Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą II wojna światowa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą II wojna światowa. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 6 października 2025

Na logikę - Jedwabne





przedruk


Archeolog: “To, co znaleźliśmy w Jedwabnem, nie pokrywa się z żadnymi oficjalnymi zeznaniami”


Wystąpienie prof. dr hab. Małgorzaty Grupy, archeolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, to jeden z najmocniejszych głosów dotyczących wydarzeń w Jedwabnem. Przez wiele lat temat ten funkcjonował w przestrzeni publicznej w sposób jednostronny, oparty przede wszystkim na relacjach świadków oraz ustaleniach śledztwa IPN.

Jednak prof. Grupa, bazując na swoim doświadczeniu z prac ekshumacyjnych w Charkowie, Katyniu, Sobiborze i Bełżcu, weszła w przestrzeń Jedwabnego z warsztatem naukowca, który ufa ziemi bardziej niż dokumentom.


„Dopiero jak trafiliśmy tam, to słowo ludobójstwo nabrało zupełnie innego wydźwięku” – wspominała, odnosząc się do ekshumacji w Charkowie. – „Gdy się stoi nad mogiłą zbiorową, gdzie jest tysiąc szczątków naszych oficerów, to przychodzą naprawdę przeróżne refleksje”.

To właśnie doświadczenia z tamtych prac, a także zdobyta praktyka w konserwacji szczątków i tkanin, pozwoliły Grupie i jej zespołowi rzetelnie ocenić, co naprawdę wydarzyło się w Jedwabnem. Kiedy zespół archeologiczny przyjechał na miejsce, ich celem było odnalezienie mogiły mężczyzn, którzy według zeznań świadków mieli nieść betonowego Lenina na kirkut i tam zginąć.


„Wszystkie wskazania według zeznań niby świadków – bo dla mnie to byli niby świadkowie – wskazywały, że mogiła zbiorowa powinna być na kirkucie. My z profesorem obejrzeliśmy nie wiem ile razy ten kirkut, ale na pewno nie było tam mogiły zbiorowej”.

Intuicja zespołu archeologów, oparta na doświadczeniu wiejskiego krajobrazu, doprowadziła ich do miejsca, gdzie rzeczywiście mogła stać stodoła. Już po 10 centymetrach kopania natrafili na fundamenty.


„Znaleźliśmy ten kamienny fundament, to szliśmy po śladzie tego fundamentu i dość szybko udało nam się odtworzyć zarys wielkości tej stodoły”.

Pierwotny plan zakładał prace tylko na zewnątrz budynku. Cała narracja opierała się bowiem na przekazie, że szczątki zostały wrzucone do dołów wokół stodoły. Tam też faktycznie odnaleziono spalone szczątki. Ale mężczyzn – tych wciąż nie było. W pewnym momencie, chcąc po prostu utrzymać porządek na placu badań, zapadła decyzja o rozpoczęciu wykopów wewnątrz stodoły. Nikt się nie spodziewał, co tam znajdą.


„Po 10 minutach kopania w środku stodoły chłopcy znaleźli ucho betonowe – stwierdziliśmy, że to jest ucho Lenina. Za chwilę znaleźliśmy tors, ale udało nam się to zakamuflować, że jeszcze nie było informacji, że w stodole coś się dzieje. No a za chwilę znaleźliśmy szczątki”.

Dzięki zgodzie rabina Ecksteina możliwe było przynajmniej częściowe odsłonięcie mogiły. I tu archeologia przemówiła pełnym głosem. Grupa, opierając się na doświadczeniach z Katynia i Charkowa, mogła rozpoznać przeprażone tkaniny: znak, że ciała były obecne w miejscu pożaru już przed jego rozpoczęciem.


„Wiedzieliśmy jedno: że ci mężczyźni zginęli przed spaleniem stodoły, w związku z tym, że tkaniny, które znaleźliśmy na samej powierzchni, były po prostu wyprażone”.

Temperatura pożaru, jak sugerowała, była wystarczająca, by wypalić jedynie górną warstwę – co świadczyło o tym, że ofiary znajdowały się tam już wcześniej. Analiza układu jamy grobowej wskazywała, że zwłoki były ułożone w dwóch rzędach, sięgających połowy długości stodoły.


„To było w 100% pewne, że ci mężczyźni musieli zginąć przed wpędzeniem do stodoły kobiet i dzieci. Więc to, co nam wymawiano, że oni jak barany stali… 60 facetów patrzyło, jak pięciu pijanych Polaków pali ich żony, dzieci i dziadków? To jest po prostu niemożliwe fizycznie”.

Oprócz szczątków odnaleziono też łuski – i to nie byle jakie.


„Na powierzchni tej stodoły łuski leżały. Polakom Niemcy nie dawali broni do ręki w czasie wojny. To jest po prostu niemożliwe. Nawet w zeznaniach nie było informacji, że Polacy strzelali”.

Wszystko wskazywało na to, że mężczyźni zostali zastrzeleni w stodole – a dopiero potem, już po ich śmierci, wpędzono tam kobiety i dzieci i spalono całość. Te informacje nigdy nie zostały oficjalnie opublikowane. Prace ekshumacyjne zostały przerwane pod wpływem nacisków zewnętrznych. Zdaniem prof. Grupy – politycznych.


„Nie pozwolono nam nawet z zewnątrz sprawdzić jaka głębokość była tych szkieletów złożona w stodole, więc nie mogliśmy statystycznie policzyć czy to było około 60 czy nie”.

Zgromadzone dowody nie pasowały do obowiązującej wersji wydarzeń. Dlatego temat szybko ucichł. O tym, co naprawdę znaleziono, środowisko archeologiczne i historyczne przez lata nie mówiło publicznie. Dopiero w filmie dokumentalnym przygotowanym przez Wojciecha Sumlińskiego można było zobaczyć materiały z przerwanej ekshumacji, zdjęcia, film, relacje świadków.


„Ziemia nie kłamie. To, co my odkrywamy, jesteśmy w stanie określić, w jaki sposób ludzie zmarli, jak byli chowani. A to, co znaleźliśmy w Jedwabnem, nie pokrywa się z żadnymi oficjalnymi zeznaniami”.

W opinii Grupy, zeznania powojenne były zmanipulowane, a niektóre – wręcz wymuszone. Z jej wystąpienia jasno wynikało, że mamy do czynienia z brakiem rzetelnego dochodzenia.


„Nie wiemy nawet, ile było tych ofiar, bo nie pozwolono tego sprawdzić. Nie wiemy, jak zginęli. Nie wiemy, kto zabił”.

Podważyła także mit o religijnym zakazie ekshumacji, wskazując, że judaizm dopuszcza przenoszenie szczątków na kirkut lub do Izraela – jeśli tylko ma się pewność, gdzie się znajdują.


„To nie jest prawda, że ekshumacji nie można robić. Halacha mówi, że jeśli wiadomo, że spoczywają szczątki Żydów, to należy je przenieść. A kirkut jest kilkanaście metrów dalej. To jedyne miejsce, gdzie nie pozwalają na ekshumację”.

Na końcu wystąpienia Grupa mówi z determinacją, że będzie mówić o tym otwarcie. Od 2019 roku, po latach milczenia, decyduje się przekazywać te informacje publicznie.


„Jak ktoś mi w 2001 roku mówi, że Polacy przyczynili się do Holokaustu, to we mnie się gotowało. Przyrzekłam sobie, że przyjdzie taki czas, kiedy będę mówić o tym otwarcie. I teraz to robię”.

Wystąpienie prof. Grupy to nie tylko relacja z badań archeologicznych. To apel o uczciwość, o rzetelną historię, o szacunek dla ofiar i o zgodę na zadanie podstawowych pytań: kto zginął, ilu ich było, kto ich zabił? Bo bez odpowiedzi na te pytania, historia Jedwabnego pozostanie nie tylko nierozwiązanym śledztwem, ale też raną w świadomości społecznej – raną, która wciąż się sączy.





Film w oryginalnym materiale tutaj:


dzienniknarodowy.pl/?p=17880







niedziela, 5 października 2025

Zrzeczenia się reparacji od Niemiec nie było








przedruk

Zrzeczenia się reparacji od Niemiec nie było! 

Przypominamy przełomowego NEWSA "Sieci". 
Musiał: Moskiewski dokument dotychczas nie był znany


opublikowano: 21 września





Tygodnik „Sieci” już w 2022 roku ujawnił dokumenty, które dają jednoznaczną odpowiedź na ważne pytanie. Otóż zrzeczenia się reparacji od Niemiec po prostu nie było! Jak czytamy w archiwalnym wydaniu, „upoważniony do podpisania protokołu z Sowietami wicepremier Gede swojej misji nie wykonał, a przedstawiciele ZSRS wprowadzili Niemców w błąd, twierdząc, że zrzekają się reparacji po uzgodnieniach z rządem PRL”. 

Do sprawy odniósł się także teraz na antenie Telewizji wPolsce24 prof. Bogdan Musiał 

„W Moskwie zostało sformułowane oświadczenie o tym, że Polska zrzeka się i w punkcie następnym jest oświadczenie, że będzie elementem umowy między Polską a Związkiem Sowieckim i ta umowa będzie podpisana. Dopiero wtedy, po podpisaniu tej umowy, zrzeczenie miałoby moc prawną. To oświadczenie zostało opublikowane wyłącznie w gazecie” - powiedział historyk, politolog, znawca historii Niemiec i były dyrektor Instytutu Strat Wojennych im. Jana Karskiego.

Tygodnik „Sieci” już w 2022 roku ujawnił dokumenty, które jasno wskazują, że Polska mimo nacisku Sowietów nie dopełniła wymaganych formalności i de facto nie zrezygnowała z reparacji od Niemiec.

Upoważniony do podpisania protokołu z Sowietami wicepremier Gede swojej misji nie wykonał, a przedstawiciele ZSRS wprowadzili Niemców w błąd, twierdząc, że zrzekają się reparacji po uzgodnieniach z rządem PRL

— pisali wówczas Marek Pyza i Marcin Wikło.



Zrzeczenia nie było

Publicyści tygodnika wskazywali też na badania prof. Bogdana Musiała, wedle których sprawa reparacji mogła na dobre rozstrzygnąć się jeszcze w 1953 r., kiedy powstała uchwała Rady Ministrów ZSRS regulująca postępowanie władz PRL w tej kwestii.

