Znowu Historia Skarszew... polecam samodzielnie odkryć rebusy w tekście.
przedruki
Dziennik Bałtycki...
Pomorze: Madonna, co Polaków nie lubi, czyli o przedmiotach ze złą energią i klątwach
Grażyna Antoniewicz
Strach jest uczuciem, który towarzyszy nam od zawsze. Czasami po prostu jak dzieci lubimy się bać. I pewnie dlatego krąży tak wiele mrocznych legend i opowieści. Czy na Pomorzu spotkamy przedmioty o złej energii lub takie, na których ciąży klątwa? Historycy oficjalnie tych opowieści nie potwierdzają. Z uśmiechem traktują je jako legendy. Legendy niekiedy bardzo piękne.
Nawet dzwony nie biły
Jak wieść gminna niesie, klątwę nałożono na nagrobek gdańskich burmistrzów Leszkowa i Hechta, zamordowanych przez Krzyżaków w kwietniu 1411 roku. Do zbrodni doszło gdyż władze Gdańska obstawały przy zwierzchności Polski nawet na początku 1411 roku, gdy - w wyniku zawarcia pokoju toruńskiego - miasto miało wrócić pod władzę Krzyżaków. Chcąc wymusić posłuszeństwo gdańszczan Krzyżacy nałożyli na miasto ogromny podatek: by go wyegzekwować, gdański komtur zablokował wejście do portu. 6 kwietnia burmistrzowie Konrad Leczkow (Letzkau) i Arnold Hecht oraz rajca Bartłomiej Gross udali się do zamku krzyżackiego w Gdańsku na ucztę, aby wynegocjować warunki ewentualnego porozumienia.
Oczywiście, legenda i literatura dorobiła szczegółowy przebieg uczty, kłótni i następujących po niej tragicznych wydarzeń. Ale co faktycznie wydarzyło się po przekroczeniu przez gdańską delegację bramy zamku - tak naprawdę nie wiadomo. Tak, czy inaczej burmistrzowie i rajca nie opuścili już zamku żywi. Widać w tym niewątpliwie rękę komtura von Plauena młodszego.
Rajca Bartłomiej Gross spoczął w rodzinnym grobie, natomiast obaj burmistrzowie zostali pochowani w Bazylice Mariackiej. Historyczne źródła podają, że pogrzeb odbył się w zupełnej ciszy, bez dzwonów. Miał to być znak trwogi, jaka ogarnęła miasto. Na płycie nagrobnej umieszczono łaciński napis: Hicjacent Honorabiles Viri Conradus Letzkau et Arnoldus Heket, Proconsules Civitatis Dantzke, qui obierunt Feria Secunda post Festum Palmarum, Anno Domini 1411 (Tu leżą czcigodni mężowie Konrad Letzkau i Arnold Heket, burmistrzowie miasta Gdańska, którzy zginęli w poniedziałek po Niedzieli Palmowej, roku Pańskiego 1411). "Orate pro eis" - więc się za nich pomódlmy jak kto umie. Płytę, choć zniszczoną francuskim pociskiem w XIX wieku, oglądać możemy w kościele Mariackim do dziś.
Czy jesteśmy przesądni? Czego boi się Pomorzanin?
- Podobno lud przeklął każdego, kto ośmieli się naruszyć spokój zmarłych męczenników i ruszyć płytę - opowiada Beata Sztyber, historyk sztuki. - To jak klątwa faraona. Spokoju zmarłych nie zakłócił dotąd nikt, tak silna jest obawa przed ową klątwą. Podobno, lepiej jest nawet nie stąpać po nagrobku.
Odbudują wbrew przepowiedni
Także Malbork ma niezwykłą legendę dotyczącą klątwy. Na Zamku Wysokim we wnęce wschodniej elewacji kościoła Najświętszej Matki Boskiej, znajdowała się ogromna, wysoka na osiem metrów figura Matki Boskiej z Dzieciątkiem na ręku, wykonana ze stiuku. Postać pokryta była mozaiką, którą wykonali mistrzowie z Wenecji i - gdy odbijały się od niej promienie słoneczne - świeciła wszystkimi kolorami tęczy.
