Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą II wojna światowa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą II wojna światowa. Pokaż wszystkie posty

środa, 18 grudnia 2024

Skąd się wzięła nazwa Gotenhafen?




Czytamy uważnie.





przedruk





Skąd się wzięło Gotenhafen, okupacyjna nazwa Gdyni? Nowe fakty



Jan Daniluk

17 września 2023 (artykuł sprzed 1 roku)





W dzisiejszej siedzibie Urzędu Miasta Gdyni także w czasie wojny także urzędowała administracji miasta (Stadtverwaltung Gotenhafen). Lata II wojny światowej. Zbiory prywatne.

Podczas II wojny światowej Gdynia nosiła nazwę "portu Gotów", a więc Gotenhafen. Dokument, odkryty przez autora kilka dni temu w berlińskim archiwum, rzuca nowe światło na to, jak tę nazwę wybierano i jakie jeszcze propozycje brano pod uwagę.


Przemianowanie Gdyni na Gotenhafen nastąpiło 19 września 1939 r., specjalnie z okazji przyjazdu Adolfa Hitlera do Gdańska i Sopotu. Führer odwiedził także Gdynię, ale dopiero dwa dni później - 21 września (często można spotkać się z pomyłką w tej kwestii).

Dodajmy jednak, dla porządku, że przemianowanie było bezprawne, a sam proces zmiany nazwy nie został zresztą odpowiednio sformalizowany.


Jak powstała nazwa Gotenhafen? Nowy trop

Wspomniany na samym początku dokument to rodzaj notatki, która pozwala wyjaśnić przynajmniej część wątpliwości, które do tej pory funkcjonowały odnośnie pojawienia się nazwy Gotenhafen. Po pierwsze dowiadujemy się, że między 14 a 18 września 1939 r., tj. od dnia, kiedy Gdynię zajęły wojska niemieckie (poza Kępą Oksywską, gdzie bronili się jeszcze Polacy) do wigilii przyjazdu Adolfa Hitlera, Albert Forster wystosował prośbę do Ericha Keysera, by ten zaproponował nowe nazwy dla zajętego właśnie polskiego miasta.

Zanim przejdziemy dalej, warto zatrzymać się, i przypomnieć, kim były obie wymienione osoby.





Gauleiter-zbrodniarz i jego zaufany historyk

Albert Forster to postać doskonale znana. Niemiecki polityk, narodowy socjalista, zbrodniarz wojenny. Był wieloletnim gauleiterem gdańskiego okręgu NSDAP, a po wybuchu wojny - rozszerzonego na cały, nowy Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie, obejmującego m. in. większość z ziem międzywojennego województwa pomorskiego. Stal na czele nie tylko struktur partyjnych, ale i administracji cywilnej (jako namiestnik Rzeszy).

(foto i opis)
Niemiecki polityk, narodowy socjalista, zbrodniarz wojenny Albert Forster - to prawdopodobnie on jest autorem okupacyjnej nazwy Gdyni - Gotenhafen. Po wojnie został skazany na karę śmierci. Egzekucję wykonano w Warszawie.

Wcześniej, tj. we wrześniu i październiku 1939 r. pełnił funkcję szefa administracji cywilnej w tymczasowych strukturach administracji wojskowej. Jako taki tworzył struktury administracji na podbitych terenach polskich. Mógł - i wszystko wskazuje, ze miał - bezpośredni wpływ także na nadanie nowej nazwy dla zajętej Gdyni.




Erich Keyser to też osoba znana, choć zapewne mniej. To z całą pewnością najważniejszy historyk niemiecki w Gdańsku w okresie międzywojennym, zagorzały zwolennik Deutsche Ostforschung, czyli zaangażowanej politycznie humanistyki, na czele z historią i archeologią. Te dziedziny nauki były wprzęgnięte w działalność propagandową, mającą na celu udowodnienie wyższości narodu i dziedzictwa niemieckiego.


(foto i opis)
Niemiecki historyk Erich Keyser.
To on, na prośbę Forstera, opracował propozycje nowych nazw dla będącej pod niemiecką okupacją Gdyni.



Należał do NSDAP. Od 1926 r. stał na czele Krajowego Muzeum Historii Gdańska (otwartego w marcu 1927 r.), które swoją siedzibę miało w Pałacu Opatów. W latach II wojny światowej placówka ta została przekształcona w Okręgowe Muzeum Historii Prus Zachodnich.


Pierwsza (i zwycięska) koncepcja: Goci

Na prośbę Forstera Keyser przygotował cztery propozycje - nie tyle konkretnych nazw, co raczej inspiracji dla nich (z jednym wyjątkiem, o czym dalej). Prośba była najpewniej pilna - notatka jest dość krótka, uzasadnienia lakoniczne.


Pierwsza inspiracja jest tą, która ostatecznie zwyciężyła. Keyser zasugerował nawiązanie do obecności w dawnych czasach na Pomorzu Gdańskim Gotów, których ślady obecności były już wówczas znane (dziś są to artefakty czy wykopaliska identyfikowane z kulturą wielbarską). Gotów uznawano (i uznaje dziś nadal) za jedno z plemion wschodniogermańskich. Przypomnienie Gotów miało więc wyraźny wymiar propagandowy.




Herb miasta Gdynia (Gotenhafen) w latach okupacji niemieckiej



(foto i opis)
Nagłówek papeterii nadburmistrza Gdyni (Gotenhafen) w latach II wojny światowej. Po lewej widoczny herb - normański, srebrny drakkar w błękitnym polu (BArch, NS 1/2417).




Podobne intencje przyświecały Keyserowi w formułowaniu trzech pozostałych propozycji, choć z dzisiejszej perspektyw wydają się zaskakujące.


Pomysł drugi: jedyna niemiecka nazwa

Wskazał na Kamienną Górę (Steinberg), cytując historyka - "w istocie jedyną nazwę niemiecką na terenie Gdyni", a ponadto dotyczącą terenu "ważnego militarnie i krajobrazowy".


Pomysł trzeci: nawiązanie do Wikingów

Kolejny pomysł dotyczył Oksywia (Oxhöft). Keyser przypomniał, że to najstarsza część Gdyni, a ponadto "jej nazwa pochodziła z czasów wikingów".

Na marginesie ciekawostka: w polskich kręgach decyzyjnych w latach 20. XX w. pojawiła się koncepcja, by planowane miasto nazwać nie od osady Gdynia, ale właśnie od większej (posiadającej własny kościół), choć położonej zdecydowanie dalej, wsi Oksywie.


Pomysł czwarty: Miasto Zatoki

Wróćmy jednak do Keysera. Najbardziej egzotyczną wydaje się czwarta koncepcja ówczesnego dyrektora muzeum historii Gdańska. Wskazał na nazwę Zatoki Puckiej (Putziger Wiek), która też miała rzekome pochodzenie normańskie (wikińskie). Tym samym można było nawiązać. W tym wypadku jedyny raz sam Keyser pokusił się o zaproponowanie konkretnej nazwy: Gdynię miano przemianować na Wiekstadt lub Wiekort.




Kto wymyślił "Gotenhafen"?

Jak wspomniano, Keyser jedynie przygotował na szybko, by nie powiedzieć - "na kolanie" - krótką notatkę, w której wskazał możliwe rozwiązania. Gdyni nie przemianowano jednak na Gotenstadt czyli Miasto Gotów, lecz na Gotenhafen - Port Gotów.

Kto był więc bezpośrednim pomysłodawcą tej nazwy? Nie wiadomo, choć moim zdaniem wiele wskazuje na samego Forstera.

Na marginesie: początkowo mylono zapis nowej nazwy. W pierwszych tygodniach okupacji niejednokrotnie pojawiał się zapis w postaci Gotenhaven, zbliżony do nazwy innego, ważnego dla Kriegsmarine (podobnie, jak Gdynia) miasta - Wilhelmshaven.


Trudne miasto Gdynia

Na koniec warto się zastanowić, dlaczego Niemcy - mając przecież do dyspozycji w jęz. niemieckim nazwę dla Gdyni, czyli Gdingen - zdecydowali się na wprowadzenie nowej.

Podobne kroki poczynili także dla innych miast polskich: kilka miesięcy później dla Łodzi i Brzezin (odpowiednio: Litzmannstadt i Löwenstadt), a w 1941 r. dla Płocka (Schröttersburg). W przypadku Gdyni zaskakuje jednak szybkość tej decyzji (tym można tłumaczyć m. in. początkowo rozbieżność w zapisie) i jej symboliczność.


Wymienione wcześniej przykłady Łodzi, Brzezin i Płocka odnosiły się jednak do konkretnych osób, które - mniej lub bardziej bezpośrednio - wiązały się z historią tych miast. W przypadku Gdyni sięgnięto po nieco abstrakcyjnych Gotów.

Powód jest znany: Gdynia jako miasto powstałe praktycznie od podstaw i z gwałtownie rozwijającym się portem była (mimo jej licznych mankamentów) jednak sukcesem II RP. Sukcesem, wizytówką, z którą niezwykle trudno było się zmierzyć niemieckiej administracji.

W przeciwieństwie np. do Bydgoszczy, Torunia czy Grudziądza, które rozwijały się w XIX w. w ramach Królestwa Prus, w Gdyni propaganda niemiecka miała niewiele "punktów zaczepienia", by nie tyle uzasadnić (tego i tak nie musiała robić), ile by usankcjonować okupację i oswoić miasto dla jej nowych, niemieckich mieszkańców.


Jak walczono z dziedzictwem polskiej Gdyni

Stąd poza takimi zabiegami, jak niszczenie śladów polskości (likwidacja pomników, polskich nazw ulic itd.), Niemcy zasadniczo przyjęli dwie, podstawowe strategie propagandowe.