Ten moskiewski dokument dotychczas nie był znany. Mogliśmy się tylko domyślać, że on istnieje. Że padła jakaś propozycja ze strony Sowietów. Dopiero dziś, mając materiał źródłowy, możemy zobaczyć, co proponowali towarzysze z Moskwy

— mówił dla „Sieci” prof. Bogdan Musiał


Historyk przez lata starał się dotrzeć do źródeł w Rosyjskim Państwowym Archiwum Historii Najnowszej. To stamtąd pochodzi dokument, który tygodnik „Sieci” opublikował jako pierwszy. Jego oryginalna treść jest jeszcze ostrzejsza niż polskie tłumaczenie. Czytamy w nim, że Rada Ministrów ZSRS postanawia polecić MSZ, by ten powiadomił rząd PRL, iż Związek Sowiecki od dnia 1 stycznia 1954 r. zrezygnował z pobierania reparacji od Niemiec i od strony polskiej oczekuje tego samego, co ma zostać potwierdzone podpisaniem protokołu. Żadnych negocjacji czy propozycji, polecenie, a w zasadzie, biorąc pod uwagę realia – rozkaz do wykonania. Cała ta konstrukcja umowno-nakazowa była powiązana także z dostawami węgla z PRL do ZSRS

— zauważyli publicyści tygodnika „Sieci”.

Wydarzenia tamtego czasu toczyły się w pospiechu. Ostateczna rezygnacja PRL z reparacji od NRD w zamian za przejście na rynkowe ceny za węgiel wysyłany do Związku Radzieckiego, miała być zatwierdzona odpowiednim protokołem. Okazuje się jednak, że dokumentu nie sporządzono.

Niepodpisany protokół

Prof. Bogdan Musiał odnalazł w rosyjskich archiwach dowód na to, że Polska nigdy skutecznie nie zrzekła się reparacji wojennych od Niemiec i opowiedział o tym teraz na antenie Telewizji wPolsce24.

W Moskwie zostało sformułowane oświadczenie o tym, że Polska zrzeka się i w punkcie następnym jest oświadczenie, że będzie elementem umowy między Polską a Związkiem Sowieckim i ta umowa będzie podpisana. Dopiero wtedy, po podpisaniu tej umowy, to zrzeczenie miałoby moc prawną

— powiedział historyk.

Zanim jednak taka umowa została podpisana, Niemcy i ZSRR podpisały w tej sprawie umowę ze sobą, ale protokołu dotyczącego Polski… nie.


To oświadczenie zostało opublikowane wyłącznie w gazecie, w „Trybunie Ludu”, a później „Neues Deutschland” to przedrukował, ale gazeta nie jest aktem prawnym i nie może nim być. To są umowy, które są międzypaństwowe i się je zawiera i ta umowa musi tam być. Tak właśnie Związek Sowiecki to zrobił wobec NRD. Tam jest umowa dwustronna, ta umowa jest podpisana przez obydwa ówczesne rządy i ona funkcjonuje w obiegu prawnym

— zaznaczył prof. Bogdan Musiał.

W rosyjskich archiwach znajdują się również dokumenty, które mają świadczyć o tym, że jeszcze w latach 70. Niemcy wyliczali, ile Polsce należy się za straty wojenne.


Była tylko kwestia jaka suma. Wychodzili z założenia, że nie ma możliwości prawnego pominięcia tej sprawy

— podkreślił prof. Musiał.


My mamy dużo więcej narzędzi niż nam się wydaje – możliwości ryczałtowe, że jako państwo możemy występować o odszkodowanie, bo to jest rzeczywiście uregulowane, ale mogą też występować polscy obywatele z indywidualnymi roszczeniami

— wskazywał historyk.


Dzisiaj Moskwy nie mamy, ale mamy Donalda Tuska

— podkreślił.


------



Prof. Musiał: Polska nigdy nie zrzekła się reparacji. 
Przed nami bardzo ciężka praca, aby to udowodnić


opublikowano: 2 sierpnia 2022


wPolityce.pl: Jak co roku powraca temat reparacji wojennych od Niemiec. Czy Polska ma szansę uzyskać od zachodniego sąsiada zapłatę za straty i zniszczenia z II wojny światowej?

Prof. Bogdan Musiał: Oczywiście, że mamy szanse. W moim przekonaniu, jeżeli chodzi o kwestie prawa międzynarodowego, sprawa jest otwarta. Polska nie zrzekła się reparacji, nie ma żadnego protokołu – ani między Polską a NRD, ani między Polską a RFN-em, ani między Polską a Związkiem Sowieckim.

Jestem przekonany na 99,9 proc., że taki protokół nigdy nie powstał, chociaż, co bardzo istotne – miał powstać. Delegacja ustanowiona z „polskiej” strony, czyli rządu komunistycznego, została wyznaczona, jednak do podpisania protokołu nigdy nie doszło. Musiałaby to być umowa dwustronna między Polską a ówczesnym NRD lub RFN albo między Polską z ZSRR. Takiego protokołu nie ma.

Wydaje się jednak, że w ocenie niemieckich polityków, tak z rządu, jak i z opozycji, sprawa jest już przesądzona. Z Berlina wciąż słyszymy, że nie ma podstaw prawnych do wypłaty Polsce reparacji czy że sprawa jest zamknięta. Skąd taka postawa, skoro – jak Pan mówi – nie istnieje żaden protokół potwierdzający zrzeczenie się przez Polskę reparacji?

Bo mają tu „pomoc” ze strony polskiej. Powołują się na rzekome zrzeczenie się przez nas reparacji w 1953 r., podczas gdy takiego dokumentu nie ma i nigdy takiego dokumentu nie przedstawili. Twierdzą, że on jest, ale go nie mają. Dla nich jest to bardzo wygodne. Jestem zresztą w stanie zrozumieć niemieckich polityków. Z ich punktu widzenia lepiej jest tak twierdzić, ponieważ wtedy powstaje wrażenie, że sprawa jest sprawnie załatwiona. W rzeczywistości tak nie jest.

RFN, ma umowy ze wszystkimi krajami – dwustronne – podpisane po 1949 r., regulujące kwestię reparacji. Ze wszystkimi krajami, ale nie z Polską. Związek Sowiecki podpisał to z NRD 22 sierpnia 1953 r. Taki protokół jest, że ZSRR zrzeka się reparacji od NRD, ale Polska takiego protokołu nie ma. Nie wystarcza tutaj sama deklaracja formalna.

To tak, jakbym zadeklarował, że chciałbym kupić od Pani mieszkanie, a Pani odpowiedziałaby: proszę bardzo, chętnie je Panu sprzedam. Same deklaracje nie wystarczą, trzeba podpisać umowę, w dodatku w obecności notariusza. Dopiero wówczas będzie miało to moc prawną. I w tym przypadku mamy tylko deklarację rządu komunistycznego, który powołuje się na rozporządzenie. A w tym rozporządzeniu wyraźnie napisane jest, że deklaracja będzie mieć moc prawną, jeśli zostanie podpisana umowa. Tej umowy nie ma.

1 września strona polska ma przedstawić pierwszą część raportu o stratach wojennych. Czy ten dokument może przybliżyć nas do uzyskania reparacji, czy też konieczna jest tutaj także dobra wola Niemiec?

Po pierwsze: nie oczekiwałbym dobrej woli. Po drugie: wiele będzie zależeć od jakości raportu. Jeżeli będą w nim błędy, jeżeli okaże się po prostu słaby, to będziemy mieć debatę na temat jakości raportu, a nie wyrządzonych nam szkód i wysokości odszkodowania. Druga strona bardzo chętnie podejmie wówczas dyskusję, ale na temat błędów w raporcie. W tak ogromnej pracy zawsze zdarzą się błędy, ale nie mogą to być błędy kardynalne. Dyskusja musi toczyć się na temat reparacji, tego, że nam się należą i ile powinno wynieść takie odszkodowanie.

Kluczową sprawą jest tutaj merytoryczna jakość tego raportu. Jeśli będzie słaby, obarczony błędami, okaże się kontrproduktywny.

Poseł PiS Arkadiusz Mularczyk, który był przewodniczącym Parlamentarnego Zespołu ds. Oszacowania Wysokości Odszkodowań Należnych Polsce od Niemiec za Szkody Wyrządzone w trakcie II Wojny Światowej, że o uzyskaniu przez Polskę reparacji od RFN może przesądzić także słabnąca, podkopana przez postawę wobec rosyjskiej agresji na Ukrainę, pozycja Berlina. Czy straty wizerunkowe Niemiec sprawiłyby, że presja Polski na wypłatę reparacji okaże się bardziej skuteczna?

Niestety, traktowałbym to jako myślenie życzeniowe. Ponieważ Niemcy i tak mają mocną pozycję. Są możliwości prawne, także trybunały międzynarodowe, bo kiedy mówimy o miliardach czy nawet setek miliardów, które ktoś miałby nam zapłacić, nie sądzę, że zrobiłby to dobrowolnie.

Niemcy muszą być do tego naprawdę przekonani, ale nie tylko argumentami w rodzaju: „Nam się należy”. Tutaj bardzo istotne jest opracowanie ścieżki prawa międzynarodowego, w jaki sposób Polska może ubiegać się o reparacje wojenne. A według moich wstępnych ustaleń, taka ścieżka w prawie międzynarodowym jest.

Są także inne możliwości, w moim przekonaniu moglibyśmy ubiegać się o część zadośćuczynienia za zbrodnie wojenne także przed niemieckimi sądami. Jeśli więc stawiamy żądania reparacyjne, to należałoby przede wszystkim opracować wszystkie legalne możliwości, w jaki sposób możemy je uzyskać. Jeżeli zbierzemy je całościowo i przedłożymy, od razu mamy inną debatę.

Zatem, po pierwsze: musimy udowodnić, ze Polska nie zrzekła się zadośćuczynienia za straty wojenne, i mamy możliwość udowodnienia tego faktu.

Po drugie: Powinniśmy przedstawić raport, któremu nie będzie można nic zarzucić merytorycznie.

Po trzecie: Musimy przyjrzeć się wszystkim ścieżkom prawnym, a w moim przekonaniu taka ścieżka prawna jest.

To oczywiście długa droga, ale spełnienie tych kryteriów ułatwi nam uzyskanie reparacji. Liczenie na dobrą wolę Niemców jest, bardzo delikatnie mówiąc, myśleniem życzeniowym.

Czy temat reparacji dla Polski istnieje, funkcjonuje, w niemieckiej debacie publicznej? Jaki pogląd ma na tę kwestię niemieckie społeczeństwo?

Ten temat był podnoszony w RFN już wcześniej. Dziś wraca, są debaty i ze wszystkich wyłania się bardzo negatywne stanowisko w tej kwestii. Społeczeństwo niemieckie jest bowiem przekonane, że Polska zrzekła się reparacji i nie ma do nich praw.

Taka narracja funkcjonuje w Niemczech. Głosy przeciwne są raczej pojedyncze i nie są to głosy, które miałyby wpływ na opinię publiczną. Dlatego wymagać od polityków niemieckich, aby je wspierali, również jest myśleniem życzeniowym. Pani minister Baerbock złożyła zresztą niedawno wizytę w Grecji, gdzie jasno i wyraźnie powiedziała, że jeśli chodzi o reparacje, to nie ma takiej możliwości. Niemieccy ministrowie działają w interesie państwa niemieckiego. A w interesie państwa niemieckiego jest nie wypłacić tych reparacji. To jest dla nich ogromne obciążenie. I wymagać, aby to wspierali, to naiwność. Widzimy zresztą, że nawet Friedrich Merz, lider opozycyjnej CDU, przyjechał do Polski i powiedział, że nie ma podstaw prawnych do uzyskania reparacji. Bardzo prawdopodobne jest, że pan Merz za 2-3 lata zostanie kanclerzem Niemiec i będzie musiał zmagać się z tym problemem i jest tego świadom. A niemiecka opinia publiczna jest bardzo negatywnie nastawiona do pomysłu wypłaty Polsce reparacji.

