Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą człowieczeństwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą człowieczeństwo. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 5 sierpnia 2025

Dobrze powiedziane

 


przedruki


MYŚLENIE WYMAGA PRZERWY. PROPAGANDA JEJ NIE DAJE.

"Im bardziej propaganda opiera się na bieżących wiadomościach, tym mniej miejsca zostawia na namysł. Człowiek zanurzony w strumieniu newsów musi pozostać na powierzchni zdarzeń — niesiony ich biegiem, bez chwili wytchnienia, by się zatrzymać i zastanowić. Nie zyskuje więc dystansu ani do siebie, ani do swojego położenia, ani do społeczeństwa, w którym żyje.

Nie analizuje pojedynczych faktów, nie łączy ich w całość. Jak już wiemy, ludzki umysł ma trudność z ogarnięciem kilku wydarzeń jednocześnie i złożeniem ich w spójny obraz. Jedna myśl wypiera drugą, nowe informacje wypychają stare. W takich warunkach nie da się myśleć — można jedynie reagować.

Współczesny człowiek nie rozumie problemów, z którymi się mierzy. Odczuwa je, odpowiada na nie emocjonalnie, ale nie bierze za nie odpowiedzialności. Co gorsza, nie zauważa sprzeczności między kolejnymi faktami. Jego pamięć działa wybiórczo, a zdolność zapominania — jest praktycznie nieograniczona. Dla propagandy to sprzyjające warunki: każda narracja, nawet jawnie niespójna, może zniknąć z pamięci społecznej po kilku tygodniach.

Dodatkowo działa mechanizm obronny — ludzie instynktownie odsuwają nadmiar informacji i niespójności, by chronić poczucie tożsamości. Najprostszą strategią jest zapomnienie tego, co było wcześniej. Tyle że taka strategia ma cenę: człowiek traci ciągłość własnego życia. Zamiast łączyć przeszłość z teraźniejszością, żyje tylko tym, co „tu i teraz” — w serii oderwanych chwil, bez spójnej narracji i bez refleksji".

Jacques Ellul - Propaganda











Rolnik z Opolszczyzny z pełną kulturą zmiażdżył reprezentantkę „elyty” rządzącej


29 lipiec 2025 09:49







- Reprezentuje Oddolny Ogólnopolski Protest Rolników. Na portalu internetowym ceneronicze.pl ukazał się artykuł, w którym jest wzmianka o spotkaniu pana premiera Donalda Tuska w Pabianicach, na którym to spotkaniu zwróciła się z apelem do pana premiera pani, [...] Anna Jurczak, która jest asystentką europosła Dariusza Jońskiego. 

Otóż stwierdziła, że rząd polski na czele z premierem powinien zająć się edukacją wsi i rolników, ponieważ wieś jest zabetonowana pisowską propagandą i telewizją Republika. Powiem tak, szanowny premierze, droga pani Anno, jestem rolnikiem, jestem mieszkańcem wsi, mam wielu sąsiadów.

Osobiście uważam się za człowieka, który nie wymaga edukacji, ponieważ jest całkiem przyzwoicie wykształcony. Skończyłem studia rolnicze, do tego studiowałem na kierunku humanistycznym. Dzisiaj wieś obfituje w ludzi wykształconych. My dzisiaj możemy edukować miasto o tym, jak skomplikowana jest praca rolnika, jak trudnym jest proces wytworzenia pryzmy pszenicy, która będzie zamieniona z czasem w pieczywo, w bułeczki, w chleb – słyszymy w materiale filmowym opublikowanym w mediach społecznościowych Oddolnego Ogólnopolskiego Protestu Rolników.


- Powiedzenie z pani strony o tym, że nawet ludowcy sobie odpuścili wiejski elektorat, sugeruje, że Koalicja Obywatelska i Platforma zrobiły to już dawno, a szkoda. My na wsi staramy się pracować ponad podziałami politycznymi. Nas stać na sympatię dopóty, dopóki rządzący dbają o nasze interesy. Dbają o nasze interesy, dbają o interes Polaków, wszystkich Polaków i mieszkańców Unii Europejskiej. My nie widzimy w Unii samego zła, a widzimy też dobre rzeczy. Natomiast widzimy też problem z pewnym kierunkiem zejścia na manowce już w tej chwili. Proszę nie traktować mieszkańców wsi z góry, proszę nam nie wmawiać sympatii politycznych, bo tak naprawdę może to spowodować uskrajnienie nastrojów na wsi i możemy zacząć naprawdę głosować na dziwnych ludzi. Póki co zachowujemy naprawdę złoty środek w poglądach, oglądamy różne telewizje po to, żeby być bliżej prawdy, a nie ulegać próbie indoktrynowania z jednej czy z drugiej strony. Szanujmy rolników. Pani Anno, panie premierze, naprawdę nie stereotypujmy, bo to jest krzywdzące – apeluje Krzysztof Piech.



Zdarza się czasem, że pewne zjawiska rozrastają się tak powoli, tak niezauważalnie, że nie dostrzegamy ich, póki nie wrosną w nas jak obce ciało, aż pewnego dnia czujemy, że coś jest nie tak, ale nie potrafimy powiedzieć co.
Oddzielenie myśli od działania, o którym pisał Jacques Ellul, jest właśnie takim procesem.
Subtelnym, rozpełzłym, wrośniętym głęboko w strukturę nowoczesnego życia. I nie chodzi tu o jakiś nagły rozdział, który można by wskazać palcem na osi czasu. To raczej przesunięcie wewnętrznej równowagi człowieka, które odbywa się cicho, często pod przykrywką postępu, racjonalizacji, wydajności.
Działanie, które nie ma już fundamentu w myśli, staje się funkcją, odruchem zaprogramowanym przez schematy, instrukcje, systemy. Myślenie, które nie ma już możliwości urzeczywistnienia się w działaniu, zamienia się w estetyczne hobby: kontemplację bez sprawczości, rozważania bez konsekwencji, intelektualną samotność. A przecież dawniej, a może jedynie w wyobrażeniu o dawnym, człowiek działał tak, jak myślał. Albo odwrotnie: myślał, bo musiał działać, i każda myśl miała w sobie ryzyko przekucia jej w czyn.
Dziś ci, którzy myślą, rzadko mają dostęp do dźwigni rzeczywistości. Ich narzędzia to słowa, obrazy, analizy. Działają, ale raczej w przestrzeni symbolicznej. Ich wpływ, nawet jeśli szeroki, rzadko ma kształt bezpośredniego działania. Natomiast ci, którzy działają, czy to w korporacjach, administracji, logistyce czy nawet medycynie, robią to wedle algorytmów, schematów, wytycznych, nie mając czasu ani przestrzeni na refleksję. Myśl zostaje oddelegowana, działanie zostaje zautomatyzowane. Powstaje rozdział, który pozornie ma sprzyjać wydajności, ale w istocie pozbawia jednostkę podmiotowości. Bo człowiek przestaje być całością: staje się funkcją w systemie albo obserwatorem bez wpływu.
Najbardziej dojmujący jest jednak ten rozdział wewnętrzny. W pracy człowiek nie myśli, poza pracą nie działa. W godzinach dziewiątej do siedemnastej jest trybikiem, w najlepszym razie sprawnym. Wieczorem, jeśli ma siłę, staje się sobą. To wtedy medytuje, czyta, słucha podcastów, rozwija pasje, "pracuje nad sobą". Ale nie są to działania mające wpływ na świat, to raczej próba odbudowania siebie po dniu, w którym był tylko narzędziem cudzych planów. System nie chce, by myślał wtedy, kiedy działa, bo myśl spowalnia. A kiedy już może myśleć, nie chce, by działał, bo działanie wymaga miejsca w strukturze, której już nie kontroluje.
I tak powstaje paradoks współczesnego człowieka: ma dostęp do ogromnych zasobów wiedzy, ale nie ma władzy, by ją zastosować. Ma narzędzia ekspresji, ale nie ma siły przebicia. Jest zachęcany, by szukać siebie, ale tylko w wolnym czasie, bo w czasie pracy ma być czymś innym niż sobą. System podsuwa mu iluzje sprawczości: "rozwijaj się", "bądź sobą", "ucz się całe życie". Ale to wszystko jest wstawione po godzinach, jak hobby, które nie wchodzi w interakcję z rzeczywistością, w której żyje.
Nie chodzi więc o to, że ludzie przestali myśleć albo działać. Problem polega na tym, że nie mogą robić obu rzeczy naraz. A bez tej jedności człowiek przestaje być pełny. Pozostaje tylko pytanie: czy da się jeszcze to zszyć, czy da się jeszcze tak ułożyć życie, by to, co robimy, wynikało z tego, co myślimy, i odwrotnie? Czy może ta osobliwa schizofrenia nowoczesności jest już zbyt głęboko wpisana w strukturę świata, którego nie stworzyliśmy, tylko w nim zamieszkaliśmy?




