
teoria spiskowa, to jest życie...
— Rothschildowie, Rockefellerowie...
— Tak. I nie
tylko. To są — nie bójmy się tak ich nazwać — światowi władcy. Globalne elity.
Oligarchia światowej finansjery. To nie jest jakaś tam operetka złoczyńców, ludzi,
którzy próbują za wszelką cenę wypełnić swoje własne kieszenie. Oni uważają, że
ponoszą odpowiedzialność za zarządzanie światem, że trzeba wszystko
zorganizować najbardziej efektywnie i skutecznie — z ich punktu widzenia. Jako
człowiek, który pracował w systemie finansowym, zaświadczam Wam, że decyzje
podejmowane są tam, a rządy zachodnich demokracji tylko korzystają z tych
rozwiązań.
— Na jakim przykładzie można to przedstawić?
— Na
przykład paradygmat związany z ograniczeniem płodności. W 1972 roku amerykański
naukowiec Meadows zrobił raport dla klubu Rzymskiego, którego istota
sprowadzała się do następującego wniosku: jeśli liczba ludności będzie rosnąć w
dotychczasowym tempie, doprowadzi to do deficytu zasobów naturalnych. Tak
doszli do konieczności powszechnego zapobiegania tworzenia się rodzin
wielodzietnych, przynajmniej na Zachodzie. Rozpoczęła się erozja moralności
chrześcijańskiej, ponieważ chrześcijaństwo nie zezwala na aborcję,
przedmałżeński seks i negatywnie odnosi się do homoseksualizmu. Pojawiła się nowa
życiowa moda: zakładanie rodziny, gdy ludzie będą mieli po 30—40 lat. To jest,
gdy szanse na urodzenie dziecka, a tym bardziej wielu dzieci, są minimalne.
— Zdaje Pan sobie sprawę, że wszystko to jest
nazywane "teorią spiskową"? Jakie są możliwości wdrożenia takich decyzji
na poziomie globalnym?
— Wystarczy
spojrzeć do publicznych materiałów, które omówiono w latach siedemdziesiątych w
Grupie Bilderberg (https://pl.wikipedia.org/wiki/Grupa_Bilderberg)
w Trójstronnej Komisji czy Klubie Rzymskim. Potem zauważymy, że podejmowano już
je w latach osiemdziesiątych w formie decyzji rządów i ONZ. To przykład bardzo
globalnego rozwiązania oligarchicznych klanów, które miały wpływ na całą
ludność planety.
— Jak się odnoszą te same grupy oligarchiczne
do Rosji?
— Weźmy jako
przykład Stany Zjednoczone, zdominowane obecnie przez neokonserwatystów, tzw.
neokony. Ten ruch intelektualny dominuje wśród amerykańskiej elity politycznej.
Jednakże, w Stanach Zjednoczonych są też inne grupy. Na przykład poważną siłę
stanowi chrześcijańskie lobby konserwatywne, które chce wrócić do starych
dobrych amerykańskich lat pięćdziesiątych. Pamiętają Amerykę, w której
funkcjonowała moralność bez eksperymentów dotyczących planowania rodziny. Ci
ludzie rozumieją, że antyrosyjska propaganda pochodzi z tego samego źródła, co
propaganda przeciwko tradycyjnym wartościom w Ameryce. Tworzymy z nimi relacje
oparte na prorodzinnym ruchu. W Europie również zintensyfikowane są podziały
między zorientowanych narodowo grupami i "globalistami". Członkowie
UE są coraz bliżej utraty suwerenności na rzecz niektórych ponadnarodowych
organów i części krajowych elit, a w konsekwencji coraz bardziej skłonni do odrzucenia
założenia, że decyzje w sprawie Republiki Czeskiej i Hiszpanii podejmowane są
poza tymi krajami i nie na ich korzyść. Ci, którzy chcieli się stać Niemcami
zobaczyli,że Niemcami się nie stali. Teraz nie mają ani lira, ani drachmy, ani
peseta, a bezrobocie na poziomie — 30%, stałą emigrację oraz niszczenie
tradycyjnych wartości, rodziny i Kościoła… Dlatego widzimy rosnącą popularność
sił politycznych, które dzisiaj, chcą wycofać się z Unii Europejskiej. Nie
tylko partie prawicowe, ale i lewicowe, jak w Grecji. To protest społeczny z narodowymi
podtekstami – np. sama "Syriza" doszła do władzy na antyeuropejskich
i antyniemieckich hasłach.
— Mówią żeście się przyczynili w dojściu do
władzy w Grecji sił prorosyjskich...
— Moje
kontakty z europejskimi politykami mają charakter tylko społeczny i religijny. Proszę
zauważyć, że moje udokumentowane związki z Grecją powstały na bazie moich
pielgrzymek na górę Athos. Jeśli niektóre z tych osób, z którymi się spotkałem,
potem trafiają do rządu, to po prostu zbieg okoliczności. Grecy to nasi
prawosławni bracia, ich los mnie osobiście obchodzi, tak samo jak los Bułgarów
czy Serbów.
— A ci ludzie, z kolei czy czegoś oczekują od
Rosji?
— Tak. Wszyscy nasi rozmówcy oczekują od nas, że
staniemy się tym państwem, które będzie otwarcie bronić wartości
chrześcijańskich. Bo nie ma innej siły, która dziś by to zrobiła. Tylko Watykan
reaguje na prześladowania chrześcijan, ale dziś ma mało realnego wpływu...
Jesteśmy jedynym wielkim mocarstwem, w którym prezydent nie wstydzi się mówić o
swoich prawosławnych, chrześcijańskich przekonaniach. Rosja w tym aspekcie jest
jedyną nadzieją dla dwóch miliardów chrześcijan w świecie.
Wersja oryginalna wywiadu ukazała się na stronie:
http://www.gazeta.ru/business/2015/04/27/6658513.shtml
http://konserwatyzm.pl/artykul/13124/w-rosji-wszystko-jest-mozliwe