Po pierwsze starano się nie tyle akcentować niemieckie dziedzictwo z XIX w. czy początku XX w. (praktycznie go nie było), ile podkreślać chaotyczny i niekontrolowany rozwój Gdyni w ramach II RP, po czym przeciwstawiać go szeroko zakrojonym (choć niezrealizowanym nawet w połowie!) zamierzeniom niemieckich planistów.








O autorze


Jan Daniluk

- doktor historii, adiunkt na Wydziale Historycznym UG, badacz historii Gdańska w XIX i XX w., oraz historii powszechnej (1890-1945).













Skąd się wzięło Gotenhafen, okupacyjna nazwa Gdyni? Nowe fakty

facebook.com/gotenhafen.eu







piątek, 22 listopada 2024

Sabotaż 1939?

 



za wiki:




Pod koniec lat 30. XX w. z narastającą groźbą najazdu niemieckiego, krótkofalowcy skupieni w PZK kładli duży nacisk na wykorzystanie krótkofalowców oraz ich sprzętu i umiejętności do celów obronnych.

Jednak sieć łączności amatorskiej przygotowana na wypadek wojny przez PZK została zburzona na skutek wydania zarządzenia Ministerstwa Poczt i Telegrafów w 1939 r. nakazującego rozmontowanie stacji i zwrot zezwoleń.









????

Jaki był tego cel??










isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU19390880561/O/D19390561.pdf



isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/DocDetails.xsp?id=WDU19390880561
isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/ByYear.xsp?type=WDU&year=1939&vol=88

isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/ByYear.xsp?type=WDU&year=1939




czwartek, 31 października 2024

Groźby niemieckiego publicysty




wiki:



III Rzesza (niem. Drittes Reich) – nieoficjalna nazwa państwa niemieckiego pod rządami Adolfa Hitlera i NSDAP w latach 1933–1945. Oficjalnie państwo nosiło nazwę Rzesza Niemiecka (Deutsches Reich), od 1938 (po Anschlussie Austrii) używano także nazwy Rzesza Wielkoniemiecka (Großdeutsches Reich), a przez Hitlera i propagandę narodowosocjalistyczną państwo często określane było jako Rzesza Tysiącletnia (Tausendjähriges Reich).

Państwo Niemcy przyjmowało nazwę Rzesza w poprzednich wiekach swojego istnienia. Jako I Rzesza istniało Święte Cesarstwo Rzymskie (niem. Heiliges Römisches Reich) w latach 962–1806, zaś następnie jako II Rzesza istniało Cesarstwo Niemieckie (niem. Deutsches Kaiserreich) w latach 1871–1918. Po I wojnie światowej została powołana do życia Republika Weimarska (1918–1933). Niemieckie słowo „Reich” oznacza w zasadzie „imperium”, jest używane także w stosunku do innych dużych monarchii jak Cesarstwo Rzymskie czy Japonia. Pojęcie „Republika Weimarska” jest terminem historycznym, a nie urzędową nazwą państwa. Urzędowa nazwa niemieckiego państwa w latach 1919–1938 brzmiała „Deutsches Reich” (pol. „Rzesza Niemiecka”).






 

"To były Niemcy, niemieckie państwo, które dziś nadal istnieje."




Rozumiem, że te słowa dotyczą III Rzeszy, a nie dzisiejszych Niemiec,

 III Rzeszy, czyli cesarstwa niemieckiego, które wg Niemców nadal istnieje, ale nieformalnie i o czym nikt na świecie nie wie, tak?












przedruk






Publicysta: Kto myśli o reparacjach, musi liczyć się z roszczeniami Niemiec


Dodano: dzisiaj 11:47

Na łamach dziennika "Frankfurter Allgemeine Zeitung" ukazał się tekst, w którym autor przekonuje, że Niemcy nie tylko nie są już nic nikomu winni w kwestii wojennych reparacji, ale że sami byli ofiarami II wojny światowej.


Prezydent Niemiec Frank Walter Steinmeier udał się z wizytą do Grecji. W Atenach na czekała na niego niemiła niespodzianka. Tamtejsi politycy przypomnieli prezydentowi RFN kwestię niezapłaconych wojennych reparacji. Według greckiego rządu, Berlin powinien zapłacić 400 mld euro jako zadośćuczynienie za popełnione zbrodnie.

Steinmeier stwierdził jednoznacznie, że choć moralna i historyczna wina Niemców pozostaje niezmienna, to z punktu widzenia prawa międzynarodowego kwestia reparacji jest zamknięta.


Szokujący artykuł

Podobnego zdania jest niemiecki komentator Reinhard Mueller. Na łamach "Frankfurter Allgemeine Zeitung" przekonuje, że stanowisko Niemiec podkreślające moralną odpowiedzialność za zbrodnie wojenne powinno zostać przemyślane, ponieważ "pozostaje ono bez echa".






"Niemiecka postawa najwidoczniej nie prowadzi ani w Polsce, ani we Włoszech do przywrócenia pokoju (...) 
To były Niemcy, niemieckie państwo, które dziś nadal istnieje. 
Ale kwestia reparacji została już dawno temu rozwiązana. A nawet, gdyby nie została rozwiązana, to od dawna nie ma na nią miejsca" – pisze Mueller.


Komentator posunął się nawet do ostrzeżenia skierowanego do każdej ze stron, która będzie chciała w przyszłości podnieść kwestię niezapłaconych reparacji. 
Napisał bowiem, że takie państwa muszą liczyć się "z roszczeniami strony przeciwnej", ponieważ "zbrodnie na Niemcach pozostają zbrodniami".


"Wypędzenie i zamordowanie milionów (Niemców), naloty lotnicze przeciwko ludności cywilnej, maltretowanie jeńców wojennych i utrata jednej czwartej terytorium państwa – to także trudno oddać w liczbach" – wyliczył publicysta i dodał, że


 "europejska integracja nie oznacza grubej kreski, ale nowy początek, który nie polega na stałym demonstrowaniu wyblakłych rachunków".











takie państwa muszą liczyć się "z roszczeniami strony przeciwnej"

"zbrodnie na Niemcach pozostają zbrodniami".


"europejska integracja nie oznacza grubej kreski

ale nowy początek"










Agresja Niemiec jest nieunikniona

Wygrajmy w końcu tę wojnę, wygrajmy wojnę z Niemcami.








Prawym Okiem: Stutthof cz. 4 (Autostrada czy wojna?)

Prawym Okiem: Niemieckie granice

Prawym Okiem: Ziemia faluje...



pl.wikipedia.org/wiki/III_Rzesza

Niemiecki dziennikarze: "Nie" dla reparacji wojennych





sobota, 26 października 2024

Zagrożenie w Niemcach



przedruk




Prof. Paweł Skrzydlewski: Dziś Niemców trzeba się bać


22.10.2024 16:47

- Dziś moim zdaniem to ma właśnie miejsce w Niemczech i dlatego trzeba się bać Niemców. Gdyby jednak Niemcy zrobili autentyczny rachunek sumienia i wyrzekli się zła, gdyby naprawili, co jest w ich mocy z tego, co złego wyrządzili naradom Europy – z pewnością mogliby stać się autentyczną i pozytywną siłą Europy - mówi Annie Wiejak Prof. Paweł Skrzydlewski po konferencji Schuman Trimarium Forum.


W Akademii Zamojskiej zakończyła się trzydniowa konferencja Schuman Trimarium Forum. Jakie są Pana Profesora główne wnioski z dyskusji podczas paneli? Co uważa Pan za najistotniejsze?

Prof. Paweł Waldemar Skrzydlewski: Konferencja była doskonałym przykładem dyskusji rzeczowej i ukazującej niezwykle aktualne problemy Europy, problemy skoncentrowane przede wszystkim na naszej tożsamości europejskiej. We wszystkich spotkaniach podkreślano, i to wydaje się mi najważniejszą dziś konkluzją z poczynionych spotkań, że Europa ze swymi narodami i suwerennymi państwami jest przede wszystkim dziełem wychowawczej działalności Kościoła Katolickiego. Innymi słowy wykazywano, że nie istnieje ona bez tego co Kościół wniósł w Jej życie. A zatem sama jedność europejska nie polega na unifikacji struktur administracyjnych, prawnych czy też ekonomicznych, ale na tym co leży w sferze życia duchowego ludzi.

Podkreślano, że Kościół przyniósł społecznościom europejskim nie tylko personalizm, czyli najważniejszą i najbardziej trafną wizję człowieka z jego godnością, prawami i podmiotowością, ale także Kościół dał narodom określony ład prawny oraz określoną kulturę społeczną, która tworzona jest na mocy poznanej prawdy. Kultura ta jest na wskroś personalistyczna i zarazem narodowa. Jej źródła tkwią w wolnej twórczości ludzi inspirowanych miłością człowieka i Pana Boga.

To co pragnę podkreślić, to to, że zarówno Węgrów jak i Słowaków, Polaków i Czechów, także nacje krajów bałtyckich oraz Ukraińców łączy przekonanie, że należy żyć tak, aby nie zatracić swej tożsamości, nie zatracić suwerenności poszczególnych państw. Temu przekonaniu towarzyszyło również silne dążenie do jedności, ale nie tej wynikającej z biurokratycznych struktur, z apriorycznej i ideologicznej polityki UE, ale jedności braterstwa narodów, społeczności wolnych i suwerennych, złączonych bardziej dobrowolną i serdeczną przyjaźnią, niż literą jednoznacznie pojętego prawa. Pragnę także podkreślić, że konferencja miała miejsce w Akademii Zamojskiej – uczelni obchodzącej w tym roku 430 – lecie swego powstania, uczelni powołanej nie tylko do poznawania prawdy, ale także do budowania życia publicznego, obywatelskiego w Europie. Jan Zamoyski – fundator uczelni – chciał aby była ona „kuźnią” życia obywatelskiego, aby jej absolwenci nie tylko byli dobrymi i mądrymi ludźmi, ale także pożytecznymi obywatelami, umiejącymi współtworzyć życie narodowe i państwowe.