.cenyrolnicze.pl/wiadomosci/wiesci-rolnicze/pozostale-wiesci-rolnicze/39643-rolnik-z-opolszczyzny-z-pelna-kultura-zmiazdzyl-reprezentantke-elyty-rzadzacej


sobota, 19 kwietnia 2025

Rafała Brzoskę odchodzi z zespołu ds. deregulacji

 


Wniosek ten sam co zwykle:


TO państwo jest wrogie obywatelom, ale to nasze państwo, nasz kRaj, dlatego musimy je odzyskać i usunąć złe przepisy, zmienić prawo, stworzyć dobry system, który zapewni nam bezpieczeństwo, rozwój i - szczęśliwe życie.






Rafał Brzoska odchodzi od Tuska. Mówi o patologiach systemu



Bagins
19-04-2025 11:50



Rafał Brzoska, przedsiębiorca i szef InPostu, kończy z końcem maja swoją rolę w rządowym zespole ds. deregulacji. Tym samym symbolicznie zamyka się kolejny rozdział propagandowej opowieści Donalda Tuska o dialogu z biznesem. Brzoska, który jeszcze niedawno z optymizmem przyjął propozycję współpracy, dziś daje jasno do zrozumienia: 

państwo bardziej chroni interesy zagranicznych korporacji niż własnych obywateli, a rządowe działania nie służą realnej zmianie.




Tusk wykorzystał Brzoskę wizerunkowo

Premier Donald Tusk w lutym powołał Rafała Brzoskę do zespołu ds. deregulacji, który miał przygotować propozycje uproszczeń dla polskiego prawa. Już w marcu zespół przedstawił pierwsze rozwiązania, a docelowo miało być ich aż 400. Brzmiało ambitnie – ale, jak pokazuje decyzja Brzoski, niewiele z tej narracji zostało.


- Z końcem maja kończy się moja rola w zespole ds. deregulacji

– poinformował Brzoska.

Przedsiębiorca przyznaje, że wraca do pracy w InPost, który potrzebuje lidera.

- W ciągu 100 dni mojej pracy dla dobra publicznego InPost nie ucierpiał, ale w dłuższym okresie żadna firma nie jest w stanie rozwijać się bez lidera

– wyjaśnił.

Państwo po stronie korporacji, nie obywatela

Brzoska nie owija w bawełnę:

polskie przepisy są nieprzyjazne dla krajowych firm, a zbyt łaskawe wobec zagranicznych graczy.


- Jesteśmy tylko biorcami narzuconych przez Brukselę przepisów, które ograniczają naszą konkurencyjność

– stwierdził szef InPostu.



Jako przykład podał mechanizmy cen transferowych, które pozwalają międzynarodowym koncernom wyprowadzać z Polski zyski i minimalizować opodatkowanie. Jak stwierdził, deregulacja powinna służyć również eliminowaniu takich patologii.



Podatnik na pozycji oskarżonego

Jednym z najbardziej krytycznych punktów Brzoski jest brak domniemania niewinności dla przedsiębiorców w starciu z fiskusem.

- Proszę zauważyć, że w prawie karnym każdemu przestępcy, nawet jeśli zabije albo zgwałci, prokurator musi udowodnić, że taki czyn zabroniony popełnił, a w niektórych przypadkach, że zrobił to umyślnie. A podatnik? To on musi udowadniać, że jest niewinny, że błąd, który popełnił nie był celowy

- powiedział.

To – jak podkreślił – nie tylko godzi w zaufanie obywatela do państwa, ale też paraliżuje inicjatywę gospodarczą.




Brzoska nie szczędzi też słów krytyki pod adresem Unii Europejskiej i coraz bardziej zbiurokratyzowanej wspólnoty.

- Jeżeli chcemy być Europą, która wygrywa, musimy postawić na ciężką pracę, innowacje, zdobywanie kolejnych szczytów

- skonstatował.

Jednocześnie zaznaczył, że urzędy w Polsce zawodzą nawet w podstawowych obowiązkach – jak terminowe wydawanie decyzji, co utrudnia życie zarówno firmom, jak i zwykłym obywatelom.

Podsumowanie: PR zamiast reform

Historia z Brzoską pokazuje jedno: Donald Tusk potraktował powołanie zespołu ds. deregulacji jako narzędzie PR, które miało pokazać otwartość na głos przedsiębiorców. Niestety, nie służyło to głębokiej zmianie systemowej. Nawet Brzoska zrozumiał, że to była polityczna dekoracja, a nie realna platforma do działania.

Zespół miał być odpowiedzią na narastającą frustrację środowisk biznesowych, ale wszystko wskazuje na to, że był to tylko fasadowy projekt, który teraz kończy się równie szybko, jak się zaczął.


Źródło: Republika










Szef InPostu kończy współpracę z Tuskiem. Mówi o patologiach systemu













piątek, 11 kwietnia 2025

Pomoc nadeszła w samą porę!

 


przedruk

04 kwietnia 2025

Pomoc nadeszła w samą porę! Policjanci uratowali wiewiórkę [ZDJĘCIA]






Lubartowscy policjanci uratowali wiewiórkę. Dziś (04.04) przed południem funkcjonariusze otrzymali niecodzienne zgłoszenie, z którego wynikało, że w trawie została znaleziona maleńka wiewiórka.

Zwierzę najprawdopodobniej wypadło z dziupli i nie było w stanie samodzielnie się poruszać. Funkcjonariusze natychmiast zaopiekowali się wiewiórką i przetransportowali do specjalistycznej placówki weterynaryjnej, gdzie otrzymała niezbędną pomoc – informują lubartowscy policjanci.






Niestety, wiele dzieci nie miało szans na ratunek...
















radio.lublin.pl/2025/04/pomoc-nadeszla-w-sama-pore-policjanci-uratowali-wiewiorke-zdjecia/

poniedziałek, 6 stycznia 2025

10 zasad Milei ( i kultura)





No, zasady bardzo słuszne.




przedruk




"Nie obchodzi nas zdanie polityków na żaden temat". 
Milei przedstawił 10 zasad


Dodano: dzisiaj 15:01


Prezydent Argentyny Javier Milei przedstawił 10 zasad politycznych, którymi kieruje się jego rząd i powinna jego zdaniem kierować się prawica.





Na kongresie kierowanej przez Giorgię Meloni partii Bracia Włosi prezydent Argentyny Javier Milei przypomniał i omówił 10 zasad politycznych, którymi kieruje się swojej działalności w ramach sprawowania władzy.


Przypomnijmy, że w Argentynie od roku trwa transformacja zrujnowanej przez socjalizm gospodarki w kapitalizm. Rządzący koncentrują swoje działania m.in. na radykalnym obniżeniu rządowych wydatków i uwolnieniu gospodarki. W 2025 polityka budżetowa jest prowadzona zgodnie z zasadą zero deficytu.


Milei podkreślił, że nie jest zawodowym politykiem, lecz ekonomistą i gardzi politykami z powodu szkód, które wyrządzili Argentynie. 