- Figura powstała w 1340 roku i od początku była symbolem Zakonu Najświętszej Marii Panny oraz miasta Malborka - opowiada przewodnik i pomysłodawca odbudowy figury Piotr Topolski.
Stara przepowiednia, głosiła, że tak długo, jak długo figura stoi, na tych ziemiach panował będzie język niemiecki, a tereny te pozostaną pod niemiecką kontrolą. Przepowiednia wypełniła się pod koniec drugiej wojny światowej, kiedy to zawaliła się wieża Zamku Wysokiego, a amunicja tam złożona eksplodowała uszkadzając figurę i... skończyło się panowanie niemieckie.
Przed pięcioma laty przewodnicy malborscy założyli stowarzyszenie Mater Dei, które stara się doprowadzić do odbudowania figury, co ma kosztować około miliona złotych. Jak na razie w jej miejscu umieszczono banner i... nic złego się nie zdarzyło.
[odbudowa zakończyła się w 2016 roku - MS]
Klątwa na Gdańsk
Klątwa spocząć może nie tylko na konkretnym przedmiocie, ale także całym mieście. Na Gdańsk przed wiekami nałożył ją sam papież. A tłem tej historii jest wątek miłosny, niczym z "Romea i Julii".
Mimo nienawiści rodów i różnicy wieku między Anną a Maurycym zrodziła się miłość. Zakochani spotykali się w Kościele Najświętszej Marii Panny, gdzie od 25 lat wisiał słynny tryptyk "Sąd ostateczny" - zrabowany przez gdańskiego kapra Pawła Benke. Randki były potajemne - z powodu waśni między Ferberami a Pilemanami. Maurycy szybko oświadczył się dziewczynie. A Anna, choć z pewnymi oporami, wyraziła zgodę.
Zakochany Maurycy przyznał się ojcu do potajemnych zaręczyn. Burmistrz Jan Feber udał się na ulicę Szeroką, do kantoru złotniczego ojca Anny - prosząc o jej rękę dla syna. Otrzymał ostrą odmowę. Gdy Mateusz Pilemann wrócił do domu wybuchła awantura. Anna przyznała się, do zaręczyn. Rodzice bojąc się, że Maurycy może ją wykraść zamknęli pannę w domu. Anna nie wychodziła, nawet do kościoła posyłano ją się pod strażą rodziny. Dziewczę pod kluczem, a narzeczony szaleje. Rozpoczęły się procesy cywilne i kościelne. Ferberowie żądali wydania Anny. Narzeczony napisał skargę do sądu papieskiego w Rzymie. Papież zlecił zbadanie sprawy arcybiskupowi Mediolanu, który zażądał aby zainteresowani stawili się na sąd. Rodziny Plemannów nie zjawiała się jednak! W efekcie papież rzucił więc klątwę na cały Gdańsk. Jest rok 1500, w mieście przestano odprawiać nabożeństwa, zamknięto kościoły, zamilkły dzwony. Mieszkańcy zaczynają protestować. W obawie przed rozruchami Rada Miasta... unieważniła klątwę papieską i nakazała księżom odprawianie nabożeństw.
Przyznaję, nie wiem czy klątwa została cofnięta.
A co z zakochaną parą? Nigdy się już nie spotkali. Ona wyszła za innego, on został biskupem.