Może więc, oprócz wymienionych przez Pana punktów, przydałaby się jakaś większa akcja dyplomatyczna?

Nawet nie tylko dyplomatyczna, to za mało. Musi to być też ofensywa medialna, także w zakresie polityki historycznej, ukazanie – poprzez różne formy – efektów niemieckiej okupacji w Polsce. Bo współcześni Niemcy nie mają świadomości, co ich przodkowie zrobili w Polsce. Nie wiedzą tego również społeczeństwa innych państw zachodnich, patrząc na okupację niemiecką ze swojej własnej perspektywy.

Polska musi wykonać bardzo, bardzo wiele pracy. To nie tylko wyliczenie samych strat i rzetelne, merytoryczne argumenty, za tym musi iść także opracowanie wszystkich ścieżek prawnych, udowodnienie, że Polska nigdy nie zrzekła się reparacji.

To musi być także polityka historyczna jako element, który wprowadza do debaty – również w innych krajach na zachodzie – różnice w niemieckiej okupacji w poszczególnych krajach. Bo do dziś trudno mi uwierzyć, że Francuzi uważają, że okupacja niemiecka, której doświadczyli w swoim kraju, była porównywalna z tą, z którą mieliśmy do czynienia w Polsce. W odniesieniu do naszego kraju Niemcy mieli inną politykę okupacyjną, czysto rasistowską, nastawioną na zniszczenie elit przywódczych, a w tym ostatnim bardzo pomogli im Sowieci. Ci nasi „sąsiedzi” działali tutaj wspólnie, łączył ich jeden interes: zniszczenie fundamentów polskiej państwowości. Zniszczenie Warszawy także na tym polegało.

W żadnym innym kraju Niemcy nie prowadzili takiej polityki okupacyjnej i nie dokonali tak ogromnych zniszczeń, jak w Polsce. I to też musimy światu pokazać. Kiedy do zachodnich społeczeństw dotrze ta świadomość, to debata o reparacjach od razu będzie mieć inny wymiar.

Dopóki nie ma tej świadomości, a Polacy są na Zachodzie postrzegani wręcz jako wspólnicy Niemców w Holokauście, jako naród, który rabował, mordował Żydów, a w dodatku jeszcze brał za to pieniądze, dopóki nie skorygujemy tego obrazu, trudno będzie nam przekonać zachodnią opinię publiczną, że należą nam się reparacje.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozm. Joanna Jaszczuk





------------

Minister Szrot: Zrzeczenie się przez Polskę roszczeń od Niemiec było "rzekome". Nie powinno mieć znaczenia prawnego. To są fakty

opublikowano: 30 sierpnia 2022


Opinia prezydenta ws. reparacji

We wtorkowej rozmowie w radiowej Trójce Paweł Szrot został zapytany, czy w opinii prezydenta zwieńczeniem publikacji raportu dotyczącego odszkodowań należnych Polsce za straty spowodowane przez Niemcy w trakcie II wojny światowej, który w części ma zostać opublikowany 1 września, powinien być wniosek polskiego rządu o reparacje.


To decyzja polskiego rządu

— zaznaczył szef gabinetu prezydenta. Podkreślił, że trzeba pamiętać o sytuacji, w jakiej Polska znalazła się po zakończeniu II wojny światowej, m.in. wskazał na „marionetkowy rząd w rękach Stalina”. Zaznaczył, że „rzekome zrzeczenie się jakichkolwiek roszczeń ze strony Niemiec w tym okresie, nie powinno mieć znaczenia prawnego”.


I to z punktu widzenia prawa międzynarodowego są fakty. Reszta jest po stronie rządu

— podkreślił. Zapewnił jednocześnie, że prezydent i jego doradcy „wnikliwie” zapoznają się z raportem.


Relacje Polski i Niemiec

Pytany, jaki obecnie jest stan stosunków polsko-niemieckich, Szrot podkreślił, że prezydent Duda utrzymuje „poprawne, rzeczowe i merytoryczne” relacje ze swoim niemieckim odpowiednikiem prezydentem Niemiec Frankiem-Walterem Steinmeierem.


Tutaj wszystko się rozgrywa dobrze. Oczywiście relacje zawsze mogą być lepsze, ale to jest też kwestia postawy obu stron

— powiedział.

Szef gabinetu prezydenta poinformował, że Andrzej Duda wraz z przedstawicielami rządu upamiętni rocznicę wybuchu II wojny światowej na Westerplatte.
Zapowiedź raportu dot. reparacji

W połowie lipca prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński zapowiedział, że pierwszą część raportu opracowywanego przez Parlamentarny Zespół ds. Oszacowania Wysokości Odszkodowań Należnych Polsce od Niemiec za Szkody Wyrządzone w trakcie II Wojny Światowej zostanie opublikowana 1 września.

Raport był przygotowany przez funkcjonujący w poprzedniej kadencji parlamentu - od września 2017 roku - Parlamentarny Zespół ds. Oszacowania Wysokości Odszkodowań Należnych Polsce od Niemiec za Szkody Wyrządzone w trakcie II Wojny Światowej. Zespół, którym kierował poseł PiS Arkadiusz Mularczyk, przygotowywał raport dotyczący strat Polski poniesionych w wyniku II wojny światowej i wysokości odszkodowania dla Polski od Niemiec.

W połowie lipca premier Mateusz Morawiecki pytany w Boronowie (woj. śląskie) co w ostatnich latach Polska zrobiła, aby uzyskać odszkodowania wojenne i reparacje od Niemiec przypomniał o przygotowywanym kompleksowym raporcie, który ma pokazać zakres nie tylko niemieckich zbrodni wojennych z okresu II wojny światowej, ale także wyrządzonych zniszczeń.

Szef rządu przekazał wówczas, że raport tłumaczony jest obecnie na kilka języków. Morawiecki zauważył, że Polska była wśród krajów, które zdecydowanie najmocniej ucierpiały w wyniku II wojny światowej, a otrzymała praktycznie „śladowe, minimalne środki jako odszkodowanie”.


Trudno to nawet nazwać odszkodowaniem

— ocenił wówczas premier.


------------



Ani w 1953, ani w 1970, 1990 czy 1991 roku Polska nie straciła praw do reparacji wojennych. Zaprzeczanie temu wynika ze złej woli


opublikowano: 14 sierpnia 2017


Wielu polityków PO, m.in. Grzegorz Schetyna czy Radosław Sikorski (a przy okazji jego żona Anne Applebaum) przeżywa wzmożenie, jakoby kwestia reparacji wojennych Niemiec dla Polski była zamknięta. A mówienie o tym jest nieodpowiedzialne, psuje relacje z Berlinem i całą UE, izoluje Polskę i naraża nie tylko na śmieszność, ale wręcz retorsje. Takie głosy wynikają nie tylko z nawyku poddaństwa czy kamerdynerstwa wobec zachodniego sąsiada, ale przede wszystkim z niewiedzy bądź „udawania głupiego”.

Tym bardziej że istnieją bardzo merytoryczne i wszechstronne prawne ekspertyzy, np. opublikowane w 2004 r. przez prof. Jana Sandorskiego z Katedry Prawa Międzynarodowego UAM w Poznaniu czy dr. hab. Mariusza Muszyńskiego z Katedry Prawa Międzynarodowego i Europejskiego UKSW w Warszawie, z których korzystam. Sprawa ani nie jest zamknięta, ani beznadziejna, o czym najlepiej świadczą działania różnych rządów Niemiec od lat 50. do 90., w tym te podejmowane po 12 września 1990 r., a więc po podpisaniu tzw. traktatu 2 + 4 dotyczącego zjednoczenia Niemiec i prawno-międzynarodowych konsekwencji tego wydarzenia. Także obecnie niemieccy politycy i prawnicy zdają sobie sprawę, że nie istnieje żadna pewna podstawa prawno-traktatowa uniemożliwiająca Polsce występowanie o reparacje. Oczywiście publicznie mówią co innego, ale to tylko polityka i urabianie opinii publicznej.

Pierwsze nieporozumienie w kwestii reparacji wynika z tego, że wiąże się je z umową poczdamską z 2 sierpnia 1945 r. Tymczasem reparacje to kwestia i starsza, i ogólniejsza. Reparacje to sposób naprawienia bezprawia, jakim jest wojna, wypracowany już na konferencji w Wersalu (1919-1920). Umowę Poczdamską jako prawną podstawę egzekwowania reparacji od Niemiec zanegowała po II wojnie światowej np. Francja, która – podobnie jak Polska - nie była jej stroną. Reparacje to także konieczność wypłaty przez Niemcy odszkodowań za łamanie prawa wojennego, co wynika m.in. z art. 3 Konwencji Haskiej z 18 października 1907 r. Reparacje to wreszcie konieczność kompensacji za niebywałe zbrodnie niemieckie. Nie jest polskim problemem to, że sposób prowadzenia wojny przez Niemcy powodował tak ogromne straty ludzkie i takie zniszczenia, przede wszystkim w Polsce, że materialna odpowiedzialność za nie mogłaby przerastać możliwości niemieckiego państwa. Już w Jałcie trzy mocarstwa uznały, że konieczne i sprawiedliwe jest obciążenie Niemiec obowiązkiem naprawienia strat - w optymalny sposób i przede wszystkim wobec państw, które poniosły największe straty, czyli np. Polski. W Poczdamie ustalono kwestie techniczne pobierania reparacji, w wypadku Polski za pośrednictwem ZSRS, co nie ograniczało generalnych praw naszego kraju do reparacji, jak i nie ograniczało ich tylko do terytorium NRD.