W swoim przemówieniu wiele miejsca poświęcił zagadnieniu walki prawicy z lewicą, którą jego zdaniem należy pokonać.



10 zasad politycznych rządu Javiera Milei

Lepiej powiedzieć niewygodną prawdę, niż wygodne kłamstwo

Nie obchodzi nas zdanie polityków na żaden temat

Nigdy nie należy negocjować swoich idei, żeby zdobyć głosy – zaprzeczanie własnym przekonaniom pozostawi cię bez przekonać i bez głosów

Musimy być praktyczni, zdecydowani i nie wahać się pokonać lewicę w bitwie kulturowej

Jedynym sposobem na walkę ze zorganizowanym złem jest zorganizowane dobro

Kiedy przeciwnik jest silny jednym sposobem na pokonanie go jest większa siła

Najlepsza obrona to dobry atak – prawica nie może być ciągle w defensywie i tylko reagować na to, co robi lewica

Walka kulturowa to obowiązek, bo dobrze wskazana idea to dopiero początek, a trzeba ją jeszcze zaimplementować

Jedyny sposób na walkę z socjalizmem jest z prawej strony, bo centrum w praktyce pomaga lewicy

Bronimy sprawy sprawiedliwej i szlachetnej – znacznie większej, niż każdy z nas. Ta sprawa to wielki cywilizacyjny wyczyn, jakim jest Zachód.






Życie, wolność, własność prywatna


W trakcie wystąpienia argentyński prezydent podkreślił, że jego rząd kieruje się przekonaniem, że wolny rynek przynosi dobrobyt dla wszystkich. W konsekwencji rząd musi być ograniczony, ponieważ ludzie wiedzą lepiej niż politycy i biurokraci, jak produkować, z kim handlować i kogo zatrudniać. Dodał, że obecna władza Argentyny broni życia, wolności i własności prywatnej.

Milei wyraził ocenę, że prawicowa liberalna strona zbyt często wpada w pułapkę defensywy, marnując czas na "tłumaczenie się przed tymi, którzy na to nie zasługują".

 – Nikomu kto zrujnował nasz kraj, nie musimy niczego tłumaczyć. To my musimy dyktować tempo wydarzeń, upewniają się, że gra toczy się według naszych zasad. Jeśli zdarzy się, że stracimy punkt, musimy zdobyć kolejne trzy 

– apelował.


Walka kulturowa z lewicą

Prezydent Argentyny wskazał, że najważniejszym polem, na którym toczy się bój z lewicą, jest kultura.

 – Lewica to dowód na to, że najgorsze idee kulturowe mogą odnieść sukces, jeśli są dobrze wypromowane – zwrócił uwagę, dodając, że należy lepiej wypromować idee wolnościowe, które sprawdzają się w praktyce.

Milei podkreślił, że rząd Argentyny nie jest zainteresowany trwaniem w żadnym pakcie, który zakłada dalsze dojenie podatników.

 – To, co oni nazywają konsensusem to w rzeczywistości konsensus między nimi a ich jedynym celem – przywileje kasty politycznej nawet wtedy, kiedy zmieniają się rządy, a politycy skaczą sobie do gardeł 

– powiedział.





---------




I jeszcze tytułem komentarza:

"wolny rynek" - pod tym pojęciem czają się różne interpretacje

"dobro trzeba organizować" - dokładnie!

"walka kulturowa" - to jest coś, co już podkreślałem we wcześniejszych postach 



- na kulturę zwracałem uwagę min. przy okazji notatki o pismach J. G. Herdegera i Muzeum w Morągu

- a także przy okazji postu "Zwycięstwo bez walki" o konkurencji pomiędzy Chiami, a USA - poniżej fragment tego tekstu:



złe działania wynikają z błędnych pomysłów

błędnego poglądu



nasza zdolność do bezpośredniego zwycięstwa dzięki sile militarnej nie powinna być naszą jedyną miarą sukcesu
tak jak chińscy przywódcy studiowali nasz sposób prowadzenia wojny, tak my musimy studiować ich
konkurencja strategiczna jest trwałym stanem, którym należy zarządzać, a nie problemem, który należy rozwiązać


kluczowe znaczenie będzie miała nasza zdolność budowania jedności

na jedność wpływa jakość kultury narodu

idea kulturowa




rywalizacja idei


liczy się nie tylko rywalizacja militarna czy gospodarcza

wymaga to od nas poznania i zrozumienia:

- własnej kultury
- filozofii oraz kultury naszego przeciwnika


znajomość kultury była decydująca, a z pewnością krytycznie ważna





"fałszywa kultura" i massmedia mogą niweczyć wysiłek rodziców włożony w wychowanie dzieci, tak więc

podtrzymywanie i uprawianie kultury zgodnej z naszym kodem kulturowy, tradycją, naszym narodowym interesem - jest ekstremalnie ważne.








niedziela, 5 stycznia 2025

Do czego Owsiak?




Przemysł żebraczy ukazuje państwo jako niezdolne do funkcjonowania bez zrzutki, czyli całkowicie nieudolne.


A to nieprawda.





"polskie państwo od lat dokłada ogromne pieniądze do imprezy, która następnie zbiera pieniądze, żeby część z nich zwrócić w postaci sprzętu dla służby zdrowia, wartego promile państwowych nakładów na tęże służbę zdrowia. Logiki w tym nie ma najmniejszej"






przedruk




Owsiak boi się pytań o pieniądze dla powodzian. Czarnek: 

Do czego tu w ogóle potrzebna była WOŚP?




Owsiak ucieka przed pytaniami

Kilka dni temu odbyła się konferencja prasowa szefa MRiT Krzysztofa Paszyka, na którą zaproszony został także Jerzy Owsiak.


Temat Jerzego Owsiaka budzi w ostatnim czasie kontrowersje z uwagi na niejasności wokół środków dla powodzian, którymi dysponuje w pewnej części podległa mu Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.

Na konferencji doszło do kuriozalnej sytuacji, co świadczyło jasno o tym, że Owsiak nie chce, by zadano mu niewygodne pytania. Właśnie w tej kwestii. Zaczął uciekać przed dziennikarzami. Monika Rutke z "Tygodnika Solidarność" zapytała: co się stało z pieniędzmi ze zbiórki na powodzian? 50 milionów leży na koncie, ludzie czekają, nie mają pieniędzy na opał, nie mają z czego żyć, co się stało z tymi pieniędzmi? (…) Co będzie z odsetkami z tych pieniędzy?". Niestety, bez odpowiedzi.


"Zabawa się skończyła"

Temat ten był dzisiaj omawiany na antenie Republiki, w programie "Polityczna Kawa".
"Te pieniądze głównie docierają z naszych fundacji - z tych środków remontowana jest szkoła, zaopatrywaliśmy ludzi, którzy potrzebują pomocy. Nie jesteśmy w stanie dotrzeć do wszystkich, ale staramy się pomagać, komu trzeba. Proszono nas, aby zareagować na zachowanie Owsiaka"

– powiedział Tomasz Sakiewicz, prezes Republiki.

I jak zaznaczył szef stacji: "wszystkie wpłaty, których dokonują Państwo na konta dedykowane, faktycznie do potrzebujących trafiają. Jeżeli tych pieniędzy zabraknie, będziemy starali się zbierać. Jak widzimy, inne pieniądze, które powinny do nich trafiać - nie trafiają".
"To, że on położył ręce na pieniądze dla powodzian, to, że środki WOŚP były włączone w kampanię parlamentarną, to jest dla mnie koniec. Z tego, co wiemy, ma on zamiar także ostro wejść w kampanię Trzaskowskiego, co jest zapowiadane. Zabawa się skończyła"

– podkreślił.