Nadzieja w Trójmorzu, zagrożenie w Niemcach

Jakie są szanse na to, że Trójmorze - na wzór Roberta Schumana, drogą gospodarczych i politycznych posunięć - doprowadzi do odrodzenia europejskiej wspólnoty i jej powrotu do chrześcijańskich korzeni? Czy w ogóle posiada ono taki potencjał?

Sługa Boży Robert Schuman pragnął z całą pewnością w pierwszej kolejności dla całej Europy pokoju - pokoju, który nie tyle jest stanem braku wojny, ale przede wszystkim efektem dobrego życia, w ładzie moralnym, religijnym i ekonomicznym.

Schuman doskonale zdawał sobie sprawę, że ten ład i pokój może być tam osiągnięty, gdzie jest sprawiedliwość, czyli oddanie tego, co się słusznie należy ludziom, ale i Panu Bogu, także narodom. Wiedział, że bez sprawiedliwości, jak i bez przemiany serc ludzkich uszlachetnionych Łaską Boga - tego pokoju nie będzie. W związku z tym, jeśli w Europie ma być pokój, ten prawdziwy pokój, który daje nam sprawiedliwość - życie w przyjaźni z Panem Bogiem – to narody Europy muszą żyć sprawiedliwie i być otwarte na dary Pana Boga.

Dziś widzimy, i to podkreślano w dyskusjach, że w Europie nie ma sprawiedliwości, nie ma też otwartości na Boga, a nawet jest pochwała „międzynarodowego łotrostwa, kunktatorstwa” i bezbożnictwa, widocznego chociażby w ateizacji, aborcji czy praktykach eutanazyjnych. Jest dziś także u wielu prominentnych polityków UE tendencja do budowy swoistego „raju na ziemi” – oczywiście bez Pana Boga i jego praw, bez poszanowania sprawiedliwości, bez liczenia się z prawami narodów.

Dla nas Polaków ten brak sprawiedliwości widoczny jest szczególnie na przykładzie działań państwa niemieckiego, które w żaden sposób nie chce zrekompensować tych potężnych zbrodni, gwałtów, krzywd, jakich dokonały Niemcy na Polakach, ale przecież nie tylko na nich, bo i na Grekach, Czechach, Ukraińcach, Żydach i Rosjanach, wielu innych narodach. Przecież w samych obozach koncentracyjnych zbudowanych przez państwo niemieckie wymordowano w bestialski sposób 6 milionów ludzi. Jak mocno też zrujnowano naszą gospodarkę, ile ukradziono naszych dóbr? Na Zamojszczyźnie szczególnie bolesne są te wszystkie sprawy, bo i tu była przecież wielka zbrodnia - Aktion Zamość.

Czy zatem można budować jedność tylko na gospodarce, bez sprawiedliwości i poszanowania praw? Jestem przekonany, że nie jest to możliwe. Jako filozof wiem, że dobra materialne – raczej różnią i dzielą ludzi niż jednoczą i łączą. Przecież jeśli ktoś np. ma i używa jakiś kawałek ziemi, czy też samochód – to nie używa, i nie ma go, w tej samej chwili inny człowiek. Jedność – prawdziwa unia, jest tylko tam, gdzie jest wolność i prawa wola u ludzi, gdzie jest ów chrześcijański duch braterstwa.


Jak duże zagrożenie stanowi dla Trójmorza rozwijający się w Europie neokomunizm, który stara się przekształcić wspólnotę w zdominowane przez Niemcy superpaństwo?



Niemcy i to od kilku wieków są podzielone cywilizacyjnie, kulturowo, są duchowo pęknięte i duchowo chore. Pęknięcie to jest bardzo poważne i w XX wieku ujawniło się w postaci nie tylko „Hitlera”, imperializmu niemieckiego i pogardy w stosunku do nie-aryjczyków, których w sposób „przemysłowy” mordowano w obozach śmierci.

W zbrodniach bezpośrednio i pośrednio, uczestniczył praktycznie cały naród niemiecki – od sprzątaczek i listonoszy, przez urzędników państwowych i profesorów uniwersyteckich. Mordowali nie tylko „naziści” z SS ale także studenci i robotnicy, chłopi, sklepikarze. Dopóki Hitler odnosił militarne sukcesy - na zbrodnie przyzwalała cała społeczność niemiecka.

Po II Wojnie Światowej bardzo niewielu zbrodniarzy ze społeczności liczącej osiemdziesiąt milionów poniosło karę – (zalewie kilkuset), a same zbrodnie zostały przemilczane, zamiecione pod dywan. Szkoły i uniwersytety niemieckie fałszowały pamięć historyczną, mówiąc, że sami Niemcy stali się ofiarami nazizmu.

Tak oczywiście też było, bo przecież tuż przed 1939 rokiem lekarze i pielęgniarki niemieckie zlikwidowali w ramach polityki eugenicznej około 200 tys. niemieckich obywateli, chorych, zamkniętych w zakładach leczniczych. Ale przecież w czasie wojny ginęły całe miliony Słowian i Żydów – całe narody, które w myśl niemieckiego obłędu rasistowskiego zostały przeznaczone do likwidacji.

Problem współczesny, jaki odnajdujemy w Niemczech, to nie tylko neokomunizm, ale przede wszystkim to niemieckie samouwielbienie, to ta pycha, która nakazuje bardzo wielu Niemcom „kochać siebie z wzajemnością”, to ta niemoralność, która zaślepia i prowadzi wprost do jakiegoś demonicznego samouwielbienia siebie, ponad wszystko, ponad cały świat.

Czy pamiętamy dziś słowa niemieckiego hymnu państwowego - Deutschland, Deutschland über alles, über alles in der Welt? To niemieckie samouwielbienie prowokuje Niemców do takiego spoglądania na innych, by widzieć w nich tylko niewolników, zasoby, które należy wykorzystać. Niemcy, którzy moralnie nie godzą się na tę germańską butę, na to neopogańskie samouwielbienie, nie mogąc znaleźć dogodnego gruntu życia duchowego, jakie daje chrześcijaństwo, ogólnie kultura klasyczna, popadają często w nihilizm i różne ideologie, które tylko deklaratywnie różnią się od tego „niemieckiego pruskiego ducha”. Neokomunizm, tak jak i wojujący ekologizm w Niemczech (i nie tylko tam), łatwo przeradzają się w budowę utopijnych projektów społecznych.

Dziś moim zdaniem to ma właśnie miejsce w Niemczech i dlatego trzeba się bać Niemców. Gdyby jednak Niemcy zrobili autentyczny rachunek sumienia i wyrzekli się zła, gdyby naprawili, co jest w ich mocy z tego, co złego wyrządzili naradom Europy – z pewnością mogliby stać się autentyczną i pozytywną siłą Europy.

Dziś jednak nie ma w nich ani skruchy, ani znajomości prawdy o nich samych; dziś nie chcą słuchać ani Świętego Jana Pawła II, ani też swego rodaka Benedykta XVI, nie chcą też słuchać swego wielkiego rodaka -Niemca F. W. Förstera, który pisał, że „Naród niemiecki nie może się jednak pojednać z pozostałym światem dopóty, dopóki nie pojedna się z prawdą”.


"Niemcy przekupują i zastraszają elity państw Trójmorza"


W jaki sposób nowo lewicowa ideologia wpływa na bezpieczeństwo państw Trójmorza? Czy jako obywatele mamy powody do obaw?


Obawy są i to bardzo poważne, bo Niemcy w przeważającej większości, ale nie wszyscy – nie chcą się „pojednać z prawdą”.

Bez tego pojednania z prawdą o nich samych - nie będzie także ich właściwego odniesienia do narodów Europy. Widzimy dziś, że politycy niemieccy czynią wszystko aby usunąć z terenów Niemiec wojska amerykańskie, aby osłabić wpływ na siebie Ameryki i jednocześnie czynią prawie wszystko, aby związać się gospodarczo z surowcami z Rosji. Próbują także kolaborować z Chinami.

Przy tym czynią wiele, aby interes gospodarczy Niemiec zawsze dominował i kierował polityką UE. W ramach tego Niemcy wpływają na elity polityczne krajów Trójmorza, zastraszają je lub przekupują, tak aby uczynić ich powolnymi dla polityki niemieckiej. Ta ma cały czas charakter imperialny, szowinistyczny i niemoralny.

Elementem tej polityki jest też antagonizacja narodów i państw Trójmorza, uzależnienie na wielu polach państw i narodów, od tego co jest w Niemczech, bo przecież wszyscy powinni rozumieć to, że Deutschland, Deutschland über alles, über alles in der Welt.

Jestem przekonany, a to przekonanie podzielał także Robert Schuman, że dopóki Niemcy nie wkroczą na drogę „ducha Ewangelii” i nie zaczną Tym Duchem żyć – nie mogą być źródłem większego dobra dla krajów Europy i świata. Jestem również przekonany, że istnieje dziś poważne niebezpieczeństwo przeszczepienia tego złego niemieckiego ducha prusacyzmu i samouwielbienia na inne narody. Gdyby się tak stało, to Europie groziłaby znowu jakaś nowa hekatomba.

Schuman Trimarium Forum dało przestrzeń do prawdziwej debaty uniwersyteckiej - było tam miejsce na różne punkty widzenia i dyskusję w oparciu o argumenty. Czy nie odnosi Pan wrażenia, że współcześnie za mało posługujemy się logiką i argumentami, a zbyt wiele miejsca pozostawiamy dla emocji? Jakie to ma konsekwencje?