W świetle prawa międzynarodowego umowa poczdamska nie była ani ściśle traktatem pokojowym, ani traktatem reparacyjnym. Ona tylko zapowiadała właściwy traktat pokojowy. Ale jego zawarcie przez następne dekady uniemożliwiało rozbicie Niemiec na dwa państwa. Takie warunki powstały po zjednoczeniu Niemiec w 1990 r. Wobec braku traktatu pokojowego czy reparacyjnego pobieranie reparacji na rzecz Polski wynikało z technicznych ustaleń w Poczdamie, ale Polska nie miała żadnego wpływu na to, co i jak miał jej przekazywać ZSRS. Polska nie miała też żadnego wpływu na to, że 15 sierpnia 1953 r. ZSRS poinformował USA, Wielką Brytanię i Francję, iż od 1 stycznia 1954 r. przestanie pobierać reparacje od Niemiec, czyli faktycznie od NRD. 22 sierpnia 1953 r. w Moskwie podpisano w tej sprawie umowę między ZSRR a NRD. Polska miała się jej podporządkować, choć ani nie była jej stroną, ani nie prowadziła odrębnych negocjacji z NRD. Z woli Moskwy Rada Ministrów kierowana przez Bolesława Bieruta 23 sierpnia 1953 r. podjęła uchwałę w tej sprawie. Znalazły się w niej takie słowa: „Biorąc pod uwagę, że Niemcy zadość uczyniły już w znacznym stopniu swym obowiązkom z tytułu odszkodowań i że poprawa sytuacji gospodarczej Niemiec leży w interesie ich pokojowego rozwoju, Rząd Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej - pragnąc wnieść swój dalszy wkład w dzieło uregulowania problemu niemieckiego w duchu pokojowym i demokratycznym oraz zgodnie z interesami narodu polskiego i wszystkich miłujących narodów - powziął decyzję o zrzeczeniu się z dniem 1 stycznia 1954 r. spłaty odszkodowań na rzecz Polski”.

Polska mogłaby skutecznie zrzec się reparacji, gdyby została zawarta stosowna umowa międzynarodowa lub jednostronne zrzeczenie byłoby ważne z punktu widzenia prawa międzynarodowego. Uchwała Rady Ministrów z 23 sierpnia 1953 r. tych warunków nie spełnia. Nie zawarto przecież polsko-niemieckiego traktatu o reparacjach. Nie istnieje nawet w tej sprawie nota rządu PRL do rządu NRD. Istnieje tylko list ówczesnego premiera NRD Otto Grotewohla, w którym dziękuje on Radzie Ministrów PRL za zrzeczenie się reparacji. Istnieje też odpowiedź Bolesława Bieruta na ten list. Wymiana listów nie zastępuje jednak umowy międzypaństwowej o zrzeczeniu się reparacji. Za prof. Janem Sandorskim można i powinno się uchwałę Rady Ministrów uznać za akt jednostronny, nieważny od początku i jako taki nigdy nie rodzący skutków prawnych. Choćby dlatego, że owa uchwała była skutkiem dyktatu Sowietów (przede wszystkim ekonomicznego), w tym konkretnym wypadku naruszającego suwerenność polskiego państwa (w sensie ogólnym PRL była uznawana za państwo suwerenne w prawnym znaczeniu) i stawiającego rząd PRL w pozycji nierównoprawnego partnera stosunków międzynarodowych. Uchwały nie należy też kwalifikować jako aktu jednostronnego stricte, czyli jako źródła prawa międzynarodowego. Wprawdzie 23 września 1953 r. ówczesny wiceminister MSZ Marian Naszkowski, jako delegat rządu PRL oświadczył na VIII Sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ, że rząd PRL podjął 23 sierpnia 1953 r. uchwałę o reparacjach, ale treść tego oświadczenia nie oznaczała samoistnego zrzeczenia się ani ściśle nie potwierdzała uchwały Rady Ministrów. W świetle prawa międzynarodowego oświadczenia Naszkowskiego nie sposób uznać za źródło prawa.


Niemcy dobrze wiedzieli, że uchwała rządu PRL z 23 sierpnia 1953 r. nie jest nic warta, dlatego starali się, by zrzeczenie się reparacji znalazło się w traktacie o normalizacji stosunków Polski i RFN, podpisanym 7 grudnia 1970 r. W projekcie układu o podstawach normalizacji stosunków (z kwietnia 1970 r.) Niemcy chcieli umieścić taki fragment: „Obie strony nie podnoszą wobec siebie żadnych roszczeń, które pochodzą z II wojny światowej”. Ale polska strona odrzuciła tę propozycję i w układzie się ona nie znalazła. Potem rząd RFN jednostronnie powoływał się na rzekome potwierdzenie przez Polskę w negocjacjach obowiązywania uchwały z 23 sierpnia 1953 r., i to wobec całych Niemiec, jednak znajduje się to tylko w niemieckim dzienniku ustaw jako załącznik do tekstu układu. W polskim dzienniku ustaw nie ma takiego oświadczenia, co to niemieckie czyni tylko ciekawostką. Samo podjęcie tematu świadczy o tym, że rząd RFN dopuszczał możliwość występowania przez Polskę z roszczeniami reparacyjnymi i chciał się przed tym zabezpieczyć.

Kłopotliwa dla współczesnych, zjednoczonych Niemiec jest nawet umowa ZSRS-NRD z 22 sierpnia 1953 r., gdzie stwierdzono: „Niemiecka Republika Demokratyczna zostaje zwolniona z obowiązku spłacania pozostałej po 1 stycznia 1954 r. sumy reparacji. (…) Rząd radziecki, po uzgodnieniu z Rządem Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (odnośnie jej części reparacji) całkowicie przerywa z dniem 1 stycznia 1954 r. pobieranie od Niemieckiej Republiki Demokratycznej reparacji”. Jasno z tego wynika, że ZSRS nie zrzekł się reparacji, a tylko wstrzymał ich pobieranie, i to wyłącznie wobec NRD. O „przerwaniu” pobierania reparacji od RFN mówi też umowa z lutego 1953 r. między RFN z państwami zachodnimi. Spłatę reparacji zawieszano do chwili przyjęcia traktatu pokojowego, czyli faktycznie do traktatu 2+4 (z 12 września 1990 r.), gdy nastąpiło zjednoczenie Niemiec. Dopiero wtedy pojawił się podmiot zdolny do zawarcia ostatecznego traktatu pokojowego. W związku ze zjednoczeniem w Niemczech uznano, że wszelkie roszczenia reparacyjne powinny zostać zamknięte podczas negocjacji traktatu 2+4, zastępującego „ostateczny traktat pokojowy” i zamykającego rozliczenia związane z II wojną światową. Problemem Niemiec jest to, że z prawnego punktu widzenia traktat 2+4 wiąże jedynie jego strony, a Polska stroną nie jest. Jeśliby traktat 2+4 miałby być skuteczny także wobec Polski, musiałaby być zrealizowana procedura przewidziana przez prawo międzynarodowe, aby umową związać państwa trzecie. Tak się nie stało.

Zarówno traktat 2+4, jak i polsko-niemiecki traktat o potwierdzeniu granicy (z 14 listopada 1990 r.) oraz traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy (z 17 czerwca 1991 r.) nie zawierają rezygnacji Polski z reparacji od Niemiec.

Polska nie była stroną traktatu 2+4, więc w kwestii zrzeczenia się reparacji mogłaby zostać związania jego postanowieniami poprzez formułę pactum in onus tertii (umowa na niekorzyść trzeciego). Zgodnie z prawem międzynarodowym, trzeba to zrobić wyraźnie i na piśmie, a do niczego takiego nie doszło. Oznacza to, że traktat 2+4 nie zobowiązuje Polski do zamknięcia sprawy reparacji, czyli pozostawia ją otwartą. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę ówczesny kanclerz Niemiec Helmut Kohl, który przekonał strony traktatu 2+4, by o sprawach reparacji nie wspominać i nie wywoływać wilka z lasu. Kohl doprowadził do przyjęcia politycznego konsensusu w sprawie reparacji, ale to nie ma żadnego wpływu na kwestie prawne. Obecny stan prawny stwarza Polsce pełne możliwości stawiania roszczeń reparacyjnych. Zaprzeczanie temu wynika albo z reprezentowania obcych interesów, albo ze złej woli, albo ze zwykłej ignorancji.











niedziela, 28 września 2025

Koliszczyzna - na Wołyniu...


tekst nieskończony




Koliszczyzna lub koliwszczyzna (ukr. Коліївщина) – powstanie chłopskie pod przywództwem Maksyma Żeleźniaka i Iwana Gonty skierowane głównie przeciw szlachcie polskiej oraz ludności żydowskiej i duchowieństwu. 

Trwało od czerwca do lipca 1768 na Ukrainie Prawobrzeżnej i przejawiało się masowymi morderstwami Polaków, Żydów i duchowieństwa rzymskokatolickiego i unickiego, z których to pogromów największe rozmiary osiągnęła rzeź humańska. Powstanie stłumione zostało przez wojska rosyjskie i polskie. Liczbę ofiar koliszczyzny szacuje się od 100 000 do 200 000 zamordowanych.


czerwiec 1768 – lipiec 1768
Miejsce: Ukraina Prawobrzeżna
Terytorium: Rzeczpospolita Obojga Narodów
Przyczyna:
niezadowolenie chłopów z powodu ucisku pańszczyźnianego, nastroje antyszlacheckie i antypolskie kozaków oraz chłopów

Wynik: przegrana chłopów i kozaków


Strony konfliktu

Chłopi
Hajdamacy
Kozacy zaporoscy Rzeczpospolita Obojga Narodów
Rosja

Dowódcy

Maksym Żeleźniak, Iwan Gonta Franciszek Ksawery Branicki, Michaił Kreczetnikow



Definicja w historiografii

Przez Władysława Konopczyńskiego koliszczyzna określana była jako rewolucja chłopska.

Współcześnie Józef Gierowski określił ją jako wojnę chłopską, lub powstanie chłopskie, Władysław Serczyk jako powstanie, a Karol Grünberg i Bolesław Sprengel jako bunt, który przybrał skalę powstania zbrojnego.



Etymologia

Literatura przedmiotu przedstawia różną etymologię nazwy koliszczyzna:
- od okrzyku: „Koli! Koli!” (pol. „kłuj”), który miał być słyszany podczas mordów;
- od słowa „koł” (ukr. kił) – broni, którą jako jedyną mieli posługiwać się uczestniczący w koliszczyźnie ruscy chłopi;
- od słów „kolej”, „kolejno”, „po kolei”, które stanowią źródłosłów wyrażenia „służba kolejna”, tj. milicja kozacka w służbie magnackiej;
- od słowa kolij, które na Naddnieprzu oznaczało rzeźników wyspecjalizowanych w zabijaniu świń.



Geneza, preludium

Wypadki koliszczyzny po raz pierwszy systematycznie badała w roku 1790 specjalna komisja śledcza, powołana przez Sejm Czteroletni. 

We wnioskach stwierdziła, opierając się na zeznaniach żyjących jeszcze świadków i poszlakach, że bunt Żeleźniaka i Gonty wynikł z podpuszczenia rządu rosyjskiego.

Deputacja zastrzegła, iż nie znalazła „żadnych dowodów w pismach” i że ostateczne wyjaśnienie należy w tej kwestii pozostawić historii.


Tadeusz Korzon twierdził (1897), że komisja sądowa, wskazując na Rosję jako bezpośredniego winnego rebelii, zbyt poważnie potraktowała poszlaki w tej sprawie, m.in. podania ówczesnych świadków, którzy mieli widzieć przebranych oficerów rosyjskich między hajdamakami i wskazywać na Rosjan mieszkających w dostatku za granicą dzięki szybkiemu wzbogaceniu się w trakcie rzezi. Jego zdaniem posłowie mieli ten fakt wywodzić także z obserwacji działań władz rosyjskich, które nie karały wydanych im uczestników rebelii.