"Zorganizował rodzinny interes"

Adam Borowski, przewodniczący warszawskiego Klubu "Gazety Polskiej" powiedział o Owsiaku krótko: "nigdy nie rozliczał się z żadnych pieniędzy".
"Pamiętamy te sceny, kiedy łaził po stole i pytał: gdzie jest ten słoik, w którym mam pieniądze. Zrobił sobie prywatny interes. Jego spółki rodzinne, Złoty Melon, oni po prostu żerują na tym społecznym odruchu. On jest znakomitym przedsiębiorcą. Zorganizował sobie rodzinny interes na idącą od serca pomogą dla dzieci, początkowo. On te pieniądze dostawał, trzymał na kontach, korzystał z odsetek. Ponieważ jasno opowiedział się po jednej stronie politycznej, od lat uprawia politykę. Zaprasza polityków lewicowych i liberalnych na swoje spotkania. Opowiedział się po tej stronie, więc obecna władza nie wymaga od niego rozliczeń. I się nie rozlicza"

– mówił rozmówca Tomasza Sakiewicza.

I kontynuował: "od lat nie daję pieniędzy na WOŚP, bo uważam, że jest to jego rodzinny biznes. A to, że trochę się podzieli pieniędzmi, które otrzymuje na chore dzieci czy inne konkretne dzieci, to fakt. Niemniej, czerpie z tego pełnymi garściami. Nie jest filantropem, jest biznesmenem".

Rozmówcy zwrócili uwagę na to, że nie ma nic złego w tym, aby część środków pozyskiwanych w takich akcjach, trafiała do organizatora, niemniej powinny być to informacje jawne - co, ile i dla kogo trafia.


"Stworzył takie wrażenie"

Przemysław Czarnek (PiS) przyznał, że sytuacja wokół Jerzego Owsiaka ma szerszy kontekst.


"Po pierwsze - kwestia powodzi. To jest wielki skandal, że jakiekolwiek pieniądze dla powodzian miały iść przez fundację Owsiaka. Po co? Państwo jest zobowiązane do pomocy powodzianom i powinno tę pomoc udzielić od razu. Państwo było zobowiązane w ogóle do przeciwdziałania powodzi, a nie przeciwdziałało - to też będzie trzeba wyjaśnić. Państwo jest zobowiązane do niesienia pomocy, nie niesie tej pomocy. Ludzie wciąż czekają. Do czego jest tu potrzebna WOŚP? Chyba tylko do tego, aby przetrzymywać tam te pieniądze"

– przyznał.



Jak wskazał - "druga sprawa to sam Owsiak".

"On zbudował takie przekonanie, że gdyby nie WOŚP, to szpitale byłyby bez sprzętu. To jest naprawdę mikroskopijna część tego, co jest w budżecie państwa na służbę zdrowia. W budżecie państwa są setki miliardów złotych"


– ocenił polityk PiS.


P.S.




6 stycznia 2025



Łukasz Warzecha:

Wszyscy finansujemy Owsiakową hucpę



Jeden z obserwujących mnie na X, czytając, że krytycznie piszę o imprezie pana Jerzego Owsiaka od 18 lat (pierwsze teksty, jakie mogę odnaleźć w swoim archiwum, powstały w 2007 r. w Salonie24, aczkolwiek zdaje mi się, że nie były to moje pierwsze krytyczne teksty na ten temat w ogóle, możliwe zatem, że to nie 18 lat, ale jakieś dwie dekady), napisał, że muszę się mylić, skoro WOŚP przez tyle lat nie zajęła się prokuratura. W tym przez osiem lat rządów PiS.

Ów komentujący najwyraźniej nie wie, że nigdy nie zajmowałem się sprawami rozliczeń czy dochodów fundacji pana Owsiaka od strony ich legalności. Robił to natomiast wielokrotnie pan Piotr Wielgucki. Ja natomiast demaskowałem polityczną rolę pana Owsiaka – rolę sojusznika głównie lewicowego, a bardziej ogólnie – mainstreamowego establishmentu, którego cała działalność dobroczynna była traktowana jako fundament rzekomego autorytetu tego pana, z wysokości którego w razie dużej potrzeby mógł razić maluczkich.

Tak jak to było choćby wówczas, gdy na konferencji prasowej ogłaszał, że może „dać z baśki” (w typowym dla siebie, knajackim, wulgarnym stylu) tym, którzy będą podważali czystość życiorysu pana prezydenta Wałęsy. A zdarzyło się to zaraz po wydaniu słynnej książki panów Cenckiewicza i Gontarczyka, której ustaleń dzisiaj nikt już nie kwestionuje.


Zresztą sympatie i poglądy pana Owsiaka są akurat przykładem stuprocentowej spójności ze środowiskiem, z którego osoba ta się wywodzi – a nie zawsze tak przecież bywa.

Jeśli zahaczałem o sprawy finansowe, to pisałem i mówiłem o absurdzie, tkwiącym w samym sposobie finansowania akcji. Ten absurd warto dzisiaj przypomnieć, dodając do niego kilka liczb, ponieważ w sytuacji wsparcia, jakiego Fundacji WOŚP zaczynają udzielać państwowe giganty, przede wszystkim Orlen i PZU, sprawa staje jeszcze bardziej bulwersująca.

Zacznijmy jednak od wielokrotnie pojawiającego się skrajnie demagogicznego argumentu wyznawców Owsiakowej sekty: jeśli nie podoba ci się WOŚP, to noś karteczkę, żeby cię w razie czego nie leczyć kupionych przez nich sprzętem. Ten „argument” jest z gruntu absurdalny: jeśli sprzęt znajduje się w palcówkach publicznej służby zdrowia, to nie ma kompletnie znaczenia, kto go kupił. Skorzystanie z niego należy się każdemu ubezpieczonemu w ramach NFZ.

Jednak nawet gdyby przez moment przyjąć rozumowanie fanatyków pana Owsiaka, to i tak rzecz się nie klei. Przecież od lat na WOŚP płacimy wszyscy, chcemy czy nie. Na tym właśnie polega absurd. Spójrzmy na zestawienie kosztów organizacji finałów Orkiestry od 2014 r. (takie dane można znaleźć na portalu zbiórek publicznych).

Podaję w milionach złotych najpierw ogólny koszt, następnie koszt reklamy (część kosztu ogólnego):

2014:     2,1 – 0,8
2015:     2,2 – 0,45
2016:     4,0 – 0,72
2017:     3,3 – 1,3
2018:     2,9 – 1,2
2019:     4,9 – 2,0
2020:     8,5 – 4,9
2021:      9,1 – 4,1
2022:     11,4 – 3,2
2023:     14,3 – 3,3

Już na pierwszy rzut oka widać radykalny wzrost kosztów organizacji finałów, dalece i wielokrotnie przekraczający skumulowaną inflację w tym okresie. Gdyby ją uwzględnić w relacji do 2014 r., ostatni rozliczony finał powinien kosztować ok. 3,2 mln zł, a na pewno nie 14 mln! To wzrost o ponad 580 procent! Zwracają także uwagę rosnące budżety reklamowe. W 2020 r. budżet reklamowy stanowił wyraźnie ponad połowę kosztów całej imprezy.

Ale przecież to, z czego rozlicza się WOŚP, to jedynie koszt ponoszony bezpośrednio przez samą fundację. Koszt faktyczny, którego nikt nigdy nie policzył – również z powodu obstrukcji instytucji, biorących w tej hucpie udział – jest wielokrotnie większy. I to prawdopodobnie o rząd wielkości. To koszt czasu antenowego w publicznej telewizji (z wyłączeniem czasów PiS), koszt ochrony imprez WOŚP przez policję i inne służby, olbrzymie, a rozproszone koszty samorządów, które często opłacają stronę organizacyjną lokalnych finałów WOŚP, koszt różnego rodzaju aukcji z udziałem państwa.