Mówiąc o debatach, dyskusjach i dialogu – należy pamiętać o tym, co stanowi o wartościowości debat, dyskusji i dialogu. Nie zależą one tylko od logiki, siły retorycznej i poprawności, racjonalności argumentów.

Najważniejsza jest tu wola poznania prawdy i wola wierności prawdzie. Oczywiście ma tu także znaczenie cała gama naszych emocji, które w czasie dyskusji się pojawiają.

To co jednak jest dla dyskusji najbardziej niebezpieczne to wola zamknięcia się u dyskutantów na prawdę, na jej poznanie i to poznanie w całym bogactwie. O rzetelnym dyskutowaniu i o wartościowym dialogu uczyło wielu, ale dziś najbardziej cenne są nauki Niemca – Papieża Benedykta XVI, który podkreślał, że celem dyskusji ma być nie tyle perswazja, ugoda, konsensus – ale poznanie i uszanowanie prawdy. Wraz z tym, fundamentalnie ważny jest szacunek dla osoby, która stara się w dyskusji pokazać nam prawdę.

W czasie konferencji odczuwałem cały czas tę miłość prawdy, ten szacunek dla niej, tę wolę jej uszanowania, podzielenia się nią. To jest dla mnie najcenniejszy owoc tego spotkania i jak sądzę tego typu spotkania w ramach upowszechniania nauki Roberta Schumana będą miały miejsce wiele razy w Akademii Zamojskiej. Przecież jest to dziś druga historycznie uczelnia wyższa w Polsce, to zobowiązuje.

Współpraca w ramach Trójmorza

Podczas Schuman Trimarium Forum po raz kolejny podkreślano potrzebę współpracy pomiędzy uczelniami Trójmorza. Dlaczego ta współpraca jest tak istotna dla tego regionu?

Pamiętajmy o tym, czym są w ogóle uczelnie – wszystkie akademie. To wspólnoty ludzi miłujących prawdę i pragnący tę poznaną prawdę w miłości przekazywać całemu światu, wszystkim, którzy chcą słuchać. Akademia jest obok świątyni – kościoła najpiękniejszym miejscem w cywilizacji Zachodu.

Gdyby zabrakło akademii i realizacji misji akademii w krajach europejskich – musi czekać nas bardzo trudny czas, może nawet upadek cywilizacji Zachodu.

Kulturę bowiem musimy tworzyć w oparciu o poznaną prawdę, i to prawdę o wszystkim, prawdę dostępną dla nas, prawdę ostateczną i w miarę pełną. Prawdy takiej nie dadzą nam dziś media, fora, na których spotykają się politycy i wizjonerzy. Tu potrzebny jest trud i spokój, odpowiedzialność, kompetencja i doświadczenie. Tego wszystkiego wymagamy od profesorów, od uczonych, którzy mają powinność poznawać prawdę i ją przekazywać innym, także jej bronić, jak uczył tego w dziele Contra gentiles św. Tomasz z Akwinu. Pamiętajmy również, że akademie są miejscami krzewienia edukacji czyli wielu różnorodnych aktów miłosierdzia w dziedzinie życia intelektualnego. Edukacja jak uczył tego św. Tomasz z Akwinu jest procesem uwalniania człowieka od zła niewiedzy, niezrozumienia, nieumiejętności. Ten akt miłosierdzia wymaga nie tylko znajomości samej prawdy i sztuki jej przekazywania, obrony, analizy – ale przede wszystkim także miłości człowieka, to jest tego, kto nie umie, nie rozumie, nie potrafi. Czasami ten brak – to zło, prowokuje profesorów, nauczycieli do jakiegoś lekceważenia, czy też wyszydzania nierozumnych, nie znających się na rzeczy studentów. Taka jednak postawa jest czymś co zabija edukację i samą akademię, jest czymś co hańbi profesorów, bo ukazuje w nich ich pychę a nadto brak miłości bliźniego. Konferencja w Zamościu była pięknym przykładem dyskusji akademickiej, w której szanowano prawdę, jak także i tych, którzy ją dopiero poznawali.

W jaki sposób Pana uczelnia wpisuje się w trójmorską współpracę? Jakie działania podjęliście Państwo dotychczas i jakie są dalsze plany?

Akademia Zamojska jest uczelnią, która może się pochwalić historią aż pięciu wieków. Była i jest po to by kształcić przede wszystkim polską młodzież, ale także młodzież ze wschodu Europy, Ukrainy, Mołdawii. To jest nasze kulturowe promieniowanie ku Wschodowi, ale chcemy, aby temu promieniowaniu towarzyszyła przede wszystkim wola poznania prawdy oraz dobre przygotowanie do życia społecznego w wymiarze praktycznym.

Dlatego edukację klasyczną łączymy z praktyczną nauką z obszaru zdrowia czy też spraw publicznych.
Po latach dominacji w obszarze Trójmorza państwowości rosyjskiej, głęboko antyludzkiej i antychrześcijańskiej, bardzo ubogiej i niebezpiecznej, takiej edukacji klasycznej, ale także dającej szansę na pracę, na utrzymanie się i godziwe życie – bardzo dziś potrzebujemy.

Jestem przekonany, że ów logos i etos Akademii Zamojskiej został już zauważony w Polsce, a dzięki takim konferencjom jak ta, ma szansę promieniować na wiele krajów Trójmorza. To wszystko dziś się już zresztą dzieje, bo jest żywa i owocna współpraca z Ukrainą, także innymi krajami Europy środkowej choćby przez nasze spotkania polonijne, których było już kilka. Zamość nieprzypadkowo i nie bez podstawy był przez lata nazywany Padwą Północy, miastem doskonałym. Wiem że nasza uczelnia i nasze miasto ogromie spodobało się wielu uczestnikom, sami deklarują powrót do nas, powrót do Akademii Zamojskiej. Z pewnością będzie okazja do powtórzenia tych wszystkich naszych doświadczeń, jakie dała nam konferencja.

Ze swej strony deklaruję, że chcę, aby spotkania takie odbywały się cyklicznie, zostały stałym elementem naszego życia akademickiego.



Rozmawiała Anna Wiejak

[Artykuł ukazał się w październikowym numerze Schuman Optics Magazine]




Autor: Anna Wiejak






Prof. Paweł Skrzydlewski: Dziś Niemców trzeba się bać







piątek, 18 października 2024

"Skarb Finckensteinów".







przedruk



Pod Iławą kręcili pierwszy odcinek nowego serialu History Channel. Bo „dzieje Ziem Odzyskanych fascynują”!


Pochodzi z Dolnego Śląska, jego dziadek był wśród pierwszych po wojnie polskich osadników w Górach Sowich. - Doskonale znam, rozumiem klimat Ziem Odzyskanych, bo sam się na nich wychowałem. I jestem pewien, że te tereny wciąż pełne są tajemnic, które tylko czekają, aby je odkryć - mówi nam Łukasz Kazek, dziennikarz, poszukiwacz i przewodnik, a także autor książek i reportaży. Również: filmów, które publikuje na "History Story" - własnym kanale na YouTubie oraz realizuje dla kanału History Channel.

- Historia Waszych ziem, dzisiejszego województwa warmińsko-mazurskiego, dawnych Prus Wschodnich, jest podobna - mówi Łukasz Kazek, który na przełomie lipca i sierpnia spędził w okolicach Iławy dwa tygodnie, właśnie u nas zbierając materiały do pierwszego odcinka swojej nowej serii "Tajemnice Ziem Odzyskanych", realizowanej dla History Channel.

Wcześniej autor nakręcił dla tego kanału dwa sezony historycznego serialu "Tajemnice Dolnego Śląska"; teraz postanowił wyruszyć m.in. na północ. Warmia i Mazury oraz Pomorze, również Opolszczyzna - to części kraju, gdzie przez około 7 miesięcy zbierał materiały do nowej serii.

Dzieje tych ziem są fascynujące - co do tego nie ma wątpliwości także wydawca.


- Po klęsce nazistowskich Niemiec w 1945 roku części byłej Trzeciej Rzeszy zostały włączone do Polski. Wyjeżdżający Niemcy pozostawili swoje domy, wsie i miasta, które następnie zostały zasiedlone przez Polaków przybywających pociągami, ciężarówkami i pieszo. Ci nowi osadnicy odkryli sekrety i skarby na terenach znanych jako Ziemie Odzyskane, co wywołało powszechną fascynację, która trwa aż do dziś... - czytamy w materiałach History Channel. - Nowy program "Tajemnice Ziem Odzyskanych" już od 22 października w każdy wtorek o 21:00 na kanale History!


- Dzieciństwo spędziłem w Walimiu pod Wałbrzychem; to niewielka wiejska gmina - opowiada autor "Tajemnic". - Byłem też przez około 10 lat radnym, na szczeblu gminnym i powiatowym, znam więc problemy takich "małych ojczyzn". I jestem przekonany, że ich społeczności warto wspierać, choćby poprzez organizację takich wydarzeń, które mają szansę zarazić pasją do historii!

O czym więc będzie lokalny odcinek "Tajemnic"? Tutejszemu Czytelnikowi - i widzowi - wiele powie już sam tytuł inauguracyjnej części nowej serii: "Skarb Finckensteinów".


- Tak, oczywiście - mowa jest o skarbie odnalezionym w roku 2017 przez Patryka Lessmana - potwierdza ten trop Łukasz Kazek. - Patryk uczestniczył zresztą w nagraniach, podczas wizji lokalnej wrócił do tamtych zdarzeń, w bardzo żywy sposób przywołując swoje wspomnienia.


Dziś ten skarb - depozyt rodziny von Finckenstein - archiwum pałacowe i rzeczy osobiste należące do hrabiego Hansa Joachima von Finckensteina i jego bliskich, członków jednej z najbardziej wpływowych pruskich rodzin - są pod opieką Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie.