Za jedną z głównych przyczyn rzezi na Ukrainie Prawobrzeżnej, podnoszonych w historiografii, uznawana jest inspiracja i prowokacja Imperium Rosyjskiego. Twierdził tak już współczesny wydarzeniom Claude Carloman de Rulhière, autor dzieła Historia anarchii w Polsce, ówcześnie sekretarz poselstwa francuskiego w Petersburgu, i m.in. Józef Szujski i Władysław Konopczyński, a współcześnie m.in. Karol Grünberg i Bolesław Sprengel w monografii Trudne sąsiedztwo (2005) i Antoni Mironowicz, historyk prawosławia w Polsce (2008).


Władysław Konopczyński uważał (1911, 1936), że po ogłoszeniu w marcu 1768 aktu konfederacji barskiej Rosja, wykorzystując antypolskie nastawienie pańszczyźnianego chłopstwa ruskiego na Ukrainie, poddanego szlachcie i magnaterii, posłużyła się tym chłopstwem jako narzędziem przeciw konfederacji i jej zwolennikom, a Katarzyna II już w roku 1763 groziła ministrom Rzeczypospolitej hajdamakami. 

Konopczyński stwierdził, że Rosjanie byli oburzeni na barzan za ich próbę podburzenia sołdatów-Słowian, że wśród pojmanych przez ekspedycje karne było aż 87 Zaporożców i że sami generałowie rosyjscy nie wiedzieli, co sądzić o autentyczności Złotej Hramoty. 

Wszystko to czyni bardzo wiarygodnym przypuszczenie, że wprawdzie Zaliźniaka przysłał z Hramotą Melchizedek Jaworski, ale Melchizedeka pouczyły lub ośmieliły czynniki wojskowe, zależne organizacyjnie od Kolegium Wojny, tj. od Zachara Czernyszewa. 

Tadeusz Korzon (1897) i Władysław Serczyk (1968) uznawali bezpośrednią inspirację Petersburga za niepotwierdzoną. Tezę o rosyjskiej inspiracji popiera natomiast Antoni Mironowicz.



Za inne źródło koliszczyzny wskazywano działalność Cerkwi prawosławnej, która podsycała nienawiść do szlachty polskiej i Żydów u ludności prawosławnej zamieszkującej Naddnieprze. 

W literaturze zaznacza się osobiste zabiegi w tej sprawie archimandryty Melchizedeka (Znaczko-Jaworskiego), który wzywał chłopów ruskich do zbrojnej walki i utrzymywał kontakty z Kozakami, a zdaniem Tadeusza Korzona i Franciszka Rawity-Gawrońskiego miał działać na własną rękę, bez inspiracji administracji rosyjskiej. 

Mironowicz wskazuje, iż ihumen Melchizedek, jak również prawosławny biskup białoruski Jerzy posługiwali się w swojej działalności agitacyjnej hasłem obrony prawosławia przeciwko konfederatom barskim, którzy z kolei domagali się ograniczenia praw dysydentów w imię obrony katolicyzmu. Inni autorzy twierdzą, iż działalność Cerkwi prawosławnej w Polsce ukierunkowana była m.in. na doprowadzenie do likwidacji unii brzeskiej i tym samym odzyskanie przez prawosławnych tego statusu na wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej, jaki mieli przed unią brzeską z 1596. Mironowicz pisze natomiast, że Cerkiew nie dążyła już do likwidacji unii, a jedynie do zabezpieczenia własnego swobodnego funkcjonowania, konfederację barską zaś odebrała jako zagrożenie.


Paul Robert Magocsi widział przyczynę poparcia chłopstwa ruskiego dla buntu także w jego złej sytuacji ekonomicznej i społecznej.

Bezpośrednim inicjatorem buntu był Maksym Żeleźniak – poddany rosyjski, Kozak zaporoski, który wzywał do antypolskich wystąpień, powołując się przy tym na fikcyjny ukaz Katarzyny II, tzw. Złotą Hramotę, w którym caryca miała nakazywać wypędzanie z Ukrainy prawobrzeżnej polskiej szlachty, Żydów oraz kapłanów unickich.

Żeleźniak sformował swój pierwszy większy oddział w Chłodnym Jarze w pobliżu Monasteru Motronińskiego, którego przełożonym był Melchizedek (Znaczko-Jaworski). Wkrótce zaczęli dołączać do niego inni przybywający z Siczy Kozacy zaporoscy, a następnie (głównie już po wyruszeniu z obozu) licznie miejscowi chłopi ruscy.


------


Wypadki koliszczyzny po raz pierwszy systematycznie badała w roku 1790 specjalna komisja śledcza, powołana przez Sejm Czteroletni. 


We wnioskach stwierdziła, opierając się na zeznaniach żyjących jeszcze świadków i poszlakach, że bunt Żeleźniaka i Gonty wynikł z podpuszczenia rządu rosyjskiego.

Deputacja zastrzegła, iż nie znalazła „żadnych dowodów w pismach” i że ostateczne wyjaśnienie należy w tej kwestii pozostawić historii.



Czyli można przypuszczać, że Żeleźniak i Gonta to była agentura rosyjska?



A myśmy mieli komisję, która by systematycznie zbadała wypadki na Wołyniu w latach czterdziestych?

No, bezpośrednio po wojnie nie, ponieważ Polska znalazła się w kleszczach ubecko (niemiecko) - radzieckich i nie było takiej możliwości.

Żadna komisja nie ustaliła, z jakiego podpuszczenia "nacjonaliści" i "miejscowa ludność ukraińska" dopuściła się okrutnych mordów na nieuzbrojonych i pokojowo nastawionych polskich sąsiadów - nikt nawet w literaturze nie wysuwa takich pytań, wszystko jest precyzyjnie określone - "to nacjonaliści ukraińcy" i UPA..


A przecież wiemy, że przywódcy tych "nacjonalistów" - Szuchewycz czy Bandera- byli niemieckimi agentami.


No, może akurat na Szuchewycza nie ma dokumentów, nie ma „żadnych dowodów w pismach”, ale są poszlaki:

Roman Szuchewycz - wikipedia dla Polaków:

studia na Politechnice Gdańskiej w Wolnym Mieście Gdańsku, po roku (w 1926) przeniósł się na Politechnikę Lwowską,

Wyszkolenie wojskowe uzupełnił później w Niemczech oraz na kursach organizowanych przez OUN na terenie Wolnego Miasta Gdańska

Po agresji III Rzeszy i ZSRR na Polskę i rozpoczęciu okupacji niemieckiej w Polsce jesienią 1939 przybył do Krakowa, gdzie działał w tolerowanych przez okupanta strukturach OUN.

W roku 1941 zastępca dowódcy batalionu Nachtigall. Nachtigall stanowił część Drużyn Ukraińskich Nacjonalistów, utworzonych przez Abwehrę z ukraińskich nacjonalistów do zadań sabotażu i dywersji w planowanej wojnie z ZSRR.

żołnierze „Nachtigall” wzięli aktywny udział w pogromie: podjudzali do okrucieństwa, bili Żydów i strzelali do nich

Również w więzieniu NKWD, żołnierze „Nachtigalla” mieli popędzać i bić wywożących ciała Żydów. Potem na rozkaz niemieckiego oficera utworzyli szpaler i kłuli przebiegających Żydów bagnetami zabijając wielu z nich

Po rozwiązaniu w październiku 1941 przez Niemców batalionu, 1 grudnia 1941 Szuchewycz wraz z innymi żołnierzami batalionu podpisał roczny kontrakt na służbę w 201 batalionie policyjnym, [...] w stopniu kapitana (niem. Hauptmann) i został dowódcą kompanii. Służba była dobrowolna

Z uwagi na stosunek strat (40:1) zarówno Grzegorz Motyka, jak i Per Anders Rudling uważają, że ofiarą batalionu padała również ludność cywilna, a rzeczą dotychczas nie wyjaśnioną jest jego ewentualny udział w pacyfikacji także białoruskich wsi, gdyż źródła nie zawierają informacji na ten temat.

Według Rudlinga pomijanie przez ukraińskich weteranów 201 Batalion Schutzmannschaft w powojennych wspomnieniach szczegółowej lokalizacji geograficznej działań na Białorusi uniemożliwia powiązanie batalionu z konkretnymi zbrodniami dokonanymi na ludności cywilnej w danej miejscowości. Jego zdaniem rzekome antypartyzanckie działania miały być de facto kampanią zagłady, gdzie w raportach pod rubryką bandytów wpisywani byli rozstrzelani Żydzi.

Zdaniem ukraińskiego politologa Ołeksija Martynowa i historyka Adolfa Kondrackiego Batalion 201 wziął udział w represyjno-pacyfikacyjnych akcjach na Wołyniu i na Białorusi, w których popełnił zbrodnie na żydowskiej, białoruskiej i ukraińskiej ludności cywilnej [...] twierdzą, że jego żołnierze spalili tam żywcem 2875 osób

Według Martynowa i Kondrackiego Szuchewycz za służbę dla Niemiec otrzymał dwukrotnie Krzyż Żelazny.


Odpowiedzialność za czystki etniczne

Rola Romana Szuchewycza w podejmowaniu decyzji o przeprowadzeniu tzw. rzezi wołyńskiej nie została dotychczas w pełni wyjaśniona. 

Prokurator IPN Piotr Zając jako głównego decydenta w tej zbrodni wskazuje dowódcę UPA-Północ Dmytra Klaczkiwskiego, który podjął tę decyzję na własną rękę bez konsultacji z Prowodem OUN-B.

Niemniej Szuchewycz na III konferencji OUN-B w lutym 1943 r. należał do osób wymieniających Polaków jako największych wrogów Ukrainy i – według jednej z hipotez – złamanie ustaleń III Konferencji, mówiących jakoby o nierozpoczynaniu działań zbrojnych na dużą skalę na Wołyniu wiosną 1943 r., było efektem cichej umowy pomiędzy Klaczkiwskim a Szuchewyczem. 

Nie ulega wątpliwości, że antypolską czystkę na Wołyniu Szuchewycz po czasie zaakceptował i bronił Klaczkiwskiego przed zarzutami niektórych działaczy OUN.

W przypadku czystki etnicznej w Małopolsce Wschodniej Roman Szuchewycz, będąc wówczas komendantem głównym UPA, ludobójcze działania co najmniej koordynował. Najpóźniej w marcu Główne Dowództwo UPA wydało rozkaz wypędzenia Polaków pod groźbą śmierci. Szczegółowe instrukcje powtórzył rozkaz z maja 1944 r.:

W lipcu 1944 r. na Zjeździe UHWR Szuchewycz przyznał, że na Wołyniu miała miejsce „likwidacja” ludności polskiej jako odpowiedź na rzekomą współpracę Polaków z Niemcami. Odnośnie do sytuacji w Małopolsce stwierdził: „Dowództwo UPA wydało rozkaz wysiedlania Polaków, jeśli sami się nie przesiedlą. Ataki są kontynuowane.”.