Wygląda to więc tak, że polskie państwo od lat dokłada ogromne pieniądze do imprezy, która następnie zbiera pieniądze, żeby część z nich zwrócić w postaci sprzętu dla służby zdrowia, wartego promile państwowych nakładów na tęże służbę zdrowia. Logiki w tym nie ma najmniejszej i nie da się tego wytłumaczyć inaczej niż tylko zapotrzebowaniem na propagandę. To jest jedyny sens Owsiakowej imprezy – właśnie propaganda (do tej zaliczam również manipulację społecznymi emocjami, w tym tworzenie mechanizmu łatwego zaspokojenia potrzeby poczucia się lepszym, po to, aby można było z wyżyn swojej wyimaginowanej szlachetności pouczać innych).

Już pokazany wyżej mechanizm pokazuje, że każdy z nas mimowolnie do WOŚP się dokłada – chce czy nie. Wszyscy przecież płacimy choćby lokalne podatki. Ale to nie koniec, ponieważ jest jeszcze kwestia wpłat instytucjonalnych, czego jaskrawym przykładem są obecne umowy z Orlenem i PZU (które ma się stać oficjalnym ubezpieczycielem finałów WOŚP – w ten sposób do imprezy dołożą się wszyscy klienci ubezpieczyciela).

WOŚP chętnie podaje ogólną kwotę ze zbiórki, ale nie rozbija jej na to, co udało się zebrać na ulicy i to, co pochodzi od sponsorów instytucjonalnych. Ci zaś kierują się całkiem inną logiką – sponsoring ze strony instytucji to piar oparty na owczym pędzie. WOŚP wspiera się tak samo jak „równouprawnienie” i inne postępackie brednie.

Fundacja raportuje jedynie, ile pieniędzy pochodzi ze zbiórki ulicznej, a ile z innych źródeł (m.in. wpłaty na konto, sprzedaż cegiełek, licytacje, zbiórka przez kanały elektroniczne, wpłaty za pomocą kart). 

Spójrzmy na dane od 2014 r. 

Najpierw podaję sumę zbiórki ulicznej, potem sumę „dodatkową” – obie w milionach złotych:

2014:     39,2 – 13
2015:     50,9 – 21
2016:     68,5 – 36,3
2017:     71,1 – 54,5
2018:     88,8 – 86
2019:     116,7 – 68,8
2020:     75,5 – 133,8
2021:     95,1 – 127,7
2022:     129 – 113,4
2023:     157,3 – 123,5

Nawet jeśli odłożymy na bok lata 2020-21 – mieliśmy wówczas restrykcje covidowe – to i tak widać, że ta druga wielkość stanowi w ostatnim czasie znacznie większy procent w relacji do zbiórki ulicznej niż jeszcze 11 lat temu. W 2014 r. było to nieco ponad 33 proc., w 2023 aż 78,5 proc. Można to oczywiście częściowo złożyć na karb mniejszej popularności gotówki.

Problem w tym, że nie dostajemy nigdzie wyszczególnienia, jaka część pieniędzy pochodzi od darczyńców indywidualnych, a jaka – od firm, w tym w szczególności od firm z dominującym udziałem skarbu państwa. A to jest bardzo ważna informacja.

Jak wiadomo, Orlen ma przekazywać określoną część wpływów za każdą kupioną na stacji kawę. To daje przynajmniej możliwość uniknięcia dołożenia się do imprezy bardziej świadomym kupującym.

 Ale co z niekoniecznie państwowymi firmami, które dokładają się do WOŚP?

Użytkownicy kart Master sponsorują od lat pana Owsiaka, czy im się to podoba czy nie. Podobnie klienci niektórych banków i sieci komórkowych. Wychodzi zatem na to, że Owsiakową hucpę składamy się niemal wszyscy – może ułamkami złotówki, ale jednak. I nikt nie pyta nas o zdanie.



Łukasz Warzecha



piątek, 3 stycznia 2025

Gdzie nas nie ma...



Polska należy do najbardziej bezpiecznych krajów na świecie - widać, nie doceniamy tego.

Nuda?





przedruk





 „w zasadzie wszędzie na świecie nie ma ludzi w pełni usatysfakcjonowanych ze swojego kraju”.






2 stycznia 2025

Większość Polaków deklaruje chęć opuszczenia kraju. Gdzie chcą się udać?




55 procent badanych Polaków chciałoby przenieść się do innego kraju, a najchętniej do Hiszpanii – wynika z badania przedstawionego przez ARC Rynek i Opinia. Jego autorzy zauważyli też, że Polacy, jeśli chodzi o zadowolenie ze swojego życia są najbliżsi Nigeryjczykom, Turkom i Bułgarom.

Jak wynika z międzynarodowego badania opinii publicznej zrealizowanego przez sieć IRIS, której przedstawicielem w Polsce jest ARC Rynek i Opinia. „w zasadzie wszędzie na świecie nie ma ludzi w pełni usatysfakcjonowanych ze swojego kraju”.

Autorzy badania wskazali, że Polacy i tak znaleźli się w grupie narodów w „znacznym stopniu usatysfakcjonowanych” swoim krajem – podobne opinie mają Amerykanie, Australijczycy czy Koreańczycy. „Ale i tam przewagę uzyskują narzekający. Najgorzej swój kraj postrzegają Bułgarzy, Rumunii i Grecy” – zaznaczono w badaniu, dodając, że słabo pod tym względem wypadają także Japończycy i Włosi.


Mieszkańców poszczególnych krajów spytano m.in. o to, czy chcieliby przenieść się do innego kraju, a jeżeli tak, to do jakiego. Badanie pokazało, że najwięcej Nigeryjczyków, Peruwiańczyków, a w Europie – Greków chciałoby opuścić swój kraj. Najmniej takich osób jest wśród Malezyjczyków, Japończyków czy Australijczyków.



W Polsce 55 proc. badanych (średnia dla wszystkich badanych krajów to 45 proc.) złożyło deklarację, że chciałoby przenieść się do innego kraju. 

Z odpowiedzi ankietowanych wynika, że dla wielu krajów europejskich, w tym dla Polski, takim krajem jest Hiszpania. Podobnie myślą Litwini, Rumuni, Włosi. Autorzy opracowania przypomnieli, że w przypadku Polaków kiedyś takim „wyśnionym Eldorado” były Stany Zjednoczone, obecnie są one dopiero po Hiszpanii, Włoszech i Niemczech. „Wielka Brytania, kiedyś bardzo atrakcyjna, spadła na ostatnią pozycję preferencji Polaków” – dodali.



Respondentów spytano także o to, w jakim stopniu ich własne życie jest w ich ocenie bliskie ideałowi. Z udzielonych odpowiedzi wynika, że

Polacy nie są zadowoleni ze swojego życia. 

„Jesteśmy tu bliżsi Nigeryjczykom, Turkom czy Bułgarom” – zauważyli autorzy badania. Podkreślili, że tylko w 4 z 17 krajów objętych badaniem więcej osób uważa, że ich życie jest bardzo bliskie lub bliskie ich aspiracjom.


„Podobnie wypadają Polacy, jeżeli chodzi o odpowiedź na pytanie, na ile ich życie jest bliskie lub dalekie od ideału. Jesteśmy tu w grupie raczej niezadowolonych, choć wyprzedzają nas pod tym względem Japończycy, Grecy czy Bułgarzy” – stwierdzili.

W ocenie autorów badania dotyczącego marzeń i aspiracji różnych nacji, przynosi ono „dosyć zaskakujące” wyniki. „Obok bogatych krajów – takich jak chociażby Kanada czy Austria okazuje się, że również mieszkańcy krajów biedniejszych – jak np. Meksyk, Peru mogą też być zadowoleni z życia, z realizacji swoich aspiracji” – zwrócili uwagę.


Ich zdaniem jednym z wyjaśnień tego paradoksu są różne poziomy oczekiwań i aspiracji – inne dla społeczeństw zamożnych, inne dla biedniejszych.

„Często mówi się o Polakach jako narodzie osób narzekających, ale wyniki badania pokazują, że są też bardziej od nas narzekający. A w szczególności narzekający na swój kraj. Bo bardziej narzekamy na własne życie, własny los niż na kraj” 

– skomentował wiceprezes ARC Rynek i Opinia Adam Czarnecki.