Autor serii jest przekonany, że rodowy depozyt rzeczywiści wart jest uwagi i z entuzjazmem opowiada o tym, jak bogatym - i wciąż jeszcze nie do końca zbadanym - jest źródłem.


- Składa się na niego m.in. notes hrabiego; to rodzaj pamiętnika, ale też wizytówki, dane przyjaciół... Uwaga! Wciąż nieprzetłumaczone z języka niemieckiego - podkreśla Łukasz Kazek. - Łatwo można sobie wyobrazić, jak właściciel wyjmuje ten notes z marynarki, kładzie na stoliku. Z pozoru zwykły, codzienny przedmiot - a zabiera nas w jednej chwili prosto do innej epoki!


Inny przykład? Depozyt to skarb także w tym najbardziej oczywistym znaczeniu tego słowa - a przynajmniej taką miał wartość w momencie jego składania. Były tam bowiem także pieniądze; w realiach okresu, z którego pochodzą - duże pieniądze.


- Tysiąc banknotów 100-markowych - precyzuje Łukasz Kazek. - W latach 40-tych za taką kwotę można było z pewnością kupić porządną kamienicę, kilka samochodów albo potężne gospodarstwo - wymienia. - Za jeden taki banknot można byłoby na pewno przeżyć z tydzień albo i dłużej. Dla przykładu, w 1944 roku chleb kosztował 31 fenigów, 5 kg ziemniaków 50 fenigów, litr mleka - 23 fenigi. Masło było drogie, bo kosztowało 3 marki, był to wówczas synonim luksusu.

Rodowy depozyt to bogate i wciąż jeszcze nie do końca zbadane źródło historyczne - mówi Łukasz Kazek.





Ciekawostek jest więcej. Wśród "skarbów historii" są np. spisane cyrylicą notatki żołnierza Armii Czerwonej, ze stycznia 1945 roku.


- W pierwszej pisze on do innych żołnierzy, aby nie krzywdzili gospodarzy, gdyż ci dobrze ich przyjęli. Kolejna notatka to już informacja, że rosyjscy żołnierze zabierają Finckensteinom wszystko, co ci posiadają - przybliża szczegóły Łukasz Kazek. - Można symbolicznie przyjąć, że 500-letnia historia tego potężnego pruskiego rodu kończy się wraz z tymi dwiema notatkami czerwonoarmisty



.
JEST... JESZCZE JEDEN "SKARB", JESZCZE JEDEN RODOWY DEPOZYT

Rozmowy z regionalistami, ale też poszukiwania w terenie, z wykrywaczami, doprowadziły do odkrycia podczas prac na naszym terenie kolejnego depozytu. Na szczegóły musimy poczekać do premiery filmu, ale Łukasz Kazek już teraz komentuje, że odkrycie zgodne jest ze wspomnieniami córki hrabiego i pozostawionymi mapami. Pozostaje czekać na premierę! To już 22 października wieczorem - w telewizji albo na żywo, z udziałem autora, w Suszu.



Tekst: Marta Chwałek.



A która ręka pisała cyrylicą?

wtorek, 8 października 2024

O niepodległość - ciągły wysiłek





Wszystko wymaga wysiłku - dom, praca, związek, rodzina, wychowanie -


i państwo i niepodległość też.







przedruk




Czy Donald Tusk sprzeda Polskę? Szef Ordo Iuris alarmuje: Polska może ponownie zniknąć z politycznych map świata



– Do 2026 roku Polska może ponownie zniknąć z politycznych map świata. I nie ma w tym cienia przesady – podkreśla mec. Jerzy Kwaśniewski, szef Ordo Iuris w najnowszym Newsletterze Instytutu. Jak to możliwe? Otóż zgodnie z rezolucją Parlamentu Europejskiego z listopada 2023 roku, „cechy suwerennego Państwa Polskiego mają zostać oddane zreformowanej, nowej Unii Europejskiej”. – Po ponownym wyborze Ursuli von der Leyen na Przewodniczącą Komisji Europejskiej, proces reformy przyspiesza, a kluczową rolę ma w nim odegrać… polski rząd z Donaldem Tuskiem na czele – alarmuje mec. Kwaśniewski.

Jak czytamy, już za trzy miesiące Polska obejmie prezydencję w Unii Europejskiej. – Działając ręka w rękę z niemiecką przewodniczącą Komisji, Donald Tusk przez pół roku będzie miał szczególny wpływ na decyzje Brukseli. Coraz częściej można usłyszeć – w tym między innymi od śledzącego uważnie politykę UE Jacka Saryusz-Wolskiego – że zadaniem Donalda Tuska będzie przeprowadzenie wielkiej, traktatowej reformy – wskazuje.

Mec. Kwaśniewski przypomina, że Instytut Ordo Iuris od roku przewodzi w budowie europejskiego frontu sprzeciwu wobec oficjalnej procedury zmian w traktatach UE. Dlatego właśnie powstał raport „Po co nam suwerenność?”, który ma już swoje wydania w kilku językach. To także serie infografik uświadamiających opinię publiczną w jakiej sytuacji jesteśmy. Instytut dotarł także do najważniejszych ośrodków analitycznych Europy i USA oraz polityków partii suwerennościowych i liderów opinii, a także do ludzi ze sztabu Donalda Trumpa.


– Osobiście odbyłem też kilkadziesiąt spotkań w Polsce, gromadząc na nich łącznie tysiące słuchaczy. Polacy – zaaferowani narastającym kryzysem, kataklizmem powodzi, podwyżkami cen prądu – bez naszej kampanii informacyjnej mogliby nie dostrzec skali zagrożenia dla Państwa i Narodu. Wszystkim rozmówcom wyjaśniamy, że autorzy zmian w traktatach UE chcą odebrać nam prawo do decydowania o sprawach ochrony życia i rodziny, programie edukacji, ale także o regulowaniu gospodarki, o podatkach, a nawet o wydatkach zbrojeniowych! Bruksela chce nabyć prawo do dowodzenia polską armią, do zastępowania polskich ambasad unijnymi, czy do przejmowania kontroli nad granicami państwowym i polityką migracyjną – podkreśla szef Ordo Iuris.

A jak przypomina, zarówno twórcy reformy, jak i Parlament Europejski powołują się w oficjalnej treści rezolucji na plan politycznego przekształcenia Europy ogłoszony w „Manifeście z Ventotene” przez komunistę Altiero Spinellego.

– Ten radykalny dokument zakłada likwidację państw, granic i tożsamości narodowych, ograniczenie własności i dziedziczenia, a – nade wszystko – wyraża najgłębszą pogardę dla demokracji, zalecając zaprowadzenie w Europie dyktatury partii europejskiej. Fakt, że „Manifest” umieszczono w treści rezolucji inicjującej reformę UE pokazuje, jak pewni siebie są autorzy zmian – wskazuje mec. Kwaśniewski.

Jak czytamy, „aby to wszystko było możliwe, Donald Tusk musi przekonać nowe kraje UE do przyjęcia 267 poprawek do traktatów UE. W tym celu Komisja Europejska już zaprzestała krytykowania Polski, a jej coroczny raport na temat praworządności chwali reżimowe metody rządzenia tak premiera jak i ministra sprawiedliwości Adama Bodnara. Nowym komisarzem UE ds. budżetu został dawny szef gabinetu Donalda Tuska. Jego pierwszym zadaniem, ogłoszonym przez Ursulę von der Leyen, będzie uzależnienie dostępu państw do europejskich środków od lojalnego wdrażania polityki gender i Zielonego Ładu”.

Zdaniem prezesa Ordo Iuris, w świetle tych planów proces pacyfikowania polskiej opozycji oraz niszczenia niezależnych instytucji państwa nabiera zupełnie nowego znaczenia. – Rząd odmawia posłuszeństwa orzeczeniom Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego, zapowiada odbieranie od sędziów swoistych hołdów i oświadczeń o „czynnym żalu”. Upolityczniona prokuratura Adama Bodnara prześladuje przeciwników politycznych, ale także kapłanów i organizatorów patriotycznych demonstracji. Na zlecenie rządu, policjanci wtargnęli do siedziby Krajowej Rady Sądownictwa, Prokuratury Generalnej, telewizji publicznej czy Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Brutalnie spacyfikowano protesty rolnicze – wylicza mec. Kwaśniewski.

I pyta – dlaczego unijni urzędnicy wydają się być jakby ślepi na to bezprawie? Odpowiedź jest oczywista: milcząca akceptacja eurokratów oraz ich wsparcie dla fali rządowego bezprawia ma swoją cenę – a będzie nią niepodległość Polski.

Dlatego Instytut Ordo Iuris podejmuje zdecydowane działania, by wznieść naprzeciw projektu „Państwa Europa” silną i międzynarodową koalicję oporu. Mec. Kwaśniewski w swoim liście szczegółowo opisuje podjęte aktywności, takie jak zorganizowanie we wrześniu br. w Warszawie wraz z The Heritage Foundation międzynarodową konferencję ekspercką. Wybrzmiał tam zdecydowany głos, że należy zatrzymać radykalną centralizację Unii Europejskiej, bo jej negatywne skutki odczuje cały świat. A konferencja, to początek dalszych, wspólnych działań. Podkreśla też jak ważna jest obecność Instytutu na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych, skąd także nadchodzą regularnie ataki na polską suwerenność. Dość wspomnieć tylko Szczyt Przyszłości i przyjęcie dokumentu promującego cele Agendy 2030. A przecież globaliści chcą forsować narzucanie kolejnym państwom aborcji oraz wulgarnej edukacji seksualnej. Potrzeba też mocnego głosu w obronie życia i rodziny…

„Współpraca jest kluczowa dla skutecznej obrony suwerenności narodów europejskich, zagrożonych przez postępującą centralizację Unii Europejskiej. Tylko jako wielka koalicja możemy stawić opór radykałom, którzy od lat forsują swoją agendę w ramach UE i ONZ. Powstrzymanie budowy Państwa Europa zależy od milionów zwykłych Europejczyków, którzy muszą się przebudzić i wyrazić swój sprzeciw” – wskazuje mec. Kwaśniewski.