Chrystus mrugający
I na koniec, usłyszana od profesora Jerzego Sampa legenda o franciszkaninie ojcu Laurentym, który przed wiekami wyrzeźbił Chrystusa na krzyżu (było to ponoć w 1500 roku). Tłumy biegły do kościoła św. Trójcy w Gdańsku na Starym Przedmieściu, aby podziwiać niezwykłe dzieło. Podobno przenikliwe, wręcz zatrważające spojrzenie ukrzyżowanego, przed którym nie sposób było uciec ani znaleźć schronienia, powalało na kolana nawet zatwardziałych grzeszników. Powtarzano, że gdy brzemienna kobieta spojrzy figurze w twarz, urodzi dziecko o okropnym obliczu. W efekcie ojciec Laurenty przemalował oblicze Chrystusa i "zamknął" mu oczy. Legenda mówi o co najmniej dwóch przypadkach, gdy figura je otworzyła. Pierwszy raz było to przed wojną ze Szwedami, drugi w okresie wojen napoleońskich. Jak było w 1939 - nie wiadomo.
Klątwa może dotknąć nie tylko pojedyńczego człowieka, co jest nieposłuszny niemieckim planom, ale także większą grupę ludzi - całe miasto, a nawet - kto wie - może cały kraj!
Malbork. Madonna wróciła na swoje miejsce w zamku pięć lat temu. Monumentalny posąg znów króluje nad miastem
Anna Szade
15-tonowa figura Madonny zburzona w 1945 r. wróciła na miejsce i objawiła się światu wieczorem 16 kwietnia 2016 r. Posąg Najświętszej Maryi Panny, patronki Malborka, znów olśniewa swoim niezwykłym blaskiem.
Efekty działań konserwatorów można podziwiać od pięciu lat. Były możliwe dzięki pozyskanym przez Muzeum Zamkowe w Malborku 19 mln zł z Europejskiego Obszaru Gospodarczego, czyli z funduszy Islandii, Liechtensteinu i Norwegii (85 proc. dofinansowania) oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego (15 proc.). Dzięki temu udało się wyremontować wnętrze zniszczonego na początku 1945 r. kościoła Najświętszej Marii Panny oraz odbudować około 8-metrową figurę Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Prace odbyły się też na wieży głównej zamku oraz w Wieży Kleszej i Domku Dzwonnika.
Samo odtworzenie monumentalnej Madonny pochłonęło ok. 1,4 mln zł, z czego 240 tys. zł przekazała Fundacja Mater Dei. Ten wkład wystarczył na zrekonstruowanie oryginalnych elementów figury, czyli tego, czego nie widać z zewnątrz. To, co podziwiamy od kwietnia 2016 r., to ponad 300 tys. elementów mozaiki. I to ona sprawia, że postać jest wyjątkowa w skali świata. Szklane kostki użyte do jego obłożenia sprowadzone zostały z Wenecji, natomiast elementy pokryte złotem wykonane zostały w Gdańsku.
Ale figura Najświętszej Marii Panny to nie tylko ważący ok. 15 ton posąg pokryty barwną mozaiką. To nie tylko dzieło rekonstruktorów z Monument Service, którzy wykonali benedyktyńską pracę. Gdy po 71 latach posąg wracał na swoje miejsce, był także świadectwem współpracy wielu środowisk. To dzięki temu miasto znów ma swój symbol i patronkę.
Mater Dei, dzięki żmudnej pracy, osiągnęła swój cel i spełniła marzenia, które w 2007 r., gdy powstawała malborska fundacja, wydawały się odległe i wręcz nierealne. Dużą rolę w tym dziele odegrali przewodnicy, którzy przez lata cierpliwie opowiadali o idei odbudowy figury kolejnym osobom, które zwiedzały Muzeum Zamkowe.
- To znaczący udział w postaci dotarcia do umysłów milionów turystów oraz propagowania zbiórki funduszy i sprzedaży cegiełek - podkreślają przedstawiciele Fundacji Mater Dei. - Swój wkład mają również przedstawiciele lokalnych władz, instytucji publicznych, Kościoła, przedsiębiorcy, a także pracownicy Muzeum Zamkowego, Malborskiego Centrum Kultury i Edukacji, przedstawiciele mediów i wiele, wiele innych osób.