Wskazał, że Japonia, która kiedyś była krajem dla Polaków nieosiągalnym, można powiedzieć idealnym, do którego poziomu życia chcieliśmy w marzeniach dojść, „została przez nas na wielu wymiarach dogoniona, a nawet przegoniona”.

„Japończycy są bardziej niezadowoleni ze swojego kraju od Polaków i również częściej uważają, że ich życie jest dalekie od ideału. Ale najbardziej niezadowoleni są Bułgarzy i to zarówno z własnego kraju, jak i życia indywidualnego” – podkreślili Czarnecki.


Badanie zostało zrealizowane techniką CAWI w 18 krajach między styczniem a marcem 2024 r. na reprezentatywnych próbach ludności w wieku 18+. W każdym z krajów badanie było przeprowadzone na próbie o liczebności 500 respondentów, a w Polsce na próbie N=1000 respondentów.


ARC Rynek i Opinia od ponad 32 lat przeprowadza badania marketingowe oraz sondaże opinii publicznej. Przynależy do międzynarodowej sieci zrzeszającej niezależne agencje badawcze – IRIS – realizuje projekty badawcze w Europie i na świecie.







Większość Polaków deklaruje chęć opuszczenia kraju. Gdzie chcą się udać? - PCH24.pl


niedziela, 29 grudnia 2024

432 Hz






przedruk




432 Hz. Strojenie żartów?



Dyskusje dotyczące strojenia instrumentów zapełniły wiele stron traktatów muzycznych. Różnorodne propozycje wywoływały ożywione reakcje zarówno praktyków, jak i teoretyków. O tym, że debaty o strojach wcale nie wyszły z mody, najlepiej świadczy pewna osobliwa teoria, która ostatnimi czasy zatacza coraz szersze kręgi


Marcin Kostecki





Marin Mersenne, francuski mnich minimita, matematyk i teoretyk muzyki, odnotował w Traité de l’harmonie universelle z 1627 roku, że historia muzyki przez długi czas usiana była bajkami, które nader często powielano bez weryfikacji. Mit o Pitagorasie, wyznaczającym interwały na podstawie młotów uderzających w kowadła, teoretycy przepisywali przez tysiąclecia, zanim wykazano, że zależności dla ciężarów i dla długości strun są różne. Od braku należytej ostrożności wolni nie byli nawet najbardziej wpływowi teoretycy, jak Boecjusz czy Gioseffo Zarlino.

Wydawałoby się, że w dzisiejszych czasach wymyślenie alternatywnej historii muzyki oraz jej rozpowszechnienie byłoby niemożliwe. Jest jednak co najmniej jedna teoria, która stosunkowo niedawno przedostała się do kultury masowej i zyskała pokaźne grono wyznawców. Zapewnia mnóstwo odtworzeń w serwisach streamingowych oraz sprzedaż instrumentów dostosowanych do jej założeń. Głosi, że dźwięk a razkreślne, zamiast najczęściej stosowanej częstotliwości 440 Hz, powinien równać się 432 Hz.

Zwolennicy a1=432 Hz uważają, że była to niegdyś powszechnie obowiązująca wysokość strojenia. Mieli korzystać z niej sam Pitagoras oraz starożytni muzycy, a także słynni kompozytorzy, choćby Bach i Mozart. Jej wyznawcy mówią o niej jako o częstotliwości natury i człowieka, przypisują jej ponadto właściwości uzdrawiające oraz otwierające na nieznane wymiary duchowości. Standard a1=440 Hz miał zaś zostać wprowadzony przez nazistów w 1939 roku, aby zniszczyć panującą wcześniej harmonię i wraz z podwyższaniem się stroju, doprowadzić do eskalacji agresji.

Teoria ośmiu herców różnicy poskutkowała powstaniem nietuzinkowego internetowego zjawiska: wiele osób przestraja w programach dźwiękowych swoją ulubioną muzykę do a1=432 Hz, aby nie podlegać wpływom rzekomo narzuconego porządku.

Powstały również specjalne aplikacje do zmiany stroju oraz serwisy internetowe, które prezentują odpowiednio zmodyfikowane utwory. W milionach należy liczyć wyświetlenia nagrań w stroju a1=432 Hz, podobno sprzyjających medytacji, wspomagających naukę, a nawet naprawiających DNA.





Istotny wkład w stworzenie legendy o wspaniałym działaniu częstotliwości 432 Hz miał amerykański działacz Lyndon LaRouche. Jako ośmiokrotny kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych zasłynął z głoszenia teorii spiskowych oraz z nieuczciwości (za co pięć lat przebywał w więzieniu). W 1988 roku Instytut Schillera, założony przez jego żonę Helgę Zepp-LaRouche, rozpoczął we Włoszech kampanię na rzecz obniżenia przyjętego standardu strojenia a1=440 Hz do a1=432 Hz. Na specjalnie zorganizowanej konferencji w Mediolanie argumentowano, że okaże się to korzystne dla wokalistów.

Złożono petycję w sprawie zmiany włoskiego prawa, aby strój a1=432 Hz wprowadzono we wszystkich instytucjach muzycznych i teatrach operowych. Według planu miał się stać następnie strojem uniwersalnym. Petycję podpisali Dietrich Fischer-Dieskau, Frans Brüggen i Birgit Nilsson, a pomysł wkrótce zyskał również aprobatę Luciana Pavarottiego, Plácida Dominga i innych sław. Ostatecznie propozycja nie została wdrożona w życie.

Powiązany z grupą LaRouche’a Laurent Rosenfeld opublikował w 1988 artykuł, w którym zasygnalizował istnienie zmowy wiążącej nazistów (w szczególności Josepha Goebbelsa) z wprowadzeniem stroju a1=440 Hz. Dla dalszego ciągu ruchu a1=432 Hz był to moment kluczowy: odtąd kolejne strzępki teorii spiskowej zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu. Nieskrępowane działanie wyobraźni poskutkowało tezami, którym warto przyjrzeć się z bliska. Wcześniej wypada choćby skrótowo prześledzić rzeczywistą historię wysokości strojenia.

Można ją odtworzyć, badając dawne kamertony oraz instrumenty. Takie podejście wymaga sporej cierpliwości, której na szczęście nie brakowało dwóm badaczom, gromadzącym zbiory przez wiele lat. Alexander John Ellis, angielski matematyk, filolog i fonetyk, w 1880 roku opublikował obszerne dzieło, w którym podsumował pomiary częstotliwości kilkuset kamertonów i piszczałek organowych. Znacząco temat pogłębił oboista i muzykolog Bruce Haynes, który w książce History of Performing Pitch: The Story of „A” (Scarecrow Press, Lanham–Oxford 2002) przedstawił rezultaty swojej 20-letniej pracy nad katalogowaniem wysokości stroju.
Przez wiele wieków standaryzacja nie troskała muzyków. Wysokość stroju dostosowywano do możliwości głosów i instrumentów.

Doprowadziło to do tego, że w różnych europejskich miastach strojono w odmienny sposób. W XVIII wieku można było zetknąć się z różnicami w zakresie a1=385–485 Hz. Z biegiem czasu, gdy coraz częstsze stały się muzyczne podróże oraz międzynarodowy handel instrumentami, rozbieżności okazały się uciążliwe, zatem podjęto refleksję nad jednolitym standardem.

Zadanie nie należało do najłatwiejszych – tym bardziej że brzmienie instrumentów grających wyżej odbierano jako bardziej wyraziste, co doprowadziło do rywalizacji orkiestr i galopującej inflacji stroju. Głos ludzki ma jednak swoje ograniczenia i nie może bez ustanku podążać za coraz wyższym akompaniamentem. Aby położyć kres temu procesowi, postanowiono dokonać standaryzacji. Doszło do tego we Francji w 1859 roku, kiedy wprowadzono tak zwany diapazon normalny, a1=435 Hz. 