Źródło: Ordo Iuris

MA








niedziela, 6 października 2024

Ekshumacje na Wołyniu









przedruk



IPN: 55 tys. Polaków w dołach śmierci na Wołyniu czeka na odnalezienie


2022-07-11, 17:29





55 tys. Polaków nadal leży w dołach śmierci na Wołyniu czekając na odnalezienie, ekshumację i pochówek; kolejne 60-70 tys. osób czeka na odnalezienie w innych częściach Ukrainy - mówił dr Leon Popek (IPN) podczas poniedziałkowych obchodów 79. rocznicy tzw. rzezi wołyńskiej w Lublinie.


Dr Popek, wicedyrektor Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa IPN przypomniał, że spośród 60 tys. Polaków zamordowanych na Wołyniu tylko 3 tys. miało katolicki pochówek. Podczas sześciu ekshumacji, stwierdził dr Popek, do tej pory wydobyto ciała ok. 800 osób.


„55 tys. Polaków leży nadal w dołach śmierci czekając na odnalezienie, ekshumację i pochówek. Obliczamy, że na Wołyniu jest ok. 10 tys. dołów śmierci. Kolejne 60-70 tys. osób w kolejnych 10 tys. dołach śmierci czeka na odnalezienie, ekshumację i pochówek w dawnych województwach: lwowskim, stanisławowskim i tarnopolskim” - powiedział historyk, podczas lubelskich obchodów Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej.

W rozmowie z PAP Popek podał, że od 1990 r. jeździ porządkować groby na Wołyniu i na początku zauważał dużą otwartość i życzliwość ze strony miejscowych Ukraińców i władz najniższego szczebla. Natomiast współpraca z władzami centralnymi układała się różnie.


Jego zdaniem, wybuch wojny był momentem przełomowym.

„Zaskoczyło nas to, że już w kwietniu, maju, Ukraińcy zaczęli spontanicznie porządkować polskie cmentarze” - powiedział. Jako przykłady podał porządkowanie cmentarza obrońców Przebraża i mogił w Ostrówkach. „Takich cmentarzy tylko na Wołyniu uporządkowano ponad dziesięć” – dodał historyk.

Według niego, Ukraińcy pomagają porządkować cmentarze, bo widzą jak Polacy przyjmują ich rodaków uciekających przed wojną. O tragedii Wołynia trzeba mówić, bo doświadczenia m.in. z Buczy i Irpienia sprawiają, że Ukraińcy lepiej rozumieją postawę Polaków.

 „to jest praca na 100 lat, na wiele pokoleń”.

„Nie ma miejscowości polskich, nie ma już świadków - za wyjątkiem tych, którzy złożyli zeznania i spisali wspomnienia - którzy by wskazali miejsca orientacyjne, gdzie znajdują się doły śmierci” – powiedział historyk. Dodał, że poszukiwania utrudnia teren, który od 1943 r. zmienił się diametralnie. „Zaledwie 10-20 proc. wszystkich prac kończy się odnalezieniem” - stwierdził.

11 lipca obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP.


Święto związane jest z rocznicą wydarzeń z 11 i 12 lipca 1943 r., kiedy UPA dokonała skoordynowanego ataku na polskich mieszkańców ok. 150 miejscowości w powiatach włodzimierskim, horochowskim, kowelskim i łuckim. Wykorzystano fakt gromadzenia się w niedzielę 11 lipca ludzi w kościołach. Doszło do mordów w świątyniach m.in. w Porycku (dziś Pawliwka) i Kisielinie. Około 50 kościołów katolickich na Wołyniu zostało spalonych i zburzonych.


Badacze obliczają, że tylko tego jednego dnia, 11 lipca, mogło zginąć ok. 8 tys. Polaków – głównie kobiet, dzieci i starców. Akcja UPA była kulminacją trwającej już od początku 1943 r. fali mordowania i wypędzania Polaków z ich domów, w wyniku której na Wołyniu i w Galicji Wschodniej zginęło ok. 100 tys. Polaków.


Sprawcami Zbrodni Wołyńskiej były Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów – frakcja Stepana Bandery, podporządkowana jej Ukraińska Powstańcza Armia oraz ludność ukraińska uczestnicząca w mordach polskich sąsiadów. OUN-UPA nazywała swoje działania "antypolską akcją". To określenie ukrywało zamiar, jakim było wymordowanie i wypędzenie Polaków. Za przeprowadzenie ludobójczej czystki etnicznej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej na polskiej ludności cywilnej bezpośrednią odpowiedzialność ponosi główny dowódca UPA, Roman Szuchewycz.(PAP)


sobota, 5 października 2024

Ziemia faluje...

 

Stutthof cz. 6 (Ziemia faluje) 


cytaty z wikipedii - zwykłą czcionką

mój komentarz - kolorem

 




 

Plan obozu Stutthof

 






 

Berlin - Pomnik Pomordowanych Żydów Europy







za wikipedią:
 
Pomnik upamiętniający zagładę Żydów podczas II wojny światowej, jest głównym miejscem pamięci ofiar Holocaustu w Niemczech

Budowę rozpoczęto 1 kwietnia 2003 roku, a zakończono 15 grudnia 2004 roku

Pomnik, według projektu Petera Eisenmana, został wybudowany w latach 2003–2005 w centrum Berlina (Berlin-Mitte), na powierzchni 19 tys. m². Został on odsłonięty 10 maja 2005 i od 12 maja [dwa dni później - MS] jest dostępny dla publiczności. W pierwszym roku pomnik odwiedziło ponad 3,5 mln osób. Zajmuje teren ograniczony ulicami: Ebertstraße, Behrenstraße, Gertrud-Kolmar-Straße i Hannah-Arendt-Straße.

Składa się z 2711 betonowych bloków-steli (po jednym na każdą stronę Talmudu) ustawionych w równoległych szeregach z niewielkim odchyleniem od pionu. Najwyższe bloki mierzą 4,7 m wysokości. Na obrzeżu pomnika rośnie 41 drzew. Między szeregami bloków znajdują się wybrukowane kostką przejścia o szerokości 95 cm.
 
 







W skład pomnika wchodzi podziemne muzeum (Izba pamięci) o powierzchni 930 m², mieszczące sale wystawowe o pow. 778 m², salę odczytową o pow. 106 m² i księgarnię o pow. 46 m².



W oddali widoczny Reichstag, siedziba niemieckiego parlamentu (Bundestagu).


Pomnik znajduje się w miejscu dawnego muru berlińskiego, gdzie niegdyś miasto dzieliła "pas śmierci"

[mur biegł wzdłuż ulicy Ebertstrasse i "okrążał" Bramę Brandenburską, czyli - niemiecki łuk tryumfalny - MS]

W czasach III Rzeszy na tym terenie znajdowała się miejska willa Josepha Goebbelsa, a na południu pobliska Kancelaria Rzeszy i bunkier Führera.  Pomnik znajduje się w pobliżu wielu zagranicznych ambasad Berlina.

Pomnik składa się z 2711 prostokątnych bloków, ułożonych w siatkę, pomnik jest zorganizowany w prostokątny układ o powierzchni 1,9 hektara (4 akry 3 rzędy). Pozwala to na powstanie między nimi długich, prostych i wąskich alejek, wzdłuż których ziemia faluje.
 
Są one ułożone w rzędach, 54 z nich biegną z północy na południe, a 87 ze wschodu na zachód pod kątem prostym, ale są lekko przekrzywione.
 
 


Berlin i Brama Brandenburska w okresie zimnej wojny - widoczny mur berliński. 
Za Bramą - puste pole na którym wzniesiono pomnik.

 

Centralna część bramy nawiązuje do tradycji rzymskiego łuku triumfalnego*, choć stylowo jest jednym z pierwszych przykładów architektury greckiego odrodzenia w Niemczech.







W maju 1994 rozpisano konkurs na projekt pomnika. Wybrany wtedy projekt Christine Jackob-Marks został w czerwcu 1995 odrzucony przez kanclerza Helmuta Kohla. 
 
W ponownym konkursie z lipca 1997 wybrano projekt architekta Petera Eisenmana i rzeźbiarza Richarda Serry. W roku 1998 Richard Serra wycofał się z zespołu autorskiego protestując przeciw narzuconym zmianom.



Porównanie z mapą Berlina z 1938 roku - celem orientacji - strzałki wskazują Bramę i charakterystyczny układ budynków przy Leipziger Pl.




Rezolucja Niemieckiego Bundestagu z dnia 25 czerwca 1999 roku głosi:

1.1 Republika Federalna Niemiec utworzy w Berlinie miejsce pamięci ku czci zamordowanych Żydów Europy.


1.2 Utworzeniem tego miejsca pamięci pragniemy:

  • uczcić ofiary zamordowanych Żydów,
  • zachować w żywej pamięci niewyobrażalne wydarzenia z niemieckiej historii,
  • ostrzegać przyszłe pokolenia, by nigdy nikt nie łamał praw człowieka, by były chronione zasady demokratycznego państwa oraz równość obywateli wobec prawa i by się sprzeciwiać wszelkim rodzajom dyktatury i przemocy.


 ulica Behrenstrasse i Cora-Berliner Strasse






 
 

Obrys pomnika berlińskiego (kolor czerwony) dopasowałem do obrysu obozu w Stutthofie na podstawie zielonej linii (od strony ulicy Cora Berliner), wyznaczającej przebieg wewnętrznego ogrodzenia i charakterystyczny punkt - załamanie na linii północnego ogrodzenia obozu.