„Na gruzach pruskiej buty”, czyli zamek 75 lat temu
Madonny nie było, gdy w kwietniu 1946 r. wojewódzki wydział kultury i sztuki zorganizował zjazd referentów kultury i sztuki z całego regionu właśnie w Malborku. Uczestnicy bardzo to przeżywali.
- Dano nam bowiem w ten sposób wszystkim możność obejrzenia kolebki prusactwa i okazji do chwili skupienia nad gruzami przybytku germańskiej kultury, gdzie teraz kultura polska ma się rozrosnąć i rozprzestrzenić – czytamy w relacji z tego wydarzenia w „Dzienniku Bałtyckim” z 28 kwietnia 1946 r.
Jak tamtą rzeczywistość widziano 75 lat temu?
Imponująco i przytłaczająco wyrasta zamek nad brzegiem wolno płynącego Nogatu. W masie spiętrzonych murów i dachów, w tej olbrzymiej górze cegieł potężniało krzyżactwo i żelazną, drapieżną rękę wyciągało po ziemie okoliczne. A teraz pokonany potwór roni gruz tysiącem szerokich nieuleczalnych ran – czytamy w tekście z „DB” pt. „Na gruzach pruskiej buty”.
Uczestnicy tej konferencji zwiedzali zamek. To, co widzieli, mogło robić wrażenie.
- Spod częściowo już uprzątniętych gruzów wyłaniają kształty surowego, ale nierzadko pięknego gotyku. Wszystko jest „strasznie” wielkie i „strasznie” imponujące, ale straszyć naprawdę mogą tu już tylko upiory… - relacjonuje autor na łamach gazety.
Być może gdzieś tam podczas wycieczki panie i panowie z wydziałów kultury widzieli również roztrzaskaną Madonnę. I choć wciąż czuć było majestat budowli, to jednak przede wszystkim widać było zniszczenia, które kilkanaście miesięcy od zakończenia walk wciąż robiły wrażenie.
- Jednak zawaliły się mury pod gradem bomb i katusz, a w trawie podworca tkwi parę drewnianych tymczasowych krzyżyków nad grobami poległych tu przed upadkiem fortecy Niemców – czytamy w tekście z „Dziennika Bałtyckiego”.
Co ciekawe, wówczas nie odtworzenie tej niezwykłej budowli było w głowie opiekunów warowni.
Kustoszka skarży się, że dopilnować zamku nie można. Wszelkimi wyrwami wciskają się szabrownicy, rozbijają szafy i skrzynie, które bądź co bądź należałoby przechować, względnie zużytkować. Wojsko otrzymało obiekt przynoszący mu więcej kłopotu niż pożytku. Może po prostu trzeba by wszystko co pozostało, wywieźć do jakichś bardziej zamkniętych muzeów, a ruiny zostawić samym sobie, niech niszczeją, jak zniszczeli ich prusaccy panowie i władcy – czytamy na zakończenie relacji.
Ale sprawy w Malborku potoczyły się inaczej, po gruzach nie ma śladu, a obiektem od 60 lat niestrudzenie opiekuje się Muzeum Zamkowe.
Fundacja Mater Dei zakończyła działalność. To dzięki niej na zamek wróciła Madonna. Przyczyniła się też powstania Muzeum Miasta Malborka
Anna Szade
Fundacja Mater Dei formalnie kończy działalność. To dzięki uporowi członków organizacji do zamku po latach wróciła figura Madonny z dzieciątkiem. Podczas spotkania, które odbyło się w piątek (19 maja) w Karwanie, wspominali, jak trudne to było zadanie i jak wiele osób było w nie zaangażowanych. Ale to nie jedyne ich dzieło w Malborku.