W sprawie zbrodni popełnionych przez ukraińskich nacjonalistów na ludności polskiej Wołynia śledztwo prowadzi Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie. W sprawie zbrodni popełnionych w Małopolsce Wschodniej (województwa tarnopolskie, stanisławowskie i lwowskie) śledztwa prowadzi Oddziałowa Komisja ŚZPNP we Wrocławiu. Zbrodnie zostały zakwalifikowane prawnie jako ludobójstwo.

---


Nikt nie pyta, czy Bandera działał z podpuszczenia Niemców, ale Żeleźniak i Gonta - bardzo możliwe, że z podpuszczenia Rosjan - mówią o tym zeznania świadków i poszlaki.

Dlaczego nikt nie pyta o Niemców?

Bo Werwolf trzyma łapę na pulsie i pilnuje, by nigdzie taka informacja, takie przypuszczenie się nie pojawiło.

Mamy i dowody i poszlaki na agenturalną współpracę dówódców UPA z Niemcami.



Co wikipedia dla Polaków pisze o rzezi wołyńskiej:

Rzeź wołyńska[2][3] – ludobójstwo[4] dokonane przez nacjonalistów ukraińskich przy aktywnym[5], częstym wsparciu miejscowej ludności ukraińskiej[6][7][8] wobec mniejszości polskiej[9] byłego województwa wołyńskiego II RP (w czasie okupacji niemieckiej tego terytorium (sierpień 1941 – luty 1944) administracyjnie w składzie struktury okupacyjnej III Rzeszy Komisariat Rzeszy Ukraina), podczas okupacji terenów II Rzeczypospolitej przez III Rzeszę, w okresie od lutego 1943 do lutego 1944.


Zrozumiałeś?

Tu jest jakieś 45 słów - w jednym zdaniu.

I sześciu linijkach.


Dla przykładu - jedna linijka tutaj:

Rzeź gdańska – eksterminacja zbrojnej załogi polskiej i części cywilów Gdańska przez Krzyżaków 13 listopada 1308 roku.


Jeszcze raz:


Rzeź wołyńska[2][3] – ludobójstwo[4] dokonane przez nacjonalistów ukraińskich przy aktywnym[5], częstym wsparciu miejscowej ludności ukraińskiej[6][7][8] wobec mniejszości polskiej[9] 

byłego województwa wołyńskiego II RP

(w czasie okupacji niemieckiej tego terytorium (sierpień 1941 – luty 1944) administracyjnie w składzie struktury okupacyjnej III Rzeszy Komisariat Rzeszy Ukraina), 

podczas okupacji terenów II Rzeczypospolitej przez III Rzeszę, w okresie od lutego 1943 do lutego 1944.


Zrozumiałeś?

Po co w definicji na wstępie artykułu napiepszone tyle tych nazw? Żeby zaciemnić obraz, bo przecież takie uszczegółowienie można dopisać pod spodem w osobnych wersach, jak ktoś koniecznie chce tak doszczegóławiać...

Jeszcze raz:


Rzeź wołyńska – ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich przy aktywnym, częstym wsparciu miejscowej ludności ukraińskiej wobec mniejszości polskiej

byłego województwa wołyńskiego II RP

(w czasie okupacji niemieckiej tego terytorium (sierpień 1941 – luty 1944)

 administracyjnie w składzie struktury okupacyjnej III Rzeszy Komisariat Rzeszy Ukraina), 

podczas okupacji terenów II Rzeczypospolitej przez III Rzeszę, w okresie od lutego 1943 do lutego 1944.

to ja to skrócę:

Rzeź wołyńska – ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich przy aktywnym, częstym wsparciu miejscowej ludności ukraińskiej wobec mniejszości polskiej

byłego województwa wołyńskiego II RP

podczas okupacji terenów II Rzeczypospolitej przez III Rzeszę, w okresie od lutego 1943 do lutego 1944.

lepiej?

jaśniej?

i tak i nie


Rzeź wołyńska – ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich przy aktywnym, częstym wsparciu miejscowej ludności ukraińskiej wobec mniejszości polskiej byłego województwa wołyńskiego II RP


Polacy byli "mniejszością polską" w Polsce?

Hę?

Zwyczajowo termin "mniejszość" odnosi się do "mniejszości etnicznej/narodowej" określonej w prawie danego państwa, a tu jest inaczej, tylko, że dookreślono - na tle województwa (i pod zaborem niemieckim, po podziale administracyjnym)

Na terenie województwa wołyńskiego wg spisu z 1931 roku Polacy stanowili blisko 17% populacji, Ukraińcy 68%, a następna "mniejszość" to Żydzi - 10%...  

Mimo wszystko sądzę, że słowo to użyto postępnie i celowo, by umniejszyć znaczenie Polaków, by umniejszyć znaczenie mordów, oraz by jakoś "uzasadnić" dlaczego doszło do masakry. 

No bo wiecie - "mniejszość" to może "mało ich było"... jak w Gdańsku w 1308 roku, wiecie nie?

(cały czas rozpatrujemy sytuację, gdy informację czyta osoba niezorientowana w sprawie)


Jeżeli ktoś bardzo chce zaznaczyć, że Polaków było tam mniej niż Ukraińców, może napisać: "wobec obywateli polskich pozostających w mniejszości na tych terenach", ale po co, w jakim celu to podkreślać? I to W JEDNYM ZDANIU długim na 6 linijek i 45 (!) wyrazów? 

Przeciętny człowiek pamięta i kojarzy ze sobą ostatnie 5-7 wyrazów/ słów.


Należy zwrócić uwagę na zwroty:

w czasie okupacji niemieckiej tego terytorium 
w składzie struktury okupacyjnej III Rzeszy
podczas okupacji terenów II Rzeczypospolitej przez III Rzeszę


3 razy powtórzone, żeby się dobrze przyjęło i żeby dobrze zamazać winę morderców (oficjalnie o narodowości Ukraińskiej), bo przecież wszystko wydarzyło się pod okupacją niemiecką... sugestia, że to nie Ukraińcy są winni, tylko okupant - ten sam zabieg stosują ukraińskie media relacjonując pogrzeb pomordowanych w Płużnikach -  tam jednak dla odmiany było "po okupacją sowiecką" - i ani słowa o tym, że mordowali Ukraińcy - mordowały "wypadki", które tam zaszły...

no i - "mniejszość"... ten sam zabieg co w przypadku Rzezi Gdańska przez Krzyżaków - relatywizowanie przyczyn i ilości pomordowanych - że to tak naprawdę to było trochę... w Gdańsku wymordowano "nie mniej niż kilkadziesiąt i nie więcej niż kilkaset osób"....

Nie.

Tu chodzi o to, że wymordowano WSZYSTKICH Słowian - to była czystka etniczna, tak samo na Wołyniu i w całej Polsce w czasie II wojny światowej - to była czystka etniczna...


Sugestia, że to nie Ukraińcy są winni, tylko okupant - no tak, Niemcy są winni tak ogólnie, w domyśle..., Niemcy są winni w ogóle II wojnie światowej... ale w tych zdaniach chodzi o odwrócenie uwagi od Ukraińców.


i dalej


Ofiarami mordów, których kulminacja nastąpiła w lecie 1943, byli Polacy, w dużo mniejszej skali Rosjanie, Ukraińcy, Żydzi, Ormianie, Czesi i przedstawiciele innych narodowości zamieszkujących Wołyń. Nie jest znana dokładna liczba ofiar, historycy szacują, że zginęło ok. 50 tys. Polaków i w odwecie 2–3 tysiące Ukraińców

Cały czas mówimy o liczbie 100 000 - 200 000, nawet Onet pisze 120 tyś., a wikipedia podaje, że 50 000 ofiar. 

Zauważ - ukraiński IPN zezwolił na ekshumację w zeszłym roku i zaproponował, żeby nie liczyć szczątków dzieci 

"Według propozycji ukraińskiej z identyfikacji wypadłyby niemowlęta i dzieci"


A wg naszych danych dzieci stanowily nawet 50% ofiar - czyli?

Ze 100 tysięcy robi się 50 tysięcy, tak jak to nam podaje wikipedia kłamliwa... jeszcze niedawno widniała tam liczba 100 000, bo sprawdzałem. Cóż za synchronizacja...


Jest tam odnośnik do źródła, sprawdźmy, co tam jest:

  1.  „Liczba osób, które zginęły w określonym, choćby w przybliżeniu, czasie i miejscu (np. na terenie powiatu), i gdzie liczba zamordowanych dla wykazanych w pracy zdarzeń jest podana, wynosi co najmniej 36 543 – 36 750 Polaków. Rzeczywista liczba zamordowanych jest wyższa i według naszego szacunku wynosi 50 000–60 000 osób. W rzeczywistej liczbie zamordowanych mieszczą się: I. liczba zamordowanych Polaków ustalona dla wykazanych w pracy zdarzeń (tj. 36 543 – 36 750 osób); II. liczba szacowana. W liczbie szacowanej (II) znajdują się: 1) ofiary z miejscowości, dla których tylko częściowo ustalono liczbę zamordowanych Polaków (... +?); 2) ofiary z miejscowości, w których zginęła niewiadoma liczba Polaków (?); 3) ofiary z miejscowości, z których los Polaków jest nieznany.”, w: Władysław SiemaszkoEwa Siemaszko Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939–1945, Warszawa 2000, Wydawnictwo „von Borowiecky”, ISBN 83-87689-34-3 – podsumowanie strat polskich. Ryszard Torzecki, op.cit., s. 267 szacował straty ludności polskiej na Wołyniu na 30–40 tys. osób, co pokrywa się z liczbą 36 543–36 750 ofiar udokumentowanych w źródłach z pracy Władysława i Ewy Siemaszków (patrz wyżej).


z reguły takie odnośniki podają adres w internecie do źródla, albo tytuł książki,  autora itp. dane, ale nie tutaj - to wikipedysta pokazał cały swój spryt i podał nam cytaty z pracy naukowej, którą się podpiera

pewnie, żeby jakiś Maciej albo kto nie klikał dalej i nie wnikał - to już jest tutaj napisane, tak dla wygody oczywiście...


Czytaj wyraźnie:

Najpierw jest u góry napisane: Nie jest znana dokładna liczba ofiar, historycy szacują, że zginęło ok. 50 tys. Polaków i w odwecie 2–3 tysiące Ukraińców

 a potem w źródle:

W rzeczywistej liczbie zamordowanych mieszczą się:
I. liczba zamordowanych Polaków ustalona dla wykazanych w pracy zdarzeń (tj. 36 543 – 36 750 osób);
II. liczba szacowana.