Załamanie przy ul. Behrenstrasse odwzorowuje drugie załamanie na ogrodzeniu (w ten punkt celują zielone linie po lewej stronie).


Na pewno jest to nieprzypadkowe.


Skalę obu zdjęć - "pomnika" i obozu - dopasowałem na oko.
Plan obozu NIE jest zorientowany względem kierunku północnego, ale o dziwo - w takiej postaci pasuje do planu "pomnika" z Berlina. Ingerowałem tylko w skalę rysunku.

Czyżby ten, co to zaplanował, korzystał właśnie z tego planu??


"ustawiony ... z ... odchyleniem" - "lekko przekrzywione"



Warto zwrócić uwagę na wystające niepasujące do obrysu obozu - narożniki.
Są mniej więcej tej samej wielkości, dodają całemu układowi symetrii, co dodatkowo potwierdza nieprzypadkowość całego założenia.
 






Pomnik składa się z 2711 prostokątnych bloków, ułożonych w siatkę, pomnik jest zorganizowany w prostokątny układ o powierzchni 1,9 hektara (4 akry 3 rzędy).

Baraki (obecnie nieistniejące) znajdujące się wewnątrz czerwonego obrysu są pogrupowane po 10 sztuk - w 3 kolumnach po 4 rzędy, albo - patrząc ze skosa - w 4 kolumnach po 3 rzędy.



Baraki są..
ustawione w równoległych szeregach z niewielkim odchyleniem - od osi północ - południe - są lekko przekrzywione.
 
"ustawionych w równoległych szeregach z niewielkim odchyleniem od pionu"
rysowana na planach strzałka wskazująca północ jest "pionowa"




Pomnik upamiętniający zagładę Żydów podczas II wojny światowej, jest głównym miejscem pamięci ofiar Holocaustu w Niemczech

Budowę rozpoczęto w Prima Aprilis - 1 kwietnia 2003 roku, a zakończono 15 grudnia 2004 roku (13 grudnia - pierwszy dzień stanu wojennego w Polsce - i dwa dni później)

Został on odsłonięty 10 maja 2005 tj. 60 lat i 1 dzień po 9 maja 1945 roku (i dwa dni później - po 8 maja)

9 maja jest to ostateczna data zwycięstwa nad Niemcami w II Wojnie Światowej świętowana w Rosji, a 8 maja - w krajach europejskich.


Czy Niemcy kończąc budowę "pomnika" dzień później zaznaczyli, że zwycięstwo do nich należy??


Jest to czyste szyderstwo i pomnik - ale niemieckiej "skuteczności" - skuteczności w zabijaniu i okradaniu innych narodów.


Jest to też przyznanie się niemieckich elit do oszustwa, do tego, że wcale nie wyparli się swoich działań i swoich planów, ale że ich celem nadal jest - podporządkowanie sobie całego świata.


Jest to pomnik buty i dumy (pychy) z wymordowania, umęczenia tysięcy ludzi i okradzenia złupienia nie tylko Polski, ale i innych krajów.


Jest to przejaw pewności siebie i wiary, że diabeł zawsze im pomoże i zawsze ich od kary ocali.

Jest to symbol dywersantów - Werwolfu, którzy pod cudzym ukradzionym nazwiskiem pomordowanych Polaków żyją teraz w Polsce, rosną w siłę i uporczywie dążą do obalenia i zniszczenia naszej państwowości.

Ten pomnik mówi:

 "oni tam są, bo ci, od których wzięli swoją nową tożsamość, leżą podziemią..."


Jest to przyznanie się do winy.


Ilu Niemców wie, co tak naprawdę oznacza ten pomnik?

Wszyscy to wiedzą?



W czasach III Rzeszy na tym terenie znajdowała się miejska willa Josepha Goebbelsa, a na południu pobliska Kancelaria Rzeszy i bunkier Führera.  Pomnik znajduje się w pobliżu wielu zagranicznych ambasad Berlina - i niemieckiej Bramy tryumfalnej...

Pomnik składa się z 2711 prostokątnych bloków, ułożonych w siatkę, pomnik jest zorganizowany w prostokątny układ o powierzchni 1,9 hektara (4 akry 3 rzędy). Pozwala to na powstanie między nimi długich, prostych i wąskich alejek, wzdłuż których ziemia faluje.



ziemia faluje...





 

  

 

 

W skład pomnika wchodzi podziemne muzeum (Izba pamięci) o powierzchni 930 m²

 

pas śmierci






Stutthof - jest kluczem do Werwolfu.









Posty z cyklu STUTTHOF:






Stutthof cz. 4 (Autostrada czy wojna?)


Stutthof cz. 6 (Ziemia faluje) - pierw. data publikacji - 28 maja 2025 r.= > 5 października 2024 r.

Stutthof cz. 7 (Dziadek z wehrmachtu) - data publikacji - 10 listopada 2024 r.

Stutthof cz. 8  - data publikacji - jesień-zima 2024 r.

Stutthof cz. 9 (Analiza) - data publikacji - jesień-zima 2024 r.

Stutthof cz. 10 (Święta Ziemia) - data publikacji - maj 2025 r.









 
 
 
 
 
 
maps.mapywig.org/m/WIG_maps/series/100K/P38_S17_269_BERLIN_POLNOC_1938.jpg

en.wikipedia.org/wiki/Brandenburg_Gate
 
pl.wikipedia.org/wiki/Pomnik_Pomordowanych_Żydów_Europy

en.wikipedia.org/wiki/Memorial_to_the_Murdered_Jews_of_Europe
tłumaczenie automatyczne
 

* Watkin, David (1986). Historia architektury zachodniej. Londyn: Barrie & Jenkins. ISBN 0712612793.


de.wikipedia.org/wiki/Johann_Heinrich_Behr
en.wikipedia.org/wiki/Cora_Berliner


źródło zdjęć - internet

geoportal.gov


zdjęcie (zrzut ekranu) pokazujące wybrzeże w okolicach wsi Sztutowo w technologii LIDAR, wykonałem w ramach pierwszego tekstu o Stutthof - w dniu 21 kwietnia 2024 r.
widoczna na foto liczba "92,67" powstała chyba przypadkowo
wykorzystałem to zdjęcie, by podkreślić czas, od kiedy zacząłem pisać na ten temat

ok. 620 m x 18 km


ustawienia geoportalu w zakładce Lidar:









czwartek, 3 października 2024

Wymiana pokoleń - i nikt nic nie wie

 


przedruk



W Centrum Edukacyjnym IPN im. Janusza Kurtyki w Warszawie odbywa się międzynarodowa konferencja naukowa „Rachunki za Powstanie Warszawskie (1944-2024). Odpowiedzialność, rozliczenia, sprawiedliwość”. 

Wśród prelegentów są historycy, prawnicy, a także prokuratorzy Instytutu Pamięci Narodowej. Ich celem jest szerokie przedstawienie problematyki tematu rozliczeń z powstaniem warszawskim.

Konferencja została podzielona na sześć paneli. Pierwszy, który rozpoczął się w środę przed południem, dotyczył kontekstu niemieckiego. O nierozliczonych zbrodniach dokonanych w czasie powstania warszawskiego mówiła m.in. dr Soraya Kuklińska z Biura Badań Historycznych IPN.


– Do stłumienia powstania wyznaczono specjalistów. Większość była zaprawionymi w boju żołnierzami – ludźmi, którzy mieli olbrzymie doświadczenie w działaniach antypartyzanckich czy pacyfikacjach. Pokrótce przedstawię państwu najważniejsze postaci. Nikt z nich nie poniósł odpowiedzialności karnej za działania w Warszawie. Najsprytniejszym po wojnie okazał się Heinz Reinefarth, który nie tylko zdołał uniknąć wymiaru sprawiedliwości, ale również zrobił karierę polityczną – zwróciła uwagę dr Soraya Kuklińska.



I ja nic o tym nie wiem, i mało kto wie, bo to wiedza dana nielicznym, głównie tym, którzy się interesują szczegółowo tematem Powstania.

Inni nic nie wiedzą i się nie dowiedzą, dopóki nie będzie zorganizowanej polityki w tym temacie.


Nie ma rozliczenia za II Wojnę Światową.

I o takich szczegółach, o stanowisku państwa niemieckiego do tej kwestii dotychczas się nie mówiło publicznie, dopiero PiS dokonał podliczeń i zaczął o tym mówić - całkiem niedawno, a przecież od "obalenia komuny" minęło dziś 35 lat.

Stracone 35 lat.


To efekt wymiany pokoleń i tego, że ta wiedza nie została w odpowiednim czasie przekazana "nowym" rządzącym, także dlatego, że my cały czas walczymy o odzyskanie Polski, bo nadal polskojęzyczne Gestapo używa swoich wpływów i nadal nie mamy pełnej kontroli nad własnym państwem.

W państwie musi być zachowana ciągłość i władzy i wiedzy.
Aby tak było, trzeba o to zadbać, stosować wychowanie patriotyczne, tematy muszą być programowo celowane do nowych pokoleń.









wikipedia



Heinrich Friedrich Reinefarth, 

znany jako Heinz Reinefarth (ur. 26 grudnia 1903 w Gnieźnie, zm. 7 maja 1979 w Westerland) – niemiecki wojskowy, od 1932 członek NSDAP, SS-Gruppenführer i Generalleutnant der Waffen-SS. Zbrodniarz hitlerowski, odpowiedzialny za liczne zbrodnie wojenne, popełnione przez wojska niemieckie podczas tłumienia powstania warszawskiego.


w 1903 roku Polska była pod zaborem i de facto nie było miasta Gniezno - dlaczego wikipedysta twierdzi, że ten niemiecki zbrodniarz pochodził z polskiego miasta??
pamiętamy moje teksty o wiki, gdzie zwracałem uwagę, że na każdym kroku podkreślana jest tam była niemieckość np. miasta Gniew czy Junkrowy  - MS



Po wojnie zachodnioniemiecki polityk. W latach 1951–1967 burmistrz miasta Westerland, w okresie 1958–1967 poseł do Landtagu Szlezwika-Holsztynu.