Fundacja Mater Dei kończy działalność. To dzięki nim wróciła Madonna
Któż choć raz w życiu nie krzyknął „O Mater Dei”, bo przecież wzywa się Matkę Boską w trudnych chwilach. W Malborku ma to jednak zupełnie inne znaczenie. Kojarzone jest od razu z Fundacją Mater Dei, której udało się doprowadzić do końca odtworzenie zamkowej figury Madonny z dzieciątkiem, patronki miasta. Wdzięczność za to dzieło zostanie, nawet jeśli organizacja po 16 latach zdecydowała się zakończyć działalność.
W piątek, być może po raz ostatni w tak licznym gronie, zebrały się osoby, które angażowały się w działalność Fundacji Mater Dei.
19 maja to dla nas ważna data, bo to dla nas dzień, w którym symbolicznie zamykamy projekt „Fundacja Mater Dei”. Ładniej to brzmi niż zwyczajne „kończymy działalność
Zebrani chwilą ciszy uczcili pamięć osób, które odeszły, a były zaangażowane w działalność organizacji.
- To Arkadiusz Binnebesel, dobry duch fundacji, osoba, która zawsze była blisko zamku. Bardzo czekał na odsłonięcie figury, niestety to się nie udało. Trzeba też wspomnieć o Januszu Hochleitnerze, wicedyrektorze Muzeum Zamkowego, Bodo Rueckercie, który przed wojną urodził się w Malborku. Bardzo często nas odwiedzał i był inicjatorem zbiórek. Bogdan Śliwiński, który nam pomagał przecierać różne szlaki – wyliczył Andrzej Panek.
Na tej liście jest również Barbara Górnik. Była jedną z tych osób, które sprzedawały cegiełki na odbudowę figury.
Jak pomyślę o Mater Dei, to do tej pory widzę Basię, która siedzi przy stoliku i przepięknie czaruje turystów, opowiadając o naszej Madonnie. Będę miał w pamięci ten obrazek do końca życia, bo potrafiła sprzedawać te cegiełki jak dobry kupiec – wspomniał Krzysztof Sikora, prezes Koła Przewodników Malborskich.
To właśnie członkowie tej organizacji przed laty zainicjowali powstanie Mater Dei.
- Koło Przewodników Malborskich bez bicia przyznaje się, że fundacja jest naszym dzieckiem – żartował Krzysztof Sikora.
Figura Marii z dzieciątkiem stanęła, ale nie było łatwo
Ale na początku tej długiej drogi jeszcze nikomu nie było do śmiechu.
Kiedy powstawała fundacja, wschodnie zamknięcie kościoła zamkowego Najświętszej Marii Panny miało pustą blendę, która została odtworzona w czasie odbudowy w latach 1964-68.
Chyba gorsze od rekonstrukcji figury było jednak przekonanie do tej idei szefostwa Muzeum Zamkowego, gospodarzy zabytkowego obiektu.
- To było trudne zadanie, ponieważ wola tych, którzy mogli podjąć decyzję, nie była do końca jasna i wyrażana w sposób zdecydowany na tak. Najpierw trzeba było więc uzyskać akceptację, a potem pozyskać środki – opowiadał Bernard Jesionowski.
Logo fundacji to dzieło Krystyny Jarosławskiej z Warszawy, która pojawiła się na piątkowym spotkaniu. To wielkie „M” nie pojawiło się na banerze, który 9 września 2009 r. został powieszony w blendzie kościoła jako zapowiedź powrotu Madonny. Umieszczane było jednak na wszystkich materiałach, jakie firmowała fundacja.
Baner wisiał aż do zimy 2015 r., gdy rozpoczęły się prace. Ten czas pokazuje, jak wielkim wyzwaniem było to dzieło. Angażował się w to przedsięwzięcie m.in. Bruno Plater, wówczas wielki mistrz zakonu krzyżackiego. Fundację wsparli także członkowie zakonu Joannitów.
- Pieniądze tak szybko nie spływało, a koszty, jakie wstępnie szacowaliśmy poszły bardzo, bardzo w górę – przyznał Bernard Jesionowski.