Tę częstotliwość wkrótce przyjęło wiele innych krajów kontynentalnej Europy (Anglicy stroili jednak po swojemu). W 1917 roku American Federation of Musicians przyjęła standard a1=440 Hz, a podobnego wyboru dokonano w 1939 roku w wielu europejskich krajach (tym razem – poza Francją). W 1953 roku Międzynarodowa Organizacja Normalizacyjna (ISO) zatwierdziła częstotliwość a1=440 Hz, potwierdzając ją 22 lata później. Dawne skłonności do podbijania stroju nie wygasły, więc w salach koncertowych świata dziś często słyszy się stroje wyższe o kilka herców od wspomnianej normy.

Jak się okazuje, prawda nie przeszkadza zanadto nieprzejednanym krzewicielom a1=432 Hz. Niezliczone strony internetowe promujące tę częstotliwość potężnym chórem unisono wyśpiewują te same twierdzenia. Można zestawić je w kilka grup: historyczne, teoretycznomuzyczne, przyrodnicze, medyczne, matematyczne oraz metafizyczne.
Fundamentalna teza zwolenników stroju a1=432 Hz głosi, że miał on niegdyś powszechnie obowiązywać. Jednak jak dowodzą choćby prace Ellisa i Haynesa, taki sąd nie znajduje żadnego potwierdzenia w źródłach.

Jedyną wysokością, która przed a1=440 Hz zyskała międzynarodową popularność, był diapazon normalny, czyli a1=435 Hz. Podobnie między bajki należy włożyć tezę, że za przyjęcie stroju a1=440 Hz odpowiedzialność ponoszą naziści. Takiego kroku dokonano już w 1917 roku w Stanach Zjednoczonych. Mówienie o powrocie do dawnego strojenia jest zatem bezpodstawne.

Podbudowaniu wiarygodności stroju a1=432 Hz ma służyć często przytaczana teza, że posługiwał się nim sam Pitagoras. Teoria muzyczna greckiego filozofa dotyczyła jednak wyznaczania względnych interwałów między dźwiękami, a nie bezwZględnych wysokości dźwięków. Co więcej, Pitagoras nie pozostawił po sobie żadnych autentycznych pism. Nawet gdyby takie się zachowały, nie mogłyby dotyczyć konkretnych częstotliwości, gdyż nie istniały wówczas żadne metody ich pomiaru. Z tego samego powodu odrzucić trzeba inne przekonanie – że precyzyjnie do a1=432 Hz dostrojone były starożytne instrumenty.

Na rzecz tej częstotliwości mają przemawiać też argumenty odwołujące się do teorii muzyki. Niekiedy szlachetności tego stroju przydaje się przez nadawanie mu miana pitagorejskiego bądź naturalnego. Jednakże oba określenia są tu błędne, gdyż rodzaj stroju jest niezależny od jego wysokości. Nic nie stoi na przeszkodzie, by stworzyć strój pitagorejski lub naturalny dla dowolnej innej częstotliwości dźwięku a1.

Zwolennicy częstotliwości 432 Hz dowodzą, że występuje ona powszechnie w przyrodzie. Przypisuje się ją śpiewowi ptaków, szumowi strumyka czy brzęczeniu owadów. Gdyby to była prawda, jedynym dźwiękiem słyszalnym podczas spaceru w lesie byłby nieustający ton prosty. Tymczasem najzwyklejsze doświadczenie słuchowe mnogości dźwięków przeczy tej niezbyt przemyślanej tezie. Co więcej, nie ma racjonalnych podstaw, aby uznać jedne częstotliwości za bardziej naturalne od innych.

Spora część argumentacji sprawia pozory dowodu matematycznego, a w rzeczywistości sprowadza się do numerologicznych sztuczek oraz pokładania nadmiernego zaufania w pozbawione znaczenia zależności liczbowe. Zapomina się, że system dziesiętny jest konwencją, do której nie powinno się przywiązywać nadmiernej wagi. W systemie szóstkowym 432 zapiszemy jako 2000, w ósemkowym jako 660, a w dwunastkowym jako 300. Również sam podział minuty na 60 jednostek jest arbitralny, więc trzymanie się liczb jako zbawiennej poręczy nie przyniesie oczekiwanych rezultatów.

Dowody przez machanie rękoma to jednak nie koniec, gdyż częstotliwości 432 Hz przypisuje się często nadzwyczajne właściwości prozdrowotne. Katalog korzyści może budzić zdumienie: od uwalniania toksyn z organizmu, przez regenerację całego ciała, aż po naprawę DNA. Z drugiej strony, częstotliwość 440 Hz posądza się o właściwości destrukcyjne. Jak dotychczas nie przedstawiono żadnych wyników badań naukowych, które dowodziłyby tak niezwykłych efektów. Nikt nie przeczy, że słuchanie muzyki może wpływać na obniżenie poziomu stresu czy poprawienie nastroju, ale uzyskanie takich rezultatów nie powinno zależeć od częstotliwości strojenia dobranej z dokładnością do jednego herca.


Najbardziej spektakularne twierdzenia dotyczące 432 Hz należałoby jednak zaliczyć do dziedziny metafizyki.

Według licznych internetowych przekazów zastosowanie takiego stroju umożliwia dostęp do ukrytych stanów świadomości, podniesienie wibracyjnych energii i połączenie jaźni z naturalnym rezonansem Wszechświata. Nie wiadomo, jak miałoby się to objawiać. Pewne jest, że częstotliwość 432 Hz uruchamia nieskończone pokłady ludzkiej wyobraźni. Można się więc spodziewać, że kiedyś powstaną nowe, jeszcze wymyślniejsze teorie. Kapelusz, z którego są wyciągane, wydaje się pozbawiony dna.

W grudniu 2023 roku w czasopiśmie „Nature” opublikowano pracę dotyczącą dezinformacji w internecie. Badano, w jaki sposób próby weryfikacji treści za pomocą wyszukiwań internetowych mogą wpłynąć na ocenę wiarygodności sprawdzanych tekstów. Ku zaskoczeniu okazało się, że poszukiwanie prawdy, zamiast zbliżać do niej, może zwieść na manowce. Dzieje się tak, ponieważ strony o niskiej wartości merytorycznej, zawierające powtarzające się hasła, zajmują wysokie miejsca w wynikach wyszukiwania, a szansa utwierdzenia się w błędnych przekonaniach zwiększa się w miarę przeglądania rekomendowanych treści. Tak użytkownicy wpadają w błędny krąg manipulacji. Podobnie dzieje się w przypadku wyszukiwania hasła „432 Hz”: większość wysoko publikowanych wyników to dezinformacja czystej wody.

Wypada zaznaczyć, że nie każda osoba biernie lub czynnie posługująca się strojem a1=432 Hz podpisuje się pod wszystkimi stwierdzeniami jego najbardziej zuchwałych orędowników. Dla wielu to kwestia upodobań. Gdyby promocja tego stroju ograniczała się do preferencji estetycznych, temat nie byłby wart szerszego traktowania. Lubi się przecież także rosół z makaronem, lubi się komplementy i kolor niebieski. Do wyborów kulinarnych, towarzyskich i kolorystycznych nie dołącza się jednak twierdzeń stojących w jawnej sprzeczności z prawdą i mających szkodliwe konsekwencje – a tak dzieje się w przypadku twierdzeń na temat 432 Hz.

Oczywiście może się zdarzyć, że takie tezy powiela się nieświadomie czy przy braku pełnej informacji. Problem polega na tym, że gdy osoby kształtujące opinie wypowiadają się przychylnie o stroju a1=432 Hz nawet w umiarkowany sposób, bardzo łatwo taki komunikat przechwycić i opakować w fałszywe komentarze. W ten sposób można nieintencjonalnie przyczynić się do promocji haseł, z którymi przy pełnej wiedzy nie chciałoby się mieć do czynienia.