Nigdy nie poniósł odpowiedzialności za popełnione zbrodnie.



Życiorys



Wczesne lata

Reinefarth urodził się w Gnieźnie jako syn pruskiego sędziego Fritza Reinefartha (zm. 1945) i Berthy z domu am Ende (zm. 1932). Po przeniesieniu ojca do Chociebuża w 1907 pobierał tam w latach 1916–1922 nauki w miejscowym ... ble ble ble


1 sierpnia 1932 wstąpił do NSDAP, a w grudniu tego roku także do SS.

W 1930 Reinefarth poślubił Adelheid (Heidi) Reichelt (1905-1986) i miał z nią dwoje dzieci: Petera (ur. 1933) i Inge (ur. 1936).

Pierwsze lata II wojny światowej

Po wybuchu II wojny światowej Reinefarth walczył początkowo podczas kampanii wrześniowej, za co otrzymał Krzyż Żelazny II klasy. Następnie, w 337. pułku piechoty Wehrmachtu, brał udział w kampanii przeciwko Francji w 1940. Jeszcze jako podoficer (sierżant) wziął tam ze swym plutonem do niewoli 3 tys. żołnierzy francuskich i jako jeden z niewielu podoficerów został udekorowany Krzyżem Rycerskim. 

Wehrmacht opuścił w stopniu porucznika, przechodząc do rezerwy. [ ????!! - MS]
Powołany w 1941 ponownie do Wehrmachtu, do swego 337. pułku piechoty, wziął udział w walkach na froncie wschodnim. Zaczął także szybko awansować w (cywilnej) SS i 20 kwietnia 1942 został generałem majorem policji oraz SS-Brigadeführerem.

Następnie został przydzielony do sztabu Głównego Inspektora SS w Protektoracie Czech i Moraw. We wrześniu 1943 przeniesiono go do Głównego Urzędu Policji Porządkowej SS (SS-Hauptamt Ordnungspolizei). 29 stycznia 1944 dołączył do sztabu wyższego dowódcy SS i Policji w Kraju Warty w okupowanej przez Niemców Polsce. Ponosi odpowiedzialność za liczne zbrodnie popełnione na Polakach i innych narodach zamieszkujących Kraj Warty, całkowicie wyjętych spod prawa przez III Rzeszę.

Powstanie warszawskie i ostatni rok wojny

Po wybuchu powstania warszawskiego Reinefarth otrzymał rozkaz sformowania zgrupowania bojowego – złożonego z 16 kompanii policji (rekrutowanych głównie w Kraju Warty) i innych pododdziałów – a następnie przybycia do Warszawy. Jego oddziały zostały włączone do Grupy Korpuśnej von dem Bacha (Korpsgruppe von dem Bach), dowodzonej przez gen. Ericha von dem Bacha-Zelewskiego, który na rozkaz Himmlera miał stłumić powstanie.


Od 5 sierpnia 1944 oddziały Reinefartha brały udział w walkach na Woli. W ciągu kilku dni wymordowały w masowych egzekucjach ok. 50 tysięcy cywilnych mieszkańców Warszawy. W jednym z raportów do dowództwa Reinefarth donosił, że nie ma już amunicji do dalszych rozstrzeliwań.


Osobny artykuł: Rzeź Woli.

Po brutalnej pacyfikacji Woli jego oddziały brały następnie udział w ciężkich walkach z powstańcami na Starym Mieście. We wrześniu 1944 zostały przeniesione do walki z powstańcami na Powiślu i Czerniakowie. 

Dokładna liczba ofiar dowodzonych przez Reinefartha jednostek nie jest znana. Oprócz mordowania cywilów zajmowały się one bowiem także likwidacją jeńców wojennych oraz rannych w powstańczych szpitalach. W sumie liczba ofiar tych zbrodni może wynosić nawet 100 tysięcy. 


Za swój udział w tłumieniu powstania Reinefarth otrzymał 30 września 1944 Liście Dębowe do swojego Krzyża Rycerskiego.

W grudniu 1944 został dowódcą XVIII Korpusu Armijnego SS, który początkowo walczył z Armią Czerwoną w rejonie środkowej Odry, a następnie bronił twierdzy Kostrzyn (niem. Küstrin). Po wyczerpaniu zapasów amunicji Reinefarth odmówił jednak pod koniec oblężenia Festung Küstrin walki do ostatniego żołnierza i przedarł się wraz 600-osobowym oddziałem w stronę Berlina. Za niewykonanie rozkazu Hitlera został nawet skazany przez niemiecki trybunał wojskowy na karę śmierci. Wyrok nie został jednak nigdy wykonany, a Reinefarth dalej dowodził swoimi jednostkami, które przemianowano na XIV Korpus Armijny SS.

Lata powojenne

Po zakończeniu wojny władze polskie zażądały od Brytyjczyków i Amerykanów ekstradycji zbrodniarza, jednak zachodni alianci uznali, że może on być przydatny jako świadek w procesach norymberskich i odmówili spełnienia żądania. Następnie był aresztowany przez pewien czas pod zarzutem zbrodni wojennych, ale sąd w Hamburgu zwolnił go z powodu braku dowodów.

W 1951 został wybrany na burmistrza miasta Westerland na wyspie Sylt. Odbudował miejscowość ze zniszczeń wojennych i postawił na rozwój turystyki, co pozwoliło miastu stać się jednym z najważniejszych kurortów w Niemczech Zachodnich. Był znany z zaangażowania w sprawy mieszkańców, dlatego też nie wypominano mu służby w SS i popełnionych zbrodni wojennych, także po jego śmierci.

W 1958 wybrano go do landtagu w Szlezwiku-Holsztynie, a po zakończeniu kadencji w 1967 rozpoczął pracę jako prawnik. Mimo licznych wezwań władz polskich do ekstradycji zbrodniarza, władze RFN konsekwentnie odmawiały i nawet przyznały Reinefarthowi rentę generalską.

Zmarł w 1979 w swojej rezydencji na wyspie Sylt, nigdy nie poniósłszy odpowiedzialności za swoje zbrodnie.

W 1957 wschodnioniemiecka wytwórnia filmowa DEFA wyprodukowała film dokumentalny Urlop na Sylcie (Urlaub auf Sylt) o zbrodniach wojennych Reinefartha. Heinz Reinefarth był jednym z rozmówców Krzysztofa Kąkolewskiego w jego zbiorze wywiadów ze zbrodniarzami nazistowskimi Co u pana słychać?. Szwedzki pisarz Niclas Sennerteg wydał książkę Kat Warszawy.

10 lipca 2014 parlamentarzyści Szlezwika-Holsztynu w przyjętej jednogłośnie specjalnej uchwale wyrazili ubolewanie, że zbrodniarz wojenny, jakim był Reinefarth, mógł zostać posłem landtagu i poprosili ofiary o wybaczenie. 

Kilka tygodni wcześniej Rada Miasta Westerland podjęła decyzję o odsłonięciu 31 lipca 2014 na budynku ratusza tablicy pamiątkowej poświęconej powstaniu warszawskiemu i zbrodniom popełnionym przez Reinefartha.



Tablica jest dwujęzyczna, ostatnie zdanie na niej brzmi:


Zawstydzeni pochylamy się nad ofiarami z nadzieją na pojednanie / Beschämt verneigen wir uns vor den Opfern und hoffen auf Versöhnung.





tak mi się przypomniało...


Fragment mojego tekstu sprzed niemal dokładnie 5 lat o nowym pomniku ku czci ok. 7 tysięcy pomordowanych Polaków w lasach Szpęgawskich.


Szpęgawsk - o gadzinówce



I jeszcze na koniec.

Na starym pomniku umieszczona była tablica, która mówiła o hitlerowcach, jako sprawcach zbrodni,

Prawdopodobnie w 2016 roku Gmina Wiejska Starogard Gdański ufundowała (?) nową tablicę z poprawnym napisem mówiącym o Niemcach jako sprawcach zbrodni:



Na terenie Lasów Szpęgawskich od września 1939r. Niemcy rozstrzelali około 7000 ofiar, głównie Polaków z terenu Kociewia, a także Żydów i osób innych narodowości w tym również ok. 2000 pacjentów zakładów psychiatrycznych w Kocborowie, Prabutach i Świeciu nad Wisłą.




>> Tekst przygotowany przez Wojewodę Pomorskiego został wzbogacony o nagłówek:


Miejsce uświęcone krwią pomordowanychi zwieńczony I akapitem Apelu Poległych:
Stajemy dziś – z pochyloną głową pełni zadumy i bolesnego skupienia



- powiedział Marcin Walkowski z Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Gminy Starogard Gd., bezpośrednio odpowiedzialny za przeprowadzenie renowacji.<<




A więc tekst wojewody Dariusza Drelicha został „zepsuty” dopiskiem

Stajemy dziś – z pochyloną głową”

Kto staje z pochyloną głową?   Winni.... każdy to wie.






Międzynarodowa konferencja „Rachunki za Powstanie Warszawskie” – RadioMaryja.pl

Prawym Okiem: Szpęgawsk - o gadzinówce (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Gniew wg wiki (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Chełmno wg wiki (maciejsynak.blogspot.com)


pl.wikipedia.org/wiki/Heinz_Reinefarth