Madonna olśniewa pięknem od siedmiu lat. Fundacja ich nie przespała
Figura składa się m.in. z elementów, które przez lata przechowywano w muzeum. Były mocno pouszkadzane, poobtłukiwane, trzeba było je zrekonstruować. Odtworzono też pierwotny kształt oryginalnej mozaiki.
- To udało się na podstawie zachowanych zdjęć kształtu teserów. Ci, którzy pracowali przy układaniu mozaiki, docinali poszczególne szkiełka do kształtu, jaki mieli z dokumentacji fotograficznej – zwrócił uwagę prezes Mater Dei.
Teraz aż trudno uwierzyć, że figura stoi od siedmiu lat.
Zachodzi pytanie, czy warto było. Sądzę, że warto. Dowodem na to są wypowiedzi turystów, którzy bardzo pozytywnie odnoszą się do powrotu Madonny na swoje miejsce. Doceniają olbrzymi wysiłek, jaki został włożony przez polskich konserwatorów i pracowników Muzeum Zamkowego. To też jest dobitnie widoczny przykład, w jaki sposób można pięknie odbudowywać zniszczone zabytki. Chciałbym w imieniu wszystkich przewodników serdecznie podziękować osobom zaangażowanym w działalność fundacji, bo dzięki temu mamy co pokazywać turystom na ścianie – przyznał Krzysztof Sikora
Madonnę można oglądać w Malborku od 16 kwietnia 2016 r.
- Wtedy mogliśmy skończyć działanie fundacji. Ale później namówiliśmy Radę Miasta, by zgodziła się na powstanie Muzeum Miasta Malborka. Później pomogliśmy w przygotowanie pierwszych wystaw. To była już trochę taka indywidualna pomoc. Trzy osoby, które były w zarządzie fundacji, znalazły w Radzie Muzeum. Pomagaliśmy w wymyśleniu wystaw. Pierwsza była o mieszkańcach Malborka. Druga wystawa o plebiscycie w 1920 r. w Malborku i trzecia wystawa poświcona została Stalagowi XXB. Tematowi, który nie istniał w polskiej historiografii – wyliczał Bernard Jesionowski.
Ważnym wydarzeniem było pozyskanie do muzealnej kolekcji unikalnego na skalę światową malowidła ściennego z budynku mieszczącego izbę mieszkalną jeńców angielskich pracujących w komandzie roboczym. Zdjęte ze ściany malowidło po umieszczeniu w kasecie trafiło do zbiorów Muzeum Miasta Malborka.
Niewątpliwym sukcesem było to, że dzięki muzeum i fundacji ukazała się pierwsza publikacja w Polsce o Stalagu XXB – podkreślił prezes Jesionowski.
Szacunek za wielkie dzieło. Pomysły na nową drogę dla członków fundacji Fundacja Mater Dei w 2016 r. otrzymała najwyższe malborskie odznaczenie, czyli tytuł „Zasłużony dla Miasta Malborka”.
- Podziękował nam również wielki mistrz zakonu krzyżackiego, który był emocjonalnie związany z odbudową – przypomnieli członkowie fundacji.
Właściwie wszyscy goście, którzy uczestniczyli w piątkowym spotkaniu, a byli to m.in. przedstawiciele Muzeum Zamkowego, władz Malborka, powiatu malborskiego, lokalnego biznesu powtarzali: „Szkoda” i „Potrzeba, byście stworzyli coś nowego”.
Pojawiły się nawet pierwsze propozycje. To działanie na rzecz poprawy niedoszacowanego finansowania z malborskiej kasy miejskiego muzeum.
Ale rzucono też członkom fundacji dużo poważniejsze wyzwanie. Janusz Trupinda, dyrektor Muzeum Zamkowego, obdarował członków zarządu upominkami, które mogłyby być dla nich inspiracją. To katalog zabytków ruchomych, które zostały przez zamek utracone bądź zostały rozproszone w wyniku drugiej wojny światowej.