Promocja częstotliwości 432 Hz wyrządza szkody edukacji muzycznej. Z oczywistych względów przejaskrawione tezy zyskują większą uwagę niż stonowana rzeczywistość, przez co są częściej powielane. To sprawia, że media społecznościowe zalewają fałszywe informacje dotyczące muzyki, którym nieświadomie zawierzyć może wielu odbiorców. Wybujałe fantazje zaczynają uchodzić za wiedzę muzyczną. Niestety, zdarza się nawet, że nieprawdziwe wiadomości trafiają do materiałów pedagogicznych.

Zepsuty metronom będzie nieustannie podawał fałszywy puls. W analogiczny sposób źródła, które powielają fantasmagorie dotyczące 432 Hz, produkują nieskończone liczby równie wątpliwych doniesień. Po nitce do kłębka można trafić do portali ezoterycznych, wiążących różne systemy wierzeń niezwykle swobodnie, podchodzących do prawdy z dużym dystansem, bacznie omijających wyniki badań naukowych oraz promujących uzdrawianie niekonwencjonalnymi metodami. Oczywiście nie za darmo.

Słuchanie muzyki w innym stroju prawdopodobnie nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Z a1=432 Hz wiążą się jednak treści wprowadzające w błąd i narażające na straty finansowe. Łatwo znaleźć sklepy internetowe, których podstawą działania jest sprzedaż produktów, których promocja bazuje na zasianej uprzednio dezinformacji dotyczącej muzyki. Sprzedawane są odpowiednio strojone instrumenty, którym przypisuje się niesłychane właściwości. Znamienne, że odjęcie ośmiu herców od stroju wiąże się z dodaniem kilkuset (lub nawet kilku tysięcy) złotych do ceny. Można przypuszczać, że niemałe zyski generują też wyświetlenia odpowiednio przygotowanych materiałów czy sprzedaż aplikacji zmieniających strój.
Największym zagrożeniem są jednak strony internetowe promujące pseudomedyczne sposoby leczenia najcięższych chorób z wykorzystaniem instrumentów zgodnie z rozpowszechnianymi konfabulacjami na temat muzyki.

Doszło do tego, że bez zażenowania rozgłasza się pogląd, iż można przeciwdziałać nowotworom za pomocą kamertonów dostosowanych do stroju a1=432 Hz, czy wspomina o skuteczności podobnych metod w leczeniu zespołu Downa u dzieci. To jednoznaczny znak, że sprawy zaszły zdecydowanie za daleko.

W przedmowie do drugiej księgi Traité... Mersenne napisał: „Proszę więc o jedną rzecz muzyków i wszystkich uczonych, której szczerze nie mogą mi odmówić: mianowicie, aby nie wierzyli w żadną z tych historii, które starożytni podają o działaniu muzyki, jak została wynaleziona etc., której wpierw nie poddali doświadczeniu bądź nie zostali przekonani dowodem. Dziwna to bowiem rzecz, że tak łatwo przyjmujemy błędne opinie naszych przodków, mimo że nie mieli oni żadnej mocy, a najczęściej także żadnej woli, by zobowiązać nas do podążania za tym, co mówili”.

Po niemal 400 latach ta prośba nic nie straciła na sile i aktualności. Im bardziej zdumiewające twierdzenia wysuwa się na temat muzyki, tym większy materiał dowodowy należałoby zgromadzić. Warto zatem ostrożnie przypatrywać się muzycznym rewelacjom, aby legendy dotyczące 432 Hz i innych cudownych częstotliwości nie pozostały z nami na kolejne tysiąclecia.







ruchmuzyczny.pl/article/4249




Mikroplastik (6)




Ciekawe, czy to jest wyliczalne...

ile plastiku wyprodukowano do dzisiaj wobec czego ile powinno być wokół...




przedruk
tłumaczenie automatyczne


28 grudnia 2024


Według badania przeprowadzonego przez Francuską Agencję Transformacji Ekologicznej mikrodrobiny plastiku są obecne na 76% gruntów rolnych



Francuska Agencja Transformacji Ekologicznej przeprowadziła badanie na gruntach rolnych, z którego wynika, że mikroplastik jest obecny w 76% przypadków. Ademe opublikowało wyniki analizy przeprowadzonej na 33 próbkach pobranych z różnych środowisk, takich jak lasy, łąki, winnice, sady i orne obszary rolne, rozmieszczone w całej Francji

Francuska Agencja Transformacji Ekologicznej przeprowadziła badanie na gruntach rolnych, z którego wynika, że mikroplastik jest obecny w 76% przypadków. Badanie to jest pierwszym, w którym przeanalizowano zanieczyszczenie gleby we Francji spowodowane mikrodrobinami plastiku. W czwartek, 26 grudnia, Ademe opublikowało wyniki analizy przeprowadzonej na 33 próbkach pobranych z różnych środowisk, takich jak lasy, łąki, winnice, sady i grunty rolne, rozmieszczone na terenie całej Francji.

Zgodnie z danymi dostarczonymi przez Ademe, 25 analizowanych próbek, co odpowiada 76%, zawierało cząstki o wielkości mniejszej niż pięć milimetrów. Cząstki te powstają w wyniku rozkładu tworzyw sztucznych, które gromadzą się na wysypiskach śmieci lub w środowisku naturalnym. Średnio analizowane próbki zawierały około 15 cząstek mikroplastiku na kilogram suchej gleby. Najczęstszymi rodzajami znalezionych mikrodrobin plastiku były polietylen i polipropylen, materiały często stosowane w opakowaniach.

Analizy zostały przeprowadzone przez instytut badawczy Dupuy De Lôme w Lorient, zlokalizowany w departamencie Morbihan. Wyniki wykazały, że zanieczyszczenie mikroplastikiem jest obecne w większości badanych gleb rolnych. W szczególności mikrodrobiny plastiku znaleziono we wszystkich czterech analizowanych próbkach gleby łąkowej, w 17 z 21 próbek gleby upraw polowych oraz w trzech z czterech próbek winnic i sadów. Tylko jedna z czterech pobranych próbek gleby leśnej zawierała mikrodrobiny plastiku.

Badanie to zostało określone przez autorów jako pierwsze, które scharakteryzowało zakres zanieczyszczenia mikroplastikiem w skali Francji metropolitalnej, obejmującego tereny wykorzystywane do różnych celów rolniczych i które nie otrzymały bezpośrednich środków do produkcji tworzyw sztucznych w wyniku działalności człowieka. Rodzi to pytania o to, w jaki sposób te mikrodrobiny plastiku mogą być obecne w glebie.

W komunikacie prasowym Francuska Agencja ds. Transformacji Ekologicznej stwierdziła, że zebrane dane nie pozwalają na zidentyfikowanie źródła mikroplastiku. Agencja stawia jednak "hipotezę, że w przypadku gleb wykorzystywanych do działalności rolniczej część ich pochodzenia wynika ze stosowanych praktyk rolniczych".

Niemal systematyczna obecność mikrodrobin plastiku w badanych glebach pokazuje, że istnieje pilna potrzeba kontynuowania badań w celu dostarczenia danych monitorujących mikroplastik w glebach. Naukowcy sugerują rozszerzenie zakresu na obszary miejskie i terytoria zamorskie. Potrzebna jest dalsza wiedza, aby "scharakteryzować obecne zanieczyszczenie i zidentyfikować jego źródła, aby wprowadzić skuteczny plan działania" w celu ograniczenia tego zanieczyszczenia i zapobiegania mu. Informacje te zostały dostarczone przez Isabelle Deportes, inżyniera specjalizującego się w wpływie na zdrowie i ekotoksykologii.

Zanieczyszczenie mikroplastikiem na gruntach rolnych stanowi potencjalne zagrożenie dla zdrowia ludzkiego. W rzeczywistości mikrodrobiny plastiku mogą powodować stany zapalne i mogą również służyć jako nośnik niebezpiecznych chemikaliów, takich jak PFAS, które mogą dostać się do organizmu ludzkiego.