W liczbie szacowanej (II) znajdują się:
 
1) ofiary z miejscowości, dla których tylko częściowo ustalono liczbę zamordowanych Polaków (... +?);
2) ofiary z miejscowości, w których zginęła niewiadoma liczba Polaków (?);
3) ofiary z miejscowości, z których los Polaków jest nieznany.”,

i źródło informacji:  

w: Władysław Siemaszko, Ewa Siemaszko Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939–1945, Warszawa 2000, Wydawnictwo „von Borowiecky”,– podsumowanie strat polskich.

Ryszard Torzecki, op.cit., s. 267 szacował straty ludności polskiej na Wołyniu na 30–40 tys. osób, co pokrywa się z liczbą 36 543–36 750 ofiar udokumentowanych w źródłach z pracy Władysława i Ewy Siemaszków (patrz wyżej).


Liczba szacowana nie jest podana! 

To skąd się wzięło 50 tysięcy z pierwszego zdania? Hę? Nie ma! Nie wiadomo! Wikipedysta napisał 50 tysięcy z kapelusza! Wg spisu z 1931 roku, Polaków na Wołyniu było blisko 350 tys.

Gdybyś nie czytał odnośnika do źródła informacji i gdybyś nie przeczytał tej informacji  ("no chyba nikt nie kłamnie tutaj... po co ktoś miałby kłamać...??") to byś został wprowadzony w błąd.

Pamiętamy: 

ich celem nie są ludzie dorośli, tylko młodzież szkolna, która "nic nie wie" i którą chcą za nas wychować tak, jak im pasuje.




...ale dalej:


w dużo mniejszej skali Rosjanie, Ukraińcy, Żydzi, Ormianie, Czesi i przedstawiciele innych narodowości zamieszkujących Wołyń.

zauważ: mniejszość niemiecka na Kresach mieszkała właśnie na Wołyniu, to tu było największe skupisko Niemców we wschodniej Polsce

i ani słowa o Niemcach - ani słowa.


Czyli co? 
Niemcy nie byli wyrzynani przez "ukraińców"?

Pod okupacją Niemiecką - może i nie, ale przecież... gdyby wszystkich wymordowali - kto by się dowiedział, kto to zrobił?





Poniżej mapy ze strony:  zpe.gov.pl


zpe.gov.pl/a/przeczytaj/D14p8f4yL

ZPE jest to Serwis Ministerstwa Edukacji Narodowej.


Rozmieszczenie grup narodowościowych w II RP. 
Źródło: Krystian Chariza i zespół, licencja: CC BY-SA 3.0.





Mapa II RP ukazująca procent ludności z niemieckim językiem ojczystym. Wskaż ziemie najliczniej zamieszkane przez Niemców i wyjaśnij, dlaczego tak się stało.

Źródło: Contentplus.sp. z o.o. na podstawie Maciej Szczepańczyk, Wikimedia Commons, licencja: CC BY-SA 3.0








wikipedia dla Polaków:

Ludność województwa wołyńskiego 1931 w powiatach według deklarowanego języka ojczystego

Ogółem

Ukraińcy – 1 426,9 tys. (68,4%)
Polacy – 346,6 tys. (16,6%)
Żydzi – 205,5 tys. (9,9%)
Niemcy – 46,9 tys. (2,3%)
inni – 59,6 tys. (2,8%) (w tym Czesi – 31,tys (1,5%), Rosjanie – 23,4 tys. (1,1%))

Według Drugiego Powszechnego Spisu Ludności z 9.XII.1931 r.


Na podstawie dokonanego przez Niemców spisu ludności przeprowadzonego w pierwszej połowie 1942 r. porównywanego przez nich z danymi szacunkowymi w 1939 r. okazało się, że ubytek ludności polskiej na Wołyniu podczas okupacji sowieckiej wyniósł 45 tysięcy osób.

zbrodniawolynska.pl/zw1/mapa-wojewodztwa-wolyns/powiat-lucki/12751,Powiat-lucki.html


Sięgnąłem do źródła podanego w wiki i spisałem z tabeli i tak, wg powiatów:

- Dubno - 2789
- Horochów - 4977
- Kostopol - 7545
- Kowel - 1813
- Krzemieniec - 118
- Luboml - 8
- Łuck - 17619
- Równe - 7458
- Sarny - 922
- Włodzimierz - 2778
- Zdołbunów - 856


RAZEM: 46 883 



upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/a/aa/Woj.wołyńskie-Polska_spis_powszechny_1931.pdf







Powiat łucki


wg wikipedii: 
ludność – 290,8 tys. osób (według spisu z 1931 r.)

Powiat w większości zamieszkany był przez ludność ukraińską liczącą 172,1 tys. osób (59,2%). Drugą narodowością pod względem ilościowym byli tam Polacy w liczbie 56,4 tys. osób (19,4%), poza tym to Żydzi i inne nieliczne grupy narodowościowe (ok. 21%) 


Tak pisze wikipedysta - nie zapominajmy jednak, że statystyki mówią nie o narodowości, tylko o języku ojczystym i tak:


polski - 56 446
ukraiński - 171 793
żydowski + hebrajski - 29 887 + 4255 =  34 142
niemiecki - 17 619
inne - 245+220+3909+6107+14+141= 10636
niepodane - 169

polski - 19,4 %
ukraiński - 59,1 %
żydowski + hebr - 11,7%
niemiecki - 6% 
inne - 3,7 %



Nas jednak bardziej będzie interesować wieś, ponieważ to tam głównie dokonywano pogromów, wobec tego od podanych liczb odejmuję ilości z rubryki "Miasta razem" i tak:

polski - 44 020                                 18  %           
ukraiński - 166 050                          67,8 %    
żydowski + hebr - 10 491                  4,3 %    
niemiecki - 16 595                            6,8 %       
inne - 7641                                         3,1 %
niepodane - 161                                 0,07 %

razem: 244 797 



Powiat równieński

ludność – 252,8 tys. osób (według spisu z 1931 r.)

polski - 36 990
ukraiński - 160 371
żydowski + hebrajski - 33 149 + 4335 =  37 484
niemiecki - 7458
inne - 113+140+4093+5817+11+85= 10 259
niepodane - 225

polski - 14,6 %
ukraiński - 63,5 %
żydowski + hebr - 14,6 %
niemiecki - 2,95 % 
inne - 3,7 %


odejmuję ilości z rubryki "Miasta razem" i tak otrzymuję:

polski - 25 457                                12,2 %         
ukraiński - 156 955                         75,4 %   
żydowski + hebr - 11 570                  5,6 %    
niemiecki - 7113                                3,4 %   
inne - 6823                                         3,3 %
niepodane - 218                                  0,1 %

razem: 208 136



Mam nadzieję, że wszystko dobrze spisałem i nic nie pomyliłem,

podsumowując te dwa powiaty, widzimy, że na wsi zamieszkiwała tam ludność o języku ojczystym:

polski - 44 020 + 25 457 =========== 69 477 
ukraiński - 166 050 + 156 955 ======= 323 005
żydowski + hebr - 10 491 + 11 570 ==== 22 061
niemiecki - 16 595 + 7113 ========== 23 708
inne - 7641 + 6823 =============== 14 464
niepodane ===================== 379

razem: 453 094

polski - 15,3 %
ukraiński - 71,3 %
żydowski - 4,9 %
niemieckie - 5,2 %
inne - 3,2 %
 

a wikipedia pisze: 

Ofiarami mordów, których kulminacja nastąpiła w lecie 1943, byli Polacy, w dużo mniejszej skali Rosjanie, Ukraińcy, Żydzi, Ormianie, Czesi i przedstawiciele innych narodowości zamieszkujących Wołyń.


Dlaczego nie wymienia się Niemców, którzy w tych dwóch rejonach na wsi stanowili pod względem wielkości trzecią grupę narodowościową?? 

Niemców było ponad 10 000 więcej niż "innych", których wymienia wikipedysta, o blisko 2 tysięce więcej niż Żydów.

Czy to jakaś tajemnica?
Jeżeli tak - to z jakiego powodu?

Hę?

Mając na uwadze swoje doświadczenie, że wikipedia jest bardzo proniemiecka i antypolska, to jeżeli były ofiary wśród Niemców - to wikipedia powinna to bardzo podkreślać - tymczasem - ani słowa o Niemcach!


W całym województwie

Niemcy – 46,9 tys. (2,3%)

inni – 59,6 tys. (2,8%):

w tym Czesi – 31,tys (1,5%), 
Rosjanie – 23,4 tys. (1,1%)


i wymienia się i Czechów i Rosjan i Ormian - ale Niemców nie.

Może Niemców nikt nie śmiał mordować?
Może Niemcy to byli przyjaciele UPA?

Tak, Niemcy to byli sojusznicy UPA.

Pytanie - czy pomagali mordować ludzi, czy brali w tym udział?
Skoro ani słowa - może nie. A może zostali policzeni jako Ukraińcy z UPA?
Trzeba to zbadać, jeśli jeszcze nie było.





a jaka jest różnica pomiędzy rokiem 1921 a 1931?

teraz muszę jeszcze sprawdzić  i opisać, gdzie było najwięcej pogromów.








strona:

zbrodniawolynska.pl/zw1/mapa-wojewodztwa-wolyns/powiat-lucki/12751,Powiat-lucki.html




W 1926 roku grupa niemieckich naukowców ruszyła na Wołyń i po powrocie przedstawiła publikację ze swoich badań. Raport robił wrażenie.

 - Wołyńscy Niemcy byli pokazani jak bardzo biedni ludzie, mieszkający nierzadko w glinianych chatach. To byli często ludzie, którzy nie zdawali sobie nawet sprawy, że są Niemcami – przypominał autor książki „Mniejszość niemiecka w międzywojennej Polsce”. Demonstrował również wykonane w tamtych latach zdjęcia, ukazujące wołyńskich Niemców_ - wieśniacy są na nich bardzo biednie odziani, a niektórzy z nich nie mieli butów.

maciejsynak.blogspot.com/2025/07/mniejszosc-niemiecka-na-woyniu.html















i dalej:

Analogiczne ludobójstwo zostało przeprowadzone przez oddziały UPA w pierwszej połowie 1944 roku na terenach sąsiadujących z Wołyniem województw: lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego, określanych w historiografii mianem Galicji Wschodniej bądź Małopolski Wschodniej. Stąd też niekiedy obie zbrodnie bywają traktowane jako jedna i określane wspólną nazwą: zbrodni (rzezi) wołyńsko-galicyjskiej lub wołyńsko-małopolskiej.


komplikowanie nazewnictwa prowadzi do zacierania informacji



Motywy eksterminacji

Nastroje antypolskie w szeregach ukraińskich nacjonalistów kształtowały się co najmniej od 1917 r. kiedy to z inspiracji bolszewickiej kozacy i ukraińscy chłopi dokonali mordów na polskiej ludności cywilnej, całe gospodarstwa, pałace i folwarki zostały obrócone w zgliszcza. Zbrodnie trwały kilka tygodni i pochłonęło nawet do 2 tysięcy ofiar

Kornel Makuszyński, bezpośredni świadek tych wydarzeń, napisał później we wspomnieniach:

„Może przyjdzie jeszcze ten czas, że i ten człowiek oszalały, co piłą rzezał człowieka i gwałcił dzieci, stanie nagle nieprzytomny z lęku przed ohydnem widmem tego czynu i człowiek się w nim odezwie? […] Dziki człowiek ukraińskiego stepu […] pojmie może […], że się stało za jego sprawą coś strasznego, że krwawemi rękoma zabił duszę swojej ziemi, zamęczywszy ludzi i zwierzęta, splugawiwszy ziemię, poraniwszy drzewa”[18].