Od 6 lat intensywnie pracujemy nad dokumentacją wszystkich naszych strat wojennych i zabytków rozproszonych. Udało nam się zebrać materiał dotyczący malarstwa, rysunku i grafiki. Nie wiemy, ile tego było przed wojną w zamku. Szacujemy, ze blisko 100 tys. zabytków się tu znajdowało – mówił Janusz Trupinda.
Na czym miałby polegać ewentualny wkład członków Mater Dei?
- Przed nami proces powolnego odzyskiwania, rozmów, by te zabytki się u nas znalazły. Niektóre będziemy musieli po prostu kupić, nie wszystkie da się wycofać z aukcji. I tu będą potrzebne fundusze i tu będzie potrzebny nowy byt społeczny, który nas w tym wesprze, bo nie wszystko jesteśmy w stanie zrobić jako muzeum – przyznał dyrektor Trupinda.
Czy tak się stanie?
Tak zacni członkowie fundacji podejmą się innych wyzwań, będzie na to na pewno i czas i środki – stwierdził Jakub Uzdowski, który sprawuje prawną opiekę nad Mater Dei.
Ale na razie, jak ustaliliśmy, wszyscy chcą przede wszystkim odsapnąć i nacieszyć się efektami swojej pracy.
Już zadbali, by to, co zostanie po likwidacji organizacji, trafiło do obydwu muzeów. Natomiast tablica, która znajduje się na placu kasowym, upamiętniająca dzień odsłonięcia Madonny i wkład Mater Dei w rekonstrukcję, znajdzie się pod skrzydłami przewodników.
To dowód naszej historii i naszego istnienia – podkreślił Andrzej Panek.
Pawęż (pawęza) (z wł. pavese) – rodzaj wielkiej (do 1,9 m wys.), prostokątnej tarczy drewnianej, często bogato zdobionej malowidłami. Wprowadzona powszechnie do uzbrojenia ok. XIV wieku. Do XVI wieku była popularnym typem uzbrojenia piechoty,
Nazwa pochodzi od włoskiego miasta Pawia, gdzie tarcza miała pojawić się przywieziona przez najemnych rycerzy walczących w szeregach zakonu krzyżackiego,
Kształt zbliżony do pawęży mają tarcze zabezpieczające policję podczas starć z demonstrantami.
Pawęż w kształcie trapezu, przy czym górna krawędź szersza od dolnej; wszystkie rogi delikatnie zaokrąglone. Przez środek tarczy przebiega wypukły, wzmacniający grzbiet. Tło pokryte białą farbą, na nie naniesiony czarny krzyż o rozszerzających się końcach ramion, wzdłuż krawędzi czerwona obwódka.
Waga: 4,2 kg
Pawęż zrobiona jest listew drzewa lipowego i wyklejana grubym płótnem lnianym. Strona zewnętrzna malowana farbą klejową (dwie warstwy) na kredowej zaprawie. Strona wewnętrzna wyklejona świńską skórą zawiniętą na krawędziach. Uchwyt składał się pierwotnie z dwóch żelaznych uchwytów (imaczy); obecnie zachowany tylko jeden. Stwierdzono wielokrotne ręczne reperacje obiektu, zewnętrzną warstwę farby określono na XIX wiek.
W zbiorach Muzeum Wojska Polskiego od 1945 roku
dziennikbaltycki.pl/pomorze-madonna-co-polakow-nie-lubi-czyli-o-przedmiotach-ze-zla-energia-i-klatwach/ar/685187
malbork.naszemiasto.pl/malbork-madonna-wrocila-na-swoje-miejsce-w-zamku-piec-lat/ar/c15-7656197
malbork.naszemiasto.pl/fundacja-mater-dei-zakonczyla-dzialalnosc-to-dzieki-niej-na/ar/c1-9330051
Pawęż krzyżacka (trapezowata) – Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie
Pawęż (tarcza) – Wikipedia, wolna encyklopedia