W dwudziestoleciu międzywojennych greckokatolicki biskup diecezji stanisławowskiej Grzegorz Chomyszyn pisał:

„Nacjonalizm począł u nas przybierać cechy ducha pogańskiego, albowiem wprowadza pogańską etykę nienawiści, nakazując nienawidzić wszystkich, którzy są innej narodowości”[17][19].

W 1932 opublikował pracę „Problem ukraiński”, w której stwierdzał że, przyjęcie przez Ruś chrztu z Bizancjum, a nie z Rzymu, było wielkim nieszczęściem, gdyż sprawiło, że podstawowe prawdy wiary nie stały się zarazem zasadami postępowania wiernych w życiu codziennym


Władze II Rzeczypospolitej, mając na uwadze trudne doświadczenia z lat 1917–1918, podjęły natychmiastowe działania w celu polonizacji Kresów Wschodnich. Proces ten rozpoczęto od reorganizacji urzędów, z których usunięto osoby odmawiające złożenia przysięgi na wierność państwu polskiemu. Zniesiono również ukraińskojęzyczne katedry na Uniwersytecie Lwowskim, ograniczając dostęp do studiów wyłącznie dla osób które odbyły służbę w Wojsku Polskim[23].

W grudniu 1920 roku Sejm uchwalił ustawę, która umożliwiała zasłużonym żołnierzom i inwalidom wojennym z centralnej Polski nabywanie gospodarstw na Wołyniu na preferencyjnych warunkach. W rezultacie liczba Polaków w tym regionie wzrosła z 240 tysięcy w 1921 roku do niemal 340 tysięcy w roku 1931[24][25].

Równocześnie, Ukraińcy, oczekując korzystnej decyzji Rady Ambasadorów Ligi Narodów w sprawie Małopolski Wschodniej, podjęli działania oporu wobec polskich władz. Oficerowie Ukraińskiej Armii Halickiej na czele z Pułkownikiem Jewhenem Konowalcem powołali w 1920 roku Ukraińską Organizację Wojskową (UWO). Pierwszą akcją terrorystyczną UWO przeciwko rządowi II Rzeczypospolitej był nieudany zamach na marszałka Józefa Piłsudskiego 25 września 1921 roku we Lwowie.

Latem i jesienią 1922 roku, pod bezpośrednim przewodnictwem Konowalca, przeprowadzono serię akcji terrorystycznych i sabotażowych przeciw ludności cywilnej, znanych jako „pierwsze wystąpienie UWO”, obejmujących województwa lwowskie, tarnopolskie i stanisławowskie. Dochodziło do podpaleń gospodarstw, niszczenia mienia oraz ataków na posterunki policji i infrastrukturę. W ciągu kilku miesięcy UWO przeprowadziło około 300 akcji i sabotaży, w tym zamachy na Ukraińców dążących do porozumienia z Polakami[26].

Te wydarzenia skłoniły Radę Ambasadorów do przyznania ziem spornych Polsce, z zaleceniem przyznania autonomii lokalnym samorządom. Dodatkowo, prawa mniejszości narodowych w zakresie edukacji, sądownictwa oraz języka były teoretycznie gwarantowane przez mały traktat wersalski ratyfikowany przez Polskę w 1919 roku, jednak nie wszystkie jego postanowienia zostały w pełni wdrożone[27].


---------------




wikipedia dla Polaków:

Batalion „Nachtigall” (niem. Battalion Ukrainische Gruppe Nachtigall, pol. Słowik) – batalion Wehrmachtu złożony z Ukraińców i Niemców, uczestniczący w działaniach wojennych w początkach ataku III Rzeszy na ZSRR (VI-VIII 1941), w czasie II wojny światowej.



Zauważ - polskojęzyczni wikipedyści w hasłach dotyczących geografii Polski  np. o miastach - permanentnie dopisują niemieckie nazwy miast, a tutaj w definicji dodali wyrażenie:  "pol. Słowik" co wygląda tak, jakby były jakieś polskie oddziały tego niemieckiego batalionu i nazywały się Słowik. 

Bo to nie wygląda jak tłumaczenie słowa nachtigall, tylko jak NAZWA!! 
Jest napisane z Wielkiej litery.

"nachtigall" to słowik, ale takie rzeczy ewentualnie jak ktoś chce przetłumaczyć Polakom, co oznacza dana nazwa, dopisuje się w osobnym wersie, gdzieś jako dodatek, a nie jako równorzędny odnośnik w pierwszej linijce hasła.

To jest manipulacja, a nie błąd wikipedysty.



Porównaj na przykład hasło "Iława":




1 stycznia 1934 r. zmieniono nazwę na Stadt Deutsch Eylau (Stadt – pol. miasto)

Tu już nie przetłumaczone "Miasto"?




W każdej wersji językowej słowo "batalion" jest podane w odpowiedniej wersji językowej, ale nazwa "Nachtigall" oryginalnie po niemiecku i tak:

wiki niemiecka: 

Das Bataillon Nachtigall (ukrainisch Батальйон Соловей oder Батальйон Нахтіґаль)


wiki francuska: podaje tłumaczenie słowa Nachtigall

Le bataillon Nachtigall (« Rossignol », en français) 

"en français" znaczy "po francusku"

wiki angielska: podaje nazwę niemiecką, nazewnictwo angielskie i oryg. niemieckie

The Nachtigall Battalion (English: Nightingale Battalion), also known as the 
Ukrainian Nightingale Battalion Group (German: Bataillon Ukrainische Gruppe Nachtigall), or officially as Special Group Nachtigall (German: Sondergruppe 'Nachtigall') 

wiki włoska: podaje angielskie nazewnictwo i oryg. niemiecką nazwę - nie tłumaczenie

Il Battaglione Nachtigall (in inglese: Nightingale Battalion, in tedesco: Bataillon Ukrainische Gruppe Nachtigall), ufficialmente Gruppo Speciale Nachtigall


wiki hiszpańska: podaje nazwę niemiecką, całą nazwę w języku hiszpańskim i oryg. niemiecką

El Batallón Nachtigall, también conocido como el Grupo de Batallón de Ruiseñor de Ucrania (en alemán: Bataillon Ukrainische Gruppe Nachtigall )

wiki rosyjska: podaje w cyrylicy nazwę niemiecką i co znaczy słowo Nachtigall

Специальное подразделение (батальон) «На́хтигаль» (нем. Nachtigall «соловей»)

wiki ukraińska: pisze nazwę niemiecką w cyrylicy i podaje oryg. nazwę niemiecką

Нахтіґаль (легіон)
«Нахтіґаль» (нім. Battalion Ukrainische Gruppe Nachtigall)


wiki polska: podaje oryg. nazwę niemiecką i dopisuje do tego słowo Słowik

Batalion „Nachtigall” (niem. Battalion Ukrainische Gruppe Nachtigall, pol. Słowik)



a powinno być:

Batalion „Nachtigall” (niem. Battalion Ukrainische Gruppe Nachtigall, pol. Batalion Ukraiński Grupa Nachtigall ) albo

Batalion „Nachtigall” (niem. Battalion Ukrainische Gruppe Nachtigall ) 
i osobny wers co znaczy słowo nachtigell - po polsku "słowik"

ewentualnie:

Batalion „Nachtigall” ("Słowik" po polsku)


Jest różnica?
Jest.

I to tylko przypadkiem kliknąłem to nachtigall...



Wikipedia nie jest encyklopedią.
Wikipedia nie podaje nam faktów - tylko ich interpretację.
Wikipedia to w istocie - wypowiedź literacka.

To są tak naprawdę OPINIE wikipedysty nie poparte żadnymi danymi - jest to czysta literatura, żeby nie powiedzieć - beletrystyka, która pod osłoną OPINII - podsuwa nam bajki, fikcję, zwyczajnie oszukuje nas.

Stosuje tu coś, co można by określić jako "wiedzę potoczną", tyle, że z wiedzą nie mająca nic lub niewiele wspólnego (nadal ten termin i zjawisko sprawia mi problem jak je wytłumaczyć).


twórczość literacka - nie tylko w wikipedii - stanowi, w perspektywie wielu lat, wielkie zagrożenie dla istnienia państwa.

Dosłownie zagraża to istnieniu państwowości i fizycznej egzystencji - podobnie jak "moda" na lgtb.

Jest to bardzo realne POLICZALNE zagrożenie, które można opisać LICZBOWO za pomocą danych statystycznych.




niemiecka wiki:

"W czasie II wojny światowej Pomorze zostało przyłączone do Reichsgau Gdańsk-Prusy Zachodnie. Teren województwa został przekazany nowym okupacyjnym obszarom administracyjnym i strukturom. Ponieważ Polska ani nie skapitulowała, ani nie zgodziła się na zmiany terytorialne, akty te pozostały jednostronną samowolą Niemiec bez uznania w świetle prawa międzynarodowego."

Czyli co? Rzeczpospolita (w tym woj. wołyńskie) - istniała, tylko - nie posiadała struktur? Jak dzisiaj III Rzesza, która istnieje wg dokumentów i prawa niemieckiego?

Czy jest więc uprawnione pisać "byłego województwa wołyńskiego" ? Może się od kogoś dowiem.






pl.m.wikipedia.org/wiki/Koliszczyzna

wiadomosci.onet.pl/swiat/szef-ukrainskiego-ipn-wskazal-termin-ekshumacji-jest-reakcja-polski/bhqsecj

.tysol.pl/a139502-ekshumacje-ofiar-rzezi-wolynskiej-wedlug-propozycji-ukrainskiej-z-identyfikacji-wypadlyby-niemowleta-i-dzieci

pl.wikipedia.org/wiki/Roman_Szuchewycz

pl.wikipedia.org/wiki/Batalion_„Nachtigall”

pl.wikipedia.org/wiki/Województwo_wołyńskie_(II_Rzeczpospolita)



Prawym Okiem: Mniejszość niemiecka na Wołyniu

Prawym Okiem: Wypowiedź literacka, czyli wikipedia

Rzeź gdańska – Wikipedia, wolna encyklopedia

de.wikipedia.org/wiki/Woiwodschaft_Pommerellen_(1919–1939)#Faktische_Auflösung_der_Woiwodschaft_im_Zweiten_Weltkrieg